Danilo Kiš
CYRK RODZINNY
í
Danilo Kiš
CYRK RODZINNY
Przetožyta Danuta Cirlic-Straszynska
i
W)řllBmiÍ(tWO^MnW
VhkňH20Q6
Tytutoryginatu půrůdl(ni emeus
(BANI IAD1 ■ ■ AÍT A. PEPEO ■ PESCANIX)
Projekt okiadki i &tron tytutowych k ami; targdsz iidifcif Autora C by the estate or hanilo kiS
Copyright&by the estate of danilo kis
Copyright* for I he Polish edition by »KD*WNlcrwo CZaRN I, ioo6
Copyright ■£ for ihr i'nlish translation
by DANUTA t. i n j. i l:-\t t AS/v S s k a. Ji.i....r.
Redaktjiiktureku mai.coizata vnt.aziK Projekt typograficmy bobek t oleí
Przcdmowa
Wcze&ne smutki to szkice w bloku, oczywiscie kolorowe, Ogród, popiótto grafitowy rysunek na plot nie, który pokryty ciernne barwy Klepsyäry, g?ste, zawiesiste, a szkice w bloku wskutek tego przestafy mier jakiekolwiek znacze-nie. Klepsydra to tr2eci i ostatni tom cyklu rodzinnego; myšie, že dopiero w tym zestawíeniu, jako swego rodzaju trylogia, ksiazki te staja sie. prawdziwym Bildungsro-man. Tak potaczone, przedstawiaja na dwóch rôznych plaszczyznach, w jakimš niezwyktynn paralelizmie, nie tylko rozwój dwu gtównych postačí, które w tých ksiai-kach szukaja sie. i dopelniaja, lecz takže ich dojrzewanie twórcze. leželi postač nazwana A.S.-em jesl identyťzna i postačia autora, to te trzy ksiazki, w wymíenionym poriadku, stanowia jednoczešnie rod za j Bilduttgsromafí, ukazujú pewna biografie literacka.
1973
JSBM *3»9755-5!»-9
WCZESNE SMUTKl
|i-siť>ni$( gdy zrywa si? wiatr
lesieniij, gdy zrywa si? wiatr, liäcie kasztanowca spa-daj$ raptownie, ogonkiem w dóí, Sfychac odglos, jakby ptak uder-/y t dziobem w ziemi?. A kasztan spadá bez najmniejszego wiatrUj sam z steble, jak gwiazda — z za-wrotng szybkoscia. O ziemie uderza z tepym krzykiem, Nie wychodzi jak ptak z jajká, stopníowo, lecz wtochata tupina peka nagle, od srodka biatoniebieskawa, i wyska-kuja z niej íobuzerskie metysy, z btyszczacymi policzkami, jak policzki u£miechni?tego Murzyna. W niektorých tupinach znajduja. sie blížniaki, a jednak ludzie mogJiby je rozróžnié- jeden ma na czole znak, niby kori. Matka zawsze go pozná — po gwieždzie na czole,
Chlopiec zbiera kasztany, które schowaly sie w dotkach t\A trawnikv, i wklada je pod policzki. Usta ma petne ja-kiejs lepkiej goryczy. Ušmiecha sie, Warto by sie wspiaŕ na gataž, wybrac jedno grono kasztanów i czekač. Nie pozwolič sie podejáe aniolowi snu. Co najmniej trzy dni í trzy noee, bez jedzenia i picia, bez snu i odpoczynku, trzeba by si? wpatrywac w owoc. Tak jak wpatruje si? w matí wskazówk? zegarka. Kolce stwardníaty i pociem-níaíy na czubkach. Jezeli dotknaŕ ich niezr?cznie, z robia
SI
w palcu dziurke, z której wypíynie piek na, czerwona krew. Trzeba bedzie ssač brudny palec, który przed chwila. lepil kule z blota i lajna. Može tež dojšč do zakaženia krwi. Kiedy si? to sta nie, dzieci umieraj, Wktada sie je do ma-h/ch pozlacanych trumienek i zanosi na cmentatz, micdzy róže. Na czele konduktu ktos niesie krzyž, za trumna id^ mama i tata chlopca, i naturalnie siostra, ježeli mial siostre. Mama jest w cíežkiej žalobie, nie widač jej twarzy. W miejscu, gdzie sa oczy, czarny jedwab zmoczyly Izy.
Pewna biala panien ka w czarnym fartuszku gimnazja-listki síedzi w jakims krysztalowym áwietle, wpadajacym przez na wpól spuszczone žaluzje. Na fioíkowych flako-nikach z woda koloňska. stonce rysuje zloté gwiazdki-
A oto tajemnica zápachu fiolków: panienka, która sprzedaje obrazki z motylami i dzikimi zwierzetami, a takže perfumy, ze wszystkich zapachów najbardziej Kubi zápach fiolków. I wszystko szezodrze nim skrapia: dlo-nie, bujne rude wlosy (chociaž do rudých wlosów chyba lepiej by sie nadawal jakiš inny zápach)...
Trzeba by skomponowač fuge na orkiestre i bez. Stawiač na podium w ciemnej sali fiotkowe ílakoniki szlachet-nych zapachów,
Tych, którzy bycicho, bez krzyku, tracili przytomnošŕ, wynoszono by do sasiedniej sali, pelnej dziecínnego, lecz-niczego zápachu lipy i rumianku.
Aleja ka&ztanów
Przepraszam, czy mógtby mi pan powiedziec, gdzie sie znajduje aleja kasztanów? Nie wie pan? Musi byc gdzieé tutaj... Juž nie pamietam, jak sie nazywafa, ale wiem na pewno, že to gdzieá tutaj... Jak to? Nie ma tu nigdzie ulicy ze szpalerem kasztanów? Alež, prosze pana, musi tu byč\ Niemožliwe, žeby wspomnienia byíy tak zawodrie.
Tak, jeszczeprzed wojna... Na rogu byla szkota, a przed ni% studnia artezyjska, Nie podejrzewa pan chyba, že zmyálam. Chodzilem tu do pierwszej klasy, a przedtem do przedszkola. Nauczycielka miafa na imie Fánni, Panna Fánni, Moge panu pokazač fotografie naszej klasy: panna Fánni, wychowawczyni... tak, ten chíopiec sie-dzacy obok to ja, Andreas Sam, moja siostra Ana, Fredi Fuchs, przywódca nasměj bandy...
Ach, prosze pana, teraz sobie przypomniaíem. Cho-dzi o ulice Bema, naležalem przeciež do stynnej bandy bemowców, której wodzem byl Fredi Fuchs, zwany Aca Tyczka, volksdeutsch... Ach, prosze pana, gdyby nie ta rozmowa, wcale by mi do gíowy nie przyszto, že chodzi
0 ulice Bema, wie pan, slynnego polskiego generála
1 1848 roku, Može teraz pan sobíe przypomni: Bern,
u
ulica Bema. No tak, przepraszam, pan oczywiácie nie može tego pamietač, skoro pan tu nie mieszka! przed wojna. Ale može te kasztany, szpaler kasztanów... Na wiosne caía. ulice, wypelniat ich zápach, niečo mdty i ciežki, chyba že bylo po deszczu, Wtedy zápach kwia-tów kasztanowca, zmieszany z ozonem, roznosit sie wszedzie naokolo.
Alež sie rozgadalem, przepraszam. Wie pan, zapytam jeszcze kogos. Musi síe znaležc ktos, kto sobie przypomni. Przed wojna; ta aleja kasztanów nazywata si? ulica Berná.,,,
Pan tež nie pamieta? Moge powiedzíed, že na rogu by ta studnia artezyjska, przed szkota. A tam sie znaj-dowaty koszary, na lewo, za rogiem, na drugim koncu ulicy. My, dzieci, nie chodzilišmy tak daleko... Chociaž diižego ruchu tu nie bylo. Ale na rogu, pnted koszarami, zaczynaty si? szyny, Tak, male, žótto-niebieskie tramwaje. Zapomniatem powiedzieč, že obok szpaler u kasztanów, z prawej strony, wykopano tuž przed wojna rowy, ktoré ciagnety sie zygzakiem. Byla to kryjówka naszej bandy. Može dzieki ternu szczególowi pan sobie przypomni: dtugi, zygzakowaty rów... To prawda, wszedzie kopano rowy, ale kasztany rošty tylko na naszej ulicy. Tak, na naszej ulicy z čata pewnošcia rošty kasztany, a to sa, prosze pana, akacje, I nigdzie nie widze studni. Niemožliwe, može pan sie myli, može ulica Bema byla gdzie indziej, ta mi sie wydaje za mata. Zreszta, dziekuje panu, spraw-dze. Zapukám do którychs drzwi i spýtam, czy ta ulica nazywala sie przed wojna ulica Bema. Bo wszystko to, prosze pana, jest bardzo dziwne. Jak moglo zniknac tyle
drzew, choc jedno by zostalo. Drzewa chyba žyja dtužej, kasztany, prosze pana, nie umieraj.} tak tatWO,
Ach, prosze pani, nie wierze wlasnym oczom. Nikt nie potrafi wyjasniŕ, gdzie sie podzialy te kasztany, i gdyty nie pani, gotów bym uznac, že to mój wymysl albo sen. Bo wie pani, jak bywa ze wspomnieniami, cztowiek ni-gdy nie ma pewnosci. Bardzo dziekuje. Pôjde poszukač domu, w ktorým mieszkalem. Nie, dziekuje pani, wole pôjsc sam.
W chwiie póžniej podszedl, chociaž nie byíy to ta m t e drzwi, i nacisnaí dzwonek. Przepraszam, powiedziat zwyczajnie, czy tu mieszka Andreas Sam?.,. Nie, odparia kobieta, nie umie pan czytaŕ? Tu mieszka proŕe sor Smerdel.
Jest pani pewna, zapytal znowu, že nie mieszka tu Andreas Sam? Mieszkal tu przed wojna;, wíem na pewno, Može pani sobie przypomni jego ojca. Edward Sam, w okularachu Albo može przypomni pani sobie jego matke. Maria Sam, wysoka, pieJaia kobieta, niezwykle cicha. Albo jego siostre. Ana Sam, z nieodtaczna kokarda we wlosach... O, widzi pani, na miejscu tej grzadki z cebula stalo ich lôžko, Dobrze to pamietam. A tu stala maszyna do szycia naležaca do jego matkí, Márii Sam. Maszyna marki Singer, z pedatem.,.
O, przepraszam. Ja tylko przywoluje wspomnienia. Wie pani, po tylu latách wszystko znika. O, na wezgío-wiu mojego lôžka wyrosla jablonka, maszyna do szycia za mienila sie w krzak róžy. A po kasztanach nawet slad nie zostal. To dlatego, prosz? pani, že kasztany nie m aj a wspomnien.
12
Dom nie istnieje, sb/szy pani? Na wezglowiu mojego lôžka wyrosta jablonka. Powyginane, pokryte naroslami drzewo, które nie daje owoców. Pokoj mojego dzieäristwa zamienil si? w grzadke cebuK, a singerowska maszyna mojej matki — w krzak róžy. Obok ogrodu wznosi sie teraz trzypietrowy dom, mieszka w nim profesor Smerdel. Kasztany šcieto — wojna, ludzie albo po prostu czas.
A oto, co sie tu stato, przy ulicy Bema dwadziešcia siedem. Przed dwudziestu laty, które chciatem przesa-dzié jedným lirycznym skokiem w przód, Wchodzi mój ojciec, w par? miesiecy po naszym wyjezdzie stád, do domu numer dwadziešcia siedem przy ulicy Bema i za-biera nasze sprzety: dwie szafy, dwa tóžka, maszyne singerowska mojej mamy. Gdy wyniesiono ostatní mebel, a byla to otomana, w ktorej spiewaja sprežyny — ja wciaž jeszcze z pania rozmawiam, pani Smerdel — oto, co sie stalo: „Gdy wy niesli í my ostatní mebel, droga Olgof a byla to otomana, w ktorej spiewaja sprežyny, dom zawalit sí? jak zámek z piasku. Sam nie wiem, jakim cudem zdo-lalem..." (Z listu Edwarda Sama, mojego ojca, do jego siostry Olgi Sam-Urfi).
Teraz rosná; tu piekne zielone pory i cebula, prosze pani...
Zabawa
Zajrzaí przez dziurke od klueza i pomyslat: to nie on, to nie Andreas. Dingo jeszcze stal pochylony, myslac to nie on. Stal uparcie, nieruchomo, jeszcze wtedy, gdy poezul ból w krzyžu. Byl wysoki i klamka znajdowala sie wlaí-ciwie naprzeciwko jego nóg. Nie ruszal sie jednak. Nie wyprostowal si? nawet wówczas, gdy oezy zaczety mu Izawic i za mg] i ty szkta okularów. Z pokojů wialo chto-dem, jak z korytarza. Ale mežczyzna nie ruszal df, Tylko w pewnej chwili, gdy szklo okularów dotknete klamki, toínal nieco gtowe. Musze to pokazac Marii, myslal jakos zlosliwie, nieswiadom ani tej mysli, ani zawartej w niej zlošliwošci. Musze jej pokazac Maksa Ahaszwerowicza handlujacego gesim pierzem. Nie wiedzac ezemu, odezu-wal potrzebe dokuezania Marii, Ale jej dokuezy, myšlal zadowolony. Trzeba pokazac Marii, jak pryna podziemne rzeki krwi. Andreas w gruncie rzeezy to nie jej Jasno-wfosy Chlopiec (jak sadzi), ale jego krew, wnuk Maksa Tulacza. To ja zabolí. |už z góry triumfowal, napawal sie skrytým cierpieniem Marii, bezradnoscia, która nie pozwoli jej nawet w duchu, nawet w milezeniu, oprzec sie sile jego dowodów, kiedy zobaczy (gdy on jej pokaze),
15
jak Jasnowlosy Chlopiec, jak jej Andreas, zachwala towar przed klientami, idac od obrazu do obrazu, jakby tulal sie przez wieki. To ja zabolí. Dlatego tak upartie wpatrywat sie w dziurke od klucza, odkládal chwile. zadowolenia, bliska, na wyci^gniecie reki, Nie chrni jednak, nie mógl wyciagnac reki i zadowolió sie tym, že sprawi Marii ból. Dlatego odkládal te chwile. Czekal, až sama doj rzej e, po-wlecze sie ňolctcm i spadnie jak sliwka w bloto. Dlatego jeszcze nie wolai Maru, lecz nadal upartie zagladat przez dziurke od kluC2a, przez która, jak przez korytarz, wiato chtodem bezczasowej dali. A na koricu tego korytať2a, w zmaconej, zamglonej perspektywíe. jakby w pólmroku, stal on, Maks Ahaszwerowicz handlujacy gesim pierzem, i zachwalat swój towar sprytnie, po žydowsku. M^žczyzna myšlal tylko o Mak sie, musial o nim myslet, poniewaž go widziat. Ani na moment jednak nie zapomínal, že trzeba to wszyitko pokazač Marii i že ja to zaboli, Tak, dlatego jeszcze jej nie wotal. Czekaí, až chwila sama dojrzeje, powlecze sie ftoletcm, a wówczas, gdy spadnie, on ja zmiaidžy, zdepcze.
Chlopiet (tymczasem) jest sam w pokojů. Czuje, jak ziebna^ mu rece, i od dawna chce pojsc do kuchni, žeby sie zagrzač. Ale nie može. Tutaj nikt go nie widzi, a tam, pod okiem starszych, nie móglby si? tak bawič. Kawet by mu chyba nie przeszkadzali, na pewno by go nie skrzyczeli (zwtaszcza mama), bo zabawa (czuje to) jest niewinna (což to znatzy w porównaniu z paleniem zápalek w szopie albo pluciem na przechodniów zza plotu). A jednak jest to jakaš dziwna zabawa. Ana nigdy by jej nie wymyslila.
Chlopiec uparcie trzyma na ramieniu swoj^ perkalowa poduszk?, niby to zgi^ty pod ciežarem chodzi od obrazu do obrazu (jest w ty m coá zdrožnego, czuje to) i mruczy pólgtosem. Kolo maszyny do szycia, pod oknem, leza na wyszorowanej podtodze jego zabawki; olowiani žoínierze, gliniane kulki i szkielka. Ale on sie teraz bawi w co in-nego, choda ž wlašciwie nie wie w co. „Žyczy sobie pani bialegolabedziegopuchu?' szepczewglcbokimuklonie, wpatrzony w tajemniczy usmiech Mony Lisy nad lóžkiem Any. Ní a jego twarzy maluje sie szczery zawód. To byla ostatnia okazja. Tylu klíentów odprawilo go juž z kwit-kiem. I ten starzec (w smiesznym kapelu.szu i z dluga fajka w zajeczych wargach), który wisi nad lóžkiem ojca, i ta starsza wytworna dama (z garbatym nosem i w ámiesz-nych spiczastych pantoťlach z klamra), i wszyscy po kolei, a teraz jeszcze i ta piekna pani, która tak zagadkowo, dwuznacznie sie usmíecha: zdaje c i sie, že kupi wszystko, to znów masz wraženie, že odrzuca twoja pmpozycje, z lekka po pard a. Chtopiec stoi przed nia upokorzony i — zakochany. Wytzekuje odpowiedzi, myslíc; nie dla mílie ta robota. Tej kobiecie oddalbym wszystek towar za jej piekne oczy, za usmiech, i mój sklep by przepadl. A niech przepadnie, mysli z btyszczacymi oczami. Níech tam, wszystko jej oddám, žeby spala w miekkiej pošcieli. I nagle mówi glosno: JfPani Mono Liso, oto dar mto-dego kupczyka na pani poslanie... Zapláči la pani swoim usmiechem". Klania sie, naprawde zarumieniony, choč wie, že to tylko zabawa i ztudzenie. Wstydzi sie jednak swego nicdoroslego kawalerstwa i zdrady samego siebie, bo kiedy juž ktoš gra role handlarza, powinien starat sie
16 i?
jak najlepiej sprzedac towar, a nie bankrutowač z powodu czyjegoá uámiechu.
Spojrzat przez dziurke od klucza L zobaczyt swego niežyjacego juž ojca, Maksa Ahaszwerowicza. To nie duch. To handlarz gesim pierzem, Maks Ahaszwerowicz
wtasnej osobie. Przyszedt z daleka. Przez dziurke od klucza, jak przez korytarz» wialo dokuczliwym chtodem. Mežczyzna milczat. Czut, že maci mu sie w oczach, Maks napotkaí klientke. „Frau, wünschen Sie feiner GansfederV, ktania sie tobuzersko, zdejmuje worek z ramienia.
Mežczyzna milczat.
„Paní Mono Liso" mówi Maks, „to najpiekniejszy puch z naszych okolic, To puch labedzia I-edy. Žyczy pani sobie tabedziego puchu?", po czym, dostrzegajac na twarzy klientki ledwo wyczuwalny ušmiech, który cos obíecuje, który oznacza pieszczote, lecz takže wzgarde^ bierze worek na ramie i klania sic nisko: „Adios, seňorita, pani tego požaluje".
Mežczyzna drgnat. Jego dtonie, dotychczas spokojme splecione na plecach, nagle zaczely mówič cos, czego Maria nie mogla pojac, bo byta odwrócona tytém. Mežczyzna jak gdyby przyróst do dziurki od klucza. Naraz jednak wyprostowal sie i otarl oczy chusteczka,, nie zdejmujac okularów. „Mario", powiedziat pó tg to sem, „zgadnij, kto jest w pokojů. Zajrzyj! Tylko ostrožnie". Kobieta odwró-cila sie, nie wypuszczajac džezvy*, klóra^ lizat fintkowy
Diez va — naťzynie metalowe. 7 ťitugq rgcík^, do parzenia kawy (przyp. tlum.).
ptomieri maszynki spirytusowej. „Kto, Edwardzie?", Widziata, jak jego gatki oczne napinaja sie pod szktem okularów. .Kto? Kto? Popatrz!", zawotat zirytowany. „Mój zmarty ojciec. Maks Ahaszwer!" Zmeczony opadt na krzesto i zapálit papierosa. Kobieta zdjela džezve, z pto-mienia. Widač byto, že jej takže drža rece.
Drzwi zaskomlaty i chlopiec sie wzdrygnal. Kobieta zastala go z poduszka w ramionach. Poza nimi w pokoju nie byto nikogo,
„Andi", powiedziala, nie mogac ukryc drženia glosu. „Co robisz w tej zimnicy? Rece na pewno ci zgrabiaty..."
„Nic", odparí. „Bawie sie".
j,Zostaw te poduszke", powiedziaía.
„Przeciež ja sie nia bawie., mamo", Chlopiec zarzucil poduszke na ramie i stanat przed matka. „Žyczy pani sobie miekkiego labedziego puchu?", spýtal z uámiechem i sklonil sie.
Kobieta milczala. Ušmiech zgast na twarzy chtopca (no tak, wiedziatj przeczuwal, jest cos zdrožnego w tej zabawie). Wyrwala mu poduszke z reki i rzuciia na tužko. Fotem ruszyla ku drzwiom, lecz nagle stanuta, przykuta wzrokiem mežczyzny. Wypušciwszy dloň chtopca, szybko przeszla obok Edwarda.
„Widzialaš Maksa Ahaszwerowicza?". Z jego ust ode-rwala sie jakby dojrzata šliwka, spadajaca w btoto.
„Tak, Edwardzie, widzialam. Zachwalat mi puch ta-bedzi". „Madame, czy žyczy sobie pani miekkiego labedziego puchu?".
19
„Byt sobie pewien král", zaczeta opowiadac" dzíecku, gdy odmówili modlitw^, „L?", spytaí chlopiec, šciera-jac sen z oczu (ale wiedzíaí, že na nic wszelkie wysitki, bajka jak zwykle go uspi), „I oženit sie z pewna. Cygan-ka..*". „A dlaczego?", spýtal chlopiec, „Cyganka byla pi^kna, najpie kniejsza w caíym królestwie. I urodzila mu syna, który kiedyš miat zastapič go na tronie. Wówczas król, uszczesliwiony, kázat Cyganke zabió, bo gdyby okázalo* že ona jest matkq dziecka, nástupca stracilby tron. Tak wi^c chlopiec nigdy sie nie dowiedziat, kim byta jego matka. Na szcze^cíe wdal sie w ojca i nikt nic mógt si? dopatrzyč w kolor ze jego skóry ciemnego odcienía rygaňskiej krwi..,". „Nie rozumiem", powiedziato dziec-ko. — „To nie jest takie wažne. Postuchaj dal e j" odparia matka, žalujac troche, ze zaczeta te bájke, ale teraz j u ž nie mogla sie zatrzymač, nie tylko ze wzgledu na syna, „Nad jego wychowaniem czuwalí medrcy i najlepsi nauezyciele w caíym królestwie. Król byl zadowolony i szcz^ílíwy', Tu mogta si? zatrzymac, a poza tym sama nie wíedzlata, jak zakoňczyc bájke — bedzie to przykre dla dziecka, Lecz gdy ustyszala jego „A potem?" (przywykt j už do zwro-tów akcji), zaczela mówifj dalej, zanim jeszcze wymyélita zakoňczenie: „Pewnego dnia król zajrzat do komnaty syna, žeby si$ przckonac. czy królewicz juž spi...". „A potem?". Chwile milczata. WA potem zobaczyl, jakdziecko z aksamit na, jedwabiem haftowana poduszkg slot przed portrétem swojej matki i žebrze: «Daj ehoé skórke chleba, potežna królowo (naáladowala teraz cygariski sposób mnwienia), i jakiš galgan, žebym mógt przykryc swoja nagoič...**. Król, jak oparzony, wpadt do komnaty syna.
«Cóž ty robisz, królewiczu?», zakrzyknal. «Žebrze, ojcze», odparí królewicz. «Znudzity mi sie wszystkie zabawy, L konie, i sokoly, wiee bawie si? w zebraka»" Mówita CO-raz ciszej, až wreszcie umilkta. Chiopiec zasnal. Zgasita lampe i poszta przez pokoj na palcach.
„Syna tež zabil?", ustyszata z ciemnosci i wzdrygnela sie, Wróciía i pogtaskala dziecku. „Nie", szepneta, nie /.ipalajac šwiatla. „Nie".
20
Pogrom
Pragnienie, by nie przeoczyc zajicia, w które byty wmíe-szane niemal wszystkie z na ne mi osoby z ulicy, a takže skryty zamiar rozSuptania klubka zdarzeň, z ktorými ostatnio spia t a lo ste moje zycie, sprawity, že dzíelnie przylaczylem sie do thimu. Gromada ludzi spieszacych důkads i zdySzanych p o:: i 41; n c Li mnie z soba.. Szedlem m mi? w ramie z akcyžnikami i stražakami, dygzatem jakby a kresu si t i dostosowywatem oddech do ich kroku-Myslaíem, že dzieki ternu zdoíam uchwycic sens wy-padków, które gíeboko wstrzasn?ly mnie w tých dniach, a ktorých nie umiata mi wyjasnic nawet matka, Idac, wal-czylem jednak ze strachem. Snieg skrzy piat pod nogami, stawat sig zbity, twardyjak chodník, lamliwyidzwieczny. Tíum niby wiclka stonoga d reptat po nim, a z Ľst unosila si? para, czysta i blata. Przez zaston? smrodJiwych wyziewovf i dyszenia docieraí do mnie, mimo filtru sniežnego, zápach tanich perfum, kwaskowaty zápach potUj rozchodzacy sie z zielonych uniformów akcyíników i granatowych mundurów stražaków. Nagle rozlegl si? brz?k szkta, które jak btyskawica zalšniio nad gtowami tlumu, a za nimj niby dalekie echo, dobiegl trzask desek
22
l wreszĽie westchnienie ulgi, gdy brama ustapita pod náporem,
Stalém pod daszkiem magazynu, chwytaj^c za pul y ptaszczy, trzymajac si? spódnic, a gdy tlum wyciskal mnie i odrzucai, uparcie wracalem popychany strachem, prze-dzieralem sie przez las nóg w przekonaniu, že tu, w oku cyklonu, jestem najlepiej przed nimi ukryty i nie wolno mi si? oddalié od tej masy ludzi, od bezpiecznej oslony ich wácieklosci, nawet na odleglošč r?ki, bo mogliby mnie schwytac i zadeptač.
Poniewaž drzwi magazynu otwieraty si? na zewnatrz, pojawit si? problém, bo nikt z pierwszych rzedów nie chcia] odstapič Nastat piekielny halas, wywijano kijami i krzyczano, síychac bylo tupot nóg, wotanie o ratunek. Naraz, nie wiem jakim cudem, duže jednoskrzydtowe drzwi wci?ty si? w te czarna^ mas? jak ostrze noža. Niebie-nikawy zmrokzaczal južzapadac wielkimi klatkami, niby ulbrzymia winda zježd zajaca wsród wysokich scian do iwego leža. W powietrzu dominowal zápach nafty i myd-l.i, ale z rozwartych ust magazynu naplywaly warstwy naj-rozmaitszych zapachósv, wyprzedzajac pomarancze i cy-tryny, mydla toaleto we i przyprawy. Potem, z tandetnym díwiekiem blachy, zacz?íy si? pojawiač konserwy w pro-Ktokatnych pu&zkach, dajac w ciemnosciach niegrožne Nygnaly swym mosi?žnym btyskíem, wiazki áwiec w nie-bieskim papierze pakowym grzechútaty jak wysuszone kosci, jablka padaly z tepy m stukiem, a juž w chwil? po-tľnij zmiazdžone nogami, wygladaíy jak przežute, Z brunátných papierowyth worków sypat si? cukier, skrzy piat pod nogami i mieszat sie z rozdeptanym šniegiem.
13
Ludzie z trudem wydostawali sí? z t kunu, niosac w ra-m ion ach jakieš tobolki, niby dzieci. Maka u nos i ta sie w powietrzu jak p u der i osiadajac: na brwiach, nadawata ludziom j u k i š odswietny wyglad, niemal žartobliwie uro-czysty. lednu i kobiet nagryzala zebami zrolowany jedwabK który wyciajmeía spod pfaszcza, W swietle zapalki, które na moment rozjasnilo jej rwarz, ujrzafem zeby róžowe w odblasku jedwabiu, Wbkól nóg i wokůl gíów ludzi motala sie uporczywie bela perkalu w kwiatki, niby d fuga wstega karbowanej bibulki w noc sylwestrowa, Kolo-rowy perka 1 zaciskat si^ niebezpiecznie i kobiety zaczely krzyczeč. Wewnetrzne ruchy w tlumie staly sie przez to wszystko jeszcze gwultowniej&ze, ludzie szarpali sie i dlawlli, z wšcicklosaa darli perkal, który jednak ciagle skads naplywaí, wzbierajac jak rzeka. Gdy w magazynie zostary tylko gote šciany i mrok, wszyscy zaczeh sie rožci hod7Ir, unoszac íupy pod plaszczami,
Stalém teraz z boku, jak sprawiedliwy którego nie dotknie zemsta. Zauwažyla mnie jakás kobieta o dobrým sercu i przechodzac obok, wetkneta mi do rek i puszke okleiona kolorowym papierem, na którym dužymi czer-wonymi literami wydrukowano napisr spaghetti á la MILANESE, Dtugo sciskalem puszke w dtoniach, nie wiedzac, co z ni? zrobič, nie majac odwagi rzucic jej ani wziac do domu.
Z przexaženiem patržalem na pana Antona, akcyznika, jak stojac na beczce, rzuca w powietrze confetti.
Opowíadanie, od którego cziowiek si? rumieni
Noc na otwartym morzu, opodál raf koralowych. Sprawdzam pistolet pod poduszka. Na wypadek buntu iihi r y na rz y albo pojawienia sie na statku ludzi foe Mátnuta. W porzadku. Trzeba tylko szerzej otworzyc okienko — noc jest tropikalna, duszna. Slychar skrze-czenie mew. Musze sie wyspac. Czeka mnie ciežki dzieň.
„Hej, Sam, jak tam twoje wypracowanie?".
„Pojatia nie mam. Chyba dobrze".
„I co tu možná wymyslič? To gíupie. O czym na-pisales?".
„O tym, jak mama jedzie do Bakszy. Czeka m na nia nad i /řka, 3 kiszki mi wyja jakglodny wilk. Mama wraca.To wszystko. Opisatem uámiech chleba w jej koszyku".
„laki znowu usmiech chleba? Co to ma znaczyc? Ty uwsze fanlazjujesz, Sam'-
„Chodzito mi chyba o zápach chleba. A o czym ty n.ipisaleš':"'.
„O tymr jak si? piecze chleb, lak moja mama wchcidzi na sirých, przynosi makf... nowiesz, jak sie to robL Wklada bochenki do pieca, a potem je wyjmuje. 1 tyle. Wszyscy plsalismy to samo. Ty jeden strugasz wažttiaka".
„Wiesz, Gal, chce mi sie sikač\.. ale nie chce mi sie ruszyč. Tak dobrze jest lezec tu, w cieniu... nie mog? teraz isc do ust?pu".
„Ja tak samo. Zaraz sie zsikam. A ty, jak zwykle, stru-gasz wažniaka. Do ústupu! Mówi si? klozet albo wycho-dek, albo: gdzíe król píechota chôdzi*
„Dzwonek zadzwoni, a my sie zsikamy. Wíaínie. Przy-najmniej ja"
„Odwróc si? na bok i si kaj tu, Zastoni? ci?".
„Sam tak myšlalem... Ale mogtaby nadejsč jakás dziew-czynka. 1 mam wraženie, že by mí nie pocieklo".
„Tym rázem, oczywiácie, tež zgrywasz wažniaka. Ale mniejsza o to, MaS2 tu r^ke i podnieá $i? troch?. Pomaga m ci nie jako jedyny przyjaciel w calej szkole, ale dlatego, že m nie tež si? chce. A jak zadzwoni dzwonek, bed^ z tego nici... Sam, ty lejesz jak koťi, Chyba z go-dzine",
„Byl juž dzwonek?".
„Jeszcze nie. Pewnie im sie coá pomýlilo. Može pani Rigo ma jakaá pilná robot?... Albo juž byl dzwonek, a my nie síyszelismy".
„Gdzie s^ chlopaki? Widzisz któregoš? Styszysz jakiš glos?".
„Nie jestem pewien. Chyba juž weszli do klasy... Slu-chaj, Sam, ty nigdy nie przestaniesz? Po prostu zakrec kran. Kiedy ja sikam i ktoš nadejdzie, udaj?, že szukam czegoš za krzakiem czy za drzewem, a gdy ten ktoá sobie pójdzie, znowu otwieram kran i korkz?. Nigdy ci sie tu nie zdarzylo? Sikasz, a tu nadchndzi jakás dziewczyna. Albo pani Rigo. Ktokolwiek...".
„To idž, Gál. Ja tak nie potratí?. Musz? opróžnič p?cherz, nie ma rady". „Nie možesz troch? pr?dzej7".
„Idž, idž. Jeszcze mi si? chce siusiač... O, chyba ten ivmlospad si? zmniejsza. Dopiero teraz mi ulžyío".
Nagle z rozpaeza ušwiadamiam sobie: to mi si£ íki, to mi si£ sni, aw okolky bioder czuj? ciepty ok lad. Co powie mama, Bůže! 1 Ana! Caty miesiac b?dzie si? ze mnie wysmiewala albo nawet komus wypaple, Musz? gprawdzic, može nie zamoezytem przescieradla. W takim wypadku daloby si? to ukryč. Wložylbym spodnie na mokré majtki, a w szkole by wyschfy... Podnosz? si? na řekách, sprawdzam przešcieradlo, Groza. Lež? w wiel-klej kalužy, która jeszcze si? rozlewa... íle razy sobie przyrzekatem, že juž mi si? to nie zdarzy! W ostatniej chwili potrafiíem si? obudzič. Prawie zawsze... A teraz datem si? zwiešc, Naprawd?, powinienem si? wstydzič. Ze tež si? nie polapalem. Srnieszne. Sikač cala gudzin? na dziedziňcu szkolnym. Dwuletnie dziecko by si? zo-rltntowalo, že to sen. Ta przekl?ta gorzka herbata, która wezoraj pilišmy przez caly dziert!
Nachylam si? do mamy i szepcz? jej na ucho, žeby Ana nie styszala:
„Posiusialem si?, mamou,"
Powoli, w pótsnie, sprawdza dlonia. przešcieradlo, a na-potkawszy kaluže, ušmiecha si?, Bierze z szafki nocnej /egaiek i przyklada do ucha, žeby si? przekonac, czy nie Kanal.
...Mums/ si? przebraŕ". szepeze porozumiewawczo. aCzas si? szykowac do szkoly".
26
Wstaje ostrožnie, žeby nie zbudicic Any, otwiera szaf? i wyjmuje suché majtki Brudny jesienny áwit, wilgot-ny i ponurý, z wolna wpelza do naszego pokoju. Myál o deszczu, o szkole dziata na mnie druzgocaco. To na-gte przebudzenie, ten wstyd, którym sen msciwie sobie ze mnie zadrwil, jeszcze bardziej mnie dobíjaj4 Ide do kuchni, gdzie mama nalewa mi z garnka wody na dtonie, przecieram nia oczy i nos. Troche mi ulžylo, Szczesliwie przebrnaJem brudna, let nia rzeke, k tóra rozpoéciera sie micdzy snem a žyciem. Jakieá zwierzece cieplo ogarnia moje ciato i widze. juž, jak boso biegne do szkoly. Wcho-dzf do klasy przemoczony i zmarzníety, bez slowa siadam kolo pieca, bardzo wažny z powodu wspólczucia, jakie wzbudzaja. moje bose nogi i przemokniete lachy.
A potem, kiedy wyschne i usiade na swoitn micjlCÚ (moich nóg nie widad i nie mam juž zaczerwienionych dtoni, jak gdybym wciagnal biale rekawiczki), znów za jasnieje nad moja glowa aureola prymusa i bede siedziat w tej koronie, jak sowa, a pani Rigo bedzie czytala naj-lepsze wypracowanie (moje) g lose m podnioslym i spiew-nym. Póžniej w klasie zapadnie cisza, až do chwili, gdy nauczycielka opanuje wzruszenie i oswiadczy, že to wypracowanie da do druku w „Dobrým Pasterzu", bo jest pouezajace i natchnione.
Serenáda dla A ny
Uslyszaíem jakis halas pod oknem. Pornyslalem> že przy-N/li zabič ojca.
I Ví chwili glos skrzypiec podal to w watpliwoéč i uwol-nll mnie od strachu, Ten ktoí, kto grat pod oknem, nie byl wirtuozem, ale najwyražniej byl zakochany w mojej ■iostrze Anie. Skrzypce wydawaly glos prawje ludzki. Kluš po uszy zakochany w gwiazdach, w mojej siostrze ■ 11 n1, ápiewal wstydliwie, sta raj ac sie nadac glosowi jak najwieksza meskosc i glebie. A jednak ten špíew przy-pomíňal szept:
Dlaczego Pan Bóg stworzyl mitosč?
Placzego noce...
Ana znalazla w koheu zapatki i na chwile. zobaczytem Jl w ty m swietle, stojaca za firank^, w bieli. A gdy wró-cila do lóžka, ustyszalem, jak mama, wzruszona, mówi lile mal sentencjonalnie:
„Zapamietaj to raz na zawsze, Ana. Kiedy gra si? komuá pod oknem serenáde, ten ktos powinien zapalic zápalky. To jest w dobrým tonie".
Uspokojeny gíosem mamy, znowu pogr^žyíem sie we énie. niby w gaszczu zapachów, na zielonej lace.
29
Nazajutrz znaležlišmy na oknie gatazk? jabloni podobny dosrebrnej koróny i pare rozkwittych czerwonych rói. 1 zanim jeszcze nauczycielka zapytala nas w szkole: „Który to osiot deptal mi noca ogród?", juz z samego rana, možná powiedziec, po zápachu wyczutem, že te kwiaty sa z ogrodu pani Rigo, w którym od dawna wiazalem róže, przycinalem bez. Nie chcialem wygadac, že sadzač po g losie, ty m ostem tamiacym róže byl pan Fuchs junior, szewc, zakochany skrycie w mojej siostrze.
A na, powiedz, czy wszystko to zmySlilem?
(Kwiaty i zápachy).
I .flm, jesienia)
Wyjechali cyrkowcy, „atleci" i niedžwiednicy, koriczy sie fľMľii. Tu. na Malým Polu albo na Hrabiowskim Zupiecku, |ak bywa nazywane to miejsce, pozostalý tylko slady ich pobytu, ubita ziemia i wydeptana trawa. Poárodku íaki /najduje si? dól gl?boki prawie na metr, wyražnie wídocz-ny wsród rozdeptanych kretowisk, Jeszcze niedawno byl tu madzony maszt, u dolu gruby i nieciosany, naszczycie m oukty i gietki; na maszcie powiewalachorajncw. Wbkóí dntu ziemia jest rozkopaná, gole pole, widač wydobyta / glebi gline. Možná by pomyslec, že to dót z zeszlego roku, sprzed dwóch lat, ale tak nie jest. Cyrki przyjež-dJtiija i wyježdžaja, male prowincjonalne trupy cyrkowe, /lo/one z iluzjonistów i Cyganów, z silaczy i „atletów", pojawiaja sie co roku, na progu jesieni, niby ostatni akord IlU, jakieá zabawne poganskie šwieto. Ale to nigdy nie jvit ta sama trupa, nie ten sam namiot ani maszt. Zeszto-lOCZnego dolu, tego, w którym poprzednio byl osadzony IRlizt namiotowy, w ugóle juž nie widac i trudno byloby powiedziec, gdzie si? znajdowal, bo dót zaróst jak rana, a nuwet jeszcze bardziej, nie ma blizny — przykryíy ja Irawy, chwasty, ziemia. A i ten dól tež wkrótce zniknie
pod myty deszczem, potem przcz pewien czas ukryty | pod sniegkm; gdy nadejda wioscnne ulewyj zasypie go 7iemia i porušme trawa, jakby nigdy go nie byto, álad nie pozostanie po jesiennej gali, która kwitla tu pod róio-wym pfótnem.
Nie ma jui kolorowego jarmarku, nie ma sitaczyh ucicht chichot malp, zamílklc trabienie ociežatych stoni, Cyrk wyjechal niespodziewanie, tak jak sie pojawil, Którcgos ranka, przed wsc hodem starka, mu skula tni mlodziericy w marynarskich koszulkach, którzy przez wiele dni prezentů wali tu swoje zapierajúce oddech sztuki, powyciagali kotki, pozdejmowali druty i sznury, spustili róiowe plotna i obalili dumny maszt z choragwia- Wszystko to spako-wali szybko i sprawnic, ztožyli w swoich drewnianych domkách, przypom.inajacych statki. Potem ruszyli cícho, moina powiedziec, ukradkícm. Kota domków smutno skrzypialy. a przez okienka, przez falujace firanki widač byte, jak krzataja sie wokóf obiadu cudowne kobiety-ryby Z kominów wzbijal sie niebieskawy dymf ledwo widoczny w porannym btekicie, Zwierzeta ryczatywklatkaclvtylko ston stapal za orszakiem Jeniwie i do stoj nie, wachlujac sitj olbrzymimi uszami,
TeraZj ledwie pare dni po wyjeidzie cyrku, pole nosi šwíeže slady tego, co sie tu dziato. Na tej rozlegfcj prze-strzeni, wiekszej ni z krag, nad ktorým wznosit sie namiot (wydeptana taká wyražnie wskazuje jego granice), leza na ziemi jeszcze btyszczactf kapsle od butelek, poroz-rzucane na wszystkie strony. gblamowane po brzegach cienka koronka, niby kwiaty, lez^ mzdeptane niedopatki, ogryzki jabřeki rdzewiejace pe5tkiowocůw,pogiiiecione
3i
11| va kowa nia od lodów, w idac slady koni i 1 udí i, wy schn iete lajno zwierzat cyrtcowych, skórki od chleba, staře gazety na ktorých siedzieli widzowie, kartki wyrwane z zeszy-U'íw szkolnych z rysu n kam i, pudelka od papierosóWj od iipalek, podařte papierowe torebki, po ktorých space-ruja mrówkL W miejscu, gdziestat kosmaty,starý konik i u kowy, pony, ziemia jest zryta kopytami, trawa powyry-wiina, ledwiEf moina by znaležc jedno czydrugíe ádžblo juk-ptanej i zabloconej stomyf bardzo sciemniafaj. Nieco .1 ili i widac šJady po namiociedla malp; prostokatnyplac, ha ktorým s terc za. jeszcze, po rogach, grubo ciosane de.-bowe Itrjlkí, z korá zdar ta obuchem siekiery. ChoC minelo iitedwie kilka dni od wy jazdu cyrkowców, ždzbla trawy miejscami juž sie prostuja, niby spreiyny z zielonej stali, d/iwnie, jakby przed chwila przeszla Ledy stopa ludzka t;.y koňskic kopyto.
Za tym wydeptanym polem rosnic gesta pachnaca Irawa, przemieszana z póznymi kwiatjmi, blekitnymi I zóltymí, z rozpeknietymi d z wo n kam i i rozmaitym chwastem, który krzewi sie zwyci^sko, d Uwiac rdzewieja-cy mi na czubkach, ale wci^ž silnými ssawka m i delikátne todyžki kwiatów i modrozielonych traw- To juž ostat ni rozmach traw, ostatní haust korzeni, Babki wyciagaja pociemrtiale lody^i przystrojone kwiatem, liscie chwa-Ntow zaczynaj^ sie marszc^yčj wyostizonc na czubkach |ak pazúry, które w siebíe nawzajem wbijaja, Toczy sie In uiewidoczna dla oka bitwa, trwa wzrastanie, z któ-fťgo stercz^ zwycieskie szable chivastów i dtugie macki. | kwiaty pod nawala žartocznych, uienasyconych traw rusn? ostatkiem sit i páchna jakos przesadnie, Opite
33
i niesione zapachami, ciežkimi i pomieszanymi, upojo-ne zaskakujaco przeplatajacymi sie kolorami, pszczoty i inne owady brzecza jak szalone na ty m wonnym placu rozboju, zderzaja sie ze spasionymi muchami i osami, z pszczolinkami i čmami. Niekiedy pasikonik, ciežki, jak gdyby wzdety koloru wiednacego liscia, pr želat ujo gíoé-no nad taka, po czym spadá ociezale W g?ste sploty roslin jak dojrzaly dziki owoc.
lak wyglada taka, pusta jesienna taka po jarmarku.,. Naraz, od záchodu, wytania sie z zielska mój ojciec, wymachujac laská, i przystaje na skraju wydeptanego pola, tam, gdzie znajdowat sie namiot dla malp. Pochyla sie i swym skupionym, fachowym spojrzeniem bada zgubne dla kwiatów skutki iesieni. Zatrzymuje wzrok na zmie-tym papierze, wystajacym ze áwiata roslin i odcinajacym sie blada martwota od bujnej žywosci jesiennej zieleni. Dotyka papieru czubkiem laski, jak ptak dotyka dzio- ; bem nieznanego owocu, pózniej przykleka, prosluje go. 1 tak, krótkowzroczny nie podnoszac papieru z ziemi, sylabizuje gotyckie litery. Byla to, wyrwana z jakiegoá niemieckiego magazynu, strona z przepisami, z ktorých j zapewne korzystali cyrkowcy i „atleci", pragnae zacho-wac: gumowa clastycznoáŕ i stalowa sile mieéni. Mój ojciec czyta przepis na sos szczawiowy. Najwyražniej i nie zgadzajac sie z niemieckimi przepisami, których bez-sensownošé najtragiczniej odczuwa sie w tym czasie wojny, kreci gtowa, a jego twarz przybiera wyraz gniewu i pogardy. On sam ma wypróbowany sposób przygoto-wywania sosu szczawiowego, bez ttuszczu, naturalnie z dodatkiem aromatycznych ziól i przypraw, których
na/.w dotychczas nie ujawnit, Dlatego tak marszczy brwi, ta z imnicznym usmíechem. Ten przepis jeszcze ba r-cl/lrj upewnia mojego ojca o wyžszošci jego spôsobu. Odwraca kartke, nie zwažajac na, j už stwardniala, polewe odchodów ludzkich na gotyckich literách, ciagnaca sie po przekatnej,
Xha, cha", wota, „macie, panowie, swoja smietan^, ma-Cle íwój gotycki sos!". Zadowolony z tej drobnej zemsty, prostuje sie, po czym precyzyjnym ruchem szermierza nabila ów papier na szpic laski, žeby jeszcze przez jakii czas Meč go w reku. I odchodzi przez wysoka trawe, sciskajac pod pac ha swój zielnik (herbarium p a n non i e n si s), w którym jak cenne znaczki pocztowe leža sprasowane kwiaty i okazy ziót iakowych: stokrotki, dziurawiec, szal-wln, szafran, Gypsophiia penicuiata...
34
Narzeczeni
Byto to w czasach, gdy jego ojciec jeszcze nie pit {a wlas- | ciwie miedzy dwoma Wielkimi Pijaňstwami, jak mówita j póžniej mama) i gdy on, Andreas Samt jeszcze nie stužyí I u gospodarza. Byto to zatem w drugim albo trzecim roku | wojny; chtopiec miat wszystkiego osiem, dziewiec lat, Sie- ] dziat na wozie upojony zápachem éwiežo zebranego siana í patrzat, jak czerwone slorice kryje sie za linia horyzontu. j „Dzierí dobry, panie Sam" przechodzacy droga chtop I zdj?t zatluszczony kapelusz. Byto to na pewno w eza >ai h, gdy pan Sam, czyli jego ojciec, jeszcze nie pil. Ojciec uchýlit kapelusza ze sztywnym rondem: „Dobry wieczór. Sloňce juž, widzi pan, zachodzi" „Jutro bedzie wiatr", powiedziat chtop. „Kiedy záchod I jest czerwony, to znaezy, že bfdzie wiato".
„Tak, prosze pana", odrzekt ojciec, idac za ledwo wlo-l kacym sie wozem,
Chtopiec nie wiedziaí, czy ojciec go zauwažyt. Od I podsuszonej koniezyny krecito mu sie w glowic i czuíf| že stabnie, Nagle zadržal, skulit si? w sianie, Ojciec í pan J Herman mówili o nim. Ojciec powiedziat: „Niech pan da spokoj, zrobil sie z niego niezty gagatek". A wiec to o nimi
I H.itľgo jeszcze bardziej wtulit sie w siano, niemal upo-\nny Uťatým za pach em knniczynyi rumianku.
I c h, mój panie", powiedzial wiesniak, „tylko patrzec, |«k /ac /nie biegac za spódniezkami".
„Mówi pan «tylko patrzeč»!'\ obruszyt sie ojciec „On i ri'oszí pana, zrobit cos takiego, ze wstyd mi o tym Muwet wspomniec".
< hlopiec nagle zrozumiat že ojciec wie o tamtým. A W najbardziej zabolato go to, že mama musiata go zdra-étit. A przyrzekla, že nie powie ojcu. Ježeli to si? nie powlórzy.
„Zdaj e mi sie.,.", zaczal wiesniak, ale chtopiec zátka t iu/y lekami, žeby nie slyszeŕ. Prawie mdlat od zápachu i 11 nacegu rumianku i ze wstydu.
A (do, cu sie zdarzylo. Przekleta sprawa, z ktorej po-wodu jeszcze teraz sie rumieni. (Zostaňmy przy trzeciej Mobie. Po tylu latách Andreas to može juž nie ja).
Bawili sie w chowanego, w obejšciu pana Szabó, ojca |ll I h, By to to w sobote, po szkole. Farkas liezy 1, a oni k ryl i ilf parami: Otto i Marika, Emmika (siostra Júlii) i Oskar, lnh.i i Andi. Juž od dawna palit sie do Júlii. Chudzili do tfj (samej klasy í byli najlepszymi uezniami. On wšród < hlopcóWj ona wsród dziewczynek. Júlia staranniej pi-M ta i odpowiadata szybciej, on tadniej rysowat i pisat lepí/c wypracowania.
Andi cz^sto bywat u paňstwa Szabó, bo mama robila na
an Fra nc isco. Ani do (izarnogóry".
„Nie powiem", powtórzyta Ana. Wtedy uslyszat zbli-i*\4* ť siv nawoíywanie mamy. Wytarl oczy, odetchnal ii II' >ko i wyszedt z ukrycia, Zdažyl jeszcze szepnaŕ do Any
J fmowa stoi, pamietaj".
M.k ma zawsze ja kos pot rania dostrzec jego Izy.
„ l Haczego mój maty plakal?" spýtala.
„Nie pláka tem", odpowiedziat i wyrwato mu sie wes-li h n n nie jak po ptaczu. Pomyslat, jak smucilaby sie n m ma, gdy by byt uciekt w swiat.
,,/nmvu sie wybierat do San Francisco" cliciaia mu
i........i Ana. „Albo do dziadka, do Czarnogóry".
ľeraz juž musia! sie przyznač, že plakal. 1 powiedzieŕ tllai /ego. Oczywišcie za nie w šwiecie by sie nie przy-. i i.il, ie zostal narzeczonym Júlii í že spal z m4 w stomie. IWiedziaí tylko to, co byto konieczne: kryt sie z Júlia. W ulodole, a potem Farkas mu dogadywal, Dlatego przy-lii/yl ľarkasowi, I tyle, Gdybygonawet lámali kolem albo M|>ľl>li mu zapalki pod paznokciami, nie przyznatby sie do niczego wiccej
Myl przekonany, že mama mu wierzy i že Ana niczego |*j nie powiedziala. O tym, že zostal narzeczonym Júlii,
I n ws/ystkim.
A wlašnie teraz zrozumiat, že mama wie wszystko i imwel powtórzyta to ojcu. lio dlaczego ojciec mówi,
40
41
„Andi i Júlia to maž i žona", zawolat.
„Nieprawda", powiedzial Andi.
„Oni sij m^zem i žona", powtórzyí Farkas. „Ciagle siixiza gdzies razem".
„Mi?dzy nami nie ma niczego", pisneta Júlia.
„To czemu si? rumienisz?", spýtal Farkas. „Czemu si? rumienisz, ježeli miedzy wami nie ma niczego?"
Júlia zaczela ptakad i sprawa si? wydaía. Potem wszystku poloczylo sie íle. Andi, silniejszy od Farkasa, dal mu w twarz. Farkas pobiegl i poskaržyl si? siostrze Andiego, Anie.
Dlatego Andi postanowií nie wracač do domu na kola-cj?. Ani nazajutrz na sniadanie. Ani nigdy. Latem bedzie lowil ryby w rzece, zima, chodzac od wsi do wsi, b?dzie pomagat chlopom. A gdy nazbiera picniedzy, kupi lódke i poplynie do dziadka, do Czarnogory. Albo gdziekolwiek. Zostanie gangsterem albo detektywem. Jedno z dwojga.
Do zmroku kryl sie na brzegu rzeki. Potem zrobito si? zimno i zaczal držeč, Z zimná i ze strachu. Mama z A na na pewno szukaja go po calej wsi. Ježeli nie wróci do domu, mama može umrzec z žalu. Dlatcgo postanowif odložyc swoja podróž i podejsc blížej wsi, Uslyszat, jak Ana go wola. Odpowíedzial.
„Wracaj do domu", wolata A na. Nie miata odwagi po-dejáé do zaroáli, w ktorých sie kryl, „Wyjdž, nie powiem mamie".
.A co byá mogta powiedzieé?",
„Že jestes narzeczonym Júlii"
„Powiedz mamie, že nigdy nie wróce do domu" mówiac to, czul, jak sciska mu si? serce.
M.mia bedzie plakac" „ľniviedziatas jej?", spýtal Andi. „Nie. Przysi?gam".
„ I ľ / el i jej nie powiesz, n ie pojad? do S>an Fra nc isco. Ani iln (izarnogóry".
„Nie powiem", powtórzyla A na. Wtedy uslyszal zbli-i*\4* ť siv nawoíywanie mamy. Wytarl oczy, odetchnat ii II' >ko i wyszedt z ukrycia, Zdažyl jeszcze szepnac do Any
J fmowa stoi, pami?tajH.
M.k ma zawsze ja kos pot ra h ta dostrzec jego Izy.
„ l Haczego mój maty ptakaí?" spýtala.
„Nie p ta ka lem", odpowiedziat i wyrwato mu si? wes-ii hnn.'nie jak po ptaczu. Pomyslat, jak smudlaby si? 11 mi na, gdy by byt uciekt w swiat.
,,/nmvu sie wybierat do San Francisco" chtiaia mu
i........i Ana. „Albo do dziadka, do Czarnogory".
teraz juž musiatsi? przyznač, že plakal. 1 powiedziec iII.m /ego. Oczywišcie za nie w šwiecie by si? nie przy-. i i.il, ie zostal narzeczonym Júlii í ie spal z n j a w stomie. IWiedziaí tylko to, co byto konieczne: kryl si? z Júlia W nliidole, a potem Farkas mu dogadywal, Dlatego przy-|i»/>l ľarkasowi, I tyle, Gdybygonawet lámali kolem albo Mpľhli mu zapalki pod paznokciami, nie przyznatby si? (!<► niczego wi?cej
Myl przekonany, že mama mu wierzy i že Ana niczego |*j nie powiedziala. O tym, že zostal narzeczonym Júlii,
I n ws/ystkim.
A wlašnie teraz zrozumiat, že mama wie wszystko I imwel powtórzyla to ojľu. lio dlaczego ojciec mówh
40
41
A co powie panu Molnárowi, ježeli znajdzíe Krasule i przygna i a pózno w nocy, jak zeszlym rázem? Powie, že Krasula pasta sie w pobližu, z innymi krowami, a w pew-nej chwili zniknela, jakby sie pod ziemie zapadla.
„Czy ty w ogóle pilnujesz krów?", zapyta pan Molnár. „No powiedz, pilnujesz ích czy nie? 1 co wtašciwie robisz w lesic?".
„Nic, prosze pana", odpowie. „Wiem, že Krasula jest cielna, i nigdy nie spuszczam jej z oka. Ale což, jakby sie pod ziemie západ la...w.
Nagle chtopcu wydato sie, že styszy w gaszczu trzask galezi, i zdyszany przystanat
„Krasula! Krasula!",
Chwile na.sluchiwat z zapartym tchem.
Gdzieá z data dobiegt gtos rogu pasterskiego. Andi zrozumiat, že zapadá mrok, i przelakt sie, že wkrótce sciežka može mu zniknac z oczu<
„Dingo, gdzie jest Krasula?", spytat. „No powiedz, Dingo"
Pies statprzed nim i spogladal niemo. „Co teraz zro-bimy, Dingo?"
Mówiac do psa, patrzat mu prosto w oczy, a pies go rozumiat, Pokročit ogonem i przekrzywiwszy glowe, za-skomlat.
„leželi wkrótce nie znajdziemy Kra.suli, nic wrócimy do pana Molnára", ciagnal chtopiec, a pies biegt za nim i skomlat,
Szli w^ska, zaroinieta áciežka w strone Cesarskiego Debu,
„Pojdziesz ze mna", inówií Andi. „Pan Berki niebedzie sie gniewat, že cie wziatem. Wie, že gdy jestes ze mna,
ii« /.ego ci nie zabraknie. Jak by to byto, gdybys mnie Hpuicit?... Wrócilbys pewnego dnia i zaszczekal przed domem. Wszyscy by powiedzieti: Andi chyba nigdy M« / nie wroci. Naturalnie, przy mamie i Anie glosno I", tego nie powiedzieli. Tylko by tak pomysleli, gdybys i Ďtwnego dnia sam wrócit do wsi". Pies zatrzymal sie i zacz^l weszyc. „Bože", powiedzial chtopiec, „pomož mi znaležc iKrasule"
Dingo zaskomtat i Andi domyslit sie, že znalazt áwiežy Irop zajaca albo lisia nore w pobližu. Ledwo juž widziat ľ ..i, ktory skomlac, przedzierat sie przez zarosia.
IV i ja pójdziemy rázem w áwiat, Bo pomysl, co by to [bylo, gdybys wróci 1 sam, a moja mama i A na, i pan Her l-i.i wszyscy staneliby przed toba i spýtali z wyrzutem: l>lngo, gdzie Andi? Mama zaraz by sie zor ientowa ta, ŕ r nie žyje, i upadtaby na ziemí?, a Ana wyrywataby so-i". wtosy z glowy. Pan Berki, mój kuzyn, pocieszalby je | mówit: Pani Sam, na mitoáč Boská, niechže • Ir pani opamieta! jakiž to dowód, že Andie-|nu cos sic stalo. Dingo wrócit, bo po prostu í.|tlodníal albo Andi sam go przepedzit... Tak by powiedzial pan Berki, ale w duchu bytby pewien, že M nie žyje albo schwytali mnie zbójcy, albo rozszarpaly Wllki, albo uwiezila nimfa lesná. I tylko by udawat, že lili lakiego nie przyszío mu do gtowy, bo byloby mu žal nmjej mamy i Any... A co by w gruncie rzeczy myálat n Inbie, co? Przy wszystkich wcale by sie z tym nie zdra-lízli, ale gdybyscie zostali samí, powiedzialby, že roh.) K>ndzi, može nawet splunalby ci w pysk za to, že mnie
44
45
zdradziles... Wíem, wiem, nigdy bys tego nie zrobit, tak tylko mówie. A pamietasz ksiažk? Czhwiek, kaň, pies, j która czytatem zeszíej jesieni? Na pewno pamietasz, czy- j taíem ja., gdy paslismy krowy koío Rzymskiego Traktu. Potem streszczalem j a wszystkim, Virágowí i Laciemu Tóthowi, i Béli Hermanowi, wszystkim. Chyba pamietasz, J jak bylí sobie wierní? Caly Dziki Zachód nic im nie mógt I zrobič,.. A gdyby nas tak napadly wilkí? Dalbyé sobie radc co najmniej z dwoma. A ja? Jak myšlisz, íle wilków I moga rázem zabic Andi i Dingo, gdy zostaň? sami w lej I sie?... A jezeli nas schwytaja. zbójcy? W nocy, gdy žasna, przegryziesz sznur, którym mnie skr$puja. Oni beda. spačj a ja zdobede pistolet... Nie, dwa pistoletý. W každej reoe j jeden. Myšlisz, ie nie umiem sie obchodzič z pistoletemľi Chyba w to nie watpisz?... Potem zaprowadzimy zbójcówl na polic je. Folicjanci, zdumieni, dingo nas beda przeslu-1 chiwaó. Wezwa mam? i moja wychowawczyni?. partiu Rigo. Mama bardzo sie^ wystraszy, bo skoro i a. wzywaja na polic je, znaczy, že znaleziono mnie martwego albo ze popelnilem jakies przest^pstwo. Tymczasem oni pogra-tuluja. jej i powiedza, že schwytalem cala bande najgroí-j niejszych, krwiožerczych zbójów, za ktorými wystali list] goňczy i j už od lat daremnie ich tropia. W koricu wreczj mamie nagrode. Olbrzymia sume. Przez trzy dni i trzJ noce bys tych píení^dzy nie zliczyt. Takicj sumy nie daj J si? do rak dziecioms chočby rozbroily bande najgroíJ niejszych zbójów. A pania. Rigo wezw?, žeby przeliczytaj pieniadze, no i žeby, zgodnie z przepisami, usprawiedJ liwila wszystkie dni, które opuse ilem w szkole. NazJ jutrz, w klasie, pani Rigo powie: Sluchajcie, dzieel
AoiLreas Sam, uezeň naszej szkoly, schwytal bande najgrožniejszych zbójów. Powie ■ »czy wiscie, ±e porn aga 1 mu jego pies Dingo. A Julia il'i>rf»/.p3iit:/esí?ze wzruszenia, bo uprzy tom n i sobie, ■ ■ ■ -a c ze mn? moglo stač"*.
Mówil juž calkiem glošno. Oprócz psa nie bylo nikogo, |||q by go mógl sfyszec, W lesie zapadly juž ciemnosci, lylLo nad wysokimi drzewami przesuwalo sieszafirowe m n in Andi szedl przez zarosia, za psem, osfaniajac (wn r z rukami. Bosými stopami stapal po mehu albo po |**c blych lisciach, a c za sem nadeptywat na trzeszczace •fisíki Mówil gtosno, bo las nagle zaczat szumieó ty-imi drgnieň i chlopcu zdawato si$, že wszystko jest »i i Aľont raz na zawsze. Nie bylo slychač glosow pasterzyf i ■ lilekie ryczenie krów dawno zamarlo, Virág na pewno pr/ygnaíjuž krowy i opowiada panu Molnáruwi, to mu Hk przyjdzie do glowy, bo przeciež níe zdaž y li umówíč ■■ mIii tego. Pewnie wygadal mu wszystko, co najgorsze, n\\ adzíľ Tak jak w zeszlym roku, kiedy on, Andi, jezdzil |Ml .iiiatej, a pan Molnar dowíedziaí sie o tym i zagroz.il, to zwolnL A wiec ten Virág wziar i wszystko wypa-i l iak pásli wHrabiowskim Lesie, jak rozpáliliognisko i on, Andi, opowiadaí chlopcom Kapitána „Srebrnegit rI MvtriH ř. Potem, gdy chcieli przygnač krowy bližej, bo llnhce chýlilo si? ku záchoduwi, a chlopaki z Bakszy i' msztregu gnah juž bydlo do domu, Andi zauwažyí, ie Hl*' Mia Krasuli. Pan Molnár na pewno spyta Vjrága, jak iIhwuo Andi sprawdzal poprzednio, gdzie sa jego krowy. A lni pamori Virág, Cygan jeden, powie, že Andi umówil | Nie dziw sie, lada moment može si? ukazac" taki zai Tylko sie nie boj. leželi bedzie to piekny, starožytny mek, taki jak zámek hrabiego za Cesarskim D?bem, cat oswietlony, to bedzie zámek nimfy leánej. Myšlisz, uciekne? Ani mí si? éni. Može ta nimfa uprowadziiaj Krasul?, tylko po to, zebym jej tu szukati sam wpadt w šidí a? B?d? udawat, ze nie wiem* kim ona jest, Ukloň i? si? grzecznie i spytam: Czy nie byla pani taskawa spotkač cielnej krowy, zwanej Krasula? Nimfa, možesz byc pewienl bedzie si? tylko ušmiechala, žeby mnie uwiesc\ i pójdzirf w stron? zámku, niby to zawslydzona. A wiesz, jak taku poznač? B?dzie cala w bieli, jak 2 jedwabiu, tylko jeszczfll cieňszej i przezroczystej, Nimfy zawsze ubierajg si? na] biařo,,. Udam wi?cn že niczegc, nie íauwažam, tylko piek-j nie podzi?kuj? i pójd? daJej, jeieli b?d? mógt pójšc- leželi I si? obudz?, to byl, znaezy, sen. A ježeli si? nie obudzeJ
1 nie b?d? mógí isc1 dalej, to znaezy, že nimfa 1 zuřila na
Hl niť urok. Wobec tego zostaň? u niej przez jakis ezas, n (y nie b?dziesz si? gniewal. Wrócisz i postarasz si?
1 isme mamie i panu Berki, že nie umarlem — tylko
.....la na mnie urok nimfa lesná. Žeby si? nie maxtwilL.
1 iiti? u niej rok, može i dwa lata, A wiesz ty, Dingo, 1' 1 Ir fu niebczpieczneľ Možná zaplacic za to glowa. Jesz-
1 1 likt stamtad nie uciekL Dlatego, ze bylo tak piek nie, I* w pami?ci zataríy si? wszystkie inne wspomnienia, ilbo dlatego, že przebywajqcego tam dosicgla kara. Ale |n in ickn?, Ja sobie dam rad?, Jeszcze nie wiem jak, ale Iii Irkn?. Ze wzgl?du na mam?, Mama b?dzie wiedziata, yj?, i b?dzie na mnie ezekac... Tylko ty, Dingo, nie 1 "'Ml?, gdy zobaczysz zámekpi^knie oswietlony".
N uraz jakby si? rozjasnilo, Jakby w lesie przed nimi wvluiťhl požár Chlopiec í piesprzystan?li.
,,/iialazla si? Krasula", zawolal Vírág. „Przyprowadzili |41 libpaki z Ba ks z y, Poznali ja".
Nu polanie, w áwietle zachodzacego storica, stala Kra-
jakby zarumieniona. iTo najpiekniejsza krowa w catej wsi'j powiedzial Andi, „(ILu^tí ja poznali".
Njiglc zrobilo mu si? žal, že Krasula si? odňala zla. Po-■ in Mt, že Virág móglby jednak opowiedziec wszystko [Mnu Molnárowi. A on, Andi, može by w tym zámku * myslel o tym, co bedzie póžniej. Jak laka w dro-ib< |hiwrotnej).
I < karz, z przyzwyczajenia, wypisat recept?, po czym lo'iuyf lit sie, podarí ja i dar mu dwie sztabki siarki, zawi-ni«, ir w relofan, Chtopiec przeiknatslin? i wrócit z laki, |*-/ która_ szedt jui w myšiach.
„Hr jťstem vŕinien?", zapytat.
„A íle masz pieni^dzy?", spytat lekarz.
«l)wi milióny, prosz? pana".
(A Kzedl juž przezíiake, scinajac kijkiem gtówki dzwon-i Wilia lekarza i pies, i wszystko bytn juž za ním. Udyby nawet <:hciat, nie zdotalby ponownie uchwycic •» H«•» /.isu, mógtby tylko krecič sie w kótko jak pies, kto r v i In «• chwyciŕ w zeby wtasny ogon).
I o možná kupič za dwa milióny, mlodzieneze?" lie wiem, prosz? pana".
(A wiedzial. Jedno jajko. Najwyžej).
so
&1
„Nic", powiedzial lekarz.
(A on byí juž blisko domu. Szedt przez kladke i pat rzal, jak woda plynie, niby czas).
Szedl zatem brzegiem rzeki do wsi. Szedl jako zwy-ciezca, W jednej kieszeni se i skat niebieskie wojenne banknoty, dwa miliony, w drugiej dwie sztabki siarki, zawiniete w celofán,
Juž je widziat: Ane, swoja síostre, i mam? w drzwiach. Ana makrwawiace ranki mi^dzy palcami.
Rzucí sztabki na stol i powie:
„Utrzeč je z tbjszczem. Smamwať wieczorem, przed snem"
Na chwíle niby mu to wypadnie z gtowy (umyšlnie), a potem sobie przypomni. Rzuci banknoty na stóí.
„Nie chcial tego wziac", powie. „To nic niewarte. On WÍCf Že to níq niewarte",
(Przedtem jednak zatrzyma sie na kladce, žeby popa-trzec, jak plynie woda).
Wyobražal sobie, jak mama uciera siarke w metalowej miseezce. Jak žóttko. Možná by to zjesc,
Wracal do wsi brzegiem rzeki, Zwyci?zca ezasu, nadal bezsilny wobec kwiatów i takí.
Medy iskaja mu wlosy
„Audi, zostaň po lekcjach", polecila nauezycielka, pani Rigo, Nie powiedziala; „Andreas Sam" tylko „Andi",,. To inaczy, že znowu bedzie musia 1 wysprz^tac jej kurnik. Miueío juž pare miesiecy od ezasu, gdy sprzatal w nim i^tatnio.
Wszyscy, wychodzac, trzaskali pulpitami, on zas sie-dxiat jakby zawstydzony. Myslat o tym, jak pani Rigo po skoikzonej rohocie da mu jest:, Przedtemoczywiscie bedzie musial porzadnie sie umyč. Wydíubač drewien-kiem brud spod paznokci i wyplukac usta.
Nie može jednak nie mysleč o tym, co bedzie, zanim dojdzie do mycia. Wysehniete kurze odchody lepia sie do jfzyka i dostaja do pluc. Nozdrza mu sif kleia. Z\\\ zjesc. Poza tym daje mu jablko, które zawstydzony wkhida za pazuchy.
Mružy oezy — pomaraňcza przypomina zachodzace llorice.
Nieco póžniej, w domu: lezy w íóžku, na brzuchu, goty, lylko gtowa wystaje spod kotdry. Mama i Ana, jego siostra, Ukuja mu wlosy. Szukaja w szwach koszuli. 1 gdy mama przebiera mu we wtosach, pstrykajac paznokciami, ogar-n li gosen, naglyjak útrata pray tom nosci- Nie wiadomo, Ciemu chce mu sie plakac\ Ale nawet na to nie ma sily, (.'zuje zápach swojego domu, swojej poduszki, a przed "i /ami pojawia sie czerwona róža, która sie rozpadla w ogrodzie. Ta róža przez chwíle rýsuje sie tak wyraznie I konkretnie, že zaciskajac powieki jak przed jaskrawym
ial tem, ezuje jej zápach — zápach ostrej czerwonej pepryki.
To ostatnie, co jeszcze wyraznie do niego dochodzi. Niespodziewany zápach i czerwony blask.
Oczy mu sie zamykaja, sen nagle go morzy. lakby z bar-Ůto daleka, z lego ogrodu róžanego, dobity jeszcze &tos Any:
„Patrzcie, gdzie sie weisnela, przekleta! Až pod pache. Myslata, že jej tu nie znajdc ,.".
54
Grzyfoobranie
„Po prostu nikt ich tu nie szukal", powiedziat chiopiec.
„Bože", szepnela z zachwytem pani Sam i wysypala na trawe szyszki.
Stali na polance, w pobližu wyjšcia z Hrabiowskiego Lasu. Stonce zalewato czerwonym šwíattem suché liscie i sosnowe igly. Pachniato butwiejacym sianem i žywicj.
„Nikt ich tu nie szukal" powtórzyt chiopiec.
Zadně z nich nie ruszylo sie z miejsca. Patrzeli jak oslu-piaJi. Dokola, na brzegach polanki, rošty okázale grzyby, z wierzchu poíyskujace, ciemnobrazowe jak chleb.
„Kiedy tedy szlismy, nie bylo ich", zauwažyta Ana.
„Tak", rzekta pani Sam pouczajaco. „Prawdziwki potra-hq wyrosnac w ciagu paru godzin. Zwtaszcza po deszczu".
„Gdy byl ismy pod Cesarskim Debem, padal deszcz", powiedziat And i,
„lak", rzekhi pani Sam, „blýskalo si? nazachodzie. Pew-nie przes2ta tedy ulewa".
„Mam wraženie, že ziemia jest jeszcze wilgotna" zauwažyta Ana, rozrzucajac noga warstwe zbutwialych lisci.
Zad ne z nich nadal nie próbowato zbierac grzybów. Stali i patrzeli na nie. Zdawato im si$, že grzyby wyrastaj^
56
lu ich oczach. Že przebijaja sie gdzieš spod ziemi niby d/.lwne glísty, až podnosi sie warstwa zbutwialych liáci, potem wylania sie brunátný, gladki kapelusz, niby ciasto, hore brazowíeje i roánie.
Najpierw zbierali je ostroinie, wygrzebujae palcami |pod warstwy wilgotnych lišci, które zaslanialy ogonki. Potem nagle wydalo im si?, že ktos može nadejšc, i za-Cteli je chwytač, lamač, wrzucac do worka, z którego wysypali szyszki. Juž od poczatku jesieni przemierzali lili zbierajac szyszki na opat, i tylko czasem udawato im nie znaležc jakiš grzybek.
.Pan Molnár na przyktad", powiedzial chiopiec, „wstaje O trzeciej i chodzi gdzieš daleko, chyba nawet do Keszthely, Grzyby zazwyczaj rosná w gt?bi lasu".
„Nikomu o tym nie opowiadaj", ostrzegta go Ana. „Že-bys zaraz niewypaplal"
„Tak", poparta ja pani Sam. „Znaležlišmy je za Cesar-*kim Debem. Tak powiemy".
„Pan Molnár mówi, že každý ma swoje miejsce, gdzie ibiera prawdziwki, i przed nikim sie tym nie chwali", powiedziat chiopiec.
„Boj? si?, žeby ich ktoš nie odkryl", westchneta Ana. lTo rniejsce jest tuž obok drogi. Wystarczy, že komuš wcjdzie tu krowa",
„Musze spytac pania Szabó, jak sie je suszy", powie-■ I,'u la pani Sam. „Miatabym zapas na zím?..."
„Trzeba je tylko pokroic, o tak, wzdtuz", pokaza) Andi. „Potem suszy sie je na bialym reczniku. Pani Molnár suszy grzyby na dachu".
„Na dachu?", spytata podejrzliwie Ana.
57
„Tak, na dachu kurníku", wyjašnil chlopíec. „Rozkladá recznik, a na nim pokrojone grzyby. Zabiera je, gdy zaj-dzie síonce. To wszystko".
Najmniejszych grzybów nie žebrali. Zostawíli je, žeby urosly.
„A wiec nikomu ani stowa", powtórzyla pani Sam. „Gdy-by ktoá spýtal, znaležliimy je za Cesarskim D^bem".
„leželi chôdzi o mnie, na pewno sie nie wygadam", ošwiadczyta A n a.
„Niektorým wystarczy, že zobacza grzyby, a juž wiedza, gdzie byty žebrané" powiedziat chíopiec. „Tytko popatrza, i juž wiedza".
„On to mówi dlatego", zauwažyta Ana, „že chce sie po-chwalič" przed panem Molnárem i przed tym Cyganem Virágiem, z którym zaczat sie kolegowač".
„Nie wiem, co on widzi w tym Virágu", dodata pani Sam.
Szli na skróty, przez wilgotne tak i. Na zachodzie, za wsia, pietrzyly sie róžowe obloki. Patrzeli na nie i szli w mi lezen i u przez wilgotna trawe. Worek niosía naj-pierw pani Sam. Póžniej pomagaía jej Ana. Andi szedt naprzód i rozrzucal áwieže kretowiska swoim klonowym kijkiem.
„Dobry wieczór pani" powiedzial starý pan Horvát. „Napracowališmy si^ dzis, nieprawdaž?".
„Dobry wieczór, panie Horvát", odparta pani Sam i prze-tožyta worek na drugie ramíe.
Pan Horvát wbil szpic laski w grzyb, który potoezyl mu sie pod nogt. „Patrzcie no" powiedzial, „na co wam psie grzyby?".
„lak to psie?", spytatAndi.
„Bardzo trujace", odrzekl wieŕmiak. „Radze pani zaraz )* wyrzucid I to nie na moje pole, pani Sam, ale do rzeki, fl wsia... Bože, gdybym bylposzedt inna. droga, z zacnej rndziny Samów zostatby tylko ten szalonyojciec!".
Pani Sam spuscita worek na ziemie i chciata cos po-wledzieč. Nie powriedziata nie. Tylko pociagnela chtopca IM reke i wszyscy troje poszli w strone rzeki.
Kocieta
W krzakach bzu za domem chtopiec znalazt czworo slepých koci^L Piszezaty tak, že zrozgmiat, i ž ktoí roztaczyt jez matka, k tóra z pewnosciq szuka ich teraz na drugim koncu wsi, ptaczac na dachach. Mial jednak nadzieje, že zaopiekuje si? nimi jakás kocia stará panna, kotka nie-rodka czy jakakolwiek kotka o dobrým sercu.
Trzeba przyznac, chlopiec wszedí do ogrodu, žeby krase porzeezki. Lézal na plecach pod krzakiem i roz-garnial Liscie. Czerwonegrona wisiaty mu nad glowajak kolezyki Od spodu byty popryskane drobnými křepelkami btota — wezoraj wieczorem padat deszcz. Krzak porzeezki rósl tuž obok krzewów bzu, okalajacych ogród.
Kocieta nie mogty go widzieč, ale wydato im si?, že podchod zi do nich jakié wielkí kocur. Mie wiedzíaty, že chlopiec kradnie porzeezki, a przy okazji podpatruje ptaki. Piszczaty jak zupetnie mate dzieci.
Chlopiec pobíegl do domu, wtožyl do puszki troch? chleba i nalal mléka. Potem po kolei wpychat do puszki kocie pyszczki. Kotki tytko miauezaly bezradnie, napínajíc powíeki na zaropialych oezkach.
Bylo to przed wieczorem,
N.i/ajutrz ráno, zanim jeszcze wygnal krowy pana i -I iiiira, a wi?c bardzo wezešnie, poszedt do ogrodu za domem sprawd/ir, co robia jego koci?ta, czy nie zaopie-kuwula si? nimi jakás kocia stará panna, kotka nierúdka
■ t) i,i ka kol wiek kotka o dobrým sercu Jedy ny m znak Lem li h /ycia bylo to, že držaty w zroszonej irawie. Obok stala piih/.ka, nietkni?ta. Tylko mléko wsiqkto w speezniaty ihleb.
..Nie ma sprawiedliwoíci na tym áwiecie", powiedziat • •lnechlopiec. „Animiedzy ludžmi, ani miedzy kótami", ľudntóst ležacy w pobližu kamien i nagte go spus-
■ il kdim z kin ial pisn?lo jak gumowa zabawka, a jego glowa zostala pod kamieniem. Tylko tapki prostowaly
i kurezyly. Mi?dzy pazurkami pojawiat si? wtedy hV/owy wachlarz. Podnióstszy kamien, chlopiec ujrzal likrwawiona gtow? kotka i ztotozielone oko pod p?k-liltt^ powieka.. Krzyknaí i znowu rzucil kamien. I ilugu trwalo, nim zabit je wszystkie. (í idy stanql przed panem Molnárem z purpuro wa twa-rtu, przeražony i držacy, jakby za chwil? mial zemdleč, ■Mpndarz nie powiedziat stowa).
ľochowat je dopíero wieczorem, pod krzakiem bzu. • m z koci?tami zakopal kamieťi. Niczym nie ozna-< /yl lego miejsca.
60
Gruszki
Konic
Chlop wchodzí na drzewo i strza>a gruszki. Stychac, jak spadaj? na traw?. Te dojrzalsze p?kaja i wylewaja sie z nich wnetrznosci koloru dojrzatych fig. Do nich kie-ruja, sie osy> pijane stodycza, Chlopki, kwašno pachnace potem, rozrywaja gruszki opalonymi řekami, szukajac mniej dojrzatych, soczystszych.
Chtopíec, który calc przedpotudnie zbieral zbože i wia* zal snopy, podsuwa gruszki pod nos, a potem zjada lub odrzuca daleko, žeby sie tu nie zbieraty osy.
„Patrzcie no", mówi pani Molnár, jego nowa gospodynl. „ten maty Sam wybiera gruszki wechem, jak za przepro-szeniem, píes. Trzeba go wziac na polowanie Mamy za malo psów...".
02
Chtopiec ležaí na drewnianej skrzyni, wpatrzony w obtok i dymu, który snu t sie pod suritem. Tylko czasami wylaniaiy si? z dymu tlusté czarne belki, na których osiadala sadza, gesta, potyskujaca, Z blaszanego piecy-ka wiatr wydmuchiwal w porywach smugi dymu, które przez chwile unosily si? wokól wysokiej, cienkiej rury, Jak grzywa. Lampa napetniona naft? i smarem trzaska-k przebijajac zaslon? dymu. Rozmickla glina cuchn?ía moczem. (Przed paru laty trzymano tutaj konie), ľodtoge wprawdzie przekopano i naniesiono nowej, jak wosk žóltej gliny, a jednak wciaž tu cuchn?fc>. Wilgoč hod žila na sciany lepianki i przežerala je jak kwas. Padal snieg, a przez szpary w oknie í pod drzwiami wiatr wrzucat garšcie krysztalowych igielek. W piecyku skwier-Baly wilgotne szyszki, jak slina na goracych wargach.
„Ze tež si? nie podusicie w tym dymie", powiedziat Éolnierz, trac zalzawione oczy.
„Przywyklismy", odrzekl chlopiec. „Niech pan roztožy pOc tu, na dole. Bedzie cieplej, a dymu mniej". | Zolnierz, wasaty rezerwista, rozfožyí koc obok chlopca I zabral si? do reperowania rozpadajacego si? siodla.
Ŕ3
Chĺopiec ležai kolo níegn na twardej skrzyni, owini?ty starým plaszczem ojca. Držal i z zamknutými oezarrú, tytko w?chem wyostrzonym jak u wyžla, pogražony w ja-kims chorým pólsnie, sledzit to, co dzialo si? wokói. Kwas-kowaty zápach moczu koriskiego, zápach wilgotnej gliny jak zápach šwieiego ciasta, zgnily zápach nafty, gorzkawd woň žywicy, [ zápach stajni przyniesiony przez zotníerza, I (Byt to jeden ze stajennych, przydzielony tu na kwater?).
Nagle posíyszeli, že ktos otrzasa šnieg z butów przed drzwiami. Byl to drugi stajenny. Wsunat gtow? przez □chybne drzwi.
„Sultán padl!", powiedzial, jakby ogtaszai úpadek pari- ] stwa tureckiego.
Chĺopiec nagle usiadl. Žolníerz wbit krzywa. igt? w siodlo i szybko wyszedí, Chlopíec za nim. Plomkri lampy zatrzepotal jak wystraszona sowa.
Suttan ležat na boku, níeruchomo, na cienkiej warstwie wiórów. Ocz y mia t c icm noŕioleto we i j už nie by to w n ich gwiazdy. Tylko na jego czole blyszczat jeszcze srebmy pótksiežyc
„Nie dajže si?, Sultán!", žotoierz klepnat go po zadzie,
Kori ležat szty wno, jak obalony posag-
„Ale si? jutro major rozedrzc!1*, powiedziat starszy žotruerz, „Wyttumacz takiemu. že siana nie ma. To ukrad-n.[j _ powie. — Wyrnysl je, u rod ž! Ale jak mu to zrobič, przek lejte mul,.. Krase nie wolno, a konie musza miec siano, Choŕbyíciewy — powiada — wyzdychali- A skad, to juž wasza glowa... Przekonaj teraz takiegor — I kop-nat koní a butem w žebra. Suttan tylko szarpnal glow^, bez&ilnie.
„Ta tež pojdzie w jego slady'\ powiedzial mtodszy zotri ierz i tratil Hu J? bucioiem w brzuth. Kobyla zachwiala niť na cien k ich nogach,
„No, przekonaj go teraz!" powtórzyt zdesperowany wasacz, ,hUrodž mu to siano, wymysl!"
,, ľrzeba je podwiazaŕ", powiedzial mlodszy. „Major nie môže ich tak zaslač".
Szybko przy niesli sznury i przerzucili przez bel k? pod iu litem, nad kobyly Przeciagn?li jeden sznur za jej przed-m líni nogami, wokól brzucha, drugi przed zadem. Potem *wiazali sznury, Chĺopiec trzymal lamp?, oslaniajae pío-mieh zziebnietymi palcami,
Aby podniešc posag Sultána, musieli zawolac kilkužul-nlerzy z sasicdztwa. Znów przeciagncli sznury nad belka, ruistepn tc pod brz uchem Su Ita na i za przed n i m i noga m i, |gk przedtem. Zolmerze zakrzykneli: „Hu!-u!-u!", í koň p ■ liiiósl si? z wolna, sztywny, pozielenialy jak braz.
Nazajutrz rano chĺopiec pobíegl do stajni. (Kiedys tež by ta tu stajnia, a pdžniej pomieszczenie služylo za liope, w ktorej stryjenka trzymala wióry do swojego ivielkiego pieca). W stajni panowal ziab, pod sufit wci-ikftta si? mgta, Konie rysowaly kí? nad ziemia niby posagi ilmowym rankiem. Glowa B q] i opad ta i szty wno spoezy-wala na szyi, žíobíac w cienkiej warstwie wiórów równa bruzd? — w mia r? jak wiatr ko lysal zwierz?. Gtowa Sut-tina uwi?zta mi?dzy szczeblami drabiny, z ktorej zwisala nad žtobem garSc wilgotnego siana. Na czole koni a bi cla t xgasty pólksi?žyc.
W krotce nadszedl zasapany major, z twarza czerwona
zimná i ze zlosci, Stajcnni stali przed nim na bacznosŕ.
w sníegu po kolana, opuchnieci po bezsennej nocy. Major zagrozit im sadem polowym. Písarz sporzadzit protokol pod dyktando cywila-weterynarza i major poszedl ze swym ordynansem, klnac na czym šwiat stok Žotníerze powlekli sie do stajni i popuscili sznury. Bula run^ta na ziemie. Obalili tež pomník Sultána, jak podczas rewolucji,
„Wíedziatem, že zdechníesz", powiedziat wasacz i kopnul. Brzuch szkapy wydal odglos jak statua z b rázu ►
Zolnierze zaladowali Sultána i Bule na sanie í zawiežli na koňski cmentarz, Sanie ciagneta szkapa, po której bylo widac, že sama tež wkrótce tam trafi. Za saniami dreptal chlopiec ze scisnietym sercem (zwany Andim) i pies, który zwal sie Dingo.
O/towiek, który prxybyl z daleka
lizy dni i trzy noceprzechodzilí zolnierze przed naszym domem. Možná sobie wyobrazic, ilu to jest žnlnierzy, •koro ída, bez przerwy przez trzy dni i trzy noce. Szli pleszo, jechali na wozach, na komat li i w rieiarówkach. Trzy dni i trzy noce. Przez caíy ten ezas stalém ukryty /,i krzakami b7u. Trzccicgo dnia po pohidniu przeszedt ostatní žotnierz. Zostat za ínnymi daleko w tyle. Glowe mial zabandažowana, a na ramieniu niósl papuge. Do-piero gdy zniknat, wyszedtem z krzaków na ulice. Nic nie vvskazywalo na to, že przez wies" trzy dni szli zolnierze. Muže tylko cisza.
Troche bylo mi žal, že przez wies nie przechodzi juž ani jeden žotnierz. Gdyby przed czy ims domem trzy dni i trzy noce przechodzili zolnierze, každý by sie do tego przyzwyczait. Potem wszedzie wydaje sie pusto. Nikt nie przeježdža konno, nikt nie gra na organkach...
Nagle na skraju wsi ujrzatem wylaniajacy sie obtoków kurzu woz i pomyšlatem, že znów nadježdža wojsko. Ale byt to tylko jeden, šmieszny, maty woz, ciagniety przez dwa muty (a wtasciwie ostomuly, jak sie pózniej okázalo), kurz Lak zmienit koltir ich sipršci, že wygladaly rat.zej
jak dwie wielkie myszy niž muly czy oulomuly, Jak dwie myszy które wyszly z. worka maki.
Poniewaž we wsi níe bylo nikogo innego, kto by wtedy stal na drodze i gapit sie. na každego, kto nadjezdža, czlowiek siedzacy na wozie zwróciísie do m nie, Powiedzial cos w jakimŕ obcym jezyku, który nie baťdzo rozumia-íem. Wiedzialem jednak, že ješli mezczyzna i kobieta nadježdžaja * daleka takim malým wozem, to na pewno potrzebna im jest woda. Dlatego zapytafem:
„Pewnie jedziecie z daleka?",
Wiedzialem, že m nie z rozumie, Ojciec wytlumat:zyt mí kiedyé, ie dwóch Ludzi mówiacych dwoma rôznymi jezykami može sie; mimo to porazu miec, ježeli nie brak im dobrej woh í rozsadku, Trzeba tylko mówit: powoli ! imadrzeä níe trzeba natomiast zadawač trud nyt:h ]>yinri. Dlatego vdaánie spytatem powob i taikíem po prostu, czy jada z daleka. Pokazaíem przy ty m reka kierunek, z któ-rego przybyli, chcac w ten spôsob pod kreslíc znaczeuie moich stów.
„Niech ci wystarczy mlodziericze, ze przybywamy z da-leka", powiedzial mezczyzna, schodzac z wozu, „i ze na m sie spieszy. Diatego wskaž, prosze, gdzie možná by na-poic oslomuly".
„Myálafem, že to muly", wyrwalo mi sie> „choti a ž naj-bardziej sa podobne do myszy--- A ježeli chôdzi o wode, to znajdziecie ja u nas na podwórzu"
Meŕczyzna chwycit osfomula za ucho i wprowadzií : wóz na nasze podworze, Pobiegfcm do domu i powiedzia*j lem mamie, že tencztowiek przybyl z daleka i mówi tak, že možná si? z nim zupelnie dobrze porozumiec, chociaž,
Jest cudzoziemcem, "Wziatem konewke. i przyniosle wody ze studni, jako že nasi krewni nie wrotili z obozu, Ja rozporzadzalem podworzem i stáj n La. Powiedzialem wiec mežczyznie, že može wyprzegnac oslomuly.
Kitfdy przybysz sie myl (kobieta nadal siedziata na wo-lie), spytatem, czy gdzieá po d rod ze nie spotkaí mojego nica, Czlowiek, który jedzie z daleka, na pewno spotyka po drodze wielu ludzi. Powiedzialem, že ojciec jest wysokí, lekko przygarbiony, nosi czarny kapelusz ze sztywnym rondem, okulary w metalowej oprawce i laske zakoňczona Hzpicem. „Zabrali go trzy lata ternu", wyjaánitem, ,fi od tej pory nic o nim nie wiadomo"
Mezczyzna odpaří, že po drodze rzeczywiscie spoty-kul wielu ludzi, co jest zupefníe naturálne, gdy czlowiek jedzie z daleka. „Byli wsród nich", powiedzial, Judzie ŕ l,i ska i w czarny m kapelusz u, wiec ktorys z nicjh calkiem prawdopodobníe mogt byc twoim ojcem".
„Chod rnial", dodatem, „troche šmieszny z powodu jditfusa". I spy t arem, czy k tory s ze spotkanych przez n lego ludzi z laská i w ezarnym kapcluszu nie mial troche dziwnego chodu,
„Može któryá ze spotkanych przezc mnie ludzi rze-ttywiécie mial plaskie stopy", powiedzial mezczyzna.
idy czlowiek podróžuje míesiacami, latwo može spot-Uki kogos, kto ma smieszny chod".
„Kiedy go zabráno", przypomniatem sobíe, rtbyiwczar-llym surduĽte i ciemnych spodniach w jasne pražki. Cze-sie z przedzialkiem na árodku i miql wysoki kauezu-kowy kotnierzyk. Nie s pot kat pan przypadkiem takiego ivlowieka?".
69
„Och", rozosmial sie. mežczyzna, myšlac pewnie. že ma do czynienia z wielkim klamca albo žartownisiem, ajnaprawdc spotkaíem tak i ego cztowícka. Nosil ezarny kapeJusz ze sztywnym rondem, okulary w metalowej oprawce, laskf i wszystko inne. Byl w ezarnym surducie i spod n iach w jasne pražkL Miat šmieszny chod i wysoki kauezukowy kolnierzyk. Spotkaíem go", pomyálal chwile,, „důkladnie cztery hla lemu, w BukareszCie, Byl to, mlo-dzierieze, japonskí minister przemyslu cieikieg0w-
/. iksamítnego albumu
,,,W LESI£ NAGLE ZAPADLA C1EMNOSČ. Moja matka
ID Ibta dziwne przeczucíej odezwalsie wniej niepokojj wj?c pntiagnela nas za řece, Worekzszyszkami wieklismy na tmieme, nie chcac ponucic bogatych zbíorów, smutných ibtorów naszej jesieni. Mama sie nie omýlila. Bedac jui Hf pobližu wsi, spostrzeglismy šwiatlo w domu naszych kiTwnych: za szklem upiornie migotal bludný ognik, Za-drželismy,,, Czy mama pragneia jego powrotu? Czy jej dohře serce przebaczylo mu wszystko? Na pewno tak. Bo |dy weszlišmy na podwórze, nie bez zabobonnego leku, i zapukali do drzwi pani Rebeki, moja matka sie cofnefa. Niewatpliwie spodziewala sie, že zastanie w domu ojca I jego rodzine, teraz juž pogodzona wspólnymi cierpie-RÉimi, droga krzyžowg. calego plemienia. Ale w domu Ititalismy tylko kuzynke Rebeke, a jej wyglad nie dodal nim otuchy, W píerwszej chwili z przeraženia žadne z nas nie moglo dobyc slowa. Bože, jak ona sie zmienila! Po jej bujných wlosach nie zostalslad, ezarny kok opadl, knoty iHiklów jakby nadpalil ogieň. Stala z ciežkim siedmiora-miennym swiecznikiem w teku i ze zdziwieniem ujrzeli-imy, že tylko w jednym ramieniu palisie; biala stearynowa
š wieca, a pozosta te sa puste. O w swiecznik 2 jedy04 palac% sie íwiec^ byl tu zapewne po to, žeby swymi wygaszonymi ptomieniami, swoja pustka zapowiedziec nam tresč tcgoH co oznajmi za chwile kuzynka Rebeka (pokročila wychu-dzona gtowa, powoli, Z godnuscij* ruĽhem pefnym zna-czenia, najpierw w kwo, potem W prawo, i tnów w Jewo i w prawo, jeszcze wolniej): nie ma go! Czy byla to chwila ul&i, tzyogarneta na s niema rozpaczľMÓj ojciec — mar-twyl Ja w každým razie wobec faktu jego smíerci okaza-fem gtebokie powajpiewanie. Bytem pewien, že kuzynka Rebeka nie mowi prawdy, choc jej wyglad i ruchy glowy miaty w sobie coá tragicznego. Tak czy owak, dopatrywa-lem ste wielkiego szachrajstwa, podej rzewaíem, že pani Rebeka chce przekreslič istnienie mojego ojca w spôsob najmniej bolesny — tym powolnym kreceniem gíowa- Za-gladala nam w twarze (stala sie krótkuwzroczna), przy-suwajac do policzka píomieň swiecy, a swoje przeczace potrzbjsanie gtowa powtórzyta przed každým z osobná, za každým rázem z innym, znaczacym odcieniem: przed moja mat k j z rodzajem szczerego wspókzucia, przed Ana. z odcieniem pedagogicznym — teraz ostrožnie, moja mata kuzynko! — a przede m na ze skryta ztusliwosd^: twoje przekonanie o jego niesmiertelnosci wkrótce zostanie oba lone, maty pyszatk u, czas pozbawi mocy twoja wiarel Mrugajjjc naczaco, z chytrze usmiechnietymi oczyma. podczas gdy jej twarz i usta byly jak skamieniale, dlugo trzymaía ptomieh swiecy przy moim policzku i wpa-trzona w moje zrenice, krecita w lewo i prawo dtugim nosem. Czy j ej pantomima m iala poza tym jakies znacze-nie? Co sie j eszcze k rylo w tých duzych cza rnych oczach
Oliäleríczym blasku? Wuaž mi síe wydaje, iž ow zlosliwy uildcri oznaczat ch^c zakomunikowania mi, že máj oj-1. . 11 ic ty 1 ko nie umart jak bohater, Z llieém icftcl nym ha-ilrmna ústach, ktoré bedzie zapamietane í przytaczane ||ko wzór filúzoficznej postawyä umiejí tnosci zachowania /1111 ne j kr wi w obi ÍCZU smier d, lecz pnec i wnie, že wobec nwmch katów... Och, nie watpie. L pewnuácia przejrzal Miczenie opacznej gry, w jaká go wciagnieto, i kiedy stanmi po lewej stronie, wsród kobiet i dzieci, wárod chorých I niíidolnych do pracy (albowicm laczyt w sobie wszyat-1 n Ich cechy, byt wiecznie chorý i byt hísteryczna kobieta, kobiet a brzemlenna^ w stálej u roj onej dijžy, jak gdy by ťlrrpial na jakiegoš wielkiego guza, a byl tež dzicckienrij rjužym dzíeckiem swoich czasdw iswojego plemienia, i byl nlezdoby do pracy, do zadnej pracy, zarówno fizycznej, |ik umyslowej, gdy ž krzywa jego geniuszu i jego aktyw-inii wita sie niebezpiecznie, i w koncu, po kolistej or-
l....., dobiegafa do punktu wyjícia, do absolutnego zera,
. N1 ^wego zaprzeczenia] — a zatem po lewej stronie Eoga
I iycia, przez chwile, ale tylko przez chwile myslal, že to |ťgo oszustwo, jego zmysl humoru, umiejetnosč radze-nit sobie vw skomplikowanychsytuacjachžycíowych, lecz jaimĺ potem musia t poezuc, swoimi wražliwymi kísz-kmiiii i szalona, g^owa, že gtupio, dobrowolnie stana.1 po iLronie smierci, dal sie oszukac jak dziecko... Zte oezy pini Rebeki pozwalaly ujrzecgorzka i tragiezna prawde: Idac w kolu m nie chorých níewolników, wsnúd zdjetych hl rachem kobiet í zaleknionych dzieci, id^c z nimi i przy
ii n h, wysoki i przygarbiony, bez laski i okularów, które mu zábran n, stawiajac chwiejne, niepewne krok i w tej
72
7:1
kolumnie przeznaczonych na ofiar?, jak pasterz wšród stáda, jak rabín ze swoja trzoda, jak wychowawca na czele swuich uczniów,,, ach, nie! Bili go patkami i kolbami, j?-czat i padal, kobíety pod nosily go L dodawaty mu odwagi, a on, jooj, plakat jak mate dziecko, podczas gdy wokoto szerzyl sie zápach jego ciata, okrutny fetor jego zdradzie-ckich kiszek-
Z naszych krevných wrócit jeszcze tylko stryj Andrej, tet opalony jakims dziwnym sloňcem, swiatlem piek la, ze skóra chorobliwie wilgotna i stechhj — zgubne pi?tno czarnego storica. Przyniósí z soba piosenki nowych cza-sów, smetne ballady obozowe i lamenty rabinów, które nucil pólglosem, bez sluchu, albo grat na okarynie, po-hukujac jak puszczyk.
W pare dni po powrocie zaczat kopač w stajni, tam, gdzie staly kiedys wojskowe konie, czemu daremnie sprzeciwiala sie stryjenka Rebeka. Ziemía, któr? wyrzu-cal l dolu, byla wilgotna i čuchne la ku tisknu moezem. Wkrótce w tej wykopanej przez niego studni zniknela glowa stryja Andreja, a glos, którym wydawat krótkie po-lecenia stryjence, rozlegal sie jak z grobowea. Ku swemu olbrzymiemu zdumieniu w pewnej chwili zobaczylem, že stryjenka Uebeka wyciaga z tej cuchnacej studiu bel? perkalu w plongce róže, czerwone i niebieskie... Zto-zyta u swych nóg t? zdobycz, kwiaty, które sie wplataly w perkalowa sieé niby wspaniate gíebinowe ryby. Co za poiów! Ujrzawszy pierwsze róže, jeszcze rzadkie i drobné,
■fOpiero w pákach, t? rybia drobnice wplatana w oka iltci, k tóra dlugo tam ležala, wiec zaczela j už zalatywac I plowiec, stryjenka nerwowo chwytata perkal, ciagn^c go l gnraczkowym wysitkiem. Ach, nieszczešcie! Olbrzymia bela, zakopaná tu przed wybuchem wojny, owiní?ta wo-ikowanym plótnem i schowana w solídnej skrzyni, byta przežarta kwaánym roztworem koňskiego moezu, który wnzystko zamíenit w prach i popiót — róže pachnialy jak Éltíete, zbutwiate ryby.
Nazajutrz stryjenka Rebeka próbowala cos z tego ura-lowač: swi wielkq síeó rozwíesila na ptocie, w pieciu war-ilwach, liezac zapewne na dobroezynny wpíyw sloiíca. Wokót domu, jak wokót starodawnych zamków, wyrósJ ! ftigle žywoptot z pnacych róž, ale na nic, podwórze čuchnulo moezem. Nie bylo rady. Na perkalu rzucaly si? woezy ■zkodliwe skutki ezasu i ciemnoáci, zgubny wplyw ziemi I bursztynowych strumieni, którymi žotníerskie konie w latách wojny zlewaly gline, a strugi te padaty z u kosa, íllby promienie sloneczne.
Stryjenka Rebeka ze tzami w oezach usitowala ratowac »woje jedy ne bogactwo, te ukrytí kopa lni?. Zaczeta wy-Clnač nožyczkami kawatki materiálu, nieto dtužsze od lekcia, lecz w koncu musiala wszystko rzucič" na smieci, ho perkal rozpadal sie pod palcami jak paj?czyna. Przez ca la nc}c stryjenka i stryj Andrej, ukryci w ciemnosciach przed oezami chtopów, przenosili te zgnile róže na smiet-nik, widlami. O, ilež goraczkowych przekleristw rzucono lei nocy na ciežkie narzady wojskowych koní, ile wácick-lyt h klatw, blyskotliwych i strasznych porównan!
Chyba pod wptyweín ojca, wpiywem, którego zgub-nym pulapkom opiera ta si? do konca jego žycia, mama dala sie purwac mysli o skonstruowaniu maszyny dzie-wiarskiej — z desek i drutów starých parasol i, Chociaž doprowadzita swój kunszt r?kodzietniczy do doskona-tošci, stworzywszy dzieki szprychom kól rowerowych mata manufaktur?, któraby mogla zaopatrzyc catyokreg w jej wyroby, mama za mier za la rozbudowac ten warsztat
0 wspomniana maszyne dziewiar&kq i zaopatrywač nie tylko okreg, ale čata župani?. Dzieki ternu miata nas, A ne
1 m nie, „wycofaŕ z pól", jak mowiia, i przywrócic nam obywatelska godnosč.
Od tego zamiaru mama odštepuje niestety, z ciezkim sercem, ju ž po vstupných czynnosciach przygotowaw-czych — nie znala zlo sie tyle starých parasoli. Konty nuuje prac? recznie, po nocach, przy lampie, w ktorej plonie wojenny šmar do kól, zmieszany z nafta i past^ do bu-tow, wy wija swymi btyszczacymí d rútami jak z platy ny Te dwa druty.. Mówi? „druty', a natežatoby wlasciwie powiedziec, že w sklad owego przyboru wchodzily takže palce, na równi, nie tylko jakoczesc r?kí wykonujaca jej wol?, lecz po prostu jako cz?íč przyboru. Mam tu na my-sJi, przede wszystkim, wyciagni?te palce wskazujace, do ktorých dwa metalowe druty(wlasnor?cznie wykonanc) dodano tylko jako przedluženie, Nawet nie wíedzaco ty m, mama urzeczy wistniía swoja my íl o maszynie dzie wiarskiej: w poprzek delikát nego grzbietu palca wskazuja^ego, gdzie stale przesuwata sig miekka nie, utwurzyt si? waski
kiiiiLit, jakby wyžlobiimy ostrá, stalowa itila. Spod Lužina Mgiijacych drutów, z tego przedziwnego sciegu, povstávaly, snujac si? jak bajka, dlugie biale karty jej roboty t miny angorskiej; agdyby ktoádmuchnat w puchowe tu los k i, žeby troch? je rozsunac, ukazatyby sie, przepíekne Wiory, jak ze wschodnich dy wanow.
Tajemnica jej kunsztu byla prosta; mama nigdy sie rl la powtarzata, Kiedy panna Fánni zamawiata ta k i sam twi'ler, jaki ma pani Maria, mama, nie chcac ttumaczyč kwych powodów maíostkowym wiejskim piek nose inm, przyjmowata zamówicnic bez uwag, ale na zadaný tentat wykonywala waríacj? jedy nie na oko podobna do wzoru. ftrorzyía w ten spôsob zupetnie nowy sty L tylko pozor-nie zbližony do poprzedniego, tak by možná bylo poznač tfke mistrzaj jego charakter, jego wtasne pietne niepo-WUrzalnC- Postepowata rak ?. przyrzyn calkiem praktycz-nych: jej wyroby, ze wzgl?du na prestiž firmy, mu sial v byc ii 111 kat am i f niepowtarzalnymi nawet dla nie i samej, Jej warsztat kwitl, nieste t y, krotko. Kobiety wiejskie, I.Lszcza wojenne wdowy, id^c za przyk ladem mojej ni,imy ze szczerego púdziwu (który — jak to zwykle hy wa — wkrótce zamienil si? w zazdrošŕ), same zaczely robií na dru t ach wdtugie zimowe wíeczory. Zpoczatku í/to im to niemrawo, ale z c za sem čoraz lepič), Našlado-waly j? udatnie, tworzac doskonate imitaeje oryginalu, I niťwtajemniczeni nie dostrzegali róžnic ani tež nedzy tých sztucznych wytworów, pozbawionych szczerošcí piawdziwego natchnienia i przežycia.
Mama z poezatku próbowata przeciwstawiac si? temu ■alewowi nasladownictwa, zmieniata sciegi, nadajac
76
77
swoim wyrobom forme chlodnej wirtuozerii, która nie pociaga, lecz oniešmiela. Wszystko n a próz no. Mistrzo-1 stwo, jakie osiagnda w dtugie bezsenné noce, praca w po-cie czola i natchnieniem, pruciem i cieciem na kawatki, analizowano w wiejskich warsztatach i bezlitoánie imi-towano. Zrozumiawszy ie szarlatani potrafia našlado-wac wirtuozerie mistrza, mama uciekata sie do prostoty, nagošci stylu i wyrazu, nie rezygnujac z tego, by w gla-dzizne wplešč jak i š tajemniczy wzór, mistyczn? róže na-tchnienia. Daremnie. Falszywe róže zaczeh/ sie pojawiač na angorskich dzianinach w tych samých miejscach, co jej róže, a niezorientowani nie potratili ich odróžnič od prawdziwych. (Tymczasem wystarczyíoby zajrzec na lew? strone wyrobów mamy, tam, gdzie byl odcisniety symetryczny negatyw jej rekodziela, žeby sie zorientowač z wezetków i suptów, ze splotu korzonków dzianiny, ile trudu bylo potrzeba, aby ztcj popekanej wdny, z resztek i krótkich niteczek wyczarowac praw? strone wyrobu. Tu sztuczki i wybiegi nie byty widoczne, a wszystko wygl?-dato czysto i lekko, jakby wykonane z jednej nici, za jedným zamachem). W koncu, po ciežkich pokusach i wielu bezsenných nocach, mama catkiem sie poddala i znowu wyszla na pola, by zbierac resztki pozostatego zboža —1 nie miata juž ani jednego zamówienia.
Wchodzimy do pociagu ze smiesznym bagažem, wle~ czemy z soba cygaňski namiot naszej tulaczki, žatosny posag mego dzieciristwa, Nasz historyczny kufer, teraz
Hfcodrapany z zámkami, które ustepuja z zardzewia-iyin trzaskiem niby w starých skatkówkach, wyptynat
■ potopu sam, pusty jak trumna. Lež? w nim jedynie Miift ne szcz?tki mojego ojca jak w urnie z popiotami: jego lutograhc i dokumenty. Metryka i šwiadectwa szkolne, h niewiarygodne Tory, wypisane kaligraficznym pis-
[fttm zamierzchtej, niemal mitycznej przesztoáci, cenne dwladectwa zmartego poety, historyczne archiwum jego i Imroby: odpisy wyroków sadowych, dokumenty Fabryki Wyrobów Szczotkarskich w Suboticy (która doprowa-it/ll do bankructwa), rozporzadzenia, umowy o prace, Uwiadomienie o awansie na inspektora kolei, wreszcie dwajegorekopisy: Wielki i Maty Testament oraz kw ty choroby ze szpitala w Kovinie... Inkaž mysl mna kierowala, kiedy to dzřwne archiwum
■Ttemycitem do naszego kufra, w tajemnicy przed matka? Ryta to, niewatpliwie, wczesna šwiadomoáč, že bedzie ono |t*dynym wianem mego dziecihstwa, jedynym dowodem materiálnym, že kicdys istniatem i že istnial mój ojciec. laz tych rekopisów i fotografii bytbym dzis niechybnie przekonany, že to wszystko sie nie zdarzyto, že jest to lylko zastepcza, wyániona opowiesó, która zmyálitem wibie na pocieche. Postač ojca zatartaby sie w pamieci Jak tyle innych, a wyci?gnieta reka uchwycilaby próžni?. M vvlalbym, že sni?, To archiwum rodzínne, które wówczas, przed od-
ijlidem, przebralem wedtug wtasnych kryteriów, teraz Wldze — sřusznych, przemycilem do kufra rázem z molmi zeszytami i ksiazkami, rówmež przebranymi: z ze-M.ytów wziatem tylko dwa, zawierajace wypracowania,
78
79
swoim wyrobom forme chtodnej wirtuozerii, która nie pociaga, lecz oniešmiela. Wszystko n a próz no. Mistrzo-1 stwo, jakie osiagneta w dtugie bezsenné noce, praca w po-cie czofa i natchnieniem, pruciem i dedem na kawatki, analizowano w wiejskich warsztatach i bezlitoánie imi-towano. Zrozumiawszy ie szarlatani potrafia naslado-wač wirtuozerie mistrza, mama uciekata sie do prostoty nagoáci stylu i wyrazu, nie rezygnujac z tego, by w gla-dzizne wplešč jak i š tajemniczy wzór, mistyczna. róž£ na-tchnienia. Daremnie. Fatszywe róže zaczely sie pojawiač na angorskich dzianinach w tych samých miejscach, co jej róže, a niezorientowani nie potratili ich odróžnič od prawdziwych. (Tymczasem wystarczyloby zajrzec na lewQ strone wyrobów mamy, tam, gdzie byl odciániety symetryczny negatyw jej rekodziela, žeby sie zorientowač z wezetków i supíów, ze splotu korzonków dzianiny, ile trudu byto potrzeba, aby ztcj popckanej wdny, z resztek i krótkich niteczek wyczarowac prawa strone wyrobu. Tu sztuczki i wybiegi nie byly widoczne, a wszystko wygla-dalo czysto i lekko, jakby wykonane z jednej nici, za jedným zamachem). W koncu, po ciežkich pokusach i wielu bezsenných nocach, mama calkiem sie poddala i znowu wyszla na pola, by zbierac resztki pozostatego zboža —1 nie miala juž ani jednego zamówienia.
