oni tylko pod niewlašciwa. kategorie úmyslu, widzac w nich coš nad-zwyczajnego, nadprzyrodzonego i cz?sto w dogmacie religijnym rozwiíj-zania dla nich szukajac. Zmieniwszy jedynie punkt .widzenia, misty-cyzm mógl i musial dalcj ci^gnač swe dzielo w literaturze i odrodzil si? tež w dzisiejszym symbolizmie, który može si? uwažač za nowy, pierwszy po romantyzmie, rzeczywisty etap * rozwoju poezji, bo do-ktryna naturalistyczna wskutek jednostronnošci swej stanowi objaw reakcji jedynie, ňie zaš szczebel dalszy w drabinie ewolucyjnej. Mistycyzm dzisiejszy w sztuce stracil dawny ascetyczny, religijny, odrywajacy sie od ziemi charakter - i stal si? naukowym raczej. Pojato, tym rázem wyražniej juž, nie przeczuciowo jedynie, že nieskonczo-nošc, ku ktorej wiekuiste, nie ukojone wloka nas tesknoty, nie kryje si? gdzieš poza granicq šwiata zmyslowego, w niebiosach, lecz stanowi istote wewnetrzna šwiata calego, czlowieka každego, zjawiska najdrob-niejszego, istote kryjaca si? pod powloka efemerycznych, przejšciowych form i postaci i przezierajací} niekiedy na zewnatrz w tyeh wlašnie objawach, dla ktorých ludzie žadnego nie mogq znaležč wytlumaczenia. Pojato dalej, že ješli, z jednej strony, doktryna naturalizmu, majúca na oku jedynie podleglq zmyslom rzeczywistošč, ludzi si?, sadzbe, iž dažy do „prawdy" — to z drugiej, mistycyzm, odbiegajacy zupelnie od šwiata zewn?trznego, naprzód, traci równiež možnošé naležytego ogamiecia calošci i osiagniecia možliwej wszechstronnošci; po wtóre, sam sobie odbiera zrozumialoše i dostepnošč, mówiac abstrakcyjnie lub za pomoci sztucznych symbolów o tej istocie rzeezy (essence des choses), która najcz?šciej w ramach form zmyslowych nam si? jawi i która. dogodniej byloby obserwowač w tych wlašnie, chociaž niezrozumialych nam, ale jak šwiětlne promienie przez szezeliny muru ograniezonošci zmyslowej przenikajacych przejawach; po trzecie wreszcie, zawierzajac wylacznie i zupelnie abstrakejom, dochodzi cz?stokroč do próžnegó fantazjowania. Zrozumiano, jedným slowem, iž jak w žyciu nie mamy možnošci przyj-rzeč sie wewn?trznej, nieskoňczonej šwiata i czlowieka istocie i musimy zadowolič si? tymi ošlepiajacymi oko przeblyskami, które rozdzierajq od ezasu do ezasu szare tlo zmyslowej rzeczywistošci, tak tež i w poezji možná tylko w ramy rzeczywistych i odpowiednich szczególów zmyslowych oprawiač perspektywy nieskoňczonošci, specjalnymi dotkni?ciami pedzla poetyekiego markowač te ostatnie, kazač si? ich domyšlaó du-chowi zdolnego do marzenia czytelnika i tu i owdzie tylko fosforyeznym blyskiem droge ku gl?biom ukrytým rozšwietlač. Rázem z ušwiadomieniem sie tych pogladów, ušwiadomilo sie choc bodaj že nie zostalo nigdzie dotad w stanowczych slowach sformu-lowane — šcisle poj?eie symbolu. Poj?cie to kryje si? na dnie przytoczo-nego powyžej aforyzmu Maeterlincka o róžhicy miedzy alegória i symbolem. Glossa do tego aforyzmu tak mniej wi?cej brzmiec by mogla: alegória jest, z jednej strony, analógia najezešciej sztuezna, a niekiedy po prostu w rzeczywistošci zmyslowej istniec nie mogqcq (np. wszystkie bajki o zwierz?tach mówiqcych lub spelniaj^cyeh róžne czynnošci ludz-kie) i dlatego w zewn?trznej, widomej swej cz?