Danilo Kiš CYRK RODZINNY 4L Danilo Kiš CYRK RODZINNY Przetožyta Danuta Cirlič-Straszynska Tytutorygiriatu FOBODtČNl CIKCUS (HANI IADI ' ÍAÍTA. PEPEO ' f' F S ŕ A N 1 k j Projŕkt okladki i itron tytutowych k ami; i ......s .■• Zdjídf Autora © by thi estate of da nilo k i S Copyright'& by the estate of danilo kis Copyright* for thr Polish edition by wkdawniciwo cm* hi. 1006 Copyright ■£ for i he i'nlish translation by DANUTA C. 1R1 i C. -stb ASZ f fcS k a, 20O6 Pedak:ja i ktureku maiqokzata Poii>7.ir Projekt typograficui y b o be s t o les Przedmowa Wczesne smutki to szkice w bloku, oczywiácie kolorowe, Ogród, popiótto grafitowy rysunek na ptótnie, który pokryty ciemne barwy Klepsydry, geste, zawiesiste, a szkice w bloku wskutek tego przestaty miec jakiekolwiek znacze-nie. Klepsydra to trzeci i ostatní tom cyklu rodzinnego; mysle, že dopiero w týni zestawieniu, jako swego rodzaju trylogia, ksiažki te staja sie prawdziwym Bildungsro* man. Tak polaczone, przedstawiaja na dwóch rožných ptaszczyznach, w jakimš niezwykľym paralelizmie, nie tylko rozwój dwu gtównych postačí, które w tých k$Í4Ž-kach szukaj4 sie i dopelniaja,, lecz takže ich dojrzewanie twórcze. leželi postač nazwana A.S.-em jest identyczna z postačia autora, to te trzy ksiažki, w wymíeníonym porzadku, stanowia jednoczesnie rodzaj Bildutlgsroman, ukazuj a pewna biografie literacka. D.K., 1973 JSftM 83*9755-5!» 9 WCZESNE SMUTKl Iľsií'nia, gdy zrywa sie wíatr lesienia, gdy zrywa sie wiatr, liácie kasztanowca spadajú raptownie, ogonkiem w dol, Stychac odgíos,, jakby ptak uderzyi dziobem w ziemi?. A kasztan spadá bez najmniejszego wiatrUj sam z siebie, jak gwiazda — z za-wrotna szybkoscia. C) ziemie uder za z tepym krzykiem. Nie wychodzi jak ptak l jajká, stopníowo, lecz wfochata lupina peka nagle, od srodka biatoniebieskawa, i wyska-kuja z niej tobuzerskie metysy, z btyszczacymi policzki n i., jak policzki uámiechnietegíí Murzyna. W niektorých lupinách znajduja sie bližníaki, a jednak ludzie mogJiby je rozróžmc: jeden ma na czole znak, niby kori. Matka zawsze go pozná — po gwieždzie na czole, Chlopiec zbiera kasztany, które schowaly sie w dolkach na travvniku, i wklada je pod policzki. Usta ma petne ja-kiejs lepkiej goryczy. Usmiecha sie. Warto by sie wspiac na gal 42, wybrac jedno grono kasztan ów i czekač. Nie pozwolič sie podejáŕ aniofowi snu. Ca najmniej trzy dni i trzy noce, bez jedzenia i picia, bez snu i odpoczynku, trzeba by si? wpatrywaŕ w owoc Tak jak wpatruje sie; w mata wskazówke zegarka. Kolce stwardniaty í pociem-niaiy na czubkach. Ježeli dotknaŕ ich niezrecznie, z robia 9 w palcu dziurke, z której wyplynie piek na, czerwona krew. Trzeba bedzie ssač brudny palec, który przed chwila lepil kule z blota i lajna. Može tež dojsč do zakaženia krwi. Kiedy sie to sta nie, dzieci umieraja. Wktada sie je do malých pozlacanych trumienek i zanosi na cmentarz, miedzy róže. Na czelc konduktu ktos niesie krzyž, za trumna ida mama i tata chtopca, i naturalnie siostra, ježeli miat siostre. Mama jest w cíezkiej žatobie, nie widac jej twarzy. W miejscu, gdzie sa oczy, czarny jedwab zmoczyly Izy. Pewna biala panien ka w czarnym fartuszku gimnazja-listki siedzi w jakimš krysztalowym áwietle, wpadajacym przez na wpól spuszczone žaluzje. Na fioíkowych flako-nikach z woda kolohska sloňce rysuje ztote gwiazdki- A oto tajemnica zápachu holków: panienka, która sprzedaje obrazki z motylami i dzikími zwierzetami, a takže perfumy, ze wszystkkh zapachów najbardziej lubi zápach ŕtotków. I wszystko szczodrze nim skrapia: dlo-nie, bujne rude wlosy (chociaž do rudých wlosów chyba leptej by sie nadawal jakiá inny zápach).., Trzeba by skomponowač fuge na orkiestre i bez. Stawiač na podium w ciemnej sali fiolkowe ílakoniki szlachet-nych zapachów, Tych, którzy bycicho, bez krzyku, t raci li przytomnošc, wynoszono by do sasiedniej sali, pelnej dziecínnego, lecz-niczego zápachu lipy i rumianku. Aleja kasztanów Przepriiszam, czy mógtby mi pan powiedziec, gdzie sie znajduje aleja kasztanów? Nie wie pan? Musí bye gdzies t utaj... Juž nie pamietam, jak sie nazywaía, ale wiem na pewno, že to gdzies tutaj.,. Jak to? Nie ma tu nigdzie ulicy ze szpalerem kasztanów? A lež, prosze pana, musi tu byč, Niemožliwe, žeby wspomnienia byly tak zawodne. Tak, jeszcze przed wojna.... Na rogu byla szkota, a przed ui,i studnia artezyjska, Nie podejrzewa pan chyba, že zrny šlam. Chod zi lem tu do pierwszej klasy, a przedtem do przedszkola. Nauczycielka miata na imie Fánni. Panna Fánni, Moge panu pokazač fotografie naszej klasy: panna Fánni, wychowawczyni... tak, ten chtopiec sie-dzacy obok to ja, Andreas Sam, moja siostra Ana, Fredi Fuchs, przywódca naszej bandy... Achj prosze pana, teraz sobie przypomniatem. Cho-dzi o ulice Bema, naležalem przeciež do stynnej bandy bemowców, której wodzem byl Fredi Fuchs, zwany Aca Tyczka, volksdeutsch... Ach, prosze pana, gdyby nie ta rozmowaj wcale by mi do gíowy nic przyszto, že chtKlzi o ulice Bema, wie pan, sfynnego polskiego generála z 1848 roku. Može teraz pan sobie przypomni: Bern, ulíca Bema. No tak, przepraszam, pan oczywiscie nie može tego pamietač, skoro pan tu nie mieszkat przed wojna. Ale može te kasztany, szpaler kasztanów... Na wiosne. caía, ulice wypelniat ích zápach, nieco mdty i ciežki, chyba že byta po deszczu. Wtedy zápach kwia-tów kasztanowca, zmieszany z ozonem, roznosit sie wszedzie naoko to. Alež sie rozgadalem, przepraszam. Wie pan, zapytam jeszcze kogos. Musi sie znaležc ktoá, kto sobie przypomni. Przed wojna^ ta aleja kasztanów nazywata sie ulica Bema,,. Pan tež nie pamieta? Moge powiedziec, že na rogu byta studnia artezyjska, przed szkota. A tam sie znaj-dowaly koszary, na lewo, za rogiem, na drugim koňcu ulity. My, dzieti, nie chodzilismy tak daleko... Chociaž dužego ruchu tu nie bylo. Ale na rogu, przed koszarami, zatzynah/ si? szyny. Tak, mate, žólto-niebieskíe tramwaje. Zapo mni alem powiedziec, že obok szpaler u kasztanów, z prawej strony, wykopano tuž przed wojna rowy, które ciagncty sie zygzakiem. Byta to kryjówka naszej bandy. Može dzieki ternu szczegótowi pan sobie przypomni: dtugi, zygzakowaty rów... To prawda, wszedzie kopáno rowy, ale kasztany rošty tylko na naszej ulicy. Tak, na naszej ulicy z cala pcwnošcia rošty kasztany, a to sa, prosze pana, akatje. I nigdzie nie widze studni. Niemožliwe, može pan sie myli, može ulica Bema byta gdzie indziej, ta mi sie wydaje za mata. Zreszta, dziekuje panu, spraw-dze. Zapukam do którychs drzwi i spytam, czy ta ulita nazywata sie przed wojna. ulita Bema. Bo wszystko to, prosze pana, jest bardzo dziwnc. lak moglo zniknac: tyle drzew, choc jedno by zostalo. Drzewa chyba žyja dtužej, kasztany, prosze pana, nie umieraja. tak tatwo, Ach, prosze pani, nie wierze wlasnym otzom. Nikt nie potrafi wyjašnió, gdzie sie podzialy te kasztany, i gdyby nie pani, gotów bym uznat, že to mój wymysl albo sen. Bo wie pani, jak bywa ze wspomnieniami, cztowiek ni-gdy nie ma pewnoéci. Bardzo dziekuje. Pojde poszukač domu, w którym mieszkalem. Nie, dziekuje pani, wole pójsc sam. W chwile póžniej podszedt, chociaž nie byty to tamté dr7.wi, i nacisnai dzwonek. Przepraszam, powiedziat /wyczajnie, czy tu mieszka Andreas Sam?.,. Nic, od-parta kobieta, nie umie pan czytaŕ? Tu mieszka profesor Smerdel. Jest paní pewna, zapytat znowu, že nie mieszka tu Andreas Samľ Mieszkal tu przed wojna., wiem na pewno, Može pani sobie przypomni jego ojca. Edward Sam, w okularach, Albo moze przypomni pani sobie jego matke, Maria Sam, wysoka, piek na kobieta, niezwykle cicha. Albo jego siostre. Ana Sam, z nieodtaczna, kokarda we wtosach... O, widzi pani, na miejscu tej grzadki z cebula stalo ich lůžko, Dobrze to pami^tam. A tu stala maszyna do szycia naležaca do jego matkí, Marii Sam. Maszyna marki Singer, z pedálem... O, przepraszam. Ja tylko przywoluje wspomnienia. Wie pani, po tylu latách wszystko znika. O, na wczgío-wiu mojego tóžka wyrosla jablonka, maszyna do szycia zamienila sie w krzak róžy. A po kasztanach nawet slad nie zostal. To dlatego, prosze pani, že kasztany nie mája wspomnieň. 12 13 Dom nie istnieje, styszy pani? Na wezglowiu mojego lôžka wyrosla jablonka. Pnwyginane, pokryte naroilami drzewo, które nie daje owoców. Pokoj mojego dzieciristwa zamienil sie w grzadke ccbuli, a singerowska maszyna mojej matki — w krzak róžy. Obok ogrodu wznosi si? teraz trzypictrowy dom, mieszka w nim profesor Smerdel. Kasztany šcieto — wojna, hidzie albo po prostu czas. A oto, co si? tu stalo, przy ulicy Bema dwadziešcía siedem. Przcd dwudziestu laty, które chciatem przesa-dziŕ jedným lírycznym skokiem w przód, Wchodzi mój ojciec, w par^ miesiecy po naszym wyjezdzie stád, do domu numer dwadziescia siedem przy ulicy Bema i za-biera nasze sprzety: dwie szafy, dwa lôžka, maszyne singerowska mojej mamy. Gdy wyniesiono ostatní mebel, a byla to otomana, w ktorej spiewaja sprežyny — ja wciaž jeszcze z pania rozmawiam, pani Smerdel — oto, co sie stalo: „Gdy wynieslišmy ostatní mebel, droga Olgo, a byla to otomana, w ktorej spiewaja sprežyny, dom zawalit si? jak zámek z piasku. Sam nie wiem, jakim cudem zdo-lalem..." (Z listu Edwarda Sama, mojego ojca, do jego siostry Olgi Sam-Urfi). Teraz rosná, tu piek ne zielone pory í cebula, prosze pani... Zabawa Zajrzaí przez dziurke od klucza i pnmyslaí' to nie on, to nie Andreas. Dfugo jeszcze stal pochylony, myslac: to nie on. Stai uparcie, nieruchomo, jeszcze wtedy, gdy počzul ból w krzyžu. Byl wysoki i klamka znajdowala sie wlaá-ciwie naprzeciwko jego nóg. Nie ruszal sie jednak. Nie wyprostowal sie nawet wówczas, gdy oczy zaczely mu Izawic i zamglily szkla okularów. Z pokoju wiato chlo-dem, jak z korytarza. Ale mežczyzna nie ruszai sie. Tylko w pewnej chwili, gdy szklo okularów dotknuto klamki, toŕnal niečo gtowe. Musze to pokazac Marii, myslal jakos zlosliwie, nieswiadom ani tej mysli, ani zawartej w niej iwosci. Musze jej pokazaé Maksa Ahaszwerowicza handlujacego gesim pierzem. Nie wiedzac czemu, odczu-wat potrzeb? dokuczania Marii, Ale jej dokuczy, myslaí zadowolony. Trzeba pokazac Marii, jak plyna podziemne rzeki krwi. Andreas w gruncie rzeczy to nie jej Jasno-wlosy Cľhlopiec (jak sadzi), ale jego krew, wnuk Maksa Tulacza. To ja zaboli. Juž z góry triumfowal, napawal sie skrytým cierpieniem Marii, bezradnoscia, która nie pozwoli jej nawet w duchu, nawet w milczeniu, oprzec sie sile jego dowodów, kiedy zobaczy (gdy on jej pokaže). '5 jak Jasnowtosy Chlopiec, jak jej Andreas, zachwala towar przed klientami, idac od obrazu do obrazu, jakby tutat sie przez wieki. Toja zaboli. Dlatego tak uparcie wpatrywat si? w dziurke od klucza, odkládat chwile zadowolenia, bliskq, na wyciagniecie rekL Nie chcial jednak, nie mógt wyciagnac reki i zadowolič sie tym, že sprawi Marii bol. Dlatego odkládal tg chwile- Czekal, až sama dojrzeje, po-wlecze sie fioletem i spadnie jak sliwka w bíoto. Dlatego jeszcze nie wotal Maru, lecz nadal uparcie zagladat przez dziurke od klucza, przez która, jak przez korytarz, wiato chtodem bezczasowej dali. A na korku tego korytarza, w zmaconej, zamglonej perspektywie. jakby w pólmroku, stal on, Maks Ahaszwerowicz handlujacy gesim pierzem, i zachwalat swój towar sprytnie, po žydowsku. Mežczyzna myšlat tylko o Maksíe, musial o nim myšleč, poniewaž go widziat. Ani na moment jednak nie zapomínat, že trzeba to wszystko pokazač Marii i že ja to zaboli. Tak, dlatego jeszcze jej nie wotal. Czekal, až chwila sama dojrzeje, powlecze sie fioletem, a wówczas, gdy spadnie, on jo. zmiaždžy, zdcpcze. Chlopiec (tymczasem) jest sam w pokojů. Czuje, jak ziebnq mu rcce, i od dawna chce pójšc do kuchni, žeby sie zagrzač. Ale nie moie, Tutaj nikt go nie widzi, a tam, pod okiem starszych, nie mógtby sie tak bawič. Kawet by mu chyba nie przeszkadzali, na pewno by go nie skrzyczeli (zwlaszcza mama), bo zabawa (czuje to) jest nicwinna (což to znaczy w porównaniu z paleniem zápalek w szopie albo pluciem na przechodniów zza plotu). A jednak jest to jakás dziwna zabawa. Ana nigdy by jej nie wymyšlila. Chlopiec uparcie trzyma na ramieniu swoj^ perkalowa, poduszke, niby to zgiety pod ciežarcm chodzi od obrazu do obrazu (jest w tym cos zdrožnego, czuje to) i mruczy pótgtosem. Kolo maszyny do szycia, pod oknem, ležg na wyszorowanej podlodze jego zabawki; olowiani žolnierze, gliniane kulki i szkieíka. Ale on sie teraz bawi w co in-nego, chociaž wlašciwie nie wie w co. „Žyczy sobie pani bialego labedziego puchu?", szepcze w glcbokim uklonie, wpatrzony w tajemniczy usmiech Mony Lisy nad lóžkiem Any Na jego twarzy maluje sie szezery zawód. To byla ostatnia okazja. Tylu klientów odprawito go juž z kwit-kiem. 1 ten starzec (w šmiesznym kapeluszu i z dluga ťapka w zajeczych wargach), który wisi nad lóžkiem ojca, i ta starsza wytworna dáma (z garbatym nosem i w šmiesz-nych spiezastych pantoflach z klamra), i wszyscy po kolei, a teraz jeszcze i ta piekna pani, która tak zagadkowo, dwuznacznie si^ usmiecha: zdaje ci si$, že kupi wszystko, to znów masz wraženie, že odrzuca twoja prnpozycje I lekka pogard^. Chlopiec stoí przed nia. upokorzony i — zakochany. Wyczekuje odpowiedzi, myšlac; nic dla mnie ta robota. Tej kobiecie oddatbym wszystek towar za jej piekne oezy za usmiech, i mój sklep by przepadl. A niech przepadnie, mysli z blyszczacymi oezami. Níech tam, wszystko jej oddám, žeby spala w miekkiej poscieli. I nagle mówi glosno: „Pani Mono Liso, oto dar mto-degokupezyka na pani poslanie.,. Zaplacita pani swoim usmiechem" Ktania sie, naprawde zarumieniony, choč wie, že to tylko zabawa i zludzenie. Vťstydzi sie jednak swego nicdoroslego kawalerstwa i zdrady samego siebie, bo kiedy juž ktos gra role handlarza, powinien starat sie 16 17 jak najlepiej sprzedac towar, a nie bankrutowač z powodu czyjegoá 11 ľ-. Iv.- Spojrzat przez dziurk? od klucza i zobaczyt swego niežyjacego juž ojca, Maksa Ahaszwerowicza. To nie duch. To handlarz gesim píerzem, Maks Ahaszwerowicz we wtasnej osobie. Przyszedl z daleka. Przez dziurke od klucza, jak przez korytarz, wíato dokuczhwym chtodem. Me,žczyzna milczat. Czut, že maci mu sie w oczach. Maks napotkal klientke. „Frau, wünschen Sie feiner Gansfederľ', kl.im a sie lobuzersko, zdejmuje worek z ramienia. Mežczyzna milczat. „Pani Mono Liso", mówi Maks, „to najpiekniejszy puch z naszych okolie, To puch labedzia I-edy. Žyczy pani sobie tabedziego puchu?", po czym, dostrzegajac na twarzy klientki ledwo wyczuwalny ušmiech, który cos obíecuje, który oznacza pieszczote, lecz takže wzgarde, bierze worek na rami? i klania sic nisko: „Adios, seňorita, pani tego požaluje". Mežczyzna drgnal. Jego dtonie, dotychezas spokojnie splecione na plecach, nagle zaczety mówid coš, czego Maria nie mogla pojac, bo byta odwrócona tylem. Mežczyzna jak gdyby przyrósl do dziurki od klucza. Naraz jednak wyprostowal sie i otarl oezy chusteczkj, nie zdejmujac okularów. „Mario", powiedziat pótgíosem, „zgadnij, kto jest w pokoju. Zajrzyj! Tylko ostrožnie". Kobieta odwró-cita sie, nie wypuszczajac džezvy*, która lizat ŕlolkowy Džez va — naťzynie metalowe. t dlug^ t^cik^, do parwnia kawy (przyp. ttum.). ptomieri maszynki spirytusowej. „Kto, Edwardzie?". Widzialaj jak jego gatki oezne napinaja sie pod szktem okularów. „Kto? Kto? Popatrz!", zawotat zirytowany. „Mój zmarty ojciec. Maks Ahaszwer!". Zmeczony opadl na krzeslo i zapálit papierosa. Kobieta zdjeta džezve z pto-mienia. Widač bylo, že jej takže drža rece. Drzwi zaskomlaty i chlopiec sie wzdrygnal. Kobieta zastatá go z poduszka, w ramionach. Poza nimi w pokoju nie bylo nikogo, „Andt", powiedziala, nie mogac ukryc drženia glosu. „Co robisz w tej zimnicy? Rece na pewno ci zgrabialy,..". „Nie", odparí. „Bawi$ sie", „Zostaw t? poduszk?" powiedziala „Przeciež ja sie nia bawie, mamo". Chlopiec zarzucit poduszke na ramie i stana! przed matka. „Zyczy pani sobie miekkiego tabedziego puchu?", spýtal z uámiechem i sklonil sie. Kobieta milezaía. Usmiech zgasl na twarzy chĺopca (no tak, wiedziat, przeczuwat, jest cos zdrožnego w tej zabawie). Wyrwata mu poduszke z reki i rzucita na lôžko. Potem ruszyta ku drzwiom, lecz nagle staneta, przykuta wzrokiem mežczyzny. Wypušnwszy d ton chtnpca, szyhko przeszla obok Edwarda. „Widzíataé Maksa Ahaszwerowicza?". Z jego ust ode-rwata si? jakby dojrzata sliwka, spadajaca w btoto. „Tak, Edwardzie, widzialam. Zachwalal mi puch la-bedzi". „Madame, czy žyczy sobie pani miekkiego labc-dziego puchu?". 19 „Byl sobie pewien król", zacz?ta opowiadač dziecku, gdy odmówili modlítw?. „I?", spytaí chtopiec, šciera-jac sen z oczu (ale wiedzial, že na nic wszelkie wysifki, bajka jak zwykle go uspi). „I oženit si? z pewna Cygaiv ka...". „A dlaczego?", spýtal chtopiec. „Cyganka byta piekna, najpiekniejsza w catym królestwie. I urodzila mu syna, który kiedyš mial zastapic go na tronie. Wówczas król, uszczesliwiony, kázat Cygank? zabió, bo gdyby si? okázalo, že ona jest matkq dziecka, nastepca stracilby tron. Tak wi?c chtopiec nigdy sie nie do wiedzial, kim byla jego matka. Na szcz?scie wdal sie w ojca i nikt nie mógt si? dopatrzyó w kolorze jego skóry ciemnego odcienia cygaňskiej krwi.,,". „Nie rozumiem", powiedziato dziec-ko. — „To nie jest takie wažne. Poslúchaj dalej", odparia matka, žatujac troch?, že zaczeta t? bájke, ale teraz juž nie mogta sie zatrzymac, nie tylko ze wzgl?du na syna- „Nad jego wychowaniem czuwalí medrcy i najlepší nauczyciele w calym królestwie. Król byt zadowolony i szczesliwy". Tu mogta si? zatrzymac, a poza lym sama nie wiedziata, jak zakonczyc bajk? — bedzie to przykre dla dziccka. Lecz gdy ustyszala jego „A potem?" (przywykt juž do zwro tów akcji), zaczeta mówic dalej, zaním jeszcze wymyslita zakoňczenie: „Pewnego dnia król zajrzat do komnaty syna, žeby si? przekonač, czy królewicz juž spi...". „A potem?". Chwil? milczata. „A potem zobaczyl, jak dziecko z aksamitna, jedwabiem haftowana poduszka stoi przed portrétem swojej matki i žebrze: «Daj ehoé skórkc chleba, pot?žna królowo (nasladowata teraz cygaňski sposób mówienia), i jakis galgan, žebym mógt przykryc swoja nagoác...». Król, jak oparzony, wpadl do komnaty syna. «Cóž ty robisz, królewiczu?», zakrzyknal, «Žebrz?, ojcze», odparl królewicz. «Znudzity mi si? wszystkie zabawy, i kt»nie, i sokoly, wiec bawi? si? w žebraka»". Mówita čoraz ciszej, až wreszcie umilkta. Chtopiec žasna t. Zgasita lamp? i poszta przez pokoj na pákach. .Syna tež zabit?", uslyszata z ciemnosei i wzdrygn?la si?. Wróciía i poglaskata dziecko. „Nie", szepneta, nie zapalajac swiatla. „Nie". 20 Pogrom Pragnienie, by nie przeoczyc zaj&cia, w które byty wmíe-szane niť nul wszystkie znane mi osoby z ulicy, a takže skryty zarniar rozsuptania klubka zdarzeň, z ktorými ostatnio splala to sie moje žycie, sprawity, že dzielnie przylaczylem si^ do ttumu. tiromada ludzi spieszacych důkads i zdyszjnych pociagnela m nie z sob? Szedlem ramie w ramie z akcyžnikami i stražakami, dyszalern jakby a křesu si í i dustosowywatem oddech do ich kroku.-Myslatem, že dzieki ternu zdolám uchwycic sens wy-padków, które gleboko wstrzasnely mnie w tých dniach, a ktorých nie umiata mi wyjašnic nawet matka. tdac, wal-czylem jednak ze strachem. Snieg skrzy piat pod nugami, stawat sic zbity, twardy jak chodník, íamliwy i diwieczny. Tlum niby wielka stonoga d reptat po nim, a z ust uno-sita sie. para, czysta i biata, Przez zaslone smrodliwych wyziewów i dyszenia docieraí do mnie, mimo filtru šniežnego, zápach tanich perŕum, kwaskowaty zápach potu, rozchodzacy sie z zielonych uniformo w akcyzników i granatowych mundurów stražaków. Nagle rozlegl sie brzek szkta, które jak btyskawica zalšnilo nad glowatni ttumu, a za nim, niby dalekie echo, dobiegí trzask desek 22 i wreszcie westchnienie ulgi, gdy brama ustapita pod náporem. Stalém pod daszkiem magazynu, chwytajat. za poly ptaszczy, trzymajac sie spod nic, a gdy ttum wyciskal mnie i odrzucat, uparcic wracaíem popychany strachem, prze-dzieralcm sie przez las nóg w przekonaniu, že tu, w oku cyklonu, jestem najlepiej przrri nimi ukryty i nie woluo mi sie oddalié od tej masy ludzi, od bezpiecznej oslony ich wácieklosci, nawet na odleglosč reki, bo mogliby mnie schwytaí i zadeptač. Poniewaž drzwi magazynu otwieraty sie. na zewnqtrz, pojawit sie problém, bo nikt z pierwszych rzedów nie chcial odstapič, Nastal pickielny halas, wywijano kijami i krzyczjnu, slýchat bylo tupot noy. wuhniť o ralimek. Naraz, nie wiem jakim čudem, duze jednoskrzydtowe drzwi wciety sie w t? czarna mase jak ostrze noža. Niebie-skawy zmrok zaczat juž zapadac wielkimi klatkami, niby nlbrzymia winda zježdžajaca wsród wysokich scian do twego leza. W powietrzu dominowal zápach nafty i mydli, ale z rozwartych ust magazynu naptywaty warstwy naj-rozmaitszych zapachów, wyprzedzajac pomarancze i cy-tryny, mýdla toaleto we i przyprawy. Potem, z tandetnym díwiekiem. blachy, zacz^íy si£ pojawiac konserwy w pro-Ntokatnych puszkach, dajac w ciemnosciach niegrožne isygnaty swym mosiežnym blyskiem, wiazki swiec w nie-bieskim papierze pakowym grzechotaly jak wysuszone košci, jablka padaly z tepym stukiem, a juž w chwile po lim, zmiaidžone nogarni, wygladaty jak przežute, Z brunátných papierowyth worków sypat sie cukier, skrzypial pod nogami i mieszat sie z rozdeptanym šniegiem. i3 Ludzie z trudem wydostawali sie z t tu mu, niosac w ra-míonach jakies tobolki. niby dzieci. Maka unosila sie w powietrzu jak puder i osiadajac na brwiach, nadawata ludziom jakiš odáwietny wyglad, niemal žartobliwie uro-czysty. Jedna z kobiet nagryzala zebami zrolowany jedwab, który wyciajmela spod pta szcza. W Swietle zapatki, które na moment rozjasnilo jej twarz, ujrzalem zeby róžowe w odblasku jedwabiu, Wokól nóg i wokól glów ludzi motala sie uporczywie bela perkalu w kwiatki, niby dtuga W5tega karbowanej bibulki w noc sylwestrow^, Kolo-rowy perkal zaciskat sie niebezpiecznie i kobiety zaczety krzyczed. Wewnetrzne ruchy w tlumie staly lig przez to wszystko jeszcze gwattowniejsze, ludzie szarpali sie i dlawili, z wšciekloscia darli perkal, który jednak ciagle skadš naplywal, wzbierajac jak rzeka. Gdy w magazynie zostaly tylko gole scíany i mrok, wszyscy zaczeli sie roz-chodzié, unoszac lupy pod píaszczami, Stalém teraz z bokuj jak sprawiedliwy, którego nie dotknie zemsta. Zauwažyla mnie jakás kobieta o dobrým sercu i przechodzac obok, wetknela mi do reki puszke oklejon$ kolorowym papierem, na którym dužymi czer-wonymiliterami wydrukowanonapiš: spaghetti a la Milanese. Dtugo sciskatem puszke w dloniach, nie wiedzac, co z nia^ zrobic, nie majac odwagi rzucic jej ani wziac do domu. Z przeraženiem patrzalem na pana Antona, akcyznika, idk stojac na beczce, rzuca w powietrze confetti. Opowíadanie, od którego cztowiek sie rumieni Noc na otwartym morzu, opodál raf koralowych. Sprawdzam pistolet pod poduszka. Na wypadek buntu marynarzy albo pojawienia sie na statku ludzi foe Mamuta. W porzadku. Trzeba tylko szerzej otworzyc okienko — noc jest tropikalna, duszna. Slychač skrze-czenie mew. Musze sie wyspac. Czeka mnie ciežki dzicň. „Hej, Sam, jak tam twoje wypracowanie?". „Pojecia níe mam. Chyba dobrze". „I co tu možná wymyšlic? To glupie. O czym na pisaleš?". „O tym, jak mama jedzie do Bakszy. Czeka m na nia nad rzeka, a kiszki mi wyja jak glodny wilk. Mama wraca. To wszystko. Opisatem uámiech chleba w jej koszyku". „Jaki znowu usmiech chleba? Co to ma znaczyč? Ty zawsze fanlazjujesz, Sam". .Chodzito mi chyba o zápach chleba. A o czym ty napisalešV. „O tym, jak si? piecze chleb, lak moja mama wchodzi na sirých, przynosi mgke... no wiesz, jak sie to robi. Wklada bochenki do pieca, a potem je wyjmuje. I tyle. Wszyscy pisališmy to samo. Ty jeden strugasz wažniaka". „Wiesz, Gál, chce mi sie sikaŕ... ale nie chce mi sie ruszyč. Tak dobrze jest lezec tu, w cieniu... nie möge teraz isc do ust?pu". „Ja tak samo. Zaraz sie zsíkam. A ty, jak zwykle, stru-gasz wažniaka. Do ustepu! Mówi sie klozet albo wycho-dek, albo: gdzie król piechot^ chôdzi". „Dzwonek zadzwoni, a my sie zsikamy. Wlaánie. Przy-najmniej ja". „Odwróč sie na bok i sikaj tu. Zastonie ci?". „Sam tak myšlalem... Ale moglaby nadejšc jakaš dziew-czynka. 1 mam wraženie, že by mi nie pociekto". „Tym razem, oczywišcie, tež zgrywasz wažniaka. Ale mniejsza o to. Masz tu r?k? i podnies sie trochy Po~ magam ci nie jako jedyny przyjaciel w calej szkole, ale dlatego, že mnie tež sie chce. A jak zadzwoni dzwonek, beda^ z tego nici... Sam, ty lejesz jak koň, Chyba z go-dzin?" „Byt juž dzwonek?". „Jeszcze nie. Pewnie im sie coá pomýlilo. Može pani Rigó ma jakaá. pilná robote... Albo juž byl dzwonek, a my nie slyszeliámy". „Gdzie sa chlopaki? Widzisz któregoš? Slyszysz jakiš glos?". „Nie jestem pewien. Chyba juž weszli do klasy... Slu-chaj, Sam, ty nigdy nie przestaniesz? Po prostu zakrec kran. Kiedy ja sikam i ktos nadejdzie, udaj?, že szukam czegos za krzakiem czy za drzewem, a gdy ten ktos" sobie pójdzie, znowu otwieram kran i koňcze. Nigdy ci sie tu nie zdarzylo? Sikasz, a tu nadchndzi jakas dziewczyna. Albo pani Rigó. Ktokolwiek...". „To idž, Gál. Ja tak nie potratie. Musze opróžnic pecherz, nie ma rady". „Nie možesz troche pred zej ľ". „Idž, idž. Jeszcze mi sie chce siusiač... O, chyba ten widospad sie zmniejsza, Dopiera teraz mi ulžyío". Nagle z rozpacza ušwiadamiam sobie: t o mi si£ snl, to mi si£ sni, a w okolky bioder czuje ciepty oklad. Co powie mama, Bože! 1 Ana! Caty miesiac bedzie sie ze mnie wyámiewata albo nawet komus wypaple, Musze iprawdzic, može nie zamoczylem przeštieradla, W takim wypadku daloby sie to ukryé. Wložylbym spodnie na mokré majtki, a w szkole by wyschly... Podnosze sie na rekach, sprawdzam przeácieradlo, Groza. Leže w wiel-klej kahižy, która jeszcze sie rozlewa... íle razy sobie ' przyrzekatem, že juž mi sie to nie zdarzy! W ostatniej chwili potrafiíem si? obudzič. Prawie zawsze.,. A teraz Ottern sie zwiešc, Naprawd?, powinienem si? wstydzii. Ze tež sie nie potapatem. Šmieszne. Sikač cal^ godzin? n.i dziedziňcu szkolnym. Dwuletnie dziecko by sie zo-rientowalo, že to sen. Ta przekl?ta gorzka herbata, która wczoraj pilišmy przez caly dzien! Nachylam si? do mamy i szepcz? jej na ucho, žeby Ana nie styszata: „Posiusialem sí?, mamo,^" Powoli,w póísnie,sprawdzadlonia przešcieradlo, a na-potkawszy kaluže, ušmiccha si?, Bierze z szafki nočnej icgarek i przyklada do ucha, žeby si? przekonac, czy nie i tana t. „Musisz si? przebrac". szepcze porozumiewawczo. ,( /.is sie szykowac do szkoly". 26 27 Wstaje ostrožnie, žeby nie zbudzič Any, otwiera szaff i wyjmuje suché majtki. Brudny jesienny áwit, wilgot-ny i ponurý, z wolna wpetza do naszego pokojů. Mysl o deszczu, o szkole dziata na mnie druzgocaco. To na-glc przebudzenie, ten wstyd, którym sen msciwie sobie ze mnie zadrwil, jeszcze bardziej mnie dobijaja. lde do kuchni, gdzie mama nalewa mi z garnka wody na dtonie, przecieram nia oczy i nos. Troche mi ulžylo. Szcz^áliwie przebrnaíem brudna, Ictnia rzeke, która rozpoidera sit, micdzy snem a žyciem. Jakies" zwierzece cieplo ogamia moje ciaio i widze juž, jak boso biegne do szkoty. Wcho-dze do klasy przcmoczony i zmarzniety, bez slowa siadam koto pieca, bardzo wažny z powodu wspófczucia, jakie wzbudzaja moje bose nogi i przemokniete lachy. A potem, kiedy wyschne i usiade na swoim miejscu (moich nóg nie widad i nie mam juž zaczerwienionych dtoni, jak gdybym wciagnat biaíe rekawiczki), znów za-jasnieje nad moja glowa aureola pr ymusa i bede siedzial w tej koronie, jak sowa, a pani Rigo bedzie czytala naj-lepsze wypracowanie (moje) gíosem podniosiym i spiew-nym. Póžniej w klasie zapadnie cisza, až do chwilí, gdy nauczycielka opanuje wzruszenie i oswiadczy, že to wypracowanie da do druku w „Dobrým Pasterzu", bo jest pouczajace í natchnione. St-renada dla Any Ustyszalem jakis" halas pod oknem. Pomyslatem, že przy-izli zabič ojca. Po chwili glos skrzypiec podal to w watpliwosc i uwol-nlt mnie od strachu. Ten ktos, kto graf pod oknem, nie byl wirtuozem, ale najwyražniej byl zakochany w mojej ■iostrze Anie. Skrzypce wydawaly glos prawie ludzki, Ktoí po uszy zakochany w gwiazdach, w mojej siostrze ■ nu' spiuwal wstydliwie, starajac: sie nadac glosowi jak najwieksza meskosc i glebie. A jednak ten špiew przy-pominat szept: I )laczego Pati Bóg stworzyt milošc? Dlaczego noce... A na znalazta w koňcu zapatki i na chwil^ zobaczylem Jj w tym swietle, stojaca za firankař w bieli. A gdy wró-• ili do lóžka, uslyszatem, jak mama, wzruszona, mówi mernai sentencjonalnie: „Zapamietaj to raz na zawsze, Ana. Kiedy gra sie komuá pod oknem serenade, ten ktos powinien zapálit' zápalky. To jest w dobrým tonie". Uspokojony glosem mamy, znowu pogražytem sie we ínle, niby w gaszczu zapachów, na zielonej táce. 29 Nazajutrz znaležlišmy na okníe galazke jabloni podobna do srebrnej koróny i pare rozkwitlych czerwonych róž. I zanim jeszcze nauczycielka zapytala nas w szkole: „Który to osiot deptal mi noca ogród?" juž z samego rana, možná powiedziec, po zápachu wyczulem, že te kwiaty sa z ogrodu pani Rigo, w którym od dawna wiazalem róže, przycínalem bez, Nie chcialem wygadac, ze sadzac po gtosie, tym oslem tamiacym róže byl pan Fuchs junior, szewc, zakochany skrycie w mojej siostrze, Ana, powiedz, czy wszystko to zmyslilem? (Kwiaty i zápachy). I^ka, jesienia Wyjechali cyrkowcy, „atleci" i niedžwiednicy, koriczy sie jtilerí. Tu, na Malým Polualbo na Hrabiowskim Zapiecku, 111 by wa nazywane to miejsce, pozostalý tylko slady ich pobytu, ubita ziemia i wydeptana trawa. Pošrodku taki y.najdujť sie dól gleboki prawie na metr, wyražnie wídocz-ny wÁród rozdeptanych kretowisk, Jeszcze niedawno byl i u osadzony maszt, u dolu gruby i nieciosany, na szczycie oinukty i gielki; na maszcie powiewala choragiew. Wokót dutu ziemia jest rozkopaná, gole pole, widac wydobyta / glebi gline. Možná by pomyslec, že to dól z zesztego roku, sprzed dwóch lat, ale tak nie jest. Cyrki przyjež-dJLuja i wyježdžaja, male prowincjonalne trupy cyrkowe, /{ozone z duzjonistów i Cyganów, z silaczy i „atletów", poi.iwiaja sie. cn roku, na progu jesieni, niby ostatni akord IlU, jakieí zabawne pogaňskie šwie.to. Ale to nigdy nie jut ta sama trupa, nie ten sam namiot ani maszt. Zeszlo-rocznego dolu, tego, w którym poprzednio byl osadzony ffliszt namiotowy, w ogóle juž nie widac i trudno byloby powiedziec, gdzie sie znajdowal, bo dól zaróst jak rana, ti nawet jeszcze bardziej, nie ma blizny — przykryly ja \n\wy, chwasty, ziemia. A i ten dól tež wkrótce zniknie podmyty deszczem, potem przcz pewien czas ukryty pod sniegiem; gdy nadejda wiosetine ulewy, zasypie gci ziemia i porosme trawa, jakby nigdygo nie bylo. Šlad nie pozostanie po jesiennej galL, która kwitía tu pod róžo-wym pfótnem. Nie ma juž kolorowego jarmarku, nie ma sitaczy, ucicht chichot matp, zamílklo trabienie ociežatych stoni. Cyrk wyjechat niespodziewanie, tak jak sie pojawil, Którcgoš ranka, przed wschodem sioiíca, muskularni mlodziciícy w marynarskicb koszulkach, którzy przez wiele dni pre-zentowali tu swoje zapierajúce oddech sztuki, powyciagali kotkí, pozdejmowaii druty i sznury, spustili rózowe plotna i obalili dumny maszt z ch.ora.gwia,. Wszystko to spako-wali szybko i sprawnic, ZÍOŽyli w swoich drewnianych domkách, przypominajacych statki. Potem ruszyli cicho, mozna powiedziec, ukradklcm. Kota domków smutno skrzypiaty, a przez okienka, przez raJujace firanki widac bylo, jak krzataj4 si£ wokól obiadu cudowne kobiety-ryby. Z kominów wzbijal iie niebieskawy dym, ledwo widoczny w porannym btekicie, Zwierzeta ryczaty w klatkach, tylko ston stepal za orszakiem leniwie i dostojnie, wachlujac SÍe olbrzymimi uszami. Teraz, ledwie pare dni po wyjezdzie cyrku, pole nosi šwieže slady tego, co sie tu dziato. Na tej rozlegřej prze-strženi, wi?kszej niž krag, nad którym wznosil sie namiot (wydeptana laka wyraznie wskazuje jego granice), leza, na ziemi jeszcze blyszczace kapsle od butelek, poroz-rzucane na wszystkie strony oblamowane po brzegach cienka koronka, niby kwiaty, leza rozdeptane niedopatki, ogryzki jablek, rdzewiejace pestki OWDCOW, pogniecione 32 opakovania od lodów, widac' slady koni i ludzi, wyschniete lajno zwierzat cyrkowych, skórki od chleba, staré gazety, na ktorých siedzieli widzowie, kartki wyrwane z zeszy-u\w szkolnych z rysu n kam i, pudelka od papierosów, od ;,i|>,l /urznie biegač za spódniczkami". „Mówi pan «tylko patrzeč»!H, obruszyt sie ojciec. „On \a, prosz? pana, zrobil cos takiego, že wstyd mi o tym Kiwet wspomnieč". 1 litopiec nagle zrozumiat že ojciec wie o tamtym. Alt najbardzlej zabolato go to, že mama musiata go zdra-il/lc A przyrzekla, že nie powie ojcu. leželi to sie nie pow torzy. „/daje mi sie...", zaczal wieániak, ale chtopiec zatkat in/v řekami, žeby nie styszeč. Prawie mdlat od zápachu >ii fiuacego rumianku i ze wstydu. A olo, co sie zdarzylu. Przekleta sprawa, z której pt>-wimIu jeszcze teraz sie rumieni. (Zostaiimy przy trzeciej (Mobie. Po tylu latách Andreas to može juž nie ja). Bawili sie w chowanego, w obejšciu pana Szabó, ojca |ullí, Bylo to w sobotě, po szkole. Farkas. liczyl, a oni kryli ■IC parami: Ottn i Marika, Emmika (siostra julii) i Oskar, lillka i Andi. Juž od dawna pálil sie do julii. Chodzili do tfj lamej klasy í byli najlepszymi uczniami. On wšród < hltjpcóWj ona wsród dziewczynek. Julia staranniej pito iil.i i odpowiadata szybciej, on ladniej rysowat i pisal lep-uc wypracowania. Atvdi czesto bywat u paiístwa Szabó, bo mama robila na di utach swetry z angorowej wíóczki dla pani Szabó i jej ■ fórek. Czesto tež wstepowat do nich zim?, žeby požyczyc i u-> dn jedzcnia. Stawal w drzwiach i mówit: „Niech b»dziepochwalonyw, i szybko dodawal: „Mama prosi, 3& 37 že ježeli pani može i jezdi nie sprawi to pani k tupotu, žeby nam pani požyczyla kilo chleba. Moze byc starý. Mama z góry dziekuje i przyrzeka, že w lecíe odpracuje wszystko, co jestesmy paňslwu winni" Bral chleb zawiniety w Iniane plotno, daiekowal (jesz-cze raz) i biegl, žeby jak najpredzej ucieszyŕ mame. Nigdy nie zatrzymywal si? w domu paňstwa Szabó. „Napisze do ciebie list", szepnal. Leželi w stodole, na stomie. Z podwórza dobiegal ochrypíy glos Farkasa: piecdziepieč, piecdzieszei, piec-dziesiedem, pieciosíem,,. „Wiem, o czym napiszesz" powiedziaia. „Nie wiesz", „Wiem". Umilkli. Zaskrzypiaty drzwj do stodoly. „Ktoá tu jest w slomiell zawolat Farkas. Wíedzieli, že ich nie widzí. Zapadla cisza. Ale wiedzieli tež, že Farkas jeszcze tu jest i nasluchuje. W chwile potem uslyszeli kroki na žwirze przed stodoly. Nie zamknai za soba drzwi. „Nie wiesz", powtórzyt Andi. „Wiem" powiedziala. „Dam ci go jutro w szkole. Wlože do katechizmu. Strona trzynasta", „Dlaczego trzynasta?" „Tak sobie". „Dobrze", powiedziala, „ale wiem, co bedzie w tym lišcie". „Przysiegnij, že nikomu nie powiesz", „Dobrze" powiedziala, „ale wiem, co bedzie w tym lisciť". #Nie wiesz", powtórzyl. Jak przeczytasz, spalisz list, I popiól rozrzucÍ5z". „Ulaczegoľ", spýtala. „Tak sobie. Žeby nikt oprócz ciebie tego nie prze- uytat" Juž wszyStkich znaležli', powiedziala Julia, .ľujdŕiesz pierwsza", rozkázal. „Powiesz, že bylas w itajni". /.sunela sie ze .slomy i pobiegla. Dopiero gdy usiyszal m ilžwieczny smiech w gtebi podwórza, sam wyszedl 19 stodoly. Nástupným rázem wypadlo na niego. Ale pózniej, jak ......twieni, znowu spotkali si? w tym samým miejscu. „Wiem, co bedzie w lišeie",powtórzyla Julia. Miala war-kncze koloru slomy, zadarty nosek i dužeusta. Pachniala /t"u huieta koniczyna. „( "hcesz teraz?", spýtal. Mówit z trudem. „Chcesz hgp?". „Koje sie", odparia. Jy tež". „I'i /.ysiegnij, že nikomu nie po wiesz". 4,l'rzysi?gam", powiedzial. „Hoj? sie", powtúrzyla. I iv.ťli bardzo biisko. jedno pivy drugim. lulia przy-01 k oczy. Andi pocatowal ja. Miala dolek w policzku 1 piegowaty, zadarty nosek. Pachniala koniczyna. „Hoje sie" powiedziala znowu. „)• tež", powtórzyl. Innym rázem lak dlugo leželi w slomie, že Farkas ich m ukryl. 39 „Andi i Julia to maž i žona", zawolat. „Nieprawda", powiedziat Andi. „Oni síj meiem i žona", powtórzyl Farkas. „Ciagle siedza gdzies rázem". „Miedzy nami nie ma niczego", pisneta Julia. „To czemu si? rumienisz?" spýtal Farkas. „Czemu si? rumienisz, ježeli miedzy wami nie ma niczego?". lulia zaczela plakad i sprawa sie wydala. Potem wszystko potoczylo sie íle. Andi, silniejszy od Farkasa, dal mu w twarz. Farkas pobiegt i poskaržyt sie siostrze Andiego, Anie. Dlatego Andi postanowil nie wracač do domu na kola-cje. Ani nazajutrz na sniadanie. Ani nigdy. Latem bedzie lowil ryby w rzece, zim^, chodzac od wsi do wsi, bedzie pomagal chlopom. A gdy nazbiera pieniedzy, kupi lódke i poplynie do dziadka, do Czarnogóry. Albo gdziekolwiek. Zostanie gangsterem albo detektywem, Jedno z dwojga. L>o zmroku kryl sie na brzcgu rzeki. Potem zrobilo si? zimnu i zaczat držeč. Z zimná i ze strachu. Mama z Ana. na pewno szukaja go po calej wsi. Ježeli nie wróci do domu, mama može umrzeó z žalu. Dlatego postanowil odložyŕ swoja podróž i podejáč bliže) wsi, Usíyszal, jak Ana go wola. Odpowiedzial. „Wracaj do domu", wolala Ana. Nie miata odwagi podejáč do zarosTi, wktórych sic kryl, „Wyjdž, nie powiem mamie". „A co byá mogla powiedzieč?", „Ze jesteš" narzeczonym Julii", „Powiedz mamie, že nigdy nie wróce do domu" mówiac to, czul, jak sciska mu si? serce. Mima b?dzie plakať'. „Powiedzialaš jej?", spýtal Andi. „Nie. Przysi?gam". Jeteli jej nie powiesz, nie pojad? do San Francisco. Ani do Czarnogóry". „Nie powiem", powtórzyla Ana. Wtedy usíyszal zbli-^■ce si? nawoíywanie mamy. Wytarl oczy, odetchnal H Ir boko i wyszedl z ukrycia, Zdažyl jeszcze szepnaŕ do Any 1(l iiimwa stoi, pamietaj". Mama zawsze jakoš potratila dostrzec jego Izy. , l Haczego mój maly plakal?" spýtala. „Nie plakalem", odpowiedzial i wyrwalo mu si? wes-li hnienie jak po placzu. Pomyšlal, jak smucilaby si? mmma, gdyby byl uciekl w šwiat. ,,/iiowu sie wybieral do San Francisco", chciata mu pomoc Ana, „Albo do dziadka, do Czarnogóry". Teraz juž musialsi? przyznac, že plakal. 1 powiedziec ill.n /ego. Oczywišcíe za nic w swiecie by sie nie przy-/ že zostal narzeczonym Julii í že spal z nia w stomie. ľOwiedziat tylko to, co bylo konieczne: kryl si? z Julia w stodole, a potem Farkas mu dogadywal. Dlatego przy-Inlyl Farkasowi. 1 tyle, Gdyby go nawet lámali kolem albo Mpulili mu zapalki pod paznokciami, nie przyznalby si? do niczego wi?cej. Byl przekonany, že mama mu wierzy i že Ana niczego J«| nic powiedziala. O tym, že zostal narzeczonym JuliL (o ws/.ystkim. A wtašnie teraz zrozumiat, že mama wie wszystko | iwwet powtórzyla to ojcu. Bo dlaczego ojciec mówi, 40 „Andi i Julia to maž i žona", zawotat. „Nieprawda", powiedziat Andi. „Oni sa m^žem i žona", powtórzyl Farkas. „Ciagle siedza gdzies rázem". „Miedzy nami nie ma niczego", pisneta Julia. „To czemu si? rumienisz?" spýtal Farkas. „Czemu si? rumienisz, ježeli miedzy wami nie ma niczego?". Juliu zaczela plakat: i sprawa si? wydala. Potem wszystko poioczylo sie žle. Andi, silniejszy od Farkasa, dal mu w twarz. Farkas pobiegt i poskaržyl si? siostrze Andiego, Anie. Dlatego Andi postanowil nie wracač do domu na kola-cj?. Ani nazajutrz na sniadanie. Ani nigdy. Latem t>?dzie lowil ryby w rzece, zima, chodzac od wsi do wsi, b?dzie pomagal chtopom. A gdy nazbiera pieni?dzy, kupi lódke i poplynie do dziadka, do Czarnogóry. Albo gdziekolwiek. Zostanie gangsterem albo detektywem, Jedno z dwojga. Do zmroku kryl sie na brzcgu rzeki. Potem zrobilo si? zimnú i zaczat držeč. Z zimná i ze strachu. Mama z Ana na pewno szukaj^ go po calej wsi. Ježeli nie wróci do domu, mama može umrzec z žalu. Dlatego postanowil odíoiyŕ swoja podróž i podejáč bliže) wsi, Ustyszat, jak Ana go wola. Odpowiedzial. „Wracaj do domu", wolala Ana. Nie miata odwagi po-dejsc do zaroálí, wktórych sic kryí, „Wyjdž, nie powiem mamie". „A co byá mogla powiedzieč?", „Ze jestes narzeczonym Julii". „Powiedz mamie, že nigdy nie wróce do domu" mówiac to, czul, jak šciska mu si? serce. Mima b?dzie plakať'. „Powiedziataš jej?", spýtal Andi. „Nie. Przysi?gam". Jeteli jej nie powiesz, nie pojad? do San Francisco. Ani do Czarnogóry". „Nie powiem", powtórzyla Ana. Wtedy uslyszal zbli-^■ce si? nawoíywanie mamy. Wytarl oczy, udetchnal Klľhnko i wyszedl z ukrycia, Zdažyl jeszcze szepn^c do Any: „l iinnwa stoi, pamietaj". Mama zawsze jakoš potratila dostrzec jego Izy. , l Haczego mój maly plakal?" spýtala. „Nie plakátem", odpowiedzial i wyrwalo mu si? wes-li hnienie jak po placzu. Pomyšlal, jak smucilaby si? muma, gdyby byl uciekt w šwiat, „/.nowu sie wybieral do San Francisco", chciata mu pomoc Ana, „Albo do dziadka, do Czarnogóry". Teraz juž musiatsi? przyznac, že plakal. I powiedziec din /ego. Oczywišcie za nic w swiecie by sie nie przy-/ it.il, že zostal narzeczonym Julii í že spal z nia w slomie. hiwiedziat tylko to, co byto konieczne: kryl si? z Julia w ilodole, a potem Farkas mu dogadywal. Dlatego przy-Inlyl Farkasowi. I tyle, Gdyby go nawet lámali kotem albo Mpulili mu zapatki pod paznokciami, nie przyznalby si? dt> niczego wi?ce). Byl przekonany, že mama mu wierzy i že Ana niczego J«| nie powiedziala. O tym, že zostal narzeczonym Julii, (o ws/.ystkim. A wtašnie teraz zrozumiat, že mama wie wszystko | iwwet powtórzyla to ojcu. Bo dlaczego ojciec mówi, 40 A co powie panu Molnárowi, ježeli znajdzie Krasule i przygnajapóžno wnoty,jak zeszlym rázem? Powie, že Krasula pásla sie w pobližu, z innymi krowami, a w pew-nej chwili zniknela, jakby sie pod ziemie zapadla. „Czy ty w ogóie pilnujesz krów?", zapyta pan Molnár. „No powiedz, pilnujesz ich czy nie? 1 co wlašciwie robisz w lesic?". „Nic, prosze pana", odpowie. „Wiem, že Krasula jest cielna, i nigdy nie spuszczam jej z oka. Ale což, jakby sie pod ziemie západ la... Nagle chlopcu wydato sie, že slyszy w gaszczu trzask galezi, i zdyszany przystanat. „Krasula! Krasula!" Chwile nasluchiwat z zapař ty m tchem. Gdzies z dala dobiegí glos rogu pasterskiego. Andi zrozumiai, že zapadá mrok, i przelakl sie, že wkrótce sciežka može mu zniknac z oczu. „Dingo, gdzie jest Krasula?", spytat. „No powiedz, Dingo" Pies stat przed nim i spogladal niemo. „Co teraz zro-bimy, Dingo?" Mówiac do psa, patrzat mu prosto w oczy, a pies go rozumial. Pokrecit ogonem i przekrzywiwszy glowe, za-skomlal. „leželi wkrótce nie znajdziemy Krasu li, nie wrócimy do pana Molnára", ciagnal chtopiec, a pics biegl za nim i skomlal. Szli w^ska, zaroánieta sciežka w strone Cesarskiego Debu, „Pójdziesz ze mna", mówil Andi. „Pan Berki nie bedzie sie gniewal, že cie wzialem. Wie, že gdy jestes ze mn$, nic/ego ci nie zabraknie. Jak by to bylo, gdybyš mnie Opušcil?... Wrócilbys pewnego dnia i zaszczekat przed domem. Wszyscy by powiedzieli: Andi chyba nigdy |u>. nie wróci. Naturalnie, przymamieiAnieglosno I", lego nie powiedzieli. Tylko by tak pomysleli, gdybys pewnego dnia sam wrócit do wsi". Pies zatrzymat sie i zaczal weszyc. „Bože", powiedzial chtopiec, „pomož mi znaležč Kfisule". Dingo zaskomlal i Andi domyslit sic, že znalazt áwieiy trop zajaca albo lisia nore w pobližu. Ledwo juž widziat Ma, który skomlac, przedzierat si? przez zarosia. . IV i ja pójdziemy rázem w áwiat. Bo pomysl, co by to kýlo, gdybyš wrócil sam, a moja mama i Ana, i pan Ber-i i i wszyscy staneliby przed toba i spýtali z wyrzutem: |>ingo, gdzie Andi? Mama zaraz by sie zor icntowa la, Ir nie žyje, i upadtaby na ziemí?, a Ana wyrywataby so-blf wtosy z glowy. Pan Berki, mój kuzyn, pocieszatby je | mówil: Pani Sam, na mitosr Boská, niechže lir pani opamieta! Jakiž to dowód, že Andie-t ftiu cos s i f stalo. Dingo wrócil, bo po prostu ř. g I c» cl n i j 1 albo Andi sam go przep^dzit... Tak by powiedzial pan Berki, ale w duchu bytby pcwien, že |ii nie žyje albo schwytali mnie zbójcy, albo rozszarpaly Wilki, albo uwiezila nimfa lešna. I tylko by udawat, že hlt takiego nie przyszlo mu do glowy, bo byloby mu žal mojej mamy i Any... A co by w gruncie rzcczy myálaí a tohic, co? Przy wszystkich wcale by sie z tym nie zdrali/il. ale gdybyscie zostali sami, powiedziatby, že toba Ititid/i, može nawet splunalby ci w pysk za to, že mnie 44 45 zdradzileá... Wiem, wiem, nígdy bys tego nie zrobil, tak tylko mówie. A pamietasz ksiažke Czhwiek, kaň, pies, która. czytatem zeszlej jesieni? Na pewno pamietasz, czytatem |f, gdy paslismy krowy kolo Rzymskiego Traktu. ] Potem streszczalem ja wszystkim, Virágowí i Laciemu Tóthowi, i Béli Hermanowi, wszystkim. Chyba pamietasz, I jak byli sobie wierni? Caly Dziki Zachód nic im nie mógt zrobic.„ A gdyby nas tak napadly wilki? Datbyá sobie radc co najmniej z dwoma. A ja? ]ak myšlisz, íle wilków I moga rázem zabic Andi i Dingo, gdy zostana sami w le-sie?... A ježeli nas schwytaj* zbójcyľ W nocy, gdy žasna, | przegryziesz sznur, którym mnie skrepuja. Oni beda^ spáč. j a ja zdobcde pistolet... Nie, dwa pistoletý. W každej rece ] jeden. Myšlisz, že nie umiem sie obcht>dzič z pistoletemrl Chyba w to nie watpisz?... Potem zaprowadzimy zbójcówj na policje. Policjanci, zdumieni, dtugo nas beda przeslu-chiwač. Wezwa mame i moja. wychowawczynie, paniu Rígó. Mama bardzo sie wystraszy, bo skoro ja wzywaja I na policje, znaczy, že znaleziono mnie martwego albo ze i popelnilem jakies przestepstwo- Tymczasem oni pogra-tuluja jej i powiedza, že schwytalem čaty bande najgrož-i niejszych, krwiožerczych zbójów, za którymi wyslali list] goňczy i juž od lat darcmnie ich tropia. W koricu wreczai mamie nagrode. Olbrzymia sume. Przez trzy dni i trzJ noce bys tych pieniedzy nie zliczyt. Takicj sumy nie daje j sie clo rak dzíecíom, choéby rozbroily band? najgrofJ niejszych zbójów. A pani? Rigo wezwa, žeby przeliczytaj pieniadze, no i žeby, zgodnie z przepisami, usprawiedJ liwifa wszystkie dni, które opuácitem w szkole. NazJ jutrz, w klasie, pani Rigo powie: Sluchajcie, dziecH Hndrcas Sam, uczen naszej szkoly, schwytat V n 14 bande najgrožniejszych zbójów. Powie ■ »czywiscie, že pomagat mu jego pies Dingo. A Julia Ur m ho rozplacze sie ze wzruszenia, bo uprzytomni sobie, td lle ze mna mogto stač". Mówil juž caikiem gfosno. Oprócz psa nie bylo nikogo, kilo liy go mógl slyszec, W lesie zapadly juž ciemnosci, Hfe nad wysokimi drzewami przesuwalo sieszafirowe Úlitbo, Andi szedl przez zarosia, za psem, ostaniajac Iwiu/. řekami. Bosými stopami stapat po mchu albo po a litých Hsciach,aczasem nadeptywaínatrzeszcza.ce wyw.ki. Mówií gloáno, bo las nagle zaczal szumiec ty-llgiami drgnicň i chloptu zdawato sic, Že wszystko jest ^■ftcone raz na zawsze. Nie bylo sh/chac gtosów pasterzyh n 11 ii Ir k 1 e ryczenie krów da w no zamar to. Virág na pew no ffttygnaí juž krowy i opowiada panu Molnárowi, co mu lylkn przyjdzie do gíowy, bo przeciež nie zdažyli umówič ■k * <» do tego. Pew nie wygadal mu wszystko, tu nuigorsze, řdiadzit, Tak jak wzeszlym roku, kiedy on, Andi, jezdzit 11» I m ■Látej, a pan Molnár dowiedziaí sie o tym i zagrozik h< no zwolni, A wiec ten Virág wxift i wszystko wypa Plut: jak pasii w Hrabiowskim Lesieř jak rozpálili ognisko I mi, Andi, opowiadaí chlopcom Kapitána „Srebrntgo Wtwonu". Potemf gdy chcieli przygnac krowy bližej, bo tlnhce chýlilo si? ku zachodowi, a chtopaki z Bakszy 1' msztregu gnah juž bydlo do domu, Andi zauwažyl, že \\W ni,i Krasu li. Pan Molnár oa pewno spýta Virága, jak lUvťm) Andi sprawdzal poprzednio, gdzie sa jego krowy. A lni gumori Virág, Cygan jeden, powie, že Andi umówil •Iv / Hela Hermanem, že tego dnia Béla be.dzie pilno wal krow obydwóch, on zas dokoríczy Kapitána „Srebrnego \ Dzwonu" i potem wszyslkim go opowie. Taki wlasnie jest Viťág, Gdy Béla Herman dal znač, že brakuje Krasuli, Andi wystal na poszukiwanie psa, a sam opowiadal dalej: jak Mulatka weszta do kajuty L zagrozita Alejandrowi, že ' otrujesi? z zazdrošci. Nadtonimiala mala biala pigulke, oczy jej šwiecily blaskiem Morza Karaibskiego... „A co byámy zrobili", mówil glošno do psa, za którego skomleniem szedl niemal na oslep, „gdyby rzucila na nas úrok nimfa leína? Wídzisz, jak dobrze, žejestes ze mnaJ 0 ile mí wiadomo, ani nimfy lesné, ani wiedžmy nie moga rzucic úroku na psa. Dlatego gdy ujrzymy zámek, zatrzy-j masz sie niečo w tyle, žeby zobaczyc, co ze mna bedzie,] Nie dziw sie, lada moment može sie ukazac taki zámek. Tylko sic nie bój. leželi bedzie to piekny, starožytny zal mek, taki jak zámek hrabiego za Cesarskim D?bem, catyI oswietlony, to bedzie zámek nimfy lesnej. Myslisz, žel uciekn?? Ani mi sie šni. Može ta nimfa uprowadzilfl Krasule, tylko po to, žebym jej tu szukal i sam wpadl wsidla? Bede udawat, že nie wiem, kim ona jest, Ukloniel grzecznie i spýtam: Czy nie byla pani laskawa spotkad c i e Inej k n >w y, z a nej K ra s ulaľ Nim ťa, možesz byŕ pewieiu bedzie sie tylko ušmiechala, žeby mnie uwiesc, i pójdzial W stron? zámku, niby to zawstydzona. A wiesz, jak taká poznač? B?dzie cala w bieli, jak z jedwabiu, tylko jeszczJ cieňszej i przezroczystej, Nimfy zawsze ubieraja si? na bialo,,. Udam wi?c, že niczego nie zauwažam, tylko pieW nie podziekuje i pôjd? dalej, ježeli b?d? mógl pójšc. Ježelll si? obudz?, to byl, znaczy, sen. A ježeli si? nie obudz? 1 nie b?d? mógl isč dalej, to znaczy, že nimfa rzucila na IHnlr urok. Wobec tego zostaň? u niej przez jakis czas, I (y nie b?dziesz si? gniewal. Wrócisz i postarasz si? m|r.ii[( mamie i panu Bcrki, že nie umarlem — tylko fllK lla na mnie urok nimfa lesná. Žeby si? nie martwili,,. KtMlan? u niej rok, može i dwa lata. A wiesz ty, Dingo, lul U' to niebezpieczne? Možná zaptacic za to gtowa. lesz-I (v nikt stamtad nie ucíekl. IJlatego, že byto tak pieknie, n- w pami?ci zatarly si? wszystkie inne wspomnienia. llbo dlatego, že przebywajacego tam dosi?gla kara. Ale |n m ickn?. )a sobie dam rad?. Jeszcze nie wiem jak, ale Mi u-kiie. Ze wzgl?du na mam?. Mama b?dzie wiedziala, tP /yj?, i b?dzie na mnie czekac... Tylko ty, Dingo, nie ' i i?, gdy zobaezysz zamek pick nie oswietlony". IMtiraz jakby si? rozjasnilo. Jakby w lesie przed nimi wylmchl požar. Chtopiec i pies przystan?li. „Ziiiilazla si? Krasula", zawolal Viräg. „Przyprowadzili }>j rhlopaki z Bakszy. Poznali ja". Na polanie, w šwietle zachodzacego stonca, stala Kra-lult, jakby zarumieniona. «Tu najpi?kniejsza krowa w catej wsi" powiedzial Andi, ,dlitlego ja poznali". Niiglc zrobilo mu si? žal, že Kra sula si? odnalazla. Po-Nt) hl, že Virág móglby jednak opowiedziec wszystko punu Molnárowi. A on, Andi, može by w tym zámku iMlal nawet i trzy lata. 48 Láka Szedl brzegiem rzeki, w strone Bakszy W powietrzu j pachnialo ozonem zmieszanym z wonis przekwittego czarnego bzu, Šwieže kretowiska czerwieniaíy jak krosty. J Nagle wyjrzalo stonce, W trawie zaiskrzyty sie jaskry.J Zapachniat rumianek, pole stato si? cieikie od nadmiaru j zapachów. Patrzat, jak jego pies ogryza pierwiosnki, j a z pyska sptywa mu zielona slina. Sam lež položyt si? w trawie, na brzuchu, obok kretowiska, które parowalo jak bochen šwiežego chleba. Gryzl w zebach jeszcze wilgotna todyžke szczawiu. Byt boso, w kľótkirh spodenkach z granatowego lnu. Miedzy palcami ra^k zasychaty krosty (W tamtých czasach do gtowy mi nie przyszto, že kie-dykolwiek bede pisalopowiadania, a jednak pomyslatem; „Bože, jaki jestem bezsilny wobec tých kwiatów!"). W kieszeni sciskal niebieski wojenny banknot, dwa miliony, ktorými miat zaptacic za siarke w sztabkach. Przed domem lekarza szarpal sie na tancuchu wielki bernardýn. Wšciekly z przejedzenia. (Wiedziatem, že bed? musia! ktamac: dwa miliony to i by to tyle co nie)- so < o cie sprowadza, mtodzierieze?", spytaí lekarz, Jego fcialy ťartuch pachniat cukierkami mietowymi. 1 i ili »piec wyciagnat reke i rozsunat palce. „Swierzb". (Nie može to trwac wiecznie, myšlalem w duchu, U le-^■l bede, no, može pot godziny, plus droga powrotna — ( \\,\ \ .\ przykra sprawa skoriezy sie najdalej za godzine. ■ pod/me, nawet za pól godziny, bede wracal brzegiem K*'i !• i. .t doktor, udawanie, klamstwo i wstyd wszystko In «1 tmie sie przesztoscia. Wszystko bede miatza plecami, | \\ berná rdyn ogon. Wszystko t možná kupié za dwa milióny, mlodziencze?" Ile wiem, prosze pana". (A wiedzial. Jedno jajko. Najwyžej). 51 „Nic", powiedzial lekarz. (A on byí juž blisko domu. Szedl przez kladke i pat rzal, jak woda plynie, niby czas). Szedl zatem brzegiem rzeki do wsi. Szedl jako zwy-ciezca. W jednej kieszeni sciskat niebíeskie wojenne banknoty, dwa miliony, w drugiej dwie sztabki siarki, zawiniete w celofán, Juž je widzial: Ane, swoja siostr?, i mam? w drzwiach. A na ma krwawiace ranki mi?dzy palcami. Rzuci sztabki na stol i powie: „Utrzeč je z ttuszczem. Smarowac wieczorem, przed snem" Na chwile niby mu to wypadnie z gtowy (umyšlnie), a potem sobie przypomni. Rzuci banknoty na stóí. „Nie chciat tego wzi^č", powie. „To nic niewarte. On wie, že to nic niewarte", (Przedtem jednak zatrzyma si? na kladce, žeby popa-trzec, jak plynie woda). Wyobražal sobie, jak mama uciera siarke w metalowej miseezce. Jak žóltko. Možná by to zjesc. Wracal do wsi brzegiem rzeki, Zwyciezca ezasu, nadal bezsilny wobec kwiatów i lakL kiedy iskaja mu wlosy „Andi, zostaň po lekcjach", polecila nauezycielka, pani K i HÓ, Nie powiedziala; „Andreas Sam", tylko „Andi"... To ! inaczy, že znowu bedzie musial wysprzatac jej kurnik. Miueto juž pare miesiecy od czasu, gdy sprzgtal w nim • ►•.tatnio. Wszyscy, wychodzac, trzaskali pulpitami, on zaš sie-il/ial jakby zawstydzony. Myslal o tym, jak pani Rigó po skoiKzonej robocie da mu ješč. Przedtem oczywiscic bedzie musial porz^dnie si? umyc. Wydíubač drewien-kiem brud spod paznokci i wyplukač usta. Nie moie jednak nie myslec o tym, co bedzie, zaním ' dújdzie do mycia. Wyschni?te kurze odchody lepia si? do fezyka i dostaja do pluc. Nozdrza mu si? klej^. Zamiata I akrobie, kl?czac na kolanach. Gdy juž nie môže dlužej lutrzymy waŕ powietrza, odsuwa dwie dachówki i wysta-wia glow?. Jego rozezochrana glowa na dlugiej, cienkiej ■zyi przypomina jakiš dziki grzyb nad dachem kurnika. Slín? ma g?sta i ciemna jak kurze odchody. Póžniej zasuwa dachówki i schôdzi z drabiny. Obu r?kami podnosi starí míednic?, sp?kana., prawie bez mulii, petna stwardnialych kurzych odchodów, szarych 53 jak popiót. Wyleniata, krotka miot^ opiera o áciane wy-chodka w gtebi podwórza, a miednice opróžnia w ogro-dzie róžanym. Juž jesieň, róže opadá ja. Biale piatki leza na suchých lišciach. Jedna jaskrawoczerwona róža plonk' jak stonce o zachodzie, Chtopca na moment dolatuje mocny zápach; dotyka jej nosem, Róža natychmiast si§ rozpadá. W po-wietrzu zapachniato suszona czerwona papryka. Andi myje sie w drewnianym korycie obok drwalni. Z poczatku woda jest czysta, bielej a w niej obíoki. Kíedy schyla sie nižej, widzi swoja twarz. A dno koryta jest wyslane ciemnozielonym aksamitem. Zanurza gtowe. Po wodzie ptywaja kurze wszy. W ústach ma wciaž jeszcze smak udek niedoktadnie oškubaných z pierza. Potem puka (puká naprawde) do oszklonych drzwi. Otwiera mu Anton, syn pani Rigo, jego rówieánik. Chlopiec stapa bosými nogami po dy wanie — a dywan jest jak dno koryta, aksamitny. Kolacje dostaje w kuchni. Stót nakryty obrusem w krátke, który pachnie przypalonym mlekicm. Na talerzu skwarki, juž troche wyschniete, Wbiaicj porcelanowej salaterce czerwone jablka i jedna pomarancza- Chtopiec jest glodny, ale nie može jesc, bo na niego patrza. Obraca w ustach tlustý kes; przesuwa nogi pod stolem. Nie widzi, ale wie: na betonie pozostaje wilgotny slad jego stop. Jutro, kiedy zgtodnieje, bedzie žatowal. Mružy oczy — pomaraňcza przypomina róže. Wstaje i najgrzeczniej jak potrafi, dziekuje gospodyni. Pani Rigó daje mu torebke ze skwarkami, ktorých nie .....\\\ zjesc. Poza tym daje mu jablko, które zawstydzony kvktada za pazuche. Mružy oczy — pomaraňcza przypomina zachodzace llorice. Niečo póžniej, w domu: iežy w lôžku, na brzuchu, goly, lylko gtowa wystaje spod kotdry. Mama i Ana, jego siostra. Ukája mu wtosy. Szukaja w szwach koszuli. 1 gdy mama przebiera mu we wtosach, pstrykajac paznokciami, ogar-líha gosen, nagtyjak útrata przytomnosci. Nie wiadomo, tzemu chce mu sie plakač. Ale nawet na to nie ma siry, ('/uje zápach swojego domu, swojej poduszki, a przed oc zatni pojawía sie czerwona róža, która sie rozpadla w ugrodzie. ľa róža przez chwíle rysuje sie tak wyražnie I konkretnie, že zaciskajac powieki jak przed jaskrawym Éwiattem, czuje jej zápach — zápach ostrej czerwonej ptpryki. To ostatnie, co jeszcze wyražnie do niego dochodzi. Niospodziewany zápach i czerwony blask. Oczy mu sie zamykaja, sen nagle go morzy. lakby z bar-dzo daleka, z tego ogrodu róžanego, dobiega jeszcze glos Any: „Patrzcie, gdzie sit* wcisnela, przekleta! Až pod pacne. My í la ta, že jej tu nie znajde...". Grzybobranie „Po prostu nikt ich tu nie szukal", powiedziat chiopiec. „Bože", szepnela z zachwytem pani Sam i wysypaía na traw? szyszki. Suli na polance, w pobližu wyjšcia z Hrabiowskiego Lasu. Stonce zalewatoczerwonym šwíatlem sucho liscie i sosnowe igty. Pachniato butwiejacym sianem i žywica. „Nikt ich tu níe szukal" powtórzyt chtopiec. Zadně z nich nie ruszylo si? z miejsca. Patrzeli jak oslu-piali. Dokola, na brzegach polanki, rosly okázale grzyby, z wierzchu polyskujace, ciemnobrazowe jak chleb. „Kiedy tedy szlismy, nie bylo ich", zauwažyla Ana. „Tak", rzekta pani Sam pouczajaco. „Prawdziwki potra-fiq wyrosnaé w ci^gu páru godzin. Zwtaszcza po deszczu". „Gdy byl ismy pod Cesarskim Debem, padat deszcz", powiedziat And i. „Tak", rzekla pani Sam, „blýskalo si? na zachodzie. Pew-nie przeszla t?dy ulewa". „Mam wraženie, že ziemia jest jeszcze wilgotna" zauwažyla Ana, rozrzucajac nog$ waxstwe zbutwialych lisci. Žadne z nich nadal nie próbowalo zbierač grzybów. Stali i patrzeli na nie. Zdawato im sie, že grzyby wyrastaja 56 (tu ich oczach. Že przebijaja sie gdzies spod ziemi niby d/.iwnc glisty, až podnosi sie; warstwa zbutwialych lisci, potem wylania si? brunátný gladki kapelusz, niby ciasto, Ittóre br^zowíeje i rosme. Najpierw zbierali je ostrožnie, wygrzebujac palcami ■Sod warstwy wilgotnych lisci, które zaslanialy ogonki. Potem nagle wydalo im si?, že ktos može nadejsc, i za-1 zeli je chwytac, lamač, wrzucaŕ do worka, z którego Wysypali szyszki. Juž od poczatku jesieni przemierzali Iuk, zbierajac szyszki na opat, i tylkoczasem udawalo im »iV znaležc j a k i š grzybek „Pan Molnár na przyklad", powiedziat chtopiec, „wstaje ■irzeciej i chodzi gdzieš daleko, chyba nawet do Keszthely. Grzyby zazwyczaj rosná w gt?bi lasu". „Nikomu o tym nie opowiadaj", ostrzegla go Ana. „Že-hys zaraz nie wypaplal". „Tak", poparla ja pani Sam. „Znaležlismy je za Cesar-fckim D?bem. Tak powiemy". „Pan Molnár mówi, že každý ma swoje miejsce, gdzie řblera prawdziwki, i przed nikim si? tym nie chwali", po-wiedzial chiopiec. „Boj? si?, žeby ich ktos nie odkryt", westchneta Ana. „To miejsce jest tuž obok drogi. Wystarczy, že komus wcjdzie tu krowa". „Musze spytac pania Szabo, jak si? je suszy", powie-dziala pani Sam. „Mialabym zapas na zim?..." „Trzeba je tylko pokroic, o tak, wzdtuz", pokaza! Andi, „Potom suszy si? je na bialym r?czniku. Pani Molnár suszy grzyby na dachu". „Na dachu?" spytata podejrzliwie Ana. 57 „Tak, na dachu kurnika", wyjasnil chlopíec. „Rozkladá recznik, a na nim pokrojone grzyby. Zabiera je, gdy zaj-dzie sloňce. To wszystko". Najmniejszych grzybów nie žebrali. Zostawíli je, žeby uros ry. „A wiec nikomu ani slowa", powtórzyla pani Sam. „Gdy-by ktoá spýtal, znaležlismy je za Cesarskim D^bem". „leželi chôdzi o mnie, na pewno sic nie wygadam", ošwiadczyta Ana. „Niektorým wystarczy, že zobacza grzyby, a juž wiedza, gdzie byty žebranépowiedzial chlopiec. „Tylko popatrza^ i juž wiedza,", „On to mówi dlatego", zauwažyla Ana, „že chce sie po-chwalic przed panem Molnárem i przed tym Cyganem Virágiem, z którym zaczat sie kolegowač". „Nie wiem, co on widzi w tym Virágu", dodala pani Sam, Szli na skróty, przez wilgotne taki. Na zachodzie, za wsia, pietrzyty sie róžowe obloki. Patrzeli na nie i szli w milczeniu przez wilgotna trawe. Worek niosla naj-pierw pani Sam. Póžniej pomagala jej Ana. Andi szedt naprzód i rozrzucal áwieže kretowiska swoim klonowym kijkiem. „Dobry wieczór pani", powiedzial starý pan Horvát. „Napracowalismy si? dzis, nieprawdaž?". „Dobry wieczór, panie Horvát", odparia pani Sam i prze-tožyla worek na drugie ramíe. Pan Horvát wbii szpic laski w grzyb, który potoczyt mu si? pod nogi. „Patrzcie no" powiedzial, „na co wam psie grzyby?". Jak to psie?", spýtal Andi. „Bardzo trujace", odrzekl wiešniak, „Radze pani zaraz |r wyrzució, 1 to nie na moje pole, pani Sam, ale do rzeki, tň wsi$... Bože, gdybym byl poszedt inna drog$, z zacnej rud ziny Samów zostalby tylko ten szalony ojcied". Pani Sam spusciía worek na ziemie i chciala cos po-wledzieó. Nie powiedziata nic. Tylko pociagnela chlopca || rok? i wszyscy troje poszli w strone rzeki. 