Wchodzimy do pociagu ze smiesznym bagažem, wle-czemy z soba cygaňski namiot naszej tulaczki, žalosny posag mego dzieciristwa, Nasz historyczny kufer, teraz
Hfcodrapany z zámkami, które ustepuja z zardzewia-iym trzaskiem niby w starých skalkówkach, wypíynal
■ potopu sam, pusty jak trumna. Leza w nim jedynie Miiťt ne szczatki mojego ojca jak w urnie z popiolami: jego lulo^rahe i dokumenty. Metryka i šwiadectwa szkolne, h niewiarygodne Tory, wypisane kaligrahcznym pis-
[fttm zamierzchtej, niemal mitycznej przeszloáci, cenne dwladectwa zmartego poety, historyczne archiwum jego i Imroby: odpisy wyroków sadowych, dokumenty Fabryki Wyrobów Szczotkarskich w Suboticy (która doprowa-it/ll do bankructwa), rozporzadzenia, umowy o prace, Uwiadomienie o awansie na inspektora kolei, wreszcie dwa jegorekopisy: Wielki i Maly Testament oraz karty choroby ze szpitala w Kovinie... Inkaž mysl mna kierowala, kiedy to dziwne archiwum
■Remycilem do naszegn kufra, w tajemnicy przed matka? Ryta to, niewatpliwie, wczesna šwiadomoáč, že bedzie ono |t '-awíniete w papier pakowy i posciagane sznurkami?
i A,» zego wleklíšmy je z soba, skoro moja matka rozsta-wnlii sí? bez žalu z cenniejszymi rzeczami (na przyktad M nwoja maszyna do szycia) niž te zakíszone pierzyny, Wllgotne i gruztowate, pachnace plesni?, z ktorých puch ||i lyl si? i lepil do wtosów, do ubránia, jak brudny wj|-l|i »11 iy snieg. Pbprzez przerzedzone sito cienkiego perkalu t* \ ajwaiy si?, na ksztaľt puchowych sniezynek, rogowate
I.....ce piór ptactwa domowego, ciagnac za soba^ naď
yy^ilnne, zlepione skrzydeíka. Po ich ciemnej, matowej ptnvierzchni, bez potysku, rdzaworudej i czarnej, nie-
ii Liilnci sie by to zorientowac, ze i te pióra sa oszukane, podubnie jak niewygodne pierzyny, napelnione — poza nlťwietka iloscia czystego puchu Hustých panoňskich
Hli — twardym, nawet nie dartym pierzem kur, wsrod ktorých tak cz?ste byíy pomory. Mama niewatpliwie wiľdziafo o ty m oszustwie, które wkradalo si? w nasze »ny i nasz? bezsennosc, ale dla niej pierzyny znaczyiy tyle iln /naczy wszystko)d ile dla mnie relikwie dzieciristwa: papiery ojca i moje ksiažki. Dla niej te wyliniate ^pígwy'' bylysymbolem naszego dzíecinstwa i jej milosci do nas, pamiatka idyllicznych wieczornyth godzín, gdy nowe ftuzcze pierzyny, w poszwach z batystuf podwijata na m pod plecy i pod nogi, k lepiac po ty m wielkim ciescie 11 h »11 iu z rOzstawionymi palcami, a nam wystawaly spod piť r/y n lylko kedzierzawe czupryny i rumiane czubki
noiów...
I
Nie wierzcj by mojej matce mógl umknač przeražajacy fakt, którego wówczasjeszcze sobie nie uswiadamiatem: ! že te pierzyny napelnione oszukanym pierzem to tylko dalszy ciag, može ostatní rozdzial tufaczej ahaswerow-skiej historii, która zapoczatkowat mój ojciec, a wtašciwie jego przodkowie handlujacy gesim pierzem, i že przedo-staly sie tu gdzies z dalekich mroków historii — ciezkie dziedziczne brzemie, które wciaž jeszcze wleklismy, bez sensu
< hlopiec i pies
ľit «i, ktorý mówí
i Irodzitem sie, jak przyzuaje mama, wskutek pewnej Iľkkomyšlnej przygody, ktorá przyniosla jej siedmioro il/nvi i [liemato biedy moi hracia i siostľíi umarli
Uraz po przyjsciu na swiat. Ja otworzyiem oczy w domu (Mni Albíny Knípper, wiejskiej akuszerki, w latách wojny, / poczatkiem jcsieni, Mama i pani Albina bardzo o mnie dbaty, kar m i ty mnie i piescily. Koszyk miatem wymosz-[Iftony galgankami i pierzem niby ptasie gniazdo. Mama UCZyta mnie žycia: jak sie macha ogonem, jak pokaz uje k t y, |mk myje sie oczy i przepedza natretne muchy, Čwiczyli-ámy takže, miedzy soba, podstawowe chwyty zaczepne t obronne. W tej milej i bezpiecznej zabawie rzucališmy i. na siebie jak wiejskie kundle, ale nasze kry byty jakby owimete aksamitem, a pazurki schowane, jak bagnet w pochwie.
IVwnego dniajednak rozlaczono mnie z mama, wtedy wl.isiiwie zaczelt) sie moje psie žycie. (Stowa Jřpsíe'' prosz? niť rozumiec btednie, nie skarze sie na žycie, Chce po prostu powiedzíec: moje žycie),
Kiedy pan Berki (tak sie nazywal mój przyszly pan I wli(dca) wreczyl pani Knipper záplate, nie byto jeszcze
85
wiadomo, k tóře z nas wezmie, a j a niewiele 2 tego wszystJ kiego rozumiatem, Pamietam tyiko, že marná byta bardzů smutná i przez cary czas ptakata. Dopíero pózníej pojatém, dlaczego si$ nie sprzeciw iata i nic przedsiewzieta ] nic, aby terna zapobiec. W gruncie rzeczy pastapita tak dl a mojego dobra. Kto wie, jak j los statby sic moim udziatem, gdyby nie wzial mnie wtedy pan Berki, Z nas, czworga szczeniat, tylko dwoje pozostato przy žyciu, ja i mój brat- Brata sprzedano jakiemus mysliwemu z in nej wsi, A moje dwie siostry spotkala straszna ímierC1: pani Knipper zawiesifca im kamienie u szyi i wrzucita je do wezbranej rzeki, Zrobita to z ciežkim sercem, wiem,: gdyby nie trudné lata wojny, zlitowalaby sie nad nit chocby ze wzgledu na mame. Lubita zwierzeta, nawet rozkapryszone koty ale což poczač, á la guerre comme ä la guerre, jak by powiedziat wielki miiošnik zwierzat, La Fontaine.
Moja mama z bolu oszalala, Calymi dniami nie jadra, tyJko ptakata i zawodzita, biegala po podwórzu i po zagladata wkaždý katek. Až pewnegodnia pani Knipper powiedzíala: „Musiatam to zrobic, Lotu" (tak miata na imie moja mama). „Wybacz, Lolud musiatam..". Mama ležatá przed nia z nastawionymi uszami, žeby lepiej st szec každé síowo pani Knipper, i patrzata tak smutt oczami petnymi téz, že stará pani Knipper tež sie ros plakala; „Nic patrz tak na mnie, Lolul Sama wiesz, jal ciežko jest zwiazač koniec z koncem", Ale mama, nil przytomna z žalu, patrzata na nia nadal. „Nie patrz tak na mnie, Lolu, nie patrz!', prošita pani Knipper, „Wrziv c i tam je do rzeki".
Mama zrozumiala, že przeczuda)ej nie myJity, Krzyk-nifln i rzucila sie ku rzece. Gnata, gnala z jej biegiem, i "Milac jak pies, Bože od puse, jak cztowiek, Znalaz-ln moje siostry na ptycižnie, na terenie naležacym juž do i n nej wsi, z kamieniem u szyí, zaplátané w kor ženie Wi*hrzby
Wrócila przed wieczorem, po to, by umrzeč przy mnie.
i i žalem na werandzie u pana fierki, mojego nowego liospodarza, í rozmyslaiem o ty m, to mnie spotkato. o mc-(zezesnej mamie, o braciach i siostrach, o pani Kníp-per, o žyciu w ogóle- Rozmyslajac skomlatem, raczej ze imutku niž z zimná.
Wtedy to nadszedt jakis1 chtopiec, zaczat mnie glaskač I rozgxzewafj w rekach, jak gdyby m, nie daj Bože, byl wróblem, a nie psem. Przyjrzal mi sie uwažnie í wybuch-">l smiechem.
h A na, Ana!", zawotal. „Przyjdž, to cos zobaczysz, Wró-brlka!".
„Ale stodki", powiedziala Ana i uszczypneta mnie w poliezek,
«Ten pies kogos mi przypomina1', zauwažyí chtopiec, „Mjidzo do tego kogos jest podobný".
„kzeczywiscíe", zgodzita sie Ana, jego siostra. „Kogoí pi /ypomíňa, ale kogo?"
„Tež ci si? tak wydajeľ", spýtal chtopiec,
., Možná peknaC1 ze smiechu", zawotata Ana.
„Naprawd^''. Chtopiec wciaž trzymal mnie na dloni, fiiL wróbla-
Juiwiem", powiedziala jego siostra.
66
87
„Do kogo on jest podobny? Do kogo, Ana?\ pytal. „Pro-sze cie, powiedz!"
„Pomysl sam", powiedziata A na.
„Prosz? cie, powiedz", powtórzyt. „Nic mi nie przycho-dzi do gtowy. Wient tylko, že ten pies,.. naprawd?, možná si? poplakac ze smiechu".
„Do pewnej starszej pani." zaczeto Ana.
„Do pani Knipper! Wiem!", zawolat.
„Ze smiechu možná peknac", powtórzyla jego siostra. „Wykapana pani Knipper!".
Po tym zdarzeniu sam sie zastanawialem, czy nie jes tem podobny do pani Knipper, choč szczerze mówiac, nie bardzo w to wierzylem. Byč može tylko smutek nadawat nam podobny wyraz twarzy, gdyž pani Knipper czuta sie bardzo nieszczesliwa z powodu swojego postepku, a ja teskniíem za bii ski mi. Podobny byíem natomiast do mamy. Te same duže ciemne oczy, holko woszare, jak sliwka, te same uszy, zaostrzone i nieco zawiniete na czubku. Može jedynie postač odziedziczylem po (nie-znanym) ojcu, bo z czasem wyroslem na srnu kle psisko o dtugich nogach, jakich nie miala, ježeli dobrze pamie-tam, moja mama. Po mamie odziedziczylem poza tym zóltoruda siersó i inne cechy: przeczulcnie, pokoře, cierp-liwosč, wiernosó, oddanie, nerwowoác, jak tež pewnj leniwošč i lekkom vál nose.
Pies taki jak ja nie može si? pochwalič jakaá ciekaw^ historia, która. by možná dlugo opowiadaó, Co do mnie, mialem dosyc szczesliwa mlodošc (nie mówiac, natu-ralnie, o rozstaniu z bliskimi), choč przypadli ona na
88
■Mj wojny. A može wtasnie dlatego. Postarám sie to wytlumaczyč, Wojna zabiera ludzi, a w pozostalých bud/.l strach, nieufnosc, szorstkošc. W takich warun-I- it h pies wierny jak ja wiele znaezy. leželi ktos nie jest llxii-ckiem i nie jest przeczulony, može kochac psa bez m/paezy, bez obawy, že oszaleje, že umrze z žalu, ježeli fnliifivť go wojna, moze kochat bez poswieceň, može IDU iie zwierzac bez leku, že pies go wyda. Podczas wojny MU lest ciežko tylko dopóty, dopóki jeszcze nie wyrosna mu kly. (Dlatego zgin?ly moje siostry, niech spoezy waja id pokoju). A dladorostego, sil n ego psa wojna jest dobro-dxiľjstwem. Wšród bydla panuja wtedy pomory, padaj a fcjnie, a žotnierze zakopu j? je plytko, byle nie wystawaly md ziemie. I tak, mówiq, roznios? je psy i Cyganie.
Kogo by mogla interesowac moja biograha, skoro nie i'.l'm slynnym psem myšliwskim (tylko talkiem prze-tíftnym) ani nie wstawilem si? na wyscigach, i nie tylko nie mam szlacheckiego pochodzenia z rodowodem, lecz twnw.ystko wskazuje na to, že jestem niešlubnym dzieckiem, ťiyli b?kartem; nie odnioslem zaslugwojennych, za iycia
■ m wystawionomi porn nika i nie dostálem odznaezenia ud Czerwonego Krzyia ani od níkogo. Jestem wiec zwy-
■ t.....y m psem, a mój los byl przeti?tny. Jednu czy ni mnie
W pewnym sensie wyjatkowym: moja zdolnoát mówienia. A luska mowy obdarzyta mnie miloác pewnego chlopca, nuíglbym powiedziec, niesztz?sliwa miloáč.
|>ewnego ranka po jaw i I si? pan Berki, mój nowy go-ipodarz, l spýtal: „Andi, jak ci si? podoba ten pies?".
89
„Jest cudowny!", powiedziaf chlopiec. (Skadinad, sklon-ny byl do przesady). „Jak bedzie miat na imie?". „Dingo", odrzekt pan Berki.
„Dingoŕ", zdziwil sie chlopiec. „Nie podoba mi sie. to imie. Chciatbym, žeby mi pan wyjašnil, co to znaczy*.
„To nazwa dzikiego psa australijskiego", odrzekt pan Berki.
irOt bardzo mi sie podoba", powiedzial na to chlopiec, Moim panem oftcjalnie byl pan Berki, ale duszj i cia-íem naležalem do chtopca, Ze wszystkich ludzi na šwiecie z nim najbardziej sie zgad žalem i najlepiej sie porozu-miewaliímy. Mysle, že oprócz jego mlodego wieku zlo-žyíy sie na to niektoré nasze wspólne cechy. Wierzc, ii nie mija m sie. z prawda, mówiact že mielismy wiele cech wspólnych: byliámy leniwi, rozpuszczeni, wíerni, žádni przygód... Sadze, že nie jestem zbyt zadu fany, twierdzac.j iž ten chlopiec mial w sobie coš z psa; jesli chôdzi o jego powonienie i wražliwosc na zápachy, z pewnošcia sie nie myle. Potaczyiy nas samotnosd i smutek. Jego tesknota za ojcem i moja tesknota za rodzicami stworzyfy miedzy nami rodzaj przyjažni opar tej na pokrewieňstwie. Kie-dy zaczalem nagle rosnac i zdobywac powažanie wšród wiejskich k und li jako madťy, uczony pies pewnego ma-tego i madrego pana, chlopiec nie czul sie, JLiz taki opusz-czony, byl coraz bardziej dumny ze m nie i pewny siebie. Nie tylko wyzbyl sie dzieki mnie wrodzonego strachu przed psami (ta choroba przešladowala takže jego ojca), lecz w ogóle stawal sie coraz odwažníejszy, wiedzac, že ma we mnie oddanego, niezawodnego obroňce. Z dru-giej strony on nauczyl mnie wielu rzeczyh dzieki którym
Pytkiwalem powažanie. Potrafiíem przygnač zablaka im krowy, rozkopywač kretowiska (dla zabawy i zabicia Svánu), goniŕ zajace, odkrywač nory lisie i gniazda pta-Itáw blotnych, chwytač dzikie kaczki, žaby, motýle, weže. i lilcipiec nauczyl mnie nawet rozmawiač z nim w chwi-lm U samotnoáci**.
Pamietam, jak kiedyš, gdy zginela na m krowa, Krasula, n mulo nie poszlismy w swiat, Po drodze chlopiec powie-ini mi trudné i odpowiedzialne zadania. Jedno z nich bylo i akie, ze czulem sie jak golab pocztowy, nie jak pies... i ty bylismy bardzo nieszczeáliwi, zaraz knulismy piany in leezki w swiat, W rzeczywistoíci nie dotarliámy dalej
■ ■ /,a trzecia miedze. Czasami chlopiec opowiadal mi
i n h czytal róžne historie. Myále., iž nie przesadze, mó-
■ i jr, že nauczytem si% na pamiec powiešci Czhwiek, kaň, i■■. która nieraz opowiadalpasterzom, czestoupiek.sza-|4< ja i niejedno dodajac od siebie...
Nie, moje žycie nie jest powicácia. Skladá sie z kroť kli h opowiadaň, z mnóstwa drobných zdarzen, weso-|yi-h i smutných, ale w tych opowiadaniach zawsze jest nlieiny chlopiec, tak jak ja jestem obecný w jego opo-Wltdaniach.
Ostatnio zauwažam, že posmutnial. Stal sie w stotinku do mnie jakis chlodny ostrožniejszy. Widze, že roA ukrywa...
W krotce, niestety, zrozumialem, w czym rzecz, i znów ■t|tLi r na t mnie dawny psi smutek. Chlopiec znowu szykuje niv do ucieczki w áwiat, tym rázem naprawd?. Nie ma co «1«h lego watpliwosci. Rozumiem tež. dlaczego mnie unika: t In r sobie ulatwic rozstanie.
90
91
Rozchorowalem sie z tego nagtego smutku. Wysiaduj? pod progiem, žeby nie uciekt mí bez požegnania. Šleczf I tak i rozmyslam o žyciu.
Czuj?, že tego rozstania nie przežyje.
Auuu! Auuu!
Lírt
Kochany panie Berki, pisze, do pana z daleka. Pragne pana pozdrowič i spytač o zdrowie. Powoli przyzwyczajam si? do nových kolego w w s z kolo, choč oni kpia sobie ze mnie z powodu mojej wymowy. Po noc ach jeszcze mi si? sní, že jestem tam, u was. Ostatnie) nocy mama obudzila mnie, bo plakátem we šnie. Mama mówi, že to nostalgia, która szybko minie.
Kochany panie Berkí, najuprzejmiej prosze, žeby pan si? ze mnie nie wyšmiewat po tym, co tera2 napisze: tej nocy plakátem przede wszystkim z powodu mojego psa Dingo, Ana tež mi dokucza, mówiac, že jestem zakocbany w tym psie. Može to i prawda. Wierze jednak, že pan mnie zrozumíe.
Opowiem panu, jak ciežko mi bylo w dniu wyjazdi jak to rozstaníe mnie wstrzasnelo, Može pan pamieta, že przed samým wyjazdem zniknatem i przyszedlem w ostatniej chwili, až wszyscy na mnie krzyczeli. Powiem panu, gdzie wtedy bytem, Zaprowadzitem Dinga na brzeg Kerki, žeby si? z nim požegnac. Potem przywiazatem go paskiem do wierzby, a on sie nie opieral, tylko skomlat Chcial ze mna išc i prosit, žebym mu pozwolil, lecz po-wiedziatem, aby zostat, bo takie jest žycie. I powiedzialem
wieni, /t1 nigdy nic znajde lepszego przyjaciela, «01 ws>ód psów, ani wšród ludzi... Ustyszalem, že mnie wolwja, wiec pobiegtem, aby si? z wami požegnac. Pa-"■■ i,t pan, wszyscy plakalismy, moja mama i Ana, pana Ultima i pan. Wiedzieliámy, že juž nigdy si? nie zobaczyrny. Htdy wóz ruszyt, nie przestawalem plakač, serce mi
I i a jalo. Wspominalem wszystkie sp?dzone z wami Li a, mojego ojca, który nie wrócil z obozu, pana i pana m,nu?, nauczycielke, pania Rigo, Bél? Hermana, Laciego i lha, Juli? Szabó i ínnych. Specjalnie si? nie ogladatem W oba wie, ze jeszcze bardziej si? rozrycze., kiedy ostatní i uz /.nbacze wies, dzwonnice, Hrabiowski Las i wszystko. Air nie mogtem si? powstrzymaŕ. I jak pan mysli, panie lli-i k i, kogo zohaczytem?... Za nami biegt Dingo i skomlal M u < aly glos. Teraz juž poptakalismy si? wszyscy, a ja pro-III, ni wujka Martina, žeby odp?dzit psa i jechal szybciej, b«> nie mogtem zniesč- tego skomlenia. Dingo, niech pan
iibie wyobraži, byt u křesu sil, gdyz biegl za nami až du /tregu. Wysunatjezyk, z pyska riekla mu piana. Ja
II / krzyczalem i szlochalem, a wujek Martin musial Wyarnagač Dinga ba tem, až w koiícu pies si? zatrzymal, WLiiiawie zwalil sie, wyczerpany, na drog?, Jeszcze gdy
,)g ruszyt, wciaž patrzalem przez okno i ptakalem /.(Liwalo mi si?, že slysz? jego skomlenie, že nadal za nami pfdzi. To wtasnie chcialem panu opowiedzieč i poprosit, ílu igi panie Berkí, žeby pan napisaldo mnie o wszystkim. i i ' /? napisac, jak sie ma Dingo. I mam jeszcze jedna piošbe, tylko niech pan si? ze mnie nie šmieje: žeby mu pan przeczytal ten list i powiedziat, že to nie moja wina, nir mogtem go zabrač, ale nigdy o nim nie zapomn?.
92
93
Kiedys, gdy zostane poeta, napisz? o nim wiersz albo bajke. Wtej bajce pies bedzie mówit. I naturalnie bedzie wabit si? Dingo. Prosz? wi?c, panie Berki, žeby pan zeJ chciat to zrobté. On wszystko zrozumie pod warunkiem,r že bedzie pan mu patrzai prosto w oczy i powtarzat moje ) ímí?. Prosze mu powiedziec „Audi, Andi, Andi ci? po-zdrawia". Prosze mówič powoli, jak do matego dziecka Zobaczy pan, že zrozumie. Gdy ustyszy moje imie, zaczníe j skomleč, Bedzie to znak, že wszystko rozumie.
Na koniec prosze jeszcze, žeby pan dbat o niego i žeby mu pan przyrzadzil dobra koke je za pieniadze, które | posytam. Dingo najbardziej lubi konin? (dosyc koscista), j a na pewno dostaňte ja pan w Bakszy, u rzežnika, pana i Fejesa. Prosze takže, aby nie wspominal pan w Jišcie do 1 mamy, kochany panie Berki, o tych pieniadzach (z moichl oszczednosci), bo A na na pewno by si? ze mnie wysmie-wata. A najlepiej, žeby pan napisat do mnie osobiscie, jeszcze raz bardzo prosz?.
Pana i pana mam? oraz pania Rigo i wszystkich ko-legów, a zwtaszcza Béle Hermana, Laciego Tótha i ]uli? Szabó, cz?sto wspomina i najserdeczniej pozdrawia
wasz biedny Andreas Sam, uezeň
Hlf> viacym \v/. ojcu, warn, Samom, nie brak fantazji.Co llu i wojej prosby, kochany mój poeto, mog? tylko powíe-^Ht, že cb?tnie bym ja spetnil, gdyby nie stalo si? bylo |n, i o wiem, že bardzo ci? zasmuci.
t.imtego dnia, gdy wyjechaliscie, Dingo wrócil zbily, /meezony, dlugo skomla! i wyt. Przez caty dzieň nie I k u>jl jedzenia, chociaž przyniešlišmy mu nawet watrób-ťn, 1'ylko pií i pit, bardzo tapczywie.
N.i/ajutrz znaležlismy go martwego przed drzwiamL
Kochany mój A. S-, nie smuc si? za nadto, 53 w žyciu ve rzeezy — przekonasz sie, gdy dorosniesz. Moge 1 m I t wspomníeč, ze ja tez si? zrna rtwi tem, to byl na-vd? wspaniaty pies, a mama nawet plakáta, testem ppwlen, že to przebolejesz, a kiedyš nawet catkiem zapo-
.....is.z. Za pieniadze, które ci posy tam (sa to odset ki), kup
•olilc wieczne pióro, spróbuj cos o tym napisac, wierszem #IIh> próza i przyslij mi. leželi to bedzie dobře, pokaz? tikat twojej wychowawczyni, pani Rigo, która na pewno bardzo si? ucieszy. Ježeli twoja praca jej si? spodoba, može
■' .1 u) w „Dobrým Pasterzu",
Pozdrawiaja cie wszyscy koledzy.
1 Muchaj mnie i nie smuc si? za bardzo.
Twój wujek Berki
Odpowiedž
Kochany mój Andi, ciesz? si?, že masz si? dobrze i jestť dobrým uezniem, jak widač z listu twojej mamy. A z two-jego listu widač, že piszesz coraz lepíej i coraz tadniej, Wierz?, že kiedyš zostaniesz poeta, a sadzac po twoim
Harfa co L ska
Kar fa jest instrumentem, ktory sktadniej niž jakikohvi inny taczy w sobic formuj pi^kna (perfectio príma) i cí wosci {perfectio sccunda); ma byč zatem piek na dla okaj 1 znaezy zbudovaná zgodnie z zásadami harmonii forr nej, lecz nade wszystko ma byc przystosowana do swej podstawowego celu: do wydawania mi lego dzwieku.
W dziewiatynt roku žycia mialem harf?. Skládala z drewnianego slupa telegraficznego i z szesciu par di tów rozpietych na porcelánových izolatorach, przyj minajacych stiuczony serwis do herbaty. (Jeden z izok TÚvi wyszczerbitem proč?, zanim jeszcze w moim eolsl instrumencie odkrytem muzycznq funkej? tego serwí z chinskiej porcelány).
Po opisie úkladu strojen iowego mog? si? juž zajat* zostalymi cz?sciami instrumentu.
Aby zatem otrzymac harf? eolska, trzeba jeszCJ (oprócz wspomnia nych porcelánových galck do naci gania strun) miec co najmniej dwaslupytelegraficzm ze zwyktych smotowanych pni sosno wych. Ideálna odl glosč miedzy pniami wynosí pi?cdziesiqt metrów, St winien byt dlugo (przynajmniej od pieciu do dziesiecíuj
Ui i w y sta wiony na przemienne dzia lanie deszczu, mroz u t *k varu, tak, by wskutek naglych skoków temperatury (Uf 'ii pest suchy i džwi?cznyJ jakby byl w srodku pusty,
l inial nie zapomniatem: idealnym miejscem do usta-
1*1.....J takiej harfy jest poblíže prastaře) drogi, Ta, ok to-
.....plejádám, stala przy Pocztowe) Drodze, zbudowanej
w czasach, kiedy Panofüf 2amieszkiwali Rzymianit Dzieki temu stup, czyli strojnica harfy, na podobiehstwo antény chwytaí równieždžwieki z dawnych czasów; lodie dobiegaty z przesztosci i z przyszlosci.
Struny obejmuja cal$ oktawe w tonacji moll, któi przez dominante fatwo przechodzi w dur.
Tyle o samým instrumencie,
Teraz trzeba si? tylko rozejrzec, czy nikogo nie ma na Cesarskim Trakcie, nikogo w zbožu, nikogo w rowiť nikogo na horyzoncie leželi nadježdža wóz wyíadowany sianem. Lucerna, czy zbožem, trzeba szybko skryc sie w ki nale odwadniajacym i zaczekač, až wóz przejedzie.
Juž rozumiesz- niezbedna tu jest samotnosc. A pť tym, po co ludzie mieliby opowiadac, že jestes stukni jak twój ojciec, i zastanawiač si?, ezemu przytykasz gl< do stupa. Ktos" gotów jeszcze posadzič ciebie o glu[ wiare, ze w napeczniatym, wyschnietym slupie telegrí rieznym roja. sie pszczoly, i pomyslec, že potakomitť sie: na mirkL Ktoá može powie, že nasiuchujesz szumi nadlatujacych alianekich samolotów i kogos o tym powl damiasz. A niektórzy moga w swych fantazjach posunač sie jeszcze dalej i pomyslec, že odbierasz z éteru tajemné przeslania.
Dlatego (miedzy innymi) najlcpiej jest sprawdzic, czy 1 nikogo nie ma na Cesarskim Trakcie, nikogo w zbožu, ruf kogo w rowie, nikogo na horyzoncie.
Przyznaje, gdyby ktoá nieobeznany z muzyka przy-i tknal ucho do slupa, naprawde by mögt pomyslec, že sty-szy daleki warkot samolotów, i czym predzej by uciekt do rormii albo pobieglby na leb na szyje, žeby powiadomií
98
KfirÄ o nadlatujacej eskadrze bombowców. Lecz jest to tyl-ttti pierwsze (mylne) wraženie; to akompaniament, basy, W którym sluch chlopca rozpoznaje dzwiek ezasu; II glehi ezasu i historii dobiegaja bowiem džwieki jak od I i/arów, dalekich gwiazd, (Zápach topiacej sie žywicy ■dynie dražni powonienie, podobnie jak w swiatyni, gdy ipulu sie wonne ziota, drzewo sandatowe lub kadzidto). < Ho, co ápiewa chtopcu, który mocno zamyká oezy,
..... í o mu spiewa harfa do ucha; že wkrótce przesta nie
wictíwač u ppna Mol n ára jako síuga; že jego ojciec ni-Hily nie wróci; že opušci rudere z klepiskiem zamiast i>. idlogi; že w koňcu dotrze do dziadka w Czarnogórze; že Vfdzie miat nowe ksiažkl; že bedzie miat 1500 otówków, 1410 wiecznych piór, 5000 ksiažek; že wkrótce umrze mu
.....ka; že spotka dziewczyne, klóra bedzie kochat wiecz-
1h1. /e bedzie podróžowat; že zobaczy morza i mí as ta; |t — zgtebiajac odlegta historie i ezasy biblijne — bedzie Inli 1 l.it swe mgliste pochodzenie; že napisze opowiadanie p Iwfie eolskiej ze slupów telegraficznych i drutów,
ľS Ctioč powstalo jakies pietna icie lat po uka/aniu sie ^Hiki Wczesne smutki, opowiadanie Harfa cúiiku nalľ/y huntycztiie do tego cyklu, Dlatego wiaczyfem je do zbioru, M koncu ba Hady. jako rudzaj lirytznego epilogu.
W lípcu 1983 r, D.K.
že marka na chwíle. odstawita tace i zdecydowanie ru-szyta w strone okna, by odsunac ciemna zaston?. Pokoj rozjasnia t sie wtedy ražacym btaskiem przedpotudnia i mocno zaciskatem powieki, dupóki blask ów nie prze-topií sie. w žólc\ bíekit, czerwieň. Na swojej tácy w stolku z miodem, w butelce z t raném matka przymosita burszty-nowe barwy stonecznych dni, zg?szczoner upajajace zápachy Te stoiki i (ízklanki zawieraly tylko próbki, spec jaly z nieznanych portůw, do którycb zawijat rankiem nasz szaJony statek. W szktance potyskíwala chtodna woda* p robka wody, która popijalismy ze znawstwem, matymi tykám i, cmokaj^c niczym wytrawní degustatorzy. Níe-kiedy za pomot a grymasów i pokaszlrwania okazywali-smy niezadowolenie: woda byla bez srna ku, zawiesista jak deszczówka, petna jesienncgo osadu, a miód tracil kolor, stawal si? gesty i metný, zaczynat sie scukrzac\ W deszczoive dni, posf pne i chmurné, na trzonkath ty-zeczek zastávaly slady naszych palcov,'. Osowiati i mar-kotni, nie chcielísmy wówczas wstawaŕ i znów krylismy si? pod przytutne kotdry, žeby przespaŕ dni, któte zacrzy-naty sie psuc i pachniec jak nieswieže ryby
Na naszej ulicy kasztanowce stýkaly sie mzpostartymí gateziami, tworzac jakby podcienia. Miedzy tymí oibrzy-mimi arkádami rozciagalů si? sklepienie obrošniejte lišcmi níby btuszczem. Gdy przypadalo zrównanie dnia z noca albo w zwykíe bezwietrzne dni ta smiala ko n st ruke ja wznosila sie pewnie i nieruchomo, niekiedy tylko stonce na pružni) rzucato $we wtócznie \f gestwine lišcir Prze-biwszy si? przez galezie, ezas jakis drgaly jeszcze wtasnym
104
řo /1 jedem, ukošne i krzyžuj ace sie, potem topníah/ i ska-Hjrwely na wybrukowana kocimi tbami ulic?, jak kropte plynnego srebra, Przechodzimy pod tymi uroezystymi Ai Lídami, uroezystymi i pustými, spieszac w strone sród-Hiificia Cisza, pelna powagicisza swiaiecznego przedpotudnia. Za spuszczonymi zakurzonymi žaluzjami spia jľh/cie urz?dnicy pocztowi i ekspedienci. Idae kolo nij tkli b okien na parterze, spogladauiy na siebie znaczaco . 11 imechamy si? z naležytym respektem: poprzez ciem-
■ n Mluja.ce zašlo ny i miechy harmonijek-žaluzji slychac ^■tápanie najbardziej zawzi?tych spiochów. Ptyna wiel-
klr statki snu po ciemnych wodach Stykíu, obracaja. sie VnU zamachowe silników, Chwilami wydaje si?, že za-Hiii/a im jakics uszkodzenie, katastrofálna awaria. Ma-Htyna rzezi, jakby statek trafil na podwodn^ skate, gubi
■ ^ 1 ni. EwatnJa. Leczoto widoeznie uszkodzenie usuni?to, u muže w ogóle go nie by to, Ptyniemy z pradem, z szyb-1 nicía trzydziestu wezlówr A obok zaspaných spiothów hinJ4 duze metalowe budziki, prostujac si? na dwóch no-
li jak koguty dziobia drobné ziarno minut, by wkrót-
■ — nasycone do granic wytrzymatosci, spasione i zte, ivpierajac si? nogami w marmurowe blaty szafek noc-nyi h — zapíaŕ triumfalnie, až zachwicja si? ich krwi-h|c grzebienie,
I ^^.^^^^
$p swymi kartonowvmi pudelkami, Spod wystrzepionej Hlkni wystají thude, sekáte nogi w pomarariczowych ikiirpetkach. Freolein Weiss, stara Miemka, sprzedaje kar-melki 7. pabnego cukru, Chwiejac si?, przygieta ci^žarem,
105
pelznie pod swoimi pudelkami, zašlo nieta nimi i przy-fl wiazana do nich papierowym sznurkiem, tak že wystaje I tylko gtowa, jakby wlasna glow? trzymafa w pudetku pod 1 pat: ha. Starost i choroby upodobniřy jej twarz do zrna* 1 conej kaluiy, Zmarszczki promieniscierozchodzasi? od | ust, które przesun?ry si? na sam šrodek twarzy i przy-i pominaja ran? na dloni Jezusa. Tu, w tej wielkiej starej ] odležynie, znajduje si? gwiaždziste zlewlsko wszystkich I kanalów jej zmarszczek. Patrzcie, dziecl ta ster ta ogry-l zionych kosci, to peizanie i charczenie — to kapitalny 1 romana za trzy grosze, ostatní rozdzial zníszczonej ksiaí-J ki, petnej swtetnosci, ki?sk i triumfów. jedna z utáhlých I ofiar monstrualnej katastrofy Titan ita, FreuLein Weiss, I ušitowala kiedyi popetníč samobójstwo. Wzorem peu^J nej stynnej aktorki polecila swój pokoj w hotelu uslaí" 1 kwiatami. Mali chtopey na posytki i boye hotel o wi, niby 1 aniolki, przez caíy dzieri znosili nar?cza najwonniejszych I kwiatówj až windy zamienity si? w wielkie wiszacc ogrody, I które wznosily si? ku niebuciežkieod zapachóv* i wracaty zzawrotna.szybkoscía, calkowicie zalraciwszyorientacj?, 1 Tysíace róž, gozdzików, hiacyntów, peonij i bzów, setki I biaíych lilii padly tego dní a ofiara, A jej dusza, uspiona 1 zapachami i zmieszanaz nimi, miala uniesť si? w powie-1 trze, wyzwoJona z ciala, ku rajskim ůgrodom róianym I albo przemienií si? w kwiat, w peoni?... Nazajutrz zn^H leziono i a nieprzytomna wsród morderezego kwiecia, 1 Potem, jako ořiara zem sty boga kwiatów, wp udala pod I samochody i tramwaje, przetaczaly si? po niej chlopskie ] fury i szybkie dorožki, za každým razem jednak wvcia-1 gano ja spod kol poturbowana, ale žywa i w ten sposób, j
106
ty lych zapami?tatych spotkaníach ze smiercia, poznala i M' iimic?wiecznoscí- Post?kujaCj wydajac: jakiesgl?bokier Ulnsne džwicki, podobne do ptaczu dziecka, przechodzi kulo nas, jakby si? odwracaíy kartki wystrzepionego ro-nHMisu--- Guťn Morgen, Freulein Weiss. Kuss die Hana!
N u'co dalej wYTOSlki-vQiksdeut&che, w krótkich skórza-JHych spodenkach, z plecakami, wybieraja si? na niedziel-ycieczk?. Na ich muskularnych lydkach poly skuje tnltawa szczccina, u pasów wtsza pi?kne fiňskie nože n ivkujesciach z drzewa róžanego. G raja na organkach, ui.ilpujac šwierszcze, Przed nárožná, cukiernía z trza-ikirm otwieraja butelki róžowawej lemon iady o zápachu * i n I y kolohskíej. Potem znowu wtykaja organki w rybie túla i jedným zacisni?ciem silných szcz?k rozgryzaja je pi.i i r/y kawatki. Na opustoszaíych Éwiateeznych ulicach ■ i ■ kli a si? w bez mysl nym k razeniu wagony tramwajůwe, nirbieskie, žólte i ziclone, graja melodyjnie na swoich lii .n h, dzwoniac cienko, gdy przetnic im droge zawiesista ■Ultka, scisni?ta w waskim gardle dalekíej perspektywy nMľjskich ulic,
Wkrotce docieramy do mátej czerwonej kolejki, która ■tom przewozi plažowiczów nad rzeke, a wiosna i jesienia llii.i w pola i lasy, kierujac si? juž tylko wtasnym nastro-Ittn i upodobaniami. Ów miniaturowy pociag z pi?kna liiki unotywka przypomina sznur czerwonych biedronek. Wti^ony ttoeza si?, zderzaja i ta wielka harmonia koloru nudili wygrywa melt)di? kula. Potem ta wažka, ta jar-mirkowa atrakeja, sapiac i brz?czac, nabiera rozp?du, t ni.ikí w zbožu za torem kresla dtugie, rw^ce si? linie, |«khy narysowane czerwona kredka-
1(17
Čoraz bardziej kreci mi si? w glowie, matka bierz mnie za rek?. Id? z zamkni?tymi oczyma. Pod moc zacisnietymi powiekami wybuchaja jeszcze ptomieni peki kolorowych sztucznych ogni. Do zámku zbližam si? na slepo, prowadzony r?kg mat k i, od czasu do czasu ocierajac si? ramieniem o pien jakiegoš drzewa.
Zdyszani zatrzymujemy sie przy ogrodzeniu i wyciq< gamy recc przez k raty, Z cienistego parku wysuwa si? najpierw jeleň, a za nim tania o dužych ciemnych oczach. Stúpaj ac i zachowujac si? z godnošcia, wychodzi ze swego ivytwornego wí?zienia ta para o manierach niečo jui zblazowanych jak u pa ň skic h dzieci wracajacych z lekcji muzyki, wylania si? z g?stego leszczynowego zagajnika, z mrocznych, tajemniczych zakatków hrabiowskiego parku |eleii i lania o smuklych nogach, z ciemna wil-gotna plama nozdrzy, podchodzily do ogrodzenia i braly cukier z rak mojej matki.
Z inercji i przyzwyczajenia odwiedzalismy zamek w ciagu calego tego lata. Byl zupelnie opuszczony, wiec prawem kaduka zaczelišmy go uwažac za nasza wlasnosŕ, nawet matka mawiaía nie tylko „nasze jelenie", ale „nasz zamek", chociaž nigdy nie wetkn?lismy nosa za ogro-dzenie z želaznych, spiczastych jak wíócznie sztachet i nigdy nie naruszylišmy jego integrálnošci, samotnou dostojeňstwa. Moja matka i ja sadzilismy po prostu, opuszczony zamek, odsla n iajac y ciekawemu oku piek no ruin, možemy uznač za í:z?sč naszego bogactwa i w tym sensie przywtaszczyč go sobie, podobnie jak przy wtasz-czalismy sobic zloto stonecznego lata. Traktuj ac odkrycie
■m ku jako wtasna zaslug?, strzeglismy tajemnicy i nie Bhfldzalismy nikomu, gdzie sp?dzamy niedziele.
Byly to jui ostat nie dni lata, dni przetomowe, wlasciwie poliato, póljesien. Ranek pozwalal jednak wierzyč, že lato 'szcze w pelni, a rumierke lisu' sa tylko nast?pstwem illi^olrwalej spiekoty. Przed domem powoli zaczynaíy ||* |už kruszyc lupiny kasztanów, dawno pozbawione nvftH'ów, a I iscie, tu i ówdzie požólkie i pachnace jak tytori, Hkvdecydowanie odrywaty si? od gal?zi, Moja matka Mw.i/uh. že možemy /au ťa č barwíe níeba — akwama-t v nowej — i obietnicy porannego síoňca. A jednak kiedy stanelismy na moscie, miala jakies i ne przeczucie zbližajacej si?ofensywy jesieni i rze-Hrwiácie: Dunaj bytzdumiewajaco inny, m?tnozielony, prim podejrzanego osadu, który swiadczyl o ulewach gil/ies w górach Schwarzwaldu. Nie ufajac wiec bez Ľ hrmíme m u nicbu, ruszyliámy szybko do czerwcmej [Iwlejki, bo w powietrzu wyczuwato si? zapowiedž desz-| nu. Decyzja nasza byla bez watpienia rozsadna — dzicki Hlcj zdažylišmy na ostatní tego lata kurs koiejki. Na tak Uroczysta okazj? przystrojono ja wstegami z karbowa-llffj bibulki i kwiatami polnymi, a jakis pan w meloníku. I|f»wdopodobnie przedstawiciel wladz wojewódzkich, wyglosil mow?, zdaniem mojej matki dowcipna i wzru-lujaca. „Prosze panstwa — powiedziat — na czesŕ lego ostattiiego w sezonie kursu, przedsi?wzi?cia tak ibowiennego dla higieny, d la zdrowia i na crrwal? tra-dycji naszego miasta Czerwona Kolejka powiezie dzis Wn/.ystkich pasažerów... wszystkich pasažerów...". Okla-»ki i okrzyki „niech žyje mówca", a takže radosny wrzask
108
109
dzieti zagtuszyly ostatnie jego slovná, po miešcie bowiem I chodzily siuchy, že tradycyjna urociystoác' tiie odbedzie sie w tym roku ze wzgledu na ogólna sytuacje politycznu nakazujaca przezomosc i oszczednosc.
Sprawdzily sie. obawy mojej matki. Ledwo znaleílisrny sin w pobližu zámku, gdy nagle nad Fruszka Góra za-j czelo sie chmurzyc. tvíie zdažylísrny nawet zawotac lani i jelenia, a juž lunat deszcz,
Ruszylismynaprzelajbiegiemprzezlas, Pesztzgtosno bebnit po Ji&ciach, które, o dziwo, kruszyly sie i rozpadatyJ tak že wyszlismy z lasu przemoknieci do nitki, upojerU] ozonem, I naraz okázalo sie, že zbladzilismy Na prožito] matka starala sie to przed námi ukryť. Ulewa calkowl-. cie odmieniía wyglad okolicy,, Moja matka przežegnala | sie i przystanela na cbwile, Z lasu nadciagalo z impeteiTd konnicy, spowite mgla, stádo ezarnych bawotów, pragn&H cych tym samobójezym pedem przeciwstawič sie atakowí ulewy, zagluszyč szydertzy chór žab. Zwartym szpale-rem, z rogami nastawionymi jakby do ataku bawoly wyJ padly z Lasu i ciežkim, pruskim krokiem, nieustraszeniej ruszyly ku bagnom, W tej chwili deszcz ustat i tylkoj dzieki teinu zdotjlišmy jakos dobru ac dodrogi. Stád moJ glismy jeszcze dostrzec, jak bawoly gina w trzesawislca w tej przebiegŤej pulapce. Tonuly szybko i bezradnie. ]
Moja matka, poruszona okropnym widokiem i šwia* doma niebezpieczenstwa, którego zdolališmy uniknacj przežegnala sie po raz drugi...
Gdy wrócilismy do miasta, wszedzie juž zůstala ogtcw szona ofensywa jesieni. Wielkie žótte plakáty nawoly wa-iy ludnosc do porzadku i postuszeňstwa, a z samolotuJ
i ]fi
n nu ano propagandowe ulotki — czerwone i žótte — Hůře butnym jezykiem zwyciezcy zapowiadaty nadcho-a zemste.
.1 'mar t twój wujek" — powíedziata matka. Gtos-|ilr|s/L- niž iazwyczaj pobrzekiwanie srebrnej lyžecz-l i .i oddzwaniajacy krysztat zdradzalo drženie jej rak, 4ilwthrzytem wiec oezy, aby przekonač sie o slusznosci ľ." podejrzenia. W ražacym šwictle stohea twarz jej wydntwala sie bbda, jakby wypudrowana, lylko oezy ob-w\v* Izione byly czerwonawymi kregami. Wyczuta moje
'......szanie i wyszeptala, nawet nie patrzac: JĽf go nie
Itialtí". Pomyslatem, že sama jest jakby zdziwiona i po-tUnzona faktem, i ž ta niespodziewana smierc udarem-nii.1 znajomosc peína obietnic, Nadažajac za tokiem lUfnifh lub moich mysli, dodala: „l nigdy go juž nie zo-ku /ysz", Stowo ^smierc", Boskie nasienie rzucone tego M»11 w glebe mojej ciekawosci, zaczelo naraz wysysac (H/ystkie sok i mego u my stu, choŕ w pierwszej chwili Mír ardawalem sobie z tego sprawy. Bardzo szybko wy-ly objawy owego pized wezesnego zaptodnienia: za-Wfot glowy i nud nosqi. Na pozor catkiem niezrozumiate, ilnwa n ui L k i uprzytomnity mi, že kryje si? za nimi jali Krozna, szaleňcza mysl. Za zgoda matki wyszedteffl |V upuszczona gtowq odetchnac troche powietrzem, ale liyľt lo tylko próba ucieczki. Opartem sie o scian^ na-#Kfgo domu. Poprzez ogolocone ga lezie kasztana pa-lirylem w niebo, Dzieh byl zwyczajny, jak wszystkie utni-. I wtedy, nagle, poezutem jakis dziwny strach, nie-Hnmiy dotad ciežar i zamet w žoladku, jakby w moich
in
kiszkach grasowal rycynus. Pótprzymkni?tymi ocz) ma patrzylem w niebo, jak pierwszy czlowiek, i myš lem, ze umarl mój wujek, že go teraz zakopla i nij go juž nie poznám. Stalém jak skamieniaty, przyszlo i do glowy, že któregoš dnia ja tež b?d? musiul umrzť Jednoczesnie z ta myšia, która w pierwszej chwili nie przeraziia mnie nadmiernie, gdyž wydawata si? niewij rygodna, pojalem z rozpacza, že i moja matka u mrz* j pewnego dnia, Wszystko to naraz zwalito si? na mnie, rozbfysto na moment jakimá liliowym šwiatlcm, i ze wzmožonej nagle aktywnosci kiszek i serca zrozumialem, ze to, to w pierwszej chwili wydawalo si? tylko domy slem, jest prawda. Dzi?ki ternu staio si? zupelnie jasne, j že kiedys umr? i ja, í moja matka, i ojciec, i moja sio-stra Ana, Nie umialem sobie wyobrazic, jak to któregí dnia umrze moja r?ka, jak umra moje oczy. Przypat jac si? řece, uchwycilem na dloni wtasna mysl, zwiazar z cialem i nieodtaczna od niego. Ze zdumieniem i z{ zq uiwiadomilem sobie wówczas, že jestem chlopcc nazwiskiem Andreas Sam, którego matka pieszczf. wíe nazywa „And i", že j a jedyny mam to i mi? i nas sko, ten nos, ten srna k miodu i tra nu w ustach, že mr jedy nemu w swíecie wujek umarl wczoraj na gružli že j a jedyny mam siostrc An? i ojca Edwarda Sama i j jedyny na swiecie mysle w owej chwili wlasnie o ty| že jestem jedynym chlopcem o nazwisku Andreas Sar którego matka pieszczotliwie nazywa po prostu „Andi* Bieg moich mysli przypomnial mí kupione kiedys przez siostr? pudelkíi pasty do z?bów, na którym namalowana. byla rozesmiana panienka trzymajaca w rece pudeíli
którym rozesmiana panienka trzyma w r?ce pudel-■ ta gra luster m?czyla mnie i wyczerpywata, gdyž ifrw mojei woli nu> tylko nie pozwalala zatrzymač sic-lyslom, lecz. nicustannie rozdrabniata íe na eOMI bar-^H) miatki, unoszacy sie w powietrzu pyt, w którym widnc rozesmiana panien k? trzymajaca w řece pudel-itt, na którym panienka, ach, panienka...
/ poczatku latwiej mi bylo znosiť mysl □ whtitéj áinu-rci — w która po prostu niechcialem uwierzyč — niž I osmierd matki. Jednotzesnie uprzytomniíem sobie, iv wlasciwie nieb?deswiadkiem mojej ímierci, podobnie |*k nic jestem swiadkiem moich snów, i troch? mnie to Hpokoilo. Zaczaicm tež wíerzyc we wlasna niešmiertel-^H(. Sadzi tem, že skoro znam juž tajemnic? smien i, to llitic/y wiem o jej istnieniu — które w duchu nazwalem Hbmnica ámierci" — tym samým odkrytem równiež i n mnie? niesmiertelnošci. Dzi?kitej wierze, dziekiztu-i uiu wtasnej wszechmocy zdolalem si? uspokoic i nie Mih /iiwaiem juž strachu przed smiercia, gn?bil mnie i ylko jakis tzawy žal z powodu smierci mojej matki. Mimo tvo/ystko bowiem nie bytem až tak naiwny, žeby uwierzyč, Iřuda mi si? obronic przed smiercia i j^p ■ mnich bliskich. Rb nledorzeczne prawo rezcrwowatem jedy nie d la siebie H| X samolubstwa, ale z przekonania, že na tak wielka ghytrost nie potraft? si? zdobyč, starezy jej ledwie dla l niť samego.
Plugo nie moglem usnac. Tej nocy po raz pierwszy BpjWlta si? zmora, która m?czyla mnie potem w ciagu ca-^■Ddziedrístwa. Mysl o smierci osaczala mnie zwlaszcza
112
113
wieczorami, przed zašniecLem, zwlekatem wiec z poloze4 niem sie. do lóžka, batemsi?zůstar sam w pokoju Styszac moje majííczenie i krzyki przez sen, matka zorientowata si?, že gn?bi mnie jak iš dzieciecy strach, i wy razila zgode, abym usy piat kolysany aksamitny m glosem panny Edith, epileptyczki. Bytem juž dost dužy, w nastepnym roku mlatem pójšc do szkoh/, wiec wszyscy smiali si? z moJ jego przywiazania do matki, nawet panna Ľdith, k tóra przyznawata, že sama jest we mnie za kochana, Matce jednak sprawiato radosc moje oddanie i zawsze brata i mnie w obron?, twíerdzac, že jestem nadmiemie wrai-liwy, z czego cieszy si?, bo byč može nie b?de egoista, jak ojciec, ale jednoczesnie martwi si? bardzo o moja; przysztosc. Gdy gošcie si? rozchod žili, spále m juž na je) kola nach, zapomruawszy na chwiEe o swym zadaniu, czyli o tym, jak pewnego dnia b?d? musia I byc przy šmienc matki. Uloža j a na poslaniu z kwiatów — jak zeszli roku pania Mela ni? — a ja na próžno b?d? j a wotal i c towat. Potem zaniosa i a na c menta r z i pochowaja pod rútami., Tej mysli nígdy nie mogtem domyslec do ko A gnebiaca mnie zmora przejawiata sie miedzy innym wiasnie w wy sitku, z jak i m stará lem si? przerwac t? myil, Kiedy bowicm my šla tem o šmierqí, a zda rzalo si? to z* wsze po zgaszeniu šwiatta, myil ta rozwijala si? sama przez si?, jak bela czarnego jedwabiu zrzucona z okna na trzecímpi?trze. 1 sila wlasnego ciežaru nieuchronnif snu ta si? coraz dalej.-
Najpierw kl?katem w niebieskiej pižamie obu k mojej siostry Any í modliiem si? do Boga szeptem, za< patrzony w postač aniota, który czuwa nad dziečml
114
|n / ťi hodzacymi przez mostek- T? tania kolorowa lito-■tfle w cienkich ztotych rámkách dostala moja matka, Iti ly urodzita si? A na, Przez mostek idzie dzicwczynka < Imkietem polnych kwiatów i chtopiec w krótkich spo-Hffikach. Mostek jest juž zmurszaly, belki wyszczerbione, t v> dole otwiera si? przepašč, w którcj huczy spieniony pul ok. Nadchodzi wieczór, zanosi sie na burze. Dziew-nka jedna r?k? przytrzymuje na gtowie slomkowy i Hfeuz, chtopiec kurczowo chwyta si? wykrzywio-Hl| poreezy. A nad nimi, nad ich niepewnym krokiem, mhiI la noletowa ciemnoscia unosi si? z rozpo&tartymi i ■ /ydiami Anioí Strúž, Dobra Wróžka dzieci^eych snúw, íeta-motyl, Chrysidia Ěellona. Spod rúžowej sukni ůč tylko palce niebiaóskich stop, a tecz? skrzydet W Ir lit jív plomienista jasnost. Matka mawiala cz?stO> ž? fiw chtopiec i dziewczynka to ja i moja siostra; przez i ezas wierzylem, že to naprawd? my, bladzacy Wf šnie po tej okolicy pod skrzydtami naszego Aniota iiniža.,. Wpatrzony w obrázek nad lóžkiem, modliiem " iHřtglosem. Kiedy od mobilem Ojcze Nasz i jeszcze p- 'In;), troskliwie przez matk? utožona modlitw§, której ■ubil nic przy porn inam, ležac juž pod nací agn Jeta, na ||owť kotdra., goraco prošitém Boga, aby dat dlugie žycie
li......i matce i wszystkim najbiižszym. Modlit wa ta byla
ff latocie mysl? o smierci, totéž zaczynatem držec ze Hrachu i z wysiíku, žeby o tym zapomniec, ale coraz Mrdziej ogarníato mnie zm?czenie, wi?c by powstrzy-Irtač nagte spadánie czarnego jedwabiu, zaczynatem llizyč, byle tylko nie myšleč, byle nie pozwolié tej mysli lo/winač sie do konca. Až którejš nocy, gdy bytem juž
lis
zmožony tym wysitkiem i sennoscia, przyszcdl mi dc glowy piekielny pomysl. Dobrnatem wtaáníe do szeáť dziesieciu — umiatem wtedy liczyó do dwustu — gd] nagle liczba ta pojawila sie w mojej swiadomosci ni< jako zwykla liczba bez tresci, be.daca po prostu jedny m z paciorków dzieciecego róžanca, odmawianego po tylkoj žeby pr^dzej zasnať — podobnie jak raz za raz powtarzamy jakicš síowo, usitujac poprzez brzmienii dotrzec do j ego tresci, do przedmiotu, k tóry oznaczj lecz w pewnej chwili wlasnie třese zatraca sie w džwieku, rozlewa sie jak ciecz i zostaje tylko puste krysztalowe naczynie stowa — ale, na zásad zie odwrotnego procesu, jedna z liezb stala sie. pucharem, na którego d nie unosit sie ciemny osad tresci, staía si£ w pewnej chwili i 1 o s c i 4 Lati przez to inne Liczby nabratý tego samego znaezenia; okreslatydtugosé žycia mojej mat k i. Dwiescie lat — cói to za wiek dla matki chtopea, który postanowit wywinaŕ sie. smierci nie jak jaszczurka, ale jak czlowick, który ma, który bedzíe míat niezawodny pian — wyklucza-jacy przypadkowosc oraz improwizacje — obmyslad i urzeinyslany w titjgu calego žycia, Liczytem wiec do dwustu i znów od poez^tku do dwustu. Fakt, že — jak mówita A.na — možná liezyc przez cate žycie, ale i tak nie dojdzie sie do ostatniej liczby, bo po každej z nich nastepuje jeszcze jedna, wyražniej Lylko uprzytamniaí mi bliskoäc i nieuchronnosc íimierci mojej matki, gdyt liczby oznaczaly lata, a bezlito.sny wynik operatji ma-tematyeznej, która przeprowpdzitem tej samej nocy, swíadczyl, že moja matka nie može juž žyc dlužej ni; síedemdziesiat do osiemdziesicciu lat, poniewaž
Z
nie
Hftld trzydziešci piec, a najstarší ludzie, gdzics tam W Hosji jak twierdzi pan Gawanski — žyja najwyžej do > 11,1 dwudziestu lat, Zmeczony Liczeniem i myslami, 1 1 j ^ y lem sie nagle w otchíaň wiecznoici, a os La t nu/ l'i »1 iiche, Že nie rozbije sie ů jakás pndwodna skate, prr.y-Movllu reka mojej matki, ktorej obecnosc wyczuwalem n Litu i m atomem udreezonej swiadomošci...
p£iflPN£GO wieCzOhu, pocaíowawszy mnie i zapáliwszy I na szafcc nocnc) lampke, abym si? nie bal, moja matka ] powiedziafa, že za par? dni czeka nas podróž pociagiem Zrobiia to swíadoma wraženia, jakie wywra jej slowa, wie- 1 dzac, že rozmyslania o podrož y pochtona m nie bez reszty, I zm?cza jak zabawa j žasne, jui teraz kolysany stukotem kót i wyciem lokumotywy, Potem, w pótinie, styszatem, I jak matka wchodzi powoli i wid/ac že jeszcze nie /.asna- I tem, szepce: „Spróbuj sobie wyobrazic, že ju ž jedziesz", 1 t wówczas nagte — poniewaž obe c nos ŕ mojej mat k i nde-1 gnata wszetkie inne mysli i strach przed smiercig — moje J lôžko, matka i ja, flakon z kwiatami, szaŕka noc na z mar- ] murowym bJatem i szklanka wody, pudelko papierosów j symfónia, aniol czuwajacy naddziecmi, maszyna Singera, 1 nocna lampka, szafy L za stony, čaty nasz pokoj ruszyt W podróž jako wagon pierwszej klasy i niebawem uspi h h mnie to magnetyzuj^ce ztudzenie, a we sníe przesuwaly 1 si? obok stacje kolejowe i mi asta, ktorých nazwy ojcieC I wymawiät w guraczce, majaczaic. Mój ojciec przygotowy- 1 wat bowiem w ty m czasie trzecie czy czwarte wydanie ] jednej zeswychniezwyklepoetycznych ksiažek, slynnego ]
tVÓwczas Rozkladu jazdy na líniách autabusowyeh, okrq-mwych, kolejúwych i lotniczych. Spowity bt?kitnawym ♦lynH'tu symťunii, z nabieglymi krwia. oczyma, podmino-ii ľ. i podehmieluny, geniusz pod rázy, Ahaswer — byt |ió poeta spalaja.cy sie w ugniu twórczego natchnienia.
\i ,ino przytomniej? powoli, nie wiem jeszcze, gdzie ješitni k k i m jestem, budz? si? jak ptak, jak jaszczurka. Lecz hu tlie jakieswewn?trzne uniesienie, jakasdziecinna muzy-|i, która wypelnia pokoj i przenika do mojej šViadomosci, ■typomina mi wczorajsze stowa mojej matki, nie usiluj? Wft otworzyó oczu, poddaj? sie ternu unicsicniu, Stysz?, luk A na mlaska, obracajac jezykiem ostatnie k?ski chleba-■lU, wiec z przymkni?tymí oczyma mówie do Any: „Jutro Ifclemy" pragnac, by mi przytakneta, pomogta upewnió k te to nie sen. Zanim jednak Ana powie, že wiedzia-lii o ty m wczešniej niž ja — matka mówila jej to j už daw-hn, lylko mnie nie chcieli na razie wtajemniczaó, žebym I /anadto nie przejaí i nie zanudzal pýtaniami — stysz?, |«k matka miele w mlýnku mak, czuje dolatujacy z kuchtil /.iipach wanilíi í nie watpie juž w prawdzíwoác naszej (luihóžy, Bowiem strucla z makiem oznacza u nas podróž. Mybku wstaj?, ide do kuchni pomoc matce i zebrac tyžecz-|U| t dna rondla warstw? maku, Dzieti mija w swiatecznej ■orijczce. Ana zawija jajká na twardo w papierowe serwet-k nasza žólta waliza ze swinskiej skóry ležy juž na stole, h« hnie garbowana skóra i klejem, a na wewn?trznej strome wieka mieni si? i polyskuje žóttobrunalna jedwabna liiiil'./Ľwka — zápach miety, naftalíny i wody koloňskiej...
Rzeczy juž spakowane. Waliza sciagni?ta paskai Obok torba podružná i termos. Strucla z makiem pelnia zapachem čaty pokoj: wyzwala si? z niej duszt stworzona z pylu egzotycznych roslin, wanilii, cynamor i maku, a przyprawy tc, ktorých pochodzenie jest catkowicic nicznane, swym ceremoniál nym umieranie przywodzacym na myál balsamowanie, šwiadez;j o pod-niosloscí podrožy, ktorej zostalv zložone w oherze jali kadzidlo.
Wieczorem, kiedy sie ktadziemy, mój ojciec po ciemku palí papierosaŕ widz?, jak wokór jego glowy kraža rozi rzone robaczki swietojariskie, bíyszczace swietliki niuszu, Utwierdzam sie w przekonaniu, že tej nocy nie b?d? mógl zasnac, wydaje mi si?, že wkrotce zacznie swl tac, tak dlugo juž lež? bezsennie, unosze wiec gtow?, aby! sprawdzič, czy i n n i spia, czy tylko údaja* ■ naraz czuje, jak j glowa opadá mi ze zmeczenia, i wiem juž, že jednak: sn? przed áwitem. Zupetnie nie moge zrozumieŕ, jak to sie dzieje, že sen przychôdzi tak nagle, bez mojej wieda i wolih i co noc zasypiajat, nie potrafi? uehwycic momí tu, gdy aniot snu — ten wielki nocny motyl — samy mi skrzydíami powieki, Zaczynam wiec czatowac na I chwíl?. Chciatbym raz przynajmniej byŕ swiadkiem na dejšcia snu — podobníe jak pošta nowitem, že k tort dnia b?d? é wiadomie uczestniczyt w nadej š u u smierci ■ ztapat za skrzydla aniota snu, kiedy po mnie przyjdzie,; pač go w dwa palce jak motyl a, którego cichaczem udak sie podejsc. Posíuguje si? wtaiciwie metafora, bo mówiac „aniot snu" — podobnie jak wtedy, w Latách dziecinsn gdy wierzylem jeszcze w aniota snu — mam na mysli i
moment, w ktorým ze stanu przytomnošci przechodzi ■f w stan narkózy. Dlugi czas uwažatem — jak sadz?, Rfciem slusznie — že nastupuje to nagle; organizm usy jíl m slopmowo, powoli, swiadomosc natomiast musi za-Imi.jr nagle, jak kamich. Chcac zatem ztowič aniota snu (indstepna pulapke, pozwahilem sobie zasypíaŕ, starali m m? nawet ze wszystkich sil žasnúc, a potem, zrywem in -I i ivm doroslego, podnositem gíow? w ostatniej chwili, ubližuje, že przytapatem sie w momencie zapadania W »»• n. Niekicdy budzitem si? po dziesieč razy, ostatním btyskiem áwiadomosci, resztka woli cztowieka, któ-i \ pľwnego dnia ma przechytrzyc šmierc. Owe zmaga-.. /« snem byly po prostu przygotowaníem do wielkiej iy ze smíercia, chociaž nigdy j a kos nie mogtem trafic tasciwy moment, gubila mnie niccicrpliwošc i nie inli«\v\ilo mi si? zajrzec w sen, a to przeciež bylo moim ii in; przytomniatem zazwyczaj tuž przed brama. snu,
t.....i! zaš utiekal, kryt si? za wezglowiem, w mysiej dziu-
f tr. n i e w iado mo t^d zie, Kicdyá jednak, jedy ny ra z. w y d a-
I.....i sie,, že zlapalem sen na goracym uczynku, inaczej
LViacmJlagranti. ľowtarzalem sobie, myšlalemwdu-i Im: »Czuwam,czuwam" i czekalem jak w zasadzce, žeby Llnv aniol snu czy Bóg, zaprzeczyl prawdziwošci tej mysli, i |MKlwa/.yl ja, unicestwit. Pragnalem si? przekonac, kto to Hj£ i w jaki spôsob potrafi nagle zatrzymač bieg moich Hyilii a wtasciwie to jedno proste zdanie, t? naga mysl, klint-j nie chcialem oddac bez walki, Zm?czony wysil-■ i i czujnym trwaniem przy tej mysli, widzac, ii aniol Miiinie przychodzi, aby jej zaprzeczyc — prawdopodob-H| íwiadom faktu, že na niego czyham — uciekatem si?
121
do po d stepu: przestawalem ja powtarzac, žeby aniol i uwierzyl, iž wyczerpany i senný, postanowitem pode sie bez oporu, z zamknietymi oezyma. Ale i to nie latwe, bo prosta myši „Czuwam, czuwam" snu ta sie sa sila, inercji, a im usilniej staralem sie j? przerwaó, tyr bardziej by ta natarczywa (podob nie ezasem sta ialem si nie síyszec tykania budzika na szafce nocnej przy lóžki ale wtasnie wtedy dochodzito ono do mojej swiadomosc i wyražnie je styszalem). Kiedy wreszcie udawato mi si naprawde zapomnieč o „czuwaniu", zapadalém w sen, ni wiedzac nawet jak (podobnie tykania budzika udawat mi sie nie styszec tylko wtedy, gdy o nim nie myslate albo gdy j q z za s na lem). A lo, po w t a ľzam, jede n jed y ny 1 zdola lem ocknac sie wlašnie w chwili, kiedy skrzydta, jal cien, przestonily mi oezy i owial mnie jakiš upojny zapac mówiac scislej, obudzitem sí«? w momencie, gdy aníotsr przyszedt po mnie, ale nie zobaczylem nic, niczego nie dowiedzialem. Zrozumialem wreszcie, že obeent mojej swiadomošci i aniola snu wzajemnie si? wykluca ja, mimo to dtugo jeszcze prowadzitem t? wyczerpujacaj i niebezpieczna; gre, Pragnalem, powiadam, šwiadomie uczestniczyc w nadejsciu snu, powodowany strachem 1 i tiekawosci^, podobnie jak postanowitem któregos dnia swiadnmie uczestniczyc w nadejsciu smierci i w ten spôsob ji} pokonač. Przyczaje sie, a kiedy niedžwiedž-smien* 1 przyjdzie mnie obwachaŕ, niech jej sie wydaje, že juž je*J stem martwy.
Nagly, cierpki glos budzika wdarí si? w moja swiadomosc jak btysk swiatla — i przyíapaíem sie w stanif
122
*\< /1 ipani.í, tatkowitej kleki, Chociaž natychmiast y|ii/ytomnilem sobie, že budzik zadzwonil po to, by HUmfalnie obwiescič pore dtugo wyczekiwanej podróžy, ^^■irk zmeczenía i zemsty aniola snu — którego chcia-Iriii dapac za skrzydta — ležalem z gtowa^ schowana pod 1 tlilo,- i w pierwszej chwili nie miatem ochoty budzič sie DUI |n hac, wydawat mi sie bowíem niezastapiony ten stan |V9vvnetrznego spustoszenia, w którym znajdowato sie
...... cialo i moja swiadomosc, pogražona niby w jakieji
.'* |»iaj, pachnacej cieczy, „Andi, Andi, juž ezas — slysze nli.'. matkL — Zapomniates? Dziá jedziemy!" Z wolna |K/yi Imdze. do siebie, nic otwierajac otzu, pozwalum filljH >>iibie pizame i zmoezvr í/olo. Podczas £dy mama ^^■czesze, gtowa ze zmeczenía opadá mi na jej ramie. Nastroj mój zmienia sie jednak btyskawicznie, gdy wy-/y filizanke cieptej bialej kawy, spostrzegam przed Mlíym domem dorožke, ciemnofioletowa w poswiacie ^Hyca i wstajacego brzasku, wielka jak statek Powie-■l chtodne, konie páchna stanem i bzem. W šwietle ^Bni dorožkarskiej widze- pod nogami konia dymiq-■ .p 1 npk? zóttego nawozu, Sadowíe sie pomiedzy matkq 1 v.■ 1 ^ na tylnym síedzeniu pod skórzana buda. Ojciec ■dl na kozle obok dorožkarza. Przed nami lezy žót-Im waliza ze swiňskiej skóry; nogi owijamy grubym ple-llfin / wielbtadziej wetny, pachnacym koňmi i moezem. uy ezegos nie zapomnielišmy?" — pyta moja matka. „Ja m$tt\ termos" — mówi siostra, Wówczas matka spoglada w nlebo i robi znak krzyža. „Zdaje mi sie, že wzielismy iwystko". Twarz jej przybiera wyraz zadowolenia: na 1 ne láni petnia, a moja matka jest wielbicielka ksi^žyca.
123
Szkli sic polány lub spinkaný deszczem asfalt a do rožka 1 plynie cícho, kotyszac sic tagodnie na falach wzbieraja-1 cego pťzyply wu zor z y porannej. Slychac jedynie mojH tonny stukot silní ka, w ktorým pracuj q potežne t lokl, Scnnosc juž mineta, tylko poranny chtód wieje kolo nosa, wiec — zawsze wražliwy na zim no — przytulam sie doj matkL Przeddworcem ojciec placi za kurs, podaj e nasze rzeczy bagažowemu- Potem wchodzimy do pocitu, do wagonu pierwszej klasy z ciemnoniebieskím swiatíem acetylenowych lamp í siedzeniami z zielonego pluszu,! porosnietymi gesta, nisko jak w angielskich ogrodach strzyžona trawa. Nad siedzeniami žy woplút z bialyctl lw ronkowych róí- Podbiegam do okna, sadowie &ie na hotfl rowym miejscUr W przedziale jest ciepto, zaczynam tajac, Na peron ie lekko kolysza sie kwiaty w zielonych koszy-kac:h, z ktorých wyziera mech, Z pólmroku wytaniaja sie dwie zákon n ke jak dwa duze pingwiny. Naraz stač: j a ru-sza z miejsca, ruszaja kwiaty w rozkotysanych koszykachJ Spogladam przez okno wgóre: rusza takže w droge blada jutrzenka, dobra gwiazda naszych podróžy.
Cieszyíy mnie kasztany przed domem, nasz pokoj i meble, zápach mojej poscieli i naszego domu, led zawsze robilo mi sie smutno, itekroc zrozumialem, že, przyszedl křes podróžy Juž wtedy bowiem, podobnie jak ojciec, hýlem zakochany w pociagach. Juž wtedy zm truwaly mnie tesknota nazwy miast, wymawiane przeii mego ojca w senných majaczeniach, Upajalem sie miM zyka podróžy, która wygrywaja kola, a jaskótki i j 111 n■ -wedrowne ptuki gesto zapisuja triolami na pieciolinli
124
lliulów telefonicznych, uwielbialem partie solowe ad li-(rtfJťiíi, ímprowízacje miedzy trzyówierciowymi pauzami,
. ire wpadaj g nagle, z hukiem, wielkle organy mostów I llH syivn, przebipajacy gesta ciemnosc nocyiprzestrzeni til 1 ■ h vi 1 udzonym westchnieniem, ni to szlochem. Za dnia, Bpiem przylepionym do szyby, podziwialem pejzaž jak ■ i'iiiskie domino: brazowe prnstokaty zoraných pól* zie-■H romby tak, žolte k wadraty zbóž, spalonych i smutno liiliiljjcych w spiekocie pohidnia,.. Szczególuie jednak " iiwycaí mnie odczuwany niejasno fakt, že k jedy ipie, M11 idyjny kól. A gdy posmutnialy drzém atem pod skórzana ImmLj, /.me.ízony i mimo wszystko spragniony prawdzi-
o snu, dorožkarz wywijal batem, konie puszczaíy ^^ry — i nagle do uszu moich dobiegal clehy ptai z Wkfty. Moja sioslra, zdaniem matki, m a to wražliwa, po-^Hh jednak ptakac w wyjatkowych sytuacjachr kiedy
US
skoŕkzyry si? swieta albo podróž. Gdybyšcie ja wte spýtali, dlaczego ptacze, zamysli laby si? na moment, powiedziataby, že jest jej bardzo, ale to bardzo przyk íž minúty swieta — albo podróž — potem šmiaíaby przez chwil? z waszego zdziwienia, z braku wyrozum íosci — i znów by zaczela szlochac, niepocieszona. /
Patrze na dorožk? i konte oddalajace sie od nas: domu, slysze, jak matka otwiera drzwi. wchôdze z 01 ma klejícymi si? ze snu i zmeczenia. I wtedy, zan jeszcze otworz? oczy, czuj? nagle zápach naszego pokoj Zápach, który zdažytem južzapomniec, aktóry w je d n? chwil i uprzytamnia mi, že znajduj? si? w naszym pokoju,! zápach, do którego jestem tak przyzwyczajony. že poczuJ lem go dopiero, wracajac do domu z podróžy Zápach I kawy, tranu, wanilii, cynamonu i ojcowskkh symfonii. Wszystko to w stanie lekkiego rozkladu, jak v, id.i k tóra I przez cala noc stala we flakonie z kwiatami.
Moja matka przekr?cila kontakt, zalšnií kraciasty vfoi skovaný papier na stole; dotykám go palcem: jest jeszcz*l troch? si i ski od tíuszczu, a tu i ówdzie widac pociemnial* naciecia niby dawne, zarosni?te rany. Wilgoc wy rysuwali na suficie olbrzyma, który stal si? dobrým duchem, opioM kunem naszego domu: z brod a bujn$ jak u žydowsklw proroka, w prawej r?ce trzyma tablíce, a w lewej nasif lamp? z porcelanowym kloszem, przypominajacym od-wrócon? dnem do góry spluwaczk? — porównanie muchy rozumialy doslownie.
„Ach, nasz pokoj!" — wzdycha A na. Rozgladamy dokola, przypominajac sobie sprzety, które pod
t*/< j nieobecnosci jak gdyby pociemnialy. Dwa lôžka, ■twniane i staromódne, dwie szafy, w ktorých korniki Wy wm city mnóstwo matych dziurek — sypie si? z nich |u/<-iliczny tóžowawy pyl, lekki i pachnacy jak púder, nhok — szafki nocne z ptytami biatawego marmuru, Ciym na grobach dzieci z dobrego domu. W kacie, na IWo od drzwi, kanapa z wytartym pokryciem koloru »Hiidr] višni, pi?kna staromódna otomana przypomina-|a< ii pianino, w ktorej pod wieczór albo gdy jest zupelnie i idm, t;raia spr?žyny. Nad kanapa barwna litografia: Mon.i l.isa wyci?ta przez moja matk? z jaktegos tygo-^Bd w czasach skandalieznej kradziežy tego obrazu ' i iiwru albo jego triumfalnego powrotu, doklad n ie juž 01* paii]í?tam, Byta oprawiona jak obrázek, v waskigh Mflwniánych ramkach — pozlacanych. Podobnie jak ów Huwaj^cy nad dziecmi aniot, kobieta-motyl, Chrisidia Jmitona {nazwa motýla z mojej kolekcji), do ktorej si? 0((i(llilišmy. Stóí nakrywalo si? zazwyczaj koronkowa H^glerska serwetk^, a na niej stal ťlakon z niebieskiego i l-i udajacego krysztal i okr^gla blaszana popíelníczka. Na marmurowym blacie szafki nočnej obok lôžka ojca mf\$ jeszcze jedna, duža, zielona. emaliowana popiel-i ka, w kilku miejscach obtluczona. Trzy poprzeczne ■Hily w ktorých kladlo sie papierosy, dzielily jej szeroka, lUQgta krawedž na trzy jednakowe tuki. Uwypuklajace •H' Ha nich grube czurne litery powtarzaiy po trzy-Ihu jak echo: symphonia. Podíoga w pokoju byta 11 icnkicli desek, które skrzypialy z cicha jak nowe buty,
l....."/. miejsc, gdzie ležal kilim i gdzie krok i zupetnie
tlHlieraly.
120
127
Na prawo od drzwi, przy oknie, stala maszyna do i cia mojej matki — mocná metalowa konstrukcja z lanť želaza, przywodzaca na myši luki mostów kolejov Luk i te u dolu zakoňczone sa kolkami równiež z czarr lanego želaza. Maszyna ma pedál z metalowej plecíoi q oezkach drobniejszych mi na bokach, Za posredr ctwem ukošnej dwuramiennej džwigni pedál laczy z kolem zamachowym. W wyžtobieniu krawedzi tej kola spoczywa okragly pas transmisyjny, spiety dwor drucianymi spinaczami. Drugie kolko o wyžíobior krawedzi, znacznie mniejsze, osadzone jest na gíó* z prawej strony, tuž obok btyszczacego kola napedowe w którym promienišcie rozwidlaj? si? krótkie, grut szprychy. Glówka maszyny — jak duže czarne raml zgicte w tokciu — pokrytá jest lakierem, a z lewej strony gdzie znajduje sie skomplikowany mecha n i zm igly i ni widocznej szpuleczki, zakoriczona dwiema oskami, wys wajacymi sie niby rogi slimáka. Gdy maszyna jest w ruc niewidoczna szpuleczka przedzie nič jak jedwabnik i pajak, Oprócz pionowych osiek w glówce maszyny i bl) czacego kola napedowego — wykonanych z chromo* nej hartowanej stali — wszystkie inne metalowe czeí pomalowane sa czarna farba,, Boki spína od wewnatr poprzeczna, rozgaUíziona rama o ksztalcie przypomina cym trapéz, na ktorej widnieja duže, ozdobnie wykonaí litery singeh . W miejscu, gdzie bok i sie rozszerzaja, j obu stronach umieszczony jest symetrycznie embler firmy- Przy doklad n iejszych oglcdzinach možná, niel zdumienia, zauwažyc, že wplecíone w oczka želai konstrukcji boków pajaki nie sa wlašciwie pajakami, U
ok rotným powiekszeniem czólenka z mechaniczna llpnli-czka, z ktorej na ksztalt litery S snuje siv nitka •a tr| sk.ili gruba jak sznur i dlatego trudná do rozpozna-^ stwarzajaca zludzenie nóg pajeezych. Emblemat v. niby herb szlachecki, potyskuje zlotém, podobnie ik arubeski na lakierowanej glówce maszyny. Zlocenia . n-a n wo i li z sie wytarly, farba odpadá cienkimi, dělily mi 1 ušet? ka mi. Drcwtliany blat, pokryty fornírem, sie jui tuszczy, zwiaszcza na brzegach. Najpicrw, Wikulek wilgoci i zmian temperalury, wyskakuja na nim l»i|l>lc, potem fornir zaczyna marszczyč si? i lamač niczym
11..... paznokcie. Na smukíym karku maszyny polyskuje,
|>i /yt wierdzony dwiema šrubkami o zabkowanych glów-U li. maly mosiežny emblemat jak elipsoidalny zlolawy km -'I a lion. Wídnieje na nim ta sama szpuleczka-pajak, lvi / w zmniejszonych rozmiarach, o wiele wyražniejsza. Witkul, jak na monetie, wytíoczone sa plaskie literki
Hu THE SINGEIt MANFG, CO — TRA DE MARK
[fldy t>oruszalem pedál, maszyna džwieczata niby lira nego dnia zlámalem igle, wiee moja matka zdjela ■M transmisyjny. Mniejsza zreszta o to. Po powrocie do iliiniu, nim zamknely mi sie oczy, wzrok biegl ku tej ma-i^Htíe i zapewne wskutek dlugotrwalej jazdy pociagiem lilu/ obiitosci wražeň džwickowych, które trwaly jesz-h moich uszach, zdawato mi sie, že maszyna pracuje, i ' alem, j a k fu rkocza koía, j ak miek ko s ] i zga j a s i? osk i,
Pod wieczór przychodziía do nas czasem panna Edith, ' Hjr| osoba kojarzyly mi sie najdziwniejsze zaječia, najwy-1) Iniťjsze zainteresowania, totéž biale kapelusze, które
128
129
przynosila rázem z forma do modelowania, uwažalem za jeden z przejawów jej ekstrawagancji, jej indywidi a I nosci i specyricznych kolei losu. Wszystko to byty d mnie kapelusze slubne panny Edith. „Pani Sam, jak si pani podoba ten slubny kapelusz?" — pytaía moja matkfl, przymierzajac nowy model i przechylajac na bok giowfj jak czynia osoby ze sktonnošcia do melancholii. Znalém przesztošc panny Edith i dzieki ternu jej postač wydawati mi sie jeszcze bardziej zdumiewajaca. Panna Edith byla zareczona z jakimš hrabia wegierskim, ale porzucil ja tua przed slubem, Zamiast šlubnego podarúnku przystal ji paczke, duze pudeíko, na którym wypisana byla zlotými] literami nazwa znanej wody koloiískicj Chat noir. Gdy< panna Edith otworzyla pudelko wyskoczyl z niego czarnyj kot albo po prostu wypadl z niego czarny kot uduszonyj drutem, doklad nie juž nie pamietam. Wówczas to panna Edith po raz pierwszy dostala ataku epilepsji. Neurastcnid jej nasilala sie zwlaszcza wieczorami, wtedy tež najbar* dziej przytlaczala j^ samotnošc; jako miejsce ucieczkl wybrata wi?c nasz dom — kontynuujac jakby przyiazň swojego oica z moim — gdyž halasí i wc rozrywki miejsldfl pograzaíy ja w najgtebszej melancholii. Nápady epilepsji dosiegaíy jej niekiedy i u nas, w chwilach gdy najmntej možná by sie spodziewač jakichs lirycznych ekscesówť w pól najzwyklejszego stowa albo w samým sercu ciszyj która czarodziejsko potrarita nas oplatač.
Panna Edith modeluje nowy slubny kapelusz, ze swej torby, jak z ubitej zwierzyny, patroszy koronki i wslažki. Matka przyglada si? ternu z udawana obojetnošcia, Aru' z zachwytem, Síedzac na kola nach matki, obser wujd
130
Nice panny Edith i przypominam sobie, niby jakieš d/Iwtie zdarzenie, jak jeszcze przed chwila glaskala mnie lyml dziwnymi palcami, stworzonymi, wydaje sie, do ■tbierania koronek. Palce jej zakohezone sa dlugimi Uklerowanymi paznokciami, które w zetkni?ciu z je-dwtibiem trzeszcza cichutko. Wlašnie powiedziala pót-Hfptem jakieš zdanie — w miare jak zapadala noc, glos jp| Mawal sie čoraz cichszy í subtelniejszy — i jej urnk ■didnat nami bez reszty. Gdy po raz pierwszy stracila tytomnosc, mimo przežytego leku wierzylem, že to, íle stalo, jest zupelnie naturálne i równie dobrze jak ».111 uie Edith moglo sie zdarzyc každému z nas,azwtasz-mnie — z poezatku nie zdawalem sobie sprawy, že Iffl otaczajacy nas wszystkich nastroj uludy, te magne-y/ti|jca atmosfére stwarza wlašnie ona swymi dziwnymi palcami i chaotyezna plalanina koronek. Miala 4uh' ciemne oezy w ledwie dostrzegalnych sinawych ithwodkach, co jeszcze bardziej podkrešlalo ich gl?bi?.
tych oezach odbijaly si? mglišcie Instynkty kobiece, kiinr po przežytym szoku wi?zila w kruchej powloce Wn|t'go ciala. íwiadoma zgubnej, niszczycielskiej sily twrgo bytu i ptci, próbowala naložyč sobie peta i stád Mpcwne w jej obecnošci ogarnialo nas upajajace odu-■•nie, wskutek którego powietrze przybierato ci?žar t Iniigo Zeusowego deszczu.
Panna Edith padala na wznak na nasza wisniowa kť Miipy. gdzie dosi?gala jej zemsta bogów.
W takich chwilach drž ale m od stop do gíów, nie tyle ■r utrachu, ile z przekonania, že jestem swiadkiem tajem-■fefgo, niezwykiego zjawiska. Przewracajac si? na plecy,
131
panna Edith nie wypuszczata trzvmanej wtašnie koronkU potem podnosiia nogi, odslaniajac wnetize swego ciattJ Najbardzíej zdumiewato, po prostu oszalamialo mnie to, že wdlugiej balowej r?kawiczce, ktorá przypominala wówczasje) postač, wbrew moim oczekiwaniom, nie bylo widac szwów ani koríców nitek, podbita byla natomiast jedwabiem i przystrojona korón ka, može nawet bardziej wytworna niž na zewnatrz.
Przez kilka minut walczy rozpaczliwie 7. choroby, chwy* tajac si? za piersi, szarpie i rzuca glow^, rozpuszczajac upi?te wlosy, z ktorých wypadaja spinki i klamry. Poteni cialo jej skr?ca si? w lubiežnym skurczu. Moja matku szybko ustala miejsce najsilniejszego ucisku i odpim pannie Edith guzik u bluzki. Widz? jeszcze tylko jaskraw^ biel wytryskujacego nagle strumienia jej piersi. Po chwill W pokoju roznosi si? kwašna wori octu, ktorým moja j matka načiera chorej skronie. Terazjuž kryzys m i ja, Gdy znów otwieram przymkní?te ze wstydu oczy, panna Kdith ležy na otomanic pod kocem, oddychajac spokojnie jak dziecko, z rukami wyci^gni?tymi ponad gtowa.
Panna Edith wraca do przytomnoáci tak, jak otwie« raja si? kwíaty. Potem wsuwa we wlosy spinki, przytrzy-mujac je w z?bach. Wklada do torby koronki i wstažkl* a kapelusz i form? do dužego kartonowego pudla. Nilct si? nie odzywa. Przez chwil? jakby zdumiona przygladi si? swoim r?kom, po czym zapina ow guzik rozpi?ty przez moji mat k?. Po jej wyjšciu w pokoju zostaje ja kal dziwna, pachnaca pustka, od ktorej zaczyna mi si? krý< ciŕ w glowie.
ľ.inn.i Bdi t h w nosila do naszego domu, w nasz? pa-MU hal na skamienialosčbarwy egzotyki i Weltsckmerzu, pfHly, zmacony zápach kobiecoíci, jakaá wielkomiejska, ďyulyngowana, powiedzialbym, szlachecka atmosfér?. IVu wielkomiejski spleen czait si? w jej glosie, w lakiero-W«uvrh paznokciach koloru perly, wreszcie w jej panskiej ■torobie, u ktorej žródet tkwily uroczyste ceremonie I nuiesienia, jak równiež zadziwiajacy zdradliwy sym-Iim| erárny kot i woda koloňska o tej samej nazwie, Hryplsanej zlotými literami na kartonowym pudle jej Wlllesieň. W moje sny panna Edith wnosila nicpokój, ■U lež n ióny od nieuchwytnych fíuidów i zagadkowy jak t«luwanie jej koronek, jak zápachy, ktorými wodzila na |Hikus/.enie moja ciekawosc i mój dzieci?cy spokój. Te M|M|.\jace zápachy swiadczyly bowiem o istnieniu jakiegos imu-go šwiata, poza šcianami naszego domu, poza granit 11 m i mojego poznania, poza kr?giem naszej zacisznej ■pdzien nosci.
Panna Hdith swymi zapachami, niewatpliwie sztucz-■ftnii wnosila rozterk? w moja dusz?.
W widmie tých aromatów tylko kolor fiolkowy odpo-wUulal zapachowi jej ciala, inne natomiast, przetamane prite/, pryzmat kobiecošci, miaíy nieznany mi, ale nie-Wijtpliwy odcieň egzotyki i bl?kitnej krwi. Od owego Wlrizoru, gdy po raz pierwszy stracila przytomnoše na Hltej kanapic i gdy w ognisku mojej rozpalonej wyob-«#/iti ujrzalem jedwab i koronki, zaczajem si? wymy-fciť z kolan matki, gdzie dotychezas siedzialem subie ipukojme, oslaniany przed grzechem i wyst?pkiem. Od .....iío wíeczoru ch?tniej natomiast siadywalem na naszej
132
kanapie koloru zg m lej wiáni, na tej samej kanapie, ktora byla tožnica i swiadkiem zlot ego deszczu. Nie znaczy tai že oslabla moja milosč do matki, na pewno nie. Przeszta] jednak gleboki kryzys: nie moglem znaležc w niej wyttu-maczenia dla moich urazów, dla dreszczy, które opano-wywah/ mnie pod wieezór, w porze, gdy rzeczywiste lub urojonc zbližanie sie panny Edith zapladniato powiet zge>zczonym zápachem, zwiastunem jej ciala. W tak chwilach, styszac wyimaginowane pukanie do nasz drzwi, zsuwalem sie z kolan matki i níby to tak sol po prostu, szedlem wyciagnac sie na otomanie — chcialem oszukiwac mojej matki, ale nie chciatem tež, panna Edith zastala mnie tak bez rezerwy poddajac sie pieszczotom innej kobiety.
Tu možná by zakohczyč te historie, na tym haniebnym wyznaniu. Nie musze chyba dodawac, že matka odkryla mojq zdrade i powiedziata kiedyš ze smutným zdzr niem: „Kochanie, zdaje sobie sprawe, že któregoá dl odejdziesz ode mnie na zawsze. Usuniesz mnie gd do lamusa albo do domu starców...". Z przeraženiem i sk ruchá zaczatem sie wówczas zarzekac, že nigdy tak niezrobie, i przeklínaé w duchu chwile, gdy panna Edith przekroczyia próg naszego domu. Matka, bolešnie 4Ě t kmeta zdrada, nie rozumiejac przedwczesnego spaezenit moich instynktów, dreczyta mnie jednak nadal, zaczettf mówič o starosci i šmierci, jakby to byly dla nicj sprawy oczywiste i niewatpliwej których nadej scie przyspieszonf zostalo moim postepowaniem. Wtedy rozplakaíem sie, btagalem, žeby j už tak nie mówita, žeby cofneta te slowfl przysiegatem jej wiernošc, ani na moment nie watpiac
ryla I wie
•z
ř tym w szczerošc swoich przysiagj odczuwalem nalákaš radosna satysfakeje, že može któregos dnia bede Kn^,l dowiešc ich prawdziwosci.
I /eze tylko jedno, to juž naprawde koniec. Pewnego mu ku, wiosna, moja matka, chcac wykorzystač pierwszy li^ii Miku sloneezny dzieň, urzadzita generálne sprzata nic (itworzyla na rušciež okna i panna Edith uleciala iftlby pachnacy oblok. Matka, która z pewnoscia zauwažy-1« }rj odejšcie, nie powiedziata ani slowa, udawata nawet, ■f hkzego nie dostrzega. Dwoma palcami, ale z uszano-W*niťtn, podniesla tylko strzepek koronki, który wpadl m kanape i srebrzyt sie teraz, inkrustowany kurzem, |mk čacko filigranowej roboty. Potožyta te relikwie na Ihiiťinitzíe i o to korunka zwinela sie na ksztatt korony. pdažytem jeszcze spostrzec, jak majestatyeznie zalsnita w /lul yt h promieniach purannego stoňca ponad ZWÍew-■m puchem kurzu, zmietymi gazetami i skorupkami ml i.iíťk.
Vln Gawanski, wegetarianin, wehodzit gromko, z ha-liMťin, dymiac jak goraca parówka, owiany mroínym h hniinicm šniežystego zimowego wieczoru, który wno-■II do naszego pokoju pelnymi garšciami albo wtaczat pí/cd sob? n'bv wielk? pigute. Kiedy wydyszaí z siebie ftodimar pary, pozamykat wszystkie wentyle, roztari řece t ni jal pal tu l futrzanym kotnierzem, zaczynat, jak eza-tiiLlziej, wycÍ4gač z kieszeni owoce. Podczas tej ceremonii mój ojíiec: ustawiat figury na szachownicy iezekat na »i" i',t»ze swa parti? angielska jak w zasadzee. Ojca niein-iiiťsowatysztuezki idziecinne figle panaGawanskiego.
134 *ss
Dia m nie natomiast i dla mojej slostry Any by to to zjai sko godne podziwu i szacunkur Juž sam fakt, ie pan Gl wanski jest jaroszem, a wiec czíowiekiem pozostajacym| w zmowie z rošlinami, wystarczal, aby podsycič moj^ ciekawosc. Zazwyczaj stawal na srodku pokoju, na co rozkraczonych nogach, jakby wymagato to spec nego wysitku, a potem czekat, až panuj ac a wokól cisz i oslupienie osiagna punkt krytyczny Gdy moja mat wstťzymafa oddech, a my z Ana z cíekawoíci otworz) šmy ústa, pan Gawanski teatrálnym, dobrze wyrež) rowanym ruchem wsuwat wreszcie obie rece do kieszť palta i wyci^gat okazy rozmaitych owoców, od najz\ klejszych, jak plasterki suszonych jablek i bursztync žiar n a rodzynków, až do wyszukanych, jak mandaryt i daktyle. Efekt byt zawsze doskonaty Decydowaia o tyr nie tylko zimowa pora, kiedy zápach owoców sam przť si? wydaje sie magiczny i czarodziejski, lecz takže fifl že pan Gawanski, niby mislrz czarnej magii, potraf wyciagnac z kieszeni taká] mase suszonych, ale wcisjl jeszcze pachnacych owoców — które zatem nie stracit prawie nie na wartošci — že wkrótce nasz stôl wygladaí jak zastawiony do uczty, a odu r zajace zápachy mieša ly sie i wzajemnie uszlachetnialy, Przecierali.smy oczj jak w cyrku, ale czasem wydawaío sie na m, že pan Gl wanski przekracza dozwolone granice i próbuje, niezj w prowincjonalnym kabarecie, obalamucid nas za poi caj zbiorowej halueynacji, kiedy zas uwolni nasz wa i sluch z wiezów magii, znajdziemy sie byc može w I potlíwym i bardzo niemilym položeniu, Wszystko j< nak inscenizowat znakomicie. Najpierw zatem wyjme
vwni najzwyklejsze owoce — powiedzmygaršcíero-■I ■, .iľ<ľ,\■ — jako wstep do drugiej czesci programu, roz-Bciynanej w chwili, gdy myslelišmy, že to koniec i nie ^plle juž niespodzíanek. Wtedy wíasnie wyciijgal z kie
".....spod podszewki marcepany, daktyle, ftgi, migda-
^^■kies i n ne egzotyczne owoce, które rozróžnialismy h Hu po zápachu, ale nazwy byly i na zawsze pozostan^ B| nas tajemnica.
Wreszcie w drzwiach pojawial si? mój ojciec i prze-■ I te zabawe, j ego zdaniem dziccinna i godna lekce-lVii/i-nia.
„ľizyjacielu — mówíl nie bez ztosliwosci — te zami-Imv.uiu artystyezne doprowadza pana do bankructwa".
Wtedy pan Gawanski, jak przylapany na goracym -n fynku, kladl na stole ostatnia fige i wycofywaí sie lyiitl ojcem do pokoju, gdzie natychmiast wybuchat ^Hgliwy spór, kto pierwszy obejmie dowództwo nad n iiiij Isiatej królowej.
136
mój ojclec bezskutecznie starat si? o wydrul nie nowegp rozkladu jazdy, nad którym praco wat od! Rekopis ležal w szuíladzie biu řka, przepisany na mas nie, peten podkresleň czerwonym otówkiem, poprán na marginesachj podolepianych fragmentów, odnosní t iiwag. dopisków, uzupetnieň, upstrzony jakimís dzh nymi znakami i rniníaturowymi ideogramami. Jdeograr te ojciec wyciat ze swojego rozkladu jazdy na nik 193J i cierpliwie pona lepia t na nowy rekopis, co nadalo nfl szczególncgo úroku. Rysuneczki przedstawiafy wagonj z numerem klasy róg pocztyliona w ksztatcie sty li J wanego pólksiežyca, widelec i nóz skrzyžowane syi t ryt" znie, n Lby emblemat wszlacheckím herbie, parostat z ktorých wysnuwala sie cienka, swiderkowata nic dymti samoloťy nie wieksze od komarów í jak one lekkie i I kajace, samochody sprowadzone do doskonalej kubist nej formy, z kolami zmniejszonymi do idealnego poi W ty m wspanialym rekopis ie spot katy sie wszystkie 1 sta, wszystkie lady i morza, wszystkie iiieba, w&zystl klimaty, wszystkie poludnikL W dziele tym zostaly laczone jakby jedna, ideálna linia Mojžesza naj bard:
jttkL L( me m iasta i wyspy, Syberia - Kamczatka - Celebes -
E*|lon - Meksyk - Nowy Orlean byly w nim lak samo
H^ywíste jak Wieden> Paryž czy Budapeszt. Przypomi-*>i>lne prace, zaopatrzyl sie w nowe mapy oraz inne ^^Briaiy — i pewnego dnia, póžnym wieczorem, w przy-•lypie twórczcgo natchnienia rzucit na papier pierwsze ■■nie, które miato stanowic poezatek wstepu czy przed-■owy wyjasniajacej, jak postugiwac si? rozkladem jazdy.
141
Ta wspaniata mysl olánita go nagle, jak Mojžes^a glos I z krzaka gorejacego. I to jedno jedyne zdanie, ten wiel-1 ki problém poddaný przez los i przeniesiony potem na I wyžszy, metafizyczny pian wkrótce porwie oje a swoim 1 sensem, zagadk?, która postanowil rozwigzač: „Jak je»l chac do Nikaragui?"
Swiadom faktu, že zubožam wielkošc i znaczenie oifl cowskiego przedsiewziecia, podkreslam jednak, iz I w pierwszej chwili nie byto w jego za miaradí nic wyjal kowego ani nadzwyczajnego- Z poczatku, powiadam, byly I tylko krótkiewskazówki dla turystów,dotycz^<_e pamia-1 tekhistorycznych, muzeów, fontann ipomników, z dolij-czonym niekiedy zwiezlym komentarzem o zwyqzajai^H religii, dziejach, sztuce i kulturze. W miarc jak mój <>(- ] ciec zagladat w zwiazku z tym do encyklopedii i leksy*! konów — najcze&ciej poslugiwal sic pjetnastotomowyrtil Meyers Lexikon z 1867 roku, jak równíež jego nowynJ wydaniem z lat 1924-1930, poza tym wielkij Encydom paedia Britannica i pieciotomowym fudisches UxikoiM z roku 192& — pýtania, na które szukal odpowiedzi, ofl ciagaty go jednak zarówno w glab, jak wszerz badany^H zagadnieó i wkrótce zebra! olbrzymi wykaz literaturyl z najrozmaitszych dziedzin, we wszystkich prawie j^H kach europejskich, a miejsce leksykonów zajely rozprawM zzakresu alchemii, antropologii, antropozom, archeoko t;íi, ast rologii, astronautyki, astronomii, botaniki, chartfl terologii, chiromaneji, darwinízmu, deizmu, dialektykkp J diastrofizmu, dualizmu, dydaktyki, dymorfizmu, dynfl miki, dyplomacji, dypsomanii, egzogenezy, egzorcyi^B ki, egzystencjalizmu, ejdetyzmu, eklektyzmu, ekbpiyki,
řkulogii, ekonomii, ekwílibrystyki, embólii, embríologii, ■ninH ropii, emoejonalizmu, empiriokrytycyzmu, empi-rlninonizmu, empíryzmu, encyklopedyzmu, endokryno-lnjlit, entomologii, epikureizmu, epistemologii, epizootii, ktyzmu, erystyki, eschatologii, esperanta, estetyki, cta-lyvinu, etnografii, etnológii, etyki, etymologii, eugeni m, turytmii, ewangelii, ewolucjonizmu, fantasmagorii, Blnaceutyki, far yzei zrnu, fatalizmu, fenologii, fenome-(Mtlonii. fetyszyzmu, filogenezy, filologii, filozofii, finde-|i ■ li/mu, fizjonomiki, hzyki, florystyki, folklory styk i, formalizmu, freudyzmu, genealogii, genetyki, geocentry-■nu, geodezji, geodynamiki, geofizyki. geografii, geologii, ■Oinetrii, geopolityki, geotermiki, geotropizmu, germa-Htyki, glaejologii, gnoseologíi, gnostycyzmu, gramaty-liLtrmonizacji, heglizmu, heliocentryzmu, hellenizmu, In m-tierapii, heraldyki, heteroseksualizmu, hinduístyki, Hnotyzmu, hipologii, historii, humanistyki, hydrau-li" 1 hydrografii, hydromechaniki, hyd rolech n i ki, idealismu, ideografii, ikonografii, ikonoklazmu, iluminaeji,
ii.....ni/mu, indeterminizmu, indywidualizmu, intuicjo-
Hnu, irraejonalizmu, judofobii, jurysdykcji, kabalisty-|t, luirtezjanizmu, kartografii, katalepsji, katastrof izmu, H^ptryki, kauteryzaejí, kazuistyki, komediografii, kom-Bfitystyki, konfucjanizmu, kosmogonii, kosmografii, ^■hnlogii, kwietyzmu, lamarkizmu, lartpurlartyzmu, Iplmykngrafii, leksykologii, literatury, magii, magnety-Mtm, makiawelizmu, marksizmu, martyrologii, masonerii,
......•nalizmu, mechanoterapii, mediewistyki, mediumi-
Bfc memoryzaeji, merkantylizmu, metamorfizmu, me-■hpsychozy, mikrobiologii, mineralogii, mistycyzmu,
i43
mitologii, monoteizmu, moralistyki, morfologií, m kologii, nawigacji, neokantyzmu, nosogeografik num matyki, obiektywizmu, onomastyki, optyki, optymiz organology, orometrii, osmologii, paleontologii, pal grafiij paleontologii, panteizmu, parazytologii, partykuli ryzmu, pietyzmu, platonizmu, pluralizmu, polimorfiznufl polityki, prozelityzmu, retoryki, satanizmu. sceptycyzn scholastyki, semazjologii, sensualizmu, sinologii, so< jo logii, sofistyki, solipsyzmu, spirytualízmu, stethiomet^B stoicyzmu, surrealizmu, sybarytyzmu, syjonizmu, táu^H logii: techniki, tektoniki, telepatii, teologii, termodynamfl ki, toksykologii, topografii, toponomastyki, unanimizmn, uranografii, urbanistyki, urologii, utopizmu, weneroíM bii, wersyfikacji. wolunlaryzmu, wulkanologii, zoochfl rii, zoofagii, zoogeografii, zoolatríí oraz zoologii. Notkl u dolu strony, znaczki w ksztalcie krzyžyków, pótkslH žyców i gwiazdek zostaly zastapione gesto zapisanymi stronicami, skróty rozwinely sie w wyczerpujace prtfl pisy, przypisy w nowe rozdzialy i wkrótce poczatkowiM koncepcja rozkladu jazdy, zawierajacego zwi^/Ľ i n f m macje dla tu rys lów, stala sie tylko mala, prowokacyjnlH plodná komôrka, która — niby pierwotniak — dzithii sie na zasadzie postepu geometrycznego tak, že w kont n z Rozkladu jazdy na iimach autobusowych, okretowy^^ kolejowych i lotnkzych pozostat tylko zeschniety kol^H znak ideografkzny, wielki skrót i nawias, zas podtek i marginalia i odnošniki wchtonely urojony, abstrakcy^H pratemat, te przyziemna, utylitarna i watla osnowe, prfl wie niewidoczn? teraz i malo wažna na barwnej m.i| šwiata trešci sprowadzona do cienkich linii poludník
^■bVnoleŽników w tej wielkiej konštrukcii, liczacej po-n ■.I osiemset stron maszynopisu z pojedynczym, 111.1 ■tn odštěpem.
Moj ojciec uparcie i wytrwale trzymal sie pierwotnego in ksiažki, co swiadczyloo chorobliwym zatraceniu m Irni nejí, i nie przestawal wierzyc, že któryš z wydawców i. Jilene sie na ten oczywisty podstep i pod niewinna Miww| rozkladu jazdy oglosi drukíem owo anarchiczne, i n-*adnie wypieszczone dzielo.
1 idy moja matka przypomníala ojcu, že jesteámy cat-n h ■ ruczaopatrzeni na zbii zajaca sie jesieň i zime, za-Rozklad jazdy do wydawcy, t:hc>č nie uwažal swego Izieta za ostatecznie skoňczone. Poniewaž jednak tlftwno minal przewidziany umowa termin, a ztožona ka miala mnóstwo braków, wydawca maszynopisu hl*1 przyjal; mój ojciec musia! jeszcze zwrócíŕ zaliczke i (inkryc koszty sadowe. Po przegranym procesie wpadl ¥i (dehoka depresj?, która przez dlužszy czas ttumaczy-Plmy sobie jako nastepstwo odrzucenia Rozkladu jaz-Wk nie mogac poczatkowo dopatrzyc sie innej, bardziej iMimalnej przyczyny tego zjawiska. O wiele póžniej ■ i -■ u mialem, že na jesieni mojego ojca zwykle ogarnía-1« ili'presja, z ktorej budzil sie dopiero wiosna. W tých i lowych okresach oddawal sie pochlaniajacym go Wft n-szty twórczym medytacjom i catkowicie zrywal ^•ui.iki l otoczeniem, Najpierw zamykal si? po prostu W »woun pokoju, gdzie nie wolno nam bylo nawet wsu-K|i' nosa, potem wybieral sie zazwyczaj w jakaá dtuga ■tdróž, ktorej sens i cel zawsze pozostawaty dla mnie
144
niewiadoma. Opuszczaí dom póžna noca, w najwi szej tajemnicy. bez požegnania. Ráno matka oznaj mi zagadkowym d la m nie tonem, že nasz ojciec „wyjec na dtužej, w nieznanym kierunku". Wracal wiosna, chudty i jakby wyžszy, dziwnie zmieniony, Juž z ki usmiechat si? do nas i máchal zwrócona w kierunl twarzy díonia- Možná by pornysiec, wszystko min{ Przez kilka dni byl spokojný, podejrzanie čichy, až le, bez zadnej konkrétnej przyczyny, zaczynal dziko l czeó i wymachiwac laská nad szklankami i talerzar Z nadejsciem wiosny budzit sie bowiem z letargu, un niat od m?czacych rozmysl a n, na pewien czas zapc nat o przekletym rekopisie i powracal do stanu si zwyklego rozdražnienia, owej dziwnej irytacji, bui przeciwko swiatu í otoczeniu, który w gruncie rze< stanowil istot? jego nátury. Tak bole š m e tlumiony sienia i zima, w lecie obumierajacy, z wiosna odzyi sie w nim egoizm, niedostatecznie kiedys sprccyzowaf protest przeciwko urzadzeniu šwiata i stosunkom mi dzy ludžmi, a to wojownicze nastawienie, ten nadmi sily zamet w myšiach i we krwi przywracaíy go na nc do žycia* Byl to rodzaj niezdrowej ekstazy, odurzeni slohcem i alkoholem, šwiadomošC wszechobecnej wi sennej wybujatošci, która jeszcze bardziej go podnieť. a egoizm mojego ojca stanowil wtasciwie tylko czesč jc Weltanschauung, jego panteizmu. Byl to egoizm bez j nic, Wszystko musialo mu byč podporzgdkowane uzurpatorowi ze Starcgo Testamentu. Tak wiec — 1 przyroda rozmitowana w swej wiosennej wybujalosci 1 taczala cala skal? energii i sily — mój ojciec w \\ icks/\
■I zazwyczaj stopniu odczuwal ciezar krzywd wyrza-Hnyth mu w równej mier ze przez Boga i przez ludzi. pUlego jego metafizyczny bunt, kaleka latnmsl zmarno-Mnrj mlodosci, krzewil si? na wiosn? z jeszcze wi?ksza ■Ct* wzbieral jak wulkan, jak wrzód.
fwiadomi niebezpieczeristwa grožacego nam z po-Wi»Ki mesjanistycznego Rozkiadu jazdy, który — wskutek ■Wartych w nim wolnomyšlicielskich i rewolucyjnych H| — znalazt si? na indeksie nowego ladu, musielismy H| usu nač z A lei Kasztanów. Przeprowadzilišmy si? do m^liyih domku wnajbiedniejszej dzielnicy miasta, która Ml wtasciwie „dzikim" osiedlem pelnym Cyganów, wló-Híw i lumpenproletariuszy, jak ích nazywal mój oj-|>< . I )ziesi?c: kroków od plotu ciagn^tsi? nasyp kolejowv. pti klórym dudnily pociagi, a domek co chwila trzasl si? * posadách, Z poczátku utrzymywalo nas to w usta-tyli suym napi?du, chwytaliámy si? za glowy i chowali Htfpierzyny, bliscy zatamania nerwowego. Huk pociagu M|d«i\/.al nasze slowa, najniewinniejsze rozmowy prze-innni,il w /a/a rte klótnie, gdyž nie mogax si? nawzajem ■ nitiieó, wymachiwalismy sobíe r?kami przed nosem I pndnosilišmy glos do krzyku, až niebezpiecznie na-i • 'Min-waly žyty na szyi. Uplyn?ío wiele czasu, zanim mlk ryl ismy pcwne prawa akustyki, które uratowaty nas HÍCtftkowitego zachwianía równowagi i pozwolíty odzy-ikui w/gl?dny spokoj: w razie potrzeby znižalismy glos iiiuiej wi?cej o kwint? i rozmawiališmy w tonacji zdecy-jlliwan n ró/.nej od tej, która narzucat halas pociagu, wy-^H^tjcy dotychczas w naszym domu takic zamieszanie.
146
147
Dobywališmy teraz glosu jakby z brzucha, spuszcz glowy tak iiiski), až tworzyly sie tiam podbródki,
Mój ojciec pracowat wówczas przy usuwaniu zów, žandármi bowiem wytropili wreszcie miejsce j«| pobytu. Ztožyl jednak ostrý protest, uzasadniajac go prawie dziesieciu gesto zapisanych stronach zlým .slaném swego zdrowia, udokumentowanym zeznaniaml áwiadków i wyciagami z kart pobytu w szpitalach dli nerwowo chorých. Sila j ego argumcntów byla nieodpartlj zwlaszcza gdy prócz konkrétnych faktów uw7.g]?dni4 jeszcze ton polemiczny i bb/skotliwosc stylu. „Zwracafl uwage Szanownego Komisariátu — pisal w owym z«fl leniu — na punkt aa), w którym pozwoliíem sobic przy toczyc powody katastrofalnego stanu m oj ego zdrowlt i uzasadnic — co prawda jak najbardziej przytomnu1 moja anormalnoáč, a takže calkowitq nic»šč moralri i i fizyczna, nicosc neuropaty i alkoholika, niezdoltlffl nawet zadbač o siebie i swoja rodzin?, poza tym w céti jak najdokladniejszego przedstawienia sytuacji — každý z przytoczonych juž faktów sam przez sie ozn*i cza kalectwo — zwracam równíež uwage, že cierpii m plat f u s, i zalaczam potwierd zajace to, wydane prtfl komisje poborowa w Zalaegerszeg zaáwiadczenu^H z powodu stuprocentowego plaskostopia zwolniom. \> stem od služby wojskowej,,.".
Minety trzy tygodnie, ale mój ojciec nie dostal jei odpowiedzi. Powód byl oczywisty. Zamiast jawnie, t hor by tylko dla formy wyrzec si? swego wykletego dziťli on jako przyczyny niezdolnošci do pracy wymienial |j kohol, obled, wreszcie rarsowy pretekst — plaskostopi*,,
:szcí4
lychodzit do domu wieczorami, okropnie zmeczony, rwjwymi p?cherzarni na dtoniach, i bez stowa padal lůžko. Nie mial nawet tyle sily, žeby cos1 rozbič swo-Imka. Byt catkowicie obezwladniony. Do pracy musial kI/íč bez laski, wracal na pól slepý od kurzu osiada-
0 na szkle okularów, których okrutni, bezwzgUjdni nicy nie pozwalali mu nawet przetrzec.
I u k przy wyklismy juž do pociagów. že zaczeliámy liczyc \ '.v. v-<■ dtug rozkladu jazdy, tego ogromnego, kaprysnego ika, Noca, w pótšnie, slyszelišmy piani$$imo szkla i ■■ /;u ego na polkách, a pociag przecinat nasz pokoj I Ikimikwadratami nad latu jacych wszalericzym pedzie ni ii*n. Podsycato to w nas tylko tesknotě za daleka prze-1 i-nia, marzenie o ucieczce. W tym roku, spedzonym Hbok nasypu kolejowegci, w roku bezwzglexinej kleskí i^^Mgo ojca, przestrzerí oznaczata dla nas bowiem nie i^^pp daleka, wspaniala przygode, lecz takže gwaítown^, liiioi/it konkrétna mysl o ucieczce, wybawienie od sLra-Hta> 1 glodu. Mysl o ucieczce powiekszala jednak panujacy i^^Bft zamet: zaczelismy žyc w naszym pokoju jak w prze-1 i|« kolejowym. Ten pomysl wyszedt oczywiscie od n'goojca, Rzeczy trzymalismy w walizkach, a herbate
1 iy ĺ termosu, Pod níeobecnošc ojca, catymi dniami
■ inalismy przy opuszczonych zaslonach, okryci ko-i mni, jedno obok drugiego, jak w podróíy.
IW náporem wszystkich lych wydarzeri — które zresz-hl iliKicraly do m nie jak przez mgte, gdy ž moja matku i,iina byla bezradná i zdezorientowana zapadlém
148
149
w jakás dziecieca melancholie^ Straci tem apetyt, w pÉ stepie histerií spa litem, kolekcje motýli i calymi dnia ležalem na tož ku, nakryty z gfowa. Do reszty wyczerpai mnie ostře, uporczywe biegunki, na które przez dtužszy czas nie byto rady chociaž co rano, zgodnic z zatečeniami matki, zjadatem lyžeczke lubdwie mielonej kawy zmieszanej z odrobína, cukru. Nawet matka nie mogti zrozurniec przyczyn mojej choroby i ogóinego otepi*-nia, Póíniej dopiero okázalo sic, ze u^triuicznť! biegufl ki byty nastepstwem strachu, który odziedziezylem po ojcu. Choroba ta zaczela si^ bez jakichkolwiek zaburzeít organizmu, byla wiec raczej skutkiem przeciaženia m* jej zbyt scisle zwiqzanej z ciatem duszy, ktorej wstrzaif dawaly si£ we znak L przede wszystkim o k ladowí nerwo* wemu í narzadom trawiennym.