šci — martwaj walor ma i prawdq jest w niej tylko sens ukryty, tylko perspektywiczne podobieň-stwo, bez nich alegória nie mialaby wartošci, ale — z drugiej strony to znaezenie wewn?trzne tyczy si? w niej zawsze prawie powierzchow-nej, zmyslowej tylko strony rzeezy i przeto Maeterlinck mówi, iž „ma ono korzenie w šwietle, ale szczyt jej jest jalowym i zwiedlym", bo efemeryeznym i z glebi nieskoňczonej nic w sobie nie majacym. Symbol, przeciwnie, jest analogic žyw^, organieznq, wewnetrzna, jest odtworze-niem rzeczywistošci, w której formy, postacie i zjawiska zmyslowe mája swój sens zwykly, powszedni dla ludzi zadawalajacych si? powierzchniQ, lecz dla szukajacych gl?biej kryjq w swym wn?trzu otchlanie nieskoňczonošci; zewn?trzna, widoma cz?šč symbolu musi by c konkrétnym obrazem ze šwiata zmyslom podleglego, tak aby nawet dla tych, którzy žadnej glebi szukac w niej nie b?dq, miala zupelnie jasne, powszednie znaezenie; „korzenie" zaš winien on „miec w ciemnošci", tj. za ťym obrazem konkrétnym muszq otwierač sie bezkrešne widnokregi ukrytej, nieskoňczonej, wiekuistej, niezmiennej i niepoj?tej istoty rzeezy. [...] Wybórpism krylycznych, Oprac. E. Korze-niewska. T. I. Kraków 1967, s. 303 308. STANISLAW PRZYBYSZEWSKI CONFITEOIV Przystepujac do rozwini?cia naszych poj?č o sztuce, uwažamy za niepotrzebne si?gac do zdaň estetyków, uwažamy za zbyteezne zbijac rožnorodne saxly i wyroki estetyezne, nie myšlimy równiež, že wypowia-damy coš zupelnie nowego, ale stojac na ezele pisma, któremu sie charakter nadaje, trzeba wytknac zasadniezy kierunek, w jakim sie pismo prowadzi. Sztuka w naszym pojeciu nie jest ani „piekno", ani „ein Teil der Erkenntniss"2, jak ja. Schopenhauer nazywa, nie uznajemy równiež' žadnej z tych bezlieznych formulek, jakie estetycy stawiali, pocz^wszy od Platona, až do starezych niedorzecznošci Tolstoja:l -- sztuka jest odtworzeniem tego, co jestAwiecznym, niezaležnym od wszelkich zmian lub przypadkowošci, niezawislym ani od ezasu, ani od przestrzeni, a wi?c: 184 185 odtworzeniem istnošci, tj. duszy. I to duszy, czy si§ we wszechšwie-cie, czy w ludzkošci, czy w pojedynczym indywiduum przejawia. Sztuka zatem jest odtworzeniem žycia duszy we wszystkich jej przejawach, niezaležnie od tego, czy sa. dobre lub zle, brzydkie lub pinkne. To wlašnie stanowi zasadniczy punkt naszej estétyki. Sztuka wczorajsza byla na uslugach tak zwanej moralnošci. Nawet najpot^žniejsi artysci z malými wyjatkami nie byli w stanie šledzič przejawów duszy oderwanych od tak zmiennych poj^c, jak poj^cia morálne lub spoleczne; zawsze potrzebowali dla dziel swych plaszczyka moralno-narodowego. Sztuka w naszym pojedu nie zna przypadkowego rozklasyfikowania objawów duszy na dobre lub zle, nie zna žádných zásad czy to morálnych, czy spolecznych: dla artysty w naszym pojedu sa_ wszelkie przejawy duszy równomierne, nie zapatruje on sie na ich wartošc przypadkowa_, nie liczy sie z ich przypadkowym zlým lub dobrým oddzialywaniem, czy to na czlowieka lub spoleczeňstwo, tylko