58 Kocieta W krzakach bzu za domem chíopiec znalazt czworo slepých kociat. Piszczaíy tak, že zrozumiat, j ž ktoá roztaczyt je z matka, k tóra z pewnoscia. szuka ich teraz na drugim koncu wsi, ptaczac na dachach. Miat jednak nadzicjc, že zaopiekuje sie nimi jakás kocia stará panna, kotka nie-ródka czy jakakolwiek kotka o dobrým sercu. Trzeba przyznač, chlopiec wszedt do ogrodu, žeby krase porzeezki. Ležal na plecach pod krzakiem i roz-garnial liscie. Czerwonegrona wisiaty mu nad glowa jak kolezyki- Od spodu byly popryskane drobnými kropeL kami btota — wezoraj wieczorem padat deszez. Krzak porzeezki róst tuž obok krzewów bzu, okalajacych ogród. Kocieta nie mogly go widzieč, ale wydalo im sie, že podchodzi do nich jakié wielki kocúr. Nie wiedziaty, že chlopiec kradnie porzeezki, a przy okazji podpatruje ptaki. Piszczaíy jak zupetnie mate dzieti. Chlopiec pobiegt do domu, wtožyl do puszki troche chleba i nalat mléka. Potem po kolei wpychat do puszki kocie pyszczki. Kotki tylko miauezaly bezradnie, napínaj ac powieki na 2aropiatych oezkach. Bylo to przed wieczorem. Nazajutrz rano, zanim jeszcze wygnal krowy pana i ni iiira, a wiec bardzo wezešníc, poszedt do ogrodu za iloincm sprawdziŕ, co robia jego kocieta, czy nie zaopie-kowiita sie nimi jakás kocia stará panna, kotka nieródka ■ t) li ka kol wiek kotka o dobrým sercu. Jedy ny m znak iem i< li zycia byto to, že držaty w zroszonej trawie. Obok stala pun/ka, nietknieta. Tylko mléko wsiqkto w specznialy ihleb. „Nie ma sprawiedliwoáci na tym áwiecie", powiedzial |«bie chlopiec. „Ani miedzy ludímí, ani miedzy kótami". ľddniósl ležacy w pobližu kamieň i nagle go spuš-• il ledno z kociat pisnelo jak gumowa zabawka, a jego i'.linv.* /ostala pod kamieniem, Tylko lapki prostowitjf lle i kurezyty. Miedzy pazurkami pojawial sie wtedy ložowy wachlarz. Podnióslszy kamieň, chlopiec ujrzat Htfki wawiona gtowe kotka i zlotozielone oko pod pek-nlcta powieka.. KrzyknaJ i znowu rzucit kamieň. I llugo txwaln, nim z.ibit jo ws/yMkic. ((idy stanul przed panem Molnárem z purpuro wa twa-r>«. przeražony i držacy, jakby za chwile mial zemdleé, Btmpodarz nie powiedzial stowa). ľochowal je dopiero wieczorem, pod krzakiem bzu. Mrt/om z kocieta mi zakopal kamieň. Niczym nie ozna-ity\ lego miejsca. 60 1 Gruszki Chlop wchodzi na drzewo i strzasa gruszki. Stychač, jak spadaja na trawe. Te dojrzalsze pekaja i wylewaja sie ; z nich wnetrznosci koloru dojrzatych fig. Do nich kie-ruja sie osy, pijane sfodycza. Chlopki, kwašno par: h nace potem, rozrywaja gruszki opalonymi řekami, szukajac mniej dojrzarych, soczystszych. Chíopiec, który calc przedpohadnie zbieral z bože i wia-zat snopy, podsuwa gruszki pod nos, a potem zjada lub j odrzuca daleko, žeby sie tu nie zbierafy osy. „Patrzcie no", mówi pani Molnár, jego nowa gospodyni, „ten maty Sam wybiera gruszki wcchem, jak za przepro* szeniem, píes- Trzeba go wzíaé na polowanie. iMamy za malo psów...". Koniť 62 Chtopiec ležal na drewnianej skrzyni, wpatrzony w ob-loki dýmu, który snut sie pod suťitem. Tylko czasami wylaniaíy sie z dýmu tlusté czarne belki, na których oslada la sad za, gesta, potyskujaca, Z blaszancgo piecy-ka wiatr wydmuchiwal w porywach smugi dýmu, które przez chwile unosily sie wokúl wysokiej, cienkiej rury, jak grzywa. Lampa napclniona nafta i smarem trzaska-ll, przebijajac zastane dýmu. Rozmickla glina cuchneta koňskim moczem. (Przed paru laty trzymano tutaj konie), Podtoge wprawdzie przekopano i naniesiono nowej, jak wosk žóltej gliny, a jednak wciaž tu čuchnete. Wilgoč wchodzila na sciany lepianki i przežerak je jak kwas. Padalsnieg,aprzezszpary woknieí poddrzwiami wiatr wrzucat garscie krysztalowych igielek. W piecyku skwier-Ciaty wilgotne szyszki, jak slina na goracych wargach. „Ze tet sie nie podusicie w tym dymie", powiedziat lolnierz, trac zalzawione oczy „Przywyklismy", odrzekt chlopiec. „Niechpan roztožy Moc tu, na dole, Bedzie cieplej, a dýmu mniej". I Zolnierz, wasaty rezerwista, roztožyí koc obok chlopca I zabral sie do repcrowania rozpadajacegn sie siodla. Chlopiec ležal koío níego na twardej skrzyni, owiniety starým plasz.czem oj c a. Držal i z zamknutými oczami, tylko wechem wyostrzonym jak u wyžla, pogražony w ja-kíms chorým póísnie, šledzitto, co dzialo sie wokót. Kwas-kowaty zápach moczu koňskiego, zápach wilgotnej gliny jak zápach šwiežego ciasta, zgnily zápach nafty, gorzkawa woii žywicy. 1 zápach stajni przynicsiony przezžolnierza, j (Byl to jeden ze stajennych, przydzielony tu na kwaterej. Nagle poslyszeli, že ktoš otrzasa sníeg z butów przed drzwiami. Byl to drugi stajenny. Wsunal gtow? przez uc nylone dnwi, „Sultán padl!" powiedzial, jakby ogtaszal úpadek pah-stwa turcckiego, Chtopiec nagle usiadľ Žolnierz wbil krzywa. igle j w síodlo i szybko wyszedí. Chlopiec za nim. Plomieií lampy zatrzepotal jak wystraszona sowa. Sultán ležal na boku, nieruchomo, na cienkiej warstwie wiórów, Oczy míat ciemnofioletowe i juž nie bylo w nich gwiazdy. Tylko na jego czole blyszczaí jeszcze srebrny pótksiežyc. „Nie dajže si?, Sultán!", žolnierz klepna! go po zadzie. Kori ležal sztywno, jak obalony posag- „Ale sie jutro major rozedrze!", powiedzial starszy žolnierz. „Wyttumacz takiemu, že siana nie ma. To ukrad-nij _ powie. — Wymysl je, urodž! Ale jak mu to zrobic, przek lete mul... Krase nie wolno, a konie musz? mier siano, Chocbyšcie wy — powiada — wyzdychali. A skad, to juž wasza glowa... Przekonaj teraz takiegor — I kop-nal konia butem w zebra. Sultán tylko szarpnal glowa, bezsilnie. „Ta tež pójdzie w jego slady", powíedzial mlodszy žol-nlrrz i tr4til Bule bucioľcm a bizuc h. Kobyla zachwiala *Kl na cien k ich nogach. „No, przekonaj go teraz!" powtórzyt zdesperowany wa&acz. „Urodž mu to siano, wymysl! ,,1'rz.eba je podwiazaŕ", powiedzial mlodszy. „Major nie môže ich tak zastať". Szybko przy niesli sznury i przerzucili przez belk? pod lufitem, nad kobyla. Przeciagneli jeden sznur za jej przed-ulmi nogami, wokót brzucha, drugi przed zadem, Potcm uviazali sznury, Chlopiec trzymal lampe, oslaníajac pío-niieii zziebnietymi palcami. Aby podniešc posag Sultána, musieli zawolač kilku tot-nlerzy z sasicdztwa. Znów przeciagneli sznury nad belka, nastepnic pod brzuchem Sultána i za przednimi nogami, |ak przedtem. Žolmerze zakrzykneli: „Hul-uľ-u!", i koň podmós! si§ z wolna, sztywny, pozielenialy jak braz. Nazajutrz ráno chlopiec pobiegl do stajni, (Kiedys tež byla tu stajnia, a póžniej pomieszczenie služylo za •zope, w ktorej stryjenka trzymala wióry do swojego wíelkiego píeca). W stajni panowal /i:jbr pod sufit wci-ikftla sie mgla, Konie rysowaty sie nad ziemia niby posagi Hlmowym rankiem. Glowa Buli opadla i sztywno spoezy-Wila na szyi, žíobiac w cienkiej warstwie wiórów równa bruzde — w miare jak wiatr koh/saí zwierze. Glowa Sut-tina uwiezla miedzy szczeblami drabiny, z ktorej zwisata nad žlobem garsč wilgotnego siana. Na czole konia biela! igasty pótksiežyc. Wkrótí e nadszedl zasapany major, z twarza czcrwona | Žilina i zezlosci, Stajenni stali przed nim n-,\ bacznosŕ. w šniegu po kola n a, opuchnieci po bezsennej nocy. Major zagrozit im sadem polowym. Pisarz sporzadzií protokol pod dyktando cywila-weterynarza i major poszedl ze swym ordynansem, klnac na czym šwiat stoi. Žotnierze powlekli sie do stajni i popušcili sznury. Bula runeta na ziemie. Obalili tež pomník Sultána, jak podczas rewolucji. „Wiedziatem, že zdechniesz", powiedziat wasacz i kop-naL Brzuch szkapy wydal odgtns jak statua z brazu. Žotnierze zatadowali Sultána i Bule- na sanie i zawiežli na konski cmentarz. Sanie ciagneta szkapa, po której bylo widac, že sama tež wkrótce tam trafi. Za saniami dreptal chlopiec ze scišnietym sercem (zwany Andim) i pies, któryzwatsie Dingo. < / lov. iek, który pr/ybyl z daleka li vy dni i trzy noce przechodzili žotnierze przed naszym domem. Možná sobie wyobrazié, ilu to jest žolnierzy, skoro idq bez przerwy przez trzy dni i trzy noce. Szli pieszo, jechali na wozach, na koniach i w ciežarówkach. Trzy dni i trzy noce. Przez caty ten czas státem ukryty za krzakami bzu, Trzeciego dnia po poludniu przeszedt ostatní zolnierz. Zostal za innymi daleko w tyle. Glowe miat zabandažowana, a na ramieniu nióst papuge. Do-piero gdy zniknat, wyszedtem z krzaków na ulice. Nic nie wskazywato na to, že przez wieá trzy dni szli žotnierze. Može tylko cisza. Troche bylo mi žal, že przez wieš nie przechodzi j už ani jeden žotnierz. Gdyby przed czyimš domem trzy dni 1 trzy noce przechodzili žolnierze, každý by sif do tego przyzwyczail. Potem wszedzie wydaje si? pusto. Nikt nie przeježdža konno, nikt nie gra na organkach... Nagle na skraju wsi ujrzatem wytaniajacy sie z obt(}ków kurzu wóz i porny šla tem, že znów nadježdža wojsko. Ale byl to tylko jeden, šmieszny, maty wóz, ciagniety przez dwa muly (a wtašciwie ostomuty, jak sie póžniej okázalo). Kurz tak zmienil kolor ich sieršci, že wygladaly raczej jak dwie wielkie myszy niž muly czy oslomuly. Jak dwie myszy, które wyszty z worka maki. Poniewaž we wsi níe bylo nikogo innego, kto by wtedy stal na drodze i gapit sie na každego, kto nadježdža, cztowiek síedzacy na wozie zwródt sie do mnie. Powiedziat cos w iakims obcym jezyku, który ni? bardzo rozumia-lem. Wiedziatem jednak, že jeslí mežczyzna i kobieta nadježdžaja z daleka takim malým wozem, to na pewno potrzebna im jest woda. Dlatego zapytaíem: ipPewnie jedziecie z daleka?", Wiedzialem, že mnie z rozumie. Ojciec wytlumaczyt mi kiedyš, žt? diwidi luď/i mówiacych dwoma rôznymi jezykami može sie mimo to porozumiec, ježeli nie brak i m dobrej woli i rozsudku, Trzeba tylko mówič" powolí i madrze, níe trzeba natomiast zadawac trudných pytaň. Dlatego wtašnic spy t a lem po woli i caíkiem po prostu, czy jada z daleka. Poka žalem przy tym reka kierunek, z któ-rego przybyli, chcac w ten sposób pod kreslič znaczenie moich síów. „Niech ci wystarczy, mlodzieňcze, že przyby wamy z daleka", powiedziat mežczyzna, schod zac z wozu, „i že nam sie spieszy. Dlatego wskai, prosze, gdzíe možná by na-poic oslomuty". „Myálalem, že to muly", wyrwato mi sie, „chociaž naj-bardziej s$ podobne do myszy--- A ježeli chôdzi o wode, to znajdziecie ja u nas na podwórzu". Mežczyzna chwycit ostomula za ucho i wprowadzií wóz na nasze podwórze, Pobieglem do domu i powiedzia-j lem mamie, že ten cztowiek przybyl z daleka i mówi tak, že možná sie z nim zupetnie dobrze porozumiec, chociaž , Ji'st cudzoziemcem, Wziatem konewke i przynioslem wody ze studni. |ako že nasi krewni nie wrócili z obo/u, \.i rozporzadzatem podwórzem i stajnia. Powiedziatem wiec mežczyínie, že može wyprzegnac oslomuly. Kiedy przybysz sie myt (kobieta nadal siedziata na wozie), spytalem, czy gdzies po drodze nie spotkal mojego o|ca. Cztowiek, który jedzie z daleka, na pewno spotyka po drodze wielu ludzi. Powiedziatem* že ojciec jest wysoki, Irkko przygarbiony, nosí czarny kapelusz ze sztywnym rondem, okulary w metalowej oprawce i laske zakoriczona ■zpicem. „Zabrali go trzy lata ternu", wyjaánitem, „i od M pory nic o nim nie wiadomo". Mežczyzna od pari, že po drodze rzeczywiácie spoty-k.it wielu ludzi, co jest zupelnie naturálně, gdy czlowiek Jedzie z daleka. „Byli wsród nich", powiedziaí, „ludzie t luska i w czarnym kapcluszu, wiec którys z nich calkiem piawdopodobnie mógl byč twoim ojcem". „Chod mial", dodalem, „troche šmieszny z powodu platfusa". I spytalem, czy którys ze spotkanych przez lliego ludzi z lask^ i w czarnym kapcluszu nie mial troch? dilwnego chodu. „Može któryi ze spotkanych przezc mnie ludzi rze-Ciywiscie mial plaskie stopy", powiedziat mežczyzna. tKiedy cztowiek podróžuje miesíacami, tatwo može spolkne" kogoš, kto m;i šmieszny chod". ■Kiedy go zabráno" przypomniatem sobíe, „byt w czarnym surducie i ciemnych spodniach w jasné praýki. Cze-Mt sie z przedziatkiem na šrodku i mial wysoki kauczu-kowy kotnierzyk. Nie spotkal pan przypadkiem takiego czlnwieka?" 69 „Och", rozesmial sie mežczyzna, myslac pewnie. že ma do czynienia z wielkim klamca albo žartownisiem, „naprawde spotkatem takiego czíowicka. Nosil czarny kapeJusz ze sztywnym rondem, oku la ry w metalo wej oprawce, lask? i wszystko inne. Byí w czarny m surducie i spod niach v jasne pražkL Mial smieszny chod i wysoki kauczukowy koinierzyk. Spotkatem go", pomýšľal chwil?, „dokladu i e cztery lata ternu, w Bukareszcie. Byl to, mto-dziencze, japonskí minister przemyslu ciezkiego". /. .iksamítnego albumu ,,.w lesie nagle zapadla c1emnosč. Moja matka 111 i.i la d ziwne przeczucie, odezwa 1 sie w nie j niepokój, wiec poriagnela nas za rece. Worekzszyszkami wleklišmy na imianf, niechcac porzucič bogatych zbiorów, smutných i.hinrów naszej jesieni. Mama sie nie omylita. Bedac juž pobližu wsi, spostrzeglismy swiatto w domu naszych krcwnych: za szklem upiornie migotat biedny ognik. Za-drželismy,,, Czy mama pragneia jego powrotu? Czy jej dobi e serce przebaczylo mu wszystko? Na pewno tak. Bo idy weszlišmy na podwórze, nie bez zabobonnego leku, t zapukali dodrzwi pani Rebeki, moja matka sie cofn?ía. Nie wat pli wie spodziewala si?, že zastanie w domu ojca I jego rodzine, teraz juž pogodzona wspólnymi cierpie-niarni, droga krzyžowa calego plemienia. Ale w domu Ititalismy tylko kuzynke Rebek?, a jej wyglad nie dodal nim otuchy, W pierwszej chwili z przeraženia zadne z nas nie mogto dobyc slowa. Bože, jak ona si? zmienila! Po jej bujných wlosach nie zostal slad, czarny kok opadl, knoty puklów jakby nadpalil ogieň. Stala z ciežkim siedmiora-miennym swiecznikiem wreku i ze zdziwieniem ujrzeli-Amy, že tylko w jedným ramieniu palisi? biala stearynowa 71 swieca, a pozostalé sa puste. Ówswiecznik z jedy na paluca sie šwiec^ byl tu zapewne po to, žeby swymi wygaszonymi plomieniami, swoja pustka zapowiedziec nam trcsč tcgo, cooznajmi zachwile kuzynka Rebeka (pokrecita wychu-dzona glowa powoli, z godnuácia., ruchem psiny m zna-czenia, najpierw w lewo, potem w prawo, i 2nów w lewo i w prawo, jeszcze wolniej): nie ma go! Czy byta to chwila ulgi, tzy ogarneta nas niema rozpacz? Môj ojciec — mar-twyi Ja w každým razie wobec faktu jego smierci okázalém gícbokie powatpiewanie. Bytem pewien, že kuzynka Rebeka nie mówi prawdy, choc jej wyglad i ruchy glowy miaty w sobie coš tragicznego. Tak czy owak, dopatrywa-lem sie wielkiego szachrajstwa, podejrzewatem, že pani Rebeka chce przekreslič istniemie mojego ojca w spôsob najmniej bolesny— tym powolnym kreceniem glowa. Za-gladala nam w twarze (stala sie krótkowzroczna), pray-suwajac do policzka plomieň swiecy, a swoje przeczace potrz^sanie gtowa^ powtórzyta przcd každým z osobná, za každým razem z innym, znaczacym odcienicm: przed moja matkif z rod zajem szczerego wspófczucíař przed Ana z odcieniem pedagogicznym — teraz ostrožnie, moja mata kuzynko! — a przede mna ze skryta ztusliwošcia: twoje przekonanie o jego niešmiertelnosci wkrotce zostanie oba lone, maty pyszatku, czas pozbawi mocy twoja wiare! Mrugajac znaczaco, z chyt r ze ušmiechnietymi oczyma. podczas gdy jej twarz i usta byly jak sk a mi en i ale, dlugo trzymala ptomieň áwiecy przy moim policzku i wpa-trzona w moje zrenice, krecila w lewo i prawo dlugim nosem. Czy jej pantomima miaía poza tym jakiei znacze-nie? Co sie jeszcze krylo w tych dužych czarnych oczach lixaleríczym blasku? Waaž misie wydaje, u ůw zlosliwy ■nit ieri oznaczat chec zakomunikowania mi, že mój oj-cUfť nietylko nie umart jak bohater, z niešmiertelnym ha-klrm na ustat h, którebedziezapamietane i przytaczane j«ko wzór filozoficznej postawy, umiej^t nosci zachowania slinnej krwi wobliczu šmierci, lecz przeciwnie, že wobcc ■wmch katów... Och, nie watpie. Z pewnoácia przejrzal fcnaczenie opacznej gry, w jaka gu wci^gnieto, i kiedy stana I po lewej stronie, wšrůd kobíet i dzicci, wsród chorých ......zdolnych do pracy {albowiem taczyt w sobíe wszyst- kir ich cechy, byt wiecznie chory i byl histeryczn^ kobieia, kobieta brzemienna, w stalej urojonej ciažy, jak gdyby Clerpial na jakiegos wielkiego guza, a byl tež dzieckiem, dužym dzieckiem swoich czasów iswojego plemienia, i byl Itlezdolny do pracy, do žadnej pracy, zarówno rizycznej, |ik umystowej, gdy ž krzywa jego geniuszu i jego aktyw-imsi i wila sie niebezpiecznie, i w kontu, po kolistej orlu ie, dobicgata do punktu wyjácia, do absolutnego žera, dii swego zaprzeczenia) — a zatem po lewej stronie Boga I iycia, przez chwile, ale tylko przezchwile myslat, že to jego oszustwo, jego zrny st humoru, umiejetnosč radze-nlu sobie w skomplikowanych sytuacjach žyciowych, lecz /ni jí potem musial poczuc, swoimi wražliwymi kisz-kumi i szalona glowa, že gtupio, dobrowolnie stana! po •ironie šmiercij dat sie oszukac jak dziecko... Zle oczy pmii Rebeki pozwalaly ujrzecgorzka i tragiczna prawde: Idac w kolumnie chorých níewolników, wsród zdjetych »1 rachem kobiet i zaleknionych dzieci, idac z nimi i przy n u h, wysoki i przygarbiony, bez laski i okularów, które nui zabráno, stawiaj^c chwiejne. niepewne krok i w tej 72 kolumnie przeznaczonych na ofiar?, jak pasterz wšród stáda, jak rabín ze swoja. trzoda, jak wychowawca na czele swoich uczniów,,, ach, nie! Bili go paíkami i kolbami, j?-czal i padal, kobíety pod nosily go i dodawaty mu odwagL a on, jooj, plakat jak male dziecko, podczas gdy wokoto szerzyl si? zápach jego cíata, okrutny fetor jego zdradzie-ckich k i szek. Z naszych krevných wrócil jesxcze tylko stryj Andrej, tež opalony jakimš dziwnym sloňcem, swiatlem piek ta, ze skóra, chorobliwie wilgotna i stechla — zgubne pi?tno czarnego storica. Przynióst z soba piosenki nowych cza-sów, smetne ballady obozowe i lamenty rabinów, które nucit pólgtosem, bez sluchu, albo grál na okarynie, ponuku jac jak puszczyk. W pare dni po powrocie zaczat kopač w stajni, tam. gdzie staly kiedys wojskowe konie, czemu daremnie sprzeciwiata si? stryjenka Rebeka. Ziemia, która wyrzu-cat 2 dolu, byla wilgotna i cuchnela koňskim moczem. Wkrotce w tej wykopanej przez niego studni znikneía glowa stryja Andreja, a glos, którym wydawal krótkie po-lecenia stryjence, rozlegal si? jak z grobowca. Ku swemu olbrzymiemu zdumieniu w pewnej chwili zobaczylem, že stryjenka Uebeka wyciaga z tej cuchnacej studiu bele perkalu w plonace róže, czerwone i nicbieskie... Zto-iyta u swych nóg t? zdobycz, kwiaty, które si? wplalaíy w perkalowa siec niby wspaniate glebinowe ryby. Co za polów! Ujrzawszy pierwsze róže, jeszcze rzadkie i drobné, dopiero w pákach t? rybia drobnic? wplatana. w oka lleci, która dlugo tam ležala, wiec zacz?la juž zalatywac Iplowiec, stryjenka nerwowo chwytata perkal, ciagnac go Hgurqczkowym wysilkiem. Ach, nieszcz?šcie! Olbrzymia bfla, zakopaná tu przed wybuchem wojny, owini?ta wo-ikowanym ptótnem i schowana w solídnej skrzyni, byla przežarta kwasnym roztworem koňskiego moczu. który w./ystko za mienil wproch i popiót —róžepachnialy jak » /icmycilem do naszego kufra, w tajemnicy przed matka? i.i to, niewatpliwie, wczesna šwiadomoáč, ie bedzie ono jtdynym wianem mego dziecihstwa, jedynym dowodem miterialnym, že kiedys istniatem i že istnial mój ojciec. He/ tých rekopisów i fotografii bylbym dziá niechybnie przekonany, že to wszystko sie nie zdarzylo, že jest to lylko zastepcza, wysniona opowiešc, która zmyálilem Mibie na pocieche. Postač ojca zatartaby sie w pamieci )ftk tyle innych, a wyciagnieta reka uchwycilaby pmžnie. Myslatbym, že šnie, To archiwum rodzinne, które wówczas, przed od-)izdem, przebraíem wedlug wlasnych kryteriów, teraz v. 1 I/..,' — síusznych, przemycilem do kufra razem z molmi zeszytami i ksiažkami, równiež przebranymi: z ze-Wytów wzialem tylko dwa, zawierajace wypracowania, 79 swoim wyrobom forme chlodnej wirtuozerií, która nie pociaga, lecz oniesmiela. Wszystko na próžno. Mistrzo-stwo, jakie osi$gn?fa w dtugie bezsenné noce, praca w po-cie czola i natchníeniem, pruciem i cieciem na kawatki, analizowano w wiejskich warsztatach i bezlitosnie imi-towano. Zrozumiawszy, ie szarlatani potrafia naslado-wac wirtuozeri? mistrza, mama uciekata si? do prostoty, nagošci stylu i wyrazu, nie rezygnujac z tego, by w gla-dzizn? wplesc jak i š tajemniczy wzór, mistyczna^ róž? na-tchnienia. Daremnie. Falszywe róže zaczely sie pojawiač na angorskich dzianinach w tých samých miejscach, co jej róže, a niezorientowani nie potiahli ich odróžnič od prawdziwych. (Tymczasem wystarczyloby zajrzeč na lewa strone wyrobów mamy, tam, gdzie byl odciáni?ty symetryczny negatyw jej r?kodziela, žeby sie zorientowač z wezetków i suptów, ze splotu korzonków dzianiny, ile trudu bylo potrzeba, aby z tej popekanej welny, z resztek i krótkich niteczek wyczarowac prawa strone wyrobu. Tu sztuczki i wybiegi nie byly widoczne, a wszystko wygla-dato czysto i lekko, jakby wykonane z jednej nici, za jedným zamachem). W koncu, po ci?žkich pokusach i wielu bezsenných nocach, mama calkiem si? poddala i znowu wyszla na pola, by zbierac resztki pozostatego 7 bo za — ■ nie miala juž ani jednego zamówienia. Wchodzimy do pociagu ze smiesznym bagažem, wle-1 verný / soba cygaiiski namiot naszej tuíaczki, žalosny posag mego dzieciristwa, Nasz historyczny kufer, teraz |u/ odrapany, 7 zámkami, które ustepuja z zardzewia-lym trzaskiem niby w starých skalkówkach, wyptynal p potopu sam, pusty jak trumna. Lcža w nim jedynie IrTietneszczatki mojego ojca jak w urniez popiolami: jego loio^rahe i dokumenty. Metryka i šwiadectwa szkolne, 1. n n ■ \lv kIik' hity, wypísane kaligrahcznym pis-lltem zamierzehlej, niemal mitycznej przeszlošci, cenne Awludectwa zmartego poety, historyczne archiwum jego choroby: odpisy wyroków sadowych, dokumenty Fabryki Wyrobów Szczotkarskich w Suboticy (która doprowa-dxil do bankructwa), rozporzadzenia, umowy o prace, liwladomieme o awansie na inspektora kolei, wreszcie ilw.i jt^nrukopisy: Wielki i Maly Testament oraz karty choroby ze szpitala w Kovinie.- I.i kaž mysl mna kierowata, kiedy to dziwne archiwum |>» /lemycilem do naszego kufra, w tajemnicy przed matka? i.i to, niewatpliwie, wezesna šwiadomosč, že b?dzie ono jfdynym wianem mego dziecihstwa, jedynym dowodem miterialnym, že kiedys istniatem i že istnial mój ojciec. tých r?kopisów i fotografii bylbym dziá niechybnie przekonany, že to wszystko si? nie zdarzylo, že jest to lylko zast?pcza, wysniona opowiešc, która zmysliíem Mibie na pociech?. Postač ojca zatartaby si? w parnieti )ftk tyle innych, a wyciagni?ta r?ka uchwycilaby próžni?. Myslalbym, že sni?, To archiwum rodzinne, które wówczas, przed od-)izdem, przebralem wedlug wlasnych kryteriów, teraz Wldz? — slusznych, przemycilem do kufra razem z molmi zeszytami i ksiažkami, równiež przebranymi: z ze-Wytów wziglem tylko dwa, zawierajace wypracowania, 79 Tutá), w tych znakách zapytania, w tych pýtaniach bez odpowiedzi, rzucono nasienie tesknoty do wiedzy, na-sienie gorzkiej zazdrosci, skrytých marzeií i dzieciecych ambicji, Te schematyczne pýtania (pianíno? skrzypce?) wyczarowuj? nieznany swiat, dla mní e niedost?pny. Z tej ksiažeczki, z jej rubryk przypominajac yt:h biale osz klone drzwi, wylaniaja si? uprzejme twarze nauczycieli domo-wych i korepetytorek, bogato oswíetlone salony i cisza po-potudniowych godzin, gdy odzywa si? dzwonek u drzwi i do pokoju ucznia wchodzi blada guwernantka (od go-džiny czwartej do szóstej) z boskim honjaur na ústach, a rázem z nia pojawia si? przeczucie šwiata, do którego nosi ona klucze ukryte pod j?zykiem jak medalion, a ktá-ry z wotna si? przybliža. Innym rázem (možemy sobie pornarzyc!) znowu odzywa si? dzwonek u drzwi, jeszcze džwi?czniej i ladniej, gdyž nacisnal go pan profesor gry na fortepianie. O, juž przebiegaja po klawiaturze jego dlugie biale palce, plyna etiudy, wysaczaja síť z púkúju dziecinnego przez ftranki. A potem? Potem przychodzi profesor,, me, profesorka, jej smuklej kibici Lepiej od-powiada wytworny ksztalt skrzypiec, nie tworzy si? jej podbródek, gdy oprze na instrumencie swa smutná glo-we. (Nie, teraz juž mi tego nie žal. Na pewno lepiej bylo, i požyteczniej — a slowo to pisz? z drženiem — deptaé w zimne jesienne popoludnia bosými nogami po cieplym krowim tajnie), Z umitowaniem prawdy i wiara^ w uszla-chetniajaca sil? cierpienia wpisuj? do tej mojej ksiažeczki, w rubryce „Powód nieobecnošci" — brak obuwia (13 lu-tegn 1944 roku), a pod data m i piaty, czternasty i dwu-dziesty czwarty lutegu — zamier... Al< illaczego wleklišmy z soba. te „pigwy", okrutne brze-Miiv- ?-awiniete w papier pakowy i posciagane sznurkami? Pliczego wleklísmy je z soba, skoro moja matka rozsta-wulu si? bez žalu z cenniejszymi rzeczami (na przyktad 1* Kwoja maszyna do szycia) niž te zakiszone pierzyny, wllgotne i gruztowate, pach nace plesnia,, z ktorých puch ty /yl si? i lepil do wlosów, do ubránia, jak brudny wil-Holny šnieg. Poprzez przerzedzone sito cienkiego perkalu Wysuwaly si?, na ksztalt puchowych sniezynek, rogowate konce piór ptactwa domowego, ciagnai za soba nad-wollone, zlepione skrzydelka. Po ich ciemnej, matowej ■OWierzchni, bez potysku, rdzaworudej í czarnej, nie-ti utlno sie bylo zorientowac, že i te pióra sa oszukane, podobnie jak niewygodne pierzyny, napetnione — poza iiiľwiťlka ilošcia czystego puchu tlustých panoňskich Mil — twardym, nawel nie dartym pierzem kur, wšród k t iir y ch tak cz?ste byly pomory. Mama niewatpliwie wirdziaía o tym oszustwie, które wkradalo si? w nasze my i nasz^ bezsennosí, ale dla niej pierzyny znaczyly tyle /naczy wszystko), ile dla mnie relikwic dzieciústwa: papicry ojca i moje ksiažki. Dla niej te wyliniate „pigwy* byly symbolem naszego dzíecinstwa i jej milosci do nas, pamiatka idyllicznych wieczornych godzin, gdy nowe jvnzcze pierzyny, w poszwach z batystu, podwijala na m pod plecy i pod nogi, klepiac po tym wielkim ciescie 1 Honia z rozstawionymi palcami, a nam wystawaly spod pniifyn tylko kedzierzawe czupryny i rumiane czubki noiów... Nie wierze, by mojej matce mági umknac przeražajacy fakt, którego wówczas jeszcze sobie nie ušViadamialem: že te pierzyny napelnione oszukanym pierzem to tylko dalszy ciag, može ostatní rozdzial tutaczej ahaswerow-skiej historii, która zapoczatkowat mój ojciec, a wlašciwie jego przodkowie handlujacy gesim pierzem, i že przcdo-staly sie tu gdzies z dalekich mroków historii — ciežkie dziedziczne brzemie, które wciaž jeszcze wleklismy, bez sensu. < hlopiec i pies ľ les, k tóry mówi Uiiidzilem sie, jak przyznaje mama, wskutek pewnej Ivkkomyšlnej przygody, która przyniosla jej siedmioro il/iľi i i tiiemalo biedy Uwaj moi hracia i siostra umarli Mi az po przyjšciu na swiat- Ja otworzylem oczy w domu pum Albiny Knípper, wiejskiej akuszerki, w latách wojny, Ipoczatkiem jesieni. Mama i pani Albina bardzo o mnie dbaly, karmiiy mnie i piescily. Koszyk mialem wymosz-i /ony galgankami i pierzem niby ptasie gniazdo. Mama IK7.yla mnie žycia: jak sie macha ogonem, jak pokaz uje kly, i il myje sie oczy i przcpcdza natretne muchy, Čwiczyli-émy takže, miedzy soba, podslawowe chwyty zaczepne I obionne, W tej milej i bezpiecznej zabawie rzucališmy i. na siebie jak wiejskie. kundle, ale naszekly bylyjakby nwiniete aksamitem, a pazurki schowanc, jak bagnet w pochwie. IVwnego dniajednak rozlaczono mnie z mamq, wtedy wl.išciwie zaczelo si? moje psie žycie. (Stowa „psie" prosze nie rozumieč btednie, nie skarže sie na žycie, Chce P° pntsi u powiedzíec: moje žycie), Kiedy pan Berki (tak sie nazywal mój przyszly pan ( wludca) wreczyl pani Knipper záplate, nie bylo jeszcze wiadomo, k t óre z n as wežmie, a ja niewiele 2 tegů wszysť kicgo rozumiatem, Pamietam tylko, že mama byta bardzů smutná i przez cary czas ptáka ta. Dopiero pnžniej poja-lem, dlaczego sie nie sprzeciwiala i nie przedsiewzieta nic, aby ternu zapobiec, W gruncie rzeczy postapila tak dla mojego dobra. Kto wie, jak i los statby sic moím j udziaíem, gdyby nie wziaj mníe wtedy pan Berki. Z nas, czworga szczeniat, tylko dwoje pozostalo przy žyciu, ja i niój brat. H rata sprzedano jakiemuá myálLwemu z in nej wsi. A moje dwie siostry spotkata straszna smierŕ: pani Knipper zawiesiía im kamienie u szyi i wrzucila je do wezbranej rzeki. Zrobita to z ciežkim sercem, wiem, že gdyby nie trudné lata wojny, zlitowalaby sie nad nimi, chocby ze wzgl^du na mame. Lubita zwierzeta, nawet rozkapryszone koty, ale cóž poczač, á la guerre comme á la guerre, jak by powiedzial wielki milosnik zwierzat,I La Fontaine. Moja mama z bolu tázala la, Calymi dniami nie jadra, tylko plakala i zawodzita, biegala po podwórzu i po zagladata w každý katek. Až pewnegodnia pani Knipper powiedziata: „Musiatam to zrobic, Lolu" (tak miala na imie moja mama). „Wybacz, Lotu, musia tam...Mama ležala przed ni$ z nastawionymi uszami, žeby lepiej sly-szec každé ttowo pani Knipper, i patrzata tak smutno oczami petnymi lez, že stará pani Knipper tež si^ rozplakala: „Nie patrz tak na m nie, Lolu! Sama wiesz, jak ciežko jest zwiazač koniec z koncem''. Ale mama, nie-przytomna z žalu, patrzata na nia nadal. „Nie patrz tak na mnie, Lolu, nie patrz!" prošita pani Knipper, „Wrzu-cítam je do rzeki". I Mama zrozumiaŕa, žeprzeczucia jej nie mylity. Krzyk-uyli i rzucita sie ku rzece. Gnata, gnata z jej biegiem, ikomlac jak pies, Bože odpušč, jak cztowiek, Znalaz-ln moje siostry na ptyciznie, na terenie naležacym juž il......ifi wsi. 7. Limifnuvr. u szyi, zaplátané w korze nie Wierzby. Wrócita przed wieczorem, po to, by umrzec przy m nie. Ležalem na werandzie u pana Berki, mojego nc>wego liuspodarza, i rozmyálatem o ty m, co m nie spotkato, o nie-ixczesnej mamie, o bradách i siostrach, o pani Knip-pcr, o žyciu w ogóle. Rozmyšlajac, skomlatem, raczej ze Itnutku niž z zimná, Wtedy to nadszedt jakiá chtopiec, zaczat mnie gtaskač I mzgrzewad w rekach, jak gdyby m, nie daj Bože, byl wróblem, a nie psem. Przyjrzaí mi sie uwažnie i wybuch-šmiechem. „Ana, Ana!" zawotal. „Przyjdž, to cos zobaczysz. Wró-belka!" „Ale slodki", powiedziata Ana i uszczypneta mnie w noliczek. li n pies kogos mi przypomina', zauwažyí chtopiec. „liardzo do tego kogos jest podobný". „Rzeczywiscie", zgodzita sie Ana, jego siostra. „Kogos przypomina, ale kogo?" „Tež ci si? tak wydaje?" spýtal chtopiec, „ Možná peknač ze smiechu", zawotata Ana. „Naprawde" Chtopiec wciaž trzymat mnie na dloni, }nk wróbla, Juž wiem", powiedziata jego siostra. „Do kogo on jest podobny? Do kogo, Ana?", pytat „Pro-s7.e cie, powiedz!" „Pomysl sam", powiedziata Ana. „Prosze cie, powiedz", powtórzyl. „Nic mi nie przycho-dzi do gtowy. Wiem tylko, že ten pies... naprawde, možná j si? poplakac ze smiechu". „Do pewne) starszej pani..." zaczeia Ana, „Do pani Knipper! Wiem!", zawolal. „Ze smiechu možná p^knac" powtórzyla jego siostra. I „Wykapana pani Knipper!". Po tym zdarzeniu sam sie zastanawialem, czy nie jes- I tem podobny do paní Knipper, choč szczerze mówiac, nie I bardzo w to wierzytem. Byc može tylko smutek nadawat I nam podobny wyraz twarzy, gdyž pani Knipper czuta I sie bardzo nieszczešliwa z powodu swojego postepku, I a ja tesknitem za bliskimi. Podobny bylém natomiastl do mamy. Te same duze ciemne oczy, fiolkowoszare, jak I sliwka, te same uszy, zaostrzone i niečo zawiniete na I czubku. Može jedynie postač odziedziczylem po (nie- I znaným) ojcu, bo z czasem wyroslem na srnu kle psisko o dtugich nogach, jakich nie miata, ježeli dobrze pamie- I tam, moja mama. Po mamie odziedziczylem poza tym I žóttoruda siersc i in ne cechy: przeczulcnie, pokoře, cierp-l liwosc, wiernosč, oddanie, nerwowošč, jak tež pewna. I leníwošc i lekkomyálnosc. Pies takí jak ja nie može sie pochwalic jakás" ciekawa ] história, która by možná diugo opowiadač. Co do mnie.l mialem dosyč szczesliwa mtodosc (nie mówiac, natu-9 ralnie, o rozstaniu z bliskimi), choc przypadla ona na I kti wojny, A može wtasnie dlatego. Postarám sie to Wyllumaczyc, Wojna zabiera ludzi, a w pozostalých ImmI/i strach, nieufnošc, szorstkosc. W takich warun-*■< h pies wierny jak ja wiele znaczy. ježeli ktoš nie jest kiem i nie jest przeczulony, može kochac psa bez rti/pai zy, bez obawy, že oszaleje, že umrze z žalu, ježeli Itbkerze go wojna, može kochač bez poswieceň, može • m: íle zwierzac bez l?ku, že pies go wyda. Podczas wojny pKii jest ci^žko tylko dopóty, dopóki jeszcze níe wyrosn^ mu kly. (Dlatego zgin^ly moje siostry, niech spoczywaja m pokoju). A dla dorostego, silnego psa wojna jest dobro-(Irii-jstwem. Wsród bydla panuja wtedy pomory, padaja itonie, a žotnierze zakopuj^ je plytko, byle níe wystawaly i nad ziemie. I tak, mówiq, rozniosa je psy i Cyganie. kogo by mogla interesowac moja biografia, skoro nie bytťm stynnym psem myšliwskim (tylko calkiem prze-Cletnym) ani nie wstawilem sie na wyšcigach, i nie tylko nie mam szlacheckiego pochodzenia z rodowodem, lecz Wnzystko wskazuje na to, že jestem niešlubnym dzieckiem, fiyli bekartem; nie odnioslem zaslug wojennych, za žycia nie wystawiono mi pomníka í nie dostálem udznaczenia Od Czerwonego Krzyža ani od n i kogo. jestem wiec zwy- • ■, 1111 y m psem, a mój los byl przecietny. Jedno czyni mnie w pewnym sensie wyjatkowym: moja zdolnoáč mówienia. A taška mowy obdarzyla mnie milošc pewnego chtopea, mnglbym powiedziec, nieszczešliwa miloáč, Pewnego ranka po jaw i l sie pan Berki, mój nowy go-npiularz, i spýtal: p And i, jak c i sie podoba ten pies?" 88 99 »Jest eudowny!", powiedziaí chiopiec. (Skadinad, skton-ny byl do przesady). „Jak bedzie miat na imie?". „Dingo", odrzekí pan Berki. „Dingo?", zdziwil sie chiopiec. „Nie podoba mi sie to imi?. Chciatbym, žeby mi pan wyjasnil, co to znaczy*. „To nazwa dzikiego psa australijskiego", odrzekl pan Berki. „O, bardzo mi sie podoba", powiedziaí na to chiopiec. Moím panem oŕicjalnie byl pan Berki, ale dusza i cia-lem naležalem do chlopca, Ze wszystkich ludzi na áwiecie z nim najbardziej sie zgad žalem i najlepiej sie porozu-míewalismy. Mysl?, že oprócz jego mlodego wieku zto-žyíy sie na to niektoré nasze wspólne cechy. Wierz?, ii nie mijam si? z prawda, mówiac, že mielismy wiele cech wspólnych: byl ismy leniwi, rozpuszczeni, wíerni, žádni przygód... Sadz?, že nie jestem zbyt zadufany, twierdz^c, iz ten chiopiec miat w sobie cos" z psa; jeslí chôdzi o jego powonienie i wražliwosc na zápachy, z pewnoscia si? nie myl?. Potaczyty nas samotnoác i smutek. Jego t?sknota za ojcem i moja tesknota za rodzicami stworzyíy mi?dzy nami rodzaj przyjažni opartej na pokrewieňstwie. Kie-dy zaczalem nagle rosnac i zdoby wac powažanie wsród wiejskich k und li jako madry, uczony pies pewnego ma-lego i madrego pana, chiopiec nie czul sie juž taki opusz-czony, byl coraz bardziej dumny ze mnie i pewny siebie. Nie tylko wyzbyl si? dzi?ki mnie wrodzonego strachu przed psami (ta choroba przesladowata takže jego ojca), lecz w ogóle stawat si? coraz odwažniejszy, wiedzac, že ma we mnie oddanego, niezawodnego obroňc?. Z dru-giej strony on nauczyl mnie wielu rzeczyf dzi?ki którym lyiklwalem powažanie. Potrafilem przygnač zablaka-ih krowy, rozkopywač kretowiska (dla zabawy i zabicia Minu), gonic zajace, odkrywac nory lisie i gniazda pta-|(6w blotnych, chwytaé dzikie kaczki, žaby, motýle, w?že. < lilopiec nauczyl mnie nawet rozmawiač z nim w chwi-Ui h samotnosci... Pami?tam, jak kiedyš, gdy zginela nam krowa, Krasula, •» m.i li > [lic poszlismy w swiat, Po drodze chiopiec powie-IívI mi (rudne i odpowiedzialne zadania, Jedno z nich bylo takie, že czulem sie jak golab pocztowy, nie jak pies... Klidy bylismy bardzo nieszczesliwi, zaraz knulismy piany m leczki w swiat, W rzeczywistoíci nie dotarlismy dalej Ail za trzecia miedz?. Czasami chiopiec opowiada! mi iilfni czytat róžne historie. Myši?, ii nie przesadz?, mó-wli)t, že nauczytem si? na pamiec powiešci Czhwiek, koň, š(*ii, która nieraz opowiadal pasterzom, cz?sto upieksza-I }i i.) i niejedno dodajac od siebie... Nie, moje žycie nie jest powiešci^. Skladá si? z kroť ku h opowiadaň, z mnóstwa drobných zdarzeň, weso-|yi-h i smutných, ale w tych opowiadaniach zawsze jest iibťi-ny chiopiec, tak jak ja jestem obecný w jego opo-Mrlt daniach. Ostatnio zauwažam, že posmutnial. Stal si? w sto-ii 11 ku do mnie jakiš chlodny ostrožniejszy. Widze, že roi ukrywa... Wkrótce, niestety, zrozumialem, w czym rzecz, i znów ogitrnat mnie dawny psi smutek. Chiopiec znowu szykuje niv do ucieczki w swiat, tym rázem naprawd?. Nie ma co io tego wi^lpliwošci. Rozumiem tež. dlaczego mnie unika: chce sobie ulatwic rozstanie. 90 91 Rozchorowatem si? z tego nagtcgo smutku. Wysiaduj? pod progiem, žeby níe uciekt mí bez požegnania. Slecze tak i rozmyslam o žyciu. Czuj?, že tego rozstania nie przežyje. Auuu! Auuu! Kochany panie Berki, pisz? do pana z daleka. Pragne pana pozdrowič i spytač o zdrowie. Powolí przyzwyczajam si? do nowych kolegów w szkole, choc oni kpia sobie ze | mnie I powodu mojej wymowy. Po nocach jeszcze mi sie sní, že jestem tam, u was. Ostatnie) nocy mama obudzila mnie, bo plakátem wesnie. Mama mówi, že to noslalgia, która szybko mi nie. Kochany panie Berki, najuprzejmiej prosze, žeby pan si? ze mnie nie wyšmiewat po tym, co teraz napisz?: tej j nocy plakátem przede wszystkim z powodu mojego psa Dingo. Ana tež mi dokucza, mówiac, že jestem zakoehany W tym psie. Može to i prawda. Wierze jednak, že pan mnie zrozumie. Opowiem panu, jak cíežko mi bylo w dniu wyjazdu, jak to rozstanie mnie wstrz^sneto. Može pan pamieta, že przed samým wyjazdem zniknalem i przyszedtem i wostatniej chwilifažwszyscynamniekrzyczeli. Powiem' panu, gdzie wtedy bytem, Zaprowadzilcm Dinga na brzeg Kerkí, žeby si? z nim požegnač. Potem przywiazalem go paskiem do wierzby, a on sie nie opierat, tylko skomlat. Chciat ze mna isc i prosit, žebym mu pozwolil, lecz po-wiedziatem, aby zostat, bo takie jest žycie. I powiedzialcm Jp»/< /<■ wiem, že nigdy nie znajd? lep.szego przyjaciela, |nl wsród psów, ani wáród ludzi... Ustyszalem, že mnie wuluja, wi?t pobieglem, aby si? z wami požegnač. Pa-Hlleta pan, wszyscy ptakalismy, moja mama i Ana, pana Klama i pan. Wiedzieliámy, že juž nigdy si? nie zobaczymy. Hledy wóz ruszyl, nic przestawalem ptakač, serce mi I lajalo. Wspominalem wszystkie sp?dzone z wami Irtl.i. mojego ojca, który nie w rotil z obozu, pana i pana Mium?. nauczycielk?, pania Rigo, Bél? Hermana, Laciego 1'nlha, julí? Szabó i innych. Specjalnie si? nie ogladatem w obawie, ze jeszcze bardziej si? rozrycz?, kiedy ostatni m/ /.obatz? wies, dzwonnic?, Hrabiowski I.íisi wszyslko. A li" nie mogtem si? powstrzymaé. I jak pan mysli, panie Btrki, kogo zobaczytem?... Za nami btegt Dingo i skomlat i. i ily glos. Teraz juž poplakalismy si? wszyscy, a ja pro-•>ilini wujka Martina, žeby odp?dzitpsa i jechalszybciej, lu> nie mogtem zniesč tego skomlenia. Dingo, niech pan lobie wyobrazi, byt u křesu sil, gdyž biegl za nami až do ( nrsztregu. Wysunat je-zyk, z pyska ciekta mu piana. Ja Wťlaž krzyczatem i szlochalem, a wujek Martin musial Wyamagač Dinga batem, až w koricu pies si? zatrzymat, WtaAciwie zwalit si?, wyczerpany, na drog?, Jeszcze gdy i"" t.jg ruszyt, wciaž patrzatem przez okno i plakalem /d.iwalo mi si?, že stysze jego skomlenie, že nadal za nami ptdzi. To wlašnie chcialem panu opowiedzieč i poprosit, ilmgi panie Berki, žeby pan napisaldo mnie o wszystkim. i 'i ii■■/? napisac, jak si? ma Dingo. I mam jeszcze jednq jirosh?, tylko niech pan si? ze mnie níe šmieje: žeby mu |mii przeczytal ten list i powiedziat, že to nie moja wina, Kle mogtem go zabrač, ale nigdy o nim nic zapomn?. &2 93 Kiedys, gdy zostane poeta, napisze o nim wiersz albo bájke W tej bajce pies bedzie mówit. I naturalnie bedzie wabit si? Dingo. Prosze wiec, panie Berki, žeby pan ze-r hnal to zrobir. On wszystko zrozumie pod warunkiem, že bedzie pan mu patrzal prosto w oczy i powtarzat moje i mí?. Prosze mu powiedziec „Andi, Andi, Andi cie po-zdrawia''. Prosze mówíc powoli, jak do mafego dziecka, Zobaczy pan, že zrozumie. Gdy usíyszy moje imie, zacznie i skomler. Bedzie to znak, že wszystko rozumie. Na koniec prosze jeszcze, žeby pan dbal o niego i žeby mu pan przyrzadzit dobra kolacj? za pieniadze, które posyíam. Dingo najbardziej lubi konin? (dosyé koscista), j a na pewno dostanie ja pan w Bakszy, u rzežnika, pana Fejesa. Prosze takže, aby nie wspominat pan w lišcie do mamy kochany panie Berki, o tych pieniadzach (z moich oszczednosci), bo Ana na pewno by sie ze mnie wyšmie-wahi. A najlepiej, žeby pan napisat do mnie osobiscie, jeszcze raz bardzo prosze. Pana i pana mame oraz pania Rigo i wszystkich ko-legów, a zwtaszcza Béle Hermana, Laciego Tótha i Juli? Szabó, cz?sto wspomina i najserdeczniej pozdrawia wasz biedny Andreas Sam, uczeň Odpowiedž Kochany mój Andi, ciesze sic, že masz si? dobrze i jesteá dobrým uczniem, jak widac z listu twojej mamy. A z two-jego listu wídač, že piszesz coraz lepiej i mraz ladniej. Wierze, že kiedys zostaniesz poeta, a sadzač po twoim io«•/ yjacym juž ojcu, wam, Samom, nie brak fantazji.Co do twojej prosby, kochany mój poeto, moge tylko powie-llf IK . že chetnie bym ja spelnil, gdyby nie stalo si? bylo • •>. i o wiem, že bardzo cíe zasmuci. Tnintego dnia, gdy wyjechališcie, Dingo wrócil zbily, /meczony, dlugo skomlal i wyl. Przez caly dzieň nie (hi.jl jedzenia, chociaž przyniešlismy mu nawet watrób-l-V lylko pil i pit, bardzo tapczywie. Na/ajutrz znaležlismy go martwego przed drzwiami. Kochany mój A. S., nie smuc si? za nadto, 53 w žyciu Uihs/o rzeczy przekonasz sit,1, gdy dorosniesz. Moge l'| lylko wspomnieč, že ja tež si? zmartwitem, to byl na-pmwde wspaniaty pies, a mama nawet plakala. Jestem Mwken, že to przebolejesz, a kiedys nawet catkiem zapo-Hmlsz. /.a pieniadze, które ci posylam (sa toodsetki), kup flnhir wieczne pióro, spróbuj cos o tym napisač, wierszem dllut prozq i przyálij mi. leželi to bedzie dobře, pokaz? [tlfcit twojej wychowawczyní, pani Rigo, która na pewno iMid/ii sk uucszy. leželi twoja praca jej si? s podob a, nioze *i||losi ja w „Dobrým Pasterzu". IWdrawiaja ci? wszyscy koledzy, I Muchaj mnie i nie smuc si? za bardzo. Twój wujek Berki y 4 Harfa col s ku Harfa jest instrumentem, który sktadniej niž jakiknlwi inny íaczy w sobie formule piekna {perjectioprima) i a wosci {perfectio secunda); ma byt zatem piek na dla oka, | znaczy zbudowana zgodnie z zásadami harmonii forr nej, lecz nade wszystko ma byč przystosowana do sweg podstawowego celu: do wydawania mi lego džwieku. W dziewiatym roku žycia mialem harf?. Skládala si z drewnianego slupa telegraficznego i z szesciu par dr tów rozpietych na porcelanowych izolatorach, przyj minajacych stluczony serwisdoherbaty. (Jeden z izoiatt rów wyszczerbilem, proc^, zanim jeszcze w moim eolsl instmmeneie odkrytem muzyczna funkeje lego serwí z chinskiej porcelány). Po opisie úkladu strojeniowego moge si? juž zajač zostalymi cz?sciami instrumentu. Aby zateni otrzymač harf? eolska, trzeba jeszCJ (oprócz wspomnia nych porcelanowych galek do naci ganiastrun)miec co najmniej dwa slupy telegrafiez ze zwyktych smotowanych pni sosnowych. Ideálna glose miedzy pniami wynosi pi?čdziesiat metrów, Sluj winien byč dtugo (przynajmniej od pieciu do dziesieciu] U\ I wystawiony na przemienne dziatanie deszczu, mrozu I »k waru, tak, by wskutek nagtych skoków temperatury M i "c do -22°c) drzewo p?kto wzdtuž. A peknie, jak Mtmucone serce, gdy pojmie, že raz na zawsze przestato H| pniem, drzewem, zielona sosna, i raz na zawsze stato |if Nlupem telegraficznym. k ledy zraniony, nadp?kni?ty pieň zrozumie, Že jest tu mu /.íwsze.w kopaný po kola na, i níe ma mowyoucieczce, iui | íoznsta n ie mu nic i n nego, j ak patrzeč w dal, k u lasom, l line kiwaja mu glowami. Wówczas pojmie takže i to, že najbližszymi jego przy-|u< lotmi, przyjatiólmi i towarzyszami, sa dwa inne pnie w ndleglosci jakichs piecdziesi?ciu metrów na lewo i na |ll hwo; tak samo zasmucone, wkopane po kola na w ezamq i Irini?. i iedy wi?c slupy polaczy si? drutami i zamiast zic-huivvh gal?zi nalož> im na glow? ów chihski ví uis do hfi baty (szesc par odwróconych dnem do góry hližanek, t horych nie moga piť nawet ptakí), wtedy zaczna spie-Wm\ zaczna graé na swych drutach. Wystarczy przytknat n< ho do slupa. Ale to juž nie slup, teraz to jest harfa. Niedoswíadczeni czytelnicy (którzy nigdy nie przyty-I >li ucha do drewnianego slupa telegrafiez nego) gotowi pomýšlet, že potrzebny tu jest wiatr. Otóž nie. Ideálna pom dla takiej harfy to upalny dzieň lipcowy, kanikuta, lii Iv powietrze migoeze w spiekocie i latwo o miraže; gdy pi<'ii pest suchy i džwi?tzny, jakby byt w srodku pusty, i hnal nie zapomniatem: idealnym miejscem do usta-winni takiej harfy jest poblíže prastarej drogi, Ta, októ-n1!iipowiadam, stala przy Pocztowej Drodze, zbudowanej 96 97 w czasach, kiedy Panonie zamieszkiwali Rzymiani Dzieki temu stup, czyli strojnica harfy, na podobiertstwo antény chwytat równiež džwi?ki z dawnych czasów; melodie dobiegaty z przesztosci i z przysztosci. Struny obejmu)a cata oktaw? w tonacji moll, która przez dominante íatwo przechodzi w dur Tyle o samým instrumencie, Teraz trzeba si? tylko rozejrzec, czy nikogo nie ma na Cesarskim Trakcie, nikogo w zbožu, nikogo w rowí nikogo na horyzoncie. Ježeli nadježdža woz wyíadowan síanem, lucerna,czy zbožem, trzeba szybko skryc sic w nale odwadniajacym i zaczekaé, až wóz przejedzie. Juž rozumiesz- niezbedna tu jest samotnost. A pózu tym, po co ludzie mieliby opowiadac, že jesteá stukniety] jak twój ojciec, i zastanawiač sic, czemu przytykasz glow? do stupa. Ktos gotów jeszcze posadzič ciebíe o glupia, wiare, že w napeczniafym, wyschnictym stupie telegra-ficznym roja; si? pszczoty, i pomyáleč, že potakomileÄ si? na rniód, Ktoá može powie, že nasluchujesz szumu nadlatuj^cych alianckich samolotów i kogoš o tym powia-j damiasz. A niektórzy moga w swych fantazjach posunač si? jeszcze dalej i porny slec, že odbierasz z éteru tajemné 1 przeslania. Dlatego (mi?dzy innymi) najtcpiej jest sprawdzic, czy nikogo nie ma na Cesarskim Trakcie, nikogo w zbožu, niJ kogo w rowie, nikogo na horyzoncie. Przyznaj?, gdyby kto á nieobeznany z muzyka przy-tknatucho do stupa, naprawd? by mógtpomyslec, žeslw szy dalek i warkot samolotów, i czym pr?dzej by uciekt do rowu; albo pobieglby na teb na szyj?, žeby powiadom I Btoé 0 nadlatujacej eskadrze bombowców. Lecz jest to tyl tni intrwsze (mylné) wraženie; to akompaniament, basy, w którym stuch chlopca rozpoznaje džwiek czasu; l (il?hi czasu i historii dobiegaja bowiem džwiek i jak od I. w ,i/arów, dalekich gwiazd, (Zápach topiacej si? žywicy ■dýme dražni powonienie, podobnie jakwšwiatyni, gdy ipulu si? wonne ziota, drzewo sandatowe tub kadzidto). i »to, co spiewa chtopcu, który mocno zamyká oczy, niii, in tnu špiewa harfa do ucha: že wkrótceprzestanie piucowac u pana Molnára jako stuga; že jego ojciec ničily m> nie wróch že opušci ruder? z ktepiskiem zamiast pudlogi; že w koňVo dotr/u di > dzkídku v. (. varnogor/e. ze Ifdzie miat nowe ksiažkú že b?dzie miat 1501} olówków, *i in wiecznych piór, 5000 ksiazek; že wkrótce umrze mu "i 11 k.i; žc spotkadziewczyn?, klór;j b?dzie kochal wiecz-llkr; /<■ b?dzie podróžowal; že zobaczy morz;i i nu.ist.i; |l zgl?biajac odlegt^ histori? i czasy bibli i ne — bedzie huil.ilswe mgliste pochodzenie; že napisze opowiadanie n harfie colskiej ze síupów telegraficznych i drutów. I'S Choč powstalo jakies pi?tna.li walej spiekoty. Przed domem powoli zaczynaíy Mv ni z kruszyc lupiny kasztanów, dawno pozbawione uwiiców, a liscie, tu i ówdzie požólkíe i pachnace jak tytori, Itlf /decydowanie odrywaíy sie od galezi. Moja matka UWtv/ata, že možemy zaufac barwie níeba — akwama-rynowej — i obietnicy porannego síoňca. A jednak kiedy stanelišmy na moscie, miala jakieš Éíiwne przeczucie zbližajacej sie ofensywy jesieni i rze-Hywiscie: Dunaj byt zdumiewajaco inny, m?tnozielony, ■»len podejrzanego osadu, który swiadczyt o ulewach |dzies w górach Schwarzwaldu. Nie ufajac wiec bez-t lunárnemu nicbu, ruszyliámy szybko do czerwonej kolľjki, bo w powietrzu wyczuwato si? zapowiedž desz-Cvu. Decyzja nasza byta bez watpienia rozsadna — dzieki ■ i ľ■ i zdažylismy na ostatní tego lata kurs kolejki. Na tak Uľoczysta okazje przystrojono ja wst?gami z karbowa-Rff) bibutki i kwiatami polnymi, a jakis pan w meloníku, pmwdopodobnie przedstawiciel wtadz wojewódzkich, vvyidosil mow?, zdaniem mojej matki dowcipna i wzru-liajaca. „Prosze paňstwa — powiedziat — na czeác (•go ostatniego w sezonie kursu, przedsí?wzi?cia tak duwiennego dla higieny, dla zdrowia i na chwate. tramín n naszego miasta Czerwona Kolejka powíezie dzis ws/ystkirh pasažerów,,, wszystkich pasažerów...* Ok laik I i okrzyki „niech žyje mówca", a takže radosny wrzask íoS 109 dzieci zagluszyíy ostatnie jego slowa, po miešcie bowiem I chodzily sluchy, že tradycyjna uroczystoáó tiie odbe dzie si? w tym roku ze wzglfdu na ogólna sytuacj? pulitycznu nakazujaca pr/ezomoáč i oszczednoáč. Sprawdzily si? obawy mojej matki. Ledwo znalezliámy ] si? w pobližu zámku, gdy nagle nad Fruszka Góra za-j czelo si? chrrmivyc. Niť zdažylišmy nawet zawotac lani i jelcnia, a juž luna! deszcz, Ruszylišmynaprzelajbiegiemprzezlas Deszcz gtosno bebnít po lisciach, które,o dziwo, kruszyly si? i rozpadafy tak že wysziišmy z lasu przemoknieci do nitki, upojeni ozonem. I naraz okázalo sie, že zbladzilišmy. Na prózno matka starala si? to przed nami ukryc. Ulewa catknwi-j cie odmieniia wyglad okolicy... Moja matka przežegnaii I si? i przystan?ta na chwil?. Z lasu nadciagalo z impeternl konnicy, spowite mgla, stádo czarnych bawolów, pragnM cych tym samobójczym p?dem przeciwstawič si? atakowí ulewy, zagluszyč szyderczy chór žab. Zwartym szpale-rem. z rogami nastawionymi jakby do ataku bawoly wyJ padly z lasu i ci?žkim. pru ski m krokicm, nieustraszenie,] ruszyly ku bagnom. W tej chwil i deszcz ustal i tylkxri dzieki ternu zdolališmy jakosdobrnac dodrogi. Stád moJ glismy jeszcze dostrzec, jak bawoly gina w trz?sawiskuJ W tej przebiegŤej pulapce. Tonely szybko i bezradnie. \ Moja matka, poruszona okropnym widokiem i swia*] doma niebezpieczenstwa, którego zdolališmy uniknač, przežegnala si? po raz drugi... Gdy wrócilismy do miasta, wszedzie juž zůstala oglo« szona ofensywa jesieni. Wielkie žólte plakáty nawoly wa-j ly ludnošc do porzadku i posluszeňstwa, a z samolotul 110 m nu ano propagandowe ulotki — czerwone i žólte — Hfct butnym jezykiem zwyciezcy zapowiadaty nádchoví* t<.) zcmste, »Umarl twój wujek" — powiedziaía matka. Gtoá-Hlrfize níž zazwyczaj pobrz?kiwanie srcbrnej lyžecz-tl o oddzwaniajacy krysztat zdradzalo drženie jej rak, nlivorzytem wi?c oczy, aby przekonať: si? o slusznošci lín |.> podej rzenia. W ražacym šwietle sloňca twarz jej Wydawala si? blada, jakby wypudrowana, lylko oczy ob-wltd/.ione byly czerwonawymi kregami. Wyczula moje Itniťszaníe i wyszeptafa, nawet nie patrzac: mTf go nie [Hlilei". Pomyšlatem, že sama jest jakby zdziwiona i po-fUn/ona faktem, iž ta niespodziewana šmierč udarem-1111.1 znajomošc peín% obietnic. Nadažajac za tokiem •.minii luh moich mysli, dodala: „l nigdy go juž nie zo-^■Kysz". Stowo „šmierc", Boskie nasienie rzucone lego MM 11 w glebe mojej ciekawosci, zacz?lo naraz wysysač ■ Lkie soki mego úmyslu, chotí w pierwszej chwil i hlr ftdawalem sobie z tego sprawy. Bardzo szybko wy-■iplly objawy owego przed wczesnego zaplodnienia: za-■tót gíowy i nud nosci. Na pozor calkiem niezrozumiate, llowa matki uprzytomnity mi, že kryje si? za nimi ja-|UU grozna, szaleňcza mysl. Za zgoda matki wyszedlem IV upuszczona glowa odetchnač troch? powietrzem, ale hyb i la mi sie obronic przed šmiercia i ja, i moich bliskich. Tu niedorzeczne prawo rczcrwowatem jedynie dla siebie H| X samolubstwa, ale z przekonania, že na tak wielka fhytrošc nie potrafie sie zdobyč, starezy jej ledwie dla in niť samego. Dlugo nie mogtem usnac, Tej nocy po raz pierwszy ■iwlta sie zmora, która meezyla mnie potem w ciagu ca-l< i'.' • dziccíristwa. Mysl o smierci osaezata mnie zwtaszcza H3 wieczorami, przed zaánieciem, zwlekatem wicc z poť niem si? do tóžka, batem si? zostaŕ sam w pokoju. Stysz moje majaczenie i krzyki przez sen, matka zoricntowata sie, že gnebi mnie jakis dzieci?cy strach, i wyrazila zgodg, abymusypiat korysany aksamitnym glosem panny Edith, cpileptyczki. Bytem juž došc dužy, w nast?pnym roku miatem pójšc do szkoty, wi?c wszyscy smiali sie z mo-jego przywiazania do matki, nawet panna Edith, k tóra przyznawaía, že sama jest we m nie za kochana. Matce jednak sprawiato radosc moje oddanie i zawsze brala m niť w obrone, twicrdzac, že jestem n ad mier nie wrai-liwy, z czego cieszy si?, bo byč može nie bede egoista, jak ojciec, ale jednoczešnie martwi sie bardzo o moja, przysztoáč. Gdy goácie sie rozchodzili, spatem juž na je) kola nach, zapomniawszy na chwilc o swym zadaniu, czyli o tym, jak pewnego dnia b?d? musiat byc przy smiei matki. Uloža ja na poslaniu z kwiatów — jak zeszli roku pania Melánie — a ja na próžno bede j a wotal i c towat. Potem /anJosa ja na cmentarz i pochowaja pod róžami... Tej mysli nígdy nie moglem domysleqdo ko A gnebiaca m nie zmora przejawiata si? mi?dzy innym wlasnie w wy sitku, z jak i m stará lem sie przerwac te myál, Kiedy bowicm myšlalem o šmierci, a zdarzalo sie to za wsze po zgaszeniu swiatta, mysl ta rozwijala sie sama przez si?, jak bela czarnego jedwabiu zrzucona z okna na trzecím pietrze. 1 sila^ wlasne^o ciežaru nieuchronnfl snuta si? coraz dalej .- Najpierw k leká lem w niebieskiej pižamie obok mofl jej siostry Any í modlilem si? do Boga szeptem, za patrzony w postač aniola, który czuwa nad dziecm ■lechodzacymi przez mostek. T? tania kolorowa lito-nnlic w cienkich ztotych rámkách dostala moja matka, Wkf urodzita si? A na, Przez mostek idzíe dzicwczynka t bukietem polnych kwiatów i chtopice w krótkich spo-ilfiikach. Mostek jest juž zmurszaly, belki wyszczerbione, I w dole otwiera si? przepašc, w której huezy spieniony pniiik. Nadchodzi wieczór, zanosi sie na burze. Dziew-IKynka jedna r?ka przytrzymuje na gtowie stomkowy HptJusz, chtopiec kurczowo chwyta si? wykrzywio-M»'i poreezy, A nad nimi, nad ich niepewnym krokiem, hml la fíoletowa ciemnoscia unosi si? z rozpostartymi ikr/.ydtami AniotStróž, Dobra Wróžka dzieciecych snow, kiil■n'í.1-nu>tvl, (. hrvstdia litlltma. Spod róžk wieka mieni si? i polyskuje žóltobrunatna jedwabna |imlszewka — zápach mi?Ly. naltaliny i wody koloňskiej... 119 Rzeczy juž spakowane. Waliza iciagnieta paskami. Obok torba podróžna i termos. Stíiu ia z makiem pelnia zápachem caty pokoj: wyzwala sie z niej dusza stworzona z pylu egzotycznych roslin, wanilii, cynamonu i maku, a przyprawy tc, których pochodzenie jest catkowicie nicznanc, swym ceremoniál nym umieraniť przy wodzacym na myál balsamowanie, swiadeza o pot ninslosci pt>dróžy, której zostaty zložone w ofierze jali kadzidlo. Wieczorem, kiedy sie ktadziemy mój ojciec po ciemku pali papierosa; widze, jak wokót jego gíowy kraža rozá rzone robaczki šwietojanskie, bíyszcz^ce swietliki niuszu. Utwierdzam sie w przekonaniu, že tep noty nie b^de mógl zasnac, wydaje mi sie, že wkrotce zacznie šwl tac, tak dlugo juž leže bezsennie, unosze wiec glowe, ar sprawdzič, czy inni špia, czy tylko udaja, i naraz czuje, ja gtowa opadá mi ze zmeezenia, i wiem juž, že jednak: sne przed áwitem. Zupelnie nie moge zrozumieč, jak to] sie dzieje, že sen przychodzi tak nagle, bez mojej wieda i woli, i co not zasypiajac, nie potrahe uchwycič mnme tu, gdy aniot snu — ten wielki nocny motýl — za my mi skrzydtami powieki. Zaczynam wiec czatowač na chwile. Chcialbym raz przynajmniej byč swiadkiem ni dejscia snu — podobnie jak postanowiřem, že którť dnia bede^ šwiadomie uczestniezyt w nadejsciu šmierti ■ zlapat za skrzydía aniola snu, kiedy po mnieprzyjdzie,; pac go w dwa palce jak motýla, którego cichaezem udal sie podejšc. Postuguje si? wtasciwie metafora, bo mi „aniot snu" — podobnie jak wtedy, w latách dzieciústi gdy wierzylem jeszcze w aniota snu — mam na mysti i |Rlent, w którym ze stanu przytomnošci przechodzi w stan narkózy. Dlugi ezas uwažatem — jak sadze, ilklem slusznie — že nastupuje to nagle; organizm usy-W« Klopniowo, powoii, šwiadomose natomiast musí za-Iniiac nagle, jak kamieií. Chcac zatem zlowiťj aniota snu podttepna pulapkc, pozwalalem sobJe zasypiač, stara-■h «ÍV nawet ze wszystkich sil zasnac, a potem, zry wem ^Hltiym dorostego, podnosilem glowe w ostatniej < hwili, láil/at, že przytapatem sie w momencie zapadáni a W mil Niekicdybudzitemsiepodziesiečrazyostatním Hpblyskiem swiadomošci, resztka woli cztowieka, któ-i j [iťwnego dnia ma przechytrzyc šmierč. Owe zmaga-I p snem byly po prostu przygotowaniem do wielkiej iMiiny zešmíercia, chociaž nigdy jakoš nie mogtem tra fič [#j wtasciwy moment., gubila mnie niecierpliwošč i nie ■dawalo mi sie zajrzec w sen, a to przeciež bylo moim Ifflrm; przytomniatem zazwyczaj tuž przed brama snu, aniol zas utiekal, kryt sie za wezgtowiem, w mysiej dziu-■m, nie wiadomo gdzie, Kiedys jednak, jedyny raz, wyda-|u mi sic, že ztapatem sen na goraoym uezynku, inaezej mťiwiac in fiagranti. Powtarzalem sobic, myšlatem w du-i tm „Czuwam, czuwam" i czekalem jak w zasadzee, žeby Bdí,aniol snu czy Bóg, zaprzeezyl prawdziwošci tej mysli, i toodwažyl ja, unicestwil. Pragnatem sie przekonač, kto to I bit i w jaki sposób potrafi nagle zatrzymač bieg moich Itiyiili, a wlasciwie to jedno proste zdanie, te naga myál, fctorej nie chciatem oddac bez walki, Zmeczony wysil-k|rni i czujnym trwaniem przy tej mysli, widzac, iž aniol tnu nie przychodzi, aby jej zaprzeczyc — prawdopodob-nic šwiadom faktu, že na niego czyham — uciekalem sie 120 121 do podst?pu: przestawalem ja powtarzac, žebyaniot uwierzyl, i ž wyczerpany i senný, posta nowitem pod si? bez oporu, z zamknietymi oczyma. Ale i to nie latwe, bo prosta mysl „Czuwam, czuwam" snula sie ■ sila i nere ji, a im usilniej staralem si? ja przerwac, tym bardziej byla natarczywa (podobnie czasem staralem sie nie styszeč tykania budzika na szafce nočnej przy ióžku, ale wtašnie wtedy dochodzilo ono do mojej áwiadomosci i wyražnie je styszalem). Kiedy wreszcie udawato mi naprawde zapomniec o „czuwaniu", zapadalém w sen, n wiedzac nawet jak (podobnie tykania budzika udawa mi si? nie styszec tylko wtedy, gdy o nim nie myslati albo gdy juž zasnatem). Ale, powtarzam, jeden jedyny zdotalem ocknac si? wlašnie w chwili, kiedy skrzydla, ja cien, przestonily mi oczy i owial mnie jakis upojny zapa mówiac šcislej, obudzilcm sie w momencie, gdy aniols przyszedl po mnie, ale nie zobaezylem nic, niczego nie dowiedzialem Zrozumialem wreszcie, že obecn mojej swiadomosci i aníola snu wzajemnie si? wykluc ja, mimo to dtugo jeszcze prowadzitem t? wyczerpujaj i niebezpieczna gr?, Pragnalem, powiadam, swiadomie uczestniczyč w nadejšciu snu, powodowany strachem i ciekawoscia, podobnie jak postanowitem któregos dnia swiadomie uczestniczyč w nadejšciu smierci i w ten spôsob ja pokonač. Przyczaj? si?, a kiedy niedžwiedž-smieré] przyjdzie mnie obwachaŕ, niech jej si? wydaje, že juž je-stem martwy. Nagly, cierpki glos budzika wdarí si? w moja áwia-domosč jak blysk swiatla — i przylapatem sic w stanic WY* /crpania, catkowitej kl?ki. Chociaž natychmiast \\\w i vtDinnilem sobie, že budzik zadzwonil po to, by li iniiilalnie obwieécic pore dlugo wyczekiwanej podróžy, i 11 . ni t, czenia i zemsty aniota snu — klórego chcia-Ihh /lapač za skrzydla — ležalem z gtowa schowana pod ■Mre i w pierwszej chwili nie mialem ochoty budzič si? HMi jrchac, wydawal mi si? bowiem niezastapiony ten stan *<. » netrznego spustoszenia, w którym znajdowato sie |i i ialo i moja swiadomosč, pogražona niby w jakiejá ple|, pachnacej cieczy, „Andi, Andi, juž czas — slysze ■pi matkL — Zapomniates? Dziá jedziemy!". Z wolna ... Iiodz? do siebie, nie otwierajac oczu, pozwalam Mtbie pizam? i zmoczyč czolo. Podczas gdy mama ♦nule czesze, gtowa ze zmeczenia opadá mi na jej rami?. Nastroj mój zmienia si? jednak btyskawicznie, gdy wy-y ňližank? cieplej biatej kawy, spostrzegam przed m domem dorožke, ciemnofioletowa w pošwiacie yca i wstajacego brzasku, wielka jak statek, Powie-kt chtodne, konie páchna sianem i bzem. W šwietle Ut.11 ni dorožkarskiej widze pod nogami konia dymiq-11| kiipk? žóttego nawozu, Sadowi? si? pomicdzy matka I A na na tylnym siedzeniu pod skórzana buda. Ojciec i xl.i na kozle obok dorožkarza. Przed nami lezy žót iliza ze swiňskiej skóry; nogi owijamy grubym ple- • la «11 z wielbladziej welny, pachnacym kotitni i moczem. * t\i /Ľgos nie zapomnielišmy?" pyta moja matka. „Ja ......i tt unos" — mówi siostra, Wówczas matka spoglada w oicbo i robi znak krzyža. „Zdaje mi si?, že wzi?lišmy Ipi/ystko". Twarz jej przybiera wyraz zadowolenia: na ■ ■■■ i ď líni pelnia, a moja matka jest wielbicielka ksiežyca. 