■ -' ■..........---• ^-—;.-== kameňa --- ■ ■ 1 ------..u"-- W I O S N A Przy koňcu zimy nadchodz i l szereg trzežvvych, powsze-dnich, nic z e m nie znaczonych dni, dni pustých w s maku jak wielkie kotacze, vvypiekane we czwartek na caiy tydzieň i ležar ce szeregiem na pólce vv zimne, biale, bezstoneczne popoludnie. Dni te wyrastaly z swycb dvvunastu godzin jak wyrostki z przyciasnego ubránia i marzíy — codzicň dluisze, w cíagnace sie, powoli popoludnie przedwiosenne, w jasne zmierzchy, które nie chcialy sie koňczyč. Wtedy nagle z framugi tygodni wynu-rzaly s\q Swie,ta Wielkanocne i nagle w pustce dní zaczynal sie czas formowac w glebi swej barwa í sensem i na scéne wysu-wai si? caly ten vvielki teatr Paschy, c ale to vvielopietrowe misterjum prastarej egipskiej wiosny: to wspaniale i niezgle-bione ucztowanie przy dlugich, binlych štólach, w šwietle sreb-rnych š vviecznikóvv, migoca.cych pod tchnienicm zbyt wielkiej i pustej nocy paschalnej. Te noce paschalne staly jak ciemne kulisy za otvvartemi drzwiami domu i rosly od niepojetych i ogromnych spraw, podczas gdy nad lšniaca, paráda stolu przy-stawaly na chwil? w kolejnošci Biblji figury jej zodjaku: plagi egipskie i rozsypywaly sie vv mial gvviezdny, mielont: w žarnach tej nocy, która jest inna od wszystkich nocy roku. Tak rosia ta obca i twarda noc wiosenna w swej glebi od plag i kleski i wšród rechotu jej gwiazd rozmnažaiy sie žaby, w^že i robactwo wszelkie w rosných przestworach i roila sie na calej przestrzeni od tajnego dziania sie, a w sednie jej otwierala sie; ciemnošč labiryntami pokoi, czerwonych komôr, malowanych szuflad, vv ktorých gvvaltownie umierali pierworod-ni, a drzwi zatrzaskiwaly sie za lamentem rodziców. A gdy tydzieň šwiateczny mi jal, wsuwano ten spietrzony teatr Paschy z powrotem vv mdyŕerentnq sciajnc tygodni, która sie wygladzala i ulice biegly znovvu pusto i zapomínáno o vv i osni e, ktorej jeszcze vvciqž nie bylo. Až pevvnego dnia, przy koňcu kwietnia, bylo przedpolud-nie szare i ciepíe~-ludzie szli, patrzac w ziemie, zawsze vv ten metr kwadratowy wilgotncj ciemne j zíemi przed soba i nie czuli, že bokami mí ja j a drzevva parku, czarno rozgalezione, pe,-kajace w rozlieznych miejscach vv slodkie jattzace sic rany, Uwiklane w czarnej, galezistej sieci drzew—szare, duszne niebo ležato ludziom na karku vvichrowato—spi^trzone, bezfo-remne, cietkie i ogromne, jak pierzynn, Ludzie gramolili sie pod niem jak chrabaszcze na rukách i nogach vv tej cieplej wilgoci, obwachujace czutemi rožkami síodka. gline. Švviat ležal Nr 10 ~-----........-" .......—-----------------.....■■■■ . __________........--- 191 kameňa gluchy, rozvvijal sie i rosí gdzieš wgórze, gdzieš z tytu i w glebi, biogo bezsilny i plynal. Chwilami zwalnial i przypominal cos mglísto, galezü sie drzewami, < czkovval g^sta, szar^ siatkq cvvierkania ptasiego, na-rzuconsj na ten dzieň szary i szedl w gl;jb w wežowanie pod-ziemne korzcni, w slepé pulsowanie robaków i gasienic i rosí tem wszystkiem, bez rafá ry. A pod tym bezforemnym i bez mysli vv glowie, kucali ; bieni na Lávkach parków z z ktorej rekst splywal w wíell niezgrabnie w pozie jeszcze vv Može ogluszaíy ich te geste g dzone makówki, sypiqee s za ry Chôdzi li pod tym gradem o! tej ulewie rzesistt ub pornem kucali ludzíe ogiuszeni lowami vv rekach, wisieli zgar-Mtkiem gazety na kolanach, vvielk:! 