odwaža je wedle potegi, z jaka. sie przejawiaja.. A wiec substrát naszej sztuki istnieje dla nas jedynie tylko ze strony swej energii, zupelnie niezaležnie od tego, czy jest dobrem lub zlem, pieknem czy brzydot^, czystošcia. czy harmoniq, rozpasaniem, zbrodnia. czy cnotQ. Artysta odtwarza zatem žycie duszy we wszystkich przejawach; nic go nie obchodza. ani prawa spoleczne, ani etyczne, nie zna przypadko-wych odgraniczeň, nazw i formulek, žádných z tych koryt, odnóg i lo-žysk, w jakie spoleczeňstwo olbrzymi strumieň duszy wepchnelo i go oslabilo. Artysta zna tylko — powtarzam — potege, z jakq dusza na zewnatrz wybucha. Sztuka jest objawieniem duszy we wszystkich jej stanach, šledzi ja. na wszystkich drogách, wybiega za nia. we wiecznošč i wszechprze-strzeň, wglebia sie z nia. w praily bytu i siega w teczowe szczyty. Sztuka nie ma žadnego celu, jest celém sama w sobie, jest absolutem, bo jest odbiciem absolutu — duszy. A poniewaž jest absolutem, wiec nie može byc ujetg w žadne karby, nie može byc na uslugach jakiejskolwiek idei, jest pania, pražródlem, z którego cale žycie sie wylonilo. Sztuka stoi nad žyciem, wnika w istote wszechrzeczy, czyta zwykle-mu czlowiekowi ukryte runy4, obejmuje wszechrzecz od jednej wie-cznošci do drugiej, nie zna ni granic, ni praw, zna tylko jedna, odwieczna. cia.glošc i potege bytu duszy, kojarzy dusze; czlowieka z dusza. wszechna-tury, a dusze jednostki uwaža za przejaw tamtej. Sztuka tendencyjna, sztuka pouczajqca, sztuka-rozrywka, sztuka--patriotyzm, sztuka majúca jakiš cel morálny lub spoleczny przestaje 186 btamslaw Przybysľ.ewski. Fotografia z r. 1894 byc sztuka., a stáje sie biblia pauperum5 dla ludzi, którzy nie umieja myšleč lub sa. zbyt malo wyksztalceni, by móc przeczytac odnošne podreczniki — a dla takich ludzi potrzebni nauczyciele wedrowni, a nie sztuka. Dzialač na spoleczeňstwo pouczajaco albo moralnie, rozbudzac w nim patriotyzm lub spoleczne instynkta za pomoca sztuki, znaczy ponižač ja., spychač z wyžyn absolutu do nedznej przypadkowošci žycia, a artysta, który to robi, niegodny jest miana artysty. Sztuka demokratyczna, sztuka dla ludu, jeszcze nižej stoi. Sztuka dla ludu to wstr^tne i plaskie banalizowanie srodków, jakimi sie artysta posluguje, to plebcjuszowskie udostepnienie tego, co z nátury rzeczy jest trudno dostepnym. f~~ Dla ludu chleba potrzeba, nie sztuki, a jak bedzie mial chleb, to sam \ sobie droge znajdzie. Zwlekač sztuke z jej piedestálu, wlóczyč ja po wszystkich rynkách i ulicach to rzecz šwietokradcza. 187 Tak pojata sztuka stáje sie najwyžsza^ religií}, a kaplanem jej jest / artysta. Jest on osobisty tylko wewnetrzna potega, z jaka stany duszy odtwarza, poza tym jest kosmiczn^, metafizyczna sile), przez jaka sie absolut i wiecznošé przejawia. V_ Byl on pierwszym prorokiem, który wszelka przyszlošc odslanial, a tlomaczyl runy zaplešnialej przeszlošci, byl magiem, co przenikal naj-glebsze tajemnice, obejmowal tajne zwiazki wszechšwiatów, przeczuwal i odkrywal ich wzajemne na siebie dzialanie, a z wiedzy tej tworzyl sobie moc, co gwiazdy na niebie w ich biegu zastanawiala, byl