122 123 Szkli sie polány lub sp tukany deszczem asfalt a dor plynie cicho, kotyszac sie tagodnie na falach wzbier cego przyplywu zorzy poranne). Slychac jedy nie tonny stukot silní ka, w którym prac u j q poteine tt Scnnosc juž minets, tylko poranny chtód wi-eje koto wiec — zawszc wražliwy na zimno — przytulam sie do matki. Przeddworcem ojciec ptaciza kurs, podaje nasze rzeczy bagažowemu. Potem wchodzimy do pocijgu, do wagonu pierwszej klasy z ciemnoniebieskim swiatíem acetylenowych lamp i siedzeniami z zielonego plus/u poroáníetymi gesta, nisko jak w angielskich ogrodach strzyžon^ traw^. Nad siedzeniami žywuptotz bialych ko ronkowych róž. Podbiegam do okna, sadowie sie na hon rowym miejscu. W przcdziale jest cieplo, zaczynam taj Na peronie lekko koíysza sie kwiaty w zietonych kos: kac:h, z ktorých wyziera mech. Z pótmroku wytaniaja sie dwie zákon nice jak dwa duže pingwiny. Naraz staqa ru* sza z miejsca, ruszaja kwiaty w rozkotysanych koszykachJ Spogl^dam przezoknowgóre: rusza takže w droge bladi jutrzenka, dobra gwiazda naszych podróžy. Cieszyty mnie kasztany przed domem, nasz pokoj i meble, zápach mojej poscieli i naszego domu, lecíj zawsze robito mi sie smutno, ilekroc zrozumialem, že przyszedl kreš podróžy. juž wtedy bowiem, podobnie jak ojciec, bytem zakochany w pociagach. Juž wtedy za-truwaty mnie tesknota nazwy miast, wymawiane przel mego ojca w senných majaczeniach. Upajatem sie miM zyka podróžy, ktorá wygrywaja kota, a jaskólki i inn«! wedrowne ptaki gesto zapisuja triolami na piecioliľiil dmiów teleťonicznych, uwielbiatem partie solowe od ii-Blfm, improwizacje miedzy trzyŕwierciowymi pauzami, W ktňre wpadaja nagle, zhukiem, wielkie organy mostów I llH syren, przebijajacy gesta ciemnosc nocy i przestrzeni hl ľ > \\ i ndzonym westchnieniem, n i to szlochem. Za dnia, Bern przylepionym do szyby, podziwialem pejzaž jak nlrtnkie domino: brazowe prostokaty zoraných pól, zie-ttihľ romby lak, žótte kwadraty zbóž, spalonych i smutno .....icych w spiekocie poludnia... Szczególnie jednak • luvycal mnie odczuwany niejasno fakt, že kiedy spie, i In In moje, koly sane miekkimi skrzydlami snu, pokonuje ■ffpst rzen, odleglosc':, na przekór swojej nieruchomosci, im |n /L'kór snowi; wydawato mi sie nawet, že dzieki upa-H|CtJ szybkosci, z jaka ciato moje porusza sie w czasie 1 \» f<"»< i zeni, ieduoczesnie wyzwala sie od smierci, czyli HM »zybkosc i ruch oznaczaja w istocie zwyciestwo nad ■ rcía i nad czasem. Šwiateczne podniecenic, z jakim tnoi md/ico przygotowywali sie do podróžy. zickmy plus/. onki w przedziale, niebíeska, niemal atramentowa ^^Mvka zapalana przez ojca, «dy usypialismy, i akwa-Hirynowe gtebie jej swiatia — wszystko to zamieniato ■wlióž w jakies ciche swieto, totež po powrocie zawsze |i] w.iiiiľi osowiaty i siedzac w dorožce, w pólšnie wciaž ^nti /v slyszatem nocne zawodzenie syreny, melodyjny Hukot kót. A gdy posmutnialydrzemalnn pod skóivana ImiiI,;, /meczony i mimo wszystko spragniony prawdzi-^■0 snu, dorožkarz wywijat batem, konie puszczaty iiiy — i nagle do uszu moich dobiegal cichy placz Awf Moja siostra, zdaniem matki, malo wražliwa, po-«i iidit jednak plakať: w wyjatkowych sytuacjach: kiedy 124 vis skorkzyly si? šwieta albo podróž. Gdybyšcie ja wte spýtali, dlaczego ptacze, zamyslilaby si? na moment, powiedziataby, že jest jej bardzo, ale to bardzo przyk iž minety swieta — albo podróž — potem ámiaíaby przez chwil? z waszego zdziwienia, z braku wyrozumia lošci — i znów by zaczela szlochac, niepocieszona. Patra? na dorožke i konte oddalajace sie od naszego domu, slysze, jak matka otwiera drzwi. Wchodz? z oc^ ma klejacymi si? ze snu i zm?czenia. I wtedy, zan jeszcze otworz? oczy, czuje nagle zápach naszego pokoj Zápach, który zdažytem juž zapomnieó, a który w jedné chwili uprzytamnia mi. že znajduic sie w naszv m pokoju, zápach, do którego jestem tak przyzwyczajony. že pocziiJ lem go dopiero, wracajae do domu z podróžy. Zápach I kawy, tranu, wanilii, cynamonu i ojcowskich symfonilfl Wszystko to w stanie lekkicgo rozkladu, jak woda, która I przez cala noc stala we flakonie z kwiatami. Moja matka przekrec ila kontakt, zalsnil kraciasty wqfl skowany papier na stole; dotykám go palcem: jest jeszcz* I troch? šli ski od tluszczu, a tu i owdzie widač pociemnialB nací?cia nibydawne, zarošni?terany. Wilgoc wyrysuwallB na suficie olbrzyma, który stal si? dobrým duchem, opie* kunem naszego domu: z broda bujn^ jak u žydowskiego proroka, w prawej r?ce trzyma tablíce, a w lewej na s lamp? z porcelanowym kloszem, przypominajacym od«J wrócona dnem do góry spluwaczk? — porównanie tol muchy rozumiaty doslownie. „Ach, nasz pokoj!" — wzdycha Ana. Rozgladamy ^ dokola, przypominajac sobie sprz?ty, które podcz tej nieobecnošci jak gdyby pociemnialy. Dwa lóžka, niane i staromódne, dwie szafy, w których korniki Mereity mnóstwo malých dziurek — sypie si? z nich taiiczny róžowawy pyl, lekkí i pachnacy jak puder. Obok — szafki nocne z ptytami biatawego marmuru, Biym na grobach dzieci z dobrego domu. \\ kacie, na ■rjwo od drzwi, kanapa z wytartym pokryciem koloru *(|itilťj wišni, pi?kna staromódna otomana przypomina-\i* ii pianino, w której pod wieczór albo gdy jest zupelnie Ucho, t;raja spr?žyny. Nad kanapa barwna litografia: Moiu I.isa wyci?ta przez moja matke /. jakiegoš tvgo-iloika w czasach skandalicznej kradziežy tego obrazu I ľuwru albo jego triumfalnego powrotu, doklad n íe juž ľľ pami?tam. Byla oprawiona jak obrázek, w waskich iřfwnianych rámkách — pozlacanych. Podobnie jak ów ■Uwajacy nad dziecmi aniol, kobieta-motýl, Chrisidia Whna (nazwa motýla z mojej kolekcji), do ktorej i Hiodlilišmy. Stol nakrywalo si? zazwyczaj koronkowa IVfltlerska serwetka, a na niej stal flakon z niebieskiego *rkli udajacego krysztaí i okragla blaszana popielniczka. Ha marmurowym blacie szafki nocnej obok lóžka ojca Ml jeszcze jedna, duža, zielona, emaliowana popiel-hl< /ka, w kil ku miejscach obtluczona. Trzy poprzeezne ■luly, w których kladlo sie papierosy, dzielily jej szeroka, ikragla krawedž na trzy jednakowe luki. Uwypuklajace n.i nich giubc czurne litery powtarzaly po trzy-kini (ak echo: symphonia Podloga w pokoju byla I rlenkich desek, które skrzypialy z cicha jak nowe buty, "I...../ midsc, gdzie ležal kilim i gdzie kroki zupelnie Miiueraly. 120 127 Na prawo od drzwi, przy oknie, stala maszyna do sz cia mojej matki — mocna metalowa konstrukcja z lanego želaza. przywodzaca na mysl luki mostów kolejowycl Luki te u dolu zakoňczone 53 kolkami równiež z czarnei lanego želaza. Maszyna ma pedál z metalowej plecionki o oczkach drobniejszych niž na bokách, Za posrednl-i ctwem ukosnej dwuramiennej džwigni pedál laczy šiji z kolem zamachowym. W wyžtobieniu krawedzi tego kola spoczywa okragly pas transmisyjny, spicly dwomaj drucianymi spinaczami. Drugie kótko o wyžlobionejj krawedzi, znacznie mniejsze, osadzone jest na glówcd z prawej sifony, tuž obok btyszczacego kola napedowegoj w którym promienišcie rozwidlaja si? krótkie, grubej szprychy. Glówka maszyny — jak duže czarne r amid zgicte w lokciu — pokryta jest lakierem, a z lewej stronfl gdzic znajduje sie skomplikowany mechanizm igly i niei widocznej szpuleczki, zakoriczonadwiema oškami, wysiH wajacymi si? niby rogi slimáka. Gdy maszyna jest w ruchu, niewidoczna szpuleczka prz?dzie nic jak jedwabnik albo pajak. Oprócz pionowych osiek w glówce maszyny i blyfl czacego kola napedowego — wykonanych z chromowW nej hartowanej stali — wszystkie inne metalowe czescl pomalowane sa czarna^ far ba. Boki spina od wewnatra. poprzeczna, rozgal^ziona rama o ksztalcie przypominajfí cym trapéz, na której widnieja duze, ozdobnie wykonanti litery singer. W miejscu, gdzie boki si? rozszcrzaja., pi obu stronach umieszczony jest symetrycznie emblému firmy- Przy doklad n iejszych oglcdzinach možná, nie bel zdumienia, zauwažyc, že wplecione w oczka želazrMJJ konštrukcii boków paj?ki nie sa wlašciwie pajakami ■\<>l uiin ni powí?kszeniem czólenka z mechaniczna lipuli-czka, z której na ksztatt litery S snuje sie nitka — W lr| skali gLiibj jak sznur 1 dlatcgo trudná do rozpozná tilu stwarzajata zfudzenie nóg paj?czych. Emblemat rtw, niby herb szlachecki, polyskuje zlotém, podobníe |ak urabeski na lakierowanej glówce maszyny. Zlocenia Bféciowo juž si? wytarly, ťarba odpadá cienkimi, deli-in mi luseczkamj. Drcwniany blat, pokryty fornircm, |«k/e si? juž tuszczy, zwlaszcza na brzegach. Najpicrw, ta/ftkulek wilgoci í zmian temperalury, wyskakuja na nim l»i)lik-, potem fornir zaczyna marszczyc sie i tamac niczym • I..... paznokcie. Na smuklym karku maszyny polyskuje, 1 wierdzony dwiema srubkami o zabkowanych glów-IM< h. maly mosi?žny emblemat jak elipsoidalny zlolawy MH'il.iliiHi. Widnieje na nim ta sama szpuleczka-pajak, |»< / w zmníejszonych rozmiarach, o wiele wyražniejsza. Vl/nkól, jak na monecie, wyttoczone sa plaskie literki HlfU the singer manfg. co — trade mark. fldy poruszaíem pedál, maszyna džwi?czata niby lira 1 ih-^o dnia zlámalem igl?, wi?c moja matka zdj?la H| transmisyjny. Mniejsza zreszta o to. Po powrociedo ■mihl, nim zamkn?ty mi si? oczy, wzrok biegt ku tej ma-iM nu 1 zapewne wskutek dlugotrwatej jazdy pociagiem lilu/ obfitosci wražeií džwi?kowych, które trwaly jesz-mt w moich uszach, zdawato mi si?, že maszyna pracuje, Myw.dem. jak turkocza koU jak iui?kko slizgaja si? oški. hid wieczór przychodzila do nas czasem panna Edith, Ijlj osoba kojarzyty mi si? najdziwniejsze zaječia, najwy-Mjyilniejsze zainteresowania, totéž biate kapelusze, które 128 129 przy nosila rázem z forma do modelowania, uwažaíe za jeden z przejawów jej ekstrawagancji, jej indywic a 1 nosci i specyficznych kolei losu. Wszystko to byly dl mnie kapelusze slubne panny Edith. „Pani Sam, jak: pani podoba ten slubny kapelusz?" — pytala moja mátl przymierzajac nowy model i przechylajac na bok gtowe, jak czynia osoby ze s k Ion nosci a do melancholii. Znalém | przeszlošc panny Edith i dzieki ternu jej postač wydawala tni si? jeszcze bardziej zdumiewajaea. Panna Edith byla i zar?czonaz jakimshrabia w?gierskim, ale porzucil ja tui I przed slubem. Zamiast šlubnego podarúnku przyslal je) 1 paczk?, duze pudelko, na którym wypisana byla zlotými ] literami nazwa znanej wody koloiiskici Chat noir. Gdyl panna Edith otworzyla pudelko wyskoezyt z niego ezarny I kot albo po prostu wypadl z niego ezarny kot uduszonyl drutem, doktadnie juž nie pamictam, Wówczas to panna 1 Edith po raz pierwszy doslala ataku epilepsji. Neurasteniil jej nasilala si? zwlaszcza wieczorami, wtedy tcž. najbar-j dziej przytlaczala ja samotnosc; jako miejsce ucieczklI wybrata wi?c nasz dom — kontynuujac jakby przyjažn swojego oj ca z moim — gdyž hatasliwc rozrywki miejskie pogražaly ja w najgl?bszej melancholii. Nápady epilepsji I dosi?galy jej niekiedy i u nas, w chwilach gdy najmniej ] možná by si? spodziewac jakichš lirycznych ekscesów j w pól najzwyklejszego slowa albo w samým sercu ciszy, która ezarodziejsko pot ra h la nas oplataŕ. Panna Edith modeluje nowy slubny kapelusz, ze swej torby, jak z ubitej zwierzyny, patroszy koronki i wstažkU Matka przyglada si? ternu z udawana oboj?tnoscia, Ani z zachwytem, Siedzac na kolanach matki, obserwuje] 130 Ipulcr panny Edith i przypominam sobie, niby jakieš ■ÉWne zdarzenie, jak jeszcze przed chwila glaskata mnie llyml dziwnymi palcami, stworzonymi, wydaje si?, do frr/rbierania koronek. Palce jej zakoriezone s$ dtugimi llkierowanymi paznokciami, które w zetkni?ciu z je-LVibiem trzeszcza cichutko. Wlašnie powiedziala poť Htiptcm jakieš zdanie — w miar? jak zapadala noc, glos 1 1 lawal si? coraz cichszy i subtelniejszy — i jej urok ffwladnal nami bez reszty. Gdy po raz pierwszy stracila |nrytomnosc, mimo przežytego l?ku wierzylem, že to, [tO »1? stalo, jest zupelnie naturálne i równie dobrze jak pMiiniť Fdith mogto si? zdarzyč každému z nas, azwlasz-■I mnie — z pnezatku nie zdawalem sobie sprawy, že Iru nlacz.ijacy nas wszystkich nastroj uludy. t? magne-(y/iijaca atmosfér? stwarza wlašnie ona swymi dziw-hynii palcami i chaotyezna plaianina koronek. Miala mte ciemne oezy w ledwie dostrzegalnych sinawych llhwódkach, co jeszcze bardziej podkreslalo ich gl?bi?. W tych oezach odbijaly sic mglišcie instynkty kobiece, 11'nv po przežytym szoku wi?zila w kruchej powloce iwojego ciata. Šwiadoma zgubnej, niszczycielskiej sily IWrgo bytu i plci, próbowala naložyc sobie p?ta i stád Hpewne w jej obecnošci ogarnialo nas upajajace odu Ulanie, wskutek którego powietrze przybieralo ci?žar í lni ego Zcusowego deszczu. Panna Fdith padala na wznak na nasza wisniowa ka-hwp?. gdzie dosi?gata jej zemsta bogów, W takich chwilach držalem od slóp do gíów, nie tyle Ir Hrachu, ile z przekonania, že jestem šwiadkiem tajem-llhvi^o, niezwyklťgo zjawiska. Przcwracajac si? na plery, 131 panna Edith nie wypuszczata trzymanej wtasnie koronki, 1 potem podnosiía nogi, odslaniajac wnetrze swego ciata.l Najbardziej zdumiewalo, po prostu oszalamialo mnie I to, žewdlugiej balowej rekawiczee, ktorá przyporninala ] wówcza5 je) postač, wbrew moim oczekiwaniom, nie byto 1 widac szwów ani koriców nitek, podbita byla natomiaafl jedwabiem i przystrojona koronka, može nawet bardziej j wytworna niž na zewnatrz. Przez kilka minut wakzy rozpaczliwie z choroba, chwy-tajac si? za piersi, szarpie i rzuca glowa, rozpuszczajac úpiete wlosy, z ktorých wypadaja spinki i klamry. Potem cialo jej skr?ca si? w lubiežnym skurczu. Moja matka szybko ustala miejsce najsilniejszego ucisku i odpi na pannie Edith guzik u bluzki. Widz? jeszcze tylko jaskrawa biel wytryskujacego nagle strumienia jej piersi, Po chwil w pokoju roznosi si? kwasiui woň octu, ktorým moji matka načiera chorej skronie. Teraz ju ž kryzys m i ja. Gdy znów otwieram przymkniete ze wstydu im. zv, panna Edith ležy na otomanie pod kocem, oddychajac spokoj nie jak dziecko, z rekami wyciagni?tymi ponad gtowa. Panna Edith wraca do przytomnošci tak, jak otwi* raja si? kwíaty. Potem wsuwa we wlosy spinki, przytrzy-mujac je w zebach. Wklada do torby koronki i wsta/ki. a kapelusz i form? do dužego kartonowego pudla. Nikt' si? nie odzywa. Przez chwil? jakby 2dumiona przyglada si? swnim r?knm, po czym zapina ow guzik rozpi?ty przez moji mat k?. Po jej wyjsciu w pokoju zostaje jakaá dziwna, pachnaca pustka, od ktorej zaczyna mi si? kra* ciŕ w gtowie. 11.111 n. l Edith wnosila do naszego domu, w nasza pa-hlau lulna skamieniatosčbarwy egzotykii Weltsckmerzu, KV*'v, zmacony zápach kobiecosci, jakas wielkomiejska, ^■yaiyngowana. powiedzialbym, szlachecka atmosfér?, wielkomiejski spleen czail si? w jej glosie, w lakiero ^Briych paznokciach koloru perly, wreszcie w jej pariskiej ihonibie. u ktorej žródet tkwity uroezyste ceremonie I iiiih'siuiiia, jak równiež zadziwiajacy zdradliwy sym-bnl i. zainy kot i woda kolonska o tej samej nazwie, ■ vpísanej zlotými literami na kartonowym pudle jej i......sieň. W moje sny panna Edith wnosila niepokój, leiniony od nieuchwytnych ŕluidów i zagadkowy jak lnli»w.inie jej koronek, jak zápachy, ktorými wodzita na jHikuszenie moja ciekawosé i mój dzieci?cy spokój. Te ip 'MJace zápachy swiadczyly bowiem o istnieniu jakiegos Innrgo šwiata, poza šcianami naszego domu, poza gra-ľ i. nni mojego poznania, poza kr?giem naszej zacisznej ntizien nosci, Panna Edith swymi zapachami, nicwatpliwje sztucz-[ Itymi, wnosila rozterk? w moja dusze. W widmie tých aromatów tylko kolor fiolkowy odpo-i nlal zapachowi jej ciata, inne natomiast, przelamane pr/tv. pryzmat kobiecosci, miaty nieznany mi, ale nie-Mralpliwy odcieň egzotyki i bl?kitnej krwi. Od owego Wlľizoru, gdy po raz pierwszy stracila przytomnoše na I flan/ej kanapic i gdy w ognisku mojej rozpalonej wyob-M/m ujrzak-m jedwab i koronki, zaczajem si? wymy-I fcaŕ z kolan matki, gdzie dotychezas siedziaiem sobie Upokojme, ostaniany przed grzechem i wyst?pkiem. Od Bwcgo wíeczoru ch?tniej natomiast siadywalcm na naszej kanapie koloru zgnitej wišni, na tej samej kanapie, która byla ložnic^ i swiadkiem ztotego deszczu. Nie znaczy to,l že oslabla moja milosc do matki, na pewno nie. Przeszla jednak gteboki kryzys: nie mogtem znaležc w niej wytí maczenia dla moich urazów, dla dreszczy, które opat wywaty mnie pod wieczór, w porze, gdy rzeczywiste li urojone zbližanie sie panny Edilh zapladniato powieti zgeszczonym zápachem, zwiastunem jej ciala, W takich] chwilach, styszac wyimaginowane pukanie do naszych drzwi, zsuwatem sie z kolan matki i niby to tak sobic po prostu, szedlem wyciagnaé sie na otomanie — chciatem oszukiwac mojej matki, ale nie chciatem tež, aby] panna Edith zastala mnie tak bez rezerwy poddajacego! sie pieszczotom in nej kobiety Tu možná by zakoňczyc te historie, na tym haniebnyt wyznaniu. Nie musze chyba dodawač, že matka odkrj moja zdrade i powiedziata kíedyš ze smutným zdzh niem: „Kochanie, zdaje sobie sprawe, že któregos" dr odejdziesz ode mnie na zawsze. Usuniesz mnie gdzi do lamusa albo do domu starców...". Z przeraženiť i skrucha zaczalem sie wówczas zarzekač, že nigdy tal nie zrobie, i przeklinac w duchu chwile, gdy panna Edit! przekroczyta próg naszego domu. Matka, bolešnie dc tknieta zdrada, nie rozumiejac przedwczesnego spaczeni moich instynktów, dretzyia mnie jednak nadal, zacz< mówič o starosci i smierci, jakby to byly dla niej spra\ oczywiste i niewatpliwe, których nadejšcie przyšpicszont I zostalo moim postepowaniem. Wtedy rozptakalem si<, btagalem, žeby j už tak nie mówjta, žeby cofneta te slon przysiegalem jej wicmošr. ani na moment nie watpi ^■y tym w szczerošc swoich przysiag, odczuwatem na-mtI i.ik^s radosna satysťakrje, ze može któregoš dnia bede .......I d^wicšc irh prawdziwnsci. Icszcze tylko jedno, to juž naprawde koniec. Pewnego Muka, wiosna, moja matka, chcac wykorzystač pierwszy «■ i" Miku iloneczny dzieri, urzadzita generálne sprzata hl<< < Mworzyla na rosciež okna i panna Edith uleciata Miliy pachnacy obtok. Matka, ktora z pewnoscia zauwažy-ln kp odejscie, nie powiedziata ani slowa, udawala nawet, M iiiczcgo nic dostrzega. Dwoma palcami, ale z uszano-Wmunu, podniosla tylko stive-pek koronki, k tory wpadt |l kanape i srebrzyl sic teraz, inkrustowany kurzem, jak čacko filigranowej roboty. Položyla te lelikwie na Ituleiuiczce i oto koronka zwinela sie na ksztatt koróny. 1 Jtdužylem jeszcze spostrzec, jak majestatycznie zalšnita v* zlotých promieniach porannego sloáca ponad zwiew- Hn puchem kurzu, zmietymi gazetami i skorupkami ľan Gawanski, wegetananin. wchodzit gromko, z ha-ľiM'iii. dymiac jak goraca parówka, owiany mrožnym li hitieniem sniežystcgo zimowego wieczoru, który wrno-lll do naszego pokoju petnymi garšciami albo wtaczal pp/id soba niby wielka pigule Kiedy wydyszat z siebie n n ituiar pary, pozamykat wszystkic wentyie, roztart rece | ».d|al palto z futrzanym kolnierzem, zaczynat, jak cza-rinl/KJ, wyciagac z kieszeni owoce. Podczas tej ceremonii mój ojciec ustawiat figury na szachownicy i czekat na .....•<* zeswa partia angielska jak w zasadzce. Ojca niein- ^■Howaly sztuczki i dziecinne fígle pana Gawanskiego. 134 135 Dia mnie natomiast i dla mojej siostry Any bylo to zjawl sko godne podziwu i szacunku. Juž sam fakt, že pan Gl wanski jest jaroszem, a wi?c czlowiekiem pozostajac w zmowie z rošlinami, wystarczal, aby podsycic' mojq ciekawosc. Zazwyczaj stawal na šrodku pokoju, na ni co rozkraczonych nogach, jakby wymagalo to specjl nego wysitku, a potem czekat, až panuj aca wokól cis i oslupienie osiagna punkt krytyczny. Gdy moja mat wstrzymata oddech, a my z Ang z cíekawošci otworzy šmy usta, pan Gawanski teatrálnym, dobrze wyrežy rowanym ruchem wsuwal wreszcie obie rece do kieszť palta i wyciagat okazy rozmaitych owoców, od najz\ klejszych, jak plasterki suszonych jablek i bursztynx ziarna rodzynków, az do wyszukanych, jak mandarynl i daktyle. Efekt byl zawsze doskonaly. Decydowaia o tyr nie tylko zimowa pora, kicdy zápach owoców sam prz< si? wydaje si? magiczny t czarodziejski, Jecz takže fakt že pan Gawanski, niby mistrz czarnej magii, potraí wyciagnaé z kieszeni takg mase suszonych, ale wcigi jeszť-ze pachnacych owoców — które zatem nie stracil prawie nic na wartoscí — že wkrótce nasz stót wygladal jak zastawiony do uczty, a odurzajace zápachy miesz ly sie i wzajemnie uszlachetnialy. Przecierališmy oczy jak w cyrku, ale czasem wydawaío sie nam, že pan wanski przekracza dozwolone granice i próbujc, niczj w prowincjonalnym kabarecie, obaiamucič nas za por cq zbiorowej halucynacji, kiedy zas uwolni nasz wzi i sluch z wiezów magii, znajdziemy si? byc može w kl potliwym i bardzo niemilym položeniu. Wszystko jť nak inscenizowat znakomicie. Najpierw zatem wyjmowi |kkenzeni najzwyklejsze owoce — powiedzmy,garscle ro-•1/ynków — jako wstep do drugiej cz?sci programu, roz-Bftynanej w chwili, gdy myálelismy, že to koniec i nie Hllle juž niespodzíanek. Wtedy wlasnie wyciagal z kie- i mi i ^pod podszewki marcepany, daktyle, ftgi, migda-|y i ^ikies inne egzotyczne owoce, które rozróžnialiirny lylko po zápachu, ale nazwy byly i na zawsze pozostana tllii nas tajemnica. Wreszcie w drzwiach pojawial si? mój ojciec i prze-< y " .il t? zabaw?, jego zdaniem dziccinna i godna lekce-Hrn/rnu. „I'i /yjacielu — mówií nie bez zlosliwosci — te zami-1 niia artystyczne doprowadza pana do bankructwa". Wtedy pan Gawanski, jak przylapany na goracym Mi /ynku, kladl na stole ostatnia fige i wycofywal si? i mim ojcem do pokojů, gdzie natychmiasl wybuchal fcfyžliwy spor, kto pierwszy obejmie dowództwo nad K inia bia loj królowej. 136 mój ojOEC bezskutecznie starat si? o wydrukc nie nowego rozkladu jazdy, nad którym praco wat od. Rekopis ležal w szufladzie biurka, przepisany na mas nie, peten pod křes1 leň czerwonym olówkiem, poprat na marginesach podolepianych fragmentów, odnosníl uwag, dopisków, uzupetnieň, upstrzony jakimis dzív nymi znakami i miniatura wyrni ideugramami. Jdeogramy J te ojciec wyciat ze swojego rozkladu jazdy na rok 193J i cierpliwie ponalepiat na nowy rekopis. co nadalo mu1 szczególnego úroku. Uysuneczkí przedstawiaty wagonj z numerem klasy, róg poeztyliona w ksztatcie stylia wanego pótksiežyca, widelec i nóz skrzyžowane syi tryeznie, mby embleinat w szlacheckim herbie, parostatkl, z ktorých wysnuwata si? cienka, swiderkowata nit: dynu samoloty nie wi?ksze od komarów i jak one lekkie i bzj kajace, samochody sprowadzone do doskonalej kubist nej formy, z kolami zmniejszonymi doidealnego pi Wtym wspaniatym rekopisic spot kaly sie wszystkie 1 sta, wszystkie lady i morza, wszystkie nieba, wszystki klimaty, wszystkie potudniki. W dziele tym zostaly taczone jakby jedna ideálny linia Mojžesza najbarda Md» lone m iasta i wyspy, Sybería - Kamczatka - Celebes -Bvjlon Meksyk - Nowy Orlean byty w nim Lak samo H^ywíste jak Wiedeií, Paryž czy Budapeszt. Przypomi-Hp ono apokryfiezna, swi?ta Bibli?, w ktorej powtó-\t\ \ mi/ 1. ud sl vvorzenia, ale zostaly przy tym naprawione Wn/yslkie pochodzace od Boga krzywdy i niemoc czlo-wlľki. W piecioksiegu tym pr ze stí zen dzieljca swialy, i«k okrutnie zwiekszona z woli Božej i na skutek grze-[fhu pierworodnego, zostala na nowo sprowadzona do Mnkzytych rozmiarów, Zaslepiony twórczym, prome-Hrtlm gniewem ojciec mój nie chcial uznač oddalenia lilrha i ziemi. W tym anarchieznym i ezoterycznym No-wyui Testamencie zostalo rzucone ziarno nowcgo bra-Pmtw;i i nowej religii, sformulowana teória uniwersalnej ■fWolucji przeciwko Bogu i wszystkim jego zákazom, l'i ť c to zdumiewajace, powiedzialbym nawet, chorobliwe (inl.v miic- pameistyeznej mysli Spinozy, russowskiego kullu nátury, anarthizmu Bakunina, troekizmu i mod-ttff(o wówczas kiemnku unanimistyeznego, niezdrowy ^■tlgamat antropocentryzmu i antropomorfismu, jedným sbwem, geniálna teória panteistyezna i pandemoni-llyc/.na, oparta nazdobyezach nauki, na podstawowych Uloženiach wspótczesnej cywílizacji i techniki, jak rów-HN na naturálnych wlasciwosciach skorupy ziemskiej i m ľunúw, teoria usitujaca przekornie pogodzic nowe kie- .....k i materiálistyezne z okultystyc2ny mí naukami sred Mluwiecza. Jakkolwiek wygladalo to paradoksalnie, owa tutniHu nowej religii í nowego pogladu na swiat uwzgl?d-MInl,i w równym stopniu baz? materiálna i duchowa nad-Imdowe, a Kapttat Marksa stanowil jedna z podstaw tej nowej kosmogonii i umowy spolecznej. Pomimo to, pH I szac swój ímaginacyjny rozklad jazdy, ojciec nie brali dostatecznie pod uwage konfliktów klasowych i zacho*! dz^cych w swiecie przemian spoleczno-politycznych, za-1 pominal o czasie historycznym i przestrzeni, tworzyigH tak, jak prorocy swoje ksiegi: opetany wizja i na margi- J nesie rzeczywistošci. Kiedy otwieralem szufladew biurku ojca, aby obejrzec I rysunki i ideogramy w jego rekopisie, wszyscy bylišmy I jeszcze przekonani, že naprawde chôdzi tu o nowc — trze-1 tie — rozszerzone wydanie Rozkladu jazdy na líniách I autobusowych, okrqtowych, kolejowych i htniczych (wy- I dawnictwo Engl & Comp. Nowy Sad, drukarn ia Dziordzia J Ivkovicia). Uplyneto wiele czasu, nim poznalismy istotnq I tresd isens pracy ojca, Gdvja. míanowicie zaczynal, úmysl 1 jego byl juz po troszc zainťekowany nazwami krajów j i miast, dlatego — wbrew najzwyklejszemu. praktyczne-1 mu zamíarowi polaczenía l^dów i mórz — zrodzila sic | w nim zwodnícza, halucynacyjna myál, že dla dokonania I takiego Mojžeszowego wprost dziela nie wyslarczy tylko I przecíagnac linie pomiedzy dwoma oddalonymi rniaSqH mi orazwpisac godzine przyjazdu iodjazdu pociagu lub 1 statku. Wynikalo nagle mnóstwo trudných do rozwiaza-1 nia kwestii, masa problemów, a mój ojciec nie chcial ich I po prostu zignorowač, jak robili to jego poprzednicy i on I sam w swym Prafauécie, w pierwszym wydaniu swojefH rozkladu jazdy w tym z roku 1932, w którym nie zostaly I jeszcze uwzglednione linie mi?dzynarodowe. Wvlonily I si?, powiadam, bardzo trudné sprawy, na klórych roz-1 wiazanie Lrzebabylocalego žycia. lak juž wsp«mnialem,B Bclrc zamierzal z poczatku przygotowač tylko „trzecie, Hupetnione i rozszerzone wydanie" rozkladu jazdy, co byii.umniei nic wydawalo mu sic- trudné Chcac zapew Hlobie potrzebny czas i pieniadze, ztožyt wymówienie w |iracy i przystapil do zbierania bibliografii. Równiež \ w tym nie zawiódl go zmysl praktyczny Od dawnych dlirntów, przewažnie kupców žydowskich — którzy z po-Wml/eniem reklamowali swe towary za pošrednictwem fp|lo ťozkladów jazdy — udalo mu sie, tytulem zaliczki, pewna sume. Przyczyniía sie do tego oczywis-Hl umiejetnosc komponowania bíyskotlíwych ogtoszen, liniť z przejeciem ukladalna podstawie suchých daných i kiij/ki telefoniczncj, noca. piv.y ksicžycu, niby geniálne miniatury liryczne. „Trzydziešci i jeden dzwonów, po-f lynajac od ?qóo kilogramów wagi, odlano wludwisarni ^Hliera Poznjakowa. Panowie, žadajcie ofert!". A oto ■iwdziwe haiku z jego kolekcji, reklama studni artezyj-ikuh: „NIasza pompa — to koniec posuchy, bezmierne H^ctwo žródlanej wody Adolf K roh n i synowie". I jesz-1 ■ Irma: „Róze rozmaítych gatunków dostarcza jesienia I wlosna znaný plantator Ladislaus Szevar, Erstklassig!". l'iHwa autorskie zastrzegat sobie ojciec poprzez agen-I iv w liudapeszcie i teksty ogloszeh rozsytat klientom Win/ /.odpisem potwierdzeniaswych praw. Zgromadziw-■y w ten sposób kwote, dzieki której mógl rozpoezac klepne prace, zaopatrzyl sie w nowe mapy oraz inne 0i.iiiTÍalv — i pewnego dnia, póžnym wieczorem, w przy-ilypie iwórczego natchnienia rzucií na papier picrwsze Minie, które mialo stanowic poezatek wstepu czy przed-l«owy wyjaániajacej, jak posíugiwac sie rozkladem jazdy. 140 141 Ta wspaniata myši ol snila go nagle, jak Mojzesza glos | I z krzaka gorejacego. I to jedno jedyne zdanie, ten wiel-l ki problém poddaný przez los i przeniesiony potem na I wyžszy, metafjzyczny pian wkrótce porwie ojca swoim I sensem, zagadka, która postanowit rozwiazac: „Jak jfl chac do Nikaragui ?" Šwiadom faktu, že zubožam wielkošc i znnezenie oj-1 cowskiego przedsiewzi?cia, podkreslam jednak, il I w pierwszej chwili nie bylo w jego zamiarach nic wyjaťl kowego ani nadzwyczajnego. Z poezatku, powiadam, byty I tylko krótkie wskazówki dla turystów, dotyezace pamiM tekhistorycznych, muzeów, fontann ipomników, z dota*| ezon) m niekiedy zwieztym komentarzem o zwyczajaclH religii, dziejach, sztuce i kulturze. \V miare iak mój <»| ciec zagladal w zwiazku z tytu do encyklopedii i leksy>l konów — najezesciej poslugiwat sie pietnastotomowym I Meyers Lexikon z 1867 roku, jak równíež jego nowynJ wydaniem z lat 1924-1930, poza tym wielk^ Encydom paedia Britannica 1 pieciotomowym fudisches LexikotM z roku 1928 — pýtania, na które szukal odpowiedzi, od-l ciagaty go jednak zarówno w gl^b, jak wszerz badaných I zagadnieií , u k mru- zebra) olbrzymi wykaz literatury 1 l najrnzmaitszych dziedzin, we wszystkich prawie jez]M kach europejskich, a miejsce leksykonów zajety rozpravflH z zákusu a Ichemii, antropologii, antropozofii, archeolofl gií, astrologii, astronautyki, astronomii, botanik i, charafl terologii, chiromaneji, darwinizmu, deizmu, dialektykfl diastrofizmu, dualizmu, dydaktyki, dymorřizmu, dynfl míki, dyplomacji, dypsomanii, egzogenezy, egzorcy ki, egzystencjalizmu, ejdetyzmu, eklektyzmu, ekliplykl, 142 ^^Bogii, ekonomii, ekwilibrystyki, embólii, embríologii, ..... ropii, emoejonalizmu, empiriokrytycyzmu, empi- llMinonizmu, empiryzmu, encyklopedyzmu, endokryno-^Hlp entomologii, epikuteizmu, epistemologii, epizootii, ^ktyzmu, erystyki, eschatologii, esperanta,estetyki, eta-^ftlftiu, etnografii, etnológii, etyki, etymologii, eugeni-WL ttirytmii, ewangelii, ewolucjonizmu, fantasmagorii, U\ 111.k eutyki. latyzeizmu, ťataliztnu, fenologii, íenome li^ii. fetyszyzmu, filogenezy, filologii, filozofii, finde-■ÉH ll/mu, fizjonomiki, fizyki, fiorystyki, folklorystyki, li I malizmu, freudyzmu, genealogii, genetyki, geocentry-Muii, geodezji.. geodynamiki,geofizyki, geografii, geologii, 1.....letníj geopolityki,geotermíki, geotropizmu, germa- Hptyki, glaejologii, gnoseologii, gnostycyzmu, gramaty b 1. 11. ■ 1111 •: - it, heglizmu, hetiocentryzmu, hellenizmu, lirmotcrapii, heraldyki, heteroseksualizmu, hinduistyki, lii|HH)tyzmu, hipologii, historii, humanislyki, hydraulík l, hydrografii, hydromechaníki, hydrotechniki, idealismu, ideografii, ikonografii, ikonoklazmu, iluminaeji, |ln/|iniizmu, indeterminizmu, indywidualizmu, intuicjo-MU11111 irraejonalizmu, judofobii, jurysdykcji, kabalisty-' |l, kartezjanizmu, kartografii, katalepsji, katastrohzmu, 1 iinpli y ki. kauteryzaeji, kazuistyki, komediografii, kom : MMlystyki, konfucjanizmu, kosmogonii, kosmografii, ^■Mnologii, kwietyzmu, lamarkizmu, lartpurlariyzmu, Hwykograňi, leksykologíi, literatury, magii, magnety-Bé|Iu. makiawelizmu, marksizmu, martyrologii, masonerii, iii-ti.ili/.mu, mechanoterapii, mediewistyki, mediumi-memoryzaeji, merkantylizmu, meta mor fi zrnu, me-^■Ipiychozy, mikrobiologii, mineralogii, mistycyzmu, 143 mitologii, monoteizmu, moralistyki, morfologii, m kologii, nawigacji, neokantyzmu, nosogeografii, numl matyki, obiektywizmu, onomastyki, optyki, optymizi organology orometrii, osmologii, paleontologii, pal grafii, paleontologii, panteizmu, parazytologii, partykub ryzmu, pietyzmu, platonizmu, pluralizmu, polimorfizrnuÄ polityki, prozelityzmu, retoryki, satanizmu, m.eptycyziiut. scholastyki, semazjologii, sensualizmu, sínologii, socjH logu, sofistyki, solipsyzmu, spiry tual i zrnu, stech iomet^H stoicyzmu, surrealizmu, svbar> lyzmu, svh.mii/mu. tauto logii, technik i, tektoniki, telepatii, teologii, termodynanflS kĽ toksykologii, topografii, toponomastykí, unanimizmu, uranografii, urbanistyki, urologii, utopizmu, wenerolu bii, wersyfikacji, woluntaryzmu, wulkanologii, zood^| rii, zoofagii, zoogeografii, zoolatrii oraz zoologii. Notldjfl u dolu strony, znaczki w ksztatcie krzyžyków, pólkshfl žvc-uw i gwiazdek zostal) zastapione gesto /apisanymfl stronicami, skróty rozwinely sie w wyczerpujace prflfl pisy, przypisy w nowe rozdzialy i wkrótce poczatkowfl koncepcja rozkladu jazdy, zawierajacego zwiezle infoffl macje dla turystów, stala sie tylko mal4, pťowokacyjn|*B plodná komôrka, która — niby pierwotníak — dzifl^H si? na zasadzie postepu geometrycznego tak, že w koncu z Rozkladu jazdy na liniach autobusowych, okretowy^M kolejowych i lotnkzyck pozostal tylko zeschniety kok. znak ideograficzny, wielki skrót i nawias, zas podul marginália i odnosniki wchlonety urojony, abstrakcy^H pratemat, t? przyziemna, utylitarna i watla osnowe, pjH wie niewidoczna teraz i malo wažna na barwnej map(# šwiata trešci, sprowadzona do cienkich linii potudnikA 144 noležników w tej wielkiej konstrukcji, liczacej potí osiemset stron maszynopisu z pojedynczym, m.i K||t odštěpem. Mo| ojciec uparcie i wytrwale trzymal si? pierwotnego 11 hihi ksiazki. co swiadczyloo chorobliwym zatraceniu W u ul acji, i nie przestawal wierzyc, že któryš z wydawców I -l'ii-rze si? na ten oczywisty podst?p i pod niewinna Hi»/^ a rozkladu jazdy oglosi drukiem owo anarchiczne, l i . 11111 i ĺ- u \ pieszc /tme dzielo. lidy moja matka przypomniata ojcu, že jesteámy cal-■pwicie niezaopatrzeni na zbližajaca si? jesien i zim?, za-tilt tsl Rozklad jazdy do wydawcy, choc nie uwažal swego dziela za ostatecznie skonczonc. Poniewaž jednak tUwno minal przewidziany umowa termin, a zložona i ' i ka mi.il.i mnóstwo braków, wydawca maszynopisu on przyjai; mój ojciec musial jeszcze zwrócic zalíczk? Ipokryč koszty sadowe. Po przegranym procesie wpadt * idvbokq depresje, która przez dlužszy czas tlumaczy-lliim sobic jako nast?pstwo odrzucenia Rozkladu jaz-mf, nie mogac poczatkowo dopatrzyc si? innej, bardziej hulilialnej przyczyny tego zjawiska, O wiele póžniej 11 mialem, že na jesieni mojego ojca zwykle ogarnia-1« ilepresja, z ktorej budzil sie dopiero wiosna- W tých ■fy.r|£ciowych okrcsach oddawat si? pochlaniajacym go \ipt ii-szty twórczyrn medytacjom i calkowicie zrywal kt.ni.tk» ĺ otoczeniem. Najpierw zamykal si? po prostu u fttvoim pokoju, gdzie nie wolno nam bylo nawet wsu-\\%\ nosa, potem wybieral si? zazwyczaj w jakaá dluga Mdróž, ktorej sens i cel zawsze pozostawaty dla mnie 145 niewiadom4- Opuszczaí dom póžna noca, w najwi szej tajemnicy, bez požegnania. Rano matka oznajmia zagadkowym dla mnie tonem, že nasz ojciec „wyjech na dlužej, w nieznanym kierunku". Wracaí wiosna, chůd ty í jakby wyžszy, dziwnie zmieniony. ]už z domí-3 ki usmiechat sie do nas i máchat zwrócona w kierunku i twarzy dtonia. Možná by pomyšleč, wszyslko uunylu-Przez kilka dni byl spokojný, podejrzanie čichy, až nag-j le, bez zadnej konkrétnej przyczyny, zaczynal dziko ry-l czeč i wymachiwac laská nad szklankami i talerzaml.l Z nadejáciem wiosny budzit sie bowiem z letargu, uwal«I niat od m?czacych rozmyslan, na pcwien czas /apomlJ nat o przekJctym r?kopisie i powracat do stanu swegfl zwyklego rozdražnienia, owej dziwnej irytacji, huntul przeciwko šwiatu i otoczeniu, który w gruncie rzecjH stanowil istote jego nátury Tak bolešnie ttumiony jM sienia i zima, w lecie obumierajacy, z wiosna odzywatl sie w nim cgoizm, niedostatccznie kiedys sprecyzowany I protest przeciwko urzadzeniu swiata i stosunkom mifJ dzy ludžmi, a to wojownicze nastawienie, ten nadmiar ] sily, zamet w myšiach i we krwi przywraealy go na nowo I do žycia. Byl to rodzaj niezdrowej ekstazy, odurzenfl sloňcem i alkoholem, šwiadomosc wszechobecnej wfl sennej wybujatosci, która jeszcze bardziej go podmecattJ a egoizm mojego ojca stanowit wtasciwie tylko czesc jegfl Weltanschauung, jego panteizmu. Byt to egoizm bez gril nic. Wszystko musia to mu byc podporzadkowane niby I uzurpatorowi ze Starego Testamentu, Tak wi?c — kiedy przyroda rozmitowana w swej wiosennej wybuiatošci roM taczala cala skale energii i sity — mój ojciec w wiekszyiJ H| Mzwyezaj stopniu odczuwal ciežar krzywd wyrza-ínuiych nm w równej mierze przez Boga i przez ludzi. |>liiii'gu jego metafizyczny bunt, kaleka latorošl zmarno-H/anej mlodosci, krzewií sie na wiosne z jeszcze wieksza ^■Cf • wzbierat jak wulkan, jak wrzód. Swiadomi niebezpieczeňstwa grožacego nam z po-wihIli mesjanistycznego Rozkladu jazdy, który — wskutek liwartych w nim wolnomyšhciclskich i rewolucyjnych Wfjí — znalazt sie na indeksie nowego ladu, musielišmy i4f usu nač z A lei Kasztanów. Przeprowadzilišmy sie do ^Hago domku w najbiedniejszej dzielnicy miasta, która liylu wtasciwie „dzikim" osiedlem peínym Cyganów, wló-IHfgów i lumpenproletariuszy, jak ich nazywal mój oj-i \va I )/.iesi?č kroków od plotu dagnat sie nasyp kolejowy, |h i którym dudnity pociagi, a domek co chwita trzast sie H posadách. Z poczatku utrzymywalo nas to w ustavil /iiym napieciu, chwytališmy si? za glowy i chowali |h nl pierzyny, bliscy zatamania nerwowego. Huk pociagu ftiahiszal nasze slowa, najniewinniejsze rozmowy prze-Uniruiat w zazařte klótnie, gdyž nie mogac si? nawzajem Iro/umicč, wymachiwališmy sobíe r?kami przed nosem i pnduosilišmy glos do krzyku, až niebezpiecznie na-Itl/miewaly žyty na szyi. Uplyn?to wiele czasu, za nim ■kryl i srny pewnc prawa akustyki, które uratowaty nas Mcatkowitego zachwiania równowagi i pozwolity odzy-•km wzgl?dny spokoj: w razie potrzeby znižališmy glos luiiu-j wiecej o kwinte i rozmawiališmy w tonacji zdecy-iii ic róžnej od tej, która narzucat halas pociagu, wy-I< I iiacy dotychczas w naszym domu takie zamieszanie. 146 147 Dobywališmy teraz glosu jakby z brzucha, spuszczaji gtowy tak nisko, až tworzyly sie na m podbródki. Mój ojciec pracowal wówczas przy usuwaniu g zów, žandármi bowiem wytropili wreszcie miejsee jego pobytu. Ztožyl jednak ostrý protest, uzasadniajac go nt prawie dziesieciu gesto zapisanych stronaeh zlým stanem swego zdrowia, udokumentowanym zeznaniami swiadków i wyciagami z kar t pobytu w szpitalach d la nerwowo chorých. Sila jego argumentów byla nieodpaifl zwlaszcza gdy prócz konkrétnych faktów uwzglednié jeszcze ton polemiczny i bh/skotliwošc stylu „Zwracarn uwage Szanownego Komisariátu — pisal w owym zafl leniu — na punkt 2a), w którym pozwolilem sobic przjfi toczyc powody katastrofalnego stanu mojego zdrowll i uzasadnic — co prawda jak najbardziej przytomnie ^ moja anormalnosc, a takže calkowita nicošč morálna, i fizyczna, nicošč neuropaty i alkoholika, niezdolneffl nawet zadbač o siebie i swoja rodzíne, poza tym w cdi jak najdokladniejszego przedstawienia sytuacjí — cm každý z przytoczonych juž faktdw sam przez sie ozna> cza kalectwo — zwracam równiež uwag?, že cierpic ni plat f u s, i zalaczam potwierdzajace to, wydane przfl komisje poborowa w Zalaegerszeg zašwiadczcnie, if z powodu stuprocentowego ptaskostopia zwolniony )f stem od služby wojskowej.. Minely trzy tygodnie, ale mój ojciec nie dostal jeszcal odpowiedzi. Powód byloczywisty. Zamiast jawnie, choó by tylko dla formy, wyrzec sie swego wy klet ego dziell on jako przyczyny niezdolnosci do prac y wyinienial dl kohol, obl?d, wreszcie farsowy pretekst — plaskostopi«,j ^■chodzil do domu wieczorami, okropnie zmeczony, | lnwiuvymi p^cherzami na dloniach, i bez stowa padat »/ko. Nie miat nawet tyle sily, žeby cos rozbič swo-|« litsk,|. Byl calkowicie obezwíadniony Do pracy musial ilniil/u bez laski, wracal na pól šlepy od kurzu osiada-Hd na szkle okularów, których okrutni, bezwzgledni Pražnu y nie pozwalali mu nawet przetrzec, I nk przy wyklismy juž do pociagów, že zacz?lismy líczyč ■ai wedlug rozkladu jazdy, tego ogromnego, kapryšnego i 1 ika. Noca, w pólánie, styszelismy pianissimo szkla il/wivc/acego na polkách, a pociag przecinalnasz pokoj tviľlkimi kwadratami nadlatujacych w szaleóczym pedzie oku ii ľodsycalo to w nas tylko tesknotě za daleka prze-pftenía, marzenie o ucieczce. W tym roku, spedzonym libok nasypu kolejowego, w roku bezwzglednej kleski Hlfgo ojca, przestrzeň oznaczala dla nas bowiem nie Hb daleka, wspaniata przygode, lecz takže gwaltowna, bani/o konkrétna mysl o ucieczce, wybawienie od stra-Blu i gtodu. Mysl o ucieczce powiekszata jednak panujacy w iiíis /.amet: zaczclišmy žyc w naszym pokoju jak w prze-dfiidľ kolejowym. Ten pomysl wyszedl oczywišcie od Htn|<'go ojca. Rzeczy trzymalismy w walizkach, a herbate ^■hy z termosu. Pod nieobecnošc ojca, calymi dniami llimnališmy przy opuszczonych zaslonach, okryci ko-■Bttii. jedno obok drugiego, jak w podróžy. 1'od náporem wszystkich lych wydarzeň — które zresz-ľi ilocieiaty do mnie jak przez mgle, gdyž moja mat-| mi byla bezradná i zdezorientowana — zapadlém 140 149 w j a kas dziecieca melancholie, stracitem apetyt, w przw stypie histerii spalilem kolekcj? motýli i calymi dniaml 1 ležalem na tóžku, nakryty z glowa. Do reszty wyczerpafl mnieostré, uporczywe biegunki, na które przez dlužszy czas nie bylo rady choda* co rano, zgodnic z zalec* niami matki, zjadatem lyžeczky lub dwie mielonej kawy , zmieszanej z odrobina cukru. Nawet matka nie mogla zrozumieč przyczyn mojej choroby i ogólnego otypil nia. Pózniej dopiero okázalo sie, ze ustawiczne biegun ki byly nastypstwem strachu, który odziedziczylem po j oji u. Choroba ta zaczela sie bez jakichkolwiek zaburzert organizmu, byla wiec raczej skutkiem przeciaženia ntl jej zbyt scišle zwiazanej z cialem duszy, ktorej wstrzasn dawaty sie we znak i przede wszystkim uktadowi nerwo* wemu i narzadom trawiennym. Gwattowne biegunki wywarly jednak na mnie wptyw dobroczynny. Towarzyszyto im, jak wspomnialcm, ogó|» ne otepienie organizmu, nareszcie schudtem i zahartfl walem sie. Mówiac obiektywnie, z dzisiejszej perspektywy, gtfl wptywal dobroczynnie na nas wszystkich, przynajmniaf z poczatku. Moje czeste bole gtowy, spowodowane po prostu przeladowaniem žotadka, ústa pily bez sladu. Oj^ ciec natomiast przežyt metamorfóze równajaca si? cudowll wzmocnil sie i zaczat chodzic niečo lepiej, a po miesiacw zdjgl bandaže i trzymat teraz kilof gota r?ka. W miejscadl krwawych pecherzy, szpecacych jego piykne dlonie — db« nic wytwornego fryzjera damskiego — narosla tciaz cierti na skorupa; od czasu do czasu wycinat ja žyletka. Zrrtd czony ciyžka catodzienng pracg, wieczorami byl spokojn* Mílii /.acy, niedreczyl nikogoswyminapadamimizantropii. HpQgu dnia zužywat catkowicie nadmiar energii, nazy-tVMity u niego obledern, albo može uspokajatsie, sam nie mtfí\, Moja siostra Ana jak gdyby naraz z dziecka stala si? ■Itwczyna, bledsza teraz i smuklejsza, z ciemnymi siň-wyrysowanymi pod oczyma przez glód, które jedni ii u'énie rzeczywista oznaka dojrzcwania. Moja matku wyzwolona spod terroru ojca, a zárazem pozbawiona Hun ia — odzyskala nagle dawna. ruchliwosó, pozrywa-\* t uniony z okien, rozpakowata walizki i pewncgo ranka MVladczyta, že nareszcie dojechalismy, podróž sie skoň-^■L 1 zaczniemy prowadzic „normálne žycie". ľu kanie, które obudzilo nas o brzasku, przedarto si? | Inuk-m, niby przez skate, Gdy wreszcie rozkleilem po-HkL, mocno zlepione jakby goracym woskiem, w szara-*yoi, brudnym swietle ujrzatem mojego ojca. W pasiastcj jrtumie, boso, z wlosami spadá j acy m i na czoto jak u pia-íiWy, wzapamieianiu podpieraldrzwi swoja iaska, Ktoá Ikf do nas wsciekle dobíjal, a ojciec wetknal želazny szpk Imki w zámek niby w oko. Ze strachu znieruchomieli-■W tóžku, wsparci na zdretwialych tokciach, wpatrzeni * «p. Nlsi krewni, opatu len i w kraciaste chusty, ustawili (uved drzwiami wedlug hierarchii wieku i godnošci, l .nr i krótkimi jak podciete skrzydla, i machaja nam ihem ledwo dostrzegalnym, wystraszeni klatwa mo-(ttjio ojca, jego pro met warn i., które na moment wniosty 11< h dusze rm.-pokoj. Mój ojciec ostrzega wožnice, žeby • i palat latami i trzymat sie jego wskazowek. Potem Wy< li>ga z kieszeni mape n ieba i ostrožnie rozkládá na ko-Hpch, Držacymi řekami pociera wilgotne zapatki, mam-Bite cos, wymawia jakieš liezby — astrálně, magiezne, i6o 161 od ktorých przechodza nas ciarki, Ptyniemy przez nione obtoki, we mgle zamieraja dzwonki, a džwi?ki zamienia sie w giuche grzcchotanie, Gdy wydostališmy si? z g?stých oparów, przez kt žeglowališmy na oslep, zdaní na geniálny instynkt I dzwonki znów zadzwonily i zobaczylismy gwiazde ojct. wsród konstelacji zodiaku. Wožnica spal, wtažac po< dwójne furmaňskie supty na grubej nici swego astraM nego snu. Igo Ojciec, wierny idei wyrzeczenia, hoj nie nagradza wol nice, nie sprawia mu zawodu, Kobyla przenosi ci?žar cii* ta na tylne nogi, jakby zamierzala usigič, mocníej wpi si? w snieg i zaczyna oddawac mocz. Drugi koh idzie jej przyktadem — styszymy, jak w sniegu powstaje búl czacy lejek. Ta scéna, bynajmniej nie liryczna, oddziabgH wrecz ponižajaco, zabíja wznioslosd gestu ojca i naszegfl spotkania z krewnymi. Stryjenka Neti, staruszka o trzf* sacej sie gtowie, w wyciagnietych rekaeh trzyma pH swiccona mace i podaje mojemu ojcu na powitanie. Z* nia. ustawita si? reszta krewnych, w grubych ciemi^H chustach: stryjenka Rebeka, o g?stych i kreconych c/ar* nych wíosach upietych na ciemieníu w wielki kok, któl ry stanowi jakby przeciwwag? dla jej nosa; na skrorik opadaja dtugie k?dziory niby blyszczace druciane sprfl žynki; stryj Otto ze sztywna noga, wysoki, chudý, zdfi generowana latorosl naszej rodziny, o rzadkiuh, prostých' wtosach, przynoszacych wstyd ternu bujnému, kudlatM mu plemieniu; i wreszcie synowie stryjenki Rebekí, bracia-gogusie, którzy z Budapesztu, gdzie si? kszta . wiežli wiedeňska mod? i owoce zachodniej deka-i' i li, |i: srebrne cygarniczki i buty na wysokich obcasach. Hfc bibliotéka, zajmujaca w pokoju čata scian?, sktada si? ^^Hfíe wylacznie z powiesci brukowj ch i sen sac y j nych, .....wažnic w wydaniu Pesti Hirlap Kônyvek, Stryj Otto |#«< wtaštit ielem sklepu z towarem „mieszanym i kolo-tihlimii": mieáci sic on w niskiej, ciemnej izbie wypcl-^BhlJ zápachem nafty, mydla, cykorii i rumianku. Duže ihowane tablice reklamowe, niebieskie i czerwone, 11 fcriafc krótkimí, tresciwymí epigramami na czeáč ■ \ \ • mi lir my Franck- Na drugi m skrzydle drzwi rozgrywa ■ i n*ma kuszacych obietnic kampa nia w interesie pasty máh butów mark i Schmolľ A obok wzníoslej, zaczerpni?tej iy i. La Rochefoucauld a inaksymy o zdrowych, Išnia.-li zybach — ktorých porcelanowy polyskgwarantuje i i marki Kalodont o s ma k u poziomkowym, zapew-^H|c& ponadto swiežošč ust — wisi przyczepione pine- .....jgloszcnic na kawalku zabkowanego papieru do i Udania púlek. To stryjenka Neti wypisala oíówkiem ^■jľnicznym pytyjska sentetiq?: „W ponied z ia. lek po ^^Hlieli n lutego 1942 r, — cukier bydzie sprzcdawany (m 100 pengó, a w kôstkach po 230 pengô za kilogram". P W nlcbi podwórza, obok drwalki, znajduje si? nasze HpWv mieszkanie — „oficyna dla služby" z czasów feu-1 nych, opustoszata i podupadla, pami?tajaca dawny, Hkllyt zny okres, kiedy mój dziadek ze strony ojca, Maks, ^^Hllczna službe i powóz zaprz?gany w cztery konic, l| tu dwie niskie, ciemne izby o podíodze z ubitej gliny, .....ni wiosna zaczyna jakby tajac, chelpic si? ŕalszywa Itliiilimscibi, w istocie najzupetniej jatowa, niezdolna 1Ů2 163 wydac nawet marnego chwastu. Z bělek na suficie sacM si? žywica zmieszana z sadza, sczcrniala, wisi i ři k by ocitl gajac sic, narastá i wzbiera niby kroplezakrzepiej czardfl krwi. Za domem, blisko maJutkiego jak w piernikowfj chatce okienka kuchni, wychodzacego na ogród, znajduje sie wybielony wapnem ustep z wycietym w drzwiach serduszkicm. Wewnatrz, po prawej slronie, wisi torebki z bia lego plotna, wyhaltowanymi koLorowym jedwi» biem dwiema róžamí; spomiedzy lise i wystaja kolci niby tandetna ilustracja oklepanej senteneji. W tej ned|( nej torbie koňczyty swa blyskotliwa kariéře gwiaqH ŕilmowe i wiedenscy hrabiowie, bohaterowie skandi* lieznych afér i kobiety-wampy, stynni towcy i badacz#> .bohaterowie frontu wschodniego" i niemiecey lotnjfl Z rana, niby w skrzynce lištowej, znajdowalem tu po« ciete ilustrowane ezasopisma, klóre stryjenka Rebeka otrzymywata z Budapesztu, Dzieki ternu do.stawaty fUl w moje řece najstawniejsze osobistosci owych wojenii^H ťzasów, ludzie i zdarzenia pojawiali si? przede mn% wyrwani z kontekstu, zdáni na láske i nielask? mol wyobrazni, i zdarzato si?, že — dodaj ac do zdj?cia mylní objašnienie — scen? z jakiegoŕ filmu oglaszalem jako rzeczywiste wydarzenie historyezne, ustalone w mld|i scu i ezasie, a Katalin Karadi koronowaiem na królowa. angielskaj pod której portrétem przyczepialem jednak wyci?ty ztygodnika podpis: „Dziewiecdziesiat dzieww kreaeji Katalin Karadi". Bylém zatem poinformowafl^ o najšwiežszych kaprysach mody, z ogromnym zafl teresowaniem sled z i lem przebieg procesów przeciwkq szpiegom, oszustom i dostawcom wojskowym, wedhi| KřltíMiego uznania wymicrzatem kary i królewskim ge-•>!■ mi korzystatem z prawa laski. ()wo przesiadywanie w ust?pie wkrótce stalo si? ■tdmiotem ogólnegozainteresowaiiia, zacz?ío budzič tyatpliwosci i podejrzenia. Przyjmowano je jako jedno % mních dziwactw lub tlumaezono odziedziezonym po w\w\ Lisposobieniem introwertyka i sklon noseia do ob-llrnkcji, zam?czano mnie šrodkami przeczyszczajacymi I pr/rciwbólowymi, a jednoczestiie wszystkich zdumte-I ■ moje wiadomosci o wiedeňskiej modzie, o nowych Mzajach brom, o skandalach patacowych w Szwecji, |lk rúwniež przedziwne niedorzecznosci, które niekie-lly pot raň lem žarliwie udowadniač, nie przytaczajac Mywišcie íródet. Ach, ta nienasycona ž^dza wiedzy, ta |»|wLiwíernošč,ta zazdrosc, ta nieporadnošc, ta ambicja! Mwidale na dworze królewskim w Szwecji wybuchaly i omjego powodu, zbrodni i wiarolomstwa dopuszczano ftif po to, aby mnie zjednač — bytem bowiem twórca ■V i.inego i ztego šwiata. ]ul[a fest bezlitosna, Julia zawsze zwycíei 0 tysi?czny utamck sekundy wczesniej podaj e wyntfH najpodst?pniejszych zadaň matematycznych: „leželi plH chiar w ciagu godziny przechodzi pi?c kilometrmv, to ile,,.í 1 tak dalej. Ta skryta wojna toczy sic pomiedzy nami qH pierwszego dnia, zadek ta, okrutna, i každc z nas czu^H že nie može ustapiŕ, nie može si? poddac, nic wolna 1 UMfeéč wszystkich tych, którzy stawiaja na nas jak ni I wyscigowe konie. Julia ucieka si? do swego wdzieku, co I swych kobiecych machinacji, co do tego nikt nie ma vt^Ě pJíwosci i jest publiczna, tajem nica, že wszyscy chtopcyl z naszej klasy oddají do jej dyspozycji swoj rozum, swoJH sily i swoje kapitály. Pracuje na nia caía ai mu um. mrk, nbliczaja wyniki i cichaczem posytaja jej pod tawkamH zagaduja nauczycieli, pisz^ a no nim y i werbuj^ st ronnikow chwytaja d la niej najpiekniejsze motýle i owady, wyna|J duja najrzadszc. okazy kwíatów do zielnika. Ja przystepuje do walki zupetnie niepi/.yuoLowariyi rozporzadzajíjc tylko chaotycznymi wiadomosciami z iU|-strowanych czasopism. Nie majac dosyč sil ani mo^| wosci, by walczyč otwarcie, stawiam na oiyginalnosc, k iiiogat iiiimponowac pi?kníejszej polowie klasy 1/irkit'm, silíj ani zuchwalstwem, decyduje si? na sza^ Ifňezy krok: zdobyŕ J u li?. Kazdy mój ruch, každé stowo jest wyrachowane. Usy-^■m jej czujnošc. Licze na dalekosiežne skutki mojej i'i VH'lnegtosci. Ku ogólnemu oslupieniu na ktorej á lek- ■ n oswiadczam, že nie mam zielonego poj?cia o wyszy-Hltil u i ternu podobných robotkách. Julia podnosí znad hnilowanej wíasnie serwctkí zielone oczy, nagle przestra- ifn.....wyczuwajac, že za moimi stowami kryje si? jakii Itlebe/piet/ny podst?p. Nawet wychowawqzyni?, pania !viúrej wjadome bylo wszystko, co si? dzieje w kia-*W\ speszyío na chwile to nicspodziewane wyznanie. „Kaž I ||y w koncu — powiada po chwíli namyslu — ma wtasne llinteresowania" — w ten sposób dala mi poznač, že nie I tfti I jeszcze nadziei na moje zwyciestwo, i co wažniejsze, .'ni , ii.i wo-nq r?ke. Korzys.taiac z najnowizyr-h nsiagnieč ■■ istatyki i aerodynamiki, z najnowszych doswiadczcň H| kresie budowy samolotów — oczywiscie dzi?ki czaso-|llnnioni sLryjeuki Kebeki — oraz liczac przy Lym na za-ikotzenie, na szok, zrobilem kilka samolocików, niezwykle ■ I •. h'.inalrrychf wyposažonych w stabilizátory na ogonie i na *k i i yd lac h, w bio tí i we wszystko, co tylko si? da. Juž sa ma li li konstrukcja, šmiala i pomysfowa, mogla wprowadzic w /.dumienie, ale szczyt zaskoczenia, bomb? zdumienia t m liowalem na ostatek. Dzi?ki malému stabilizatorkowi, Ifhytrze ukrytému pod skrzydlami, jeden z tych samolo-i'" po popisowym locie, mógl wyljdowac na moim ra-........u, Pani Rigo, najwyrazniej žyczac mi sukcesu, dala [ ftr/yiua znak — i puscilem samolol w powietrze. Przedlem 167 oczywišcie dokladrúe nastawilem wszystkie urz?dzi Samolot polecial jak mewa, ku jasnosci. A kiedy wsz wstrzymali oddech, jednym nagh/m i niespodziewan ruchem zmienil kierunek, nieomal zawadziwszy s lem o okno, wykonaí wspaniata petle i okražy wszy glowf Julii niby zakochany golab, poslusznie wrócil na moje ri mi?. Zanim spoczal po ty m niebezpiecznym i emocjonujf cym locie, zamachal ogonem jak sroka, a potem, straciwszy wszystkie swoje wzniosle cechy, znieruchomial, zamieniď ny czarodziejska róždžka w ptáka bez nieba, w labedii bez jeziora. Obserwowalem spod oka Juli?: w tej chwill gotowa byla si? poddať, calkowicie mi ulec. Podczas przerwy pušcilem jeszcze dwa samoloty, którd w zetknieciu z cieplymi pradami powietrza przež zadziwiajace metamorfózy, leden, jak motýl z pola nymi skrzydtami, spadl nagle, glowa na dól, koto stud Drugi, porwany polnočným wiatrem, wzbit si? wyso zniknat za drzewami i dachami domów. „Zamienií s w ptáka!" — zawolala z podziwem Julia, zapomniawsz sie na moment, po czym ugryzla si^ w j?zyk i przybra wyraz calkowitej, choc falszywej oboj?tnošci. Chlop pobiegli szukac samolotu w szkolnym ogródku, žel zadač klam latwowiemosci julii i zawróciŕ ja z dro nadmiernego entuzjazmu. Przyniešlí tylko martw^ skólk?, znaleziona w.šród zroszonych krzaków bzu miala prawie wcale ci?žaru — drobné czerwone mrówkl wyniosly jej wn?trznošci przez dziób. Chlopcy zložyli ptáka u stop Julii jakby w holdzie, a smiac !>• idniesc oczu. m. n i.i i plerwszym moim zwyci?stwie sprawy przybraty y obrót. Przyst?puj? do walki z jeszcze wi?kszym cm, wykorzystujac próžnosč Julii, milimetr po mili-tK zdobywam jej úmysl i cialo. Na poczatku drugiego liu úklad sil zaczyna si? wyrównywač, zyskuj? coraz ej zwolenników. Chlopcy, przestraszeni moim na-lt sukcesem, pozeraní zazdroscia, gromadnie staja tronie lulii, podstawiaja mi nogi, skarža. Nazywaja c uwodzicielem i zarzucaja, že nie przestrzegam ■ gry. Z drugiej strony, prawem polaryzacji, dziew-tki zaczynaj? kr?cic si? kolo mnie, bardzo delikatnie, niedostrzegalnie, pilnujac si?j aby nic zdradzic žyczliwošci. Ich pomoc sprowadza si? wíašciwie »|n poparcia moralnego: dodaja mi odwagi spojrzcniami. Kh/dolne do otwartej walki jak chlopcy, skr?powane prtydliwoscia i patriarchálnym dziedzictwem, dzialaja Hu lylach, sabotujac odpowiedzi Julii naglymi, doskonale jlwkowanymi wybuchami smiechu. Szerzy si? zaražliwy Mr/re, dziewczynki slaniaja si? jak pijane, v, prost ptacza llilterycznie ze smiechu, wypelniajac klas? bukietami werków. Chlopcy natomiast siedza niewzruszeni jak la, przewidujac domyslnie sens tych sabotažy, ale nie gat niczym im zapobiec. W napi?ciu, niecierpliwie tu kaja na decyzj? Julii, wpatruja si? badawczo w jej twarz, M terwieniona od skrywanej zlošci. Na upstrzonym pitvami policzku z prawej strony robi si? dolek, twarz ykrzywia nerwowygrymas. Julia pokasluje, wycierajac •poc one dJonie chusteczka. Nagle z piersi jej wyrywa »!(,- smiech, niemal bolesny, jak dtugo powstrzymywany jfk czy kaszel, wybucha, rozpraszajac kropelki sliny, ízy 168 169 przestaniaja jej oczy. Ostatecznie pokonana fuha, /jit|i czajac sie, idzie do drzwi, držy na catym ciele, a warkoJ same jej sie rozplataja. Pani Rigo — nie potrafiac oprzeč si? epidemii szalti-nego smiechu ani przeciwstawic sie skutecznie tej zarazit, która zagraža juž i lewemu rzedowi lawek, gdzie tm dza chtopcy i gdzie teraz odzywa sic sympLomatycíM zdradzieckie pokaszliwame — bierze ze stoíu dzwomli i energicznie oglasza duža ptzerwe. Srebrzysty džwich rozlega sie w tym smiechu jak kadencja, a chtopcy, laj rzystajac z okazji, wymykaja sie z klasy. Julia stoi oparta o stlané, w spoconej dtnni sciska 111« lutka baty stowa chusteczke. Jej ptacz przypomina naifi o powadze sytuacji, o toczacej sie zapalczywej wojJ Egoizm pokonal we mnie wspotczucíe. Z hardošcia zwy ciezcy przechodze nad tym do porzadku dziennego, uda jac, že nic nie zauwažylem. Nikt nie wie, dlaczego Julia ptacze. Kto zaszczepit we mnie ten grzech, kto mnie nauczyi niebezpiecznej i powabnej roli donžuana, kto wložyl mi w usta uwodzicieJskie stowa, pelne oszatamiajacrej dwu< znacznosci i ponetnych obietnic, które szeptatem Julii, ml< jajac ja na korytarzu, w ogrodku szkolnym podczas przerw albo przed nosem wszystkich, w stisku pod drzwiami, ow|« jajac te obrzydtiwe stowa w džwiek dzwonka jak w staniol Sledzitem ja z niebezpiecznym, grožnym uporem, szpie-gowatem oczyma, omotywalem swoja ciekawošcia niby pajeczyna, wsuwatem spojrzenia jak macki w dekoltjB bluzki, gdy podnosí la z podlogiolówek, potrafítem nawel Mvycic pod sukienka nagošc jej kolan, kiedy wbiegala po mulách. Stawatem sie coraz bardziej zuchwaty i zmienia-lin 1jklyke uwodzenia, której nauczytem sie 1 ilustrowa-H^czasopism, poslugiwatem sie. stownikiem amantów |j(iu»wyfh lub žargonem huiidlarzy žywym towarem Kfclcieli kabaretów, opowiadatem aluzyjne historyjki 11 M.ilucowej rozpušcie, przemawiaíem wyrafinowanym je-■Rlvm budapeszteriskich streczycieli, wykorzystujac wie-■f czerpana z brukowych powieáci w bibliotéce mojego ■TVja, rozbudzatem w niej kobiecošč i ciekawošc, niebez-■fjinie juž przyttumiona pochlebstwami i naiwnymi faacankami chtopców w grze bedaeej tylko sztuk? dla Kukl. Zdolatcm wykazac jej zupclna ignorancje w sprali, li wykraczajacych poza ciasne ramy nauki w szkok ■dawanej lektury, upokorzyc 14, až sama sobie wydata «|v bezradná 1 šmieszna. \'ie t htac poza szkola wypuscič |f | *pod wladzy mojej dwuznacznej i zwodniczej elokwen-WL postará lem sie zbližyč do jej rodziców, którzy przyjcli lniiii- / naiwn^ prostodusznoscia, nabrawszy sie na zretz-nir mlawana wstydliwošť, podziwiajac wytWDflU maníc-p| dystynkcje, w jaka ubieratem stowa i gesty. rVwnego dnia, tej samej jeszcze zimy, gdy upewni-PŘI sie, že Julia, zatraciwszy indywidualnošc w przy-(lai zajacym píekle moich fantazji, gotowa jest mi ulec, ■ttcydowatem sie na ostateczny krok- Mówiac tak, nie liiniii odwagi przyznac, že ów „ostateczny krok" byl tylko czešcia mojego planu, obmyšlonego z wyklucze-nlrm improwizacji, a zatem wchodzilo w gr? to, co w ko-Ml(KÍe koscíelnym i sadowym nazywa sie dziataniem I premedytacja. Ukrylišmy sie w sianie, w szopie pana 170 171 Szabó, ojca Julii. Laci Tóth, jej paí i nadworny bia liczyl do dwustu, uczciwie, nie oszukujac — stowa byty dla niego swietosci? — ja zas ležatém kóto niej sianie, odurzony zápachem, i patrzac jej w oczy, milém zuchwale, iž nie ma dla mnie tajemnic; wiem, žl wtožyla dzisiaj róžowe majteczki Nie wybudmda gnlf wem i nie uciekta. Tylko twarz jej oblá la si? rumieiicem Potem podniosla na mnie swoje zieloneoczy, wktórych malowato sie oddanie i podziw. Dzíeki wyjawieniu tti mátej tajemnicy przebylísmy naraz dzielace nas dolad olbrzymie przestrzeníe i stalismy sie sobie catkiem bliscy Z iscíe kobieca przebiegloscia [uli.i rozkazuje, zebyl.ad Tóth liczyl od nowa, rzekomo przypuszczajac, iž nie sta naJ na wysokošci zadania i oszukiwal. Rozgiuewač lullf znaczyto dla Laciki zastužyč na taske jej uwagi — ta£ miala nad nim wiadz? — totéž u dúchal z jakás gorz satysfakcja, wyczuwajac w jej slowach zdrad?, Zamie szy porozumiewawcze spojrzenia, rozeszlismy sie w strony, obawiajac si? podejrzliwosci zazdrosnika. 