3zar;] bezmyšlnošé dnia, wisieli :ze vvczorajszej i slinili sie bezwiednie. iste grzechotki cwierkania, te niestru-jzary šrot, którym čmilo sie povvietrze. íťfi otowianym i rozmawiali na migi w rezygaowani milezeli. Ale gdy okolo jedenas przesrrzeni przez wielkie sionce bladym kieíkiem, i drzew nia ot którv parku jest by i a ona di :iiy gesto vvsz; sie powoiL b i oezy, 1 to b nagle vv jedne asiana ludžmi o-zl spiesZíj do pra'-y, do chwil parszkach, pod ktôremi kryjq sie c/erť.one plamy í pryszcze, kameňa zdrowe wiosenne wypryski krwi goracej. Ach, caiy ten park jest teraz bezczelnie pryszczaty i wszystkie drzewa wysypujq sie pqczkami pryszczy, które pekajq čwierkaniem. Potem aleja zno-wu pustoszeje, po sklepionym deptaku gedoli cicho drucianemi szprychami wózek dzieeinny na smukiych resorach. W m a lem lakíerowanem czôlenku pogražone w grzadke wysokich kroch-malonych sziar z batystu spi, jak w bukiecie kwiatów delikátne í róžowe dziecko, Dziewczyna, prowadzaca powoli wózek, na-chyla sie czasem nad niem, przewaža na tylne kola, kwilac osiami obreezy, ten buj aj a cy koszyk rozk witty biaiym mušlínem i rozdmuchuje píeszczotiiwie ten bukiet až do siodkiego špia-cego jadra, przez k tore go sen wed ruje jak bajka ten przepiyw obtoków i swiatel. Potem w poludnie vvciaž jeszcze plecie sie ten pqczkujacy vvirydarz šwiatlem i cieniem, a przež delikátne oka tej siatiu sypte sie bez konca jak przez drucianq klatke, šwiergot ptaszków z galazki na galazke, ale kobiety przecho-dzace brzegiem deptaku sq juž zmecľone i maj q wtosy rozluz-ntone od migrény i twarze znekane wiosna, a potem juž cal-kiem pustoszeje aleja, a przez cisze przedpotudnia przechodzi powoli zápach restauraeji z pawilonu patkovvego, BRUNO SCHULZ Z CIASNEGO PODWÔRKA Zaczelo sie to juž "došč dawno. jeden artykut zamacil bloga cisz^ ušpionych obroňców tradycji. Posypaly sie repliki, nowe ataki, pewien czcigodny profesor ex cathedra wyglosil dowcipnie zlošlivvq odpowiedž na niemniej zlošliwy artykuí, pewne kolo studenekie uchwalilo rezolúcie do ministerstwa i powoli, powoli wróciio wszystko do davvnego stanu. Jeszcze od czasu do czasu obijaja sie w codziennej prasie samotne glosy, dalekie echa strzalów po skoňczonej batalji. 1 znóvv zasypiamy, Znów sprawa reformy studjôw polonistycznych odwleka sie „ad infinitum". Bo niestety, przedmiorem tego sporu sa wlas-nie studja polonistyczne na uniwersytecie, studja, które poštód wszystkich innych nauk humanistycznych winny stač u nas na možliwie najwyžszym poziomie, muszq by é až przedmiotem dyskusji, która zresztq jak dotqd nie dala pozytywnego rezultátu. Zapal dyskutantów minql czyto z braku wervvy, czy tež z braku t e matu Í wszystko zostalo po starému. Nie bede tu taj poruszal argumentów obu wojujacych stron. ' Nie uwažam sie; za kompetentnego do rozsqdzenia tego, czy np, znajomošč historycznego rozwoju dyftongu ,,Oj" jest niezbedna dla wyksztalcenia przeciftnego studenta, studjujacego historjf