wielkim medrcem, który wiedzial najtajniejsze przyczyny i tworzyl nowe, nigdy nie przeczuwane syntézy: artysta ten, to ,,ipse philosophus, daemon, Deus et omnia"". Artysta nie jest sluga. ani kierownikiem, nie nálezy ani do národu, ani do šwiata, nie služy zadnej idei ani žádnému spoleczeňstwu. Artysta stoi ponad žyciem, ponad šwiatem, jest Panem Panów. nic kielznany žadnym prawem, nie ograniczany žádna sil^Tudzkŕi. Jest on zarówno šwiety i czysty, czy odtwarza najwieksze zbrodnie, odkrywa najwstretniejsze brudy, czy gdy oczy w niebo wbija i šwiatlošč Boga przenika. Bo nie zna on praw i ograniczeň, jakie objawy duszy ludzkiej w to lub owo koryto wpychaja, zna on tylko jedynie poteče tych przejawów, równie silná w cnocie czy w zbrodni, w rozpuscie czy w skupieniu modli twy. Artysta, który chce pouczač „ubogich w duchu", chce byč ich kierownikiem, niechaj raczej zostanie agitátorem albo založy olbrzymie ťalansterie, o jakich Fourier7 marzyl, bo królestwo ubogich w duchu — to chleb, a nie sztuka. Artysta, który nagina sie do wymagaň poszczególnego spoleczeň-stwa, pochlebia mu, podaje mu przežuty i lekki do strawienia obrok (zapomnialem, že mówie o artyšcie, zaczajem mówič o pokorným wole roboczym). Artysta, który pragnie poklasku, a skaržy sie na male uznanie tlu-mu, stoi jeszcze w przedsionku sztuki, nie czuje sie jeszcze panem, który lask nie žebrze, tylko hojna^ reka je na tlum rzuca i nie pragnie podzieki - - tej pragnie tylko plebejusz w duchu, tej pragna tylko dorobkiewicze. Artysta, który sie skaržy, že rozrzucajac skarby swego ducha kala swq dusze przez zetkniecie sie z tlumem, przeszedl šwiety próg, ale sie myli. Czlowiek nie uznajqcy žádných praw, stojacy ponad tlumem, ponad šwiatem, kalaé sie nie može. Naród to czastka wiecznošci i w nim tkwiíj korzenie artysty, z niego, z ziemi rodzinnej ciagnie artysta najžywotniejsza swa sile. W narodzie tkwi artysta, ale nie w jego polityce, nie w jego zewnetrznych prze-mianach, tylko w tym, co jest w narodzie wiecznym: jego odrebnošci od wszystkich innych narodów, rzeczy niezmiennej i odwiecznej: rasie. Dlatego jest glupia niedorzecznošcia zarzucac artyšcie w naszym poje/ciu beznarodowošc, bo w nim najsilniej przejawia sie^ ,,istotny", wewnetrzny duch národu, on jest tym mistyeznym Królem-Duchem, chwalíj i wniebowstapieniem naro Niedorzecznošcia jest zarzucac artyšcie „mglista mistyeznoše". Sztuka w naszym pojeciu jest metafizyczna, tworzy nowe syntézy, do-ciera jadra wszechrzeczy, wnika we wszystkie tajnie i glebie a s^ jeszcze lurlzie, dla ktorých to jest mistyka (coš w ksztalcie spirytyzmu he, he...). I raz jeszcze powtarzam na wszystkie možliwe zarzuty, które nas spotkac moga: Nie známy žádných praw, ani morálnych, ani spoleeznych, nie známy žádných wzgledów, každý przejaw duszy jest dla nas czystym, šwietym, glebia i tajemnicí}, skoro jest potežny. Kilka jeszcze szczególów, dotyczacych technieznej strony redakeji. Zamieniaj^c „Žycie" na dwutygodnik, nie zmienilišmy warunków prenumeraty. Wspólpracownicy nie mogq i nie powinni dawac za bez-cen swoich utworów i wytwarzač w ten sposób