1 zi spotkalismy sie w sianie, w lym samým wglebieniu, k zachowalo jeszčzecieptonaszych cial. Julia przytulita do mnie, bez. biatych rekawiczek swojej hardosci, p wata, zielonooka, z warkoczami o barwie dojrzaíego ž Powicdzialem, že napisz? do niej list. „Wiem, co bedzie w tym liscie" — odpadá, nawet sif nie rumieniac... Popychani sita obudzonej zmystowosci, zachwyc< i przeraženi nowymi možliwosciami zmystów i pozi nia, dumni z faktu, že jedno przed drugim odkrywai ■H* tajemnice, oszotomieni až do za w rotu gtowy ana-■nlq ludzkiego ciala i zagadka, pod której wraženiem lndzily nas ciarki, zaczeiišmy spotykac sie coraz Hftclej, ocierac si? o siebíe niby to przypadkiem w wa-4« li drzwiach naszej klasy, na dziedziňcu szkolnym, w nnnidzie i w sianie. w szopie pana Szabó o zmroku. ťiii tym grzesznym zawrotem gtowy, z.dumieni il/iwnymi róžnicami w budowie naszych cial, w ich ■ i| > n lni, zachwyceni i przeraženi faktem, o którym dotad ■ liitmy metne pojede, przeczuwališmy go jedynie — za-i 11 Iimiiv odkry wac przed soba wszystkie swoje tajemnice, ■pnvHvstrujac je dokladnie i wyjasmajac. Przypatrywali-|, «/?sto szczypi? si? do lez. Udaj?, že nie dostrzegam JH*Nopism ilustrowanych w ust?pie, przestaj? sie intere-■Wať powiesciami krymínalnymi i nareszde zgadzam II? przeezytaC ksia>_k?, która juž od dawna podsuwaja I krewni jako jedyna odpowiední^ na mój wiek lek-i'V — Chlopców z Placu Broni Ferenca Molnára. ksiažk^ mojego žYCiA, która wywarla namniegM boki, wszechstronny wptyw, z której wywodzily si? mojí przywidzenia, zmory i fantazje, odkryciem, które zacmlfl potepiony Rozklad jazdy ojca, ksiažk^, klóra wsysala ml si? W krew i mózg stopniowo, przez lata c ale, pomicdzy | grzesznymi, zawitymi artykulami z budapesztenskiÄ czasopísm ilustrowanych, pomiedzy Kapitánem „Srsfl negoDzwonu", Šlicznotkq w klatce, Cztowiekiem, kunu >H psem i innymi, ta ksiažka byla Mala tiihlia dla ďíílwvfl daniu Towarzystwa Šwietego Stefana; opracuwal ja .,ill( i uczacej sie mtodziežy dr Joannes Marczell, vicariuí jfl neralis" Biblie i Maty katechizm kupila mi matka w ti/*« dej klasieod koležanki Any, llonki Vaci, ktorej iiazwiskfl wypisane bylo na ksiažkach czerwonym atramentem, rfl na zawsze. Biblia ta byla kwintesencja wszelkich cudfl wszelkich mitów i legend, bohaterskich tvynow i nkrilt dehstwa, koni, wojsk i mieczów, trab, bebnów í jeku. W strzepiona i bez okladki, niczym owoc obrany ze skóifl niczym slodko-gorzkawy marcepan wyiefy /.e stanioly, zaczynala sie od siódmej stronicy, in medias res, od gril chu pierworodnego: wkrótce po jego popelnieniu ludj ■ li l/ieli si?, že przyjdzie ktos, kto zmiaždžy glowe 1«, ("udownie zwiezla anegdote, to sedno sprawy bez Pftluego gadulstwa, te wydarzenia ogolocone až do kolt trn rozžarzony do bialosci témat ilustruja grawiury, pórych twarze bogów, swietych i meczenników prze-■wiaia swoim patosem. Oto cale zastepy zlých i dobrých, pitných i niewinnych, uchwycone w decydujacej chwili, Hni ksztaltuje charaktery lub przynajmniej je okresla, Hlfiť naznaczone charakterem niby stemplem, niby MftiH'm Božej farmy, z której pochodza. Twarz pierw-ii czlowieka w momcncie gdy Adam podnosí jablko iln HNt — wydzielanie si? mitycznej sliny, jak u psów Pa-tylnwa, wskutek odruchu warunkowego, wywolanego • -no slodkij. soczyslošda jablka — twarz áciagnieta HmiMM' •• |- i/..dliwosci. Rwa, pramatka Ewa, z wystaja-■fni, rozrosnietymi biodrami, oparta o pien z zaczepna IhiIoi-Iití:], w pozic wiejskiej mvod/icielki otci ujacei pier-Howestodvcze swej nagosci. / wlosami sptywajacymi l iln kostek, jak gdyby stala pod wodospadem, z malými ^HUmi, zupelnie nieproporcjonalnymi do szerokich ^■n i biodcr, przypomina okazowe postacie kobiece t |nnliecznika anatomii. Jeden ze strumieni tego ciemnego w\ idospadu, pásmo bujných wlosów podkr?cone jak was, 11 \ k,i sie naraz z tej kaskády, owija wokól bioder niby Bál1 y si? p?d albo jakiš žywy organizm i na przekór sile ■IfJkmci, w pr/yst?pie boskiego, a zárazem grzesznegB n iii bnienia przykrywa nagošč pramatki, z ktorej plodin c i zywota sterczy p?pek niczym wielkic oko Cyklopa. '•i<)(? pochylony nad grawiurami nie w roli widza gi-Btycznego filmu historyczno-bašniowego, ale w roli 178 179 áwiadka, jakbym dzieki transcendentnému coťnicciu *l* w przeszlošc mógt uczestniczyc w tych wydarzeniatifl Šwiadom daleko.si?žnych i tragicznych skutków post?pkii Adama, za každým rázem na nowo, oblany potem, szafl cze: „nie! nie!" bowiem wciaž jeszcze nie jest za poi* no, aby rozrůznit palce i wypušcíl jablko, daj? mu znakl oczyma, žeby si? odwrócit i zobaczyl to, co ja: weža nM gtowa Ewy, owini?tego niby pnacze wokólgat?zi. Ale li przetomowa chwila wciaý. trwa, ikoňczona, lecz ponlj wiaj.ua si? za každým rázem i ilekroc odwróc? kar(k»( znów owiewa mnie zápach — utraconego — raju, wo(i owoców potudniowych, oblcwa m niť blask slonca i hlt-kit morskiej zatoki (przypomina mi tochwil?, gdypfl czas jednej z naszych podróžy zatrzymal ismy si? nud morzem, ktore zobaczytem wtedy po raz pierwszy), Ra ski pejzaž na grawiurze, na dalszym planie, owo geniálni dzietoboskiegonatchnienia nie bylo dla mnie, powiadanli rysunkiem, ilustracja wydarzeri, ale oknem wiecznflH czarodziejskim zwierciadtem. Te grawiury, te krajobrifl bíblijne byly po prostu zlodowaciatymi, skamieniatyJ momentami dtugich dziejów cztowieka, skamiclinainl, które przetrwaty wszystkie kataklizmy, niby w zlotým jak miód bursztynie oslaniajacym skrzydta wažki, afl že dym ottarzy ofiarnych, džwi?k jerychoiiskich trab, ry|( Mm i beezenie owiec w raju, nami?tny krzyk biblijny< li ttumów, huk rozszalatego morza, woň krzewów mtrin wych, fig i cytryn, ochrypte gtosy prorokow. W dzieciristwie przežytem losy wszystkich postačí ■ Starego Testamentu, grzechy grzeszników i sprawiedlíwv czyny sprawiedliwych, bytem Kainem i bytem Ablriii 180 ■ jedným, raz drugim, plynatém arka Noego i topitem ■ w morzu z grzesznikami. „A kiedy ludzie zacz?li si? ......>>.yc... dopuszczali si? przewinieň i ziemia byla petna fcprawoscí I rzekt Bógdo Noego: Sprowadz? na ziemi? |«olo| 1. aby zniszczyč wszelka istote pod niebem... Ty zas doiiluj sobie ark?, gdyž z toba zawr?przymierze... A gdy liplyii?lo siedem dni, wody potopu spadty na ziemi?.., N»h' oraz jego synowie, žona Noego i trzy žony jego synów Httli do arki, a wraz z nimi wszelkie gatunki zwierzat, luk |.ik Bot; Moemu przykazat. I zgromadzili wszelka ■fwnošč, aby byla na pokarm dla nich i na pasz? dla MMľi /.at. Przez czternascie dni i czternašcie nocy padal «V»/i z, wody podnosíty si? coraz bardziej, tak že zakryty Iwystkie góry wysokie... Wszystkie istoty poruszajace M? n.i /iťmi... wygin?ty wraz ze wszystkimi ludžmi... 'Stattylko Noe i to, co z nim bylo warce... Gdy wody ^■chty... wyszedl Noe z arki,,, zbudowal ottarz i ztožyt m nim ofiar? calopalna Bóg przyjaj ofiar?, poblogo-llnwll Noego i jego synów i tak rzekí do nich: Nigdy juž H| b?dzie potopu niszczacego ziemi?... t.uk mój klad? ■ obtoki, aby byt odtad znakiem przymierza, które za-w.n Irm l wami i ze wszystkimi ludžmi". hiblijny dramat potopu za každým rázem na nowo ■liywalem jako swój wtasny dramat, w chwili szeze-páci uprzytamniajac sobie, že nie ma dla mnie miejsca * mře, i držatem na kolanach matki, okryty przemok-mmI.i 11 i ■ i k a iij duchu iakietio.s domu razeni z garstka IkiI/i. klór/y po/ostali jeszcze przy žyciu, swiadomi, že Hfch ostatnie schronicnic, a deszcz padal nieustannie, myt Biblii. 181 ;rom» •arki Wraz z grzesznikami spalam sie w plomieniu skruc na dat hu domu niby na kepie korali posrodku mo: a dokola plywaja obrzekte zwloki zwierzat i ludzi, bi ja jak ryby ciatka malých, niedawno narodzonych dzii i pomarszczone, owtosione ciala starców. A ów czlowl odziany w kaftan, z obludným bKskiem w oczach, z reka mi wzniesionymi ku niebu, to mój ojcicc, grzeszny proroll i faiszywy apoštol Woda przybiera centymetr po centy ml trze, nieubtaganie, zamieniajac wszystko w jedno ogro neptynne nic, anafalach,wciemnejdali,unosisie Noego niczym jakiš wielki owoc, z którego powstana lil-dzie, zwierzeta i rosliny, plynie to wielkie laboratórium žycia peine nasienia ludzkiego i zwierzecego, okazów wszelkiego gatunku, posortowanych i oznaczonych kietami z taciňskim nápisem jak w apiece, peine mlodM dopiera kietkujacej cebuli i ziemniaków, jablek, poukladaných w drewnianych skrzynkach niby na straganie, (fl marariczy i cytryn, kryjacych w sobie zalažek swiattofl i wiecznošci, ptakówwklatkach, które wkrótcc zaptodnla, powíetrze drobnými nasionkami šwiergotu i uszlachetnil pustynna nagosc nieba brawurowymi lotami. W chwili, kiedy juž ptzebytem w duchu dui kataklizma) pogodziíem sie ze smiercia moja i mojej matki, w chwili gdy uprzytamniam sobie, že to koniec wszystkiego, u bedac tylko obrzekíymi zwtokami w morzu, przettfl šmy cierpieč, i odsuwam na razie mysl o smutných koni sekwencjach czekajacych mojaduszc •wsp.mijlomyšlnll rezerwuje sobie miejsce wczysčcu, przynajmniej w prijfl piywie najwiekszego optymizmu) — w tej chwili pr/,* žywam takže radosc tych, którzy pozostalí przy t 182 Itunbowa radošc sprawiedliwych. Ów moment, gdy uly ustapily i arka dotknula dnem ziemi — po tylu .....h hezsensownego bladzenia wsród fal morskich — fiywam jako podniebny wzlot mojej fantazji i historii lowieka. Radosc žycia narastá we mnie až do krzyku, k 1 ylko moge, starám sie zapomniec, že wlasciwie na nia b uslužylem, i poddaje sie tej fantazji, ternu klamstwu, Wk mój przylacza sie do krzyku wychodzacych z arki, lil/c triumfálny lot ptaków oswobodzonych z klatek, (yi/ť ic:h špiew i ryk Iwów zostawiajacych na wilgotnej n\ popckanej ziemi slady pazurów, i gromki tupot ■ta depczacego ziemie, z której wystrzelaja juž trawy líwlaty, pedy mlodej cebuli i szczawiu, a figi i pomaraň-t*<, Irdwie wyniesione na lad, pekaja jak ziarna bobu na-fimiale sokami i przeznaczeniem. w1 pelnym ekstazy momencie moich najwspanialszych ...../ji istnieje jednak przerwa miedzy aktami, boski nimkt w pó! drogi pomiedzy zniszczeniem a poczat-|t»m bujnego žycia. Ta twórcza chwila bliskiej wybuchu Mťtniennošci, niby przed erekcja, nastepuje w miejscu, »l/ir kregi zniszczenia przecinaja sie zteeza žycia, gdzie Bezy sie jedno, a zaczyna drugie, w panujacej nad áwia-nu plodnej ciszy, klóra niebawem rozniosa dziobami ilnki 1 stratuja zwierzeta, w ciszy po potopie, której nie Hryzaja jeszcze drobnými žabkami trawy ani nie draz.i ■Ony wichrów. Jest to moment krytyezny owej jedynej, ■towtarzalnej ciszy, szczyt jej brzemiennošci, z której laind/i sie gwar šwiata. A juž na nastepnej stronie cisza rozniesiona zostala nirzepy, rozdeptana zakurzonymi trepami synów 183 Noego, rozerwana krzykiem ptaków i zwierzat, rykie biblijnych ostów, wotaniem sprawiedliwych i zbrodniarz nlezliczonymi j?kami rodzacych biblijnych matek, wst ktorých nie byto bezplodnej, a žy woty ich otwieraty í raz za rázem jakbrama szkoly, wydajac grona zdrowych potomków Noego, pucolowatych i nierierpliwyrh, któ] f.) w pošpiechu historii ledwie zdažyli przegryžč pepowir a množyíi si? niby muchy, najczesciej zaá niby bakcyle, | prostu przez podzial, jak u pierwotniaków, pragnac czyf před zej wypetnic swe wielkie posíanníctwo- Wzrast( niczym ucíelešnienie boskich idei, niczym typy w jakieji monstrualnej farsie, w której glówiii aktorzy mája z gól wyznaczone role; zfoczyriey za é i ojeobójcy rodzili z nožem za pasem. Spogladali ku níebu hardo jak Pí meteusz, zapomínajíc o okazanej i m lásce, i wznosl wieže wysokie, dažac do przekroczenia zakiesJonyct przez Boga granic: „Chodžcie, zbudujemy sobíe wi< której wierzchotek bedzie siegal nieba, i w ten sposdfl mzslawimy imi? swoje". Wówczas to nad leči a l roj anioí i w niskim, koszacym locie ponad ich gtowami jednyM skinieniem pomicszat htdzkie jezyki — o to tysiecznl gromady budowniczych, szaJenczo wymachujac reka r wymawiajac jakies niezrozumiale zgtoski, stowa dotyď czas nie slyszane, mdleja. ze strachu i spadaj a z wiez) która wali sie w tym powszechnym apokaliptycznyi pomicszaniu jezyków, poj?c i slów. Na stronie pietnastej potop jest juž tylko odlegtyi mitycznym wspomnieniem, a mora! wiezy babiloi' skiej praktyczna zdobycza budowniczych i urbanistůi domy i wieže stawia sie bez ambic i i dorównania Bogu .....rowe, niekiedy paropiytrowe — majac na wzgledzie B§ prostu ludzkie, ziemskie potrzeby. W tych niskich HpnktK h gnieždža sie niezliczeni jak mrówki potom-■ftwle Noego i Abrahama, cate zastepy ogorzah/ch od limu a brodaczy, obrosnietych niby owce, któtliwych m sroki, leniwych i brudnych — tium opojów, któ-WĚfte wszystkích daných od Boga zálet zachowalf tylko i ošc, biblijna plodnošc byków, lecz daru tego nad-■yll. stworzyh z niego za sade, naióg, rzucaja sie na ko-Mrl y. obficie trwoniae swoja plodná, sprosnosc, a one, Hule ci?žarne, wydaja na swiat przyszlych grzeszników, ■ i • nti gronamĽ niby ikr?r ; /najac siebie, áwiadom swego zepsucia, grzesznych ^Hl i postepków, wiedzac, že podstawowa cecha mo-^■0 charakteru jest ciekawošč graniezaca z grzechem, HlÉciwie równajaca sie grzechowi, przynajmniej w moim Wvpudku — przežywalem oczywišcie straszliwy kryzys n lni m Sodomy, Zachowujac dla siebic falszywa. rol? Ipinwiedliwego, wcielalem sie w žon? Lota, gdyž poste-^■Wnnie jej wydawato mi si? najbardziej ludzkie, a jedno-Mv> inie bledne, czyli najbiižsze mojemu. Zniewalala m nie Hikiwošc, porywat wspanialy, a zárazem przeražajacy i*(>ii »k požáru i katastrofy, podezas której wala sie domy, toli/ľ pi zewracaja sie jak zbudowane z klocków, a lament lihl/ki wznosi si? až do nieba, ciekawosc moja — dopro-^Hloiia do eksplozji i jeszcze bardziej spot?gowana vWym ostrzeženiem — stawala sic naraz jedyna, domi-n 4 cechg charakteru, tlumila glos rozsadku i uezucie "n Im, zamieniata m nie w slabá kobiety, nieumiejaca IIy npaoowac — i nagle obracalem si? catym cialem, jak üiiw 1 gdyby gwaftownie odrzucony sila odsrodkowa wlasi ciekawoáci, która, stawszy si? moja. osia, przenikala mn niby mieqz. A kiedy bracia sprzedali mnie do Hgiptu, pokorníc szed lem za srogimi ciemnoskórymi kupe a ni], pi/epelnioivy cícha tadošcia m?czennika, éwiadom, že wypemiam swt przeznaczenie ofiary, Wrzawa targów egipskich, Murzynl Arabowie, Zydzi, Mulaci i Mulatki, niezrozumiaiy, róžrid jezyczny gwar, zápach egzotycznych owoców, tumar kurzu, karawany wielbladów, spalone sloňcem twarze duinów, džwi?ki i barwy obeych krajobrazów, przy w postaci podróžy przez pí a ski pusty ni w towarzystw niewolników — wszystko to stanowilo tylko boská ds raeje mego boskiego losu, nagrod? za przežyte cierpie finál pierwszĚgu aktu mojego biblijnego dramatu. u.mv ic lifil H« I Na dwudziestej siódmej stronie moja rola Józefa M juž skoňczona, doezekatem sie pelnego triumfu, wflfl nialego happy endu z trubami i fanfárami, opadí tumall pustynnego piasku i dawno zamarla wrzawa egipskich targów. Otrzymalém natomiast nowa rol? w biblijnej fi| sie, najzupelniej biema, powiedzialbym, podrzedna, wlai ciwie pozbawiona znaezenia, role Mojžesza i przežywam z pewnoscia najdziwniejsz^ ze swych przemian, jakli quasi-antropozoficzny powrót do ezasow najwcze£nlf) szcgo dzieciňstwa, ale oczywiácie — bez tego nigdy til* može si? obejsč — znów stáje? sic ofiara, najniewinníeM na šwiecic, ofiara nad ofiarami (podobnie jak mój o; jedným z hebrajskich chlopców wrzuconych w wody na rozkaz okrutnego, wszechwladnego faraóna. Jed 186 tjizwyízaj, jestem szc7.?šliwym wyjatkíem, smiertel-mi "-in, który uniknicsmierci, zaginíonym, ktorýsi? od-^H^ik-. ofiara, która zrnartwychwstanie. Moja matka i i iila mníezatem wkoszu z papirusu powleezonym žy-I smola, pozostawia w sitowiu na brzegu Nilu i oto tt Mahři, ale petnej powagi roli podrzutka stáj? si? sierota ^■l ojca i matki, boskim enfant trouvé. Tego pieknego, ^^■lístego popoludnia, w cicniu rozkobysanych palm — |ih plac/, mój dobiegl do uszu córki faraóna, ciemnoli-I If j pie k nose i przechad zajačej si? w towarzystw ie dam ^■u — przežywam jakies niezdrowe, grzeszne pod-^■Crnie, bynajmniej nie licujace z moja^ wzniosla rola, ||v|>imiinam, že jestem niemowleciem i ze wszystkich ^^Hlwych wražeri, ludzkich czy boskich, mog? najwy-■i iezuc i przežyč sceníczny efekt stotica, które oslepia lliitlľ liatie w tej chwili. gdy córka faraóna podnosí wieko uusowej kolyski, gdzie oczekiwafem,až wypetnisi? u przeznaczenie, i grafem podrzedna rol?, kw i lac tak H^inn, jak tylko si? dalo, aby zwrócic u wag? spacer ujacej 11 ii-wiiy i jej dam. Zapomínám o tym, gdyž wcale nie 1 "illa mniewažne. Wyjatkowo wražliwy na wszelkie ^H^doty, w ktorých wystepuja carowie i królowie, kró-!• n ze i carewicze, ksiaž?ta i dworzanie, jak równiež Hfc trhskie odpowiedniki, przede wszystkím one — posile uezulony jestem na nazwy egzotycznych krajów, ^^Búrych najcz?sciej rozgrywa si? akeja tých królew-a>ki- >l opowiesci, na Hiszpanic, Chiny i Egipty — prze-H"Wam prawie jak doznanie erotyczne ów przelomowy ^hthent, gdy pi?kna córka faraóna, ogarní?ta litoscia ^^Bkwilacym niemowleciem, przytula mnie do piersi 187 (na grawiurze), a jej smukte dwórki na lirách i flet ptaczliwie akompaniuja tej scenie. (Wražliwosc' na storie z žycia królów odziedziczylem po mojej ma w której opowiesciach. bohaterami wszystkicli w ielkich donioslych dramatów byli królowie, ksiaz?ta i kslfH niczki, zwykli zas šmiertelnicy musieli si? zadowolič (A lami statystów, anonimowego ttumu, spošród któr«|fl tylko szczcsliwi wybrancy, najcz?sciej piekna Cyga^H luh pi?kny Cygan, mogii doczckaé sie wažniejszej roli, nal czym zreszta polegat zazwyczaj sens tyt h bajek, Na rrtyfl jej matce w czasach mlodošci wielkie wraženie wywiSJ bowiem Ostatní z Abenseraiów Chateaubrianda w wol»] nym przekíadzie króla Mikotaja 1 Petrovicia i pr/ez i ala I žycie pozostawala pod silným, nieslabnacym wptywim I tej lektury). Zakoňczeniem, happy endem calego di.i matu Mojžesza jest dla mnie wtašnie to spotkanie, dramat nie toczy si? juž dalej, zastyga na zawsze teafl parnego egipskiego popoludnia, w przelomowej chwill, która wedtug mnie stanowi jednoczesnie punkt kuliffl nacyjny historii Mojžesza, a jego dalsze losy przestajf, mnie obchodzič, $a to juž tylko malo wažne didaskaliii, zložone nonparelem, nieistotne dla akcji dran-uru: oclřji šcie orszaku królewskiego, špiew dwórek, rytmiczne Jfl lysanie si? ich bioder pod barwnymi tunikami, džwíffl aknmpaniujacych instrumentów. Prawdziwy koniec wszystkiego nie zostal przedltfl wiony na grawiurze- Powiadarm prawdziwy gdyž jiwJ to rzeczywišcie nieodwolalny, okrutny koniec, n a f, L. niespodziewana zaglada wszystkiego, co žyje, chcflSfl (Idujemy sie dopiero na trzydziestej trzeciej stronie. M to jednak, powtarzam, ostateczny, prawdziwy ko-Hl»'i — mój, mojej ksiažki (dalej nie mog? juž czytač) iV.Iiil-iV ■■' lozd/iatow Biblii. Smierc przychodzi nicspo-Jíďwanie, przerywa mi lektur?, piv.edna nic lanlazji ti" ycimi mroku, a ten mrok, ta koszmarna ciemnosč — j......ni sily i mo/liwošd su it-itiego grawera, ktorv kapitu Hfl wobec wielkiego, apokaliptycznego tématu — wyraža Bf w doskonaly m, obrazowym tekšcie, a nawret w samým II i.l/ie, w którym powoli zatraca si? sens, w Boskiej \ ar»/i-i'hmot y nagiego slnwa, w neurotycznej egzaltacji ^^Hfwy która zastepuje kr?te linie i arabeski grawiur, n i<< dobit ne, zložone kursyw^ hasla wdzieraja sie jak t • •, k w akademická sztywnošc petitu, naruszaja utar-|a koleje, lami.j si? trawione jakaá wewnetrzna. goracz-Hk aplataja sie, buntownicze i anarchiczne, sktonne do ^^Hady i ekscesów, ale spetane zwartymi wierszami loni .....,i |>et it u, wraz z którym staja si? Slowem Božym, na- lilinioiiym nic rozumná, prometejska idea. Slowem, które lilie przemówic, opowiedziec po swojemu o tym, co ^Bda si? wyrazič, o tym, przed czym skapitulowal na-^Ht geniality grawer: o Konců, A koncem nazywam po prostu eschatologiczne przeko-že mój koniec kladzie kres wszystkiemu, gdyž teraz il/ielam sobieostatnia rol?, rol? pierworodnego (choč | Aiin, moja siostra, jest ode mnie starsza), którego zgladzi i ■ ■ .iiiiol-morderca, bowiem niezwyklemi si? podoba Éiulrré z reki anioía, umieram wi?c jako m?czennik za 11 ii I í koíc i jako ofiara nad ofiarami, dziesi?cioma rodzajami lliHi i ti, a sinici i taka najbardziej — jednak — odpowiada 188 189 mojej fantazji, gdyž jest dowodem przekory, sily i wy toáci, taka smierč zadowala moja^ žadze poznania — prawda jui nieprzydatnego — nawet w chwili zgonu. udzielmy wreszcie gtosu samej Ksiedze i niech sic spel Stowo: „Mojžesz i Aaron ponownie przybyli do faraóni i uczynili tak, jak nakázal fahwe I rzucil Aaron lask? sw(i|| przed faraónem i zamienila si? w w?ža... Jednak M faraóna bylo nieustepliwe i nie usluchal ich...", WówcH Bóg Hebrajczyków zeslal na Egipt dziesiec plag straifl wyeh: t. Woda Nilu zamienila sie w krew, 2. Žaby wyH z wód i pokryly čata ziemi? egipska. wypelnily wszyM kie domy, 3. Stáda komarów spadly na ludzi i zwier/.ťlt, 4. Stáda much zniszczyly caly kraj, 5. Wiclk.i zaraza p0 razila wszystko bydlo, 6. Wrzody i prys/.cze powstaly til ludziach i zwierzetach, 7. Deszcz fttyskawice / gradem M przemian zniszczyly wszystko, co bylo na polu, 8, Szan^ cza požarla wszelka traw? ziemi 1 wszclki owo<: z drzewq który pozostal po gradzie, 9. Ciemnose gesta stala >H w calej ziemi egipskiej przez trzy dni, 10. O pólnoá przeszedt przez Egipt Jahwe: Bozy aniot-morderca pffl lecial po niebie i pozabíjal wszystko pierworodne w zllfl egipskiej, od cztowieka až do bydla. I podniósl sie wi krzyk, gdyž nie bylo domu, w który m by nie ležal u /II llll widkl 1 hli Nie bedziemy tu powtarzaC wszystkich zalosnyclj nast?pstw owej boskiej komedii, rozpocz?tej dzieci na pozor blaha intryga. Ograniczymy sie do naji niejszych. Pod ohydnym pretekstem, že przywlaszczylem s farby Julií — w ten sposób chciano po prostu skom i4o lllowač nasza mitosna zažylosč — rodzice jej pewnego ■ oáwiadczyli, že powinienem przestač odwiedzač ich i»u „N'ikr prócz cicbie, kawalerze, ostatnio do nas nie ^l.jdat — powiedzial mi pan Szabó — a te farby ležaly ■1 o, wlašnic tu, i nikt ich nie ruszat". Nie zdolaly H pi tfkonač moje zaklecia ani žarliwa obrona. Bliski Birycznego ptaczu oáwiadczam, že b?d? dochodzit mHáy chocby u samego Pana Boga, odnajde podlých Hl ygantów, którzy sie za tym wszystkim kryja, i zmusze, M íle przyznali. Nie ominie ich zaslužona karp, Ak to tylko poczatek nieszez?sč, jakie sie na mnie wala. i<|.i siitstra dostaje anonim, który odmalowuje intym-mt naszego stosunku ze zdumiewajaca przcsada — polinu 1 zmienionego charakteru pisma rozpoznaje w tym ItMMihliwe fantazje Laciki ľotha. Ów wstrctny anonim kra równiež grožbe, že ježeli sie nie odczepie od julii, 1 ine zabity z zasadzki, co w normálnych warunkach Hfcidziloby we mnie tylko smiech, gdyž Laci Tóth jest "liieniem tchórzostwa. Przestraszona ta grožba Ana nie anonim matce, która, wstrzaánieta zepsuciem 1111,1, wpada jednak w gl?boka rozpacz z obawy o jcgo Przyznajae si? do winy — nawet pomimo checi u . 1« ■■iii.i ciežaru 7. serca ngraniczaiu si? oc/ywisi ic H| Mwierdzenia (co možná by nazwač po prostu klam-Mtvľiiii. /o ľulia i |a spotykalismy si? wszopie pana Szabó luny tam kryjówk?. To wszystko. Reszta natomiast ^Hloioblivše wymysly zazdrosnych kolegów. Tak, przy-^^ftm na jej žycie, na žycic mojej matki, že ani o mili-■flr nie przekroczylišmy dozwolonych granic... Moja H^ki, choč niezupelnie mi dowierza, obiecuje zachowač 191 tajemnice wobec ojca, który przežywat wówczas przedwiosennQ depresj?. Zlotý pytczasu zaczyna z wolna pokrvw.ic' i to zdai i nie. Farby Júlii wyjrzaty któregoš dnia z kieszeni fartuchi, gdzie dotychczas drzematy sobie niby tuzin róžnokolu rowych foremek do guzików, niby odcisniete na akcÄ mojego oskarženia woskowe pieczecie, które w zetkni ze šwíatlem dziennym same popekaty, uwalniajac mím od podejrzeň. W dniu Wszystkich Šwielych Júlia przyst?puje óM Pierwszej Komunii i obmytá z grzechów, jakby dop^H wyszta z cieplej kapieli, opuszcza kaplice ubraňa na bfl to, v. mala ksiažeczka do nabožeňstwa w okladce o pffl towym potysku, z warkoczami upietymi wokól gloWH zarumieniona z powodu wyznanych przed chwila wMmI lebnemu spowiednikowi kompromitujacych postepH Czy przedstawíta mu caly rozwój wypadków, moja pi /(» biegtošc i swój udziat w tej historiií' Czy podala imlf uwodziciela? Wyjatkowo czuly na stron? dekoracyjna, na inscem > >< cj? obrzedów koácielnych, na džwi^k dzwonów i zap.ii \\ kadzidta, kleczalem wraz z innymi chlopcami u pro||M raju, na moment — przynajmniej pozorní o zrównwi|f z nimi, a przeciež wylaczony, naznaczony pietnem, re pálilo mi czolo, gdyž tego ostatniego stopnia —( klecznika do zakrystii — nigdy nie b?d? mógl pri czyé, a i tutaj znalaztem si? tylko z laski wielebnego I d za prefekta, który pozwolil mi byč obecným podť ÍO Ulf aystego obrzedu bierzmowania, kiedy nasza klasa m stádo parszywych owiec wejdzie do Božej tažni rotte wróci obmyta, wybielona, zostawiwszy za soba Bftwo grzechów niby sterte gnoju. Stoje przyttoczo-Wfokmpnym ciežarem winy, kl?cz? na zimným betonie uh inecvennik, jak zatwardzialy ^rzes/.nik, a na t? moja Hferdziata dusz? kapie witríol zazdrosci, która odtzu-Vmu wobec kolegów opuszczajacych zakrysti? z promien-\4. lozjasníona twarza, z policzkami o skórze odšwie-liini'i jakby pod w p ty wem cudownego, oczyszczajacego vl u Tylko ze wzgledu na powag? chwili powstrzymuje ||f, írby glošno nie szlochač, žeby w rozpaczy nieodbyč Ipnwiľdzi publiťznej przed čata ta trzoda, przed kolega-kolnymi oraz ich rodzicami, i w ten sposób zwrócič liklľhie uwage, wywotac ogólnc wspólczucie, odzyskat H*bta wartosč, lecz jednotzešnie obawiam si? zdradzič ■ i j '.wojij parszywosc, i tak rzucajaca si? w oczy. Kmpia uroczyste. rytualne stowa — od Ad Deum do •'• •••'>« ľihf w boskiej, niezrozumialej lat i nie. prze pwujg je g?sta cisza pótnutowe pauzy, niby biate od-■y pomi?dzy wierszami, kapia te wznioste slowa, Hňrym akompaniuja synkopowane, srebrzyste džwi?ki pponków w r?kach ministrantów, toczy si? áwí?ty diali — Kyrie eleison, Christe eleison — jak Boskie rymy in ludzkich .slow. Klccze u wejscia do nawy.oszotomiony lo zawrotu gtowy dymem kadzidta, które podczas H powszechnej biesiady dusz wyczarowuje zápach la-■Vlglastych, zapath sosen i žywicy, a na wprost mnie, If6rze ponad nawa, nad migotliwymi, skwierczacymi Hcimi píonie barwny fajerwerk okraglego witraža 192 tajemnice wobec ojca, który przežywat wówczas przedwiosenna. depresje. Zlotý pylczasu zaczyna z wolna pokrvw.ic' i to zdai i nie. Farby Júlii wyjrzaly któregoš dnia z kiťs/.t-ai lartuchi, gdzie dotychczas drzematy sobie niby tuzin róžnokolu rowych foremek do guzików, niby odcisni?te na akctf mojego oskarženia woskowe pieczecie, które w zetkni ze šwíatlem dziennym same popekaly, uwalniajac mím od podejrzeň. W dniu Wszystkich Šwielych Júlia przyst?pijje óM Pierwszej Komunii i obmytá z grzechów, jakby dop^H wyszta z cieplej kapieli, opuszcza kaplice ubraňa na bfl to, z mala ksiažeczka. do nabožehstwa w oktadce o pffl towym potysku, z warkoczami upietymi wokól glow« zarumieniona z powodu wyznanych przed chwila wia«l lebnemu spowiednikowi kompromitujacych postepW Czy przedstawíta mu caly rozwój wypadków, moj? pi /(» biegtošc i swój udziat w tej histórii:' Czy podala imlf uwodziciela? Wyjatkowo czuty na strone dekoracyjna, na inscem >>< cj? obrzedów koscielnych, na dz.wiek dzwonów i zap.ii \\ kadzidta, kleczalem wraz z innymi chlopcami u pn>KM raju, na moment — przynajmniej pozor n i o z.rówtmn|( z nimi, a przeciež wyl^czony, naznaczony pietnem, re palito mi czoto, gdyž tego ostatniego stopnia —i klecznika do zakrystii — nigdy nie b?d? mógt pri czyc, a i tutaj znalaztem si? tylko z laski wielebnego I d za prefekta, który pozwolit mi byc obecným potk í« ľihf w boskiej, riiezrozumialej lat i nie. prze pwujg je g?sta cisza pótnutowe pauzy, niby biate od-■y pomi?dzy wierszami, kapia te wznioste slowa, Hňrym akompaniuja synkopowane, srebrzyste džwi?ki Hponków w r?kach ministrantów, toczy si? swí?ty diali — Kyrie eleison, Christe eleison — jak Boskie rymy In liid/.kich .slow. Kl?cz? u wejscia do nawy.oszotomiony l(» zawrotu gtowy dymem kadzidla, które podczas H powszechnej biesiady dusz wyczarowuje zápach la-■Vlglastych, zápach sosen i žywicy, a na wprost mnie, If6rze ponad nawa, nad migotlhvymi, skwierczacymi Hcimi píonie barwny fajerwerk okraglego witraža 192 193 pojn wil si? przede mna. w prawdziwych wymiarach po nasypie, brzegiem wezbrancj rzekí, wracaf nie dziewanie po szesciodniowej nieobecnoáci, kicdy myslelismy, že zabladzilw Hrabiowskim Lesiealboui wšladzaswoja gwiazda. Gdy tak zbližal sic po nasypu patrzony w przestrzeň, w czarnym surducie, w pozólkiym juž kauczukowym kotnierzyku i okula rach w metal oprawce, wysoko wymachujac laská L kotyszac si? ni maszt — nagle wszedt w pejzaž jak w ramy obrazu 1 kowície si? zdemistyfikowal. Zapewnc zobaczyl mn juž z daleka i žeby nie zwracač na siebie uwagi, sch pod pache swój kapelusz ze sztywnym rondem, usil przemknač sie niepostrzeženie. Widok to byl na pra wstrzasajiicy. Bez kapelusza, pozbawiony owej pel dostojeňstwa Jezusowej korony, z szarymi jak pop wlosami i przedziaíkiem pošrodku glowy, niezgral niepewny na plaskich stopách — zupetnic zatvacils wielkosc, stal si? po prostu niepozorny. \'ie miatem wagi go zawolač, Rzeka przybrala jak zazwyczaj wio wiec obawialem si? go przebudzič z rzeczywistcgo V udawanegolunatycznego uspienia, žeby nie spowodo1 fatalnego úpadku. Wolatemraczej wycofačsi? i poz mu przejáč bez zatrzymania. Doslownie musnal m trzepotzacymi polami surduta, owiat zápachem ty toni moczu i alkoholu, ale zachowat przy tym niewzrus spokoj. Na naturalnym tle przy rody, w tych swiei níeheblowanych ramach, catkowicie ujawníla si? twarz, wspanialy nos upstrzony czerwonymi i ni skimi žylkami, jak bibula, Pozbawiony barokowego bram miejskich i oswietlonych podwojow elegánek .....usterzkowych hoteli, nie mogac si? ratowac za pmiiiľj mimikry, ukázal si? w swych naturálnych wy-^■ftch. Mistrz szachownicy pisarz. slawny podróžnik I Hottot nie potratil bowiem zdobyc si? na wysilek prze-nln .i/enia w zwyklego wiešniaka czy drwala. Powodem Hbt> byla oczywištie nie tylko duma — choc pragnal kil i / ymač nas w tym mniemaniu — ale catkowita niedys-■ i ja ftzyczna i brak sily, w przecíwnym razie, kto wie, '■ pi zedzierzgna^by si? w chlopa, by w tym przebraniu kn< ■■H' dalej. Od nicdawna pozbawiony oíitjalnym jk Hffi ttopnia emerytowanego nad inspektora kolejowego, im pni iugii?to ™ soba równiež nastc-pstwa finansowe, i/l iiiezawodny prťleksl dla swych wytzynów: upijal Brrgn larnie i podniecony alkoholem szerzyl po wsiach H|t inarchistyczne, nucac MÍ$dzynarodówk$. Wkrótce fnhlvn.|l na caíe województwo jako niebezpieczny rewo- I.....uvista, poeta i neurastenik, lecz w pewnych kr?gach Hh^yl si? szacunkiem z powodu swego stroju: surduta 1 In i k i oraz pótcylindra, z powodu delirycznych, kra-Hpláwczych monologów i przenikliwego, budzacego • | ■ i - UI glosu. Spticjalne wzgl?dy zaskarbil sobie u s/.yn-kitirk, gdyž na sam ich widok ogarniaio go natchnienie, » klórym snul zlota niŕ swego rozspíewania lirycznego I |»i i4 nu la galanterii. Dzieki tym muzom zza szynkwasu, kli m1 tylko mrugaly oezyma, nie rozumiejac jego slów ani H|éni, wychodzil zdrowo i calo z lieznych opresji, gdyž ^Hftie owe pulchne bukoliezne muzy sztuki oratorskicj .......IV i ojca ratowaly go z rak polic j iF otwieraty przed ^■1 ukryte drzwi, bronily przed wiejskimi zabijakami, ^Hfi:h calkowicie dystansowal zarówno w spiewie, jak L 9 G 197 w piciu, niebezpieczníe zagražajac ich stawie, Stojac stole, wysoko ponad gtowamí žebraných — niczym mni k wielkiego mówcy i demagoga — w y pij a t lyk wl z cudzej szklanki. gwaítownie wypluwal go na podtoj po czym z przymknietymi oczami, jakby cos sobie flfl pomníal, okrešlal wiek wina, procent alkoholu, gatdfl latorošli i okolice, z których pochodzi, zgadywal naw( czy rosia w miejscach mniej czy bardziej nasíonecznl nych. Efekt byt zawsze doskonaly. Podejrzewajac cwentualna zmow? ojca z jego Kall parní i Euterpami, chtopi przynosili mu w kieszeniafl flaszkí z wlasnym winem, byle tylko zdemaskowac g i skompromitowač, Wypluwal wtedy wino jesztze flfl ciej niž zazwyczaj, z wyrazem boskieyo gniewu na t rzy, niby sztukmistrz, ktorému zagladaja w r?kaw, k przebija swe serce ostrá stalowa szpada. „Panowie —\ wialwówczas — na tak nedzny podstup nie nabratby ^ nawct ostatní petak. Podsuwatie mi, panowie, poifl biany tokaj z Lendavy niby jakiemus smarkaczowi tt szywe banknoty. Ze wzgledu na obecnošó damy — tl mój ojciec ruchem gtowy wskazuje pania Kiare, k*fl od chwili jego wejácia zajela miejsce na mostu kapitifl skim, trzymajac raczk? pompy do piwa mhy ster okrf tu prujacego spienione fale — ze wzgledu na obecnoM damy, powiadam, powstrzymuj? sie, aby nie plunac tyfl winem na wasze podejrzenia i nie skapitulowac pr insynuacjami, ktadac tym samým křes jarmarcznej mosferze i podst?pom podszeptywanym przez tak ny zdrowy rozsadek, k tór y m gasicie každý prze poiotu... Zaczne od spraw nieco dalszych, aby pod& yc žalosna podejrzliwošc i uwypuklió wasza^ igno-' litin i? w chwili, w tej wielkiej i sromotnej chwili, gdy I *iim powiem, z czego zostala sprcparowana dusza tego f tolim, jego falszywysmak, gdy rozszyfruj? te kuglarstwa, H|wine wam przed nosem sztuczna bibulkow^ róže jego Hn wieni, zetr? ktamliwy karmin z jego wargr których Wlmhuie dotknatem i przerazítem sie stopniem wyrafino-|»n ula, z jakim usiluja našladowač prawdziwie odurzajacy, il ■ '.v i; zy íar tokaju.. Kyt to tylko pierwszy akt komedii odgrywanej przez ^^Hno oje a pod wieczór w karezmach wiejskich, a wtas-rte maty fragment bogatego repertuaru, w który wnosil ili- liwnje deliryezne natchnienie, caly swój geniusz, wy-lala elokwencj? i olbrzymia, wszechstronna erudycj?. Btiewac zaczynat tylko wtedy, gdy go sprowokowano, tvydawalo sie, že robi to jedynie po to, by upokorzyč yirjhkit h krzykaczy. Glos jego rozbrzmiewat naraz z takq ill,). tv trzestv si? szklanki na bufecie i na polkách, 6ftB *a> y natomiast milkli, bojac si? konkureneji, nie chcac Minleszaó si? w oezach dam i reszty publicznošci. Mój Ilji Irt znal mnóstwo sentymentalnych romansów, sta-mlí ballad i bárka rol i, piosenek estradowych, czardaszów, li li / oper i operetek, w które wplatal od ezasu do ezasu 1I1.1 iiiiityezne recitativo. W jegointerpretaeji jednak sen-1111 <-ni a lne teksty i melodie przybieraíy jakiš jasny du-bwy ton, a stodkawy osad krystalizowal si? w srebrnym iMi harze jego glosu, stawat si? przejrzysty i dí wieczny. W rzuwne, wibrujace pieáni Jin de siěcle'u wnosil nowe tilii.nisc, oťzysztzal je z biedermeierowskiego falszy-W*g» przeczulenia i purytaňskiej skromnošci, špiewal 19« 199 bez glissanda, pernými plucami, po mesku, ale z pew cieptem. Niewatpliwie zawdziecza t to przede wszystki barwie swego glosu, który nie nadawat sie do místěny lirycznych třeli, ale spadal z wysokošci stoíu jakby rokimi pokosami, nieco chrapliwy, niczym džwiek traby, Trzeci akt dřugiego tournée mojego ojca, które niby spektakI w teatrze elžbietaňskim ciagn^lo sie catymi dniami i tygodniami, koriczyt sie smutno, jak tragifarst, Mój ojciec budzil sie gdzies w rowie, upstrzony siácamjl niewiadomego pochodzenia, w mokrých od wymiocin spodniach, bez zlamanego grosza w kieszeni, bez jednego papierosa, z uczuciem pragnienía palacego wn^trznoscl, z uporczywa mysla o samobójstwie. Niby podstarzaly pierrot podnosí z btota swoje lichá rekwizyty: lask?, kapelusz i okulary, po czym daremní* szuka chočby niedopalka papierosa, ostatniego przed smiercia, wreszcie próbuje sporzadzié bilans swoich spelr> takli i swojego žycia, podsumowujac rachunki do dolu do góry. Nie mogac sobie przypomniec, kiedy i gdzie zarobil tyle siniaków, stará sie przynajmniej rozszyfrowac cyfry nabazgrane wlasnorecznie na pustým pudeíku po, symfóniách. Ma oto przed sob? zwart? kolumne cyfr» poddaných wszystkim podstawowym dzialaniom mm tematycznym, niby jakieš z nálezisko egipskie upstrzonf híeroglifami jego wtasnego pisma — szyfr, do którego raz na zawsze zapomniat klueza. I wreszcie portrét mojego ojca po finále tragedii i far-sy, której byl autorem, režyserem, a jednoezešnie od« twórc? gtównej rolí: rola juž skoňczona, pozostal zwyklw Hnr 11 i-l m k, s I a w n y šp ie wa k bez organów swojego glosu, /nioslych gestów, geniusz. który usnal opuszczony m»t muzy i boginie, klown bez szminki i przyprawio-p nosa — a na krzesle leža jego slawne juž rekwizyty: ii>l \ wny kauczukowy kolnierzyk, požólkly niby stará kla-■ ■" i . i i c za rny k ra wat z ekstrawaganckim wezlem, j ak ie ^^■l kel net2y. Pokoj wypetnia kwašna won wyziewów Hboholowych, wymiotów i tytoniu. Na krzesle obok lôžka i emalíowana popielniezka z nápisem symphoni a, ■ < n i mala srebrna papíerošnica. ZapafkL PeJcaty zegarek Hi ./(nikowy z rzymskimi cyťrami na tarezy odmierza mityczny czas, drganie jego mechanizmu przenosi Hpj na fornir. Zza surduta przewieszonego przez krze-ili i jakby zza czarnej kurtyny, która skry wa nieslawne ji h slawnego artysty — prosta, blekitnaw? smužka ■btije sie w góre dym, a potem skreca sie w ksztatt kor-i.lgu. Chociaž mój ojciec od dawna ležy jak martwy, to pnpielniczce dopala sie jeszcze symfónia, powoli roz-^Hl si? kregostup z popiolu. Ale proszc paiistwa, gdzie sie podzial sb/nny kapelusz? W slynnym kapeluszu. stojacym na komodzie niby ja-M||czarny wazon, rozkladá sie kilogram wolowiny, ktorá ojciec kupit szesc dni ternu w Bakszy i nosit ze soba H| gpspody do gospody, šciskajge w póleylindrze pod i> ľ \ \.). Dzisiaj juž szóstydzien. A na tym milšie, níczym im padlinie, žeruje rój much i jedna niby-pszczola, któ-Hf brzcczenie przypomina daleki, bardzo daleki džwiek I (IřWLHlÓW, hvac tak — z podniesiona brodí, pólžywy, z opadnietq • ,1,'k.j i obwista warga, ze zwiotezata grdykg, w której 200 201 butgotaiy jakies lepkie tylnoj?zykowe spolgloski — ojciec budzit litošé. Pozbawiony byí oznak swej godm> berla laski i koróny pólcylindra, a twarz bez okulaiuw, bez surowej maski szorstkosci czy zamyslenia, ujawj^H anatomie jego skóry: žylki, wagry na okázalým meJiVj ncisie i sieč zmarszczek, choc do tej pory wierzyteni. á| pojawiaja si? one tylko wraz z maska, meezennika i affl stota. Byla to po prostu gruba, szorstka skóra, spmuiii i natluszczona jakby przed charakter yzacJ4, upstrzofl cíenkimi sinawymi žylkami. Oczy miai podpuchnUfl i podbite jakby p?cherzami nabrzmiaíymi limf^. R|H jego zabalsamowana r?ka zwisata z tóžka niby stra/itlt| ciala, ušpiony strážnik, i pokazywala fige ostat n|< zloáliwoáč, jakíj mój ojciec mógt wymyslíc: figa podmiJ ni?ta pod nos calemu šwiatu i snom, w kloiť prz.esla| wierzyč, Nazajutrz — oprzytomnialy juž, ale skacowany, dfl czony piektelnym požárem pragnienia, któregasiíwoda^ usilowal odzyskač utraconu godnošc, a krawat prtfl lustrem wiqzat szybko, tak jak wklada si? do ust proJ teze. Wychodzil bez slowa, podejmujar swój geniality monolog, i wracat noca. Nie wiedzielišmy, gdzie sie dH dziewa. Dopiero póz nie j chtopi i pasterze p rzy nosili wlN domosci, že widziano go w sercu Hrabiowsklego l.aat|| z dziesi?c kilometrów od wsi, albo nawet daiej, w kiem juž obeych okolicach. Do domu przychodzií i po to, žeby sie przespaé, ogolič i zmienic kolnierzyk, nikogo si? nie odzywai, a w obawie, žebysmy go nie otrull, uparcie wzbranial sie przed jedzeniem, Zywil si? grjfl bami, dzikimszczawiem i jablkami, wypijal ptakom ja||j ■ .ľ,n, w ci|l tyli* A, ilnt y< ijgajac je z gniazd palakiem laski. Póžniej, latem, htnaeka spotykališmy go w polu, to tu, to tam — nagle nnial si? sposród wy sok ich klosów czarny pókylín-m, blyskaty w stone u okulary. Wal?sal si? zamyslony, loko wymachujac Jaská, snul si? jak lunatyk w slad ftwoja gwiazda, która gasity stoneczniki, i znajdowat \ |ft dopiero na skraju pola — na swym czarnym, zattusz-niym surducie. kiotne przechadzki mojego ojca musialy wzbudzic ^dcjrzenia u chtopów i míejscowych wladz. W poro-iinlemu z policja, za wiedza wojewody i dostojników líľielnych, ludowa stráž cywilna i wiejskie — faszystow-_m — organizaeje mlodziežowe wzi?ly na siebie uciaž-Btyť zadanie wy krycia tajnej misji mojego ojca, powodu H|0 Ustawicznych wedrówek i symulanctwa. Zaczeto go llrtn szpiegowac, nadstawiac uszu na jego natchnione ......ílogi i skladac donosy czesto ztoáliwie wypacza- | prawd?, sklecone z wyrywajacych mu si? niekiedy liin.ilycznych wynurzeri, które trafialy do uszu szpie-j ((^w zatarte wiatrem í pradami powíetrza, caíkowicíe pn/bawione kontekstu i wiarygodnosci. Bez watpienia linwiem monologi mojego ojca byty dzielem geniusza Hotfobnie jak ksi?gi proroków, jak przesycone pesymi-íiiitin przypowieáci apokaliptyczne, byly niekoňczaca ■ piešnia nad piešniami, wymowng, pelna znaczenia, I nilchniona, niepowtarzalna jeremiada, owocem wielo-Ih nich došwiadczcii, bezsenných nocy í rozmyslaó, cieí-klin, przejrzatym owocem šwiadomosci lozjašnionej, kyslej w inomencie najwyžszego, krytycznego jej '11Y2 203 nasilenia. Byly to modlitwy i zaklecia tyta n a zbuntafl nego przeciwko bogom, panteistyczne psalmy — nawfl zujaceniewatpliwiedo nauki Spinozy, z któi 11 mój oji im czerpaí poglady etyczne i estetyczne — nie nálezy jedflfl sadzič, ze jego twórczosc przekazywana ustnie, wywo dzaca sie z pradziejów, z blbli j nego okresu plemion wn\\ ckich, pozbawiona byla lirycznych kadencji i sprowadlfl si? do suchego jak u Spinozy filozofowania. Na pewit( nie. W bezposrednim zetknieciu z przyroda, wsród M ronek paproci i sosnowych szpilek, w zápachu žywfl w spiewie kosów i trznadli filozofia mojego ojca utegll znamiennej metamorfozie — zwlaszcza w porównifl z przekonaniami i stylem, jakie reprezentoval tak zw|B Rozklad jazdy z roku 1939, który stáno w i podstawoJ i jedy ne ni estéty dzielo zawierajace wykíad jego P^H stycznyth pogladów. Filozofia ojca stopniowo odd.il.dd si? od chlodnego racjonalizmu, post?powanie dowodow| sprowadzalo si?wcorazwi?k5zej mierze do dowodz* lirycz nego, które nie tracac siry argumentacji, bylo rázem bardziej przekonywajace, przemawíajace do obražni i pewniejsze. Odrzucony zostal balast cíeik erudycyjnych wywodów, przechodzmir od tezy do tytezy, od antytezy do syntézy pod wplywem uszla niajacego zápachu žywicy lesnej nast?powaío w spo prosty, nie mal niedostrzegalny, aquoderat démon dum padalo w odpowiednim miejscu i czasie jak ž z drzewa, natomiast falszywe i niedajace sie udow twierdzenia usychaly jak gatezie i lámaly si? z trzai przypominajac o koniecznosci zachowania rozsad i umiaru. Mój ojciec w gruncie rzeczy stanowil rudrf »ipule/esnego pustelnika-panteisty i w?drownego filo-Hb- byl prorok iem i re formát o re to jak Zaratustra, lecz éci. Ojciec naturalnie niczego nie zauwažal i wygiariH swoje psalmy z jednakowym zapamietaniem, wpatrzoitt w paprocie i ptasie gniazda. Luiza, najgorliwszy szpfl mojego ojca, niekiedy notowata niezdarnie jego slow|| zdania i urywki zdaň, oblizujac krótki chemiczny olA wck, od którego wargi jcj sinialy, jakby sie najadla tap niny. Z pasja opýtanej fanatyczki, czlonkini trzecUfl zákonu i wdowy pozbawionej przez wojne ineza sled/ill každý ruch mojego ojca, zapisywata w zeszycie ..tajemni znaki", które ezynil w powietrzu laska, zapamietywaU drzewa, pod ktorými oddawaí mocz, a nazajutrz z 114 dowala je rzekomo „uschniete i sczerniate, jakby rail ne gromem z nieba". Napchawszy peine usta szczawln 106 nprawiwszy krawat, ojciec wbija laske w ziemie, zawie-ii.i me] swój sztywny kapelusz, jak poganin budujacy m^H božka, po czym zwraca sie ku zachodowi i wznosi tr, aby odmówic hymn na czešc zachodzacego slori-, drugiego w hierarchii bóstw swojej religii (a pierw-ym bňstwem jest sloňce-syn, stoňce-Elohim, które zuje sie rankiem na wschodzie, ono jest bóstwem |wyzszym, ojcem i synem w jednej osobie), prostuje I laczyna špiewač, zawodzič, oáwiecony i natchnio-pgcníusz panteizmu, a jego modlitwa, jego slowo stáje llowem Božym, piesnia nad pie.šniami. Tymczascm W itali, wkrótce potem, las zaczyna trzeszczec, wybucha Igtri'i, szerzy sie požár... 1 u : rzeciwko mojemu ojcu gromadzono coraz wiecej do-Ifiw. Pod naciskiem Košcioia wladze musialy wresz-po* przedsiewziač. Nie majac jednak corpus delicti, tngazowaly sie w te brudna robot?, daly tylko wol-leke mlodziežy skupioncj w organizáciách kosciel-■fch Same postanowily na razie umyč řece i wystapic .....o w chwili, gdy mój ojciec zostanie ukrzyžowany. Blfwcncja wladz ograniczy sie wtedy do sporzadze M olicjalnego protokolu, ewentualnie do przestucha-■ íwiadków, a ostatecznie do zatrzymania któregoá Ui /.eslników linczu na krótki czas w areszcie. Znalazl lUwet ochotník nazwiskiem Tóth, który gotów byl sie Iwletič i odespac1 w areszcie cary tydzieň pod warun-ft< že zostanie uwieziony dopiero w dziesiec dni po Iclu, bo przedtem musi zaorač pole. Dzieki donosom i|rg«'iw spiskowcy znali w przybliženiu rozklad dnia 207 mojego ojca, jego zwyczaje, wszystko, co možná zwač žyciem osobistym, prywatnym, gdyby okr to nie bylo przecíwienstwem jego misji spolecz truistycznych zamiarów i czynów. Faktem jest jed wiedzieli, že mój ojciec nie wyrzekl sie pewnych zwyczajeň, že nie chcac zamienió sie w filozofa cyu.m* i wiejskiego pustelnika, dbal o zachowanie cech CtM wieka nowoczcsnego. Dzieki pewnym szc/.ególom ufl ni, dzieki regularnym positkom, spožywanym trzy rtifl dziennie o šcisle okrešlonej porze, dzieki poobiedjfl drzemce staral sie nie wypasc z (rybu z ve i a wspótcziM go Europejczyka, pragnat sprostač wymogom dwudflfl stego wieku bez wzgledu na ci?žkie warunkí wnjaiiii i swoja samotnoáč. Tak wiec przylapano go podefl drzemki, w zarošlach paproci, w c hwili gdy /.at zal ni| jestatyeznie chrapač, co upewnilo napastników, že iim^I gl?bokim snem, a wraz z nim usnela jego c/.arnokalfM demoniezna moc. Ležal na wznak, z řekami roztožonjM szeroko, jakby ukrzyžowany, w rozlužnionym krawafl a po czole chodzity mu mrówki, muchy spi jary z hfl ków ust nektar akaeji i mleezu. Obok, na odleglosi vt) ci^gnietej rek i wbita byla w ziemi? jego czarodziejll laská, ledwo wystajaca sposród wysokich paproci, .1111 lásce wisial ezarny kapelusz ze sztywnym rondem. M co przekrzywiony, jak hetm na grobie nieznanego ■ nierza albo strach na wróble w kukurydzy. „Któž to przerywa sen sprawiedliwego?" — spytal if ojciec z patosem, podnoszac sie z ziemi. Byl najzupelniej spokojný tak sie przynajmniej wy dawalo, gdy poezut, jak dubeltówka odcisnela inu ni i" K h ksztalt ósemki. Chlopi, uzbrojeni w kije, zdy-il i brudni, zaczeli wysuwač si? z paproci. Na ezele I, z roziskrzonymi oezyma, žegnajac sie raz za rázem, [dogami jej ležala ezarodziejska laská, zdeptaná jak dta žmija. Ojciec wydawal si? catkowicie spokojný nie zadržat mu ani przez chwile. Schýlil si? po ka-t, potem zaczaj rozgladac si? za laská. Przest?powat n na nog?, niezdarnic dreptal w miejscu, kotyszac nlby kaczka. Nagle r?ce zacz?íy mu si? trz^sť; jak ílikowi. Dlugo prostowaí kapelusz, chc^c zama-lč paniezny niepokój, który poezul w chwili, gdy iilrntowal si?, že zostal rozbrojony, potem si?gnal do Hpt/nii po symfoni?. HUwažaj, Tóth, on može mieč brori" — ostrzegl którys MnpÓW. Mni ojciec jednak wyjal juž reke i wszyscy zobaczyli ■králek gazety, którym po chwili wytarl nos. (Zdener-Bwtnie zawsze powodowalo u niego silné zaburzenia Bamiany materii i przyspieszalo proces powstawania atyd/.lelin. Wiedzialem, že ješli wyjdziez tej opresji žywy, |»i/»• tip, tap-tap-tap, tip-tip-tip-tip, co moglo br/mieě ■ aly omen. Spostrzeglem, že i ojciec to zauwažyt, gdyi Wmto widoeznym ruchem odwrócit w tym kierunku ■ftve, jakby odbieral zaszyfrowana depesz?. Po ban HCtwie mój ojciec zaczal pracowac na staeji kolejowej t» S/id, 1 alfabet Morse'a nie byl mu obey. Mógt wi?c pwvw polecenie od dzi?ciola telegrafisty i odczytac je, 208 200 i:u1\. li irodll wprawdzie nie dostownie, ale tak jak list milosny, i slony niewy ražným písmem. Sadze, že oprócz ta r na stacji w Szid, dawno, jeszcze przed moim Ul niem, byla to jedyna depesza, jaka odebral. A lo, i» opowíadaja po wsi, že ojciec ma radiostacje nadaw< i« -odbiorczg, za pomoc a ktorej przekazuje zaszyfrow.un wskazówki nadlatujacym samolotom sojuszniczym, in najprawdopodobniej po prostu bujda. I tylko pragr žeby ujrzec go w roli bohatera, a nie šwietego i m^ nika, dawalo mojej wyobražni minimálna szanse: mój ojciec, plaskostopy jak kaczka, wielki aktor, I i meczennik, siedzi w samým sercu Hrabiowskiego I w jakiejá groeie, siedzi ze sluchawkami na uszach i 1 ska taster: ti, ti-ti ti-ti, titititi, w tej chwili wszechwli majacy w reku losy ludzkošci, kierujacy za pomoca s> depesz eskadrami sojuszniczych bombowców, którel jeden jego znak moga zniszczyč cale wsie i miasla, nie zostanie kamien na kamieniu, wszystko zamienl t w proch i pyl. Niestety, wyobraženia te byly nie nastepstwem moich watpliwosci co do bohaterstwai byly takže catkowita fikcja, (Odziedziczytem bowi po nim sklonnošč do urojeň — žytem, jak on, na žycu. Ojciec jednak byl przy tym fanatykiem: wid w možliwošc urzeczywistnienia swoich fantazji i liwie o to walczyk Ja natomiast ležaiem w szopie Molnára — u klórego pastem krowy — ležaiem na nacym, šwiežo skoszonym sianie i wszystkimi zmystai przeiywalem šredniowiecze. Brzek pancerzy, lilií i pótnagich niewolnic — wply w literatury. Zwi zielony mušdin na jasných wlosach wybranki —\ (luniach cicžkích od pierscieni. Glos trabki. Zgrzyt Plnili i taňcuchów zwodzonego mostu u bram zámku, p przez kilka sekund nie otwieratem oczu, a potem ■m .ilľiľ. przed panem Molnárem, moim gospodarzem, |dy, w krótkich zielonych spodenkach z plotna utka-|U z pokrzyw. „Tak, prosze pana, rozumiem. Mam ikioič drobno buraki i uwiazač ciele". Tymczasem lim Im myslatem: „Nie, Wasza Wysokoáŕ, nieodpowia-k mi te warunki. Sa po prostu niegodziwe. Bedziemy Kzyc na szable!") Mój ojciec zaczynat tracič równowage. Ledwo sie juž lyniat. JbKlwažylem, že ca ty wysiíek jego ciata i ducha skupia p Jedným gwaítownym skurczu, którym staral sie po-11 /vinut bicgunke. Zaciskat wargi i spogladat w stron? ruk.i bezsilnie, obawiajac sie najgorszego. Poznawszy lim doprawionej brody przedstawicieta wtadz woje-Irkich, który pojawit sie w tym kompromituj^cym řfwu, gdzie zamierzano popelnic straszliwa zbrodnie, li wródl sie do niego, wytacznie do niego, patrzac Innych z pogarda i catkowicie ich ignorujíc, zaczal llumaczyc w ogólnych zarysach, bardzo co praw-Ichaotycznie, swoje panteistyczne zásady, z ktorými |ine wymysty w rodzaju alfabetu Morse'a nie maja iilutnie žadnego zwiazku. „Gdyby ci panowie oskar-innie — tak mówit mój ojciec do rzekomego kupca, íy zdemaskowany i speszony kryt sie za plecami in-i h gdyby oskaržyli mnie o wspólprac? z ptakami Ébicskimi, o zlostiwe i tendencyjne ingerowanie w žycie ŕ rod y i naruszanie jej tajemnic chocby w najczystszej 210 211 ilcrm panteistycznej intericji opanowania jej i zmuszenia dol juszu z czlowiekiem, który zreszta nie zasluguje tu j przyjažň — móglbym jeszcze zrozumiec ich oskarži Ale ci panowie sie myla! Cóz ja wtašciwie mam wspdfcV go z tými bezmyšlnymi oskaržycielami, z krzywopffp si e/c a mi, którzy pomawiaja mnie o ludzka, ach, naxML Ludzka zíosliwosč? Nie, panowie! — Tu zwrórit si? ■ wszystkich, trz?sac si? jak szaleníec: — Ja tylko gl. z zeber mieso. „Masz — pomyslatem — oto jaka Mdiostacj? ukrywa twój ojciec". Tóth wyjal nabój z luíy |« Ituwat do kieszeni spodní. Ktos trzasnal ruredragiem Hjjak zmije — w kark. Zebra lámaly si? z chrz?stem, ■idžwiecznie, jakby to nie byl metal. 212 213 „Ja nie klami? — powiedziala czlonkini trzedego H konu i podwinefa spod nic?, ukazujac sznur z trzeíM wezlami. — Bóg mi swiadkiem", W tej chwilí dzieciol znów zaczat wystukíwac swój siyfl a którys z chtopów schowat postronek za pazuehe. Ojciec przestepuje z nogi na noge i mettvym wzrokierfl spoglada po zdeptaných paprociach jak jastrzab. Nartl pochytá sie i triumťaliiiechwyta láske, potem p roštuje d nagle silný i wysoki, odz.yskawszy równowagc, láske 741 wiesza na rece i zaciaga wezel na krawacie, koncern laskl odtraca zardzewiale, ztamane kolanko rúry jak trujffl grzyb. VVyjmuje z kieszeni kawalek gazety i mocno si jkft nosf unoszac gtowe jak kogut, gdy ma zapiac, zwija uwu i< nie ów strzep zadrukowanego papieru, skladá stará n 11 lv na czworo, na osmioro, jakby w srodku byt ztoty pyt a Ibfl aspiryna, Wydaje sie, že schowa go do kieszeni kamizelk^ obok zegarka. Ojciec jednak znienacka odrzuca go dalľkn Papier przez chwile trzepoce j,ik ptak, piv.eciwstawiajin sie prawu grawitacji, po czym spadá nagle jak kamirrt i niknie wsród kwiatów gtogu... Mój o íl icc przyzwyczail sie wycieraé nos gazet?. Ctfl na czworo stronice „Neues Tageblatt" i nosil przy m bie w zewnetrznej kieszeni surduta. NJiespodziewanlf przystawal posrodku pola albo gdzieš w lesie, zawiei^B láske na lewej řece i trabil jak róg myšliwski. NajpierW raz, giosno, potem jeszcze dwukrotnic, ciszej. W Icsli, zwtaszcza przed wieczorem, stychac go byto w promielfl kilometra. Póz n i ej skládat ów kawaíek heretyckiej pfl niekad gazety i rzucal gdzieá w trawe, pomiedzy k wi.il y, Pasackrowy pana Molnára, daleko w Hiabumskim l.t-ski, * nuejscach, gdzie zdawatoby sie, nigdy nic staneta ludzka ||op,i, znajdowalem ezasem požótkty kawalek „Neues ln|.'rlila1l" i myšlalem zdumiony: ., Ib az tutaj zawedro-|VnI mój ojciec...", W dwa lála po jego odejsciu — gdy zrozumiclišmy, že »U|r.>lv juz nie wróci — na polance, gleboko w Hrabiow-tkiiu Lesie, w trawie niebieskiej od chabrów znalaztem ili fcpwyblaklej gazety i powiedzialem do mojej siostry Any: „Popatrz, to wszystko, co zostato po naszym ojcu" tak wi^c, caikiem niespodziewanie, ta história.M opowiesc stáje si? w coraz wiekszym stopniu historii mojego ojca, genialnego Edwarda Sama. J ego nieobfl nose, jego lunatyzm, jego misja — pojecia pozbawionl ziemskiego i zgódžmy sie, powiesciowego kontekslj materia nieuchwytna jak sen, powažnie ohciažona plM wotnymi, negatywnymi cechami — wszystko to jest juk gdyby gest^ tkanina o niewiadomym, swoistym ciežari Przyŕmiewa ona egoistyezne historyjki o mojej siostrze i o mnie, obrazki przedstawiajace pejzaže i | roku. Wszystkie te opowiastki, osadzone w ezasie i znaezone ziemskim pietnem, schôdza na dalszy niby wydarzenia historyezne, o które nie musimy bardzo sie martwic: odnotujemy je bez pošpiechu, przyjdzie pora. Lecz gnebi nas, nie pozwala zajač sie beztroskim towaniem faktów mglista opowiesd o moim ojcu, utkal ježelí možná tak powiedzier, z braku ťaktów. Nic trzebi tego zle rozumicc: w moim ówczesnym otoezeniu om nose ojca zaznaczala sie bardziej niž cokoli iek innego, tyle že zawsze chowal sic zr?cznie pod któras ze swoich lnych masek, z niestychana^ wprawa^ zmieniai role, |y wal prawdziwe oblieze, utieka j ac: si? do najperfidníej-mimikry. Pomimo to spróbujemy go zdemaskowač, nlstyfikowač, i tak bowiem powoli, nieuchronnie llia si? koniec historii mojego ojca. i lnat dowiesc ws/.vstkitu, ze naprawd? zmicnii si? ■ Hit koiv.ysc po tym okropnym dniu, kiedy chciano go lili/yzowac jak jezusa, ojcicc zaczal nagle zajmowac sie inu, ezego nikt by si? po nim nie spodziewal. Pisat liji dodawno zapomnianych przyjacióí i krewnych, pro-o przebaczenie swoje siostry, z którymi przed kilku y |>oklócií si? na ŕmierc i žycie, porzadkowat zielniki tatki. Poprosilnawet, bardzo pokornie, stryjenk? Re-|*kc, zeby pozwolila mu podlewač pelargonie na swoim ■fliie. ivwnego dnia — kiedy wlasciwie juž caikiem pogo-ilísmy si? z glodem oraz stwierdzilismy z radoscia, že yzys minaľ (cytuj?, naturalnie, mojego ojca) i možemy z dlugi okres przetrzymač bez jedzenia, „ezerpiac tej cennej rezerwy kalorii, które organizm gromadzil tylko przez ostatnie lata, ale w ciagu caíego žycia, Udomy lub, wyražajac si? scislej, przygotowany na ta-li< przykre niespodzianki" — mój ojciec /.dobyt si? na ■yczyn zaiste wspaniaty. Wziawszy lask? — z wyrazem Ivvurzy zdradzajacym jakiš wažny zamiar i decyzj? — udal si? do ogrodu i zaczat scinač pokrzywy. Rozgarnial lanka gat?zie bzu w ogrodzie naszych krewnych, a gdy ■baczyl pokrzyw?, lámal ja nad korzeniem, uder zajac lusk.) po krzaku, niezr?cznie. 210 217 „Nigdy jeszcze nie widziatem. žeby klus rušcinat t pokrzyw naraz" — powiedziatem, niby to zdzi chcac go sprowokowac. Mój ojciec wyprostowaí si? na chwile; pomyslali i i /t i idpowíe mi jakaš sentencja, niezwykle budujacfjH ciowo užyteozna. Ale nawet na mnie nie spojrzal, rtizluí nil tylko w?zel na krawacie i zmružywszy oczy, znuwil zaczal uderzaŕ po krzaku bzu. „Robisz to bardzo niczgrabnie — puwiedzialem, tm rezygnujacze swychzamiarów. — Potamateš tylesanit) bztl, CO pokrzyw", „Mtody czlowieku]" — przemówit mój ojciec i stowal si? w calej okazatosci- „Robisz to bardzo niezgrabnie" — powtórzytem. Byt wyražnie stropiony moim zachowaniem, wyl( czajacym daleko poza ramy protokolu. ■Ty nigdy nie miates zrozumienía dla swojego o)ca rzekl rozgniewany. — W zupetnie dla mnie niepojc sposób zaczynasz oceniač swego ojca na podstawie tá wn?trznych, catkiem nieistotnych i nietypowych ŕáktov|| na podstawie niektorých moich post?pków, w vnikajúc yi li z nakazów wyžszego rz?du, uwarunkowanych glebszyitll dla ciebie niezrozumiaiymi przyczynami, A dzieje si? ta przede wszystkim pod wptywem ciemnego ma toni I* steczkowego i chlopskiego srodowiska, bardzo szkudl|i wymdla twego ksztaltujacego si? charakteru, RozumjH wszystko potrafi? zrozumiec: i ty, synu, Brutusie, zactfj nasz niestety kumaŕ si? przeciwko ojcu z tymi niepä niami, z syna m i zacnej pani Rebeki, mojej, požal si? Bo4| kuzynki, poddajesz si? wpíywom pana Ottona, jašnlf teconej starszej pani..