Gwattowne biegunki wywarly jednak na m nie wptyw dobroezynny. Towarzyszyto im, jak wspomniatem, ogrik ne otepienie organizmu, nareszcie schudlem i zahartd watem sie,.
Mówiac: obiektywnie, z dzísicjszej perspektywy, glód wptywat dobroezynnie na rvas wszystkich, przynajmnlflj z poezatku. Moje ezeste bole gtowy, spowodowane pí prostu przetadowaniem žotadka, ustavily bez sladu, Ql ciec natomiast przežyt metamorfóz? równajaca si? cudmvli w z mocnil sie i zaczat chodzíc nieco lepiej, a po miesiacu zdjal bandaže i trzymat teraz kilof gota reka. W míejs krwawych pecherzy, szpecaeychjego pinkne dlonie— nie wytwornego fryzjera damskiego — narosla teraz c na skorupa; od ezasu do ezasu wycinat ja žytetk^. 2 czony ciežka catodzienna; prac$, wieczorarni byl spokojnjj
*■ ■■ i raty, nie dreczyl nikogoswyminapadamimizantropii. i.igu dnia zužywat calkowicie nadmiar energii, nazy-! Kiínny n niego ohledem, albo može uspokajat sie, sam nic " ■< m. Moja siostra Ana jak gdyby naraz zdi ieckastata si? ■ wezyna, bledsza teraz i smuklejsza, z ciemnymi siri-^^k, wyrysowanymi pod oezyma przez glód, które Jeď .....riúiie rzeczywista oznaka dojrzewania. Moja matki* w y zwolona spod terroru ojca, a zárazem pozbawiona ^MrcLa — odzyskala nagle dawna ruchliwosč, pozrywa i slony z okien, rozpakowaía walízki i pewnego ranka Hfwludczyta, že nareszcie dojechališmy, podróž si? skonta i -im z nie my prowadzic „normálne žycieJ;
Pukanie, które obudzilo nas o brzasku, przedarlo si?
■ 11 ii k-m, niby przez skale. Gdy wreszcie rozkleilem po-^^HL mocno zlepione jakby goracym woskiem, w szara-
ty yi n, 1 j r úd 11 y m š w iei le u j r/a lem moj ego oj ca, w pasia stej ^^■Tnie, boso, z wlosami spadajacymi na ezote jak u pia y, w zapamätaniu podpieraí drzwi svoja láska, Ktos do nas wsciekk dobijat, a ojciec wetknaf želazny szpic 1 ■ l i w zámek niby w oko, Ze strachu znieruchomieli-■fny w lôžku, wsparci na zdr^twialych tukdach, wpatrzeni Hr n|ca, który i rtaprežonymi žylami na karku i oezyma ^^■rzeszczonymi z przeraženia stawiai podlým napást i hikoin bohaterski opôr, Poprzez drzwi siychaŕ bylo glo-W mežczyzn, zach rýpte od porannego thlodu, grube I ||riižiif, a takže glosy kobict, histeryczne i ostré oiczym tile dzioby.
i ik zazwyczaj w chwilach smiertetnego niebezpie-
■ i mtwa, wobec którego mój ojciec przyjmowal postawe
defensywna í skrajnie ŕilozoficzna, przed drzwi wysz matka, okryta kocem, wysoka i chudá, z podniesiony rekoma. Slyszatem jej gtos, prawie nierealny. Mówita czego nie moglismy zrozumiec, w jakims okropnie chf kaleczonym obcym jazyku, na pewno nie tak plyn jak ojciec. Jej pojawienie sie/, jej rozpacz i stanowczoié podziataty jednak na zgromadzonych i ludzie zaczeli sí( rozchodzic, poruszeni widocznie sila jej argumentów Mój ojciec, jakby z inercji, nadal podpierat drzwi, przy ktadajac ucho do deski, i nie chciat wpušcič matki bel podania hasla.
::::
Wkrótce potem, w slad za gwiazda ojca, przeni srny sie do baraku na przedmiesciu, obok slepego t Byta to juž trzecia przeprowadzka w ciagu roku, a évá álepy tor okázal sie ostatecznym grobem naszych marzen
0 ucieczce. Zwyczajne szyny kolejowe nadbíegaty z daleka wielkim lukiem. Može na drugim koricu urywaiy sie tak samo niespodzianie, gdzies tam kolo cegielniJ Tor dochodzil do naszego baraku i tu stawal d?ba jak smiertelijie ranne zwierze, Szyny byty na korícach w/i giete w góre i podparte zbutwiatymi juž stupkami. Nie zrobiono tu nawet nasypu. Tor zaróst bujným zielskient
1 ciemniejszymi od niego pokrzywamí, sposród ktorých przezieraty ždžbta trawy, juž na wiosne sczerniati i pokryte rdza — jakby zaražone pasoiytem rdzy, k tón dwiema nabrzmiatymi žytami szerzyla czerwona epidemie, a panoszace sie chwasty i trawy przybieraty jakieé potworne ksztatty, zdeformowane przez dziedzicznl chorobe krwi. Jedynie pložace sie zielsko zdradliwymj
152
kami wynajdywato tu ožywcze soki dla swych peh i trucizny, jadowitych gruczotów. Powierzchni? szyn, y£ pewnie btyszczacych jak lustro, pokrywa ty strupy zarego nalotu, Rdza zamienila želazo w jakás poro-zbutwiata tkanke, w koše pozbawiona szpiku, a po liHik.n li odrywala cate kawaty, przetwarzajaeje wceglasty 11 ■ i. 11, ], k tóry wsiakal potem w ziemie, w serce chwastów. hnlkhdy pekaty wzdtuž, wyzarte ta czerwona záraza |*k kwasem.
Úw šlepy tor, o czym juž zdaje sie wspomniatemj ode-II namostatnie ztudzenia.
si,do sie, to jak cud,
Klóregoš ranka, raniutko, matka obudzita mnie ze snu I (i lna przejecia szepnela, žebym sie. ubrat. Ta resztka y, które nam jeszcze zostaly, byta juž spakowana, m wnlizkach. A przed barakiem, tam, na slepým torze, roz-*nn'i|inn blaskiem swoichokien,stalpocíag — wagon
Li I\. SCHLAF WAGEN, R E ST AU H A NT — wychylflty
^^■liego zdziwione damy w kapeluszach, z wtosami M l< I kim nietadzie, gryzac biate butki zawiniete wcienkie i i tki, którymi wycieraty potem dlugie lakierowane I" >-ii. ikfie i rzuc:aly zmiete papierki w panoszace sie przy tl+l iv zielsko, gdzie grzebaiy chore, nastroszone kury...
oboj
MO] oj c 11: C c a L v m i úniami wytrwale siedzial woznicy niczyrn wygnany rosyjski kntaz, w podrik síym nástroju, jakby naraz doznat dziwnego olšníe uswiadomiísobie, že oto musí wyperníc sie los zápisů v/ historii jego rodu, w k ságach proroków. Zmienil srny sanie w jakichs cíemnych zabudowaniach, napr tyknawszy na rozgrzewke. goratej herbaty z koniakf potem, w saniach, przytuleni do siebie zapadalismy w boki sen, a dzwonki rozbrzmiewaty lirycznym, ech naszego snu i naszej ucíeczkí. Mój ojciec ponaglal wo ców, czestujac ich koniakiem i bezwstydnie podkupi mówit predko, zadysza ny, jak ktoi, kogo gonia, Wi na síebie wszystkie klopoty zwiazane z podróža^ swiecajac si^ bez reszty, choc wiadomo bylo, že sam ni rozumie sensu i niť /OlI telu Lej jazdy. Ale Lei nie dbti o to. Wiedziat tylko, že mu si sie wypetníc j e d e ti z rozdzialów wielkiej ksiegi proroctw, ri^H byto mu písane, že bedzie sie. tutat i uciekal, nie ogladaja.e sie na nie; dtatego wsiadal do pienvszych lep&zych sin kierowat sie ku pierw.szemu z brzegu osiedlu, omijal Ji najgorsza droga, catkowicie obojetny na to, že jego lod
i 11.
i "
my dzielič i my, gdyž proroctwa, od ktorých nie ■■i i ■ pi i wal í w które slepo wierzyl, nie naJežaly do naj jas-|t>|«/y< b i ojciec nie byt zupetnie pewny, czy nie odnosza tyf i In nas wszystkich. Poddá walismy sie zreszta^ jego ..|> !><■/ protestu, u wa zajac, že powínnísmy przyjac na Hltczesc1 klatwy í przeznaczenia, Calymi dniami prze-,tlismy sniežne pustkowia, jeduostajnc jak oceán,
.....wszy do reszty orientacje> Ojciec jednak pewna rek§
lfnw.id/ii nasz statek, zapatrzony w gwiaídziste niebo wat droge wyleklym woznicom. Od czasu do czasu metrznej kieszeni palta wyciagat mape nieba i roz-frat na kolanach, jak niegdys w poci^gu swój rozklad ľ y Iporawszy sie z róža wiatrów, nagle wskazywat (ml^m ku btyszczaeej gwieždzie w konštelácii zodiaku, I ipluszony ty m wožnica podeínal konie. Nie wiedzial, dL n|ilec szuka gwiazdy swego przeznaczenia, doktad-■ k reslonejw studium kabalistyczno-astrologicznym 1 . uliftgfejtetés kônyve*.
Nkkiedy /m i zvmujemy sie i mój ojciec stuka do bram hli ŕ y m wygnany rosy j ski kniaž. Nie mam sily ani checi #ml.iwač pytari, czuje tylko, jak oezy kleja mi sie z roze-JfcihL, ze zmeczenia i jak drž£ ze strachu, z ktorým nie * i l-j f yk-m sie jeszcze oswoič, ze strachu przed nieznanymi
tU.......n i i ludžmj, przed zamknietymi bramami, Slysze,
111 i n Ipiowadzane ujadaniem psów oddaJaja sie dzwonki Mľi. ktorými przyjechališmy. Mój ojciec nadal dobij a sie i ■ i i umy, z jakimš wewnetrznym ogniem, z upartym po-HlMowicniem. Z tamtej strony odzywa sie pobrzekiwanie
WkttUtagfijtetés kônyvĽ (w^g.) — Kii^ga wróienia z gwlazd.
1S4
kluczy i ojciec podaje swoje i ml? z patosem, z j akim mawia sie. i m ion a proroków. Zgrzyta za&uwa — „Pocze chwile, cztowíekuj nie da sie szybciej! Nie spodziewali sie was w nocy, o tej porze!" — potem ukazuj a sie jakieá nieznane twarze, twarze lunatyków, Ludzi wyrwanycli Z liajgícbszego zimowego snu. Chwytaja m nie za ret* i caluja zaschnietymi, sczerníalymi ústami o nieswiežym zápachu. Prowadzanas przez jakies mroczne izby, potení zapalaja knot w lampie, mówiac cos gtosem jeszcze z v spaným i chropawym, Defiluje przede mna caly poczet krewnych, nieznanych i nieprzyjaznych, obrosme L y ch czarnymikreconymi wtosami, piegowatych, o nosach jal muszle šlimaków, a j a cul uje sie z wszystkimi po kolei, nitf wicdzac dlaczego i po co. Wyjatkowe obrzydzenie cziijf do stryjenek, ktorých skóra ma niemiíy srna k, a z rol chylonych kulnierzyków — gdy staruszki przckrzywiaji] poniarszczone szyje, žeby ukázat: twarz w knrzystnyn swietle — owíewa mnie trupi zápach, wori šwiec para mm wych i nieswiežej wody we flakonie ze zwiedfymi lóžaifl Tylko rude, piegowate kuzynki catuje. z kazimdtza, czý loscia, podniecony zápachem ich bujných, plomiennych wlosów i rozwiazta biela, skóry,
Mój ojciec z nerwowym pospiechem pomagul swe przez naczeníu, pragnal, aby spemíty sie stowa proro pragnal wybawienia. Fakt, že wiedziony jak a š wielk.i wizja pojawil sie niby Ahaswer w krainie swegO d/iv ciňstwa — skad ucicktbyl przedlaty — šwiadczyl w jegu mniemaniLL o nieudironnasei losu, stanowii dowód, dostat sie w bledne kolo, z którego nie ma wyjseia: tuk I przygody jego žyc i a za my kat sie oto j ak pu lapka. Bezsi 11 iy
věrnu I
Hmlu'c Boga i wobec przeznaczenia, za swoja klatwe wi-mI ludzi, a siostry i krewnych oskaržat jako sprawców hm t y st k i di s ^'uk l l 11 icsztze sč, gdyž oga rn Lety by 1 obledn a ^■nla, že cierpi za grzechy catej rodziny, catej tudzkoscL I i^niit sie za i a ľ ni<; ofiarne, Czut sie zraniony w swej ^^■b hipochondryka tcztowieka zmarnowanogo, Prag-Hi)l i\m wszystkim do zrozumienia, že jest Ofiara, tym, blili y sie poswieca, skazanym na poíwiecenie, chcial, i i wnzyscy to cenili i traktovali go jako Ofiarowanego. ktoify} przegrana rozswietlal sztucznym ogniem zoftarza, ^Httrpryni sie spala 1, a swoja nedze ttumaczyl siostrom I lnwnym jako wyrzeczenie, potepiaí bogactwo w imie ■■ ■ i níendolnosci, w imie oŕiary, a swój koniec nazywat ii em swiata, spelnieniem Apokalipsy, Naiwnosci^ iniiL.ik byřoby sadzic, že ojciec poddáwat sie losowi bez ^■Bru. Przeciwnie, uwažal, že nikt 'i bliskích nie smie \ H može przetrwac jego katastrofy, že jego przezna-^Hie jest przeznaczeniem catej rodziny i catego národu, i in iiiatowym i och rýply m przepowiadatspemieme A|mkalipsy unosit reke niby prorok i jednym ruchem I Iforoczej r^ki obejmowal sklepy swoich krewnych I-■ (m1 lowaru, plomienistym palcem wskazywat jedwa-j m> i .i s tony, k i limy 1 žyrandole, oczyrna rozpalonymi ^biwiedliwym gniewem rzucal klatwe na psy, koty, drob Itydl"
«l'omyslcie3 ludzie, któžby mógt przypuszczac, že ten d* V ca Ikiem strae i rozu m" s lysze gtos st ryj enkí i za-■ i m i tem przejmujacy, nieludzki r yk ojca. Oska rža 1 ich,
.....|,|c jakies rachunki bodaj sprzed pot wieku, przy-
Hit cyfry i daty, wymienia! nazwiska prawdzíwych
156
157
í fatszywych swíadków gíosem, od którego dzwonll szklanki na póíkach w sa>iednim pokoju, a pies na pfl
dwórzu zaczynaf wyc obíednie, jak podczas powodzi a^H pozaru, W rezuJtacie któtni ci, z ktorými si? rozprawtfl i ktorých obra žat, porwany szatem, musieli zawsze rezy* nowaŕ ze swoich argumentów, poddá wac sie i wszystJpH sily skupiať na uspokajaníu ojca, przyznawaŕ sie swia^H mie i publicznie — jak pokutnicy — do catej zwalonej MI nich winy, przyjmowaŕ wszystkie oska r ženia, wreszciM šciszac glos do szeptu, gdyž wszelkie wysiíki przckrzyJ czenia mojego ojca nie od nosily skutku. Ojciec bowiem I potraŕil lak podniešč swój boski gtos i tak go natež/Ä že wszystkie inne gíosy nikneiy w rwacej rzece jego biť j rytonu, a každá próba przekrzyczenia go wywotywalfl odwrotny efekt, gdyž wtedy, wlasciwie bez wíekszegH trudu, nadawal glosowi niestychan^sile, tak že wkr^^H jego stowom, owemu rykowi traby jerychoriskiej, zacjfl nato wtórowac brzeczenie szkta i porcelány, szczekanfl psów, beczenie kóz i gdakanie kur, Judzie z s^siedztwi I schôdzí I i sie zaniepokojeni, z kijami w r?ku, a kobiety ■ wotywaty dziecí uciekajace po pokojach jakby przed pod žarem. Na glos tej traby jerychoiískiej wszyscy /aczyntjfl ze strachu szeptac, uwierzywszy na chwile, ze szalcrtstvÄ mojego ojca jest tylko rodzajem objawiema, A on iriumil falnie krzyczal dalej, nie znižajac wysokiego tonu, do p41 kiego wznióst byl swój barytón w chwili najsilniejszejfl gniewu i natchnienia: „...te wasze charty, te powozy, L* I wasze zlodziejskie sklepiki... (Edwardzie! [ak možesz tak I mówicl) ,,.w ktorých pietrza sie kompromitujúce stertfl podlošci, glupoty i zarozumialstwa, zbrodnia pozwijanfl
bele, powpychana do worków, nagromadzona na pól-:h„. (...nasza goscin..,) Pluje ja, zacna rodzino, na wa-goscinnosŕl Pluje na wasze oblieze moralneí Tfu! Tak !tno zreszt^ przyjeliscie mnie w osiemnastym roku, až letej pamieci Moryc, tež oh a r a waszych machinaeji, tywal, jak možecie — zaálepieni w samolubstwie — dostrzegač ogromu swojej marnošci, nie czuc sie od-fcm iedzialni za swój ród i nie slyszeč glosu Apokalipsy! lwy macie jeszcze odwag? mówié mi o goscinnoéci!... Ktli ci sie nie podoba...), to možesz sobie isc! Oczy-prlscie, že sobic pôjde, žeby nie patrzec na wasze lukul-Liowe uczty na wasze zakrwawione stoly, z ktorých feucacie nam kosci jak psom, podezas gdy wnetrznosci Ltze wyžera zaraza glodul Síuchajcie, wy zmije, wy od-pezepieney! Przepowiadam warn czar na. godzine! Nie Uyszycie glosu trab jerychoiískich? Nieee styszycieee?!... A im i/e uwažacie, že to halucynaeje Edwarda Sama, moje mtlirium tremens, moje biaíe myszki? (Edwardzie, na loga, uspokoj sie, ludzie stuchaja!) Nie obchodza mnie ltd n i ludzie, niech sie zejda wszyscy, wszyscy niech sif irjdd i zobaczaj, niech bed* šwiadkamí krwawej krzywdy lllowieka, niech stysza moje sprawiedliwe slowa i pro ■Octwo! Albowiem, powiadam warn, wypluj? was z ust Bloich. Mówisz: jestem bogaty i niczego mi nie trzeba. A nie wiesz, žeš nieszczesny i nedzny. i ubogi, i nagi, I áU'py. Biada! Biada, miasto potežne, Babilonie, miasto Lfttwardziate, gdyž godzina twoja jest blisko...". W tych lltatnich stowach, które w delirycznym fortissimo za-■tleniaiy sie w chaos niedorzecznosci i przesady, mój ofi 11Y gubii juž watek, przyzywat Mesjasza i rozprawiat
158
1S9
si? z nim w przejmujacym groza, proroczym monolfl w natchnionych lucída intervalla, po ktorých jego g podniesiony do niebywalej wysokošci, zaczynat sie 1 žac i zalamywac, przechodzit w jek i rz?ženie+
Siedz? w saniach kolo matki, z roziskrzonymi oczy í zatruty poslannictwem oj ca. lego stowa odcisnety rni | na czole jak piecz?c, zaczynam odczuwac šugajaca klatwe i nagle pojmujc, že na zawsze przepadty te c2 kiedy nasze dni byty tylko przerwa w pi?knych po< žach, a nasze podróže tylko krajobrazami wplatajacyi sie w sny. Siedz? przcdwczesnie dojrzaty, przyttoa jakims zwatpieniem, podwójnym zwatpieniem poir ní a. Niedawno, kiedy woznica zaprzegat, wszedlenl nim do stajni, gdzie w pó tm roku potyskiwaty jak samit konskie zady, Woň stajní, woó moczu i z^ trawy przypomniata mi nagle wori owego koca z bladziej wetny, którym przykrywaliámy nogi w dni jakže odlegtych, wyježdžajac o brzasku z Alei Kas nów. Od wczesnego diieciňstwa wykazywatem bowi chorobliwe przeczuleníe, w mojej wyobraíni wszyat zamieniato si? szybko we wspomnienia, stanowczo szybko: níekiedy dosc byto jednej nocy, dystansu k i godzin, blahej zmiany miejsca, aby zwyczajne doznal z którego wartošci lirycznej poczatkowo nie zdawal sobie sprawy, zostato uwieňczone niezwyktym ecil jakie wzbogaca pewnego dnia tylko te przežycia, kt przez wiele lat istnialy silnie utrwalone w podswiadc sel w liryeznym zapomnieniu. Ów proces gaiwanc gii, pod którego wplywem rzcezy i osoby zyskuja ciel
^Hwe pozloty i szlachetna patyne, przebiegal we mnie Wkk rhorobliwym nasileniem, že wczorajsza wycieczka — II jakás obiektywna okolieznosc. wskazywala, že jest t» luki nstatecznic miniony, który nie powtórzy si? i níe
...... >ie powtórzyc — juž nast?pnego dnia stawata si?
i lem melancholijnych í niesprecyzowanych medyta-^Hftys ta řezaly dwa dni, aby jakás sprawa uzyskala la-^ spomnienia. Powodowata to liryezna pobudíiwosč, ri) tídziedziczyUámy po ojcu i wskutek której moja sio-i A na potratila plakaé po áwi?taeh i po podróžy, nie kijac, až te wydarzenia stana si? juž tylko przesztoá-wys La řezalo, že míjal dzieri, že zbližat si? wíeczór, imhodzilo stonce, aby poj?ta ich niepowtarzalnosc: ala nad nimi jak nad dalekimi wspomnieniami. Na te, gdy podrosla, wyzbyla si? níezdrowej wražlí-l na zjawisko przemijania, niezwyklym wysilkiem yta przeczuleníe, droga kobieeego, praktyeznego mowania doszla do wniosku, že pewne sprawy sa uniknione, i przestala si? nimi przejmowač — mnie pmiast nigdy si? to nie udawalo. Nhm krewni, opatu len i w kraciaste c hustý, ustawili |ii/cd drzwiami wedlug hierarchii wieku i godnošVi, ■fkami krótkimi jak podci?te skrzydta, i machaja nam Mu liem ledwo dostrzegalnym, wystraszeni klatwa mo-lOJCÍ, jego proroetwami, które na moment wniosly Ich dusze niepokój. Mój ojciec ostrzega woínic?, žeby i palat latami i trzymat si? jego wskazówek. Potem i.ign i. kies/.eni mape nieba i ostrožnie rozkládá na ko-■nich, Držacymi r?kami pociera wilgotnezapatki, mam-■■ i os, wymawia jakies Jíczby — astrálně, magiezne,
UM
od ktorých przechodza nas ciarki, Ptyniemy przez s; n ióne obtoki, we mgle zamieraja dzwonki, a dzwiek zamienía si? w gíuche grzechotanie,
Gdy wydostaJísmy si? z gestych oparow, przez któ žeglowalismy na oslep, zdani na geniálny instynkt kc dzwonki znów zadzwoniíy i zobaczyliámy gwiazd? ojci | wsrod konstelacji zodiaku. Wožnica spal, viazač |H dwójne furmaňskie sup ty na grubej rtici swego astra I nego snu.
Ojciec. wierny idei wyrzeczenia, hoj nie nagradza w 1 n, |1: srebrne cygarniczki i buty na wysokích obcasach, h h IiiMh itťka, zajmujaca w pokoju cata sctan?, skladá si?
n wylacznie z powiesci brukowych i sensacyjnych, 11 i ■ wažnie w wyda niu Pešti Hirlap Kóny vek, Stryj Otto Will wtaScicielem sklepu z tovarem „mieszanym i koloniálnym"; micšci si? on w niskiej, ciemnej izbie vypet-
........-p zápachem nafty, mydla, cykorii i rumianku. Duže
dlowane tablice reklamowe, niebieskie i czerwone, 11 .'i'laj^ krótkimí, tresciwymí epígramami na czeéc ni (irmyFranck- Na drugi m skrzydledrzwi rozgrywa mm pel na kuszacych obietnic kampa nia w interesie past y , ilnliinňw mark i SchmolL A obok wzniostej, zaczerpni?tej 1 i.y 1 La Rochefoucaulda maksymy o zdrowych, Isnia-ii z?bach — ktorých porcelánový potyskgwarantuje 1 1 marki Kalodont o smaltu poziomkowym, zapew-i.uii ponadtoswiežošcust — wisiprzyczepionepine-1 nl ogtoszenie na kawalku zabkowanego papieru do 1 ladania pólek. To stryjenka Neti wypisala olówkiem 1 ln'inkznym pytyjska sentencj?: „W ponied z ia tek po /Mi n lutego 194.Z r, — cukier bedzie sprzedawany B| íno pengô, a w kôstkach po 230 pengô za kilogram". W n'vbi podwôrza, obok drwalki, znajduje si? nasze íHnvr mieszkanie ■ „oficyna dla služby" z tzasów kru nych, opustoszata i podupadla, pamietajaca dawny, ^Hyc^ny okres, kiedy mój dziadek ze strony ojca, Maks, ^^■j liczna službe i powôz zaprz?gany w cztery konie. I| tu chvie niskie, ciemne izby o podíodze z ubitej gliny, ^HNí wiosna zaczyna jakby tajač, chelpic si? falszywa jíjnilillicit}, w istocie najzupetniej jatowa, niezdolna
162
163
wydac nawet marnego chwastu- Z bělek na suŕkie sacM si? žywica zmieszana z sadza, sczcrniala, wisi iakby oclw gajac si^ä narastá i wzbiera niby krople zakrzepiej czarni| I krwi. Za domem, blisko maJutkicgo jak w piernikowa chatce okienka kuchni, wychodzacego na ogród, z najdu je si? wybielony wapnem u step z wycietym w drzwiach serduszkiem. Wewnatrz, po prawej stronie, wisi torebkj z biakgo plotna, i wyhaftowanymi kolorowym jedwiJ biem dwiema róžami; spomiedzy liiti w y stáj a kolci I niby tandetna ilustracja oklepanej sentencji. W tej nedi* nej Lorbie koriczyiy swa blyskotliw^ kariér? gwia^H filmowe i wiedeňsty hrabiowíej bohaterowie skandm licznych afér i kobiety-wampy, slynni towcy i badat/r. .bohaterowie frontu wschodniego" i níemieccy lot n i i j Z rana, niby w skrzynce lištowejä znajdowalem tu pfl ciete ilustrowane czasopisma, które stryjenka Rebekl otrzymywata z Budapesztu, Dziekí temu dostawaty sif w mojer?ce najstawniejsze osobistosei owych wojennych ' Czasów, ludzie i zdarzenia pojawiali si? przede niii-j wyrwaní z kontekstu, zdáni na láske i nielaske mojfl wyobraíni, i zdarzato sie, že — dodaj ac do zdjecia mylnf | objasnieníe — scéne z jakiegoč filmu oglaszaíem jako rzeczywiste wydarzeníe hístoryczne, ustalone w m\ú\*' scu i czasie, a Katalin Karadi koronowatem na królowj ang>elska, pod ktorej portrétem przyczepialem íednifl wyeiety ztygodnika podpis: „n>ziewi?rdziesiat dzíewjH kreacji Katalin K a rad i". Bylém zatem poinformowanjl o najiwiežszych kaprysach mody, z ogromnym zalM tcľeHowjuiem sledzik-iu pzv^bik-g procesów przeciwld szpiegom, oszustom i dostawcom wojskowym, wedliL|
I bliiKiiťgo uznania wymicrzatem kary i królewskim ge-
..... kurzy stalém z prawa Ipski-
()wo przesiadywanie w ustepie wkrótce stalo si?
I bdrniotem ogólnegozainteresowania, zaczeio budzió 11iliwoscí i podejrzenia. Przyjmowano je jako jedno
| M mnu T. dziwactw lub ttumaczono odziedzíczonym po !■ 'i usposobieníem introwertyka i sklon tiošda do ob-Mfukcjúzamerzano mnie srodkami przeczyszczajacymi | pt/.iTtwbólowymír a jednoczeánie wszystkich zdumíe-moje wiadomosci o wiedehskiej modziej o nowych ajach broni, o skandalach patacowych w Szwecji, równiež przedziwne niedorzecznošci, które niekie-potranlem žarliwíe udowadniac, nie przytagzajat ■nywiscie zrodet. Ach, ta nienasycona zad za wiedzy, ta |*lwowíernosc,ta zazdrosc, ta nie pořádnost, ta ambic:pj[ i IktfndaLe na dworze królewskim w Szwecji wybuchaty
II uojego powod u, z brod ni i w ia r< > Un nstwa dupu s ze: za n 1> B| po to, aby mnie zjednac — bytem bowiem twórca ^HVlistnego i ztego šwiata.
164
iulia fest bezlitosna, Julia zawsze zwyciel
0 tysieczny utamck sekundy wczešmej podaj e wynl najpodstepniejszychzadahmatematycznych: „leželi j chur w ciugu godziny przechodzi pier kilometrów, to ile?r,ii
1 tak d.i Lej. Ta skrytá wojna toczy si? pomí?dzy nami <|H pierwszego dnia, zaciekla, okrutna, i každc z nas czujM že nie može ustapíd, nie može sie poddaé: nie wolnn zswis&č wszystkich tých, którzy stawiaja na nas jak m j wyscigowe konie. Julia ucieka si? do swego wdzí?ku, col swych kobiecych machinaeji, co do tego nikt nie ma watl plíwosci i jest publiezna tajem nica, že wszyscy chlopcyl z naszej kJasy oddaja do jej dyspozycji swój rozum, swojfll sily i swoje kapitály. Pracuje na nia cala armia mrówekJ .1 >l ily.ií.i xv y-1 l i k i i lifluu ) ].i i.i jej pod L^/ľuhi, zagadu,J4 nauczycieli, pisza^ anonimy i werbuja stronnikówt chwytaj% dla niej najpiekniejsze motýle i owady, wynajJ duji najrzadsze okazy kwiatów do zielnika.
Ja przystepuje do walki župe In ie nieprzygotowany+ ['(>/|jL>ľ/Ĺiť.z,iiiLi h Lko cluoKt znymi u iaciomosciami Z ílu strowanych czasopism. Nie majac dosyč sil ani moillj wošci, by walczyč otwarcie, staviam na oryginalno&&|
Nlľ mogac zaimponowaé piekniejszej polowie klasy Uŕd/iekiem, sila ani zuchwalstwem. decyduj? sie na sza-\n'u / y krok: zdobyc Júli?.
kiizdy mój ruch, každé slowo jest wyrachowane. Usy-plmu jej ezujnoše. Liczc na dalekosiežne skutki mojej |n ^liieglosci. Ku ogólnemu oslupieniu na ktorej s" lek-M oAwiadczam, že nie mam zielonego poj?cia o wyszy-pŕtniu i ternu podobných robotkách. Julia podnosi znad liiiliiiwanej wiasnie scrwtkí zielone oezy, nagle przestra-Hfli, wyczuwajac, že za moimi stowami kryje si? jakii Hlpbezpieczny podst?p. Nawet wyiľhnwawczyni?, pani a ^■6, ktorej wiadome bylo wszystko, co si? dzieje w kJa-peszylo na chwil? ton iespodzievane wyznanie. „Každý w koiícu — powiada po chwili namyslu — ma wtasne lllnieiťsowania" — w ten sposób dala mi poznat, že nie Éftci jeszcze nadziei na moje zwyciestwo, i co wainiejsze, ■lli mi wolna. r?k?, Korzystajac z najnowszych osiagnieč m i tstatyki i aerodynamiki, z najnowszych doswiadczen ^■Icresie budowy samolotów — oczywišcie dzieki czaso-I n.iim stryieuki Rebeki — oraz lkz^C przy tym na za-jkorzenie, naszok, zrubilem kilka sjmolncików, niezwykle ni \ ľ.nialnych, wyposažonych w stabilizátory na ogonie í na •t r/ yd lach, w broň i we wszystko, co tylko si? da. Juž sama d li konštrukcia, smiala i pomyslowa, mogla wprowadzic w uiumienie, ale szczyt zaskoezenia, bomb? zdumienia f m liowalem na ostatek. Dzi?ki malému stabilizatorkowi, trze ukrytému pod skrzydlami, jeden z tých samolo-po popisowym locie, mógl wyladowač na moim ra-iu, Pani Rigó, najwyražniej žyczac mi sukcesu, dala znak — i puscilem samolol w powietrze. Przedlem
166
167
oczywiscie doktadnie nastawilem ws2ystkie urzad Samo lot polecial jak mewa, ku jasnosci. A kiedy wstrzymalí oddech, jedným nagrym í niespodziew ruchem zmienil kierunek, nieomal zawadziwszy s lem o okno, wykonaí wspaniata p?tí? i okražywszy gl Julii niby zakochany golab, poslusznie wrócil na moj mi?. Zanim spoczat po tym niebezpíecznym i emocjo cym locie, zamachal ogonem jak sroka, a potem, stracr wszystkie swoje wzniosle cechy, znieruchomial, zamien ny czarodziejska róždžka w ptáka bez nieba, w tabedzi* bez jeziora. Obserwowalem spod oka Julie;: w tej chwili gotowa byla si? poddač, calkowicie mi ulec,
Podczas przerwy pušcilem jeszcze dwa samoloty, któtl w zetkni?ciu z cieplymi pradami powietrza przežyly zadziwiajace metamorfózy, leden, jak motýl z pólami' nymi skrzydtami, spadl nagle, glowa na dól, kolo studni, Drugi, porwany polnočným wiatrem, wzbit sie wysokoi zniknat za drzewami i dachami domów. „Zamienit si? w ptakaľ' — zawotala z podziwem Julia, zapomníawszy sie na moment, po czym ugryzla si? w j?zyk i przybra wyraz calkowitej, choc falszywej oboj?tnošci, Chíop pobiegli szukac samolotu w szkolnym ogródku, žel zadat klam tatwowiernošci Julii i zawrócic ja z dro nadmiernego entuzjazmu. Przyniesli tylko martwa skólk?, znaleziona wsród zroszonych krzaków bzu miata prawíe wcale ci?žaru — drobné czerwone mrow wyniosly jej wn?trznosci przez dziób.
Chlopcy zložyli ptáka u stop Julii jakby w boldzie, n smiac podnieáč oczu.
16S
P pierwszym moim zwyci?stwie sprawy przybraty y obrót. Przyst?puj? do walki z jeszcze wi?kszym cm, wykorzystujac prožnosc julii, milimetr po mili-zdobywam jej úmysl i cialo. Na poczatku drugiego nu úklad sil zaczyna sie wyrównywac, zyskuj?coraz 'j zwolenników. Chtopcy, przestraszeni moim na-sukcesem, pozeraní zazdroscia, gromadnie staja Itronie Julii, podstawiaja mi nogi, skarža. Nazywaja uwodzicielem i zarzucaja, že nie przestrzegam i.l gry, Z drugiej strony, prawem potaryzacji, dziew-I Hyn k i zaczynaja kr?cič si? kolo mnie, bardzo delikatnie,
......úl niedostizegalnie, pilnujac si?, aby nic zdradzic
Hn| žyczliwošci, leh pomoc sprowadza si? wfašciwie Hipopaťciamoralncgo: dodaja mi odwagi spojrzeniami. 1.. dúliK do otwartej walki jak chlopcy, skr?powane 1 ydltwoícia i patriarchálnym dziedzietwem, dzialaja h.i w luh, sabotujac odpowiedzi julii naglymi, doskonale ■iwkowanymi wybuchami smiechu. Szerzy si? zarazliwy H* »*'rť' dziewczynki slaniaja si? jak pijane, wprost placza Iterycznie ze smiechu, wypelniajac klas? bukietami
.....werków. Chlopcy natomiastsiedzaniewzruszenijak
»i ili, przewidujac domyálnie sens tych sabotažy, ale nie |Wgac niezym im zapobiec, W napi?ciu, niecierpliwie llckaja na decyzj? Julii, wpatruj* si? badawczo w jej twarz, fcwrwieniona od skrývanej zlošci. Na upstrzon) m c" i, imi poliezku z prawej strony robi si? dolek, twarz Wykrzywia nerwowygrymas Julia pokasluje, wyderajac ipocone dlonie chusteezka. Nagle z piersi jej wyrywa ||{ smiech, niemal bolesny, jak dlugo powstrzymywany i-1 1 zy kaszel, wybucha, rozpraszajac kropelki sliny, Izy
169
przestaniaja jej oczy. Ostatecznie pokonana Julia czajac sie, idzie do drzwi, držy na calym ciele, a war same jej sie rozplataja.
Pani Rigó — nie potrafiac oprzeč si? epidemii SxM negu smiechu ani przecíwstawic sie skutecznie tej zai która zagraza juž i lewemu rzedowi lawek, gdziľ u dza chtopcy i gdzie teraz odzywa sie symptornaty< zdradzieckie pokaszliwanie — bierze ze stolu dzwniwli i energie znie oglasza duža przerwe, Srebrzysty džwit> rozlega sie w ty m smiechu jak kadeneja, a chlopcy, ■ rzystajac z okazji, wymykaja sie z klasy.
JuJia stoi oparta o sciane, w spoconej dtoni šciska itM lutka batystowa chusteczke. Jej placz przypomina na m o powadze sytuacji, o toczacej sie zapalczywej wojnfc, Egoizm pokonal we mnie wspólezucie. Z hardosc ia zwj ciezcy przeehodze nad ty m do porzadku dziennego, uda> jac, že nie nie zauwažylem,
Nikt nie wie, dlaczego Julia placze.
Kto zaszczepil we mnie ten grzech, kto mnie nauezyi niebezpiecznej i powabnej rot i donžuana, kto wložyl mi w usta uwodzicieJskie slowa, peíne nszafamiajucej dwu* znacznosci i ponetnych obietnic, które szeptatem Julii, ml* jajac ja na korytarzu, w ogródku szkolnym podezas przerw albo przed nosem wszystkich, w šcisku pod drzwiami, ow|. jajac te obrzydliwe slowa wdžwiek dzwonka jak w staniol? Sledzitem ja z niebezpiecznym, grožnym uporem, szpie-gowalem oczy ma, omotywalem swoja ciekawoscia rujjfl pajeczyna, wsuwatem spojrženia jak macki w dekolt M bluzki, gdy podnosí la z podlogiolówek, potrantcm nawel
o. I.- n \wá sukienka nagosc jej kulan, kiedywbiega ta po Hvid.M h. Stawalem si^ čoraz bardziej zuchwaíy i zmiema-|piu (uklyke uwodzenia, ktorej nauezylem sie z ilustrowa-fiy. ii«y.isopism.. poslugiwatem sie slowníkiem amantów Ifrtuwych lub žargonem handlarzy žywym towarem Bfofeidelí kabaretov, opowiadalem aluzyjne historyjki BlUcowej rozpuscie., przemawialem wyraŕinowanym jf-^■Wibudapeszteňskich streczycieli, wykorzystujac wie 4-U< ny potem, srysz^c glos mojej matki: „Kochanie, zmwu wzywates jego" Matka odwracata mnie na prawy búl wyíaczajac w ten spôsob serce z obwodu elektryczn«Ä senných majaczeň. Zníkají dr?czace mnie z mory, gdyz n|
174
lym boku miewam tylko pinkne sny: jad? teraz na rowerze Otto na, szprychy potyskuja w sloricu, špiewaja ruby iii i i'i /yježdžam nad wielki rów — olbrzymia paJeoiito-tup n -,y w skorupie zicmskiej, rower unosi si? w góre jak lec? bez obawy, peten jakiejs uskrzydlajacej radosci, ^■Bcie opuszczam si? w dolin?, gdzie zgromadzeni \\u\i\r witaja mnie niczym zwyciezce. gíosnego wyicigu ^Htfowego. JuJia wŕasnor?cznie zakladá mi na žólta ilkv / Linblematem klubu wieniec z lisci laurowych, Ařy< h zápach czuj? nawet we inie, líscie te sa twarde ^■wne. jak z patynowanego brazu. Rower stryja Otto-■ nnjenial si? w moich snach we wspaniala maszyrj?
n ,1 I eonarda da Vinci, na ktorej — pod wplywem ja-HU nieokrešionych instynktów oki esu poprzedzaja/ ego ľwanie — zaspokajaiem ikarowe pragnienia. Za dni a i ten, pokryty warstwa pylu, stal oparty o taras — cza-■n po/.walano mi go wyczyscičh usunac poklady kurzu Bpta. Lubilem patrzec na biyszczace nikJowane cz?sci: .otowywalem go do nočných podróžy, do lata n ta Hlk' Wsuwaíem szmatki mi?dzy szprychy jak mi?dzy ■i' ■. pod wptywem chacha n ia niklowana powierzchnia H In k\ žila mgla niczym lusterko i oczyszczony rower, jak Htjlcy Jab?dž, migotatszprychami, gral niby harfa, Ta kina latajaca maszyna za dnia, w r?kach stryja Otto-miwu jednak stawala si? zakurzonym, uzywanym |flko w celách prakrycznych starým gratem, którym stryj N/d/il do liakszy, do Lendavy, a nawet do Zalaegerszeg í luicresach handlowych i paska rskích. Od urodzenia H on lewa nog? nieruchoma w kola nie, wi?c tylko ■tyl stawiai na pedál i przymocowywat paskiem, iewa
175
zaá, niečo krótsza i wykrzywiona, zwisata z boku twa i niepotrzebna. Ów mílczacy odludek, który po wlókl sie na rowerze po zakurzonych wiejskich dra pogwizdujac pod nosem, w moich oczach okropníe n ižat wspaniala, níebíariska latajaca maszyne, nie tyl ku dlatego, že kret:it pedalami z upokarzajacaopie&zalo bez najmniejszego zápalu, WracajaC z paskarskich wyp obciažat moja powietrzna, grajaca maszyne torbami že tu albo soczewka, nad t y lny m kotem kladl nawet worek maki, ai za rowerem zostawaty na piasku ci niezgrabne ósemki.
Po raz drugi On ukázat mí sie wiosna tego sann roku. By to to tak: chodiac na czworakach wsród zarol nad rzeka, škuba tem dziki szczaw, Zápach i zieleri íw gesto wybujatej trawy w pewnym sensíe rozbudzity mnie, odziedziczona po ojcu, sktonnošc do panteiz pragnalcm poczuc si? panem wszystkiego, szalcňczo* m oj ojcieCj sercem, oczyma, ustami, wnetrznoscia W uniesieniu wywotanym ta zielenia, ta bujnoscia, smakiem szczaw i u na jezyku, z žabím skrzekiem áli w kacikach ust, nagle poczulem, jak w okolky mol bioder wzbieta jakieá niezdrowe podníecenie — to sa uczucie, które budzi we mnie piegowata skóra Julií, ti szyi pomiedzy warkoczami, zápach jej potu.
Stal na krawedzi obloku, niebezpiecznie przechy! zachowujac jakás: nieludzka, nadludzka równow z rozžarzona obrecza wokót gtowy. Pojawil si? níe dziewanie i równie szybko, nicspodzicwanie znik niczym spadaj aca gwiazda.
|iHo nieme ostrzežcnie pograža mnie w najgtebszej pCzy, bliskiej szaleňstwu. Postanawiam wrócic na W pokutyf zostač šwietym. Wlelebny nasz prefekt i pani Rigo przyjmuja moje
i ■.....wienie radosnic, z nábožná gorliwosria. Ksiadz
Hi-t'li'kt wzywa matke i oznajmia, zeniestety, w tychcíež-i ■■ i. nknlkznošciach, w dzísiejszych warunkach, ■k> bede mógl zostač ministrantem, choc tak bardzo i^Bd pragne. Moge natomiast uczeszczaŕ na nauke re hlín. na j ego lekcpe, na to oczywiscie si? zgadza, nawet t\ si ^ bardzo i c zuj e sie zaszczycony, gdyž uwaža, wyjatkowo interesu Je sie ty m przedmiotem i mam pilině pozazdroszczenía wiadomosci, Slyszac to, matka i.i kala ze wzruszenia. Pani Rigo stala z boku, dum na ■ mnie, tež wzrtiszona do lez.
Mocno postanowiwszy wytrwac w podjetým zamíarze, Mi r y na m umartwiač cialo, biczowac sie. Nie pomijam ■itji, žeby przytknac dtoň do rozpalonej ptyty kuchen-H^czesto szczypíe sie do tez. Údaje, že nie. dostrzegam i MNojMsm ilustrowanych w ustepie, przestaje sie intere-Hkpič powiešciami krymínalnymí i nareszcie zgadza m lip pfzeczytač ksiažke, która j už od dawna podsuwaja ■I krewni jako jedy na. odpowiednia na mój wiek lek-.....; - Chíopcáw z Placu Hron i Ferenc a Molnára.
176
ksijjžk^ mojego žycia, ktorá wywarla na mnie« boki, wszechstronny wptyw, z ktorej wywodzity si? mm przywidzenia, zmory í fanta zje, odkryciem, ktoré začmitt pot?piony Rozklad jazdy oje a, ksiažka., która w.sysala tni si? w krew i mózg stopníowo, przez lata čate, pomi?dJ grzesznymi, zawilymi artykulami z budapesv.terisklcj czasopísm ilustrowanych, pomiedzy Kapitamm „SreM negoDzwonu",&licznotkqwklatce, Cztowiekwm, koniti^ psem i i ony mi r ta ksiazka byla Ma ta Biblia dta szkói w w) daniu Towarzystwa Šwi?tego Štefana; opracowaí ja. uc žacej si? mlodziežy dr Joannes Marczell, vicarius neralis". Bibli? i Maty katechizm kupita mi matka w ciej klasie od koležanki Any, llonki Vaci, ktorej naz wypisane bylo na ksiazkach czerwonym atra mentem, na zawsze. Biblia ta byla kwintesencja wszelkich cu wszelkich mitów i legend, bohaterskich czynów i cieňstwa, koni, wojsk i mieczów, trab, bebnów i j?ku. V strz?piona i bez oktadki, niezym owoc obrany ze skó niezym sfodko-gorzkawy marcepan wyj?ty ze stan zaczynata si? od siódmej stronicy, in medias res, od g chu pierworodnego: wkrótce po jego popelnieniu lu
dzieli si?, že przyjdzie ktos, kto zmiazdžy gtowe |, Cudownie zwi?zta anegdot?, to sedno sprawy bez Inego gadulstwa, te wydarzenia ogolocone až do ko-Ittn rozžarzony do biatosci temat ilustruj aj grawiury, Bdrych twarze bogów, áwi?tych i m?czenników prze-iwlaja swoim patosem. Oto cale zast?py zlých i dobrých, pVwiiych i niewinnych, uchwycone w decyduiatej chwili, Hfl ksztattuje charaktery lub przynajmniej je okresla, Hirxť naznaczone charakterom niby stemplem, niby Mfluem Božej farmy, /. ktorej pochodza. Twarz pierw-^■oczlowieka w momencie gdy Adam podnosi jablko I ist — wydzielanie si? mitycznej sliny, jak u psów Pa-fclnwa, wskutek odruchu warunkowego, wywolanego i 11(■ dodka sotv.vstošcia jablka — twarz šci$gni?ta HfRtesem pozadliwoáci. Ewa, pramatka Ewa, z wystaja-ii i, rozrošni?tymi biodrami, oparta o pien z zaczepna ■Viti- i i ia, w pozie wiejskiej uwod/.icielki oferujacej pier-Hpwe stodycze swej nagosci. 7. wtosami sptywajacymi ■do kostek, jak gdyby stala pod wodospadem, z malými ■ľliami, zupelnie nieproporcjonalnymi do szerokich
ii.....m i bioder, przypomina okazowe postacie kobiece
(|Mnli\rznikj anatomii, jedenzestrumienitegociemnego iunnlospadu, pásmo bujných wlosów podkr?cone jak w$s, ľ \ Mi-ik.i si? naraz z tej kaskády, owija wokól bioder niby Báftcy sie p?d albo jakiš žywy organizm i na przekór sile ■fikosci, w przyst?pie boskiego, a zárazem grzesznego
.....Imienia przykrywa nagosc pramatki, z ktorej píod-
^■p iywota sterezy p?pek niezym wielkie oko Cyklopa.
'.in)? pochylony nad grawiurami nie w roli widza gi-■ntyi znego filmu hístoryczno-bašniowego, ale w roli
áwiadka, jakbym dzieki transcendentnému cofníeciu w przeszlošŕ mógt uczestniczyč w tych wydarzeni; Šwiadom dalekosiežnych i tragicznych skutków postepk Adama, za každým rázem na nowo, oblany potem, s^fl cze: „nie! nie!" bowiem wciaž jeszcze nie jest za pol< no, aby rozlužnit palce i wypuácil jablko, daj v mu znak! oezyma, žeby si^ odwrócít i zobaczyl to, co jaj weža nJ glowa Ewy, owinietego niby pnacze wokótgatezk Ale t| przelomowa chwila wciaž trwa, skoňczona, lecz poni wiajaca sie. za každým razem i ilekroc odwnke kariky znów owiewa mnie zápach — utraconego — raju, wo(| owoców poiudniowych, oblewa mnie blask slonca i \t\f kit morskiej zatoki (przypomina mi to chwil?, gdy pfl czas jednej z naszych podróžy zatrzymalismy sie ifl morzem, które zobaczylem wtedy po raz pierwszy), M ski pejzaž na grawiurze, na dalszy m planie, owo genii H dzieto boskiego natchnienia nie bylo dla mnie, powiadarn rysunkiemh ilustracja wydarzeh, ale oknem wiecznofl czarodziejskim zwierciadiem ľe grawiury, te krajobi ;i/ \ biblijne byly po prostu zlodowaciaiymi, skamienialynil momentami dtugich dziejów cziowieka, skamielinainl które przetrwaíy wszystkie kataklizmy, niby w zlotyd jak miód bursztynie oslaniajaeym skrzydta wažki, a tub že dym ottarzy ofiarnyckdžwiek jerychoňskich trab, i yl< Iwów i beczenie owiec w raju, namietny krzyk biblijnyťll. tíumów, huk rozszalategn mnrza, wori krzewów mirio wych, fig i cytryn, ochrypte glosy proroków.
W dziecinstwie przežytem losy wszystkkh postačí Ú Starego Testamentu, grzechy grzeszników i sprau n. > czyny sprawiedliwych, bylcm Kainem i byiem AIiIi-im
| jedným, raz drugim, plynatém arka Noego i topilem w morzu z grzesznikami. „A kiedy ludzie zaczeli si? yi... dopuszczali sie przewinieň i ziemía bytapetna Ulepí uwosci. 1 rzekt Bóg do Noego: Sprowadze na ziemie jnilnp, aby zniszczyc wszelka istote pod niebem... Ty zas ■Udu j sobie arke, gdy ž z toba zawre przymierze,A gdy mi■ neto sledem dni, wody potopu spadly na ziernie... l .m- m ,1/ jegosynnwie, zóna Noego i trzyžonyjcgo synów Bttli do arki, a wraz z nimi wszelkie gatunki zwierzat, luk jak Bug Noemu przykazat. I zgromadzili wszelka ^Hošc, aby byla na pokarm dla nich i na pasze dla Blrzat. Przez czternascie dni i czternas< ie noty padal z, wody podnosily si? čoraz bardziej, tak že zakryly jflW.yslkie gól y w>sokic... Wszystkie istoty poruszajaca •H n.i /.iemi... wyginety wraz ze wszystkimi ludžmi... I '< • n istá l tyl ko Noe i to, co z nim bylo w arce... Gdy wody hftchty... wyszedtNoe z arki... zbudowal oltár/ i zlozyl ^B|m oŕiare calopalna-. Bóg przyjat onaie, poblogo ■wll Noego i jego synów i tak rzekl do nich: Nigdy juž Bbedzíe potopu niszczacego ziemie... t.uk mój klade ^Htloki, aby byl odtad znakiem przymierza, które za-win Irm l watni i ze wszystkimi ludžmi".
Itiblijny dramat potopu za každým razem na nowo ■Mžywalem jako swój wlasny dramat, w chwili szcze-Mk'l uprzytamniajac sobie, že nie ma dla mnie miejsca |tf mit\ i držalem na kolanach matki, okryty przemok-Mlyii) derka na dachu jakiegoá domu razem z garstka h i i. M órzy po zostal i jeszcze przy žyciu, swiadomi, že In i. ľ ustatnie schronienie, a deszcz padal nieustannie, M W Biblii.
180
181
groiui earki
Wraz z grzesznikami spalam si? w plomieniu skr na dachu domu riiby na k?pie korali pošrodku mo a dokola ptywaja obrzekíe zwtoki zwierzat i ludzi, ja jak ryby cialka malých niedawno narodzonych dz i pomarszczone, owtosione ciala starców. A ów czt odziany w kaftan, z obtednym blyskiem w oczach, z reki mi wzniesionymi ku niebu, to mój ojciec, grzeszny prorolj i fafszywy apoštol, Woda przybiera centymetr po centy m* trze, nieublaganie, zamieniajac wszystko w jedno o ne ptynne nic, a na falach, w cíemnej dali, unosi si? Noego niczym jakis wielki owoc, z którego powstana lu< dzie, zwierz?ta i roáliny, plynie to wielkie laboratórium žycia peine nasienia ludzkiego i zwier/ecego, okazcVw wszeľkiego gatunku, posortowanych i oznat/oných etW kietami z tacinskim nápisem jak w aptece, peine mtodcf dopiero kielkujacej cebuli i ziemniaków, jablek, po daných w drewnianych skrzynkach niby na straganie, maraňczy i cytryn, kryjacych w sobie zalažek swiatl i wiecznosci, ptaków w klatkach, które wkrótce zaplo powietrze drobnými nasionkami swiergotu i us/lache pustynna nagošé nieba brawurowymi lotami.
W chwili, kiedy juž przebylem w duchu dni katakliz pogodziíem si? ze smiercia moja i mojej matki, w ch gdy uprzytamniam sobie, že to koniec wszystkiego, bedac tylko obrz?klymi zwtokami w morzu, prz< šmy cierpieŕ, i odsuwam na razie mysl o smutných sekwencjach czekajacych moja dusze (wspanialomyál rezerwuj? sobie miejsce w czysčcu, przynajmniej w p píywie najwi?kszego optymizmu) — w tej chwili žywam takže radosó tých, którzy pozostalí przy
182
Umbowa radoic sprawiedliwych. Ów moment, gdy ty ustapily i arka dotkn?la dnem ziemi — po tylu |*ch bezsensownego bladzen ia wsród fal morskich — |i zywam jako podniebny wzlot mojej fantazji i historii owieka. Radoáé žycia narastá we mnie až do krzyku, ^HUco moge, starám sie zapomniec, že wlasciwie na nia m Kiislužytem, i poddaj? si? tej fantazji, ternu klamstwu, i mój przytacza si? do krzyku wychodzacych z arki, lvM'/f triumfálny lot ptaków oswobodzonych z klatek, 1 e ich ápiew i ryk Iwów zostawiajacych na wilgotnej i- 1 /e, pop?kanej ziemi slady pazurów, i gromki tupot Htt depczacego ziemi?, z ktorej wystrzelaja juž trawy I bvvi.ity, pedy mtodej cebuli i szczawiu, a ŕlgi i pomaraň-dwie wy niesione na lad, p?kaja jak ziarna bobu na-^■tilate sokami i przeznaezeniem. w1 pelnym ekstazy momencie moích najwspanialszych
I.....-t/.ji istnieje jednak przerwa miedzy aktami, boski
Mtľukt w pól drogi pomi?dzy zniszczeniem a poczQt-pn bujnego žycia. Ta twórcza chwila bliskiej wybuchu premien nosci, tuby przed erekcja, nast?puje w miejscu, Hl* kregi zniszczenia przecinaja si? z t?cza žycia, gdzie Hkzy si? jedno, a zaczyna drugie, w panujacej nad swia-tf>in plodnej ciszy, która niebawem rozniosa dziobami M*ki 1 stratuja zwierz?ta, w ciszy po potopie, ktorej nie ^■yzaja jeszcze drobnými žabkami trawy ani nie draža ■tony wichrów. Jest to moment krytyczny owej jedynej, fllťpowtarzalnej ciszy, szczyt jej brzemiennošci, z ktorej .......l/i si? gwar swiata.
BA juž na nast?pnej stronie cisza rozniesiona zostala T|trz?py, rozdeptana zakurzonymi trepami synów
183
Kŕoego, rozerwana krzykiem ptaków i zwierzat, ivkieitl biblijnych ostów, wotaniem sprawiedliwyth i zbrodniarzyi niezliczouymi jekami rodzacych biblijnych matek, w&ród ktorých nie bylo bezplodnej, a ž y woty ich otwieraly slf raz za ráze m jak brama szkoly, wydajac: grona zdrowych potom kríw Noego, pucntowatych i metier pli wych, którzy wpospiechu histórií ledwie zdažyli przegryžč pepowir a množyli sie niby muchy, najczesciej zaá niby bakcyle, prostú przez podziaf, jak u pierwotniaków, pragnacczg predzej wypetnic swe wielkie posíanníctwo- WzraStj niczym ucíelesnienie boskich idei, niczym typy w jak monstrualnej tarsic, w ktorej gfowni aktorzy maja z wyznaczone role; zloczyrícy zas i ojcobojey rod žili z nožem za pase m, Spogbjdali ku niebu hardo jak P] meteuszh záporní naj ac o okazanej im fasce, i wznosl wieže wysokie, dažac do przekroczenia zakreslonyd przez Boga granic: „Chodžcie, zbudujemy sobie wii ktorej wierzchotek bedzie siegal nieba, i w ten s po* rozslawimy imie swoje". Wówczas to nadleciai roj anioi i w ntskim, koszacym locie ponad ich gtowami jednyj skinieniem pomieszal ludzkie jczyki — oto tysiec; gromady budowniczych, szaJehczo wymachujac rekai wymawiajac jakies niezrozumiale zglnski, slcwa dol yvl czas nie slyszane, mdlej a /.e strachu i spadaj;] z wiľj.1 która wali sie w ty m powszechnym apokaliptycznyl pomieszaniu jezyków, pojec i slów,
Ma stronie pietnastej potop jest j už tylko odlegl mityczrtym wspomnieniem, a moral wieiy babí skiej praktyczna zdobycza budowniczych i urbanisl domy i wieze stawia sie bez ambicji dorównariia Bo|
i - ■ 11 i-rowe, niekledy pampietrowe — majac na wzgledzie prosí u ludzkie, zie.mskie potrzeby. W tých niskich i^kkach gníeždža sie niezJiczeui jak mrówki potom-kwk- Noego i Abrahama, čate zastepy ogorzafych od ulom .ĺ brodaczy, obrosnietych niby owce, klótliwych m iroki, len iwych i hrudných — tlum opojów, któ-mtf í e wszystkích daných od Boga za let zachowali tylko i^Hkošč, biblijna plodností byków, lecz daru tego nad-Hyll, stworzyli z niego zásade, tialóg, rzucaja sie na ko-i^Hf, obŕkie trwoniae swoja plodná sprošnosc, a one, i^Hciezarne, wydaja na swiat przyszlych grzeszników, i mi gronamíh niby ikrer
/n.ijac stebie, swiadom swego zepsucia, grzesznych n h i postepków, wiedzac, že pod&tawowa cecha mo-i harakteru jest tiekawušc graniczaca z grzechem, HpÉciwie równajaca sie grzechowi, przynajmniej w moi m wypndku — przežywatem oczywiscie straszliwy kryzys n i't a m Sodomy, Zacľtowujac dla siebie fatszywa role lpi iiwitidliwego, wcielaíem sie w žone Lota, gdyž poste-|ri iwaniejej wydawaío mi sie na j bard z iej Ludzkie, a jed no-HrAnic bledne, czyli najbližsze mojemu. Zniewalala m nie iwosc, porywaí wspanialy, a zárazem przeražajacy ■ -l.»k požáru i katastrofy, podczas ktorej wala sie domy, Hr h/ľ przewracaja si? jak zbudowane z klocków, a lament h l/ki wznosi sie až do nieba, ciekawosč moja — dopťo-i^Bxoiia do eksplozji i jeszcze bardzíej spotegowana ■pÉym ostrzezeniem — stav, ala sie naraz jedy na, domi-n 4 cecb4 charakteru, tlumila glos rozsadku i uczucie al 1,1 l hi l, za mien i a la m nie w slab^ kobiete, nieumiejaca. tlV npanowač — i nagle obracalem sie tatym c ta lem, jak
gdyby gwaitowriie odrzucony sila odsrodkowa wi ciekawůsd, k tóra, staw&zy sie moja osia, przenikala niby miecz,
A kiedy bracia sprzedali m nie do Egiptu, pokornie lem za srogimi ciemnoskórymi kupcami, przepelnio cícha radoscia meczennika, s1 wiadom, že wypetniam f przeznaczenie ofiary. Wrzawatargów egipskidi, Murzyn| Arabowíe, Zydzi, Mulaci i Mulatki, niezrozumialy, rozu jezyczny gwar, zápach egzotycznych owoców, tuman' kurzu, karawany wielbladów, spalone sloricem twa duinów, džwieki i barwy obcych krajobrazów, przy w postaci podróžy przez piaski pus týni w towarzystw niewolnikow — wszystko to stanowilo tylko boská dd" racjemcgoboskiego losu, nagrode zaprzežytecierpu nu finaí pierwszego aktu mojego biblijnego dramatu.
Na dwudziestej siódmej stronie moja rola Jozefa jdfl juž skoríczona, doczekalem sie pelnego triumfu, wafl nialego happy endu z trabami i fanfárami, opadl tuman pustynnego píasku i dawno zamarla wrzawa egipskicfl targów, Otrzy malém natomia st nowij role w biblijnej In r sie, najzupelniej bíerna, powiedzialbym, podrzedna, wlaiV ciwie pozbawiona znaczenia, role Mojžesza i przežywaij z pewnoscia^ najdziwniejsza ze swych przemian, j a klá quasi-antropozoficzny powrót do czasów nujwczesnlfl szego dzieciristwa, ale oczywiscie — bez tego nigdy nit može sie obejsč — znów stáje sie ofiara, najniewinniejM na swiecie, ofiara nad ofiarami (podobnie jak mój ojci jedny m z hebrajskich chlopców wrzuconych w wody na rozkaz okrutnego, wszechwladnego faraóna, ledna
186
M/.wyczaj, jestem szczesliwym wyjatkiem, smiertel-Irm, który uniknie ámierci, zaginionym, który sie od-Élle, ofiara, która zmartwychwstanie. Moja matka a mníe zatem w koszu z papirusu powleczonym žy-)% I smola, pozostawia w sitowiu na brzegu Nilu i oto liluhej, ale petnej powagi roli podrzutka stáje sie sie rota ojca i matki, boskim enfant trouvé. Tego pieknego, 1 listego popoludnia, w cieniu rozkotysanych palm — placz mój dobiegt do uszu corki faraóna, ciemnolí-pleknosci przechadzajacej sie w towarzystwie dam H"U — przež y warn jakies niezdrowe, grzeszne pod-ie, bynajmniej nie licujace z moja wzniosta rola. 1 i nam, že jestem niemowleciem i ze wszystkich
.....diwych wražeh, ludzkich czy boskich, moge najwy
h Iczuŕ i przežyč sceníczny efekt stoňca, które oslepia n' nagle w tej chwili, gdy córka faraóna podnosí wieko ľ Ti 111 ,i wej kolyski, gdzie oczekiwalem, až wypelni sie iiim|i pr/eznaczenie, i grálem podrzedna role, kwílac tak Hpino, jak tylko sie dalo, aby zwrócic u wage spacerujacej 11 ii-wny i jej dam. Zapomínám o tym, gdyž wcale nie |i ni india m nie wažne. Wyjalkowo wrazliwy na wszelkie mu i,doty, w ktorých wystepuja carowie i królowie, kró-|pw!i ze i carewicze, ksiijžela i dworzanie, jak równiež H| teriskie odpowiedniki, przede wszystkím one — po-Bbnie uczulony jestem na nazwy egzotycznych krajów, i"iych najczesciej rozgrywa sie akcja tych królew-H h opowiesci, na Hiszpanie, Chiny i Egipty — prze-Hrwum prawie jak doznanie erotyczne ów przelomowy ^Hhent, gdy piekna córka faraóna, ogarnieta lítoscía ^Bfl kwilacym niemowleciem, przytula mnie do piersi
187
{na grawiurze), a jej smukte dwórki na lirách i fletl placzliwie akompaniuja tej scenie. (Wražliwosč storie z žycia królůw odziedziczylem po mojej mal w której opowiesciach bohaterami wszystkich wielkL donioslych dra ma Lów byli królowie, ksiažcta i ktfl niczki, zwykli zas šmiertelnicy musieli si? zadowolič I la mi statystów, ancnimowego ttumu, spošród któr tylko szczešliwi wybraňcy, najcz?sciej piekna Cyga lub piekny Cygan, mogli doczekac si? wažniejszej rolu | czym zreszta polegal zazwyczaj sens tych bajek. Na jej matce w czasach mlodošci wielkie w razenie wywai bowiem Ostatní z Aben&raiów Chateaubrianda w nym przekíadzie króla Miku laj a [ Petro vícia i przezc| žycie pozostawata pod silným, nieslabnacym wptyi tej lektury). Zakoriezeniem, happy endem ca lego d t matu Mojžesza jest dla mnie wlašnie to spotkanie, dramat nie toczy si? juž dalej, zastyga na zawsze 11 parnego egipskiego popoludnia, w przetomowej ch* która wedíug mnie stanowi jednoczešnie punkt kuli nacyjny historii Mojžesza, a j ego dalsze losy przestí mnie obchodziŕ, sa. to juž tylko malo wažnc didaskall zložone nonparelem, nieístotne dla akt:ji dramatu: > scie orszaku królewskiego, špiew dwórek, rytmicznel lysanie si? ich bioder pod barwnymi tunikami, džwi akompaniuj^cych instrumentów.
Prawdziwy koniec wszystkiego nie zostal przť wiony na grawiurze. Powiadam: prawdziwy, gdyi to rzeczywiscie nieodwolalny, okrutny koniec, naj niespodziewana zaglada wszystkiego, co žyje, chí
lililujemy sie dopiero na trzydziestej trzeciej stronie, 1 to jednak, powtarzam, ostateczny, prawdziwy kojí — mój, mojej ksiažki (dalej nie mog? juž czytac) i|(p|| farby Julií — w ten spôsob chciano po prostu skonipo
n .111
drzcwfl stala afl
pólno* rc:a nrlfl
iDwac nasza milosna zazylosŕ — rodzice jej pewnego Jfcoáwiadczyli, že powinienem przestac odwiedzac ich Btn, „Nikt prócz ciebie, kawalerze, ostatnio do nas nie irtrdijdai — powiedziat mi pan Szabó — a te farby ležatý Bé|, o, wlašnic tu, i nikt ich nie ruszal'. Nie zdotaty ^■ixekonač moje zaklecia ani žarliwa obrona. Hliski In 1, 1 u /nego ptaczu oswiadczam, že b?d? dochodzil 1 vdy chodby u samego Pana Boga, odnajd? podtych Btytnntów, którzy si? za tym wszystkim kryja, i zmusze, H)f lie przyznali. Nie ominie ich zastužona kára, Ale to tylko poczatek nieszczesc, j a kie sie na m nie wala. n lustra dostaje anonim, któj \ odmalow uje uv.\ m
11......iszego stosunku ze zdumiewajaca^ przesadq — po ■
Miimn ŕniit'iiiont'gn charakteru pistiia rozpo/.naje w tym
.....I 'I iwe fantázie Laciki ľotha. Ów wstretny anonim
líra równiež grožbe, že ježeli sie nie odezepie od Júlii, 1 tine zabitý z zasadzki, co w normálnych warunkach ^Hdzitoby we mnie tylko smiech, gdyž Laci Tóth jest ^^■bieniem tchórzostwa. Przestraszona 19 grožba Ana 1 ruje anonim matce, która, wstrzaánieta zepsuciem 1, wpada jednak w gleboka rozpacz z obawy o jego ^B|. Przyznajac sie do winy — nawet pomimo checi ■ cenia ciežaru z serca — ograniezam sie oczywiscie mm m wierdzenia (co možná by nazwac po prostú ktam-HfcflMu), že Júlia i ja spotykalismy si? w szopie pana Szabó Hftldliny tam kryjówk?. To wszystko. Keszta natomiast Itorobliwe wymysty zazd rosných kolegów. Tak, przy-^Ha«.....1 przekroezyliámy dozwolonych granic... Moja
^Hki> choc niezupelnie mi dowierza, obiecuje zachowac
190
191
tajemnice wobec ojca, który przežywat wówczas przedwiosenna depresje.
Zloty pyl czasu zaczyna z wolna pokrywač i to zdi^l nie, Farby Julií wyj rzaly któregoá dnia ?. kieszeni iartuclm gdzie dotychczas drzemaly sobie niby tuzin róžnokolfl* rowych foremek do guzików, niby odcisniete na altffl mojego oskarzenía woskowe pieczecie, którc w zetkrift^H ze swiatlem dziennym same pupekatv, mvakiiajai 11101» od podejrzen.
W dniu Wszystkich Swietych Julia przysiepuje ^ Pierwszej Komun i i i obmyta z grzechów, jakby dojí I wyszla z cieplej kapieli, opuszcza kaplicej ubrafia na M \o, 7. mala ksiažeczkL| do náboženstvy a w okladce Opi towym potysku, z warkoczami upietymi wokól glowfl zarumieniona z powodu wyznaných przed chwila lebnemu spowiednikowi kompfomitujacych post Czy przedstawíla mu cary rozwój wypadków, moja bieglosc i iwój udziat w tej historii? Czy podala i uwodzicielar
ta unii i
mru
Wyjatkowo czuty na strone dekoracyjna, na insce cjeobrzedów koscielnych, na džwiekdzwonów i zapa< kadzidla, kleczalem wraz z innymi chlopcami u pro( raju, na moment — przynajmniej pozornie - zrówi z nimi, a przeciež wytaczony naznaczony pietnem, re pálilo mi czolo, gdyž tego ostatniego stopnia klecznika do zakrystii — nigdy nie bede mógl prz czyc, a i tutaj znalaztem si? tylko z la ski wielebnegml dza prefekta, który pozwolií mi byc obecným pode
192
/vslego obrzedu bierzmowania, kiedy nasza klasa ni< m ni stádo parszywych owiec wejdzie do Božej lažni Ifckfť'kr wroti obmyta. wybieJona, zostawiwszy za sob* liimittwo grzechów niby sterte gnoju. Stoje przyttoczo-1 w • i 1 ■ 111 nym cieža rem wi ny, klecze na zim nym beton ie juh i uvezen nik, jak zatwardziaíy grzesznik, a na te. moja |il>'.irdzialu dusze kapie witriol zazdrošci, kttitl odezu-H|h wobec kolegów opuszczajacych zakrystiezpromien-111 lozjasnion^ twarza, z poliezkami o skórze od á wie-^Hj jakby pod wplywem cudownegn, oczyszczajacego ■lU, Tyiko ze wzgledu na powagc chwili powstrzymuje , /ťby glošno nie sziochac, žeby w rozpaezy nie odbyč bowiedzi publíeznej przed cah| ta trzoda, przed kolega-izkolnymi oraz ich rodzicarni, i w ten sposób zwrócič ■l tlrbie uwage, wywolac ogólne wspólczucie, odzyskač ■tlua wartosc, lecz jednoezesnie obawiam si? zdradzič • >il| iwoja parszywošé, i tak rzucajaca sie w oezy. HCtpia uroezyste, rytualne slowa — od Ad Deum do Brln ľibi — w boskiej, niezrozumialej tacinie, prze-ija je gesta císzjj pómutowe pauzy, niby biale od-■y pomiedzy wierszami, kapia te wzniosle slowa, 11 m akompaniuja synkopowane, srebrzyste džwieki ^Mronków w řekách ministrantów, toezy sie áwiety dia H| — Kyrie eleison, Christe deison — jak Boskie rýmy Hi ludzkich slów. Klecze u wejšcia do nawy, oszolomiony I tt Au /awrotu gtowy dýmem kadzidla, które podezas Wß powszechnej biesiady dusz wyczarowuje zápach la-^HV Iglastych, zápach sosen i žywicy, a na wprost m nie, orie ponad nawa, nad migotliwymi, skwierczacymi ^HKanii píonie barwny fajerwerk ok rag lego witraža
193
tajemnice wobec ojca, który przežywat wówczas przedwiosenna depresj?.
Zloty pyl cza.su zaczyna z wolna pokrywač i to zda^fl
nie, Farby Julií wyj rzaly któregoá dnia z kieszeni iartucha, gdzie dotychczas drzemaly sobie niby tuzin róžnokolfl* rowych foremek do guzików, niby odcisniete na altffl mojego oskarzenía woskowe pieczecie, którc w zetkn^H zc swiatlem dziennym same pupekatv, mv.ikiiajai mni* od podejrzen.
W dniu Wszystkich Swietych Julia przysiepuje M Pierwszej Komun i i i obmyta z grzechów, jakby dfljfl I wyszía z cieplej kapieli, opuszcza kaplic? ubrafia na M \o, v. mala ksiažeczka. do nabožeňstwa w okladce Opi lowym potysku, z warkoczami upietymi wokol glowfl zarumieniona z powodu wyznaných przed chwila lebnemu spowiednikowi kompromítujacych postí Czy przedstawila mu caly rozwój wypadków, moja bieglošc i iwój udziat w tej historii? Czy podala i uwodziciela?
II4 Wlil
>« pni
ta unii
mru
Wyjatkowo czuty na stron? dekoracyjna, na insce cje obrzedów koscielnych, na džwiek dzwonów i zapaí kadzidla, kl?czalem wraz z innymi chlopcami u pro( raju, na moment — przynajmniej pozornie - zrówi z nimi, a przeciež wytaczony, naznaczony pietnem, re pálilo mi czoto, gdyž tego ostatniego stopni* klecznika do zakrystii — nigdy nie bede mógl prz czyc, a i tutaj znalaztem si? tylko z la ski wielebnegml dza prefekta, który pozwolil mi byc obecným pode
192
lystego obrzedu bierzmowania, kiedy nasza klasa Hli m m stádo parszywych owiec wejdzie do Božej lažni Iwkiolir wróci obmyta, wybiebna. zostawiwszy za soba MiiKiHtwo grzechów niby sten? gnoju. Stoj? przyttoczo-• 1, ■ ■ i 1 ■' 1 ] nym cieia rem wi ny, kl?cz? na zim nym beton ie 1*1 ineczennik, jak zatwardzialy grzesznik, a na t? moja |ilw.ird/.iala dus/.? kapie witriol zazdrosci, klóra odtzu-H|h wobec kolegów opuszczajacych zakrysti?zpromien-111 lozjasniona twarza^ z policzkami o skórze od á wie-^Hj jakby pod wplywem cudownegn, oczyszczajacego ■u, Tyiko ze wzgl?du na powag? chwili powstrzymuj?
, /eby glos no nie szfochaŕ, žeby w rozpaczy nie odbyč bowiedzi publícznej przed cala ta trzoda, przed kolega-Kkolnymi oraz ich rodzicarni, i w ten spôsob zwrócič ■l tlrbie uwag?, wywolac ogólne wspólezucie, odzyskač ■tlua wartosč, lecz jednoczesnie obawiam si? zdradzič 1 iwoja parszywošé, i tak rzucajaca si? w oezy. HCtpia uroczyste, rytualne stowa — od Ad Deum do ^^mia Tibi — w boskiej, niezrozumialej tacinie, prze-ija je g?sta cisza pótnutowe pauzy, níby biale od-•y pr>mi?dzy wierszami, kapia te wzniosle slowa, 11 m akompaniuja synkopowane, srebrzyste džwieki ^Mronków w r?kach ministrantów, toczy si? áwi?ty dia H| — Kyrie eleison, Christe eleison — jak Boskie rýmy Hi ludíkich slów. Klecz? u wejscia do nawy, oszolomiony I if «In /awrotu gtowy dýmem kadzidla, które podezas Wß powszechnej biesiady dusz wyczarowuje zápach la-^HV Iglastych, zápach sosen i žywicy, a na wprost m nie, orie ponad nawa, nad migotliwymi, skwierczacymi ^HKami píonie barwny taj er wer k ok rag lego witraža
193
pojawil si? przcdc mna. w prawdziwyc l.\ wymiarach: ■ po na&ypie, brzegiem wezbranej rzekí, wracat nies|ioi dziewanie po szesciodniowej nieobecnoáci, kiedy fl mysleliámy, že zabladzit w Hrabiowskim Lesie alboueliB w slad za swoj^ gwiazda. Gdy tak zblizai sic po nasyp i patrzony w przestrzen, w czarnym surdutie, w požulklyiH juž kauczukowym kolnierzyku i okula rach wmetalow oprawce, wysoko wy machu jac laská i kotyszac si? ni maszt — nagle wszedt w pejzaž jak w ramy obrazu i cm kowície si? zdemistynkowat, Zapewne zobaczyl m jui z daleka i žeby nie zwracac na siebie uwagi, sch pod pach? swoj kapelusz ze sztywnym rondem, usi przemknač si? niepostrzeženie. Widok to byl napra wstrza>ajacy Bez kapelusza, pozbawíony owej pel dostojeňstwa Jezusowej korony, z szarymi jak pop w losa mi i przedziaíkiem posrodku gtnwy, niezgral niepewny na pTaskich stopách — zupetnie zatracit s wielkošc, stat si? po prostu niepozorny, Nie mlatem wagi go zawotaí, Rzeka przybraía jak zazwyczaj w wiec obawialem si? go przebudzic. z rzeczywístego I udawanegolunatycznego ušpienia, žeby nie spowoi fatalnego úpadku. Wolatem raczej wycofaé si? i poz mu przejšc bez zatrzymania. Doslownie musnal trzepoczacymi polamisurduta, owíat zápachem ty ion moczu i alkoholu, ale zachowat przy tym niewzrus spokoj. Na náturalnym tle przyrody, w tych šwiez nieheblowanych ramach, catkowicie ujawnilíi si? twarz, wspaniaty nos upstrzony czerwonymi i ni skimi žylkami, jak bibula, Pozbawiony barokowego bram miejskich i oswietlonych podwojow elegáni
■i . i
m.ilmniasteczkowych hotelL nie mogac si? ratowac za ">ca, mimikry ukázal si? w swych naturalitych wy-HiNí.h. Mistrz SzauhowniCy, pisarz, stawny podróiník ^KttLot nie pot rafit bowiem zdobyc si? na wysilek prze-■i 'i i/enia w zwyktego wiesniaka czy drwala. Powodem ■d byIíi oczywištiie nie tylko duma — choč pragnat w i / vituc nas w tym mniemaniu — ale catkowita niedys-' i,i lizyczna i brak sily, w przeciwnym razie, kto wie, ■ przedzierzgnalby sí? w chtopa, by w tym przebraniu )||ir'i -ii? dalcj, Od niedawna pozbawiony uíitjalnym ak-itopnia emerytowa nego nad inspektora kolejowego, H (KKlagn?lo za soba równiež nast?pstwa finansowe, \/.\ tiie/jwodny přetekši dla swyeh wygzynów: o píjal ■) fpgulamie i podniecony alkoholem szerzyt po wsiach kďi' iinarchistyczne, nucac MtQdzynarodówke. Wkrotce pnhlvnai na cate województwo jako niebezpieczny rewo-
l.....nústaf poeta i neurastenik, iecz w pewnych kregach
I si? szacunkiem z powodu swego strojů: surduta \ icki oraz pólcylindra, z powodu delirycznych, kra-
.....'inu zych monologów i przenikliwego, budzacego
toft|K'kl glosu, špet.juhie wzgledy /.askarhd sobie u s/\ n ^Bl gdyž na sam ích widok ogarnialo go natchnienie, i irym snuí ztota nid swego rozspiewania lirycznego Wh/utia galanterii. I>zi?ki tym muzom zza szynkwasu, Mu11 ylko mru galy oezyma, nie rozumiejac jego stów ani L^LwiJp wychodzit zdrowo i calo z 1 lezných opresji, gdyž ^Hhle owe pulchne bukoliezne muzy sztuki oratorskiej < i< ojca ratowaly go z r^k polic ji, otwieraty przed ■In) ukryté drzwi, bronity przed wiejskimi zabijakami, ^Htth catkowicie dystansowaí zaiówno w spiewie, jak
196
197
w piciu, niebezpieczníe zagražajac ich slawie. Stojac stok, wysoko ponad gtowamí žebraných — niczym mnik wielkiego mówcy i demagoga — wypijal tyk vd z cudzej szklankl gwaltowníe wypluwal go na podl. I po czym z przymknietymi oczami, jakby cos sobic \v t\ pomniat, okryla t wiek wina, procent alkoholu, gatulfl latorošli i okol ke, z ktorých pochodzi, zgaciywal nawffc czy rosia w miejscach mniej czy bardziej nastoneczula nych. Efekt byt zawsze doskonaty.
Podejrzcwajac cwcntualna zuuwt oicn / ícľo K.ilm pami i Euterpami, chtopi przynosili mu w kieszenlJ rlaszki z wlasnym winenij byle tyiko z demaskovať ■ i skompromitowač, Wypluwal wtedy wiuo jeszcze saď ciej niž zazwyczaj, z wyrazem boskiego gniewu na t rzy, niby sztukmistrz, ktorému zagladajaw rekaw, ku pťzebija swe serce ostrá stalowa szpad^. „Panowie — wialwówczas — na tak nedzny pod step nie nabratby nawet ostatní petak. Podsuwacie mi, panowie, pod bíany tokaj z Lendavy niby jakiemus smaikaczowi lit szywe ban knoty Ze wzgjedu na obecnosŕ damy — tl mój ojciec ruchem glowy wskazuje pania Klare, ktňri od chwili jego wejscia zajela miejsce na mostu kapitul skim, t rzy maj 4c raczk? pompy do piwa niby ster ofl tu prujacego spienione fale — ze wzgJedu na obecnofl damy, powiadam, powstrzymuje si?, aby nie plunač 1 y winem na wasze podejrzenia i nie skapitulowac pr insynuacjami, ktadac ty m samým křes jarmarczne) mosferze i podstepom podszeptywanym przez tak ny zdrowy rozsadek, którym gasicie každý prze polotu... Zaczne od spraw nieco dalszych, abv pod&'
/ y u
i
1 ^cze žalostia podej rzi iwosc í uwypuklic wasz$ igno-■11 n; w chwili, w tej wielkiej i sromotnej chwili, gdy sni powiem, z czego zostala sprcparowana dusza tego Hbl*> jego falszy wy smak, gdy rozszyfmj? te kuglarstwa, ■1 wiue wam przed nosem sztuczna. bibulkow^ rož? jego n-iii, zetr? klamlíwy karmi n z jego warg, kterých llinie dotknutém i przerazitem si? stopniem wyraňno-llila, 1 jakim usiluja nasladowač prawdziwie odurzajacy, |||*wiczy žar tokaju..,". byt to tylko pierwszy akt komedii odgrywanej przez nMivníjca pod wieczórw ka rozmach wiejskich, a wtas-tiv maty fragment bogatego repertuaru, w który wnosit lir *woje delirytzne natchnienie, caty swój geniusz, wy-ila elokwencj? i olbrzymi^, wszechstronna erudycje. jiewac zaczynat tylko wtedy, gdy go sprowokowano, V/ydawalo sie, že robi to jedy nie po to, by upokorzyc řlr>kich krzykaczy. Glos jego rozbrzmiewat naraz z taka, il,;. tv trzesty si? szklanki na bufecie i na polkách, spie-y natomiast milkii, bojac sie konkureneji, nie chcac mnmLs/ar si£ w oezach dam i reszty publíczfioici. Můj !■ i. ■< znal mnostwo sentymentalnych romansów, sta-I |yih ba 11 ad i bar ka rol i h piosenek estradowych, czardaszów, WĚt\ \ í oper i operetek, w które wplatal od ezasu do ezasu ■li 11 n.it yezne recitativo. W jego interpretaeji jednak sen-ly mentálne teksty i melodie przybieraly jakiš jasny du-^■Wy ton, a stodkawy osad krystalizowal si? w srebrnym (nti harze jego glosu, stawal si? przejrzysty i díwiecztiy. W izewne, wibrujace piesniýifí de siecWu wnosit nowe ^■inse, oczyszczal je z biedermeierowskiego falszy M przeczulenia i purytariskiej skromnosti, špiewal
bez glissanda, pelnymi plucami, po mesku, ale z pew cieptem, Niewatpliwie zawdzíeczat to przede wszystki barwie swego glosu, który nie nadawal sie do místem1 lirycznych třeli, ale spadal z wysokosci stolu jakby roklmí po kosa m i, nieco chrapliwy, niczym džwiek traby,
Trzeci akt díugiego tournée mojego ojca, które niby spektakl w teatrze elžbietanskiui ciagneto sie caíymi dniami i tygodníami, konczyl sie smutno, jak tragifarsi, Mój ojciec budzi 1 si? gdzieš w rowie, upstrzony siricami niewiadomego pochodzenia, w mokrých od wymioclft spodniach, bez zlamanego grosza w kieszeni, bez jednego papierosa, z uczuciem pragnienia palacego wnftrznoscl, z uporezywa mysla o samobójstwie.
Niby podsta rzaly pierrot podnosí z btota swojc liché rekwizyty: láske, kapelusz i okulary, po czym daremní* szuka chočby níedopatka papierosa, ostatniego przed■ šmiercia, wreszcie próbuje sporzadzic bilans swoích spek* takli i swojego žycia, podsumowujac rachunki do dolu do góry. Nie mogac sobie przypomniec, kiedy i gdzie zarobil tyle siniaków, stará si? przynajmniej rozszyfrowac cyfry nabazgrane wlasnorecznie na pustým pudelku po symfóniách. Ma oto przed soba zwarta. kolu m ne cyfl poddaných wszystkim podstawowym dzialaniom ma« tematycznym, niby jakieš znalezisko egipskie upstrzonfj hieroglifami jego wlasnego pisma — szyfr, do którego raz na zawsze zapomnial klucza.
I wreszcie portrét mojegp ojca po finále tragedii i far> sy, której byl autorem, režyserem, a jednoczešnie od* twórca gtównej roli: rola juž skoiiczona, púzostaí zwykffl
200
11 1 1 / I
J
Itrtelnik, stawny spiewak bez organów swojego glosu, wznioslych gestów, geniusz, który usnal opuszczony |tt muzy i boginie, klown bez szminki i przyprawio-> nosa — a na krzesle leza jego slawne juž rekwizyty: ywnykauczukowy knlnierzyk, požótkly tuby stará klapni, i czarny krawat z ekstrawaganckim weztem, jakie IM kelnerzy. Pokoj wypetnia kwašna won wyziewów Hbohnlowych,. wymiotów i tytoniu. Na krzesle obok lóíka 1 emalíowana popielniczka z nápisem symphonja, ^■■rniala srebrna papierošnica, Zapalki. P?katy zegarek Hi ',/onkowy z rzymskimi cyťrami na tarczy odmierza •i mityczny czas, drganie jego mechanizmu przenosí i |jf 11.1 fór n i ľ. Zza surduta przewieszonego przez krze-I ílu jakby zzj czarnej kurtyny, która skrywa nieslawne in ;,ijtki slawnego artysty — prosta,, blc-kitnawa nmiUq ■Mlj* si? w góre dym, a potem skreca sie w ksztatt kor-^Hltgu. Chociaž mój ojciec od dawna lezy jak martwy, npielniczce dopala si? jeszcze symfónia, powoli roz-pjHd> si? kregostup z popiolu.
Ale prosz? patístwa, gdzíe sie podzial slynny kapelusz? W slynny m kapelusz ti, stojacym na komodzie niby ja-■II czarny wazon, rozkladá si? kilogram wotowiny, która ^■j ojciec kupil szesc dni ternu w Bakszy i nosil ze soba ml gpspody do gospody, šciskajac w pólcylindrze pod Dzisiaj juž szósty dzieh. A na tym mi?sie, niczym pod li nie, žer uje rój much i jedna niby-pszczola, któ-brzcczenieprzypomína dalek i, bardzo daleki džwi?k
IWOIIÚW.
L*žac tak — z podniesiona broda, pólžywyř z opad n teta, ka i obwista warga, ze zwiotczala grdyka, w której
201
bulgotaty jakics lepkie tylnojezykowe spólgloski — ojciec bud zil litosr. Pozbawiony byt oznak swej god berla laski i kororiy pólcylindra, a twarz bez ok bez surowej maski szorstkosci czy zamyslenia, ujawnl* anatomi^ JeE° skóry: žytki, wagry na okázaly m meskim BOCle i sieč zmarszczek, choc do tej pory wierzyleni. I pojawiaja sie one tyiko wraz z maska m?czennika i tfjfl stok, Byla to po prostu g rub a, szorstka skór a, spocejfl
i natluszczona jakby przed charakter yzacja, upsii /......
aenkinii sinawymi žytkami. Oczy mlat podpuchnlffl i podbite jakby pecherzami nabrzmialymi limfi|. jmH jego zabalsarnuwana reka zwisala z lóžka nibyr stiiunlii ciala, uspiony strážnik, i pokazywala fige — ostallH ztosliwoéc, jakí rnój ojciec mógt wy myslíc: figa podfl nieta pod nos ca lemu swiatu i snom, w które przelfl wierzyd.
Nazajutrz — oprzytomniaty jut, ale skacowany, dĚ czony piekielnym požárem pragnienia, które gasiíwcdS ušilowal odzyskac utracona godnosc, a krawat przJ lustrem wjazal szybko, tak jak wktada sie do ust pm teze. Wychodzil bez slowa, podej mu jac swój geniálni monolog, i wracal noca. Nie wiedzielismy, gdzie sie poj dziewa. Dopiero póiniej chlopi i pasterze przy nosili wlfl domosci, že widziano go w sercu Hrabiowskiego I awi, z dziesi?ť kilometre w od wsi, albo nawet dalej, w cil kíem juž obeych okolicach. Do domu przychodzit tyllífl po to, žeby sie przespať, ogolic i zmienic kolnierzyk, Mhi nikogo sie nie odzywaí, a w obiwie, žebysmy go nie ot i liIi uparcie wzbranial sie przed jedzeníem, Žywii sie gr/yi bami, dzikim szczawiem i jablkami, wypijal ptakom fl
R'id gajac je z gniazd palakiem laski. Póžniej, latem, tniacka spotykaliámy go w polu, to tu, to tam — nagle rUiúat si? spošród wysokich klosów ezarny pólcylin-t blýskaly w slone u okulary. Walesa! sie zamyslony, loko wymachujac Jaška, snul si? jak lunatyk w slad iwoja gwiazda., k tóra gasity sloneczniki, i znajdowat iopiero na skraju pola — na swyrn ezarnym, zattusz-nym surducie.
Himotne przechadzki mo; ego ojca musia ty wzbudzic ■idi'Jrzenia u chlopów i miejscowych wtadz. W poro-miiiihilíu z polieja, za wiedza wojewody i dostojników lelnych, ludowa stráž cywilna i wiejskie — faszystow-— organizaeje mlodziežowe wziely na siebie uciaž-f ||we zadanie wykrycia tajnej misji mojegoojca, powodu Ustawicznych w?drówek i symulanctwa. Zaczeto go Mieiu hzpiegowac, nadstawiac uszu na jego natchnione
.........logi i skladať: donosy, czesto ztosliwie wypacza-
H prawd^, sklecone z wyrywajacych mu si? niekíedy in.iiyczn.ydl wynurzeň, które traŕiaty do uszu szpíe-frw zatarte wiatrem i pradami powietrza, caíkowicie ■fbawione kontekstu i wiarygodnosci. Bez watpienia ftwiem monologi mojego ojca byty dzíetem geniusza ibnie jak ksi?gi proroków, jak przesycone pesymi-iiiiľiiu przypowiescí apokaliptyczne, byly niekoňczaca ■If piešnia nad piesniami, wymowna, pelna znaczenia, ^kchiHiina, niepowtarzalna jeremiada, owocem wielo-
l.....ch došwiadczcň, bezsenných nocy í rozmyslan, ci?í-
k li 11. przejrzatym owocem swiadomosci lOzjašnionej, hiílilystej w momencie najwyžszego, krytycznego jej
203
nasilenia. Byíy to rnodlitwy i zaklecía tyta na zb nego przeciwko bogom, panteistyczne psalmy — zujíce nie vatpliwie do nauki Spinozy, z ktoie i m ó j o j i czerpat poglady etyczne i estetyczne — nie nalež) iodtuth sadzič, te jego twórczosč przekazywana ustnie. w\ dzaca sic zpradziejów, z bibJijnego okresu plemitii] miiiI ckích, pozbawiona byla lirycznych kadťiicji i sprowadzaH sie do suchego jak u Spinozy filozofovania. Na peu« nie. W bezposrednim zetknieciu z przyroda., wšiod Ifl ronek paproci i sosnowych szpilek, w zápachu žyvlafl w spiewíe kosów i trznadli filozofia mojego ojca -.iL«■ ^la znamiennej metamorfozíe — zwlaszcza v porówu i z przekonaniami i stylenij jakie reprezentoval tak /w.niy | ÄOsJtŕŕifií /a&rfy z roku i939, który stanowi poč-i jedyne niestety dzieto zawieraj^ce wyklad jego p—^H stycznych pogladów. Filozofia ojca stopniowo oddíl sie od chlodnego racjonalízmu, postepowanie dowo< l sprowadzato sie w coraz wiekszej mierze do dowodztijfl líry cz nego, które nie tratíc sily argumentacji, byJ^H razeni bardziei przekonyvajace, przemawiajace dq^H obraini i pewniejsze, Odrzucony zostal balast c i? A n li erudycyjnych wywodów, przechodzenie od tezy dft^H tytezy, od antytezy do syntézy pod wplywem uszlactM niajacego zápachu žywicy lesnej nastepowalo w spoifl prosty, niemal medustrzegalny, Aquod crat dttuon^ĚW dum padalo w odpowiednirn miejstu I czasic jak /hI.jlU z drzewa, natomiast fatszywe i niedajace sie. udowudiik twiei dzenia usychaly jakgalczie i lámaly sie z tízas^^H przypominajac o koniecznosci zachowania rozsadH i umiaru. Mój ojciec w gruncie. rzeczy stanowil iiidw
hpólr/esncgo pustdnika-parileisty i wedrownego filo-^Bk> byl prorokiem i reformátorem jak Zaratustra, lecz ^klni swiadom wymogów czasu, o s ad z ony z abso-i pewnoscia w przestrzení, ani na chwile nie tracit ■ ■ -11. - i ■ — stád wtasnie jego przywiazanie do surduta I. lindra, moda na pustelników w lachmanach mi-Bflú howiem bezpowrotnie. Dlatego lež /a] e žalo mu tak \f.a na zegarku z cyframi rzymskimí: wskazywal on ^^■tu d ny c z a s, zacieral róžnic? pomiedzy czasem ■n Ziemi dookola Sloňca irokiem kalendarjowym, ^Byl ponadto mojemu ojcu jako dowód i przestroga, že niležy oddawac sic ponad- i bezczasowemu filozofo-iiin. zapomínajíc o aktuálnych problemach epokL Niiiwieksze podejrzenia w stosunku do mojego ojca Ifhil m i mci wszystko Kosciól. Przedstawídele wladz ■ ''mimsl przyjmowaJi doniesienia szpiegów, steno-B|fnwali je i skladali v napeezniatej juž kartotéce ze irdliwa obojetnošcia, bez jakiegokolwiek zaintere-i ni, a na wypadek gdyby sie to okázalo potrzebne, Bft Kczycie calej sterty metných i niepewnych donosów ■frrHiowywali zašwiadczenie lekarskie o Eachwfaikhi miwagi umystowej mojego ojca, zwalniajaoe ich od ^Hpo&rednicj odpowiedzialnosci. Pomimo to ezekali Hp) |akiš výskok, który by go ostateeznie skompromito-li I pozvolil pozbyd sie go w sposób bezbolesny, Kbá-inl lymczasem posiadal gotowe dowody blužníerczej 1'iMitowniczej diiatalnosci mojego ojca. Fakt, že jest ■tehnionym jasnowidzem i szalťňcem, mial na przy-il.nh.i.inouic dowód jego wtajemníczenia, konszachtdw ■ li mnymí silami, gdyž w oezach kléru mój ojciec byl
204
205
tylko grzesznikiem, przez którego usta, niby za nictwem medium, przemawia sam szatan. Opowiac i gioszono z ambony, že j ego laská z metalowym cem ma moc czarnoksiesk^, že w Hrabiowskim gdziekolwiek przejdzie, drzewa schna, jak ždžbfa ti a z jego plwociny wyrastaja grožace šmiertelnym ciem grzyby — Ithyphallus Impudicus — które do dzenia przypominaja jadalne pieczarki.
Szpiegowanie mojego ojca biora na siebie wkrť czlonkinie trzeciego zákonu, zbzikowane wiejskie wotki, na znak swych zashig przepasujace sie sznui z trzema wielkimi wezlami, nábožne wdowy gasa piekto roznamietnionych bioder modlitwa i posti pomylone, rozhisteryzowane megiery, u ktorých niecenie erotyczne przemieniaio sic w tmns religij i zabobon. Za zgoda proboszcza chod žity slad w slad moim ojcem, ma sie rozumiec w przyzwoitej odlej šci. Ojciec naturalnie niczego nie zauwažat i wygtaí swoje psalmy z jednakowym zapamietaniem, w patra w paprocie i ptasie gniazda. Luiza, najgorliwszy sz| mojego ojca, niekiedy notowata niezdarnie jego sic zdania i urywki zdarí, oblizujme krótki chemiezny wek, od którego wargi jej sinialy, jakby si? najadla niny. Z pasja opetanej fanatyezki, cztonkini trzecll zákonu i wdowy pozbawionej przez wojne meža sledi každý ruch mojego ojca, zapisywata w zeszycie „tajenu znaki", które czynit w powietrzu laská, zapamiety\ drzewa, pod którymi oddawal mocz, a nazajutrz dowata je rzekomo „uschniete i sezerniate, jakby ne gromem z nieba". Níapchawszy petne usta szezav
oprawiwszy krawat, ojciec wbija laskew ziemie, zawie-i n.i niej swój sztywny kapelusz, jak poganin budujacy Mag božkař po czym zwraca sie ku zachodowi i wznosi |»«\ aby odmówic hymn na ezeše': zachodzacego ston-diugiego w hierarchii bóstw swojej religii (a pierw-tytu bóstwem jest stonce-syn, sfoAce-Eiohim, które izuje sie rankiem na wschodzie, ono jest bóstwem i|wy/szym, ojcem i synem w jednej osobie), prostuje }l laczyna špiewac, zawodzič, oáwiecony i natchnio-||eniusz panteizmu, a jego modlitwa, jego stowo stáje i ulowem Božym, piesnia nad piešniami. Tymczasem 1 iluli, wkrótce potem, las zaczyna trzeszczec, wybucha Jirrt, szerzy sie požár...
fzeciwko mojemu ojcu gromadzono coraz wiecej do-iíiw. Pod naciskiem Košciola wladze musia ty wresz-Coá przedsi?wziač. Nie majac jednak corpus delicti, i tngažowaty sie w te brudna robot?, daly tylko wol-rcke mlodzicžy skupioncj w organizaejach kosciel-i h Same postanowily na razie umyč rece i wystapir Itro w chwili, gdy mój ojciec zostanie ukrzyžowany. Itrwcncia wtadz ograniezy sie wtedy do sporzadze-I olkjalncgo protokolu, ewentualnie do przestucha-| Iwiadków, a ostateeznie do zatrzymania któregos |iii íťstiiików linezu na krótki ezas w aresztie. Znalazt piwet ochotnik nazwiskiem Tóth, który gotów byl sie Irteció i odespač w areszcie caty tydzieň pod warunii, že zostanie uwi?ziony dopiero w dziesiec dni po Clu, bo przedtem musi zaorač pole. Dzieki donosom Sw spiskowcy znali w przybliženiu rozklad dnia
1
mojego ojca, jego zwyczaje, wszystko, co možná b zwač žyciem osobistym, prywatnym, gdyby okref to nie byto przecíwienstwem jego misji spoiecznt) truisl yt znych zamiarów i czynów. Faktem jest jedaijH wiedzieli, že mój ojciec nie wyrzekl si? pewnyth |n < zwyezajeň, že nie chcac zamieniŕ sie w filozofa-cyi i wisjskiego pustelnika, dbal o zachowanie cech QtmX wieka nowoczesnego. Dzicki pewnym szczególom ubfl ru, dzicki regulárnym positkom, spožywanym trzy tfml dziennie o šcisle okrcslonej porzc, dzieki pooblo^H drzemce staral sie nie wypasč z trybu žycia wspólc/. go Europejczyka, pragnat sprostač wymogom dwiu i ■■ stego wieku bez wzgledu na ciežkie warunki woj^H i swoja samotnosŕ. Tak wiec przylapano go pudí < drzemki, w zarošlach paproci, w chwíli gdy zat 1114 jestatycznie chrapac, co upewnilo napastników, že U|H glebokim snem, a wraz z nim usn?la jego czarnoksi^H demoniezna moc. Ležal na wznak, z r?kami ro/.tožu szeroko, jakby ukrzyžowany, w rozlužnionym krawflfl a po ezole chodzily mu mrówki, muchy spijaty z Itfl ków ust nektar akaejí t mleezu. Obok, na od!egt< >■■> ciagnietej rek i wbita byla w ziemie jego czarodziujlH laská, ledwo wystajaca sposród wysokich paproci, tfl lásce wisial ezarny kapelusz ze sztywnym rondem* M co przekrzywiony, jak heím na grobie nieznanego ftfl nierza albo strach na wróble w kukurydzy.
„Któž to przerywasen sprawiedliwego?" — spytatlfl ojciec z patosem, podnoszac sie z ziemL
Byl najzupelniej spokojný, tak si? przynajmniej ■ dawalo, gdy poezuí, jak dubeltówka ode i sn? ta milH
Ch ksztalt ósemki. Chlopi, uzbrojeni w kije, zdy 11 brudni, zaczeii wysuwač si? z paproci. Na ezele , z roziskrzonymi oezyma, žegnajac si? raz za rázem, nogami jej ležala ezarodziejska laská, zdeptaná jak it 1 žmija. Ojciec wydawal si? catkowicie spokojný nie zadržal mu ani przez chwil?. Schýlit si? po ka , potem zaczgl rozgladac si? za laská. Przest?powal }l na nog?, niezdarnie dreptal w rniejscu, kotyszac Mě nlby kaczka. Nagle r?ce zacz?ly mu si? trzasc jak ^■phnlikowL Dlugo prosrowal kapelusz, chcac zama Mwm paniezny niepokój, który poezul w chwilL gdy
.....wal si?, že /ostal rozbroj ony, potem si?gnal do
■ není po symfonie. ^Btvažaj, Tóth, on može miec broň" — ostrzegí któryá
< 1 lllupÓW.
Mój ojciec jednak wyjal juž r?k? i wszyscy zobaczyli ^■Vvalek gazety, którym po chwili wytarl nos, (Zdener-Hernie zawsze powodowalo u niego sílne zabuř zen ia ^^Bmiany materii i przyšpieszalo proces powstawania I/.leiin. Wiedzialem, že jcsli wyjdziez tej opresji žy wy, ^■fde vvszystkím pobiegnie oddac mocz za jakimá krza-
i-..... [í los no puszczajac wialry.l Gdzieá nad naszymi
^■wami stukal niewidoczny dzi?ciol: tap-tap-tap, tip Hp*llp> tap-tap-tap, tip-tip-tip-tip, co moglo brzmieč B|i Rty omen. Spostrzeglem, že i ojciec to zauwažyt, gdyž Hpvo widoeznym ruchem odwrócit w tym kierunku ^ppvve, jakby odbierat zaszyfrowana depesz?. Po ban
11 ni Iwie mój ojciec zaczatpracowač na stač jí kolejowej '■/id, i alfabet Morse a nie byt mu obey, Mógt wi?c ^^Mac polecenie od dzi?ciota-telegraíisty i odczytaó je,
20Q
r, ..kil
i mi H
iroilri
wprawdzie nie dostownie, ale tak jak list milosny, álony niewyraznym pismem. Sadze, že oprócz ta na stacji w Szid, dawno, jeszcze przed moim u niem, byla to jedyna depesza, jaka odebrat. A to, m opowiadaja po wsi, že ojciec ma radinsiaľje nadawi /» -odbioreza, za pomoc^ ktorej przekazuje zaszytnuv.im wskazówki nadlatujacym samolotom sojuszniczym, in najprawdopodobnlej po prostu bujda. I tylko prag žeby ujrzeč go w roli bohatera, a nie šwietego i m* nika, dawalo mojej wyobražni minimálna szanse: mój ojciec, plaskostopy jak kaczka, wielki aktor, bo i meczennik, siedzi w samým sercu Hrabiowskiego w jakiejá groeie, siedzi ze stuchawkami na uszach i ska taster: ti, ti-ti ti-ti, titititi, w tej chwili wszech' majacy w reku losy ludzkošci, kierujacy za pomoca. depesz eskadrami sojuszniczych bombo wców, k t or* jeden j ego znak moga zniszczyŕ cale wsie i miasta, nie zostanie kamien na kamieniu, wszystko zamieni w proch i pyl. Niestety, wyobraženia te byly nie nastepstwem moich watpliwosci co do bohaterstwa byly takže catkowita fikej^, (Odziedziczylem bow po nim sklonno£č do urojeň — žytem, jak on, na žycu. Ojciec jednak byt przy tym fanatykiem: wtti w možliwošc urzeczywistnienia swoich fantazji i liwie o to walczyk Ja natomiast ležatém w szopie Molnára — u którego pasiem krowy — ležalcm na pi nacym, éwiežo skoszonym sianie i wszystkimi zmysn przežywatem šredniowiecze. Brzek pancerzy, lilií i pótnagich niewolnic — wplyw literatury. Zw zielony muslin na jasných wtosach wybranki — \
Honiach ciežkich od pierseieni. Gtos trabki. Zgrzyt Htylfmi i laňcuchów zwodzonego mostu u bram zámku. • Y" n-/ kilka sekund nie otwjeralcm oezu, a potem ■ilern przed panem Molnárem, moim gospodarzem, Bfiy. w krótkich zielonych spodenkach z plotna utka-^Ěb z pokrzyw. „Tak, prosz? pana, rozumiem. Mam i^proíc drobno buraki i uwiazad ciele". Tymczasem MiIik hu myslalem: ..Nie. Wásza W'ysokost, nie odpowia-H| tni te warunki. Sa po prostu niegodziwc, Bcdziemy i^^Byč na szable!")
Mul ojciec zaczynat tracic równowage. Ledwo sie juž
U i\ mal.
Bluwažylem, že čaty wysitek jego ciata i ducha skúpia přJedným gwattownym skurezu, którym staral sie po-■trzymac biegunke. Zaciskal wargi i spogl.jd.il w strone ik.i bezsilnie, obawiajacsie najgorszego. Poznawszy Ho doprawionej brody przed stawiciela wladz woje-(jkich, który pojawit sie w tym kompromitujacym •|m Urgdzie zamierzano popelnicstraszliwa zbrodnie, M»l zwrócil si? do niego, wytacznie do niego, patrzac Iftnych z pogarda i caíkowicie ich ignorujac, zaczat m ilumaczyc w ogólnych zarysach, bard/o co praw-Jhiotycznie, swoje panteistyczne zásady, z ktorými line v/ymysly w rodzaju alfabetu Morse'a nie maja lutnie žadnego zwiazku. „Gdyby ci panowie oskar-Iftnie — tak mówit mój ojciec do rzekomego kupca, ry zdemaskowany i speszony kryt si? za plecami in-^1 — gdyby oskaržyli mnie o wspólprace z ptakami (Meskimi, o zlošliwe i tendencyjne íngerowanie w žycie lyrody i namszanie jej tajemnic chocby w najczystszej
210
211
panteistycznej intencji opanowanía jej i zmuszenia juszu z czlowiekiem, który zreszta nie zasluguje rul przyjažň — mógibym jeszcze ziozumieč ich o&karži Ale ci panowie sic myla! Cóž ja wlasciwie mam wspd^J go z tymi bezmyšlnymi oskaržycielami, z krzywopuy siezcami, którzy pomawiaja eiiuíľ o iud.ŕka. u h. n.i/liyi ludzka zíosliwosč? Nie, panowieí — Tu zwrócil si*; (H wszystkich, trz?sac si? jak szaleniec: — Ja lylk : w mojej šwiatyni, w lasach, moja; religie, k tóra m'efl nie ma jeszcze wyznawców, ale pewnego dnia dotl do ludzi i wtedy tutaj, wtašnie tu — wskazal palcenlj gdzie zamierzacie důkonač ohydnej zbrodni, zostm wzniesiona swiatynia. Dlatego, panowie, spetnijcie i zamiary jak najszybciej, niech rozkwitnie nowe, pot^ wyznanie, religia, jakiej nie bylo, stwórzcie przez in ja zbrodni? pierwszego swietego i meczennika Ri ■ 11 Przyszlosci. Možecie rozporzadzac moim um?czon bezsiJnym ciatem, a i duch, mówiac filn/otitv.nie, gotów do ukrzyžowania. Wykonajcie, powtarzam, jh zamiar jak najszybciej, bedzie to czyn brzemienny w i ki. Gromady pielgrzymów z róžnych stron šwiata depcza bosými stopami setki íciežek do šwiatyni, ktrf juž bieleje w mojej duszy, a zostanie podžwignieta moim grobie. Turystyka, panowie, zacznie sie krz« jak chwast na polach. A wíec do dzieta, jeéli macie w i dowody í czyste sumienie w obliczu Tego, który wi wszystko. — 1 dalej, po chwiJi milczenia: — Wydaje I sie, jakby scie sie wahalí, jakby was wzruszyt mój sty los, los meža i ojca dwojga watlych dzíeci — mnie w gromadzie metným wzrokiem — w takim i
■Dwhv, zažegnajmy to nieporozumienie, jak przystoi l*n i.ii mertom..." Elokwencja i demagogiczny zapal Hf inwiodly mojego ojca nawet w tej trudnej sytuacji.
i zátku chtopi, niecierpliwi, ale juž troch? oniesmie-H|, wymachiwali mu kijami przed nosem, przerywali ■ «mowe wyzwiskami i przeklenstwami, lecz stop-Iftvo tak ich zbita z tropu, že zaczcli sluchac ojca, nie ■lUnúcjac z tego wszystkíego nic prócz faktu, že mówi ^■kh geniusz, szaleniec, i wreszcie, zwtaszcza ze wzgle-i obecnosč zagadkowego „kupca" — w którym i oni i tli urz?dnika /. województwa, gdy nie chcaedtužej ^^bmpromitowac, zdjal przyprawiona brod? — zgo-H|| ni? na wysunicte przez ojca warunki: ježeli znajda ^Bitacje ukryta w krzaku wskazanym przez czlonkinie ^Htego zákonu, powiesza go na pierwszym z brzegu ■ivwie luh ukrzyžuja jak Jezusa albo jak lotra, ježeli ^■tile znajda, pozwola spokoj nie odejsc i oddadza mu ■ by mógt w?drowac za swoja gwiazda, Przed-Htylciel wtadz — polechtaný faktem, že ojciec wtaánie Hru ofiarowal kwi.il swojej wymowy i zaproponowal Hkjntelmeňska ugod? — skinalgtowa i wszyscy zbližyli ■do ptKleirzanego krzaka. Byl to pí?kny, rozkwítly glóg, H| którym kryla si? opuszczona lisía nora. Uderzali i nu i kijami, až kwiaty posypaly si? jak ptatki šniegu.
i lagneli staré, zardzewiate kolanko rury: rdza obgryz-\ Juž z žeber mieso. „Masz — pomyálatem — oto jaka lliistacj? ukrywa twój ojciec". Tóth wyjal nabój z lufy phowal do kieszeni spodní. Ktoí trzasnal rur? dragiem Jtk žmij? — w kark. Žebra lámaly si? z chrzestem, |džwi?cznie, jakby to nie byl metal.
212
213
„Ja nie ktamí? — powiedziala czlonkini trzeciego ■ konu i podwin?ta spod nie c, ukazujúc sznur z trzeflfl weztami. — Bóg mi swiadkiem"
W tej chwili dzieciol znów zaczat wvstukíwac swój szyÄJ a którys z chtopów schowat postronck za pazuche.
Ojciec przestepuje z nogj ria nog? L merným wzrokieni spoglada po zdeptaných paprociach jak jastrzab. Nanl pochyla si? i triumťaJnie chwy ta lask?, potem prostuje n nagle silný i wysoki, odzyskawszy równowag?, lasľ wiesza narece i zaciaga wezei na krawacie, koncem la ski odtraca zardzewiaíe, zíamane kolanko rúry jak tn.ii,n grzyb. Wyjmuje z kieszeni kawalek gazety i mocno siakt nos, unoszac gtow? jak kogut, gdy ma zapiac, zwija uwa|
nie ówstrz?p zadrukowanego papieru, skladá stara......■
na czworo, na osmiůno, jakby w srodku byt ztoty pytafl aspiryna, Wydaje sie. že schowa go do kieszeni kamizeU obok zegarka. Ojciec jednak znienacka odrzuca go daltfl Papier przez chwile trzepoce jak ptak. przec:iwstawiaj|l si? prawu grawitacjir po czym spadá nagle jak kani ich i nikniewsród kwiatów g log u...