niegodna i nieuczciwq konkureneje, a czytajaca publieznošč trzeba do tego przyzwyczaič, že može i powinna zaplacič za utwory literaekie chočby tysiaczna ezešč tego, co placi za obrazy, rzežby lub teatr. Staraniem naszym, ideálem redakcyjnym bedzie dawač takie utwory, które zaplodnia czy to nowq myšla, czy nowq formq najmlodszq gerieraeje artystów, postawič pismo na takiej wyžynie, aby nikt nie potrzebowal siegač po informaeje nátury czysto artystyeznej do innych pism. I aby to osiqgnac, zwiazališmy z redakeja. naszq najwybitniejsze sily krytyezne za granica, by pismo nasze nie dawalo informacyj, jak to ezesto w polskich pismach bywa, z dziesiatej reki, od ludzi malo albo tylko powierzchownie z poszczególnymi literaturami obznajomionych, ale informacyj žródlowych od ludzi, którzy od lat calych literatuře šledza i w niej žyj^. Usunelišmy dzial spoleezny*. Byl on zawsze z nátury rzeczy balastem, bo kwestyj spoleeznych nie rozwi^zuje sie kilku artykulami, a przy tym zatraca si§ charakter pisma, bo dzial spoleezny redagowany przez kogokolwiek badž zawsze jest stronnym i stal dotychezas w jas-krawej sprzeeznošci z dzialem artystyeznym. A naszym ideálem jest pismo jednolité, bezwzgledne, nie wahajqce si§ ani na jednq, ani na druga strony. Zreszt^ sadzimy, že usuniecie tego dzialu nikomu przykrošci nie sprawi, bo dla ludzi powažnie sprawy spoleezne traktuj^eych dzial ten tak czy tak zupelnie nie wystarezal, i tak czy tak byli zmuszeni siegac do innych pism, a „Žycie" nie chce byč organem dla ludzi leniwych, chcacych sie orientowač pobiežnymi artykulami. 188 189 Taka popularyzacja powažnej nauki przynosi wedlug doswiadczeň jak najgorsze rezultáty. To jest nasze wyznanie wiary. Pismo naszc nie jest przoznaczonc dla tych, którzy w sztuce szukaja požytku mydlarza, co po calotygodniowej pracy szuka w niedziele roz-rywki i zbudowania vv dziele artysty — a ile, ile tysiecy mamy tych mydlarzy — nie przeznaczone dla dzieci i ludzi chorujacych na uwiad starczy - ani dla ludzi nie umiejacych czytac, ale dla artystów — niestety tak ich malo — i dla ludzi, dla których sztuka sama w sobie jest celém. I w nadziei, že w narodzie posiadajacym tak wysoka kultuře, tak piekna a królewska tradycje znajdzie sie tysiac wytwornej arystokracji ducha, szukajacej w sztuce czegoš innego jak spopularyzowanego podre-cznika historii lub wykladów z dziedziny spolecznej i etycznej, w tej melancholijnej i pelnej rezygnacji nadziei rozpoczynamy trzeci rocznik ,,Zycia". Spiewano nam msze žalobně od samego poczatku, ,,Žycie" pogrzešc sie nie dalo, a dziš silniejsze niž kiedykolwiek, materialnie zabezpieczo-ne, bedzie nadal pielegnowalo šwiety Znicz Sztuki dla Sztuki. „Žycie" [krakowskie] 1899 nr 1. Przedr. \vg Programy i dyskusje literackie..., s. 235 243. LUDWIK KRZYWICKI O SZTUCE I NIE-SZTUCE (Luíne uwagi profana) Sieht man vom Markt in die Kirche hinein, So ist alles dunkel und düster. Und so sieht's auch Herr Philister!1 Goethe Nie Bartki Asnykowscy, nie Wojtki i nie Kasie2 podnosza. zgielk i wrzawe, narzekajac na pasibrzuchów Parnasu; nie gmin burzy sie i nie ezeladž z