- sad z?, že wiesz, kogo mam pytli... i wszystkich tych, którzy posta nowili skom-iMiHiiilowať: mnie w otzach ľodzonychdziecí i woczach go í wiata,. ,Jŕ, Nnst?pnie, nie pozostawiajac mi czasu na odpowiedž ■bfone, odwrócil si? gwattownie i zaczal uderzac po bzie H oiílep, až nagle raz jeszcze, catkiem niespodziewanie, i^krostowat si? i odwrócil do mnie, jak ktos, kto chce tylkn dorzucič ostateczny wniosek do swych niezbitych Hgumentów; /auwažytem, že ten gest wykracza poza hl|iiywana przez niego patetyezna, rol?, že jest szczera Bkpaczliwa próba znalezienia we mnie swiadka j ego czeňstwa. And i, czy ty wiesz, od kiedy twój ojciec pal i? Odpo-■dZhCZy wiesz'ŕ1". BWiem — pokiwalem gtowa, zadowolony, že nareszcíe W|l ze mna rozmawiac. — Palileš j už, jak mieszkalismy terna". ,No widzisz, mlody czlowieku — powiedziat. — Wy-ptlalem osiemdziesiat sztuk dziennie, W ten sposób podtrzymywatem umyst i watle ciato, zm?czone bez-•innoscia i práca". „Palites symfonie. Osiemdziesiat sztuk dziennie. Može | wlvcej". ■Osiemdziesiat do stu dwudziestu, mlody czlowieku. ■lypuszczam, že to nie wymaga komentarzy. Jesteé na \y\v dojrzaty, že možesz samodzielnie wyciagnac z tego dmlľkt) idace wnioski, przypatrzyŕ si? swojemu nies2cz?s-iii n: :i ojcu i sadzič go na podstawie tego jednego jedynego Ikklu, nie biorac pod uwag? wielu innych, niby aureola 219 oéwietlajacych moje poczynania. Albowiem wiesz, mlofifl cziowieku, co to znaczy, kledy ktoš, kto wypalat sto á*M dziešcia symfonii dziennie, nagle — možná powieditB bez jakiegokolwiek przygotowania filozoficznego — MN stáje pozbawiony možliwosci jednego chočby zaciagtilf cia sie papierosem?". „Wszystko to rozumiem — odpowied/.ialem nilw< nie, — Ale wybacz, nie jest dla mnie jasne, na co ci lylf pokrzyw?" „Dobrze — powiada ojciec — Mimo že w tej sytutfl wolatbym nie ttumaczyc bližej mego postcpowania i jako že sprawa jest nátury zbyt delikátnej — wyjašnic 11, na co mi tyle pokrzyw, Przyrzeknij tylko, ze postaravši mnie dobrze zrozumiec. leželi bowiem ktos, kto wypalal osiemdziesiat symfonii dziennie,..". „Sto dwadziešcia, ojcze!" „,..a wiec sto dwadziešcia symfonii dziennie, zostuja pozbawiony jednego chocby zaciagniccia sie pap^H sem, tcgo blogiego ztudzenia, wtedy przyznasz, nitmi} cziowieku, že trudno mu w swych odpowiedziach 1 pfl stepowaniu korzystac z petnego zásobu posiadanjfl argumentów i možliwosci intelektuálnych. Przynajmniaj to, mlody cziowieku, powinno byč dla ciebie jasne". „W porzadku — powiedzialem. — Ja tež wreszcie jestein w jakiš spôsob wražliwy i potrafie každego zrozumiec*! Bylo mi go naprawde žal Ostatniowyraznie zmar nul Przestal nagle piá, bo w gospodach nie dawano mu ju$ na kredyt, i nie mógloczarowac nawet najpošledniejsx#J szynkarki w calym województwie, nie mógl tež pallí liáci lipy zmieszanych z koř zen i a m i mlecza, ktorými ► I-. ii I u os/ukiwal sie, twierdzac i udowadniajac žarli-i ■ míeszanka taka zawiera znaczny procent trujgcych MMknw odzialaniu podobným do nikotyny. Kauczukowy aulu lir zyk na jego cienkiej, gesiej szyi stal sie o wiele za i požtitkt na brzegjch. ^■t bede cie juž o nic pytal — dodalem pojednawczo. — ■tli pnzwolisz, ojcze, zostane tu do konca i przekonam Hf n ii wlasne oczy, co zrobisz z ty mi pokrzywami. Bo H llľ M sie znam na páleniu...". ■Krobie z nich zupe" — powiedziaímój ojciec i wyprosto-iNl niť tak gwattownie, že slychač bylo, jak zatrzeszczaly ■1» state, spracowane košci. í »l) ile mi wiadomo — powiedzialem szczerze zdu-Milmiy — pokrzywy daje sie áwiniom" Sum poczutem, že przeciagnatem strune. Spostrze-HJrj, jak wielkim, nadludzkim wysilkiem powstrzymuje Mf, /eby nie ryknac. Przeikngl sline, a jablko Adama, ■dobne do klatki piersiowej ptáka, nerwowo zaczelo lim k ač mu w góre i w dót. Po chwili odezwal sie glosem na ■tór spokojným, ale zd rad zajac y m niebezpieczeňstwo Hu m lonego wybuthu: „Musze przyznač ze zdumieniem i z ubolewaniem, I* /.dumicnicm i z ubolewaniem, žecalkowicie Él/rwaktes rnalornieszczaňskimi i chtopskirni nawy-punii, zaczaíeš patrzec na wszystko z punktu widzenia luk /wanego zdrowego rozumu, prostackiej logiki, która B jest niczym innym, mlody cziowieku, jak tylko naj-Htfil/niejsza ignorant ja w sprawach wyžszego rzedu. Na Brod tego przytocze ci jasny jak stonce i oczywisty fakt; lllkrzywa, mlody cziowieku, byla jednym ze 2-zo specjalów na dworze hrabiów Esterház zatem nadal utrzymujesz, že jedza ja t y 1 k o š w i n I „Wszystko jedno — powiedziatem. — Daje glowq, dostalbym od niej pokrzywki albo czegos w tym rodlfl „Twoje prostacxwo i brak pos/.anowania dla iakmt* gl?boko mnie obražaja i przejmuja strachem — ci dalej. — Stanowia bowiem tylko dowód, jeszcze dowód, jak wielki wptyw wywarto na ciebie cht milieu, to niezdrowe šrodowisko, pozbawione wyžst wzniosiych celów i pojec, ta przyziemna logika, k nie dostrzega nie poza zasiegiem pospolitošci, to i obyezaje, w ktorých nie ma miejsca na odwage i r A pokrzyw? jadano, powtarzam i kiedyš mógltosprawdzicwksiažkach, na dworze jed z najznakomitszych rodów w Europie ow czasów, Stanowiíadoskonaíapožywk?dladziatalm intelektuálnej i artystycznej. Przy zupie z pokrzyw —, táge ďortie — muzykowano í komponowano, dziekl uszlachetnial si? úmysl i wyczulal sluch". Krzywiac sie w grymasie bólu, gola r?ka zaczal rywaó lišcie pokrzyw i wrzucac do swego czarn kapelusza, Potem scisnal ów czarodziejski kapelusz(H pácha i ruszyl w stron? domu, powoli, niezym pfl patetyk obmyšlajacy geniálna odpowiedž, ktorá staitlf si? jedna z podstaw filozofii, wykwitem krasomówsWÉ i celnego rozumowania. Pewien bylem, že na tarasie znajdzie sie ktos z nast krewnych, z ktorými ojciec znów zdažyt si? pok zatem i ja wložytem rece do kieszeni, przybralem mine i ruszylem za nim, pogwizdujac. N«|>iawde, gdybyšcic sie pr/yjrzeli z boku tnojemu M, jak kroezy kolo tarasu naszych krewnych, z faso-wymachujac láska, calkowicie pochloni?ty waga Hch mysli, nigdy by wam nie przyszlo do glowy, že kn|>< lus/u pod pácha niesíe pokrzywy, z ktorých po-iMinvil ugotowac župe, jaka jadano na dworze jednego Jmakomitszych roddw w Europie. vledziclišmy dobrze, že ta história z pokrzywami jest li|M-m do jakiejs wiclkicj gry, zapowiedzig katastrofy, Ojciec bowiem zrywal lišcie pokrzywy podobnie jak , k tóry skubíe trawe przed burza: bezsilny, lecz go-walczyé przeciw calemu šwiatu. Czekalismy wi?c mpieciu. Tymczasem, przynajmniej z poezatku, wyda-Idiíc, že cisza potrwa niečo dlužej. Wobec nas ojciec «1 posypywaí gíowe popiolem i pisat listy, dlugie y do sióstr, do przyjaciól, czasem madre i poueza-czasem ponuré jak testament. Pewnego dnia znów n.H po swój póleylinder i wybral si? do Budapesztu, alowawszy wszystkich, nawet krewnych, z ktorými ikiócony i którzy przyjyli ten gest ze zdziwieniem ufnoscia, „Musimy zdwoič czujnoáť — powiedziat J Otto, ledwie ojciec oddali! si? o par? kroków — ywiezie pewnie z Budapesztu dynamit albo maszyn? ■lna". Wkrótce przed dom zajechala bryczka, ojciec lowil si? w niej z powaga i poprosil, žebym go odpro-■dzit na stacjy. Matka popatrzyía mi w oezy /.naczaco ktrzegawczo. Nledziatem w bryezce kolo ojca i pana Horgosa, wož-my i dorožkarza, przez calg drog? nie zamienilišmy ani 223 slowa. Chcialem pozostawič ínicjatyw? mojemu flfl sprowokowac go milczeniem, žeby si? wytlunU^B i zdradzil swe zamiary. Odezwal si? dopjcro w butan na stacji, gdzie po díugim, przykrym milczeníu zamówll i wypit namiastk? kawy. Zauwažytem, ze walczyl / miIm aby przetamac pociag do alkoholu; przyjalem to Mhu ofiar? z j ego strony i dobra wróžb?, „Korzystajac z chwili spokoju i wzajemnego zaiilanli chcialbym ci powiedzieŕ pare stów — tak zaczal m0| d| ciec. — Wbrew falszywym pozorom wierz? bowiem, m ty jeden potrafisz mnie jeszcze zrozumiec i wszytjH moje slabosti — widzisz, przyznaj? si? i do nich -^Ě rzec w gl?bszym aspekcie,., Wiem, wiem, nie mufttil mi darowac egoizmu, niepogodzenia si? ze šwiainu Prawdopodobnie masz racj?, ale za póžno juž na ifl ch? i wyjaánienia. Teraz juž za póžno, rozumiesz, mloii cziowieku?... Wi?c pozwól, že powiem ci co innego. ofiary, która z wi?kszym czy mniejszym powodze grálem przez cate žycie — cztowiek wlasciwie za w žyciu jest aktorem — ta rola, powiadam, z wolna zbil. si? do konca. Ježeli przez cale žycie gra sie rol? olt«| w koricu, mtody cziowieku, musi si? ta ofiara zosia pami?taj to sobie raz na zawsze. Widzisz, teraz ju ma wyjscia í w>rpada mi tylko dotožyc M a raň, aby z nosci) odegrač t? rol? do ostatka. Bedzie to moja p i dlatego powinniácie mi wybaczyč". Musz? przyznac, niezupetníe go zrozumiatem. tem jednak, že mówi w tonacji nieco nižszej niž zaz1 uchwycilem od dawna juž u niego nicslyszana, nie* i wzruszajaca nut? szczcrošcl Siedzielismy w bu 5 dl prowincjonalnej stacji prawie sami, tete a téte, nad ■Umionym kraciastym obrusem. Bylo požne letnie »|Mihidnie, JTiuchy spadaly na podtog? upojone lotem pplcm. Pachniato gulaszem i pasta do podlóg, W rogu h i ymbaly nakryte kapa niczym trumna. Lep u sufitu 11 si? ledwo dostrzegalnie, jakby odmicrzal minuty. Hli! k i na polkách zatopione byly w poobiedniej d r zemce, lln/iniate pod wptywem sloríca i zawartego w nich In n ku jak pak i na drzewach albo granáty. abJíľktórzy ludzie — ciagnat mój ojciec — rodza si? )|u, aby byli nieszcz?sliwi i unieszcz?sliwiali innych, ■|| si? jako ohary boskich, niezrozumiatych dla nas lirhiiiacji, króliki doswiadczalnc boskiej mechaniki, jllilownicy na zasadzie przydzielonej im roli, którzy iln.ik zgodnie z okrutna logika boskiej komedii przy-Itn.l/^ na swiat z podci?tymi skrzydtami. Tytani po-knwuni tytanicznej mocy, skarlale tytaniatka, których tki wielkošc sprowadza si? do bezlitosnej dawki wraž-tvohci, a w niej niby w alkoholu ulega rozcieňczeniu ich iľczna sita. Ludzie ci kieruja si? swoja gwiazda, k.....hliwa pobudliwoscia, lecz pochtoni?ri tytanicznymi lunami i zamíarami, rozbijaja si? jak fale o kamieniste Wf pospolitosci. Szczytem okrucienstwa jest jednak itii.i im przez Boga inteligencja, šwiadomosč- granic ■litých možliwosci, niezdrowa zdolnosc zachowania yniansu wobec samego siebie, PrzygJadam si? sobie 1 mlí uarzuconej przez niebo i los, nieustannie swiadom Nwojej roli, lecz jednoczesnie nie potrafi? przeciwsta-* m? jej sit^ woli ani rozumu... Na szcz?ácie, jak juž lidzialem, ta rola zbliža si? do koňca." Ów wyjatknwy moment szczerošf i i pj /vionini^H mojego ojca zaklátilo nadej íeie pociagu. Zostawil wH królewski napiwek i zabral swa tajemníte do grobu Wróciwszy z Budapesztu, gdzie przebywaí zalol kilka dni, ojciec przywiózl mi pudeíko z narzedzi...... stolarskimi, tak jak obieeal przed wyjazdem. G e si lafl šwiadczyl o wzruszajacej serdecznosei. Ojciec ehoiMI po mieszkaniu z dumn$ mina, udaiac jednak, že nll j ma w ty m nic nadzwyczajnego, jak ktoé, kto przyv* \ 11 speíniac dobre uczynki i przywozié prezenty, lecí wfl dzielišmy doskonale, jaká. to bylo oŕiarg z jego stmiM i przyznajcie sami, dowodem dobroci, gdyž z pewrtlfl cia musia J zdobyč sie na wielki wysiíek, aby o tej rofjH proébie, wypowiedzianej raczej tylko dla formalnnlM i z absolutným niedowierzanlem, pamietac w ciagu il lej niewatpliwie misjonarskiej wyprawy. A miniatumwf i warsztat stolárski byl tylko ezešcia mojego dawnego itfl kwiatem mar ze n, narzedziem wrodzonych zdohm 11 rozkwitlych podczas poprzedzajacego okres dojrz* w* nia gwaltownego kryzysu religijnego; od cbwili, yd\ ih jednej z grawiur w szkolnym katech i zmie, w rozdz.iul|| pod tytulem O czwartym przykazaniu boskim zdbm^LX tem Dzietiatko Jezus z dlutem i mtotkiem w dlorů, t^Ě zapal do stolarki wybuthl z jeszcze wiekszg sili- ľin pis pod tym obrazkiem glosil plomienna kursywa: /IH posiuszny rodzicom swoíwf, co se i šle koj a r zy lem ze Mfl larstwem, uwažajac robienie drewnianych. Lrójnogów im szczyt poddania sie woli rodzíców i Boga, za uczynri równie thwalebny jak modlitwa lub ácisly post. Htryj Otto, wciaj i jeszcze nie dowierzajac ojcu, pewne-■tilma skorzystaí z jego popoludniowej, perypatetyeznej H^chadzki i pod pozorem zainteresovania przywie-Hnym z Budapesztu prezentem zaczat rozkladac moje ■ spodzicwal siewidoeznie znaležc wšród nich Htmci iat wybucuowy. / zapartym tchem, ostrožnie obra ■W rekach š wider, trzymajac go z dala od oezu, staral sie pluti Lil tajemnice wszystkich narzedzi, zajrzec do š rudka, Mki yt pod niewinnym ksztaítem ích piekielne przezna-Hftlc. Czolo zrosily mu ziamiste krople potu. hyla to oczywíšcie przesada, chorob!iwy lek stryja i Bona o žycie i mienie. Mój ojciec bowiem, wbrew wszel-■A naszym watpliwosciom i podejrzeniom, naprawde Hutnil si? n* korzysc. To juž nie byla gra. Przeciwnie. ľi fivywal swoje wspaniale luada intervalla, jakie mie-Hh tylko ludzie nieprzecietnego úmyslu, spokojnie Hulí y šmierci w twarz, mówiac filozoricznie, przygo-■V/ani na smie r č. ! Moja matka pakowata rzeezy ojca do dužej torby, m mllczeniu, ze spuszezona glow?, pelna nabožeňstwa. Hdocznie przebaezyla mu wszystko. Starala sie nit nie toriwič, aby uszanowac jego majestatyezny, godny pojil* n spokoj. Wkladata wife do torby stroj tego boskiego Utiwna, który odchodzac na emery tu re, zabieral swoje llynne rekwizyty. (Hxik pasiastej pižamy, w ktorej kilkakrotnie wystepo-toňl |ako ojciec-opiekun rodziny i ojciec-obroňca (na przy Ukd podczas pogromu, gdy napa st n icy wsciekle dobíjali •iv do drzwi, a on podpierat je swoja laská z metalowym 22a 227 szpicem), obok pasiastej pižamy. podobnejdotycHJ^H nosza w szpitalach dla nerwowo chorých i w sanatnrIMH leza jego biate koszule, nakroehmalone, lecz wytartajH ze s u rose i, a na nich p?k šciagní?tych gumka; biwJ ezukowych kolnierzyków, niby wienezacy je puszyilj kwiat. p?k tych btyszczacych, sztywnych kolnierzj^H požótklych od nikotyny i wiazka ezarnych krawainw dhigich jak lodygi lilii wodnych, prócz lego par.. >\ do mankietów, z imítacji srebra, niezym pieršciert I^H lewski z inicjatami. Któž zatem mí alby odwag? porównac mojego n|< 4 z wedrownym kupcem? Kiedy wyrusiy+wdnoge, bytpi?kny letní dzieň, Szeqfl Rzymskim Traktem peten zápalu, wysoko wymach^M laská, my zaš — szanujac jego spokoj — o kilka krokówB nim. Gdy jednak wypadlo skrecic z Rzymskiego Tral Itl na petna kurzu wiejska droge, ojciec: zaczat szybko traflfl siryi ze zmeezenia opieral si? catym ciežarem na lliSJ co mogío áwiadczyc tylko o tym, že jego ptaskie stopy odmawiaja posluszeňstwa i gašníe wewnetrzny o Oczywiscie za nic by sic do tego nie przyznal i nigdy ni* zdecydowaíby si? na krok, który uczynila innja matku zatrzymala cygaríski wóz i poprosila wožnice, žeby pna* wíózttego pana, który cíerpiac na plat tuš, nie zdola pf^VJ dojšč až do Bakszy. W zamian za to ofiarowata Cyg^H swoja muslinowa chustk?. Ojciec wdrapal sie m wóz mhy to ĺ niechecia, po prostu jakby robil wszystkim grifVJ nošc. Ale usadowiwszy si? na przednim siedzeniu obfl mlodej Cyganki, nagle znów stal si? dawnym, wspam.i tym Edwardem Samem, trzymajacyrn si? prosto, petnyin 22fl inlerii dla dam i pogardy dla bogaczy. Ruszylismy \lv\ za wozem. i'ŕgna go dwa mate parszywe muly, czlapiace po za-flonej wiejskiej drodze, a na wozie pod dziurawa búda. pnieta miaueza^ jak kotki, brz?cza garnki i miski, mlody in podaje ojcu swoja fajk?, žeby zaciagnal si? dymem. íl wi?c on, mój ojciec, na wozie kolo mlodej Cygan-11 iiabrzmiahch piersiach, siedzi jak Wellsowski ksia-albo, jesli wolicie, jak krupier, jak máítre ďkôtel, jak ^^Hcmistrz, jak mena žercyrkowy, jak pogrom [ja Iwów, jak ^■iigi jak antropológ, jak szwajcar, jak kwakier-misjonarz, Wk podróžujaca incognito glowa paňstwa, jak inšpektor I iry, jak wiejski lekarz i wreszcie jak agent záchodnío-[ piimpejskiego przed.si?biorstwa, trudniacego si? sprzedaža Hlttek — siedzi wyprostowany, dumny, majestátyezny * iwym olimpijskim spokoju, pod czarna koróna pólcy-1 ■ ■ ■ ■ 11,1, na którym osiada kurz niezym pytek z kwíatów, A tymezasem w domu Reinweinów: i'.m Reinwein, niski, chuderlawy kupiec, z nosem przy-I pummLVjacym slimáka, lysy, krótkor?ki, z glowa wcišni?ta IIV mmiona, stoi na krzeále jak na szczudlach, zgarbiony, J |»pi»nluda swymi malými oezkami z tych szczudeí, które jniilwyzszaja go, lecz jednoczesnie czynia bardziej will'" /riym, až zmieszany pochyla si? niečo, wciska si? m nwój garb jak w skorup?, z ktorej dobywa si? och r y ply Uchí. W r?ku trzyma wielka ksi?ge podwójnej buchalterii, \»V Mojžesz tablice na górze Syna j, i wykrzykuje: .,/ im1 Sirtgemitischinel". Ja". 22y „Lustro duže, dwuskrzydlowe!" Mi lezenie. „Duže dwuskrzydlowe lustro!". Služacy po niemiecku (!): „Nie možemy znaležč, prosz? pana". Chwila zamieszania Robotnicyi služba kre< a si? wsh'hI mebli na podwórzu i w mieszkaniu, pan Rein weit.....[i liwie mruga malými oezkami, wypatrujac z ptasie| pfl spektywy lustra, które zapodziato sie gdzies pod wielkíej w?drówki ludów, w historycznej chwili przyfl míňajúcej zamet przed potopem, Pani Reinwein na dama z runem bujných wlosów pod starostu■■ i im kapeluszem o szerokim rondzie, w sukni r. trenem vvH kacym si? po ziemi, blaka sie po c/.?sciowo juž oprfl nionych pokojach caikowicie zagubioua — pozbawion| kuli s, wšród ktorých latami wiodla mieszczaňska steneje — wzruszajaco nieporadna w tej bezcelowej krifJ taninie, z anachronieznym, absurdalnym wachlar;rni w malej, twardej dloni, biatej jak pergamin. Ale oto i po klopocie. Lustro zrnla/ln s\v \v jakiml ciemnym kacie — zastoni?te bylo perskim dywar i robotnicy ostrožnie klad) je teraz na wóz; we wzni nym ponad stert? gratówzwierciadle odbija sie idyllt« H letni pejzaž: zieleň i swiatto, skrawek jasnobl?kitnegO|fl ba, po którym, niby na obrazach artystówflamand/k h I. ptyna czyste, biale obtoki. Potomkowie Noego wyrüSlfl na smierc jak ťaraonowie egipsey wcíeií majestatyCZlIjH piramid, zabieraja ze soba wszystko, co posíadali nafl ziemi, o naiwni, Kilimy, makaty, umywalki, porcelán* we wanny, sekretery, toalelki, stoliki o marmurowy« h jakiml .nem -znieihl HltM^b, staré, cenne ksiegi oprawne w skóre, bieder rowskie fotele podobne do tronów, kanapy, szafy, M.M . . ma kuchenne, szkia, krysztaly, donice z fikusami, i- andrami, z pelargoniami, z karlowatymi drzewka-f piiinaranczowymi i cytrynowymi, srebrne s/.tucce |n n letkách wystanych pasowym suknem niby pudla i | ii stolec y do pojedynku, pianíno, skrzypce w f uter ale m i in mienka malego dziecka, dokumenty powia/ane '* i'.icikí, portréty rodzinne w barokowych ramach, po-^Ht kurzem, wytracone z bezruchu, ze swej wiecznej r'.....>wej pozycji, rzucone na wóz w sposób bluznier- iŕy, | injužajacy, glowq na dol albo w rileprawdopodob-I |0»- ikróconej perspektywie, w ktorej zatraca si? wyraz HNirzy i sita charakteru, zegary scienne jak ottarze, ze Hbtymi wahadíami, male ozdobne budziki niby ztote ■blka, duže ezarne parasole jak zwini?te choragwie po-Biebowe, kolorowe, niemodne juž parasolki w kropki, Hdtugimi pozlacanymi raczkami, powiewna, obszyta ^■onka jedwabna bielizna, wagi szalkowe i sprežyno-Hlicalc muzeum historii kupiectwa od epoki brazu po ľ n dzisiejszy, pudelka z cynkowanymi odwaznikami I iiwionymiwedlug wielkosci, bele materiatów, perkalu ......ly. na ktorých niezym ordery wiszq pozlacane kar- I liMinwe kra/ki z cen;}, numerem i znakiem firmowym, ^■idstawiajacym niewinne jagnie lub kwiat margerytki, Hpdkowe skrzynie z grubymi tancuchami, eleganekie ťilU' ualj/.v i nesesery icszcze pachnace garbowana skóra, ^Mdowane, spuchniete, o blyszczacych niklowanych ^■hkach, sciqgniete w popizek pašami, želazne piecyki, ■ V klfVych sypie si? sadza przy wtórze towarzyszacej im 230 1 artylerii rur, stót bilardowy, jak kulisa przedstu a i i i la ke, ledwo micšci sie w drzwiach, svsród zlorze. i przekleňstw robotników sunie milimetr po milimfl^H niby zníenawidzony kaniien piramidyCheopsa, wk^H služacy wynosi kule, trzymajac je na díoni ostrožnie, |«b zniesione przed chwila, jeszcze cieple kacze jaja. „Ein Luster". „Noch ein Luster'.". „Ein Haibzyíindeň". „Ein Frackr. „Noch ein Frackl". „Ein Frack. Powiedzialem, ein Frack*.". Pizechodzi z rak do r$k olbrzymia sterta rupieci, 4H ne bogactwo, pozbawione nagle kontekstu i sensu. >■ dobyte z mrocznych, muzeálnych glebi szaf, z ponuryql katów sklepu, salonu i magazynu, ze strychu i z zatyilv tych piwnic, wszystko to zaczyna naraz tracič wart« rozpadá sie pod dotknifciem promieni slonca, ciemnir)! jak papierek lakmusowy, próchnieje, zamietna sie w t Irrt, W pajeczyne, w reliquiae reliquiarum, w popiót i pyl. Ladowanie tymcza.sem postepuje z uiewjurygodm sprawnoécia, sprzety tworza nadbudowe wozu i kaní sérii, staj^ sie jego cz?šci? sktadowg, pietrem, wóz pĚ wieksza sie, rosnie, wznosi sie w powietrze wysoki nlM rusztowanie budowane na podstawie planów genialnflfl architekta, stworzonych ad hoc, w przyplywie nilffl wtarzalnego natchnienia. Wystarczy dorzucič szpllfl zjednej lub drugiej strony, a rozpadu ie sie 1 en wspanialy gmach, trzymajacy sie jedynie dzíekí prawu równowjgj lub tajemným zasadom ekwilibrystyki. 1 rzeczywiácJ 232 1 mí chwila odsrubowana mosiežna pompa, z której /e kapie, zostaje wcisnieta pomiedzy nogi ležacego 1 • . Li — to juž naprawde ostatni ciežarek, položony H| prawej szali. Stan równowagi wskazuje dyszel, niby Ivm' /ek wagi aptekarskiej, dokladnie posrodku miedzy Hanina kohskimi Ibami. Stan ideálnej równowagi. i lop! Na sterte. rzeczy wskoczyt szary kot i usadowií sie na I hltili- ze skrzypcamí. Nasluchuje, Robot nicy obwiazuja • iIiilI. iwany wóz jak L ť u mne. I Na drugi wóz skladaja worki pszenicy i najbielszej nujki, I plnu u nos i sie w powietrzu jak puder po zatrzasnieciu jMuli-Miiczki, worki kukurydzy, žyta i ziemniaków, pudla v, ryžu, pudetka z przyprawamí i mielona papryka — I wl''za babiloňska zapachów. Služacy cierpliwie odrzuca hipit^ lajno spod nóg ociežatych styryjskich koni, które vvinzgajaoszolomione ogólnym zámětem. Robot n icy džwigaja z kolei butelki i sloiki soków i kon-Htur z wypisana na nálepkách data i rodzajem owocu, i/ynki i dlugie naszyjniki kielbas, sery olbrzymie jak k......enie mlyňskic, tocz? beczki piwa i wina, ciagna [ konewki ze smalcem i oliwa, wielkie konwie, na których Itenosza sie nazwy gigantów europejskich monopoli — Bpltrne, zaokraglone, gotyckie litery niby na plytacb nalit uhnych lub szyldach. Flaszki w skrzynkach grzechocza llkvym kule armatnie, szampan noszony jest ostrožnie |nk nitroglíceryna, a butelki wody minerálnej, k tóra popi-zmeczeni tragarze, strzclaja z cicha, ledwie skrapiajac Brode Franza Josepha na etykiecie z nápisem: „Ferencz it) keseruvíz". 233 ri in i f H VMM, l-m IM Márna parafráza ewakuacji sprzed potopu, I adaptacja wiecznej arki Noego, owej boskiej, biblijnoj medii, grana jest konsekwentnie do konca. Potom Noego, nauczeni doswiadczeniem, zabieraja z soba -czwartym, piatym i szóstym wozie — wszelkie gatu bydla i drobiu, gdacza niespokojnie kury, gesi wciaí, tykaja glowy jak szydelka przez oka drucianej siatkl cza bezsilne i ogtupiale, kanarki miotaja sie samobój wpadajac pomiedzy prety klatek, a papuga, stropiona I lasem, nie može przypomniec sobie ani jednego nawet przekleňstwa, skrzeczy tylko w papuzim )i psy warcza í szczekaja, przyczajone jak Iwy, potem czynaja wyc jakby przed požárem, cieleta zas naw matki-karmicielki žalosnie, blagalnie, placza zup jak dzieci... W tej chwili pan Reinwein spostrzeg! mojego ojca dzacego z cygaňskiego wozu. „Hej, Sam! — zawolal z wysokoscikrzesla, — Sam, sa paňskie rzeczyľ". Ojciec spojrzaí w jego strone i uniósl kapelusz gest niečo teatrálnym. „Omnia mea mecum porto]" — To powiedziaw* uniósl z kolei swoja torbe, a potem upuscií ja na zal rzona drog? ruchem pelnym patosu, jakby rzucal w dziecko. : ■ l • i ■' i» Edward Sam, mój wspanialy ojciec, posylal n.int z bryczki zwiewne pocalunki, dmuchajac na dloň, jakfl puszczat baňki mydlane. liryczna maska klowna — jedni z ostatních jego masek — nie miala oczy wiscie služyc ■ 234 •ze nielicznej, przygladajacej mu sie ze zdumieniem ^llcznosci, ojciec pragnat tylko rozproszyč powag? lil, a przede wszystkim ošmieszyč pana Reinweina, y te podróž traktowal w sposób zdecydowanie tra-, z faraonowym namaszczeniem. Nie majac odwagi wiľdzieŕ tego otwarcie, rozesrniač mu sie w nos — nie ||Í byc przeciež až tak arogancki, skoro pan Rein-In wziat go na wtasna bryczke — mój ojciec dyskret-pokpiwal ze wznioslych gestów swego dobroczyrtcy, iriybrawszy postač wedrownego aktora i jarmarko-jo wesolka, pozwolil sobie delikatnie szydzič nawet dritmatycznej roli potomków Noego, robiac ztošliwe •gi pod adresem takich swietoáci, jak Starý Testa-nt i jego bohaterowie pozytywni, wybrani przez Boga, */ mieszajac je blužnierczo z dowcipami na temat koni ryjskich i dojných krów. Swój pólcylínder trzymat na nach, wyražnie dajac do zrozumienia, že zamierza fcniczyc sie w tej lichej farsie do roli rezonera, albo tez ■prostu jego kapelusz — ów wieníec laurowy i koróna llfiniowa nabyta w sklepiez konfekejjj — nie miescisie roli pclnej drobných zlošliwosci i na oko rzeczy wiscie i/bawionej patosu. Možecie sie o mnie w ogóle nie martwic — mówil oj-zwrócony do nas póiprofilem — možecie si? o mnie ogole nie martwic, powiadam, bo oto pan Reinwein braterska hojnošcia przyjal mnie pod swoje skrzydla, dzi?ki tym pegazom — tu wskazat na ci?žkie styryjskie nie — zajedziemy až do piramid 2drowi i cali, prowa ni sprawiedliwa r?k% Boska. Dzi?ki zasobom zacnego na Reinweina natomiast b?dziemy mogli kupič sobie 23S niešmiertelnosť: jak faryzeusze albo nawet jak J i wkroczymy w krain? niesmiertelnoáci triumfalnie Gilgamesz, pozyskawszy stróžów piramid za poi zlota i upořwszy reňskim winem cherubiny stojace u wiecznosci" Tu mój ojciec znowu podnosí dtori. do ust i wydmut lttij< pocatunek, aby rozproszyc ewentualne watpliwoscl É do sensu jego slów. Coraz bardziej zmeczcni, ubieleni kurzem, powoli n stajemy w tyle i juz tylko z daleka docieraja do nas lid zeňstwa ojca, zamieniajace si? we wspaniaty monolií rzucony šwiatu w twarz. Ledwie juž lozumiemy J stowa, zagíuszane skrzypieníem kól i biblijnym hat jako podnosza zwierzeta; bydlo w swoich cyrkowych kach zaczyna zawodzič bolešníe, stracericzo, opuszc zielone, stonecznc okolice, które wzbudzaja. w nim ludzka nostalgie i niewytlumaczalny lek, gdyž inslynjj towníe (došwiadczenic biblijne) wyczuwa zbližanie ■ wielkiego, apokaliptycznego potopu. Na granicy gruntów naležacych do sasiedníej W|fl kiedy wzbito sie w niebo szczekanie psów, geganie i ryk cielgt jak žaíosny džwiek puzonów — ojciec wtofl kapelusz i sklonit swa wspaniata gtow?, nie potraliifti dlužej ukrywač twarzy pod tanúj maska rezonera w trf gedii žycia. „Biedak! — powiedziala moja matka. /dawalo m| sie, že lada chwila si? rozptacze". Wozy z wolna niknely w dali niby jakieš cenné pudil okrecone szmatami. tyn/ajutrz moja matka wyniosla rzeczy ojca na slori-■Vlttrzyty sie na podwórzu až do wieczora. Wizyto-f íiudut, zniszczony juž i upstrzony tlustými plamami, »(uln.inv czarny garnitur, który ojciec miaí na sobie ah- ilwa razy. kilka požólklych kauczukowych koť i ■ ków — oto co zostalo z jego garderóby Pod wie- •.....Uka napelnita kieszenie surduta kwiatem lawendy lhowala wszystko do szafy. Te gwattowng zmíane zapa-|fW w naszym pokoju odczulišmy jak wielkg przykrose. IMryklismy do wszechobecnego, niešmiertelnego zapálí n|i owskich symfonii i nagle odurzajgca, balsamiczna Mt luwendy uprzytomníla nam, že tym rázem w odejit i i|ca bylo cos nieodwracalnego, fatalnego. Gwattowny ■■•I /apachu symfonii jakby ostatecznie pozbawilnasze ■likariie surowych, meskich cech, a wyglad wnetrza Mtnie si? zmienil: zarysy sprzetów nabraly plynnošci, ňiy zatracaly ostrošc, kraw?dzie mebli wyginaly si? kalenie, rozkwitajac jakgá barokowa dekadencja Hledy min?to pi?tnascie dni, matka wybrala si? wraz um4 odwiedzic ojca. Dzieri byl letni, upalny. Ojciec byl Uměj koszuli i wciaž poprawial szelki, które spadaly i lawsze, gdy nie mial marynarki, IWtywali mnie dzisiaj do biura — powiedziaí z ožy-pniem, zacierajac r?ce. — Postawili plus przy moim twisku. Mówil mi o tym Schmutz, on ma w biurze *i|oi nosci". Z trudem go poznawatem. Jego likwidacja w naszym inu byla caíkowita i ostateezna, jego zápach w ciagu íh pi?tnastu dni ulotnil si? do reszty, rozwiewajac podwolalnie zíudzenie jego obecnosci, patrzylem 236 237 icd/.nny rtórenJ lo n.ritii wíec na mojego ojca jak na coé nierzeczywistego, j;i czlowieka, który nie rna nie wspólnego / naszymi prff watnymi sprawami, Ojciec niewatpliwie tež to rozumM Dlatego nie gral juž przed nami, nie demonstrowal swdH wíadczej roli, nie popisywat sie erudycja., nie nadá**! gtosowi proroczego tonu. Sam mial gorzka šwiadnnmM nieodwotalnosci swego odejšcia i faktu, že odwied/.nit|r go w zwiazku z tym jak dawnego znajomego, kt darowaliámy wszelkie winy, že przyszlišmy do tak, jak chôdzi sie na grób, raz do roku, na Ws/y,il n k Šwieryeh. Mieszkaí witiatym, jednoosobowytn pokoiku na krflfl cach getta, ciemnym i pustým jak klasztorna tvki h h-j.Ii'm z gorycza,, že w chwili gdy los przeznaczyt mu role. ftjfl wiedliwego i ohary, gdy pozwolil mu wystapic na tie UAU przedstawiajacych puste!nie, Ojcu nagle zabrakto odmi|| zmienil swój mesjanistyczny program i calkowicie zaH jetnial na sprawy wyžszego rzedu. Kto wier možc nawft j wrócido teizmu? Wobec nowej sytuacji wykazywal nIM zwykla toleraneje, chwalil swój rzekomo wygodny Plode. "Iy.ki ogtaszat pod zrnienionyty nazwiskienx rezygnujac nawetze swych ambicji, poslm u matkij siostry i moja poddawat we wspomnieniach zrUH nym retuszorn, osobienatomiast pisal ogU-dnje, skapl(| czytelnikom szczegótów biograficznych. Stat si? skiyljf 1 podejrzliwy, unikat wywiadów i nic pozwalat si? prowu-kowač. Gdy zorientowat si?, že wpadt w putapk?, užyWB najnedzniejszych sposobów, byle uwolnic si? od mo|q| ciekawosci. Tak na przyklad pewnego rázu zamknal nlf w hotelowym w.c. i przesicdziai tam až do rana. K\tM wreszcie, obawiajac si? najgorszego, we/.walem portiM i siekiera rozbilišmydrzwi, okázalo sie, že mojcgo ojcajui nie ma. Przypuszczenie, že wydostatsi? przez rury lufl lizacyjne, byto wtasciwie absurdem, mimo to przyjatfl 242 Ifckn pewnik. Im bardziej mnie unikat, tym usilniej Stalinu si?go odnaležc i zdemistyfikowač, mocno przeko-mty, že kiedyš mi si? to uda, albo že ze strachu zaniecha Piynajmniej swoich prowokacji, Gdyby bowiem mój oj-|n zdecydowal si? po prostu odejse z tego swiata, pogo-mt ll? z? smiercia, gdyby wreszcie wybrat sobie którys któryi kraj i jakás rodzin? — nie robitbym z lego tlil* mu. On jednak ciqgle wadzit si? ze šwiatem, nie íiltsi? pogodzic ze starost La i ze šmiercia, stat si? jak liiwer i najcz?sciej w przebraniu niemieckiego tury-powracat, aby prowokowac moja ciekawosč, dr?czyc tt we snie, przypominac o swojej obecnosti. Ježeli _fcfi4t nam udowodnic, že nie umart, na przekór swiatu, Hry rzekomo tylko czekat na jego smierč, to w porzad-a przynajmniej mu wierz?, Ale czemu tak si? zawziat, za wszelk? cen? zadac ktam stryjence Rebece i jej Indzeniu, Ze zgínat w któryms z obozów koneentra-nych jak zwykíy smiertelnik? Dttatnim rázem, gdy go spot kalem, mial na r?kawie mna przepask?. Siedzial w podchmielonym towarzy-Wle i žarlhvie dowod/.il, že nie majac po noc nikogo, |9 by po nim plakat, nosi žalob? sam po sobie. Nigdy opuszczata go ta sklonnošč do paradoksu, wisielczy ftor, którym doprowadzat mnie do bialej goraczki, HpNwej obec nose i starat si? mnie przekonac za pomoc a UMierialnych dowodów — bit si? w piersi na znak, že ■i" v je na przekór wszystkiemu. Domyslajac li piawdopodobnie, že podstuchuj?, co mówi, zaczal H|rzekač na bole w krzyžu, dotykač rzekomo bolesnych ^Hj*c řekami, Nie wstydzil si? opowiadac o sprawach 243 intyrnnych, które nie powinny obchodzic nikogo naszego domu — rozgadal si? szeroko o tym, jak to nego razu syn wygarbowal mu skór? jego wlasna. fĚ Nie przyznal si? oczy wiscie, že byi wtedy pijany jak fafl i uderzytem go laská po siedzcmu. ho dokuczal mo|ij matce, ktujac ja metaiowym szpicem tejže laski. Pri wszystkim jednak wyprowadzal mnie z równowagl trošcia, zgrywaniem si?. Min?lo juž ponad dwadzietd| lat od czasu, jak go uderzylem — miaíem wtedy tT dem lat — a on udawal przed swoim audytorium,. že $tm si? to niedawno, przed kilkoma godzinami, niemai pi tv chwila* Kiedy si? przysunalem, zaczal naturalnie mówl po niemiecku i niby to rozpytywac o ceny w hotelu. j Kim jest ten czíowiek i czego ode mm c: h c e? in" 1 lo si? pólcylindry i gdy w Europie powszechnie pano-Ifridii, sklonitá do ekstrawagancji, wiedeňska moda, póíny I |wh>k oczywistej juž dckadencji, w tej mityczncj cpoce m wlele starszej od swego odpowiednika historycznego ^Bttego historycznie nieokreslonej, ktorej s pochmúrnej ^Btrti wszedl do restauracji „Pod Zlotým LwenrT m?ž-■ly/nasv czarnym, sztywnym kapel uszu, ciemno ubraný ^^kilarach o metalowej oprawce. Mlat popielate wlos> || przedzialkiem posrodku glowy, jak nákazywala ka-|u v^nft moda owych czasówr i dhigie koíciste palec niby I Hfin astenik czy gružlik; spod wysokiego kauczukowego I fetlmcrzyka wymykat si?ezarnykrawat zawiazany w dužy I Wcvcl. Ów wysoki kauezukowy koln iciv.yk, który najpraw-il-ipi »dobniej mial symbolizowaŕ t?sknot? za odlegta juž Ppoka zgnitej pótfeudalnej Európy wywodzil si? z mun-'I1111W junkierskich noszonych w armii Franza Josepha j I w pewrtym senste byl ich ukoronowaniem. Nadawal Hpitaci wyjatkowy szyk i narzucat dyscyplin?, utrzy-[ mywal gfow? wzniesiona dumnie, niejako idealistycz-lliľ, ponad zasi?giem oezu, ponad przestrzenia i ezasem. 245 To nakrochmalone skrzyžowanie Uuknit-r/yk.i od na duru i od sutanny — którego blyszczaca biel stane wykoriczenie powažnych, ciemnych garniturów skalo szyj? jak jarzmo, przeciwstawiajac si? przy> nej z nowego kontynentu, rozwiazlej, sportowe) i niby opozycja, niby oznaka przywiazania do rodzir srodkowoeuropejskiego ducha i europejskich tr mieszczanskich. Gtowa byia usztywniona, co zywato do higieny, do postugiwania sie slownlct* filozoricznytn i do powagi. Mežczyzna zatrzymal si? w przejšciu i jakiá zdecydowanie rozgladat si? dokola, W chwili gdy i by pomýšlet: i gdy on sam pnmyšlat, že raczej stád i nagle skierowat si? do szatni, gdzie zdjal swój ca ptaszcz i kapelusz. Wszystko to zrobilz taká, zda\ si?, pewnošcia, iž obserwujac go, bylibyšcie pani przekonani, že wlašnie o to tylko mu chodzilo: roz si? i usiašc, Zapomuielibyšcie prawdopodobnie,žel minut ternu byliscie šwiadkami rzucajacego si? w braku zdecydowania i braku woli, Bardziej domysli tomiast mogliby sie zorientowač, že patrza na cztowi który ttie wie, co ze soba poczac, i že jego posta no ww jego ruchy sa zupetnie przypadkowc, uwarunkowtf pr/.ez jemu samému nieznane mechanizmy, Obrzi sal? szybkim, wszechogarniajacym spojr/.eniem, ja sprawdzal skutki swej naglej decyzji, jakby teraz dc ustalat wspólrz?dne czasu i przestrzeni, po czym rus ku wolnemu stolikowi — ku jedynemu tego wieca wolnemu stolikowi „Pod Zlotým Lwem" — i usiadí i stowany, pelen řilozořicznego spokoj u, zwrócony do) H^rohlem. Ze srebrnej papierosnicy — przy jej olwie mu m i zamykaniu rozlegal si? trzask naležacy do ch?tnie Htjiowanych efektów podczas rozmów o wažnej tresti, Hfczas krótkich, naelektryzowanych, petnych napi?cia fetu/ w przemówieniu albo przed podj?ciem donioslej, Hlitrzygajacej decyzji — wyjajl papierosa i zapálil, jak ■Éyby pokrzepiony faktem, že wostatniej thu ili potratil H^dnak znaležc, mówiac ňiozoňcznie: dokonat wybnru. ■V restauracji „Pod Zlotým Lwem" roiío si? o tej porze od Iników i samotných m^zczyzn, którzy jedli koku j? i w \ pijali swój kieliszeczek, a ploteczki o podwyžszeniu ■oilatków i o pikantných szczególach darnskiej mody Hybko zamienialy si? w powažne rozmowy o swiato-Wym kryzysie gospodarczym i o KonstytucjiCzerwcowej. 1 i '/.nych dzielnicach kraju pojawiali si? juž wówczas Itpicdzy, prowokatorzy z przyprawionymi wasamiiuda-Bcdziataczy robotniczych, przysluchiwali sie rozmowom |W reslauracjach, drobnými literkami, szyfrem zapisy-Wnli w notesikach rewolucyjne lub thočby podejrzane, ■narchistyczne wypowicdzi niektorých post?powych .....••./.<. /an, pracowników drnkaní czy pomocnihów nuuarskich. kclnerzy zamieniaja juž serwety na k raci aste obrusy I liedzelkami. Zápach gulaszu. piwa i pasty do podtogi. |)ym z papierosów, Ktos stroí cymbaly, Ktos przeciaga pal-ICtin po strunách. Odpowiadaja džwiecznympianissimo Nik bzykanie muchy w szklance. Cin-cin-cin, Do stolíka, ■riy którym usiadt nasz znajomy, zbliža si? kelner i ze l|tuni?tymi pi?tami, niečo pochylony, z twarza wyraža-|( nych ojca, stajma ta zastala juž co prawda zamiei^^f w szop? na drzewo i wióry, lecz kiedy pewnego r|B kopáno w niej dót, gdyž krewni nasi t ulaj ukryli ylohi j kosztownoscí, glebsze warstwy ziemi jeszcze czuc bW koň skini moc zem — skadinad potwierdza to równA nasza tezy o wiecznosci zapachów, tczy dosyc smitil^ której siusznosc i trafnosč sprawdzilišmy jednak wi* lokrotnie,) Cztowieka z zajecza wargíj mozemy sobu wyobrazid jako dziwaka, jako dekadencka latorošl silm-ipi niegdys plemienia, które wyrwane ze swej praojczyifl i wyrzucone na lad nowego swiata ulcglo degeneraflfl Napodstawie owej zajyczej wargi, niby odcisku skrzyillg przedpotopowego ptáka, próbujemy odtworzyč wygH ogólny, charakterystyczny dla przedstawiciela dam^ii gatunku, wyobrazid sobie warunki k lima t ve/ne Ĺ k au klizmy, na jakie byl naražony, Nie rozporzadzajac jedí u h wystarczajacym materiálem dowodowym, wycofujemjf si? calkowicie rozczarowani, rezygnujemy z pokus stuffl rzaných przez šmiate h i pote z y Dziecihstwo Edwarda Sama pozostaje nie mniejs/.^ nicwiadoma i tajemnica. Patriarchálne, sielskie dzieflfl stwo w cieniu powozu zaprzeganego w trzy pary kutili lichwiarskiego dobrobytu i podwójnej buchalterii. N| Boga, czy paňstwo polraíicie sobie wyobrazic Edwardi Sama, jasnowidza i proroka, w krótkicb port ietach, prayi| gladajacego si? w posiadlošci swego ojca, jak — przypufl my — rozmnažaja si? konie? Jak wyobražacie sobie ów stopieh ewolucjí, na którym rozpoezat si? proces um nizaeji Edwarda Sama po przybyciu do szkoly handloWfl 2SO W /alaegerszegr" A ów historyczny moment, gdy po raz Btrwszy wsunat swa. dmga szyj? w sztywny bialy kau-Mtikowy kolnierzyk niczym w p?tl?, co jednoezeánie nmbolizowalo poddanie si? šcislym rygorom, jakim |ii«|iltnu:zvdi, w którym nie zostaly jeszcze uwzgl?dnione Bfczenia mi?dzynarodowe i w którym nie bylo nawet ■tnia chorobliwej przesady, spowodowanej zaburzenia-IIIL umyslowymi? 151 aiykll /.hub l.im.im Kiedy tak Edward Sam wychyla czwarty czy pia liszek, palác nieodtaczne symfonie — obrusy daw zostaly poplamione, wino leje sie strumieniem, potam wykataczki ptywaja^ w katužach piwa pod stolikami, (9 ganie graja Straussa i Liszta, rozmowy í smiech przffl taja sie zagmatwane, jak lewa strona dywanu perskými, szklanki i sztučcc wybijaja werbel na szynkwasie, a okí 4 g te kartonowe podstawki pod kurie z piwem, wchlanl* jac plyn, p?cznieja, luszcza si? cienkimi piatkami njfl mika — my na wzór dawnych, dobrých pisarzy opowirtM my o przygodzie milosnej naszego bohatcra (smialo tm žerny go tak nazwač, nie jest jeszcze przeciež naszyn ojcem), opowiedzmy, jak umiemy, streszczajac to, go dowiedzielišmy sie od innych, nieustannie šwiadjH faktu, že nígdy nie pozná my ca lej prawdy i že w wfl momentach musimy opieraé si?na relacjach niepewnyfl informatorów. B?dzie to zatem rozdzial raczej hipotetyczny, pivy znajemy, zaledwie blada odbitka. Lania kopia wspaniaW peínej zapami?tania powieáci milosnej, która niegdys W myslily utalentowane plotkarki, która rozpowszechn byla jak bestseller tajnými kanalami drobnomieszcza skic h intryg, wyst?powaly w niej bogate kupcowe i T córki powyžej lat osiemnastu, pulchne ekspedientki spra dawaly ja spod lady, zawíjajac w te petne zapami?tanli stranice bochenki jeszcze cieptego, pachnacego chleb| wilgotne szpalty czytane byly skrytie jak literatura m wolucyjna, roznoszona w koszykath przez gospodyilkl i síužace z dobrých domów, w kortcu powodowaly napadl histerii u pobožných wdów i starých panien. 252 Jrsksmy równiež šwiadomi, iž wbrew najlepszym fc^ciom zmuszeni b?dziemy rozczarowac wiernych czy-tlmków literatury romansowej i zwolenników iulrygi ■tjrzystej jak w tragédiách klasycznych. Nie chcac mln.ik odst?powaó od rzeczywistošci, nie chcac sprze-bwierzyc si? wlasnej prawdzie, musimy przyznaŕ, že nie M ni? z cali) pewnošcia ustalic nawet zasadniczego faktu: 1 kun wíašciwie zakochany byl nasz bohater, w matce My w córce, Ta opowieáč mitosna, przekazywana z ust |n ust, dawno juž niestety stopniala niby róžowy lizak. »i"in.ilna kobieca intryga, która mianowalismy stró-lmn historii i twórca mitów, przekazala paradoksalna ■ic, iž zakochany byl w jednej i w drugiej, co sta-Mvl, že tak powiem, tylko przenosni? potwierdzajaca^ llrrnožnošc poznania podstawowych prawd, Bogata H došwiadczenia i bynajmniej níe naiwna, intryga ta ÍWiUza szerokie pole dla domyslów, nie dajac nigdy HM4i(ecznych odpowiedzi i konsekwentnie pozwalajac nk (ilozoficzna swobod? wyboru. Zr?cznie naigrawa Í| z powažnej teorii wzgl?dnošci uczuč, podsuwajac lam niezliczona ilosc možliwych rozwiazaň, z których ■fmienimy jedynie kilka: kochal si? tylko w córce, cie-M i pachnacej jak šwiežy chleb; kochat si? w matce, lokiagtych, obhtych ksztattach, poddajacej si?dotkni?-niczym ciasto w dziežy; kochat si? troch? w matce, Iroch? w córce — pachnaca obhtosc; kochal si? naj-|fw w matce, a potem, kiedy córka dorosia — miata Irzymac w posagu polow? matczynej pickarni i odsetek f banku — takže w córce, nie zdradzajac przy tym matki; chat si? najpierw w córce, ale zmienil obiekt, gdyž 253 córka okázala sie gasksj nieumiejaca dochowac taje wiec naturalnie zakochat sie w matce; i wreszcie, skoňczyc te zabawe kosztem powažnej teorii prawd_p dobierístwa — na która pozwalamy sobie tylko dlategn, fcf neci nas i kusí szeroki wachlarz možliwošci. a takt v itii pozbawiaja satysfakcji, jaka daje igranie zc zrzadzenllfl losu i przypadku, tak jak one igraja z nami — uwzglvifc nijmy jeszcze jedng možliwosč, zres^ta na.ipi ostsza: nit byl zakochany ani w matce, ani w tone. Ale dosŕ juj bez przesady. Nie podawajmy wszystkiego w watpliwoiki dyž mit o milošci pana Sama i córkí albo matki, pani ty Horgos albo wdowy I lotgos, nie jest tak samo reálny ||| mit o Tristanie i Izoldzie na przyklad? A oto cigg dalszy tego mitu. Pan Sam, nieszczesny Tristan, przežyt mityczna, nujacg katastrofe mitosna, ugrzaztszy na niebezpi* mieližnie z powodu wdowy Horgos, wtašcicielki pie] badž panny Horgos páchnucej šwiežym, ledwo wyj z pieca chlebem. Kleski tej pan Sam nie mógí we ciwy sobie spôsob po prostu skwitowaŕ filozoficzn' wnioskíem o márnym urzadzeniu šwiata i o konieczi powszechnej rewolucji- ľostanowil wiee wymierzyc wlfl nym okrulna i pouczajaoa dla catej ludzkošei kare. Taki byt poczatek jego gtošnego przedsiewziccia, akfl zakrojonej na niestychana skal?. Pan Sam wložyl w nit] čaty swój geniusz, wszystkie oszczednošci, calg paai obrazy. Wkrótce w miescie zalopotal wielki transpl rent, rozpiety w poprzek ulicy Šwietego Sawy, krzycxM dužymi czerwonymi literami i spryskany farba níczyil 254 n ľ | n t krwawej uczcie bogów, Na tym chiňskim smoku, tykajacyrn drutów tramwajowych i powodujacym za-■ rii.i w komunikacji, na tym arcydziele kupieckiej P»nystowošci i reklamy — które wzbudzito zazdrosc stkích wtašcicieli sklepów, a zwtaszcza piekarzy, Bwulato panike drobných rzemieslników, jak równiež |tns\s/eehny spadek akeji piekarskich i zbožowych — ^Bnitasie nazwa tajemniczej firmy, grožnie rozpostarta HM widnokregu matomieszczaňstwa, rozbivšia nagle i nie-fctkiwanie jak kometa: ■lEKARNtA mechaniczna kohn & < omp. I ukrwsza nowoczesna p1 f. k a h n ia mt europie srodkowej l na balkán ach k tiazety dzieú w dzíeri zamíeszczaty artykuty o rewo-llii ypiiym przedsiewzieciu, a oplácáni przez zagrožonych Hpców i rzemieslników detektywi, podobnie jak dzien-Burze, gorliwie zajeli sie tym przypadkiem, usitujac zi-llľnl ylikowaé nieznancgo akejonariusza, który ukrywat m pod nazwa kohn & comp, Policja codziennie otrzy-[(Hywala liczne anonimy, przynajmniej dziesieciu hoch-Irtaplerów i obíežyšwiatów twierdzito i udowadniaío, že hli'iatorami tego przedsiewziecia sa wlaénie oni, lecz Pl/ysey po kolei okázali sie oszustami. W szpitalu miej-ikiiu z na la zlo sie w tycn dniach kilku piekarzy-magnatów ■odajacych sie 7-a kohna & comp., a najdziwniejsze, lf bylo wšród nich paru dotychczasowych Napoleo-m ■>'.. którzy zdradzili zatem gwarantujace stawe imie ■Hl zwodniczego powabu pieniadza i fortuny. Pewna 255 panna z dobrego domu — a byl to juž szczyt skand||H która zaszla w c i a že z jakims hochsztaplerem, o4^H czala uparcie, že ojciec majacego sic narodzič dziľifc|1 j es L wlaánie owym tajemnic zym bogaczcm i že.^H znal sic jej do tego w momentu1 liryeznego uniesirhll Prosze nie sadzié, že cala aféra wokól piekarni mcdll nicznej kohn & comp, spiwvadzata sie ein o.szuslvy| Najbard'/iej zastanawial i przeražal fakt, že zložone w \$ bie handlowej papier y tajemnic, z c-gu bi/nusmena bylf w najlepszym porzadku, a stan jego konta w PierwiiH BankuSerbsko'Amerykahskim — slrzežony, jak sie M /.uje, niezbyt Seisla tajemnica zawodowa — swiadt tfl o wielkím kapitale, Wdowa Horgos byla zapewne jed y 114 osoba, która zim In prawd? o tajemniezym akcjonariuszu, ale — pr/yimf' mnicj na poezatku — zachowywala ja dla siebie. Róq^H fakt, žeów niezwykty transparent znajdowalsie tuž kulty jej piekarni, przemawiat na korzyšé tezy, že pod na/tyf KOHN & COMP, ukrywa sie mkt umy, jak pan Kdwur4 Sam, wl&šnieon, i že <_ale przedsiewzi?cieobiiczone byl* na to, by ugiač karku dumnej pani — ewentualnie gfl nie — Horgos. Szanownego pana Sama oízy wišeie wml| nie obchodzílo, že wraz z nia zbankrutuje pizvnajmnl^ polowa šrodkowoeuropejskich i balkariskich drobmdi kupców oraz handlarzy zbožem, že setki, tysiace tei mi natorów i czeladnikówpiekarskich stráca chleb i pójil.j I žebry. Czyžby mial si? przejmowac lym, že d tradycyjnll nastawieni proletariusze nieslawnie skapituluja, zafl jac szeregi bezklasowego lumpenproletariatu? Skffl vfszystko to nawet nie postalo mu w glowíe. \ W panice, jaka zapanowata na walnym zebraniu pie-1 m 'i akcjonariuszy — które mialo uchwatíc szybkie I puteczne srodki przeciwko niebezpieczenstwu za-HUjacemu produkeji rzemieslniczej nagla inwazja Min.....c/.nego kapitálu i rnaszyn — jedynie pani Horlili', me stracita glowy, twierdzac z przekonaniem, že llf m,i kohn & comp. jest jak nadmuchany balon, który Haiwyžej jeszcze przez par? miesi?cy b?dzie krqžyl nad Heslem niezym upiór, a potem gwaltowníe eksploduje I »iiikiiie. jakby go nigdy nie bylo. ľmroctwo pani Horgos spetnito si? niebawem. ľan Sam, magnát i kapitalista, bankrut w mitošci i ak- ■ |mi,.híusz sentymenlów, stal przez pewien tzas na des/ mu, wmieszany w gromad? dzieci i gapiów, przygladajac Hl / žalem, jak sdagaja z drutów transparent gloszacy M'*v jego firmy, jak nast?pnie ciskaja go w btoto niby ■tindar pokonanego paňstwa, a lumpenproletariusze | lyimlkowie kupiecey intonuja hymn ttaže, cara chráni. \i\r mogac dlužej patrzec na t? okropna^ scén?, odszedl ■ iwieszona glowajak zbity pies. Wstapil do pierwszej ■ptzej knajpy i nie wychodzíl stamtad przez trzy dni I h/y noce, nie žalujac sobie alkoholu, dowodzil przy lym ro/.bawionym gosciom i kelnerom, že wtašnie on |hi tym sŕymiym bankrutem, o który m rozpisuja si? |í/.ľly na pierwszych szpaltach. Dzi?ki niezwyklemu imystowi ekslrawagancji, dzi?ki sklon nose i doprzesady, Hražajacej si? mi?dzy innymi w braku umiarkowania, Mclagutrzech dni — i nocy— zdolal zamienic pozostalý kapitál Piekarni Mecha nie znej kohn & comp. na bez-■rtošciowe drobné banknoty, rozwleczone w postačí iS7 napiwku po kiesieniach ketnerów lub pozatýkaní' \t* 1 smyczku cygariskiego kapelmistrza. Pan Sa m. siedzial sztywny i nieruchomy, a >-ciato wydawafo mu si? poczatkowo }akby cudzc I-póki nie zaláta go ciepta fala alkoholu, dzieki któnjj odczut bliskoác, intymnost: swoich koiíczyn. liozdni dza.ce si? po organizmie cicplo, to niewidoczne sloní *i które rozgrzalo go od wewnatrz, przywrócilo mu \«M widualnošc i znów spojrzat na páke u reki jak n ■ swojej dtoni, tWOjťgo ciata Ciato jeuo na rumu ulcglo scaleniu i prostowalo si? w $wej naturálnej wlŕU kosci od czubków palców u nóg až po konce wtotdH na gtowie. Z zadowoleniem zaczal rozgladač si? po s,dl, pewny siebie, nieomal silný, a zmartwychwstale t^H cie milosci wlasnej promieniowalo teraz na wszyslkkj strony, nie obawiat si? jednak, že znów zgasnic nihj gwiazda. To niezwykle narastanie sily przypisywat dll taniu alkoholu, lecz jednoczesnie držal jak gdyby i* strachu. Bat si?, že go rozsadzi ten gwattowny przyply vtf mocy, nagte scalenie si? osobowosci, która odzyskd* wewn?trzns wartoáč i nadawala jego skórze, jego mítl niom í kosciom zupetnie nowa cech?: istniaty w sposóM jakby bezbolesny, naturálny mczym u dziecka. Od dtdaj gdy zbankrutowat — w piekarni mechanicznej ort w milosci — i systematycznie zaczal poniewierač sv cialo, które wydawalo mu si? jakby cudze, po raz pil szy tego wieczoru „Pod Zlotým Lwem" zdolal zespc w jedna catosé wszystkie jego czesci — serce, gtow?, i nogi, wn?trznosci — i ponownie odczuč je jako wta Iľ'l.....papierosnica, która trzymal na dtoni, takže od- i ,ita pelna wartosť, zasadnicze znaczenie wykracza-I ^fet poza zwykly cei užytkowy, a kauczukowy kolnierzyk I sta* n^ľ zaszczytna p?tla na szy i, noszona bez I jiMili-stn, ze sink'k im spokojem i szlachetna dunia, iako fm\ ,1 k a pi 7 y na L žuosci duchowej i filozoficznej. Szy b k i m, [ H| gdyby ostatní m spojrzeniem objal čate s wo je ciato, j ^Bllane i równoczesnie nagie, odczuí twarde, srogo-t ^feciale paznokcie w skarpetkach jak w jedwabnej reka-BcKce, skóre biata i upstrzona; piegamí niezym u pstraga, r ■ žo przystrzyžone popielate wtosy, które wsuwaty pod sztywny kauczukowy kolnierzyk i taríy o niego y každým ruchu gtowy. Ów jeden jedyny rzut oka tecznie przywrócil panu Samowi zadowolcnie i od-— upewnií go, že wszystko znajduje sie na swoim ■ku: ostré, sterezace lopát k:, z powodu który< h wy-si? niečo przygarbiony, wystajace kosci stawowe r^k Iców, wszystko, doslownie wszystko, jakby si? to od i nie oddalííoj jakby nígdy tego wszystkiego nie ■nawidzit. Czui, jak dr?twieja mu na krzeále pošladki, Íle mówiac, „to na czym si? siedzi", gdyž wlasciwie nie i.il posladków, a nogi na ksztalt cyrkla wyrastaty mu (Ost z bioder, czemu przypisywaí swoje chroniezne moroidy, o ktorých myslal teraz bez wstr?tu jak o menným figlu bogów. A czlonka ušpionego mi?dzy no-ml, m?skiego narzadu spowitego g?stwa wtosówtym ■) nie pomíňal, jak zazwyczaj, z obrzydzeniem do Mego ciaía i do tej klopotliwej, ci?žkiej m?skosci, lecz ym wszechobejmujacym spojrzeniem musnat i jego, |m iwLu ze skrúcha; nie zastanawiajac si?, dlaczego i po 258 259 co, zaakceptowal cale swoje cialo nie bez nadziei: kry^H samobójczy mina),,, Tego wieczoru wšród goáci przy sasiednim stol^H Edward Sam ujrzatpewna pania, pewnaniezwyklc piekiii pania, i oáwiadczyt, najzupetníej przytomnie, jakby w ■ sce o zachowanie osi agnáte) nagle jed nosci ducha i. ialt, która stusznie taczyl z obecnoscia tej kobicty: „Panowie pozwul$, že.......................- -M ...............♦..............................<■ Na chwile zapanowala przy stolíku jakby zgeszd^H cisza, która zostalo naznaczone decydujace spot dwojga istnieá ludzkich, dwóch gwiazd. I tylko z trzaskiem zamykaly sie i otwieraly papi nice w rekach panów. IEC MÓJ ODSZEDř. Z kdlít l.'lll líp<.j: ,\ OLLSÍ kľťW nleco póžniej, w sierpniu. Ostatní opustil dom stryj (lilo Wlasnoreczniepozamykalokiennice idwuskrzyd-mnv drzwi sklepu. W ci^gu dni a staly one zawsze ot-Wnirm, obwieszone barwnymi tablicami reklamowymi, | liisuda domu naszych krewnych przypominata wtedy hpostarte skrzydta kolorowego ptáka. Teraz, gdy stryj (Nin zamknal ciežkie d^bowe drzwi, dom oslepl nag-p l pociemnial. Czerwona woskowa pieczeť: odcisnieta to miejscu, gdzie zwieraja sie slepé skrzydta zewnetrz-fiyeh drzwi, upodobnita je do wielkiej, szarej urzedowej pperty z nudnými poumymi zarzadzeniami. Stryj Otto | indowoleniem popatrzyl na pieczeŕ przypominajaca. fine. po czym wsíadl na rower i ruszyl w slad za bryczka, lib'" J odjechaly stryjenko Neti i pani Rebeka, siostrze-Hci mojego oj ca. Moja matka przez pewien czas podlewata pelargoníe M kh tarasie, ale juž pierwsze jesienne przymrozki caí-luiwicie zwarzyly kwiaty. Dingo, pies naszych krewnych, toyl po nocach ziowieszczo, žalostne, nienawykty do glu i In i ciszy, jakazapanowaíanapodwcirzu i wdomu, gdzie a6) od dawna juž nie rozbrzmíewalo echo okrutnejjfl wu mojego ojca i drobných ztoáliwosci pani Rebeli która ojciec byt uczulony jak na mundu r wojskowy | na pokrzy we. Niespodziewane nieszcz?scie, jakie dotknelo nasiy kicwnych, i cisza, jaka zapanowata w obejšciu, gdzta | slychač juž byto dzwonienia rozsypujacego si? szkti szklanki, która mój ojciec cisnat na taras za plť opalajacej si? tam pani Rebeki, jesienna pos?pno£r; obrazu i slepé okna zabudowaň — wszystko to spra že Dingo i ja zbližylismy si? jeszcze bardziej. Cale I dui po odejsciu stryja Ottona przeležal na tarasie, swoim zwyklym míejscu, powodowany jakimis szajacymi zásadami, które sprawily, že nie chciah sic niewiernym prosta kiem jak pokorný wiejski ki kierujacy si? jedynie poirzebami zoladka. Przeležaíi na tarasie dwa dni i dwie noce, naskowyczal si? i wodlti níczym na grobie, trzeciego ranka zas prze si? przed nasze drzwi, ze tzami w oczach, ale z czy sumieniem. Nie naležy zreszta sadzic go zbyt si Dingo zawsze miat dwóch panów: naszych krewnj i mnie. Do nich pnywiazany byí, možná powied] na zasadzie interesu i przynaležnosci — to oni kuj go, a potem karmilij prowadzili na szczepienia p| ciwko nosówce i innym chorobom — do mnie natomii 7. powodów nátury uczuciowej, sercem, na zasadzie dzonego niewatpliwie od pierwszej chwili sentymtí wyczuí we mnie bowiem bratniíj dusz?, a simil sit, gaudet: obaj bylismy leniuchami i psotnikami zaraa biiielami pomyslowych zabaw, zdeklarowanymi wló-pmi i wolnomyslicielami. asza przyjažn zaczela si? dawno, kiedy go przy-Ijiono, przeszlo rok ternu. Pochtonatem juž wtedy lóstwo ksiažek i we wszystkie wyczytane historie wie-bjiytcm z dzieci?ca naiwnoscia, mi?dzy ínnymi bardzo ftejmowatem si?dola podrzutków, które rozpoczynaty Oje ciežkie žycie u bram domów zamieszkanych przez In hetnych i dystyngowanych panów. A že w marze-llitt h senných bywatem zazwyczaj bogaty i wyniesíony p godnosci co najmniej hiszpaňskiego granda, takže Mego jesiennego poranka obudzitcm si? z pelnego ;hy snu, w którym miatem wtaáníe dokonač szlachet-pgo czynu, ratujac podrzutka ptaczacego pod barokowa Uma moich litošcíwych rojen, Ptacz podrzuconego imowl?cia, którego los záležal tylko ode mnie, tego uika przeciagnat si? jednak poza rámy snu, przesiakt, :iekí jak woda, jak mocz dziecka, którego wilgotna po-íl swiadczy o tym, že sen oszkole i o szkolnej ubikacji telat si? níestety poza dane od Boga graníce, Obudzi-iih si? juž na dobre, nastuchiwatem z oczyma pelnymi Uumienia, wpatrzony w mglisty, mleczny swit, a placz clegat si? nadal. Ów przesliczny podrzutek, zrodzony z mojego snu Hby z wn?trznošci matki, ležat na boku, na podécielo-nych szmatach, i wpatrujac si? we mnie zaízawionymi rzyma jak dwa duže ciemne winogrona, lizal mi d Ion Jleplym róžowym j?zykiem. Sieráŕ miat jak u lisa pu-•tynnego lub u kuny, poíyskuj^ca, mi?kka, i pi?kne mi-nlaturowe lapki krwiožerczego Iwa, podobne do dwóch róžowych przytulnych gniazdek, z których wyglgdaly |hi cztery ptasie dziobki. A ogonek, lo male pasožytnli i zwierzatko, žyt swoim pasožytniczym žyciem, calkov cie samodzielny, sklonny do naglych i niespodzíewatnl ruchów, wesoly i swawolny. Tylko pyszczek by} smuhiy sfaldowany od powstrzymywanego placzu, przypomiiil jacy przedwczesnie postarzala buzie dziecka. SzczenUll pod bil mnie juž pierwszym spojrzeniem. Najdziwniejfl jednak w ty m wszystkim bylo nieslychane podobieňst¥B zwlaszcza w oczach i zmarszczkach wokól warg, do star*) pani Knipper, akuszerki wíejskiej. Wszelkimi sposobaml usitowalem opedzič sie od tego blužniertzego porówti^ nia, od tej personifikacji, ale na próžno — piesek miaí M marszczona, zawsze gotowa do placzu twarz starej p^Ě Knipper, akuszerki wíejskiej, Niechaj czytelnik nie sada že to porównanie, to niezaprzeczalne podobieristwo, n| suwajace grzeszna mysl, iž szczeniaka wydala na šwli| pani Knipper, nie budzito we mnie dalszych skojar/eA Przeciwnie, Slyszatem juž kiedys, jak pani Rozika, prací ka, opowiadala mojej matce, že w Nowym Sadzie pewni dystyngowana dama urodzila szešč szczeniaków — owoc grzesznego stosunku z owczarkiem niemieckim pólkiwl któremu jeszcze przedtem zapisata caly majetek. Az du tej pory opowiesó t? traktowalem z duža doza rezerwjf teraz jednak, na widok psiaka pod naszymi drzwian uwierzylem nagle, iž nie byla ona wymystcm pani R ziki. Moja matka zas nie zaprzeczata plotcc nie dla ženie chci ala wobec tej ciemncj baby stawiac sprawy ostrzu noža, ale dlatego, že sama dopuszczata možli takiego stosunku, z takim rezultatem. 264 n K11 vy ni i wum- [ Prosze sobie wyobrazic, jak bylém przeražony, gdy ^Bajutrz stryj Andrej powiedzial mi, že szczeniaka przy ^Hiono od.,, pani Knipper, akuszerki: I ,(/.y stryj nie uwaža, že ten piesek jest uderzajaco po-1I1 il>m do starej pani Knipper?" — spytalem, chcac spraw-Hllc swoje podejrzenie. Stryj Andrej, syn pani Rebeki, ujaj mordke szczeniaka fcoliiľ i(c'i t-, w y w i ja j ac miekk ie, aksamitne uszy, podobne ml uvu natrž do platków róžy, przyjrzal mu siedokladnie 1 /iiczal trzašc sie ze smiechu. Moje porównanie wcale ^Bt wydalosic stryjowí absurdalne, potwierdzilje nawet, 1 1. ijc sie, že sam na to nie wpadt, chociaž psiak od im 1 wszej chwili uparcie mu kogoš przypominaí. Wszyscy o. '.zla z.godzili sie z tym porównaniem, zauwažyli podo-Istwo, moja siostra i moja matka, i stryjenka Rebeka, lyscy. Stryjenka Neti z poczatku smiala sie. bezzeb-fim ústami, a potem znižajac glos, powiedziata, že nie rba obražač Boga, wiec przestalo sie o tym mówic, Bč z pewnoscia každé z nas zastanawialo sie jeszcze id grzesznym porównaniem, graniczacym wíašciwie I pornografia, przynajmniej w moim odczuciu, I Stryj Andrej oznajmit mí niby jakaá uroczysta tajem-1 , že psiak bedzie sie nazywal Dingo, tak jak dzikie, piwiozercze psy grasujace w Austrálii. Džwieczne egzotyczne imie zabrzmialo dla mnie jak Mpowiedž nadchodzacych przygód, oczyma wyobraíni Whl/e juž bogatq w przežycia przyszlošc, petna cudow-Htyth atrakcji. To male stworzenie, wilgotny nos, drža-B|t lupki, które otwieraja sie i zamykája niczym kwiat 111 — wszystko to naležy teraz do mnie, cala ta delikátna 26s zabawka, k tóra kiedyá staníe sie w moich rekach 1 bezpieczna bromu, grožba i postrachem moich wroJ^H strózem mojego snu i mojego dala, a przy tym cAH wym cudakiem umiejacyni taiíczyč na tylnych lapa< li i palič fajke! Poczutem nagle zapierajúca oddech raduM zrozumiawszy, že zgudnie z logika serca Dingo byd/li mój — dzicci z usposobienia sa mu bUisze níž dorosí i, m zasadzie podobieristwa, gotowosci do zabawy i do oŕ]|^| Jeieli nawet Stryj Andrej, dotrzymujac obietnicy, by go tresowat, uczyt rôznych sztuczek — i tak ja na t]^H skorzystam, Stryj može go nauczyč chodzic na tylnycH lapach i palic fajke, a ja nauč/? go mówič, Bo dlacitflH miody, madry psia k, który potrat! patrzeč i ptakac zujriH nie jak cztowiek, nie miatby sie nauczyc mówiŕ? 1 to ji|H jak gtupia papugu, bezsensownie powtarzajaca oderwjH ne, niezrozumiafe dla niej stowa, nie, on bedzie umiaí jiH czlowick, jak dziccko wyrazic cala. skaly uczuč róžnortiM nych i bogatych, tak jak teraz robi to oczami, Rozdzielony z matka, k tóra gdzies tam na peWflfl za nim teskni i przyzywa go. Dingo kulí siy z jakiegnl odwiecznego strachu, držy, czoíga sie u naszych n4H i tylko czasem, gdy na chwily ocknie sie w nim pierwoliW 1 instynkt, wysuwa pazurkí ja k by z íóteratu. obnaza kly 1 i gotuje siy do ataku z oczyma pelnymi dzikíej grožby. Alt j ówinstynkt, utajona zta krew izewdzikoscí znowu stahuj ■ wp?tach wychowaniai tresury, samobójczo, napást I""-rozwarta paszcza napotyka przyjažnie wyciajF.niy.ta. bí||fl dloň dziecka i Dingo liže t? p aduta c a ludzka d loti, chowi. I pazúry jakby do pochewki, zapomínajíc o niedawnyclH za mi ar ach. ■ Puwoli zapomíná nawet matke, skowyczy juž tylko * ti .