Mój ojciec przyzwyczail si? wycierač nos gazeta, €■ na czworo stronic? „Neues Tagebiatt" i nosit przy ifl bie w zewn?trznej kieszeni surduta, Niespodziewanl* przystawat posrodku pola albo gdzies w lesie, zawie^| lask? na lewej r?ce i tra bil jak róg myslŕwski. NajpierW raz, gtošno, potem jeszcze dwukrotnie, riszej. W leslf, zwtaszcza przed wieczorem, stychaó go byto w pro mienku kilometra. Póz n i ej skládat ów kawaíek heretyckiej pĚ niekad gazety i rzucal gdzieš w trawe, pomiedzy kwiatfl Pasac krowy pana Molnára, daleko w Hrabiowskim I .enl^
214
■ minstath: gdzie zdawatoby si?, nigdy nie stan?ta ludzka Kopa, znajdowatem czasem požótkty kawatek „Neues trtjtvl'la1t" i mysl a lem zdumiony: „To až tutaj zaw?dro-lt mój ojciec...".
W dwa lata po jego odejsciu — gdy zrozumielišmy, že Mt|(dy juž nie wróci — na polance, gt?boko w Hrabiow-ikim Lesie, w trawie niebieskiej od chabrów znalaztem Iiv?u wyblakíej gazety i půwiedzialem do mojej siostry A11 v ..Popatrz, to wszystko, co zostato po naszym ojcu"
tak wi£c, caikiem niespodziewanie, ta história, opowiešc stáje si? w eoraz wi?kszym stopniu hiát mojego ojca, genialnego Edwarda Sama. Jego nieo4 nose, jego lunatyzm, jego misja — pojecia pozbawii ziemskiego i zgódžmy si?, powiesciowego kont matéria nieuchwytna jak sen, powažnie obci$žona wotnymi, negatywnymi cechami — wszystko to jest j gdyby gest$ tkanina o niewiadomym, swoistym ci?žať Przyemiewa ona egoistyezne historyjki o mojej mat siostrze i o mnie, obra/k i przedstawiajace pejzaže i | roku, Wszystkie te opowiastki, osadzone w ezasíe l; znaezone ziemskim píetnem, schôdza na dalszy niby wydarzenia historyezne, o które nie musirny bardzo si? martwič: odnotujemy je bez pospiechu, przyjdzie pora.
Lecz gn?bi nas, nie pozwala zajac si? beztroskim towaniem ťaktóvv mglista opowiesč o moím ojcu, utkal ježeJi možná tak powiedziec, z braku íaktów. Nic trže! tego žle rozumieé: w moím ówczesnym otoezeniu ot nose ojca zaznaezata si? bardziej niž cokolwiek in ní tyle že zawsze chowal si? zr?cznie pod któraš ze swoict
216
< h masek, z niesíychana wprawa, zmienial role, ■V wal prawdziwe oblieze, utiekaj ac si? do najperfidníej-mimikry Pomimo to spróbujemy go zdemaskowač, (#rnistyfikowač, i tak bowiem powoli, nieuchronnie H| ti? koniec histórii mojego ojca.
jChcac dowiešc wszystkim, ie naprawd? zmieníí si? Itorzysč po tym okropnym dniu, kiedy chciano go /.ovvac jak Jezusa, ojciec zaczal nagle zajmowač si? ■ ^ego nikt by si? po nim nie spodziewat. Pisal li-
I In dawno zapomnianych przyjaciól í krewnych, pro-'0 przebaczenie swoje siostry, z ktorými przed kilku ty puklócil si? na imierŕ i žycie, porzadkowat zíelníki
Inniatki. Poprosil nawet, bard/o pokornie, stryjenk? Re-IhIvi žeby pozwolila mu podlewac pelargonie na swoim
Pewnego dnía — kiedy wtasciwie juž caikiem pogo-r llišmy si? z gíodem oraz stwierd žili srny z radošcia, že Wíys minat" (cy tuj?, naturalnie, mojego ojca) i možemy raz dtugi okres przetrzymac bez jedzenía, „czerpiac
Ii - i rennej rezerwy kalórii, które organizm gromadzil lylko przez ostatnie lata, ale w ciagu calego žycia,
ŕladomy lub, wyražajac si? šcíšlej, przygotowany na ta-przykre niespodzianki" — mój ojciec zdobyt si? na czyn zaiste wspaniafy. Wzíawszy lask? — z wyrazem Mrzy zdradzajacym jakis wažny zamiar i decyzj? — Uil.il sie do ogrodu i zaczal scinac pokrzywy. Ruzgarnial Imka gat?zie bzu w ogrodzie naszych krewnych, a gdy pbaczyl pokrzy w?, lámal ja nad korzeniem, uder zajac Itka po krzaku, niezr?cznie.
217
„Nigdy jeszcze nie widzialem, žeby ktos nascin pokrzyw naraz" — powiedziatem, niby to zdzi chcac go sprowokowac.
Mój ojciec wyprostowaŕ sie na chwile; po my že odpowíe mi jakas senteneja, niezwykle budujaca ciowoužyteczna. Ale nawet na mnie nie spojrzal, rozlui nil tylko wezeí na krawacie i zmruiywszy oczy, zitcfl zaczat udďzac po krzaku bzu,
„Robisz to bardzo niezgrabnie — powiedzialem, nd rezygnujac ze swych zamiarów, — Potamates tyle sjnif bzti, co pokrzyw",
„Mtody czlowieku!" — przemcjwit mój ojciec i wyprfl stowat sie w catej okazatoici.
Robisz to bardzo niezgrabnie" — powtórzytem.
Byt wyražnie stropiony moim zachowaniem, czajacym daleko poza r a my protokolu.,
.Ty nigdy nie miates zrozumienia dla swojego rzekl rozgniewany — W zupetnie dla mnie niepojed sposób zaczynasz oceniač swego ojca na podstawie ti wnetrznych, caíkiem nieistotnych i nk-typowyth fákto^ na podstawie niektorých mok h postepkow, w vnikaj n t ■.. 1» z nakazów wyžszego rzedu, uwartinkowanych gíebszy dla ciebie niezrozumialymi przyczynami, A dzieje sie tl przede wszystkim pod wptywern ciemnego matomll steczkowego i chlopskiego srodowiska, bardzo szkodl wym dla twego ksztaltujacego si? charakteru, Rozumfl wszystko potrafie zrozumiecr i ty, synu, Brutusie, zací] nasz niestety kumac sie przeciwko oj c u z tými nicpi niami, z synami zacnej pani Rebeki, mojej, požpl si? Boti kuzynki, poddajesz sie wpfywom pana Ottona, jasnli
^■econcj starszej pani— sadze, že wiesz, kogo mam ' Hu luv-ili... i wszystkich tých, któizy poštanowili skom-
1......111 o waŕ m nie w oczach rodzonych dziecí i w oczach
o áwiata,.,Jh,
N, i ste pnie, nie pozostawiajac mi czasu na odpowiedž
I >.l......e, odwťócii sie gwattownie i zaczat uderzač po bzie
■ oilep, až nagle raz jeszcze, catkiem niespodziewanic, ^krostowat sie i odwrócil do mnie, jak ktos, kto chce i I ii ■ I■ n/.ucií ostateczny wniosek do swych niezbitych umentówj zauwažyíem, že ten gest wykracza poza Hjrywana przez niego patetyczni role, že jest szczcra i m/paczliwa próba znalezienia we mnie šwiadka jego H|czcňstwa,
f „Audi, czy ty wiesz, od kiedy twój ojciec páli? Odpo-1.1,'t-11 j, i"?.y wie$z?"
I „Wiem — pokiwalem gtow^, zadowolony, že nareszcie /atze mna rozmawiac, — Paliles j už, jak mieszkalismy n« fiema".
„No widzisz, mlody cztowieku — powiedziat. — Wy-|nil.ih'm osiemdziesiat sztuk d žien nie, W ten sposób |nuľrzymywatem umyst i watle ciato, zmeczone bez-irnnoscia i piaca".
„ľalites symfónie Osiemdziesiat sztuk dziennie. Može twleccj",
„Osiemdziesiat do stu dwudziestu, mlody czíowíeku. h zypuszczam, že to nie wymaga komentárzy. Jesteé na i iľ doj rz a ty, že možesz samodzielnie wyciagnac z tego iľileko idace wnioski, przypatrzyč sie swojemu nies2cz?s-nrmu ojcu i sadzič go np podstawie tego jednego jedynego r iltLL, nie biorac pod uwage wielu innych, niby aureola
21S
219
oswietlajacych moje poczynania. Albowiem wiesz, ml czlowieku, co to znaczy, kledy ktoš, kto wypalal sto dziescia symřbnU dziennie, nagJe — možná powíed bez jakiegokolwiek przygotowania ňlozoficznego ni stáje pozbawiony možliwosci jednego choť:by zaciagiirf cia si^ papierosem?".
„Wszystko to rozumiem — odpowiedziatem rUafl nie, — Ale wybacz, nie jest dla mnie jasno, na co cl lyh pokrzy w?"
„Dobťze — powiada ojciec. — Mimo že w tej sytuaflfl
wolalbym nie tlumaczyc bližej mego postepowani* ■ jako že sprawa jest nátury zbyt delikatnej — wyjasnif M na co mi tyle pokrzy wr Przyrzeknij tylko, že postarasz ||fl
mnie dobrze ziozumieč. Jeze!i bowiem ktůí, klowyp.il .1 osiemdziesiat symfonii dziennie...". „Sto dwadziešcia, ojcze!"
„...a wiec sto dwadziešcia symfonii dziennie, zostifl pozbawiony jednego chocby zacíagniccia sie papieio sem, tego blogiego zludzenia, wtedy przyznasz, mlcidn czlowieku, že trud no mu w swych odpowiedziach i po stepowaniu korzystať / peínogo zásobu posíadam argumentów i možliwosci intelektualnych, PrzynajmiuB to, mtody czlowieku, powinno byč dla ciebie jasné". J
BW porzadku — powiedzijJem. fa tež wreszcie jestelfJ w jakiš sposób wražliwy í potra/ie každego zrozunm
Bylo mi go naprawde žal Ostatniowyraznie /marnici Przestal nagle pic\ bo w gospodach nie dawano mu na krédyt, i nie mógl oczarowac nawet najposledniej szynkarki w calym województwie, nie mógl tež p,i lisci lipy zmieszanych z korzeniamí mlecza, którvmi'
i:
m di
220
kczatku oszukiwat sie, twierdzac i udowadniajac žárli I*, /<■ mieszanka taka zawiera znaczny procent trujacych ■nw odzialaníu podobným do nikotyny. Kauczukowy Htrzyk na jego cicnkiej, gcsicj szyi sta t sie o wiele za lu\ i požótkt na brzegac:h.
iNlr bědy cie juž o nic pytal — dodalem pojednawczo. — lt pozwolísz, ojcze, zostane tu do konca i przekonam U wlasne oczy, co zrobisz z tymi pokrzywami. Bo ||i* |.i sie znam na páleniu...", trobie z nich zupě1 — powiedzíalmój ojciec i wyprosto-ile tak gwattownie. že slychač bylo, jak zatrzeszczaly > Ktare, spracowane košci, HD Ue mi wiadomo — powiedziatem szczerze zdu-^^■ly — pokrzywy daje sie šwiniom". Bini poczutem, že przeciagnatem strune. Spostrze-m, jak wielkim, nadludzkim wysiíkiem powstrzymuje Žeby nie ryknac. Przetknal sline, a jablko Adama, jitidnbne do klatki piersiowej ptáka, nerwowo zaczelo ImLm mu w góre i w dol. Po chwili odezwal úc glose m mi 6r spokojným, ale zd rad zajac y m niebezpieezeristwo mionego wybuchu:
Musze przyznaŕ ze zdumieniem i z ubolewaniem, dumicniem i z ubolewaniem, žecalkowicie ■Icteš malomieszczanskimi i chlopskimi nawy-mi, zaczaíes patrzec na wszystko z punktu widzenia |t zwanego zdrowego rozumu, prostackiej logiki, która jest niczym innym, mlody czlowieku, jak tylko naj-l/.niejsza ignorancja w sprawach wyžszego rzedu. Na iwod tego przytocze ci jasny jak slorice i oczywisty fakt: tlkr/ywa, mlody czlowieku, byla jednym ze
IP h r
!',"" Mm.
.A
I ''
E
221
specjalów na dworze hrabiów Esterházi zatem nadal utrzymujesz, že jedza ja tylko swinl
„Wszystko jedno — powiedzialem. — Daje gto> dostatbym od n lej pokrzywki albo czegos w tym rodJH
„Twoje prostactwo i brak poszanowania dla ťakini gleboko mnie obražaj^ i przejmuja strachem — ci^ dalej. — Stauowiij bowiem tylko dowód, jeszcze dowód, jak wielki wptyw wywarlo na ciebie chtc milieu, to niezdrowe srodowisko, pozbawione wyžszy wznioslych celów i pojec, ta przyziemna logika, nie dostrzega nic poza zasiegiem pospolitošci, to: i obyczaje, w ktorých nie ma miejsca na odwage i T) A pokrzyw? j ad a n o, powtarzam i kiedyá mógltosprawdzicwksiažkach, na dworze jedl z najznakomitszych rodów w Europie ow| czasów, Stanowiladoskonatapožywkedladzialalnc intelektuálnej i artystycznej. Przy zupie z pokrzyw tage ďortie — muzykowano í komponowano, dzieki | uszlachetnial sie umysti wyczulaí sluch".
Krzywiac sie w grymasie bolu, gola reka zaczal1 rywac" lišcie pokrzyw i wrzucaé do swego czarr kapelusza. Potem scisnal ów czarodziejski kapelusx) pacha i ruszyl w stron? domu, powoli, niczym patetyk obmyslajacy geniálna odpowíedž, która st si? jedna z podstaw filozofii, wykwitem krasomówstt i celnego rozumowania.
Pewien bylém, že na tarasie znajdzie sie ktos z naszj krewnych, z którymi ojciec znów zdažyt sie pokW zatem i ja wtožytem řece do kieszeni, przybralem gc mine i ruszytem za nim, pogwizdujac.
Iprawde, gdybyšcie sie przyjrzeli z boku rnojemu II, juk kroczy kolo tarasu naszych krewnych, z faso-wymachujac láska, catkowicíe pochtoniety waga H| myáli, nigdy by wam nie przyszlo do giowy, že kn|M luszu pod pacha niesie pokrzywy, z ktorých po-wil ugotowac župe, jaka jadano na dworze jednego Jinakomitszych rodów w Europie.
'led ziel ismy dobrze, že ta história z pokrzywami jest |pem do jakiejš wielkiej gry, zapowiedzia katastrofy, (ojciec bowíem zrywal lišcie pokrzywy podobnie jak i, który skubie trawe przed burza: bezsilny, lecz go-walczyč przeciw calemu šwiatu. Czekalismy wiec Pipieciu. Tymczasem, przynajmniej z poczatku, wyda-llo sie, že cisza potrwa niečo dlužej. Wobec nas ojciec l.il posypywaí gíowe popiolem i pisal listy, dtugie |y do sióstr, do przyjaciól, czasem madre i poucza-i czasem ponuré jak testament. Pewnego dnia znów |jnal po swój pólcylinder i wybral sie do Budapesztu, tilowawszy wszystkich, nawet krewnych, z którymi lldócony i którzy przyjeli ten gest ze zdziwieniem Fufnoscia, „Musimy zdwoic czujnoác — powiedzial |ř| Otto, ledwie ojciec oddálit sie o pare kroków — lywiezic pewnie z Budapesztu dynamit albo maszyne tielna". Wkrótce przed dom zajechala bryczka, ojciec lowit sie w niej z powaga i poprosil, žebym go odpro-it na stacj?. Matka popatrzyta mi w oczy znaczaco trzegawczo.
ledzialem w bryczce kolo ojca i pana Horgosa, wož~ Idorožkarza, przez cala droge nie zamíenilišmy ani
■2T1
223
stowa. Chcialem pozostawic inicjatywe mojemu sprowokowač go milczeniem, žeby si? wyttu í zdradzil swe zamiory. Odezwal sie dopiero w na stacji, gdzie po dhigim, przykrym milczeníu za m i wypií namiastk? kawy. Zauwažytem, ze walczyl t m Jh aby przetamac pociag do alkoholu; przyjíjlem tu ofiare z j ego strony i dobra wróib?,
„Korzystajac z chwili spokoj u i wzajemnego zau^H chciatbym ci powiedziec pare. stów — tak zaczal um) u| ciec, — Wbrew fatszywym pozorom wterz^ bowla^H ty jeden potrafisz mníe jeszcze zrozumieč i wszyatfl moje slabost:i — wídzisz, przyznaj? sic i do nich -*m rzeč w gf?bszym aspekcie... Wiem, wiem, nie rrj^H mi darowač egoizmu, niepogodzenia si? ze \wi,mih Prawdopodobnic masz racj?, ale za póžno juž na Qffl chei wyjainienia Teraz juž za póžno, rozumiesz, mlmlp cziowieku?.. - Wiec pozwól, že powiem ci co in nego, Hfl ofiary, klóra z wi?kszym czy mniciszym powodwnli m grálem przez cale žycie — czlowiek wlašciwie z*a^| w žyciu jest ak torem — ta rola, powiadam, z wolna si? do koňca. Ježeli przez cale žycie gra si? rol? nim w koňcu, mtody czlowieku, musí si? ta ofiara zosi n n pami?taj to sobie raz na zawsze, Widzisz, teraz ju. n|| ma wyjscia i wypada mi tylko doíotyč starán, aby t gfl nosci) odegrac t? rol? do ostatka. B?dzie to moja p< i dlatego powinnišcie mi wybaczyc".
Musz? przyznac, niezupeíníe go zrozumiaiem Odi < i> tem jednak, že mówi w tonaeji nieco niiszej niž zazwyOB uchwycilem od dawna juž u niego niestyszana, niezwy
w?xuszaja.c3 nute szezerošci. Siedzieliŕmy w bul
Ir) prowincjonalnej staeji prawie sami, téteatéte, nad ■imionym kraciastym obrusem. Byto požne letnit.1 ÉiH' I
Ladowanie tymczasem postupuje z niev\ -kí ryuoilri | sprawnoscia, sprz?ty tworza nadbudow? wozu i katiir sérii, staja si? jego cz?šcia skladowa, pietrem., wóz pfl wi?ksza si?, rosnie, wznosi si? w powietrze wysoki nlfl rusztowanie budowane na podstawie planów genial ndfl architekta, stworzonych ad hoc, w przyplywie nifH wtarzalnego natchnienia. Wystarczy dorzucíc sz^H z jednej lub drugiej strony, a rozpadnie sie 1 en v, spa nuly gmach, trzymajacy si? jedynie dzieki prawu rownowagi lub tajemným zasadom ekwilibrystyki, 1 rzeczywi^ w
I I ta/ľii
■d chwila odsrubowana mosi?žna pompa, z ktorej In /e kapie, zostupe weisnieta pomi?dzy nogi ležacego i/ľski - to j už naprawd? ostatní ciežarek, potožony | prawej szali. Stan równowagi wskazuje dyszel, niby IHyi zck wagi aptekarskiej, dokladnie poírodku mi?dzy Vvouia koňskí m i tbamk Stan ideálnej równowagi. Kop!
Nu sterte rzeczy wskoczyt szary kot i usadowil si? na ■ i M. ■ íc skrzypcami. N a slut h uje, Robot nicy obwiazuja lUdowany wóz jak trumn?.
Na drugi wóz skladaj a worki pszenicy i najbielszej maki, |bra unosi si? w powietrzu jak púder po zatrzasni?ciu ii.li-rnic:/ki, worki kukurydzy, žyta i ziemniaków, pudla nwy, ryžu, pudelka z przyprawamii mielona papryka — ijrža babiloiíska zapachów. Služacycierpliwie odrzuca .p lajno spod nóg oci?žatych styryjskich koni, które i(rľ/gaja oszolomione ogólnym za metem. Robotnicy džwigaja z kolei butelki i sloiki soków i kontur z wypisana na nálepkách data i rodzajem owocu, Itynki i dtugie naszyjniki kielbas, serv olbrzymie jak Knienie mlyňskie, tocza beczki piwa i wina, ciagna Onewki ze smalcem i oliwa, wielkie konwie, na ktorých nosza. si? nazwy gigantów europejskich monopoli — irne, zaokraglone, gotyckie litery niby na ptytach na-Iľubnych lub szyldach. Flaszki w skrzynkach grzechocza Itzym kule ar matnie, szampan noszony jest ostrožnie k nitrogliceryna, a butelki wody minerálnej, k tóra popi-zm?czeni tragarze, str zelaja z cicha, ledwie skrapiajac 1? Franza Josepha na etykiecie z nápisem: „Ferencz |e/ keserävíz".
232
233
atki, »y
Marná parafráza ewakuacji sprzed potopu, adaptacja wiecznej arki Noego, owej boskiej, biblijn medii, grana jest konsekwentnie do koňca. Potom Noego, nauczeni doáwiadczeniem, zabieraja z soba czwartym, piatym i szóstym wozie — wszelkie gat bydia i d robi u, gdacza niespokojnie kury, gesi wcia tykaj a glowy jak szydetka przez oka drucíanej siatk cza bezsilne i ogtupiate, kanarki miotaja si? samo wpadajac pomi?dzy prety k látek, a papuga, 5 tropí lasem, nie može przypomnieé sobie ani jednego nawet przekleňstwa, skrzeczy tylko w papu zim jejj| psy warcza i szczekaja, przyczajone jak Iwy, potetr czynaja wyč jakby przed požárem, cieleta zas" n matki-karmicielki žaíosnie, btagalnie, placza zu jak dzieci...
W Lej chwili pan Reinwein spostrzegl mojego ojca dzacego z cygariskiego wozu.
„Hej, Sam! — zawolal z wysokosci krzesia. — Sam, sa. pariskie rzeczy?".
Ojciec spojrzaí w jego strone i unióst kapelusz ge niečo teatrálnym.
„Omnia rnea mecum porto*" — To powiedziawtd uniósl z kolei swoja torbe, a potem upuscil ja na J rzona droge ruchem pelnym patosu, jakby rzucal w dzíecko.
: iľ n i
Edward Sam, mój wspaniaty ojciec, posylal n z bryczki zwiewne pocalunki, dmuchajac na dloň, ja puszczat baňki mydlane, Liryczna maska klowna — jedu z ostatních jego masek — nie miataoczywišcieslužyc k
Mze nielicznej, przygladajacej mu sie ze zdumieniem llcznošci, ojciec pragnat tylko rozproszyč powage lli, a przede wszystkim oámieszyc pana Reinweina, fy te podróž traktowat w sposób zdecydowanie tra-kily, z faraonowym namaszczeniem. Nie majac odwagi ■wledzieó tego otwarcie, rozeámiač mu sie w nos — nie Wě& byč przeciež až tak arogancki, skoro pan Rcin-jyfln wziat go na wtasna bryczke — mój ojciec dyskret-bv pokpiwal ze wznioslych gestów swego dobroczyňcy, I |n/ybraws/.v postač wedrownego aklora i i ar marko-h wesolka, pozwolil sobie delikatnie szydzič nawet Miamatycznej roli potomków Noego, robiac zlošliwe HWngi pod adresem takich sVietoáci, jak Starý Těsta-mni i jego bohaterowie pozytywni, wybrani przez Boga, ■i mieszajac je blužnierezo z dowcipami na témat koni ■Vryjskich i dojných krów. Swój pótcylínder trzymal na ■inach, wyražnie daj^c do zrozumienia, že zamierza ^Hkzyc sie w tej lichej farsie do roli rezonera, albo tež !<•! | n i >siu jego kapelusz — ów wieníec laurowy i koróna ■rniowa nabyta w sklepie z konfekeja. — nie miesci si? |Kf roli pelnej drobných ztoáliwosci i na oko rzeczywiicie ■tbawionej patosu.
„Možecie sie o m nie w ogóle nie martwic — mówil oj-Wk zwrócony do nas póiprofilem — možecie si? o mnie ogóle nie martwic, powiadam, bo oto pan Reinwein liraterska hojnošcia przyjat mnie pod swoje skrzydla, dzieki tym pegazom — tu wskazal na ci?žkie styryjskie nie — zajedziemy až do piramid zdrowi i cali, prowa m sprawiedliwa reka Boská. Dzi?kizasobom zacnego na Reinweina natomiast bedziemy mogli kupic1 sobie
234
235
niešmiertelnošč jak faryzeusze albo nawet jak ) i wkroczymy w kra i ne niešmiertelnosci triumfální* Gilgamesz, pozyskaw&zy stróžóV piramíd za poi ztota i upoiwszy reňskim winem cherubíny stojíce u wiecznosci"
Tu mój ojciec znowu podnosí dlori. do usl i wydmm ImJ počatu nek, aby rozproszyc ewentualne watpliwoi do sensu jego stów.
Coraz bardzíej zmeczeni, ubíeleni kurzem, powi stajemy w tyle i juž tylko z daleka docieraja do n^H
zeňstwa ojca, zamieniajace si? we wspanialy nw.......
rzucony swíatu w twarz. Ledwie juž rozumiemy \t stowar zagtuszane skrzypieniem kót i biblijnym hat. jako podnosza zwierz?ta; bydlo w swoich cyrkowych kach zaczyna zawodzič boleinie, stracericzo, opuszc zielone, stoneczne okolice, które wzbudzaja w nim ji ludzka nostalgie i niewyttumaczalny l?k, gdyž ín townie (došwíadczenic biblijne) wyczuwa zbližanie wielkiego, apokaliptycznego potopu.
Na granicy gruntów naležacych do sasiedniej kiedy wzbito sie w niebo szczekanie psów, geganie i ryk cielat jak žalo sny džwiek puzonów — ojciec wložyl kapelusz i sktonit swa wspaniaty gtow?, nie potra^B dlužej ukrywač twarzy pod taniij mask^ re/.onera w ir* gedii žycia.
„Biedak! — powiedziala moja matka. — Zdawntn rul sie, že lada chwila sie rozptacze".
Wozy z wolna niknely w dali niby jakies cenné pudU okreeone szmatami.
Mn/ajutrz moja matka wyniosta rzeczy ojca na stoň-Mirzyty sie na podwórzu až do wieczora. Wizyto-.lul. zniszczony juž i upstrzony tlustými plamami, Ifliilu.iny czarny garnitur, który ojciec mial na sobie wur ilwa razy, kilka požótkrych kauczukowycb kol-■lyków — oto co zostalo z jego garderóby. Pod wie-i^Hatka napeínita kieszenie surduta kwiatem lawcndy litovala wszystko do szafy. Te gwaltowna zmiane zapa-w naszympokojuodczulišmyjakwielkaprzykroác\ Miímy do wszechobecnego, niešmiertelnego zapalme owskich symfonii i nagle odurzajaca, balsamiczna ľ,vendy uprzytomnita nam, že tym rázem w odej-■ a bylocoánieodwracalnego, fatalnego. Gwaltowny in■ k zápachu symfonii jakby ostatecznie pozbawit nasze llfn/.kanie surowych, meskích cech, a wyglad wnetrza i|" luie sie zmienit: zarysy sprzetów nabraly ptynnošcí, nit y zatracaly ostroár, krawedzie mebli wyginaly sie ka-fjřánie, rozkwitajac: jakás barokowa dekadencja..,. kudy minelo pietnascie dni, matka wybrata sie VttĚZ mna odwiedzic ojca. Dzieh byl letni upalny. Ojciec byl ■mej koszuli i wciaž poprawial szelki, które spadaty U lawsze, gdy nie miat marynarki. IjWzywali mnie dzisiaj do biura — powiedzial z ožy-
......in, zacierajac řece. — Postawili plus przy moim
Ijwlsku, Mosvil mi o tym Schmutz, on ma w biurze
mosci .
Z trudem go poznawatem. Jego likwidacja w naszym byla catkowita i ostateczna, jego zápach w ciagu i li pietnastu dni ulotnil sie do reszty, rozwiewajac podwotalnie ztudzenie jego obecnoáci, patrzylem
236
237
wiec n n mojego ojca jak na coá mcrzeczywistego, \iM czlowieka, który nie rna nie wspólnego z naszynn pr watnymi sprawami, Ojciec niewatpliwie tež to tozumU I Jlatego nie grat j už przed nami, nie demonstrowal^H wladczej roli, nie popisywat sie erudycja, nie uadduf gíosowi proroczego tonu. Sam miat gorzka swiadotm* nieodwotalnosci swego odejšcía i faktu, že odwied^in go w zwiazku z tym jak dawnego znajomego, któC^^H darowalismy wszelkie wíny, že przyszlismy do nllM tak, jak chôdzi sie na grób, raz do roku, na Wszysi I Swietych.
Mleszkal w mah/m, jednoosobowym p oko i ku na kr|H l ach getta, ciemnym i pustým i ak klasztorna cela. ľojat^H /. gorveza, že w chwíli gdy los przeznaczyl mu role wiedliwego i o nary, gdy pozwolií mu wystapit na tie kii||| 1 przedstawiajacych pustelni?, ojcu nagle zabraklo odw.i zmienil swój mesjanistyczny program i c,.tkowk:k-/iiliil jetnialna sprawy wyžszego rzedu Kh> wit:: može n..', wróci do teizmu? Wobec nowej sytuacji wykazywal H iwykla tolerancje, chwalíl swój rzekotno wygodny pni ■ i podnosil jego zalety, wrecz mienil: sie wybraricem l< i To zloženie broní, to pogodzenie sie z rzeczywi&lol^H i pragnienie powrotu do domu zupelnie go zdegrifl waly — wygladal jak kandydat na rabi n ,1. N i f ti sie doczekač, žeby stamtad wyjšc, nie patrzec juž MrH
Wyczuwajac nasze zniecierpliwienie t rozczarowiiM' powíedziat:
„Coz, wracajcie do domu, Wkrótce i ja przyjade, I pociagiem o szesnastej czterdzíesci pieC. Ježeli ml «■ d zóne, SícI*.
■f podwórzu roznosil sie zápach zjelezatego gesiego Htu i žywicy. Od wewnair/ og rod z čnie nie by In po ■llnwjne, zeswiežych jodiowych desek scieka la žywica.
hbih tj.ľlzieníegdzie, pomiedzy deskami, przedostawala H| t zewnatrz zielona olejna farba, Snuli si? tu broda-H lUrcy przypominajacy proroków ze Star ego Testa-iu, przecinali krag podwórza po jakíchš sobie tylko ^Miiych, kabalistycznych orbitách, od czasu do czasu
n-ii 1I1 mi,', podnos/acgíowy, abylxjskim, wybaczajacyni ^■rmiJetť. obdarzyč tých, którzy stan?Jiím wpoprzek ■i, W oknách úkazy waly sie kobiety, z bujným ru-Btn zmĺerzwionych ciemnych wtosów, z obrz?kfyrni ■ m mi, i w níezrozumialym na tie stonecznego dnia
ľ" -i "icc hu sciagaty í e sznurkow lub rozwieszaíy mokré ^^^pchy.
Niedaleko bramy, oparty plecami o ogrodzenie stal j rldopiecwczarnych aksamitnychspodniach sí?gajacych ilana, Rece trzymal roztožone nawysokosci ramion, ^Hknimi zwróconymí na zewnatrz, O pi?é, szes~ŕ kroków ^Bd nim zebraío si? kilku wyrostków, smutných, wyso-^Bh chlopców o powažnych twarzach- Stali w milezeniu, Hki w gromadke, niezym wychowankowie szkoly rabi-^Htiej. Widzialem, jak naraz rozsuneli sie, blysnal nóž,
p tyle bil si? mi?kko w šwieža jodlowa deske i zamigotat
ItlhLtk [Limienia chlopea.
Po tym spotkaniu ojciec dlugo nie dawat o sobic znac. Itwatpliwie pragnat zatrzec przykre wraženie, jakie na II wywarl, odpokutowac swa niegodna postaw? i brak Hiíekwencji. Otrzymalismy od niego tylko jeden list
23&
239
jakis miesiac póžniej. W Hécie tym, a šcislej mówH na skrawku koperty wyrzuconym z zaplombowanifl wagonu, ojciec prosil najpierw uczciwego znalazceofl starczenie go pod wymiertiony adres. Na štěpnic C^H nym, wyrobionymcharakterem, który dobrze mask zdenerwowanie, napisat olówkíem wzdlui pizekalr koperty: „Wszystkie kolnierzyki mam juž brudnc. dzo mnie to denerwuje. Dam wam znač, gdzíe mi | slac nowe, Tule was do ojcowskiego serca, martwl o was..," itid.
Potem przez kilka lat w ogóle si? nie odzywal. slad po nim zaginal, Byto mu wstyd albo przeszl? mu jakies wazne zajecia, „ Ja tymczasem myslatem i coraz cz?sciej i nade wszystko chciatern do niegp j gdyž ostatní Jíst catkowicie zrehabilitowat ojca w i oczach. List ten i sposób, w jaki zostat wystany, czyly o niezwyktej ínwencji, co schlebiafo mojej próir poza tym ojciec okázat sie wierny sobie — dowodeni šunek do sprawy kotnierzyków, rzecz zrozumíala jed) dla tych, którzy dobrze go znalí. <,
Tak mijaja niekiedy dwa, trzy Lata, a ojca ani wlB ani štychu. Kiedy indziej znów daje o sobie /nač kii rázy do roku, w niewielkich odstepach czasu. PrzyježdM jako rzekomy agent handlowy, jako záchodnionlem ki turysta w skórzanych spodniach, udajacf že w O0^Ě nie rozumie naszego jezyka. Dwa lata tomu pojawils jako przewodniczacy delegacji bylých wi?žniówOj^H cjmia i Buchenwaldu. Míat wyglosic mowe m wieeu AU uczczenia pami?cí pomordowanych w obozach kom tracyjnvcb- Kiedy spotkatem go na ulity i zaczaterň
líó, ucíekt do hotelu i ukryt si? przy bulecie, zamó-řízy kaw? po wiederisku! Duwiedziatem si?, že oženit w Niemczech, ale historyjka o utracie pamieci byla fprawdopodobniej tylko zwykíym wykr?tem. Siedziaí : przy bufecie, zwrócony do mnie plecami, Z poczatku iwaí, že nie zauwaža, iž zwracam si? do níego, Wresz-jednak, przyctém?ty do muru, odezwat si? z jakinis" ř4tpJiwie sztucznym, obcym akcentem: jakicj podstawie s^dzi pan, mtody czlowieku, že ' ^ i.linie ja jestem pariskim szanownym ojcem? 1 osta-■níe czy raa pan jakies przemawiajace za tym p oz y-fWne dowody?
hilrzytíia mnie z wyrazemgniewu i gt?boki?j obrazy, rémial jednak obrócic si? do mnie cata twarz^, enface, tli wpatrzony w filižank?, z której wolno saczyt swoja, iwe po wiedehsku, co jeszcze bardziej go zdradzalo, íjidczac, že nawet mimo charakteryzacji i wszelkich illków po tylu latách niewiele si? zmienít. Tylko tro-przytyi zaokraglil si?, a ztota dewizka zwisala mu brzuszku, co do którego nie mógtbym twierdzič, že ; iztuczny,
„A zre&zta, — ciagnaj — gdyby nawet prawda bylo to, i t zym pan si? upiera, mtody czlowieku, to znaczy, že (Urat ja jestem pariskim ojcem, miatbym petne prawo tym nie pami?tac, Wie pan, mlody czlowieku, ile od pory min?ío lat? Ano dwadziescia, mlody czlowieku, Iziescia, Bardzo pro&z?, sam pan widzi. Nie wydaje panu logiczne. že po tylu latách cztowjek može za-
.....dec? Nie mówiac juž o tym, že jako dowód mojego
■ i -.1 wa przytacza pan tak nieistotne okolicznosci, jak
240
241
podobienstwo glosu, chodu í ruchów. Nie, nie, czíowieku, pan si? myli. Naz.ywam si? Edward przyjechatem z Niemiec i nie mam z panem, cztowieku, nic wspólnego. Wygtosz? w waszym mit . n przcmówienie na wiecu dla uezezenia pami?ci pm dowanych w obozach i jutro juž mnie tu nie bedzie. widzenia, mtody cztowieku, dobranoc!*.
Byla to tylko jedna z wielu sztuezek mojego ojca. B^H puszczalem co prawda, že po tak niebezpiecznej Mm nie wietej sí? juž nie pokaze, že beelzie raczej uniNH spotkania ze mna i z moimi oskarženiami albo \ n/ji najmniej starat si? lepiej ma&kowač, Nie mina.1 jednal rok od tego zajscia, a ojciec znów pojawit sie w nas míescie — w zwiazku z miedzynarodowym turtU^^H szachowym, w którym brat udziat jako jeden z pri^H dentów do tytu tu mistrza — i bardzo ostrožníe zac^^H
0 mnie przepytywac, Ksiažki ogtaszat pod zmieníonyiH nazwiskiem^rezygnM.jac nawetze swych ambieji, poslai H matkij siostry i moja poddawat we w&pomnieniach znifl nym r etuszorn, o sobie natomiast pisa t oglednie, ska i ■ n ■ czytelnikom szczegótów biograňcznych. Stat si? skryly
1 podejrzliwy unikal wywiadów i nie pozwalal si? pi "■■■ ■ kowaé. Gdy zorientowat si?, že wpadl w putapke, užyWM najnedzniejszych sposobów, byle uwolnic sie od nm]p| ciekawosci. Tak na przyklad pewnego razu zamknai nlf w hotelowym w,c i przesiedziat tam až do tana kiitljf wreszcie, obawiajac si? najgorszego, we/waicm poMicn isiekiera rozbilíšmy drzwi, okazato sie, že mojego ojcaJH nie ma. Przypuszczenie, te wydostat si? przez rury l ■ " ■ ■ iizacyjne, bylo wtasciwie absurdem, mimo to przyjj^H
242
Hwkn pewnik. tm bardziej mnie unikal, tym ušil nie; sta-■á? go od na leže i zdemistyfikowač, mocno przeko-^■hy že kiedyS mi si? to uda, albo že ze strachu zaniecha i mnajmniej swoich prowokacji. Gdyby bowiem mój oj-■ /dft ydowat sic po prostu odejšr z tego swiata, pogo-^Hfl jí? ze sm tercí a* gdyby wreszcie wy bral sobie któryá Itil, któryš kraj i jakás rodztne — nie robitbym z tego ihlemu. On jednak ciagle wadzit si? ze swiatem, nie itsí? pogodzic ze sta rose ia i ze smiercia, stal si? jak Mwer i najcz?sciej w przebra mu niemieckiego tury-y powracatt aby prowokowač moja ciekawosč, dr?czyc tt we ánie, przypominac o swojej obecnosti, leželi klat nam udowodnič, že nie umart, na przekor šwiatu, f y rzekomo tylko ezekat na jego šmierc, to w porzad-a przynajmniej mu wierz?, Ale ezemu tak si? zawzjai, za wszelka cen? zadač ktam stryjence Rebece i jej irrdzeniu, že zginal w którymš z obozów koncentráky ch jak zwykty smiertelnik?
Ostatním rázem, gdy go spot kalem, mial na r?kawíe rna przepask?. Siedzial w podchmielonym towarzy-te i žarliwie dowodzit, že nie majac ponoc nikogo, D by po nim plakat, nosi žalob? sam po sobie. Nigdy opuszczala go ta sklon nose do paradoksu, wisielezy inor, którym doprowadzat mnie do bialej goraezki, ftiwej obccnosci staral si? mnie przekonac za pomoc a llerialnych dowodów — bit si? w piersi na znak, že mko žyje na przekór wszystkíemu, Domyslajac prawdopodobnie, že podstuchuj?, co mówi, zaczat ^Hlekac na bole w krzyžu, dotykac rzekomo bolesnych ^Hljsc r?kami. Nie wstydzil si? opowiadač o sprawach
243
intyrnnych, które nie powinny obchodt.\£ nikogo ispti naszego domu — rozgadat si? szeroko o tymn jak to WĚ nego rázu syn wygarbowaf mu skór? jego wiasna Ufl Nie przyznaí si? oczywi&cie, že byt wtedy pijany jak UH
í uderzytem go laská po siedzeniu, ba dokut za 1 ........
matce, ktujac ja metalowym szpicem tejže la ski. ťrzt^l wszystkim jednak wyproivadzat mnie z równowagl cH : roscia, /lil ivjr ium sii;. Min;, fo iuž ;ioiiym i papierosów. Ktos stroí cymbaly. Ktos przeciaga pal-mm po strunách. Odpowiadaja džwi?cznympianissimo }«k bzykanie muchy w szklance. Gn-cin-cin, Do stolíka, ■fiy którym usiadt nasz znajomy, zbliža si? kelner i ze iuni?tymi pietami, niečo pochylony, z twarza wyraža-i-j w tym samým stopniu uslužnosc co drwin?, ezeka na
246
147
zamówieme Pod pacha, ÍCiska serwetk?, przytrzyn.....
bíala, pasožyt nicza rekí|. Potem nagle odchodzi 1 wknj^H wraca z kieliszkiem, k tóry Stawia przed klientem nihy Ofl niezwyktego, niby pomaranč ze aJbo orzech koľi Struny cymbalow pobrzekuja_ cícho jak m uchy,
Nasz znajomy wypija wódke, pochylajac sie w pasiOj^H gdy by cary m cialem, potem odstawia kieliszek na \uA szybko, niezym parzaca palce tuske wystrzeloncui | >t.■ i ,1 chwila náboju,
A otO — po Opi sie sylwetki dokonaným na podstat i. ówczcsnych fotografii i szkiców, gwarantujacym p^H bieóstwo do oryginafu — wszystkí? en pornulto wn-iui
0 ty m czlowicku, wszystko, ezego pode zas dlugich |fl pracy i rozmyšlaň zdolal ismy si?dnwiedzieco jego taji nic zej, feralnej indywidualnošci, oto rezultáty vvszel k ícM možJiwych badán, ankiety przeprowadzanej w r. iagu duu dziestu lat wsród jego przyjacičJt i znajomych, wšrdfl blizszych j dalszych krewnych, w míl k ji i w minu^H stwach. Oto suma niepewnych wiadomosci, jakie udáH na m sie zebrač dzieki sondo waniu jego dokumentčWfl zaswiadczeó i Ěwíadectw szkolnych, odcísków pal^H
1 prywatnej korespondenci i— przynajmniej tej znikomej ich ezeáci, która odnalazta si^ o wiele póžniej — wyroki sadowychj orzecieri komisji woj&kowych i lekarskkh, )iM rcwniež dzieki legendzie o ty m czlowieku, która zachfl wata sie w pamieci zyjacych jeszcze przedstawicieli jegfl pokolenia, legendzic, jaka qtacza každá i stol e ludzkj, wreszcie dzieki chiromancji, telepatii i tlumaezeniu srn i u Oto jedny m slowem wszystko, cowiadomo tuuno Lym
f Ii tw i r 'k L i íi i. f lo j ť go ■ p ow tórzmy: feralnego — wejscia ■ftstauraeji „Pod Zlotým Lwem". ■dward Sam — mowa tu bowiem o nikim ínnym jak Ulm. o tajem niezym Ojcu — niespodziewanie pojawia \ w nwej restauraeji pewnego poehmurnegDJesíennego ^■oru w 1930 roku, wynurza sie % wielomilionowej fty anonimowych istôt, wylania sie z glebokich, zale-|J|i ych swiat ciemnosci, pefnych chaosu, niestety, zbyt ii-.li nťnie uchwycony in medias res, níby Ksiega Stwo-1.1.1 rozložona gdzieš w š radku, gdy cafa jej poprzednia : jest nieczytelna albo w ogóle zagubiona. Wszystko, zdolal ismy sie dowiedziec o jego rodzicach, to ziwie imiona, które same przez sie nie mówia. nie, ?raja tylko šlepe okna przed bujná fanta z ja badacza. i|i ic(' zwat sie Mak s, matka Regina, Regina Fürst. Re-pim - to królewskie imíe. O ojcu wiadomo jeszcze, že I Hl lul „zajecza warge", jeslí wierzyŕ stowom pewnej kobíety Hirdzo juž leciwej w chwťii, gdy o tym wspnmniala. Po jednak podawac w watphwoíŕ wszystkie twierdze-11' l]rzyjmijmy zatem owa informaeje jako prawdziwa 11 mtalmy wedtug daných z tego samego žródla, že czlo-n k z zajecza warga mial powóz zaprzegany w trzy iry koni, že pol owa t, že handlowal gesim pierzem I dorobil sie sporego majatku. Tyle wie my o nim, reszta Kile w gl^bokim m nik u. A na potwierdzenie tego, že ■ ulomosc o powozie odpowiada prawdzie w stopníu 0 wiele wíekszym niž badž co badž niepewna legenda, Inužemy powiedziec, iž po wielu latách odnaleíliámy fetl|nic, w ktorej niegdys trzymano wspomniane konie, (W czasach, gdy mieliámy okazje przekonac: sie o ich
248
249
istnieniu, to znaczy po pizyježdzie na wies do k nych ojca, stajnia ta zostala ju ž co prawda zamiei^H w szop? na drzewo i wióry, lecz kiedy pewnego w kopáno w niej dót, gdyi k rew ní nasi tutaj ukryli /lulfl i kosztownosci, gíebsze warst wy zlem i jeszcze czuť hyln korí ski m moczem — skadinad potwierdza to mwniN nasza teze o wiecznosci zapachów, tez? dosyc šn ■ ■■■ 11 której stusznose i traf nose sprawdzlJismy jednak lokrotniej Cztowieka z zajecza warga mo/.emy solili wyobrazic jako dziwaka, jako dekadenck^ laUinišl silury niegdys plemienia, które wyrwane ze swej praojczwuy i wyrzucone na l$d nowego swiata uioglo degenei i Na podstawie owej zajeczej wargi, niby odcisku skr przedpotopowego ptáka, próbujemy odtworzyť w ogólny, charakterystyezny d la przedstawiciela da gatunku, wyobrazic sobie warunki klimatyezne klizmy, na jakiebylnaražony, Nie rozporzadzajac jedni wystarezajaeym materiálem dowodowym, wycoíujim) si? calkowicie rozczarowani, rezygnujemy z pokus ^i^.» rzaných przez smíale hipotezy.
Dziecirístwo Edwarda Sama pozostaje nie mmejttl nicwiadoma. i tajemnica. Patriarchálne, iielskie dzieclrl st wo wcíeniu powozu zaprz?ganego w trzy pary konlj Uchwiarskiego dobrobytu i podwójnej buchalterii. Ni Boga, czy panstwo potraficie sobie wyobrazic Edwafl Sama, jasnowidza i proroka, w krótkich porcietach, [»■/.) gj^dajaeego sie w posiadlosci swego ojca, jak — przy^H my — rozmnažaJ3 si? konie? Jak wy obr a žacie sobie ów stopierí ewolucjj, na którym rozpoczqt si? proces UjH n i zacil Edwarda Sama po przybyciu do szkoly handlowdj
2SO
| Kalnegerszeg'ŕ a ów hístoryczny moment, gdy po raz ■fwszy wsunat swij dtuga szyj? w sztywny bia ty kau-■fcowy kotnierzyk niezym w p?tlc, co jednoezešnie yniholizowalo poddanie si? scistym rygorom, jakim mídowali wolnomysliciele europejscy* Jak potraficie lyilumaczyc rcwolucyjna^, doniosta decyzj? zerwania ^Blków z rodzicami, z lieznymi siostrami, z brat ľ m W ugóle z cara rodzina? jak wyobražacíe sobie históri? ppi• choroby narastanie boskiego gnicwu, którego na-fcttwem b?dzie rezygnacja z przypadajacej mu ezesci [in I ku po ojcu i decyzja wydania wojny éwi?tej catemu ■ttu,wszystkimbogom i religion:, geniálna, szaleňt za a podporzadkowania sobie swiata droga, wyrzeczenia Iflhiriifii? Jak wyo bia zacic sobic tego genÍLisza, ccoretyka Hwolucji i proroka w przedwczesnej roli cztonka spótki Nfil-jcej w posiadaniu fabryki szezotek, która. ezeka pa-
.....me bankruetwo? a jak wyobražacíe go sobie w roli
luk k lego anarchisty i sabotažysty — w okularach z me-Iftlnwa oprawkar niezym u przed stawiciela rewolucyjnej Inďljgencji rosyjskiej — na szeroko rozpostartej siatce Monarchii austro-w?gierskiej? Wreszcie, jak potraňcie sobie wyttumaczyc" praktycz-cel jego Pmfausta, którego zaczal pisac mniej wi?-'| w tym samým ezasie, owego poprzednika Rozkladu WĚĚdy na Uniach autobusowych, okretowych, koiejowych i Umí z vchtvr którym nie zůstaly jeszcze uwzgl?dnione ^■lezenia mí?dzynarodowe i w którym nie bylo nawet Nuda chorobliwej przesady, spowodowanej zaburzenia-iii i uinystowymi?
151
Kiedy tak Edward Sam wychyla czwarty czy piaj liszek, palac nieodtaczne symfonie — obrusy da zostaly poplamione, wino leje sie strum ieniem, pota wykataczki ptywaja w katužach piwa pod stolikam ganíe graja. Straussa i Líszta, rozmowy i smiech pr/rpU taja sie zagmatwane, jak lewa strona dywanu perski szklanki i sztučce wybijaja werbel na szynkwasie, a oh ,jh le kartonowe podstawki pod kuflc z piwem, wchtajjfl jac ph/n, pecznieja, luszcza sie cienkimi piatkami mliy mika — my na wzór dawnych, dobrých pisarzy opowii il my o przygodzie milosncj naszego bohatera (smiat^H žemy go tak nazwač, nie jesl jeszcze przeciež naflfl ojcem), opowiedzmy, jak umiemy, streszczajac: to go dowiedzielismy sic od innych, nieustannie swia^H faktu, že nigdy nie pozna my ca tej prawdy i že w wjfl momentach nmsimy opierac sie na relacjach niepewilfl informatorów.
fi?dzie to zatem rozdzial raczej hipotetyczny, \ znajemy, zaledwie blada odbitk.i. Lama kopia wspaniali i pernej zapamietania powiesci milosnej, która niegdyá myslity utalentowane plotkarki, która rozpowszechn byía jak bestseller tajnými kanatami drobnomieszc skich intryg, wystepowaly w niej bogate kupcowe i córki powyžej lat osiemnastu, pulchne ekspedientki s| dawaly ja spod lady, zawijajac w te peine vapamietanli stronice bochenki jeszcze cieplego, pachnacego chlebí wilgotne szpalty czy tane byly skrycie jak literatura wolucyjna, roznoszona w koszykach przez gospod i shižace z dobrých domów, w koncu powodowaly na histerii u pobožných wdów i starých panien.
i JrNkšmy równiež šwiadomi, iž wbrew najlepszym |I»V« i«>m zmuszeni bedzierny rozczarowaŕ wiernych czy-plmków literatury romansowej i zwolenników intrygi |tjrzystej jak w tragédiách klasycznych. Nie chcac Inak odstcpowač od rzeczywistošcí, nie chcac sprze-u lerzyc sie wíasnej prawdzie, musimy przyznaó, že nie nie z calí} pewnoscia ustalic nawet zasadniczego faktu: klm wtašciwte zakochany byl nasz bohater, w matce w córce. Ta opowiesŕ miiosna, przekazywana z ust i u,t, dawno juž níestety stopniala niby róžowy lizak, •nialna kobieca intryga, która mianowalismy stró-in historii i twórca mitów, przekazala paradoksalna lí, iž zakochany byt w jednej i w drugiej, co sta-, že tak powiem, tylko przenoáni? potwierdzajaca. fnožnošc poznania podstawowych prawd. Bogata ílošwiadczenia i bynajmníej nie naiwna, intryga ta arza szerokie pole dla domystów, nie dajac nigdy ■tecznych odpowiedzi i konsekwentníe pozwalajac Hlozonczna swobode wyboru. Zreezníe naigrawa z powažnej teorii wzglednoáci uczuč, podsuwajac m niezliczona ilošc možliwych rozwiazaň, z ktorých i miiimy jedyníe kilka: kochat si? tylko w córce, cie-i| i pachnacej jak šwiežy chleb; kochat si? w matce, okraglych, obŕitych ksztattach, poddajúcej si? dotkni?-niczym ciasto w dziežy, kochal si? troch? w matce, Imch? w córce — pachnaca obfitosc; kochat si? naj-pH w matce, a potem, kiedy córka dorosia — miata hymač w posagu polow? matczynej piekarni i odsetek banka — takže w córce, nie zdradzajac przy tym mat k i; hat si? najpierw w córce, ale zmienil obiekt, gdyž
252
253
córka okázala sie gaska nieumiejaca dochowac taje wiec naturalnie zakochat sie w matce; i wreszcie skoňczyc te zabawe kosztem powažncj teorii prawt dobieňstwa — na która pozwalamy sobie tylko dlatc; neci nas i kusí szeroki wachlarz možliwosci: a iaki > itll pozbawiaja satysfakcji, jaká daje igranie ze zrzadzemaif losu i przypadku, tak jak one igraja z nami — uw nijmy jeszcze jedna mozliwoáč, zreszta najprostsza: byl zakochany ani w matce, ani w córce. Ale doáé bez przesady. Nie podawajmy wszystkiego w watpli Czyž mit o mílošci pana Sama i eórki albo matki, pa Horgos albo wdowy Horgos, nie jest tak samo reálny J mit o Tristanie i lzoldzie na przyklad?
UIUIV J
114, iu| CCtíM
oetyrtfl
ľ Míli
A oto ciag dalszy tego mitu.
Pan Sam, nieszczesny Tristan, przežyl mityczna, n nujaca katastrofě mitosna, ugrzazlszy na niebezpi< mieližnie z powodu wdowy Horgos, wtašcicielki pi badž panny Horgos pachnacej šwiežym, ledwo wyj z pieca chlebem, Kleski tej pan Sam nie mógl we ciwy sobie sposób po prostu skwitowac ŕilnzoficzm. wnioskiem o marným urzadzeniu swiata i o koniecznot powszechnej rewolucji. Posta nowitwiec wymierzyc w nym o krutna í po lic zajaca dla c a lej ludzkosci kare.
Taki byt poczatek j ego gtosnego przedsiewziecia, alt zakrojonej na nieslychana skale. Pan Sam wložyl w r caty swój geniusz, wszystkie oszczcdnošci, cala pai obrazy. Wkrótce w miescie zalopotal wielki trana| rent, rozpiety w poprzek ulicy Šwietego Sawy, krzyczq dužymi czerwonymi literami i spryskany farba, niczy
f lis, po krwawej uczcie bogów. Na tym chiňskim šmoku, ykajacym drutów tramwajowych i powodujacym za-Cenia w komunikacji, na tym arcydziele kupieckiej IHiyslowosci i reklamy — które wzbudzito zazdrosc ■yttkich wtascicieli sklepów, a zwlaszcza piekarzy, ywolalo panike drobných rzemieslników, jak równiež ■Vlzechny spadek akcji piekarskich i zbožowych — ■Ulita sie nazwa tajemniczej firmy, grozme rozpostarta | widnokregu malom ieszczaňstwa, rozbtysta nagle i nie-pekiwanie jak kometa;
flľKARNIA MECHANICZNA KOHN & COMP. ľlllRWSZA NOWOCZESNA P1H K A S N1A ■T EUROPIE SRODKOWE) l NA BALKANACH
Gazety dzieň w dzieií zamieszczaty artykuty o rewo-■yjnym przedsiewzieeiu, a oplácáni przez zagrožonych ■pów i rzemieslników detektywi, podobme jak dzien Jkarze, gorliwie zajeli si? tym przypadkiem, usitujac zi-■jilyíikowaé nieznancgo akcjonariusza, który ukrywat tf pod nazwa KO« n & comp. Policja codziennie otrzy-lywala liczne anonimy, przynajmniej dziesieciu hoch-ri ,i| flerówiobiezyswiatów twLerdziío i udowadnialo, ze |li|atorami tego przedsiewziecia sa wtaénie oni, lecz Izyscy po koleí okázali sie oszustami. W szpitalu miej-iliu znalazío sie w tych dniach kilku piekarzy-magnatów Majacych sie za kohna & comp., a najdziwniejsze, t bylo wšród nich paru dotychczasowych Napoleo-6w, którzy zdradzili zatem gwarantujace stawe imie |l zwodniczego powabu pieniadza i fortuny. Pewna
parím t. dobrego domu — a byl to juž szczyt skand^H ktorá zaszla w c la ž? z jakims hochsztaplerem, o4^H czata uparcie, že ojciec majacegu si? narodzic ďu-jest w la š nie owym tajemniczym bogaczcm L že pt^Ě
znal si? jej do tego w momencie lirycznego unies......
Prosz? nie sadzid, že cala aféra wokól piekarni im-1. ■ nicznej kohn & comí. sprowadzala si? do oszie Najbardziej zastanawial i przeražal fakt, že -/.krkané w ||> bi e handlowej papier y tajemniczego bizncsmcna bylf w najJepszym porzadku, a stan jego konta w Pie: w BankuSerbsko-Amerykaŕiskim — strzežony, jak si? M /.uje, nie zbyt scisla tajemnica zawodowa — swiad^H o wielkím kapitále,
Wdowa Horgos byla zapewne jedy na osoba, która; prawd? o tajemniczym akcjouariujszu, ale — pr mnicj na poczatku — zachowy wata ja, dla siebie. fakt, že ów niezwykly transparent znajdowal si? tu± ] jej piekarni, przemawiat na korzyíé tézy, že pod KOHN & COMP. ukrywa si? nikt mny, jak pan Ed«l|fl Sam, wfašriie on, i že čate przedsiewzi?cie obite zóne bfH na to, by ugiac kaiku dumnej pani — ewentualnie nie — Horgos. Szanownego pana Sama otzy wišcie vv< -■ Li nie obchodzilo, že wraz z nia zbankrutuje przynajmnl*) | potowa šrodkowoeuropejskich i batkaiískich drobných kupców oraz handlarzy zbožem, že setki, tysíace tei^H natorów i czeladników pickaiskich stráca chleb i pojí la tu žebry, Czyzby miat si? przejmowaŕ i y m, že ti tradycy m m nastawieni proletáři u sze nieslawnie skapituluja, jac szeregi bezktasowego lumpenproletariatu? SkQ^H wszystko to nawet nie postato mu w gtowie.
*A panice, jaka zapanowata na walnym žobraniu píe-Hy i akcjonariuszy — k túre miato uchwalič szybkie tkmeczne srodki przeciwko níebezpieczeŕistwu za-■iijícemu produkeji rzemieslniczej nagla inwazja Hlliiiiicznego kapitálu i maszyn ■ jedy nie pani Horlí nie st rarita glowy, twíerdzac z przekonaníem, že 111 ia k o h n Hi c. o m p. jest j a k nad muchany balo n, któr y (|M'žcj jeszcze przez par? míesi?cy b?dzie kražyt nad i.r-iem niezym upiór, a potem gwaítownie eksploduje |ll k nie, jakby go nigdy nie bylo. Proroctvo pani Horgos spetnito si? niebawem. Pi n Sam, magnát i kapitalista, bankrut w milosci i ak-mariusz sentymentow, stat przez pewien czas na desz-|U, wmieszany w gromad? dzieci i gapíów, przygladajac i žalem, jak ŕciagaja z drutów transparent gtoszacy iwe jego firmy, jak nast?pnie ciskajg go w btoto niby t nuda r pokonanego pahstwa, a lumpcnproletariusze i nalkowie kupiecey intonuja hymn nože, cara chráni.
mogac dlužej patrzec na te okropna^ scén?, odszedl xwieszona. gtowajak zbity pies. Wstíipil do pierwszej ?j knajpy i nie wychodzil stamtad przez trzy dni rty noce, nie žatujac sobie alkoholu, dowodzit przy ľfjzbawionym gosciom i kelnerom, že wlašnie on Hl ty m sŕynnym bankrutem, o k tóry m rozpisuj a. si? BEety na pierwszych szpaltacb. Dzicki niezwyktemu (niyslowi ekstrawagancji, dzi?kj sktonnosci doprzesady, (tryražajacej si? mi?dzy innymi w braku umiarkowania, ! W Htu trzech dni — i nocy — zdolat zamienic pozostalý kii|ntai Piekarni Mechanicznej kohn & comp. na bez-j Woľtost'iowe drobné banknoty, rozwleezone w postačí
2S7
napiwku po kieszemach kelnerów lub pozatýkam
smyczku cygahskiego kapelmistrza.
Pan Sa m siedziat sztywny í nieruchomy, a wľnii* ciato wydawato mu sic poczatkowo jakby cudze, 'I" póki nie zaláta go ciepta f a la alkoholu, dzieki ki- ■ ■ odczut bliskosc, intymnošč. swuich koiíczyn. lioziht dza.ce si? po organizmie ciepto, to niewidoczne sknV'i ktoré rozgrzalo go od wewnatrz, przywnxilo mu mly widualnošc i znów spojrzat na páke u reki jak na swojej dtoni, swojego ciaía. Ciato jego na ulcglo scaleniu í prostowalo si? w swej naturálnej kosci od czubków palców u nog až po konce wti na gtowie, Z zadowoleniem zaczal rozgladač si? po pewny siebiíj nieomal silný, a zmartwychwstate cie mitosci wlasnej promieniowato teraz na wszyslk^ s tróny, nie obawiat si? jednak, že znów zgasnie nfl gwiazda. To níezwykte narastanie sily prz.ypisy wat dm taniu alkoholu, lecz jcdnoczesnie držat jak gdylv. n Strachu, Bal si?, žego rozsadzi ten gwattowny przyptyl mocy, nagte scalenie si? osobowosci, ktorá odzyskal) wewnetrzna; wartos'č' i nadawala jego skórze, jego mlfj niom i koše ii >m zupelnie nowa cech?: istnialy w sposdj jakby bezbolesny, naturálny niczym u dziecka. Od d gdy zbankrutowat — w piekarni mechanicznej ortj w miloíci — i systematycznie zaczal poniewieraŕ swojl ciato, które wydawato mu si? jakby cudze, po raz pief szy tego wieczoru „Pod Zlotým Lwem" zdolal zes w jedna calosé wszystkk jego czesci — serce, gtow?, nogi, wn?trznošci — i ponownie odczuč je jako wl
i n,i,
Brna papierosnica, k tóra trzymat na dtoni, takže od-jfik.il.i pclna wartosť, zasadnicze znaczenie wykracza-
■ poza zwykly cel užytkowy, a kauczukowy kolnierzyk ■W stal si? niby zaszczytna p?tla na szyi, noszona bez ■litu, ze stoickim spokojem i szlachetna. duma, jako ín.ika przynakžnosci duchowej i filozoŕicznej. Szybkim, i i.ilyby ostatním spojrzeniem objal čate swoje ciato, kil ne i równoczeánie nagie, odczul twarde, zrogo-■|te paznokcie w skarpetkach jak w jedwabnvi r?ka-■Ke, skór? biaía i upstrzon^ piegami niczym u pstraga, ■to przystrzyžone popielate wlosy, które wsuwaty f pod sztywny kauczukowy kolnierzyk i tarly o niego By každým ruchu gtowy. Ów jeden jedyny rzut oka ilitlccznie przywrócií panu Samowi zadowolcnie i od-■f — upewnit go, že wszystko znajduje si? na swoím ilr(seu: ostré, sterrzace topatki, z powodu ktorých wy-
■ il? niečo przygarbiony, wystajace kosci stawowe rqk Hców, wszystko, doslownie wszystko, jakby si? to od |*go nie oddálilo, jakby nígdy tego wszystkiego nie Iknawidzit. Czui, jak dr?twieja mu na krzeále poáladki, llile mówiac, „to na czym si? siedzi", gdyž wlasciwie nie iliil poiíladków, a nogi na ksztatt cvikla wyrastaly mu ^rost z bioder, czemu przypisywaí swoje chroniczne pmoroidy, o ktorých myšlat teraz bez wstr?tu jak o nie-
Inym fíglu bogów. A czlonka ušpionego mi?dzy no-Itlil, mpskiego narzadu spowitego gestwa wtosówtym ■m nie pomíňal, jak zazwyczaj, z obrzydzeniem do tinego ciaía i do tej klopotliwej, ci?žkiej m?sko£ci, lecz ŕm wszechobejrnujaeyrn spojrzeniem musnat i jego, |wie ze skrucha; nie ziisLan;m'iajaí sic. dlaczegt} i po
258
259
. .bit 14
co, zaakceptowal caleswoje cialo nie bez nadziei: k samobójczy minaJĽ,
Tego wieczoru wšród gosci przy sasiednim stoll Edward Sa m ujrzalpewna pania, pewniiniezwyklo pi\lti( pania, í oáwiadczyl, riajzupelníej przytomnie, jakby vi Iŕfl sce o zachowanie osíagnietej nagle jednosci ducha i cfl która, stusznie laczyí z obecnoscia tej kobicty:
„Panowie pozwola,. že......................., -m
Na chwile zapanowala przy stolíku jakby zgcszczfl cisza, k tóra zostalo naznaczone decyduja^e spotu dwojga istnierí ludzkich, dwóch gwiazd.
I tylko z trzaskiem zamykaly sie i otwieraíy papier nice w rekach panow.
■CIec mój ODS7EDf 7. koncern lipca, a nasi krew-lit niečo póžniej, wsierpniu. Ostatní opustildnm stryj Hto. Wlasnorecznie pozamykatokierinke i dwuskrzyd-■Vťľ drzwi sklepu. W ci^gu dnia staly one zawsze ot-^^■n, obwieszone barwnymí tablicami reklamowymi, h físa-da domu naszych krewnych przypomínata wtedy ■ipostarte skrzydla kolorowego ptaka. Teraz, gdy stryj tlilo Ľamkrial ciežkie debowe drzwi, dom oslepl nag-|r i 1111 ť i ei 11111 .i í. Czerwona woskowa pieczeč odcisnieta b inkjscu, gdzie zwieraja sie slepe skr^ydta zewneirz-^■h drzwi, upodobnita je do wielkiej, szarej urzedowej fcperty z nudnými poufnymi zarzadzeniamL Stryj Otto I řadowoleniem popatrzyl na pieczeŕ przypominajaca. fine, po czym wsiadl na rower i ruszyl w slad za bryczka, ■lata odjechaly stryj en ka Neti i pani Rebeka, siostrze-Mi. .i inojego ojt:a.
Moja matka przez pewien czas podlewata pelargonie hi k'h tar asie, ale juž pierwsze jesienne przymrozki cal-luiwicie zwarzyly kwiaty. Dingo, pies naszych krewnych, hýl po notách zlowieszczo, žatosnie, nienawykty do glu-I'hi-j tiszy, jaká zapanowala na podwótzu i w domu, gdzie
od dawna juž níe rozbrzmíewato echo okrutnego wu mojego ojca i drobných ztoáliwosci pani Rebekl która ojciec byt uczulony jak na mundúr wojskowy | na pokrzyw?.
Niespodziewane nieszcz?scie, jakie dotkne to nas/yuk krewnych, í cisza, jaka zapanowala w obejsciu, gdzii stychač juž byto dzwonienia rozsypujacego si? szklQ szklanki, która mój ojciec cisnal na taras za plecal opalajacej si? tam paní Rebeki, jesienna posepnosd obrazu i šlepe okna zabudowaií — wszystko to sprš že Dingo i j a zbližylismy si? jeszcze bardziej. Cate dni po odejsciu stryja Ottona przeležat na tarasie, swoim zwyklym míejscu, powodowany jakimis szajacymi zásadami, które sprawily, že nie chcial < si? niewiernym prosta kiem jak pokorný wiejski kut kietujacy siejedynie potrzebami žotadka. Przeležaíi na tarasie dwa dni i dwie noce, naskowyczal si? i wodzii niezym na grobie, trzeciego ranka zaá przenl si? przed nasze drzwi, ze tzami w oezach, ale z czyst] sumieniem. Nie naležy zreszta sadzió go zbyt surt Dingo zawsze miat dwóch panów: naszych krewnj i mnie. Do nich przywiazany byt, možná powiedzli na zasadzie interesu i przynaležnošci — to oni ki go, a potem karmilij prowadzili na szezťpienia ciwko nosówce i innym chorobom — do mnie natomi 7. powodow nátury uczuciowej, sercem, na zasadzie dzonego niewatpliwie od pierwszej chwili sentyma wyczut we mnie bowiem bratni^ dusz?, a simil si/niti gaudei: obaj bylismy leniuchami i psotnikami zarazofl
U Ihicielami pomystowych zabaw, zdeklarowanymi wló-kami i wolnomyslicielami. Jusza przyjažn zacz?ta si? dawno, kiedy go przy-iono, przeszto rok ternu. Pochlonatem juž wtedy
.......si wo ksiažek i we wszystkie wyczytane historie wie-
Iflytcm z dziecieca naiwnoscía, mi?dzy ínnymi bardzo Mjmowatem si?dola podrzutków, które rozpoezynaty |tvo|e ciežkie žycie u bram domów zamieszkanych przez ^Mťhetnych i dystyngowanych panów, A že w mařze-llch senných bywatem zazwyczaj bogaty i wyniesíony godnosci co najmniej hiszpaňskíego granda, takže Mťgo jesíennego poranka obudzitem si? z petnego ;hy snu, w którym miatem wtasnie dokonač szlachet-oezynu, ratuj ac podrzutka ptaczacego pod barokowa tma moich litošcíwych rojen, Ptacz podrzuconego Know]?cia, którego los zaležat tylko ode mnie, tego Inka przeciagnat si? jednak poza ramy snu, przesiakt, rlekt jak woda, jak mocz dziecka, którego wilgotna potí swiadezy o tym, že sen o szkole i o szkolnej ubikaeji telat si? níestety poza dane od Boga granice. Obudzi-piu si? juž na dobre, nastuchiwatem z oezyma petnymi rd li mienia, wpatrzony w mglisty, mleezny swit, a placz rJegat si? nadal.
)w przesliezny podrzutek, zrodzony z mojego snu Uby z wn?trznošci matki, ležat na boku, na podrcieto-:h szmataeh, i wpatrujac si? we mnie zatzawionymi rzyma jak dwa duže ciemne winogrona, lizal mi dtori pleplym róžowym j?zykiem. Sieráŕ miat jak u tisa pult y nnego lub u kuny, potyskujaca, mi?kka, i pi?kne mi-Blttturowe lapki krwiožercíego Iwa, podobne do dwóch
202
róžowych przytulných gniazdek, z ktorých wygLadafl cztery ptasie dziobki. A ogonek, to male pasožytnkfl zwierzatko, žyt swoim pasožytniczym žyciem, calknwl cie samodzielny, sklonny do naglych í niespodziew.imi li ruchów, wesofy i swawolny. Tylkíi pyszczek byl smutný sfaldowany od powstrzymywanego plac/u, przyponmi i jacy przedwczešnie postarzala buzie dziecka. Szczenlftk podbit mnie juž pierwszy m spoj rzen iem. Najdziw tlie j h t.t jednak w ty m wszystkim bylo nieslychane podobitnstwii zwlaszcza w oczach t zmarszczkach wokól warg, do gfH pani Knipper, akuszerki wiejskiej. Wszelkimi sposob unl usilowalem opedzič si? od t ego blužnierczego porówfl nia, od tej personifikacji, ale na próžno — piesek mial pxt marszczona, zawsze gotowa do ptaczu twarz starej paill Knipper, akuszerki wiejskiej. Niech a j czytelnik nie sadil ze to porównaniej to niezaprzeczalne podobieristwi mih suwajace grzeszna mysl, i ž szczeniaka wydala na šwi|| pani Knipper, nie budzito we mnie dalszych skojaťfll Przecíwnie. Slyszařem južkiedys, jak pani Rozika, prací ka, opowiadala mojej matce, že w Nowym Sadzie pewni dystyngowana dama urodzila szešč szczeniaków — owoj grzesznegostosunku z owczarkiem niemieckim pótki w| ktorému jeszcze przedtem zapísala caty majatek. Az dn tej pory opowiesc te traktowalem z duža doza rezerWf teraz jednak, na widok psiaka pod naszymi drzwiarnl uwierzylem nagle, iz nie byla ona wymystcm pani M ziki. Moja matka zas nie zaprzeczaia plotcc nic dlateyfl že nie chciata wobec tej ciemncj baby stawiac sprawy n| ostrzu noža, ale dlatego, že sama dopuszczala možIiwaÉ takiego stosunku, z takim rezultatem.
i Prosze sobie wyobraziŕ, jak bylem przeražony, gdy ^■ajutrz stryj Andrej powiedzial mi, že szczeniaka przy-^Hono od... pani Knipper, akuszerki! HCzy stryj nie uwaža, že ten piesek jest uderzajaco po-ilul i ix li.i starej pani Knipper?" — spytalem, chcac spraw-Hllc swoje podejrzenie. i Stryj Andrej, syn pani Rebeki, ujaj mordke. szczeniaka w ubiť rece, wywijajac miekkie,aksamítne uszy,podobne ulwťwnarrz do platków rožy, przyjrzat mu sie dokiadnie ^■czal trzašc si? ze smiechu. Moje porównanie wcale ^■wydalosi?stryjowi absurdalne, potwierdzilje nawet, ^Htviac si?, že sam na to nie wpadt, chociaž psiak od ^kwszej chwili uparcie mu kogos przypominal. Wszyscy i a /godzili si? z tym porównaniem, zauwažyli podo-nstwo, moja siostra i moja matka, i stryjenka Rebeka, iy5cy. Stryjenka Neti z poczatku smiala sie bezzeb-mi ústami, a potem znižajac glos, powiedziala, že nie a obražac Boga, wi?c przestalo si? o tym mówíč, ôc z pewnošcia každé z nas zastanawialo si? jeszcze ld grzesznym porównaniem, graniczacym wlasciwie pornografia, przynajmniej w moim odczuciu. I Stryj Andrej oznajmíl mi niby jakaš uroczysta tajem-Mi< e, ze psiak b?dzie si? nazywal Dingo, tak jak dzikie, lliwiozercze psy grasujace w Austrálii. |)žwi?czne egzotyczne imi? zabrzmialo dla mnie jak pnwiedž nadchodzacych przygód, oczyma wyobraíni ,1? juž bogatíj w przežycia przyszlosc, petna cudow-h atrakcji. To male stworzenie, wilgotny nos, drž^-jft lapki, które otwieraja si? i zamykaj? niczym kwiat li — wszystko to naležy teraz do mnie, cala ta delikátna
264
zabawka, która kiedys stanic sic w moich rekach flM bezpieczna bronia, grožba i postrachem moich wro stróžem mojego snu i mojego ciala, a przy ty m cyrJ|H wym cudakiem umíejacym tariczyc na tylnych lapach i palič fajke! Poczulem nagle zapieraj aca oddech raq^H zrozumiawszy, že zgodnie z logika serca Dingo bed/|| mój — dzíeci z usposobienia sa mu bližszeniždoroš. zasadzie podobieristwa, gotowosci do zabawy i do orU^f jezeli oawet stryj Andrej, dotrzymujac obietnicy, bedlfl go tresowat, uczyt rožných sztuczek — i tak ja na lyffl skoťzystam. Stryj može go nauczyč chodzic na tylnytfS lapat b i palič fajke, a j a naucze go mówič, tio dlac24^H mtody, madry psiak, który potrafi patrzeč i plakac z^^fl nie jak czlowiek, nie mialby sic nauczyc mówiŕ? I toflH jak glupia papuga, bezsensownie powtarzajaca oderwifl ne, niezrozumiate dla niej stowa, nie, on bedzie u miat i^H cztowiek, jak dzíecko wyrazic calíi skale uczuč róžnoi i ni nych i bogatych, tak jak teraz robi to oczami.
Roždíielony /. matka, która gdzies tam na pewnfl za nim teskni i przyzywa go. Dingo kuli si? z jakiegoj odwiecznego strachu, držy, czotga sie u naszych nójl i tylko czasem, gdy na chwilej ocknie sie w nim pierwol tiy 1 instynktj wysuwa pazurkí jakby z futeratu, obnaža i gotuje sic do ataku z oczyma pelnymi dzikiej grožby. Alf J ów instynkt, utajona zla krew i zew dzikošci znowu slabily w petach wychowania i třesu ry, sa mobó j oz o, n apast I i wli rozwarta paszcza napotyka przyjažnie wyciagnieta^ biihfl dloň dziecka i Dingo lize te pachnaca ludzka dlon, ch^^H pazúry jakby do pochewki, zapcmjnajac o níedawnyi l> zamiarach.
Ihiwoli zapomina nawet matke, skowyczy juž tylko Irtly, gdy jest zupetnie sam, gdy przypomni sobie jej n h i jej jezyk. Budzi si? wówczas z glebokiego snu 0 z najglcbszcj medytacji, podnosí teb i zaczyna ja Wtasne skomlenie, smie&zne, bezsilne i daremné, lywraea go do rzeczywistosci — Dingo znów ktadzie |uwť na wyciignietych tapach i usiluje przypomnieč ilhr swój sen. Zápach mléka w postawionej przed ním pKzce miesza sie ze snem jako jego przedluženie, jako owoc, i psiak, choc najprawdopodobniej swiadom litepu, zaczyna godzič" sie z ta. zamiana: bez pospie-jak gdyby dajac do zrozumienia, ze nie catkiem twoli sie nabrac, lize micko iczykicm jak kot, obiizuje Zápach Tytoniu — czyli mój stryj Andrej, który »11 w tajemnicy przed matka — oczywiscie níe jest fiy tym obecný A pani Rebeka, której ciemna, tlustá ra drážní nozdrza ostrým zápachem kobiecoáci, porta sie za zastoná cieptego, parujacego mléka tylko na )ment, tylko na tyle, aby to ztudzenie mleezne byto Iníejsze, gdyž jej zápach jeszcze bardzicj przypomina rreniakowi utracona matke-karmicielk?. Jedy nie ja com obok, maczajae mu nosek w mléku, i przemawiam .zotliwie, aby zapamietat mój gtos, aby uwažat to íko za dar pochodzacy ode mnie, že tak powiem, ze kle wyssany.
Lezy teraz osowialy, jakby dat za wygrani, mruga za-iwionymi oczyma, nagle zrozumiawszy, že to nie mléka brakowalo, ale czegoá innego, nieokreslonego. že )oko w nim tkwí jakás melancholia, tesknota za czymé ilckim, utraconym. Spoglada wokól z rozezarowaniem,
266
267
sytý, ale mewesoty, i próbu j e uvolniť si? od tej cft^H psiej njedoll za pomoci btogiej drzemki, slodkiego Mlfl w którym pozostaí jeszcze slad j ego bohaterskich wil czych przodków, jakás1 atawistyezna sila — ostrzy na nfl zeby i pazúry niqzym na oselce, dzielny, nieustras/imy I wtedy, w pótšnie. na granity zludnego zawrotu gh'^ ^ i purpurowegoblaskUpSpostrzega swójogon, Lo nieznaiii žmijoksztaltne zwierz?, ktoré skreca ?>■? i /-ímierza ni l niego, sni aga po grzbiecie i po bokách, szukajac miejt^H gdzie najlcpiej zadac smiertelne ukaszenie. Alawistyc^^B strach i gniew ježa sierše Dinga, zaczyna siy u, mLesko^H pogoň, szalony laniec wkótkorkaruzela, Ghwilami uil,i|f mu si? schwy tac wiasny ogon, ale gdy juž ma rozprawlŕ I si? z nim raz na zawsze, to chytré zwierze wymyka mu . i ■. i ucieka dookola, tuž przed jego nosem.
lest lo jednak malo Istotny. przť mi jaj.konlhkl klóiy po kilku dniach zakortezy sie paktem o nieagresji, Trwií lym sojuszem, wkrótce ulegnie zaporrmii nm na ry.o / o wiele ciekawszych konflikUnv z |K:hLimj: owadnini kótami i ptakami. Pomoga tež o nim zapomnieŕ corrjfl to nowe zápachy dolatujace z kuchni, tarasu i pod^H rza, namiastka ludzkiego požywienia, resztki ze stolu, wreszcie fundamentálny, odwieczny prnb ■.-11 ■ "I z mies a kosci, Zazwyczaj nieporadny i niculny, pod ezas pierwszego zetkni?cia z rzucon? mu košuia l>ingo odkryl j ĺi kafi prastará, biblijna prawde. f už samo sp^Ě kanie w?chu z woíowym žebrem wydobylo mu z gan|| wcale nie dziecinny, och rýply warkot, a zetkniecie z ta. nieco jeszcze krwawa kosci a nadalo jego la pokorným, ciemnobíekitnym oezom patyn? zwierz
M/l
|| kosci: pierwsza kosé stala si? pomostem mi?dzy ata-ilyczna prehistória i obecná egzystencja wáród istot inmznyrh.
| Mój ojciec dosti dlugo udawat, že niczego níe zauwaža, Hf ohecnoíč psiaka w naszym obejšcíu wcale go nie ob-H^adzi. Sprawa jednak przcdstawiaía si? inaezej: ojciec i ■ Hakl si?, že stworzenie to moie zagroziejego slawie, ■lUnae go w cíeii, na dalszy pian, gdyž od kilku dni u nas ^Bnaszych krewnych mówilo si? wylacznie o psie, a na /yny oj ca zwracano coraz mniej uwagi. Tym przy-Hljmniej naši krewni tlumaezyli królewsku obojetnosč Rki wobec Dinga. My ze swej strony skwapliwie podtrzy-^■TWalismy t? tezy, aby ukryč przed nimi prawd? (która ^■txta nie podwažala stusznosci tezy naszych krewnych): ly pierwszym spotkaniu ze szczeníakiem, jeszcze nie-rzezonym i glupiutkim, ojciec przežyt silný szok, któ-mógí si? skoňczyd tragieznie. Stalo si? to w dniach ||wiekszej jego slawy, w okresie wspaniaíych spektakli burzliwych oklasków, jakie zbieraí w karezmach pod-piiswych slynnych wystepów i prelekcji urozmaicanych I Hiir.i i / [>w sk i in i i iti prowizae j a m i Spie waczym i. Pe wn ego lofjistego jesiennego poraňka wracaí z dwutygodniowc-bi fourněe po okolicy, z twarza blada, z pólprzymknie-I lyini oezyma, pijany slawa i alkoholem, poturbowany i ■ pluty, w ubloconym surducie i pogniecionym pótcy-I hudrze, Cala noc bladzil po obeych polach, straciwszy in dntacj?, gdyž gwiazdy byly przesloniete g?stymi chmu-I i mni. [^ilujac uparcie od naleze wtasciwa drog? dzieki HpThowi porastajacemu pnie drzew od strony pólnocnej
26&
269
i innym podobným znakom, brnat w blocie, osuwa do rowów, wpadat na ploty, Byta to piekietna, buf noc, pelna bfyskawic j grzmotów, czarna jak smola no obwieszczajaca symbol i czniezgub?moj ego o i ca i koniec iwJata, Ale nawet od metarlzycvnego leku i od strachu przed btyskawicami silníejsze bylo przeraženk1. ki poezuí w chwili, gdy opadly go rozwseieezone wiejskli psy, zgraja kundJi spuszczonych z tancucha i zgtodnli lych, szarpiacych jego strudzonc, umeezone c La to, MóJ ojciec — encyklopedysta, mag, psycholog itd. — nie sie oezy wiácie na taške i n iela sk? wie j sk ich ku nd I i a n i n bronií sie laská z metalov* ym szpicem, iak ivmiihby s^lIzi n iew t aj em n iezeni. Dt.iek i wielolel nim dos wiadezen iot i znajomosci kynologii sklanial si? raczej ku metodom bardziej skuteeznym, absolutnie niezawodnym, „Kiedy napadnie ci?pie$ — pouczal mnie pewnego rázu, wpjj* jac podstawowe wiadomosci o žyciu — pamietaj, m Indy czlowieku, nie brori si?, jak Cygan, kijem i nogami. Wf wiera to marný skutek, a poza tym wywoluje w psyc psa calkiem odwrotne efekty, budzi drzemiacy insty samoobrony, jedným stowem, czlowiek nie ma ju z do nienia z psem lub mówiac doklad n iej, z psami, ale z zgraja wygtodnialych witków, równie inteligentných, krwiožerczycri- Platego, mtody czlowieku, zapamiffl to sobie raz na zawsze: przede wszystkim nie zwracij na nie uwagi, nie bój si? szczekaina, catkowicie zlekcf waž ataki — to szezekanie i ujadanie wtaéciwie nigdy nie koňczy i trwac b?dzie dopóty, dopóki na swiecie zostanie chocby jeden pies i jeden czlowiek, A w ów wwierny przyjaciel czlowiekaw niewatpliwíe unie
Inhiiego przed sta wiciela istotdwunoinych, roz&zarpie i n i drobné kawatki, zakoňczywszy w ten spôsob wal-\ pomšciwszy haniebne poddaristwo, niewol?, która kva juž od tysi?cy lat, jak niewola synriw Izraela. Tyle rozwoju stosunków pomí?dzy istotami dwu- i cztero-jÉnymi, A jakí wniosek nálezy z tego wyciagnac1, mlo-'cztowieku? Trzeba si? jednak bac i trzeba walczyč, ale teligeneja, sprytem. W chwili, gdy zgraja rozwscieczo-íh psów rzuca sie na ciebie, to znaczy, chcialem powíe-lleŕ, nacztowieka, trzeba szybko kucn^cf oprzeesie na kadí, stac tak jak gdyby na czterech la pach przed nie-fcpiccznym, krwiožerczym wrogiem i patrzeŕ mu pro-w oezy b^d z nawet zaszczekac. Ježeli ma si? na glowíe elusz czy pótcylinder, nálezy go zdjač i potožyť przed a na zicmi, Ta metóda, mtody cztowieku, sprawdzona praktyce, w mojej wlasnej praktyce, jestnieza-na i najbardziej skuteczna. Sta jac oko w oko z czwo-ožnym wrogiem, wi?kszym od siebie i silníejszym, przy tym bedac swiadkiem zadziwiajacej metamorfo-awierz? z podwini?tym ogonem rzuca si? do ucíecz-przekonawszy si? raz jeszcze o chwilowej przewadze wieka, przekonawszy si?, že ów dwunožny uzurpator, i tylko zechce, može nawet przybraŕ postač czwo-oga, natomiast jemu, psu, odwrotna przemiana nisi? nie údaje, przynajmniej nie w sposób, w jakí by Je pragnat".
Wierny swoim teoriom, pami?tnej nocyojciec przeszedl ľzworakach przez kilka wsi, szczekajac na rozwscie-fte kundie, Pótžy wy ze zm?czenia, przej?ty panieznym chem, dowlókt si? do naszej wioski wytrzežwiaty, nie
170
171
pot rarit sobie jednak uprzytomnič, czy koszmarna m byta tylko ponurým snem, czy jaw$, czy može tym, qk go spodziewal sie nade wszystko: nawrotem delirycznyrh, napadów sprzed b t dziesieciu, ktorých w.spnmnieniľ ml žyto w jego šwiadomošci i doprowadzalo go do rozpai i \ nasuv/ajac upartij mysl, že jest czlowiekiem skonczOfflH Zobaczywszy przed drzwíami naszych krewnych nietego w klebek, skowycz^cego psa, mój ojciec — wiadomo który juž raz tej nocy — uklakl powoli, zn nowany, po czym zdjat pólcylinder i sam tež zasl czat, usilujac nadad ochryplemu glosowi wysoki, za ton. Szczesciem naši krewni niczego nie styszeli, a ka wprowadzila go do domu, udajac, že nie domysla celu tego padania na kolana i wybijania poktonów przed jakims božkiem.
Zdarzenie to leglo u podstaw stosunków pomie moim ojcem i Dingíem, Przez cale dwa lata ojciec chodzit obok, jakby go w ogóle nie dostrzegaí, a pamietajac owa je sien na noc, kiedy mój ojciec pok mu sie do ziemi i zdjal przed nim kapelusz, nic chcl| naruszac tego úkladu sil i sprowadzač do dzíeciniifi |j ufatošci, Dingo szanowal jednak mojego ojca. by i niego przywiazany i nigdy nie zapomnial jego wznio1 panteistycznego gestu, o czym šwiadczy fakt, že w pfl dedníu odejšcia ojca cata noc wyí przeražliwíe, žalošniv, rozumiejac ogrom straty i przeczuwajac cisze, ktfl przysypie nasze podwórze jak popiól... lakiš czas ■ y>\ za cygaňskim wozem, a potem zrównat sie z jiim i pi /v* chwile patrzal mojemu ojcu prostowoczy wybaczywfl mu wszystkie zniewagi. „Spójrzcie — powiedzial wt*fl
tec, udajac, že až do tej pory wcale psa nie zauwažyí — ijrzcie, nie ma nikogo, kto by odprowadzit Idwarda Sama na cmentarz, na Golgote. Tylko llrdne psisko lezie za nim. Biedne, madre ■i S k o" Spuscil nawet reke z wozu, let:/ cofnal j^ szybko, llf dotknawszy psa, do konca pozostal wierny sobíe. A može zorientowal sie, že go slyszymy, i zrozumiah že tiňs obraza?
272
iesieň oweqo rok u, po odejsciu mojego ujt:LL, L11• I jr wala pod znakiem jakiejssmiertelnej ciszy,g?stej i lepku i pod znakiem ckhego gíodu, wieczorów wypeíniony< b tesknota i požarow we wsí. W szkole ezesto pisy waliímy I wypracowania pod tytu lem Požár, wzmszaiace repol taze, w których dominowal ton modlitewnej skruclH dziewcz?ta krztusily si? ízami, przej?te tym wielknu apokaliptyezny m tématem, papier w zeszycie cv e rw in 111 sie odbkskiem ognia. Bylismy bladzí, z oezyma podkfl žonymi po nieprzespanej nocy,
Pod wplywem glndu zapadal i srny w apatyezny pdH sen, calymi godzinami patrzylišmy przez okno, jak wĚW desze.z albo jak podróžuja podniebnymi szlakami dztl^H kaczki i iurawie, kh lot, ich zdecydowanie, kh boj]^| glosy przy pom inaty nam ojca 1 mac h al i šiii y i e k 4 pt j kn i n niebieskím. Moja síostra Anar pragnac urozmaicíč solili j nudnépopoíudnia, przcbierala sie wsukienki, /. któryn i dawno juž wyrosta, z díugkh ciemnych wlosow upin.il i przed lustrem przeróžne fantazyjne řryzury, które — llfl szym zdaniem — wykraczaty niekiedy póza granke pi zwoirt ošti. Potem, krygujac sie, malowala wargi czerwG^H
Btbowana bibuíka, co jeszcze bardziej uwydatnialo jej
| I1I1I1I0ŠC.
Mizdrzy si? do lustra, kreci siedzeniem, spuszcza wlosy, ^■lystaniaj ac jedno oko i nagle zaczyna šmiac sie smie-Hum áwiadczacym o jakíms niezdrowym podnieceniu, HMn Jei przebiegaja skureze, oezy napěloiaja si? Ízami. ^Htazcic sama uswiadamia sobie, že przeciagn?ta strun?, Hhvraca si? do lustra plecami, jak gdyby przestraszona, I | |rdriym krokiem wychodzi z jego ram nkzym z wody. Po ■l nie wiem który wyjmuje swoje widokówki, roztacza je I )Mk barwny wachlarz, potem rozkladá jedna obok drugiej \ plhy k a rt y w pasja nsi e. O czy m mówia jej ci fa Isz y w i k ró n.11 waleci, o czy m szepeze dzwi?czna gama kolorów, lvi iawiHizerwonejesienneróze,sloneeznepejzažeililio-i panoramy dalek ich miast? Jaka wartosc przedstawia niej ten oczywisty kkz, sielankowe, matomieszczan-molywy, wieže stynnych katedr, scntymentalne pary itaroswieckícb powozach albo z rakietami tenisowy-kl w reku, uiesmaczne wyznania mítosne spod znaku Ca przebitego striata? Pozostanie to wieczna tajemnka, 1u|a siostra Ana nie oddá je si? bowíem nazbyt dtugo ^■ntjonarskim marzeniom o rycerzu na siwym konin, zamyká je w ciemnych zakamarkách szafy, gdzie lezy I»»■ ■ i una dámska i biate kule waty, nie pozwala opanowac H|| bez reszty lirycznym snom i rojeniom, z chichotem -U.mI.i Iwwny wachlarz, zanim /.up ľ i nie ia ošlepi. Blczyna teraz robic z widokówek „kasetk? na hižuten?'1'. ywajac břzegi jedwabn? nitka-I t)boj?tna na třese, jaka zawieraly, na wyblakle litery 1 'slone rozmaítymi charakterami pisma, wszywata
374
27S
w swoje pudelka cenne dokumenty, te papirusy, kt» ukradkiem próbowatem rozszyfrowač, za každým zem sklonny do utožsamiania sie z osoba pisz.u:a Iufj z adresátem, zawsze pelen lirycznego przewražliwíd^H „Droga moja Marisette, jašmin krzewi sie tutaj jak gros/.rk Widziatem caíe pola jašminu..." — udalo mi si? o w \ w szysiko przesiakni?te by to zápachem jašminu...
Kiedy tak przerzucalem staré, požótkte widokówk zrozumcie mnie dobrze — przerzucatem je dziš, latách, nagle wszystko mi si? pomieszato, powiktafi Od chwili, gdy w tej historii zabraklo wspaniatej pi staci mojego ojca — wszystko rozprz?glo síe, rozpad) Jego silná indywidualnošc, autorytet, a nawet samo je| ími? i stynne rekwizyty skládaly si? na podstawow watek, zamykajacy w swych ramach t? opowiešd, ktd fermentuje jak winogrona w beczkach, opowiesŕ, w kt rej owoce, nabrzmiate od wtasnych soków i promiei stoňca, gnija powoli, zdeptané, zmiaždžone ciežarei wspomnieň. Terazzaá popekaty obr?czc, wycieklo win a wraz z nim uleciala dusza owoców i žadna sila tll natoczy go juž do pustej beczki, nie nasyci nim', nowníe opowiesci, nie zleje do krysztalowego kielk Ach, ten zlotoróžowy plyn, ta bajka, te opary alkohol o losie! Nie b?d?blužnil ani skaržytsie na žycie. Poz ram raczej widokówki z epoki pelnej staroswiecklJ wdzi?ku i romantyzmu, potasuj? karty t polož? pasjan
276
lil 1' /.ytelników, którzy lubia pasjansy i upojenie, lubia Hltrawe kolory i zawrót gtowy.
Nasze seansy t?sknych wspomnieň — termin utwo-^■ty naturalnie o wiele póžniej — zacz?ty sí? któregoš jfiltnnego wieczoru, po odejsciu ojca, od improwizacji mo)v\ matki. Wtedy jeszcze nie miaty nazwy, lecz po-■Alkie, nieochrzczone, powtarzaty si?, nieregularnie ^■Bta, czasami catkiem niespodziewanie. Zacz?ty si? ml improwizacji, jak poezja, potemstopniowoprzybieraty moru/, bardziej okre slony ksztalt, až wreszcie staly si? pr?.ľdsi?w7.i?ciem o došc jasno sprecyzowanych, idea-[llltycznych celách. Staraliámy si? naturalnie nie zepsuc IV* li wieczorów sztywnym rytuatem i rygorami, totež piwsze miaty urok swiežošci, choc powtarzaty si? z je-■Irni na jesieň w ciagu kilku lat i dawno juž przekroczyty (inline improwizacji.
Za každým razem zaczynato si? to jakby przypadkiem. Mlyny, podstawowy warunek stanowita nieobecnotfc hio|() siostry — matka i ja, nie porozumiewajac si?, przy-HUniy t? zásad? — gdyž Ana nie byta odpowiednim hrriium podczas takich seansów spiry tystycznych. W jej Olir< nosci, jak przekonališmy si? kiedyš, nkragty stolik, m Móry m nie ma želaznych gwoždzi — mówiac w prze-án\ — ani drgnat: nieufnošó Any, jej ironiczny stosunek I wszelkichzjawisk poetyckich, idealistycznych rozpra-ly mistyczna atmosfér?, w ktorej lubílismy pogražač nboje z matka.
Wieczorem, gdy moja matka zaswiecita kaganek, w któ-palil sie dziegiec zmieszany z nafta, kuchnia nasza,
277
w swoje pudelka cenne dokumenty, te papirusy, kt ukradkiem próbowaíem rozszyfrowač, za každým zem sklonny do utožsamiania sie z osoba pisz.jca luh z adresátem, zawsze pelen lirycznego przewražliwie^H „Droga moja Marisette, jašmin krzewi sie tutaj jak grosztk Widziatem caíe pola jasminu,./' — udalo mi sie ock^J tac jedna, z kartek i wkrótee upijatem si? milošcia jiil trunkicm, wymyslajac naíwna, sentymcntalna hislory^H ktorej bohaterem bytem oczy wíšcie ja i w k 11 > w \ w szysi kí i przesiakni?te by to zápachem jasmínu...
Kiedy tak przerzucatem staré, požólkte widokówk zrozumcie mnie dobrze — przerzucatem je dziš, latách, nagle wszystko mi si? pomieszato, powiktad Od chwili, gdy w tej historii zabrakto wspannilej pi staci mojego ojca — wszystko rozprz?glo sí?, rozpad) Jego silná indywidualnošc, autorytet, a nawet samo je| ími? i stynne rekwizyty skládaly si? na podstawow watek, zamykaja^y w swych ramach t? opowiešc", ktd fermentuje jak winogrona w beczkach, opowiešc", w kt rej owoce, nabrzmiate od wtasnych soków i promiei stoňca, gnij? powoli, zdeptané, zmiaždžone ci?žarei wspomnieň. Terazzaá popekaty obr?cze, wyciekto win a wraz z nim uleciala dusza owoców i žadna sita tll natoczy go juž do pustej beczki, nie nasyci nim', nownie opowiesci, nie zleje do krysztatowego kielk Ach, ten ztotoróžowy plyn, ta bajka, te opary alkohol o losie! Nie b?d?blužnil ani skaržytsi? na žycie. Poz ram raczej widokówki z epoki pelnej staroswieckie) wdzi?ku i romantyzmu, potasuj? karty i polož? pasjan
276
lil 11 /.ytelników, którzy lubi^ pasjansy i upojenie, lubia Hltrawe kolory i zawrót gtowy.
Nasze seansy t?sknych wspomnieri — termin utwo-^■ty naturalnie o wiele póžniej — zacz?ty si? któregos jfiltimego wieczoru, po odejsciu ojca, od improwizacji ■K>)ej matki. Wtedy jeszcze nie miaty nazwy, lecz po-■Alkie, nieochrzczone, powtarzaty si?, nieregularnie ^■Bta, czasami calkiem niespodziewanie. Zacz?ty si? ml improwizacji, jak poezja, potemstopniowoprzybieraty moru/, bardziej okre slony ksztalt, až wreszcie sta ty si? ■fZľdsi?w7.i?ciem o došc jasno sprecyzowanych, idea-[liltycznych celách. Staraliámy si? naturalnie nie zepsuc: IV* h wieczurów sztywnym rytuatem i rygorami, totež liwsze mialy urok swiežošci, choc powtarzaty si? z je-llriii na jesieň w ciagu kilku lat i dawno juž przekroczyty (inline improwizacji.
/n každým razem zaczynato si? to jakby przypadkiem. ■dyny, podstawowy warunek stanowila nieobecnosc hiojt j siostry — matka i ja, nie porozumiewajac si?, przy-HUniy t? zásad? — gdyž Ana nie byta odpowiednim hŕriium podczas takich seansów spiry tystycznych. W jej phrcricíšci, jak przekonalismy si? kiedyš, okragty s tolik, m ktorým nie ma želaznych gwoždzi — mówiac w prze-iiini — ani drgnat: nieufnošc Any, jej ironiczny stosunek 1 wszelkich zjawisk poetyckich, idealistycznych rozpra-ly mistyczna atmosfér?, w ktorej lubílismy pogražač oboje z matka.
Wieczorem, gdy moja matka zaswiecila kaganek, w któ-palil si? dziegiec zmieszany z nafta, kuchnia nasza,
277
ich fragmenty, utoisamiatem si? zuchwale to z k wiczem czy z ksieciem, to z pi?knym Cyganem - jc/cl przypadata mu rola bohatera í kochanka, ignortmah-m przy ty m wszelkie normy etyczne i religijne.
„Ale w koncu, kochanie, po co to wszystko?" — pytala nagle moja matka, níeprzestajac poľ lis i lič d rútami, któi krzyžowaty sie jak miecze lilipucicb rycer/v skazariyt'h na wieczny pojedynek o welniana bluzeczk? liliput n | pieknoáci.
Naj wyražniej zaczynala sie obawiač ogarniajacego nifl
čoraz bardziej przeczulenia. Zrozumiawszy, že zan&4H juž przywyktem do tej zabawy — aby przed zasnic< tlumaczyc deszcz wierszem matka posLanowita /•» wróciŕ mnie z drogi poetyckiego na logu i ekstrawagai n ( sama zaczela wymyslac przedziwne opowiescí, pod< sie pieknej i niebezpiecznej fikcji poetyckiej. Inť miala zreszta jak najlepsze: chci a la skanalizowaŕ rruJj ideál i z m, sprowadzic go do normálnych wymiarów, sklf rowac ku jakimkolwiek rzeczywistym sprawom, byli powažniejszym od bajki, W dlugim monologu lirycí nym opowiadala mi historie swego dzieciiiisLwa, kmi uptynelo wkiád drzew figowych i pomaranczowy< h dziecihstwa wyidealizowanego niczym w opowieíi biblijnych, i tutaj bowiem, jak w Biblii, pasíy sie zlotí owce i ryczaíy osiolki, liga zas byla drzewem wybran Bajkom jesiennego deszczu moja matka starala sie prz ciwstawič wlasna legende, usytuowana w miejscu i czasl a jako dowód rozkladala map? swiata (w skali i: 500 001 znaleziona w spuscižnie po ojcu), wskazujac koncem si delka t? Arkád i?, sloneczne Eldorado wyidealizowaneg
im" M
MU |l
»wych|l šciach I orunt I anymJ
■tcíústwa, oblana. promieniami stohca Gór? Oliwna, M'Hňenegro. Pragnac ostabic oddziatywanie deszczu, Uwnlniŕ mnie od sugestii i úroku jego tercyn i kwartyn, ftinlka. rozšwietlata obraz swego dziecihstwa wiecznym limitem i jaskrawymi barwami lata, umiejscawiala je Ifcyznej okolicy, w oazie wšród gór i skal.
Przej?ta wlasna opowiešcia í wlasnym mitem, za kaž-■ym razem wracala do kwestii pochodzenia naszej ro-«l/iny, nie bez dumy odnajdujac przodków w dalekich, ■tgia osnutych czasach šredniowiecza, poáród možných |Miiow i dam dworu, oraz ustanawiajac przez nich koliga-wě t ksiaž?tami, arystokratami dubrownickimi i wenec-bliiii, jak równíež z albaňskimi wladcami i uzurpatorami. N> odleglych gal?ziach tego drzewa genealogicznego — zcz^cego w bladym áwietle naszego kaganka jak orna-htnty na šredniowiecznych pergaminach ze zloconymi in n jatami — oprócz rycerzy i dam dworu pojawiali siť wni žeglarze, którzy przemierzyli swiat od Kotoru I Konstantynopola, až po Chiny i Japoni?, a na gatezi 1 ulkiern bliskiej znalazta si? nawet amazonka — przynaj-ninlej ja jaj sobie tak wyobražatem, matka mówila o niej I>li prostu „twoja ciotka" — która z poczatkiem naszego IW leku, a wi?c w níedalekiej i bynajmníej nie mitycz-■ Hr; przesztosci, przysporzyta rodowi síawy, odrabawszy Hhiw? napastliwemu Turkowi! Byt równiež bohater na-Ifodowy i pisarz, stynny wojewoda, który w pieódziesia-Hym roku žycia nauczyt si? czytac i pisac, aby wzorem i - il 1.1i erów antycznych do laurmv swego miecza dohjczyc Imir pióra. Kwíal drzewa genealogicznego, które matka ^■dzila w tlustým, wilgotnym czarnoziemie wieczorów
281
jesiennych, stanowili jednak moi wujowie, ludzie towi w najlepszy m tego slowa znaczeniu, biegle w t; jezykami obcymi i podrôžujacy po calej Europie, buř /n staré mity w imi? nowych, na skale- europĽ-iska. i šivli towa. leden z wujów zostal nawet wyróžniony przez k roll serbskiego zaproszeniem na obiad, po ktorým — wbrrW swym europejskim manierom — udal si? do restai „Dardanele", gdzie zjadl zdrowa porcj? Fasnli po sei b-.U za 25 par (wraz z chlebem, wkalkulowanym w cene), ,
W každej z tych historii tkv/it morat, k tóry mat k, powiadala na koncu, po trzycwierciowrj pauzie, n lby, dy stých, lub zachecafo, aby m sam go wyciagnal* spi ,iw d zajac przy tej okazji moje sklon nosci í normy moralita Wstód matczynyeh opowiesci — oprócz tych š rednite wiecznych o rycerzach i k rolách, o pick nej Cyganof i ostatním z Abenseraiow — byla takže bajka z podwdÉ ny m muratem, bajka ezopowa, ktorej wartosci morajH i uczQciowej nie naležatoby lekcewažyc. Zbajki tej, pl wiadam, wynikaly dwie nauki: jedna — wpťOSt Z \m treŠCÍ, druga — ze skry tego l?ku mojej matki, za^^H kojonej w&zechwladnym wplywem, jak i wywieraly nl m nie czarodzíejskie, fantastyczne opowiesci jesíennta deszczu — a przyktad ojta przekonal ja raz na zawHl4| jak wielkim grozi to niebezpieczeristwem Byla to bjjk| o krowíe, ktorej zabráno ukochane ciel?. História ta pa wtarzatasi?trzykrotnier za každým razem widentyt zny sposób, i zawsze koríczyta si? tak samo tragicznie: chôdza kupcy, sprytni handlarze, wyprowadzaja c o sarnich oczach, a jego matka roni Izy, cicplc krowie Izy, i ryczy žaíoáfiie, bardzo žatošnie. W]
2W2
^Bchorowala si? ze smutku, przestala }eáč, ze zmartwie-
Hla ítracita mleko,
Widzac, že nie chce nawet ziót leczniczych i dtugo
■t nie požyje, chtop zabit biedna krowin? — tu moja iihiikj zniža glos do oktawy oddajacej gl?bokie wzru-í/rnie, które tak zapiera jej dech, az zatraca si? rytm n|iowieHd.
t Czy znacie koniec tej pi?knej bajkih czy wiecie, co stalo /. seicenn matki-krowy? Na jej sercu znaleziono trzy
diii.ľjgtcbokic. smicrtelne rany. jak gdyby 7 ad a n c nože m inickim — a každá rana to jedno uprowadzone cíel?r
Vlak i jest koniec bajki o krowie ze zranionym sercem,
I aCzy wiesz, kochanie, o co pytali mnie ludzie, nawet ^Bftnajomi? — zagadnela któregoá 2 tych wieczorów m utká, pow rúcaj ac od milycznej przeszlosci swego dzie-■ ľlnstwa do czasu historycznie okreálonego, graniczacego Hfkiedy z zasi?giem mojej pami?ci. — «Bardzo prze-Itízam, czy m pani šmar uje buzie dzieci, že maja. taka^ If kna, biala cer??». U im i echa ta m si? na to, mówiac, že W ORole nie šmaria j? was niczym, tylko daj? dužo mleka, řOcÓw, jarzyn, qzasem sok z pomarariczy. *Pani wy-ly, ale nie mog? w to uwierzyč...». Och, Andi, to ci tt chyba opowiadatam... A kiedys znowu, w Koturze, Vi£ pani zatrzymata mnie na ulicy i prosí, žebym jej Riyczyta moje žurnále. «Jakie žurnále? » — zdziwilam Hr, a ona pyta, czy wasze ubranka sa szyte wedtug mody ■tedeňskiej czy paryskiej, «Przepraszam bardzo — wyjas-111I.1111 — sukienk? Any sama skroilam i uszylam na ma-hrnie wedtug wymyslonego przez siebie fasonu, ubranko,
233
k tóre ma And i, tež sama zrobilam na drutach, a zlf| ne jest dlatego, prosz? pani, že ze wszystkích koluiów naj bard zlej lubu? wtasníe zieJonyj zielonyjaktrawa, CM nie požyczylabym pani žurnále, prosz? mi wierzyŕ, ale n|# prenumeruj? ani wiedenskich, ani paryskich*. N p to onftij Achj kochanie, przeciež to tež c i opowiadalam. . ľ mój Bože, byliácie najtadniejszymidziečmi na t alej ullcy Bern a i wszyscy naokolo pytali, jak ja to robi?, že mifl takie rumíane buzie".
„Opowiedz mi jeszcze — problem — jak przyjechil nástupca trónu, }ak byt ubraný i kto mu si? podobal."
„Och, Andi, chceszto ustyszec' jeszcze raz? — cie si? matka. — Chcesz pewnie zapamí?tac, co powied mlody nast?pca trónu?... A wi?c koležanki zacz?ly ki 5zeptač, že do naszego miasta pizyjechal mlody ks chyba to byt ksiaze wtoski... I rzeczywišcie, któregoá przyszedt do naszej szkoly, jak to sic mówi, incognito, ubraný jak najprawdziwszy ksiaž?, urodziwy jak dziew czyna, wsxystko na nim blyszczalo, zlota szabla i epoletH a dtonie miat biale, wypieszczone, jak wielcy panowifl Zabawil zre.szta krotko, popatrzyl na nas, posmiatfjfl i odszedl z dôstojná asysta, mienia;*.: si? od s rebra i zlotM a jego ostrogi džwieczaty w korytarzu przyst rojonym ni I te, uroczystošč róžami i bzem. Nazajutrz wzywa m niť signorina Angelica — Wloszka, która uczyla na s robdfl r?cznych — i powiada, že mlody ksiaí.? wypytywat, jifl si? nazy warn i skad pochodz?, z jakiego domu, bo bardll mu si? podobala m. Ze wstydu o malo nie zapadlam s|H pod ziemi?... Pomysl tylko, Andi, jaka pi?kna byla twoji 1 matka...".
ľu moja matka odkladala na chwil? druty i prz?dz? k rmeczona Parka i wyjmowala z glebí szafy kartonowe la, w ktorých znajdowaíy si? staré, požutkle fotografie zinne i dagerotypy, áw corpus delicti minionych cza-', urojonego blasku jej mtodosci i stawy naszego rodu.