przekupkami žadaja od wieszczów wykazania przynoszonych spoleczeňstwu korzyšci. Cia.gnie orszak inny, z pogarda dla wszelkiego utylitaryzmu i každego celu spoleeznego, z okrzykiem: „sztuka tylko dla sztuki". Tworzeniu nie powinny przyšwiecač zadne cele prócz przy-I jemnošci towarzyszacej twórczemu dreszczowi! Spazm nerwowy ma byč jedynym daženiem „wieszcza", wszelkie inne dodatki tylko plugawia^ sztuke i ponižajq. [...] Zástupy ciqgna^ z takimi haslami. Wzielišmy na razie glosy swoj-skie, ale zdolalibyšmy takže przytoczyé pochodzace i z obezyzny. Ida^ artyšci pióra, pedzla, dluta, zmieszani w tlumie. Uczestniczq róžne l nátury, zdrowe i chore, nawet bardzo chore, powykoszlawiane przez histerie i ne'rwic§, przez zwyrodnienie i nadužycia. Dolatuj^ stamtad glosy takže róžne, niektoré z nich raža moje ucho swoim wyuzdaniem lub nienaturalnošcia.. Ciagna najrozmaitszego znaku modernišci, sym-bolišci, dekadenci, szermierze „nagiej duszy", mistycy, „esteci" i je-szcze inni, bo któž zliezy te lužné grona pod odmiennymi nazwami, których jest legion!... Chore to i zdrowe; wie, czego chce, i niešwiadome wlasnych zamiarów; szczere, otwarte i komedianekie, pragnace pokla-sku, chociažby za cene blazeňstw i pajacostwa; nieraz spazmatycznie wykrzywione w konwulsjach jažni swojej, niekiedy pogodne duchem. I cala gromada na róžne tony i rožnými slowy powtarza to samo: sztuka tylko dla siebie samej jest i povvinna byč celem. Ale z jakichkolwiek žywiolów skladá sie ów orszak i jakiekolwiek glosy nas stamtad dochodza, ezolem przed idaca gromad^, nawet po dwakroc ezolem. Niesie ona z soba. dwa wielkie hasla: zadanie swobody dla dreszczu, co tworzy, oraz žqdanie glosu dla bólów duszy ludzkiej. [...] „Czyš kiedy zawyl z bólu, czytelniku-filistrze? — dolktuje nas bo-■ lesné zapytanie spošród idacego orszaku. — Zawyl tak, jak psy wyja. I Czy ty wiesz w ogóle, co to ból? — Wyrywali ci zeby — powiadasz. A nie wyrywali ci nic z duszy? Tak brutalnie, po prostu, jak sie wyrywa z ziemi mlode drzewka i wyrzuca za mur. Nie? To szkoda. Nie wszystko možesz czytač i rozumieč; nie ze wszystkim zgodzisz sie ze mnaj":l Czy 1 rozumiesz, czytelniku, przyzwyczajony do tonów miekkich, a w každým razie nie psujacych ci trawienia i spokoju, zbalamucony przez trefnisiów pióra, którzy biora za to pieniadze, ažeby cie bawili, czego ci ludzie žadaja od ciebie? Chca wyč z bólu przed .tob^, chea nie rozweselač ciebie, ale wpakowac ci do uszu opowiešč o swoich cierpieniach i katu-szach duchowych! Nie chca twojego chleba i pieniedzy, lecz domagaja. ) sie twojej uwagi. Sa oni jak ów muzyk w nowelce Kiellanda1, co zapro- szony do pianina po wykwintnej uezcie, zmacil sýtym wspólbiesiadni-kom wezasy swoja sonata glodnych — z ta róžnica, iž nasz orszak zawodzi piešň nie o nie nakarmionych, tylko o wlasnej nedzy ducha. I dajmy swobode tym glosom i jekom, niech podnosza sie i napelniaja ziemie, niech spod pióra i pedzla wychodzi to, co jest dobrým w jažni naszej i co jest zlym i pokoszlawionym chorobliwie, co rošci prawo do nazwy piekna i co jest wcieleniem brzydoty. Wolnošci dla spazmu 190 191