-lIv, gdy jest zupetnie sam, gdy przy pomni sobie jej j iMjiach i jej jyzyk. Budzi sie wówczas z glcbokicgo snu ^■0 z najglybszcj medytaeji, podnosí teb i zaczyna ja. woluŕ. Wlasne skomlenie, smieszne, bezsilne i daremné, ■lywraca go do rzeczywistosci — Dingo znów ktadzie fwv na wyciagniytych lapach i usiluje przypomnieŕ ihie swój sen. Zápach mleka w postawionej przed ním ihcczce miesza si? ze snem jako jego przedtuženie, jako owoc, i psiak, choc najprawdopodobniej swiadom Bnilstepu, zatzyna godzič si? z ta zamiuna: bez pospie hu, jak gdyby daj^c do zrozumienia, že nie catkiem j/woli sie nabrač, líže micko jezykiem jak kot, oblizuje Zápach Tytoníu — czyli mój stryj Andrej, który lli w tajemnicy przed matka. — oczywiscie nie jest py tym obecný A pani Rebeka, ktorej ciemna, tlustá ra draž n í nozdrza ostrým zápachem kobiecosci, po-|«HÍa sie za zastoná cieplego, parujaeego mleka tylko na hioment, tylko na tyle, aby to ztudženie mleezne bylo llniejsze, gdy ž jej zápach jeszczc bardziej przypomina knlakowi utracona matke-karmicielk?. Jedynie ja Ľam obok, maczajac mu nosek w m leku, i przemawiam zotliwie, aby zapamiytal mój gtos, aby uwažal to íko za dar pochodzacy ode mnic, žc tak powiem, ze kile wyssany. Ležy teraz osowialy, jakby dal za wygrana., mruga za-IWíonymi oczyma, nagle zrozumiawszy, že to nie mleka brakowalo, ale czegoá innego, nieokreslonego, že i'Iíi >ko w nim tkwí jakas melanchólia, t?sknota za czymé il'-k i m, utraconym. Spoglada wokól z rozczarowaniem, 266 267 wll \ syty, ale niewesoty, i próbuje uwoltiic si? od tej cl psiej niedoll za pomoc) btogiej drzemki, stodkiego i w którym pozostal jeszczc slad jego bohaterskich czych przodków, jakai atawistyczna sila — ostrzy na nflH z?by i pazury niczym na oselce, dzielny, nicustraszony 1 wtcdy, w pólsnie, na granity zludnego zawrotu glowy i purpurowego blasku, spostrzega swój ogon, to niezruflH žmijoksztaltne zwierze, które skreca si? i zamierza 114 j niego, sni aga po grzbiecie i po bokách, szukajac miejtdH gdzie najlepiej zadac smiertelne ukaszenie. Atawistyc/.ny I strach i gniew jež) sieršc Dinga, zac zyna sie uroLeskowu 1 pogoň, szalony taniec w kólko, karu zela, Ghwilami udfffl mu si? schwytať: wlasny ogon, ale gdy jut m a lozprawM I si? z nim raz na zawsze, to chytře zwierze w ymyka mu -Mlej 1 i ucieka dookola, tuž przed jego nosem. Jest to jednak malo istotny, przemijajacy konflikt, któffl po kilku dniach zakohczy si? paktem o nieagresji, lym sojuszem, wkrótce ulegnie zapomnieniu na ra o wiele ciekawszych konfJiktów z pchlami, owads kótami i ptakami. Pomog) tež o nim zapomnieé ct to nowe zápachy dolatujace z kuchni, tarasu i pt rza, namiastka ludzkiego požywienia, resztki 7e stolu, wrcszcie fundamentálny, odwieczny p robíc m obr;Ul#| z mies a košci. Zazwyczaj nieporadny i nieufny, pH czas pierwszego zetkni?cia z rzucon) mu košcia Dingo odkryt jakijs prastará, biblijna prawd?. |už samo spfl kanie w?chu z wolowym žebrem wydobylo mu z gar4| wcale nie dziecinny, ochrypty warkot, a zetkniecie z ta. nieco jeszcze krwawa košcia nadalo jego laj pokorným, ciemnobt?kitnym oczom patyn? zwien 26& ■Ikosci: pierwsza kose stata si? pomostem mi?dzy ata-pUiyczn) prehistoria i obecná egzystencja wsród istot ■munožných. \ Moj ojciec došó dlugo udawat, ze niczego níezauwaža, m nbecnosc psiaka w naszym obejšcíu wcale go nie ob-Wlndzi. Sprawa jednak przedstawiala si? inaezej: ojciec Bielakt sie, že stworzenie to može zagrozic jego slawie, Ipkliuac go w cíeii, nadalszy plan.gdyžod kilku dniu nas tli naszych krewnych mówilo si? wylacznie o psic, a na wyt zyny oj ca zwracano coraz mniej uwagi. Tym przy-^■nniej nasi krewni tlumaezyli królewska obojetnoíč n|i a wobec Dinga. My ze swej strony skwapliwie podtrzy-■tytvališmy t? teze, aby ukryc przed nimi prawd? (która Hfczta nie podwažala stusznošci tezy naszych krewnych): ^■y pierwszym spotkaniu ze szezeniakiem, jeszcze nie-■hrzczonyrn i glupiutkim, ojciec przežyt silný szok, k tóry niógl si? skohezyc tragieznie. Sta to si? to w dniach ll«i|wi?kszej jego stawy, w okresie wspaniatych spektakli I lnirzliwych oktasków, jakie zbieral w karezmach pod-|p»«Kwych slynnych wyst?pów i prelekcji urozmaicanych ■Ulrzowskimi improwizacjami spiewaczymi. Pewnego H^lislego jesiennego poranka wracatz dwutygodniowc-yu ftiurnée po okolicy, z twarz) blada, z pólprzymkni?-BiriL oezyma, pijany slawa i alkoholem, poturbowany i upluty, w ubloconym surducie i pogniecionym pótcy-llndize. Ca la noc bladzit po obeych polach, straciwszy Mrlrntacj?, gdyž gwiazdy byly przeslonie.te g?stymi chmu-Hni. Ušitujac uparcie od naleze wlasciwa drog? dzi?kí in. Intwi porastajacemu pnie drzew od strony pólnocnej 269 i innym podobným znakom, brnaí w blocie, osuwalfH do rowów, wpadal na ploty, Byla to piekielna, hurzowi noc, pelna bíyskawic i grzmotów, c za r na jak smola nuť obwieszczívjaca symbol i cznie zgub? mojego o i ca i konin iwiata, Ale nawet od metafizycznego 1?ku i od strachu przed blyskawicaml silniejsze bylo przeraženie, któr* poczuí w chwili, gdy opadly go rozwscieczone wiejskui psy, zgraja kundli spuszczonych z laňcucha i zgíodnli lych, szarpiacych jego strudzone, umcczone ciato. MAJ ojcíec — encyklopedysta, mag, psycholog itd. — nie zrum j iným, I Heciňstwa, oblana promieniami stoňca Gór? Oliwna, Montenegro. Pragnac ostabíó oddziatywanie deszczu, ■rolnič mnie od sugestii i úroku jego tercyn i kwartyn, Utni ka rozšwietlata obraz swego dzieciňstwa wiecznym itnhcem i jaskrawymi barwamí lata, umiejscawiala je Hfcyznej okolicy, w oazie wšród gór i skal. ľrzej?ta wlasna opowiešcia i wtasnym mitem, za kaz dym razem wracata do kwestii pochodzenia naszej m-íl/my, nie bez dumy odnajdujac przodków w dalekich, ■g)a osnutych czasach šredniowiecza, posród možných ■•nmv i dam dworu, oraz ustanawiajac przez nich koliga-Mf z ksiažetami, arystokratami dubrownickimi i wenec-liliiu, jak równiež z albaňskimi wtadcami i uzurpatorami. Na odleglych gal?ziach tcgo drzewa genealogicznego — zczacego w bladym éwietle naszego kaganka jak orna-■tnty na šredniowiecznych pergaminach ze zloconymi Inkjalami — oprócz rycerzy í dam dworu pojawiali si? wni žeglarze, którzy przemierzyli swiat od Kotoru tKonstantynopola, až po Chiny i Japoni?, a na galezi 1 ulkiern bliskiej znalazta si? nawet amazonka — przynaj-iHiiiej ja\q sobie tak wyobražatem, matka mówita o niej |iu prostu „twoja ciotka" — która z poczatkiem naszego leku, a wi?c w niedalekiej i by naj m niej nie mitycz-iir] przeszlošci, przysporzyla rodowi stawy, odrabaws2y Hlnw? napastliwemu Turkowi! Byt równiež bohater na-Ifodowy i pisarz, stynny wojewoda, który w piecdziesia-Hjfrn roku žycia nauczyt si? czytač i pisac, aby wzorem U ihai erów antycznych do laurów swego miecza dohjczyč lnul pióra. Kwíal drzewa genealogicznego, które matka kml/ila w tlustým, wilgotnym c/.arnoziemie wieczorów 2S0 281 ■íl šw\M tadajatfl burzui y jesiennych, stanowili jednak moi wujowie, ludzie bowi w najlepszym tego slowa znaczeniu, biegle wla jezykami obcymi i podróžujacy po calej Europie, bunfj staře mity w i mi? nowych, na skale europcjska i Swlí towa- jeden z wujów zostal nawet wyróžniony przez k rolu serbskiego zaproszeniem na obiad, po któi;. m — v, I u i swym europejskim manierom — udal si? do restaurm |l ,»Dardanele", gdzie zjadt zdnnva porcj? f a sol i po serbsl n za 25 par (wra 7, z cb I ebem r w ka I k n Inwa nym w cene). . W každej z tych historii tkwit moral, ktorý matkft^H powiadala na koncu, po trzycwierciowej pauzie, n dy stých, lub zachecaia, aby m sam go wyci^gnat, spiaw d zajac przy tej okazjl moje sklon nose i í normy mou* Wsťód matezynych opowlesci — oprócz tych srcdimi wiecznych o rycerzach i królach, o pi?knej Cygait^jfl i ostatním z Abenseražów — by ta takže bajka z podwimzam, Ľzym pani smaruje buzie dzieci, že maja. taka |H?kua, bialij. c:ere?». Usmiechalam si? na to, mówiac, Že ■rOgóte nie srna r u j? was niezym, tyl kn daj? dužo mleka, nworów, jarzyn, czasem sok z pomarariezy. «Pani wy-I iľty, ale nie moge w to uwierzyc...». Och, Andi, to ci \u/ chyba opowiadatam... A kiedys znowu, w Kotorze, I jukni pani zatrzymala mníe na ulicy í prosi, žeby m jej Bfcyczyta moje žurnále, ^fakie žurnále? w — zdziwilam *Hi, a ona pyta, czy wasze ubranka sa szyte wedlug mody v» kdciiskiej czy paryskiejr «Przepraszam bardzo — wyjas-inl.un — sukienke Any sama skroilam i uszylam na ma- ^Hnie wedlug wymyslonego przez siebie ťasonu, ubranko, 2S3 które ma Andi, tež sama zrobilam na drutach, a ziclm ne jest dlatego, prosz? pani, že ze wszystkidi koloniW na j bard ziej lubie wtasnie zielony, zielony jak t rawa. Chl nie požyczylabym pani žurnále, prosz? mi wíerzyc, ale fím přenumeruje ani wiedenskich, ani paryskich» Na to onu., Ach, kochanie, przeciež to tež ci opowiadalam... Bo/c, mój Bože, bylišcie najladniejszymidziečmi na calej uhry Bema i wszyscy naokolo pytali, jak j a to robi?, že mafl takie rumiane buzie". „Opowiedz mi jeszcze — prošitém — jak przyjechll nástupca tronu, jak byl ubraný i kto mu sie podobal. " „Och, Andi, chceszto uslyszec. jeszcze razV — cieszyM si? matka. — Chcesz pev/nie zapami?tac, co powiedzlil mlody nast?pcatronu?... A wiec koležanki zaczely kiedy szeptač, že do naszego miasta pizyjechaí mtody ksiajq chyba to byl ksíaze wloski... I rzeczywiscie, któregoá przyszedt do naszej szkoty, jak to sic mówí, wcogmto, ubraný jak najprawdziwszy ksiaž?, urodziwy jak dziew czyna, wszyslko na nim btyszczato, zlota szabla i epolflfl a dlonie miaí biate, wypieszcvone, jak wielcy panowio, /.abawil zreszta krotko, popatrzyl na nas, pošmiat sij i odszedl z dôstojná asysta., rmeniac si? od srebra i zíotl| a jego ostrogi džwi?czaty w koryta rzu przystrojonym ni t? uroczystošc róžami i bzem. Nazajutrz wzyvva mni* signorina Angelica — Wloszka, która uczyla na s rotuji r?cznych — i powiada, že mtody ksiqž? wypytywal, \A si? nazywam i skad pochodz?, z jakiego domu, bo bard/.o mu si? podobala m. Ze wstydu o máto nie západ lam sif pod ziemi?... Pomysl tylko, Andi, jaka pi?kna byla twoji matka...". ;iažf, lu moja matka odkladala na chwil? druty i prz?dz? |ak /meczona Parka i wyjmowala zglebí szafy kartonowe ■Úd ta, w których znajdowaly si? staré, požólkle fotografie lod/mne i dagerotypy, ów corpus delicti minionych cza-liKv. urojonego blasku jej mlodoáci i slawy naszego rodu. Tak to, powolí i catkiem nieáwiadomíe, matka zatru-w.da mnie wspomnieniamif piel?gnowala moja slabost: do II mých fotografii i pamiatek, do pleáni i patyny. Padajac lilia t a tej seti t y mentálnej edukacji, razem z nia wzdy- i liiilem do dni, które nigdy juž nie wróca., do dawnych ■odróžy izapomnianyc h krajobrazów. Przesiadywalismy W n n lezeniu, pochyleni nad požolktymi fotografiami, kto jyth anachromcznnsč: nie ulegala kwestii, a staroswieckie Ublory budzity w nas t?sknot?. len utalentowany mlody cztowiek, wunderkind, poeta I pianista, to mój zmarty ojciec, Edward Sam — mówitem ibie w duchu. Edward Sam, zmarly ámiercia podwójna nleodwotaln^, Oto moja matka, Maria Sam, w czasach y nie by ta jeszcze moja matka. Niežyjaca juž Maria . A oto moja siostra Ana, sprzed ja k ich s pi?ciu — szeš-lu lat, gdy mieszkalismy w Alei Kasztanów... Niežyjaca lu/ A na Sam. Ten chtopiec zas — r. dzwoneczkiem na Hyi, jak ba ranek — to ja, niežyjacy juž Andreas Sam... fciwszcchncmu umieraniu — ezasu, mlodosci i mody — nioja matka p robo wa la niekiedy przeciwstawiaé utopi? ii 11 I istej przysztosci, w ktorej jednak j a kos nie potratila U iialežt':. Byty to tylko daremné dygresje, sprowadza- i m ' sie do domystów, po czyrn znowu, poprzez barwne ■tygody moich wujów, história powoli i nieuchronnie stačžala sie. w przeszloáč niby w przepasc, a wokóí rozsypané požólkle fotografie jak jesienne líščie. Zanoszac sie smiechem, w drzwiach stawata Ana, sk|i pana w deszczu, ze zroszonymi wlosami, niczym dd bry duch nocy. Szybko orientowaia ste, že b t ad z i my pn áciežkach przeszlosci, i jakby uražona, zaczvnala z riun pokpiwäč, robiac alu2je do oje a i do naszych wieczornydl seansów, Szczesliwy, že w tak i prosty spôsob udalo ifcf rozbic twarda skorupe žalobnej ciszy, zbieralem z podtod fotografie 1 w pospiechu skladá tem je do pudla, jakjl schwytany na goracym uczynku i zawstydzony, matka zas zrywala sie tak nagle, že 2 kolan spadaly klebki, koziotkowafy w pólmroku níby angorskie uwiazane na kolorowych nitkách do koszyka z wetn i niewidoczne baraszkowaty po katach, zderzajac sie d likatnie, jak gdyby d la zabawy, kolkl, 1 ;vliu|, to1 miakľ [ak uplywal czas, gromadzitem čoraz Mi ii.i rj dowodów podwažajacych moja wiare we wlasna lilľMiiiertelnošc:. /wlaszcza w dlugie wieczory jesienne — l)iIv pokusy stawafy sie silniejsze, bardziej na t r et ne i gdy Jrdyna pocieche stanowiŕ mogla jasná, btoga wizja nie-tloilepnegozreszta dla mnie raju — zaczynalem podawac ^Watpliwošc wszelkie wartošci uznawane przez Boga >rzez ludzi. Wyczerpany dlugotrwata glodówka, idac stanialem sie na nogach. Na próžno zaklinalem Itke, žeby nie zostawiala mnie samego w ciemnoš' h. Przejeta tym i zmartwiona obiecywata, že uchýli bwi od kuchnij aby do pokoju wpadaí promien swiatfa, kbwala mnie, dodawala otuchy, po czym wycofawszy M do swego kata, znów z k lebka m i welny na kola nach jinwracala do mozolnej, wyrobniezej prac:y. ľrzekonany to kontu sila jej argumentów i pogodzony z níeuchron-^Hcia snu, ktorému dotychezas da temnie sie opiera-(■■iii. postanowitem wprowadzic w czyn jedna ze swoich |Hľkielnych, grzesznych myslí: podporzadkowac sobie aniota snu, wykorzystač przymusowe í przykre obco-nie z ním dla bezbožných celów. Z biegiem lat tak ... 2S7 narósl we mnie lek przed snami, že rankicm, kiedyH budzilem, pierwsza moja mwl graniczyla wlašciwieH smiertelnym strachem: a wiyc znowu nastal dzieií, kmikl dzieri, nieodwolalnie koriczacy siy czarna otchlania snu, w której bydy musiat zatonad na przekór wszyslkieiflfl ľodšwiadomie przeprowadzana paralela pomiydzy 4É klem dnia i nocy oraz cyklem žycia i šmierci stala rifl w pewnej chwili absolutnie nie do znicsien ■ - '" j lem wiec od siebie drugi czlon (ego porovnania >akii problém, nad którym zdažy zastanowic si? w przysztcw fenomén snu natomiast nadal byl ci^gle obecný i aktu alny, ze swymi koszmarami, dziwami i pokusami. Nal po nocy> juž od lat. Zawsze powLuv. I m.,- ni s.im \ity kalem na brzcgu rzeki, w polu, wsród tak i kwia-, pann? Magdalen?, mtoda gospodyni? kierownika koty Ta czarnooka dziewczyna o wydatnych piersiach tcowala kiedys w Budapcszcic, skad przyjechata w na-itrony z jakims oficerem, a gdy ja porzucií, zacz?la pkietowač tutejszych chíopców, cz?sto si? o nia bili. led/iatem, že romansowata takže z moimi mlodymi zynami, kilka razy ich podpatrzylem, spoty kalem ja. tež l . može sie opierač albo wezwač polic je, i naraz o malo ijfl nie rozeámiateiK, upi/;, trn i mi\v>xy sobic, jaki to no usnít, ;lež ja sam ja wymysliíem, stworzytem na miar? trnvw snu i swoich sil, wiec smiaio, mlody cztowieku, tdwih jej spódnice, sam to przeciež wymyslites we šnie, tylko sen, to tylko sen. Tymezasem kobieta dalej 41 la sie kolo mnie, drwíac z mego niezdecydowania I moich obaw, gdyž nie przebudzilem sie jeszcze na dobre, reŕleksja, že to wtasciwie tylko sen, zdyskwalifikowa I iwoja decyzje i musiatem pogodzic sie z faktem, že Bpf Anie nie možná rozstrzygnaŕ o wszystkim sila wíasnej ^Hl, nie možná eksploatowac go jak kopalni grzechu slepku. \ W drugiej wersji tego samego snu ucieklem, plonac tr wstvdu i nie udalo mi sie wzbic w powietrze, tylko n spadalém w gieboka przepaác, lekko, jak gdyby t ikrzydtach, przekonany, že skonczy si? to upadkiem, . 11, askaniem sie i piekielnym ogniem, pragnalem hdnak cieszyr si? jak najdtužej chociažby rozkosza za-inrotnego spadania, bo i takczekalo mnie przebudzenie, i*' wszystko nieprawda, nie przebudzítem si? jeszcze na lobre, to tylko sen, to tylko sen, taki jak inne, to lylko sen-NX' tej chwili przestaj? spadač do piekla, przytomnosc Imtl/.ie kres ternu lekkiemu spadániu, tak podobnému tin lotu, i ocknawszy si?, sprawdzam, na którym boku Ipulem Wielkim wysiikíem woli przewracam si? na prawy bok: $, mm culpa, o, mm maxima culpa, o serce, o nocy! Uparty na lokciach, zdyszany jak szczeniak, próbuj? Hi/jsnač si? z majaków i grzesznych mysli, zapomnieč • iwych kl?skach, W szarzejacym mroku dostrzegam 297 gmectf ll.l/clío matk? i siostre. wstrzymawszy oddech, upewmam že špia, a zatem nie byiy áwiadkami moich zmór marów, nie zdradziíem si? krzykiem ani ruchem Wiecznošc i ámieró, tajemnica czasu staja przede n i niepojete i niepokonane. W ciemnych powijakach umy i porannej szarówki czas kondenzuje sie, gestnieje w kwašniejace mléko; rozbudzony, naiwnie usilujego prii niknač, lecz napotykam tylko gl?bokie milczenie p ' rych, stoczonych przez robacLwo sprz?tów, przygnie nych swoim nocnym, specyficznym cieiarem, wyk znieruchomíale wahadlo w sercu sprzetów zmia nych zapomnienicm, wlašciwic nieistniejacych, bell tošnie zamienionych w plamy, okolonych liliowa auiflfl Obrazki na scianach, za szklem, Aniol Stróž nad moll lóžkiem, szafki nocne, ziejacy pustka flakon — wsi ko to jest teraz jedna wielka, žalosna próžni^ bez ser bo w pólmroku ledwie možná dojrzec, gdzie sie co duje, i wlašciwie tylko domyšlam sie tego na podsta wspomnieií z wczorajszego dnia, które wydaj? sic bař dzo juž odlegle. Obecnost: matki i siostry odczuwam jako znak M cia, chociaž nie stysze ich oddechu, umieranie sprzf tów natomiast odczuwam tcj noty niemal namacalnli jako bolesny cí?žar, gdyž stanowi ono jeszcze jeden doj wód istnienia smierci. Zaczynam tež utožsamiač moM ámierc z zapomnieniem, w którym pogražaj^ sie sprz?t| w ciagu nocy, i przejmuje mnie dreszcz litosci nad 1« sami šwíata. Jako jedyna pociech?, jedyny znak zwycifl stwa nad nicoscia wylawiam z mroku — najpicrw jako odglos, potem jako nikly btysk metalu — male, okraglf 29« "Z awlil ■ 1 /i^ara, bohatersko przeciwstawiajacego sie smierci, Hti y i czasowi, usiluje wiec jego zwyciestwu nadač rang? BwN/ťthnego triumfu, umiešcič jego serce w mai ty, ym l kle nocy, aby je wskrzesič, wydžwignac ponad roz-■p>wnienie i uczucic kleski. Przykladam ucho do šcianki Birtwej szafki nocnej i chwytam przenikaj^ce ja drže-■f, »lyszc, jak uderza jej puls ponizej gardla jak u jasz limki, wytežum wzrok, by dojrzec doniosle skutki lego iwy< icMwa. i juž wydaje mi si?, že jasny promicn za Mtnwil skrzydla Anioía Stróža. Pozwalam wi?c snuó llv rojeniom, rozdmuchuj? zwyci?stwo do powszech-i .0 triumfu barw i šwiatla, które zaczyna atakowač ze - vsi k ich stron, wyst?powač z tam obraz.ków, wykwi-m/t na ksztalt wielkich plomiennych róž z zawieszonej um drzwiach sukienki mojej siostry Any, /, nadejšciem šwitu, šwiadom zwyciestwa, radošnie l«*iko( zony žyciem budzacym si? w sprz?tach i we mnie, |Nt raz pierwszy zasypiam snem sprawiedliwego, snem, Wt którym nie ma wzlotów ani upadków, Collins podbiegl do stolu, zapálil lamp? Wentworth ll.uiz.a tymezasem džwigneli Mulatk?. Oczv miata prtf mkni?te, oddech coraz slabszy. Collins podniósl lamp? tyysoko nad gtowq i przyjrzal si? dziewczynie. W dh> f nlu< h se i skala mala ampulk?. Na wargach jej pozostalo klika drobniutkich ziarenek proszku. (Rozdzial xxxiii) pWiatr! Wiatr!" — rozlegly si? okrzyki na pokladzie. gNureszcie — porny slal z radošcia Wentworth. — Koniec Irj okropnej ciszy". Dziato si? to rankiem, w jakies dwa lygodnie po smierci Marcii, Siedziaí na werandzie ze 299 swoja dziewczyna i z Southerlandem, patťzyl na wielkie, šwietliste mor ze, na ktorým tu i ówdziezaczy j už narastať fa Je,,, Styszatem toskot fal rozbijajacych sic o boskic brzffl dalekich kontynentów — Tahiti, Archipelagu Malajsklip Japonii — jak bujnie rozkwitta róža otwierala sic prxtS mna história swiata, przygoda dostepna jedynie naju n;k szym šmialkom, wiecznotrwata história swiata, w któN dokonat siewlasnic jeden z rozdziatów — wspanialy hnf> py end mitosci. Pertoptawy, Mulatki, kepy korali, or|fl chy kokos o we, cgzotyczna flora i fauna, wszystko toU^H Boskie twory na miare. mojego snu, ich barwy i kszt.. a zwtaszcza zápachy potra ritem wyczarowač z taka dl k Lul n. isu.i. /■. i.i ;■ ■■!!■.! I ■■ tylko stracit n i.-.hii. li oezach, jak w oezach slepca, który nagle przejrzal, gdytk w wyobražni stwarzaíem ideálne modele roslin i zwlfl rzat, odwolujac si^ do doswíadczeň ze snów i lek tury fl blijř do czasów Noego, Blogoštawiony podziat swiata zlých i dobrých! Moi bohaterowie — na klórych wyclIB n y pat ľ zy lem niektedy przez palce, wybaczalcni im lifl komysln<^c i niezbyt obiektywnie ocenia lem przygodfl mitosne — wyszedtszy obronna reka picli/-icvdi slf niebezpieczenstw, na zakoňczeníe powiešci otrzymywifl nagrode niebios w postačí jakiegoš boskiego daru: Mrj^_| ki o wargach nabrzmiatych jak owoc granátu a lbo bia lej dziewczyny — z piegowatym noskiem — która ramioiu mi przypominajacymi lilie oplata ta szyjesprawLed.liwcgti Przeraiony rygorystycznym klimatem scen biblijnychj przekonany že z pietnem grzechu pierworodnego uigdy nie zdolám zachowac wszystkich dzíesiexiu przykazan, ľft zóny kalechizmem, który strona po stronie wy-iit|e moja sktonnosc do grzechu, mój úpadek, nie-ronnošč tego úpadku i oczywistošc ezekajacego mnie la — oddaje sie lekturze ulubionych powiešci podob-|Lik grzesznym myšlom, przed ktorými nie potrafie t obronic, a które wedtug surowych, drakoňskich wy-■pjknw sadu ostateeznego jednak mniej grzeszne niž. MMlVpki, niž czyny. Przywlaszczani sobie z powiešci Máy I mor za, niebo i mitoéc:. O, žycie, o, šwiccic, o, swo-IiimIh! O, o jeze mój! IVwnego jesiennego wieczoru — niechaj czytelnik ^kwuli, že wyodrebnie to zdarzenie — pewnego najzwy-_Bjizego jesiennego wieczoru (miatem wtedy jedenašcie Lili. bez zadnego przygotowania, bez zapowiedzi, bez íintków na niebie, dziwnie po prostu wtargnela do na-! iti^i* domu Fulerpe, muza poezji liryeznej, Bylo to jedyne Mine wydarzenie, pedyny promíen rozjaániaj^cy status quo tej chmúrnej jesienL Ležatém w kuchni na drewnia-iir) skrzyni, z kocem naciagnielym na glowe, z rozpaezy |i>»sianowiwszy przespač jesienna nude i poskromič gtód ■Inlckim rozmyslaniem o tym, co mnie ezeka, o milošci. i Hod wysubtclnia czlnwieka, wysubtelníenie rodzi mitošcf ■Itošč rodzi poezje- Moje bardzo jeszcze niedojrzaíe Hryiibraženie o mitošci i o tym, co mnie ezeka, prze-■iztalcalo si^ w fascynujaca, wymalowana jaskrawymi btu wami mape swiata (aneks do ksiažki mojego ojca), ■V mš nieosiagalnego, w rozpacz. Podróžowacl Kochač! Afryko, o, Azjo, o, dalekie kraje, o, moje žycie! Za-inknatem oezy. Pod powiekami, zacišnietymi mocno, 300 301 až do bolu, szara rzeczywistosc" zderzyta si? z o^in.-ni fantazji i zapion?ta purpurowa tuna- Potem przybrfl odcieií žótty, blfkitny, fiotkowy. Na chwii?otwor/ylon|# niebo i przy džwieku fanfár ujrzalem. jak nagusiťrtklí aniotki, poruszajac skrzydeikami niczym muchy, unii sza si? wokót skupiajacego róžowa jasnosd ogniska Trwaío to jednak, powiadarm zaledwie chwile. Wkrdfl z zawrotna szybkošcia zaczalem pogražač sie w otchli i nie byt to sen. Poddawalem si? jakiemus wspanial wszechogarniajacemu rytmowi, a síowa piynety mi; potokiem, jakbym nagle stat sie medium przemawiaj^ po hebrajsku. Byl to istotnie jakis dziwny jezyk, niesr nie džwi?czny, Gdy mine fa pierwsza fala goraczkowtd podniecenia, zaczalem zastanawiac si? nad znaczenitfl stów i dopiero wtedy pod faíujaca powiorzthnia melodii j i rytmu odkrytem tekst catkiem iwyczajnv, jak w barkv rolách, które špiewat mój ojciec W petni šwiadom, m wierszä tego niepodobna przettumaczyc, prosz?, žeby! czytelnik zechciat zwrócic uwag? na elementy, 7. któffl byt zbudowany, gdyi mog^ one postu zyč jako dowódJ že utwór ten istniat kiedys naprawd?. Cala ta balladlV liryezna i fantastyezna, istne arcydzielo natchnienka, zložona byla z kil ku stów nast?pujacyc:h po sobie w doi1 skonalej, niepowtarzalnej kolejnosci: kepa korali, chwilM wiecznoéč, lise, poza tym z tajem nicz ego, zupelnie nlM zrozumiatego síowa — plumasseria. Oszalaty ze strachu, jakis ezas jeszcze kuli lem si? tM skrzyni, až wreszcie oznajmitem glosem lamiacym slf ze wzruszenia: „Mamo, napisalem wiersz". ^■dzie si? podzialy btyszcz^ce ramy tej powiescij dorož-[k| 1 li iniioholětowe w poswiacie ksiežyca, kwiaty wi^dna-B w tarazonach? Gdzie kwiaty w rozkolysanych koszykach ■ pmwincjoualncj stač ji? Gdzie niebieskie swiatlo lamp * |n /idzialach pierwszej klasy? Gdzie siedzenia z zielo-■ ■o pluszu. koronki falujace jak wachlarze? Czyžby tak i'kn przestal dziatač pizyrzad do upi?kszania wspo- • nhU'11. szklane naczynie, przez które przeplywa prad |mdczas procesu galwanoplastyki? Gdzie poztota ze sta- Hth ram, gdzie uámiech Mony Lizy? I ftutešmy swiadkami úpadku wszelkich wartosci. Pod ^Wywem wilgoci i naglych zmian temperatury pozlota .■cla odpadat: z ram, wyblakly skrzydla Aniola Stróža I Wargi Mony Lizy. W ezasach, gdy ojcicc gral swoja ■yilnwg rol? Ahaswera, nasze meble, raz po raz nada-■fine na bagaž, nieustanníe ulegaty zniszczeniu i jakby ^hzone řiloksera zacz?ty sie rozsypywac, próc hrnec. Mali- rzerwronawe pasožyty, które moja matka okreilala l ipularna nazwa, „amerykaiískie robaczki"h a ojcíec mantl o tuch Ageronia mexicana, upodobnity nasze szafy ik> s/c/.atkow wydobytych z dna morza, bez polysku, t luliiryntem wydrazonych tuneli. Od ezasu do czaflU mllupy waty sie od nich duze platy forniru, a na jego spo-■ i m' widnialy jak gdyby slady indiariskiego písma,którego ■nlastycznc hierogltfy trumaczylíšmy sobie jako znak ■tamtegů swiata. Takže maszynado szycia mojej matki, hlrv.wykle wražliwa na wstrzasv. przepadta bezpowrotnie ■ xamecic wojennym, zagin?ta jak sierota, zgubita si? ||tlzios po drodze. Byl Lo citvki cios dla oas wšzyštkkh, h zwtaszcza dla matki. Nie lepszy los spotkal drugie 302 grajaoe pudlo, które stanowilo niegdys ozdobe i t hlilM naszego dumu: stará kanapa koloru zgnilei wisnl m L ciaía si? na jednej ze stacyjek pomiedzv Hudapes/ii m a Kanizsa, do koiíca nie przestajac zachwycac lim In czy muzyka sprežyn: swiadkowie mogliby stwien1 že nawel jej rzeženie brzmiato nadzwyczaj melodyjini Zdaniem mojego ojca, który uczestniczyt w wizji lokkiln4»|, glos jej wowej chwili najbardziej przypominalkla\^^H ježeli oczywiscíe i to nie bylo choroblíw^ p.i lí*sjd.j.. li.i lucynacja, deiiriutn tremem. W naszym domu panowaly teraz wilgoc i zielonk, szara plešn, jedyny kolor w naszym mieszkan i u, kn lor /yfb lizny, Cale nicszcz^šcíe polegalo na tym, iž w žela/i i •< piecyku kuehennym nigdy nie chcialo si? palic, totéž bfl kowalo na m prawdziwegoplumienia, blasku. Óu1 pn-i yl wzmagat jeszcze wraženie pustki w naszym mieszkanlti przynajmniej zpoczatku, zanim przywyklismydodymu Póžniej, gdyšmy sie juž dobr ze wypíakali i zabrakto nlfl lez, zjczelis-my poruszaC: sie w blekitnawoszäťym d^^H jak w naturálnym srodowisku, nazywalismy go poet yi * nie „ogniskiem domowym", krztusilismy sic nim jak df mem mocných, drogich cygar, w który m urzcczywistiill sie zápach lata i igliwia, a takže ciepla, bliska sercu iáM domowego ngniska. ľalilismy w tym piecyku suchfl^| szyszkami zbieranými w lesie, jesienia, i znoszonyn^H domu w dužych workach, jak wegiel, Ach, ta cudowna lu|» palnia, te zloté poklady! O, Hrabiowski Lesie, o, lesie um jego ojca! Z drzew kapala rosa, a zápach žywicy zmics/.iny z wonia igliwia dzial.it profilaktycznie i sam juž nie wlffl jak. Jesienne wedrówki po lesie napetniaty nas radosnyni 3" 4 Inleceniem. Wracališmy przed wieczorem, obtadowa-workami, zatrzymywalismy si? zwykle na skraju lasu, troche odpoczac i doczekac zmroku. Gdzies w dali irlegnt sic džwifjk rogu myšliwskicgo, melodyjne ha-la- I, po czym zapadala uroczysta cisza. Wíiód drzew bladzil duch naszego ojca. Czy nie sty-lliámy przed chwilar jak wyciera nos kawalkiem gazety i do, odpowiada mu trzykrotnym echem? pMusimy juž isc — mawiala wówczas moja matka. — f, jak predko sie tutaj seiemnia". [Štrasburg — Betgrad, 1962-1964 Ex voto, na modty staroáwieckq, Mirjanie Was is thus in the days ofNoah? Ah no. Anonim, xvnw. 1'inlog MlH^Lame cieni rozbija krawedzie przedmiotów í znie-Mttalca powíerzchnie bryl, przesuwajac sultl i áciany ili muo od charakteru grzebieniastego ptomienia, który řo/kwdta, to znów wiednie, jak gdyby przygasal. Žóita Minia na dolna powierzchnia podnosí síe niczym deski na lllitr tonacej lodzi, a po chwili zanurza sie w ciemnosci, pkby zalaná metna, brunátná woda. Ca la izba dygoce, 'rerzajac sie, to znów zaciešniajac lub tylko zmicnia-\r miejsce wr przestrzeni o kilka centymetrów wlewo — W prawo i w góre — w dól, lecz zachowuje stala objftoéd, VVfckutek tego linie poziome i pionowe przecinaja si? niby lOťhaotyczníe, w róžnych nieprzewidzianych punktach, na zasadzie jakiegoš wyžszego porzadku i równowagi lil, która nie pozwala, aby sciany sie; rozsypaly, aby sufit »ÍV wykrzywil, obnižyl lub calkiem opadl. Ta równowaga ■tnieje zapewne dzieki równomíernemu przesuwaniu lle podlužnych bělek podtrzymujatých sufit, one lež bo-Hřkni jak gdyby slizgaty sie to w lewo, to w prawo, w góre I w dól, rázem ze swymi cieniami, bez skrzypienía i bez ttudu, lekko, niby po wodzie. Slychač\ jak fale nocy bija i) buřty barki-pokoju: podmuchy wiatru zasypuja okno 309 to piatkami šniegu, to znów ostrými krysztatki przemian. Kwadratowe mate okno, jak otwór str^^H czy, zapchane jest rozpadajaca si? poduszka^ > l i i, i stertz? gatgany i powiewaja niby bezksztaltne zíflj^H luh p?dy rošlin — níe wiadomo, czy poruszaia jc ud^^H nia wiatruj wdzierajacego sie przez szpary, czy tylko n li cienie kotysza sie zalež nic od kaprysów grzebieniasti^M ptomienia. Oko z wolna przywyka do pólmroku, do rozkotytjfl nej ízby, pozbawionej wyražnych konturów, do migH líwych cieni. Przyciagni?ty blaskicm ptomienia wzrgfl kieruje si? ku lampie, ku ostatniemu jasnému punktnwl I w mrocznym pomieszczeniu, leci ku niej jak zabtak.mn much a i zatrzymuje sie na tym jedynym žródle áwjH ta, migocacego niby daleka, przygodna gwiazda. P^H chwile oslepione i jakby zaczarowane oko nie widzi i^H poza tym swiattem, ani dtugich cieni, ani m/kotysanyeh I plaszczyzn, ani powiewajacych galganów; zupetnie rdjfl Widzi tylko swiatlo, ów grzebieniasty ptomieň jakhy poza przestrzenia,a potem zaczyna i wolna rozszczepiuí swiatto, przepuszczac je przez swój pryzmat i odkrywjM wszystkie barwy spektrum. I dopiero gdy je rozszczepitn, gdy je roztožyto, w powolnym ťalowaniu coraz bleds/i| jasnošci okalajacej ptomieň oko odkrywa wszystko |fl co da si? jeszcze odkryt: wšród fatd cienia i pustki: rtffl pierw cylinder, krystaliczna^ oslone ptomienia, z poczatku w ogóle niezauwažona, pomini?ta, jakby byta jcdynli I echem ptomienia i jádra jasnošci, echem, po ktrirym ] nast?puje ciemnošc wyražnie odgramczona, jak gdy by I swiatlo bylo powycinane szktem, umieszczone w jaskinl. fcchnwane w mroku, tak že dokola istnieje nie tylko ■řnnosc, ale jakaá inna materia, o calkiem odmiennym Blarze gatunkowym, g?sta, róžniaca si? od tej, która ni ni za ptomieň. Trwa to jednak zaledwie chwil?, zanim lik wyznaczywszy póínoc, oko odkrywa dužy cieň kuchenk i zmieszany zkuchenka, podwojona;kuchenkc z czarnej m rdzewiatej blachyi lekkiegocienia, osmionožnakuchenkí która kolysze si? na dtugich nogach niczym zzi?bni?i< psisko držace na wietrze. Za lusterkiem na lampie, Zftfl plomieniem-odbiciem panuje cíemnošc i tam jest šlepffl okno: stamtad ciagnie ziab, stamtad dobiega igielkowaty džwi?k i przytlumione drženie szyby. Z drugiej struny, HMpi/ťciwko šlepego okna, stoi drewniana skrzynia; wi-H§ť lylko jedna jej sciank?, która chwieje si?, ale jakoá . pada. Obok drewnianej skrzyni, obok jej dna, cien Ml*moje si? nieregularnie, fališcie. Powoduje to wypu kluši glimanej podlogi na przestrzeni metra — metra ^bói, przypominajaca raczej zabliiniona ran? niž grób. WĚ kacie, przy samej skrzyni, opařte o jej bok niewidocz-Wft w ciemnošci, jakby wyrzucone przez met:,! wod?, Híwieszone mi?dzy pod my ta šciana a deskami skrzyni, ImhI/icí wyczute niž dostrzežone, znajduje si? tu, c/ego ^■ukato oko: tornister o zaokraglonych bokách Spojrzenie obleciaío izb? jak cma, zderzyto si? z ulot-tymi cieniami, odbilo si? od scian i bělek, a teraz powraca Jjláwiatiu, gdzie leza jak gdyby ukryté przedmioty (spoj-lltnie odnajduje je na konců, nie szukajac w pobližu ptomienia, nie szukajac niczego w bliskosci šwiatla) na I Hole niewidocznym až do tej chwili, wcieniu czy wšwiet-I|p až do tej chwili. Na lewo, tuž przy lampie, arkusze l«,i|nn u w kratk?; obok ztožona wpól gazeta, prawie na tiodku stolu; na prawo — kilka numerówzattuszczonego [(íasopisma i ksiažka w czarnej okladce ze zlotým na-ilnikiem jakby z tej samej materii co plomien; zasloni?ty i Iniíem lusterka, nieco ponad powierzchni^ stolu, jak ■dyby unosil si? w powietrzu, do polowy wypalony pa-pkeros. Niewidocznym i drogami dym dostaje si? do lampy I niebieskawy, skl?biony, wyptywa przez cylinder. R?ka zbliža si? do ptomienia. 313 Obrazy z podróžy (i) i Ze wstrzymanym oddechem, z gtowa zwrócona ku drzwiom cztowiek nastuchuje. Odnosí wraženie, že UM ci w sasiednim pokoju nie ápia, údaja tylko, Czeka w(m až sen ich przechytrzy. Obawia si?, že swoja czujnoéfl swoja bliskošcia (rozdzielaja ich jedynie rozchwiane divwl z duža szpaia przy ziemi), nurtem swoich mysli mng||< by na niego wptywac. Myši bowiem, zwlaszcza w cithi noce, przed zašniyciem, koncentruje si? z taka sila, m drga w powietrzu jak tadunek elektryczny, nieomal dui strzegalnie, niczym žar nad rozpalonym piecem. Z tamtej strony drzwi nie sh/chač oddechów, nie |M chač nie. Albo to, co slychač, ta držaca cisza to wlasnkp ich oddechy, cisza ich mysli i snu. Teraz odwrócony jest plecami do sto tu. logo cllu^l cien, niewyražny i chybotliwy, przecina pomieszczenM po przek^tnej, a bezksztaltny,zdeformowany cien glowy zalamuje si? na krawydzi drewnianej skrzyni. Depcsfl swój cieií, jak lunatyk, cztowiek kieruje sie w kat izby Ostoniyta od swiatla jego cialem, ryka na oslep siegt ku niewidocznemu przedmiotowi, który dostrzegl, kfl rujac si? w t? strone, a takže wtedy, gdy wszedt do izby Hfciuwa pod palcami zaokraglone brzegi tekturowego jmmIIi i kladka, chtodna powierzchni? mosiežnego za-■Msku. W ryku trzyma teraz maly uczniowski tornister H*v rzemieni (rzemienie prawdopodobnie si? urwary, bo m > spodniej .stronie polyskuja jeszcze nity), o zaokraglo-Uyi h drewnianych bokách i klapie z tektury, która údaje 4w msku skoré. Cztowiek podnosí klap? i przytrzymuje ja brod4. Pod cienkimi zeszytami wymacuje kanciasta bu-trlrczke, gladka i zimná jak kostka lodu, Šciska ja w dloni, ndk reca korek, wttaž jeszcze nie odwracajac si? do swiatla. Pudsuwa szyjky pod nos, uwažajac, žeby jej nie dotknac, I czuje zápach atramentu. Zamyká buteleezky, z lekka ■1H r zas a i spoglada na nia pod swiatlo. Na wygíadzonych Iľtiwydziach zamigotat mglisty plomieh lampy, liznal ■Iffmnoŕioletowy atrament wzdtuž scianek naczyňka. Bltowiek znów zaczyna szperac w tekturowym torní-■trze, przytrzymujac klape broda. Obok zeszytów znalazl flrnka. wrzecionowata obsadky i ujawszy ja trzema pal-Batni, wyrysowal w powietrzu jakies arabeski, Potem prrycisnat czubek pióra do paznokcia dužego palca; dal llr styszecodglos przypominajacy tizeszczenie twardych ikrzydel owada. I Znów jest przy stole; moment bezruchu. Z wewnytrz-M kieszeni marynarki wyj^t dtugie arkusze papieru w krátky i položyí na gazecie. Papier jest zgíyty wzdtuž, jak urzydowe pismo, ale nie zložony. W pierwszej chwili Jfwcze widac drobné krátki, lecz linie powoli siy roz-ptywaja, roztapiaja i nikna, a wkrótce potem zni kaj a oKwietlone brzegi arkuszy. Zamiast nich pozostaje tylko Iródlo bladožóttego swiatla. Gdyby nie miat w kieszeni 314 3iS zložonego wpcil projektu, napisancgo wciagu osta dní (w jakiejš bezimiennej restauracji, obok roz: nego pieca, na stole nakrytym zatluszczona se: w ciemnawej klitce za pracownia ze wzorami ma na starým stole do gry w karty, przy áwietle naftówl w przedzíale pociagu pospiesznego, równiež nora, pr*y bialy m šwietle lampy acetylenowej; lecz takže w pótsniij, w tej wíašnie izbie), gdyby wiec nie wložyt w niego tylw wysilku, može by zrezygnowal ze wszystkiego. Ale len projekt kusí wbrew silnému pragnieniu, aby go powierzyw plomieniowi i potožyc sie spac, Nie može jednak wszyll kiego rzucič w ogieri, teraz, kiedy juž zrobil pierwffl krok i tych kílka stron wydart pustce. Bez wzgledu ná wahanie i chwilowa rezygnacje. budzi sie w nim, na ura nicy poznania, przeczucie, že može ów malý fragment historii rodzinnej, ów krótki zapiš ma w sobie sile kro nik, które, gdy ujrza swiatto dzienne po uplywie wielu lat albo nawel tysiacleci, staja sie. šwiadcctwcm czai(| (niezaležnie od tego, o jakim cztowieku byla mowa), jak fragmenty rckopisów znalezione nad Morzem Martwym lub w ruinách áwiatyrí, lub na murach wiezieíi. Wyjat wiec z wewnetrznej kieszeoi projekt napísaný otówkiem, na takim samým papierze w krátke, i przebiefl go spojrzeniem. Projekt lezy tuž obok lampy. Knot rozptomienia m faliscic, wykwita píomieri z liliowego jadra, poprzezCfl wieri, až do bladej žólei. Cylinder lampy pokryty jeti kopciem, wokót którego widač srebrzysta blonke, jak na ošleptym zwierciadle. W ciszy ledwo dostyszalnie sycfj falisty grzebieii ptomienia. Szum ezasu. 3i6 i Na chwile odložyí pióro. Gazeta-bibula. Na niej, p poprzek rzadków druku mówiacych o goí?bíach-Uiunoszach", pierwsze sřowa listu jak gdyby w lustrze, |k gdyby po hebrajsku. Bhlowiek spoglada na spiezasty plomieři, drgajacy w pra-tl/ie /imnegn powietrza, które ciagnie od niewidocznego ■!>naprzeciw, potem spojrzenie zesltzguje sie-nižej, na » w n,u /y« niu jest ledwie na palec. „Wszystko to wyssie, wszyslltfl] to polknie". I jakby przestraszony ta mysla (že lampa, zgašnie), szybko mach nat piórem, skrobnal po papieffl kontynuujac to, co zaczaf aby ubicc ciemnošc. 318 h rozstawionych nogach, nieco pochylony, cztowiek Hol przy oknie. Na ramiona ma narzucony koc. Koc hk'hnie koňmi i moczem. Cztowiek jest w kaloszach, řkko potyskujacych w šwietle, które wpada przez ni-llr, kwadratowe okno. Z tej wysokosci može dojrzeó (flko wirujace ptatki šniegu za szyba i od czasu do czasu diste za rysy jakiegoš drzewa. Sni eg nawarstwia si? na imie okien nej, tworzac maly falisty pagórek, zasypaný ilřgiem. Podmuchy wiatru zmieniaja nachylenie zbo-Ity pagórka, krzywa jego poziomu. Chwilami sa. to dwa Inewzgórza, niemal jednakowej wysokosci, catkiem liiťmatyczne, lecz nagle wiatr odksztalca falista linie, Mac dwa wzgórza w jedno lub spietrzajac ostrý grze-m w miejscu, gdzie przedtem byla kotlina. Gdy ánieg len si? przerzedza, czlowiekowi przychodzi na mysl, že okna do drzewa nie ma wi?cej niž dziesi?č metrów, tt gdy wiatr niesie duže ptatki, drzewo oddala sie od iniu, jak tódž odbijajaca od brzegu, niepostrzeženie. I. pivestrzeií ztudnych konturow takže pokrywa snieg, Ifatista powierzchnia, równiež zmienna, upstrzona jest ladami stop, može od wczoraj, može od rana, može paru godzin. Okno držy pod uderzeniami wiatru I itychac wysoki, krystaliczny džwi?k szkla, po którym tki 1 ibie šnieg, Cztowiek podnosí glowe, nasluchuje. Przez íwile wydaje mu si?, že z oddali dobiega szczekanie Ale glos ginie w przeciagtym wyciu wiatru, miesza z nim i nie wiadomo, czy bylo to szczekanie psa, czy tylkn skowyt zawiei. Jak dlugo juž ten czlowiek stoi przy 319 'ini" lull oknie, okryty kocem? Môže caly dzieň, može godzimj dwie, može zaledwie dziesieč minut. Teraz caíkiem nachýlit si? do okna, tak že zaciemifl izb?. Poprzez mglista jasnošé usiluje przeniknač ocvyw* przestrzeň za drzewem, gdzio wznosi sie o g rod zo n)( z siatki, ktorej oczka zupetnie zalepit šnieg. Vťyr-.wm ostrý díwiek dzwonków dobi ega nagle, bez ; p< iwied i bez linii wrttepujacej. \icmal jed noc: zo š n ic cziowiek dn< strzega mgliste zarysy Ibów koňskich, a zaraz potení IimIi) siedzacych w saniach: wožnice w zasniežonej futrU^H czapie i kobiete, która wlašníe wysíada, I ona ma na dH wieczapke z futra, ješli to nie wtosy úpiete w w ysoki kok, ubielony sniegiem. Kobieta bierze cos, co ležato na dzeniu, i wyciaga reke ku wožnicy Cztowiek patrzy, | kobieta z mal$ walizka zbliža sie do furtki, strzasa sn z drucianej siatki, a potem brnie w gtebokim šniegu. ľ prosto ku niemu. Cztowiek nagle odwraca sie od ok i szybkim krokiem podchodzi do drzwi. Styszy pukania Przez pod tuž na szpar? dostrzega ruchomv cien, a pil tem styszy, jak kroki oddalaja sie, skrzypiac w snieflj Spogl^da przez szpare. W pierwszej chwili nie wUlŕ nic, a potem tylko wirujace biate platki. Znów t^H jak skrzypiac w sniegu, kroki si? zblizaia. Widzi term kobiet?, t? sama co przedtem. Strzasnela t glowy šnl« wyražnie wiec rozpoznaje jej bujne, k?dzierzawe wľuy úpiete w wysoki kok, na który padaja krysztalowe ptajfl Kobieta otulona jest czarna, robiona na drutach chiiNt| spod ktorej wyciaga niebieska kopert?, Cztowiek ni^ln podnosi glowe i widzi nad drzwiami, wewnatrz, tfl katny róg koperty z wi Igotnymi šladami palców /1 n >u n fcyklada oko do podtužnej szpary, kobieta jednak juž iHlknela. Kroków nie stychač. Odsunawszy sie od drzwi, lllowiek spoglada na kopert?, ale jej nie dotyka. Mysli yrwnie, ze kobieta ukryla si? i skads nbserwuje wetknieta If izpare nad drzwiami, powiewajaca. niebieska koperte, i i "i ej wi?ksza cz?sc zostala na zewnatrz. ■lowiek ležy na lôžku; wlašciwie siedzi oparty o duza ■duszk?. Nakryty jest szarym kocem, spod którego wy-Hb tylko r?ce i gtowa. W r?ku trzyma cienka ksiažk? ■b czasopismo. Na oktadce — reklamy; fotografie opon latnochodowych rožnej wíelkošci, z rožnými zygzakowa-lymi líniami, a w poprzek nich duže stylizowane litery, iwdopodobnie marka opon. Tytul wyttoczony jest lubszymi literami, w skos, w górnej trzeciej cz?sci ze-hytu, na szarozielonym tie. Kartki zattuszczone, cz?sto (lo/aginane, može przypadkiem, a može dla zaznacze hla tniejsc, gdzie znajduja si? jakieš istotne wiadomošci. ' Inwíek wypuszcza spod dužego palca kartki, które I |i /rpocza. Pod wplywem tego zwija si? plomieň lampy im marmurowej ptycie szafki nočnej. Razem z píomie-kl zaczynaja drgač, jakby si? poruszaty, liezne sanie n i tapetách, wytloczone symetrycznie w odst?pie može Hlfjiesieciu centymetrów. (Z powodu owej symetrycznosci ■ru wielokrotnego powtórzenia szarego rysunku saní. ,prowadzaja si? do jedných jedynych, podobnie jak pustacie przcdstawíone w tej scenie, która nie wydaje m? statyczna, lecz przecíwnie, zaczyna ožywač, wbrew 320 identycznosci albo wtaánie dzi?ki niej). S4 to si aroáw kie sanie o wysoko wywiniytych plozach, które nad| im ksztalt arki. W zaprzygu dwa konic — zatrzyml sie albo dopiero si? zatrzymuj^. Wožnica o sumiasM wasach i w futrzanci czapie, na która napadal sni sciaga wodze. Koňskie lby sa podniesione wzwyž i w pcwnie pod wplywem sily šcíagniytyth wodzy. / surt schôdzi kobieta z duža mufka w lcwej řece albo mofl z mala walizka., prawa reka natomiast przvtrzymuje m|f wygietego pryta u boku siedzenía. Spod futra i dtugfl sukni si?gaj$cej kostek wyziera niewiarygodnic ni.il* nožka w spiczastym pantoflů. Mnga zawisla w powlfi trzu pomiydzy siedzeniem saň a ta list a Lnia MiirHUi Na prawo od saň, na wysokošci koňskich Ibów. wid*4 žaluzje w oknách jakiejá wyiwornci ic/\ilťiu|i z ilu/j sklepiona hranu. Kobieta najwyražniej przybyla nieapfl dziewanie, bo okiennice sa przymkruete, a ciyžka gotydfl brama zawarta, na pewno zaryglowana. Piomieň Ulfl koil sie i noga kobiety, zatrzymana w powietrzu, t«H calkiem znieruchomiata. Nieruchome sa tež lby kal Przednie nogi, zgiete w kol a n ach pod katem ostrým, zawisly w powietrzu. Spojrzawszy na zamknula p\'t*4 chwila; ksiažky, cztowiek odktada ja na marmun>w| ptyt? szafki nocnej. Prócz ksiažki, która odložyt, oholí lampy znajduje si? blaszana popielniczka i napocifl paczka papierosów. Biala porcclanowa lampa ma kloní z cienkiego przejrzystego szkta, z wymalowanymi i Isní. Stychac, jak woda pluszcze wokót mola i boków limki. Skrzypienie liny uwia.zanej do pachota, Powolny Hirobot lodzi w zátoce. Stateczek zbliža si? do mola ta-■Klnym lukiem. Powolne, opóžnione sapanie dobiega ilojiicro wtedy, gdy milknie motor, odglos ówbowiem za-■Ídtsi?wcisz?jakoá niepostrzeženie. Rozkolysana woda Uidania na bokách kamiennego mola zielony welur alg kurne plamy matžów. Morská trawa i rozmaite odpadki, kjnre až do tej pory utrzy mywaly si? na powierzchní nie-nkal bez ruchu, nagle poruszyly si? zakotysane, rzucane yt lewo — w prawo, w prawo — w lewo: tupy arbuzów; Lomidory; rdzawc ogryzki jablek; rozmi?kle niedopatki; budelko od papierosów; martwa rybka; skórka chleba; Idechly szczur; pudetko zápalek; wyciíni?ta potówka rylryny; zmurszala galai; szyszka; wykalaczki; stomki; fybie tuski; zgnita pomaraiícza; zielona bulelka od piwa; kwwalek deski; rozdarta niebieska koperta; ogryziona drewmanaobsadka; pióra ptasie; kolba kukurydzy; korek. rozerwany slomkowy kapelusz; przedziurkowany bila kolejowy; dwie potowy olówka bez grafit li; sLrz^py glM kartka papieru w krátke z rozmazanými literami; pudi-llm od konserw; orzech; okragia bJaszana puszka, w |H rej byla kiedyš zielona farba; odcínek przekazu picuitj nego; žólto-zielona etykieta z butelki piwa; uyszczeihiom szklo lampy; figura szachowa (biaíy pionek, którtnw tylko glowa wystaje znad wody); króJ karo o wysUfl pionych brzegach, zlámaný pošrodku, ale nie przepolu wiony, tak že wyražnie widaé symetryczne, szablonmm postacie; kolorowa por/tówka, a na nit-i na pierwwyrH planie, btekitne morze i molo z látat 1114, przy molu M« tck rybacki uwiazany do kamiennego pala, zas inin ',(4 tek zbliža sic do mola, przecinajac powierzchni? mM lagodnyrn lukiem. Na drugim planie, za zielonymi pul mami, biale domki o czerwonych dachach. W dali wy sokie góry, po których wije sie waska droga, a nad tm blekitne niebo i kilka purpurowych obloków. Gd/I#| pošrodku mola, na jedným z patholów, siedzi ezlowM lest niečo przygarbiony i pochylony ku przodowi. Na gli)< wíe ma zsuniety do tylu slomkowy kapelusz, a micd«y rozstawionymi kolanami trzyma láske lub raczej chytal wedke. W odlegtosci jakichs dziesieciu metrów, oparil lokciami o kamienna barieře, stoi kobteta, a przy nkfj chlopíec piecio- czy szeácioletni i nieco starsza dzlfl czynka. Wszyscy patrza w strone horyzontu, pewnie po< dziwiaja záchod sloňca. Znajduja sie na samým zakrecMj w miejscu gdzie droga rozszerza sie, tworzac jak gdytt taras albo punkt widokowy. Opodál, na same) kraw?dtj drogi z grubo ciosanych kamiennych bloków stoi samO' ÍMWI Na tzarno lakierowanej karoserii cienka waistewka Hbu. Kwadratowe szyby sa cařkiem opuszczone, drzwi ■Tirte na rosciež. W dužych okragíych reílektorach odlit niv purpurowy záchod. Nad profilem przedniej czešci Kila. przypominajacym plaster miodu, maska o zabko-Miiycli, uiklowanych brzegach, spod której buchá para. I ui\ przód samochodu drga w faIach goraca, unosza-lK iie jakby nad rozžarzonym piecem. Pod szerokim ^Inlnikiem, przypominajacym blotnik dorožki, na wy-tiliy« b oponách ledwie možná rozpoznac faliste wypu-Bb4cí czy zygzakowate naciecia. Na bokách opon litery *>i|n linouc kurzem, najpewniej marka fabryczna. Z re-kma skrzyžowanymi na piersiach wspiera sie o blotnik Plr/czyzna w kaszkiecie w krátke i duzych okularach |r kauczukowej oprawie. ľatrzy ku pasažerom, których in przywiózl — ku czlowiekowi siedzacemu na kamie-lilu przydrožnym, jakieš dziesiec metrów ponižej zaliti u, i ku grupce w pobližu, przy kamiennej barierze. ■tem i on spoglada w strone horyzontu, pewnie na za-(pod/ace slorice. Teraz kobieta patrzy ku czlowiekowi ■tdzacenui nieco nižej na kamieniu. Ale on jakby ich lil dostrzegal. Zapatrzyl sie w dal; pcw nic podzíwia za-thód sloňca. I Czlowiek spoglada teraz w strone zakretu, skad slychac kroki i grzechot kamyków. Wkrótce na zakreeie wyta-111.1 sie osiot obladowany chrustem. Z pochylona glowa, ■ opuszczonymi uszami kroczy po stromej pochyíoscL li íemic chrustu, przywiazanego sznurem do nicwidocz-ne^o jucznego siodla, zwisa na zakurzone boki osla. Na Pfkatych galazkach widac swieže ukosne ciecia. Sterczy 330 331 posród nich sierpowate ostrze noža z cienkim kanciaftfl trzonkiem. Na gatazkach, w ciemnych, lužno przytrocfl nych bukiakach chlupocze plyn: wino, mléku lub w^fl KiJka kroków za oslem idzie kobieta w czarnej splowlfl tej sukience i zawiazanej pod broda, równie spknvial*j chustce, zgieta pod eíeiarem chrustu nie mniejszytfl niž ten, który džwiga osiol. Czlowiek odprowadza Idl oczyma až do chwili, gdy krvja sic za ostrým zakreteitl Niecopóžniej znowu ich dostrzega na nastepnymzboo^ dwadziešcia metrów nižej. Potem znikaja mu z oczu dlugo, až wreszcie ukazuj a sic na kolej nej serpent y Nie siychaó juž chlupotania w bukiakach ani chrol kamyków pod nogami. Czlowiek wstaje z kamienia i píerajac sie laská, idzie droga pod góre, po czym obok szofera. /mpiski szalciíca (i) Trudno jest wysoko uniesc swoje nieszczescie. Byč obser-iviiioivm i jednoczešnie przedmiotem obserwacji. Tym, iry jest w górze, i tym, który jest na dole, Ten na dole plama, cieťv.. Patrzec na wlasne ístnienie w a&pekcie lez nose i (czytaj: w aspekcie smierci). Wzniešc sie na tyny! Šwiat z lotu ptáka. Idea mojego statku powietrznego jest stará jak ludzkoic. lylko kontynuacja zamiarów Ikara. Takže mój szybo-I zrodzít sie z obserwacji lotu ptaków Nie wy mága na-I sily wiošlarza. Nie jestem zreszta sportowcem. Ani tež lowiekiem spccjalnie silným — muskuly mam prawie l ik niewiasta. Czy možecie sobic wyobrazič nastepujac4 *i ene: odswíetnie ubraný, z muszka w grochy, wsuwam i iimiona w rzemienne pasy i ulatuje na ksztalt goíebia, í|i.itlam 7. dziesiatego pietraglowa nadólr jak kamíen, na- ii.pnic jedny m ruchem skrzydel wryrywam sie z loopin-pik 11 wysokim lukiem lece nad glowami ttumu. Zdaje si? ii ii láske pradów powietrznych i siadam na lace w pobližu lun lodzinuej wsl {Natio borgosclmggio', zapadla dziura I rod/inna!) Potem zwijam skrzydla, chowam do aktówki i hodze do wsi niezauwažony, anonimowy, jeáliwolicie. 333 sie /.n| k zúri Z waszego punktu widzenia, nawet gdybyscie i dowali na dachu drapacza chmur, wygladam jak lum wkrótcc jak jaskólka,potem jak nietoperz pinem jak n> tyl, potem jak bak, potem jak pszczota, potem jak muvki (albo muszka w grochy) i wreszcie jak musza pstr/\ I Zniknalem z waszego pola widzenia, zniknalem bez šljtitu Wznioslem sie do nieba, drodzy moi paňstwo. lak, át nieba czystej abstrakcji. Gdyby cziowiek przyložyl glowe do ziemi w odpnwliÄ nim momencie, cziowiek o sluchu psa, uslyszalby čichal ledwo styszalny szmer, jaki wydaje woda przelewtfl z jednego naczynía do drugíego luh piasek przesypujacy j sie w klepsydrze — cos takiego možná by uslyszeč, tJĚ takiego slýchat:, gdy przyiožy sie do ziemi glowe, z pnfl wartym uchemj z myála drsžaca w gíab przez warstwy] geologiczne, do mezozoiku, do paleozoiku, przez w.ii stwy piasku i nieprzepuszczalnej gliny, z myšla dražffl niby korzťú olbrzymiego drzewa przcz warstwy m|H i kamieni, przez warstwy žwiru i gipsu, przez warstwy martwych šlímaków i mafžów, przez toriiaste warsl wy rybich lusek i szkieletów, przez szkielety žótwi i gwiafcq morskich, i konikúw morskich, i potworówr morskich* przez warstwy bursztynu i drobnego piasku, przez wtl stwy trawy morskiej i próchnicy, przez geste poklady alf] i muszli perloplawów, przez warstwy wapienía, przei warstwy wegla, przez poklady soli i lignitu, cyny i mm dzi, przez warstwy szkieletów ludzkich i zwierzecycW 334 ■MF7. warstwy czaszek i žeber, przez warstwy srebra | ||iprzez poklady rynku i pirytu- Gdzieš tutaj bo |miriu, na glebokosci kilkuset mctrów, znajdujc sie trup Mni/a Panoňskiego, jeszcze nie calkiem martwy, lecz i kkii pr/.ydusznny. prz.ytlaczany roraz nowszymi war .....ziemi íkamienia, piasku, gliny i torfu, zwlokami ^Mn/.al i zwlokami ludzi i zwlokamidziel ludzkich, tylko l(H7ygniřrtliiť w skutkách niebezpieczcňstwo zárazy. Sprzedaž Rhťsa padlých lub ehoryeb zwierzal; rtiasowc zatrucia ř»'pMitytn miesení (któregoš dnia w gazetách), lakieáro-ífelki, pasožyty jelit przenoszace sie z wieprzowego mi?sa iliKitganizmu cztowieka; kielbasa z dzika, zatrutego ta lltoMiba, to juz nie zrobaczywiata kielbasa, ale kielbasa ^Hfeaków. M ľr/yprdwy, wedlug wrszclkiego prawdopodobierístwa, UMlg dzialanie profilaktyczne i dezynfekujacc oraz pew-■f wlašciwosci mimetyczne, dzieki którym znakomicie Hildmiuja na zmyst powonienia subtelnych kupców ze-| hutej kielbasy Wskutek operacji wojennych, blokády diiiiskiei itd- przyprawy osiagaja powoli wartošé drogo-^knych metali lub, dokladniej mówiac, odzyskuja swa idrgradowana, sredniowieczna wartošc i cene, swa przy- H.ivl.j aureole rzadkošci. Stalowa kasa Wertheim & co. Weksel, czek, podpis ■ffaíciciela; sprawdzanie, pieczecie. Bezglošnie olwie- iiii.i sie dobrze naoliwione, ciežkie stalowe drzwi. Za-_MCh przypraw bije z kasy íalami. Zaležy to chyba od cie?- |mi n gatunkowego. W powietrzu unosza sie niewidoczne |H|sifczki pieprzu — kichanie i pokaslywanie. Przedziur-Ipjwany weksel i — woreczek goždzików albo cynamonu. 336 337 Stuga uniiony, wielmožny panie! Jeszcze raz sprawcl/||| czy skórzany woreczek jest dostateeznic pewny. U^H jona eskorta i samochód pancerny przed bocznym^B šciem do banku. Po otwareiu drzwi samochodu pandfl nego nagle wyzwalaja. si? uwi?zione zápachy dalek t-1 ladów. Pusza Kolumba, Vasco da Gamy. Zmienič knnstrukeje dachu: belki. listu v; iI.il nowe d|| chówki i rynn?; wymienič zbutwiaie tur; \ m i poszcrxyi okna; zdrapač tynk i sypkie próchno; wszystko na nowtf otynkowač i wybielic; przekopač ziemi? na gl?bokflfl metra lub póttora metra (zaležnie od tego, do jakiei glf< bokošci glina wcMoneta koríski mocz); naniešc swicfl ziemi, a na to potožyč deski; w kuchni položyč ptyfl albo tež podloge z desek; poszerm mieszkanie o |akl| metr-dwa, toznaczy rozebrac i przesunač šcian? dzielffl je od spižarni; uporzadkowať: spižarni? i doprowa^H do stanu užywalnosci; wszelka niepotrzebna starzytjfl wyrzucic na šmietnik: staře rowery, konewki, skrzynlq chomata itd., wszystko na šmietnik. A jakže, i to: jĚ pelargonie — na šmietnik. Koniec koňców mléko jest pokarmem. Mléko matki I przyktad. Mléko ssaka. Jezus ssacy wymie krowy. Albo owcy. Albo wielbtadzicy. Zamiast biclutkiej piersi Przé najswietszej Panicnki. Takže Maria jest ssakiem. Takzl ■ im i m wydzielaty kiedyí biafj mleezny sok. Albowiun ^■UWt w swojej madrošci zatroszczyl si? równiež o dzieci, .....lode. Niech sie stanic gruezot, i stat sie gruezot, Niech i n-knie mléko, i mléko pociekto z pecherzykowatych Hu piersi, Ratowanie žycia wedlug systému usta-usta. positku žolnierskíego, klóry specjalnie wzbogaca H| Wh/tlkimi niezbednymi dla organizmu sktadnikami mfm Mrazem odciuža transport i uprnszcza problém wy-Hftvlenia). Tluszcz, bialka, wcglowodany, enzymy, wita-| ti 1111 v. «>le minerálne; wszystko to zatem, co biesiadnicy I |«oili /as wielkanucnoi urztv (lukullusnwej) vvnosili do h i !• :m inów w stanie statym, i to bez umiaru. rystko to znajduje sie w micku, w postaci drobných, [ tiit !• 111 .kopijnych ezasteezek. Pojawity si? wsciekte krowy I | v. ingnieiůu oka požarly, co tylko byto na stole: pieczone Htoi?, kur?, szynk?, čiastka, owoce i orzechy, wszystko, I íik/yKtko, wcale nie po kolei, absolutnie lekcewažac bon I lnu, to /narzy wedlug zásad krowiego bon lonu, a wiec I imi|iierw potkn?ty čiastka, zaraz potem wychteptaty ro-HéI / kury, a w koncu wsun?ty na deser batystowy obrus B|liakni?ty tíuszczem, winem i sorbetem. Póžniej falu i, k .t w ich katdunach wszystko to przerobita, rozdrob-..111, zwarzyta, slermentowata, oczyšcila, przefiltrowala, ^■literyzowata, zakwasita, wychetbotaía, znów przeŕil-Htywala, wreszcie wymieszata z kazeina, albumín?, lak ^B|, i na koniec wszystko si? znalazto w wymionach, Hpjiitepnie w blaszanych kubkach, w r?kacb moich dzieci; Bptr/ykroč, raz za razem, jak w bajce. 33S Šlcdztwo (i) 16 Czy E.S. opatrzyl list prawdziwa data? Po nazwie wsi napísal jutrzejsza dat?, usprawl wiajac swój post?pek tym, že wed tug lego zegarka mar Longines z dnia dzisie)szego zostalo jedy nie szesnaácfl minut i w zwiazku z tym przewidywany koniec (jeszcij daleki), a nawet poczatek tego listu juž przynalež^ |u tru. List zostal zacz?ty u křesu jednego dnia, ale w čaji šci náležal do dnia nadchodzacego, do nádcho d zacefl brzasku, do dalekiego šwitania, Czy poza tym przerobil kiedys dat? jakiegoš dnkii mentu? W roku szkolnym 1905/1906 przerobil dat? zaswlfJ czenia lekarskiego i w ten sposób przedlužyl sobie wy wczasy mniej wiecej o tydzieh, W roku 1912 zmienil duti. wydania bezplatnego biletu drugiej klasy na pociag pn spieszny od staeji Kamera! Moravice do Zagrzebia, p dtužajae wažnoéc biletu niemal o trzy tygodnie, W 1924 powtórzyt ten wyczyn, nie wyci^gnawszy (i ražniej) nauezki z poprzedniej kary (tej z roku prawdopodobnie zdažyl o niej zapomniec i znów zm|# nit dat? na swoim dokumencie podróžy — tym rázem /i V rul , (na,*, 1 14)1 *>l m\ to bilet picrwszej klasy (numer 755 363) — aby bez-lUlnír podróžowac od staeji Wbovsko do Nowego Sadu I |M linii Nowy Sad-Budapeszt (przez Subotíc?) zale-ihvK' o dziesi?c dni dtužej, od pierwszego do jedena-llr^i listopada. W roku iy32 znowu przerobil dat? na ■ftwnym dokumencie: na zašwiadczeniu lekarskim nu-m$t 2249, stwíerdzajacym, že jest tymczasowo z d o 1 n y m dVcydowania o sobie, z tym, že co szesó miesi?cy wi- poddawac si? gruntownym badániom lekarskim; Ltym wypadku wainosc dokumentu przedlužyl o caly fitk (1933). W roku 1934, w Suboticy, zmienil dat? na kilku llokmnentach w Fabryce Wyrobów Szczotkarskich, ktorej byl wspólwlascidelem j akcjonariuszem... I Czy odpowiadal za któryš z tych czynów? pwukrotnie. W roku 1912 (KameraI Moravice — Za-■rteb) zaplácí) kar? w wysokošci dziesi?ciu koron, II w 1934 (Fabryka Wyrobów Szczotkarskich) przegral jtoruw? ze swoim wspólnikiem Weissem, który nie mógl ■Hu udowodnic fatszerstw, ale przekonal sad o jego winie. Bwyé bylo innych oznak niesumicnnego prowadzenia n m rresów. Czy ES. przechowywal jakieš dowody swojej winy? Wáród papierów, w teezce z nápisem „Dokumenty ko-Irjowe" mialDecyzj? Glównego Inspektora W?gierskich [Królewskich Kolei Pahstwowych {Magyar Királyi Állam-WĚtútak), wydana w roku 1912 pod liezba porzadkowa. [|IM2. natomiast dokumenty odnoszace si? do sprawy t Weissem /niszczyl co do jednego Prosz? podač w catoscí tekst wspomnianej De- ,'jí. 340 341 Pan E.S., dietariusz kolejowy, Kameral Moravi pošrednictwem Naczelnika stacji). — Jak stwierda dnia 23 lutego br. jechat Pan od stacji Kameral vice w kierunku Zagrzebia pociagiem pospiesznyini mer 1091, druga klasa, posiadajac bezplatný bilet wydai 4 listopada ubieglego roku pod liczba porzadkowa 95 Niewažnosč biletu usilowaí Pan zatuszowac w ten s[ že dat? wystawienia przerobit Pan z 4. na 24. W zv z ty m wymierzam Panu grzywne w wysokošci 10 sieciu) korón, które winny byc potracone z Pana grodzenia wdwóch ratách, Jednoczesnie upomínat na przysztošc stanowczo wystrzegal si? Pan postff niegodnych funkcjonaríusza kolei. Inspektor I. Ši Czy pokazywat komus te Decyzj?? Przed dwoma laty pokazal ja panu Gawanskier to, aby podkrešlic solidnoáč pracy na koleí w przeszí {w porównaniu z obecným stanem). Pragnat si? chwalič, že za mlodu byt prawdziwym huncwol zdolnymdowszelkich huncwoterii, chočbynie' jak niebezpiecznych. Do kogo zwracal si? E.S. na poczatku swojego li Do najmlodszej siostry, Olgi. Mial jeszczejakieš rodzeristwo? Cztery siostry (nie licz^c Olgi) i jednego brata, to i czy, rázem z Olga pi?c sióstr i brata. Do kogo, poza nia, mógl zwrócié si? w ten sam st I i sto w nie? Nie liczac na lepszy skutek od tego, jaki przewk mógl zwróciŕ si? poza ty m do starego i, že tak p< jedynego przyjaciela, pana Gawanskiego (Nowy fyhrzežc Kolejowe 8), do brata, Dolh-Adalberta (Triest, f\ň lazzaretto Vecchio 11), do prezydcnta Roosevelta, premiéra Churchilla, do kanclerza Adolfa Hitlera, idmirala Horthyego, do Ministerstwa Kolei, do Mi-[ftlklnstwa Finansów. do Oskaržyciela Publicznego, do fdzynarodowego Czerwonego Krzyža, do Mi?dzyna-lowej Unii Pomocy, do Ligi Obrony Praw Czlowieka, do Mi\dzynarodowej Rady Žydów, doTowarzystwaOchrony ÍVľUT/.at, do Boga Ojca Sabaoth. I Haczego zatem nie zwrócil si? do którejá z wymienio-||iyťh osob lub instytucji? Do Gawanskiego nie zwrócil si?, nie chcac go kom (Minnitowač na wypadek, gdyby policja kontrolowala ||o korespondenci?. Do swego brata Dolfi — z powodu |t*pi?lej sytuacji osobistej i mi?dzynarodowej. Do po-■Ontalych natomiast dlatego, že nie dowierzal nikomu jnlch, z wyjatkiem može tego ostatniego, z którym i tak isto obcowat. W jakim stosunku pozostawal nadawca do adresáta? Wstosunku dlužníka, gdyzpoprzedni nadawca, a obecný adresát, przed dziesi?cioma dniami przyslat nadawcy, ttupr/edniemu adresatowi, krotkí list. t) czym byla mowa w tym liscie? i O sytuacji atmosferycznej (mróz, zamiecie), o zdrowiu kypa, kaszel, reumatyzm, migréna, nerwy, obstrukcja}, [O lekarstwach i zioíach leczniczych (aspiryna, szalwia, fumianek, oklady z wody Burowa, reumina), o wzrošcie («tn drzewa i w?gla (z 240 do 320, wzgl?dnie z 350 do 380), M ílym stanie drog (zawiane šniegiem), o zimowej odziežy, I /wlaszcza o popielatym garníturze m?skim; o jakichš 342 343 J kocach, o cytrynie j ako owocu w dzisiejszych nieistniejaeym, o szynce, o orzechach na swieto Chanuku o wszystkowidzacym i wszechmocnym Hogu, o sV»t* petach, o spalonym lesie, o potazu (otrzymywanyflB z popi o fu drzewnego). Czy w líščie tym nie bylo mowy o czymš, o czym pr .if n$lby si? dowiedzieó? Nie byto mowy o botách meskich i o pedzlu 4Ě golcnia. 