Tak to, powoli i calkiem nieáwiadomie, matka zatru-U mnie wspomnieníami, piel?gnowala moja slabosc do ílinych fotografii i pamiatek, do f A e š n i i patyny. ľadajac nli.ira tej sem y mentálnej edukacji, razem z nia wzdy-Hkftfeni do dni, które nigdy juž nie wróca., do dawnych (Hnlróžy izapomnianych krajobrazów, Przesiadywalismy w inilczeniu, pochyleni nad požólktymi fotografiami, kto-i111 j 11 jcbronic/nosc: nie ulegala kwestii, a staroswieckie ^■ory budziiy w nas t?sknot?L
Ten utalentowany mlody cztowiek, wunderkind, poeta I pianista, to mój zmarly ojciec, Edward Sam — mówitem f flnhie w duchu. Edward Sam, zmarty šmiercía podwójn^ Bfheodwotaina, Oto moja matka, Maria Sam, w czasach j kirtly nie byla jeszcze moja matka. Niežyjaca juž Maria ■im. A oto moja siostra Ana, sprzed jakichš pi?ciu — szeš-■ m lat, gdy mieszkalismy w Alei Kasztanów... Niežyjaca \\\t Ana Sam. Ten chtopiec za.4 — z dzwoneczkiem na ■lyi, jak ba ranek — to ja, niežyjacy juž Andreas Sam... hiwszcchncmu umieraniu — czasu, mlodoéci i mody — hloja matka probowata niekíedy przeciwstawiac utopi? i»i ľ, I i stej przyszíošci, w ktorej jednak j a kos nie potrafita B|f itnaležč. Byty to tylko daremné dygresje, sprowadza-Bfce sic do domyslů w, po czym znovu, poprzez barwne pi/ygody moic:h wujów, história powoli i nieuchronnie
284
285
stač žala si? w przeszlosc niby w przepasc, a wokol lež.il y rozsypané požótkle fotografie jak jesienne liscie
Za nosziac si? smiechem, w drzwiach. stawala Ana, xk%' pana w deszczu, ze zroszonymi wtosami, niczym do* bry duch nocy, Szybko orientowata si?, že btadzimy ptf sciežkach przesztosci, i jakby uraiona, zaczynala z nm pokpiwac\ robiac aluzje do oje a L do naszych wieczornyfB seansów, Szczesliwy, že w tak i prosty sposób udalo im rozbic twarda skorup? žalobně j ciszy, zbiera lem z podtoM fotografie i w pospiechu skladalem je do pud}a, jalfl schwytany na goracym uezynku i zawstydzony, mofl matka zas zrywala sie tak nagle, ze z kola n spadaly ľ i kl?bki, koziotkowaly w pólmroku niby angorskie kotta uwiazane na kolorowych nitkách do koszyka z uvh.. i niewidoczne baraszkowaJy po kalách, zderzajac sic d«-likatnie, jak gdyby dla zabawy,
mt M i a r$ jak uPLíWAt czas, gromadzilem coraz ■■ ri dowodów půdwažajacych mojg wiare we wtasna. ■■ni ier Lei nose. /wlaszcza w dlugie wieczory jesienne — Mi Iv pokusy stawaly si? siJniejsze, bardziej natr?tne i gdy Inlyua pociech? stanowiť mogta jasna, b loga wizja nie-^Bttepnegp zreszta dla m nie raju — zaczynalem podawac uatpliwošč wszelkíe wartošcí uznawane przez Boga >rzez ludzi, Wyczerpany dlugotrwala glodówka, idac slanialem si? na nogach. Na próžno zak lina lem itke, žeby nie zostawiata m nie samego w ciemnoš-li. Przej?ta 1ym i zmartwiona obiecywata, Í6 uchýli \{/w\ od k uch n i, aby do pokoju wpadaí promieň swiatía, iluwala m nie, dodawala otuchy, po czym wycofawszy ■ do swego kata, znów z klubkami weíny na kola nach Ipwracala do mozol nej, wyrobniezej prac: y. ľrzekonany kodcu sita jej argumentów j pogodzonyz nieuchron-■écia snu, ktorému dotychezas datemnie si? opierali i u, postanowilem wprowadziŕ w czyn jedna ze swoich |Nikielnych, grzesznych mysli: podporzadkowac sobie llilola snu, wykorzystač przymusowe í przykre obco-■inle z nim dla bezbožných celów, Z biegiem lat tak
2S7
i i
narosí we mnie lek przed snami, že rankiem, kiedy budzitem, pierwsza moja myši graniczyta wlašciwí ámiertelnym strachem: a wiec znowu nastal dzieri, kr dzieó, nieodwolalnie koriczacy si? czarna otchtania w której b?d? musiat zatonaó na przekór wszyslkicimi ľodswiadomie przeprowadzana paralela pomiedz klem dnia i nocy oraz cyklem žycia i smi e re-i stala n\\ w pewnej chwili absolutnie nie do zniesienia, odsm lem wi?c od siebie drugi czíon tego porównania jak problém, nad którym zdaž? zastanowic si? w przyszloéí fenomén snu natomiast nadal byt ciagle obecný í akl i alny, ze swymi koszmarami, dzíwami i pokusami. hfl po nocyr juž od lat. Zawsze powtarzaí sie ten sam H z malými tylko róžnícami: ležatém sobie — we šnie 1 w swoim tóžku i naraz nastawala jakás gesta, przertl jaca, zlowróžbna cisza. Ta napi?ta až do wybuchu cifl przeníkala stopniowo moje cialo í moja áwiadornl dusila w gardle i zapierala dech, byla bowiem m roli krew w žytach zapowiedzia^ tego, co wyczuwalem i wi dziatem, ze wkrótce nastapi. A to, co nadchodzilo, n miato nazwy ani twarzy, može przypominalo bul z piorunami, burze-zemste piekiet, która podobnie ámierc' pojawia sie znienacka, zaskakujac i dora i dzieci we snie, po tchórzowsku. Nagle zapadala nose, nieprzenikniona biblijna ciemnošc, jak owej gi í_U n .1 111 ptakij chowaly sie gdzies nawet muchy, nieruehomia šcie na drzewach. I wówczas nadchodzilo to nienaz z halasem wywažalo drzwi znajdujace si? naprzeciw jego lôžka i rzucaío mi sie do gardla. „Andi, Andi!
■tialem wystraszony glos matki, mijalo jednak kilka uuit, zanim ušwiadamialem sobie, že nie jest to glos Ifialki na próžno wolajacy mnie we snie, ale szczeáliwy 1 1.1 senných koszmarów. „Kochanie, znowu spateš L lewym boku" — szeptata, ktadac mi dtoň na czole. ^■HLrdzJej dziwila moja matke zawsze ta sama história y m s, co nadchodzi, a ja wbrew wszelkim wysiíkom |1lľ moge dojrzeŕ žadnego ksztattu ani twarzy. Wstrzas, H| za každým razem przežywalem pod wplywem sen-■ imory, wyražnie jednak šwiadczyl, že jest to kosz-MU11, którego niepodobna opisaé. Matka, pelna zrozumienia, nie zabraniata mi wíeczo-nu dhigo przesíadywač w kuchni, žeby oddalič mo-
.....» spotkania ze z mora, a kiedy zasypiatem, zanosila
míne do lôžka. Pozwalata mi czytac wszystko, bez wy-liniu, sadzbe zupetnie sfusznie, že každá ksiazka moie l 1 . Huse zapomnienie, Czasem nawet nie sprzeciwiala ikr, aby m áleczat nad lektura do póžnej nocy, gdyž za-nw.i/yta, ze powolí odzyskuj? odwag? i zaczynam wal-W.yc przeciwko senným koszmarom wlasnymi sitami. hi?ki wzorom czerpanym z powiesci brukowych, ob-hlujjcych w zbrodnie 1 bohaterskie czyny, udalo mi m przynajmniej skonkretyzowač swoje sny i wkrótce lot raň tem juž rozpoznať pod czarn$ maska Iwarz nami nika, który pojawiat si? w drzwiach naszego pokoju Ht widmo. Badž Co badž, by to to niemale osia^gniecie w procesie rozwojowym moich nv J; ir-iu i «4 b
doprowadzata do wybuchu moich najprymitywnie^iH i nsty n kto w. Fakt, žc žyjc wlasdwie podwójnym žy^H (nie bylo w ty m zreszta ani odrobiny ťatszu, wiek nl| pozwalal mi jeszcze na skaženie czystoáci moich sin'm i moich áwiatów), jedným w rzeczywistosci, a drúcim we s nie, napol n i al m nie niezvvykla. i sztzorzc mówltf grzeszna^ radoscia. Glodowaliámy wtedy ukropnie, wp jejezelismy z gtodu, zrozumiale wi?c, že wieczorem, tajac si? po lôžku i nie mogac za sňať, wyobražalem mnostwu potraw, za ktorými przepadalcm i ktůr zápachy poLmíiíeiu niekiedy wyczarowaŕ: z bolesna, k lad nosci? - Najcz?sciej jed nak, gdy u sy pia lem, na wiei I . m nie môj klasyczny sen: jedziemy pociagiem, w |r.i dziaJepíerwszej klasy, matka nakrywarozkladaný ^11■!■! bia ta serwetk^ z cienkiego lnianego plotna i k tu i slrudH z makiem. Zaczynam jeáŕ, C2UJ? — Vťe sme — smifl nawet zápach maku, zbieram okruchy z serwetkk Tlfl positek, ten wysiíek trwa jednak nazbyt diugo, watpll wosci przeciskaja sie juž przez w^ska furtk? snu, |fl WCÍ4Ž nie mog? zaspokoic apetytu i tesztk^ áwiadomi pojmu j?, že to przeciežsen, wi?c musze wymyiliŕ wi^'i iHt ci astek i owoców na swoja uezte, a potení, ja k fezus wo^H zamienk je w wino snur Ale wtedy, w tej olsniewaj^^f niemal boskiej chwili przy tom nosci narzuca mi si? m« „To tylko sen, to tylko sen" (bowiem sen nie zn przytomnoscik Usiluj? odegnač t? mysL n^1 rlhtego, >\U)
byla falszywa, lecz dlatego wlasnic, že uswiadami,.....
sobie jej prawdziwošc. I wowcias bud z? si?, czujac, in
^Htlelny glód skreč a mi kiszki, ztiów dtugo przewra-Brn sie po ložku, wreszcie probuj? uciec sie do jakiegos 11.....oszu&iwa
1'ndobnie jak w tym snie jadiem strut l?h w innym, rtiz-in I wajacym sí? na tle sloneeznego pejzažu naszej wsí, lpi>L> katetn na brzegu rzeki, w potu, wsród tak i kwia-
HÉVr pann? Magdalen?, mtoda gospodyni? kierowrtika I 11: Ta ezarnooka dziewczyna o wydatnych piersiach pi*u nwala kiedys w Budapcszcie, skad przyjechata w na-
■|ť strony z jakims oficerem, a gdy ja porzucil, zacz?la kukjetowac tutejszych chlopców, cz?sto si? o niq bili.
HFledzialem, že romansowata takže z moimi tnlodymi t it/ynami, kilka razy ich podpatrzylem, spoty kalem ja, tež hl'KMJLa po naiv pie do iasiedniéj wsi albo na tajemné L.idzki, pod wieczór. Kiedyš nawet poglaskala mnie
Hd glowie, gdy stanatem przed nia i u klon item si?, drzac
11 nbawy, žeby nie wyczytala mi z oczuh co mysl?, I Powzi?ta przeze mnie decyzja, že we ánie zmusze do
^Hjfónia mi si? panně Magdalen?, skonezyta sie kom-plrtnym řiaskiem. Z poezatku wszystko co do joty by to |nk \r.\ jawie: panna Magdalena zbližala sí? po nasypie,
' (nitem zeszta na pole i ruszyla w moja stron?, žeby puglaskac mnie po glowie, Haniebna decyzja oslabla w mnie calkůwicie, gdy uprzytomnitem sobie, že spet-
I 1111 nie jej byloby možhwe jedy nie we snie („To tylko
I |r 11, to tylko sen"), i obudzitem si? zawstydzony, pilen skruchy. Potem przez dlugi ezas unikátem spolku nia z panna Magdalena, a gdy zbližala Si? po nasypie,
i uc kj kafem i krylem sie w zarosí ach nad rzek^i gdyž
204
wydawalo mi sie, že i ona mogtaby przypomniee' mój sen, uczestniczyta w nim bowiem tak samo j i byla dostatecznie blisko, aby wyczytac mi z twarz cyzje, dostrzec moje drženíe, nawet ruch reki siegaj ku jej piersiom,
Pewnej nocy jednak, uspokojony, že nie ma áw ków, gdyž kobieta spotkana na tace pod dziki gru byía zupetnie nieznajoma — wídziatem ja, pier w žyciu, wi?c i ona nie mogta mnie znát — po witem wytrwac w swej decyzji i zgwalcic ja bez szych ceregieli. Datem sie opetac sofistyce snu, w ktú možná grzeszyč nie tylko bezkarnie, ale niejako i bezgrzesznie: ta kobieta w rzeczywistosci nie nie zgwatcona, istnicje tylko we šnie i nigdzie poza przypomina troch? mtode bohaterki z mojej wieczi lektury, jest bardziej jeszcze anonimowa, bardziej trakcyjna. Ma nad nimi jedng przewage: jest ucieli we ánie, oczywišcie.
Byla to kobieta ze wsi, može trzydziestoletnia, rze bialej í pachnacej. Zrywata ulegalki i usmiecha do mnie. W pobližu nie byto nikogo. Kiedy powzia, decyzje — jak gdyby z ulga i z pewna godnoscia, d prawie mdlatem z przejecia i ze strachu — nagle stát jakiš cud í cata okolica znikneta z pola widzenia, tylko i ona znaležlismy sic naprzeciw siebie, oko w oko. Zdfl tem jeszcze przez chwile nacieszyc sie úroda i bliskoéi swojej zdobyczy, biela jej skóry, glebia oczu, blaskin zebów. Niespodziewanie przyszto mi na mysl, že kohl* t može sie opierať albo wezwac" polic je, i naraz o m nie rozesmiatem, uprzytomniwsay sobie, jaki to noni
■clež ja sam ja wymysliíem, stworzytem na miar? tojigo snu i swoich sit, wiec ámialo, mtody czlowieku, pKvin jej spódnice, sam to przeciež wymyslites we šnie, tylko sen, to tylko sen. Tymczasem kobieta da lej Lilii sie kolo mnie, drwiac z mego niezdecydowania t mnich obaw, gdyž nie przebudzilem sie jeszcze na dobré, lir refleksja, že to wtašciwíe tylko sen, zdyskwalifikowa-swoja decyzje i musialem pogodzic sie z faktem, že .11 ii- nie možná rozstrzygnají o wszystkim sila wíasnej lP nie možná eksploatowaí go jak kopa lni grzechu stepku.
drugiej wersji tego samego snu ucieklem, plonac wstydu i nie udalo mi si? wzbíc w powietrze, tylko Ingo spadalém w gteboka, przepasc4, lekko, jak gdyby ii skrzydlach, przekonany, že skoiíczy si? to upadkiem, ktrzaskaniem si? i piekielnym ogniem, pragmjtcm Mnak cieszyť si? jak najdtužej chociažby rozkosz$ za-tymtnego spadánia, bo i tak czekalo mnie przebudzenie, Wszystko nieprawda, nie przebudzilem si? jeszcze na iluv. to tylko sen, to tylko sen, taki jak inne, to Iko sen.
W lej chwilí przestaj? spadac do piekla, przytomnošó il/ie kres ternu lekkiemu spadaniu, tak podobnému lotu, i ocknawszy sí?, sprawdzam, na którym boku Ipulein.
wielkim wysilkíem woli przewracam si? na prawy bok: $, mm culpa, o, mea maxima culpa, o serce, o nocyl
Oparty na tokciach, zdyszany jak szezeniak, próbuj? Itrzasnac si? z majaków i grzesznych mysli, zapomnieč i »wych kleskach, W szarzejacym mraku dostrzegam
297
matke i siostrc, wstrzymawszy oddech, upewniam že spia, a zatem nie byly swíadkami moich zmor i marów, nie zdradziíem si? krzykiem ani ruchem Wíecznosc i ámierŕ, tajemnica czasu sta j a przede q niepojete i niepokonane. W ciemnych powijaka i porannej szarówki czas kondcnsuje sie, gestnieje ||| kwašniejace mleko; rozbudzony, naiwnie usiluj? niknať!, lecz napotykam tylko glebokie milczeníe rych, stoczonych przez robaetwo sprz?tów, przyj nych swoim nocnym, specyficznym ciežarem, wyk znieruchomíale wahadío w sercu sprz?tów zm nych zapomnieniem, wtaáciwie nieistniejacych, toánie zamienionych w plamy, okolonych liliový au Obrazki na seianach, za szklem, Aniol Slróž nad lóžkiem, szafki nocne, ziejacy pustka ŕlakon — wsz ko to jest teraz jed n? wielka, žalosna próžniíj bez ser bo w pólmroku ledwie možná dojrzec, gdzie sie co duje, i wlasciwie tylko domysiam si? tego na podsta wspomnieň 2 wczorajszego dnia, które wydaja sie dzo j už odlegte.
Obecnosc matki i siostry odczuwam jako znak cia, chociaž nie sfysze ich oddechu, umieranie sp tów natomiast odczuwam tej nocy niemal namáčal jako bolesny ci?žar, gdyž stanowi ono ieszcze jeden do« wód istnienia smierci. Zaczynam tež utožsamiač moji, ámierc z zapomnieniem, w którym pogražaja si? sprzni y w ciagu nocy, i przejmuje mnie dreszcz litošci nad m sami swiata. Jako jedyna pociech?, jedyny znak zwycfl stwa nad nicoscia wytawiam z mroku — najpierw jako odgtos, potem jako nikly blysk metalu — male, okraji
zegara, bohatersko przeciwstawiajacegosi? smierci, By i czasowi, usiluj? wiec jego zwyci?stwu nadač rang? tyftzechnego triumfu, umiešcič jego serce w martwym ■i nocy, aby je wskrzesič, wydžwignac ponad roz-kvnienie i uczucíe kl?ski. Przykladam ucho do šcianki irtwej szafki nocnej i chwytam przenikajaee ja drželi ttysz?, jak uderza jej puls ponižej gardla jak u jasz-|rkl, wy t?žam wzrok, by dojrzec donioste skutki tego iyci?stwa, i juž wydaje mi si?, že jasny promíeň za-(towit skrzydta Aniola Stróža. Pozwalam wi?c snuč J fojeniom, rozdmuchuj? zwyci?stwo do powszech-Ko triumfu barw i swiatla, które zaczyna atakowaé ze Bystkich stron, wyst?powač z ram obrazków, wykwi-na ksztatt wielkích plomiennych róž z zawieszonej drzwiach sukienki mojej siostry Any, Z nadejsciem šwitu, swiadom zwyciestwa, radosnie ■koczony žyciem budzacym si? w sprz?tach i we mnie, raz pierwszy zasypiam snem sprawiedliwego, snem, którym nie ma wzlotów ani upadków,
Collins podbiegl do stolu, zapálil lamp?. Wentworth 1 Luiza tymczasem džwign?li Mulatk?. Oczy miala przy-pí kn lete, oddech coraz slabszy. Collins podniósl lamp? vysoko nad glowa, i przyjrzal si? dziewczynie. W dlo-hint h st: i skala mata amputk?. Na wargach jej pozostato klika drobniutkich ziarenek proszku. (Rozdzial xxxin) Vlatr! Wlatr!" — rozlegty si? okrzyki na pokladzie, iNarcszcie — porny slal z radošcia Wentworth. — Koniec irj okropnej ciszy". Dziato si? to rankiem, w jakieš dwa tygodnie po ámierci March. Siedziat na werandzie ze
swoja dziewczyna i z Southerlandem, patrzyt na wielk k, iwietliste mor ze, na którym tu i ówdzie zacz j už narastac fale,,,
Slyszatem loskot fal rozbijajacyíh si? o boskie In /i-yl dalekich ko nly n en tów ľ a b it i, Arch ipel agu Mala jsk irp laponii — jak bujnie rozkvvitta róža otwieraía sic protfl m n a h i s tor ia s w i at a, przygoda dos tepna j edyn ie n a j ■■ m ■ i szym smialkomrvi iecinotrwata história swiata, tvktfl^ dokonat si? wlasnie jeden z rozdziatów — wspaniaty H py end mitoscĽ Perioptawy, Mulatki, k?py korali, oľM chy kokosewe, egzotyczna flora i fauna, wszystko to V^Ě Boskie twory na miar? mojego snu, ich barwy i kszt.» a zwtaszcza zápachy potrafitem wyczarowač z taká dfl Mudru isu.i. že oryginal mógibi Lvlko =it™:i( w mcfl oezach, jak w oezach slepca, który nagle pr zej rzal. ^dyl w wyobražni stwarzaíem ideálne modele roslin i zwU rzat, odwolujac si? do doswiadczen ze snów i lek tu ry flfl blijh do czasów Noego. Blogostawiony podziat swiata (■ z tých i dobrých! Moi bohatcrowie — na ktorých wycjÄ ny pat ľ zy lem niekiedy przez palce, wybaczalem im lifl komyélnoéč i niezbyt obiektywnie ocenia lem przygodfl milosne — wyszedtszy obronna r?ka z pi?trzacychJ^H niebezpieczeíistw, na zakoňczenie powiesci otrzy mywffl nagrod?niebios w postačí jakiegoš boskiego daru: Mt^H ki owargach nabrzmiatych jak owoc granátu albo bialrt dziewczyny — z piegowatym noskiem— która ramioji.i mi przypominajacymi lilie oplata ta 5zyj?sprawiedllwrgn
Przeražony rygory&tycznym klímatem scén biblijny^H przekonany, že z pi?tnem grzechu pierworodnego nigij^H nie zdola m zachowač wszystkich dziesi?riu przykazaiH
300
^Btyiznny kalechízmem, który strona po strome wy-1 'U|e moja sktonnosc do grzechu, mój úpadek, nie-1 Mninošť: tego úpadku i oczywistosc ezekajacego mnie Hlfkl.i — oddaje si? lekturze ulubionych powiesci podob-H|# jiik grzesznym myslom, przed który mi nie potratí? mĚš tibronic, a które wedtug surowych, drakoriskich wy-^Hfiiw sadu ostateeznego sa_ jednak mniej grzeszne niž i?pki, niž czyny. Przywtaszczam sobie z powiesci ^By I mor za, niebo i mitosč. O, žycie, o, swiecie, a, swo ^■dn! O, ojt:ze mój!
Pewnego jesiennego wieczoru — niechaj czytelnik ^Bwoli,že wyodr?bni? to zdarzenie pewnego najzwy-^Hizego jesiennego wieczoru (miatem wtedy jedenascie U11. bez zadnego przygotowania, bez zapowiedzi, bez iiiików na niebie, dziwnie po prostu wtargn?la do na-uigndomu Kuterpe, muzapoezjiliryeznej, Bylo to jedyne , ne wydarzenic, jedyny promieň rozjaéniajacy status UĚtít) tej chmurnéj jesienL Ležatém w kuchn i na drewnia-1 skrzyni, z kocem nací^gnietym na glow?, z rozpaezy |n^tanowiw3zyprzespaí jesíenn^ nud? i poskromic gtód ^Hfckim rozmyslaniem o tym, co mnie ezeka, o mitosci. f I il k I w ys ubte In i a c zlow ieka, vj ysublel n ien ie rodzi miíosc, lllošc rodzi poezj?. Moje batdzo jeszcze niedojrzale řyobraženie o mitosci i o tym, co mnie ezeka, prze-Itatcato si? w fascynujac^, wymalowana jaskrawymi ir ivami map? swiata (aneks do ksía;žkL mojego ojca), cos nieosiagalnego, w rozpacz. Podróžowac! Kochal! ), Afryko, o, Azjo, od dalekie kraje, o, moje žycie! Za-liknalcm oezy. Pod powiekami, zacísni?tymi mocno,
301
až do bólu, szara rzeczywistosc zderzyta si? z ognll. fanta z j i i zapton?ta purpurový tuná- Potem przyl odcieri zótty, blekitny, fiotkowy. Na ch>il?otworzyk) niebo i przy džwí?ku fanfár ujrzatem, jak naguskrtkll aniotki, poruszajac skrzydelkami niczym muchy, u on «a si? wokót skupiajacego róžowa jasnosť ogniska tu Trwalo to jednak, powiadam, zaledwiechwile. WkrótQl z zawrotna szybkoscía zaczatem pogražač sic; w otchU| í nie byt to sen. Poddawalem sie jakiemus wspanía wszechogamiajacemu rytmowi, a stowa plynety mi potokiem, jakbym tiagle stal si? médium przemawia) po hebrajsku. Byt to Utotnie jakiš dziwny jezyk. niesl nie dzwi?czny, Gdy mineta pier ws za fala goraczkowjrd podniecenia, zaczatem zastaň a wiac sie nad znaczeít^H stów i dopiero wtedy pod falujaca powierzchnia mel< .....
Zdaniem mojego ojca, k tóry utľ.esl nit vy t w wi/.ji lokali glos j ej wowej chwiJi najbardziej przypominat klai jcželi oczywiseíe i to nie bylo choroblíwa przess lucynacjař deiirium íremens,
W naszym domu panowaly teraz wilgoc i zieloi szara plesn, jedyny kolor w naszym míeszkaniu, kolor! lizny, Cale nieszczešcíe polegalo na ty m, iž w želai pii-í. y ku kuchennym nigdy nie chcialo si? paliŕ, totez I kowalo na m prawdziwegoplomienia, hlásku. (Jw pi wzmagat jeszcze wraženie pustki w naszym mieszU przynajmniej z poczátku, zanim przywyklismy do d) Póžniej, gdy ámy sie j u ž dobr ze wy pla kal i i zabrak lo i lez, zjĽzelismy ptiruszac sie w blekitnawoszarym dylfl jak w naturálnym srndowi.sku, níi7ywuliííi:iv «o pot i nie „ogniskiem domowym", krztus.il;smy sic nim lak Jy tnem mocných, drogich cygar, w którym iirzcczywitUill sie zápach lata i igliwia, a takže ciepta, bliska sercti iéM domowego ogniska. I*a!ilismy w ty m piecyku SUChunl szyszkamí zbieranými w lesie, jesienia,, i znoszonymi .1.» domu w dužych workach, jak wegiel, Ach, ta cudowna In
palnia, te zloté poklady! O, Hrabiowski Lesie, o, lesk.....
jegt j oj ca! Z dne w kapala rosa, a zápach žy w ic:y z.m ies / .ti1 y Z woniq igliwia dzialal profilaktycznieisam j už. n k ^m ih jak. Jesienne wedrówkipo lesie napetniaľy nas radosip. im
ilnleceniem. Wracaliimy przed wieczt irem, obtadowa-I H| Workami, zatrzymy walismy si? zwykle na skraju lasu, Hby troch? odpoczač i doczekač zmroku. Gdzies w dali ^■Jrgal si? džwiek rogti mysliwskiego, melodyjne ha-Ja-H|'IN, po czym zapadala uroczysta cisza, f Wírod drzew btadzil duch naszego ojca. Czy níe sty-11 ■. i uy przed ch wi la, ja k wyciera nos ka walk iem gazety, odpowjada mu trzykrotnym echem? ■Musimy juž išc — mawiata wówczas moja matka. — Bole, jak predko si? tutaj saemnia"
Sttósburg— Belgrad, 1962-1964
31H
Ex votů, na modle staroáwieckq
Mirjanie
Was is thus in the days ofNoah? Ah no.
Anonim, kvii w.
Ml£olanie tleni rozbij a krawedzie przedmiotów i znic ■itatca powierzchnie bryt, przesuwajac suftL i sciany Bttnie od charakteru grzebieniastego ptornienia, który ■ l wita, to znów wiednie, jak gdyby przygasat, Žótta *l ii iL.ina dolna powierzchnia podnosí si? niczym deski na Jíle tonaoej todzi, a po chwiti zanurza sie w ciem nosci, «by zalaná metna, brunátná woda. Ca ta izba dygoce, piihZLTzajac sie, to znów zaciesníajac iub tylko zmienia-\r niiejsce w przestrzeni o kilka centymetrów w lewo — W prawo i w góre — w dót, lecz zachowuje stala objetosc, w '-.l utek tego linie poziome i pionowe przecinaja si? niby im haotycznie, w ražných nieprzewídzianych punktach, ■|e na zasadzie jakiegoš wyžszego porzadku i równowagi lil, która nic pozwala, aby sciany si? rozsypaty, aby sufit llv wykrzywil, obnižyl lub catkiem opadt. Ta równowaga lutnieje zapewne dzi?ki równomiernemu przesuwaniu lle podtužnych bělek podtrzymujatých sufit, one tež bo-Wiem jak gdyby slizgaty si? to w lewo, to w prawo, w gór? I w dól, rázem ze swymi cieniami, bez skrzypienia i bez budu, lekko, niby po wodzie. Slychač, jak fale nocy bij* 0 buřty barki-pokoju: podmuchy wiatru zasypuja okno
309
to piatkami sniegu, to znów ostrými krysztatkaml, (M przemian Kwadratowe mate okno, jak otwór strziH czy, zapchane jest rozpadajúca sie poduszka, z ktdfl
stertza gatgany i powiewaja niby bezksztattne zi^H lub pedy roslin — nie wiadomo, czy poruszaja je udi-i ■ nia wiatru wdzierajacego sie prze/ szpary, czy tylko n U cienie kotysza. sie zaležnie od kaprysów grzebienui střetl plomienia.
Oko z wolna przywyka do póímroku, do rozkotyfl nej izby, pozbawionej wyražnych konturów, do mlflfl liwych cieni. Przyciagmety blaskiem plomienia wzroll kieruje sie ku lampie, ku ostatniemu jasnému punktowl w mrocznym pomieszczeniu, leci ku niej jak zabtak.in* mucha i zatrzymuje sie na tym jedynym žródle šwlaV la, migocacego niby daleka, przygodna gwiazda. Przelj chwile oslepione i jakby zaczarowane oko nie widzi nit poza tym áwiatlem, ani dlugich cieni, ani rozkolysariyi lt ptaszczyzn, ani powiewajacych galganów; zupelnie nic, Widzi tylko swiatlo, ów grzebieniasty plomieri jakby poza pr2estrzenia,a potem zaczyna z wolna rozszczeplM swiatto, przepuszczac je przez swój pryzmat i odkrywtá wszystkie barwy spektrum. I dopiero gdy je rozszczepfl gdy je rozložylo, w powolnym falowaniu coraz bledszej jasnosti okalajacej ptomietí oko odkrywa wszystko m co da sie jeszcze odkryč wšród fald cienia i pusLki: imj pierw cylinder, krystaliczna oslone plomienia, z poczatku w ogóle niezauwažona, pominieta, jakby byla jedynlt echem plomienia i jadra jasnošci, echem, po ktorým nastepuje ciemnosč wyražnie odgranic/.ona, jak gdyby swiatlo bylo powycinane szklem, umieszczonc w jaskinl.
Libowane w mroku, tak že dokola istnieje nie tylko Ininošc, ale jakás inna matéria, o calkiem odmiennym ktrze gatunkowym, gesta, róžniaca sie od tej, która iHh< /.a plomieti. Trwa to jednak zaledwie chwile. zanim dui i iswoi siej nie z ciemnoscia, ale ze swiatlem. Wówczas Hilkry wa, že bylo to ztudzenie, i dostrzega kopec na szkle, kec, który od glebokiej czerni przechodzi w odcieri m brzysty, jak w ošleplym zwierciadle. Oko juž widzi, že I« izklana oslona nie jest granica jasnoáci, podobnie jak M bez zdziwienia odkrywa, ze srebrzysty odcieií sadzy kli jest tylko zludzeniem, a porównanie z ošleplym zwier-ptdlem to nie gra wyobražni, ale gra šwíatta, wyražnie fcldnczna w umieszczonym za cylindrem okragtym lu-Hn ku, w którym widac drugi plomieri, plomiert-bližniak, H Irm a I nierzeczywisty, ale plomieri. Ješli oko až do tej ■ciry go nie dostrzegalo, to tylko dlatego, že úmysl opie-iiil si? zludzeniu, nie chcial go przyjač (jak na rysunku, kle oko widzi biala waze albo klepsydre, albo kielich, |i do czasu, gdy úmysl — wola? — odkryje, že ta waza to próžnia, negatyw, czyli ztudzenie, a pozytywem, czyli heczywistoácia, sa dwa identyczne profile, dwie gtowy IWrócone do siebie twarzami, symetryczne en face, niby w lustrze, nieistniejacym lustrze, którego oá pokrywa-ky sie z osia teraz juž nieistniejacej wazy-klepsydry, lllelicha, naczynia, wtasciwie w podwójnym lustrze, tak Itby obie twarze byty rzeczywiste, a nie tylko jedna, gdyž ■przeciwnym razie ta druga stanowilaby jedynie odbicie, tcho pierwszej, i wtedy juž nie bytyby symetryczne, nie by ty by nawet rzeczywiste; žeby wiec obie twarze byty r-ťfcwnoprawne, obie jak platoňskie prawzory, a nie tylko
310
311
X)lllllll
bniejiM Wpn]
idyboH
jedna, bo w przeciwnym razie druga z konieczn nowitaby tylko imitatio, odbicie odbicia, cieň; d te dwie twarze, przy dtužszej obserwacji, jedná sie przybližaja, jakby pragnac sie potaczyc, potwiml swoja identycznoár).
Oswojone ze íwiallem{podobníejak úmysl oswoiť^H ztudzeniem) oko zaczyna szperac wciemnosci i pólnr ku. Wyzwoliwszy sie spod magicznej sily przycia plomienia, do&trzega teraz lampe naftowa, podobnta jej migotliwy cien, í rozpoznaje duže bryly cieni. W strženi zaslonietej przez lusterko panuje jeszcze gt?b mrok (a ptomíeri wydobywa sie wlasnie z tego mrnkii, jakby sie nim karmit), natomiast na lewo i na prawo ml lampy przesuwaja sie duže szare ptaszczyzny, zby L jasne, aby byty cieniem, za malo jasne, aby byly swiattem. In i umysl przychodzi oku z pomoca i jakby dot k man r?ki odkrywa twarda powierzchni? szarobiatych ric i,m a wyražnie juž odróžniajac cicň od šwiatla, odkrywa m stepnie trzy dtugie belki pod suíitem, trzy dtugie btll i podwojone przez cieníe, zalámané, niby pret w wod^H poprzecznymi cieniami nieuiadomego pochod ženia, /.o rientowawszy sie w przestrzeni, znaľazlszy mocne opar^H wyznaczywszy pótnoc, oko odkrywa dužy cieň kuchenkl zmieszany z kuc henka, podwojona kuchenk? z czarnej / > rdzewiatej blachy i lekkiego cienia, ošmionožna kuchenke, która kotysze sie na dtugich nogach niczym zziebnieť psisko držace na wietrze. Za lusterkiem na lampie, ztfl plomieniem-odbit:iem panuje cíemnošc i tam jest sleflH okno: stamtad ciagníc ziab, stamtad dobiega igietkowai y džwtek i przyttumione drženie szyby, Z drugiej stro^H
31Z
■i iwko šlepego okna, stoi drewniana skrzynia; wi-, Iko jedna jej scianke, która chwieje sie, ale jakoš pada. Obok drewnianej skrzyni, obok jej dna, tieň il imuje si? nieregutarnie, faliscie, Powoduje to wypu-ií, glinianej podlogi na przestrzeni metra — metra ■ it, przypominajaca raczej zabliiniona ran? niž grób. Hpkacie, przy samej skrzyni, oparte o jej bok niewidoca By w ciemnošci, jakby wyrzucone przez m?tna u
vieszonc mi?dzy podmyta. sciana a deskami skrzyni, I IihilI/icj wyczute niž dostrzežone, znajduje sic tu, CMfti nkalo oko: tornistcľ o zaoknjglonych bokach. Spojrzenie obleciaío izbe jak čma, zderzyto si? z ulot-Hftni cieniami, odbito si? od šcian i belek, a teraz powraca ■nÉwiattu, gdzie leža jak gdyby ukryte przedmioty (spoj i/mu' odnajduje je na koncu, nie szukajac w pobližu l'li umenia, nie szukajac niczego w bliskosci šwiatla) na niewidocznym až do tej chwili, wcieníu czywšwiet-H|, až do tej chwili. Na lewo, tuž przy lampie, arkusze |inpiei u w kratk?; obok zložona wpól gazeta, prawie na I íiodku stolu; na prawo — kilka numerów zattuszczonego mtasopisma i ksiažka w czarnej oktadce ze zlotým na-ilnikiem jakby z tej samej materii co plomieri; zasloni?ty 1 ■niem lusterka, niečo ponad powierzchnia stolu, jak K\ drzwiom cztowiek nastuchuje. Odnosí wraženie, že t|H cí w sasiednim pokoju nie spia, údaja tylko, Czeka wH až sen ich przechytrzy. Obawia sic, že swoja czujnosejfl swoja bliskoscia (rozdzielaja ich jedyníe rozchwiane drzw z duža szpata przy ziemi), nurtem swoich mysli mofl by na niego wptywac. Myál bowiem, zwtaszcza a i h Im noce, przed zasnieciem, koncentruje si? z taka sila. /r drga w powietrzu jak tadunek dWr.tr vez ny. nieomal do-strzegalnie, niezym žar nad rozpalonym piecem.
Z tamtej strony drzwi nie sh/chac oddechów, nie |H chač nic, Albo to, co stychaŕ, ta dn/uc a cisza to wlasnlfl ich oddechy, cisza ich mysli i snu.
Teraz odwrócony jest plecami do stoíu. Jego dlu^i cien, niewyražny i chybotliwy, przecina pomieszczenil po przekatnej, a bezksztaltny, zdeformowany cien gtovM zalamuje si? na krawedzi drewnianej skrzym. Depeziu swój cieri, jak lunatyk, cztowiek kieruje sie w kat izbyij Ostoni?ta od swiatla jego cíatem, reka na oálep ?■ ku niewidocznemu przed miotowi, k tóry dostrzegt, klfl ruja.c si? w t? stron?, a takže wtedy, gdy vvszedl do izby,
314
Ittuwa pod palcami zaokraglone brzegi tekturowego plnil.i i gludka, chtodna powierzchni? mosi?žnego za-■■■ku. W r?ku trzyma teraz maty uczniowski tornister /1 zemieni (rzemienie prawdopodobnie si? urwaty, bo ipodniej stronie potyskuja jeszcze nity), o zaokraglo-Hyi h drewnianych bokách i klapie z tektury, która údaje iriska skóre. Cztowiek podnosí klap? i przytrzymuje 1.1 bľoda. Pod cienkimí zeszytami wymacuje kanciasta bu-11 |i 1 t. k? gladka i zimná jak kostka lodu. Šciska ja w dloni, (Mik 1 eca korek, wci^ž jeszcze nie odwracajac si? do šwiatla. iNidsuwa szyjk? pod nos, uwažajoc, žeby jej nie dotknač, I t/uje zápach atramentu. Zamyká buteleczk?, z lekka Itrzasa i spogJada na nia pod swiatio. Na wygtadzonych iw?dziach zamigotat mglisty ptomieri lampy, Uznat mnofioletowy atrament wzdtuž scianek naczynka. Cntowiek znów zaczyna szperac w tekturowym torní-■te, przytrzymujac klap? broda. Obok zeszytów znalazl Minka, wrzecionowata obsad k? i ujawszy ja trzema pal-tni, wyrysowat w powietrzu jakies arabeski. Potem fiycísnal czubek pióra do paznokcia dužego palca; dat styszeč odgtos przypominajacy trzeszczenie twardych rzydel owada. Znów jest przy stole; moment bezruchu. Z wewn?trz-tj kieszeni marynarki wyjal dtugie arkusze papieru f kratk? i potožyt na gazecie. Papier jest zgi?ty wzdluž, ■ urz?dowe pismo, ale nie ztožony, W pierwszej chwili Hzcze widac" drobné krátki, lecz linie powoli si? roz-tywaja, roztapiaja i nikna, a wkrótce potem znikaja iwietlone brzegi arkuszy, Zamiast nich pozostaje tylko fódlo bladožóttego šwiatla. Gdyby nie miat w kieszeni
31S
zložonego wpót projektu, napisanego w ciagu osta dní (w jakiejš bezimiennej reslauracji, obok roz nego pieca, na stole nakrytym zattuszczona sel w ciemnawej klitce za pracownia ze w zora mi ma na starým stole do gry w karty, przy swietle naft w przedzíale pociagu pospiesznego, równiez noca, bialym swietle lampy acetylenowej; lecz takže w pó w tej wtaštue izbie), gdyby wíec nie wložyl w niego wysitku, može by zrezygnowat ze wszystkiego. Ale projekt kusí wbrew silnému pragnieniu, aby go powiei piomieniowi i potožyé sie spar. Nie može jednak kiego rzucič w ogien, teraz, kiedy juž zrobit pierwd krok i tych kilka stron wydarl pustce. Bez wzgledu im wahanie i chwilowa rezygnacje bud/i sit^ w nim, na grt nicy poznania, przeczucie, že može ów maly fragment historii rodzinnej, ów krótki zapiš ma w sobie sile kro nik, które, gdy ujrza swiatlo dzienne po uplywie wirlu lat albo nawet tysiacleci, staja sie šwiadectwem (niezaležnie od tego, o jakim czíowieku byla mow fragmenty rekopisów znalezione nad Morzem Mai lub w ruinách swiatyn, lub na murach wiezieií
Wyjat wíec z wewnetrznej kieszeni projekt napísaný olówkiem, na takim samým papierze w krátke, i przeblM go spojrzeniem.
Projekt lezy tuž obok lampy. Knot rozplomienia fališcic, wykwita píomieň z liliowego j^dra, poprzez Cli wieň, až do bladej žólci. Cylinder lampy pokryty jH kopcjiem, wokót którego widač srebrzysta blonke, jak mi ošlepíym zwierciadle. W ciszy ledwo doslyszalnie sycn falisty grzebieri ptornienia. Szum czasu.
3i6
e wíelu j wa), )|fl
Krt chwile odtožyt pióro. Gazeta-bibula. Na niej, ■ poprzek rzaclków druku mówiacych o golebiach-lilonoszach", pierwsze stowa listu jak gdyby w lustrze, gdyby po hebrajsku.
Cílowiek spoglada na spiczasty ptomieii, d rgajacy w pra-■1* zim nego powietrza, które ciagnie od niewidocznego Uin.i naprzeciw, potem spojr/enie zeš'li*guje sir ni/ej, na klaná barike lampy. Baňka zweza sie poárodku, two-|c wgiebienie, na którym zacišniety jest zardzewialy bias/any pierscierí. Symetryczne pólkola pieršcienia nie mykaje sie jednak, ale rozdwajaja w odleglosci paru fefnlymetrów i z koriców ich wystajja dwa równolegte drtily, które hjcza sie przy wierzchotku w trójkat o za-■traglonych bokách, a pošrodku utrzymuja w rámce liardzewialej blachy na wpót slepé okraste lusterko o wy-■Cwrbionychbrzegach. Lusterko stwarzadwa bližniacze |i|i»nienie, dwa grzebieniaste plomienie stojace naprze-Mw siebie, równoprawnie, bez wzgledu na to, že jeden I nich, ten w lusterku, ten który sie odbija, žyjc jedynie
ľ
(iotebie. wypuszcEcme 2 samoiotu, 7. pmp. .nit.)
317
dzieki przywidzeniu, íluzjí, z taski pierwszego ptom Banka jest od wewnatrz zielonobrunatna niby akwa z ustala woda i wydaje si? oslizla od jakichá ledwo nych glondw i porostów, Czlowiek przyglada sie naczy nUi, szukajac linii, która powinna wskazywaí poziom naliy, powierzchní? plynu, ale plyn catkiem sie utožsarnitxflfl lorem szkla, oddziatujac na nie, nadajac mu swój wtl|H kolor: brudnoszary, zielonobrunatny, rdzaworudy. N(J< pierw szuka owej linii pod blaszanym žebrem piersciiiiU, przenika wzrokiem pokrywajace guzkowata powienfl nie szklanej bariki drobné bable, wokól których nawftl stwila si? tlustá blonka nafty zmieszanej z sad za i kui zrríii Nie znalazíszy poziomu nafty (zbyt leniwy, zuby wyknni4 ryzykowny, skomplikowany ruch i zakotysac lampa i.dt, by plyn sam sie pokaza!), przebieg! oczyma wzdtu rdzewialego blaszanego pierscienía na zw?žonej czetfl baóki, dokladnie poárodku, w jej talii, i wíasnie pomyty že powierzchnia plynu tu si? zapewne skrywa, gdy u k rzenia przesyconego knota, biatego i oci?žalego niczy glista opita w jelicie, dostrzegí ledwo widoczne zw?ženi| mata deformacj?, jak w wypadku preta zalamujacego w wodzie. Zrozumial, nie bez obawy, ze nafty w n niu jest ledwie na palec. „Wszystko to wyssie, wsr to polknie". I jakby przestraszony ta myšla (že la zgašnie), szybko machnal piórem, skrobnal po pa| kontynuujao to, co zaczal, aby ubicc ciemnosc.
Klu ntzstawionych nogach, nieco pochylony, czlowiek »i>n przy oknie. Na ramiona ma narzucony koc. Koc hu linie korimi i moczem, Czlowiek jest w kaloszach, ^Lko potyskujacych w šwietle, które wpada przez ni-lt\ kwadratowe okno. Z tej wysokošci može dojrzec 1kn wirujace platki sniegu za szyba i od czasu do czasu liste zarysy jakiegoš drzewa. Snieg nawarstwia si? na lilie okiennej, tworzac maly falisty pagórek, zasypaný Ifileuiem. Podmuchy wiatru zmieniaja nachylenie zbo-f pagórka, krzywa j ego poziomu. Chwilami sa to dwa ne wzgórza, niemal jedna kowej wysokošci, catkiem hematyczne, lecz nagle wiatr odksztalca ialista líni?, Ifc/ac dwa wzgórza w jedno lub spietrzajac ostrý grze-0& w miejscu, gdzie przedtem byla kotlina. Gdy snieg o si? przerzedza, czlowiekowi przychodzi na myši, že okna do drzewa nie ma wiecej niž dziesi?č metrów, X gdy wiatr niesie du že platki, drzewo oddala si? od u, jak tódž odbijajaca od brzegu, niepostrzeženie, przestrzen zludnych konturów takže pokrywa snieg, li lista powierzchnia, równiež zmienna, upstrzona jest adami stop, može od wczoraj, moze od rana, može paru godzin. Okno držy pod uderzeniami wiatru Hchac wysoki, krystaliczny džwi?k szkta, po którym robie snieg, Czíowiek podnosí glow?, nasluchuje. Przez wile wydaje mu si?, že z oddali dobiega szczekanie Ale glos ginie w przeciaglym wyciu wiatru, miesza z nim i nie wiadomo, czy byto to szczekanie psa, czy ko skowyt zawiei, jak dlugo juž ten czlowiek stoi przy
oknie, okryty kocem? Može caty dzieá, može godzi dwie, može zaledwie dziesieč minut
Teraz catkiem nachýlil si? do okna, tak že zaci izbe, Poprzez mglisU jasnosc usiluje przeniknat przestrzeií za drzewem, gdzie wznosi si? ogrod z siatki, której oczka zupelnie zalepil šnieg. Wyr J ostrý džwiek dzwonków dobiega nagle, bez zapowu I bez linii wst?pujacej. Niemal jednoczesnie czlowu! ů strzega mgliste zarysy tbów koňskich, a zaraz, potem hul: siedzacych w saniach: wožnice w zasniežonej fuirzaiii czapie i kobiete, która wlasníe wysíada, 1 ona ma na wie czapke z futra, jesli to nie wlosy upijte w wysokl ubielony ániegiem, Kobieta bierze cos, co ležalo na dzeniu, i wyciaga reke ku wožnícy Czlowiek patrzy, kobieta z maty walizka zbliža sie do furtki, strzasa z drucianej siatki, a polem brnie w gtebokim šnicgu prosto ku niemu. Czlowiek nagle odwraca sie od i szybkim krokiem podchodzi do drzwi. Slyszy pu Przez pod tužná szpar? dostrzega ruchomy deó, tem styszy, jak kroki oddalaja sie, skrzypiac w é\ Spoglada przez szpare. W pierwszej chwili nie nic, a potem tylko wirujace biate platki. Znów jak skrzypiac w sniegu, kroki sie zbližaja. Widzi kobiete, te sama co przedtem. Strzasneta z gtowy sn wyražnie wiec rozpoznaje jej bujne, k?dzierzawe wt upi?te w wysoki kok, na który padaj* krysztalowe ptat Kobieta otulona jest czarna, robiona na drutach chul spod której wyciaga niebíesk^ kopert?, Czlowiek na podnosi gtowe i widzi nad drzwiami, wewnatrz, tl katny róg koperty z wilgotnymi áladami palców. Zi
yyklada oko do podtužnej szpary, kobieta jednak juž \\ neta. Kroków nie slychac. Odsunawszy sie od drzwi, lowiek spoglada na koperte, ale jej nie dotyka. Myáli to nie, že kobieta ukryta sie i skads obserwuje wetknieta a/pare nad drzwiami, powiewajaea niebieska koperte, |6rej wieksza czesc zostala na zewnatrz.
(# lowiek lezy na tóžku; wlasciwie siedzi oparty o duža jiiKluszke. Nakryty jest szarym kocem, spod którego wy-HU tylko r?ce i gtowa. W reku trzyma cienka ksiažke ■ czasopismo. Na okladce — reklamy; fotografie opon imochodowych róžnej wielkosci, z róžnymí zygzakowa-pi líniami, a w poprzek nich duze stylizowane litery, lawdopodobnie marka opon. Tytut wytloczony jest Hiubszymi literami, w skos, w górnej trzeciej czesci ze-kytu, na szarozielonym tle. Kartki zatluszczone, czesto pozaginane, može przypadkiem, a može dla zaznat ze ma miejsc, gdzie znajduja sie jakieš istotne wiadomosci. fctfowiek wypuszcza spod dužego palca kartki, które tr/epocza, Pod wplywem tego zwija sie plomieň lampy ■U marmurowej ptycie szafki nočnej. Rázem z píomie-iilan zaczynaja drgac, jakby si? poruszaly, liczne sanie i tapetách, wyttoczone symetrycznie w odst?pie može il/lcsíeciu centy metrów. (Z powodu owej symetrycznosci kaz wielokrotnego powtórzenia szarego rysunku sa-■lc sprowadzaja si? do jedných jedynych, podobnie jak katacie przedstawione w tej scenie, która nie wydaje », statyczna, lecz przecíwnie, zaczyna ožywač, wbrew
320
3Z1
identycznošci albo wlasnie dzi?ki niej), $3 to staroí kie sanic o wysoko wywinietych piozach, które ní im ksztalt arki. W zaprz?gu dwa konic — zatrz) sie albo dopiero si? zatrzymuja. Wožnica o sumu wasach í w futrzancj C7apie, na która napadal snil šciaga wodze. Koňskie lby sa podniesione wzwyž i1 pewnie pod wptywem sily šciagnietych wodzy, schôdzi kobieta z duža mufka w lcwej řece albo z mala walizka, prawa reka natomiast przytrzymuje | wygietego preta u boku siedzenia. Spod futra i dhj sukni siegajacej kostek wyziera niewiarygodnie nožka w spiczastym pantoflů. Noga zawista w trzu pomiedzy siedzeniem saň a falista linia sni Na prawo od saň, na wysokošci koňskich Ibów, wi žaluzje w oknach jakiejs wytwornej rezydencji z sklepiona brama. Kobieta najwyražniej przybyla ni dziewanie, bo okien nice sa przymkniete, a ciežka | brama zawarta, na pewno zaryglowana. Plomieň koit sie i noga kobiety, zatrzymana w powietrzu, caikiem znieruchomiala. Nieruchome sa tež lby Przednie nogi, zgi?te w kolanach pod katem os zawisly w powietrzu. Spojrzawszy na zamkni?t$ chwila ksfotk?, cztowick odkladá j? na marmui ptyte szafki nočnej. Prócz ksiažki, która od lož y t, lampy znajduje si? blaszana popielniczka i nap paczka papierosów. Biala porcclanowa lampa ma z cienkiego przejrzystego szkla, z wymalowanymí žymi liliowymi irysami. Zanim zdmuchnie píc czlowiek przykr?ca knot. Teraz w pokoju widač marmurowa plyt?, przypominajaca tafle lodu. Wc
lial koníe batem, sanie pomkn?ly w mrok. Nie slychač dzwonków, nie slychač nie. Jedynie skowyt zamieci tamtej stronie okna i mroku, Kobieta w futrze na rlle zatrzymala si? przed brama, potem brama ja Mkn?ta, a tym samým ziewni?eiem pustki ciemnoáč mlkn?la równiež bram?, W jedným z okien, za wpóí |u/\inkniotymi drewnianymi žaluzjami, widac smug? H^tla przenikajacego przez spojenia. Cziowiek patrzy B imuge swiatta, które przedziera si? naprzeciw niego rmv. spojenia mowidocznych dt/wi. Smuga panm si?, ■by za drzwiami ktos przesuwaí žródlo swiatla albo to nniejszal, to podkr?cat plomieň lub tylko ostaniat go il<»iua od wiatru. Nie stychac kroków ani glosów, jedynie ^Dwyt zamieci po tamtej stronie okna i mroku. Smuga Hatia tymezasem čoraz bardziej sie rozszerza, rozwiera-I bok swietlistego trójkata na podlodze, a dtugie cienie Htiynaia si? poruszac, lukowato, wokól osi sprz?tów. Blrmurowa plyta szaŕki nočnej wynurza si? ošwietlona, H^m z lampa, czasopismem, emaliowana popielniczka, H|pocz?ta paczka papierosów. W čoraz szerszej szparze platia w drzwiach ukazuje si? lampa, a raczej tylko por-Tinowy abažur rozšwietlony wlasna šwiatlošcia. Knôt bt chyba przykr?cony, tak že nie widaŕ innych cz?áci ■Tipy ani trzymajacej ja r?kí. Možná tylko dojrzeŕ na Bdizu z cienkiej przejrzystej porcelány liliowe kwiaty, ipt-h'iiť irysy. Ow jasný klosz z irysami przez chwil? Hm»í si? w powietrzu i z lekka kotysze, po czym níewi-Bpczna r?ka podkreca knôt. W tym momencie lampa U Ir/ymajaca ja r?ka zaczynaja przc-suwac si? do przodu, ■ plomieň taňczy w strumieniu powietrza ciagnacym od
322
323
otwartych drzwi i póiprzymkni?tych okiennic, przechodzi przez pokó) bezszelestnie, trzymajac na wysokosci gtowy, w pewnym oddalcniu od sl^H Twarz ma zupelnie bez wyrazu, jakby odlana z wosku oczy na pozor przymkniete. Wiosy úpiete w wysoki kui czarne lub može siwawe. Dluga przezroczysta kos/.uU si^gajaca ziemi, splywa w gtebokich faldach wokól )f niewidocznych, zaledwie wyc zuwalnych kostek i mofl pomyšleó, že owa postač unosi sie w powietrzu, Iiiim tycznie przezroczysta i lekka. Koszula jest rúž owa ■■ koloru skóry, albo w swietle lampy tedwa kolory mu si? i wzajemnie przenikaja. W odlegtosci nie wieufl niž na wyciagniecie reki sunie za nia. bezglošnk druju kobieta w takiej samej koszuli si ega i a'-*-1 i ziemi. 1 (11 in| wíosy úpiete w wysoki kok, twarz jak z wosku, ocfl pozornie przymkniete. Ta druga nie trzyma lampy, 4 wyciaga řece do przodu, jakby chciala dosiegnac la w rekach pierwszej i odebrač ja, przypomina nic tyle niaczke, ile cieň pierwszej, jej odbicie w jakimš boc lustrze, w uchylonym skrzydle szafy albo w líni powierzchniach mebli.
Zamiec chwilowo ustala, drobné, rzadkie ptatki sni unosza sie w puwietrzu. Cztowiek stoi przed drzwiaflfl Na gtowie ma popielaty kapelusz, wystrzepiony planí siega mu do kostek i getrów mysiego koloru, zatofl nych na blyszczace kalosíe ledna rek;} przyciska do pi^H na wysokosci serca, zatluszczona aktówke ze šwihski*)
3Z4
ry, w drugiej trzyma lask?. Cztowiek rusza. Po lewej ■nie, kilka metrów od zasypanego podjazdu wznosi sie itt/klttna parterowa weranda. Za oszklonymi drzwiami ^■Wadzacymi do domu z weranda stychač smiech, bar-(l/ii sttumiony, i glosy, ktorých znaczenia nie možná Bpoznac. Gdy czlowiek znalazt sie na wysokošci drzwi, Imlľi h nagle zabrzmiat wyražniej. Pewno ktoš wtašnie Mwmzyl drzwi. Cztowiek spojrzat w tamtá stron?. Stót Hirzeciwko drzwi ustawiony jest wzdluž, tak že widač ■u w /nacznym skrócie. Miejsce u czola wolne (czy nie ■dzial tutai przed chwilq ten albo ta, która otworzyta Írf-wi/); tu takže stoi porcelanowy talerz i do polowy lipm/niony kieliszek czerwonego wina. Po przeciwnej IIo Hiie {ješli tam nie jest czoto stolu) siedzi kobieta z wy-HUm kokiem, w czarnej sukni. Po bokach stolu, na tej «miirj wysokošci, niemal symetrycznie, siedzq po dwie •loln, widocznc z profilu: dwie kobiety w czarnych suk-pluch, može niečo mlodsze od tej pierwszej, a naprze-[llwko m?žczyzna o žóhej twarzy i jeszcze ktoš, kogo Éhihrze nie widac. W šwictle padajacym z przeciwnej II h my < przez odsuniete firanki na oknie sypia sie drobné Btfki šniegu jak konfetti) potyskuja symetrycznie rozsiata lune porcelanowe talerze, naczynia i szkto, Doktadnie knlrodku stolu, na nieznacznym podwyžszeniu, wzdluž, ■Dipiera sie prosiak. Czlowiek widzi go w skróconej per-■tektywie: krótkie uszy i zakrecnny ogon tlustego prosie-kta, które btyszczy jak odlane z hrazu. Kyj jest zwrócony Hü drzwiom — w sczerniatych, dužych klach zielone Ikblko. Reka mežczyzny o žóltej twarzy zatrzymala sie, f n/rm z kieliszkiem, w pót drogi miedzy stotem a žóltymi
325
zcbami. Stalo sie to w chwili, gdy przez otwarte i zobaczyt czlowieka z laská,
Czlowiek siedzi na gľazie przydrožnym. Glaz jest oknu! ly, grubo ciosany, wyražnie widac skutki erozji i c/uiy w jego porowatej, gabczastej tkance, na której rozpoí raja sie promieniscie plamy porostów w postat i drobný kropli przypominajacych rdz?. Ten kamieň najwyraif níe znalazl sie nad krawedzia przepasei po prostu pí padkiem, ale umiescila go tu reka ludzka i nadala ostateczny ksztalt (ješli možná to nazwaé ostatceznyl ksztaltem). W górnej czešci znajduje sie niewielkie éf laste wglebíenie w ciemniejszej, szarej warstwie fli ražnie odmiennej strukturze i wieku geologicznym mí podstawowa bryla wapienia. Na krawedzi wglebieniaM dač lej gruboíci dužego palca, dtugi na j akí es dwadzieicfl centymetrów, równolegly do osi kamienia, Jego linia swiadczy o tym, že tež zostal wydražony I rekq: šlimakowate tuki to niewatpliwie slady wí* pneumatycznej lub želaznego klina, za których c% wiercono otwór na dynamit (o ile kamicnia nie i pano od podstawy po prostu mecha n icz nie). Czlowfl oglada si?. Na równym skalistym zboczu, wznoszacyfli sie po tamtej stroníe drogi niby wysoka šciana, wa w skale pionowa szczeline, która moglaby doktadr odpowiadač, jako druga symetryczna polowa, lejowl i krawedzi siodlastego wglebienia, tym bardziej že stromej ácianie tež wyražnie widač dwie róžne warst
326
|, ciemniejsza, i dolna, jaíniejsza, bardziej krucha. ■trone horyzontu ciagnie si? skalisty masyw, ponaci-lity ostrými faldami, wgl?bieniami i szczelinami. O ja-i dwadziescia metrów ponižej kamienia, na którym pil/i czlowiek, možná jeszcze dojrzec plamy porostów, l(iwe i czerwonawe, a gdzíeniegdzie zupeínie biale, i>ó ndyby ostré skaly byly spryskane wapnem albo ka-H|IH ptasim. Obok kamienia, na którym siedzi, z gl?bo-I h szczelin przy drodze wyzierají wlochate, pokryte m liácie piolunu, nieco juž wyblakle. Czlowiek
.....l h /apac b wznoszacy si? rázem z fa lam i goraca,
klóre bije z rozgrzanego kamienia. Rzadkie krzaczaste initllny, rozrzucone na skalách i w kotlinách, wyražnie ^ftóžniaja si? blada zielenia od szarobialego kamienia i.isnych plam porostów o barwie wapna. Na dalekim ti vin zboczu, ciagnacym si? w stron? horyzontu, mož-I fl« dojrzeč biala wst?g? drogi, która opadá równolegle ■fcosnymi liniami, weinajacymi si? w skal?. Ze zboeza nu /.boeze droga stáje si? čoraz w?žsza i wreszcie w po-Hllu pasa zieleni, waska juž niby kozia perŕ, wywija si?
w meandry í w ksztalt jasnej litery m, jak trzy jasne linie I mi dloni. Na kr?tej poszarpanej linii, gdzie tacza si? lad I I moize, widač gl?bokie hordy i zatoki, a pomi?dzy nimi o»i n skalisie szczyty, Sloňce, idea In ie okragte i czerwone, [ wlušnie dotyka spiezastego wierzchotka. Wielkie cienie Irtr zabarwiaja bl?kit morza na ciemnozielono, wyraí-■l rozgraniczajac bt?kit i zieleií jak dwie barwy, które ■éf nie mieszaja, przynajmniej nie tak tatwo i gruntow-[ nic, jak mieszaja si? na dalekiej linii horyzontu bl?kít ■llf ba i bt?kit wody.
&7
Opodál tamanej linií zetk niečia ladu i mor/za dojrzeč wsród zieleni skupisko maleňkich domków, n niež schematyeznych: bíate átiany i czerwone dachv. n< lewo, w pewnym edda len iu od skupíska domków, pod M pem komina, z którego wznosi si? ezarna nic dymu prniilH w góre, czerwono odbijaja si? promíenie sloňea w oszkl* nej fasadzie fabryki, niby luna požáru Na koňcu kirt| kiego mola stoi kamienny slup latami morskiej. Wh cholek la tanú jarzy si? migotliwym, iskrzacy m swiattťfl i nie wiadomo, czy to odblask síoňca. czy šwiatlo lampy gazowej. Po brzegach mola, z obu stron, znajduja sie ž«|| zne pale do cumowania statków, Cztowiek siedzi na |mj nym z ty c h pacholów, posrodku mola, twarza zwróconl ku morzu. Przy molu uwiazana jest samotná bárka, tód| rybačka z jed nym masztem. Nic ma na niej nikogo. Li AI zwini?ta w p?tl?, jak žmija, lezy na pochyfosci wzn* sz^cej si? ku dziobowi. Peski w tym miejscu byly ni* gdys porna lowa ne na zielono; farba calkiem j už wybli kla, gdzieniegdzie pot worzyly si? babie lub liezne drobni szezeliny jak na starých plotnách. Dno stati \ / ku, ta k i* z desek, wyokragla si? niby wielka bcezka. Od zewnatrl bárka pomalowana jest na ezarno, a tam, gdzie lacza sil deski, polyskuje swieža, roztopiona smola, k tóra wzbieři powoli, jak krzepnaca krew, Brzegí burt z grubych de«l pomalowane sa zielona farba, podob nic jak wznoszacj si? ku górsc dziób, z d zi obnic a wzmocniona metalerft Z buřty zwisaja dwie wyshižone opony samochodowa calkowicie wytarte, tak ze nie widat: juz fa li stých wy pukloscí ani zygzakowatych naciec, jedynie jakies litery zboku, zapewne to marka fabryezna. Pomi?dzyopona
Mil
lucie stateezku a kamiennym molem ciagnie si? lu-\nn. 11 o zielona li nia wody. Ba rka zwrócona jest dziobem mk\\ morzu, stoi niecO ukoínie do mola, Morze jest spo-i,, 11 h ■. l u>m n ozielonc i pnezroezyste, tak že wy ražnie wi-1,1.. . i n u rz on a c z?š ľ kad luba, podobna do muszl i, prze-i nylony ster i mala srub? w ksztalcie ósemki. W dole, na ,, k k- šl on ej«t?bo ko šc i dna, možná dojrzec c ie ň muszli i n . /ku, podziurawiony promieniem sloríca odbíja ja-Hln sic od martwej ryby, sttuezonego lusterka czy bia 1 uej puszki po konserwach.
Niígle cieň stateezku zaczyna držec, rozpraszac si?, za-^mc. Promieň slonca gasnie, a zielona powierzchnia fa-l líní, Slychac, jak woda pluszcze wokót mola i boków kuki. Skizypieníe liny uwiazanej do pachota, Powolny ^■rubot bdzi w zátoce. Sta tec zc k zbliža si? do mola la ■ Kidnym lukiem, Puwolne, opóžnione sapanie dobiega Húpiero wtedy, gdy milknie motor, odglos ów bowíem za-Hradl si? w cisz? jakoá niepostrzeienie, Rozkolysaná woda ^Ltama na bokách kamiennego mola zielony welur alg ^Kamc plamy malžów. Morska trawai rozmaiteodpadki, i iotv až do tej pory utrzymywaly si? na powierzchni nie-I ITtJkl bez ruchu, nagle poruszyly si? zakotysane, rzucane I w lewo — w prawo, w prawo — w lewo: lupy arbuzów; |Hiinidory, rdzaweogryzkl jablek; rozmi?kie niedopalki; [mdelko od papierosów; martwp rybka; skórka chleba; ■dechly szczuf; pudélko zápalek; wyciíni?ta potówka lylryily; zmurszala galaíí szyszka: ivykalaczkij sluniki; Hrbíe lusk i; zgnila pomararicza; zielona butelka od piwa; kiwatek deski; rozdarta niebieska koperta, ogryziona rewnianaobsadka; pióra ptasie; kolba kukurydzy; korek;
328
329
rozerwany slomkowy kapelusz; przedziurkowa kolejowy; dwie potowy otówka bez grantu; strzepy kartka papieru w krátke z rozmazanými literami; pi od konserw; orzech; okragla bJaszana puszka, w kfl rej byla kiedys zieJona farba; odcinekprzekazu pním,f nego; žótto-zielona etykieta z butclki piwa; wyszczerluoiu szklo lampy; figura szachowa (biaiy pionck, którenty tylko gtowa wystaje znad wody); król karo o wy pionych brzegach, ztamany posrodku, ale nie przepnln wiony, tak že wyražnie widac symetrycznc, szabloi postacie; kolorowa pocztówka. a na niej, na pierwtffl planie, bíekitne morze i molo z latarnia, przy molu tek rybacki uwiazany do kamiennego pala, zas i tek zbliža sic do mola, przecinajac powierzchni tagodnym lukiem. Na drugím planie, za zielonymi mami, biale domki o czerwonych dachach. W dali sokie góry, po których wije sie waska droga, a nad n i btekitne niebo i kilka purpurowych obloków. Gd/iH posrodku mola, na jedným z pachotów, siedzi czlowM jest niečo przygarbiony i pochylony ku przodowi, Na gb wie ma zsuniety do tylu slomkowy kapelusz, a inn.--il.-i rozstawionymi kolanami trzyma láske lub raczej chybj wedke. W odlegtosci jakichs dzíesieciu metrów, opart| lokciami o kamienna barieře, stoi kobieta, a przy n|d chlopiec piecio- czy szeicioletni i nieco starsza d^fl czynka. Wszyscy patrza w stron? horyzontu, pewnie po dziwiaja záchod stoňca. Znajduja sie na samým zakrecH w miejscu gdzie droga rozszerza sie, tworzac jak gdyb) taras albo punkt widukowy. Opodál, na samej krawedil drogi z grubo ciosanych kamiennych bloków stoi samo
M, Na czarno lakierowanej karoserii cienka warstewka M, Kwadratowe szyby sa cařkiem opuszczone, drzwi ■rte na rosciež. W dužych okragíych reílektorachod-I ni? purpurowy zachód. Nad profilem przedniej czešci la, przypominajaeyrn plaster miodu, maska o zabko-nyeh, niklowanych brzegach, spod której buchá para. Iv przód samochodu drga w falach goraca, unosza-Dh sie jakby nad rozžarzonym piecem. Pod szerokim Hnikiem, przypominajacym blotnik dorožki, na wy-lych oponách ledwie možná rozpoznač faliste wypu-plti czy zygzakowate naeiecia. Na bokách opon litery fpelnione kurzem, najpewniej marka fabryczna. Z renta skrzyžowanymi na piersiach wspiera sie o blotnik ftczyzna w kaszkiecie w krátke i duzych okularach Itauczukowej oprawie. Patrzy ku pasažerom, których przywiózl — ku cztowiekowi siedzaeemu na kamie-ii przydrožnym, jakies dziesieŕ metrów ponižej za-flu, i ku grupee w pobližu, przy kamiennej barierze. btem i on spoglada w strone horyzontu, pewnie na za-nclzace slorice. Teraz kobieta patrzy ku czlowiekowi dzacemu nieco nižej na kamieniu. Ale on jakby ich dostrzegat. Zapatrzyt sie w dal; pewnie podziwia za-d slohca.
Czlowiek spoglada teraz w strone zakretu, skad slychač ki i grzechot kamyków. Wkrótce na zakrecie wyta-sie, osiol obíadowany chrustem. Z pochylony glowa, ■ opuszczonymi uszami kroczy po stromej pochyíoscí. hernie chrustu, przywiazanego sznurem do niewidocz-nrgu jut znego siodla, zwisa na zakurzone boki osla. Na Kkatych gatazkach widaŕ šwieže ukoáne ciecia. Stcrczy
330
331
posród nich sierpowate nstrzc noža z cienkim kancialfH :j zonkiem. Na gatazkach, wciemnych, lužno przylrttH nych buktakach chlupocte ptyn: wino, mleko lub wodfl
KiJka krokuw za o&tem idzie kobieta w czarnej splowll tej sukience i zawiazanej pod broda, równie splowiatlj chustce, zgieta pod ciezarem chrustu nie mniejK/ym niž ten, który džwiga osioí. Cztowiek odprowadza h ii oczyma až do chwili, gdy kryja si? za ostrý j n zakryl ľin Niečo póžniej znowu ichdostrzega na nastepnym zbocz dwadziescia metrów nižej. Potem znikaja mu z oezti dlugo, až wreszcie u kaz uja sie na kolejné] serpenty Nie stychač jui chlupotania w buktakach ani chrol kamyków pod nogami. Czlowiek wstaje z ka mienia i píerajac sie láska t idzíe droga pod gór?, po czym s obok szoŕera.
/itpiski szateňca (i)
11 ndno jest wysoko uniescswoje nieszcz?scie. Byŕ obser-|H itmem i jednoczeánie przedmiotem obser wacji. Ty m, iry jest w górze, i tym, który jest na dole, Ten na dole plama, cien,.. Patrzec na wtasne istnienie w aspekcie cz nose i (czytaj: w aspekcie šmierci). Wzníesc sie; na rtyny! Éwiat z lotu ptaka.
Idea mojego statku powietrznego jest stará jak ludzkoéc. h tylko kontynuacja zamiarów Ikara, Takže mój szybo-: zrodzit sie z obserwacji lotu ptaków Nie wy maga na-tíity wiošlarza. Nie jestem zreszta sportowcem. Ani tez (ji)wiekiem specjalnie silným — muskuly mam prawie hh niewiasta. Czy možecie sobie wyobrazic nastepujaca K en?: odswíetnie ubraný, z muszka w grochy, wsuwam hi n litina w rzemienne pasy i u latu j e na ksztatt golebia, [ Ipnda m z d zi esi ategf > pietra giowa na dótr j ak kam íeň, nahí i,unie jedným ruchem skrzydet wy ry warn sie z loopin-|n i wysokim lukiem lece nad gtowami ttumu. Zdaj? si? iiii kisk? pradów powietrznych i siadam na lace w pobližu mi'i mdzinnejwsi. (Natio borgo selvaggio; zapadla d ziura ftidvirtna!) Pniem zwijam skrz yd la, chowam do aktówki I wt hodz? do wsí niezauwažony, ancnimowy, jeáli wolicie.
333
Z waszego punktu widzenia, nawet gdybyscie! dowah' na dachu drapacza chmur, wygladam jak: wkrótce jak jaskótka, potem jak nietoperz potem jak li tyl, potem jak bak, potem jak pszczota, potem jak tnii*tv.hi (albo muszka w grochyj i wreszcie jak musza pstr/yni Zniknalem z waszego poia widzenia, zniknalem bez šla^É Wzniosiem sic do nieba, drodzy moí paristwo. TH^^| nieba czystej abstrakeji.
Gdyby cziowiek przytožyl glow? do ziemi w odpnwli nim momencie, cziowiek o sluchu psa, ustyszalby ciď led wo styszalny szmer, jak i wydaje woda przek z jednego naczynía do drugíego lub piasek przesyf sie w klepsydrze — cos takiego možná by uslyszeč., takiego slychač, gdy przyložy sie do ziemi gíowe, z ] warty m uchem, z myála dražaca w gtab przez war geologiczne, do mezozoiku, do paleozoiku, przez stwy piasku i nieprzepuszczalnej gliny, z myšla drq niby korzen olbrzymíego drzewa przez war stwy i kamieni, przez warstwy žwiru i gipsu, przez wara martwych slimaków i malžów, przez torfiaste wars rybich lusek i szkieletów, przez szkielety žólwi i gwiazi morskich, í koni ku w morskich, i pot wo row mor^^H przez warstwy bursztymi i drobnego piasku, przez WH stwy trawy morskiej i próchnicy, przez gesLe poklady a Ig i muszli períoplawów, przez warstwy wapienia, przff) warstwy wegla, przez poklady soli i lignitu, cyny i mim dzi, przez warstwy szkieletów ludzkich i zwierzecycM
^■fz warstwy czaszek i žeber, przez warstwy srebra I lloi.i, przez poklady cynku i pirytu. Gdzies tutaj bo-Wlriu, na glebokosci kilkuset metrów, znajduje sie trup Im/a Panoňskiego, jeszcze nie calkiem martwy, lecz i Iko przyduszony, przyttaczany coraz nowszymi war-■vlmi ziemi ikamíenia, piasku, gliny i torru, zwlokami ^Mn/.at i zwlokami ludzi i zwlokamidzielludzkich, tylko ■ i ,i i ieciony, bo wci?ž jeszcze oddycha, oto juž na prze-/■ni kilku tysiaclcci, przez stomkc falujacych pól zboža, iv i ivc-me bagienn^, przez korzenie ziemniaka, jeszcze calkiem martwy, lecz tylko przytloczony warstwy m i
.....íiiíitjku i paleozoiku, bo oto oddycha juž od kilku
džin, od kilku minut (wedlutí, miar ezasu ziemskiego), dycha ciejžko, astmatyeznie, jak górnikprzygnieciony Inrami. stcmplamí i cicžkimi blokami wyciskajacego H wegla. Gdy cziowiek przyložy glow? do ziemi, gdy ystawi ucho do witgotnej gliny, zwlaszcza w takie el-noce, može ustyszec jego oddech, jego przedtužone ertelne rzeženie.
Li wszystko dzieje si? wedíug sciále determínistycz-rh praw boga nátury, zgodnie z ogólna zásada causa ii, w takim razie nie istnieje przypadkowosč jako zja-řinko obiektywne, nie tylko w skali wszechswiata, lecz ikžc w najbtahszych zdarzeniach, na przyklad gdy ktoš Utawi ksiažke {zapomni jej?) w przedziale pierwszej liy (jakbyja tu umiescita Opatrznosc: Boská, albo jakby r/.yrruneia z nieznanych dali na ksztalt aniota, który
334
335
przysiadt z wpólrozložonymi skrzydlami na siť z zielonego pluszu, w pierwszej klasie, na míejscu dwadziescia szešc, przy oknie, a wiec wtasnie które zarezerwowano dia niego na prowincjonalníJ^B
Szid), a ktos inny (predestynowany?) usiadzie wlaš.....
tym miejscu i znajdzie oprawny w czarna skóre imuiV [Tractatua theologico-politkus), k tóry na tego kogm , wrze silný i trwaly wplyw.
li
založenie: Niezaktóeona praca úmyslu wymaga |H lutnej samotnošci, w przeciwnym razie umyst don sie podzgubny wplyw cudzego úmyslu, nie bedac ttĚ
n awe i tego šwiadom.
dowód: Gdyby w sasiedniej izbie me spala moja mfm w myslach moich na pewno nie pojawityby sie c z a r III górskie wsie, tylko može jakies inne odniesienlti inny determinant, gdyž w projekcie mojego listu ni byto nawet wzmiankioczarnogórskich wsiach ani OWM
nych wsiach, jako že wówczas (gdy pisatem projekt).....i
umysl nie byt jeszcze pod wplywem jej úmyslu, ale i> n z po pr zed niego wynika) pod wplywem jakiegoš" U^^| promieniowania q.e.d.
KONKLUzja: Doskonata samotnošc jest nieosiagalna, Ú bowiem, gdybyŕmy ja osí^gneli, osiagn?libysrny tkjLM doskonalošč, a to nie jest niczym innym jak idea, Ctjfl
Bogiem.
Uny rynek može, z jednej strony, przynieáč wielki zysk |fiy wielkim ryzyku oczywiscie), a z drugiej nieobli-ilue w skutkách niebezpíeczeristwo zárazy. Sprzedaž fia padlých lub chorých zwierzat; jnasowe zatrucia lutym miesem (któregoš dnia w gazetách). Jakies ro-I, pasožyty jelit przenoszace sie z wieprzowego miesa i organizmu czlowieka; kielbasa z dzika, zatrutego ta nmhba, to juz nie zrobaczywiala kielbasa, ale kielbasa rnbaków.
II
I J'i/yprawy, wedlug wszelkiego prawdopodobieristwa, ^Uif dzialanie profilaktyczne i dezynfekujace oraz pew H| wlasciwošci mimetyczne, dzieki którym znakomície Id/.ialuja na zmysl powonienia subtelnych kupców ze-Kwtej kielbasy Wskutek operacji wojen nych, blokády Mlmskicj itd. przyprawy osiagaja powoli wartoscdrogo-^■ftnych metali lub, dokladniej mówiac, odzyskuja swa gradowana, áredniowieczna wartosc i cene, swa przy-j^sla aureole rzadkosci.
| Stalowa kasa Wertheim & co. Weksel, czek, podpis Lišciciela; sprawdzanie, píeczecie, Bezglosnie olwie-
mi.| sie dobrze naoliwione, cicžkie stalowe drzwh Za-
i >" 11 przypraw bije z kasy falami. Zaležy to chyba od cie-■i u gatunkowego. W powietrzu unosz$ sie niewidoczne Hťczki pieprzu — kichanie i pokaslywaníe. Przedziur-
knwany weksel i — woreczekgoždzików albo cynamonu.
14
Zmienic konstrukcj? dachu: belki, listwy; dac nowefl chówki i ry n n?; wymienic zbutwiaic ŕ'ucryny i poszernfl
okna; zdrapač tynk i sypkie próchno; wszystko na nowit otynkowac i wybielic1; przekopac zíemie na glebokofl metra lub póltora metra (zaležnie od tego, do jakiej gtfi bokosci glina wchlonela koríski mocz); naniesč swiffl ziemi, a na to poíožyŕ deski; w kuchni poloz al bo lož pod loge i desek; poszerzyc miesz kanie o pakll metr-dwa, toznaczy rozebrač i przesunac šcíane dzielffl je od spižarni; uporzadkowač spižarnie i doprowad^| do stanu užywalnosci; wszelka niepotrzebna starzyifl wyrzucic na smietnik: staré rowery, konewki, skrzyM chomata itd., wszystko na smietnik. A jakže, i to: m pelargonie — na smietnik.
Koniec koňców mleko jest pokarmem. Mleko matki M przyktad. Mleko ssaka. Jezus ssacy wymie krowy. Albo owcy. Albo wielbtadzicy. Zamiast bielutkiei piersi Pi7.# najswietszej Panicnki, Takže Maria jest ssakiem. Takžl
Mfrfti wydzielaly kiedyš bialy mleczny sok. Albowiem bvva w swojej madrošci zatroszczyl sie równiež o dzieci, Ink kU> Nieth sie stanie gruczot, i stal sie gruczoi, Niech Hivknie mleko, i mleko pocieklo z pecherzykowatych l| piersi. Ratowanie žycia wedlug systému usta-usta. ľ.-I m positku žotnierskiego, który specjalnie wzbogaca I |lv **zclkimi niezbednymi dla organizmu skladnikami H| nora/em ndciaža transport i upraszcza problém wy-Hftyiema). Tluszcz, bialka, weglowodany, enzymy, wita-Miinv. m iIľ minerálne, wszystko to zatem, co btesiadnicy wielka nočnej uczty (lukullusowej) wnosili do ^BfCh organizmów w stanie stálym, i to bez umiaru. v»tko to znajduje sie w mlcku, w postaci drobných, nu I loskopijnych czasteczek. Pojawity si? wšciekle krowy > ti inniiieitiu oka požarly, co tylko bylo na stole: pieczone IfeloMe. kure, szynke, čiastka, OWOCe i 01 /.echy. wszystko, yitko, wcale nie po kolei, absolutnie lekcewažac bon H, to znaczy wedtug zásad krowiego bon lunu, a wiec ^^■erw polkneiy čiastka, zaraz potem wychleptaly ro-I ml / kuty, a w koncu wsunely na deser batystowy obrus i» i .ijkniety tíuszczem, winem i sorbetem. Póžniej fa-' a w ich kaldunach wszystko to przerobita, rozdrob-^LWL Zwarzyla, slérmentowata, oczyscila, przefiltrowaia, ^■literyzowala, zakwasita, wychetbotala, znów przefil-(iiKť.da, wresz.cie wymicszala z kazeina, albumina, lak-i . i i n.i koniec wszystko sie znalazlo w wymionach, HfM&tcpnie w blaszanych kubkach, w rekach moich dzieci; Hotrzykroč, raz za razem, jak w bajce.
338
áledztwo (i)
16
Czy E.S, opatrzyí list prawdziwa data?
Po nazwie wsi napísal julrzejsza. date, uspra1 wiajac swój postepek tym, že wedtug jego zegarka Longines z dnia dzísiejszego zostafo jedy nie sze minut i w zwiazku z tym przewidywany koniec (je daleki), a nawet poczatek tego listu juž przynal* tru. List zostal zaczety u křesu jednego dnia, ale w sci náležal do dnia nadchod zacego, do nádcho d zacrf0 brzasku, do dalekiego šwjtania,
Czy poza tym przerobit kiedys1 date jakiegos doku mentu?
W roku szkolnym 1905A1906 przerobit date^ zaswfl czenia lckarskiego i w ten sposob przedtužyt sobic wczasy mniej wiecej o tydzieh, W roku 1912 zmienil datf wydania bezplatnego biletu drugiej kJasy na pocia.'. \ ■ spieszny od staeji Kameral Moravice do Zagrzebia, prii dtužajac wažnosc biletu niemal o trzy tygodnic, W roku 1024 powtórzyt ten wyczyn, nie wyci^gnawszy (najwy ražniei) nauezki z poprzedniej kary (tej z roku 191 prawdopodobnie zdažyl o niej zapomniec i znów z nit date na swoim dokumencie podróžy — tym raz
I tu bilet pierwszej klasy (numer 755 363) — aby bez-■liue podróžowac od staeji Vrbovsko do Nowego Sadu M linii Nowy Sad-Budapeszt (przez Subotice) zale-P o dziesieé dni dtužej, od pierwszego do jedena-mp listopada. W roku 1932 znowu przerobit dat? na ■ i iv n v m. dokumencie: na zaswiadczeniu lekarskim nu-MH'i nw, stwierdzajacym, že jest tymczasowo z d o 1 n y Hp decydowania o sobie, z tym, že co szeÉŕ miesiecy wi-uJi-n poddawač sie gruntownym badaníom lekarskim; 11 1,111 wypadku wažnosc dokumentu przcdlužyt o caly Hk(i933) W roku 1934, w Suboticy, zmienil dat? na kilku dokument ach w Habi y co Wytobów Szcvotkarskich, k t ó h| byl wspólwlascicielem i akejonariuszenv,, ICzy odpowiadat za którys z tych czynów? pwukrotníe. W roku 1912 (Kameral Moravice — Za-I iivcb) zaptacil kare w wysokosci dziesieciu koron, E w 1934 (Fabryka Wyrobów Szczotkarskich) przegral llpruwe ze swoim wspólnikiem Weissem, który nie mógl Hjti udowudnič fatszerstw, ale przekonal sad o jego winie, Botyc* bylo innych oznak niesumiennego prowadzenia
llillTťSÓW.
I Czy ES. przechowywal jakieš dowody swojej winy? Wáród papierów, w teezce z nápisem „Dokumenty ko-I |p|oweM mial Decyzje Gtównego Inspektora Wegierskich kiiilewskkh Kolei Paňstwosvych [MagyW Kiráhi Ailam-mmútak), wydana w roku 1912 pod liezba porzadkowa ■042, natomia5t dokumenty odnoszace sie do sprawy ■ Weissem zniszczyl co do jednego.
Prosze podač w catosci tekst wspomnianej De-i ^ zii.
34"
341
Pan E-S., dietaríusz kolejowy, Kamera] Morav poárednictwem Naczelnika staeji). — Jak stwier dnia 23 lutego br. jet:lial Pan od staeji Kameral vice w kierunku Zagrzebia pociagiem pospiesznym mer 1091, druga klasa, posiadajac bezplatný bilet 1 4 lístopada ubiegícgo roku pod lk:zba porzadkowa < Niewažnošč biletu usilowat Pan zatuszowač w ten! že dat? wystawienia przerobil Pan z 4. na 24. W zv z tym wymierzam Panu grzywn? w wysokošci 10 sieciu) korón, które winny byc potr^cone z Pana grodzenia w dwóch ratách, fednoezesnie upominai na przysztošc stanowczo wystrzegal si? Pan post?r, niegodnyeh funkcjonaríusza kolei. Inspektor I. Ši
Czy pokazywal komus te Decyzje?
Przed dwoma laty pokazal ja panu Gawanskiei to, aby podkrešlič solidnoáč pracy na kolei w przeszt {w porównaniu z obecným stanem). Pragn^t si? chwalič, že za mlodu byt prawdztwym h u n c vvo I zdolnymdo wszelkich huncwoterii, chočbynie' jak niebezpiecznych.
Do kogo zwracat sie E.S. na poezatku swojego
Do najmtodszej siostry, Olgi.
Mial jeszcze jakieš rodzeňstwo?
Cztery siostry (nie liezac Olgi) i jednego brata, to i czy, rázem z Olga pi?í sióstr i brata.
Do kogo, poza nia, mógl zwrócic si? w ten sam sf listownie?
Nie liezac na lepszy skutek od tego, jaki przewid) mógt zwrócič si? poza tym do starego i, že tak pov jedynego przyjacieJa, pana Gawanskiego (Nowy
yhiveže Kolejowe 8), do brata, Dolfi-Adalberta (Triest, Bl Lazzaretto Vecchio n), do prezydenta Roosevelta, premiéra Churchilla, do kanclerza Adolfa Hitlera, admirála Horthyego, do Ministerstwa Kolei, do Mi-lerstwa Finansów, do Oskaržyciela Publicznego, do idzynarodowego Czerwonego Krzyža, do Mi?dzyna-ej Unii Pomocy, do Ligi Obrony Praw Cztowieka, do fdzynarodowej Rady Žydów, do Towarzystwa Ochrony lerzat, do Boga Ojca Sabaoth. Dlaczcgo zatem nie zwrócil si? do którejá z wymíenio-
osób lub instytucji? Do Gawanskiego nie zwrócil si?, nie chcac go kom-fomitowač na wypadek, gdyby polic ja kontrolowala igo korespondenej?. Do swego brata Dolfi — z powodu ipi?tej sytuacji osobistej i mi?dzynarodowej. Do postatých natomiast dlatego, že nie dowierzal nikomu nu h, z wyjatkiem može tego ostat n iego, z ktorými tak |ito obcowal.
W jakim stosunku pozostawal nadawca do adresáta? W stosunku dlužnika. gdyž poprzedni nadawca, aobec-Dy udresat. przed dziesi?cioma dniami przyslaí nadawcy, foprzedniemu adresatowi, krótki list.
O czym byla mowa w tym lišcie? I O sytuacji atmosferyeznej (mróz, zamiecie), o zdrowiu (grypa, kaszel, reumatyzm, migréna, nerwy, obstrukeja), i lekarstwach i ziotach leczniczych (aspiryna, szalwia, lumianek, oklady z wody Burowa, reumina), o wzrošcie pn drzewa i w?gla (z 240 do 320, wzgl?dnie z 350 do 380), o ttym stanie drog (zawiane šniegiem), o zimowej odziežy, • zwlaszcza o popirhitym garniturze m?skim; o jakichš
34-3
kocach, o cytrynie jako owocu w dzisiejszych < nieistníejaeym, o szynce, o orzechach na swieto C o wszystkowidzacym i wszechmocnym Bogu, petach, o spalonym lesie, o potazu (otrzymywanyi z popiotu drzewnego).
Czy w lišcie tym nie bylo mowy o czymá, o czym pri| natby sie dowiedziec?
Níe bylo mowy o butach meskich i o p?dzlu du golenia.
17
0 czym przypominaíy mu wlasne przemarzni?te pal O krótkich, pulchnych, zakrwawionych palcach par
Hordósa, rzežnika.
Jakie niebezpieczeristwo przyszto mu na myál?
2e te palce mogíyby si? pomieszač z k je maskami, a p. Hordós mógtby którys ze swoích zakrwawionyi li palców ciachnac i zawinac mu w papier rázem z wcm lina, wiec zrezygnowaf z kupná krwawej kiszki.
Na co patrzyí niezdecydowany klient?
Patrzyt, jak p. Hordós zdejmuje z haka kawat wieprzd winy, przepycha swój kielbaskowaly palec przez dziure pfl haku ikladzic jedrne mieso na dtoni, jak polem klepielt) ml?so, a ono zeslizguje si? wzdtuž boków miski, zwijajfl si? niby w?gorz.
Jaka mysl pochlaniala niezdecydowanego klienta?
Myši, že wyrazem twarzy, ruchem ani slowem nM wolno mu zdradzié, iž w kieszcni ma tylko pí?c pengů
1 dwadziescia osiem hllérów, w przeciwnym razit
Ih..^ ii-iii rzežnik gotów mu wpakowač ochlapy albo na-fcwi pullin?.
^ny zauwažyl jakies oznaki tego, že p. Hordós, rzezník, ^■Uk go przejrzal?
Owszem, mógl tak sadzic na podstawie faktu, že ten Indům, widzijc i ego niezdecydowanie, wyciagnaj Spod Wkf plaská, mise, przechylil przed nim, po czym nagle Ulitu nadal jej pozycje pozioma, a niezdecydowany klient ipnslrzeg), jak w miejscu, gdzie na powierzchni galarety talo faliste p?kni?cie, wyplyneia biatawa chrzastka 1 w v lízat kawal owlosionej šwiňskiej skóry (ucho?),
kiedy ľ.S. upewilil sic, 7c p. Hordós przejival go ua
Wyloi?
W chwili, gdy ten ostatní zaczal wyciagaé gdzíes spod |#[!v podroby: ceglasta watrob? przypominajaca skwaš-uiid.f, zakrzepía krew, šledzioneoslizlajak w?gorz, piano-i n ii iowa ma s? pluc, korón kowa t ka nk? žwacza, nerki ja k (iliniiaczc embriony, serte straszliwíe przeszyte rzežni-
■ ni nožem.
> |ak ES. przetlumaczyl sobie nieme pýtanie, ktňre po-^H}o si? na moment w oczach rzežnika?
J wda pan wieprzowe mí?so7 L Co odpowiedziat mu E,S., równíež tylko spojrze-
IM.-lll?
Tak, prosz? pana. Wszystko, oprócz padliny! laki obraz zjawia si? potem w plamce žóltej jego limi?ci?
|ego wlasne palte manipulujace przy mosieznym za-Bieku aktówki. Raz po raz naciskat zatrzask, który jakoš Hlť mógl zaskoczyc.
34+
345
Co przy tym czuje?
Czuje na dloni jedrne mieso zawiniete w zápach swíežego mieša zmieszany z zápachem drukarskiej. Na chwiJe uzyskuje wyražny wglad w sob lámania gazety
Nad czym glowi sie E.S.?
Usiluje sobie przypomnieé, jak wtožyt mieso do i tówkí, robi to z maniackim uporem, kto wie, który J raz analizujac (w pamieci) každý swój ruch, m w myálach ciežar každego kawalka miesa
Czy ma jakis dowód, že jednak wtozyí mieso tówki tamtego dnia, w jatce?
Istnieje (istniato) niezbite corpus delícti: strz?p zak wionej gazety i kawatek odgryzionego serca o wadze gramów,
W jaki sposób E.S. usilowal pozbyť sie obrazów, znienacka zjawiaty sie w j ego pamieci, powodujac rzuty sumienia?
Lirycznym skokiem w przod: pragn^t przesko w pamieci droge od jatki do gospody i od gospody wsi, ale udalo mu sie to jedynie czesciowo. W jego í domosei, na sumieniu pozostalá plamka, podobna do lej, jaka wywoluje obraz padajacy na slepá plarnke w oku,
Jakie dokfadnie pýtanie zadat sobie i nie znalazt oď powiedzi?
Czy možná pozbyč sie jakiegos obrazu z pamieci, po. | dobnie jak úmyslným wywracaniem galki ocznej moíir spowodowač, že obraz pada na álepa plarnke?
Jaki skutek wywolalo úmyslné wywracanie galki pĚ mieciowej?
346
l'.iiiiiVt rozdtabniata i wywracala mysli, obiazy i džwie-m nad koszmarnymi wspomnieniami czuwal jasno-Pŕln*V aniot snu, aniol o rumianych policzkach i obŕitych 1«. i .i.k li.orekachczerwonychínabrzmialychodmycia i lm. k i.Ac:li, rece szynkarek, niebezpieczne rece!}. * /yE.S.widziatpsy? \ Nie, ale na podstawie rejestru glosowego i iedwo do-■ftegalnych cíeni na biatym tie sniegu mógi przypusz-Har, že zabtadzil na jakiá sabat psów, na ponurý psi prnawal, na ludožercze, rytualne ogólnopsie áwieto, tniľgo ofiara mial pase on, R.S., we wlasnej osobie, Co poza tym slyszal?
ty ycie zawiei, która w pory wach zmieniala rejestr psich ow, znieksztalcata je i wchtaniaia, mieszajae wycie z wlasnym, przystosowujac ich wycie do swojego. |uk E.S. widziaí siebie?
Oczyma psa, jak przez dwuwypukl* soczewk^ albo jak krzywym zwierciadle: szpic laski wydtuža sie w dm-| perspektywie ku dužej jak glowa piešci, w ktorej czy sie precel uchwytu. Ta gtowa-pieéč w dalekiej krtpektywie staje sie čoraz cieňsza i przerasta w dtuga, Irnka reke, przy koncu, na odcinku ramienia ciensz? iit láska, Gdy spojrzeŕ wzdluž cienkiej, zdeformowanej f k i, od dolu ku górze, niewyražnie widač glowe, mala |k píešč.
Co jeszcze widaŕ z psiej perspektywy? Gsjsienicowaty kalosz na pierwszym planie i czarna *ytarta aktówke, w ktorej znajduje si? niewidoczna, ale ktena wieprzowina (kilogram lub nieco wiecej), kawalek iwet od szynki (70 gramów), žeberka (200 gramów),
347
slonina (200 gramów), podroby (250 gramów),1 to zawini?te w niewidoczna gazet?. Jak rozpoznawali wzajemnie swoja obecnoáč^^|
i psy?
Psy w?chem, sluchem i wzrokíem, a E.S. jedynie chem.
Jak$ mysl podsunul mu strach?
Mysl o možliwoécl nie tylko mimikry, lec z nawet q^H samienia; gdyby zmieniioptyk?swoich okularów, monlh si? stač psem.
czym znala zl ujscic jego wypróbowany z myslel klamy?
W nastepujacej fantazji: „Stosownie do žycz^^H cztowiek stáje si? psem, kotem, koniem albo ptakir Kupuj cie czarodziejskie okulary firmy E.S. Wecllun wlasnego wyboru b?dziecie ogladač íwiat oczyma iwn rz?cia".
Jakie zwiazane z tym ogloszenie uložyl w duchur „Czy chcielibyscie swojego wiernego stróža — psa I li h kotke. ulubienic? zobaczyč tak, jak one widza was, i< h oczami?Czy chcecie iščna polowanie, maiaí oczy Albo ogladac publicznoéc na wyscigach konnych oc*H mi koma? Stane ie si? koniem, psem lub kotem za jedy ne 10 pengó. Nie možecie kupic skrzydeř pnk:-. nu natomiast ujrzeč áwiat oczami gol?bícy itd. Oto osiw niecie najnowszych badán optycznych, psychologicznyt li. biologicznych i oftalmologicznych- Firma optyczna E.JH Katalog mozaikowych zdj?č w kolorze na zad a nie wy sylamy bezplatnie. Firma paraoptyczna ES'
Jak si? zachowywaíy psy?
I Nie zadowalaiy si? juž kawalkami mi?sar które staral H| hmcač daleko od siebie (žeby omamič i odegnač psy}, pi-wne swojej przewagi liczebnej i taktycznej rzucaíy lly n.i zywť mi?so, niewatpliwie rozum iejac równiež to .. wLwtí skryta mysl), ze wróg jest pijany, odurzony
1 ........leoretycznej i taktycznej wiedzy nie bedzie mógl
illn|i.> stawiaó oporu na tym syberyjskim, lodowatym
1 o wobet: tego robil E.S.?
Nudal szarpal mi?so, odrywal je razcm z gazeta, na ^^■pchwytatkrwawc, za mar zniete, sliskiekawatki, darl Bpiznokciami, szarpal 2?bami i staral si? rzucač daleko I tul hiebie, zgodniť z ta tania i przejrzysta tak tyk?, 1 we snie z tej maciczno-waginalnej aktówki: serce, foba, žebra, nerki — plod.
)ak chcial udowodnic samému sobie prawidíowoác
go tlumaczenia? Ikegnal ku krzesíu stojacemu obok íóžka (na krzesle lkalo mokře poszarpane ubranie) i wziat do reki „Prze-založony na stronie 36, gdzie znajdowai sie artykul lytutem Wplyw wopiy »a psy, przettumaczony z lon-nskiego „World Review". Prosze odczytac wspomniany artykul w calosti. „Od czasu, jak zaczela sie wojna, w Anglii zauwažo-, že psy ruszyly do ofensywy na wszystkich frontách I m iaž wzajemnie sie morduj^. W každým razie am-■Ulatoria dla zwierzat odnotowujg coraz wieksza ilošc plk h walk. Tak na przyklad londýnski Urzad do Spraw Lnzeriia Zwierzat vve wrzesniu 1941 roku zanotowaí luK wypadków poszkodowania psów w tych walkach, I jllž w paždzierniku 410 wypadków. Ekspert tej insty-llltji, Mr Govent, tlumaczy to zjawísko w nastepujacy
350
351
spôsob: psy sa niezwykle wražliwe na nástroje s panów. ježeH paňstwo sa nerwowi, pies panstwa niespokojny. Paňstwo denerwuja si?, czytajac o atak.n z powietrza, a pies, wyszedlszy na ulie?, atakuje ogdrfl sasiadki albo sama sasiadk?. Nie wie, dlaczego U možná powiedzieó, nie ma zadných anu gniew na wroga, gniew ten udziela si? psu i b^H rozpacz albo wojowniczy nastroj W'brew rozpowsmlj nionym przesadom pies nie jest mniej wražliwy niž qH wiek ani tež mniej krwiožerczy".
Jaka mys! towarzyszyia E,S-owi podezas powiinn»| lektury tego artykulu?
Mysl, ze Freud, tworzac swój sennik, nie pošwl^B dostatecznej uwagi lekturze przed snem.
Podniecony podejrzenicm, co uczynil w tlmili, |>n tem?
Nagle zrzucil z siebie pierzyn?, pomimo kaca i bfl glowy jedným stanowczym krokiem wstal z lôžka.
Co znalazí w kuchni, obok drewnianej skrzyni?
Aktówk?, z niezapietym mosi?žny m zatrzaskiem. Rfl trzymujac wierzehnia stron? podbródkiem, obs/
352
iH'ľizr aktówk i, po czy m naraz ja upuscil, jak gdyby tiklut czy sparzyt
< o trzymal w palcach? Skiawek zakrwawionej gazety.
\ Odwróciwszy si? nagle ku žonie, o co ja zapytal? C/y wyjela z aktówki mi?so.
< tizekiwat jakiejsodpowiedzi?
Nu\ bo zrozumiaí wszystko na widok przeraženia w jej m h,
i o w koncu powiedzial?
I £ľ w t? gazet?, ktorej skrawek trzyma na dtoni, bylo za-
M, 1 e mi?so: kilogram (albo niečo wi?cej) wieprzowiny, HWftlek (nawet) od szynki, žeberka, slonina i podroby n.l nlo dwustu gramów),
i^pdy znów si? rzucif na aktówk?, obwachujac ja i ob-Miikuiac, co wreszcie z niej wycíagnal?
11 ŕymat w paJcach malutki odgryziony kawalek swiri i^Bgo serca, ze áľadami swoich z?bów na žywym mi?sie: Wfrpuu deticti.
i i* zrobil B.S., zwatpiwszy juž nie tylko w swój sen, ilv i w jaw??
/,nów pop?dzil do pokoju i zajrzat do „Przegladu", k klórym na stronie 36 znalazl artykul pod tytutem Whfryw wojrty na p&y, a w nim nast?pujace stwierdzenie: i^Hczasu, jak zacz?la si? wojna, w Anglii zaobserwo-
ii u 1.0, že psy ruszyíy do ofensywy na wszystkich Iron-1 u li". itd,, itd.
353
kto. y, h
18
Jak siedzieli podróžni w saniach?
Na lylnym siedzeniu žona autora listu i jego d /m l a na przednim, obok woznicy, autor listu, pr/ywml. ■ exodusu, kapitán statku, wygnaniec.
Czym podróžni byli okrycí?
Ci na tylnym siedzeniu — dwoma koča mi, z cienszy byl z bawelny a grubszy z kozie) siersci, d HÉ przednim siedzeniu natomia&t owŕnejisie odpasj w M\ kótami, tež 7 koziej siersci,
Czym pac h mal y koce?
Kon m i i moczem,
O czym rozmawiaJi kapitán statku, i stern i k i ml* niem Martin?
O pogodzie, o froncic wschodnim, o znacínym ud / i,il»< we.gierskich putkóww najnowszych operacjach, o raw \\ koni, o ostrej papryce czeresniowej, o gulaszu, o In kwiniówce, o braku niezbednych arlykulów, u k ich M nafta, maslo, áwiece stearynowe, žyletkí, obuwie itd.
Jak a znaczaca wzmianke; uczynit E,S.?
Že dužy haczykowaty nos nie jest nieodzowng firh( Žydów i czesto zdar zaja drastyczne wyjiitki.
Jak przyja.1 to sternik imienicm Martin?
Z podejrzliwoácia, niedowierzaniem i niech?cia,
Jaki materiál dowodowy wskazal sternik na pop;.....
swojej tézy o bogobójcach?
Zasypaný sniegiem krzyž przydrožny, a na nim Kii|||i -czlowieka z oczyma niebieskimi jak niebo i zakruŕd wionymí dlohmi, na które snieg položyl kojacy nlil.nl
354
H Imlnwiilych platków; Boga-czlowieka w korunie cier-
■ lit.....1.111 zypominajacej žatosnie puste gniazdo wronier
Wkkri/al wiec Ukrzyžowanego, który marzl na gruntach Irtiacych do wsi, zapomniany przez wszysl kii li. ^By kapitan-bogobójca i sternik (zabójca bogobójców) Bolívii coš, (o do czego zgadzaliby sie w petni i bez za
■ r/i-ii?
f ()ws/em, /nalezli: czosnek jakosrodekskutecznie po-■1/np4cy krwiobieg i regulujacy trawienic; wzrost cenr Hfak arlykulów pierwszej potrzeby, a przede wszystkim 1 i'nnad wszystko, byli zgodni w opiníí na temat brzos-I ItHlnniwki, która rozgrzewa krew i pobudza k razenie, mlmhdza, rozwesela, rozplomienia, w ogóJe dogadza 1.1 |k>m i godzi ich bukietem zapachów. lidy oproznili manierke kapitána z zakričaným kor-
......platana lykicm ŕlaszkc stern ika z kaczanem ku-
I fcni yd/.v zuuuast korka, do czego ich to zagrzalo?
Ifuz w pobi i ž u portu i miejsca przeznaczenia wstapilí I avin- n<ľ,pody w Bakszy, do pani Kláry, i zamówili jeszcze (m 1 m,-(-(I/iesialce morelówki, na rachunek kapitána, jak ^■CQ savoir-vivre i niepisane prawa,
luk i obraz ukázal sie pod rôznym nakoniec, przed rozídu m.1 m z woznic 3?
Hózowa odbytnica konia, przypominajaca róže, w biegu 1 Ískala zielonkawobrunatnebrylki na snieg, IH.1 czego nie dojechali saniami až do miejsca prze-■■ /mia?
ľoniewaž E,S. nie mógl sie dogadac z wožnica w spra-^■1 Ceny Ten ostal ni mianowicie przewidywat, že z po-^Hdu zmeczenia koni i póžnej pory nie zdažy wrócic na
I
35S
z morza wszelkie jego dobrodziejstwa, flor? i faune, njH siecia, a raczej drewnianym korytkiem, w jakim ptuofl si? ztoto. W bialym, dobrze wyptukanym ryžu mofl bylo znaležč ziarenka piasku, a czasem i kamyczek, chybí dlatego, žeby wszystko wygUjdato bard/iej naturální* (jesli nie byty to po prostu ziarenka soli morskie), hu rozptywaíy sie na jezyku), lecz takže algi, porosty i | prawy, liscie bobkowe, szafran, kapary i majeranek, i nadto fladry i sardele, raczki i matže (moule, dal morskie i skalne), langusty, scampi, mureny i kalí lecz takže skrzydlo kurcz?cía, comber zajaca i cieleca, wszystko to zatopione w ryžu jak w mol piasku, zmieszane z ryžem jak risotto. Gdy cztc nakladá sobie tej potrawy — a z ryžu wytoni sie wony wasik raczka, skrzydto ptáka, wyjrza chn nakrapiane kleszcze homara, rozwarta muszla dat skalnego czy ostrygi, pr?žkowana skorupa mors slimáka — dopiero wtedy možná zrozumiec, že to potrawa w zwyktym sensie tego stowa, lecz jakis tyczny pokarm, posilek bogów, i že w odróžnieniu innych potraw nie przygotowano jej w kuchni, ale I j miedzianym rondlem zaczerpnieto z morza, oslep, rázem z morska woda, sola, piaskiem i kamy kami, ciagnieto rondel przez gt?bin? morská, a na brzeg i wzdluž brzegti, podnoszono i znów ciagi przez wode, a potem przez zarosia nadbrzežne, pí szlachetna g?stwin? zielonych brzegów — stád wtasř trzy listki bobkowe wyzierajace z pilawu, stád kuleca oliwek, szafran i majeranek, stád wreszt ie i ten rienki, i polowy naciety kražek cytryny, który jašníeje na brzd
I.....II'1 i'ľ'n iiuiť šrodziemnomorskieslorice, oswietlajace
linii ki mityezny pejzaž.
ľaklat o kartoflu. — Nadeszty ezasy, kiedy mu-ny myšlec o sobie w perspektywie žycia i ámierci, nie lamolubne indywidua, lecz w aspekcíe catej naszej ifl»y- lego boskiego chwastu ziemi, rozproszonego po "■cie, krzewiacego si? na wszystkich konty nentach, ■tf nie tak jak nieszcz?sny kartofel {solatium tuberosum), ■tóry, podobnie jak my, wylonit si? z dalekicb mroków hlutnrii, z dalekicb mroków ziemi, ale jego istnienia, m pr/.eciwieňstwie do naszego, nikt nie b?dzie stawial kd znakiem zapytania dopóty, dopóki na ziemi b?da iMnialy gtodne usta, dopóki b?dzie istniata ziemia. Nie-ptzesny kartofel (Kartojfcl, pataté), ten chleb ubogich, lóry skadinad nie schôdzi ze stotu bogaczy, podawany postaci frytek i puree, polewany mlekiem, šmietana losem z dziczyzny, prostacki kartofel, ta ziemsko-■lebianska man na, podziemna narosí, skrofuloza ziemi, flwurdy wrzód, brytowata bulwa, w ciagu swoich dlugich Bllejów nigdy nie wygiat si? w ideálny krag jablka czy Bomidora (tego drugiego boskiego owocu), lecz pozostal Rledoskonaiy jak cztowiek, tylko pozornie symetryezny, ■tlen guzów i narosli, wyrostków i odrostków, dotków Bblizn, bez srodka i bez nasienia, bez niczego, co by Iwiiidczyto o obecnosci Twórcy i Jego madrošci. Pozostaf Mfc ideálnym obrazem ziemi i cztowieka ulepionego gliny, ten twór ztožony z miažszu i skóry, bez košci
358
359
i bez serca, istny homunkulus [homo-homultus iiun^M
do zludzenia przypominajacy cztowieka, czlowieka H duszy, z którego wygnano Boga.
Pami?tasz, siostro, jak w dziecinstwíe przebieral^M w piwnicy kictkujace kartoíle? Znajdowalismy wów^B male, podobne do czlowieka kartofelki, o maku U i, gtowach i potwornie skarlalych koriczynach, male Im munkulusy, ktorými bawiliámy si? jak lalkami, az dil czasu, gdy odpadla im gtowa albo skurczyty si?, zwiedl) ze starosci. 1 widzisz, teraz, gdy žehrze o kartoile, ni« moge zapomnieč o ich zadziwiajacym podobieh^ wU do czlowieka, a z drugiej strony, za pozwoleniem q Žyda. Wyíonilišmy si?, jak powiadam, z tých samycl mroków histórii. Ale dlaczego, prosz? panslwa, kard fel jest bardziej dlugowíeczny? Czy dlatcgo, že my, U czfowiek mialby byč od nicgo doskonalszy? Nie v, i■ ■ i Sadze, že jest bardziej dlugowieczny i doskonalszy my, niž wy, a zatem, že nas przežyje. Przežyje ten w| kataklizm. A gdy golebica powróci z galazka oliwm w dziobie, lódž osiadajaca na twardym gruncie w y kopli z nasiaknutej i odsaczonej, rozmytej i um?czonej zieffll na jakíms nowym Araracie krzak ziemniaka. Zacll nam powažnie wierzyč, chociažby ze wzgledu na obral i fantazj?, že kartofel (Kartqffél, patate) to jedyny n| tym swiecie twór — niechaj mi Bóg wybaczy — ktorjf nie powstat z woli Božej i za dotknieciem re-ki Twórcjl ale jest dzielem jakiegos jalowo-ptodnego, oblakanegl szamana, ptodem jalowej akhcmii (czemu Paracelsul w traktacie De generations rerum naturalium nie po swi?ca dostatecznej uwagi). Stád može jego mlodoií
360
wuá I
■piHiilpuľnosť:. Kartofel nie ma nawet pieciuset lat, a do I 1 'v sprowadzono go dopiero gdzieá w x vi wieku jako ozdobný, í wiecie dokad? — do Hiszpanii, prosz? ^Hhva! Mysl?, žc cos wam to mówi w ramach mojego ^^■lliwego porównania pomiedzy kartoŕlem a Žydem, adw niľwiitpliwie tu, w Hiszpanii, gdzie dokonáno selek-t H |M rvd dalsza w?drówka — Ewiger Jude — doszto do 1I11 uhli k: ego spot kania miedzy kartoflem a cztowiekiem, Hfázy niedoškonalý naroéla, bulwy a garbatym sefar-Mtkim nosem„. Stád ruszyli razem i tak, pewnego dnia W korku xviii wieku, dotarl — kartofel, prosz? mnie ilnht/.e zrozumiec — na stôl francuskich monarchów Ifoseszedt si? po swiecie, Wskutek rôznych krzyžówek, hod wplywem rôznych klimatów i gleb przybieral naj-(ii/inaiis/e ksztalty i nazwy: Dar, Amerykan, Rosaťolia, Hokndct, Bcm, i wreszcíe, jako ukoronowanie jakošci, ttut^num bonům, Alma,
Rwinie sa najmniej wybredne ze wszystkich zwierzat. (Wledzial o tym, bez watpienia, Mahomet, podobnie |.ik zydowscy prorocy-higíenišci. Pewnego dnia míody Mahomet siedziai i patrzyř, jak swinia je cos okropnie brudnego: rozrywata padlin? albo žarta zgnite kartofle, przypominajace ludzkie odchody Najedzony pieczenia, która niedawno ternu nape tn íl swôj kaidun, Mahomet za-1 /jlnagle wymiotowaé, bo przypomniat sobi e, žebytoto wieprzowe mi?so. Szybko wetknal palec do ust, jak robia pijacy, i cala pieczeň wyrzucil z siebie w piasek na brzegu
361
morza. Po czym pobiegl do domu i wniósl do ksiegi p, która wdwczas pisat (póžniej na z wa nej Korané stepujace stowa: nie jedzcie swini, albowiem b?d; wymiotowac. Podobnie ma si? rzecz z koszerem: \ prorok najadl si? zepsutego miesa... Fanatyk zainiíMiin co mu si? przydarzyto, w regule, w iwiete prawo, vr pň% kázanie boskie- História religii (zákazy i tabu, ko&zvr ilJ | jest zbiorem ostatecznych konsekwencji jednostko^-un doswiadczenia. De gustibus — tego rodzaju estL i ■ jacego demokraty zrnu nie uzná ja. fanatycy. Swój oglaszaja jedynie rnožliwym, katumkznym uma Tak samo wyglada sprawa alkoholu. Któryš ze šwi upil sie i zwymiotowal. Potem za dužo paplat i j mu si? plata! podczas przekazy wania polecerí otrz wanych z nití ba, rada m?drców zatem zdccydowata, winien si? wyrzec alkoholu, Wierni jednak nadal bydlo jak to bydlo, a jemu álina cieknie z ust po brodzie- Wobec tego idzie do swojego szatasu, a tamv snie, Bóg nakazuje mu powtórzyr ludziom nast?p Boxkie slowa: Wíno to grzech. Wylejcie wino do m a pijanych, rázem z beczkami, rzuccie na fale, NI si? sta nie... Szcz?ŕciem žáden prorok nie pami?tat, srn a kuje mléko matki. B o inaczej...
