Arnold Słucki Bruno Schulz Tak urealnia się principium individuationis: kuszenie substancji ciągłe, upłynniony żar pogardy sennej, miłości... Ojcze, ojcze, kondor śpi, przelatuje słońce nad Drohobyczem i przejrzystą machinację szykują na niebie obłoki w ślepym punkcie obwodu. Blask: Pantha rei, Alleluja woła ruchem rąk Bóg głuchoniemy, Wstydliwy filozof incognito szmacianą togę rozwija na wszechświat, na miasteczko, jak wdowi pantofel rzucony w zorzę za ogrody i już jest za drzwiami, gdzie rozwiązłe szmery traw i teksty dosłowne kwiatów przepoczwarzają się w ruchomy telegram stamtąd, stamtąd aż dochodziły nas fale snu w rytmicznych pulsach. Jakże nie upaść, zamurowany w swych znaczeniach wszędzie stukasz, trumny świateł otwierają się, jak antyki na wiosnę, w których skarby naszych pytań, weksle olśniewające leżą, oślepłe pliki w panice, pełne eksplozji i karkołomnych nadziei, tam zielniki nasze, w rodał zwinięte brystole, żółty promień zagryza dziwoląg a i mól krajobrazem wygraża, w gablotach nasiona geny swoje ostrzą, tam siostry świecą w pościeli drobinami ciała, co niby wirus idealną swą cerą nas zabija i regeneruje jak medium z daleka we wszechświecie otwartym, jak rana delfina i szczelnym, jak astralne ciało aniołów po rzezi. (Eklogi i psalmodie, 1966) Arnold Słucki Bruno Schulz Tak se uskutečňuje principium individuationis: stálé pokušení materiálu, rozpuštěný oheň snového pohrdání, lásky… Otče, otče, kondor spí, slunce přelétá nad Drohobyčí a oblaka chystají na nebi průhlednou machinaci v slepém bodě obvodu. Blesk: Pantha rei, Alleluja volá pohybem rukou hluchoněmý Bůh, stydlivý filozof incognito rozvíjí hadrovou tógu na vesmír, na městečko, jak vdovský střevíc hozený do červánků za zahrady a už je za dveřmi, kde se prostopášný šelest trav a doslovné texty květů zakuklují v pohyblivý telegram odkudsi, odkudsi až k nám doléhaly vlny spánku v rytmickém tepu. Jak jen neklesnout, zazděný svými významy všude klepeš, rakve světel se otevírají, jak starožitnosti na jaře, v nichž leží poklady našich otázek, oslnivé směnky, svazky osleplé v panice, plny výbuchů a krkolomných nadějí, tam jsou naše herbáře, papíry svinuté do ruliček, žlutý paprsek se zahryzává do podivnosti a i mol vyhrožuje krajinou, ve vitrínách sémě už si brousí geny, sestry svítí v posteli kousky svých těl, jež nás svou dokonalou kůží zabíjejí jak virus a obnovují jak vzdálené médium ve vesmíru rozevřeném jako delfínova rána a těsném jak astrální těla andělů po vraždě. (Eklogy a žalozpěvy, 1966)