17 0 czym przypominaty mu wtasne przemarzni?te Okrótkich, pulchnych, zakrwawionych palcach | Hordósa, rzežnika. Jakie niebezpieczeristwo przyszlo mu na myši? Ze te palce mogfyby sie pomieszac z kíetbaskar a p. Hordós móglby któryš ze swoich zakrwawiony palców ciachnac i zawinac mu w papier rázem z lina, wiec zrezygnowaí z kupná krwawej kiszki. Na co patrzyl niezdecydowany klient? Patrzyt, jak p. I lordos zdejmuje z haka kawal wieprz< winy, przepycha swój kielbaskowaty palec przez dziurc po haku ikladziejedrne mieso na dtoni, jak polem klepietoj mieso, a ono zešlizguje sie wzdtuž boków miski, zwijajac si? niby w?gorz. Jaka mysl pochlaniala niezdecydowanego klienta? Myši, že wyrazem twarzy, ruchem ani slowem nit wolno mu zdradzic, iž w kieszeni ma tylko pi?c pengA 1 dwadziešcia osiem fillérów, w przeciwnym razit 34+ hhwlrm rzežnik gotów mu wpakowac ochlapy albo na-pulline. Kky zauwažyl jakieš oznaki tego, že p. Hordós, rzežnik, ■dituk go przejrzal? Owszem, mógl tak sadzié na podstawie faktu, že ten llMutni, widzuc jego niezdecydowanie, wyci^gnal spod pdy plaská mise, przechylil przed nim, po czym nagle ptimv nadal jej pozycj? pozioma, a niezdecydowany klient ipotlrzegl, jak w miejscu, gdzie na powierzchni galarety ppwstato faliste p?kni?cie, wyplyn?la biatawa chrzastka I Wyjrzat kawal owlosionej šwinskiej skóry (ucho?), \ Kiedy E.S. upewnil si?, že p, Hordós przejrzal go na Wylot? W chwili, gdy ten ostatní zaczal wyciagac gdzieš spod l|dy podroby: ceglasta wqtrob? przypominajaca skwaš-|Ula, zakrzepla krew, šledzion? oslizla jak w?gorz, piano-(juniowa mas?pluc, koronkowa tkank?žwacza, nerki jak hll/niacze embriony, serce straszliwie przeszyte rzežni- ■iii nožem. luk ES. przetlumaczyt sobie nieme pytanie, które po-|i>ivilo si? na moment w oezach rzežnika? lada pan wieprzowe mi?so? Co odpowiedzial mu E.S., równiež tylko spojrze-Mrm? Tak, prosz? pana. Wszystko, oprócz padliny! |aki obraz zjawia si? potem w plarnee žóltej jego Mmi?ci? lego wlasne palce manipulujace przy mosi?žnym za ftntaskuaktówki, Raz po raz naciskal zatrzask, któryjakoš lUr mógl zaskoezyč. 345 Co przy tym czuje? Czuje na dioni jedrne mieso zawini?te w zápach šwíežego mieša zmieszany z zápachem tá drukarskiej. Na chwile uzyskuje wyražny wglad w apj sob lámania gazety. Nad czym glowi si? E.S.? Usiluje sobie przypomnieč", jak wložyl mi?so do a| tówki, robi to ĺ maniackim uporem, kto wie, któi raz analizujac (w pamieci) každý swój ruch, m w myálach ciežar každego kawatka miesa. Czy ma jakis dowód, že jednak wiožyl mieso tówki tamtego dnia, w jatce? Istnieje (istnialo) niezbite corpus delicti: $trz?p zal wionej gazety i kawatek odgryzionego serca o wadze gramów. W jaki sposób E.S. usiíowat pozbyč si? obrazów, k miešačka zjawiaty si? w jego pami?ci, powodujac rzuty sumienia? Lirycznym skokiem w przód: pragnal przesko w pami?ci drog? od jatki do gospody i od gospody wsi, ale udalo mu si? to jedyníe cz?sciowo. W jego i domosci, nasumieniu pozostalá plamka, podobna dc jaka wywořuje obraz padajacy na slepá plamk? w ( Jakie dokladnie pýtanie zadat sobie i nie znalazt powiedzi? Czy možná pozbyč si? jakiegos obrazu z pamieci, dobnie jak úmyslným wywracaniem gatki oeznej mot spowodnwač, že obraz pada na álepa plamk?? laki skutek wywotato úmyslné wywracanie galki mieciowej? iMmi \i$č rozdrabniata i wywracala mysli, obrazy i džwi?-HI nad koszmarnymi wspomnieniami czuwal jasno-pln*V aniot snu, aniot o rumianych poliezkach i obfitych Hŕllach, o r?kach czerwonych i nabrzmialych od mycia IfkliiiH'k. (Ach, řece szynkarck. niebezpieczne řece!). ^Eky E.S. widzial psy? Nie, ale na podstawie rejestru glosowego i ledwo do-Bpegalnych cíeni na biatym tle šniegu mógl przypusz-Mar, že zabtadzil na jakiá sabat psów, na ponurý psi parnawat, na ludozereze, rytualne ogólnopsie swieto, irego oíiara mial pase on, E.S., we wtasnej osobie. Co poza tym styszal? Wycie zawiei, która w pory wach zmieniata rejestr psich v, znieksztaleala je i wchtaniala, mieszajac wycie z wtasnym, przystosowujac ich wycie do swojego. |uk E.S. widzial siebie? Oczyma psa, jak przez dwuwy pukla soczewk? albo jak krzywym zwíerciadle: szpic laski wydtuža si? w dhi-ii perspektywie ku dužtj jak glowa piyšci, u, ktorej fczy si? precel uchwytu. Ta gtowa-piysč w dalekiej kanpektywíe stáje si? coraz cieňsza i przerasta w dluga, Unika r?k?, przy koricu, na odcinku ramienia cieiísza flU laská. Gdy spojrzeé wzdtuž cienkiej, zdeformowanej :cki, od dolu ku górze, niewyražnie widac glow?, mata hk pi?šc. i Co jeszcze widaó z psiej perspektywy? \ G^sienicowaty kalosz na pierwszym planie i ezarna Wytart? aktówk?, w ktorej znajduje si? niewidoczna, ale obecná wieprzowina {kilogram lub nieco wiecej), kawalek iwet od szynki (70 gramów), žeberka (200 gramów), 346 347 slonina (200 gramów), podroby (250 gramów}, tu zawini?te w nicwidoczna gazet?. Jak rozpoznawali wzajemnie swoja obecnotá i psy? Psy w?chem, sluchem i wzrokiem, a E.S. jedynie chem. Jaka myši podsunal mu strach? Mysl o možliwosci nie tylko mimikry, lecz nawet ul 1 il samienia: gdyby zmieniř optyk? swoich okularów, mógjfl si? stač psem. W czym znalazl ujšcic jcgo wypróbowany zmysl 1* klam v? i W nast?pujacej fantazji: „Stosownie do žyczenll cztowiek stáje si? psem, kotem, koniem alb o ptakirm, Kupujcie czarodziejskie okulary firmy E.S. Wecllug wfasnego wyboru b?dziecíe ogladač šwiat oczyma /.w(#i rz?cia". Jakie zwiazane z tym ogioszenie utožyl w duchu? „Czy chcielibyšcie swojego wiernego stróža — psa IliIi kotk? ulubienic? zobaczyc tak, jak one widzEj was, IcM oczami? Czy chcecie išc na polowanie, majac oczy pM Albo ogladac publicznoáé na wyscigach konnych ocjfi mi konia? Stafkie si? koniem, psem lub kotem za jedl ne 10 pengó. Nie možecie kupic skrzydel ptáka, možecll natomiast ujrzec swiat oczami gol?bicy itd. Oto osilfl niecie najnowszych badán optycznych, psychologicznychi biologtcznych i oftalmologicznych. Firma optyczna E.|j Katalog mozaikowych zdj?c w kolorze na žadanie wy» syíamy bezpiatnie, Firma paraoptyczna E.S" Jak si? zachowywaíy psy? I Nl<- /adowalalv. sic juž kawatkamí mi?sa, które staral ^Hptucač daleko od siebie (žeby omamič i odegnaó psy), pewne swojej przewagi líczebnej i taktycznej rzucaíy y 11.1 /.ywe mi?so, niewatpliwie rozumiejac równiež to wlasna^ skryt? mysl), že wróg jest pijany, odurzony lo leoretycznej i taktycznej wiedzy nie b?dzie mógl > stawiac oporu na tym syberyjskim, lodowatym i U, Lle. I o wöbet: tego robil L S.V Nailal szarpat mi?so, odrywal je razcm z gazeta, na irilľp < hwytalkrwawe, zamarzni?te, sliskie kawatki, darí Bbtznokciami, szarpalz?bami i staral si? rzucacdaleko M íiebie, zgodnie z ta, tania i przejrzysta taktyka, I Co E.S, styszal i wyczuwal? Li k psy gnaja za ciskanymi kawalkami mi?sa, szczeka-1 warczac nerwowo, niby na polowaniu, jak z Ibami Mil.utymi w gór? i ze zježona sierscia pod^žaj^ w slad pachnacym mí?sem, które leci w powietrzu, opisujme llfwidoczny, lecz regulárny luk, wcdlug surowych praw »metrii Euklidesa. Leci po orbicie, w ktorej maczali lllcc i ów narwany zi?c Maricia, i wiatr, i zamier, i sam llibel. Wyczuwal, jak psy šledza w?chem t? krwawg I pnehnaca orbit?, z Ibamizadartymi w gór?,ze zježona Im grzbiecie i karku sierscia, zwrócone w jedným kie-1 nuku, a prowadzone jego (KS-a) r?ka, zamachem jego fki, który byt poezatkiem wszystkiego. Jak si? kohezyla linia balistyczna rzuconego mi?sa? Krwawy kawatek mi?sa, oderwany jego r?koma, pa-fcnokciami i z?bami, nie mógl, jak naležy, opisaŕ tuku Iktóry urywal si? nagle, niečo powyžej metra nad ziemia, 349 gdzie wsciekte, zgtodniale psy przecinaly go klaml tnwnie i przed czasem). lak zachowywaly sie psy, przejrzawszy nedzna li taktyke {divide ut regnes)? Zorganizowaly sie, zapewne na zasadzie odwiecs prawa swoich dalekich przodków. Wilczury, zachowui.ji i jeszcze šwieža parnice, poprowadzity stádo bestii nowym drogami: jedné stah wokól megn, oblepiat le hul/k| twierdze, to twarde miasto, i pozostawiajac wolny inlyi nie krag, jaki E-5. mógt zakrešlic cyrklem swej rek i kiikk zmuszaty go do coraz žywszego odrywarua kawalkótjý mieša, inne, teraz južspokojniej, podažaty za rzuc anyin| kaskami i chwytaty je zreeznie, bez poprzedniego za i niť szania, nie czyniac sobic wzajemnie szkody. Co zrobií E.S., swiadom swojej kleski? Upadl na kolana i poezul psi zápach, psie dyszenjfl jakby surowe mieso w ustach. Jak widztal siebie (z odcieníem pewncj metafory™ nosci)? On chwyta swoja watrobe, a psy-orly ja ro/.dziera||, Wyrywa swoje bližniacze nerki, a psy je potykaja. Odgrym drobné kawalki swojego serca i wypluwa jak najdalej od siebie, a jego ojcowskie serce pada lupem zgtodniatya psów. Jak nazajutrz, w lóžku, próbowal sobie wytlurnacz znaezenie tego koszmarnego snu? Gonitwaoznaeza akt plciowy {medium: p. Klára, karka). Rozwarty pysk psa, podobnie jak aktówka, to k wa macica, do której czlowiek teskni, do ktorej chciulby powrócic i znowu sie w niej skulič na podobieňstwo plodu szyn kiwri poza tym to takže krwawe wnetrze kobiecego ciata, W vulgaris, wagina, waga, wadera, wachla, wazka, mrtka itd, il wyttumaczyt obecnošc psów w swoim šnie? Jty wyszly zapewne z „Przegladu", który czytal tej ♦im v pived zasnieciem. luk llumaczyl inne symbole? I Inieg to tožysko; serce — macica; w^troba — lech-U< /ka; nerki — jadra; žólé — sperma; žebra — kompleks Ihlypa; psie /cby — agresja seksualna; psi ogon — penis; ikluwka — wagina, vulva itd. Wszystko zatem wytrys-Mo we šnie z tej maciczno-waginalnej aktówki: serce, ' i oba, žebra, nerki — ptód, |ak chcial udowodníč samému sobie prawidlowosč Hrujcgo tlumaczenia? \ Skegnal ku krzeslu stojacemu obok lóžka (na krzešle Halo mokře poszarpane ubranie) i wziaJ do r?ki „Prze-%U< I", založony na struníc 36, gdzie znajdowal sie artykul pd tytutem Wplyw wojny na psy, przettumaczony z lon-llyiiskiego „World Review". Prosze odczytac wspomniany artykut w calosci. „Od ezasu, jak zaczela sie wojna, w Anglii zauwažo-m, ie psy ruszyly do ofensywy na wszystkich frontách I wriaž wzajemnie sie morduja, W každým razie am-Imlatoria dla zwierz^t odnotowuja coraz wieksza ilošč I- .i. li walk. Tak na przyklad londýnski Urzad do Spraw I ■ ■ -■••ni Zwierzat we wrzešniu 1941 roku zanotowaí IV« wypadków poszkodowania psów w tych walkach, I Juž w paždzierniku 410 wypadków. Ekspert tej insty-liuji. Mr Govent, ttumaczy to zjawísko w nastepujacy 350 351 sposób: psy sa niezwykle wražliwe na nástroje panów. Ježeli paňstwo sa nerwowi, pies paňstwa niespokojny. Paňstwo denerwuja sie, czytajac o ata z powietrza, a pies, wyszedtszy na ulice, atakuje úp sasiadki albo sama sasiadke. Nie wie, dlaczego tu m i možná powiedziec, nie ma zadných «wojennych cclówj Wystarczy, že jego pan jest zly i zdenerwowany. Pi* ■. I wiem utožsamía sie ze swoim panem. Poza tym psy n maja niezb^dnej opieki L wyslarczajaxego ruchu / wodu zaciemniania miast i przymusowej emigracji asm ich wtascieieli. Przewažnie jednak staly si? wojowrtj|H a niekiedy nawet krwiožercze dlatego, že udziela •-*<. Ilfl psychóza wojenna ich wtascieieli. Ježeli pies znajduic w|f w pobližu pana, gdy czyta pan komunikat o nalotach < *y o niepomyšlnych wynikach operaeji wojennych i wvl n» w panu gníew na wroga, gnicw ton udziela sie psu i Im.bi rozpacz albo wojowníczy nastroj. Wbrew rozpowsz|Ä n ióny m przesadom pies nie jest mniej wražlíwy nlž ofl wiek ani tež mniej krwiožerczy". Jaka mysl towarzyszyla E.S-owi podezas powtoin«| lektury tego artykulu? Myši, že Freud, tworzac swój senník, nie pošwlfj dostatecznej uwagi lekturze przed snem. Podniecony podejrzenicm, co uczynil w ch w i If m tem? Nagle zrzucil z siebie pierzyne, pomimo kac.s i holy glowy jedným stanowczym krokiem wstat z lôžka Co znalazl w kuchni, obok drewnianej skrzyni? Aktówk?, z niezapietym mosit/žnyin /ali zaskiem, ľrif trzymujac wierzchnig stron? podbródkiem, obs/ukíj ŕnv< i z e aklówki, po czym naraz j? upuscil, jak gdyby If uklut czy sparzyt. C"» trzymal w palcach? Ikrawek zakrwawionej gazety, t )dwróciwszy si? nagle ku žonie, o co ja zapytal? I Czy wyj?la z aktówki mieso. < h zekiwat jakiejs odpowiedzi? Nie, bo zrozumiat wszystko na widok przeraženia w jej ■Uch. < u w koncu powiedziat? /e w (e gazet?, ktorej skrawek trzyma na dtoni, byto zaviniete mieso: kilogram (albo niečo wiecej) wieprzowiny, liwak'k (nawet) od szynki, žeberka, slonina i podroby (♦ikoto dwustu gramów). ^Bdy znów si? rzucit na aktówke, obwachujac ja i ob-liokujac, co wreszcie z niej wyciagnal? 11 ŕ.ymal w palcach malutki odgryziony kawalek šwiri-ifclrgo serca, ze sladami swoich zebów na žywym miesie: iotjms delicti. i i* zrobil K.5., zwatpiwszy juž nie tylko w swój sen, •dl' i w jaw e7 I Znów popcdzií do pokoju i zajrzal do „Przegladu", m klórym na stronie 36 znalazl artykul pod tytutem ntyw wojny na psy, a w nim nastepujace stwierdzenie: ,t Id i zasu, jak zaczela si? wojna, w Anglii zaobserwo-tertim, že psy ruszyfy do ofensywy na wszystkich iróniu, h", ltd., ltd. 352 353 18 Jak siedzieli podróžni w saniach? Na tylnym siedzeniu Zona autora listu i jego dzltfl a na przednim, obok wožnicy, autor listu, przywi'ni. > exodusu, kapitán statku, wygnaniec Czym podróžni byli okryci? Ci na tylnym siedzeniu — dwoma kocami, z któryfl oienszy byt /. hawetnv, a grubszy z ko/.iei sieršt i, cl mí przednim siedzeniu natomiast owinyli si e od pasa w -l>i| kocami, tež 7 koziej siersci. Czym pac h n i a ty koce? Koňmi i moczem. O czym rozmawiali kapitán statku, t.S , i s tern i k im W niem Martin? Opogodzie.o fronciewschodnjiiu o z n at z n y m ud/iul* wegierskich pulków w najnowszych operáciách, o rámu h koni, o ostrej papryce czeresniowej, o gulaszu, o br/itu kwiniówce, o braku niezbednych arlykulów, ta k ich M k nafta, maslo, áwiece stearynowe, žyletki, obuwie itd. Jaká znac zaca wzmianky uczynil E.S.? Že dužy haczykowaty nos nie jest nieodzowna ci*h| Žydów i czesto zda r zaja, sie drastyczne wyjatki. Jak przyjaj to ster nik imieniem Martin? Z podejrzliwoácia, niedowierzaniem i niechycia, Jaki material dowodowy wskazal stcrnik na popan id swojej tézy o bogobójcach? Zasypaný sniegiem krzyž przyd rožný, a na nim -czíowieka z oczyma niebieskimi jak niebo i zakrwil wionymi díoňmi, na które snieg potožyt kojacy okhíd 354 Bltulowaiych platków; Boga-czlowieka w koronie cier-Hnwi'j, pi zypominajacej žatošnie puste gniazdo wronic. Viku tiíl wiec Ukrzyžowanego, który marzl na gruntach Wllfi^cych do wsi, zapomniany przez wszystkich. ^■y kapitan-bogobójca i sternik (zabójca bogobójców) Hkilt/li cos, co do czego zgadzaliby sie w petni i bez za- E||/4vľ|i? < lws/em, znalezlí: czosnek pakt) srotlek skutecznie po l/iijacy krwiobieg i regulujacy trawienic; wzrost cen, il n i y kulou- pierws/ej poLrzeby, a przede wszystkim i ihímil! wszystko, byli zgodni w opiníi na temat brzos-■Hrhiiówki, która rozgrzewa krew i pobudza kraženie, ^Bllodza, rozwesela, rozpiomienia, w ogóle dogadza 111.iiJii) igodziichbukietemzapachów. I idy opróžnili manierke kapitána z zakrecanym kor-^■fn i oplatana lykiem ŕlaszke stern ika z kaczanem ku-|mi ydzy zuuuast korka, do czego ich to zagrzalo? I [už w pobližu portu i miejsca przeznaczenia wstapili I tlo gospody w Bakszy, do pani Kláry, i zamówili jeszcze (ni |iiccdziesiatce morelówki, na rachunek kapitána, jak th*H savoiť-vlvre i niepisane prawa, lak i obraz ukázal sie pod rôznym na koniec, przed roz-f íliiiiiťiu i. wožnica? i-.'owa odbytnica konia, przypominajaca róže, w biegu ■yyt ískala zielonkawobrunatne brylki na snieg. Dl a czego nie dojechali saniami až do miejsca prze-■■ /uiia? ľoniewaž E,S. nie mógl sie dogadač z wožnicy w spra-wie ceny Ten ostat ni mianowicie przewidywaf, že z po-^■du zmeczenia koni i póznej pory nie zdažy wrócic na 355 z morza wszelkie jego dobrodziejstwa, flor? i faune siecia, a raczej drewnianym korytkiem, w jakim si? zloto. W biatym, dobrze wyplukanym ryžu bylo znalezč ziarenka piasku, a czasem i kamyczek dlatego, žeby wszystko wygUjdalo bardziej naturální (jeáli nie byty to po prostu ziarenka soli morskie), b| rozptywaty si? na j?zyku), lecz takže algi, porosty i pi /> prawy, liscie bobkowe, szafran, kapary i majeranek.iM nadto fladry i sardele, raczki i matže [moulc, dakiylt morskie i skalne), langusty, scampi, uuireny i kalmarfl] lecz takže skrzydto kurcz?cia, comber zajaca i lopat Ni ciel?ca, wszystko to zatopionc w ry/u jak w morskilflj piasku, zmieszane z ryžem jak risotto. C idy czlowlfH nakladá sobie tej potrawy a z ryzu wyloni si? ciM wony wasik raczka, skrzydto ptáka, wyjrza chruplffl nakrapiane kleszcze homara, rozwarta muszla daktyli skalnego czy ostrygi, pra>kowana skorupa mnntkifgl slimáka — dopiero wtedy možná zrozumieč, že nie M to potrawa w zwyklym sensie tego stowa, lecz jakis míl tyczny pokarm, posilek bogów, i že w odróžnieniu od innych potraw nie przygotowano jej w kuchni, ale tyli miedzianym rondlcm zaczerpni?to z morza oslep, rázem z morská wod?, sola, piaskiem i kam kam i, ciagnieto rondel przez gt?bin? morská, a pal na brzeg i wzdtuž brzegu, podnoszono i znów ciagnlfj przez wod?, a potem przez zarošla nadbrzežne, pf szlachetna g?stwin? zielonych brzegów — stád wtaái trzy listki bobkowe wyzierajace z pilawu, stád kůlec oliwek, szafran i majeranek, stád wreszcie i ten cienlcL polowy naci?ty kražek cytryny, który jašnieje na brz I.....Ha in:n mate srodziemnomorskie slonre, ošwiel kvače tl»l< ki mityczny pejzaž. itíklat o kartoflu. — Nadeszty czasy, kiedy mu-•iinv myšlcc o sobie w perspektywie žycia i šmierci, nie H|t snmolubne indywidua, lecz w aspekcie catej na s ze j Irmy, lego boskiego chwastu ziemi, rozproszonego po ■pletie, krzewiaeego si? na wszystkich kontynentach, Bfcánie tak jak nieszcz?sny kartofel {satanům tuberosum), 11 mi v. podobnie jak my, wylonit si? z dalek ich mroków li li ti. z dalekich mroków ziemi, ale jego istnienia, * |ii/etiwieňslwie do naszego, nikl nie b?dzie stawiat ■Od znakiem zapytania dopóty, dopóki na ziemi b?da 1*1111,1 tv glodne usta, dopóki b?dzie istniata ziemia. Nie-UM/?sny kartofel [Kartojfel, patate), ten chleb ubogich, kleny skadinad nie schôdzi ze stolu bogaczy, podawany postačí frytek i purée, polewany mlekiem, šmietana osem z dziczyzny, prostacki kartofel, ta ziemsko-jfllrbiaríska man na, podzicmna narosí, skrofuloza ziemi, Iwurdy wrzód, brytowata bulwa, w ciagu swoich dlugich illejów nigdy nie wygiat si? w ideálny krag jablka czy ■omidora (tego drugiego boskiego owocu), lecz pozostat Itadoskonaíy jak cztowiek, tylko pozornic symetryczny, ■tlen guzów i narosli, wyrostków i odrostków, dotków I h\\/.n, bez šrodka i bez nasienia, bez niczego, co by ladczyto o obecnosci Twórcy i Jego madrosci. Pozostat i?c ideálnym obrazem ziemi i cztowieka ulepionego |liny, ten twór ztožony z miažszu i skóry, bez kosci 358 i bez serca, istny homunkulus {homo-homultus-hu do zludzenia przypominajacy cztowieka, czlowiekt duszy, z którego wygnanu Boga. Pamietasz, siostro, jak w dziecinstwie przebierali w piwnicy kiclkujace kartofleľ Znajdowališmy wów^H male, podobne do czlowieka kartofelki, o maUnh.1i gtowach i potwornie skarlalych konczymjieh, male Im munkulusy, ktorými bawilišmy sie jak lalkami, a/ U ridei, Bern, i wreszcie, jako ukoronowanie ja kosci, Hui^num hmium, Alma, ftwinie sa najmniej wybredne ze wszystkich zwierzat. Wledzial o tym, bez watpienia, Mahomet, podobnie |iik žydowscy prorocy-higienišci. Pewnego dnia míody Mahomet siedziat i patrzyí, jak swinia je cos okropnie brudnego: rozrywata padline albo žarla zgnite kartofle, przypominajace ludzkie odchody. Najedzony pieczenia, która niedawno ternu napelnit swój katdun, Mahomet zalial naglc wymiotowac, bo przypomnial sobie, že byto to wieprzowe mieso. Szybko wetknat palec do ust, jak robia pijacy, i cala pieczen wyrzucil z siebie w piasek na brzegu 361 morza. Po czym pobiegt do domu i wniósl do ksi?gi pj która wowczas pisal (póžniej naz.wan.ej Korané stepujace stowa: nie jedzcie swini, albowiem b?dzl wymiotowaé. Podobnie ma si? rzecz z koszerem: )jĚ prorok najadl sie zepsutego micsa,, Fanatyk zamierili co mu sie przydarzylo, w regut?, w šwi?te prawo, w pffl kázanie boskie. História religii (zákazy i tabu, koizer\n£ jest zbiorem ostatecznych konsekwencji jednostkowtp doswiadczenia. De gustibus — tego rodzaju e&tetyfl jacego demokratyzmu nie uznaja fanatycy. Swój oglaszaja jedynie možliwym, kanonicznym srna Tak samo wyglada sprawa alkoholu, Któryš ze šwi upil sie i zwymiotowat. Potem za dužo paplal i j mu sie plata 1 pode zas przekazy wania polecen otrz wanych z nieba, rada m?drców zatem zdecydowata, winien si? wyrzec alkoholu. Wierni jednak nadal bydlo jak to bydlo, a jemu slina cieknie z ust po š brodzie. Wobec tego idzie doswojego szalasu, a tam, šnie, Bóg nakazuje mu powtórzyc ludziom nast?pu) Boskie slowa: Wjno to grzech. Wylejcie wino do mol a píjaných, rázem z beczkami, rzuccie na fale. NI si? sta nie... Szcz?šciem žáden prorok nie paini?taí, srna kuje mléko matki. Bo inaezej... 23 Sklonny jestem wierzyc, že Newton odkryl prawo powszechnego cíaženia przy pomocy kalu: kucajac w trawie, pod jabloňka, o zmierzchu, gdy ukazuja si? pierwsze gwiazdy, pod oslona mroku, ktory kryl go Hfcl niedyskretnymi oezami — mrok byl bowiem ^Btecznic g?sty, aby go ukryó, gwiazdy byly nie doáč" |«|vr-1 /at:e, aby go ošwietlič, a ksi?žyc jeszcze za hory-ktťm. W tej chwili ciszy, gdy odzywaja si? pierwsze ■by, 11 leníwe kiszki przechodzi skurez pod wplywem ■ytznego wzruszenia pi?knem nátury i dziela Boskiego, |itlm»| macicy, która z miesiaca na miesiac, w ciaju jakichš Clfl dziestu lat, uparcie i szaleňczo puszcza ikre niby jesiotfl zawsze chetna do rodzenia, gotowa každego miesiaci przygarnac nasienie šmierci, wykarmic je pod sercent i wykolysac w swoim lonie! 364 Idy piszecie o skrwawionym sercu albo gdy wasze serce I prostu miesiaczkuje, atrament musí stač sieczerwony, Miľ choď/i t u juž o kat, pod jakim šwiatto naftówki pada I wasz rekopis. Bytoby ínfantylníe poetycka przesada iKlkrešlač to poprzez naktucie stalówka czubka wtas-tgo palca, jak wtedy, gdy pielegniarka pobiera wam fpw. 27 Ježci i chôdzi o ten list (droga pani), pan, który go pisajfl pani (wiem, to br/.mi dziwnie), ten pan jest w powažnyf stanie! Analiza jego moezu wyražnie o tym swiadfl Wynik równie wyražnie wskazuje, že chôdzi tu o n czyz.ne. To tyle. Powiedziala pani, že jest on pani wiec prosze mu doradzič, žeby si? przygotowal. O brzemienny, droga pani. Nosi w sobie nasienie é Zechce pani przyjac wyrazy wspóíczucia. Bajka zimowa z Panonii. — 1 patrzcie, z padalo czyste, biaíe pierzc, jakby škubáno tam duže, sione panoňskiegesi. Wszyscy zbierali pierzedo 7. juty: kupey žydowscy i ich žony, subiekci i ich dzieci kupców žydowskich i dzieci subiektów. Albowj Jehowa podszepnijl im byl w nocy, we snic, že bed padať z nieba czyste, gesie pierze i ze prócz nich, wy nych, nie dowie sie o tym nikt. A gdy juž napetnili s1 worki, ujrzeli naglc, že z nieba zaczal padač, unoszacfl na ksztalt gestych ptatków, czysty, miekki puch, oni a nie mieli go wco zbierac, bo napelnili pierzem wszysl worki, wszystkie pierzyny, powloezki, wszystkie gar i wszystkie koryta, wszystkie ezapki i kapelusze. Wówci to, chciwi darów Božyth, za rada jakiegos sprawiedli starca wysypali wszystko, co dotychezas byli nazbieral i z jeszcze wiekszym zápalem nudli sie na ten puch pnzypominajaey manne niebieska. A cena gesiego pm Im Jů6 H|hi wówczas jednego srebrnika za pud, Rankiem, gdy logiko to pozriosili do komor i chcieli wreszcie odpoja.*', nicklóizy z nich poszli spojrzec na swe bogactwo l»olon,ic' sie w šwiet le Božego dma, ze tne byl to tylko •i Worki i pierzyny, powtoezki, garnki i koryta, ezapki Impelusze peine byly wilgotnego, lodowatego sniegu. tlK'i i ivuvwťou za t: zel i szukač owcgo sprawicdliwego í*it u. chcac go ukarač, ukamienowač, ale starzec jakby i pod ziemie zapadl. Wówczas najsmielsi i najpobož-ll|0 zwrócíli oezy ku niebu i uslyszeli glos Božy, który llct Im: Niech to bedzie dla was nauka. Nie žadajcie od ■ba wiecej, niž wam ono dač može, Co sie zas tyczy s\szcgo padania, powiadam wam, to zaprawde In plerze, lecz wyrzucilišcie je na wiatr. Pójdžcie za m. i znajdziecie je... PEg pana Freuda, prymariusza. Byl to kawalek za-rznictego, galarelowatego mieša, calkiem do b r ze howanego, przypominajacego mózg jagniecy, podaný w calošci (w Wiedniu, roku 1930, w restauraeji nubius"). Udeptaný šniegz gasienicowatymi slada m i ierskich podkutých butów jak gdyby nieco stopnial ynie tuz obok mozgu, na któtyrn wyražnie uwidacz-liry si? ťaliste wygarbienia niby na orzechu i czerwone II k i naczyn wloskowatych, Mózg ležal na rogu ulic x>ly Greckiej i Mileticia. Slyszalem, jak ktoi powie-Inl, czyj to byt mózg i z czyjej wypadt czaszki. Mózg na Freuda, prymariusza, ležat na malej šniežnej wyspie 367 pomiedzy dwiema sciežkami wydeptanymi w i teligencja wyražnic oddzielona od czerepu, pode malž odtwardej szmaragdowej skorupy, pulsuje ...... w šniegu niby wlodówce,nie jak mózg idioty w szkbh\» stojů (wiadomo, do kogo nalezni:, alu iak mo/.g geiiHi« zakonserwowany i zachowany w inkubalorze przymá*. po to, aby w y n»sl a w n i m í v: I v i u 1111, u b ;ľ i >i v v: u vv« >l......■ z oków data ciemna perta mysli, mysl nareszcie l^H rializowana, skrystalizowana. 30 Papieros dopálil mi si? až do paleów i opadl z szarobiaty ezerw popiolu, czerw bez kregoslupa, do: a) wycisni?tej z tubki pasty do z?bów, b) gatazki wrzosu, c) skamieliny jakiegoš ezerwia. Tol rozsypy wa n iesie zbutwialego papierosowego krcgoiil nastúpilo w mgnieniu oka, na granicy snu, na granii dechu i ruchu, i nie jest calkiem oczywiste, czy por stupek popiolu rozpadl si? w proch i popiól w gdy si? wyrwatem z letargu i senných rozmyšlariv odwrotnie, to ja si? wyrwatem z letargicznego pól z szalonego wiru i przekroju wszystkich mysli, obral przeczuc na samej granicy snu, gdy runat porowaty 1 popiolu mojego papierosa, ledwie doslyszalnie, szy jak: d) got?bi kat na cienka membrán? kratkowai papieru ležacego przede mna na stole. W tej samej 1 ogarn?to mnie silne poezucie przemijania, jak stupek popiolu (wciaž jeszcze widoezny jako stup, juz zwalony i roztrzaskany, zlámaný kr?gostup " walony stup ezasu przedstawial samo przemijanie, niewatpliwy obraz przemijania, który budzi ulnwieku takie uezucie (przeczucie), jak nagle prze-in ,t si? wskazówka (dužego dektryeznego zegara |i ilworcu w Suboticy, Nowym Sadzie, Triescie, Buda-1 h } Przesuwanie wskazówki nie dokonuje si? tam ^^■kowo i nieodczuwalniťj lecz nagle, z t?pym odgto I Hzarpni?ciem, jak gdyby coí strzykn?to, a po tym ■ i Ivm skoku metalowa wskazówka drga jeszcze przez IivvlI, wyrwana z drzemki i bezczasowosci, jakby |»np'"umata sobic o swojej stužbie w ostatním moinen-|p itlbo jakby ktos jej przypomnial, obudzil \q, wyrwal ,'okojnego spoezynku, jakis zegar nad zegarami, król irów, nieublagany i surowy budzik, Chronosjehowa, rytmieznym biciem swego serca, pulsowaniem a przypomina, budzi i nie pozwala sta nač czasowi. • hgomena do wszelkiej historii. — Zlane tem, brudne masy btedoty miejskiej, lachmany; osmie-ly tlum, zagrzewany idea sprawiedliwošci Boskiej lltid/kiej; patetyezne scény, w ktorých matki ze zgtodnia-riin dziecmi na r?ku domagaja si? chleba; wiara w Boga, Dobro, w Sprawiedliwoše, w Niebo; krzyk rozpaezy, ■yk zemsty; mówcy i prowokatorzy wspinajacy si? na llinprowizowane mównicc; placzdzieci, które niczego 1 lozumieja; okrutna wrzawa historii. A co si? tymezasem dzieje po drugiej stronie, extra fcos? 368 369 Przez ledwie zakolysane kotáry ze zlotopurpuro pluszu, przez witraže i kotáry wrzawa zglodníalego ttul dociera jak przez wat?, jakž dna morskiego, ledwo szalnie; migotanie šwíec w wielkich zlotých kandela i odbicia tych šwiec w lustrach weneckich, w uchylony skrzydleszafy, w lšniacychpowierzchníachmebli. Tyllw pies i pazíowie, konie i služba slysza wyraznie: glos tlumil, a navvel wydaje im sic, paziom i slugorn, že rozpozcu^B w giosie swoich bliskich wyrzut i grožbe... 1 oto z piany pachnacych poduszek wstaje Królouffl o biaíych rekach i zdziwionych oczach, bo ten hal jest dla niej calkiem niezrozumialy i obry. ľylko och n bine zaníepokojona, ubíera si? z pomoca dam, zakl.n czarna przezroczysta woalke i czarny myšliwski kapelu^! pewnie nosi žalobe, nie wiadomo po kim i dlaczeg^^f šli nic jest to kaprys mody — tego lud nie wie, tego H^Ě nie može wiedzieé. Spójrzcie, stoi w blasku swoich I^H „potežna jak wojsko pod broniaw, z królewskim picí m níem na zbyt bialej dloni, z oczyma blekitnymi niby st w palacowym ogrodzie, z wachlarzem w delikátny h pak at h, z wachlarzem przedstawiajacym, jak w lustrH scéne, w której Królowa stoi na balkonie i macha lewí reka uwielbianemu przez nia i wielbiacemu ja ludowfl w prawej trzymajac wachlarz, a z drugiej (wierzchnie|f J czy spodniej?) strony, z tej, której nie wtdai'. ktorej hul nic widzi, a która ona zaslania królewskie, boskie pierffl z tej strony wachlarz a, rozlož o nego teraz jak a) km do taroka (tarots de Marseille) albo jak b) og< i egzotycznego ptáka lub pawicy z ogrodu królewskiego, z tej strony poeta napisal smutný sonet na jej wachlarzi^B Wfbyjej trzeba wybič, tejsuce, krzyczy rozwšcieczony Hoch — ■dnosi zbyt biala r?ke, aby pomachac swemu uwiel-limu i wielbiacemu ja (mimo wszystko) ludowi, lecz moment nastaje cisza i z tego naglego oniemienía | I *i i > \\a sie gr zmiacy glos wodzów i demagogow, którzy ^Hfi (nie dla siebie, dla ludu) Chleba i Sprawíedliwo-B, | Królowa nic nie pojmuje, bo wszystko jest poza ^Hfclym trybem, poza protokolem, to juž nie okrzyki Ibienia i wiernošci, lecz jakis dziwny bunt. ^—Wgóž chcq ci ludzie, czegóž, ach, o nieba? Khleba, pani, 1 ( htcba? O, Elwiro, czyi nie majq chleba? W, pani, A na to Królowa, bez metrum i rýmu: Czemu w takim • i. nti y.i.zaciastek, droga moja Elwiro?Panic ipanowie, ^■pftW nie jedzq ciasLtk? Przy tym fa I uja jej piersi, króiew H|t piersi, do których przylgnaí zložony wachlarz, aby po HtWili nagle sie rozložyč w calym przepychu i bogactwie, ^■Ogon pawia lub jakby Królowa przygotowywala sie do h 11 / učenia atutu z trzymanych w reku kart. 370 ilczifl^l Šlcdztwo (li) 32 Jak brzmialaby notatka prasowa o tragicznym losie anU listu, czlowieka, który nie przyjat haniebnej pro i nie zmielit ziarna bez pozwolenia wladz w mlyn jakiego Rosenberga? Wczora), w miejscowosci Kerkabarabás znalezl we wtasnym mieszkaniu martwg rod z i ne pana fiál nadinspektora kolejowego w stanic spoczynku, M munikat polic ji sporzadzony na podstawie oglv'' lekarskich stwierdza, ze šmierc nastapita íuž pi/»»l piecioma dniami. Przyczyn) šmierci byty glód i zinnm Czlonkowie nieszczťjsnej rodziny: ojciec (53), mal (40) i dwoje dzieci (9 i 7) zmarli po dtugich ciei mach. rnieszkajac o dwa kroki od swoich zamožn krewnych, a mianowicie od rodziny wdowy po Ignacynjf Boroska, kupců z tej samej miejscowošci. Pani Bornukl zeznala w komisariacie, že šmierc wyžej wymieniond rodziny wcale jej nie zdziwila, gdyž on, to z nad zmarly E.S. byí niepoczytalny. Uzasadniajac swujl opinte, przytoczyta fakt, že zmarly E.S. nie pr/.y||| pomocy, jaka zaofiarowala mu na calkiem dogoddH warunkach (sic\), a mianowicie dwóch cetnarów, k równina. Czarne plamy pól uprawnych, wylaniaia- <,< li sie gdzieniegdzie spod sníegu, Na pierwszym pl w prawym dolnym rogu nagie, sekáte drzewo, na ktdf^H kula si? czarne, zziebniete wrony. Na skos, niemal [H przekatnej i jak gdyby poza pejzažem, grube, oblepJniii sniegiem druty telegraficzne, w sumie szesc czy sietN'iii po lewej stronie, na samým brzegu fotografii, niemal M pod drewniana ramka^ nawinietc na biaíe grus Aowuti izolátory. Ów pierwszy pian (druty i bíale porcelánu w#! izolátory) jest nieostry i niedoktadny, a pr/edstawioM na ním przedmioty wydaja sie prawie przczroczyffl tak že widz w pierwszej chwili nie zwraca na nie. uw.ifli, skupiajac sie na studiowaniu szarego zimowego pejzafl w tle. l. Naprzeciw podróžnogo, wygodnie rnzpartego nu pluszowym siedzeniu: panorama miastawdali; na pierWi szym planie nasyp z szynami i jakieš r údery. W tle rdfl nina, a na niej, daleko,studnia z žurawiem. Z lewej strunfl tež na dalszym planie, jakieš doly i coš. co przypnmlfll cegielnie, a obok wielka, ospala rzeka, która przedH Hľwa czesc fotografii i w dolnym prawym rogu wpíywa Hjj drewniana ramkc. L |, Na lewo od miejsca, gdzie siedzial podróžny: na in. i a s/.ym planie morze i molo z lat a ľ nia; przy nim sta-<■ l i ybacki uwi^zany do kamiennego pala, a drugi taki ^■itatek zbliža sie do mola, przecinajac powierzchnie Wm ly lagodnym lukiem. Na drugim planie, za palmami, dnniki kryte dachówka, a w dali wysokie s/are góry, po Hpfych wije si? waska droga. Nad górami jasne niebo j klika obloczków. Gdzies posrodku mola, na jedny m ■Mcholów, siedzi cztowiek widoczny od tylu. Jest nieco ■Hygarbiony i pochylony ku przodowi. Na glowie ma i muiety z czola slomkowy kapelusz, a miedzy rozsta-Vdmiymi kolanami trzyma láske lub raczej wedk?. L 4, Na prawo od miejsca, gdzie siedziat podróžny; znów jtatiorama jakiegos miasta z katedra. Muže lego sam ego ■iltsta, z ta sama katedra, co na fotografii naprzeciwko jiodróžnego, ale w innym ujeciu. Tutaj wyražnie widač Iwtedre, jak tež wieže i koronkowa rozetě nad lukowa-lyni portálem. Drzwi katedry sa szeroko rozwarte, cieri portálu pada na sylwetk? jakiegos czlowieka. Nie možná ■Oipoznač, czy to mežczyzna, czy kobieta. Zegar nad *wysokimgotyckimoknem wskazuje trzecU}. Najprawdo-podobniej trzecia po poludniu. Na u lícach pusto, Oprócz lylwetki, na która padacieti portálu, widač iesztv.e tylku bdnego czlowieka, jest to chyba zamiatacz ulic, bo w re,ku tr/yma jakieš narzedzie, zapewne lopate, która do tej pory odgarniat šnieg i odrzucal obok na wysoka sterte. Na szarym niebie czarna chmura tuž nad gotyckimi kamienkami; na drugim planie wyražnie widoczne ích 374 375 tukowate okna i drzwi, zamkniete podobnie jak žalu/ okien ne. Na pierwszy m planie znajduje sie plac i odchod/.^ .1 od niego ulica. Na gzymsie gotyckiej kamieniczki, jak l#t na placu, kilka golebi dziobie cos w sniegu z catkowii ■, > I spokojena. Može wyczuwaja, že pies, który wlec.7e sii ■ wozem wyladowanym meblami, nawet sie za nimi nl| obejrzy. Wóz przeježdža przed zamknuta brama gotyw kiej kamieniczki. Siedza na nim dwaj mežczyžni, jftdfl w kapelu szu, a drugi w futr za nej czapie, pewnie wožniH Trudno sie zorientowač, co doktadnie znajduje sie nu wozie, widač tylko tukowate ptaszczyzny meblí, Mehlf sa przewi^zane sznurem, ale nie przykryte. Wóz mijl wtasnie pomnik, wiec lby koni zaslania postač bohatí 1 n za która kroeza w kierunku katedry Pomnik widoe/ny jest od tytu. Na marmurowym postumencie stoi czlowlrk z prawa. noga zdecydowanie wysunieta, a ciežar t uti»| postaci spoczywa na lewej nodze. Prawa. reke podmul w patetyeznym gescie, wskazujac: palcem ku szczytotdj wiežy albo ku niebu. Ma na sobie surdut lub dluga mfl rynarke. Peleryna narzucona na surdut rozwiewa «lf w fatdach z brazu, wachlarzowato rozsumetych w šUd za ruchem reki. Na ramionach i na postumencie widjB taty áwiežego sniegu. A može obok nogi bohatera usiadl gotab, którego na fotografii niepodobna odróžnič od plam sniegu. Po tej stronie placu, z ukosa i níewyražnli majaeza tablice reklamowe z napisami: „Astra", „Royiľj „Foto" i innymi, które roztapiaja sie we mgle. Jak obecnie widzi siebie autor listu, cofnawszy fjfl w ezasie o jakieš pietnašcie dni, a w przestrzeni mnlflf ■ 1 t> dwiešcie kilometrová od miejsca, w którym sie ■lllduje? Pižacymi rekoma zbiera swoje papíery z patento-Hntgo stolika pod oknem w wagonie pierwszej kla-niiejsce 126, wpychá papiery do aktówki, pomiedzy ■feflki piwa i kanapki z suszonym áledziem, które dala um n. 1 droge jego siostra Berta, zawinawszy je najpierw w ki alkowany papier listowy, a nastepnie w gazetě, i dtu-\i>< ineczy sie z mosiežnym zatrzaskiem, nie mogac go ■liiknac klu nad nim stal w tym momencie? M Indy jasnowiosy konduktor z niklowymi kleszcza-hl wymierzonymi jak rewolwer w jego piersi, w jego hwlu7.de. Klo byt swiadkiem tej scény oprócz konduktora i czlo-Mika, który (widzac siebie) usiluje zamknaó aktówke? Pani (okoto trzydziestu lat) w kapeluszu z woalka Ipus/c/nna na twarz, przytulajaca do siebie pogražona •< '.nie dziewczynk? (okolo trzech lat), jakby w pociagu w przedziale pierwszej klasy miato niebawem stač *»v cos strasznego, jakaá zbrodnia niezym w powiešci; indulzieniec (okolo dwudziestu pieciu lat) 7. ezarnymi •l'yylizanymi wlosami, student albo szpu-g, k tor v //..i hVimwanego ezasopísma próbowat wytowió oezyma Érawek bieli spošród ezarnych sukni damy w ezerni; |f p legomošc (okoto piečdziesieciu lat), prawdopodobnie ■lemytnik, ze ztotym zegarkiem na zlotej dewizce, któ-BMi w tej chwili przygladal sie tak uwažnie i wnikliwie, |nkby chciat otaksowač jego wartosc; starsza pani (okoto ■Vtcdziesieciu lat) z modlitewnikiem w okladce z macicy 376 377 pertowejj zaspaný ohcer (okolo trzydzicstki) z pofe^H kujacymi ostrogami, Ktorej z wymienionych ysob E,S posvačit byl nfl wiecej uwagi? Wdowie o niezwykle Udaných bialych Udach, Jak uwdowiala? .VCiji'. it^j zginaj gdzics na fronde wschodnim, Wydíl^H wtasnie strawiony pokarm. lak brzmiato oficjalne zawiadomienie o smiercL jfl malzonka, które uložylw duchu autor listu? Niniejszym zawiadamLamy, j ž malžonek pant kupu,m rezerwy stawnego i, W?gierskiego Putku Huzarów, |H hatersko polegl za Ojczyzne, spelruajac swój najsvni obowiazeL Jak przyjyla t? wiadomošc? Natychmiast wybraia z žurnáluczarna sukni? wedIn, najnowszej mody na jesieií - zimyi.f|. n; _.\ (z du/vmí patkami na ramionach, z gt?bokim dekoltem, marszc/oii| j w tal i i, šred n iej dlugos ci: do pól íydki) Jak ró wniež cm i n J halke obszyta czarna konin ka. i, bez watpienia, czain* majteczkij težz korunkami, wreszcie kapelusz z ozdolmij szpilka, czarna woalk? i czarne rekawiczki do tokem, Co dostrzegt cíekawy observatoř? Ze Czarna Dama kladla na blade poliezki odrobJ róžu. Co mogto nadawaŕ blaskoczom Wdowy o niezuy l \* Udaných bialych Udach, jeslí nie ptacz i smutek? OlsnJenie možliwoscía przyszlej przygody, k tóra Jrifl nawet nie skohezy si? szcze^liwym zwiazkiem v jakinul bogatym malžonkiem, može zamienic si? w staly, wcl^H 378 mlnawiany zwiazek z kolejnými mtodymi kochankami, B WÓwczas bezplatnie, ku obopólnemu zadowoleniu, Vľtlowa poduczalaby ich sztuki milosnej. W kim ES. podejrzliwie upatrywat pierwszego ewen-niilnego kochanka Czarnej Damy, a zatem pierwszego |'.»i'inialnego rywala? W mtodzieňcu z przyiizana czupryna, który zza pa- lawanu ilustrowanego ezasopisrna. wykazywal iywe H|(nteresowanie jej jedwabnymi (ezarnymi) poiíczo- I linuti. luka wiadomosč zdolat ES. ukradkiem wyczytac ipgož ezasopisrna, za nim opuscii przedzial pierwszej I k Lisy? Ambasador niemiecki Jagow wraz z matžonka i japort-ikl konsul generálny Okubo Tashitaka, równicž z mat-riiiika, obecni podezas defilady... "tc»io* vnsiovz |nka dostrzegt fotografie? Mežczyzna z siwa broda (mniej wiecej czterdziesto-Mní], w uszance i szynelu wojskowym, wr?cza ikon? foliiiirzowi (može trzydziestoletniemu), który z zado-Htruem ušmiecha si? spod hetmu. Kogo przedstawiala ikona? Najáwi?tsza Pann? i Dzieciy Jezus z wielkimi au-: Rolami. Blki byt tok myáli E.S.-a w momencie, gdy opuszczal |m Acdziat pierwszej klasy? (Synkopy.) r Zdenerwowany jestem, okropnie. Niesamowita ezerh H|) lukni, jak tunel,,. Ělan \>ital. Alkohol, alkohol! Ho-luulcrski tulipán ezarny... Nygus z naprzeciwka b?dzfe 379 sie teraz bez przeszkód do niej zalecat. Calowalby koňca niezwykle Udané biale Uda... Dama chyba znaczenie mojego uklonu? Ona promienieje, co za Czarna koronka, koronka jakže... Žegnaj, žegnaj na lir wsze, o pani! Co zrobit ES., zanim znalazt sie na korytarzu? Rzucil przez okno przedziatu pierwszej klasy szyhkll spojrzenie, [ co zobaezyt? C !iagnoca sie w nieskohczonosc, pokryta šniegktn rów-niae, czarne plamy pól uprawnych, wytaniajace sie gd/|*-niegdzie spod smogu, i nagie sekale drzewo, na któr)S kulily sie czarne zziebniete wrony. Co poczul, gdy przeszedl do drugiej klasy? Przede wszystkim zápachy Jakíe? Zápachy brudnych nóg, zmoklých kur, plaszczy wojdfl wych, mokrej skóry, mokrego wojloku. znoszunych bulo**, cebuli i machorki. Poczul takže westx hnienia kiszek, Kogo u j rzát? Žotnierzy, chÍopów,kontroJerówskarbowyť h, kolejarxyi gajowych, kupców i handlarzy. Jakie przedmioty zwrócily jego uwage? Drewniane skrz y n k i, mundúry, kobiatki, karabiny, I>motywa brata wode? 381 Nie, ale zapewne dzialo sie to przed kilkoma min gdyž woda ciurkiem ciurkala z ust pompy, ktorej k z lanego žel a za owiniety byt sfomianym warkoczemy krytým cienka warstwa lodu. O czym na ten widok przypomnial sobie podró/uyf Przypomniat sobie, nie bez žalu, o surowej, ponurý zimie i o nieosiagalnym piek nie slonecznego z Bofl laski lata. W jakim wierszu wyrazil te uczucia? A jest to ponad wszelkq miare Žatosna pora, pani! Do kogo kicrowal ten wiersz? Bez watpienia kierowat ten wiersz do Vt'dnwy o iňt zwykle Udaných biatych Udach, która w owej dovili spuszczata biata j?drna noge (w czarnej jedwabnej pniW czosze) z ažurowego stopnia wagonu pierwszej klan nieopodal. Kto czekat na Wdowe. o niezwykle Udaných bialy< h Udach? Wbrew jego zawistnym przewidywaniom na Wdovŕf czekata staruszka, równiež w žalobnej czerni. Obie km biety bez slowa padly sobie w objexia, a mi?dzy stiskaly dziewczynke. Kto czekat na Ľ.S.-a? O jego przyježdzie nikt nie zostal powiadomiony. Czy wsród podróžnych zauwažyt žotnierza z nog| w gipsie? W pewnej chwili wydalo mu sie, že w tlumie spi szacym do wyjácia widzi gipsowa noge pokryta r kami. 382 spln -I ľ by nasz podróžny zatrzymal sie w restauracji dwor-iWeiy |f, bo juž z okna pociagu dostrzegl, jak zlowieszczo ■Kraja kogucie pióra na czarnych, wysokich czakach Hirmów i tepo polyskuja. bagnety na ich karabinách. ■11 wiec, že najmadrzej zrobi, znikajac czym predzej Iřbezpiecznej strefy dworca, gdzieoprócz žandarmów lllal takže patrol žotnierzy w hetmach i pod bronia, równiež cywilów, w ktorých bez trudu rozpoznal Ihyi'h agentów. ■k ich rozpoznal? I >/ivki wlasnej intuicji i došwiadczeniu oraz teatrálnej llulosci it h zachowania. )ik bylí ubráni agenci? W dlugie gabardynowe ptaszcze mysiego koloru, ka-iltiwe z szerokim rondem, czarne nauszniki, solidné ľne buty na g rubej podeszwie. Vťylegitymowali go? h /y wyjsciu z dworca musiat stanac w kolejce razem ■výjezdnými i pokazad papiery agentom. Mini jakies klopoty? Afient przyjrzat mu si?, porównujac wyglad z fotografia, ■ Czym bez stowa oddal legitymacj?. Czy sprawdzit takže jego bezptatny bilet? Nie. chociaž E.S. podsunul go, pragnac, by agent prze-NUl si? o wysokim stopniu stužbowym, ja k i wlasci- ■ biletu zajmowat przed pójsciem na emerytur?. Li-lyl, že wzbudzi takie samo zainteresowanie, jak niegdys tunkcjonariuszy kolejowych, którym okazywat swój ftplatny bilet. 383 Gdyby agenci przypadkicm zajrzeli do jego akt co by w niej znalczli? Trzy kanapki z suszony m sledziem, zawiniete na) w kratkowany papier listowy, a nastepniewzattuszd^M gazetě; cztery jajká na twardo, tež zawiniete w gnvH< pustg butelke po piwie mark i Ormai; dwie koszule.la^L i žóltobrunatna, marki Kaiser; cztery kauczukowe |M nierzyki; cztery krawaty marki Breiner, w pasteluwyi koloracb oraz jeden z czar nego moher u, ma rki Rapa j i > kusz papieru w krátke (z9.3 * 20,8 cm), juzprawie/apiN^tfH otówkiem; zattuszczonynuimr i -i iy\\i zasopisma „l'i t$ glad Najlepszych Artykulów", wydanie Spoil* i Bala; dw|f| pary popielatych ska r pet pocerowanych róžnokolorofl baweina; plócienna, chusteczke z kraciastym desenlfH wzdiuž brzegów, nieužy wana; o próz n ion a plaská. but^H z ebonitowym korkiem-kieliszkiem; dwie paczki pt|H rosów „Symphonía" w miekkim opakowaniu: kazila |>n 25 sztuk; wyblakty róžowy reczník f rotte, zmiety i j^^H wilgotny; plócienna niebiesk4 pižamerozmiar 39, mifl Tivar; zmydlony kawatek mydla do prania, domow< 1 I boty, w ebonitowym pudelku; mosiežn^ maszynld I golenia; dwie žyletki marki Tabula Rasa; wylinialy pcdjtw dogolenia; korek pachnacy winem; dwadrewnianesplM cze do suszenia bielizny; blaszany guzik od koszuli. 34 Dokad kierowal sie pod rôzny, wyszedtszy z dworca? Pospieszyl ku dorozkom, bo byty tylko dwie, a trzifl z zapalona Iatarni4 na boku, jak wielka czarna goivM« 1+ odplynela, zabierajac z jego žycia, može na zawsze, iryla pod czarnym skórzanym fartuchem Wduwe o nie-nyklľ Udaných biatych Udach, Madonn? Sleepingów, Imeryde, žródto jego krótkotrwaíych marzeň, szeks-|rt)wska Czarna Dam?, ktorej wyápiewat w duchu kilka ftaów, a w chwili, gdy wsiadata do dorožki, pozdrowif ja ralerskim uklonem, uchyliwszy kapelusza, czego ona /auwažyla albo udala, že nie zauwaža. Cidzie sie znajdowat postoj dorožek? Na lewo od wyjšcia z dworca, na placyku ogrodzonym t idnej strony murkiem. a z drugiej želaznymi sztache-lami. Placyk ten wybrukowany bytdužymi kamiennymi j plyt.inn, na ktorých iskrzyty sie podkowy i gtosno pluskat i plniisty jak piwo mocz, roztapiat w mgnieniu oka platki fn k'zego šniegu, wypetniat wszystkie szczelínypomi^dzy ■iniiennymi plytami, po czym wa.skim kanatem šciekal tarzu kilka przyjaznych stow, pospieszyli, na propo/yi |f gošcia, poslucháč wiadomošci zaezynajacych si? o ffl dzinie dwudzie&tej wedlug Greenwich. Oc/.ym my.šlalgošč, lozgrzanv traminerem, rozwl||i jac swoj) efektowna obron? holenderska (1. Sf3, fs; 3. gj Sf6 itd.)? O tym, jak kiedyš w rozmowíc z rodzonym bralrm, z ktorým zobaczylsi? (1937) po uplyu i e mo/e dwud/n y lat, przez niecate dziesi?c minút wyczerpat wszyMkl* tematy i obaj dtugo milczeli, až wiľszcíc /acz?li ľ.iw w szachy i w ten sposób skrócili czas przykrego, udffl liwego mikzenia, jakie zapadlo po krótkiei konwersiti |l Na co poskaržyl si? gospodarz niespodziewanruiU gošciowi, a gošc uprzejmemu gospodarzowi? Gospodarz poskaržyl sie na swoja. córke, która /.i mierzata wyjšc za jakicgoá obiežyšwiata, na t oraz do kuczliwszy wrzód žoladka, na lámanie w krzyžu, asi mi, zaoslrzajaca sie krótkowzrocznosc, na bol z?ba, na |H sennošč, któr% zwalcza piciem lub, z braku alkoholu tabletkamiaspiryny, na lysienie. útrate mesko.šíi. ulml| pamieci, na klaustroľobi?, kancerofobie, lakomstwo^trtl infantylny apetyt na slodyczc. Gošc wyvnal go spod a 1 M wi, že dzieli wi?kszos<ŕ j ego dolegliwošci 1. bole w ki. ^■•trzajaca si? krótkowzrocznosc, bezsennošcj na która. mi ma leku, klaustrofobii), a poza tym wymienil nast?pu-|<< I lek przed noca, l?k przed kolejným dniem, l?k przed |ud/mi w mundurach, lek przed starošcia i nie moci. lek tti/ľd psami (kynofobia), lek przed Bogiem, l?k przed M ki uia, lek przed pieklem. 1 Czy gošc przemiiezal coš przed gospodarzem? Bez wzgl?du na wypróbowana toleranej? religijna go- ipmlarza przemiiezal, že wyrzucono go z przed zialu Hirwszcj klasy, przemiiezal tež wytworne spotkanie ^pu/arzyszka podróžy, prawdopodobnie wdowa wojenna, ^Bra až do tej pory (gdy poproszono go, aby byl uprzejmy Mlicic grzccznie przedzial pierwszej klasy) siedziala 111 > 1 /eciw niego, tak že zdolal w pewnej chwili uchwycič" ^■ÉTZeniem skrawek jedrnej biatošci jej ud, wyra&tajacej Búrnych jcdwabnych poňczoch, przemiiezal wi?c to kjiut kanie 1 wdowa, dla ktorej wyšpiewal póžniej kilka ■Nŕrsów i wreszcie, na koniec, po kawalersku ja požeg-■ll, ruchem znamiennym a niedwuznacznym: zdj?ciem ln|»lnsza. t /y gospť)darz przemiiezal coš przed gošciem? /e obiežyšwiat, który kreci si? kolo jego córki, choc Hpjada ortodoksyjne w?gierskie nazwisko Fekcte i zawód ikwizytora, w gruncie rzeezy jest synem pewnej pani oiiieniem Rachekv la k ich wspólnych znajomych sobie przypomnieli? Pana Dragutina Florijani, asesora, który w roku 1924 ukonatw symultanie, przy dziewi?ciu štólach, slynnego p^ttona Tytusa Bláthy z Budapesztu; pana Ryszarda En 1.1. kupca, który cierpial na klaustrofobi? i w roku 1938 3&8 389 skoczyl pod kota poci^gu pošpíesznego, pozosta m Inda wdowe i dwie córki — sieroty; pana Tihoti trovicia, urzednika min. fin., który gdzieš w rol wrócit z Paryža z bujná czarna czupryna, twierdzaCi dzieki kuracji hormonálnej odzyskat niť Uiko utracoiij ko$matošc\ ale i meskosc; pana Andriana Fehéra, /wn nego Fedzio, który przed dwoma laty powiesit sie z pfl wodu nieznosnego bólu gtowy; pana Maksyma F^É^H prymariusza, którego rozstrzelam> 24 stvrznia 1^42 ml u i którego mózg, wypadtszy z czaszki, ležal čaty d^H w topniejacym šniegu na rogu ulic Szkoty Grcckicj i ftjH leticia; niejakiego Sándora (nazwiska nie pamätali), lo^H potratit wypiC duszkiem trzy litry róžowego wina-, i>.uii Jovana Gondje, grabarza, którego žabiu: na mieni razem z žon? i dzieckiem; rakarza kom u na L nego Helmlfl Bele, z którym nieraz pili u Weinhebla w lokálu „KalnllM ka Porta", a który niedawno przepitowat ja kaš kobietf i wrzucit do Dunaju; kupca A. Zieglera, którego chwwH paraliž; pana Běle Sternberga, nadinspeklora kol., ktH^H w grudniu 1941 roku rzucit šie pod poci?g towarowy la^H przejazdu, a w liscie požegnalnym wyjašnit, že na tfl krok zdecydowat sie z powodu „ogólnego chaosu"; pifl Miksze Kohna, kupca hurtowego, którego rozstrzelaW wraz z cala rodzina (žona í troje dzieci); pana Žarka Ulflí laca, ktorému odcieto wqsy i uszy, ale wyžyl; pana ľ,i|« Schwarza, zwanego Herz Schwarz, ktorému rozbito gtuwa; siekiera, a potem wrzucono go do Dunaju, pod lod; pa 11 la König, nauczycielke, która žotnierze wegiersey zgwakH a potem zaktuli bagnetami; pana Scheinbergera, zwan#» go Szani, który w przystepie szatu strzelit sobie w lUfl I dubeltówki; pana Djordje Stankovicia, pracownika druhmi, ktorý w tajemniczy sposób zniknal rok ternu, wy-Haxltszy po piwo do sklepu Zieglera; pana Dezyderego ■utmanna, inžyniera, który trzy lata ternu szarpnai za hmnulec w pociagu pošpiesznym Nowy Sad-Budapeszt pud pozorem, že wiatr porwat mu jedwabna chusteczke ■inowracadla niego cenná pamiatke; pania Fischer, wdo-Wf. która po przežytym szoku zachorowata na cukrzyce t Vvpadta w stan chronicznej bezsennošci; pana Antona ^Bfova, kontroléra skarbowego, który z niewiadomych jiotvodów znalazt sie w zaktadzie dla oblákaných; pana Hyule Berecza, rejenta, który ženit sie piec razy, w tym Ifltery razy z wdowami; pana Aladára Siehermanna, kan-•alistc, który skoczyí do studni, w momencie gdy miat nác do šlubu; pana Marka Kapamadžije. krawca, który Mlnal w swoim domu razem z szešcioosobowa rodzina ptuli zas montowania pocisków wtasnej roboty; pana Zar-'M Blagoticia, lekarza, który wyskoczyt z okna wiezienia •I' 'I; /.cpo; pana Josipa Kosticia, magazynicra kolejowego, illóry pisywat dzĹesieciozgloskowcem wiersze o rýchlej tayladzie šwiata; pana Adolfa Singera, lekarza, ktorému * wiezieniu na žywo odjeto nogi; pana Mártona Bószór-flienyi, który strzelat do siebie z rewolweru; pana Árpáda Kei tela, adwokata, który podczas transportu wyáuXÁf] statku do rzeki Begej i u tona t; pana Bulata, inžynie-I iluzionisté, który przy wejšciu na dworzec zamiast řxepustki pokaza!stará uczniowska iegitymacje z trze-hl*j klasy powszechnej szkoly, jedyna, jaka mógí jeszcze f Inuležŕ w spladrowanym domu, i dzieki swym niezwy-ílym umiejetnosciom z ta uczniowska legitymacja dotarl .190 391 až do Ameryki, skad napisat do krewnych w N.S.; Dezsô Bálinta, wysokiego urzednika sadowego, które wskutek zaburzeň hormonálnych zaczely rosnac pii pana Filipa Uhlmanna, optyka, który níedawno opu rodzine i przeprowadzil sie do psiej budy, wyobraža|ffl sobie, že jest zlym psem; pána Adama Mándi, ulun.i, który rozdal sobie szabla brzuch, nasladujac harakiii, co mu sie nie udalo, gdyž umart wskutek infekcji; pt| [vana Popova, restaurátora, któremu zona w przytfH píe szatu podala nieoskubana kur?, wyjawszv jej tylku oczy szydetkiem, na co on z rozpaczy zaezat jesc kulM rázem z piórami i udusil sie; pana Pezyderegu Bleier który stracil mowe po czyms, co mu sie zdarzylo dzy siódma a dziewiata rano 12 stycznia 1942 roku; Marka Mudrinskiego, fizjoterapeute, który wstizyki1 sobie narkotyki; pani? Hollós, kasjerke, która z mil wyszla za jakiegos Žyda pól roku ternu; pana Vladetd Markovicia, geografa, który niedawno przy sprawdzanlu dokumentów okázal sie bigamista: jedna žone mial w 11« czeju, adruga w Suboticy; wlašcicielke piekarni, wdowf Horgos, która przed dwoma míesideami wyszla za mf| (po raz trzeci) za wegierskíego podoficera; pana Já Kovácsa, który co roku kapal sie w zamarznietym naju, rozbijajac lód kolo zielonego ogrodzenia kapieli miejskiego, a kilka miesiecy ternu zginat w wypadku *it mochodowym; pana Karla Stcinera, który w 1937 rokli przepadl bez áladu gdzies w ZSRR; pana Zivana Pávkovi szewca, który odziedziezyi bajeczny majatek w Ameryct trzy dni po tym, jak umarl, na pól slepý, w nedzy; panfl Andrije Laufera, urzedmka, który z milosti przeszedl n| 392 UM •hometanizm; pana Mártona Fuchsa, który umarl od ItyK/.enia pszczoly; hrabiego ML. Poltarackiego, z któ-hi kilka razygrali wc/íemin-íie-/ertaoktórymwtych ttftrh možná bylo dowiedzieč sie z gazet, že umarl Ur Nnwym Jorku stodka smiercia; pana Djordje Ivkovicia, WaAticiela dru kar n i, z który m obaj wspóípracowali w la-||4 It Hj}(S íy a o którym od dwóch lat wszelki sluch .....il; pana Tovana Szengili, kusnierza z Beczeju, któ- Hf ikutecznie leezyl astmy ziotami; doktora Komáromí t Hndapes/tu, ktory wszelkie choroby leezyl akupunk-im=,i doktora Szafarika, który z powodzeniem leezyl Hlpture i przeprowadzal operaeje prostaty; pana Osipa • nwí-i zicia, szlitierza, ktory zostal popem; pana Popo-I 1.1, sklepikarza, któremu u rod zi ty sie trojaezki (dwaj lupcy i dziewczynka); pana Lujo Letríngera, slusarza, h>*i y zostal lotnikiem ituž przedwybuchem wojny rzu-^Mulotki nad swoim domem, wykonujac niebezpíeczne lno|iingi; pana Fanda Tumpicia, k.siegowego, któremu zda-^Bk> sie. že jest wyžszym niemieckim oficerem, wobec - M-go przyszyl sobie do ptaszcza lampasy; pana Aleksan-llm Vukťzevicia, nauezyciela historii, który mial trzecie ■ idittm syfilisu; urzednika dunajskiego towarzystwa 1 loyda, pana Arnolda Wenzla, który w 1928 roku oženit / msyjska hrabiankcj, a potem ja publieznie grzmo- I pana Johanna Krohna, oberkelnera, który byl tak "italiiy w matematyce, že wielocyfrowe liezby podno- H|do dziesiatej potegi, a skoriezyt jako cyrkowiec; pana ■ iVfláa Baumanna, ktory w roku 1937 wrócil z Kanady, No nie odpowiadal mu tamtejszy klimat; panne Darinke Ii azovac, kelnerke, do której obaj zalecali sie z galanterie 393 gdzieš w 1925 roku, a która niedawno uciekta z jal awanturnikiem, opuáciwszy czworo dzieci i cho (dotkní?tego apopleksja) m?ža, emerytowanego | sora; urzedniczke Zakladu Asekuracji i Reasekuraflfl panně ťarkas Juliann?, od której obydwaj zlapali trypffl w roku 1920; panně Magdaleně Ivanovic, ťryzjerke, I-ra w roku 1939 poronila na noworocznym balu kol pann? Kenyeres Maiiszke, prostytutke rodem z która w roku 1922 otrula si? soda kaustycznq, dwa d po slubíe z jakims bogaczem; pana Mosze Altaraca, U w 1934 roku wyjechal do Ameryki i stal sie wspótwlni cicielem wytwórni wody sodowej; pana Alberta EiniM na, ziccia Marícia, który zostat siawnyni uczonym; piM Stanislawa Símonovicia, zwrotmczego, który ulegl xvv padkowi; pana [lije Marinkovicia, nadzorc? torów, k dostal detirium tremerts dwa lata ternu; pana Mil Barabása, bylego trenéra pilki nožnej, który po spti niu syna przestat si? jakač. Pod jakim pozorem gošč wymówit sie od kolacji? Twierdzac, íž podobuie jakosiol Nasredina-hodžypM wykl do glodowania, z ta róžnica, že jemu nie przydalÉ si? to co oslu, czyli nie zdech nie. Ma bowiem w oi^i nizmie duze zápasy energii, które od czasu do czli uzupclnia za pomoc a alkoholu, Ku czemu skierowata dyskusj? ta wzmianka? Ku wyžszym, Boskim sprawom, Gospodarz wyraiU podziwdia doskonatosci žywych organizmów (zwlas/.czi dla organizmu czlowieka), które Stwórca, powodowaii] wyžszym zámyslem, uczynil praktycznie dos konaly ml wszystko w nich shižy jakiemuš celowi. lukno przykladem zilustroxvai to gospodarz? ľrzykladem wielblada. który nosi w sobie, niby wzbior-|ku, duža, ilosc plynu. Spragnieni w?drowcy na pustyni bíjajú niekiedy swoje wielbtady, gdyž w ich br z uchu, ■komplikowanycb narzadach znajduje sie kilka galonów iežej, ch lodnej wody Czy gosc nie miaí co do tego zastrzezen? Zgadzajac si? zasadniezo z teza gospodarza o celowošci, 11! 1 Stwórca wniósl w budowe šwiata i žywych organi-■Riów, stanowczo zaprotestowal przeciwko historii z wiel-bljdem i powotal si? na artykul z „Przegladu", šwiadectwo ■októra Brehma, który przebywajac na wyprawie nauko-We| xv Egipcie, polecil otworzyc brzuch wielblada i nie lnulazl žadnego plynu zdatnego do pit ia, mimo že zwierze pupizedniego dnia wypilo dužy i lose swiežej wody. j )ak si? przedstawial, po szesciu rozegranych partiách, ■tateezny wynik ich trzyletniego maratónu szacho-Wrgo? k Zdaniem gošcia, pokonal on gospodarza stosunkiem pnnktÓwHsí/a: 62V2; zdaniem gospodarza, stosunek purik-Inw wynosil 85^ : 79%, równiež na korzyšc gošcia. (Na czym opierali si? gosč i gospodarz w swoich sprzecz-■ych twierdzeniach? Gospodarz powolywal si? na swój zatluszczony notes, W którym zapisywat wyniki wszystkich rozegranych ■rtii, a gosc na swojy fenomenálny pami?č. lakie tématy polityezne poruszyli, pólglosem, przy Mltelce banaekiego rizlingu? Potencjal gospodarezy Zwiazku Sowieckiego ze liczególnym uwzgl?dnieniem przemyslu ci?žkiego, 394 elektryfikacji, uzbrojenia, nafty i transportu; strategii znaczenie granic tego kraju; potential gospodai i wojenny Sta nów Zjednoczonych; fanatyzm japonil zwlaszcza postač ksietiu Konoe; Daladier i Camrlitl niemieckie metody prowadzenia wojny; problem antyM mityzmu i dyskryminacji rasowej w šwietle najnowszyi li wydarzeň politycznych; odpowiedzialnosc rzadu w| gierskiego i witezia* Grassy za rzež w N'owym Sad/w, niepowodzenia Francji, ze szczególnym uwzgledniei^H linii Magínota, i rola tego panstwa pode /as obu wo|efy sowiecko-fiňski traktát pokojowy; bitwa o Narwlk|l Chamberlain i Churchill; ewakuacja aliantów spod ] HlW kicrkii stosunki wíosko-francuskie w ňmn zaistnialľj sytuaeji; kapitulacja Wtochów w Ftiopii: AntonesrM i jego režym; ucieczka króla i rzadu jugostowiaňskiem^l jak równiež sprawa rezerw zlota; porozumienie mied*y polskim rzadem emigracyjnym a r zadem sowieckirfllj sily brytyjskie w Libii; Karta Atlantycka; inwazja M Holandie; niemiecko-wtoska inwazja w Libii; kapii ui lacja Singapuru; ladowanie oddzialów amerykaňskkjfl w polnočnej Irlandii; walki partyzanekie w lugoslawlll WiUi — cztonkami Zákonu Witezi, založonego w 1920 r. genta \ f orthyego, zostawali pocza&owo oficerowie, którzy odzi kív w Llumk-niu rewolucji 191y r. na w^grj.rrh. Níadawanie im mkalo na telu stworzenle kasty „nowych fcudalów". Podtzas ny áwiatowej, od iq - 1 t. znaeznie wzrosía liečba czJonków Za Witezi, ktorými dyktatura obsadzala wysokie stanowi&ka w nistracji paňstwowej i armii walezacej u boku Niemiec hitle skich (przyp. tlum). licí 1 ezetnicy; ndh*; Singapur i wycofywanie ■if A nglików. 