13
Sklonny jestem wjerzyc, že Newton odkryl pra powszechnego ciaženia przy pomocy kalu; kuca| w trawie, pod jablonky o zmierzchu, gdy ukazuja píerwsze gwiazdy, pod oslona m rok u, który kryl gti
niedyskretnymi oczami — mrok b\ \ bowiem mn\ fctccznie g?sty, aby go ukryč, gwiazdy byíy nie doáč" HHczace, aby go ošwietlic, a ksi?žyc jeszcze za hory-■Iftim. W tej chwili ciszy, gdy odzywaja sie pierwsze Bk a leniwe kiszki przechodzi skurcz pod wplywem ■yt/nego wzruszenia pieknem nátury i dziela Boskiego, Elim že wegetatywny úklad nerwowy przenosi wiru-H»iiiri intelektuálne do kiszek i wplywa na przemiane ■íl ■ * i -11 i, zalem w owym centrum wszelkich wzruszeri ||i /.il przeczuwač odkrytie tego tak prostego, ale d la |fKyw.lego rozwoju nauki fundamentalnego prawa, wcia;ž |fn/i/c kurajar pod jablonka., zapatrzony w gwiazdy tiahle k w ciemnosci nie bylo widač, bo jablek w ogóle ■t bylo, na drze wie wisialo jedy nie mnóstwo gwiazd, J«hlka zas przed dwoma dniami zostaly zerwane pod osobistym nadzorem, nie istniato wi?c niebezpie-■itrtstwo, že któreá z. niť h trati w czlowieka kucajacego má tym nowym drzewem wiadomosci dobrego i zlego, Kŕ przeciwnym razie nie kucnatby pod nim, znalaztby t»his bezpicczniejsze miejsce).
Newton wówczas poczul, že kal wysliznat mu si? z po-budzonych kiszek lekko, bez wysilku, mimo chronicznej pttrukcji, b?dacej po prostu nast?pstwem dlugiego prze-llidywania nad ksiažkami, i razem z radoscia odkrycia, (ttdre nagle blysn?to w jego u myšie - a mianowicie že llkiekolwiek dwa ciata przyciagaja si? wzajemnie z sila Wpmst proporcionálna do ich mas i odwrotnie proporcjo-flilna do kwadratu ich odlegtošci, czyli že Ziemia o wiele Ixybciej (i w miar? spadá n ia čoraz szybciej) przyciaga artwno niž gówno Ziemi? — razem ze swiadomoicia.
dalckosicžnego znaczenia tego od krycia, ktorému rzyszyio dalszc opróznianie sie kiszek, dotart do fakt upokarzajacy: že tak wažne dla ludzkoáci, dal siežne prawo odkryl na zasadzie spadán ia wtasne pewnego wieczora, kucajac pod jablonka... Z pew imvii zarumlenll sie i zadumat nad tym,czy wogóleozn.i ludAosci o swym upokarzajacym w ístocie odkryi m w którym chyba sam diabet maczat palce. Jednak/i-, ni dal kucajac pod drzewem wiadomosci dobr ego i zř. nu na nowo dreczony przez obstrukcje, Newton wp.i-swój wielce klamliwy historyczny pomysl i gówim pit jabtkiem. Ludzkošé nigdy nie domyslila sie pravm i przyznala jablku zastuge tego odkrycia, albowiem jal>lkii miato juž rajskí rodowód, jak tež mityczn.i pi/i I.. . zwiazana z sgdem Parysa, nie byto wiec nieznanr, 11 równiež jemu, Newtonowi, nie byto nieznane. I tat ■ i tej pory, jablka spadaly na zasadzie nowego prawa, pi .iwfl
Newtona, gówno zas nadal spadalo naj z u patrnej ai.....i
itniwo, možná pywiedziec, pozaprawem. jak gdyby pi iiwl powszechnego cíaženia wcale sie do niego nie odi
|na)v ímialo: moje serce miesiaczkuje. Spožniona, ulillwi miesiaczka mojego judaizmu... Przecho-y |n zed wami pan, na którego patrzycie, szanowne p i panowie, ów pan po piečdziesiatce, w popie-n (íarniturze, okularach w žeiaznej oprawee, pan kg i z žólta gwiazda (ktorej jednak nie widzicie, , listom 1 ja aktówka), ten pan miesiaczkuje, Prosze 1 wyobrazic, Sedziowie, moje serce miesiaczkuje. W |a biologiczna jako wcielenie žydowskiego, ko-Pgo pierwiastka, Sensacyjna wiadomošc dla gazet: kowaty pan dostat bolesci z powodu menstruacji!
.....rkawsze, jest to cztowiek catkiem zdrowy (nie
c matego przezíebienia), czlowiek, który nigdy níe i\n\ na zaburzenia hormonálne. Meska miesiaczka? Pierwiastek kobiecy doprowadzony do ostatecznej lekwencji. Comiesieczne kwitnienie serca. Nasienie rti. Weltschmerz.
14
O, ten bolesny wysitek wnetrznosci kobiecych, szalotifl macicy, która z miesiaca na miesiac, w ciagu jakichš Clt^| dziestu lat, uparcie i szaleňczo puszcza ikr? iiiby jesiotr, zawsze (.hetna do rodzenia, gotowa každego miesi|jH przygarnac nasienie smierci, wykarmic je pod sercerM i wykolysac w swoim lonie!
364
dy piszecie o skrwawionym sercu albo gdy wasze serce 1 prostu miesiaczkuje, atrament musí stač síeczerwony, líe thodzi tu juž o kat, pod jak i m šwiatto naftówki pada I wasz rekopis. Byloby infantylnie poetycka przesada idkreslac to poprzez naktucie stalówka czubka wlas-tfp palca, jak wtedy, gdy pielegniarka pobiera wam
nnv.
365
27
Ježcli chôdzi o ten list (droga pani), panf który go pi pani (wiem, to brzmi dziwnie), ten pan jest w powa stanie! Analiza jego moczu wyražnie o tym šwi Wynik rówme wyražnie wskazuje, že chôdzi tu o t/y/ne. Lb tyle. Powiedziaía pani, že jest on pani v>iec proszc mu doradzič, žeby sie przygotowaL Ofl brzemienny, droga pani. Nosi w sobie nasienie šm Zechce pani przyjac wyrazy wspólczucia.
Bajka zimowa z Panonii. — lpatrzcíe, zi padalo czyste, biate pierze, jakby škubáno tam duže, ( sione panoňskiegesi. Wszyscy zbierali pierze do wor z juty: kupcy žydowscy i ich žony, subiekci i ich sioitpfl dziecí kupców žydowskich i dzieci subieki ów. Albow irfl Jehowa podszepnijl im byl w nocy, we šme. že b?d/.lf | padat ĺ níeba czyste, gesie pierze i že prócz nich, wy^H nych, nie dowie si? o tym nikt. A gdy juž napetnili swajfl worki, ujrzeli nagJe, že z níeba zaczal padač, unosz.ai vi(p na ksztatt gestych platków, czysty, miekki puch, oni z|l nie mieli go wco zbierač, bo napelnili píerzem wszyslkkf worki, wszystkie pierzyny, powloczki, wszystkie garnltij i wszystkie koryta, wszystkie czapki i kapelusze. WówcuÉ to, chchvi darów Božych, za rada jakiegos sprawiedliwifl starca wysypali wszystko, co dotychczas byli nazbifl^H i z jeszcze wi?kszym zápalem rzucili sie na ten pin b, przypominajacy manne niebieska, A cena gcsiego pu z tej strony poeta napísal smutný sonet na jej wacl
370
'byjejtrzeba wybič, tejsuce, krzyczy rozwšcieczony Hoch —
■odnosi zbyt biata r?k?, aby pomachac swemu uwiel-11 m 'inu i wielbiacemu ja (mimo wszystko) ludowi, lecz I na moment nastaje cisza i z tego naglego oniemienia |řwa si? grzmiacy glos wodzów i demagogów, którzy Jf (nie dla siebie, dla tudu) Chleba i Sprawiedliwo-||, ii królowa nit: nie pojmuje, bo wszystko jest poza |^yklym trybcm, poza protokolem, to juž nie okrzyki
bienia i wiernoáci, lecz jakiš dziwny bunt mtegóž chcq ci ludzie, czegói, ach, o nieha? 1 lileba, pani,
( htľba? O, Elwiro, czy ž nie majq chleba? pani,
A nu to Królowa, bez metrum i rýmu: Czemu w íakim píľ nie jedza ciastek, droga moja Elwiro? Panie i pano wie, hmu niejedzq ciastek? Przy tym faluja jej piersi, królew-H| piersi, do których przylgnal ziožony wachlarz, aby po míli nagle si?roztožyc wcatym przepychu i bogactwie, |ak 1 igon pawia lub jakby Królowa przygotowy waía si? do cenia atutu z trzymanych w r?ku kart.
Šlcdztwo (li)
32
Jak brzmiataby no tatka prasowa o tragicznym losie i listu, ezlowieka, który nie przyjat haniebnej propoj i nie zmielit ziarna bez pozwolenia wladz w mlyníc: I jakíego Rosenberga?
Wczoraj, w miejscowošci Kerkabarabás znale we wtasnym mieszkaniu martwa rod z in? pana nadinspektora koJejowego w stanie spoczynku, munikat polic j i sporzadzony na podstawie lekarskicb stwierdza, že šmierd n a st a pila jut píecioma dniamí. Przyczyna smierci byly gtód i: Cztonkowie nieszcz?snej rodziny: ojciec (53}, (40) i dwoje dzieci (9 i 7) zmarli po dlugich cl n i ach, mieszkajac o dwa krok i od swoích zamí krewnych, a mianowicie od rodziny wdowy po lgr Boroska, kupců z te) samej miejscowošci. Pani Bt zeznata w komisariacie, že smierc wyžej wymienj rodziny wcale jej nie zdziwila, gdyž 011, to zmarly E.S. byí niepoczytainy. Uzasadniajae opini?, przytoczyta fakt, že zmarly E,S. nie pr pomocy, jaka zaofiarowala mu na calkiem dogodny warunkach (sic!), a mianowicie dwóch cetnarów, cti
i^Bogramów pszenicy w cenie zaledwie 40 pengó I* 1 rlnar metryczny.
ľi 1 ľs/ť podať sprawozdanie z procesu autora listu, za-Hajac, že skorzystat z ryzykownej propozycji i zmie-^tlurnobez pozwolenia wladz u niejakiego Rosenberga, Hclciela mlyna parowego w Bakszy. Bit si? dowiadujemy od naszego wyslannika, w tyt:h Uch przed sadem specjalnym w Suboticy odpowia-iU za przest?pstwo uchylania si? od podatku, za nie-rtwolony handel, lapówkarstwo i wzbogacenie wojenne |pa žydowskich handlarzy Glówny oskaržony, pan I,, emeryt, nadispektor kok, przyznat si?, že w zmo-\ I z namowy pana Gyuli Boroska, aiias Georgesa, kuřat od chíopów ziarno po paskarskiej cenie 20 pengó řtnar metryczny, po czym wozil pszenic? do wlasci-lmlyna parowego w Bakszy, pana Rosenberga, który lil t ziarno bez pozwolenia. W ten sposób oskarženi (ysparzalí sobie korzysci materiálnych kosztem pra-rltych rak i potu naszych rolników. I ik brzmialby fragment artykutu odnoszacego si? do i|akiej pani Rebeki?
iní Maria, dawniej Rebeka — któr* glówny oskar-ty nazywa Maria Antonína — siostrzenica gtównego karžonego, zeznata przed sadem, že nie uwaža siebie i Wdnna ámierci wuja i jego rodziny. Pani Rebeka, która i^Hpita wczarnym kapeluszu z wualka spuszczona na iřarz i z wachlarzem w r?ku, nie zdolala przekonaŕ sadu KU lawy przysi?gtych o szczerošci swojego bolu.
372
373
33
i i>lř)
Co widac w ty m fragmencie projektu, pisanego 01 kiemľ
Wykres sejsmograficzny drgaií pociagu pospieszin y na odcinku Lenti-Nowy Sad.
Co przedstawialy fotografie w przedziale pierif^H klasy?
i. Nad míejscem, gdzie siedzial podróžny: pejzai pfl noiískir Ciagnaca sie w nieskoňczonosc, ániegiem pnkrffl równina. Czarne plamy pól uprawnych, wyianiaj^^H
sie gdzieniegdzie spod sníegu. Na pierws.zym | ■■' w prawym dolnym rogu nagie, sekáte drzewo, na kula sie czarne, zziebniete wrony. Na skosr nicma] _fl przekatnej i jak gdyby poza pejzažem, grube oblep nim sniegiem druty telegrafkzne, w sumie szcsc czy mi po lewej stronie, na samým br/zegu fotografii, niemůl M pod drewniana ramka, nawiniete na bia tc ľj uszkowiiii izolátory. Ów pierwszy pian (druty i bíale porcelánuwfj
izolátory) jest nieostry i nicdokladu;.. a przedslaw......
na nim przedmioty wydaja sie prawie przezroczy^H tak že widz w píerwszej chwili nie zwraca na nie uwugd skupiajac sie. nastudiowaniu szarego zimowego pejz^fl w tle.
i. Naprzeciw podróžnegor wygodnie rozpartegu 114 pluszowym siedzeniu: panorama miasta wdali; na pierWi szym planie nasyp z szynami i jakieš r údery. W tle t^Ě n i na, a na niej, daleko, stud nia z žurawiem. Z lewej struny tež na dalszym planie, jakieá doly i cos, co przypomkS cegielnie, a obok wielka, ospala rzcka, k tóra przecinfl
lva czeáč fotografii i w dolnym prawym rogu wpíywa Í drewniana. ramke,
i|, Na lewo od miejsca, gdzie siedzial podróžny: na prwszym planie morze i molo z latarnia; przy nim sta-rybacki uwi^zany do kamiennego pala, a drugi taki mi látek zbliža sie do mola, przecinajac powierzchníe ly lagodnym iukiem. Na drugi m planie, za palmami, tiniuki kryte dachówka, a w dali wysokie szare góry, po 11 in yc h wipe sie waska droga. Nad górami jasne niebo i |i 1 Ik.t obtoczków. Gdzies posrodku mola, na jedny m fttacholów, siedzi cztowiek widoczny od tylu. Jest nieco fetygarbiony i pocbylony ku przodowi. Na gfowie ma pMiuiety z czola stomkowy kapclusz, a miedzy rozsta-fclnnymi kolanami trzyma láske lub raczej wedk?. I 4. Na prawo od miejsca, gdzie siedziat podróžny: znów Mnorama jakiegos miasta z katedra- Može tego samego ■tlita, z ta sama katedra, co na fotografii naprzeciwko lodróžnego, ale w innym ujeciu. Tutaj wyražnie widac Imtcdrc, iak tez wieže i knronkowa rozete nad lukowa-lyni portálem. Drzwi katedry sa szeroko rozwarte, ciert portálu pada nasylwetkejakiegos czlowieka. Nie možná bcpoznac, czy to mežczyzna. czy kobieta. Zegar nad Ivysokímgotyckim oknem wskazuje trzecia.. Najprawdo-pudobniej trzecia po poludniu. Na ulicacb pusto, Oprócz lylwetki, na która padacieti portálu, widač ies/cve tylko kdnego czlowieka. Jest to chyba zamiatacz ulic, bo w reku Irzyma jakieš narzedzie, zapewne lopate, która clo tej pory odgarniaí snieg i odrzucal obok na wysoka sterte. Na szarym niebie czarna chmura tuž nad gotyckimi [lumienicami; na drugim planie wyražnie widoczne ich
374
375
lukowate okna i d r zw i, za m k niete podobme jak žaj^ okien ne.
Na pierwszym planie znajduje sie plac i ode odniego ulica. Nagzymsie gotyekiej kamienkzkt, jak lvi na placu, kilka goiebi dziobie cos w sniegu i catkov^ spokojena. Može wyczuwaja, že pies, k tór y wlec ii wozem wyladowanym meblami, nawet si? za nimi nlf obejrzy. Wóz przeježdža przed zamknieta brama gotytu kiej kamieniezki, Siedza na nim dwaj mežczyžní, jedH w kapelu szu, a drugi w futrzanej ezapie, pewn i e woý Trudm> sie zorientowač, co dokladnie zn,i mi i mc- n , wozie, widac tylko tukowate plaszczyzny mebli, Meh|| sa przewiazane sznurem, ale nie przykťyte. Wóz n um wlasnie pomnik, wiec lby koni zaslania postač boh.i i. > i za która kroeza w kierunku katedry. Pomnik wido jest od tylu. Na marmurowym postumencie stoi cztowitkl z prawa noga zdecydowanie wysunieta, a ciežar t ;iti»| postaci spoczywa na lewej nod2e. Prawa reke podmul w patelycznyní gescie, wskazujac palcem ku szczytowl
wiežy albo ku niebu. Ma na sobie surdut lub dlug.....
rynarke. Peleryna narzucona na surdut rozwiewa alf w ťaldach z brazu, wachlarzowato rozsunie.tych w I ml za ruchem reki. Na ramionach i na postumencie wlfl laty áwiežego sniegu. A može obok nogi bohatera usi.hH gotab, którego na fotografii niepodobna odróžnic ud plam sniegu. Po tej stronie placu, z u kosa i niewyraziil* majaeza tablice reklamowe z napisami: „Astra", „RoyiH „Foto" i innymi, które roztapiaja sie we mgle.
Jak obecnie widzi siebíe autor listu, cofnawszv i< w t /.asie o jakieš pietnascie dni, a w przestrzeni mnlej
h ej o dwíeáeie kilometrów od miejsca, w którym sie Htl|duje?
) Držacymi rekoma zbiera swoje papíery z patento-stolika pod oknem w wagonie pierwszcj klaní iejsce 126, w pychá papier y do aktówki, pomiedzy 1 iclki piwa i kanapki z suszonym sledziem, które dala 1 na droge jego siostra Berta, zawínawszy je najpierw I irv (o itkowany papier listowy, a nastepnie w gazetě, i dlu-
M.....vtvV sic z mu sie žn y m zatrzaskiem, nie mogac go
H| nik nač
Kto nad nim stal w tym momencie? M Indy jasnowlosy konduktor z niklowymi kleszcza-wymíerzonymi jak rewolwer w jego piersi, w jego 1 i/de.
k 10 byl swiadkiem tej scény oprócz konduktéra i czlo-1 k,i, k Lory (widzac siebie) usiluje zamknač aktówke? Pani (okolo trzydziestu lat) w kapeluszu z woalka urizczona na twarz, przytulajaca do siebie pogražona < ánie dziewczynke (okolo trzech lat), jakby w pocia-HU, w przedziale pierwszej klasy mialo niebawem stač I llr«os strasznego, jakás zbrodnia nk/ym w powiešci; i^Hftdzieniec (okolo dwudziestu pieciu lat) z ezarnymi |n/ylizanymi wlosami, student albo szpieg, który zza i^Bltrowanego ezasopisma próbowat wylowič oezyma llkiiivvek bieli spošród ezarnych sukni damy w ezerni; iVH" jegomosč (okolo pieedziesieciu lat), prawdopodobnie I Mmytnik, ze zlotým zegarkiem na zlotej dewizce, któ-n-iiui w tej chwili przygladal sie tak uwažnie i wnikliwie,
■ I lvy chcial otaksowač jego wartošc; starsza pani (okolo
■ .> rtódziesieciu lat) z modlitewnikiem w okladce z macicy
376
377
........
pertowejj zaspaný oŕicer (okoio trzydziestki) z kujacymi ostrogami,
Ktorej z wymienionych osôb E.S. poswiecit byt (A wie.cej uwagi?
Wdowie o niezwykle Udaných biatych Udach,
Jak owdowiala?
Maž jej zginatgdziesna ironcic wschodnim, \VydflSfl wtasnie strawiony pokarm.
Jak brzmiato oficjalne zawiadomienic o smien malžonka, które utožyt w duchu autor listu?
Niniejszym zawiadamlamy, i ž matžonekpani, kupiimi rezerwy slawnego i, Wegierskiego Putku Huzarów, hu hatcrsko polcgl za Ojczyzne, speíniajac swój nujsu n-r -.s \ obowíazek.
Jak przyjíía te wiadomosc?
Natychmiast wybrala z i urna III czar na sukni e wdfn| najnowszej mody na jesien — zím? 1941/1942 (z du/yml patkami na ramionach, z gtebokim dekoltem, marszc/uit| w tal i i, sred n iej dlugosci: do pól tydki), jak równiež czj in| halke obszyLa czarna, korón ka i, bez watpienia, Cl^H majteczki, težz korunkami, wreszcie kapelusz z ozcIliImij szpilka, czarna woalkc i czarne rekawiczki do tokcia,
Co dostrzegl ciekawy obser watorľ
2e Czarna Dama kladla na blade policzki odrobn>| róžu.
Co moglo nadawač blask oczom Wdowy o niezw <. 1 U Udaných bialycb Udach, j e šli nie placz i smutekľ
Olsníenie možliwošcia przyszlej przygody, którajM nawet nie skoiíczy si^ szczešliwym zwiazkiem z jak nm bogatym matzonkiem, može zamienič si? w scaty, wii*(
mhiHiA'iany ivviazek z kolejnými mtodymi kochankami, ■ wówczas bezplatme, ku obopólnemu zadowoleniu, w'ilowa poduczalaby ich sztuki mifosnej W kim E,S. podejrzliwie upatrywat pierwszego ewen-Butlnego kochanka Czarnej Damy, a zatem pierwszego ' puU'ticjalnego rywalaľ
W mlodziericu z przylizana czupryna, który zza pa-wanu ilustrowanego czasopisma wykazywaí zywe Interesowanie jej jedwabnymi (czarnymi) poňczo-*mi.
híka wiadomosc zdotat E.S, ukradkiem wyczytaó tľ^ož tzasopisma, zanim opuácil przedziat pierwszej
11y?
Ambasador níemiecki Jagow wraz z matžonk? i japori-Htl konsul generálny O ku bo Tashitaka, równicž z mal-Botika, obecni podczas defilady.. "tqmo^vvisi^vz
luka dostrzegt fotografie?
Mcžczyzna z siwa broda (mniej wiecej czterdziesto-Iľtiii], w uszanee i szynelu wojskowym, wrecza ikon? (olnitTzowi (može trzydziestoletníemu), który z zado-iilcnicm usmiccha sic spod hetmu.
Kogo przedstawiata ikona?
Naj£wietsza Panne i Dzieci? Jezus z wielkimi au-hrolami.
I Jakí byl tok mysli E.S.-a w momencie, gdy opuszczal pi /.edziat pierwszej klasy? (Synkopy) I Zdenerwowany jestem, okropnie, Niesamowita czerri I sukni, jak tunel.,. Élan vital. AlkohoJ, alkohol! Ho-Innli rski tulipán czarny... Nvgus z naprzeeiwka bedzie
si? teraz bez przeszkód do nie j zalecal, Caiowalby korica niezwykle Udané biale Uda... Dama chyba znaczenie mojego uklonu? Ona promienieje, co za Czarna koronka, koronka jakže.., Žegnaj, žegnaj n wsze, o pani!
Co zrobii E.S., zanim znalazt si? na korytarzu?
Rzucii przez okno przedziatu pierwszej klasy sz\ i spojrzenie,
[ co zobaczyl "ř
Cia.gna.ca. si? w nieskohczonošc, pokryta šniegiem rfl nin?, czarne plamy pól uprawnych, wylaniajace si? gd/|* niegdzie spod snícgu, i nagie sekáte drzewo, na któfffl kulily si? czarne zzi?bni?te wrony.
Co poczul, gdy przeszedl do drugiej klasy?
Przede wszystkim zápachy;
Jakie?
Zápachy brudnych nóg, zmoklých kur, plaszczy wojskci wych, mokrej skóry, mokrego v, oj loku. znoszonych buinw cebuli i machorki. Poczul takže westchnienia kiszek,
Kogo ujrzal?
Zotnierzy, chlopów, kontrolerówskarbowych, kole|.ii / \ gajowych, kupcóvv i handlarzy.
Jakie przedmioty zwrócily jego uwag??
Drewniane skrzynki, mundúry, kobialki, karabiny, M nety (w futeratacb), chodaki, onuce, pasy žolnierskU drob, karty, nože.
Jakie kolory?
Brudnoszary, oliwkowozielony, kaczosraczkozielof
krzyczacoczerwony, brudnobialy, rdzaworudy, stali szary.
Juny,
.....
po w okamgnieniu zdradzito, že jego wejscie zostalo trzežone?
ľ ľ/.ywy chlopski kozík,który zatrzymat si? w pól drogi Hnicdzy zatluszczonymi wasami a slonina posypaný pryka-
Mo przyjrzal mu si? z najwí?kszq ciekawoscia? j Ci?i o dlugiej szyi wystajacej z kobialki przyjrzala mu kli, lv.iTwonymi oczyma, uykrecajac glow? to W jedna, mt w d ruga sh on?. I Co ES, zobaczyi, gdy usiadl?
"zymia nog? wgípsie, która zwisajac zdrewnianej ^Blki na bagáže, koly sa la si? o jakies pi?č do dziesi?ciu i ľiil y metrów przed jego nosem. Na owej nod ze wyryso-hum- byly chemkznymolówkiemnimiy, kobiece i meskie lui/jdy plciowe, swastyki i strzaly uložone w krzyz, ■I poniže j widnialy imiona kochaných dziewczyn. ľiosz? je wymienií, f Marica, Anna, Fannika, Urszula, Dorota, Kozika, Gret-Hkn, Juliszka, Pandora, llonka, Lili, Lulu, Hajnalka, Mi-lnu, Gracja, Melánia, Piroszka, Margit, Katica, Anita,
i....... Helena, Romy, Ingrid, Cora, Bella, Elžbieta, Ta-
Hltla.
f Co (kolejná) widzial E.S. przy wježdzie na stacj??
Poster u nek bloku w y numer 2.6, warsztaty kolejowe, ni- Lidy w?gla, nastawnie. zwrotnic, pomp? do napelniania fhmrników, magazyny, pomieszczenia službowe, iólto-n/.uy budynek dworca, wiszace koszyki na kwiaty, re-mnuracj? dworcowa,
I Czy w chwili, gdy pociag wježdžal na stacj?, jakás lo-koniotywa brala wod??
3S0
381
Nie, ale zapewne dziaio sie to przed kilkoma mi gdyž woda ciurkiem ciurkata z ust pompy, ktorej k z lanego želaza owiniety byí stomianym warkocze krytým cienka warstw$ lodu.
O czym na ten wídok przypomnial sobie podró:
Przypomnial sobie, nie bez žalu, o surowej, ponuiť| zimie i o nieosiagalnym pieknie slonecznego z BnA|| laski lata.
W j ak i m wierszu wyrazil te uczucia?
A jest to ponad wszelkq miare
Žaiosna pora, panií
Do kogo kierowal ten wiersz?
Bez watpienia kierowal teti wiersz do Vi dowy o il|n zwykle Udaných biatych Udach, która w owej chwll spuszczala biata jedrna. noge (w czarnej jedwabnej pH czosze) z ažurowego stopnía wagonu picrwszej klaijj nieopodal.
Kto czekat na Wdowe o niezwyklc Udaných bialyJi Udach?
Wbrew jego zawistnym przewidywaniom na WdotyiJ czekala staruszka, równiež w žalob nej czerni, Obie ko biety bez slowa padly sobie w objecia, a miedzy so^ šciskaty dziewczynke.
Kto czekat na E.S.-a?
O jego przyježdzie nikt nie zostal powiadomiony. Czy wsVód podróžnych zauwažyl žolnierza z nng| w gipsie?
W pewnej chwili wydaío mu si?, že w ttumie spln-
szacym do wyjácía widzi gipsowa noge pokryta kam L
By nasz podróžny zatrzymal sie w restauracji dwor-Vweľ
la, bo juž z okna pociagu dostrzegl, jak zíowieszczo Irwaja kogucie pióra na czarnych, wysokich czakach ■Urmów i t?po potyskujq bagnety na ich karabinách, il/it wiec, že najmadrzej zrobi, znikajac czym predzej Irhe/píecznej strefy dworca, gdzieoprócz žandarmów ^H|ltl takže patrol žolnierzy w hetmach i pod brania, B|k równiež cywilów, w ktorých bez trudu rozpoznat
.....■■ li iĽťntmv.
Ifflk ich rozpoznal?
f D/.icki wtasnej intuicji i doáwiadczeniu oraz teatrálnej
kilosci ich zachowania. H|k byli ubráni agenci?
\ Wdtugie gabardynowe plaszcze [nysiego koloru, ka ^Butze z szerokim rondem, czarne nauszniki, solidné i r, m u: buty na g rubej podeszwie. Wylcgitymowali go?
I'r/y wyjšciu z dworca musiat stanac w kolejce razem ^Btiyjezdnymi i pokazad papier y agentom. Miat jakieš ktopoty?
Agent przyjrzat mu sie, porównujac wyglad z fotografia, líHvvni bez slowa oddal legitymac je. I C/y sprawdzit takže jego bezptatny bilet? Nie. chocíaž E.S. podsunatgo, pragnac, by agent prze-it sie o wysokim stopniu stužbowym, jaki wtasci-biletu zajmowat przcd pójsciem na emeryture. Li-I, te wzbudzi takie samo zainteresowanie, jak niegdyé hnkcjonariuszy kolejowych, którym okazywat swój platný bitet.
3S2
383
Gdyby agenci przypadkicm zajrzeli do jego co by w niej znaležli?
Trzy kanapki z suszonym sledziem, zawini?te najpli wkratkowany papieri ist owy, a nastepnie w zatluszc gazet?; cztery jajka na twardo, tež zawiniete w gav< u pusta butelk? po piwie marki Ormai; dwie koszule, I ', i žóttobrunatna, marki Kaiser; cztery kauczukow* Ifl nierzyki; cztery krawaty marki Breíner, w pa&telo^H kolorach oraz jeden z czarnego moheru, marki Rapan kusz papieru w krátke (29,3 x 20,8 cm), južprawiey,i[n. nu otówkiem; zalluszczony numer 12/1941 czasopisma „n glad Najlepszych Artykulów", wydanie Spótki Bata;dfl pary popielatych skarpet pocerowanych róžno} bawelna; plócienna chusteczk? z kraciastym des wzdlužbrzegów,nieužywana; opróžniona plaská, butf^J z ebonitowym korkiem-kieliszkiem; dwie paczki p*|H rosów „Symphonía" w miekkim opakowaniu, každu jim 25 sztuk; wybíakly róžowy r?cznik f rotte, zmiet y i je^^H wilgotny; píócienna niebieska pižamerozmiar 39, m.ukl Tivan zmydlony kawalek mydla do prania, domowcj ni boty, w ebonitowym pudelku; mosiežna maszynk ■ 1 golenia; dwie žyletki marki Tabula Rasa', wylinial v pt/diwl dogolenia; korek pachnacywinem; dwa drewnianesplM cze do suszenia bielizny; blaszany guzik od koszuli,
34
Dokad kierowaí sie podróžny, wyszedíszy z dworca? ■ Pospieszyl ku dorožkom, bo byly tylko dwie, a tmf z zapalon* latarniij na boku, jak wielka czarna gom
384
IfcAnie odplyn?la, zabierajac z jego žycia, može na zawsze, ryta pod czarnym skórzanym fartuchem Wdowe o nie-yklti Udaných biatych Udach, Madon ne Sleepingów, ineryde, žródlo jego krótkotrwalych marzeň, szeks-řowska Czarna Dam?, której wyšpiewal w duchu kilka fiów, a w chwili, gdy wsiadala do doroiki, pozdrowil ja alerskim ukloněni, uchyl iwszy kapelu í za, czego ona zauwažyla albo udala, ze nie zauwaža. Gdzie si? znajdowal postoj dorožek? Na lewo od wyjscia z dworca, na placyku ogrodzonym nej strony murkiem, a z drugiej želaznymi sztache-. Placyk ten wybrukowany bytdužymi kamiennymi tanii, na ktorých iskrzyiy sie podkowy i gfosno pluskat nisty jak piwo mocz, roztapial w mgnieniu oka platki k'zego šniegu, wypetníatwszystkieszczelíny pomi?dzy lumiennymi plytami, po czym w^skim kanálem sciekal bkwadratowego otworu odplywowcgo.
Jakie uczucia ácieraty si? w duszy E.S-a, gdy dorotka his/y la?
/.adowolenie, ulga, zmartwienie, Zadowolenie?
Poniewaž w dorožce mógl oddač si? slodkim marze-niom o ponownym spotkaniu z jakás dáma. z ta sama nwet, i poniewaž dorožka, podobniejak przedziat pierw-pr| klasy, byla jego srodowiskiem naturálnym, w którym titul si? jak w domu, i Ulga?
1 Poniewaž kontrola dokumentew odbyla si? bez klopotu, |o Äwiadczylo o tym, že intuicja i szcz?šcie jeszcze go mt zawiodly.
385
Zmartwienie?
Poniewaž intuicja i doswiadczenie žyciowe mu, iž nastepny krok mu si byc przeciwwaga poj niego, jako že w žyciu sprawy tocza sie na przeciwieristwa, a zatem po wznoszacej sie fali dzi opadajaca, po sukcesie trudnošci, po wzlocie i tak dalej, ale cztowiek, wbrew poznaniu empil nemu, wciaž jeszcze nie potraň przedstawiŕ sobie z | tego schématu, luku tej fali. W przeciwnym wyf mógíby przewidzieč wydarzenia do najdrobniejs szczególów.
Co mu sie przytrafiío po drodze?
Ukolysany stukotem kopyt, w pewnej chwili zdrzemnat
jaki mial sen?
Ptynal przez wielka wode, w ealkowitcj ciemnošci, šwiadom w každej chwili tego snu, že jest uratowi podobnie jak Noe, a wszyscy, którzy byli z nim do ni dawna, potoneli, tylko on przežyl wielka katastrof?,! we šnie napetnilo go uczuciem jakiejs niejasnej < albowiem to, že on jedyny sie uratowal, nie bylo dzietem Boskiego milosierdzia, lecz takže jego zasíuga, umiejetnošciq radzenia sobie w trudných tuacjach žyciowych,
Kiedy si? zbudzií?
W chwili, gdy jego statek ze snu, jego arka uderz) o twardy grunt i zaczeta sie trzaéc. Nic bylo mu dar ujrzed nowego ladu, bo dorožka skreciia na wybr ukowar kocimi tbami ulice Niemiecka (obecnie Bema).
Jaki napiwek dat dorožkarzowi?
ly pengó i dwadziešcia fillérów, których dorožkarz lul, E.S. zaokraglit do czterech pengó, poniewaž cudowne ocalenie (we šníe) polaczyl ze szczesli-przybyciem (na jawie) do pierwszego miejsca prze-
■tua.
|itk) dccyzje podjat przed domem numer 21 przy ulicy Bt (dawniej Niemieckiej)?
Na^le zmienil poprzednia swoja decyzje i polecit do-Htyurzowi, žeby na niego zaczekal, bo zaraz wróci. Co spowodowalo zmiane decyzji? N.igle postanowienie, že nie wstapi do wlaécicielki ■••zkania, które tu wynajmowal (p. Mészáros), bylo ■ewne spowodowane opóžnieniem, do jakiego doszlo 1« dworcu, i refleksja, že jest zbyt póžno na wizyty, ÍCo chcial zalatwič przy ulicy Niemieckiej (Bema)? Mial zamiar uregulowac swój diug (czynsz za dwa ■tttiace) i przekonaC wlašcicielke mieszkanía, žeby nie pyr/ucala jego rzeczy do pojutrza, kiedy to ostatecznie fwyprowadzi. ] co zrobil?
I'<»stawil od wiatru kolnierz ptaszcza i zszedl z dorožki-ii, przenoszac caly ciežar ciala na skr2ypiacy stopien, lez y m zrobil kilka kroków w kierunku okna swego daw-Ho mieszania. Okno jednak bylo zalepione od šrodka >ieskim papierem pakowym, nie zdolal wiec niczego iczyc ani przekonac: sie, czy jego rzeczy sa jeszcze mieszkaniu.
)ak dlugo zatrzymal sie przy oknie? Pare minut. Potem szybko wrócit do dorožki i ruszyl [iřdalsza droge: Wybrzeže Kolejowe 8.
386
387
Jak go przyjaf pan Gawanski?
Pan Gawanski dlugo patrzyl przez judasza, bez jak gdyby nie wierzyí wtasnym oczom, a potem, a tycznie dyszac, wiožyí szlafrok.
Co nástupní e robili niespodziewany gosť i gospoditi domu?
Serdecznie uécisneli sobie recei wymieniwszy wkn tarzu kilka przyjaznych stów, pospieszyli, na propo/yi |y gošcia, posluchač wiadomosci zaczyiiaiacych si? w w > jac swoja efektowna obrone holenderska (i- Š f3, f$j 3, ■ Sf6 itd.)?
O tym, jak kiedyš w razmowíe z rodzomm IhmIi 01 z klórym zobaczyi sic (193;) po uplywie mtižedwudzn-MM lat, przez niecate dziesiec minut wyczerpat wszysiklu tématy i obaj dtugo mi leželi, až wreszcie zaczell gfl w szachy i w ten spôsob skrócili czas przykrego, ucfl liwego mikzenia, jakie zapadlo po krótkiej konwenw
M a co poskaržyl síe gospodarz niespodziewatuM gošciowi, a gosc uprzejmemu gospodarzowi?
Gospodarz poskariyl sie na swoja córkc, która /ú mierzala wyjšc za jakiegoá obiežyáwiata. na čoraz kucidiwszy wrzód žoladka, na lámanie w krzyžu, a^H zaostrzajaca sie krótkowzrocznosc, na bol zeba, na bfl senno&c, która. zwalcza picíem lub, z braku alkulmlu tabletkami aspiryny, na lysienie, u tra t e meskosci, »hp.ii v pamieci, nu klaustrofobie, kancerofbbie, lakomstwoofl infantylny apetyt na slodycze. Gosc w y znal 140 spodu wi, že dzieli wiekszosc j ego dolegliwosci (bole w ki.
I* isL 1 zajaca sie. krótkowzrocznosc, bezsennosc, na która. ma leku, klaustrofobii), a poza ty m wy mienil nastepu-|: lek przed nocap lek przed kolejným dniem, lek przed tmi w mundúr ach, lek przed starosti:] i níemoca, lek *d psami [kynofobia), lek przed Bogiem, l?k przed Inli-rcia, lek przed piek lem, |Czy gosc przemikzal cos przed gospodarzem?
Hez wzgledu na wypróbowana tolerancje religijna go-■odarza przemikzal, že wyrzucono go z przedzialu .vszej klasy, przemikzal tež wytworne spot kank ||(iWiirzyšzka podróžy, prawdopodobnie wdowa wojenua, Hra až do tej pory ígdy pOproszonu go, aby byl uprzejmy ■DMÁcič grzecznie przedzial pierwszej klasy) siedziala lui|n zeciw niegOj tak že zdolat w pewnej chwili úchwycic Hfrzeniem skrawek jedrnej bialosci jej ud, wyra&tajacej klarnych jedwabnych poiíczoch, przemilczal wi?c to ijioi kanie t wdowa, dla której wyspiewal póžniej kilka MrJLÓw i wreszcie, na koniec, po kawalersku ja púžeg-Hal, ruchem znamicnnymaniedwuznacznym: zdjeciem kpjpclusza.
I zy gospodarz przemilczal cos przed goiciem?
Ze obiežyswiat, który kreci sie kolo jego córki, choc im Míla orlodoksyjne wegíerskienazwisko Fekete i zawód ■il Hizytora, w gruncie rzeczy jest synem pewnej pani kleniem Ráchel a,
lak ich wspólnych znajomych sobie przypomnieli?
Pana Dragutina Horijani, asesora, który w roku 1924 piikonalw symultanie, przy dziewieciu stotach, slynnego Ultona TyLusa Bláthy z Budapesztu; pana Ryszarda En Hlín, kupca, który cierpiat na klaustrofobie i w roku 1938
388
389
skoczyi pod kota poci^gu pospiesznego, pozostawl mlod^ wdowe i dwiecórkí — sieroty; pana Tihoml trovicia, urzednika min. fin., który gdzies w roku wrócit z Paryža z bujná czarna czupryna, twierdza«, ** dzieki kuracji hormonálnej odzyskalniť ulko uti.itoitl kosmatošŕ, ale i meskosč; pana Andtiana Fehéra, i nego Fedzio, który przed dwoma laty powiesil si? z wodu nieznosnego bolu gtowy; pana Maksyma Frei prymariusza, którego rozstrzelano 24 styeznia 194a i którego mózg, wypadtszy z czaszki, ležal caty w topniejacym šniegu na rogu ulic Szkoty Greckiej leticia; niejakiego Sándora (nazwiska nie pamietali), potratit wypiŕ duszkiem trzy litry róžowego wina; jovana Gondje, grabarza, którego zabito na cmeni razemzžonai dzieckiem; rakarza komunalnego Hel Běle, z którym nieraz pili u Weinhebla w lokálu ka Porta", a który niedawno przepílowat jakás kó i wrzucit do Dunaju; kupca A, Zieglera, którego c paraliž; pana Béle Sternberga, nadinspektora kol w grudniu 1941 roku rzucil sie pod pociag towarowy kol przejazdu, a w liscie požegnalnym wyjašnit, že tilg krok zdecydowal sie z powodu „ogólnego chaosu"; Miksz? Kohna, kupca hurtowego, którego rozstr: wraz z cala rodzina (zona i troje dzieci); pana Žarka laca, ktorému odcieto w^sy i uszy, ale wyžyt; pana Schwarza, zwanego Herz Schwarz, któremu rozbito siekiera, a potem wrzucono go do ľJunaju, pod lód; König, nauezycielke, któr^ žoínierze wegierscy zgwa a potem zakluli bagnetami; pana Scheinbergera, v go Szani, który w przystepie szalu strzelil sobie w
Hubeltówki; pana Djordje Stankovicia, pracownika dru-|uu ni, który w tajemniezy sposób zniknal rok ternu, wy-■Mřdtszy po piwo do sklepu Zieglera; pana Dezyderego luimanna, inžyniera, który trzy lata ternu szarpnal za mulec w pociagu pospiesznym Nowy Sad-Budapeszt pozorem, že wiatr porwat mu jedwabna chusteczk? Iinowiaca dl a niego cenná pamiatke; pania Fischer, wdo-, która po przežytym szoku zachorowala na cukrzyce j wpadta w stan thronieznej bezsennosci; pana Antona trova, kontroléra skarbowego, który z niewiadomych powodów znalazt sie w zaktadzie dla oblákaných; pana Uyi'k Berecza, rejenta, który ženil sie pier razy, w tym Bfjry razyz wdowami; pana Aladára Sichermanna, kan-irlcte, który skoczyi do studni, w momencie gdy miat nác do sľubu; pana Marka Kapamadžije, krawca, który Inal w swoím domu rázem z szescioosobowa rodzina idezas montowania pocisków wlasnej roboty; pana Za r I lilagoticia, lekarza, który wyskoezyt z okna wiezienia ■dezego; pana Josipa Kosticia, magazyniera kolejowrego, lllrtry pisywal dziesi^ciozgtoskowcem wiersze o rýchlej Bagladzie swiata; pana Adolfa Singera, lekarza, któremu wiezieniu na žywo odjeto nogi; pana Mártona Bószor-nyi, który strzelat do siebie z rewolweru; pana Arpáda tela, adwokata, który podezas transportu wyskoezyt Itatku do rzeki Begej i utonal; pana Bulata, inžynie-I iluzionisté, który przy wejšciu na dworz.ee zamiast lepustki pokaza! stará uczniowska legitymaeje z trze-klasy powszechnej szkoty, jedyna, jaka mógí jeszcze B*leže w spladrowanym domu, i dzieki swym niezwy-tyjn umiejetnosciom z ta uczniowska legitymacja dotarl
í90
391
až do Ameryki, skad napiš úl do krewnych wN,S,i Ľ>ezsô Bálinta, wysokiego urzednika sadowego, którel wskutek zaburzen hormonálnych zacz?ty rosnač pi pana Filipa Uhlmanna, optyka, który niedawno opuí rodzíne i przeprowadzíi si? do psiej budy, wyobraža|i sobie, ze jest zlým psem; pana Adama Mándi, ofi^H który rozdat sobie szabla brzuch, nasladujac haraknl, co mu si? nie udalo, gdyž umart wskutek infekcji; ptfl Ivana Popova, restaurátora, ktorému žona w przy.iv pie szatu podala nieoskubana. kur?, wyjawszy jej Lyll oczy szydelkiem, na co on z rozpaczy zaczal jesc kuř rázem z piórami i udusit si?; pana Dezyderego Blciri który strad! mow? po czyms, co mu si? zdarzyto mi dzy siódma a dziewiata r ano 12 stycznia 194Z roku; par Marka Mudrinskiego, fizjoterapeut?, który wstrzyki sobie narkotyki; pani? Hollós, kasjerk?, która z mitc wyszta za jakiegos Žyda pól roku ternu; pana V ladí Markovicia, geografa, który niedawno przy sprawdzanHl dokumentów okázat si? bigamista: jedn^ žon? miat w czeju, adruga w Suboticy; wlašcicieik? piekarni, wdo\ Horgos, która przed dwoma miesiaxami wyszta za m,jr (po raz trzeci) za w?gierskiego podoficera; pana Ji m Kovácsa, który co roku kapal si? w zamarzni?tym naju, rozbijajac lódkoto zielonegoogrodzenia kaipieli mieiskiego, a kílka miesi?cy ternu zginal w wypadku mochodowym; pana Karla Stcinera, który w 1937 roki przepadt bez átadu gdzieš w ZSRR; pana Živana Pavl szewca, który odziedziczyt bajeczny majatek w Amerj trzy dni po tym, jak umart, na pól slepý, w nedzy; pal Andrij? Laufera, urz?dmka, który z milosci przeszedl iti
in unetan i zm; pana Mártona Fuchsa, który u mar 1 od ■ nia pszĽzoty; hrabiego M,L. Poltarackiego, z któ-I ilk.i razy grali w c.hemin-de-fer, a o którym wtych flnitich možná bylo dowiedzieč si? z gazet, že umart m Nnwym Jorku stodka smiercia; pana Djordje Ivkovicia, piliši idela drukarni, z którym obaj wspótpracowali w la-\*t li 1936-1938, a o którym od dwóch lat wszelki stuch ^■nat; pana Jovana Szengili, kušnierza z Beczeiu, kto 1 ikutecznie leczyt astm? ziotami; doktora Komáromí I fluíliipesztu, który wszelkie choroby leczyt akupunk-^Ě%\ doktora Szafarika, który z powodzeniem leť vyl ■pture i przeprowadzat operacje prostaty; pana Osipa Httmeczida, szlifierza, który zostat popem; pana Popo-■Ui sklepikarza, ktorému u rod žily si? trojaczki fdwaj ililnpcy i dziewczynka); pana Lujo Letringera, šlusarza, Hlty zostat lotnikiem i tuž przed wybuchem wojny rzu-tl ulotki nad swoim domem, wykonujac niebezpieczne Apingi; pana Emila Tumpicia, ksi?gowego, któremu zda-Hfc) si?, že jest wyžszym niemicckim oficerem, wobec r^o przyszyl sobie do ptaszcza lampasy; pana Aleksan-ukczevicia, nauczyciela historii, który miat trzecie Indium syfilisu; urz?dnika dunajskiego towarzystwa l lyda, pana Arnolda Wenzla, który w 1928 roku oženit I rosyjska hrabianka, a potem ja publicznie grzmo-L pan n Johan na Kruh na, oberkelnera, który byl tak Miialny w matematyce, že wielocyfrowe liczby podno-lihlo dziesiatej pot?gi, a skoňczyt jako cyrkowiec; pana Hftvida Baumanna, który w roku 1937 wrócil 2 Kanady, i nie odpowiadat mu tamtejszy klimat.; pann? Darink? [ Mtii/ovac, kclncrk?, do której obaj zalecali si? z galantéria
391
gdzieá w 1-525 roku, a która niedawno uciekta / i awanturmkiem, opuáciwszy czworo d z iec: i i choffffl (dotkní?tego apopleksja) meža, emerytmvanegn |■■ ■ -i-sora; urzedniczk? Zakladu Asekuracji i Reasekui w |i panne Farka s Juliana?, od której obydwaj zlapali w roku 1920; panne. Magdalen? Ivanovic, fryzjerkv, 1«' ra w roku 1939 poronila na noworocznym balu kol pann? Kenyeres Maiiszke, prosty t utk? rodem z k l : um w roku 1923 on u h si? - ikL: kaustyczna, dwa po slubie z jakimi bogaczemj pana Mosze Altaraca, ki w 1934 roku wyjechaí do Amerykí i stát sie wspól Ľicielem wytwórní wody sodowej; pana Alberta H i na, ziecia Maric i a, który zostat slawnym uczonymj Stan i sía wa Simonovicia, zwrotniezego, który ulegt padkowj; pana [lij? Marinkovicia, nadzoree torów. ki dostat deíirium tremerts dwa lata ternu; pana Márl Barabása, by lego trenéra pitki nožnej, który po spíl niu syna przestat si? ja.kač.
Pod jakim pozorem gosŕ wymówil si? od kolacjli
Twierdzac, ižpodobnie jakosiol Nasredína-hodžy wykl do gtodowania, z ta róžnic^, že jemu nie przi si? to co ostu, czyli nie zdech nie. Ma bowiem w n i z m i e duže zápasy energii, które od czasu do uzupc Inia za pomoc a alkoholu.
Ku czemu skierowala dyskúsi? ta wzmianka?
Ku wyžszym, Boskim sprawom. Gospodarz wyi podziw dla doskonatošci žywych organizme w (zwh db organizmu czlowieka), które Stwórca, powodi wyžszym zámyslem, uczynil praktycznie doskona wszystko w nich služy jakiemus celowi.
Jukim przykladem zilustrowal to gospodarz? 1'rzykladem wielbtada, który nosi w sobie, niby wzbior-nlku, duža ilosč plynu. Spragnieni w?drowcy na pustyni hbljaja niekiedy swoje wielblady, gdy ž w ích brzuchu, Wlkomplikowanych narzadach znajduje si? kilka galonów (iwiežej, ch lodnej wody. Czy gosŕ nie mial co do tego zastrzežeii? Zgad zajac si? zasadniczo z teza gospodarza o celowošci, |ika Stwórca wniósl w budmv? šwiata i žywych organi-Ittiów, stanowczo zaprotestowaí przeciwko historii z wiel-hlatkrn i powotal si? na artykul z „Przegladu", swiadectwo ■októra Brehma, który przebywajac na wyprawie nauko-Wr| w Egipcie, polecit otworzyc brzuch wielbtada i níe [Ulilazt žadnego plynu zdatnego do pitia, mimo že zwierzě poprzedniego dnia wypilo duža ''ose swiežej wody.
i)lk si? przedstawial, po szeseiu rozegranych partiách, taitateezny wynik ich trzyletniego maratónu szacho-Wľgo?
Zdaníem gošcia, pokonal on gospodarza stosunkiem Ipunktów 85^ : zdaniem gospodarza, sto.sunek punk-l tůw wynosil 85^ : 7973, równiež na korzyšc gošcia.
Na czym opierali si? gosč i gospodarz w swoich sprzecz-nych twierdzeniach?
Gospodarz powolywal sic- na swój zatluszczony notes, w ktúrym zapisywal wyniki wszystkich rozegranych purtii, a gosc na swoja, fenomenálna pami?c\
lakie tématy polityezne poruszyli, pótglosem, przy blilelee banaekiego rizlingu?
Potencjat gospodarezy Zwíazku Sowieckiego ze Uiczególnym uwzgl?dnieniem przemyslu ci?žkiego,
elektryfikacji, u zbrojenia, nafty i transportu; strate znaczenie granic tego kraju; potenejat gospoda i wojenny Stanów Zjednoczonych; ŕanatyzm ja] zwtaszcza postač ksiecia Konoe; Daladier i Game niemieckie metody prowadzenia wojny; problém ai: mityzmu i dyskryminacji rasowej w šwietle najnows/t 11 wydarzeň politycznych; odpowiedzialnosc rzadu wí gierskiego i witezia* Grassy za rzež w Nowym Sadzkq niepowodzenia Francji, ze szczególnym uwzglednienii nt linii Maginota, i rola tego pahstwa podczas obu wuji n sowiecko-fiňski traktát pokojowy; bitwa o Narwlk|
Chamberiain i Churchill; ewakuaqa uliantów spod ľ.....
kicrkii stosunki wlosko-francuskie w oov.o zaistnintoj Sytuacji; kapitulacja Wtochów w Ktiopii; Antod^H i jego režym; ucicczka króla i rzadu jugosíowiaňskn ľ." jak równiež sprawa rezerw zlota; porozumieme miespod«|
i goéč?
■ospodarz polecit gosciowí lincure {jeden kieliszeczek Btczo) na polepszenie obiegu krwi i apetytu, a napar ■Uťierzanki przeciwko mdtoscíom; gošč polecit go-ÍihI.iivowí oklady / wody Burowa na opuchmcte nogi, 4 Ir/ nastepujacy napar przeciwko zwapnieniu naczyň honosných i wysokiemu cišnieniu: kwiat gtogu (Cra-mts monogyna), skrzyp (Equisetum) i jemiot? pospo-U(Viscum album) -filižanke rano i wieczorem, przed Blcniem.
(i ktorej godzinie rozstali sie gospodarz i gosŕ? m trzeciej dwadziescia wedtug czasu árodkowo-■Dpejskiego.
|C*y gošč skorzystat z zaofiarowanego mu noclegu? Bdy gospodarz uprzytomnií mu, že juž od dawna H godzina policyjna i bedzie trwač až do szóstej rano, Jziecznoscia przyj^t propozycje i wkrótce wyciagnat | na miekkiej kanapie w pokoju, którego okna wycho-lly na nasyp kolejowy, JCn go usypiato?
irócz wina, które kražyto w jego žytach, rozgrzewajac Hftv i pobudzajac mózg, usypiato go wycie wiatru, ty-Ihir budzika w sasiednim pokoju, stukot kól pociagu |wi/d lokomotywy. (B przeszkadzato mu zasnač?
jLodowate nogi, które usitowat rozgrzaó, pocierajac ■pe o stope.
Ely zapomniatpodziekowač Jehowie? ■•nim zmorzyt go sen, podniósl twarz ku Jego Twa-■ I odmówil krotka modlit w?, sucho szeleszczac ■Kami.
398
399
Co mu przeszkadzalo zwrócič si? myála ku B
Ěwiadomosč, Li zapomniat poprosič gospodar: postawii na szafce nocnej butelk? wody, gdyž wkró pewno zacznie go dr?czyc pragnienie.
O czym nie zapomniat?
O nakr?ceniu zegarka.
Co zapomniat zrobič?
Zapomniat na koniec jeszcze raz sie wysiusiač, cH mi?dzy ostatním jego siusianiem a potoženiem sie 11 < i napie mi neb dobre pietnašcie minut, które zužyt ■ podrzedne czynnosci, jak my cle z?bów, szukanie o|J larów, rozbieranie sie, wkiadanie pižamy itd.
Dokad zaniosh/go lekkie skrzydta snu?
Jak gdyby utožsamit je z anielskimi skrzydtami postartymi po obu stronach osi ci?žkiego želaz kota (symbol kolei), a wyrytymí na kopercie jego garka, znalazl sie nagle na jakimš nieokrcšlonym d cu kolejowym. Mogty to byc Kameral Moravice, Mala Krsna czy Lenti, a jednak nie byta to žádna : miejscowošci.
O co przede wszystkim sie zatroszczyt?
O szybkie opróznienie p?cherza. Co mu w ty m przeszkadzalo?
Wyjatkowo duža, jak na t? mal? stacj?, gromada l przewažnie žotnierzy i Cyganów, którzy ttoczyli sie scy naraz wokót ustepu, tak že z trudem tylko zdolal przecisnac do rozchwianych drzwL Jak i obraz ujrzaí wkrótce potem? Kucznik peten byt odchodów, tak že smrodliwa kaluža wylewala sie z lejkowatej kloak i na beton, k
lá, z ktorých odpadalo vvapno, gesto zamazané byly pukánu uwalanymi katem. Mimo pilnej potrzeby zre-■fpnowaí wiec z opróžnienia p?cherza i znów zaczat si? I" 'skac przez cuchnacy potem tlum.
Placzego nie zatatwit potrzeby przy pobielonym plocie ^Hd budynku dworca?
ľod plotem stat jakiš cztowiek, którego twarzy nie ltti'»nl rozpoznac w mroku, ale wídzial wyražnie wyszcze-hone z?by: ten czlowiek sie šmiat.
Spotkal go j už gdzieš przedtem? I Sadzač po btyszczacych biatych zebach i šniadej cerze, M to ów mežczyzna, który niedawno tak ostro zaprote-ftliwal w zwiijzku z tym, že žadano od niego, by zapíacit ■l Wťjšcie do ust?pu.
I Gdy widmowa postač E. S.-a stata tak niezdecydowanie, ■o Jukiej zmiany doszto na dworcu? IZ ogtuszajaca orkíestra, ztožona z piszczatek, totunv iNMtw, skrzypiec i bebenków, hatašliwy ttum wdarlsi? na Jévvorzec, po czym žebrat si? na pustým placu nieopodal, IC.S. ku swemu wielkiemu zdumieniu spostrzegt coš, ■•go níe mógl pojačr na peron wjechat pociag, bezglos-♦llľ, |ak vvidmo.
I Czego spiacy E.S. usilowat si?dowiedziec, patrzac, jak Milašliuy orszak ustawia si? w kolo? ■Co to za stacja, co za pociag, gdzie, kiedy i dlaczego |p |ie dzieje, ale na žadne z tych py tan nie mógl uzyskač Bpowíedzi. Jego zmieszanie rozumial tylko šniady m?ž-Hptna o biatych z?bach, obserwujacy go ze ztosliwym |t4lniťcbem.
^Bo w koňcu zrobit obserwowany obserwator?
400
401
Podszedl i zobaczyl nosze ustawione pošrodku krfH na placu zabudynkiem dworca. Na noszachležat niimli žoinierz, trupio blady, z zamknietymi oczyma, a i Ihim pielĽrzymowat wokót jego martwego ciata, taňcz^^H tualne kolo-
Co jeszcze zauwažyt ES.?
Ze tolumbasy i bebenki umilkly. Cisza zapadli ffl bowa.
I co si? staro?
Mtody žoinierz nagle podníóst sit; i stana t na no^ Potem zachwial sie, jakby miat upasc.
Co nastúpilo po ch wi li ogólnego za m iesza nia i k i /\ i■ i > grozy, jak i wydart si? z píersi ludzkicb?
Czterej silni m?žczyžni w dtugich plaíizczach od czu i kapeluszach wdáni?tych na czoto pod esu li do mw dego žotnierza i próbowali potožyč go na nosze, UH nadaremnie, gdyž chíopcu za každým vazem udawult) si? rozciagnad jednego z nich na trawie, Mtody /olmrrl nadal szedit przed siebie nicpewnym krokiem, jak d^^H
Do kogo zbliiyt si? chwiejnym krokiem zmarlwyofl powstaly?
Ludzie rozstapili si? przed nim i stana! oko w oku zE.S.-em.
Co mu powiedziat imartwychpowstaly gtosem z,itf chtym i ochryplym?
Poprosit go, žeby z robil cos dla položenia křesu těmi nieszczesciu i ponižajacemu handlowi ludzkimi koá^fl Osobiscie, powiedziat, nie ma nic przeciwko ternu, žeby go zabito, sadzí jednak, že to wr?cz nieludzkie postafl wac z ludžmí tak, jak z nim postapiono: wyjac im koM
4.02
i
^Bllii zoslawič puste. Z niego po prostu wysypano koáci worka. Jako dowód podal to, že chod ma nie tylko ^Hljny, ale i widmowy. Padl oňara kosciokradów. [ / i /ťgo poza ty m zwierzyta si? Ľ.S. owi okalcczona ^Hmi kosciokradów?
i /.r w ciagu dnia przežywa drastyczne wahania tem-^fclturycíala od -56* do +»ioo°Celsjusza {sic'), co ternu Údeniu cialu zadaje straszlíwy ból. W zwiazku z tym ■Hnlciz poprosil ES,-a, aby uj;d si? 7 a nim oraz jemu liilinymi bieda kam i i od kryl przed swiatem straszliwa «wde o miedzynarodowej organizacji kosciokradów. Co si? cymczasem stato? genci w cywilu i lekarze kosciokradzi (w biaíych kit-. I z wielkimi strzykawkami) zdotali obezwladnic ch innych žotnierzy, którzy podzwign?li si? z noszy, Ifcinie, przywiazanych sznurami, tadowali biedaków pnci^gu.
Iftkie cenne swiadectwo prawdzie dat jeszcze zmařiv yi h powstaly? Ht kosciokradom udalo si? obezwladnic tamtých :h tylko diatego, i ž temperatura ich ciala spadla pí <;6°, gdyby zaá mieli taka temperatur? jak on w tej lil í+uoo^C), agenci i lekarze byliby bezradní, po-níe jak wclaž jeszcze sa bezradní wobec niego, co tety dlugo juž nie potrwa, bo jemu równiež tempe-ira teraz (przed wieczorem) nagle spadá i za kilka lnut spadnie do najnižszej granicy 56". Wtedy b^d/.iť lliat wrócic na nosze.
Co w koncu {przed ostatecznym spadkiem tempera-ty) uczynil mtody žolnierz?
Pocatowat w policzek E.S.-a, którego uszu d( lo, jak ktoá w ttumie powiedzial, že jest to Poca! Šmierci,
Kto uratowal E.S.-a od upokarzajacego dygol, Czarno ubraná dama, która odepchtie-ta mimi pótnieboszczyka i bez jakiegokolwiek wyjasníenia l i nami?tnie przylgneta do E.S.-a, przyciskajac wargi do jego warg. Potem reka jej siegn^la ku kowi i palce Czarnej Damy, przesunawszy si? spn wšród guzíczków, dotknely goracego, nabrzmiií cztonka.
Kto w tej samej chwili przejai role obroóczynj cieszycielkí?
Czarna Dame zastapíta dziewczyna w czarnym' niowskim fartuchu, która szeptala mu do ucha przyzwoite slowa i nie wypuszczala z drž^Cych goracego cztonka.
Dlaczego mimo silnego podniecenia nie dosa polucji?
Poniewaž ttum nie tylko patrzyl z oburzenieií zasypywaf ich kaáliwymi uwagami. E.S. musial wie< su u jf r?ke dziewczyny í wrócic do przedziatu.
Co robit w przedziale?
Rozparty na miekkim pluszowym siedzeniu pil nie studiowaé broszure o wielorybach,
Czy po przebudzeníu pamietal cos z przeczytanjB šnie broszury?
Niemal doslownie mógí powtórzyč ostatni roj Autor tej pracy twierdzit, že wieloryby, choc žyja dzie, nierzadko umieraja z pragnienia. Zdarza siq
hcwzukiwaniu chtodnych ujsč" rzecznych lub zró-■ itodkiej wody grzezna przy brzegu, gdzie umiera-■W ■traszliwych mekách, kurezac sie powoli, jak balon, ■lego uchodzi powietrze. lok Ľ.S, ttumatzyl sobie koszmarna ezeir swojego loti'
ľewne przejaskrawicnia przypisywat uddziatywaniu ■toholu (fizjologia), ^meezeniu i emocjonujacym wraže-Hftn minionego dnia (psychológia), a wreszcie zmianie ťs^a przyzwyczajenia).
Ú sen opowiedzial E.S.-owi gospodarz ujety zaufa-»m. które okázat mu gosc\ opowiedziawszy odnosza-p do wielorybów cz^sč swojego snu? ispodarz zwierzyl sie gosciowi, že przez cata_ noc rl po kolana w gównach, co gosc wytlumaczyl jako iiľi'i v /na k: zapowiada to podwyžk? emerytury, wygrana Um lolerii klasowej, nie spod ziewany przekaz, spadek, zua-Mlrnir wypehanego portfela albo przynajmniej jakiegos Hftknotu w kieszeni starých spodni za komoda, hkimi wsparí to dowodami ? Wlasnym došwiadczeniem: w roku 1911 znalazt na HlKameral Moravice portfel bez dokumentów, za to Huna 225 korón; w roku 192S wygrat na loterii klasowej Me dziesieciokrotnie wyžsza od ceny kupionego losu; loku 1928 na balu kolejarzy w Suboticy wygrat na tom-1I11 zek wartosci 25 dinarów; w tym samým 1928 roku 11\ m,i I od swego brata Dolfi z Triestu przekaz na sto ln'".\ Zlí každým razeni pized odniesieniem tych ko-ffivl snilo mu sie wlasnie, že grzežnie w gównach po tlít n a, a nawet po szyje.
404
4<>S
Co E-S. cenit we šnie?
Jcgo podobieristwo do žycia i odmiennošč od jego dziatanie profilaktyczne; odradzajacy wpi równo na dusze, jak i na ciato; nieograniczone liwosci wyboru i uktadu tematów i tresci; gtebi< otchlani i wysokošč wzlotów; jego crotvcznoáč; jifk swobode/; možliwosč kierowania nim poprzez site wul| i sugestii (naperŕumowana chusteczka pod poduMflfl cicha muzyka z ptyt lub radia itd.); jego podobiemt. . ■ !■ šmierci i moc wyczarowania dla na s wiecznošci; jeg<> im dobíenstwo do obledu, ale bez rzeczywi stých nastepM jego brutálnou i lagodnosč; sil? wydobywania z llftfl najglebszych tajemníc; jego blogostawion^ cisze, ktfl nieobcy jest krzyk; dar telepatycznego i spirytystyt :/ obcowania z istotami dalekimi lub níežyjacymij jM zaszyfrowany jezyk, który niekiedy da sie zrozumlj i przettumaczyč; možliwosc obrazowego przedstaw mitycznych poj?c zwiazanych z postačia Ikara, Ahi Jonasza, Noego itd.; jego monochromatyzm i pol matyzm; jego podobieristwo do macicy i do paf rek i na; zdolnosc zamieniania nieznajomych míejsc, i okolie w znajome i odwrotnie; mozliwoáč weze wykrywania rozmaítych chorôb i urazów; jego t którego nie možná tatwo wymierzyč; jego zdolnosc szania sie z jawa; jego moc utrwalania obrazów i wspomnieň; lekeewaženie chronologii, jak tež kla jednoscí akeji, miejsca í czasu.
Btczego autor listu pošwiecil swemu trzydniowemu boby to wi w Nowym Sadzie zaledwie kilka zdaň?
Niektoré sprawy, na przykĺad wizyta u pana Gawan-ikleno czy u pani Fischer, nie miaíy wedlug niego zna-■cnia dla dalszego toku wydarzeri, lnne, jak sprawa, llóra zalatwial w biurze kolei czy u paródia, uwažat za Byt delikátne i nawet zbyt niebezpieczne, aby wspomi-jftiŕ o nich w lišcie. Pierwsza miaía charakter tajemnicy itu/bowej, druga — tajemnicy sakrálnej i jako takie za-Mugiwaly na immunitet.
C) co E. S, poprosit parocha (i vice verša)? f O zachowanie tajemnicy
tidzie i kiedy E. S. rozmawiat poprzednio z osobami ■ichownymi?
W roku 1903, jako czternastoletni chĺopíec, rozmawiat ■Ote dwadzieácia minut z rabínem Steinovitzem, po lek-
♦ M, w kory tarzu, na temat cudów biblijnych. W roku 1905, lymže Steinovitzem (w tym samým korytarzu) prze-
pmwadzil krótka rozmowe o pochodzeniu zwyczajów ■Mřlazanych ze swíetem Chanuka i o sobotních zakazach, |«k tež o niektorých tajemnicach ciata, lecz rabin albo nie ■olrahl, albo nie chciat dač- odpowiedzi na jego pýtania. W roku 1912, jadac pociggicm do Dombóváru, wdal sie
* mlodym franciszkaninem w rozmowe o dogmatach (nie ijľ/rdstawiajac sie). Powiedziat mu wtedy, že niewiara
ilogmat, zwlaszcza w dogmat o nieomylnosci papierne wyklueza wiary w Boga. W roku 1929, równiež >o<-iagut udowadniat pewnemu jezuicie, že Protokoly
406
407
medrców Syjúrtu to fa tsy fikat, ztoáliwy pastisz k tóra w 1864 roku u kata ta si? w Brukseli pod tytu. tem mowa ivpiekiemiedzyMachiavezllim a Moriteskiu iktóra napisat mejaki Maurice Joly socjalista W roku 1939, na Cetinju, rozmawiaí z popem Luk^ ..r
chodzeniu kartofla zwanego Dar, o ktorým mechy-.....
wiadomo, že Piotr l Petrov id sprowadzit go z Rosí i, \ú teí o niezwyklej sztucebalsamowania rak i doĽ/osnyi li szczqtków swietych, których relikwie przechowJ w monasterach, o sztuce, jak sic wydaje, bedacej w zanifl
0 czym šwiadcza przyktady coraz. mniei udaných mínili fikat i i wtadców tego swiata, W roku 1940, na rogu u^H Szkoty Ludowej, rozmawiat z rabínem Blahmem z N S 1 Blah m radzit mu, žeby przestalpic, poniewaž nadchodfl dni, gdy trzeba bedzie trzežwo spojrzeč smierci w ofl
1 žeby swoje pieniadze czym predzej przeniósi do banfl szwajcarskiego, a szyfr podal zaufanemu przyjacielnwtf
Jakimi srodkami stylistycznymi postužyí sie listu, pragnac možliwie najlepiej przygotowac nadť Cudu?
Opóžníat je, zatrzymujac akcje poprzez brawul zwroty tematyczne i spuszczanie z tonu do pozior na Inej powszedniosci: przed nadejšciem sad nej goť slychac bedzie tylko brza kanie blaszanych tyžek i delców, idylliczne drobnomieszczanskie pobrz^kh sztučców, a postužy ono jako kontrapunkt, w któc zagrzmia traby sadnego dnia. Solidné ksztalty biedí ierowskich szaf beda równiež tylko ztudnym kontral plastycznym nadchodzaccgo chaosu, po którym kat nie zostanie na kamieniu.
Bo jeszcze znajdowalo sie w mieszkaniu po exodusie? iDwie szafy w pokoju i rozklekotany stólw kuchni, na-Bryty ponacinanym papierem woskowym, 1 ŕľgozabraklo?
Dwoch szafek nočných z marmurowymi btatami Hnědané), francuskiego toža malzeriskiego (sprzedane), Hplensu z lustrem (sprzedany), kuchennego kredensu p^briedany), czterech krzeset (sprzedanej, kuchenki (wy-ona na smietnik), zelaznego piecyka do pálenia drze-11 {sprzedany handlarzom starego želastwa), maszyny lpi Nzycia marki Singer (oddaná na przechowanie pani 1 ■ her), ram fotografii rodzinnych (rzucone w ogien), i J'roszn opisac szafy
1 ťwie starošwicckíe jednoskrzydtowe szafy z drzewa p^fcchowego, niegdys na wysoki polysk, nad drzwiami Bluiwato zwieňczone (dwa faliste tuki) i ozdob ione rzež-Hanymi w drzewie, stylizowany mi ružami, wsród których I Fl l u fil11 je sie si i ma ko wat a wt) lu t a p r/ y porn i n a j a ca g tówke I ^mtrabasu.
i hi znstato w szaf ach? i W jednej z n ich by ty weišn iete d w i e g ru ztowate pierzy-■ty bez powtokj a w drugiej ležatý staré gazety i kartonowe 1 iľli Iku l fotografiami rodzinnym i. 1 n przedstawíata fotografia, która E.S,, kucajac obok ify, wyj^f z kartonowego pudetka? ■ li topaka može osiemnasto- lub dziewietna stoletn iego, lasami áwíežo podcietymi, uezesanymi z przedziat-
*..... I>užeustaä ptiMv nos. Kl.ipy ciemnej marynavki
p^Bnyte ezarnym potyskujacym jedwabiem, Dtuga szy-1 . ydawata sie jeszcze dlužsza, bo šciskat ja wysoki
408
kauczukowy kotnierzyk, pod którym widač bylo bialego motýla.
Co mógl stwierdzic" model w zwiqzku zt swoja Iniii
grafik?
Ujrzawszy przypadkiem odbicie wtasnej twarzy v || strže na drzwiach otwartej szafy, mógl z žalem mlki yi slady zgubnego dzialania czasu.
Prosz? przejrzec" i opisač pozostalé fotografie.
Smukla kobieta z dzieckiem na reku. Na drugim ■ nie niewyražna, zamglona panorama miasta: komíny fi bryczne,wieza,jakiessekátedrzewo.Na ilunuirnu* Gabriel la e Lully. Trieste (bez daty).
W górnym prawym rogu Stempel wodny (herb i k< Šwietego Stefana). E.S. w krawac ie i z przedzialkienv / verso: Magyar Királyi ÁUamvasútak I Königi ung. m atseisenbahnen. s7. km ĺ l > a / o .v o s\s ágí : gázou diu t Identitätskarte, Vasúton vagy hajón való u a személyazonosság igazolására i Zum Nachwe Identität bei Fahrten auf Eisenbahnen und Schiffe Datum: Pees, 1920. ápr. 1, A tulajdonos névaláirása tersehrift des Inhabers: E. S.*
Trzy panienki od szesnastu do dwudziestu lat, wione wedlug wzrostu, Najmniejsza (najmtodszä karda w rozplecionych wtosach, trzyma w reku kíl tów polnych. Druga (srednia) ma na szyi maly m
• Na odwrociei W^gierskie Królewskie Koluje ťanstwowt wód tnžsamoki. Dia wykaz-anta tožsamcjíc] przy podróžach jamL 1 statkami. Data: Pécs, 1 kwietnía 1920. Podpis wtaáciddl (tekst równolegry w jazyku niemiKtkim, przyp. tíum.).
• kotnierzyk bluzki obszyty koronka- Trzecia, z rekami laložunymi do tylu, ma ciemne wtosy uezesane z grzywka l naszyjnik z wisiorków. Jest w sukience w jasne paski, Ipluszowymi wylogami. In verso: Cetinje, vi 111921. Pie-llcŕ: S. Händler, Wien, m. Steingasse Nr 9.
Dwoje dzieci, chlopiec i dziewczynka, okolo trzech I plecíu lat, w kombinezonach i kaloszach, obejmuja sie Hl biatej tawee.
i E.S. w okularach w želaznej oprawee i w kauezuko ■ym kolnierzyku. In verso: Poswiadczenie: dinarów 600 (»Iiiwnie: szeácset), która to sume... Hirschl.., w formie... ■tizta nieczytelna).
Kilkuletnia dziewczynka, rek? podpierajaca podbró-■fk, z kokarda we wtosach. Plisowana sukienka, Spoj-■tnie utkwione w blekitna dal. In verso: Post card Carte fMtaie.
rupowa fotografia szkolna: jedenastu chĺopców i dwa-ácie dziewczynek plus nauezycielka i z boku jeszcze lna pani, zapewne wychowawczyni albo wožna. E.S. z brod? i przedzialkiem na boku. In verso: 1919. Dwie dziewczynki i chlopiec za karlowatym krzewem. dali biata wstega drogi. która opadá równolegtymi, )4nymi liniami, wcinajacymi si? w skat?. Na kr?tej, po-^feanej linii, gdzie tacza si? lad i morze, widac gl?bokie lordy i zatoki, a pomi?dzy nimi ostré skaliste szczyty. In Wno, 16 vín 1939.
Na pierwszym planie cz?šč jakiegos hydrantu czy stu-(llenki. Dwa watte krzewy oleandrów wkwadratowych drrwnianych skrzynkach. Przed pierwszym z lewa stoi 4llr< ko na krzywych nôžkach (pewnie dopiero zacz?to
chodzic) i kruszy w pákach grudki ziemi. Pomiedzy dfl
andrami na niskim stoleczku siedzi dziewczynka / kn karda we wtosach. Na drugim planie widac od rapa m iy\ jakiegosbudynku idrewnianedrzwi, wejscie dopiwm lub do spižarni. In verso: Foto Aleksié, Nowy Sad, ■ Naprzeciwko drzwi stol ustawiony wzdtuž, tak že dač go w znacznym skrócie. Šwiateczna kolacja albo wi sele. Miejsce u tzola jest wolne, ale tu takže stoi p> ■■ nowy talerz i dopotowyopróžniony kidiszi/k r;zerwoni'HM wina, Po przecíwnej stronie siedzi kobiela z wysok^H kokiem, w ezarnej sukni. Po bokách stolu, na tej sattH wysokosci, niemal symetryeznie, siedzy po dwie osdfl widoezne z profilu: dwie kobiety w t/aniych sukm.nli a naprzeciwko mežczyzna i jeszcze ktos, kogo dohr/í nie wídač. Vfszyscy spogladaja w strone drzwi, Czy ni* znikna,twnichnachwileten, dlakogowypi-jv.'ionn m lub wesele? A može goscic patrza w strone obiekty^H Kobieta, która by mogla by č panna mloda, tež spogL w strone drzwi. Ciemne wtosy, kolezyki, kauczukdH grzebieň w ksztalcie koka. In verso: Foto Aleksic" itd,
Mloda kobieta (zdjecie do poíowy), ta sama co ni^H przedniej fotografii. Dluga bialaszyja, duze di/mne 01 ti ciemne wtosy wysoko upijte, kolezyki jak dwie křtili smoly, kauezukowy grzebieň w ksztalcie koka h reke trzyma na piersiach. W reku m a bulj ľ husto /kf czy tež r?kawiczke- Na serdeeznym palcu dwa pierseion !• i obraczke i pierscionek przypominaJ4cy žuka. In WTtM Foto Vujovič, Cetinje,
E»S. Z mátej kieszonki na piersiach wystaje koncem do góry žóítawy olówek stolárski. E.S.
412
iv. i.ikby przegladal na stole staře rekopisy, dokumenty, Hŕyblakle listy czy požólkte fotografie. W tle dwie staro MfVleckie szafy ze slimakowata woluta nad drzwiami. Hlíz t y pomieszczenia nie widac wyražnie-
Zdjecie zrobione na ulicy. E.S. i drugi mežczyzna w jego ii-kn, obiii z uniesionymi kapeluszami. Przed nimidwaj idopey i trzy dziewczynki. Jedna z dziewczynek trzyma ■ lli. druga bukiet bz.u. \'a fotografii možná sie doli-> n-s/c ze dziesieciu przechodniów, Jest takže porn nik, wuIim zny od tytu. Na marmurowym postumencie stoi Niwiek, z prawa noga zdecydowanie wysunieta. Prawa i^Hkf podnosí w patetyeznym gescie, wskazujac palcem jak ■by ku szczytowi wiežy, wídoeznej po prawej stronie. ■h pierwszym planie fasády kamieniezek z napisami: a *ii .1", „Royal", „Foto Aleksiŕ", „Fryzjer" „Ogród", i nie-i Oflelna tablica reklamowa, na której možná rozpoznac ■( /.v /.ne z uniesionym kapeluszem. In verso: Foto Alek-Hi Nowy Sad, 1939-fco zrobil E.S., gdy powkladal z powrotem fotografie l-.ii|-tono\vcgo putletka?
Poszedt do kuchni, wyciqgnal szuílade stotu i rázem ■lutxami wtožyl ja miedzy pier/.yny. To samo zro-1 l ' kilkoma garnkami, jak tež z ciežkimí nogamí szaí; i^^bominajacymi drewniane kule, adres napísal na szafach? Kunciastymolówkiem stolarskim napísal na bokách i na i^H^ itronie szaf swój adres (jako zadresata), a jako nadáw-■ \»u\A |i;im;j Agnes Fischer (Nowy Sad, ulica Vitéz27), i^Bd mógl uwažac za palec Božy i pierwsze ostrze-
413
Z szafy w przedzJwny sposób wypadl widelec, I ti jedyny, który nie byí z bJachy; wypadl na beton pi /ni drzwiamí, zaIsnil jak wažka, a potem jeszcze prziv |tt wien czas džwieczat niby widelkí 5troíkower
Na co popatrzyl ES., wychodzac z mieszkania osl>.....
tu z za tragarzami?
Na sciany.
I co zobaczyt?
Obramowania z kurzu w miejscach. gdzie wisíah In tograrle rodzínne, portrét Mony Lisy wvciety / jakn |n czasopisma i bar w na I itograne oas stufenalteh m a n n e s, którq przed niespetria rokiem podarowal niežyjaey juž Maurycy; drobné slady eksplozji p]y m na suftcie, przypominajace eksplozje pocisków pr/.n \w lotníczych; ttusta plame w miejscu, gdzie kiedys itlfl dowalo sie lôžko i gdzie opieral glowe o sciane; zieľnii n va low id la p] ešii i; ch i h sk i e cien ie w mie j scachn gd /1i i ■ ■ l padlo wapnoj pietna wilgoci.
Nad czym sie zamyslil?
Nad možlíwošcia przepowiadania losu z plam na icM nach, analogieznie do testu Rorschacha; pacjent ifl w swoim mieszkaniu lub wswojef cel i przed plamami n* scianach i odezytuje je w obeenosci lekarza.
Na p rz y k lad?
Co pan widzi w tej plamie? Morze. — I co cze? — Statek plynacy po wielkiej wodzie... ropu ezarnego motyla,.. macice -. rozwarty pysk psa., cic? (to juž mówiíem). — Prosze dalej. Co jeszcze pan w tej plamie, panie E,S.? — Zdjecie mojej mied w chwili zaptodnienia. — Zaplodnienia? Jakiego z
f
lodnienia? — Intelektuál nego. — Co zaptodnito pan-I intelekt? — Smierč, panie doktorze. pClcdy juž przestapil próg i odszedl par? kroków, E.S.
a l sie po raz ostatni, Wydalo mu sie wtedy. že cos •czyí, ale nie mógíby przysiac. Co to bylo? Itdry szezur przebíegí w miejscu, gdzie przed chwila Ir jedna z szaf, i zniknal w jakiejs dziurze, luk poloczyly sie wypadki?
Nnjpierw z otwartego okna, pierwszego od bramy Imela chmura kurzu, podobnie jak z dziata po oddali rzalu unosi si? chmura dýmu. Potem z sasiedniego na. I kolejno, w równych odstepach ezasu, z dwóch iNtatych, jak na strzelnicy Nastepnie kurz pojawíl w niezamicszkanej ezešci domu, gdzie byla piwnica | Httrnia (w ezesci budynku naprzeciw hydrantu).
ycielska fala przeszla wreszcie przez dach, pory-|c za soba dachówki, belki i múry. luk dhugo to trwalo? i- ilka minut, a može kilka sekund-< o bylo slychac? Httek szkía, peka nie cegiet i dachówek, trzask desek, ^Ěk pdyby podezas požáru,
Imki nekrolog (wiadomose do gazet) uíožyt w duchu ■ 1»m ocalony, stojac kolo gruzów, tuž obok hydrantu, i^^Birzaty od kurzu i naglego strachu?
i , t wórca muromaneji, sztuk i przepow iad a n i a przy-na scianach (slowoj które u nas,w Panonii, xnowito sie jako zidomaneja* lub žydomanqa, co jest
iciana, mur (ptzyp. ttum.}.
414
41s
može bardziej adekwatne), 18 marca br. poniósl pod gruzami domu, gdzie uprawíat ów rodzaj magii, nazwany przez siebie nauka. Tak wíec kiinstler padl ofiar^ wlasnych wielokierunkowych 1 nacji. Dom, w którym do niedawna zamieszkiwat (1 Sad, ulica Bema 21, dawniej Niemiecka), a który zap jest jako wlasnosd pani Mészáros, zawalit si? w gdy autor podejrzanej ksiaiki Muromantische Scf\ (wr?kopisie) próbowal przerysowač ze sciany kilkai rów plam b?dacych dzielem wilgoci. Na podstawi wzorów zamierzat udowodnic czarno na bialym nose swoich teorii, Jak oswíadczyl pan Hanifovic, tr zamieszkaty przy Wybrzežu Dunajskim, E.S. wyglc niego i jego niewinnego kolega pana Pupavaca,
0 znaezeniu i možhwoáciach tej „nauki" utrzymv caly jego los, jak tež los jego rodziny, jest rzekonm | sany w plamách na scianie jak na dloni, „nieodii jak w zwoju šwi^tej Tory" (sic!). Obaj tragarze zapr faíszywym pogloskom, jakoby E.S, twierdzit, iž wJ plamie, w którymš z tych „zwojów Tory" ujrzal
1 godzin? swojej smierci, juž bliskiej. Jak nam powiť pan Pnpavac, tragarz, jeden ze swíadków tajer wydarzenia, „Ojciec Magii" slowem nie wspomnial < jej smierci, a w chwili katastrofy targowal sie z traf o cen? przewozu mebli.
Co bylo przyczyna. zawalenia sir; domu?
W pierwszym momencie E.S. sktonny byl sada wypadek spowodowalo trz?sienie ziemi, którego 1 trum znajdowato si? gdzies" daleko, albo silný w skladzie amunieji.
Jty znalazl wiadomošc, która by potwierdzila jego rpuszczenia?
Ani tego dnia, ani póžniej nie bylo w gazetách ani w ra-'li wiadomošci o trz?sieniu ziemi w Europie Šrodkowej, h.ilkanach czy gdziekolwiek na áwiecie, a o wybuchu tkludzie amunieji tež nie pisano, co jest zrozumiale kino przez si?, gdyž mogla to byc tajemnica wojskowa. Dlaczego nie widzial zwiazku miedzy zawaleniem sie ■Hnu a odsunieciem szaf? Ho szaíy nie dotýkaly scian.
W co E.S. sklonny byl wíerzyc, nie wykraczajac poza ■ um Mizumowania pozytywistycznego? B Ze dom zburzyt ów szezur: natrafil w fundamentach, p\fus 11 násady scian, na punkt przeciecia sil, które utrzy-Inywnlv wszystko w równowadzc. I W co nie byt sktonny wierzyč? I Ze szezur trafit na ten punkt przypadkiem. Inka sprawa pozostalá dla niego niejasna? ■o polecit szczurowi przegryžŕ z?bami le przecina-N<*»ie Nily I dlaczego wlašnie wtedy, tego dnia, o tej Bdzinie? I to jeszcze?
W jakim j?zyku zostalo wydane polecenie. Iwcntualna odpowiedž? i W hebrajskim. l>laczego nie wierzyl w przypadek? Poniewaž wierzyl w uwarunkowania, w determini-lyczne prawa Boga-natury, zgodnie z ogólna zásada ■Mm sut.
Na czy m polegala ta wiara?
416
417
Wierzyi, ze przypadkowoič jako zjawisko obiektJ^H nie istnieje, nie tylko w skali wszecháwiata, lecz ttfl w najbtahszych zdarzeniach, na przyklad, gdy ktoi flH sci swoje micszkanie ostatní, wyjdzie tuž v a tragai i odwróci sie, žeby spojrzec na dom, w którym pr/ť>»l dwa lata, objač go jednym wszechogarniajacym sp« »fi I niem (mimo wszystko nostalgícznym, bo u podstaw i< «m lezy áwíadomošé przemijania, którego oznake stanowl| zmiany, swiadomošc przemijania i smierci, przeczuwlÄ i bliskiej; nostalgicznym mimo zíych došwiadczert, jlH promíeniuja z wilgotnych scian na /.-.v. s/.i opuszczomM mieszkania, mimo zdradzieckiej eksplozji plynów wl soko, pod sufitem, gdzie rozbíjal szklanki w chwilin \\ gniewu i rozpaczy), gdy zatem ktosi o nostalgiiznyil spojrzeniu jako ostatni opušci swoje mieszkanu , a doiN w tym momencie zadržy w posadách, gwaltownie, gdy by pod ciežarem spojrzenia, pod ciežarem kich niepowodzen, które w tym mieszkaniu groi sie latami (jego i cudze nieszczešeia), utrzymujac cha pustk? kruchych scian, wypeíniajac izby swi stoscia, pod ciežarem nieszczesc" i mysli, które zamknete jak w próžní, zag?szczone i grožace zja, až naraz buchnuty rozprysly sie na wszystkie st niesione straszliwa sila wybuchu spowodowanego jego spojrzeniem, rzuconym wzgardliwie jak žarza< I ii| niedopalek w petna. gazu ziemnego jame pošrodku pá nonskiego bíota.
W jakich myšiach pogražyt sie potem?
Myslal o ewentualnych nastepstwach, w rázu. gdy by |>f zostal w mieszkaniu chočby jeszcze pare chwil i wykond
HRlar, który pojawit sie jednoczešnie w jego pecherzu ^Hwiadomosci (lub odwrotnie), to znaczy gdy by za-Bfl. jak zamierzat przez moment, oddawac mocz na Hfcre áciany swego by lego mieszkania. Bel k i i cegty Ifmdlyhy mu na glowe (jak kilof na glowe Lwa Dawido-ii m Bronsteina), na ledwíe zaznaczajaca sie tonsur? popietatych wlosach, jak gdyby przeznaczona dla ^Bora mšciwego losu: malleus ludeomm. \ luk i obraz pojawil sie w jego wspomnieniach? | Mó/g pana Freuda, prymariusza. lakie swiado?
Kterwony odblask storica, niby luna požáru w osz-< Iimej lasadzie fabryki mydla w Kotorze, w roku 1939, '.R'lom tym samým blaskíem oblok, na który pnh/yl z wielkiej, niebiaiískiej wysokošci nad zatoká, ■k E.S. widzial samego siebie?
Htozpiety rozporek, nabrzmiaíy tryton, z pecherza po-^Htl wyptywa cieplepiwo (wypite z tragarzami w bufecie I Ha dworcu). Cieply zastrzyk moc/u, który wbijnl w si ianc ^Hkoú, zloty strumieri, nagle pivcciety nožycamí smierci, i' m z j už wysechí, a ze zwiotczatego cztonka cieknie ^■lly strumyk, juž nie plynie, tylko cieknic 1 iurkiem, ■kk ze swiriskiego pecherza, którym bawiu sie dziet i. jak n dľ /akrs,H onego kranu, którego nawet reka smierci hh nmida dokrecic, Cieknie ciurkiem ciecz, rozlewa sie |nnl nim i wokót niego, wsiaka w porowaty tynk i grube ^Hfat wy wapna, w szczeliny spróchnialych bělek i desek, Hfliurz, który wchíania mocz tak, jak popiól / papierosa lan i a atrament, j |ak odnióst sie E.S. do lego wypadku?
41H
419
Nie byla to jego przyszla, przeczuwana šmiera jego juž przeszta šmierč pod gruzami domu w N,S . i ímierŕ, która juž przebrnat. Leta, która iuž pi spokojnie, posifestum, gdy ciato przestato byt' nirwiil nikiem, pecherz opróžnil sie i zwiolczal, krcw, zaki /rpl* na rozbitej czaszce, oczy zmatowiaty. a dusza wyzb^^H zíemskich wiezów.
Przymknawszy oczy, jakie zadal sobie pýtanie?
Po co bytoby to wszystko, co jest i nie jest (a co by byč), ježeli razem z cialem, z okiem, z jadrami mi| umrzeč duch, ów obtok, owo jadro w sercu umieraja< serca? Poco bytoby to wszystko, jesli nie pn to, žeby pr márny proch ciata, w najdoskonalszej kwintesencji ; przesztošč, teražniejszošc í przysztosč, poznanie i pr cia, ekstrakt wszystkich zmysiów, serca i mozgu, ko to zgromadzic w malým, wiecznym obloczku, w | obtoczka, i nadal žyc, jako swiadomosc i istotna trescJ
Gdy duch E.S.-a niby niebieski obtok unosil sie ku l bicskim wyžynom, co tymc2asem robila jego ziei rezerwa, pozostalá czešč tego ducha?
Patrzyta juž tylko na ziemskíe nastepstwa šmiercfl trzyla na nie jak Bóg albo jak starzy, dobrzy písal obiektywnie.
lak wygladat ostatni obraz (patrzac obiektywnie)? I
W jego oku, niby w obiekty wie aparátu fotografka albowykopanymspod ziemi oku Cy klopa, widaŕbyto| tym wstrzgsie juž nie pejzaž z domem, oleandrami wi lonychskrzynkach i hydrantem, lecz ruine, uwicczni moment odpadania tynku i walenia sie scian: chmi kurzu, cegty jak obnažone dziasta.
^■•ze w dwóch stowach opisac sy tuacje w momencie
i lenia sie domu. Zakotvenie i chwilowe oslupienie, |Co nastúpilo po chwilowym ostupieniu? i > icczka, panika, krzyk o ratunek. ^Bd pierwszy przybiega na ratunek? I Golotecy tragarze, zaslaniajac usta i nosy brudnymi iliu i kam i, zaczynaja grzebac wsród cegiet i cíežkich lów muru,
I ht jakiej kasty nalež? tragarze? i Do wielkiej kasty krewniaków šmierci, do ktorej na-■4 poza tym stražacy, grabarze, pracownicy przedsie-ttuistw pogrzcbowych, lekarze, sanilariusze, sedziowie, ■cl, policjanci, tajni agenci, bandyci, popi, hodžowie, nblni. rzezacy, rzežnicy, akrobaci, szpiedzy, pogromcy, ■p samochodowe, zmywacze okien na pietrach, sportu".' \, pilota, žolnierze, oticerowie, marszatkowie, ko-H|rze, rybacy, žeglarze, nurkowie, górnicy, rowerzyšci, pVrowcy samochodów, podróžni, piechurzy, alpinisci, ■fyinilazcy, chemicy, ťakirzy. pogromcy wežów, hycle, we-■rynarze. alkoholicy, wegetarianic, žarloki, narkomani, lzieií, missive i nik urodzenia z ma r logo (ciag dalszy ml- iknUi wypadku)? II lipca íHMy. Pod jakim znakiem zodiaku si? urodzít? I Pod cz warty m znak iem zodiaku zwany m Rak {kara-fatn, cancer), który oznacza poezatek lata; w jaskrawym hlinku gwiazdy Syriusz, która zapowiada przesilenic let-plť; w trzydziestym pierwszym stopniu luku, który od IrzL-silenia letniego si?ga do jesiennego ekwinokcjum, ■tdy to sily nocy przezwyci?žaja sily dnia. |a k ie planéty rzadza ty m znakiem? h si?žycp który oddzialuje na przyplywy i odplywy vyobraz n i, na pľodnoič Raka, na jego žycie uczuciowe, ukul e wyobražnij liryzm, na jego nie spokojný sen, na tu lode trawieniaj na jego memoir, fatalistyczne podpo-ktdkowanie si? losowi, na jego melancholijne tulactwoj dianie, bistenei Iťki. Mars, klóľ> daje mu pewna agre-lywnošč, przejawiaj^ca si? w walcc z rodzina i religia. ■> .1111 r :i, który w potaczeniu z jego znakiem stwarza ■lltbezpieczna sklonnosč do zamykania si? w sobie, we
4 as
wtasnym pancerzu, i stád sie biora jego intrc lodowata samotnosc, schizofreniczne aberracje.
Do jakiego žywíotu nálezy Rak?
Do žywiolu wody, gdyž jego dusza plawi sie w sprzecznych wražeň, a límfatyczna slabowitosč daj dzenie biernoáci i bezwtadu, a pod skorupa jego paru trwa intensywne žycie noktambulika.
Interpretacja znaku?
Ptodnoáč, sperma, pocz?cie, ptód.
Podstawowe symbole?
Glebia, przepasc, studnia, jaskinia, loch, kil brzuch, pochwa, wazon, butelka.
Interpretacja ogólna znaku?
Cztery aspekty praprzyczynowošci, Parabr czwarty element jako uzupelnienie ukrytego trójk lub trójkatów.
Kok i kwadratu?
Wszechswiat zawarty w osobowošci jednostki; sny jawie; sen jako mysl wyražona w obrazach; czuwanie >.i przeblysk i odblysk mysli.
Boki trójkata?
Intuicja (udzial snu); dedukcja (udzial inteli kontrola (udzial watpliwošci).
Trzy filary žycia wegetacyjnego?
Pragnienie-glód-czuwanie.
Cz?šci ciala i narzady odgrywajace istotna role?
Stopy, golenie, palce, prostata, trzustka, watrobtjJ cherz, wegetatywny úklad nerwowy, gruczoly, czaifl
Budowa?
Warta.
426
ku
/.n a k pokrewny?
K y by. Poczete w tym samým žywiole Rak i Ryba od-Mczaja sie wieloma wspólnymi cechami, wzajemnie si? ■pelniaja, mája nieraz prawie identyczny charakter lima. Rozumieja si? intuicyjnie i daža do wspólnego ide-|n piekna. Ich wspólnota jest nami?tna, gi?boka i trwala, •iwo.sč fascynacji, szalona jasnošč úmyslu.
íiktonnošci? tBierno.šc, narcyzm.
runkcje úmyslu?
LPostrzeganie, watpienie, sprawdzanie. I Czy n nosci?
iNvorzyc, pomnažač, wytrwac, czuwač, lecieií, pisač,
ytiuč, spac.
Przedmioty?
Líska, ubrániť, kapelusz, gazeta, obsadka, krzeslo,
1 ika.
Mlejsca?
hwiarnia, wagon restauracyjny, sklep, ksiegarnia, bi-Bteka, lažnia, las, targ, jatka, teatrzyk kukielkowy, cyrk, Kesja, nabožeňstwo, brama cerkwi, bufet, synagoga, :ja, bank, dworzec kolejowy, dorožka, piekarnia, fa-a, dom wariatów. Co wykopali robotnicy usuwajacy gruzy z posesji przy lii v Bema 21?
|W fundamentach budynku znaležli hermetycznie za-íllmicta szkatulk? z zielonego szkla, a w niej kaligraficzny ok u ment erekcyjny i egzemplarzemonet b?da-ydi kiedyš w obicgu. f ||k brzmiala treic dokumentu?
427
Plan, domu wykonal Ludwik Detzcr, a wybudowi Dezydery Detzer z Budapesztu, który w tym sai roku wznicist wiele ínnych domów mieszkalnyeh, tež siedzib? komitatu w miešcie Somborze, Teg" m pa no wař Franciszek Jozef. Toczyta si? wojna w BiiÉHr i Hercegow inie. Nastapito zacm íen ie slorica i poj a v* i1 gwiazda ogoniasta^ W Dunaju na wiosn? bylo ( wody, že koto Paksu ludzie przechodzili rzek? suclui ■ •■ \ ■ i Fundamenty poswiecil Nikifbľ Jan kov i č u- /a s L? p: protopopa, Ka mieri wegielny položoiio n lipca mím
Jakie osoby przysfaiŕyby depesze kondolencyjn* smíerci E.S.-a?
lego siostry z Kerkabarabás, Szentadorján, Sziget i< treg, jego brat z Triestu, panstwo Draszkovic", Vi i Dragiceviŕ z Cetinja, panstwo Szidak, Gavanscy, H( Schwarz, Baumann, Pupo v, Rónai, Berecz, Gutmann,] stíč, Bůszorményi, Jankov, M írkoviŕ, Klein, Konstí Vasíljevir, Kesic, P rotíc: i Krohn z Nowego Sadu, par Kraus z Somboru, Ziegler z Suboticy i Mayer z Pórs batu, doktor Papandopulos z Kovina, Rosenberg z ] panstwo Fischer, Berki, Pap, Lerm, Kis, Schlang zBudapcsztUj paňstwoCzukljeviczSzidu, panstwo < czanji L Zagrzebia, panstwo Koriczanscy z Wiednia, Abravenel z Toronto, M, Margelius z Galie j i, L. Peren z I zylii, Aharon Zeitlin z Jerozolimy.
Takie instytucje?
Jugostowiariskie Koleje Žalobně, Magyar Á rva Unia Narodów Pogražonych w Žalu, RadaOsieroi Žydów, International Cheerless Chess Federation, smucony Pen Club.
Mka ceremoni? przewidywal E.S.? Wahal si? mi?dzy skromným pochówkiem w kr?gu jbližszej rodziny (na wyražne žyczenie zmarlego) hompatycznym pogrzebem pierwszej klasy (na koszt irislwa), 7. równoprawnym udziatem przedstawicieli lyslkich wyznaň. |Co pociagalo go w tym drugim wariancie? Moment estetyczny i kosmopolityczny: zawodzenie ihina (w j?zyku hebrajskim), katoJicki kontrapunkt jezyku laciiiskim), prawosfawne spiewy (w jezyku iroterkiewnym) i mahometaňskiezaspiewy (wj?zyku ibskim}, które by nast?powaty kolej no, na zmiane, Jikie w koncu wybraí rozwiazanie? Posrednie, stanowiace swego rodzaju kompromis: Irzecim wariancie za jego tru mna miaia išc kapela Jtnska, grajaca sm?tne cygariskie piesni o milosci Émierci.
iCzego nie powinno zabraknač w tym trzecim wa-incie?
t ymbalów, chocby je musíeli nicsé na ramionach niby í|i.iv>wa ti umn? albo pchac przed soba na wózku, poli t\ m ie jak za iycia cz?sto przenosili dla niego cymbaly ki|la w kat, a niekiedy nawet wozili po ulícach.
Z jakim oszustwem náležalo si? liezyc w czešci moj-
Iřowej obrzadku?
Že Gyula (Georges) b?dzie szarpal swój nowy tweedy ptaszcz zbyt zr?cznie, czyli wzdtuž szwów, co wy-Iťnie áwiadczytoby o tym, že uprzednio nadprul nitki íly kolnierzu i na r?kawach; že Rebeka wydusi z siebie lltlit ryk, przypominajacy ryk wšciektej krowy; že Neti
428
429
wydmucha nos w aarno obrebiona. chusteczk?, ^^^H z žalosnego tkania, tylko z przeziebienia.
Jaki wariant možná by jeszcze brač pod uwag?7
Orkiestradetakolejarzy zSuboticy, zwycieski zespnl itf smdkowoeuropejskim konkursie orkíestr detych w Ru4l peszcie w roku 1936, gra na zvezenie zmartego Psalm 11 i Mendelssohna.
Pros/.? podac pelny tekst mowy pogrzebowej, wyn szonej przez E.S.-a nadgrobem niejakiego Bon Steriibtľgl nadinspektora kolejowego, który w grudniu 1941 tnkfl rzucit si? pod poriag towarowy kolo p r/.e jazdu. Moh ■.ľ. / dii/vnii i di astyi ínymi skróiumi, d> 1 konán) mi M wiedzy autora, wydrukowano w „Glosie Kolcjarzy", w iv merze 218 z 20 grudnia 1941.
„Moje panie i panowie! Przemieszczanie ludzi w při strženi, a wi?c i w ezasie, jest powinnošcia zaszcz) i chwalebna, gdyž dzi?ki tym prawie niewidocznym 1 pasažéra przewodnikom wy, moje damy i panowie, | žacie przez sniegiem pokryte równiny, przez gaszczl przez wyniosíosci gór, przez rzeki i wiadukty podad przez mroezne tunele nocy, przez deszcze i sniegi z 1 koscia stu do stu dwudziestu kilometrów na godzin?, 1 czym pr?dzej rzucic si? w obj?cia swoich kochaných 11 u kochan szych, przeby wajacych w wielkim oddal podažacie do nich na skrzydtach želaznyth kót (1 bol kolci)* na mi?kkich poslaniach wagonu sypialr wygodnie rozparci w pluszowych fotelach albo, w l gorszym razie, na drewnianych lawkach drugiej klasyf nawet na potce wsród bagažy, kolysani w cieptym rzyňskim lonie kolei, tego cudownego wynalazku nas
I m
řych czasów. Ležycie zatem w przytulnych pluszowych Wh, czyli w lonie želaznej macierzy, skulen i jak plod, ffnieszczacie sie w przestrzeni i ezasie wygodnie niby iNyjskich powiesciach (które može w tej chwili czyta-piy jasným áwietle lamp rteciowych w przedziatach Wszej klasy), nie myšlac by na jm nie j o pracowitych micnnych ludziach, którzy czuwaja przy telegrafie bfiea, przy telefonie, i to nie tylko na dužych dwor-h. lecz takže na malých stacyjkach, gdzie diabeí mówi ranoc, nie myslíc zatem o ludziach, którzy nie spia, yimuja pot?žne parowozy, karmia jei kierujatymi pa-ymi smokami lekko i zr?cznie, jak izwoszczyki kieruja mi... Tak, moje damy i panowie, Béla Sternberg byl nym z tych, od których zaleža, od których zaležaty pieczeristwo i wygoda waszych podróžy, a na podo-ristwo slawnych generatów, weteranów wielu wojen, xynal niemal przed czterdziestu laty jako zwyczajny regowieí.:, na prawie bezímiennej stacyjce, aby z eza-n,dzi?ki pracy i pilnosti, poswi?ceniu i przywiazaniu kolei, dojsc na same szczyty, že tak si? wyraž?, do rangi rala, i gdy juž przeszedl wszystkie niebezpieczeristwa, Izystkieblaski i n?dze zawodu kolejarza, nicszcz?sliwy ypadek polož yt křes j ego owocnemu i požytecznemu ta spoteczenstwa žyciu. Tak, meine Damen unáHerren, ■raz juž si? znajdowal miedzy niebezpiecznymi zderza-imí, kr?cil si? koto smiercionosnych kót, przechodzit Mez tory, wspinat sie na parowozy i nigdy, nigdy nie potkato go nieszcz?scie, nigdy želazna bestia níe kop-ta go twardo podkutým kopytem, jakby go znala, jak by 11 zaprzyjaznieni, co tu dužo mówič, jak gdyby chodzílo
430
4Ji
o konia i pana, o poslusznego konia i dobrego prii A oto ów dobry pan zgin^t nie na p o 1 u b i t vi na posterunku, lecz w sposób tragicznie dobrowolny widz^c w chwili kryzysu innego rodzaju šmierci pi smierci pod kolami pociagu, i to teraz, možná | ■ dzieč, w czasie pokoju — gdyž bez wzgledu na obiekl I wi stan rzeczy i mi?dzynarodowa jatke, na kolci pani h h powinien panowač pokoj. Chciaíbym pod kreslíc, fefl lej winna byc eksLerytorialna, poza stanem wojny |i Szwajcaria, winna zatembyc neutrálna, poniewaz mu wszystko nadal petni lub winna petnic služb? miedl narodowej komunikaeji transportowej, trzym a swego kodeksu, choc niektórzy politycy próbuja j a ksztatcid, wykorzystaé dla niskich, morderczych wykorzystaó zaszczytne powolanie i powinnošc kol miedzy narodowej organizácii stužacej polaczeniu l dobrej woli, zdecydowanie odrzuciŕ jej kodeks postawiŕ na gtowíe jej zásad? Uczenia i zamí w zásad? rozdzielania, a zbližanie zamienic w nie. Wiecie jednak, moje damy i panowie, že kol podobnie jak stražacy, winni stač i stoja ponad ii sami jednostek, a nawet paňstw, gdyž poslannictwo podobnie jak poslannictwo lekarzy czy kaptanów, ponadjednostkowe i ponadnarodowe, pozwólcie, ž* wiem: Boskie... Tak, zgromadzeniw smutku, ten bů jakpowiedzialem, niezginalna pol u bitwy, nie oftara; katastrofy kolejowej, lecz dobrowolnic rzuc(| w objecia zimných želaznych szy n, a želazne kola w bydlecego dokonaly na nim krwawej masakry, którad brat jako niestawny koniec, Oddajmy mu jednak, md
l|niy i panowie, oddajmy mu jednak honory wojskowe, ■ na nie zastužyl, niech huknie salwa kompanii hono-pwrj, niech zgodnie zagwiždža gwizdki zwrotniczych, Hlťcli zagrzmia organy parowozów, przeciagle niby jek. HKh mu ziemia lekka bedzie". I }ik brzmia wypowiedzi, ktorých w zwiazku ze zgonem Is j udzielilyby ezasopismom i radiu niektoré slawne ■jolustosci?
I Wszystko, co jest možliwe, zdarza sie; možliwe jesttylko kcosiezdarza (Franz Kafka). Odnoszacsiekrytycz-iiiľ do swoich przeciwników, nie byí krytyezny w stosunku llebie: myslal, že može stworzyč filozofi?, a przy tym ľ| nie przezwyci?žyc. Pozostanie w naszej pami?ci jako |fwy obraz cztowieka wyobcowanego w wyobcowanym i l' ieňstwie. jako przyklad i jako pouezenie (Karol i r k s). Byl jedy nie ucielešnieniem snu, jego zab urzenia n lystowe taczyty si? ze snem i wywodzily ze snu. Chwaia niľbiosom, že ten koszmar byt tak bogaty (Sigmund Ttu d). Jedným ze sposobów rozwiazania problému žy-i In ii-s.t zbližanie si? do rzeczy i istôt, które wydaty si? nam piskne i tajemnieze, bo wówczas. pojmujemy, že nie ma * nich tajemnicy ani pt?kna; to jeden z rodzajów higieny, ^Bórym bylibyšmy sklon ni si? opowiedzieŕ, i choč može ■t zastuguje na szczególne polecenie, daje nam pewien ||inkój, pozwalaj^cy tatwiej przežyč žycíe i pogodzic si? |r Amicrcia — dzi?ki niemu niczego nie musimy žatowač, |n nuewaž nabieramy przekonania, že osi^gnílišmy to, co n*|lips7e, a i to nie jest niezym nadzwyczajnym. Czyžby linarly náležal do tých, którzy poznali ów niebezpieczny Jzaj higienyľ Wierz?, že tak bylo (Marcel Proust).
432
433
Jakie h wyražeri užyt E.S., aby pomoc pracownllfl Zakladu Asekuracji i Reasekuracji w wypemieniu rubf^ i dotyczacej možliwych przyczyn wypadk u ízawalenla domu)?
Opatrznosč; palec Božy; Dem ex machina; szczur V czajny; zte zamiary.
Co wydawalo mu si? možliwe?
Žepadtofiara dobrze obmyšlonego zamachu, WyaM czy bowiem, aby jeden czřowiek (a tym rázem bez pieniadzialalo ich wi?cej) skierowat mordercza mí swoich pragnieri ku drugiemu, a juž dom sie wali ^ drugiemu na gtow? albo ów czlowiek zapadá na chorobe czy nagle umiera. Wiedzial o podobných kach z lek tury Wydaje sie, že ten rodzaj telepatii i nej magii w prymitywnych srodowiskach wciaž jeszflfl dziala skutecznie (wbrew Lwierdzcniom europejsklch pozytywistów}.
Zwierzyl sie komus z tych mysli?
W žartobliwym tonie powiedzial p. tiawunskierfS ze dom prawdopodobnie zburzyli Neti i kompania, a rm poparcie przytoczyl kilka (zaczerpnietych z „Przegl^dfl przyktadów z historii Európy: w roku 1437 niejaki Hi (nazwisko nieznane) z Regensburga w Bawarii p< wil oslepič kobiet? imieniem Johanna, wdow? po Jol nie Pagani, poniewaž mu sie narazila. W zwiazku zt] uczynitwizerunekíudzacodo niej podobtiy ioczy na nlfli przekluwal dwoma cwiekami, až do skutku. W roku 164a niejaka Magda Muhic, zamieszkala na przedmiesciu wu|i nego miasta Zagrzebía, zawziela sie na pania Jdenoni^fl k%, Nalala przeto mléka do jakíegoš dolu, a potem w t yiM
■ku czy n i la czary rozžarzonym pogrzebaczem, wyma-řin|.j<- slowa. „Teraz mój ožóg przebija seroé lelenovacz-■|r|", wskutek czego ta ostatnia umarta. W roku 1327 król Mneuski Karol IV zachorzat okrutnie, a w dzieň áwi?te-|tiUutlomíejauslužebnej,niejakiej Karoliny znaleziono ■oaužrk odlany z wosku na obraz i podobiehstwo króla, mtiuj/i-k poprzebijany želaznymi cwiekami i szydetka-im ,1 ile bylo dziur i ran w tym posažku, tylez samo do-♦»» v król odczuwal na swyrm ciele až do smierci. W1864 na stužaca w okolicy Nagykanizsy w podobny spo-Bfo uSmiercila swoich bylých chlebodawców; jej ofiary ^Birty wskutek ciežkich wstrzasów mózgu.
BkyE.S. mialkiedyš pokus?, žeby zemšcič si? na kimS Hf trn sposób? f Nieraz smarkal nos w gazety z podobizna wodza
( zy šwiadom byl niebezpieczeristwa, na jakie si? maia/a?
I lak najbardziej. W zwiazku z tym skládal gazet? na inu/ mniejsze ezesci, a dopiero potem rzucal w jakies ftr/pieczne miejsce, w gaszcz zarosli czy do rzeki, sku-■cznie usuwajac corpus delicti swoich szaionych, nie-^■piecznych poezynaň.
i Uznajac fakt uratowania si? spod gruzówza szcz?šliwy flinni i palec Božy, jakie možlíwošci widzial przed soba llit przyszlost:?
Ostrq kontrofensyw? aliantów z nagíym nocnym Huntem spadochronowym, slusznie obliezonym na moment /.a skot. zen i a (Mat habeusze); jednoezesny za-m«< h na wodza Reichu i ínnych dowódców sil Osi.
434 . 43S
zorganizowany przez osrodek szpiegowski w Szwajcarii; wynalezienie przez aliantów si broní, gazu nerwowego albo i n ne) trucizny, któ przynajmniej na dwadziescia cztery godziny uspil.i In doprowadzila do szaleristwa nieprzyjadelskich /oIhhim ugod?, na mocy której alianci wymieniliby jericów jennych za Žydów, w stosunku 1:511:3 (pieciu í za jednego oficera i trzech Žydów za jednego žoln osiedlenie si? Žydów w jakimé kraju afrykanskim na bezludnej wyspie, zatatwione przez aliantów za pewnych koncesji terytorialnych; sensacyjne poi wodza Reichu (dzielo jakiego szalonego Macha lub tajnej organizacji) i uzyskana wzamlan za jego gwarancja w sprawie dobrowolnego przesiedienia z diaspory do Palestyny albo jakiegoé kraju afi skiego; ladowanie w pobližu wsí (na Wielkim Polti na Trakcie Rzymskim) uszkodzonego samolotu ckiego typu superforteca, który by naprawiono w nocy, tak že rano móglby wyleciec z nim (E.S.-em) rodzina w kierunku jakiegoá lotniska, znajdujacego poza zasiegiem zla (na przyklad w Szwajcarii); z falszywymi dokumentárni do Czarnogóry, gdz pr/ez žone mial kontakty rodzinne oraz przyjac i gdzie noca., w Zátoce Kotorskiej, na z góry ustal miejscu wzielaby go na poklad angielska tódž pod pojawienie si? znaku na niebie, który by mu konkrétna možliwoác ratunku, lub gtosu (krzak go który by we snie podal miejsce, gdzie czeka na n konspiracyjny samolot, wzgl?dnie lódž podwodna Noego) itd.
1 1 'ie z talmudycznych zalecen o dziekczynieniu cenit ■ I nie, ze wzgl?du na morat liczacy si? z pobudkami PMťtycznymi?
■b, które wymaga od synów Izraela, by kierowali do |i>liipu v stowa wdzi?cznošci w chwili, gdy odczuwaja l'l"ľ.i>'.l,iw'iony czar aromátycznych ziól lub pachnacych Mypraw: mocny zápach perfum, jakim tchn?ía kokíe-|»iv|mj dama (lat okolo trzydziestu), która wyminal knjytarzu pierwszej klasy, wracajae z N,S, {Raj utra-Ipf.v); zápach cynamonu i wanilii, unoszacy si^ z jeszcze ľ lego ciasta, które na patentowanym stolíku pod nnu kroila t?ga pani (matka dwojga malých dzieci) pni z?stowala go, ale on, wygnany z raju, grzecznie Imówit; zápach riolków, których šwiežy bukiecik pod-|n?hi mu pod nos mloda C.yganet zka na stacji kolejowej l.enii.
■k E-S. mógl polqczyc w swojej swiadomoici i pogodzič Pf duchu zalecenie Talmudu odnoszace si? do aromatycz-íh zapachów z estetyka chrzešcijahska (scholastyczna) konkrétnym przykladzie perfum kokieteryjnej damy knrytarzu pierwszej klasy {Raj utracony)? Wierzyl w stowa wdzi?cznosci, które skierowal bez Sw do Jehowy, i zárazem áwiadom byt faktu, iž Šwi?ty frnard nie mýlit si?, przypisujac zápachom sil? szkodli-1 cl la rozumu (Odoratus impedit cogítationem). Zápach Wypn íumowdnej damy, k tóra pojawila si? na moment, $ |rotem nagle znikn?la za drzwiami pluszowego prze-t|llrtlu pierwszej klasy {odore difemmina), uczynil jego lynminie bardziej uciažliwym i bolesnym i wprowadzil pcze wi?kszy zam?t w jego mysli.
436
437
i é.
Czy czesto kupowat kwíaty?
W roku 1919 vr Budapeszcie kupil bukiet narcyzów forincie sztuka) dla pcwncj Fánniki, na która darenf wyczekiwal przed restauracja „New York" čate czterd šci pi?ó minut, a potem rzucil bukiet do kosza na šmlUT W roku 1928 zanióst osobiscie bukiet róž (sicdem s/lulj po pól pengó) na wesele hrabiny Arcybaszew i n i V n-^i Arnolda WenzJa, urzednika dunajskiego towarzy Lloyda. W roku 1931 položyl osobiácie na mar ach p. m..,. Mariekiej biala róie (sztuka za dinár). W roku 1,1 v*\t po.sylaí najpierwanonimowoj a potem z biletem wi/\nlli — i juž mnie nie ma! W przeciwnym razie, to rn.iczy jezeli nie podpiszecie zahjczonego ošwiadczenia, ■|v rusze sie z domu až do chwíli, gdy spelnicie moja fcnlť, A jcsli bedziecie sie ociajaó, zrobie szkandal,
441
który odbije si? echem nietylko w komitacie, lety w catym kraju. Nie po to przecierpiatem Lehrjahre, teraz, nadužywajac mojej dobroci, grozili mi i X na dzieri szykanowali w rodzinnym domu ci, k hu nie maja z nim (uczuciowo) nie wspólnego. Za to, h chcieliácie zrozumieč moich skarg i gorzkich listów, nie potrafilišcie czy tež nie chcieliácie zrozumieč mojej chorej duszy, lecz wzmagališcie go jeszcze postepowaniem, drogo teraz zaplacicie. Nie bede szczególowo opisy wal wszystkiego, co dziato si? ze I w tých dniach, jakie krzywdy wyrzadzili mi blizni, b?d? mówil o dziwnych znakách (na níebie) — wszy to jest ponad možliwoáci waszej wyobražni. Nie slyszeC z waszej strony žadnego sprzeciwu, žadl wykretów, chce tylko jednego: žebyšcíe mi to podpi Podkreslam, že w domu, w ktorým si? urodzitem, | który žylem w biedzie i tyle przecierpialem, w tym chce byc panem i nikomu nie pozwole sie szykat Ostrzegam, že bieg ezasu i historii, btogosíawiony i b?dzie swi?ty Wszechmocny!, mnie przyznaja Prosz? was, nie zmuszajcie mnie swoja bezczelnu«i do czegos takiego, co nie daloby si? potem napra\ (Wyczyn z lasem i potazem juž si? nie powtórzyí) nownie was ostrzegam, že história i czas mnie przya racj?, niebawem wszystkie weksle b?da musialy wykupione i dla nikogo nie b?dzie litoácí. Albc mówi Talmud {Sanheäryn, 100): „Ta sam? miara, czlowiek saclzi, i on b?dzie sadzony".
wzgledu na krytyk? Marksa uwažam, že Maithus lial racj?. Dla udowodnienia mojej tézy, dla mojej speku-Ľ|i, nie ma znaczenia fakt, czy ten pan, to jest Maithus, dyietanckim i powierzchownym plagiátorem cudzych ri. Mnie interesuja, idee, a nie to, czy on sci^gaí z Jana Stuarta, Townsenda, Franklina i innych. Bo tak czy ezej pozostaje faktem, že ludzie za bardzo si? namno-li, a przyrost naturálny stanowi problem numer jeden. Ikonomiczny i egzy stene jalny, Metafizyczny, jeáli wolicie. udzie množa si? jak muchy i w každej chwili kilka milio-ftftw wdów jest w stanie zagroženia erekeja. Konsckwen-ll zas sa jasne. Ten rozszalaíy phallus, pierwotny symbol llyczny, dražy krwawe wn?trznosci kobiet, ludzkosc zy w parne noce i nikt juž nie mysli o nast?pstwach. hast?pstwa sa katastrofálne... Poprzez množenie si? Mli množy si? grzech. Perpetuum mobile. Jak w sred-iecznej próbie wykorzystania grawitacji Ziemi. Na kole w równych odst?pach zawieszone sa. ci?žarki, Zie-la przyci^ga ci?žarek, ci?žarek porusza kolo, nast?pny Pfiarek wchodzi w magnetyczne pole przyciagania. I tak lej. Coš jak mlyn wodny czy wiatrak. I czemu wobec go ludzkie marzenie o wiecznie obracajacym sie kole itgloszono szalenstwem?Czyž marzenie o perpetuum mo-'<■ nie jest równie godne uwagi i chwaly, jak odwieczny o lataniu? Czyžby róžni Ikarowie i marzyciele spod znaku byli naprawd? szaleni? Nie podobnego. Co do nie, stawíam znak równania pomi?dzy tymi dwoma ■rzeniami. Bo w gruncie rzeczy kolo tež jest jedným
442
44:1
z nastepstw takiego marzenia Poznstawiam waii winiecie owej paraleli do konta. Chcialem powied/.ll do samolotu z jednej, a kola z drugiej strony. Pros,., Im dzo. len warkot nad moja gtowa w ciszy wiejskíej tim (kiedy pisze te slowa), na wielkiej wysokosci, te loty dniem i noca przelatujace nad wsia, na wysokoéj odpieciu do d/iesieciu l ■-«,■<. v me-truw. v pohidniowij wschodu na polnočný zachód, ten cud nowoczesncj i niki (wojennej) to tež tyko sprzeženie i ostateczna koni kwencja owych dwóch szalo nych s nów, k tórc obsk u r nl i pozytywišci od wieków publicznic ogtaszali uhladí ■ Lekarze od šredniowiecza až do dziš u tysiecy ludzi poznawali szalehstwo, majac jako corpus delicti icr leňstwa wlašnie dowody materiálne lub tylko przyzí sie do idealistycznego pragnienia, by zostač ptakiem. próbujcie tego „wiecznego snu o lataniu" nazywaŕ ci ctekawoscia, gdyž zapewniam was, nie macie racj do mnie, twierdze i rozporz^dzam niezbitymi do\ mi (ježeli potraficie liryczne rezultáty operácii logicxf przyjaó jako dowód oczywisty), že ludzki sen o i jego urzeczywistnienie to po prostú nastepstwo ucl ki od grzechu. Albowiem Ziemia, prosze paristwa, zapowietrzonym gniazdem wszelkiego wyst^pku, mia i Woda, jak dowiódt stynny Sinistario d Ameno, dwa nierozdzielne pojecia i wobec tego nikogo nit | winno dziwic (nadal cytuje go, naturalnie z pamie< n, za sprawa poetów Wenera rodzi sie z morza, gdyž fll w^tpliwie chcieli oni po prostú poíaczyč w tym syniT licznym obrazie dwa grzeszne žywioly: Ziemie i Wu< dwa grzaskie srodowiska, z ktorých chelbotania rodza |
■Wick i grzech (grzech i czlowiek). Powiadam wiec,nie lylko /iemia. ale i Woda, zwtaszcza ona, jest gniazdem K*/echu i wystepku, a rozwiazlošc ma zródto w witgoci. I Hu dLuv.ego czlowiek dažy ku wyžynom, oto wieczny trus mitu o lkarze.,. Nie zamierzamtu przytaczac szcze-||iilowych daných o populacji ani udowadniaé sluszno-4* l wyliczeíí i formúl Malthusa (dane te možná znaležč W ka/dej encyklopedii). Nie chce tež wzorem prowin-i lonalnego rabina (jak kiedyá raczyli mnie nazwac) glo-»hi apokalipsy i udowadniač komukolwiek, a zwíaszcza fcuin, /c swiat jest nieuchronnie skazany na zaglade. Nie pol rzebuje dowodów bardziej oczywistych níž te, który-
■I rozporzadzam. A gdziež sa te dowody?, spytacie. Tu, pins/e paňstwa. tu, droga moja siostro, tu. Tylko patrz-I Ir dobrze — pokazuje swoje serce.
nvracam sie przeto do was jako ten, który zna tajemnice.
I tul/ie niebezpiccznie sie namnožyli. Nie zamierzam ■Owic wam teraz, ja k i jest obraz naszego swiata, og\$-linego z wyžszej, bardziej morálnej perspekt) w y Powia l|m tylko, že ludzie množ? sic w zastraszajacym tempíe,
HAiiulki, jakimi próbu i a sít,- ratowac, nie sa bynajmniej wy-
II a n zajace ani skuteczne. Przymusowa czy dobrowolna lín ylizacja, planowanie rodziny, wojny jako spontaniczne »im',o',v.1 nic teorii Darwina, selekcia naturálna, glód, euta-m$7.y.\ — wszystko to tylko šmieszne i daremné usilowania. Hliny z pieciusetezy szešciuset m i liona m i mieszkaňców, kliiwei ne /ôtte niebezpieczcňstwo, Mórym strasza nasod
444
445
dawna, nie sa jedynym zagroženiem swiata, Nie l> 5í? Inwazji žóltych mrowekl Kara boská nie przychndill z bagna. Ona przyjdzie z nieba. A tu juž nie bedzie^^H
dla tiikogo, fednakowo ucierpia wszyscy, biedni i b*......
a najbardziej my — wybrani!
19
(Projekt). Mimo oddalenia w czasie i przestrzeni wai iwiňskie postepki nie traca swojej mocy. Rôzni) o tym, co spotkalo mnie z waszej strony, o wstydzl kiego mi narobiliscie, odnosze wraženie, že wszystl bylo koszmarnym snem, Zaklínam cíe> jakc že niť wciaž jeszcze potrafie rozrôžniĽ koszmar snu i I jawy nie pozwól, aby twoja córka i Georges krz\ moja rodzine, bo ewentualnej wymówki, že to oni znaczy moja žona i dzíeci) zaczeli z wami dyspute, w nie przyjme do wiadomosci, 1 wierz mi, lepiej žeby H tego nie doszlo, Prosze cie tež, ciebie osobísde, poštarll sie, abym po powrocie znalazl moích najbližszych pfH ŽyciUL Úfam, že masz jeszcze tyle serca, by nie pozvvM lic im umrzeč z gíodu. I nie zapominaj, co mówi IM mud: „Gdy dobro czynimy, winnismy je czynič z radoádH [Wajikrá Rabba, 34)
PS „Nedzarzwiecej dobraezyui bogacziw.. pr/yjmiiim jego dar, niž bogacz, który mu wyswiadcza dobrod/i*| sxwo" (tamže),
Obrazy 1 podróžy (jn)
111
Hfri'wo ukázalo si? pomiedzy rozkoly sa ny mi koiískimi
........potení zatanezylo miedľy uszami koni. To wožnica,
1 'a.m y /e snu, na g] e sciagnat wodze tuž przed brama I f dnu i 11 nej siatki, Cztowíek widzi koňskie pyski zwrócone .1 wzwyž i w bok, wyszczerzone zeby (duže koňskie ■ kolom starých kostek domina, od srodb cafkiem Bime) i przez moment blata piane na želazie w koňskich ^■lutcb. Drzewo jest meco pochylone, a poniže; koróny 1 gala ž nicmal pod katem prostým. Ga lezie pokryte 1 denka warstwg lodu, przezroczyst^ i míejscami nie il niž celofán. Ten szklany banda ž spowija rówmei Hln. ale tu jest juž caíkiem cienki, zwlaszcza w miejscu, Út\r pada storice, tak že na wypuklošci od wschodu faznie widac1 leciutko zmarszczona kôre. Stychač ryt-li / ne kapanie wody z gatezi, ch robot w blaszanych ryn-íh, Glowy koni zwrocone sa teraz w bok, w bok i do wn.jtrz, wstronedyszla sterczacego niemal pošrodku, ty ich sa nienaturalnie pochylone, jak gdyby obydwa lle naraz skrecaty w bok, bezsensownie i bezskutecz-^Btden w lewo, a drugi w prawo, nie od dyszla, lecz ku rty wlowi, na tej waskiej przestrzeni, gdzie nie moga sie
447
wyminač. Skrzypiac i zgrzytajac, wóz stana t, alt jľs/i M troch? jakby si? przesuwa, do tylu. Cztowiek dostrfl
pod obluznionymi klapkami dwoje czarnych, dulJ korí sk ich oczu. Korde patrz^, przynajmniej tak mu »ť wydaje, gdzies przed siebie, jak gdyby kicrowane w | niejasne i niewiadome „przed siebie" síta inercji, k až dotychczas je popychata, a oczy zwrócone pod musem, rázem z glowa, w dót i do šrodka, ku dys jedynie one (lub ich zezujace spojrzenie) jeszcze wuj? líni? portiszania si? zatrzymanego wozu. C odwraca si?, przebiega wzrokiem pusty wóz, na k migoce w storicu kilka stomek, bardzo žóttych. Dost želazne obr?cze na tylnych kolách, ublocone i od zgrubiate, a za nimi, po obu stronach, równolegte, álady kót w blocie.
41
G ra mast y promierí sloňca, przenikajacy przez male pada teraz, bez przeszkód, na pod loge z žóttej gliny wiekowi wydaje si?, že gjina páruje. M o ze to tylko /I dzenie, jego marynarka z zabloconymi tokciami wi krzeéle. Krawat rozluiniony, r?kawy koszuli podwinjfl W r?ku trzyma lopat?, troch? zardzewiala. lecz jes/i blyszczaca pod rdza, która w postačí kropelek nawj stwita sí? na ostrzu. Cztowiek stawia osirzc lopaty 1 boku kwadratu oswietlonego storicem i napiera na n calym swoim d?žarem, Ostrze zagl?hia si? w zie može na pi?ó centymetrów, po czym odrywa kawal n dej žóttej gliny.
1 1
1 n i.
iv marynarka z zabtoconymi tokciami ležy na stercie r. 1 ■ t jakies dziesi?c metrów dalej. Widzi na marynarce M 1 gwiazd?, calkiem znicksztatcona, nie tyle perspek-wa, íle faldami materiálu. Niektoré cegty na stercie sa pttnie zdeformowane, inne p?kni?te na pól, jeszcze lť tylko troch? wyszczerbione. kolor maja wvblakty, kby cegta z uplywem czasu zámieniala si? w kamieň, |bo može takie wraženíe wywoluje warstwa stwardniate-wnpna, które przywarto do ceglastej tkankí i zroslo si? |nla ľod lewym, wysoko podwini?tym r?kawem (prawy, ni?ty i okrutnie zablocony, trzepocze wokót przegubu kí) blýska w storicu jego biala skóra, upstrzona jasno-zowymí c?tkami piegów, jak u pstnjga. Cienkie wloski wo rudzieja ponižej tokcia. Cztowiek stawia ostrze to-ynastwardniatej ziemi i naciska na nie, napierajac ci?-fem calego ciala na powyginana górna kraw?dž metálu, ttypiac, jakby wyrywato czy przecinato jakieá korzenie, Ifze zagt?bia si? w ziemi? može na pieó centy metrów, po ym uderza w coé twardego. Czlowiek zaczyna szarpac ■riek w lewo, w prawo, jak gdyby želazo utkwito pomi?-■ly dwomatwardymí przedmiotami. Slydiať: 1 izeszcze-Wlr podobne do tcgo, jakie wydaje lamiacy si?, zepsuty zab Hod kleszczamidentysty. Chwil? póžniej z ziemi wyziera ^Hftczerbiona cegta, wilgotna í czerwona, koloru šwiežej U w iny. Cztowiek pochyla si? i si?ga po nia, Dtonie ma i tliete podarta szmata, prawdopodobnie chustka o nie-iídoniyx h kolorach i ewentualnym wzorze,gdyž ptótno Itliakto zaskorupiatym btotem. Szmata jestzwíazana
443
449
pošrodku dtoni. a šcišni?te i nieco skurczone palce d nia jego ruch niepewnym i niezgrabnym. Odwraca i na bok, ujmuje ja jak w szczypce. Cegta wyšlizguje sie z reki i spadá w bloto. Czlowiek oglada sie i w i rze záchodu spostrzega ostrý szpic bagnetu na káral strážnika. Przez moment stáje sie to wszystkim, co1 gdyž purpura storica zalewa mu szkla z odciskami; conych palców. Strážnik siedzi na stercie zmurszal lek, karabin trzyma miedzy kolanamí. Czlowiek pojí že strážnik nie patrzy w t? stron?, wi?c przez chwilei wpatruje sie w niego, jakby go widzial po raz pien Wkrótce údaje mu sie wyražnie odróžnič od tla syh bez twarzy, strážníka na czerwonym horyzoncie, sztywne czako, na którym powíewaja kogucie pióra, nie ciemnozielone, ale žólte i purpurowe jak plomien, I chwili znowu spuszcza wzrok ku cegle i usiluje pod n i ja palcami przypominajacymi kleszcze, które nie rozj raja si? jak naležy. W koncu zdolal uchwycič |a w szczy| i rzucié w kierunku sterty. Cegla spadá zaledwie dwa | try dalej. Nagle czlowiek styszy, že strážnik coš do ni< mówi, jakies slowa bez znaczenia, moze to przeklerisfl može pogróžka. Przestraszony rzuca sie/ naprzod i juž J kolo cegty, która upadla w btoto. Weiaž slyszy ten Može strážnik tylko sie ámieje.
43
Kwadrat slonecznego swiatla, wokol którego zac cinaŕ gline, przesunal sie i na podlodze mi?dzy st a oknem leža teraz dwa kwadraty jednakowej wiell
Aniejszy, wyrysowany promieniem slorica, i drugi, takže [irilty, koloru swiežo wykopanej gliny, Te dwa kwadraty ■Becinaja si? niemal symetrycznie, w polowie, gdyž Mksnie o tyle przesun?lo sie sloóce. Drugi kwadrat, ze řležej gliny, ma nierówno wyžlobiona powierzchni?.
lobyta glina ležy tuž obok wgtebienia na ksztalt hlych wiórów z drzewa akacjowego. Na tých wiórach ■fidač gdzieniegdzie btyszczace, wygladzone plaszczyzny, Melete przez ostrze lopaty, zarysowane nawet catkiem ■ryražnie, jak na gipsowym modelu. Nieco przygarbiony, 'marynarce narzuconej na plecy, czlowiek siedzi za Wvhwianym stolem, trzyma rete na jego powierzchni. Bwa reke ma owínieta jakas szmata, prawdopodobnie ffiustk^, ale z powodu zaschni?tego blota Iedwie widac m* uiej linie wzoru. W zacišni?tych ubloconych pákach, ■typomínajac) t h kleszcze, trzyma papierosa. Dym z pa-|Kosa, niewidoczny, unosi si? w gór?, potem zjawia sie ■rzejrzystym slupie swiatla slonecznego, padajacego Mknsnif przez okno, i zaczyna zwijač si? w tym žóhym Hkjtle jak pásmo bl?kitnej mgly. Oparta o scian? kolo Pli hen ki stoi lopata. Slohce jej nie oswietla, ale smuga (i/pioszonego swiatla dotyka želaza, teraz juž wyražnie Iŕi/xzacego, bo kropelki rdzy zostaty z niego starte, lezego czlowiek nagle zrezygnowal z kopania? Može Ithadlo sie zmeczyt albo glina byta za twarda, wi?c ■lllal przestač. A može porobily mu si? p?cherze na Ipnl?
450
44
Chwyta cegle obiema řekami, niczgrabnie, potem i dza sie troche i ciska ja w kierunku sterty, Cegta i toczy sie jeszcze, a po chwili stychač jak gdyby drewnianych kul, Czlowiekowi wydaje sie, že por zabtoconych szkier widzi jaskrawoczerwona rane na i i purpurowy obtoczek ceglanego pyíu. Wraca i lopate ležaca tam, gdzíe zostaty wyraznie odció álady jego kaloszy, Spojrzenie kieruje sie za ostrzem | zem z nim jakby przenika w gtab ziemi. Czlowiek ri na sztywne i niepewne, glow? nisko spuszczona, skurcz przechodzi jego ciato, jak gdyby sie zerwat; Czy strážnik znów cos" powiedzial, czy byl to di gwizdka? Skurcz cia la trwal zaledwie chwile, Wk soba topate, czlowiek zbliža sie do sterty cegiet i marynark?. Stáje w szeregu z lopata na ramieniu.
45
Owiniety grubym kocem, pachnacym koňmi, czl siedzi za stotem, Lampy tu juž nie ma, wísi na gwoíjH wbitym w šciane po lewej stronie, niečo powyiJ gtowy, Z kwadratowego okna naprzeciw pada š\m i biate, szarobíale, raczej odblask sniegu niž swiatlo djfl Okno držy pod uderzeniami wiatru i wydaje sie cztlfl že przez niewidoczne szpary pomiedzy jego rama a M t ry na przedostaja sie igietki ániegu. A može takie Wffl nie wy wotuja pory w y wiatru, który wpycha przez szpfl fale zimnego powietrza. Niečo przygarbiony, z rek
4Si
i 'Miř
powierzchni stotu, cztowiek patrzy w stron? okna, Okníe nie widač jednak nk: prócz wirujacych ptatków | ituilcgo, ukosnie šcietego pagórka, jaki usy pat šnieg dolným boku ramy za szyba. Rece czlowieka przez i InMJe spoczywaja przed nim nieruchomo. Potem jedna nich siega ku czasopismu ležacemu na stercie po pra-I atronie, Czlowiek przysuwa je bližej i nie otwierajac, hyglada sie oktadce, jakby widziat ja po raz pierwszy, II to staře czasopismo, zatluszczone, o postrzepionych irtkach Na zielonej oktadce znajduja sie reklamy: foto-řaťie opon samochodowych i stylizowane duže litery, iprwne marka opon. Tytul „Przeglad" wyttoczony jest Hlbszymi literami w skos, w górnej trzeciej czesci zeliny! u, na czerwonoszarym tle. W dužej jasnej rámce Mnlžej tytulu widac litery zložone w dwóch szpaltach, Ble to spis trešci. Czlowiek wypuszcza spod dužego ■ali a tíuste, pozaginane brzegi stron, najwyražniej nie ■Vracaj ac uwagi na zawrotne trzepolanie kartek. Pornu kladzie czasopismo z powrotem na sterte, a bierze rugie. len drugi zeszyt, na oko, jest zupetnie podobny Hli pierwszego: te same fotografie falísto zabkowanych Hpnii samochodowych, ten sam ukosny pas z tytuíem ^ftlny kwadral zawierajacy spis trešci w dwóch szpaltach, Htynie tylna strona okladki nieznacznie róžni sie kolo-^■n Czlowiek odkladá czasopismo, zdejmuje i ramion koi i podchodzi do okna. Spoglada przez nie z řekami t iln/onymi do tytu. Szybko przelatujace ptatki šniegu > If" pewien czas, pomiedzy dwoma porywami wiatru, linglona sylwetka drzewa.
453
46
Marynarke ma zarzucona. na ramiona, a w butonl po lewej stronie, dužy žólty kwiat. Šciežka lesná bi< miejscami pod sklepieniem d?bów. Czlowiek ma w|V0 sekata galaž, ktorá šcinawysokie pokiv.ywy obok st iť*fc| Nagle zatrzymuje sie — dobiegly go uderzenia su Wydaje mu sie tež, že síyszy glosy. Zdejmuje marynijM przerzuca przez r?k? i naraz, oslepiony stoŕkem, wycM dzi z g?stwiny, ľrzystanijjac otzy dtonia, dostrzegt M pol a nič, može dziesi?č kroków przcd soba, ostrza blyszczace jak kawalkí rozbítego lustra- Drwali j tt nie widzi doktadnie, ichsylwetki niewyražnie zarysit^H sie poprzez lišcie na samej granicy zaroslí napr/.et iwUftj ale sfyszy pohukiwanie, które towarzyszy lšniacym M machom ostrzy. Wysoko nad z a lana sloncem g?stwfcyJ držy koróna drzewa. Kwiaty i liscie dzikiego bzu w pá bližu sa zupetnie nieruchome, podobnie jak wysoH todygi pokrzyw i zielone koróny drzew. Przez chwllf czlowiek nie pojmuje. Ponad ta jedn$ chwiejaca si v Win ron$ spoglada w niebo. Niebo jest blekUne, czysto M« kitne. Tylko gdzieá nad držaca koróna widač biaty obtd Zanim jeszcze przez faldy zielonej kurtyny Ii sei zdola dojrzeč muskularne piersi drwali, zrozumiat, že komm trzesie sie pod ciosami siekier. Ale jakby nie mógt rzyc wtasnym oezom.
Drwale zapewne go spostrzegli, bo nagle przestal bac i czlowiekowi wydalo sie, že pat r za na niego. 9 dziewal sie, že uciekna, i juž przewidywal ich kroki: I caja siekiery i p?dza po kí)szule, które zawiesili gdzieá
Blkach. Wkladaja je w biegu, a koszule zaczepiaja si? di a na galeziach, na kolcach jaiowców. Nie z tego. Može nie zauwažyli? A može tylko údaja? Siekiery oparli obu-m o ziemie. Trzymaja je w reku niby laski. Slonce wy-inie zaznaczyto zarys podkoszulków na ich piersiach |dyby nie kosmyki wlosów, možná by nie dostrzec, že nadzy dopasa, Szyje maja pomarszczone i ciemne jak i a drzewa przed nimi. Pieh jest u podstawy podciety, U kosa i gleboko, z obu stron, symetrycznie. Swieža blizna Inieje, jak gdyby z drzewa doby wal sie plomieň lub jakby ajdowato si? w nim silne iródto swiatla. Koróna juž nie fty. Drwale zámien iaia siekiery. Podnosz^ je jedna r?ka, em oburacz. Wykonuj? w powietrzu ruchy nasladu-:e scinanie drzewa. Czlowiek podszedl zupelnie blisko lez wysoka trawe, miedzy kolczastymi krzakami glogu. •zy, jak jeden z drwali coš mówi, nadal nie patrzac na go: že trzonek wydaje mu si? za cienki, bo przywykl iwojej siekiery, a to jest siekiera jego syna czy brata; w tym rodzaju. Czlowiek pojmuje, že drwale rozma-'■')•). byle cos mówic, i že nie uciekna. Na jego pýtanie powiadaja, že wynajat ich .pan". Który pan?, pyta. „Pan". tem. nie zwracajac na niego uwagi, zaczynaja, znów ypróbowywaó siekiery: przecinaja powietrze silnými, Imicznymi ciosami,którym towarzyszy pohukiwanie. felowiek ma juž odejsc, gdy jeden z drwali, zatrzymujac Myszczace ostrze wysoko nad wyimaginowanym pniem, luwiada: „Ten ze sztywna noga". I dalej tna powietrze sie-■trami. Nadzy do pasa, stoja naprzeciw siebíe (zapewne tuk, jak niedawno ternu, gdy pien j?czal pod ciosami sie-r), uderzajac lšniacym i ostrzami w promieh sloneczny,
który pada úkosem z korony zranionego drzewa i1 sie pomiedzy nimi jak wysoki Išniacy stup.
47
Przez czworokqt okna, wšród dužych ptatków sniegu v dač tylko w górze gatezie drzewa. Pokryte sa gruba wi stwa šniežnego puchu, a ich cienkie czubki níkna w i dýmce. Cztowiek wstaje i podchodzi do okna. Teraz wl4 takže pien, zupetnie biaty, przynajmniej po stronie zwi conej ku oknu. Na lewo od drzewa — slepá šciana juk goš domu, a za drzewem, nieco dalej, ledwo widocif poprzez šníežna zastone zardzewiale oczka ogrodzefj z siatki. One tež na pewno sa teraz biate, zgrubiate o gu, który napadat na nie, i przez to zmniejszone. A m( šnieg zupetnie zalepil oczka siatki i zamiast ogrodzei stoi tam bia ta sniegowa sciana. Gdzieš z oddali dobiafl szczekanie psa, cichc, jakby przez wate. Cztowiek nie w| dzi psa, nie widzi nic prócz ubielonego pnia i šlepej S4^H Nagle, poprzez platki sniegu, dostrzega czarrvy kanciaM przedmíot, przesuwajacy sie ku niemu gdzieš z boku,oá strony, gdzie wznosi sie šlepa sciana. Z poczatku nie ŕl zumie, co by to mogto byč. Dopiero gdy niewidzialna flfl odwraca ów przedmiot bokiem, pojmuje. W chwile pi tem dostrzega mežczyzne. Mežczyzne o sztyw nej nodi| okrytego popielatym kocem, takim samým jak ten, któlj on ma na ramionach. Wydaje mu si? nawet, že czulipách koca: zápach koni i moczu. Mcžczyzna ma uble ne sniegiem wlosy i ramiona. Pochyla sie nisko nad kiem, który popycha przed soba. Piecyk jest czarny,
.Mil
Itllt
456
'linii-
llewiaty; powolí sunie przez wysoki šnieg, który skra-I n potowe. jego nogi. Po jakimš czasie piecyk i popycha-|< \ ľ.omyžczyznaznikajazramyokna.Niewidačjužich H|dów na sniegu.
fttlowiek z laská stoi przed drzwiami. Przed nim ciagnie I' ■ niska šlepa sciana, kamienny mu r lub tyl jakiegoš nu. Na lewo druga šciana, z oknami o zamknietych izjach, Na prawo — wysoka sklepiona brama. Pod lpieniem, w miejscu gdzie šnieg jest odgarniety, siedzi kczyzna z nogami skrzyžowanymi zwyczajem ludzi ;hodu, plecami oparty o mur. Na gtowie ma pognie-ony brunátný kapelusz, na którym wyražnie wídač nvmiejszy kol i sty slad, w miejscu gdzie byla k ledy s Rožka. Z zabtoconych butów wystaja gole nogi. Obok lni waska drcwniana skrzynia z arkuszami jasnej bta-rhy. przypominajacymi arkusze staniolu. Z przegródki m drewnianej skrzyni m?žczyzna wyciaga mate cygaňskie ^hvadto i ustawia je pomiedzy dwoma gladkimi kamie-niu m i, którym i wybrukowane jest podwórze. W reku ma li flek. Bierze jeden ze stojacych obok obitých garnków. ^Sclera dtonia emaliowane dno, obraca je ku swiatíu. ^■lowiek z laskal pyta o cos, ale on wzrusza ramionami iczyna stukac w garnek. Cztowiek pyta go po raz drugi, powiada, že pani ma gošci. Cztowiek milczy, lecz i czas jeszcze stoi obok. Slucha, jak przeciagle trzesz-ly emalia. Patrzy jak w stare blaszane rondle wchodza fowianc luty niby kule rewolwerowe kalibru 6,35).
457
49
Cienkie blaszane nogi piecyka, zupetnie rozklekotanjj suwaja si? przez niski próg. Czarne pudlo porusza •!( no, chrz?sci blacha. Coá w nim postukuje: pewníe k si? í odpadá warstwa btota i szamotu, ktorým piecyk ložony jest od srodka. Ten, który go przytaszczyl, ttl prostuje. Przez chwile stoi, jakby zaniewidzial. Drzí jego plecami otwarte sa na rošeiež. Wpada przez nie I swiatto zimowego popoludnia. W pótcieniu, po JewaJ j nie, obok matego okna, m?žczyzna odkrywa Lego, kti obserwuje. Mówi cos, strzepujae snieg z ramíon, Ta ml nie styszy albo údaje, že nie styszy. Nagle cztowiek s t >. , obok okna zrzuca z ramion koc i przesuwa sie do kata, tfl že ten drugi przez moment go nie widzi. Iylko prze. ment, bo oto z ciemnoáci wychodzi czlowiek, trzyimjH przed soba lask?. Bez stowa zbliža si? do mežczyzny, kín ry sapie nad piecykiem. Láske uniósl i z ukosa wymjl /yt w piecyk. W chwile potem rozlega sie trzask. /elazny sifl laski wbija sie w bok piecyka. Biacha skrzypi, odpadá sifl mot. Czlowiek z trudem wyciaga láske; zmurszab blachl osypuje si? jak sadza. Wreszcie cztowiek raz jeden mocM kopie w blach?. Piecyk powoli przewraca si? przez prdu, najpierw niečo na bok, a potem wzdtuž swojej osi.
50
Cztowiek przystanat na chwil?, može po to, by zmi*i rzyc wzrokiem przcbyta drog?. Ucicht skrzyp jego Im tów. 2 niewiadomej dali wiatr przynosi szczekanie pfl
MfJLlc i przeciagle Wyteiajac oczy w mroku i zawiei, pfnwiek nie widzi nie, ani tienia, am ruchu, Nasluchuje, Kpwu w postawie szermíerza. Niewidoczny pies szczeka i il/ii-š w oddali. Wiatr przerywa i roznosi jego szcze-. ii-Ch topiec pojawia si? znienacka, wylania si? z zamieri H| przed jego láska. Láska wymierzona jest w piersi , lilnpca. Cztowiek widzi, že chlopiec otwiera usta jak 1) l ..i, ale nie nie slyszy, bo zamieč porywa jego glos. Chto-hlrc podchodzi jeszcze bližej, dotyka piersiami želaznego 1 spica laski. Znowu coš mówi, usilujac przekrzyczeč Kytic wiatru. Potem, zrozumiawszy, že cztowiek go nie llynzy, chwyta láske przy samým koncu, tuž za szpicem, 11rusza naprzód. Czlowiek stapa powoli, jak gdyby pro-w.idzita go r?ka chtopta. Idatakttrzymajac lask? za dwa %Dnce, ida przez šnieg i zawiej?.
Zapiski szaleriea (iv)
Si
Šwiadom faktu, že nie jestem zdolny podniešc na siihlt) řekl, že brzydze sie swojego ciata, brzydz? sie smiaifl krwi i wszystkich rekwizytów smierci, sznura, brzytfl
brom, przed chwila, gdy ruszylem do wsi, odprowadzWJ szy syna przed dom( nagle poczutem sie oswiecony moi|| wošcia bezbolesnego pozbycia sie wszelkich leków i troá bez narážania sie na chwyty z dramatu grozy: prfclfj smierč w šniegu, stodka Émierc bez krwi i oszpecanU dala, bez bolu i bez g wattu.
Albowiem kolo sie zamknelo. Mój powról do rodzln nej wsi nie jest przeciež niezym innym, jak tylko tyrií powrotem do prapoezatku, powrotem na tono ziertfl jedným z ostatních stopni wielkiego okregu, jaki opisuM wszystko, co žywe, krecac si? w tym kole miedzy nant d z mami a šmiercia, z zawrotna szybkoscia, až do cjf~ dopóki te dwa punkty sie nie potacza,
Nic byta to wlasciwie decyzja, nigdy nie podjatém kiej decyzji, bo decyzja wymaga woli, ale byl to jedynl odlegty zamiar, który usilowalem przemycič nie tylli do zwierzecía w sobie, lecz takže do swojej swiadomd sci- Gdybym go przynajmniej domyslat do korica, mofl odebralbym sobie žycie.
460
kMk,
LNad wszystkim panuje nátura, tylko nie nad strachem ■fted n i a" {Talmud, Berachot, 33 b).
\ 1
1.....zucie, že opušcilo m nie moje wlasne la, to widze-
■t lamego siebie z perspektywy innego cztowieka, ten 11 Hlinek do siebie jak do obcego* nad Dunajem, gdy czekalem w kolejce. To samo uezu-■ / jednej struny lat piečdziesiat trzy, žonaty, ojciec 1 11 dzieci, rozmysla, pali papierosa, pracuje, pisze, li ic przy pomoey maszynki, a z drugiej strony, obok ^MfOh a wlasciwie w nim samým, gdzies w jego móz lak we sme albo w pólsnie žyje ínny E.S., który jest I nu fest moim [a, bo kiedy ten si? goli doklad nie obli-onymi rúchami i nawet reka mu nie zadržy, tamten •lingi, zmníejszony do rozmiarów embrionu, zatatwia Hjfciem inne sprawy, zajmuje sie czyms zupelnie niewia ^knym, ale niebezpiecznym, i chwilami, w okamgnieniu, l'i/ytapuje go na tych niedozwolonych i tajemniezych vnnosciach, przytapuje go in jl&granti na robieniu ^■ťgos innego, czegoš, co jest nawet dla mnie c jihl m niezrozumiale, gdyžto, co tamten drugi robí, nie ma Bdnego zwiazku nie tylko z goleniem, zawiazywaniem Jiwata czy jedzeniem, ale tež z moimi rozmyšlaniami, I lokiem moich myslí, z moim postepowaniem — to jest
' Nii'dokortcíone; brak jedm-p kartki íprzyp. aut).
461
ktos inny! Ale co w tym najgorsze, to fakt, že nie doktadnie wiedzieč, c o tarnten drugi robi (kiedy )| na przyklad gol?) i czy to jest straszne, bo tamten drn ukrywa to przede mna, a gdy wydaje mi sie, w traltffl golenia, že juž schwycilem go za gardlo, przylapatem n* goracym uczynku, tamten mi sie wymyka, wyslizgujŕ sie w moím wlasnym mozgu, w jakims bolesnym mojego mozgu, i nigdy nie mog? nad nim zapan wezwač go do odpowiedzíalnošci albo przynajmniflj prowadzič na swiatlo dzienne i odprawic z Hoža po bez wymówek í wyrzutów. Co robi tamten drugi, klfl ja sie gole? Porusza sie po jakichs nieznanych obszaracfl wymawia jakies niezrozumiale sylaby, niezrozumlalfr stowa i zdania, ale nie bez zwiazku, tylko po prostu m mawia je szeptem lub jeáli wymówi je glošno, to /mm potem dodaje wiele innych zdaň i sylab bez zwiaalfl zmuszajac mnie wten sposób, aby m zapomniat zupeliUf jasne i precyzyjne znaczenic tamtých píerwszych zupelnie zrozumialych í wystarczajacych do zidentyfl kowania sensu ca lego tekstu, calej mysli,
Tamten drugí kražy po jakichá nieznanych mi ohgM rach, a kiedy na moment go zaskoc/t,, r/ekomo pr/cjťiy wytacznie goleniem i wtoskamí, które skryly sie za faM nozdrzy, czasem údaje mí sie na moment, tylko na inu ment zobaczyč go, tamtego drugicgo, jak ídzie za pil grzebem, w jakims orszaku žalobnym, ale dokladnll nie wiadomo, czy jest w karawanie, tamten drugi, ■ /y tylko idzíe za pogrzebem przypadkowo, a w chwile po tem (dokladniej mówiac, wszystko to dzieje sie W nym czasie) nie wiadomo juž nawet, czy to karawan,
462
Iko na czarno polakierowana dorožka i czy ten czlo-||k to wlasnie on, tamten Drugi. Ale co najstraszniej-w tym polowaniu na Drugiego, który jest i nie jest tm Ja, to przeražajacy fakt, že tamten Drugi, zrosniety mna — jakbysmy byli syjamskimi bracmi — krego-Upem, mózgiem i wegetatywnym úkladem nerwowym, (ten mój syjamski brat, który porusza sie samodzielnie, Iwrócony w inna strone, o wlasnych nogach i rekach, 1 ten mój brat-bližniak, to moje Ja-nie-ja mysli w grun-rzeczy moja glowa, kradnie myálí z mojego mózgu, gdyby nasze mózgi byly zroániete luh tylko umiesz-iiie w jednej i tej samej potwornej czaszce, w dwóch jínietych czaszkach, które staly sie jednym jedynym otwornym Wasserkopf z dwoma mozgami ležacymi )uk siebie, tak že mysli jednego mózgu przenosza sie 1 drugi, ale niezupetnie wyražme, slabo artykulowane, lyž jeden drugiemu przeszkadzaja, podobnie jak w póí-lle slucha sie rozmowy zza sciany, zza grubej šciany řdzielajacej i laczaeej dwa pokoje: w drugim pokoju . zazdrosny može zarzyna kogoš nožem, može zimne Itrze wbija sie w žywe cialo, bo slychač jakies krzyki, pwracanie sie i bolesne štekanie, lecz równie dobrze te to by é u stisk i namietne dyszenie dwojga kochan-Jw (przez grube sciany nie slychač wyražnie) lub histe-Czny smiech czy bolesny szloch. Tak przešladuje mnie tiulen drugi, pojawia sie; we mnie z nagla, kiedy gole sie |řied wyszczerbionym lustrem i patrze na swoja twarz wianku piany, calkiem spokojnie. |ťst poranek, zamier ustala, sloňce przenika przez řadratowe okno, stychač muczenie kmw w obejšciu po
463
tlili
drugiej stronie drogi, dzwoni dzwon na wiejskicj dz nicy. W izbie cieplo, plona szyszki w blaszanej kuchj dym sic rozwial, czué tylko zápach žy wicy, západ W tym momencie tamten drugi pojawia sic we in wydobywa si? z mojego mózgu ■/. dn-svczem bolu i tamtemu drugiemu przytrafito sic cos strasznego, wroga myši oparzyta jego mózg, mysl o smierci, wytežona i bezlitosna jak u czlowieka, który przeb sie we wtasnym grobie, ale ja, E.S., nie znam dok znaczenia tej mysli, nie wiem nawet, czy jest to o smierci, a jednak odczuwam jej intensywnošč, c jej zgubny pesymizm, przytíaczajaca realnošč 1 nam držec gdzieá w glebi swej istoty. Nie drža mi bo rece wciaž jeszcze trzymaja maszynk? do go a palce požóikle od nikotyny przesuwaja sie po stej linii brody, wymacujac wloski, ale držy mój u nerwowy, moje serce, moje wnetrze, moje przera|H sptoszone Ja. Albowiem od tej pory wszystkie sily moj osobowosciskupiajasie na rozwiklywaniu tej tajem n tej zagadkí, tej okrutnej aféry, z która stana 1 oko w o tamten drugi we mníe, na rozwiklywaniu tej spn kryminalnej, w ktorej nie ma ani jcdnego pozytywni elementu, ani jednego znanego szczcgotu i wiado tylko, že chôdzi o šmierč, o šmierc jakiegos czlowla albo šmierc jako taka, poza wszelkim mieszc zariskl kontekstem, ale chôdzi o šmierc, o zgube, o straszll katastrofe žywej istoty, co do tego nie ma watpli to dygotanie we m nie, to szalencze spojrzenie tam drugiego, który patrzy na mnie z p?kni?tego lustra, | sie gole, wyraznie o tym šwiadcz^.
464
14
mojej šwiadomošci pozostalo wraženie jakiegos kosz-[iriaru, sensownie moglem sformulowaó tylko jedno Jtdyne slowo: wielkie, przymiotnik stojacy obok nie-wludomej rzeczy, obok poj?cia, którego niepodobna bylo íldentyfikowač, ale które promieniowalo jakaš 1 nepoj?La |roza, a slowo wielkie, które z bolesnym wysilkiem Mfiadomošci zdolalem wypchnac w pole rozumu, w pole Htykulacji, na moment uchwycic w tym szybkim prze-Utywaniu pojeó i obrazów, tak przypominajacym sen, to slowo bylo calkiem adekwatne, stalo catkiem na-tin.ilnie i logicznie obok jakiegos nieznanego poj?cia, Igadzajac si? z nim co do rodzaju, liczby i przypadku, Choc owo poj?cie wciaž jeszcze bylo poza sféra tego, Co zrozumiale, poza plamka žótta šwiadomošci. To przeražliwe i przeražajace wielkie przytlaczalo mnie •woja wíelk? i przeražajac^ obecnošcia, a przeraženie wynikato z niemocy mojej šwiadomošci i ducha pole-fajacej na tym, že przymiotnikowi nie moglem przydač rzeczownika, a dzi?ki ternu wyjašnieniu poj?c sprawa nmjego koszmaru sta laby si? bardziej oczywista, prze-Mženie przybraloby ludzkie rozmiary lub przynajmniej uztatt wyražnie okrešlonego przeraženia. A tak, z tym nijakim przymiotnikiem (wtašciwie pozbawionym rodzaju), figurujacym obok jakiegos rzeczownika lub može Czasownika, môj strach, moje wewn?trzne dygotanie przerastaly w koszmar na jawíe i przypuszczatem, že In, co dzieje si? ze mn4, nie jest niczym innym jak dal-litym ciagiem nagle przerwanego snu: kiedy cz?šč mojej
465
istoty podažaia za powszednim (logicznym) tc mysli, druga czesc, równoczesnie, trwaia w gl?b< ánie, dreczona koszmarem snu, z którego nie moj ockn^č. Szc7.atki tcgo snu na jawie, tego koszmaru i ktorých odlaczyto si? jedynie slowo w i elk i e), gras w mojej swiadomosci, a w mozgu, we wn?trzu istoty rozgrywaty si? jednoczeánie dwa procesy: i jawa, mroczna obecnošc koszmaru i jasný tok mowania, ale pomi?dzy tymi dwoma procesami istnli nieprzenikalna šciana, przerwana lacznosó. Caly wysiil mojej przebudzonej osobowosci sprowadzal si? do u žeby pojaé jakies slowo docierajace zza tej šciany, z taffl tej ušpionej kory mózgowej, albo, skoro juž nie zobaczyc, žebym przynajmniej nie styszat, co dzieje w moim wlasnym wn?trzu, teraz, w tej chwili.
Slowo w [ elk i e bylo jedynym artykulowanyl i uchwytnym slowem, ješli i ono nie stanowilo tyll przykladu, tylko namiastki jakiegos stowa, jakiegoá nego poj?cia, jakiegos innego stanu. To, co dziatť po drugiej stronie swiadomosci, dzialo si? zbyt obrazy oddalaly si? z niepoj?ta szybkoscia, a które rozgrywaly si? tam, w mrocznym wn?trzu istoty, obrazy przesuwajace si? w korze mojego msprytnyt:h wykr?tów ku powszechnemu pocieszeniu, m* tym, co przynajmniej dla mnie pozostaje nadprzyro-Bftona tajemnica, Jcst pýtanie: co pozwala cztowiekowi, řhlmo swiadomosci o šmíerci, dzialac i žyc, jak gdyby ^Hvc istniala gdzieá poza nim, jakby byla zjawiskiem Bturalnym?
Dreszcze, nieustajace w ostatních dniach, pomogty mi /rozumiec, wbrew silným nápadom strachu, že moja I flu u oba polega jedynie na tym: czasami z caíkiem niewia-Momych przyczyn, wskutek zupelnie niezrozumiatych po-Jywów nawiedza mnie jas nose úmyslu, pojawiasi? imnie áwiadomošc šmierci, šmierci jako takiej. W tých
467
chwilach diabolicznego ošwiecenia smierč nabier mnie tego znaczenia i ciežaru, które ma in sich, a k ludzie najczeáciej nawet si? nie domyslaji (oszukuj práca i sztuka, tuszujac jej znaczenie i jej vanitas M I ficznymi powiedzonkami) i prawdziwe znac/eniesr^^J odczuwaja tylko wtedy, kiedy zapuka do drzwi, zdec wanie i níedwuznacvnie, z kosa w reku, jak na áre4H wiecznychgrawiurach. Ale co mníc przerazilo (uzysknntf swiadomosci nie daje pociechy) i jeszcze wzmoglo W| wnetrzne dreszcze, to áwiadomosč, že moje szalensiwt jest w gruncie rzeczy szalona jasnoscia úmyslu i že dl| wyzdrowienia — bo tych ciagtych dreszt:zy po prosí u ni* možná zniesc — potrzeba mi wiasnie szatu, zapomniflfl obt?duh dopiero obl?d mnieuratuje, dopiero szaleiístwfl przyniesie mi uzdrowíenie! Gdyby doktor Papandopulol zapytal mnie przypadkiem o zdrowiej o przyczyn? mu ich urazów i l?ków, teraz umialbym mu odpowte^H zdecydowanie i niedwuznacznie: szalona jasnot úmyslu.
ľrzcs tucha nie swiadka (i)
rez wanie zastatem po powrocie z Pórszombatu, czyli tzoraj.
Po co pan ježdzií do Pórszombatu? Odwjedzic Mayerów, Kto to jest Mayer?
ľan Samuel Mayer to mój starý znajomy, jeszcze ze (koly handlowej. Nie widzielismy sie przeszto trzy-gie&ci lat. Kilka dni ternu dowiedzialem si?, že niejaki Uyer, kupiec, mieszka w Pórszombacic, i pomyilatem, l to pewnie on. W zwiazku z tym postanowilem go dwiedzic. k Po co?
Przede wszystkim chci alem si? zobaczyč ze starým ega szkolnym, a poza tym spodziewatern sie z jego rony pomocy morálnej i materiálnej. Od kogo pan si? dowiedziai, že Mayer mieszka w Por-mbacie?
Dokladnie nie pami?tam... Može od mojego siostrzeň-> ,i < lvu li, zwanego Georgesem, W jakich okolicznosciach Gyula wspomnial o Mach?
Jesli sie nie myle, nastapilo to przypadkiem. ZI rgesem, czyli Gyulq, nie lacza mnie najlepsze štosu možná nawet powiedzieč, že jestesmy sklóceni.
Wíec jak d os/to do tego, že GyuJa wspomnial o Nfl
yerach?
Podczas jednej z naszych kíótni powiedzialem to jest Georgesowi, že nie dam sie wciagnac w jego kubowe kretactwa, na co on, nie pamietam doklac po jakiej replice, stwíerdzil, že jestem zwyczajny krut i Luftmensch, gdyž w przecíwnym razie mógí žyc przyzwoicie, jak chočby taki Mayer z Pórszoml ogólnie szanowany kupiec, który mówit mu, že ki chodziliámy rázem do szkoty handlowej w Zalaegc Wtedy przyszlo mi do glowy, žeby odwiedzič Mayera i J wspomniatem, poprosic go o pomoc*
M iat pan na mysli pieniadze?
W pierwszej chwili nie miatem na mysli nic okrtifl nego, Chcialem po prostu pozyskač zaufaníe b : < i■ ■ ■ kupca, od którego mógíbym raz i drugi požyczyč trocl pieniedzy, maki czy tytoniu. Bardzo by mi sie to prxy dalo, zwlaszcza teraz, gdy jestem skíócony z Georgetfl jak tež z siostra, u ktorej tymczasowo mieszkam z moji trzyosobowa rodzina.
Czy Mayer wyszedí panu naprzeciw?
Požyczyl mi czterdziesci pengó i obiecal, že za kill dni przyále troch? maki.
Bezplatnie?
Mysle, že zamierzal przyslač mi ja bezplatnie, ja i miast zachowywalemsietak, jakbychodzílo o požyc dobnie jak w przypadku pieniedzy, któreod niego dí
Kiedy zamier za pan oddac te pieniadze?
W mysl nowych przepisów moja renta zostala drastycz-ii le zmniejszona, a koszty przeprowadzki i urzadzenia sie W nowym miejscu sa olbrzymie. Pieniadze zamierzam oddač mu ratami, w ciagu roku. Najpóžniej.
Z procentami?
Níe bylo mowy o procentach.
Wrócmy do Mayera. Kto z nim mieszka?
lego žona, rodem z Pesztu, i najstarszy z trzech synów, który rázem z ojcem pracuje w sklepie. Jest to sklep dc-taliczny, jak gdyby handel towarami koloniálnymi, ale uniat n io interesy nie ida najlepiej. Siyszalem to od samego Mayera. Skaržyt sie na trudnošci w zaopatrzeniu i nie-lojalna konkurencje. Podej rzewa, že wielu dawniejszych klientów unika jego sklepu wskutek listów z pogróžkami, I lakte otrzymali od miejscowych wladz.
Gdzie przebywaja pozostalí synowie pana Mayera?
Najmlodszy jest na froncie wschodnim. Nie pisaí do nich južod miesiaca i spodzíewaja si? najgorszego. Šredni, z wyksztalcenia archeolog, przebywat gdzieš na granicy wegiersko-jugoslowiaiískíej, na terenie wykopa lisk z cza-lów rzymsko-panoňskich i zostal tam aresztowany pod larzutem, jakoby chcial przejád przez granite i przyta-i řyc sie do ruchu konspiracyjnego. Jest to wiadomošc niesprawdzona, przyniósí ja czlowiek niezbyt godny za-ulania, który nawet nie podal Mayerom nazwiska i žádal ia te iniormacje wygórowanej sumy. Tak. Zapomniatem powiedzieč, že mieszka z nimi matka Mayera, na pól ■paraližowana i glucha, oraz subiekt czy stužacy, cos takiego, mežczyzna može pieddziesiecioletni, który r^bie
470
471
im drzewo, pali w piecach i opiekuje si? starsza p.mlj,
Ježeli si? nit? myle, na imie ma Alojz, jeM tri Siour.....
zMurskiej Soboty. Pracuje u nich juž po nad dwad/h-.....
lat. To chyba wszystko.
Znal pan przedtem synów Mayera?
Nie.
Skad pan wie, že jeden z nich przebywat na wyl liskach w wymienionym miejscu?
Tak mówil Mayer. Pokaza i mi nawet przywiezioi przez syna ŕigurk? z ccramiki, stojaca w szklanej gabli i twierdzit že to oryginal.
Prosze opisač t? figúrke.
Figurka z ceramiki, wysokoíci okolo dwudziestu i rymetrów, przedstawia zranionego dzika, Tylna czeác- j uszkodzona, ale gtowa i przednia czesč tulowia sa dot zachowane. Dzik ten zapewne zostal zra n ióny gdyž kl na przednich nogach jak gdyby w przedsmiertnym i czu, zgtúwa niečo przekrzywiona i rozwartym pyskiei zpotežnymiklarni. Wtym skurczuzranionegozwi wyczuwasi? raczej bezradnošc i nadchodzaca smierč i krwiožercza sil?. Oczy wyražajg strach, niemalže luc chociaž glowa jest tylko nieznacznie styiizowana.
Co sie jeszcze znajduje w szklanej gablocie?
Posažek i drobnoziarnistego bia lego ma r mu r u przeď stawiajacy Hermesa z malým Plutosem na reku. Figurku ta, wysokošci jakichs trzydziestu centymetrow, nie mi glowy i obu nog do kolan. Hermes jest calkiem imv.i, tylko przerzucona przez lewe ramie tkanina spíywa mu na plecy i owija si? wokól lewej r?ki, Ví,r r?ce, na ktorej trzyma Plutosa, widac resztki kaduceusza. Ci?žar ciaU
I
%poczywal prawdopodobnie na prawej nodze. Maly Plu-I (os tež mocno ucíerpial; nie ma glowy, piersí, brzucha ani Hbu nógaždo kolan.Dtonieboskiegodzieciatka i resztk? kwcj nogi widac na piersiach Hermesa Ďalej!
Posažek nagiego geniusza, wysokošci okolo siedem-dziesi?ciu centymetrow, równiež bardzo uszkodzony. Brak glowy i szyi, obu nóg do kolan i lewej r?ki do ramie-iii.1.. Dlugie skrzydla tylko nieznacznie uszkodzone. Prawa r?ka, przylegavjaca do piersi, pozbawiona jest jedynie díoni, Možná przypuszczaŕ, že ów geniusz byf przedstawiony l wežem w r?ku. Ďalej.
Kiika kolczyków z czasów rzymskich, monety H ad via-na, fragmenty naczyŕi rytuaIných, naczynia iydowskie, menora, wszystko to bez wiekszej wartosd, prz y najm n íej wedtug opinii Mayera. Pokaza! panu fotograf!? syna?
Pokazal mi sporo fotografii z rôznych okresów jego iycia. Fotografie te znajduja sie wduiym albumie z oku-tymi rogami, oprawnym w zielony aksamit.
Nie wydaje si? panu, na podstawie fotografii, že s potkal pan juž kiedys tego czlowieka, mianowicie mtodego Mayera, archeologa? Nie sadze. Jak on wyglada?
Wzrost sredni, uwydatniajacy sie brzuch, dolná szczeka wysuni?ta, szeroki mi?sisty nos, krotko podstrzyžone, twarde wlosy, okulary w metalowej oprawce, g?ste brwi, krótkie rece, áošč niedbaly sposób ubierania ^
47a
473
Chod?
Nie potrane powiedzieč.
Od kiedy znaja si? pan Mayer i pariski siostrzenl Georges?
Nie wiem, Mayer mówit mi tylko, že juž od dawn« wymienia z Georgesem niektoré artykuiy powszechne|0.
užytku.
lakie artykuiy miai na mysli? Nie wiem.
Zna pan niejaka pania Fischer z Nowego Sadu? Tak.
Kiedy pan sie z nia widzial ostatnio?
Szesnastegťi lub siedemnastego marca tego roku, dzk czy dwa po moím przyjezdzie do Nowego Sadu.
Po co pan ježdzit do Nowego Sadu?
Žeby sprowadzič rzeczy, które tam zostaty: dwie i i pošciel.
Czym sie zajmuje pani Fischer?
Do niedawna sprzedawala recznie tkané gobelín) hafty, makatki z wzorami do szydetkowania i hafl wania.
Powiedzial pan „do niedawna"?
Tak. Teraz choruje i niedowidzi. Ostatnio przeí) szok nerwowy.
Co jej sie stalo?
Nie wiem. Nie mówiía, O jej chorobie dowiedzialei sie od dozorczyni, która otworzyla mi bram?r
Prosze opisaŕ pracownie pani Fischer.
Jest to mala pracownia w podwúrzu, 3 na 2 mt z oknem, które zapewne služyto kiedys j ako wystav
W szklanej gablotce, gd2ie dawniej znajdowaly sie wzory, nraz wisialo wy písane otówkiem chemicznym ogloszenie lOsprzedažy, na wyjatkowo dogodnych warun-■•ch, kanapy, dwóch foteli, lustra, kredensu i piecyka.
Okno by to zasloniete od wewnatrz niebieskim papierem ■ikowym i kocem, tak že w mieszkaniu panowal pót-
mrok, a pokoj ošwietlata jedy nie áwieca. Gdy wszedtem,
pani Fischer zapálila lamp? naftowq.
[ Co si? znajduje w ty m pokoju? W kacie piec pomalowany srebrna farba, pod oknem
rozkladaný stôl, na którym leža nožyczki, poduszeczka
I iglami i ze szpilkami, wykroje z papieru, kolorowe
|*lganki, bawelna, jedwab, szpulki, wstazki, fr?dzle, ^Hbnki. Na stolíku do kart znajduje si? druga lampa,
nlezapalona, talia wytartych hiszpanskich kart, resztka
kurtonowej rolki z kawalkiem kretonu. Na šcianach j makatki plócienne z wyrysowanymi niebieska k r eska ■cenami z žycia mieszczarískiego: gospodyní unosi I pokrywke garnka, z którego búcha goraca para, a ma> I uimiccha si?, trzymajac za plecami bukiet róž. Ten sam ■rzór powtarza si? na wielu makatkach przypi?tych do
áiian pinezkami, rozpostartych naoparciach krzeset, na
Ihaszynie do szycia, wreszcie zast?pujacych serwetki
Hit štólach.
► Znal pan m?ža pani Fischer?
Tak. Byl akwizytorem w Fabryce Wyrobów Szczotkar-ikich Weiss & Comp., a przy okazji sprzedawaí gobelíny j makatki roboty swojej žony, ezyli pani Fischer.
W jakim stosunku pozostawat pan ze wspomniana In ni a?
474
475
Bytem jedným ze wspólwlascicicli- Po procesie, kid wytoczyt mi Weiss, stracitem caty kapitat wtožony w (■ interes.
Co wytwarzata fabryka?
Szczotki,
A poza tym?
Nic, Tylko szczotki i pedzle: murarskie, malarskie, t< aletowe itp.
Co pan rozumie przez itp.?
Szczotki stalowe, zgrzebta, pedzle do golenia. T|fl
i pedzle do golenia.
Czy rozmawial pan z pania Fischer o Mayerach? Nie. Nie przypominam sobie,
Czy ist nieje inne wejšcie do pracowni prócz lego, o klrt« rym pan wspomniat?
Sa tylko te jedné drzwi i otwieraja sie ledwie do potowfl bo przeszkadza otomana.
Prosze opisač otomane.
Zwyczajna starošwiecka otomana z oparciem, pokryli aksamitem, który kiedys musia t by ŕ ezerwony, ale teraz jaai juž calkiem wylinialy i poplamiony woskiem, sperma eiW krwia. Pani Fischer rozpostarta na oparciu i na catej oftfl mánie wspomniane makatki zc wzorami do wyszywanlfl
Dlaczego to zrobita?
Dawid Fischer, jej maž, odebral sobic žycie na tej oto< mánie. Slad kuli, która przeszyla jego czaszke, do nm dawna widac byto na oparciu w postaci dužcj dziurí
Czy widzial pan w tym mieszkaniu jakies meskie t z r czy? Pan mnie rozumie? Buty meskie, przybory do gnl* nia, marynarke, kapelusz i tym podobne?
Nie, nie widziatem nie podobnego. Niech pan si? zastanowi.
Na polce, za brudna ptócienna zastonka z tym samým w/.orem wyrysowanym niebieska kreska, znajdowaly sie řteczy, które warunkowo možná by nazwac meskimi, nie tylko dlatego, že nalézaly do pana Daw ida, zmarlego meža Mani Fischer, lecz takže dlatego, že te przedmioty, po-wiedzialbym, z nátury swej sa meskie: bursztynowa cy-|t>ii niezka, srebrna tabakierka i pare innych drobiazgów.
Nie pominal pan czegoš?
Bylo tam jeszcze kilka rzemyków, które mežczyžni podezas modlitwy zawiazuja na ezole i na rekach, zwitek hry i narzedzia.
laklc narzedzia?
Nože rožnej wielkosci, troche juž zardzewiate, choč mam wraženie, že pani Fischer je przechowuje troskli wie. ■awsze, gdy mi pokazywala te nože (robila to podezas [Itlždej mojej wizyty), przecierata je brudnym ptótnem do wyszywania, chuehajac na blyszczace stalowe ostrza.
[le bylo tých nožy? I Co najmniej dziesieč. Do czego služyty?
Niežyjacy juž Dawid Fischer byl szajchetem, rzezakiem, IWego rodzaju osoba duchowna, upowažniona do zarzy-i im u a zwierzat jedzonych przez Zydów. I Czy któregoá z nožy brakowalo?
Nie potrafie powiedzieč. I Po co pani Fischer pokazy wala panu te nože?
Myla to, jak juž wspomnialem, ezeše niezmiennego fřyiualu podezas skladaných jej wizyt. Pani Fischer
47& 477
mianowicie odslaniala t? pótke przy ludziach zaufanyjH dawnych przyjacioíach je) m?ža, i w ten sposób wtaczal. do rozmowy zmartego Dawida. Stawiata przed poll dwa krzesta, podnosiía zaslonk? i zac/vn.ií.i z pannu ro2mawiač. W pewnej chwili, trzymajac w reku blM sztynowa cygarniczk?,, srebrn^ tabakierk? lub wyciertj szmatka nože, zwracala si? nagle do Dawida, caikiem prostu, jakby on tu by k prawda, Dawidzie? pamlf Dawidzie? šwieta racja, Dawidzie.
Jest pan pewny, že zwracata sie wlašnie do niego, zmarlego meža?
Najzupetniej,
Wi?c twierdzi pan, že byty to nože rzežnickie? Tak.
A mówil pan przedtem, že pan Fischer byl akwl torem.
Akwizytorem byl o wiele wczesniej. Zresztai w nych warunkach, te dwa zawody wzajemnie sie nie kluczaja,
Co znaczy: w pewnych warunkachľ Chciatem powiedziec, w wyjatkowych warunk Ostatnio čoraz trudniej jest znaležč kogoš, kto mó petnic powinnosc rzezaka. Nie wystarczy bowiem byŕ prostu dobrým rzežnikiem, A z drugiej strony, niela sie utrzymac z tej pracy. Čoraz mniej jest tých, k zachowuja stare obyczaje. Po ámierci pana Glessin jedynym wchudzacym w rachube kandydatem na cketa. byt pan Fischer. Nie byl on wprawdzie rzežnik miat jednak wszelkie inne walory: jako religijny, wiern] starozákonný, przepisy talmudyczne umiat na pamirt
478
(nauczyl sie ich od swego ojca), a poza tym zajmowat sie I wypychaniem ptaków, wiec znatanatomi? zwierzat.
Dlaczego przedtem pan nie powiedziat, že pan Fischer [ wykonywal ten zawód?
Powiedziatem.
Powiedziaf pan, že by! akwizytorem. Myálalem, že tamto nie jest wažne. Ostrzegam pána, wszystko jest wažne. Ja wtasciwie...
Wróčmy do paóskiego siostrzenca Georgesa. Wspo-innialpan, že jestescie sktóceni. Tak.
Ale rnieszkacie pod jedným dachem...
Na wlasne žyczenie, pragnac si? uniezaležnic, odla-mytem si? od gospodarstwa mojej siostry. Mieszkam, ruzem z rodzina, w tak zwanej przybudówce, po prostú W dawnej stajni.
Tak czy inaczej, zna pan zainteresowania Georgesa?
leželi moje spostrzeženia sa sluszne, interesuje go wy-tai znie sklep. Nie powiedzialbym, že odczwala si? w nim prawdziwa žylka kupiecka. Jego zainteresowanie drob-hym zyskíem jest wtasciwie zabijaniem czasu, podobnie Jak jest nim podwójna ksi?gowosč, ciagte przestawianíe lowarów na polkách, nami?tne zbieranie i eksponowa-|Ue reklám rozmaitych artykutów, przede wszystkim zaá lych, ktorých nigdy nie sprzedawat i prawdopodobníe nigdy nie b?dzie sprzedawat. Tak, poza tym rower. My-11?, ze trzeba tu wspomniec o rowerze specjalnie przy-ilosowanym do jego sztywnej lewej nogi przez zdjeeie bdatu ^
479
Prosz? mówic dalej.
O ile mi wiadomo, Georges nie mial zadných przygfl
chciaiem powiedzieč, po linii kobiecej, chociaž kiedyj mniej wiecej przed dziesi?ciu laty, i st n ia la w Lendavli Dolnej pewna dama, o ktorej mówilo si?, že bedzii przyszla. Byla to wdowa po tamtejszym kupců, nie j a k nu Bemfeldzie. Wiem o tym tylko z listu, który gdzies w tym czasie napísala do mnie, do Nowego Sadu, siostra, czyM matka Georgesa, Ale jakoš nic z tego nie wyszlo, pí zesi nln sie o tym wspominaŕ w lištách. O ile mi wiadomo, < i< ■. »i ges až do czasu wojny regularnie odw icdzat na roweriit Lendave Dolna. W jego pojeciu rower, jako nowoczdH srodek transportu, zastapil starošwiecki powóz, którytl ježdzil jeszcze ojciec Georgesa. Czy panski siostrzeniec poluje? Od czasu, jak u nich mieszkam, raz jeden nie sie w sklepie i powiedziano mi, že wczesnym ran poszedl na polowanie. Nie widzialem, jak wychodzit, dowiadywalem sie, czy dopísalo mu szczescie, Z nie žywie si? tym, co on upoluje. Osobišcie nie na zwolenników polowania, možná by nawet powied Wróčmy do paáskiego siostrzerica. Myši?, že to wszystko. Gdzie trzyma strzelb? i jaka to strzelba? Nigdy nie widzialem w domu strzelby, a ze sprit myšliwskiego — wlašnie tego ranka, o który m wsp tem — widzialem tylko skórzana tadownic? z kieszo mi na náboje, ale nabojów w kieszonkach nie byto, Pól znalazlem pod tóžkiem pusty, wystrzelony nabój, k przypuszczalnie upadl na podtog?, gdy Georges na
luski árutem albo zakládat nowe kapiszony. leželi chodzi O strzelb?, widzialem ja tylko raz, i to raczej z daleka, nie-Wyražnie. Mam krótki wzrok, a warunki atmosferyezne tri nie byly wtedy najlepsze. W czasie porannego spaceru ipostrzeglem Georgesa pod lasem. Ze strzelba w pogo-towiu szedl sladem zwierzyny, prawdopodobnie zajaca. Schowalem si? za pieň d?bu, nie chcaesi? z nim spotkač, jako že nasze stosunki zacz?íy si? psuc od pierwszego dnia po moim przyježdzie. Dat wiatr i sypat šnieg, wi?c nie widzialem, jaka to strzelba, i w pierwszej chwili nie bytem nawet pewien, czy to strzelba, czy kij, którym Georges ploszy sroki. Dopiero póžniej, gdy przeszedí Itoto mojego schronienia, przekonalem si?, že to strzel-Im, najprawdopodobniej dubeltówka, bo ustyszalem dwa Itrzaly, raz po razie, i chwil? póžniej ujrzatem tragiezne ikutki dzialania šrůtu: z drzewa nad nu«ui gtowa i Line wf na ziemi? dwie niewinne wrony, možná powiedziec, ipadty mi u nóg, Jestem pewien, iž zabit je tylko po to, lby mi pokazac, že str zel ič to dla niego rzecz catkiem iwyczajna. Niewatpliwie dostrzegl mnie, zanim scho-w .1 tem si? za drzewem, i chcial w ten sposób nastraszyč, doktadniej mówiac, ostrzec. lakiego šrůtu užywal?
Luska, która znalazlem wówczas pod tóžkiem, byla pusta, ale wrony zostaly strasznie zmasakrowane, do-lowníe rozniesíone na strz?py Mógt to byč šrůt na dziki lbo i na niedžwiedzie. est pan pewien, že to byt paňski siostrzeniec Georges? 'lak, prosz? pana. lest pan pewien, že strzelat?
480
Sad^ že tak.
Na podstawie czego?
Na podstawie czasu, jak i uptynal miedzy poia wiei 11 sie GeorLesa i dwomu s L r/, a ta m i oddanými raz po r . Ue czasu mogto uplynačľ Minutá — dwie.
Czy ten fakt, zdaniem pana, jest wystarczajacy dti wyciagniecia w n Sošku, že strzaly oddal wtasnieGeol^H
Nie widzialem ínnych mysliwych i napotkafem wrzwano nas dla sprawdzenia dokumentów, Powíedziala mi wtedy, že jej maž, czyli Kraus mlodszy, znajduje sie na lišcie zaginionych.
Co jeszcze przy tej okazji mówila o swoim mežuľ
Nie wiecej-
Jak pan rozumie okrešlenie „na lišcie zaginionych"? Przypuszczam, že zostal wywieziony albo utopil sie; w Dunaju. Ofner?
Juž mówilem, zabito go, O jego losie powiedziat mi Béla Sternberg na pare dni przed popelnieniem samobójstwa,
Czyli praktycznie jest pan jedynym pozostalým przy tyči u czlonkiem bylej grupy inžynieryjnej.
Nie naležalem do tej grupy. Tworzyli ja, jak mówilem, tylko inžynierowie, architekci, geolodzy, geometrzy i ludzie podobných zawodów. )a bylém po prostu w hufcu, w którego sklad wchodzila równiež tak zwana grupa inžynieryjna,
To znaczy pracowal pan razem z nimi?
mežczyzn. Przypuszczam, Žc ptvyszli / innycli wsi, z Hnil szy albo z Csesztregu. Kim jest Tóth?
Znam go stád, že którejš noty przyszedt pod nat/í okno uzbrojony w fuzje i grozit, že wszystkich nas zaUi|i Zapewne byt pijany. Wystrzeiit kilka nabojów w powi* trže, po czym soltys i jacys thlopi zabrali go do domtl Równiež przy spotkaniu, o którym wspomnialem, i obelgi L nabíjal fuzje, chcac mnie zastraszyč.
Jak panu ubližat?
Szczut na m nie psy i my si i w y t' h. 1 \i w ied z ia 1 glošno, t|J aby m styszatj že zaraz wystrzcli nabój ze érutem numii dziewieč do hieny (powiedzial tež jakicj), a obowiazkief pozostalých myáliwych jest pošwiadczye, že strzelat i hieny. Wiedziatem jednak, že to tylko pogróžki, bo gdyt zamierzat mnie zabit, toby strzelií, a nie gadal tyle. Od I pory unikalem miejsc, w ktorých móglbym si? natknaŕ I mysliwych, ježeii w ogóle možná uniknac takich miejl Nie oddalatem sie od drogi i nie wchodzitem w lasu. Psy na szczescie wytropily jakies slady i pognat w gestwine. tak že tym razem mi sie udalo.
Czy spotkal pan jeszcze kogos podczas swoich s[ rów po lesie?
Nikogo.
Klusowníków na przyklad,,, Nie, prosze pana. Nie spotkalem klusowníków. A Georgesa spoty kat pan poprzednio w lesie? Nie. Tylko wtedy.
Czy Georges czesto chôdzi na polowanie? O ile mi wiadomo, wtedy byl po raz pierwszy. Sal
I Ile zdziwilem na jego widok. Poza t>rm zawsze przesia-dupe w sklepie, bo nie lubi go powierzaŕ nikomu, nawet I wlasnej matce,
Czy wiadomego dnia przyniósl do domu jakas zwie-[ rzyne?
Nie wiem. Nit bardzo mnie to interesowato. Widziat pan, kiedy Georges wrócit? Owszem, widziatem, Okoto drugiej po poludniu. Mial coé w reku?
Nie wiem. Na ramieniu miat stará mysliwska torbe, która náležala jeszcze do nieboszczyka dziadka, ale nie rtraŕitbym panu powiedziec, czy przyniósl w niej cos, ty nie. Nawet gdyby byla wypchana, nie powiedziatbym, ke Georges wrócit ze zwierzyna. Dlaczego?
Przypuszczam, že bytby zdolny napchaó torbe snie-i |iem, chrustem, wszystko jedno czym, byle zagrac przede ! rnna myšliwego.
To znaczy torba byla pel na?
Z powodu zadymki nie widziatem doktadnie, Georges Izedl wzdluž ogrodzenia z siatki, a potem nagle zniknal w domu. Torbe niósl na prawym ramieniu, ale nie wiem, czy pelna, czy pusta.
laka jest odlegtosó pomiedzy pana oknem a siatka?
Ze dwadziestia met rów... Može mniej.
Czy tego dnia w lesie natrafil pan jeszcze na inne swie-íe slady?
Tylko na slady Georgesa- Jak powiedzialem, jego but ortopedyczny zostawia na šniegu wy ražný odcisk, jakby šLitl želazka.
ii,
A przedtem?
Czasami natrafiace m na ludzkie slady: u k- stai ich unikač. Zawsze wolalem iáť Sladem zwieizat i puiki^ niž sladem ludzL
Czego pan sie obawiaí?
Ponownťgo spot kania z Tóthem lub k i m š jem u \m dobnym, a takže možliwosci, že ja k i š" mysliwy Im.i i przypadkowo poczestuje m nie árutem, myslac, ž< hl zwierzyna. A najbardzie) balem sie, žeby mnic nie rof szarpaly psy myáliwskie,
Czy Georges potratí sie obchodzic z apa ratami?
Nie rozumiem.
Mówíl pa n h že zajmu wat sie spr zedaža art y k u lów t ech nieznych firmy Mepol. Miedzy innymi wymienil pl aparáty telefoniezne...
Byly to tylko obudowy aparatów, bakelitowe skomp) wy konane nader prymity wnie, Te wyroby firmy Síhiiisltl & Strauss kupowali jedy nie ignoranci i glupcy w rodzaju Georgesa. O ile mi wiadomo, wzia^on od wspomnianfl firmy jakies píeč sztuk, a jedna jedy na udafo mu sie sprif dac, wíaáciwíe wepchnac niesztzesnemu komiwojažerotyfl z Pécsu, ktury, jak sadze, do dzisiejszego dnia nie zdolal pozbyé sie tego szmeku,
A pozostalé cztery sztuki?
Gdzieš w trzydziestym dziewiatym lub czterdzie Georges wystat je potzt^ na adres firmy Mepol, p jednak nigdy nie dotarta do adresáta, poniewaž, jak wilem, firma ta juž dawno przestala islniec, Po wielu klamacjach zawíadomiono go, ze firma Mepol zostali kwídowana, aleprzesytki mu nie zwrócono. Kilkakrotn
plsal do mníe wówczas do Nowego Sadu, proszac, abym umí jakoá zatatwjl wynagrodzenie za poniesiona szkode,
i |le udpowiedzialem, že jedyna szkoda to tracenie ezasu na takieglupstwa, Napisalem mu nawet, že wiecej kusztuja /n.it zki na jego poleconym liscie niž te skorupy i zdaje
j ile, že wtedy nareszcie dal spokoj. Przynajmniej mniejui wleecj uie nudzík Czy dalej spieral sie z poczti| wzgled-nle z widmem firmy Szlonski & Strauss, nie wiem- Nie ■adze. Mysle, že mój list otworzyí mu oezy i w konců pojil, že nie tylko stracit na zawsze swoje obudowy, ale že
Kily ten interes od samego poezatku oznaczaí mamo-wanie ezasu i píeníedzy
Kim byí ów komiwojažer, który wzial od Georgesa jedna obudowe?
Wiem tylko tyle, že pochodzil z Pécsu. Powiedzial mí to w swoim ezasíe Georges. Widziat pan tego czlowieka?
Nigdy go nie widzialem i sa;dze, že wszystko to bylo wy-inyslem Georgesa, to znaezy komiwojažer z Pécsu i sprše-daž obudowy aparátu telefonieznego. Przypuszczam, že Georges zrnyšliIte historie, žeby wydac mi sie mniejszym glupcem, niž jest Chciaí udowodníc; že obudowy to nie tak i znowu szmele, jak twierdzilem, i že z na lezl i sie ludzie, którzy chca i moga je sprzedawač, nawet fachowey, tacy |ak ów komiwojažer z Pécsu, Jedyna zatem przeszkode itanowi vis maior, czyli polityka wladz, które jakby za-i pomnialy o obietnicy zelektryfikowania ealego okregu. Tylko ten drobiazg mu przeszkadzal w sprzedažy towaru!
A jednak nie možemy wpasc na slad tej jednej obu-
Jestem przekonany, že Georges odeslat jj íirmic Mf pol rázem z cztcrema pozostalými. Po prostu nie t In l«| si? przyznaé, že nie mógt sprzedac nawet jednej s/ml. i Dlatego zmyibt historie z komiwojažerem.
Czy sadzi pan, že obudowy nadawaly sie do wykft rzystania?
Može i daloby si? w nich zainstalowac aparáty i foniczne, Oczywiscie tyiko niektoré modele, i to pfl warunkiem, že te skorupy bytyby z choc troche sollď niejszego materiálu, w co watpi?.
Na jakiej podstawíe?
Napodstawiecaíej dziaíal nosci firmy Szlonski & Straní* Byla to dziatalnosč amatorów i poetów, którzy z koniec* nosci zajmuja sic rzemiostem i handlem,
Miat pan kiedys w reku taka obudow??
Widzialem je, ale nie mialem w r?ku.
Gdzie pan je widzial?
Kiedy Georges napísal do m nie z prosba o interwen cj? w Mepoluj wstapilem do sklepu „Orion" w Nowyrfl Sadík i wáród artykutów elektrotechnicznych odszuka tem wyroby z marka ochronm} firmy Mepol Obudowy aparátów telefon icznych opatrzone ta marka wyróžn si? na potkách níezgrabnoscia i niesolidnym wyl niem. Spojenia i kanty nie byly nawet oszlifowane, a zna ochronny wytloczony na wyrobach tej firmy stanowlt rowniež dzielo poetów i wymowníe šwiadczyl o tandemi* Szlonski & Strauss,
Co przedstawial ów znak?
Na ciemnej powierzchni bakelitu wjdniala biala wazt, waza albo klepsydra, albo kielich, až do czasu, gdy odkryl
so6
p,m, ze ta waza to próžnia, negatyw, czyli ztudzenie, la pozytywem, czyli rzeczywistoscia, sa dwa identyczne pmlile zwrócone ku sobie jak w lustrze, zarysowane na kraw?dziach wazy-klepsydry. len sani znak. majacy za-pewne sugerowač szcz?sliwa symbióz? i równoprawnoác I partnerów Szlonski & Strauss, znajdowal si? równiež na kb urz?dowej korespondencji. Czy potratí lby pan wykorzystač obudowe wykonana I przez íirrn? Mepol?
Zainstalowac w niej aparát telefoniczny? Dobrze pan mnie zrozumiaí. Nie potrafitbym. W zakresie techniki... A czy može potrařitby pan wykorzystač takaobudow? j w innym celu, w sensie technicznym?
W zakresie techniki nie jestem specjalista i niech?t-I nie zajmuj? si? takimi rzeezami, jak chocby naprawa Blstalacji elektrycznej. Zreszta obudowy, o których mó-Hrimy, z trudem tylko možná wykorzystač1 nawet w celu, do którego zostaly przeznaczone, czyli do instalowania I iiparatów teieťonicznych
A jednak, jako byly pracownik kolei, ma pan chyba jukieé wyksztatcenie techniczne? Zna pan na przyktad dziatanie telegrafu, prawda? Tak, oczywiácie.
Jak i m aparátem telegraficznym pan si? poslugiwaí?
Z poczátku, na stacjach Szid i Kamera 1 Moravice, aparátem Morse a. Pózniej, w Nowym Sadzie i Dom-bóvárze, mielismy aparáty Baudota i Hughesa. Bytyone bardziej skomplikowane, wi?c wszyscy, telegrafiáci i dy-turni ruchu, a takže wyžsi urzednicy, musielišmy przejšó
507
dodatkowe przeszkolenie. Telegraf Hughesa wy wirtuozerii niemal muzycznej: ma pan przed soba wiatur? z jakimis trzydziestoma klawiszami, a ap-mil musi pan zestroic tak, aby nad tašma^ papierow.j mi ktorej znajduje sic- zapiš, znajdowakt sic ta sama lilrfl po obu stronach.
Czy dziš potrafilby pan nadac wiadomosc za posrtál nictwem takiego lub innego aparátu? Gdyby na przyklad, w wyjatkowych okolie znošciac: h, znow powolano pani] do služby?
Nie s^dze. W každým razie musialbym dtugo cwic \ žeby nabrac dawnej wprawy. Podobnie jak w wypadku ury na fortepianie. Musi pan patrzec w tekst nad klawiaturu a palcami uderzac na oslep, dokladnie tak, jak przy gra na fortepianie czy na harmtinii. A to sic latwo zapomíná Ješli cziowiek mimo wszystko potrafi grac na ťortepiaH jest to sprawa sluchu i talentu, ale grac z nut to co innegnj Tu nie wystarezy sluch ani talent. Istnieja bowiem vryi ražne reguly, jak rytin, tempo i tak dalej. Podobnii^H si? rzecz z aparátem Hughesa.
Gra pan na fortepianie?
Nie, Nigdy si? nie uezylem.
Kiedys, przy pewnej okazji, uznal sie pan jednak m wirtuoza.
Nie wiem, gdzie i kiedy mogío si? to zdarzyc. Powiedzial pan to siostrzeneowi nic tak dawno ternu Umiej?tnosc poslugiwanía si? aparátem Hughesa zwy klem nazywac w žartach wirtuozeria muzyczna- W ta warzystwie przyiaciót lub w gospodzie, pod wplywed alkoholu, gdy zaczeto rozmawiaŕ o muzyce, zdarzalo ra
508
ll?wyražacžal,ženie udoskonalilem technikigry ha fortepianie Bogiem a prawd? žaluj?, že w mlodosci hle uezylem si? grac na fortepianie, ale w tym wypadku ■wdzilo o telegraf Hughesa, o czym moi przyjacicle I dobrze wiedzieli, fantazjowalem wi?c dalej, nazywajac 1 i-legramy partytura, nadawanie ich — koncertem, i tym ■ podobme. Nawiasem mówiac, w szkole grálem przez pe-■ften ezas na skrzypeach. byl to obowiazkowy przedmiot Hrgimnazjum okolo roku tysiac dziewi?č$et dziesiatego. /.grzyt skrzypiec jednak rychlo zabija wszelka wol? nauki.
I Cziowiek stáje sie. swiadom, že trzeba by caíego žycia, aby mt zgrzyty zamienily si? w jaka taka muzyk?, Mysl?, že
II fortepianem rzecz ma si? inaezej. A wi?c moglem to nuwiedziec Georgesowi jedynie w tym kontekšcie, czyli *f przenošni, choc wydajc mi si? dziwne, že cos takiego mowilem wtašnie jemu.
r Czy któryš z pana znajomych gra na fortepianie? O ile mi wiadomo, nie, Czy pani Fischer ma w domu fortepian? Nie ma.
A pan Gawanski?
U Gawanskiego fortepian stoi w pokojů goscinnym, mt miejscu, gdzie tworzy on jakby póíkolisty wyst?p, czyli lam, gdzie fasáda wyokragla si? na ksztalt baszty. Kto gra na fortepianie?
Córka Gawanskiego. Ojciec placi za jej prywatne lekcje. Kto ja uezy?
LJbogi muzyk, który przyjechal z Budapesztu, bo nie mógl tam znaležč pracy. Mial afer? z jakás nieletnia.
S09
uczennica i musiaí opušcič Budapeszt, Zdaje sie, že ni pisano o tym w gazetách.
Jakže wi?c Gawanski može miec do niego zaul
Dawny donžuan chyba si? zestarzal. nu- w glowie mil juž mlodziencze wybrykí, Wiiaí sobie za žone dame w*l pliwego prowadzenia si? i wlasnie oczekuja. dziecka.
|ak on sic nazywa?
Nie wiem,
Niech pan spróbuje sobie przypomniec. Coš jak Zilas, czy Zoldes... može Zoldesi. To pseudonim?
Nie, chyba prawdziwe nazwisko.
Czy pana zdaniem ten Zoldesi, «y jak on si? nai ze wzgledu na swój zawód mógíby opanowač techni posíugiwania si? telegrafem Hughcsa?
Moje porównanie technikí gry na fortepianie z teí ka posíugiwania si? telegrafem Hughesa i innymi aj tami posiadajacymi klawiatur? jest metafora i jako tai nie m a praktycznego znaczenia. Choóby to bylo spťl ne z tym, co powiedzialem przedtem, mysle, že zní mosc gry na fortepianie može tylko przeszkadzac luda którzy by si? uczyli zásad dziatania telegrafu Hugr Pewna rutyna ruchów, nawyki swiadomosci i palców i watpliwie powodowalyby omylki. Przypuščmy, že ba przyzwyczajona do fortepíanu, pianina lub harr w uniesieniu albo po prostu ze zm?czenia czy roztai nia, zamiast liter odegralaby na klawiatiarze telegrafu kiš akord. Skutki mogtyby si?okazač katastrofálne.
Czy to, co pan mówi, odnosi si? równiež do rac telegrafu?
Osobiscie nie znam si? na tym, chociaž wiem, že na wielu liniach kolejowych w Europie radiotelegrafów užywa si? juž na co dzieň. Skad pan o tym wie?
Czytalem w „Glosie Kolejarza" i niedawno w „Prze-gladzie".
Czy ktos z pana znajomych interesuje si? radiem jako amator, czy stánowi to jego hobby? Nic mi o tym nie wiadomo. Može panna Gawanska? Albo jej narzeczony? Nie slyszalem.
Powiedziaí pan, ie fortepian stoi w pólnkragtej wn?ce pod oknem.,, í Tak
Prosz? opisac ten fortepian.
Jest to czarny fortepian koncertowy w dobrým stanie, najcz?sciej przy kryty narzuta z tego samego materiálu co zaslony, zawieszone na karniszach nad dužym oknem w wypuklej cz?$ci fasády, skad wpada swiatfo do pokojů Kogi ma w ksztatcie stylizowanych pucharow, na których podstawie znajduja si? mosi?žne kólka. Pedály, równiež rnosi?ineczy miedziane, pol^czone sa z mechanizmem w ksztatcie liry. Raz tylko widzialem ten fortepian ot-Worzony, to znaczy bez czerwonej narzuty. Wieko bylo ipodniesione i podparte drewnianym dražkiem, Wtedy lež po raz pierwszy zobaczylem klawisze, lekko požólkle, jakby od nikotyny. Na fortepianie staly otwarte nuty. Kiedy to bylo?
Mniej wiecej przed trzema miesiacami. Wst^pilemdo Cíawanskiego na kaw?, ráno, po nieprzespanej nocy.
1
Gdzie pan spedzit noc?
Najpierw u Mártona, nastepnie w „Katolickiej u Weinhebla, wreszcie w restauracji „Kolejowa" WypiK-in sporo marnego wina, ale po drodze do Gawanskiigi
zd^žylem wytrzežwiec, Z kím pan pil tej nocy?
Z robotnikami, ktorých nazwisk nie znám. Pami?tti tylko jednego, imieniem Sándor. Jest inwalida, pracuji w drukarni. Zapami?talem gor poníewaž gdzieš kula pólnocy wygrat zaktad, wypijajac duszkiem trzy litr róžowego wina. Zdaje si?, že to jego staly numer
Jak pan tlumaczy fakt, že fortepian byt otwarty 11 ktos cwiczyt tak wczeánie?
Gawanski zalil mi si?, že nic mógl spac. bo tej no u jego córki bylo jakies towarzystwo. W pokoju i w catyi mieszkaniu panowat jeszcze batagan, Na podtodze i na wanach staly kieliszki, puste albo z niedopitym winem, duszki na otomanie ležatý w nietadzie, a w kuchni, dok a poszedtem napič si? wody, byt nie mniejszy nieporzad brudne naczynia w zlewie, resztki jedzenia, puste b u tel Jedna nawet powachatem: wino bylo podrobione.
A co to za towarzystwo?
Nie wiem.
Czy Gawanski wymienial jakies nazwiska? Nie.
tle osob zaproszono? Nie byto o ty m mowy. Gawanski uczestniczyt w zabawie? Powiedziat mi, že wypil wszystkiego pól litra wina, i u siebie w pokoju. Nie chciat przeszkadzač mlodym.
Czy w chwili, gdy pan wszedl, zastoná w oknie nad fortepianem byla odsuni?ta? Tak.
Co widac z okna, przy którym znajduje si? forte-bian?
Po prawej stroriie cz?šč miasta z katedry; patrzac ku przodowi, na pierwszym planie nasyp z szynami i jakies rudery, za nimi równin?, a na niej, daleko, studni? z žura-wiem; z lewej strony, tež na dalszym planie, doty, cegieľ ni? i Dunaj. Gdy stanie si? przy oknie, pomi?dzy sciana a bocznym wgt?bieniem fortepianu, widac parterowe domki rzcmiešlników i budki z desek w gt?bi ogródków. Latem rosná tu pomidory, cebula, dynie, sloneczniki, ogórki. Wtedy wyraínie možná rozpoznaó wšród zieleni drewniane, pobielone wapnem klozety.
Czy widac z okna poligon albo lotnisko?
Nic podobnego nie widziatem,
Mówíl pan o jakichš dotach kolo cegielni...
Z tego okna ledwo je možná dojrzec gotym okiem. Kie-dyá byla tam cegielnia, ale zniszczyla ja powódž. Na pól metra — metr pod ziemia znajduja si? jeszcze zupetnie dobre cegly, po prostu zakonserwowane w gliniastym gruncie.
Powiedziat pan „golym okiem". To znaczy, že kiedys patrzyl pan na t? okolie? przez lornetk??
Gawanski wspomnial w którejs rozmowie, že przy-gladal si? nam, czyli hufcowi pracy ze swojego okna przez lornetk?, ale w tym mrowisku nie mógl odróžnic poszczcgólnych lud/i.
laka to jest lornetka?
5iz
513
1
Gdzie pan spedzit noc?
Najpierw u Mártona, nastepnie w „Katolickiej u Weinhebla, wreszcie w restauracji „Kolejowa" Wypik-in sporo marnego wina, ale po drodze do Gawanskifgl
zd^žylem wytrzežwieč, Z kím pan pil tej nocy?
Z robotnikami, ktorých nazwisk nie znám. Pamietti tylko jednego, imieniem Sándor. Jest inwalida, pracuji w drukarni. Zapamietalem gor poníewaž gdzies kolo pólnocy wygrat zaklad, wypijajac duszkiem trzy litr róžowego wina. Zdaje sie, že to jego staly numer
Jak pan tlumaczy fakt, že fortepian byt otwarty 11 ktoá cwiczyl tak wczeánie?
Gawanski zalil tni sie, že nic mógl spac, bo tej no u jego córki bylo jakies towarzystwo. W pokoju t w cah/i mieszkaniu panowat jeszcze batagan, Na podlodze i na wanach staly kieliszki, puste albo z niedopitym winem, duszki na otomanie ležatý w nietadzie, a w kuchni, dok( poszedtem napič sie wody, byl nie mniejszy nieporzad brudne naczynia w zlewie, resztki jedzenia, puste butel Jedna nawet powachatem: wino bylo podrobione.
A co to za towarzystwo?
Nie wiem.
Czy Gawanski wymienial jakieá nazwiska? Nie.
Íle osob zaproszono? Nie byto o ty m mowy. Gawanski uczestniczyl w zabawie? Powiedzial mi, že wypil wszystkiego pól litra w i na, i u siebie w pokoju. Nie chciat przeszkadzac mlodym.
Czy w chwili, gdy pan wszedl, zastoná w oknie nad fortepianem byla odsunietař* Tak.
Co widac z okna, przy którym znajduje sie íbrte-bian?
Po prawej stroriie czeič miasta z katedra; patrzac ku przodowi, na pierwszym planie nasyp z szynami i jakieš rudery, za nimi równine, a na niej, daleko, studnie z žura-wiem; z lewej strony, tež na dalszym planie, doly, cegieľ nie i Dunaj. Gdy stanie sie przy oknie, pomiedzy sciana a bocznym wglebieniem fortepianu, widac parterowe domki rzcmiešlników i budki z desek w gtebi ogródków. Latem rosná, tu pomidory, cebula, dynie, sloneczniki, ogórki. Wtedy wyraínie možná rozpoznaó wsród zieleni drewniane, pobielone wapnem klozety
Czy widac z okna poligon albo lotnisko?
Nic podobnego nie widzialem,
Mówít pan o jakichs dotach kolo cegielni...
Z tego okna ledwo je možná dojrzec gotym okiem. Kie-dyá byla tam cegielnia, ale zniszczyía ja powódž. Na pól metra — metr pod ziemia znajduja sie jeszcze zupelnie dobre cegly, po prostu zakonserwowane w gliniastym gruncie.
Powiedzial pan „golym okiem". To znaczy, že kiedys patrzyl pan na te okolice przez lornetke?
Gawanski wspomnial w ktorej £ rozmowie, že przy-gladal sie nam, czyli hufcowi pracy ze swojego okna przez lornetke, ale w tym mrowisku nie mógl odróžnic poszczególnych lud/i.
laka to jest lornetka?
512
513
Zwykta dámska lornetká oprawna w macic? perlový, z r.;: /I-,,; dtugoscimože pi?tnastu centymetrów, tež z masy perlowej.
Czy mial pan lornetk? Gawanskiegu w reku? Chodil ml o to, czy patrzyí pan przez nř4, stojac przy oknie?
Kiedyš przytožytem j a do oczu, ale ujrzalem tylko ja-skrawoczerwone migotanie, jak o záchodzie slonca. Byli to pewnie zaslona atbo narzuta ležaca na rortepiallfl
A co pan widzial przedtem?
Tylko jaskrawoczerwone migotanie.
Powtarzanv co pan widzlat przcdtem albo potem, obojetne?
Ludzi kolo cegielni.
Co robili?
Chyba wykopy wali cegly z mulu i pia szczyslego gruntu< rzucali na sterte, a póžniej ukladali. Poznal pan kogos wsród nich?
Z tej odlegtosci nie možná bylo odróžnič twarzy. Tosamfl zreszta mówil Gawanski. A on ma lepszy wzrok niž ja. O jakiej porzc patrzyl pan przez lornetkc? Wieczorem, tuž przed záchodem slohca. [ Co pan widz ial?
Zlewej struny, obok ruin cegielm, spostrzegtem czlo« wieka wykopujacego cegly Zauwažylem go, poniewaí znajdowal si? w pewnym oddaleniu od innych.
Prosze mówic dalej.
Dlonie mial owiniete podar ta szmata, prawdopodobn ie chustka, W pewnej chwili wyprostowal sie, a wówczas podři/ťdl do n ic;j,o drugi mežczyzna. Chciaí mu zdaje sie ■ pomócprzy poprawiartiu opatrunku.
Dalej, dalejí
Nagle nadbiegli ludzie z pálkami i zaczeli ich bič. Bili tak dlugo, až ci dwaj upadli na ziemie... Dalej!
Póžniej widzialcm, jak si? podniesli i staneli w szeregu ludzi z lopatami czy rydlami na ramieniu... Dalej!
To wszystko.
Do kogo naležy ta lornetka?
lakieš dziesiec lat ternu Gawanski kupil \q dla swojej žony od pana Poltarackiego. Kto to jest Poltaracki?
Emigrant rosyjski. W Nowym Sadzie znala zt si? okolo roku Lysiacdziewiersetdwudziestegopiatego. Przedtem chyba micszkal przez pewien czas w Valjevie i w Belgra-dzie Mówiono, že jest hrabia, že taczyly go bliskie stosun-ki z dworem carskim i byl nawet jedným z przywódców jakiegos kontrrewulucyjnego ugrupowania, ale chyba si? rozczarowal do bialych i oddal si? wylacznie slodkiemu zyciu. Zyt w tych czasach z wyprzcdažy swoich rzeczy, swoich i žony czy tež kochan ki, jak równiež z lekej i špiewu, gry na fortepianie, fechtunku, jazdy konnej i tym podobných. Sofia Nikofajewna natomíast uprawiata spirytyzm i w praktyce wtašciwíe ona utrzymywala starego hrabiego, zarabiajac jako spiewaczka w restauraejach i w bogatych domach. Nawiasem mówiac, chodzily sluchy, že jest nim-tómanka i raz po raz przyprawia hrabiemu rogi.
Znal pan osobišcie Poltarackiego?
Gdzieš w drugiej potowie lat dwudziestych grališmy kilka razy w bilard i szachy w czytelni Domu Rzemiosl.
Co sie z nim stalo?
Styszalem, že tuž przed wojna zmar! w Kalifornii stodty šmiercia, w obj?ciach jakiejš Murzynki. Kto panu o ty m powiedziat?
Nikt. Przeczytatemw wiedenskich gazetách. Poltarackl náležal mianowicie do wysokich kr?gów i obracal lij w towarzystwie eks-królów, regentów i hrabiów,
W jakich stosunkach pozostawat z Trockim?
Któregos dnia nad stolem bilardowym napomkn^l, že przy pierwszej okazji odwiedzi Lwa Dawidowiczar w Meksyku.
Niedawno porównywal pan swoj^ czaszke z czaszka, Lwa Dawidowicza Bronsteina... Nie przypominam sobic
Powiedzial pan (cytuje): „Mógl mnie spotkac los Lv Dawidowicza Bronsteina. Uratowala mnie Opatrznosc" It
Možliwe, že tak powiedziatcm.
W zwiazku z czym?
Nie pamietam-
laki material wybuchowy przechowywal pan w miefl kaniu?
Nie rozumiem...
Naoczni swiadkowie twierdz^, že na chwile przed; rzeniem domu przy ulicy Bcma zi rozlegl si? wybuch, To wymysl!
Jakie stosunki laczyty pana z wiasacielka domu, pania,
Mészáros? Wídywatem ja doíc rzadko. Za ile míesiecy zalegal pan z czynszem? Za trzy.
W jakich stosunkach byt pan z mežem wtašcicielki?
Sadze, že mnie unikal.
Dlaczego?
Trudno powíedzieč. W gr? wchodzila prawdopodobnie wzajemna antypatia.
Twierdzi pan wi?c, že pan Mészáros byt dla pana antypatyczny?
Mowiac doktadniej, bytmi obojetny. Nie zauwažalem go po prostu, Przychodzilo to tym tatwiej, že sprawamí finansowymi zajmowata sie pani Mészáros, nie musia lem wiec utrzymywad z nim kontaktów.
lak pan tlumaczy fakt, že dorn zawatit si? zatedwie w par? chwil po pana wyjsciu?
Uratowala mnie Opatrznošč,
Prosze odpowiedzieč na pýtanie.
Jestem zm?ezony,,.
Jak doszio do zburzenia domu? Powtarzam: jak doszlo do zburzenia domu? Mysle, že dom zburzyl szczur. Kiedy pan zobaczyl szczur a?
Widzialem go dwa razy. Po raz pierwszy, gdy traga-rze odsuneli szafy, a po raz drugi, przez moment, gdy obejrzalem si?, wychodzac z mieszkania. 1st nieje wi?c možliwošd, že byly to dwa szczury.
Gdzie pan je wídziat?
leden ukázat si?, jak mówitem, w samým kacie, tuž obok sei any. Wyszedt z dziury w podtodze i zniknal w przeciwiegíym kijcie, wjednej zdziur znajdujacych si? Lam, gdzie šproch n ialedeski podtogi stykatysi? ze šciana nadžarta przez wilgoc. Drugi szczur, ježeli nie byl to ten
sam, przebiegt pokoj po przekatnej i zniknai w dzi której szeroki otwór zionat na srodku pokoju, w mtej gdzie kiedys ležal chodník.
Czy na šcianach byly rjekniecia?
NJe.
Czy dom byl pochylony lub podparty belkamiľ lak zeznalem j už wczešniej, na zewnatrz nie bylo dac niczego, co by swiadczyto o tym, že dom može
zawalic,
Czy pan naprawjal cos w tym domu? Nic, Nie liczac kilku desek wymienionych w podt Kto je wymienit? )a.
Skad pan wzial deski?
Byly to wtaseiwie cztery dosc szcrokie listwy, kl znala z lem kiedys wieczorem kolo domu, Spadtyr pew z jakiegoš wozu. Žádna z nich nie miala wiecej díu| niž metr metr dwadzie&cia,
Przekopat pan przy tej okazji ziemie pod podloga?
Nie. Podniostem tylko šproch n iale deski, a na ich m sec položytem wspomniane listwy. Na dlugosč zabraklu može dziesieciu centymetrów.
Przybil pan listwy?
Nie. Belki nosne pod pod loga teí calkiem spróchniaty i rozmiekty, wiec wbijanie w nie gwoždzi byloby daremní, robota..
Czy dom byt ubezpieczony?
Pani Mészáros zeznala podezas przestuchania, že b ubezpieczony w Zaktadzie Uhezpieczetí „Panónia" i i posiada wszystkie potrzebne dokumenty. Na scia
51&
ie).
domu znajdowala si? pomaraňczowa tablíezka z nápisem „Panónia", Po uprzatnieciu gruzow robotnicy jednak nie mogli jej znaležŕ.
Czy na podstawie tego ubezpieczenia panu tež przy-sluguje odszkodowanie?
Nie sadze. W každým razie moje rzeezy nie zniszczyty si? pode zas wypadku, nie widz? wiec powodu.
Kopat pan može kiedys w piwnicy?
Piwnica byla podmoknieta, zaJana chyba woda pod-ziemna i trrymano ja pod kluezem, pew nie ze wzgledu na dzieci. Nigdy tam nie chodzitem. Wiedziatem o tym jedy-nie z opowiadah pani Mészáros. Wr?czajac nam klueze, napomkn?la, že klu.cz od piwnicy nie bedzie potrzebny, poniewaž nie nadaje si? ona do užytku. Nie pamietam, czy to wtedy wspomniata o wodzie podziemnej...
Gdzie znajdowato si? wejscíe do piwnicy?
Do piwnicy prowadzity drewníane schody w tylnej cz?-šci budynku. Na drzwiach wjsi duža zardzcwiata klódka, swiadezaca, že od dawna nikt juž tam nie wchodzil.
Skad pan wie, že piwnica byla podmoknieta i že prowadzity do niej drewnianc schody?
Przekonalem si? o tym przy usuwaniu gruzów. Gumo-we buty robotników oblepione byly gruba warstwij gliny. W nocy zreszta dobiegaly spod podtogi dziwne od glosy, iak gdyby k to š chlapal sie w wodzie. Byty to szezury. Kiedys opowiedziatem o tym panu Freudowi, prymariuszowi, a on mi poradzil, žeby m si? zwrócil do psychiatry.
Ktu to jest Freud?
Ginekolog. Pozná lem go w hufcu pracy. lužpierwszego dnia zauwažylem, že dtonie ma owiniete gaza. Potem
Si?
jednak stražnicy zerwali mu gaze z rak i zbili go do utral v przytom nosci.
Czy póžniej pan sie z nim spotykal?
Widzialem go jeszcie tylko raz. Stal w szeregu pi I zíelonymi barakami. Potem widzialem jedynie jego moi|, Ležal na malej sniežnej wyspie na rogu ulic Szkoly Grec* kiej i Mileticia.
Sadzi pan zatem, že halas dobiegajacy z piwnicy p<> wodowaly szczury?
Tak.
Na jakiej podstawie pan tak sadzi? Pluskaníu wody towarzyszyly piskl jak gdyby szczu i Lowit pan kiedys ryby?
Lapalem ryby na wedke i reka^ ale to bylo dawno, A w Dunaju pan lowií? Nie.
Ma pan gumowe buty? Nie mam.
Czy poza wspomnianymi piskami styszal pan jakiť inne odglosy dochodzace z piwnicy? Kaszel, rozmoč može szcpt?
Nie styszalem.
Czy wlasciciel domu, pan Mčszáros, míat gumowe buty?
Nie wiem,
Czy widziai pan kiedys, žektoš manipuluje przy klódc* od piwnicy? Nie widzialem. Prosze opisač klikl ke. Jestem zmeczony.
520
Prosze opisač klódke!
Nie pamietam, jak wyglada.
Powtarzam: prosze opisač klódke.
Jest to kwadratowa klódka. wielkosci mniej wiecej 6x6 centymetrów, ze stalowym kabíakiem, pokrytým rdza w postač i drobných kropelek. Zámek oslanía ruchoma klapka o srednicy osmiu do dziesieciu mili metrów. Po odsunieciu ostony widač prowadnice klucza przypominajaca gruby, tepy gwóždž, Oslona zamka tež jest zardzewiaia, ledwo daje si? przesunač, i to tylko w jedna strone (w lewo). Ponižej zamka z oslona wyraž-nie widač litery wielkosci jakichš dziesieciu milimetrów;
ELZETT...
Dalej.
To wszystko.
Prosze opisač odwrotna strone któdki.
Na przecieciu przekatnych, w miejscu gdzie kohczy sie prowadnica klucza, znajduje sie niewielka wypuklošc. Przekatne zaznaczone sa wypuklymi liniami po obu stro-nach któdki...
Dalej.
Jestem zmeczony.
Kiedy wrócil pan z Nowego Sadu?
Przcd trzema dniami,
Dlaczego nie zglosil sie pan na posterunek wczeá-niej?
Wezwanie zastalem po powrocie z Pórszombatu, czyli wczoraj.
Po co pan ježdzil do Pórszombatu? Odwiedzič Mayerów.
S21
Kto to jest Mayer?
lestem zmeczony.
Kto to jest Mayerľl
Pan Samuel Mayer to mój starý znajomy, jeszcze IM szkoty handlowej. Nie widzielišmy si? przeszlo trzydzieéflfl lat. Kilka dni lemu dowiedziatem sie, že niejaki Mayer, kupiec, mieszka w Pórszombacie, i pomyslatem že to on, Postanowitem go odszukaŕ.
Po co?
Chcialem od niego požyezyó troch? pieniedzy. Od kogo pan sie dowiedzial, že Mayer mieszka w szombacie? Od Georgesa.
Przy jakiej okazji Georges wspomnial o Mayerze? Jestem zmeczony.
Przy jakiej okazji Georges wspomnial o Mayerzeľl Podczas jednej z naszych klótni Georges nazwaí mnlfl zwyczajnym bankrutem i Luftmenschem, a jako przyktad cztowieka, który potratil urzadzič si? w žyciu, wymienit Mayera.,, Ďalej,
Jestem zm?czony. Ďalej. Ďalej!
Sled/t mi (in)
57
Czegospodziewat si? E.S. w zwiazku z wezwaníem stuž-bowym, które otrzymat z Nowego Sadu?
Že ponownie powolaja go do pracy na jakieš nižsze stanowisko niž to, które zajmowal, zanim przeniesiono go w stan spoczynku. Že ma staníc przed komisja lekárska kieruj^ca na przymusowe roboty. Že b?da pró-bowali naktonič go do szpiegowanía pracowników kolei. Že wezma go na zakladnika wraz z innymí znanými w miescie osobami i rozstrzelaja w odwet za sabotáže na líniách kolejowych,
Do jakíego deterministycznego wniosku doszedl, ana-lizujac szybkošc przewozu swoich ruchomosci?
Že šlimacza szybkosŕ poruszania si? jego szaf po tórách kolejowych pozostaje w stosunku wprost propor-cjonalnym do sukcesów wojennych sil Osi i odwrotnie proporcjonalnym do sukcesów Armii Czerwonej.
Prosz? wyliczyŕ spôsoby, jakimi E.S, mógl dojšŕ do sumy szesčdziesi?eiu pengô, stanowiacej opiáte za prze-wóz jego ruchomoáci?
Požyczka, kradziež, szcz?šcie.
Požyczka?
Jako ewentualnych wíerzycieli widzial Mayera, Ga-wanskiego, Rosenberga i pania Klár?, szynkark?, befl wzgledu na to, že prawic u wszystkich tých osôb byt jui zadtužony. Od Mayera dwukrotnie požyczat po dwa-dziescia pengô, raz bezpošrednio, a drugi raz Hstownie, nie podaj 4c termínu zwrotu. Gawanskiemu byt obec nie winien pi?cdziesiat szesó pengô, jako že juž sto mu oddal.1 U Rosenberga nigdy si? jeszcze nie zapožyczyl, poniewai ów przy oka?ji któregoš spotkania zr?cznie unikal tematu, jaki poruszyt E.S., czyniac oczywiste aluzje do požyczek i pieniedzy. Pani Klarze winien byt okolo dwudzii-stu pengô, ale uwažat to za drobnôstke w porównaniu z sui jaka zostawit kiedyš w jej gospodzie.
Kradziež?
Gdyby wiedziat, gdzie Georges i Neti przcchowuj^ pieniadze, zaczerpnalby z ich kiesy peliiij garšci^ w prze-konaniu, že bierze tylko swoja naležnošc za las, który spálili, a do którego on tež rosdl sobie prawo. Nie wyklu-czat nawet možliwosd, že wyciagnie pugilares jakiemuj] kupcowi czy handlarzowi, którego uspi w podajú winem lub podetknieta pod nos chusteczka nasaczona jaki mi srodkicm odurzajacym.
Szczešde?
Znalezienie portfela na korytarzu w pociagu, na uli czy w gospodzie; dar nieznanego ofiarodawcy; przesyť ka pieniežna Czerwonego Krzyža lub innej organizacji filantropiinej; niezwykle korzystna zmiana wysokošci jego renty, na zasadzie nowych przepisów dziatajacych wstecz, tak že wyptacono by mu wyrównanie za wszystkie lata služby; znalezienie zgubionego przez kogos losu na lotérie,
na który padtaby wgrana; wykrycie tajnej a skutecznej broni, która by sprzedat Amerykanom. Itd. Czego sie obawiaí?
Že pod jego nieobecnošc mogtoby dojšó do niespo-dziewanej i zastraszajacej zmowy pomíedzy jego mdzina a rodzonymi dziecmi.
jak postúpil E.S., czytajac liste ludzi, o ktorých jego siostra Neti písala, že zmarli, zgineli w wypadkach, zostali zabici lub po prostu znikneli?
Szybko przebiegt oczyma t? czesó listu, usitujac o niej zapomniec. W zwiazku z tym, niby przypadkowo (a jednak calkiem rozmyšlnie), wytart nos najpierw od nosná czesciq listu, ostatnia, wtašciwíe dwiema ostatnimi cwiartkami, które, tnac papier i wsuwajac do prawej zewnetrznej kieszeni marynarki, uložyt tak, by mier je pod reka, gdy mu nakáže po nie siegnaŕ higiena osobista i nawyk wycierania nosa w gazet? tub papier listowy. A jako že miat krótki wzrok, nie zapomnial przed wy-tarciem nosa sprawdzió, czy wziat wtasnie te čwiartki, ktorých chciat pozbyč sie najpredzej.
Dlaczego chciat si? ich pozbyó?
Albowiem nazwiska dawnych znajomych i przyjaciól jezykiem jaéniejszym niž wszyscy eklezjašci i filozofowie mówily o drodze b?dacej udziatem wszystkich žywych istôt na tym šwiecie. iatwiej potratil z nosič najbardziej ponuře spekulacje na témat ámiercí, niž patrzeč na jej žniwo. Wáród tých, ktorých Neti wymienita w swoim liicie (bilans ostatních dwóch — trzech lat), znalazto si? niemalo jego rówiesników lub nawet ludzi znacznie mlodszych. Vamtas vanitatum...
524
535
Jaka scene fanta styczna ujrzat E.S. oczami wyobražnifi Niby w parodystyczno-przygodowej opowiesci P. Ho-1 warda (Jenů Rejtó), grajac role ojca rodziny, w przystej sprawiedliwego glliewu rzuca sic z nožem na krewn) i wymierzajac po jedným dobrze obliczonym ciosie w i lic? serca, ktadzie křes tej ponurej powiesci rodzinnej. W schlapanych krwia pokojach lež:} data tych, na których wykonaf sprawiedliwy wyrok, on zas, ze skutými řekami, pod eskorta, žandarmów odchodzi najpierw do w i?zienia, a nastepnie do azylu d la umyslowo chorých — niet rud no bylo dowiesd przed sadem jego niepoczytalnoáci,
Jaki komunikat zamiescilaby prasa o potrojnej zbrodni popetnionej w rezydencji žydowskiej w miejscowošcl
Kerkabarabás?
Komunikat pierwszy: Wczoraj we wsi Kerkaba-rabás, poczta Baksza, dokonáno potrójnego morderstwa. Ofiara klótni rodzinnej i nietolerancji padli pod ciosami noža: pani Neti, wdowa po šp. Ignacym Boroska (59), jej syn Gyula alias Georges (39)1 z zawodu kupiec, i córka Maria (dawniej Rebeka), wdowa po Istvánie Horvát (36), gospodyni domowa. T? ohydna zbrodni? popelnil w przy-stepie szafu p E.S., nadinspektor kol. w stanie spoczynku, ojciec dwojga dzieci. Morderca oddat si? w řece žandár* mów bez oporu, z wyrazem otepienia na twarzy, dobitnie áwiadczacym o jego stanie umystowym.
Komunikat drugi: Jaksi?dowiadujemy od nasze-go wystannika, rozprawa sadowa potrójnego mordercy (por. wydanie naszej gazety z 4 iv) zostala odroczona, komisja lekárska orzekta bowiem, že zabójca dokonal tej potwornej zbrodni w stanie zamroczenia umystu. Doktor
52a
Papandopuios, który leczyt p. Ľ.S- podczas dwukrotne-go pobytu w szpítalu dla umystowo chorých w Kovinie, stwierdzit, že pacjent ten zdradzat objawy agresywno-sci i jako osoba niepoczytalna zostat wyplsany ze szpi-tala pod warunkiem, že opieke nad nim obejmie slubna žona.
Komunikat trzeci: Jak si? dowiadujemy w zwiaz-ku 7. potrojným morderstwem we wsi Kerkabarabás (por, wydanie naszej gazety z 4 i 10 1 v), niejaka panna Nedomaczka, sprzedawczyni ze sklepu papiemiczego „Rekord" w Mowym Sadzie, rozpoznala na fotografii morderc? i oswiadczyla, že na kílka dni przed popelnie-niem zbrodni sprzedata mu nóž do rozcinania papieru, ten sam, k tóry m naslepo ie dokonal morderstwa. Panna Nedomaczka zeznata pod przysi?ga, že p. ES. byl w sto-sunku do niej nieslychanie uprzejmy a na japonskí nóž do rozcinania papieru spogladat raczej oczyma estéty (ííť!) niž zbrodniarza, Stwierdzila takže, iž nabycie ja pohskiego noža przez E.S.-a bynajmniej nie wzbudzito jej podejrzeň, tym bardziej že on, czyli E.5., prócz noža kupit kílka arkuszy papieru listowego w kratk?, widocaV nie dla zmylenia sladów.
Po wszystkich nieszcz?sciach (rozstrzelanie, powiesze-nie, naturálna šmierťj w lôžku} i po zmartwychpowstaniu lub chocby po przežytiu calkowitej amnezji (na którg cz?iciowo južcierpi)couczynitby E.S?
Wzíatby pod r?k? nieszcz?sna piegowata latoroél ze sklepu papiemiczego „ Rekord" i wyruszytby z nia w Nlowe Žycie (Vita Nuova).
Jak by ja zdobywat?
S27
Bogactwem (matéria J nym i ducho wy m); buk Leta ml kwiatow z wetknieta w nie wizytówka; obtednym wy-kupywaniem wszystkiego, co znajduje s-ie w jej sklepie bez stowa (síowa sa ciežkie), až do opróžnienia ostatní*} póteczki. P« jej twarzy možná by poznač, že w koncu zrozumiala jego szlachetne íntencje, Wszystko byío je-j dynie pretekstem i gra.: papier w krátke,, japoriski n<>,-wszystko.
W roku 1931, w Kovinie, E,S. zamier za I pisaŕ powiesc1 za namowa doktora Papandopulosa, awift w telách stymulacyjnych, jako že wspomniany doktor w his t n rii choroby napísanej osobiácie przez E.S.-a dostrzegí rozwiníety zmysl obserwacji oraz ironiczny patos. Jak brzmialoby krótkie streszczenie tej powiesd?
Niejakí Malchus alias Kariahl, aíias Joannes Buttadeua (niekiedy krócej: Buttadio), dreczony mglistymi (histo-rycznymi) wyrzutami sumienia i strachem, od wtzzesnej mlodosci raz po raz z mienia nie tylko nazwisko, czyli tožsamosc, lecz takže zawód í miejsoe pobytu. Nigdzie jednak níkt g" nie potrafi zrozumieŕ i w koncu, jako bankrut žyciowy, trafia do zakladu d ta oblákaných, gdzie doznaje jak gdyby olšniema. i™ odkrýva, že jego po-wotaniem jest zawod kolejarza, a pudróže moga. stanowki rodzaj lebrstwa na jego strach. Zaczyna prace na dniówkí, a po wielu perypetiach zostaje urzednikiem i wreszcie inspektorem jdž*, potem máv" a nastúp nie kolei rumunscích, bulgarskich, belgijskich, wioskich, austriackich,
lpi — TugostůWiahski* Koleje PuŕiStwowe (piryp tlum). háv — Wegjersldť Koleje Paristwwwe (przy p. dum,}.
niemíeckich, czechosiowackich, polskich i portugakkich, wciažzmieniajacnazwiska i míejsca pobytu. Oczywiácie nie traci przy tym okazji, opisujac (w powiešci) ludzi i obyczaje panujace w wielu krajach, a takže rozmaite swoje udreki. W koncu przežywa jeszcze jedno olánienie, podobne zreszta do pierwszegp: pan fciann.es Buttadeua (wzglednie Buttadio), alias Joäo d'Espera em Dios, alias izaak Laquedem, jako dyžurny ruchu na malej stacyjce spotyka sprawce. swego nieszczešcia, jezusa, Obled czy sen? Tu powiešť zámienia sie w belkot.
Prosze: przedstawiŕ pokrótce problematyke ksi^žki, ktorá z ironiczny m dystansem opowiada o niedaw-nych, czesto niewiarygodnych przežycíach glównego bohatera,
Paráda w haremie* powiešc, która ukázala sie w zna-komitej i tanicj seni Instytutu Wydawniczcgo Tábor, jest pierwsza ksiažka (tak przy naj mniej podaje wydawca w skapej nocie) pana E.S.-a, Pod sensacyjnym z zamierze-nia t y tu lem f niewatpliwie nawiazujjicym do twórczosci P. Howarda, ciytelnik z zadowoleniem odkrywa godnego uwagi, utalentowanego pisár za, jak równiež interesu-jace treki psychologiczno-spoleczne. Nie chcac czy tel-nikom psuc zabawy i wzorem niektorých patatachów zdradzac tresci ksiažki, powiemy tyiko, že akcja jej toczy sie nie — jak možná by sadzic po ty tule — na egzotycz-nym tie wschodnich pataców, lec2 w zapadtej miešanie panoňskiej, w naszych czasach. Gtówny bohater powie-áci, niejakí E,S., cztowiek niezwykle wražliwy i ponie-kad nadszarpniety nerwowo, po pewnym straszliwym przežyciu (chôdzi o pogrom w Nowym Sadzie) wciaž nie
529
potrafi sie znalezó w sytuacjach okreslanych przez lt sunki na wskroi mieszczariskíe Akcja powiesci rozgry wn si£ w ciagu jednej nocy, od póžnego vrieczora do swiin W tym tak krótkim czasie bohater analizuje swoje ni wažniejsze, swieže i dawne, doówiadczenía, doltonujifť bitansu žycia. Konflikt gtównego bohatera ze swistinq jest wtascíwie konfliktem ze émiercia, walka ze ími cia, której rychle nadejscie E.S, przeczuwa. Powiesč serdecznie polecamy prenumeratorom i naszym nowyr czytelnikom, wszystkím tym, którzy nie goni* za taními karkolomnymi témata mi i podobnie jak my žywiq pn konáme, ze tak zwana intryga nie stanowi o úroku ai wartosci dzieia literackiegó.
Prosze; przytoczyó dwie wersje pokvvitowanía (pot jac trzecia, ostatecznaj, które E.S. ukládat dni a 41 v 15 a które dotyczyto sptaty pewnych dtugóV,
ir Kwituje odbiór 50 (stownie: pieódziesieciu) pt które pobiore. od rodzonego brata E.SrH rencisty, gdyl bedzíe m i mógt je wyplacič tytuíem utrzymama jego i ji trzyosobowej rodzíny w ciagu pietnastu dni. 4 ív 15
i, Kwituje odbiór 30 (síownie; trzydziestu) pengó, kt re pobralam od rodzonego brata E.S., pracownika w stanic spoczynku, ty tuíem wyrównania za pieta as dniowa gošcinnošč, jaká oka za lam jemu i iego rodzinir. Miejscowosč i data: Kerkabarabás, 4 kwietnia 1942.
Itd.? (Wariacje na ten témat.)
„HerrKantrotlórgrQzi no že ml", „gdyby mial dwadi cia pengó, kupiíby piecyk", „nosem mi juž wychodzi gadanie o lesie", „jaki tam las!", „juž nieboszczyk da dek zatatwii z nim sprawe lasu", ,ri sam sie zgodzit*:
z popiolu drzewnego wypalac: potaž", „sam byí taskaw poleciŕ tego Poliaka, wszystko mamy na pismie" „wiel-možny pan chciat nawet zustac Potaschen Fabrikant", „patrzcie tylko, dwadziescia pengó!", „czy on w ogóle wie, co dzisiaj znaczy dwadzíešcia pengó?!" Itd.7 (Synkopy.)
„U tej, nie powiem jakiej, pani Kláry w Bakszy prze-puscií co najmniej dwa razy tyle",,Jekk.^ reka^ dawal na-pŕwki, zgrywat wielkiego pana", „na pewno i przedtem pil jak smok, ale teraz po prostu chla", „dzieciom by le-piej kupil ksiažki do nauki", „wykiwat nas wszystkich i dalej pije", „jeszcze požaluje, i to jak", „ježeli mu sie znowu nie pomiesza w glowie", „wierze, že uspokoi go polic j a", „jakie komedie wy pra wial z tym piecykĺem, nie wiadomo czemu", „móglby i on oszczedzac, gdyby nie, „nie narážaj sie, Georges, ucíekajľ', „uciekajmy stád!", „on zwariowať', „jeszcze kogos uderzy".
íle czasu upiynelo, zanim E,S. otworzyt drzwi i szybko pochwycil niebiesk? kopert?, wctknieta w szpare nad drzwiami?
Wedtug zegarka marki Longines, który sciskal w lodo-watej lewej dtoni, doklad nie dwanascie minut. Co trzymat w prawej dloni?
Prawa dtonia sciskal preclowaty uchwyt laski, której szpic wbil przedtem w dziurke od klucza.
lak E.S, sprawdzil wagc szynki (dar jego najmtodszej siostry)?
Najpierw zwažyl na dton i pachnaco-brqzowo -róžowawy osmatony kikut, a nastepnie uchýlil zatluszczony papier, w który zawinieta byta szynka, i obwachat j $ z blíska,
S3U
531
až slina gwaltowníe naplyneta mu do ust. W koncu ■■ szynke (zawinieta w podarte gazety) pod pach? i zanli ml do pana Horváta, by ja zwažyó W jak j sposób zostala ustalona waga netlo szynkl
(bez gazet i zattuszczonego papieru) przy pom< > Horváta?
Na lewa mosi?žnq szalke (patrz.^c od sirotu '.-.la ■ i ciela szynki) potožone zostaly dwa želazne odwav oznaczone cecha i kg, a potem trzeo takí sam, na en szalka z odwažnikami gwaltownie opadla, a pttdnbm do dziobów j?zyczkí wyražnie síe rozminetyr Na i nie zostal zdj?ty jeden z tých trzech odwažników, a im jego miejscu stanní odwažnik oznaczony cecha o,', kg, równiež žetazny, na co dziobkowate jezyczki nieí > przybližyty, a pan Horvát nacíánieciem dužego i wiM zujacego palca próbowal je zrównaó. Przy trzeciej prO-bie zamiast pólkilogramowego želaznego odwažnik* na szalce stanety, jeden po drugim, dwa mosiežne od wažniki dwudziestodekagramowe i wreszcie osíagnicto równowage. Szalki znalazly sie w relacji ľównowa/mi na relatywnej równi, w relatywistycznej równomiernoíetJ w równomiesnej równowadze, w równopoziomo'. równoeiagu, w równowažnym równomiejscu í na rdl ty wnej równowažnĽ
Jakich dwóch godnych opatentowania wynalazkrtw (miedzy wieloma innymi) dokonal E.S.,# przeczytaw« szy o nich niedawno w „Wyborze Najlepszych Arl] kulów"?
Wymyálil elektrycznie ogrzewany koc i pas elektryclfl|
dla mežczyzn.
Jakimi zaletami odznaczaly sie wynalezione przez niego przedmioty?
Minimálny waga w stosunku do klasycznej pierzyny lub kotdry welnianej czy puchowej í maksymalnym cie-plem, jak równiež možliwoscia tatwiejszej manipulacji i regulowania temperatury, Meski pas elektryczny spel niat klasytzna funkcjc pasa, to znaczy przytrzymywal spod nie w talii, zapobiegajac nie milým niespodziankom, a poza tym, przez wlaczeníe baterii za nacišnicctem dobrze ukrytego guziczka, ogrzewal okolice brzucha i Uídžwi i dzieki ternu wplywal na ožywienie catej nox microcosmica, a mianowicie zwiekszal potencje, zapobie-gat zapáleniu prostaty, leczyl impotencie, regulowat prace nerek, watroby, gruczotów wydzielania wewnetrznego i pecherza, zapobiegal polucjom (po prostu przez wyla-czenie baterii na noc), wreszcie, na žyczenie, wywolywal silná erekcje i przyjemna ejakulácie.
Dlaczego E. S. nie przy jal butów (spade k po niebosz-czyku), które ofiarowala mu przed miesiacem jego siostra Olga, wdowa po Maurycym.
Albowiem wierzyl wr nadej šcie lepszych dni (opty-mizm). Albowiem nie chciat nosič butów nieboszczy-ka (przesad). Albowiem nie podobaly mu si? (wzgledy estetyczne), Albowiem byty o numer za mate (wzgledy praktyczne).
Prosze opisač te buty.
Pótbuty numer 4S, skóra zamszowa (imitacja), kolor szary, czubki okragle, noski i na piet k i twarde, szesc par dziurek dookragtych sznurowadel, podwójna podeszwa (garbowana skóra šwiáska i karton), ozdobne dziurki
tworzace na przedniej cze&ci buta poikole, a w nim1 na ksztatt p latka sniegu; takie same diiurki-šiiii-žvnll znajduja si? po obu stronach poniže] sznurowania; | szwa podwójnie obszyta biata ničia; wy rób Bata na scat jesienno-zimowy 1940/1941 -
Kiedy E.S. zamienil solidný brzytw? marki Solingif na tanie žyletki marki Tabula Rasa?
W roku 193a w Kov in ie. Chciatmianowicie podel j sobie gard to, ale przeszkodzil mu Ickarz, doktadniej wiac, pielegníarka. Zatrzymala si? dwa k rok i od nl i spokoj nie, ale stanowczo poprosila, by rzucit „tfl rzedzíe" albo ztožyt je i oddat. Przez jakiš czas jesz( wymachiwal ostrzem, przecinajac powietrze ruchal žwawymi, jak przy krojeniu kartoŕli, to znów wolnyr i ostrožnými, jak przy obieraniu jabtek. W pewnym 1 mencie z obrzydzeniem odrzucit brzytwe daleko od bie, w traw?, i usiadt na tawce. Byta wiosna, W ogrc szpitalnym k witty kasztany, roztaczajac m d ty, ci< zápach.
Co pominat w swoím liscie czlowiek poslugujacy dziš przy goleniu kikutem pedzla, z którego ztuszc zy| sie lakier, trzonek pope kat, a áwihska sicršc wytarta tm lub powypadata?
Pominut fakt, že to samo indywiduum bylo kiedyé wspótwlaseicielem fabryki r?cznych wyrobów szca karskich (Weiss & Kohn), która produkowala tocznifj okoto piečdziesieciu tysi?cy pierwszorz?dnych p?di równiež na eksport do wszystkich krajów batkaás i šrodkowoeuropejskieri, a takže do Zwiazku Sowieckiť až po rok 1930.
534
Nie majac tymczasowo nawet miseczki do golenia, jak si? pocieszat?
Trzymat resztk? mydla w zacisni?tych pákach jak kaplan hostie i pocieszat si? mysla o pewnym m?drcu — pu-stelniku, który dopiero na starosc zrozumial, že možná si? obyc nawet bez szklanki: zobaczyl mianowicie, jak pastuch zaczerpnal wody ze žródta dtonia.
Obrazy z podróžy (m)
58
Czlowiek podnosí cegt? i usiluje rzucič ja na wysokf stert? níeopodal. Dlonie ma owiniete podarta szmatq prawdopudobnie chustka, bo mimo zaskorupiatego bloti widac na nie; ciemne linie wzoru, može niebieskíe, moit brunátné, može zielone, Wyprostowal sie na chwile i pró-buje poprawié opatrunek. Obie dtonie ma owiniete až po palce, a szmaty zsunely sie i splétaly wokót nich, wi?c jego ruchy sa niezgrabnei nieskuteezne, Te niezgrabnoéc powi?ksza jeszcze poptoch. Nie wiedzac, co robíč, zad skajac palce, czlowiek jakby si? zastanawia, czy w ogóle podrzec szmaty, zerwac je zeba m i czy spróbowač jeszcze raz poprawic opatrunek. To wahanie trwa bardzo krótko, Nagle czlowiek dostrzega w polu widzenia, w ciasnej przestrzeni ograniczonej jego zacišnietymi dlonmi. tuž przed szklami okularów, par? tak samo zabtoconych r^k, tyle že nieowinietych szmatami, Bezradnie powie-rza swoje dlonie tamtým. Twarz dostrzega dopiero potem, Twarda, chmúrna twarz, oczy niečo spuszczone, zmarszczki na czole i ublocony kapelusz. Na twarzy tego drugiego maluje si? skúpieme, ale usta dziwnie, nerwowo si? poruszaja. jakby i one, rázem z palcami, uczestniczyty
w rozplatywaniu supia. Cztowiek styszy tylko ciche dy-szenie tego drugiego. Nie do siebie nie mówiq. Cztowiek czuje, že wszystkotrwa przeražliwie dlugo, to rozwiazy-waníe rogów chustki z?bami i paznokciami, to owijanie dloni brudna szmata. Najpewniej czuje rňwniež, žc i ten drugi traci juž cierpliwošc, bo jego ruchy staja si? čoraz bardziej nerwowe. Usiluje cos" powiedzied, chyba uwol-nič tamtegu od meczacej pomocy albo podzi?kowač mu, albo poradzic, žeby zerwat i odrzucil szmaty. lednakže glos nie wychodzi mu z gardta, tylko charezenie, jakby chciat odkaszlnac.
Tamten drugi wei^ž jeszcze m?czy si? nad opatrun-kiem. Odwinat dopiero jedna dtori, a teraz bierze w swoje řece druga, szukajac sup ta na zabtoconej chustce. Wresz-cie znajduje, ale znów nie može go rozwiazač, Zbliža usta do powierzonej mu dloni. Cztowiek widzi przez chwil? krótkie, jakby podpitowane z?by tego drugiego, a potem jedynie ubielony kapelusz. Spoglada gdzieÉ ponad gtowa m?žczyzny, który zakladá mu opatrunek. Przez zabto-cone szkla nie dostrzega nasypu kolejowcgo ani domu o wyokragloncj fasadzie. Widzi tylko w odleglosci paru kroków jakics cienie snujace si? po ty m, o czy m wie, že to btotnisty nasyp. Styszy skrzypienie ťurmanki i tepy stuk cegiet, przypominajacy stuk drewnianych kul. Zwrócony twarza ku sloncu, widzi tylko jaskrawoczerwone migo-tanie nad snujacymi si? cieniami. Naraz wydaje mu Si?, že wszystkie ruchome dotychezas cienie znieruchomia-ty Wydaje mu sie, že ustalo takže skrzypienie furman kí, nie stychac stuku cegly o cegt?, przy pomíňajúc ego stuk drewnianych kul. Przechodzi mu przez mysl, že može to
tylko przywidzenie albo ze ze zmeczenia tra t i j n ■>■■•. noíč — jakby puť purowe šwialto zebatego sIoíh .in chodzie wlewalo mu sie do mózgu przez oczy. W cli gdy zrozumial, že sie nie myli (že skrzypienie ťurmnithl ucichlo), zrozumiat równiež, že na wszystko jest iu; m póžno, Dotarlo to do jego swiadomošci rázem z poi w . nym bolem czaszki. Nie zemdlal jednak. Cios zail.i 11 tytu, zapewne gumowa patka, na moment tylko rozjasnil mu horyzont dziwnym purpurowym áwiatteni. Czl• l kuti sie, osuwa na kulana i oslania řekami przed gradem ciosäw. Niektoré ciosy nie zadaj $ mu bolu, orient u n U
wiec, že spadaja na mežczyzne, który owijal mu dl......
Styszy jego jek zrnieszany z wrzaskiem tých, klórzy /* sypuja ich razami. Nagle cios w gtowe wypycha mu / nil jak$s twarda mase, która wypluwa dziwnie latwo, r a zem z krwia i slina. Z przeraženiem pojmuje, že v. yplui s/< .1 ke. Potem styszy (albo tylko mu sie wydaje), že furman U znów skrzypi, tym razem catkiem biisko, tuž obok HJH glowy. Slyszy tež, jak cegly padaja na sterte, chyba c /ť* ciej niž poprzednio. Teraz uprzytamnia sobie, že dtonlf znów ma owiniete jak trzeba, Twarz kryje w szmata* h cz uje zápach zasch n ietej na nich gl i ny. Jeszczc kilka ch w II pozostaje taki skulony, myšlac zapcwnc, že nie bedzli mógl sie podniesť. Tamci z patkami chyba pokrzykuji, ale nie wie, czy na niego, czy na mežczyzne, który owi-nal mu dtonic, Czolgajac sie na kolanach, usiluje nami*] cač szczeke i okula ry. Palce wystajace spod opatrunku szukaja po omacku w zaskorupiatym btocie, W pewnej chwili wyczuwa pod palcami przedmiot kanciasty a zartH zem šliski i ušwiadamia sobie, zanim jeszcze go zobaczyt,
538
te to przedmiot jego udreki, uwierajaca górna szczeka 1 dužymi porcelanowymi zebami. Niezgrabníe usiluje przyciagnač ja do siebie, lecz nagle ból rozrywa mu re.ke. i jednoczesnie styszy swój skowyt. Widzi, jak ciežki, podkuty but catym ciežarem przygniata mu palce. Czuje, jak z trzaskiem wszystko p?ka niby krucha szklanka, a wlas-ne porcelanowe zeby wrzynaja mu sie w dlon.
59
Z lopata na ramieniu, ut ykajac, cztowiek kroezy w szeregu. Gtowe ma nisko spuszczon?, opat runek na jednej rece (zwisajacej wzdtuž ciata) catkiem sie rozlužnit i trzyma sie juž tylko na przegubie. Lewa reka sciska trzonek lopaty. Purpurowe swiatlo stoňca widač jeszcze na dachach domów, wzdtuž ktorých ida, i w oddali, na kopule wyso-kiej dzwonnicy. Ale cztowiek tego nie dostrzega. Widzi tylko zabtocone buty meiezyzny, który kroezy przed nim. t styszy gtuchy stukot kroków.
Zostalo ich jedynie szesciu. Wyszli na plac. Nie ma tu ludzi. Przed nimi znajduje sie katedra, a posrodku placu pomník. Na postu mencie stoi postaŕ bohatera z prawa reka, podniesíona ku szczytowi wiežy katedrálnej albo ku niebu. Teraz skrecaja w boczna ulice, w lewo. Cztowiek idzie, utykajac, z nisko spuszczona gtowa. Znowu skrecaja (jest ich juž tylko trzech czy czterech), kolo studni. Slychaó, jak kotowrót nagle przestat sie obracač, a strumieň wody zaniká powoli. I znów skrecaja. (Teraz jest chyba sam, kroki tego drugiego ucichty, stychač na-tomiast skrzyp furtki). Cztowiek idzie samotnie, najpierw
539
wzdtuž žóltegp múru, z którcgo stercza. cegly, póínl wzdluž drewnianego plotu, W którymš ok nie jak gd) poruszyta řiie bidla íiranka, prvyp-dmin.r.jl a gaz?. W samej chwili czbmiekuslyszal, jak znów z rytmiczny skťzypieniem zaczeto si? obracač želazne koto u studí i trysnal strumieri wody.
Czlowiek dotarl do drewnianej bramy i spuscil lop.ni; ostrzem ku ziemi. Prawa reka z powtewajacym opatrur kiem naciska klamke i uchy ta drzwj tylko na tyle, zet przecisnac si? bokiem, ale zawiasy i tak skrzypia. W nach po lťwej strome pali si? juž swiatlo, Czlowiek pale ach przechodzi te kilka metrów pod oknami. Na r cie /.nakazt si? chyba w bezpieczn.yjm miejscu, bo ki jego staja. si? pewniejsze, choč nadal uryka. Stawia íops cibok drewnianych drzwi na grubych zawiasach i zaczyr porušiac klódka, jak gdyby chciaí j a wyrwac. Przez wien t za s bezradnie trzyma kíódk? w poraň ionej dť jakby sie zastanawiat, co poezač. Odsuwa zardzewíal oston?, wyjmuje z kieszeni p?k kluezy i jeden podrggii p róbu j e wložyt w zámek, ale na próz no. Zrozpaczt weiska glow? w dlonie i st oj tak przez jakis ezas, gudzine, dwie albo i dluže j.
Przest ucha nie swiadka (11)
60
Niech pan spróbuje sobie przypomnied. J už mówitem, pracowaliámy przy nasypie. Co si? zdarzylo tego dnia?
Wyprostowatem sie w pewnej chwili, žeby poprawic opatrunek na r?kach. Nie byly Lo nawet bandaže, ale dwie chustki. Pomógí mi Ofner.
Kto to jest Ofner?
Inžynier. Pozná lem go w huŕcu prac y
Czy tego dnia wykonal pan przewidzianq norme?
Tak, Chyba tak,
Co bylo dalej?
Nic nie widzialem, bo na szklach zaschlo mi bloto. Dalej.
Nagle odnioslem w razenie, spostrzeglem albo poezu-lem, že si? cos stalo. Jakby ucichlo skrzypienie furmanki, a niewyražnie rysujúce sie sylwetki ludzi znieruchomiaty, Gdy zastanawialem sie, co to može byť, poczulem zadaný od t ylu cios w czaszke.,.
Dalej.
Od uderzeri zacz?lo mi si? matic w gJowie. Ofner a tež powalili na ziemi?...
Ďalej,
Kleczalem, oslaniajac glow? řekami. Pózniej, poprzez wrzask tých, którzy nas bili, usfyszatem, že fu rmar znów skrzypi, tym rázem catkiem biisko, tuž obok moje) glowy. Uprzytomnitem sobie, že dtonie znów mam owi-niete jak trzeba, bo twarz krylem w szmatach. Poczulem zápach zaschnietej na nich gliny...
Ďalej.
Przez jakis czas pozostawatem ta k i skulony, myslíc,; nie b?d? mogt si? podniesc. Potem szukatem okulai usitujac namacač je w btocie. Wreszcie znala z lem, Jí szklo by to zgniecinne. To wszystko.
Ďalej!
To wszystko.
Czego pan szukat tego dnia w piwnicy przy Bema 21?
Nie przy pom inam sobie, žeby m byt w piwnicy.
Próbowat pan otwoizyc klódk? wytrychem.
Užylem w tym celu jedynie swoich kluezy. Myále, že pragnatem si? ukryc, Sp?dzic noc w piwnicy. Nie chcia-lem w takím stanie, bez górnej szcz?ki i bez okularów, pokazač si? swoim bhskim.
Dlaczego wybrat pan akurát t? pi w nice?
Nie wiem. Dwa lata ternu powiesila si? w nicj pewna staruszka-
A wi?c chcial si? pan powiesic?
Nie wiem. Može.
Poprzednio pan zeznat, že zamierzal pan ze soba skonezyc. Možliwe.
Dlaczego pan odstaptt od tego zamiaru?
Može dlatego, že nie udalo mi si? otworzyŕ kiódki. Nie wiem.
Poprzednio, w Bak&zy, zeznat pan, že bito jedynie Ofnera,
To bylo innym razem. Ofner zrobit wtedy jak^s uwag? i uderzono go pejezem.
Dlaczego przemilezal pan przypadek, który odnosí si? do pana?
Nie wiem. Tak czy inaczej, pragne jak naj pred zej o tym zapomnieč.
Jak dtugo stal pan przed drzwiami piwnicy?
Nie wiem, Može godzin?, dwie albo i dtužej.
Do kogo pan wstapit przedtem, po drodze?
W tak i m sta nie nie moglem pokazac si? nikomu.
Poprzednio zeznal pan (cytuj?): „Powiedziatem tylko Neti przed jej wyjazdem do Budapesztu, žeby nákaza ta swoim dziecíom ZOStäwic nas w spokoj U, bo ješl i któres tknie nas chočby palcem" ítd...
Možliwe. Cbciatem tylko...
Kto to jest Neti?
Moja rod zóna SlOStra,
Po co pojechata do Budapeszlu?
O ile mi wiadomo, po jakieš dokumenty.
Po jakie dokumenty?
Pu zašwiadczenie w sprawie obywatelstwa ojca i dziadka, a takže zaswiadczenie stwierdzaj^ce, že w latách 1870-1880 dziadek regularnie píacil w gminie do-miar. Možliwe, Že przy okazji chciaía Si? tež wystarac
0 dokumenty dotyczace sprzedaiy lasu naszego ojca
1 dzialalnošci firmy Weiss & Egelk
S42
S+3
Prosze o tým opowiedziec,
Niežyjacy juž Jakub Weiss okolo roku tysiac osie i u set osiemdziesiatego przybyt do Agramu ze swoja ion% Franciszka., z domu Poliak. Pochodzita ona z Nagykanizsy< totéž Weiss wiekszoáč interesów zalátwial w Nagykanl-zsy i okolicach, najczešcicj za posrednictwem krewnych žony.
Czym handlowat?
Zpoczatku owocami poludniowymi, rodzynkami, t) toniem i áliwuwka, a póžniej, okolo roku tysiac osiems dziewieŕdziesLategoŕ mial j už sklep z takzwanymi towa rami lokciowymi, Schnittwarenhandlung, „
Prosze. mówič dalej.
Po kilku sukcesach, ktorým towarzyszyJy aféry sade Weiss rozszerza swoja siec handlowa na znaczna cz^ Wegier i wzbogaea liste, sprzedawanych towarów; ty mi, o ktorých juž wsp omnia lem, handluje równi octem winnym, míodem i zbožem. Okoío roku tysl dziewí^dsetnego zawiera spótke z przedsicbiorca zagí ski m Egellem i wkrótce obaj uzyskuja zgode na wypalanie potážu w Jasach na tereme Wegier. W ty m przedsiewi cíu pomagaja íro jako wspólnicy Schlesinger i Pinl Poliak, brat žony Weissař Franciszki...
Dalej.
Firma ta zawarla umowe o wypalaniu potazu taks z naszym ojcem. Wówczas firme prowadzíla juž wa po Weissie, Franciszka, i jej brat, Pinkas. Po šmierei oj ca umowa zostala przedtužona bez mojej zgody, a do-chodami ze spalonych lasúw podziclny síe miedzy soba siostry...
Dalej.
Pózniej firma ulegla likwidacji, a wierzyciele, miedzy innymi moje siostry, zostali z pustými řekami. Sladem tego przedsiewziecia byly tylko hektary spalonego lasu.
Gdzie pan byl dwa dni ternu?
Pojechalem odebrac swoje rzeczy wystane z Nowego Sadu: dwie szafy, do ktorých wpakowatem pošciel i na-czynia kuchenne.
Jak wygladaja te szafy?
Satodwiestarošwietkif1. jednoskrzydlowe szaťy zdrze-wa orzechowego, niegdys na wysoki polysk, nad drzwiami I ukowato zwiericzoiie i ozdobione rzežbionymi w drzewie, stylizovanými ružami, mówiac dokladniej, bukietem róž, poárodku którcgo znajduje si? šli mako wata woluta, przy pomíňajúca gtówke kontrabasu.
Kto pana zawiózl do Lenti?
N'icjaki Martin, wožnka,
O czym rozjTiawiališcie po drodze?
O czosnku jako šrodku skutecznie pobudzajacym krwiobieg i reguluj ac y m trawieníeh o wzroácie cen, o braku niektorých artykulów i o brzoskwíníówce.
Czy wspomniany Martin wozil juž pana přzedtem?
Wozil m nie nieraz. W roku 1909 ze stacji w Lenti na wieš, a po dwóch dniach ze wsi na stacje. W roku 1914 ponownie w obu tych kierunkach, Hiecaíy miesiac ternu z Lenti do Kerkabarabás, przedwezoraj na odcinku Barabás-Lenti-Sziget i dzis na odcinku Barabás-Cse-sztreg,
Pb co pan ježdzildo Szigetu? Wstapilem do Roscnberga.
Czy to ta sama osoba, o które) wspominal pan juž ] innej okazji?
Nie. Wtedy chodzito o Izaaka Rosenberga, mlynař i kupca z Bakszy, a to jest Jakub Rosenberg, jego mlodszy brat, równiež kupiec.
Czego pan chcial od Rosenberga? Chciatem požyczyc pieniedzy. Swoim przyjazdem po-stawitem go wtasciwie przed faktem dokonaným: wi«« dziatem, že nie potratí mi odmówič. Jako dowód moje) przymusowej sytuacji pokazalem mu przez okno jedno-konny zaprzeg chlopski, na który zaladowane byty obli szafy. Przyznatem si?, že wyruszylem w drog? bez zla-manego grosza i nie moge nawet zaplack: furmanowl, który oto cierpliwie czeka na wozie. Ile pieniedzy dat panu Rosenberg? Trzydzieáci pengó, Dlaczego pan si? zatrzymat u niego? Sam mnie zatrzymat. Powiedziat, žebym przenoco* wat u niego, a wožnicc albo tež zatrzymat. albo wyprawil, jako že jutro može mi užyczyc swojej dwukólki. Wola-tem pierwsze rozwiazanie, to znaczy aby Martin /ostal ze mna w Szigecie, bo wiedziatem, že w domu nie ma kto mi pomoc przy znoszeniu szaf. Na Martina zreszta nie možná liczyc: gdy czlowiek go wynajmuje, liczy przed* wszystkim na inteligencí? jego koni. Martin wtašciwif nie trzežwieje i przesypia wi?ksza cz?šd drogi. Co pan robit u Rosenberga? Bytem okropnie zmeczony i potožytem si? wc nie. Poniewaž dtugo nie mogiem zasnaé, usitowatem dokonczyč list do mojej siostry Olgi mieszkajacej
w Szentadorján. Chôdzi o kopi? tego listu, która, juž od dawna nosz? przy sobie.
Od kiedy pan zna Rosenbergów?
Od czasu, kiedy jeszcze istniata firma Weiss & Poliak. Firma ta zawarta umow? z Rosenbergiem seniorem, czyli ojcem Jakuba, a nieboszczyk Maks, czyli mój ojciec, wdal si? w interesy z firma Weiss & Poliak wtaánie wskutek namowy i por?czen Rosenberga seniora. Póžniej synowie Rosenberga czerpali zyski z wypalania potážu, jego zápasy i reszt? kapitálu wtožyli mianowicie w wyrób szkta, powierzajar. sprawe czeskim majstrom szklarzom...
Prosz? mówic dalej.
Wdowa po Weissie, Franciszka, wyszta w swoim cza-sie za Rosenberga ojca i dalej prowadzita interesy firmy rázem z krewnym Rosenbergów, niejakim Schreinerem, z zawodu szklarzem. Pod nadzorem tego majstra pra-cowato wielu pomocników i uczniów, jak tež dziesi?ciu w?glarzy, którzy wypalali potaž do wyrobu szkta.
I co bylo dalej ze Schreinerem?
Schreiner požyczat pieniadze i wykupywat lasy, takže mlodniaki i zagajniki, ale w pewnym momencie zostal bez grosza, z wierzycielami na karku. Po pierwsze, spo-wodowany przez nieuwag? požár lasu zniszczyt znaczna cz?šc jego nieruchomoáci, a po drugie, wtoskie i czeskie szkto, tahsze i lepszego gatunku, po prostu przekrešlito interesy firmy Weiss 8í Poliak. Schreiner opušcit wi?c fabryk? i chylkiem wyjechal do Budapesztu, nast?pnie do Zagrzebia, wreszciedo Weissenbach. Nastapita likwi-dacja firmy. Lasy byty spalone, na licytacj? poszlo pi?č pieców do wytapiania szkta, budynek fabryczny, budynek,
546
547
w ktorým mieszkali majstrzy, uczniowie i weglary. i dzielny piec do wypalania potážu oraz stajnia na o»|m do dziesieciu koní, Lacina wartosč tego majetku . i il.i oszacowana na okolo dwóch tysiecy owe zesnych loriň tów. Spisano růwniež pozostalé w y roby ze szkla, zap* kwarcu i potazu, i wszystko to wyceniono na zaledwln trzysta forintów, a sprz?ty domowe, odziež robocza i rzedzia na jakieš dwiescie piecdziesi^t forintów. Tr/i zaznaczyc, Že wyroby ze szkla, jak szklanki, butelki tin octu, do piwa itd„ byly raczej w zlým gatunku, bit prai w wanu Lam wedtug zupelnie prymítywnych metod,
Czy Rosenbergowie mája jeszcze w posiadaniu ciqU tych lasów?
O Lie mi wiadomo, nie. Mysle, že w pore, wycoftU si? z interesów, a mtodníaki, które tymczasem wyrosly, sprzedali rodzinie hrabiego Esterházy.
Czy Izaak Rosenberg poluje?
Nie wiem.
Jakie stosunki lacza Jakuba Rosenberga z pah sklil siostrzericem Georgesem?
Georges zaopatrywai sie u niego w wyroby ze szktj Byty to resztki tandety, które zachowafy sie w piwnicach Rosenbergów, albo towar podobnej jakošcí, sprowadzany z Budapesztu czy z Nagykanizsy.
Jakie stosunki tacza Rosenberga z pania Fischer?
Rosenberg zbiera naczynia szklane i wyroby czt< skich majstrów. Ma takže cenná kclekcje naczyií kul towych i lamp, Nieboízczyk Fischer, jak mówilem, h rzezakiem i równiež zbieral naczynia obrz?dowe, zal teresowanie Rosenberga tym, co pozostawit, jest wi
54S
zupetnie zrozumiate. O ile mi wiadomo, Rosenberg wykupit czesč zbiorów od pani Fischer, na to m ia st pozostalými piecioma czy szešcioma przedmiotami rze-komo w ogóle sie nie interesowat, choc pani Fischer powiedziala mi przy jakiejs okazji, že nie rozstataby si? z nimi, nawet gdyby miala umrzec z glodu. Osobišcie przypuszczam, že lekcewaženie wartosci i wieku tych przedmiotów jest manewrem taktycznym ze strony Rosenberga, który nawet przy ostatním naszym spotka-niu zapytywat, czy wdowa Fischer jeszcze przechowuje w swoim prywatnym muzeum „t? tandet?, o której mysli, že to ska r by".
Posred n iczyt pan zatcm pomiedzy Rosenberg iem a pania Fischer?
Owszem, ale dawniej, gdzies koto roku tysi^c dziewieŕ-set trzydziestego pigtego. Wówczas, gdy Fischer stracit prac? i zanim jeszcze zostat rzezakiem, zaproponowatem, že znajd? cztow ieka, który by na dogodnych warunkach odkúpil cz?áó jego kolekcji. Fischer nawet sfyszeč o tym nic chci a I, ale juž wtedy, o ile sobie przypominam, Rosenberg wstapil do nich i ogladal te zbiory. Czy cos kupíte nie wiem,
Ile razy poáredniczyt pan mi?dzy nimi?
Tylko raz, Póžniej Rosenberg sam kilkakrotnie przy-ježdžat do Nowego Sadu i osobišcie zatatwiat te sprawy. Wtedy jeszcze mógt si? ruszac...
Jak to?
Od trzech lat jest unieruchomiony to znaczy przykuty do wózka. Cierpi zdaje si? na para liž post?pujacy lub jakas podobna choroby
549
Czy przedtem, gdy jeszcze mógl si? ruszac, odwi Mayerow? Nie wiem.
Co zbiera Rosenberg prócz naczyri szklanycb?
Dawniej zbieral chyba znaczki, Nie wiem o tym m pewnego, tylko sie domy slam, bo kiedys prosil, žeby m zachowaldla n i ego cenniejsze znaczki z zagranicznyj ľ listów. lnnym razem interesowat sí? czarnogórskiml znaczkami z czasówkróla Nikoli i chcial, žebym sieoťtll w y staral, a Je rozchorowalem si? wtedy i nie moglen mu pomoc,
A czy, jako amator, zajmuje sie rádiotelegrafia? Nic o tym nie wiem.
Czy Rosenberg przekazat panu jakieš wiadomosci chodzace, jcgo zdaniem, z wiarygodnych žródel? Nie.
Niech pan si? dobrze zastanowí.
Powiedziat tylko, že jego zdanicm pi17t?dkladanie do* kumentów dotyczacych obywatelstwa í placen ia domiam w gminle jest ostatním árodkiem, jakí wtadze. przedsi? wziery w stosunku do nas. Nie mówií natomiast, že jesi to informacja uzyskana z wiarygodnych žródeh
Jakie stosunki l^tza Rosenbergów z May érami?
Poza konta ktami zawodowymi, handlowymi, przeíj pewien czas Rosenberg i jeden z synów Mayera, archeolog, utrzymywali, že tak sic wyraže, kontakty naukowe. Rosenberg mianowicie naklaniaí Mayer j, aby w trakcie poszukíwaň archeologieznych spróbowal ustalic udzial zabytków sztuki i piámicnnictwa semickiego w wykopa-líškach na terenie Panonii.
55»
Czesto sie spotykali? Nie wiem.
Kto mieszka razem z Rosenbergiem?
Jego žona Sylwia, która prowadzi sklep od czasu, jak Rosenberg zostal przykuty do wózka, a poza tym služba: woínica, ogrodnik i služaca, która opiekuje si? chorým,
Co to za wožnica?
Ma kolo szeácdziesieciu lat, a zachowuje si? jak sy-jamski brat Martina. Pomagaí mu przy wyprzeganiu i nieti od no byto zauwažyC, že obaj sa pijani. Sam Rosenberg powiedzial, že ten jego wožnica i sluiacy rzadko by wa trzežwy.
Ogrodnik?
Jest to niejaki Bor y s Awramowicz Struve, pochod zi z Rygi. Jako jeniec wojenny w tysiac dziewi?cset szes-nastym roku dostal sic do Abazii. Po pierwszej wojnie šwiatowej otworzyt tam zaklad fryzjerski, nastepnie in-troligatorni?, a w koncu pracowni? krawiecka. Przez pewien czas mial malyogródek zimowy, w którym prze-prowad za 1 ek spery menty z owocami polud n iow y m i i eg-zotycznymi kwiatami, kupujac nasíona od marynarzy. Pracowal tei jako ogrodnik i liťt-boy w jedným z hoteli w Abazii, gdzie poznal si? z Rosenbergiem. Dodnia dzi-siejszego goli Rosenberga co rano o ôsmej i przygotowuje mu jakaá specjalna kapiel, ogrodníctwem natomíast zajmuje si? ubocznie i, powíedzialbym, bez zápalu,
Poslugaczka?
Jest to stará panna, po pi?cdziesiatce. Tyranizuje Rosenberga i jego žon?. Podczas naszej wieczornej rozmo-wy weszla do pokoju bez pukania i odepchn?la wózek
ssi
z Rosen bergiem, który uámiecha t si? tylko t wzruszalra-mionami, dajac mi do zrozumienia, že tak musi byŕ. Na imie. jej Rozália, fa równiež Rosenberg sprowadzit z Aba-zil, gdzie pracowafa jako pokojówka. Mysl?, že z poczatku istniak jakaš sympatia pomiedzy nia] a Bnrysem Awra-mowiczem, ale teraz po prostu sie. nie cierpia.. Powie-dziala mí to pani Rosenberg,
Co miedzy nimi zaszlo?
Roza dowiedziala sic;, že Borys koresponduje 2 ja leas' dama w Rydze, to znaczy korespondowat z nia jeszcze przed trzema laty la dama z Rygi byla podobno jego níeslubna zona i miala z nim syna. Fakt ten czterdziesto-dwuletnia Roza przeiyto jako potworna zdrade i chciala popelnic samobojstwo, Potknela tabletki usmierzaja.ce, które zažywal Rosenberg, ale ta ilnšc nie w y sta rezy la, by zabiŕ jej nieszczescie,
Czy Borys Struve nadal koresponduje ze swoja nie-siubn^ žon^i albo z synem?
Od pakichi trzech lat wszelki sluch o nich zaginai.
Czy Struve pisuje jeszcze do kogoá za granka?
Przez pewien ezas korespondoval z kuzynem zamíesz-kalým w Paryžu, ale gdy ten dal mu znač, že jego žona i syn najprawdopodobmej nie žyja, Struve przestal w ogo-le odpisywac na listy, Powiedziaí mi to Rosenberg,
Kiedy poznal pan Borysa Struve?
Podczas mojej pierwszej bytnosti u Rosenbergówj gdzics w roku tysíac dziewi?cset dwudzíestym osmy m. Siru ve pracowat wtedy li nich jako og rod nik, Z ich du-žego ogrodu wyrzucil Gartenzwerge i powyrywal tan-i.]i:\ni: Lio/.dzilil, a zamiast nich pu sad zil francuskie róže.
Q powiedziaí mi wiele ciekawych rzeezy z dziedziny ogrodnictwa, Niestety nie miaíem okazji ani možliwo-sei wykorzystania w praktyce tego, ezego sic od niego nauezylem, Czy Struve pisywal do pana?
Napísal do mnie tylko raz, gdzíes w roku tysiac dzie-wiecset trzydziestym drugim, proszac, žeby m kupil i przystat mu ksiažke o holenderskich tulipanach. Nie odpowiedzialem na ten list, poniewaž przeszkodzit mi stan zdrowia.
Po co pan bywaí w tym roku u Rosenbergów w Cse-sztreg?
Chcialem zalát wie sprawy lasu, Wedíug oswiadczenia moich sióstr najwiekszy zysk ze spalonych lasów wyciag-neli Rosenbergowie, totéž zamierzalem wyjaÉniŕ z nimi te spraw?. Odszedtem z kwitkiem, niezego nie zalátwi-lem. Rosenbergowie po prostu umyli řece, twierdzac, že wszystko jest w Fiajlepszym porzadku i nie czuja sie win ní ani zobewiaza ni z pnwodu tego, že ich nieboszczyk ojciec doradzal mojemu ojcu, aby powierzyt swoje lasy firmie Weiss & Poliak,
Czy jednak dali panu jakieá pieniadze w formie, po-wiedzmy, odszkodowania?
Tak- Zupetnic symbol iezna. sum? dwustu pengó.
A czy suma, jaka. Rosenberg dal panu obecme w formie požyczki, može zdániem pana pójsc na konto jego zobowiazari?
W pewnym sensie tak,
Czy Struve zajmowal si? czyms jeszcze prúcz tego, co pan wymienil?
O íle mí wiadomo, nie,
Poprzednío, przy innej o kazí i, powiedziat pan: „Stí u ve poprosit mnie, žeby m mu przy wiozl z Nowegu Sadu czesci do radia".
Owszem, chodzilo o lampo do radia marki Orion,
Przy wiůzl mu pan te lampe?
Nie przywioztem, Nieprzewidziane wydarzenia nie pozwolily mi myslec o tak ich sprawach.
Co pan rozumie przez „ nieprzewidziane wydarzenia"?
Chôdzi o zawalenie sie domu, w którym mieszkatem, í o nastepstwa tego wypadku.
ľoprzednio zeznatpan (cytuje): „ J es tem gleboko prze-konany, že dorn zburzyl szezur" Czy pudtrzymuje pan to zeznanie?
Tak.
Wróc-my do Borysa Struvc, Czy prosil pana o cos jesz-cze w zwiazku z wyjazdem do Nowego Sadu?
Prosit, žeby m mu przy wiózt dobry pedzel do golenia. „D1& pana", jak sie wyrazit. Obiecatem mu to, zwlaszqza že sam tež nie mam przyzwoitego pedzla. Niestety nie znalaztem, ani dla siebie, ani d la niego.
Jeslí ktoá potrafi wymienič w aparacie radiowym lampe, czy nie wydaje sie panu, že taki kros zna sie równiež na technice radiowej?
Niekoniecznie. Ten rod za j naprawy, polegajacy na wy-mianie czešci, potrafi wykonac každý amator.
Czy wiadomo panu, že Struve byl zbrojmistrzem?
Coá o ty m slyszatem.
Czy widziat pan jakis warsztat w domu Rosen-bergów?
S54
Níe.
W jakich pomieszczeníach pan przebywal?
W przedpokoju, w pokoju goscinnym i w jednej z dwóch sypialni. Wtasciwie nie jest to sypíalnia, lecz pokoj, gdzie stoi kanapka, na której spalem.
Slyszal pan jakies podej rzané odglosy?
Níe siyszatem žádných odgtosów. Przed poíoženiem sie spač wy pi I iémy z gospodarzem lit r tram i nera i zmeczony droga, za sna tem jak suset.
Czy Struve byl z warm, gdy pílíscie traminer?
Nfe.
A gdzie byt?
Mysle, že zajat sie Martinem i wozem, Widzialem go tylko podczas kolaci i. Byt przygnebiony i skaržyl sie na bdi glowy.
W jakich stosunkach pozostawal Struve z Polta-rackim?
Przy pewnej okazji zapytatem go, to znaczy pana Struve, co mysli o Poltarackim (bylo to kilka lat ternu), na co od-powiedziat, že jeslí chôdzi o niego, najchetniej strzelilby Poltarackiemu w leb. Przerazito mnie to, ty m bardziej, že pan Borys, to znaczy Struvc, jest czlowickiem spokojným, zrównowažonym, i takiej wypowiedzi nie mogtem sie po nim spodziewac. Wiedziatem, že w swoim czasle obydwaj žyli w Nowym Sadzie jak bracia, na dobre i na zte, znajomi uwažali ich za swego rodzaju spiskuwcúw i masonów. Struve byt wówczas podobno ordynansem pana Poltarackiego, chce powiedziec: grat w oczach lu-dzi role, która byta mu przeznaczona. Mysle, že istnialy tež jakieš intrygi mitosne z wi a za ne z Sofia Nikolajewna,
555
zona Poltarackiego. Mówiono, že ten trójkat, Struve-Sofia Nikoíajewna-Poltaracki, žyje caíklem zgodnie. A zatem ' vyznanie pana Struve, ženajchetniej strzelitby Poltarao kiemu w teb, najprawdopodobniej nie w ynikato z zazdro-éci. Wiedziatem o tym od pierwszej chwili. Potwierdzil to sam BorySí wyjasniajac motywy swojego wzburzenia: teraz juž niežyjacy, pan Poltaracki nawíazal byl kontakty z trockistamí. S^dz?, že to spowodowalo ich zerwanie.
A wiec pana zda [lie m Borys Struve, wbrew pewnym faktom, nie móglby praco war d la Sowietow?
lestem o tym gteboko przekonany
Na podstawie czego?
Wszystko wskazuje, že Struve w czasach, kiedy przyjai-nil si? z Poltarackim, przez swoja postaw? i dzialalnosč" pracowat przeciwko Sowietom. Po otrzymaniu wiado-mosci o aresztowaniu i zníknt?ciu syna i žony nagle zoboj?lniaí, za row no w stosunku do Sowietów, jak do Poltarackiego, choc byly to wtedy przeciwne pozycje. Po prostu zobojetnial na wszystko, lego obecný stan psychiczny równiež jest nastepstwem takiej postawy. Rosenberg twierdzil, že dostrzega u niego, czyli u Bo-rysa, oznaki powažnych zaburzeň psychicznych. Ból gíowy, na który skaržyt si? tamtego dnia, to tež tylko wymówka. Ostat n io interesu i e si? teozoňa i naležy podobno do jakiegoá kotka spirytystów, którego aktywnq cztonkinia jest równiež jego przyjaciótka Roza. Struve usiluje chyba, jak to okrešlil Rosenberg, žyc poza spra-wami tego šwiata.
Wrócmy do Rosenberga. Powiedzial pan poprzednio, že jego jedyny syn zaginaL.
Nie znam doktadnie tej sprawy, Moja siostra zazna-czyla, žebym absolutnie nie pytat Rosenberga o syna, a to samo powiedziata mi w drzwiach niezby t uprzejma panna Roza, poslugaczka.
Znát go pan osobiscie?
Widziatem go tytko raz. Pracowai wtedy w Nowym Sadzie jako praktykant w aptece „Pod Biatym Krzyžem", która dzieržawii Zsigmond Lukács. Potem pracowat przez pewien czas w aptece jovana Grossingera. Bylo to dwa lata ternu.
Kto to jest Zsigmond Lukács?
Mój starý znajomy. Miat aptek? przy ulicy Jean-Louis Barthou. Póžniej aresztowano go i zarnkni?to w wiezieniu, a nast?pnie wywieziono do Belgradu, Styszatem, že skonat podczas przestuchania. Bito go, a usta miat zatkané brudnymi szmatami. Opowiadal mi o tym Grossi nger.
Kto to jest Grossi nger?
Tež aptekarz. Przez pewien czas trzymano go w wi?-zieniu, a póžniej rozstrzelano jako zakladnika. Jego na-zwisko przeczytatem w obwieszczentu wíród nazwisk innych rozstrzelanych.
Wrócmy do syna Rosenberga. Co pan wie o jego losie?
Zda nie m mojej siostryOlgi, ukrywal si? przez pewien czas w Nowym Sadzie, w jedny m ze szpítali, pracujac tam jako anestezjolog. Prawdopodobnie ktos go wydat i wtedy Rosenberg potknal duža dawke morfiny, ale dzi?ki szybkiej pomocy lekarskiej zostal przy žyciu. Potem wywieziono go do Budapesztu, gdzie zalámal si? i popelnit samobójstwo,.,
Dalej.
«6
557
W przystepie szalehstwa powybijat sobie zeby i roz trzaskat czaszk?, uderzajac gtowa. o kamienna sciane celi, Nie jest wykluczone, že byt pod wpty wem jakiegoí narkotyku,
Czy pan czesto wyježdža? Tylko z koniecznošci i za zezwoleniem wtadz, Czy pode zas swoich spacerów po lesie widziat pan može kogoš podej rzanego?
Dolychczas, jak juz mówilcm, zdarzyly mi si? w lesie dwa spotkania z ludzmi: z moim siostrzefkem George-sem i z myšliwymi, wiród których znapdowat sic níeiaki Tóth, czlowiek bardzo mi niežyczliwy. Kiedy wyjechat pan z Szigetu? Nazajutrz rano, czyli dziewiatego. Czy Rosenberg zatrzymywat pana u siebie? Powiedziaíem, že spiesze sic do domu, i wyiainitem mu powód tego pošpiechu: najdalej do czternastego musze znowu byc w Nowym Sadzíe, poniewaž otrzyma-tem wezwanie z tamté jszego Wydziatu Kont ml i Cudzo-ziemców.
Ma pan juž wymagane dokumenty? Mojia siostra Neti pojechata w tej sprawie do Budapesz-tu, Ma zalatwič równiež dla mme wymagane zaswiad-ezenia o obywatelstwie rodziców i o ptaceniu domiaru w gminie. Tak si? przynajmniej umówiliámy.
Czy przed wyjazdem od Rosenbergów spotkatsi?pan jeszcze z Borysem Struve?
Nie widziatem go až do chwili, gdy wsiadtem na wóz. Wtedy na moment ukázat si? za firanka i chyba pomachat mi na požegnanie
Zatrzymywal si? pan gdzies po drodze?
W Bakszy wypílismy, to znaezy Martin i ja, po cwiartce rakii na rozgrzewk?,
Rozmawíaí pan z kims wgospodzie?
Oprdcz nas nie bylo wtedy nikůgo. Tylko pani Klára, oczywiácien
O czym pan z nia rozmawiat?
O pogodzie, o drožyžnie i o podwyžce ceny alkoholu.
Zwrócil jej pan dtugi?
Nie bylém w sta nie tego uezyníc.
C j.y robit piin jakieš aluzje?
Nie rozumiem.
Niech pan spróbuje sobie przypomnieč,
Nic tak í ego sobie nie przypominam, chyba zc uwaža
pan za aluzj? zdanie stánowiace kawalerskí komplement
dla pani Kláry. Jak brzmiato to zdanie?
Powiedziatem mniej wi?cej tak: Chcialbym zobaczyc paniaKlár?wiosna. Ježeli jeszcze tu b?d?_ Miaiem na...
Co znaezy: „ježeli tu b?d?"?
leželi bed? žywy. To mialem na mysli.
Co sie kryje pod haslém „buty" i „p?dzel do golenia"?
Chodzi o najzwyklejsze buty i pedzel do golcnia, Obíe-cala mi je moja siostra Olga, gdy bytem u niej ostatnio przez jakiš tydzieri.
Co to za buty?
Nalézaly do jej zmar lego m?ža, Maurycego. Widzíal je pan?
Widzialem Staly w opJžarnl na póíce, wíród dziesieciu par wysokich butówř kalos2yí damskich pantofli.
Prosz? je opísať.
festem zmeczony.
Prosze opisač te buty.
Sa to pótbuty z imitacji szarego zamszu, tak mi si? przynajmniej zdaje. Maj a okragle czubki, twarde noskí i napietki. Numer czterdziesci cztery lub czterdziesci pieč,,, tak czy owak, na mnie sa za Hasne, bo przymie-rzylem je napredce, žeby Olga nie widziala. Z pewnym wysilkiem chyba jednak móglbym w nich chodzic, t bardziej že maja podwójna^ podeszwe, choč przysi^glby že jedna z nich jest tekturowa. Z wygladu wcale mi sie nie podobaj^, bo ozdobione sa dziurkami tworzacymi jak gdyby platki sniegu poobu stronach ponižej sznurowania, na przedniej czešci buta.
Czy poza gospoda w Bakszy wst?powal pan gdziei jeszcze? Tak czy nie?
Nie. Martin može potwierdzic, ježeli cokolwiek mieta.
Kiedy pan przyjechat do domu? Okolo piatej po poludniu. Kto panu pomagal przenosté szafy? Razem z wožníca pchalismy je po sniegu na podobieň stwo saô. To byl môj pomysl, Czy jeszcze ktoá panu pomagal? Nikt.
Gdzie byla panská žona z dziečmi?
Gdy otworzytem drzwi, zrozumiatem, že w najw szym po spi echu opustili mieszkanie.
Na podstawie czego sadzi! pan, že uczynili to w n wiekszym pospiechu?
Najpierw spostrzegíem tekturowy tornister i ksiažki, po-rozrzuca ne w nielad zie na stole w kuchni i na skrzyni pod oknem. Ksiažki byry otwarte, przybory do pisania wypadly z piórnika. Lôžko niezastane. šciana, która miala byč po-bielona podczas mojej nieobecnošci, niepobielona. Wiadro z pedzlem stalo w kacie, a na scianie wyražníe widaŕ bylo kilka pociagnieč pedzla, które ktoš nagle przerwat.
Pytal pan krewnych, co sie stalo?
Nie. Spytatem tylko pana Hermana, sasiada, którego okna patrza na nasze podwórze, czy przypadkiem nie widzial, kiedy moja žona z dziecmi wyszla z domu.
Kim jest Herman?
Szeweem. Nieraz nam pomagal, pozyczajac kartofli, maki kukurydzianej, soli... Co powiedziat?
Ze okolo dziesiatej rano widzial žandarmów, którzy z pewnoscia mnie szukali, a zaraz po ich odejsciu moja žona z dzieŕmi w wiclkim pospiechu wyszla z domu. Na pýtanie, czy wie, w jakim kierunku, niepewnie wskazai gdzies w strone lasu,
Zwracal sie pan jeszcze do kogos?
Kolo kladki na rzece spotkalem pania Fánni, czlonki-nie trzeciego zákonu, jak sama o sobie mówi. Gdy chcia-íem do niej podejáč, zlapala si? za sznur, który nosi pod spodnica^ i uciekta, jakby ja kto gonit.
lak pan to ttumaczy?
Myši?, že cos z nia jest nie w potzadku.
Pytal pan jeszcze kogoá?
Po drodze spotkalem listonosza, ktorému przed kilku godzinami zdawalo si?, že widzial, jak moja žona i dzieci
560
561
biegna w s-trone. Traktu Rzymskiego. Wtedy pomyílalem, že najlepiej bedzie zaczekať: na nich w domg, bo gdyby wrócilí wczešniej níž ja, mogJoby dojsc do nowego rie-pcrozu mienia. Poza tym bytem zmeczony i noga m nie bolata,.. Przysali dopiero o zmroku.
Dlaczego nie zwrócil sie pan do swoich krewnych?
UwažaTem, že sami moglíby m nie powiadomic o tak wažnej sprawie. Poza tym bytem pewicnř že przygladati mi si? zza firanki.
Gdzie przez ten čaty czas by ta panská žona z dzíecmi?
Kryli sie w zagajniku za rzekq. Jest tam szatas pasterski, w ktárymsie, s tež jej nie zastal, podobno nagle wyjechata. Do niejakiego Aladára Nagy, adwokata, o którym mu powiedziano, že jtlž od dawna przebywa w szpitalu. Do niejakiego Tas-singera, introligatora, ale na dwukrotnie dzwonieníe nikt nie podnióst sluchawkľ Do niejakiej Racheli (za-wód i nazwísko nieznane), o której mu powiedziano, že wyszla za maž i wyprowadzita sie pod nieznany adres, prawdopodobnie gdzieš w Budzie. Do Ferenca Fehéra, emerytowanego urzednika kolej,, który zaprosil go na kolacje wíeczorem, kolo dziewiatej.
Dlaczego nie skorzystat z tego zapraszenia? Poniewaž jego poci?g odchodzit o dwudziestej píet-našcie,
Czy wyciagnal jakás náuke z niedawnego poznania empirycznego w zwiazku z jazda pociagiem?
Nie, ale mógl sie przynajmniej wytlumaczyó przed soba nastepujacymi faktami: na rozmowy telefoniczne, piwo, czarna kawe (kapucyn), anemony (które poslal nowej kasjerce) i dornžkí wydal prawie ca la gotówke (a vis maior nie pozwolita mu znaležc wierzyciela), tym rázem wiec nie mógl napeínic aktówki kanapkami ani piwem i musiatsiezadowolic mala butelka zlotego piwa, która przechowywal w kieszeni jako ostatnia {zlota) rezerw?.
Jaka mysl pochlaniata go,gdypoci4gw szumie zela znej konstrukqi mostu, zwalniajac, przeježdžal przez rzeke, która pfynela niewidoczna pod gruba warstwa loduľ
Mysl, že ta rzeka pulsuje jak wielka tetnica, gdzieš od Schwarzwaldu až do Morza Czarnego, na przestrzeni jakíchš dwóch tysiecy kilometrów, taczac Judzi i kraje, a wiec wszystkíe národy, rozdzielone przez jezyk, oby-czaje i wiare, možná by uwa./:ač /.n krewnych i brac:i.
Jaka wizyte kurtuazyjna zložyl, za nim ostatecznie pogražyt sie we šnie i zapomnieniu?
Poszedlszy wylač z pecherza zloté piwo, które pocieklo zlota struga, wracal przez korytarz wagonu pierwszej klasy {Raj utracorty) z nostalgicznym pragnicniem, aby przypomniec sobie ziemie Kanaan...
Co zobaczyt w przedziale pierwszej klasy (dla nie-palacych)?
57<5
57?
W fiolkowym šw ietlc przedziatu czarno ubraná dama zložyla swoja piekna glow? na wysokie pluszowe opare ie, a na jej kolanach spala dziewczynka.
Co mu to przypomnialo?
Spotkanie z inna dama Cjeálí to nie byla ta sama), która kiedyi, nie tak dawno, ujrzal podezas podróžy w prze-dziale pierwszej klasy, a która zniknela bez sladu z jego žycia, žeby teraz pojawic si? znowu jak przywidzenie.
Co wydato mu si? možliwe?
Ze te dwie dámy w ezerni to wtasciwie jedna i ta sama kubici a. z którg los juž po raz wtóry skrzyžowař jego drogi.
Jak mógíby sprawdzic to przypuszczenie?
a) Zapytac jedynego (póza nim) áwiadka pierwszego spotkania (gdzie? kiedy? jak?), gdyž on sam nie mógl juz sobie przypomniec tej pierwszej damyw ezerni; b) pozo-stawic jedynemu éwiadkowi (poza nim) i nic jaty we, aby ewentualnie dal mu znak potwierdzajacy stusznosc jego przypuszczenia,
Czy E,S, przeprowadzit t? ankiete?
Nie,
Czy Jedyny Swiadek dal mu jakíš znak?
Dama w ezerni spala z lekko rozchylonymi wargami (gdy on szedl korytarzem) w fiolkowym swietle prze-dzíalu pierwszej klasy (dla niepalacych) i prawdopodob-nie cos" jej si? snilo.
Co?
Že przystojny pan w okula rach na znak uszanowa-nia i podziwu zdejmuje przed nia kapelusz, na co ona odpowíada zachecajacym uámiechem; že potem tegož
578
pana przepcdzaja z przedziatu pierwszej klasy, za nim cokolwiek moglo nastapič; že (po pewnym ezasie) ów pan spiesznie idzie ku tzc-kajacym na postojů dorožkom, po czym znika na zawsze (na zawsíe?) z jej wdowiego žycia,
Dokad E.S, podróžowal?
Ze zmnicjszona szybkošcia siedemdziesieciu kilome-trów na godzin? (z powodu zamieci) podróžowal przez panoňska noc, przez zamarzni?te rzeki i rzeezki, przez mosty, przez goicince, pastwiska i laki, przez lasy i doliny, przez piaski i zaspy šniežne, przez morza, przez wspomnienia, ku dalekiemu, ledwo przeczuwanemu switowi,
Gdzie znalazl si? wkrótce potem?
Opisawszy olbrzymi krag, jego cialo (jego duch) zna-lazlo sie wkrótce potem w chlodnej izbie, rozšwietlonej stabiutkím migotaniem ptomienia lampy naftowej (ner tamid*).
Jaki témat sakralny kryt sie w jego trosce o lamp??
Témat cudu chanukowego, kiedy to nieznaczna ilosč oliwy w šwiecznikách pálila si? przez cale osiem dni (zdobycie Swiatyni Jerozolimskiej. juda Machabeusz); dlatego wierzyt, ufal, pokládal w Bogu nadzieje, že i jemu ta od robi na oliwy bedzie si? palita do šwitu, do brzasku, bo ježeli im (Machabeuszom) oliwa starezyta na osiem dni, dlaczego jemu nie miataby starezyč na osiem godzin,
O czym przy okazji chciat si? przekonač?
Ntr tamid — Wieczny plomioň (hebr., przyp. tlum,).
579
Poprzez ten malý, dr ugprz?dny ekspery ment chciat si? przekonac,empirycznie i doktadnie, o možliwosdcudu (tego wczesniejszego).
Kiedy wedlug czasu srodkowoeuropejskiego miato si? národ zic sloriee dnia piatego, miesiaca czwartego, noku 1942, w miejscuzamieszkania autora listu, przyjmu-j$c za punkt wyjscia Lendav?, potožona o jedna godzin? i szesc minut na wschód od Greenwich, na szerokošci geografkznej polnočnej 46*5'?
Brzask nautyczny miat nastapič o godzinie trzeciej minut trzydíiesci trzy, a brzask miejski (poranny) miaí trwac od godziny czwartej trzynašcie do czwartej czter-dziesci siédem.
Do czego niechybnie prowadzi wiedza o cyklicznym ruchu Storica, Ksiežyca i planet, jak tež o cyklicznej zmien-nošci nocy i dnia?
Do iwiadomoscí nieuchronnej šmierci; gdyž nawet tworczy úmysl nie môže u nik n ač praw cyklicznego ruchu Zicrníf Sloňca i planet,
Gdzie przedstawiono inny rcdzaj ruchu okrežnegp?
Na ba r w nej Litografii [dar niezyjacego juž Maury-* cegoh która jej nowy vlasci ciel przywiůzí z Nowego Sadu, a która úkazywala schémat wst?pujacej i scho-dzacej linii žycia ludzkiego, pod wymownym tytutem
d as 5tufenalter des mannes („Stupnic Žycía
ludzkiego").
Jak wyglada ráma tego obrázka?
Cieiika drewniana liste wkař sloczona przez kom i k i i upstrzona przez muchy czarnymi krupkami na wytartej pozlotie.
Prosz? podač w punkt ach, slopierí po stopniu, motywy barwnej litografii d as st ufen alter des m\x\i:í, nie zapomiuajac O centrálnym rnotywie Ogrodu rajskiego.
o g n ód rajskj. Na pietwszym planie lckko pochy-lona jabloň. Po ní zej korony galai, wyrastajaca niemal pod katem prostým, odróžnia sie od innych. Z bujnej zieleni listowia wyziera owoc, W oddali, na horyzon-cie btekitna mgielka nieba, Na kretej, poszarpanei linii, tam gdzie íacza si? lad i morzc, widač gt?bokie fiordy i zátok i, a pomiedzy nimi ostře ska liste szczyty. Slorice, okrqgte i czerwone, wlašnie dotyka spíczastego wierz-chotka. Wielkie rienie gór zabarwiaja btekit mor za na riemnozielono, wy raz nie rozgraniczajac bí?kit i zieleň jakdwie barwy które si? nie mieszaja, przynajmniej nie tak latwo i gruntownie, jak mieszaj^ si? na dalekiej linii horyzontu blekit nieba i bt?kit wody. Gdzies stamtad, z dalek 1 ego bí?kitnego horyzontu nadlatujc stádo ptaków. Zbratanie wszystkich stworzen boskich. Po lewej srrome pnia Iwica, Po prawej niedzwiedz brunátný, W tyle wiel-blad zica i iew, Niečo dalej tania j jeleň, zastvgle w pozie oboj?tnego wyczekiwania. Kury spokoj nie grzebia w raj-skim smietnisku .Stádo gesi bieleje w zielonym ogrodzie, Waž okr?cony na wystajacej gat?zi wysuwa drgajacy j?-zyk — glowa jego z naj duj e si? doklad n ie posrodku mi?-dzy gtowami Adama i Ewy. Ewa, zupelnie naga, prawa r?ka trzyma si? najnižszej gal?zi, a lewa, w zaciáni?tych palcach, podaje Adamowi jablko. Dwa obfite strumienie wíosów splywaja jej na plecy i piersi, až do bioder. Adam siedzi pod jabtonia nagi, z zielona galazka zaslaniajaca tono. Wyciaga r?ke po jablko.
&8o
581
naropz.1NY. Dziecko lezy w wiklinowej kolébce, w cieniu jabloni- Pr&wa reka dziecka niewspólmLcrnie mata w porównaniu z glowa, zgieta na piersiach, Mat k i dziecka nie widac, ale na pewno skads nad nim czuwa spojraeniem.
dziesieč lat. Chtopiee biegnie za kólkiem, poď noszac w góre kijek. Caly ciežar jego dala spoczy wa na lewEj núdze, prawa jest niečo uniesiona i zgieta, podobnie jak prawa reka trzymajaca kijek, ktorým popedza kulko. Ma niebieska marynarska czapk? opásaná; wstažka, szary sweter íniebieskie spudenki. Biaty kolnierzyk wytožony na sweter.
dwapii EŠCia lat, Chtopak obejmuje dziewtzyne. Vťlosy wciaž jeizcze ma jasne, nieco ciemniejsze niž przed dztesieciu laty. Duže usta, prosty nos. Klapy ciemnej marynarki obszyte czarnym potyskujacy m jedwabiem, Jego dluga szyja wydaje si? jeszcze dtužsza, bo suška j a wysoki kauczukowy kotnierzyk, pod którym widac wezel biatego motýla. Dziewczyna ma niebieska sukienke z fal-banami, przewiazana,w pasie szeroka wstažka, Wysoko upiete ciemne wlosy, spod któryth wystaja dwa kúlczyki jak dwie krople krwi. Kauczukowy grzebicň w ksztatcie koka Z rekawa wysuwa sie cienka, delikátna reka. W lewej dtoni trzyma kwíat przy t dony do piersi w miejscu, gdzie widač biala koronke. Prawa rekachlopakaniknie gdzieá za plecami dziewczyny. Dotyka ja si? czubkami palców jak przed rozpoczeciem Taňca.
trzydziesci i at. M?žczyzna wraca z pracy. Ma ciemne ubraň ie, na glowie kapelusz- Z aktówki, która pod-niósl na wysokosc piersi, wystaje pudelko w kolorowym
papierze, a na nim duza zlotá kokarda. Mežczyzna wlas-nie otwiera aktówke. Kobieta w dhigiej sukni barwy cy-nobru trzyma na r?ku dziecko. DľUgie dziecko, Starsze, stoi odwrócotie plecami. rľo dziewczynka w wieku pi?cÍLi Jub szesriu Jat. Tež ma czerwona sukienk?. Drugim pal-cem lewej r?ki wskazuje aktówke ojca, Obok nich ležy tekturowy smok, a nieco dalej bebenek i gumowa lalka bez gtowy,
cztehdziesci lat, Mežczyzna w stirducie i pól-cylindrze trzyma w rekach rozwiniety rulon papieru. Dyplom? Akcje? Nakaz sadowyŕ Pod wysokim kolnie rzykiem czarny krawat z dužym w?zlem,
PlEťľDZlESl a.t l a t. M?žczyzna, w popielatym ubra-niu, w Jewej r?ce trzyma kapelusz, prawa podnióst w gescie mówcy O czym rozprawia? Politykaŕ Kinanse? Sztuka? Pľzcžycia miiosne? ámiercľ
szEsŕozj esi^t lat. Z láska w reku mežczyzna za-czal schodzic po stopniach. Teraz odwrócony jestbokiem. Prawa reka opiera si? na lasce, lewa wsunal w zanadrze. Ma dlugi plaszcz, si?gajacy tiiemal do ziemi. Na gtowie kapelusz Twarz nieco mu si? rozlala, oczy podpuchty. Boknbrody posiwialy.
siedemdzjesi at lat. Lewa r?k^ opiera si? na lasce, w prawej trzyma fajk?. Na glowie ma kaszkiet Pod kaszkietem widac siwe wtosy zaczesane za ucho. Jest w grubym swetrze, ale kuli si?, jakby mu bylo zimno.
osi em d z i e s í at l a t. Zgarbiony, przygiety, z láska, w prawej rece mežczyzna zszedt na nast?pny stopien. Ma na sobie ciemny szlafrok, przewiazany w pasie, Z trudem uriosi gtow? i patrzy gdzles1 w dal
dziewi^čdziesijJT lat. Na najnižszym stopniu meiczvzna nagle jakby si? odwrócil, ostatním wysUkiem. Ma ten sam szlafrok, zapiety pod szyje i troche juž wy-ptowíaly. Na nogach papucie, Glowe spuszczona nisko, jakby szukal czegos na podlodze. Od šwiatla zaslania chore oczy kauczukowym daszkiem na gumce opašujacej n aga czaszke..
Na którym stopniu znajdowal sie E.S.?
Z píatego, najwyžszego stopnia (nie liczac zerowego, który jeszcze jest nieistnieniem) zaczal schodzič po pochytošci na czwarty od kotka (nie liczac ostatniego, odpowiadajacego zerowemu, bo ten ostatní stopieri j u ž jest nieistnieniem).
Zapi ski szaleňca (v)
63
Nawet Spinoza (Tractatus theologico-politkus) sprowa-dza niektoré nadprzyrodzone zjawiska i cuda biblijne do aspektu pozytywistycznego. Nie chce sie wdawaŕ w glebsza analize jego bledów, chocíaž fakt, že wciaž jeszcze uwaíam go za jednego z najwiekszych i za swo-jegOi kusi m nie, aby si? zajac jego mylnými wnioskami. Ale cóž moge przeciwstawic dowodom filozofa, skoro on sam nie podaje dowodów swiadczacych na korzysc jego tezy. Nie ma lcpszcgo dowodu nad przekonanie! Skoro zatem powiada, že „owo dzielo Bože (Jahwe ob-jawia sie Noemu) to nic innego, jak zalamywanie sie i odbíjanie promieni slonecznych przenikajacych przez kropelki wody (sici), które unosza sie wchmurách", to ja na ten pozytywistyczny atut moge tylko wysunac swoje przeciwne przekonanie (pozostajac przy ty m w ramach pozytywistycznego dowodzenia): to nic innego jak sen; albo: to nic innego jak to, co istnieje samo przez sie, czyli stowo i litera jahwe, Jego obliczc!
Czegóž sie zatem spodzíewac po dokturze S., psych ia-trze, albo po mokh krewnych, niezdolnych nawet pojac zjawisk pozbawionych níerealnego echa, zjawisk, które
585
wprawdzie nie sa naturálne, ale ty m samytn tlie wchodza. jeszczewdziedzii^nadnaturalnosckže nasza; sprawe dawno juž diabli wzieli! A mówi4c „nasza sprawe'', mam na mysli wasze í nasze mate žycie. Skoro juž nie wierzy-cie w wizje, moglibyscie przynajmniej uwierzyŕ w nagie (pozytywislyczne) fakty z gazet. A te fakty i te gazety wyražnie mówia., ze wszystko diabli wzieli i že, zanim alianci zdolají cokolwiek przedsiewziať, przybed4 po nas ježdžcy Apokalipsy, o ile wczeániej nie zdechniemy, Z glodu, z rozpaczy, ze strachu. Spytacie m nie, niepraw-daž, jak beda wygladaJi ci stynni Jezdlcy Apokalipsy, te rzekomo z mojej glowy zrod zóne potwory? Wyczuwam ironie w waszym gtosie. czytam w waszych myšiach, lecz odpowiadam bez ironii: beda to czterej piekni žandármi na biatych koniach, uzbrojeni w karabiny z ostrými bag-netami. Piekni wa.saci pruwincjonalni žandármi z ko-gĽcimi piórami na czarnych wysokích czakach. Može nie bedzie ich czterech, jak w talii kart, ale tylko dwóch, I može konie ich nie beda biaíe. Može w ogóle nie przy-jada konno, ale na htyszczacych rowerach, može nawet przyjda pieszo. Ale przyjda, to pewne, Juž podkrecaja tvasa i zakladá ja btyszczace bagnety na brori. Slysze r ženie ich koni. I slysze, jak skwiercza poruszane wiatrem pióra na ich czarnych wysokich czakach.
64
Može ten list, to moje písanie bedzie wygladaŕ, juž zaczyna wygladač, z przeczuciem pierwszej zorzy, jak dzieto marnosci, vanitas vanitatum. Czy mój list, moje
dowczorajsze žycie juž teraz nie wygladaja jak cien marnosci? Ju í teraz, gdy wszystko to przeszío przez czyšciec nocy, przez purgatorium mroku, przez kata-lizator wiecznoscí, który sprawia, že pozostaja tylko krysztatki czystej egzystencji, twarde, krysztalowe cz^-steczki bytu (esencja). Moc pizekresli wszystko pozatym, a mój list nie zostanie wyslany, mój rukopis bedzie juž o áwicie martwym re kopisem w martwym morzu czasu, zbutwiatym papirusem w zgnitym bagnie Morza Panori-sk iego lub bedzie jak zápis ztožony w próžni zielonej krysztalowej szkatuly, od ktorej klucz wrzucono do wody, w bag no, jak zápis zakopaný w mroeznych fundamentach nocy w wattych fundamentach istnienia, áwiadectwo dla jakiejs dalek iej przyszlosci — post um us,
6s
Niniejszym wiec mój poprzedni testament nálezy trak towač jako uniewažniony, anulowany. W odróžnieniu od tamtej, teraz juž przekrešloncj decyzji, nie po-zwalam, aby jakakolwiek cz?šc mojego ciata zostala wykorzystana dla celów naukowych, medycznyeh. Przede wszystkim mam tu na mysli mózg, na którym doktorowi Papandopulosowi wyražnie najbardziej záležalo, za jego tež sugestia. powzialem pierwotna decyzje, teraz, po-wtarzam, juž uniewažniona, Niniejszym zapisuje moje cialo plomieniowi; wykonawca mojej ostatniej woli czynie Stowarzyszenie do Spraw Kremacji „Odnowa", którego trosce powierzam moje doczesne szczatki, z tym že zaptatf nalezna za ustugi rzeczone stowarzyszenie
586
587
wínno mieč zabczpieczona w moje) nieruchomosci, czyli w przypadajúcej mi po rodzicach czesci domu. Po spáleniu moich zwtok popiól, w služacej do tego urnie, ma byť przeniesiony na Most Kolejowy i stamtad wysypany do wód Dunaju. W akcie ty m moga uczestniczyč jedy nie mol najbližší, czyli czlonkowie rodziny, oraz przedstawíciel Stowarzyszenia do Spraw Kremacji. Zamiast egzekwii czy jakiegokolwíek obr zadku religijnego, wynajeta w ty m celu osoba czytač winna fragmenty psalmów Dawida w ko-lejnošci: 44> 49ř 54j jak równiež 114 i 137, w jedným z na-stepujaeythjeiyków: hebrajskim, lacínskim, niemieckim, wegierskim, serbskim, wtoskim, rumuriskim, ukraiňskim, armerískirm czeskim, stowatkim, butgarskim, stoweri.-skini, purlugalskim, holenderskim, hiszpanskim, jidysz. Rzeczona osoba nie može byc rabínem, spiewakiem cer-kiewnym, mnichem ani jakakolwiek osoba duchowna, nie nálezy równiež pozwolic, aby wznioslosč chwili, kiedy proch w proch sie obraca, zniszczyl swoim beczeniem aktor czy špiewak, Najlepiej byloby na te okazjeznaležč jakiegos wlóczege, Luftmenscha, walesajaccgo sic nad Dunajem w czasie, gdy orszak z urna podejdzie do mostu, i jemu powierzyó wykonanie W tym punkcie mojej ostatniej woli. Nieistotne jest, czy rzeczona osoba bedzie w danej chwili pod pita czy trzežwa; chôdzi o to, žeby umiata czytaŕ — tej graiúcy nie može przekroczyc nawet moja wspa malomyslnost, Po odczytaniu psalmów i wy-sypaniu moich prochów do Dunaju urne/-amfojre nálezy roztrzaskaŕ na kawalki i równiež wrzucič z mostu do wody, jak sttuczona szklanke.
66
Žycie moje bylo piekniejsze i bogatsze od waszego dzieki cierpicniu i szalenstwu, pragne wiec w kraine smierci odejscř dostojníe, jak wymaga ta wielka chwila, po której przestaje istnieč wszelkie dostojeňstwo i wszelki majestát. Moje zwloki běda moja arka, a smierč dlugim unoszeniem sie na falach wiecznej rzeki. 1 cóž moglem przeciwstawič nicosci, jeslí nie te arke, w której pragnalem pomiesric wszystko, co bylo mi bliskie, ludzi, p tak i, zwierzeta i ro-sliny, wszystko, co nosze w oku í w sercu, w Irzypietro-wej nawie ciata i duszy. Pragnalem wszystko to mieč przy sobie w czas šmierci, jak faraóni w majestatycznym spo-koju swych grobowców, chciatem, žeby wszystko bylo jak przedtem: žeby wwiecznoscispiewaty miptaki. Pragnalem lódž Cbarona zastapió inna, mniej beznadziejna i mniej pusta, uszlachetnič niewyobražalna próz nie wiecznoéci gorzkimi ziemskimi ziolami, wyrastajacymi z serca czto-wieka, gtucha pustke wiecznoéci uszlachetnič ku kaniem kukulki i spiewem skowrorka. Rozszerzalem te poetycka gorzka metafoře, rozszerzalem zapamietaleikonsekwen-tnie, do konca, až do nastepstw, które przerastaja ze snu w jawě (i odwrotnie), z szalonej jasnost: i úmyslu w szaleň-stwo (i odwrotnie), z žycia w šmieré, jakby nie istnialy gra-nice, i odwrotnie, ze smierci w wiecznoié, jakby to nie bylo jedno i to samo. Mój egoizm jest tylkoegoizmem ludzkicgo lstn.ien.ia, egoizmem žycia, przeciwwaga egoizmu smierci, a moja swiadomosc, poprzez t? namietna metafore, z egoizmem, który nie ma równego sobie, wbrew pozorom przc-ciwstawia sie nicosci, przeciwstawia sie skandalowi smierci,
pragnac zgromadzic te garstke ludzí, te odrobin? miío-sci, która stanowita moje zycie. Pragnařem przeto i wci^ž jeszcze pragne odejic z žycia wraz z okazami ludzi, flory i fauny, wszystko to pomiescic w sercu jak warce, zawrzec pod powiekami, kiedy zamkne sie po raz ostatni. Pragna-tem przcmycic w nicosč t? czysta abstrakcie, która možná by przeniesc ukradkiem przez. brame innej abstrakcji, zni-komej w swoim bezmiarze: przez brame nicosci. Trzeba bylo zatem próbowac zagcscic te abstrakcje/, zagesrič ja, šity wolL, wiary, inteligencji, szalenstwa i mitošci (mito-éc\ wtasnej), zage/sciŕ ja. tak i pod takim cisniemem, aby zyskala ciežar gatunkowy, który by j a džwignat jak balon, wyniósí poza zasieg mroku i zapomnienia. Je&li nie co in-nego, pozostanie moje materiálne herbarium, pozo-stana moje zapiski, a czymže one sa, ješli nie owq zgesz-czona ide$, która sie zmaterializowala: zmaterializowane žycie, mate, smutne, znikome ludzkie zwyciestwo nad ol-brzymia., wieczna. Boská nicosci a. Albo — ježeli i to zato-nie w czas wielkiego potopu — pozostanie przynajmniej moje szaleiistwo i mój sen, jak zorza polárna, jak dalekie echo. Može kto£ zobaczy te zorze, može ustyszy dalekie echo, cien dawnego dzwieku, i zrozumie znaezenie tego blasku, tego poblyskiwania. Može bedzie to mój syn, który pewnego dnia wyda na swiat moje zapiski, moje zielniki z panoňskimi roslinami (niedokoriezone, medoskonalě, jak wszelkie twory ludzkie). A wszystko, co przežyje šmierc\ jest malým, zmkomym zwyciestwem nad wieczna nicoš-cia — dowodem wielkosci czlowieka i milosierdzia fahwe. Mou amnis moriar.
list, czyli t teše
67
Kerkabarabás, 5 / v 1942
Dttíga Gigo! Na krótki list, któryprzysíatasprzezBabity, odpowiadam nieco obszerniej, bo, dzieki Bogu, dajecie mi powody dopisania, Moi kochani krewni do&tarczajq nawet tématu do mieszczaňskiej powieáci grozy, która mógtbym zatytutowač nastypujaco: Paráda w harém ie albo Wielkanoc w rezydeneji žydowskiej, alba Klepsydra (wszystko sip osypuje, siostro moja).
Žatuj, že nie przyjechataš do domu, stntcitaš wielka-tiocriQ uezte, zktórej dwie czarnogórskie wsie mogfybysie obficie wyzywič tiawet przez tydzieti albo možná by za te cene przeprowadzic grutttowny remont domu, Z drugiej strony mojedzieti wzimnej izbie spožywaty na iniadanie, obiad i kotaejf zimne mléko, choeiaž ja tei przygotowa-iem sif do obchodu skromnej Wielkanocy, przyniósiszy im z Bakszy í kg wieprzowiny, trochf mifsa od szynki, ieberek, stoniny i podrobów. Ale Los jest psem i wszystko to púžarL
História zitrtnomíecznej WielkQWfKy zaczfia sie jui pia^ tego marca, tamtego piqthu, gdy wrócilišmy od cíebie na
wies(albo kiedyécie nos, wedlugNetiki, Marii i Georgesa, byli laskawi wyrzucič).
Przyszliímy z Bakszy do domu pieszo, na lodowatym wietrze, zostawiwszy bagaie. Program przypuszczalnie byl tak obmyélony, ie po naszym powrocie skoňczy si? gošcinnosč, i Neti nie dala mi (oczywišcie za pieniqdze) niezb^dnych rzeczy, nawet nie poiyczyla naczyň do czasu, gdy bede mógl sprowadzié swoje (a naczyň majq tyle, že startzyloby dla trzeck rodzin). Przeciwnie, pozyczarúe naczyň (pomimo obietnicy) szlo z takim trudem, ie moja iona musia la natychmiast kupic dwa garnki, 4 filiianki, 4 tyieczkí, blaszane talerze itd., co kosztowato w sumie okolo osiem pengó. Teraz jut mamy naczynia, ale z takim samým trudem przychoázi im dač nam troch? kapusty, zmarznietych kartofii i zjeszcze wiekszym trudem troch f micjsca na kuchnL
Nic przeto dziwnego, že moja žona — która jui u was z ciagtych nerwów zaczeta krwawič — wskutek tak wiel-kiego braku delikatnosci stala si?jeszcze bardziej nerwo-wa, ja zreszta tak samo. Zdenerwowanie naszepotegujq nieustanniepadajacy šnieg i zimnú, które sprawia, že nie moiemy nawet ruszyč sie z domu ani zaczqč urzqdzač mieszkania; make, która nam dalaé, juž zuiyliémy, nie mamy chleba, ja powinienem wyjechač, ale nie moge zostawié rodziny bez kawalka chleba. Mój wyjazd fest naglqcy, ho juž 5 marca mieli sie stawič wszyscy renci-áci kolejowi w zwiqzku z ewentualnym powotaniem do služby.
Neti i jej rodzinka robiq róéne metne propozycje w spra-wíeziarna: iebym kupildwa cetnary pszenicypo 40 pengó,
którq oni zmiela bez pozwolenia, i až do jesieni nie bede musiat martwičsie o chleb. Gdy nieprzyjatem tejpropo-zycji, wystqpili z jeszcze metniejszq: žebym kupit cetnar pszenicy za 40 pengó, a oni mi dadzq swoje kartki na mqke; mqki pierwszego gatunku nie musze wykupywaé, bo po co mi ona, tylko mqke na chleb (powiada twoja siostrzenica Maria Antonina). Oczywiicie nie mogtem sie wdawač wte/akubowe kretactwa i próbowalem radzič sobie wjakiš inny sposáb. Tak wiec przez pieč dni bylišmy bez chleba i mysle, že wlaénie tu jest irůdlo catej nagonki: poniewaž nie chcialem wchodzič z nimi w te metne úklady, twoja siostrzenica Maria (Rebeka) zaczeta sie zachowy-wačjak wsciekta krowa!
W koňcu 17 marca zjawito sie wybawienie: Nándor i Berta. Przymesli nam chleba, mqki, Jasoli, ziemnia-ków i wíelkq duchowq utge, poniewaž nareszcie moglem wyjechaé. jako ie w dzisiejszych czasach nie možná sie wyprawiačz naszej wsi doNowego Sadu bezpetnej torby, musialem wstqpič do Berty, aby napetnic swojq aktúwke, inaczej umarlbym po drodze z gtodu/pragnienia. Od Berty pojechalem nazajutrz do Nowego Sadu, gdzie za-tatwilem wszystkie sprawy oraz nodalem na bagaž dwie szafy. wložywszy do nich naczynia kuchenne i posciel (niestety, jeszcze nie nadeszly). A gdy uporalem sie z pa-kowaniem i wynoszeniem rzeczy, dorn, w którym mieszka-tem, za wähl sie jak zámek z piaskuf Gdybym zamarudzit jeszcze chočpar? chwil, ku wielkiej radoíci krewnych zo-stalbym podgruzami!
Z Nowego Sadu dwukrotnie pisaíem do Neti, ieby žyla z moimi w zgodzie i zaczekala z wyrównaniem rachunkúw
593
do mojego przyjazdu, jeíli sa miedzy nami jakieí niewy-równane rachunki.
Dwudziestego ósmego marca szczeúliwie wrócitem do domu i na oko zastaltm mzystko w najiepszymporzqdku. Byi piekny wiosenny dzieň i cieszylem sie, že wreszcie bfde mógl uporzqdkowaé swojq starenke, zaczqtem wiec przekopywač ziemie w kuchni. Nazajutrz znów zimno, ostré zimowe powietrze. Przektenstwo bezczynnošci wie-ziio mnie w pokoju, a raczej w kuchni, gdzie tež dzieci nie mogiy sif uczyč ani bawič. Žona, kulqc sie jak jež (z powodu krwawienia, które nie ustaje przy tym zimnie i nerwach), przycupnela rázem z dzieémt koto kuchenki, w ktorej zamieral ogieň. Powiedzialem wi$c córeczce, žeby dotožyla kawalek drewna do ognia. Na to wychodzi z pokoju twój siostrzeniec Georges i slyszqc moje shwa, zaczyna krzyczeéna calyglos, že „nie wolno palič na dwa fronty". Takže to wyzwanie przelkrtqtem z zaciéni$tymi zebami ipiesciami, a pomystatem przy tym o lesie, ktňry natn spálili i zamienili w popiót drzewny, w zwiqzku z czym w swoim czasie powiedzialem ci, že czyniq tak, bo nie wiedzq, co czyniq.
Dia ukoronowania swojej wielkodusznošci twój siostrzeniec Georges postarat sie dla nas o zniszczony ielazny piecyk (który prawdopodobnie jui dziadek wyrzucit na imietnik) i postanowil dač go do naprawy (tak jak ty datai naczynia kuchenne Cyganowi, žeby je dla nas po-lutowat; mdziatem; w staré blaszane rondle wchodzify otowiane luty niby kule rewolwerowe kalibru 6,35)- Neti oéwiadczyta, ée w domu jest blacha, i jeteli piecyk da sie do naprawy, to za glupie pare pengó b$dzie nam
stužyt do jesieni, a jesieniq be-dziemy go musieli zwrócié wtaácicielowi! W Wielki Piqtek po poludniu peha ja ci przez šnieg ów stynny piecyk, a Gyula žada ode mnie za naprawe siedem pengó i czterdzieici fillérów. Na to ja — obejrzawszy piecyk — powiadam krátko, že nie po-trzebuje tego szmelcu. Wybucha ogóína rebélia, wszyscy naraz i každý z osobná rzucajq sie na mnie. Zaczyna Neti: „Luftmensch! Luftmensch!"Maria: vCo zaczelnošťmiec regulárne d vchody, a catymi miesiqcami byč na cudzym utrzymaniu!". Gyula: „A dzie bedziesz gotowač?Przyjmij do wiadomoéci, že na naszej kuchence nie postawisz ani jednego rondelka, bo ci go zrzuceľ. Itd. Itd. Ja jednak nie straciiem taktu nawet przy tym szalericzym pomie-szaniu gtosów, powiedzialem tylko twojej siostrze Neti, že ježeh oni sie nie wstydzq, to ja naprawde nie mam czego sie wstydzič. — Potem po prostú uciektem z domu. Córka i žona juž siq polotyly (byío okolo ôsmej), a synek przeražony wybiegt za mnq na dwór i prosil, žehym nie szedt, bo ciocia Marusia mówita, že wyniesie z pokoju lôžka i bedziemy musieli ležeé na ziemi „jak bydleta". Powiedzialem mu, žeby sie uspokoit i wracat, a ježeli zabiorq lôžka, bedziemy spač na slomie.
Poszedtem przejšč sie po wsi, žeby zebrač mysli, uspo-koič nerwy i dusze. Popowrocie nadal bytem bardzo zde-nerwowany. Žona hala sie, že naprawde zabiorq nam laika, a iskqdinqd by ta okropnie wystraszona, bo dzieň wczesniej, gdypojechalem do Pórszombatu, szukali mnie žandármi dla sprawdzenia dokumentów (co tež tego sa-mego dnia pomyilnie zatatwilem z nimi w urzedziegmin-nym w Bakszyj.
594
595
Na domiar wszystkiego, tego satnego dnia znúw dostálem wezwanie z Nowego Sadu, žebym do 14 kwietnia koniecznie stawit sie osobiscie w tamtejszym biurze kálet, I co teraz robié? Sprawa mieszkania niezatatwiona, rzeczy w drodze, ježeli wyjade, to kto je odbierze i przy-wiezie, za przewóz koleja trzeba zaplačte 60 pengó, nie mamy lůžek, nie mamy piecyka, ale najstraszniejsze jest to, že musze žone i dziect zostawič na lásce i nietasce tych ludzL — Wmyít ulubionego powtedzonka naszej nieboszczki matkit ze noc fest „madrym doradcq", rzeczy wiscie za rada. rtocy napisatem do Netiki nastepujqcy tíst „Droga moja siostrot Zgóry ci obiecuje, i na tym tei zakoňcze niniejszy list, že nie bede sie wdawal w zadně klótnie z tobq ani z twoimi dziečmi. To ty zaproponowatas, iebym spedzit po kilka tygodni u každéj z sióstr, a kiedy juž wszystkie was odmedze, bede uleczony. Przyjalem zaproszenie. Tymczasem sytuacja tak sie zmienila, ie bylém zmuszony przyjechač nie sam, ale we czworo — po-stepek, któregp szkodtíweskutki z bolem stwierdzilem juž w pierwszych dniach — i z nadludzkim wysitkiem znosič wyzwania i szykanyt mialem jednak nadzieje, ie wam sie to sprzykrzy i ie nie zamierzacie xícna noze. Pod žadnym pozorem nie zwyklem nadužywač niczyjej gošcínnosci i w zwiazku z tym, ježeli podpiszesz zalaczone pokmto-wanie, zapláče ci za pietnastodniowa goscine 20 pengo, bo w koňcu jednak bytem twoim goíciem, a nie gošciem twoich dzíeci. Tego> co juž uczyniliécie, nie možná uczynič nieuczynionym, alepostarajcie sie nie wywotywač nawej któtni, gdyž w tej chwili najwažniejsze jest dla mnie zdro-wie moje i moje] rodziny, a zatem na nic wszelka któtnia.
S96
wszelka obraza, bo mote twój brat nie jest šwiety, lecz mepodobňagpzranic", Zalaczone pokwitowanie: „Kwituje odbiór 20 (stownie: dwudziestu) pengô, które pobratam odswego brata E.S,'afglównego inspektora kolei w stanie spoczynku, tytulem utrzymania jego i jego rodziny wcia-gu pietnastu dni Kerkabarabás, $ 1 v 1942".
Po doreczeniu tego listu znów nastala wietka rebélia, a twoJQ siostrzenica Maria Rebeka przez cata godzint powtarzata jedna i tesamq špiewke: „Gdybym toja wie-dziata, czym ich obrazilam", „žeby mnie tak sztag trafil, ježeli ich obmzitamV\ „bqdzie tu mówit, ie zrq przez pietrtaécie drtit", „zra juiprzez caly miesisfc", „Herr Genera! kont rollor to wietki kawalir", „ nie cbciala ich žádna z sióstr, tylko my musimy kolo nich tanczyč", M diabel ich obrazil?", Mego diabla sie mnie czepia?", „rttój maž ttič by\ General kont rol Lor, ale me jestem mníejsza dama niž jego zona", mmy przynajmniej nie jesteémy schmut-zig"; itd- itd- Tak sie datla i wytewata na nos pomyje przez catq. godzine, a gdyby nie zjamt ste jej szwagier, až do tej pory ttie zamknelaby plitgawych ust, zwtaszcza, že tymczasem nadeszta Babika (przez którg pnslatai pocte-szajqcy dla mnie list), a ta jui z pewnosciq dolqczylaby do chóru.
Piszesz miedzy innymi: „Na twôj list odpowiadam krátko. Powiedzialam GyuU, žeby szynke dal ci dopiero na Wielkartoc, bo wtedy wcdtug zwyczajów na wsi w každým domu jest szynka, wiec i wam sie przyda" itd. (Ale oni nazajutrz po otrzymaniu twojego listu gotowati wielka szynke, gdy przyszedl Georges i žárli ja až do záchodu slořica, nie môwiiic juž o chanukowych, pardon, wielka-
S97
nočných orzechach.) A szynka, która Neti poiožyta mi na stoie wNiedziele Wielkanocnq, íciíle trzymajqc sie wska-zówek, jakie dalai Georgesowi, to bylkikut o wadze 2,40 kg (w naszych stronach czegoé takiego nie nazywajq szynka nawet žydowscy parvenus), ale i tego kikuta nie moglem ugotowač, bo w WieikiPiqtek zostalem wygnany zkuchni. Ďalej piszeszpokrólce:aSlyszatam, žeDuia Berta przynios-ta make, wiec nit postatám chleba, myélalam, že masz". Nie slyszalaú o tym, moja kochana, tylko ja ci napisatem, že „podii pp. Brandii "przynieálipo razpierwszy chleb, bo przezpiečdnigtodowalem, a „dobrzy'pp. Groszowie i Bo-roska postqpiii haniebnie, pozwalaj&c, aby chlebprzysytati mi Rosenbergowie i Mayerowie. O hutách dla mnie nie wspominasz ani slowemjak lei opedzlu dogolenia,,.
No a teraz, kiedy juž przejechalem sie po tobie, wróce jeszcze do twoich kochaných krewnych, žeby ci wytožyč równolegle, jak spedziliimy Wielkanoc, oni i ja. A zatem, kiedy twoja kochana siostra urzqdzila takq lukidlusowq uczte, jakiej nawet za 30-40 pengô nie možná wypra-wič, ja, jak ci juž pisaiem, ze swojq rodzinq w zimnej klitce zimne mleko spožywalem na sniadanie, obiad 1 kolacje. w izbie bylo zimno, bo pawyciqgali z pieca rury, a mleko bylo zimne, bo nie pozwolili zagrzačgo na swojej kuchence. Po tym zimným mleku byliímy zmuszeni wejsčpod pitrzyne, bez poszwy, zaraz po „obiedzie", oni natomiast, popijajqc w šwietnym humorze wino, zjedli sobie rosolek z kury, kure, gotowanq szynke (nie kikut), olbrzymiq ilosč ciasta, čiastka z kremem itd, itd. Takq Wielkanoc miatem anno 1942, a o Wielkanocy z j y 4i roku opowiem ci kiedyá osobiécie. (Nie jest to, co prawda,
história na twoje nerwy, a tym bardziej na nerwy twojej siostry Maiwiny).
Teraz przechodze do najwiekszej tragikomedii. Twoja siostrzenica Bábika, która juž w Szentadorjdn zacho-wywala sie wyzywajqco wobec nas, a zwlaszcza wobec mojej žony, „w domu" najwyrainiej zrobiia sie jeszcze odwainiejsza, kiedy Georges opowiedziat jej o „niesly-chanej bezczelnoici", jakq wykazalem, nie chcqc wziqč wspomnianego starego piecyka „za glupie 7 pengô i 40 fil-iérów, chociai moglem go uiywač až do jesieni". Twoja siostrzenica mianowiciespýtala na to: „Dlaczego niedaieé mu w pysk, ja bym go strzelila> jak tu stoje". Wszystko to zniostem z Chrystusowq cierpliwošciq, bez stowa, powie' dziatem tylko Neti przed jej wyjazdem do Budapesztu, žeby nakázala swoim dzieciom zostawič nas w spokoju, bo jeéeli któres tknie nas chočby palcem, bedzie musiala wrócié na pogrzeb.
Myši f, žezgrubsza opowiedzialem ci o wszystkim. Moje szafy nareszcie nadeszly, przewiozlem je z Lenti do Szigetu, gdzie dalejpisze ten list. jutro jode do domu i najpózniej do níedzieli, czyli do dwunastego, powinienem skonczyč porzadki w mieszkaniu, bo do 14 ktvietnia musze osobiécie stawič sie w Nowym Sadzie.
Nazajutrz po powrocie z Lenti ku najwiekszemu zdzi-wieniu nie zastatem w domu žony ani dzieci. W miesz-kaniu nieporzqdek, widze, že dzieci nie byty w szkole. Žáden z sqsiadúw nie wie, dokqd poszli, widziano tylko, jak szli, zdaniem jedných w lewo, zdaniem drugich w prawo. Twoi kochani krewni natomiast wyraznie roz-koszowali sie mojq udrekq ptynqcq z niepewnosci, co sie
S9Ů
S99
stalo w domu, gdy mnie nie hyio. Wreszcie o zmroku, šmiertelme zmeczona iprzeražona, zjavila sie moja tona zdzietml Bali sie zoslačwdomu, boznowuszukali mnie žandármi. Poszedtem do soltysa, który przekazal mi we-zwanie, tebym nazajutrz zgtositsie na iandarmerii- Naga bardzo mnie bolata, musialem wtecpojechačchlopskim wozem do Csesztreg, gdzie zgodnie z przepisami zata-twitem formalnoáci zwiqzaue z przestuchaniem. Gdyby twoi kochani krewni podczas moje) nieobecnoíci uczciwie poinformowali zandarmów, oszczedziliby mi wieiu przy-krošci, a i kosztów. fest chyba catkiem naturálne, že po tym wszystkim telegraficznie wezwalem Neti do pawro-tu. Czy j už wrócita, nie wiem, bo w níedziele musialem wyjeckač (przebywam obecnie w Nowym Sadzie), žebyze zwalonego domu przeprowadzič sie gdzie indziej. Mam to jui za soba. Z uiicy Bema przeprowadzitem sie na ulice Vitéz 27. Czekam na przesylke od éony, a gdy nadejdzie, mam nadziejf, ie w przysztym tygodniu, we wtorek lub šrode bede mági wyruszyč do domu, na mtt, zatrzymaw-szy sie jeden dzíeň w Budapeszcie-
Musze jeszcze raz zajač sie toba. Kiedyjuz ostatecznie sie utzadze, zaproszf was, bo niestychanie nam sie spo-dobata wasza wieczorna paráda w róžowych koszulack nočných. (Szepn? ci co prawda, že tutaj w tak lekkick toaletách pastxiwili przed lufami karabinów te rôie Hebronu, ktúre za bardzo krecÚy kuprem).
Rozumiem jui wiele rzeczy, ktorých do tej pory nie moglem zrozumieč. Teraz jut wiem, dlaczego wpaždzier-niku 1931 tak nieprzebyte bylo panonskie btocka w kie-runku do Szentadorján, a w strone Cetinja 1 Tňestu drogi
byly w porzqdku. Teraz rozumiem tež, dlaczego autobus od Bak do Szentadorján w roku 1942 jest tak piekielnie drogi. Wszystko to jui rozumiem. Mam jednak nadzieje, iž wkrótce i wy zrozumiecie, že jestem mežem i ojcem, a poza tym, že mam piecdziesiqt trzy lala.
Wróce jeszcze do pýtania z twojego kochanego listu: czy przerobitem popielate uhranie? Odpowiadami czekam, až przyálesz mi przez Georgesa czy Bábike wskazówki, kiedy na wsi nosi sie zimowe ubranie, bo w mieicie nosi sie zawsze, ježeli sie nie ma innego,
Teraz naprawde koňcze ten list w nadziei, že nie dácie mijuipowodu i nie bede musiatzajmowačsie wami tak dtugo i z lakq gorycza, gdy ž ten „maly list" jest wlašciwie tylko streszczeniem wydarzen, które przeiylem wraz ze swq rodzina przez niecate trzy mitsiqce. — Bože mlyny mielq powoli, alemezawodnie.
Myšie, zejužwprzysztym tygodniu bede w domu, o czym na pewno dam ci znač, a paniewaž ja jui nigdy nie prze-stapie twojego progut prosze, zebyi ty mnie odwiedzila, chce bowiem porozmawiač z tobq o bardzo powaznych sprawach.
A teraz do widzenia lub do spotkania, catujecie twój brat
EDWARD
PS Bqdí zawsze raczej wsródprzeiladowanych, a nie wíród przesíadowców (T„ Bawá Kammá).