1 |uk i m pesyrnistyeznym rozwažaníom oddat sie gosc? I Vďyrazit obawe, že Zwiazek Sowiecki po wywalczonym Tlyciestwie rozpoeznie wojne ze Stanami Zjednoczo-"ymi; že Wschód wystapi przeciwko demokratyeznym llylucjom Záchodu; ze tajná broň nierniecka przedtužy pie o jakies dziesieč lat; že zwytieskie kraje zaczna nowo uzaležniač i wykorzystywač inne národy; že tipota ludzka jest nieprzemijajaca, wiec ludzie nadal b) sie mordowač; že nigdy nie ustaňte bezprawie; že I11 wnjnie nagty przyrost naturálny zagrozi istnieniu rodu linl/kiego; že nowe sekty i partie stana sie zagroženiem ftmokratycznych paňstw; že fanatyzm religijny i poli-lyc/ny bedzie po wojnie zbieral nowe žniwo; že ludzie I |i*nn pokolenia (ci, którzy przežyja) w nowym šwiecie dl'ila sprawiač wraženie przedpotopowych skamielin. I|lkie argumenty staral sie przeciwstawic gospo-1/ ternu plynnému i momentami przekonuj^cemu yktadowi? Powotywat sie na Postep, Ewolucje, Demokracje, Hu-tnizm. Kogo cytowalí na poparcie swoich tez gosc i gos-pwlurz? Gosc: Spinoze, Churchilla, Fritza Sternberga, Bruče Ifliventa, Nostradamusa, Einsteina, Mojžesza, Dawida, Rklezjaste, M.L, Poltarackiego, Adolfa Singera, Osipa r Nczavixna Država Hrvatika — Niczalcine Parisovo Chorwacja JHworwrkĽ przez okupantov, niemieckich (przyp. ttum.J, 396 397 Nezmeczicia i swoj? niežyjaca juž matke Regine; darz: Pawla, Jakuba i Jana, Wtodzimierza Iljicza, chilla, Daladiera, doktora Slobodana Jovanovicia, Piotra 1, Vaše Pelagicia, Svetozara Mileticia, swo žyjacego juž ojczyma, matžonk? oraz kapitána rez pana Marinkovicia. Jakie przepisy wymienili miedzy soba gospodi i gošc? Gošc podat gospodarzowi przepis na satatke ze wiu i pokrzyw, z dodatkiem lub bez. dodatku ma Gospodarz wtajemníczyt goscia w magkzna fo otrzymywania sposobem domowym nápoju all wego z kartotli. Jak przy tym postapit jeden, a jak drugi Gospodarz zanotowat przepis w zatluszczonym tesie, a gosč znowu powotat si? na swoja parnice w zwiazku z tym ironiezna uwage, že dla gospo ttuszcz nie jest tak niedostepny, jak mu sie wydaje, w razie potrzeby móglby rzucič na patel nie t? s wszechmadrosč i wytopič z niej ilosc ttuszczu wysta jaca do przyrzadzenia posilku, co by przynioslo wieloril požytek, jako že przy tej okazji spton?tyby jego wyj^ szachowe, wykazujace drastyczna niezgodnosc z rz wistym stanem gry. Jak gospodarz zareagowal na ten docinek? Zaproponowat przeciwnikowi, aby zniszczylí rczult.tiy dotychczasowego (trzyletniego) turnieju i zaczeli od p* czatku, od zera. Jakie rady z zakresu medycyny wymienili gospodlfl i gošč? 398 ■ospodarz polecit gošdowi lincur? (jeden kieliszeczek ■rezo) na polepszenie obiegu krwi i apetytu, a napar ■Ucierzanki przeciwko mdíosciom; gosc polecit go-bdarzowt oktady z wody Burowa na opuchniete nogi, Mez nastepujacy napar przeciwko zwapnieniu naczyň Wionošnych i wysokiemu cišnieniu: kwiat gtogu (Cra-mts monogyna), skrzyp (Equisetum) i jemiot? pospo-I (Vixcum album) -filižank? rano i wieczorem, przed ■tniem. 0 ktorej godzinie rozstali si? gospodarz i gosŕ? (1 trzeciej dwadzie.šcia wedtug czasu šrodkowo-Impejsk iego. Ciy gošŕ skorzystat z zaofiarowanego mu noclegu? Cdy gospodarz uprzytomnit mu, že juž od dawna 1 godzina policyjna í bedzie trwač až do szóstej rano, xiecznošda przyjai propozycj? i wkrótce wyciagnat la mi?kkiej kanapie w pokoju, którego okna wycho-llly na nasyp kolejowy. Co go usy pi a to? Procz wina, którekražyto w jego žytach, rozgrzewajac |W i pobudzajac mózg, usypiato go wycie wiatru, ty-flle budzika w sasiednim pokoju, stukot kót pociagu |Wlzd lokomotywy. Co przeszkadzato mu zasn?č? Lodowate nogi, które usitowat rozgrzaó, pocierajac lbe o stop?. Cxy zapomniatpodzi?kowač Jehowie? Iimim zmorzyt go sen, podniósí twarz ku Jego Twa- |f i odmówit krotký modlitw?, sucho szeleszczac Mami. 399 Co mu przeszkadzato zwrócič sie myšla ku Bi Šwiadomosc, iz zapomniat poprosic gospodar postawit na szafce nocnej butelke wody, gdyž wkró pewno zacznie go dreczyé pragnienie. O czym nie zapomniat? O nakreceniu zegarka. Co zapomnial zrobic? Zapomnial na koniec jeszcze raz sie wysiusiač, chfl miedzy ostatním jego siusianiem a potoženiem sie ni m napie mineto dobré pietnascie minut, które zuzy1 I podrzedne czynnošci, jak mycie zebow, s/ukanu- nkii larów, rozbieranie sie, wkladanie pižamy itd. Dokad zaniosiy go lekkie skrzydta snu? Jak gdyby utožsamit je z anielskimi skrzydlami, (H posta rty mi po obu stronath osi ciežkiego želaznM kola (symbol kolei), a wyrytymi na kopejcie jegl" iikiej ziniany doszlů na dworcu? i Z ogluszajaca orkiestra, ztožona z píszczalek, tolum-■Mow, skrzy piec i bebenków, halasliwy ttum wdarl si? na Mŕorzec, po czym žebral si? na pustým placu nieopodal, U.S. ku swemu wielkiemu zdumieniu spostrzegt cos, ptrgo nie mógl pojac: na peron wjechal pociag, bezglos-hk'. iak widmo, | Czego spiacy E.S. usilowat si?dowicdziec, patrzac, jak Húliwy orszak ustawia si? w kolo? I Co to za stacja, co za pociag, gdzie, kiedy i dlaczego b*ic dzieje, ale na žadne z tych pytán nie mógl uzyskac: |dp< vviedzi. Jego zmieszanie rozumial tylko sniady mezily/na o bialych zebach, obsej wujacy go ze zlošliwym Míl mechem. \ Co w koňcu zrobil obserwowany obserwator? 400 +01 Podszedt i zobaczyl nosze ustawione pošrodku I na placu zabudynkiem dworca. Na noszach ležal mH žolnierz, trupio blady, z zamkni?i vrin oczyma, li tlntfl pielgrzymowal vvokót jego inartwcgo ciaía. taňczai n malne fo/n. Co jeszczc zauwažyt ES.? Že tolumbasy i bebenki umilkly. Cisza zapadli bowa. I co si? stalo? Míody žolnierz nagle podnióst si? i stana} na nc Potem zachwiat sic, jakby miat upást. Co nastúpilo po chwili ogólnego zamieszania i kr grozy, jak i wydart si? z píersi ludzkich? Czterej silni m?žczyžni wdíugich plaszezach od i czu i kapeluszach wcisni?tych na czolo podeszli do i dego žolnierza i próbowali položyč go na nosze, nadaremnic, gdyž chlopcu za každým rázem udav si? rozci4gnač jednego z nich na trawie, Mtody ioí nadal szedt przed siebie niepewnym krokiem, jak dl Do kogo zbližyl si? chwiejnym krokiem zmaru powstaly? Ludzie rozštípili si? przed nim i stana! oko w z E.S.-em. Co mu powiedzial zmartwychpowstaty gtosem chtym i ochryptym? Poprosil go5 žeby zrobil coá dla položenia křesu i nieszczesciu i ponižajacemu handlowi ludzkimi koš Osobiscie, powiedzial, nie ma nic przeciwko ternu, i go zabito, sadzi jednak, že to wr?ez nieludzkie wac z ludžmi tak, jak z nim postapiono: wyjac im 0 zostawic puste. Z niego po prostu wysypáno kosci t worka. Jako dowód podal to, že chod ma nie tylko řjny, ale i widmowy. Padl oňara kosciokradów. zego poza tym zwierzyla sie H.S.-owi okalcczona 1 kosciokradów? w ciijgu dnia przežywa drastyczne wahania tem-yciala od -56" do +noo"Celsjusza (stel), co ternu 111 llndnuu cialu zadaje straszliwy bdl. W zwi^zku z tym ftik'rz poprosil E.S.-a, aby uja_l si? za nim oraz jemu lullJ my mi biedakami i odkryl przed s'wiatem straszliwa ■tlnwdi; i> miedzynarodowej organizacji kosciokradow. 1 o si? tymczasem stalo? Agenei w cywilu i lekarze kosciokradzi (w biafych kit-HI i z wielkimi strzykawkami) zdolali obezwladnic much innych znlnierzy, ktdrzy podzwign?li si? z noszy, | Wbsnie, przywiazanych sznurami, ladowali biedakow ipocia^u I l ie cenne swiadectwo prawdzie dat jeszczc zmar-H powstaly? It ko.sciokradom udalo si? obezwladnic tamtych h tylko dlatego, iz temperatura ich ciala spad}a I -56°, gdyby za£ mieli taka temperature jak on w tej \wi\\ (+iioo°C), agenci i lekarze byliby beziadni, po-iilniie jak wciaz jeszcze sa bezradni wobec niego, co Itety dlugo juz nie potrwa, bo jemu rdwniez tempe-luu teraz (przed wieczorem) nagle spada i za kilka Iihi1 spadnie do najnizszej granicy -$6°. Wtedy b?dzie Aim kil wtdcit na nosze. Co w koricu (przed ostatecznym spadkiem tempera-|fy) uczynil mlody zotnierz? Pocalowat w policzek E.S.-a, którego us/ii dolil lo, jak ktoá w tlumie powiedzial, že jest to Poca hrnuli Smierci. Kto uratowal E.S.-a od upokarzajacego d\goiaiii« Czarno ubraná dama, która odepchtU'1.1 mlmki" pótnieboszczyka i bez jakiegokolwiek wyjasnieni* t n\U i nami?tnie przylgn?la do E.S.-a, przyciskajac gor||l wargi do jego warg. Potem reka jej siegneta ku roiffl kowi i palce Czarnej Dámy, przesunawszy si? spraw 11I4 wsród guziczków, dotknely goracego, nabrzmialrun cztonka. Kto w tej samej chwili przejal role obrorkzyni I ■ cieszycielkí? Czarna Dam? zast$pila dziewczyna w czarnym ufl niowskim fartuchu, która szcptala mu do ucha tm przyzwoite slowa i níe wypuszczata z držacych pt|H goracego czlonka. Dlaczego mimo silnego podnieceuia nic doszlo M polucji? Poniewaž tlum nie tylko patrzyl z oburzeniem, M zasypywal ich kasliwymi uwagami. E.S. musíal wiy sunac1 rek? dziewczyny i wrócic do przedzialu. Co robil w przedziale? Rozparty na mi?kkim pluszowym siedzeniu pilnic studiowaé broszur? o wielorybach, Czy po przebudzeniu pami?tal cos z przeczytand šnie broszury? Niemal doslownie mógt powtórzyc ostatni ro Autor tej pracy twierdzit, že wieloryby, choc žyja dzie, nierzadko umieraja z pragnienia. Zdarza si? * pnv/ukíwaniu c: h lodných ujsc rzecznych lub zró 'dri nlodkiej wody grz?zna przy brzegu, gdzie umierali w htraszliwych m?kach, kurczac si? powoli, jak balon, f Ltúirgo uehodzi powietrze. luk l',S, tlumaczyl sobie koszmarna cz?sc swojego iVwne przejaskrawienia przypisywat oddzialywaniu tlknhulu (ftzjologia), zm?czeniu i emocjonujacym wraže-ftfciin minionego dnia (psychológia), a wreszcie zmianie H|k» (sila przyzwyczajenia). |.iki sen opowiedzial E.S.-owi gospodarz uj?ty 7auta-liUin, które okázal mu goíč, opowiedziawszy odnosza-■ ilc do wielorybów cz?šc swojego snu? I (íospodarz zwierzyl si? gosciowi. že przez ca la noc: 1 t po kolana w gównach, co gosč wyllumac zyl jako iIhIm v /nak: zapowiada to podwyžk? emerytury, wygrana (li liMeru klasowej, nie spodziewany przekaz, spadek, zna-piinik- wypchanego portfela albo przynajmniej jakiegoš 1 -ni mílu w kieszeni starých spodni za komoda. ( (rtkimi wsparí to dowodami? Wlavnym došwiadczeniem: w roku 1911 znalazl na tlm pí Kameral Moravice portfel bez dokumentów, za to • »111114 a25 koron; w roku 1925 wygral na loterii klasowej MmiI? dziesi?ciokrotnie wyžsza od ceny kupionego losu; 1 loku 1928 na balu kolejarzy w Suboticy wygral na tom-■ czek wartošci 2S dinarów; w tym samým 1928 roku ll/ynuíl od swego brata Dolŕi z Triestu przekaz na sto ■ÓW. Za každým rázem przed odniesieniem tych ko-PJňlti snilo mu si? wlasnie, že grz?žnie w gównach po iiLna, a nawet po szyj?. 404 405 Co E.S, cenil we šnie? Jcgo podobienstwo do žycia i odmiennoáč od iym jego dzialanie profilaktyczne; odradz.nacv wplyw | równo na dusze, jak i na ciato; nieograniczone mol liwosci wyboru i úkladu tematów i trešci; glebi? j«| otchlani i wysokošc wzlotťiw; jego erotycznoiic; | swobodc; možliwosč kierowania nim popr/.ez šity wo|| i sugestií (naperřumowana chusteczka pod poduilH cicha muzyka z plyt lub radia itd.); jego podobiemt w i. na rogu u li Szkoty Ludowej, rozmawial z rabínem Bia limem z. N, Blahm radzil mu, žeby przestal pic, poniewaž nadcht>d dni, gdy trzeba bedzie trzežwo spojrzeé smierci w 1 žeby swoje pieniadze czym predzei przenióst do banku i szwajcarskiego, a szyfr podal zaufanemu przyjacielowj, Jakimi srodkami tfylistycznymi posluzyl sic auHH listu, pragnac možliwie najlepiej przygotowač nadl^^H Cudu? Opózníal je, zatrzymujac akeje poprzez biawiu-owa zwroty tematyezne i spuszczanie z tonu do poziotim lm nalnej powszedniosci: przed nadejsciem sad nej god/i slychač bedzie tylko brzakanie blaszanyth lyžek i |H deleów, idyllic/.ne drobnomieszczanskie pobrzekiwank sztučców, a poslužy ono jako kontrapunkt, w którym zagrzmia traby sadnego dnia. Solidné ksztalty biedei iii<*| ierowskichszalbeda równiež tylko zludnym koutr.isti in plastycznym nadchodzacego chaosu, po którym karn^H nie zostanie na kamieniu. 1 n jeszcze znajdowalo sie w mieszkaniu po exodusie? Dwie szafy w pokoju i rozklekotany stol w kuchni, na-Jfty ponacinanym papierem woskowym. Czego zabrakío? Dwóch szafek nočných z marmurowymi blatami pl /.ľdane), írancuskiego loža malžeiískiego (sprzedane), deiisu z lustrem (sprzedany), kuchennego kredensu Hnědaný), czterech krzesel (sprzedane), kuchenki (wy-ona na sm ietnik), želaznego piecyka do pálenia drze-Hnu (sprzedany handlarzom starego želastwa), maszyny lpi Mycia marki Singer (oddaná na przechowanie pani MicIht), ram fotografii rodzinnych (rzucone w ogieň). Wtosze opisac szafy. Dwie starošwieckie jednoskrzydtowe szafy z drzewa Hltchowego, niegdys na wysoki polysk, nad drzwiami Hfcrwalo zwienezone (dwa faliste luki) i ozdobione rzež-HDnymiwdrzewie,stylizowanymi róžami, wšród których I Bklujc .sie šlimakowata woluta przypominajaca glówke Mtrabasu. i o /.ostalo w szafachľ W jednej z nich byly wcišníete dwie gruzlowate pierzy-Hp bez powtok, a w drugiej ležatý staře gazety i kartonowe jhiiiľ Iku í fotografiami rodzinm mi. I tr'u przedstawiata fotografia, która E.S., kucajqc obok líy, wyjat z kartonowego pudelka? 1 1 ilopaka môže osiemnasto- lub dziewietnastoletniego, Mami áwíežo podcie,tymi, uezesanymi z przedziat-m. Duže usta, prosty nos. Klapy ciemnej marynarki zytc ezarnym potyskuj^cym jedwabiem. Dtuga szy-Wydawata sie jeszcze dlužsza, bo Sciskat ja wysoki 408 kauczukowy kotnierzyk, pod którym widac bylo wJ bialego motýla, Co mógl stwierdzič model w zwiazku z e swoj^^L grafia? Ujrzawszy przypadkiem odbicie wfasnej twarzy w In strzc na drzwiach otwarte) szafy, mógl z /alem odki yi slady zgubnego dzialania czasu. Prosze przejrzeč i opisaŕ pozostalé fotografie. Smukla kobieta z dzieckiem na reku. Na drugim pH nie niewyražna, zamglona panorama miasla: komun 11 bryczne, wíeža, jakieš sekáte drze wo. Na odwrocie n|f|H Gabriel la e Lully. Trieste (bez daty). W górnym prawym rogu Stempel wodny (herb i kfl^H Šwietego Stefana). E.S. w krawacie i z przt-dzialkiem IH verso: Magyar Királyt ÁUamvasútak j Königi ung. S|fl atseisenbahnen. személyazonossági igazoi ójeúM IDEWTitätskarte. Vasúton vagy hajón való utazti^iM a személyazonosság igazolására i Zum nachweist' tim Identität bei Fahrten auf Eisenbahnen und S'i hilft: kvtlfí Datum; Pees, 1920. ápr. 1, A íuhtjdonos něvaláirása I Im terschrift des Inhabers: E.S.* Trzy panienki od szesnastu dt) dwudziestu lai, nula wione wedlug wzrostu. Najmniejsza (na)mlodsza?), / \m karda w rozplecionychwlosach,trzyma w reku kilka kwli tow polnych. D ruga (šrednia) ma na szyi maly medj^H • Na odwrocie' W<*gierskie Królewskie Koluje ťahstwow*. wód tnžsamoki. Dk vykázania toisamtíid przy podróžach í jami i statkami. Data: Pécs, 1 kwietnia 1920. Podpis wlascidl (tekst równolegly w jazyku niemiKtkim, przyp. tíum.). » kidnierzyk bluzki obszyty koronk^. Trzecia, z reka m i ialožonymi do tylu, ma ciemne wtosy uezesane z grzywka I naszyjnik z wisiorków. Jest w sukience w jasne paski, I pluszowymi wylogami. In verso. Cetinje, vi 111921. Pie-■fC: S. Handier, Wien, tu. Steingasse Nr 9. Dwoje dzieci, chlopiec i dziewczynka, okolo trzech Iflecíu lat, w kombinezonat h i kaloszach, obejmuja sie k* biatej tawce. 1 E.S. w okularach w želaznej oprawce i w kauezuko Wym koínierzyku. In verso; Poswiadczenie: dinarów 600 {ílownie: szeácset), któr? to sume... HirschL, wformie... (irvta nieczytelna). Kilkuletnia dziewczynka, reka podpierajaea podbró-m/ki z kokarda we wlosach. Plisowana sukienka. Spoj-i/ľiiK' utkwione w blekítnadal, in verso: Post card Čarte mttaie. t irupowa fotografia szkolna: jedenastu chtopców i dwa-Riiu ie dziewczynek plus nauezycielka i z boku jeszcze JmIim pani, zapewne wychowawczyni albo wožna. ES, z brod? i przedziaíkiem na boku. In verso. 1919. I >wie dziewczynki i chlopiec za karíowatym krzewem. M dali biata wstega drogi, która opadá równolegtymi, Ipoínymi limami, wcinajacymi sie w skale. Na kretej, po- ii i'.oiej linii, gdzie lacza sie lad i morze, widac glebokie Jimdy i zatoki, a pomiedzy nimi ostré skaliste szczyty. In WřĚO 16 VIII 1939. Na pierwszym planie ezeše jakiego.s hydrantu czy stu-dŕlniki. Dwa watle krzewy oleandrów w kwadratowych ilh-wiúanych skrzynkach. Przed pierwszym z lewa stoi ibi<< ko na krzywych nôžkach (pewnie dopiero zaczelo 410 411 chodzič) i kruszyw pákach grudki ziemi. Pomied/y nlH andrami na niskim stoleczku siedzi dziewczynka / kti karda wewlosach. Nadrugim planie widač odrapanydB jakicgos budynku idrewnianc drzwi, wejšcie do piwnlcy lub do spižarni. In verso: Foto Aleksič, Nowy Sad, l^H Naprzeciwrko drzwi stót ustawiony wzdtuž, tak/■ dač go w znacznym skrócie. Šwiateczna kolacja albo wr sele. Miejsce u czota jest wolne, ale tu takže stoi poi * < li nowy talerz i dopolowyopróžniony kioliszok czerwniirgl wina. Po przeciwnej stronie sicdzi kobieta z wysnkllU kokiem, w czarnej sukni. Po bokách stolu, na tej saiiix) wysokosci, nicmal symetrycznie, siedza po dwie •■,ni,( widoczne z profilu: dwie kobiety w czarnych su a naprzeciwko mežczyzna i jeszcze ktos, kogo dol nie widač. Wszyscy spogladaja w strone drzwi. Czy i zniknaf wnich nachwileten, dlakogo wyprjwionn m ■ lub wesele? A mnže gošcie patrzu w strone obieklywfl Kobieta, która by mogla byč panna mloda, tež spoglukiczego nie wierzyl w przypadek? Poniewaž wierzyl w uwarunkowania, w determini-lyivne prawa Boga-natury, zgodnie z ogólna zásady suí. Ja czym polegala ta wiara? 416 417 Wierzyt, že przypadkowošc jako zjawisko obiekt nie istnieje, nie tylko w skali wszechéwiata, let / w najbíahszych zdarzeniach, na przyklad, gdy ktoá I šci swoje mieszkanie ostatní, wyidzie tu/ r.\ cragar/al i odwróci si?, žeby spojrzec na dom, w k tóry m pi dwa lata, objac go jednym wszechogarniajacym s| niem (mimo wszystko nostalgicznym, bo u podstaw] lezy šwiadomošč przemijania, którego oznake sta zmiany, šwiadomošč przemijania i šmierci, prze i bliskiej; nostalgicznym mimo zlých došwiadczen, | promieniuja z wilgotnych šcian na zawsze opuszczt mieszkania, mimo zdradzieckiej eksplozji plynówi soko, pod sufitem, gdzie rozbijat szklanki w ch> gniewu i rozpaczy), gdy zatem ktoš o nostalgie z.f spojrzeniu jako ostatni opušci swoje mieszkanie, a w tym momencie zadržy w posadách, gwattowr gdy by pod ciežarem spojrzenia, pod ciežarem kich niepowodzeň, które w tym mieszkaniu gror si? latami (jego i cudze nieszcz?seia), utrzymujac cha pustk? kruchych šcian, wypetniajac i/by swoj| stoícia, pod ciežarem nieszczešč i mysli, które zamkniete jak w próžni, zag?szczone i grožace zja, až naraz buchnuly, rozprysty si? na wszystkie stí niesione straszliwa sila wybuchu spowodowanego jego spojrzeniem, rzuconym wzgardliwie jak žarzacy l niedopatek w petna gazu ziemnego jam? pošrodku nonskiego blota. W jak ich myšiach pogražyt si? potem? Myšlal o ewenLualnyeh nast?pstwach, w razie gdy zostal w mieszkaniu chocby jeszcze par? chwil i wyl Wnlar, który pojawit si? jednoezešnie w jego p?cherzu By Awiadomošci (lub odwrotnie), to znaezy gdyby za-jak zamierzat przez moment, oddawač mocz na Nliukre šciany swego bytego mieszkania. Belki i cegly Ipriiltyby mu na glow? (jak kilof na glow? Lwa Dawido-Mf|< t\\ Kronsteina), na ledwie za/.naczajaca si? tonsur? w Jťtto popietatych wlosach, jak gdyby przeznaczona dla ^bora mšciwego losu: mailem ludeorum. \ |hki obraz pojawit si? w jego wspomnieniach? | Mo/g pana Freuda, prymariusza. Iilkie šwiattn? pCwrwony odblask stonca, niby tuna požáru w osz-^Htj ťasadzie fabryki mydta w Kotorze, w roku 1939, | swietlony tym samým blaskiem oblok, na który Hptyt z wielkiej, niebiahskiej wysokošci nad zatoká. Blk E.S. widzial samego siebie? Ro/pi?ty rozporek, nabrzmialy tryton, z p?cherza polili wyptywa cieple piwo (wypite z tragarzami w bufecie ha dwnrcu). C.ieply zastrzyk moc/u, który wbijat w šcian? |ak kon, zloty strumieň, nagle przeci?ty nožycami šmierci, Mra/ juž wysechí, a ze zwiotezatego cztonka cieknie l|tiy strumyk, juž nie plynie, tylko cieknie ciurkicm, l|k /<■ šwihskiego pecherza, którym bawia si? dzieci, jak ■V t\v zakreconego kranu, którego nawet r?ka šmierci Ml*' nu >gta dokr?cic. Cieknie ciurkiem cieez, rozlewa si? |HhI iiini i wtikót niego, wsiaka w porowaty tynk i grube ^■itwy wapna, w szezeliny spróchniatych bělek i desek, to I 1 , który wchlania mocz tak, jak popiól z papierosa *i Idami atrament, |ak odnióst si? E.S. do tego wypadku? 41« 41y Nie byla to jego przyszta, przeczuwana smiefl jcgo juž przeszta šmierč pod gruzami domuwN.Sj smierč, która juž przebrnat, Leta, klóra juž przeplmi|l spokojnie, postfestum, gdy cíalo przestato byt uu wiil nikiem, pecherz opróžnil sie i zwiotczat, krew zakr/rpl* na rozbitej czaszce, oczy zmatowiaty, a dus/a wyzbyU «iy ziemskich wiezów. Przymknawszy oczy, jakie zadal sobie pýtanie? Po co byloby to wszystko, co jest i nie jest (a co by byc), ježeli razem z cíalem, z okiem, z jadrami i umrzeč duch, ówobtok, owo jadro w sercu umierajq serĽa? Poco byloby to wszystko, jesli nie po to, žeby pr márny proch ciata, w najdoskonalszej kwintesencji; przesztošč, teražniejszošc í przyszlošč, poznanie i pi cia, ekstrakt wszystkich zmyslów, serca i mozgu, ko to zgromadzic w malým, wiecznym obtoczku, w | obtoczka, i nadat žyc, jako swiadomo.sč i istotna ti Gdy duch E.S.-a niby niebieski obtok unosit sie ku i bieskim wyžynom, co tymczasem robila jego zi rezerwa, pozostata czešc tego ducha? Patrzyla juž tylko na ziemskie nastepstwa šmierci,] trzyla na nie jak Bóg albo jak starzy, dobizy pisári obiektywnie. Jak wygladal ostatni obraz (patrzac obiektywnie)? W jego oku, niby w obiektywie aparátu ťotograňcznti albo w vkopaný m spod ziemi okuCyklopa, widacbylo| tym wstrzasie juž niepejzaž z domem, oleandre mi w lonych skrzyrtkach i hydrantem, lecz ruine, uwieczn^H moment odpadania tynku i walenia sie šcian: chmifl kurzu, cegty jak obnažone dziasla. Ptns/V w dwóch stowach opisac sytuaeje w momencie Uvalenia sie domu. ífaskocvenie. i diwilowě oslupienie, Co nastapito po chwilowym ostupieniu? Ucieczka, panika, krzyk o ratunek. Bto pierwszy przybiega na ratunek? Botorecy tragarze, zaslaniajac usta i nosy hrudnými ÉUltkami, zaczynaja grzebac wšród cegiel i ciežkich I i.iľnu muru. |)o jakiej kasty nálezy tragarze? Po wielkiej kasty krewniaków šmierci, do ktorej na-ld poza tym stražacy, grabarze, pracownicy przedsie-ľitw pogrzebowych, lekarze, sanilariusze, sedziowie, I, polic ja nci, tajni agenci, bandyci, popi, hodžowie, lni, rzezacy, rzežnicy, akrobaci, szpiedzy, pogromey, *amochodowe, zmywacze okien na pietrach, spor-iiwcy. piloci, žolnierze, oticerowie, marszalkowie, ko-irze, rybacy, žeglarze, nurkowie, górnicy, rowerzyšci, browcy samochodów, podróžni, piechurzy, alpinišci, bynulazcy, chemicy, ťakirzy, pogromey w?žów, hycle, we-wrynarze, alkoholiey, wegetarianie, žartoki, narkomani, ľ il n /e, chorzy, neurastenicy, melancholícy, hipochon-lfyc-y, psychiatrzy, prorocy, rewolucjonišci, aptekarze, Winaci, akrobaci, elektrycy, filozofowie, hydraulicy, mu-ini iv, kominiarze, gospodynie domowe, samobójcy, ko-■■nknwie, cudzotožnicy, urzednicy, myšliwi, naganiacze, krttrolerzy skarbowi, celnicy, ktusownicy, lešniczowie, Wvulaľ/e, stróže nocni, naprawiacze wind, windziarze, ftlimiywacze, prawnicy, tramwajarze, džokeje, dorožka-H^wožnice, pszczelarze, pastuchy, rolnicy, prostytutki, 420 421 st lí ĺ c v, rn a larze mostů w, budowniczowie, montet^^H szukiwacze zlota, szulerzy, poeti, bokserzy, rekoitlfi šci, minerzy, marynarze, solomz.me-.. ;-í;i:m:II.iia-, \>\Mn\ mordercy, kowale, szkkrze, lowcy ludzi, niewolrin ■, i siadacze niewolníków, pošrednicy, prezydenci, c.....w l< królowie, badacze wulkanów, zbieracze bananów, Z||lfc| tacze ulic, spádoch ronia rze, zakonnice, wierni.bezbi ni cydozorcyharemów, paszowie,nniumei/v, iebraty i iioid Takiego podobieiístwa možná sie dopatrzyc mi^Uy tragarzem a grabarzem? Podobieňstwa akcji: przenoszenie doczesnycli |>..... sta lose i z jednego miejsca pobytu do drugiego; i\< tycznošc i zr?czne obchodzenie sie z drewnianyífJ opakowaniami; sznury jako šrodek pomocniezy; I^H i metafizyka w službie dnia powszedniego. Jakie džwieki przy ty m slychac? Skrzyp spróchniatych bělek; opóinione, juž po kim, osypywanie sie tynku, przypominajace trzeszi nadtluczonego garnka. Jaki jeszcze obraz moglo uchwyciŕ zamierajúce Wšród ciežkich bloków múru, poprzez chmur? blysnety wyblakle dzwoneczki z desenia na ácianic Piosenka okolieznosciowa (polka andrusowska, dasz, kolo}'? Hej, niech na moim grobie Posadza dzwoneczki. Hej, niech na moim grobie Chtopcy pijq z beezki. I >/ wiek, kióry zaglusza abstrakcyjne brz^ezenie d neczków? 422 /wh Vycie karetki pogotowia. H /eezy/przedmioty? . Nos/e, biale fartuchy, stetoskop, opaska ze znakiem pri vvonego Krzyža, ski u za ne torby, lopaty, rydle, kilofy, (llliowy waž do polewania. 1 Vťkdzowic? IVieci, sasiedzi, dziennikarze, przypadkowi prze-hmlnie. luk przebíega akeja ratunkowa? rľragarze podwažaja želaznym dragicm blok muru, pod Mni ym znajduja swego (bylego) pracodawce, i odwracají} i na wznak. Ida umyc řece pod gumowym wežem, któ-klnš podlaczyl do hydrantu i któryrrt ludzie polewaja I unoszacy sie nad zwafrskiem, I kto nastepnie wkracza na seene? I Boby oficiálne; lekarze, sanitariusze, policjancl ^ko wpisuja te osoby do rubryki: dz i e tí, godzina Minuta wypadku? 1 iK marca 1942, godz, 17.12. I hosze podač oficjalny opis stanu posiadania zmartego. \ Portfel ze šwiriskiej skóry (jedna sztuka}; chusteezka ^■knna (jedna sztuka); otówek i wieczne pióro (jeden liMiiplet]: olówek žólty, stolárski (jedna sztuka).; klueze || kolku (trzy sztuki); paezka papierosów Symphonia, fl luiekkim opakowaniu (napoczela); pudelko zápalek ■dno); zegarek kieszonkowy marki Longines (jedna Minka); 2 pengo i 80 fillérów (drobnými); pakiet pocietego || ť wíartki papieru gazetowego; notes (jedna sztuka}; llhi a nie popielate (jedno); buty ezarne (jedna para); ko-lltiile (dwie sztuki); kalesony (jedna para); krawaty (cztery 4^3 sztuki); kolnierzykikauczukowe(piět sztuki; aktouľ a t* swiriskiej skóry (jedna sztuka); arkusz papieru w kiailyi skarpety (trzypary!; maszynka do golenia (jedna s/iuLáJ guzik blaszany (jedna sztuka); lecvnik (jedna sziLik|)| drewmane spinacze do suszenia bielizny ídwie szluW Prosze wymienic dokumenty znalezione w poHlelu ofiary wypadku, Dowód osobisty numer .'..v, 464, wydany n stycSM 1941 roku wNowytu Sadziej bezplatný bilet pierws/ej k|| sy numer 56 666, wydany S listopada 1^41 roku (nuwáj ny); kwitswiadczacy ozaplaceniucz.yn-,,ai za pažd/iemW listopad i grudzieii; wyciagi z ksiag mctrykainyth . n kwi Wniebowziexia Najswíetszej Marii Panny w NowyifU Sadzie, a mianowicie šwiadectwa urodzenia i d^^| czfonków rodziny zmarlcgo; protokol badania sadowtii -lekarskiego wydany przez sad powiatowy w Kovinie, I Prosze przytoczyc petny tekst tegu protokolu. spraw i e ube/w la snowol menia pana Ľ.S. z NoyMffl Sadu Sad Powiatowy w Kovinie przyjmuje do wiadomoi šci protokol badania sado wo-lekarskiego pac jen t a ]■ z dnia 25 marca 1940 roku i posta na wia co nastepuje: S|| Powiatowy w Kovinie na podstawie S 194 u st. 2 i 10 kH zezwala na wypisanie ze Szpitala dla Umystowo Choryfl w Kovinie podleezonego paejenta E.S. pod warunkiofj ze álubna žona, jako tymezasowy opiekun paejenta, im pewni mu utrzymanie i pomoc w sprawach osobisi y< In w wypadku pogorszenia si? stanu jego zdrowia winnj umiešcic go w najbližszym zakladzie dla umyslowocH rych. lednoezešnie wzywa sie Zarzad Miejski w Nowym Sadzie, aby z majetku chorego pobral po 25 dinarów, czyll ■ 111 s.o din. na honoraria dla bieglych lekarzy i przeslal I |i 1 ni> i',/einu Sadowi. Uzasad nienie: Pacjent by! nuluny w Panstwowym Szpitalu dla Umystowo Chorych; ^Mfjl lekarze orzekli, ie trie jest zdolny odpowiadac za iki'I ne 1 za sw6j majatek, ale ze wzgledu na to, ze stan H|n idrowia ulegl znacznei poprawie i chory nie jest ^■bezpieczny dla siebieani dla otoczenia, mozebyc, iako I 'i Hi czony i spokoj ny, odda ny pod opieke rod zi ny. — Na |n..I .i.iwie powyzszej opinii lekarzy Sad postanowjl jak I ft mntcncji wyroku". D/ien, mie.siai: i rok urodzenia zmarlcgo (ciag dalszy I (unlokolu wypadku)? H lipca 1h80. Pod jakim znakiem zodiaku sie urodzil? Ii id czwartym znakiem zodiaku zwanym Ra k {kara-* tin. cancer), ktdry oznacza poczatek lata; w jaskrawym II *.kii gwiazdySyriusz, ktora zapowiada przesilenielet-ii■ w trzydziestym pierwszym stopniu luku, ktory od l'i/esilenia letniego siega do jesiennego ekwinokcjum, kli'ilv to sily nocy przezwyciezaja sily dnia. lakie planety rzadza tym znakiem? K s i e zyc, kt6ry oddzialuje na przyplywy i odprywy I wynbrazni, n.a ptodnoic' Raka, na jego zycie uczuciowe, »lale wyobiazni. liryzm, na jego niespokojiiy sen. na f pntoi ie trawienia, na jego biemosc, fatalistyczne podpo i/.adkowanie sie losowi, na jego melancholijne tulactwo, ^Mnie, histerie i leki. Mars, ktorydajemu pewna agre-■pwnosc, przejawiaj^ca sie w walec z rodzina i religia. Hit urn, ktory w potaczeniu z jego znakiem stwarza .....bezpieczna sklonnosc1 do zamykania sie w sobie, we 4^4 4 as wlasnym panccrzu, i stád sie biora jego inttowerlyafl lodowata samotnosč, schizofreniczne aberracje. Do jakiego Zywíotu nálezy Rak? Do žywiohi wody, gdyž jego dusza píawi sic w rn^H sprzecznych wražeň, a llmfatyczna slabowitosč da|#lw dzenie biernoáci i bezwiadu, a pod skorupa jego pancar trwa intensywne žycie noktambulika. Interpretacja znaku? Plodnost, sperma, poczecie, ptód. Podstawowe symbole? Gtebia, przepaác, studnia, jaskinia, loch, kl brzuch, pochwa, wazon, butelka. Interpret.icja ogóln.i znaku? Cztery aspekty praprzyczynowošci, Parabrahl czwarty element jako uzupelnienie ukrytego trójl lub trójkatów. Boki kwadratu? Wszechšwiat zawarty w osobowošci jednostki; i jawie; sen jako myši wyražona w obrazach; czuwanie j«| przeblysk i odblysk mysli. Boki troj kata? lntuicja (udzial snu); dedukeja (udzial inteligenc) kontrola (udzial watpliwošci). Trzy filary žycia wegetacyjnego? Prag n icnie-glód- czuwan ie. Cze;šci ciala i narzady odgrywajace istotn^ role? Stopy, golenie, palce, prostata, trzustka, watrobfJ cherz, wegetatywny úklad nerwowy, gruezoly, czai Budowa? Watla. 426 Znak pokrewny? ■ u y by. Poczete w tym samým žywíole Rak i Ryba od iit.u zaia sic wieloma wspolnymi cechami, wzajemnie si? ■Upetniaja, rnaja, nieraz prawie identyezny charakter Mna. Rozumieja sie intuicyjnie i daža do wspólnego ide-alu piekua. Ich wspólnota jest namlet na, gleboka i trwala. Mltvošč tascynaeji, szalona jasnošč úmyslu. Hhton nosci? L (ikrnoíŕ, narcyzm, i lunkcje úmyslu? Postrzeganic, watpienie, sprawdzanie. ■ Czynnošci? j Iworzyč, pomnažac, wytrwač, czuwac\ leciec, pisač, |«hnač, spac. i Przedmioty? t Laská, ubranie, kapelusz, gazeta, obsadka, krzesto, k< /ka. Miejsca? Piwiamia, wagon restauracyjny, sklep, ksiegarnia, bi-llilcka, lažnia, las, targ, jatka, teatrzyk kukielkowy, cyrk, [jlmesja, nabožeristwo, brama cerkwi, bufet, synagoga, lliki j a, bank, dworzec kolejowy, dorožka, piekarnia, faly U. dom wariatów. Co wykopali robotnicy usuwajacy gruzy z posesji przy ||ky Bema 21? W fundamentach budynku znaležli hermetyeznie za-imieta szkatulke z zielonego szkla, a w niej kaligraficzny tik u ment erekcyjny i egzemplarze monet beda-y< li kiedyš w obiegu. ik brzmiala treáč dokumentu? 427 Plan domu wykonat Ludwik Detzer, a wybudow Dezydery Detzcr z Budapesztu, który w tym sa roku wz n inst wiele iniiych domów miesz kalných tež siedzibe komitatu w mieácie Somborze. Tego I . panowal Franciszek Józef. Toczyta sie wojna w Bofl i Hercegowinie. Nastapito zacmíenie sloňca i pojawilii »\\ gwiazda ogoniasta. W Dunaju na wiosne bylo tak in ■ wody, že kolo Paksu ludzie przechod/ili rzL-kc sucha siii|i Fundamenty pošwiecíl Nikifor Jankovic w zastepstwl protopopa, Ka mieri we/gielny položono 11 lipca 1889 mit [akie osoby przyslatyby depesze kondolencyjn< smíerci E.S.-a? lego siostry z Kerkabarabás, Szentadorján, Sziget iCtfl treg, jego brat z Triestu, paňstwo Draszkovič, Vumvi i Dragiceviŕ z Cetinja, paňstwo Szidak, Gavanscy, HorvJ Schwarz, Baumann, Popov, Rona i, Bérec z, Gutmann, k stíč, Boszorményí, Jankov, M irkovic, Klein, Konstatu um Vasiljevic, Kesiŕ, Protič i Krohn z Nowego Sadu, pausu* Kraus z Somboru, Ziegler z Suboticy i Mayer z Pórs/oí batu, doktor Papandopulos z Kovina, Rosenberg z Ba paňstwo Fischer, Berki, Pap, Lerm, Kis, Schlang i K z Budapesztu, paňstwo Czukljevič z Szidu, paňstwo ()kc czanji z Zagrzebia, paňstwo Koriczanscy z Wiednia, dokt Abravenel z Toronto, M, Margelius z Galicji, L. Perez il zylii, Aharon Zeitlin z Jerozolimy. Takie instytucje? Jugoslow iaňsk ie Koleje Žalobně, Magyar Á rva Va súí Unia Narodów PogražunychwŽalu, RadaOsierocouo I Zydów, International Cheerless Chess Federation, ZI smucony Pen Club. um |aka ceremonie przewidywal E.S.ľ Wahal si^ mi?dzy skromným pochówkiem w kregu bližszej rodziny (na wyražne žyczenie zmartego) pnmpatycznym pogrzebem pierwszej klasy (na koszt ňslwa), z. równoprawnym udzialem przedstawicieli ystkich wyznaň. Co pociagalo go w tym drugim wariancie? Moment estetyczny i kusmopolityczny: zawodzenie hina (w jezyku hebrpjskim), katolícki kontrapunkt jezyku lacmskim). prawoslawne špiewy (w jezyku ■cerkiewnym) i mahometaňskiezašpiewy (w jezyku bskim), które by nastepowaty kolejno, na zmiane, ■kie w koňcu wybraí rozwiazanie? Posrednie, stanowiace swego rodzaju kompromis: trzecim wariancie za jego tru mna. miala išč kapela iriska, grajaca smetne cygariskie piesni o milosci o Imierci. t '/ego nie powinno zabraknac w tym trzecim wa-IhiiL ie'ř t vmbalów, chocby je musíeli nicse na ramionach niby í^Btsowa trumn? albo pchač przed sob? na wózku, po-rinliiue jak za zycia ezesto przenosili día niego cymbaty P kala w kqt, a niekiedy nawet wozili po ulícach. Z jakim oszustwem nalézalo sie liezyč w ezeáci moj-HOWéj obrzadku? /e Gyula (Georges) bedzie szarpal swój nowy twee-y plaszcz zbyt zrexznie, czyli wzdluž szwów, co wy-H*ine áwiadczyloby o tym, že uprzednio nadprul nitki mty kolnierzu i na rekawach; že Rebeka wydusi z siebie ■li ryk, przypominajacy ryk wšciektej krowy; že Neti 429 wyd mucha nos w czarno obrehiona. chusteczk?,, a Ir nm z žatosnego Ikania, tylko z pr7ezi?bienia. Jaki wariant možná by jeszcze braŕ pod uwagyľ Orkiestradcta kolejarzy z Suboticy, zwyciyski zespodu šrodkowocuropejskim koti kur sie orkíestr d?tych w ľ ml* peszcie w roku 1936, gra na zvezenie zmartego Psalttt Hf MendeJssohna. Prosze podac pelny tekst mowy pogrzebowej, wyf| szonej przez E.S.-a nadgrobem niejakiego Bi SierubefjÉ nadinspektora kolejowego, który w grutlniu 1941 tnloj rzucit sie pod pocia^g towarowy kolo przejazdu. Mm^ tq, z dužymi i drastyeznymi skrótami, dokonanými hffl wiedzy autora, wydrukowano w „Glosie Kolciarzy", w tW mense 218 z 20 grudnia 1941- „Moje panie i panowie! Przemieszczanie ludzi w \» rt strženi, a wiec i w ezasie, jest powinnoscia zaszczytn i chwalebna, gdyž dziyki tym prawie niewidocznym dlf pasažéra przewodnikom wy, moje dámy i panowie, poa žacie przez sniegiem pokryte równiny, przez gaszcz przez wynioslosci gór, przez rzeki i wiadukty, poda. przez mroezne tunele nocy, przez deszcze i šniegi z koscia. stu do stu dwudziestu kílometrów na godzine, czym prydzej rzucic sic; w objecia swoich kochaných 1 u kochanszych, przebywajacych w wielkim oddálen poda žacie do nich na skrzydlach želaznych kót (sy bol kolei), na miejkkich poslaniach wagonu sypialnafl wygodnie rozparci w pluszowych fotelach albo, w n gorszym razie, na drewnianych tawkach drugiej klasy nawet na polce wsród bagažy, koly saní w cieplym ma rzyňskim lonie kolei, tego cudownego wynalazku naszy Hpwyt h czasów. Ležycie zatem w przytulnych pluszowych pVfltch, czyli w lonie žel a z nej macierzy, skulen i jak plod, ileszczacie si? w przestrzeni i ezasie wygodnie niby fiiNyjskich powiesciach (które može w tej ehwili czyta-przy jasným šwietle lamp rteciowych w przedzíatach rwszej klasy), nie myšlac bynajmniej o pracowitych miennych ludziach, którzy czuwaja przy telegrafie fie'a, przy telefonie, i to nie tylko na dužych dwor-h, lecz takže na malých stacyjkach, gdzie diabeí mówi •lanoc, nie myslíc zatem o ludziach, którzy nie spig, ■yjmuja potyžne parowozy, karmiq je i kieruja tymi pa-■wymi smokami lekko i zreeznie, jak izwoszczyki kieruja Mmi... Tak, moje damy i panowie, Béla Sternberg byl plným z tych, od których zaleža, od których zaležaty Invpirczenstwo j wygoda waszych podróžy, a na podo-llróstwo slawnych generatów, weteranów wielu wojen, Btynal niemal przed czterdziestu Jaty jako zwyczajny Biregowiec, na prawie bezímiennej stacyjce, aby z eza-IWi.dzieki pracy i pilnosci, poswieceniu i przywiazaniu ■kolei, dojsč na same szczyty, že tak sie wyražy, do rangi (h-iicrala, i gdyjuz pizeszedl wszystkie nicbezpíeczenstwa, Mzystkieblaski i n?dze zawodu kolejarza, nicszczesliwy Výpadek polož yt křes j ego owocnemu i požyteczncmu lid spoteczeiístwa žyciu. Tak, meine Damen and Herren, lltraz južsie znajdowal miedzy niebezpiecznymi zderza-linu, krecil sie kolo šmiercionosnych kót, przechodzil Ifiez tory, wspinal si? na parowozy i nigdy, nigdy nie Ipntkato go nieszczescie, nigdy želazna bestia níe kop-Ifla go twardo podkutým kopytem, jakby go znala, jak by byli zaprzyjaínieni, co tu dužo mówic\ jak gdyby chodzilo 430 431 o konia i pana, o poslusznego koma i dobrego pt A oto ów dobry pan zginat nit- na p o I u bit w y, M na posterunku, lecz wsposób tragiczniedobrnwoln i>u widzac w chwili kryzysu innego rodzaiu sm ion i pnty| smierci pod kolami pociagu, i to teraz, možná poWf dziec, wczasie pokoju — gdyž bez wzgledu na obiekty wn stan rzeczyimiedzynarodowa jatke, na kolci panuje lu| powinien panowač pokoj. Chcialbym podkreílič, ž«tf lej winna byc ekslerytorialna, poza stanem wojny |«| Szwajcaria, winna zatembyc neutrálna, poniewaž mif wszystko nadal peíni lub winna petnič službe narodowej komunikaeji transportowej, trzymaj swego kodeksu, choč niektórzy politycy próbuja ji ksztatcič, wykorzystac dla niskich, morderczyeh wykorzystač zaszczylne powotanie. i powinnošc kolei laku miedzynarodowej organizacji služacej polaezeniu lutf dobrej woli, zdecydowanie odrzucié jej kodeks mory postawiŕ na gtowíe jej zásade l^czenia i zamiefll w zásad? rozdzielania, a zbližanie zámienié w oddá nie. Wiecie jednak, moje damy i panowie, že kolejM podobnie jak stražacy, winni stač i stoja ponad intffj sami jednostek, a nawet paňstw, gdyž poslannictwo Iq podobnie jak poslannictwo lekarzy czy kaptanów, ponadjednostkowe i ponadnarodowe, pozwólcie, že I wiem; Boskie... Tak, zgromadzeniw smutku, ten biedny jakpowiedzialem.niezginalna pol u bitwy, nie pudl ofiara katastrofy kolejowej, lecz dobrowolnk rzuiil tlf w objecia zimných želaznych szyn, a želazne kola wagofl bydlecego dokonaly na nim krwawej masakry, która wy bral jako nieslawny koniec. Oddajmy mu jednak, nm|i 432 h M Dny i panowie, oddajmy mu jednak honory wojskowe, »na nie zaslužyl, niech huknie salwa kompanii hono-HHřrj, niech zgodnie zagwíždža gwizdki zwrotniczych, ith zagrzmia organy parowozów, przeciagle níby j^k. Ilcch mu ziemia lekk,. bedzie". )«k brzmia wypowiedzi, których w zwiazku ze zgoncm |,-a udzielilyby ezasopismom i radiu niektoré slawne ohistošci? Mřizystko, co jest moiliwe, zdarza si^; možliwe jest tylko cosi^zdarza (Franz Kafka). Odnoszac sie kryt ycz-do swoich przeciwników, nie bylkrytyezny w stosunku llebie: myálat, že može stworzyč filozofie, a przy tym |M "íe przezwyciežyc. Pozostanie w naszej pamieci jako y obraz czlowieka wyobcowanego w wyobcowanym Ipoleczeňstwie. jako przyklad i jako pouezenie (Karol m r k s). Byljedynieucielešnieniemsnujegozaburzenia niyslowe laczyly sie ze snem i wywodzily ze snu. Chwala Mlrbiosom, že ten koszmar byl tak bogaty (Sigmund I n-nd). Jedným zesposobów rozwiazaniaproblému žy-i In lest zbližanie sie do rzeezy i istot, które wydaly sie nam pli. kne i lajemnicze, bo wówczas pojmujemy, že nie ma k nich tajemnicy ani piekna; to jeden z rodzajów higieny, u którym bylibyšmy sklon ni sie opowiedzieč, i choč može Mic zasluguje na szczególne polecenie, daje nam pewien Ipukój, pozwalajacy latwiej przežyč žycíe i pogodzic sie ■Amicrcia — dzieki niemu niczcgo nie musimy žalowač, poniewaž nabieramy przekonania, že osiagne lišmy to, co hN|lipsze, a i to nie jest niezym nadzwyczajnym. Czyžby liuarly náležal do tych, którzy poznali ów niebezpieczny l/ij higieny? Wierze, že tak bylo (Marcel Proust). 433 Jakich wyražerí užyt E.S,, aby pomoc pracownikl Zakladu Asekuracji i Reasekuracji w wypelnieniu rubl dotyczacej možliwych przyczyn wypadku (zawalenia domu)? Opatrznoió; palec Bozy; Deus ex machina, szczur I czajny; zle zamiary. Co wydawalo mu sie možliwe? Že padl ofiara dobr ze obmyslonego za machu, Wyi czy bowiem, aby jeden czlowiek (a tym rázem pienia dziatalo ich wi?cej) skierowat morderez? ma swoich pragnieri ku drugiemu, a juž dom si? wali drugiemu na gtowe albo ów czlowiek zapadá na chorobe czy nagle umiera. Wiedzial o podobných wyp kach z lektury. Wydaje si?, že ten rodzaj telepatii i Cl nej magii w prymitywnych šrodowiskach wciaž jeszt dziala skutecznie (wbrew twierdzeniom europejskl pozytywistów}. Zwierzyl si? komus z tych mysli? W žartobliwym tonie powiedzial p. Gawanskiel že dom prawdopodobnie zburzyli Neti i kompania, i poparcie przytoczyi kilka (zaczerpnietych z „Przeglad przyktadów z historii Európy: w roku 1437 niejaki Huberl (nazwisko nieznane) z Regensburga w Bawarii postám wil oálepic kobiet? imieniem Johan na, wdow? po Jo lun nie Pagani, poniewaž mu sie narazila. W zwiazku z tym uczynitwizerunek tudzacodo niej podobny ioczy na mul przekluwaldwomaówiekami, až do skutku. W roku it,|<) niejaka Magda Munic, zamieszkaía na przc-dmiešciu wul-nego miasta Zagrzebia, zawzi?la sie na pania lelenovaaa k?, Nalala przeto mléka do jakíegoš dolu. a pi lem w tym 434 1 H»b"k u < /ynila czary rozžarzonym pogrzebaczem, wyma-Hffc slowa: „Teraz mój ožóg przebija serce Jelenovacz-HT, wskutek czego ta ostatnia umarta. W roku 1327 król WNhcnski Karol IV zachorzat okrutnie, a w dzieň Swi?te-p\Mutlomíejauslužebnej,niejakiej Karoliny,znaleziono ■lažek odlany z wosku na obraz i podobiehstwo króla, fcr»k}/ck poprzebijany želaznymi cwiekami i szydetka-■1, a ile bylo d z tu r 1 ran w tym posažku, tylež samo doby król odczuwat na swym ciele až do ámierci. W1864 liwna stužaca w okolicy Nagykanizsy w podobny spojili usmiercila swoich bylých chlebodawców; jej ofiary ■harty wskutek cic-žkich wstrzasów mózgu. y E,S. mial kiedyš' pokus?, žeby zemsció si? na kimš Irn sposób? Níeraz smarka) nos w gazety z podobizny wodza ■flellLl. y šwiadom byt niebezpieczeristwa, na jakie si? iraža? Jak najbardziej. W zwiazku z tym skladal gazetě na raz mniejsze czeáci, a dopiero potem rzucal w jakies Htipieczne miejsee., w gaszcz zarosli czy do rzeki, sku Bit znie usuwajac corpus deticti swoich szalonych, nie-piecznych poczynari. ( Uznajac fakt uratowania si? spod gruzów za szcz?šliwy I lineu i palec Božy, jakie možliwošci widziat przed soba I 111 przyszlo.šč? í Ostr? kontrofensyw? aliantów z naglym nocnym ilrs.intrm spadochronowym, slusznie obliczonym na Mioiuent zaskoczenia (Machabeusze); jednoczesny za-Tlich na wodza Reichu i innych dowódców sil Osi, 43S l: ! zorganizowany przez ošrodek szpiegowski w Szwajcarii; wynalezieme przez aliantów sut, broní, gazu nerwowego albo innej trucizny, któr przynajmniej na dwadziešcia cztcry godziny ušpila lul doprowadzila do szaleňstwa nieprzyjadelskich zolnirii) ugode, na mocy której alianci wymieniliby jenców jennych za Žydów, w stosunku 1:5 i 1:3 (pi?ciu í^j za jednego oficera i trzech Žydów za jednego žolni osiedlenie sie Žydów w jakinriš kraju afrykanskim na hezludnej wyspie, zatatwione przez aliantów za * pewnych koncesji terytorialnych; sensacyjne por wodza Reichu (dzieio jakiego szalonego Máchat lub tajnej organizacji) i uzyskana w zamian za jego f s gwarancja w sprawie dobrowolnego przesiedlenia z diaspory do Palestyny albo jakiegos kraju afr skiego; ladowanie w pobližu wsí (na Wielkim Pnlu i na Trakcie Rzymskim) uszkodzonego samolotu ckiego typu superforteca, który by naprawiono w 1 nocy, tak že rano móglby wylecieč z nim (E.S.-em) rodzina w kierunku jakiegos lotniska, znajdujao poza zasiegiem zla (na przykíad w Szwajcarii); wy|(| z falszywymi dokumentárni do Czarnogóry, gdzfl^ przez žone miat kontakty rodzinne oraz przyjactf i gdzie nocy, w Zátoce Kotorskiej, na z góry ustal miejscu wzielaby go na poklad angielska tódž podwofl pojawienie sie znaku na niebie, który by mu wskal konkrétna možliwoác ratunku, lub glosu (krzak gorejí który by we snie podal miejsce, gdzie czeka na nl konspiracyjny samolot, wzglednie lódž podwodna (ifl Noego) itd. ^^■e z talmudycznych zaleceri o dziekczy nieniu cenil a /rgolnie, ze wzgledu na moral liczacysie 7. pobudkami ■ttycznymi? ■b, które wymaga od synów Izraela, by kierowali do pltowy síowa wdziecznosci w chwili, gdy odczuwaja fafostawiony czar aromatycznych ziól lub pachnacych Jpypraw: mocny zápach perfum, jakim tchneta kokie-laiyina dania (lat okolo trzydziestu), która wyminyl (uirytarzu pierwszej klasy, wracajac z N.S, {Raj utra-iwy); zápach cynamonu i wanilii, unoszacy sie z jeszcze •plego ciasta, które na patentowanym stolíku pod ■nem kroila tega pani (matka dwojga malých dzieci) I |«nczestowata go, ale on, wygnany z raju, grzecznie Midmiwil; zápach liolków, ktoiych sukv\ bukietik poď .....,1a mu pod nos mloda Cyganeczka na stacji kolejowej * l.cnti. 1 il ľ_S. mógtpolaczyŕ w swojej šwiadomošxi i pogodzič fef dltchu zalecenie Talmudu odnoszace sie do aromatycz-I* zapachów z estét yka chrzescijariska (scholastyczna) u u konkrétnym przykladzie per f um kokieteryjnej damy |v korytarzu pierwszej klasy {Raj utracony)? Wierzyl w stowa wdziecznosci, które skierowal bez ilniv do lehowy, 1 zárazem swiadom byl faktu, iž Šwiety Hľiuard nie myli! sie, przypisujac zápachom sile szkodli-*4 d la rozumu {Odoratus impedit cogítationem). Zápach Wyperlumowanej damy, która pojawila sie na moment, Dtem nagle zniknela za drzwiami pluszowego prze-lllrtlu pierwszej klasy (odore difemmina), uczynil jego |nanie bardzíej uciažlíwym i bolesnym i wprowadzif Kze wiekszy zamet w jego mysli. 436 437 Czy czesto kupowat kwiaty? W roku 1919 w Budapeszcie kupil bukiet narcyz forincie sztuka) dla pewncj Fánniki, na która dare wyczekiwal przed restauracja „New York" cate cztep šci piec minut, a potem rzucil bukiet do kosza na W roku 1928 zanióst osobiscie bukiet róž (siedem st|l po pól pengó) na wesele hrabiny Arcybaszew i niejakir) Arnolda Wenzla, urzednika dunajskiego towarzynlD Lloyda. W roku 1931 položyl osobiscie na marach Marickiej biala róže (sztuka za dinár). W roku 1931 posylal najpierw anonimowoj a potem z biletem wym siedem razy po siedem róž, i to szešč razy po s wytacznie purpurowoczerwonych, a za siódmym r szesc czerwonych i jedna biala (w cenie od pól d do dinara za bukiet!) na adres pani Horgos, Nowy Swietego Sawy 8. W roku 1934 zaniósl bukiet ane chorej córeczce pana Gawanskiego. W roku 1934 ku w gospodzie „Pod Srebrnym Lwem" w Suboticy oJ pck goždzików (okolo trzydziestu kwiatów) i pod rudowlosej kasjerce (imie nieznane), która w tej gos| pracowata raptem trzy dni. W roku 1939 na balu ko w N.S. poslal przez kelnera trzy tulipány (trzy sztu dwa dináry) pewnej Magdalenie, fryzjerce, lakim argumentem poslužyl sie F.S., aby przekoi wtašciciela pary koni, že jeden pengó za przejazd to uc wa záplata? Wyjašnit, že cena jednego pengo, jaka ma zamiar zaptacič, jest calkiem adekwatna, jezeli wziač pod uw4gf že on, czyli wožnica, i tak mial jechac' w tym kieruuktf czyli na wies, i že wszelkie wyliezenia matematydH 438 um iodlyby niezbicie, iž para koni zaprzežona do dobrego mi (jak w daným wypadku) wskutek powiekszenía P ciežaru o jakieš siedemdziesiat trzy kilo žy wej wagi mogtaby (pomimo btota, gdyž dzialania blota, jako Ifwiadomej, nie bierze sie Przyte) operaeji pod uwage) fleič takiej ilošci energii, której nie daloby sie uzupcl-í lianem czy kalorycznym ziarnem (owies, kukurydza, lo) kupionym za jednego pengó. ■ Czy wtasciciel pary koni uznal stusznošč tej kalkulacji? Aby go ostateczníe przekonač, E.S. musial utiec sie do ,nmentu skutku moralnego, jaki može wywrzeč jeden Blngó rzuĽony na szal^ w sad nej godzinie: ten jeden je-Hyny blaszany pengó može mier rozstrzygajaee znaezenie, ť'b 1». 1 wad/e ttoskiej sprawiedliwošci znajda sie dobre 'vnki po jednej, a grzechy po drugiej strome. \ |«kie zálety ma wiosna (okres kwitnienia i kichania) I W porównaniLt z zima? tidzies w zacisznym miejscu možná wystawic plecy ku ^■llym i korzyslnym dla zdrowia promieniom storica, t:o Ihmiejsza bole reumatyczne. Jasnošc w pokoju wezesnym llkiem przyjemnie usposabia, totéž tziowiek tatwiej sie. dzi. Možná czytač w ióžku bez obawy o zaziebienie. uslepie možná siedziet:, ile sietylko podoba, i doswiad-■t skutków obstrukeji. W ciagu catego dnia možná indzit: na dlugie spatery po polu, nad rzekaezy do lasu, tkowanie rošlin i kwitnienie možná obserwowač na nkietnyí h okazach, które, po oznaezeniu, przez caly luk běda služyc jako przyklad petnego cyklu biologicz-m. Šwiergot ptaków budzi w duszy stodko-bolesne H^iucie wolnoáci. Problém opatu i odziežy schôdzi na 439 dalszy pian. Wyžywienie utatwiaja wiosenne dzikil sliny i rozmaite ziota. Utrzymywanie higieny osohi (golenie, mycie) z obowiazku zamienia sic w przyjemi Kobiety i dziewczyny odslaniaj^ ramiona i nogi ai dl kola n. Jakie sa negatywne skutki oddzialywania wiosny (okru wzrostu i kwitnienía) na cztowieka? Základy dla umystowo chorých przyjmuja najwieklB iloác pacjentów. Krzywa statystyczna samobójstw li straszajaco pnie si? ku górze. ipiskí szaleňca (m) Iľiojekt). Nie obawiajcie si?, nie przyježdžam w od-wii H" nie dopušcic do sprzedažy domu, który až do-iyi \u /as dawal schronienie ludziom b?dacym ve opresji, ■ Wdst?pach zawieszone sa ci?z.arki. Zie-inia przyciaga ci?žarek, ci?žarek porusza kolo, nast?pny Mtarek wchodzi w magnetyczne pole przyciagania. 1 tak duli'j. Cos jak mlyn wodny czy wiatrak. I czemu wobec lego ludzkie marzenie o wiecznie obracajacym si? kole Iglnszono szalenstwem?Czyž marzenie o perpetuum mo-Mľ nie jest równie godne uwagi i chwaly, jak odwieczny Ml o lataniu? Czyžby rožní Ikarowie i marzyciele spod I* h znaku bylí naprawd? szaleni? Nie podobnego. Co do Ihme, stawiam znak równania pomi?dzy tymi dwoma Mrzeniami. Bo w gruncie rzeczy kolo tež jest jednym 4+:! z nastepstw takiego marzenia Povostawiam wam winiecie owej paraleli do konca. Chciatem powiedj do samolotu z jednej, a kola z drugicj strony. Pros/o dzo. len warkot nad moja giowa w ciszy wiejskiej dH (kiedy pisze t c slowa}, híí wielkiej w y so kosci, tc samo loty dniem i nocg przelaluja.ce nad wsia, na wysoknM od piyciu do dziesieciu tysiecy metrów, z poludnioweun wschodu na polnočný zachód, ten cud nowoczesne) tfl niki (wojennej) to tež tyko spr/.eženie i ostateczna konal kwencja owych dwóch szalonych snów, którc obskurifl i pozytywisci od wieków publicznie oglaszali obtcdplll Lekarze od sredniowiecza až do dziš u tysiecy ludzl tm po/nawali szaleňstwo, majac jako a>rpus delicti ich leňstwa wlašnie dowody materiálne lub tylko przy z na siedo ideálistycznego pragnienia, by zostač ptakiem, I t\m próbujcie tego „wiecznego snu o lataniu" nazywač e/■■■ i dlanikogo, [ednakowo ueierpia wszyscv, bit dni i buľ n i a najbardziej my — wybrani! 19 (Projekt). Mimo oddalenia w czasie i przestrzeni áwiAskie postepki nie traca swojej mocy. Rozm o tym, co spotkalo mnie z waszej strony, o wstydzal kiego mi narnbiliscie, odnosze wraženie, že wszystko bylo koszmarnym snem, Zaklínam c i?, jako že nie wci?ž jeszcze potrafi? rozróžnic koszmar snu i jawy, nie pozwól, aby twoja córka i Georges krz moja rodzin?, bo ewentualnej wymówki, že to oni znaczy moja žona i dzíeci) zacz?li z wami dysput?, w nie przyjm? do wiadomosci. 1 wierz mi, lepiej žeby tego nie doszlo, Prosze ci? tež, ciebie osobiscie, po&l si?, abym po powrocie znalazl moich najbližszych žyciu. Úfam, že masz jeszcze tyle serca, by nie p lií im umrzeC z glodu, I nie zapominaj, co mówí mud: „Gdy dobro czynimy, winnišmy je czynič z rad [Wajikrá Rabba, 34). PS „Nedzarz wi?cej dobra czyni bogaczowi, przyjm jego dar, niž bogacz, który mu wyíwiadcza dobrodi stwo" (tamže). |Hnn/y í pudróžy (111) Pr/ewo ukázalo sie pomiedzy rozkolysanymi koriskimi II....... potem zataňczylo mi?dzy uszami koni. To wožnica, ■frwany ze snu, nagle šcÍ4gna.l wodze tui przed brama lilrni ianejsiatki. Czlowiek widzi koiískie pyskizwrócone Hbo wzwyž i w bok, wyszczerzonc z?by (duže koiískie Tf koloru starých kostek domina, od ŕrodka calkiem ftine) i przez moment biala pian? na želazie w koňskich likiich. Drzewo jest niečo pochylone, a poniže; koróny lna galgž niemal pod katem prostým. Galezie pokryte Členka warstwa lodu, przezroczyst^ i miejscami nie iilisza niž celofán. Ten szklany banda ž spowija równiež pilri. ale tu jest juž calkiem cienki, zwlaszcza w miejscu, pada sloňce, tak že na wypukloáci od wschodu fažnie widaŕ leciutko zmarszczona kor?. Slychač ryt-li /ne kapanie wody z gat?zi, chrobot w blaszanych ryn-rti h (i tow y koni zwrocoue sa tom 7 w bok, w bok i do Bmatrz, w stron? dyszla sterczacego niemal pošrodku, llnwy n h. ^a nienaturalnic pochylone, jak gdyby obydwa ^Bt naraz skr?caty w bok, bezsensownie i bezskutecz-jeden w lewo, a drugi w prawo, nie od dyszla, lecz ku dyí/lowí. na tej waskíej przestrzeni, gdzie nie moga si? 447 wyminac. Skrzypiac i zgrzytajac, wóz stanat, ale jeszcd troch? jakby si? przesuwa, do tylu. Czlowiek dostrel pod oblužnionymi klapkami dwoje czarnych, du.-o I kori&kich oczu. Konic patrza, przynajmniej tak mu »h wydaje, gdzieš przed siebie, jak gdyby kierowane w | niejasne i niewiadome „przed siebie" sila inercji, kt až dotychczas je popychata, a oczy zwrócone pod ] musem, rázem z glowa, w dót i do srodka, ku dysj jedynie one (lub ich zezujace spojrzenie) jeszcze zi wují lini? poruszania sie zatrzymanego wozu. O odwraca sie, przebiega wzrokiem pusty wóz, na kt migoce w slorku kilka slomek, bardzo žóttych. Etost želazne obrecze na tylnych kolách, ublocone i od zgrubiale, a za nimi, po obu stronach, równolegíe,! slady kól w blocie. 41 Graniasty promieň slonca, przenikajacy przez mate pada teraz, bez przeszkód, na podloge z žóítej gliny, wiekowi wydaje sie, že glina páruje. Muže to tylko dzenie. lego marynarka z zabloconymi lokciami w krzešle. Krawat rozlužniony, rekawy koszuli podw W reku trzyma lopat?, troche zardzewiata, leczjetl blyszczaca pod rdza, która w postač i kropelek naw stwita si? na ostrzu. Czlowiek stawia ostrzc lopaty boku kwadratu oswietlonego stoncem i napiera na I calym swoim ci?žarem. Cstrze zagl?bia si? w zie. može na pi?C centymetrów, po czym odry wa kawat t dej žóttej gliny. 11111 1 n u 44A »H<> marynarka z zabloconymi lokciami lezy na stercie IKiel jakieš dziesi?č metrów dalej. Widzi na marynarce 1I1.) (jwiazd?, calkiem znieksztalcong, nie tyle perspek-|fWij, ile fatdami materiálu. Níektóre cegty na stercie sa elnie zdeťormowane, inne p?kni?tc na pól, jeszcze te tylko troch? wyszczerbione. Kolor mája wyblakly, tby cegta z uplywem czasu zamíeniata sie: w kamieň, > može takie wraženie wywotuje warstwa stwardniate-jWapna, które przy warto do ceglastej tkanki i zroslo si? la Pod lewym, wysoko podwini?tym rckawem (prawy, il?ly i okrutnie zablocony, trzcpocze wokól przegubu (i) blyska w sloňcu jego biala skóra, upstrzona jasno-|/owymi c?tkamipiegów,jaku pstraga. Cienkie wloski Iwo rudzieja ponižej tokcia. Czlowiek stawia ostrze lo-ly na stwardniatej ziemi i naciska na nie, napierajac ci?-im calego ciala na powyginana góma kraw?dž metalu, lypiac, jakby wyrywato czy przecinalo jakieš korzenie, ře zagt?bia si? w ziemi? može na pi?ó centymetrów, po lyiu uderza w coš twardego. Czlowiek zaczyna szarpaé tt řonck w lewo, w prawo, jak gdyby želazo utkwilo pomí?-^■y dwoma twardymi przedmiotami. Slychac trzeszcze-III* podobné dotcgo,jakie wydaje lamiacy si?,zepsulyzab Hfclklcszczamidentysty. Chwile póžniej z ziemi wyziera Hh/ixczerbiona cegla, wilgotna 1 czerwona, koloru swiežej !• ■ 1 ny. Czlowiek pochyla si? i siegapo nia, Dlonie ma Mwiiuete podarta szmata., prawdopodobnie chustk? o nie-1 iilumych kolorach i ewentualnym wzorze, gdyž ptótno i'i /eiiakto zaskorupialym btotem. Szmata jest zwiazana 44y pošrodku dloni, a éciániete i nieco skurczone pal nia jego ruch niepewnym i niezgrabnym. Odwraca na bok, ujmuje ja jak w szczypce. Cegta wyslizguje si? z reki i spadá w břoto, Cztowiek oglada si? i w pu rze záchodu spostrzega ostrý szpic bagnetu na karabi strážníka. Przez moment stáje sie to wszystkim, cowuld, gdyž purpura storica zalewa mu szkta z odciskami zdfl conych palców. Stražnik siedzí na stercie zmurszalychM lek, karabin trzyma miedzy kolanamí. Cztou iek :>i ■......|i- že stražnik nie patrzy w t?strone, wiec przez chwileltfl wpatruje sie w niego, jakby go widzial po raz pierwnn Wkrótce údaje mu si? wyražnie odróžnid od tta sylváni bez twarzy, strážníka na czerwonym horyzoncie, j*|i sztywne czako, na którym powiewaja kogucie pióffl ml nie ciemnozielone, ale žotte i purpurowe jak plomieh, M chwili znowu spuszcza wzrok ku cegle i usiluje podniM japalcami przypominajacymi klcszcze, ktore nie rozvrfl raja si? jak naležy. W kohcu zdolat uchwycié ja w szczyfl i rzucic w kierunku sterty. Cegta spadá zatedwie dwa tni try ti a lei. Nagle eztowiek styszy, že stražnik cos do n^H mówí, jakieš slowa bez znaczenia, može to przckleriJlfl može pogróžka. Przestraszony rzuca si? naprzod i južfl koto cegty, która upadla w btoto. Wciaž styszy ten gloj Može stražnik tylko si? šmieje. 43 Kwadrat stonecznego šwiatla, wokót którego za cinaŕ glin?, przesun^t si? i na podtodze mi?dzy a oknem leža teraz dwa kwadraty jednakowej wiel czal flfl stolil elkolJ I Blniejszy, wyrysowany promieniem stohca, i drugi, takže Antly, koloru šwiežo wykopanej gliny. Te dwa kwadraty |n/eunaia sie niemal symetrycznie, w potowie, gdyž ^Blsnie o tyle przesun?to sie sloňce. Drugi kwadrat, ze BiVležej gliny, ma nierówno wyžlobiona powierzchni?, Wydnbvta cl inu. lezy tuž obok wgt?bienia na ksztalt Hlizych wiórów z drzewa akacjowego Na tuh wiórach ■rldat gdzieniegdzie btyszczace, wygladzone ptaszczyzny, Bfyei?te przez ostrze lopaty, zarysowane nawet catkiem Bfyražnie, jak na gipsowym modelu. Nieco przygarbiony, W marynarce narzuconej na plecy, eztowiek siedzi za Hi/ehwianym stotem, trzyma r?ce na jego powierzchni. Brawa r?k? ma owini?ta jakás szmata, prawdopodobnie I řhustka, ale z powodu zase hni?tego btota ledwie widac H|| niej linie wzoru. W zacišni?tych ubtoconych pale ach, Hpiypominajaeyeh klcszcze, trzyma papicrosa. Dym z pa-^Bfrosa, niew idoezny, unosi si? w gór?, potem zjawia si? vi |n/ejrzystym stupie šwiatla '.loneeznego, padajacego ■llmsnie przez okno, i zaczyna zwijac si? w tym žóltym I Ifcietle jak pásmo bl?kitnej mgly. Oparta o šcian? koto i m henki stoi lopata. Stonce jej nie ošwietla, ale smuga 1 ■ /proszonego šwiatla dotyka želaza, teraz juž wyražnie Rfyaxczacego, bo kropelki rdzy /ostalv z niego starte. 1 iiiczego eztowiek nagle zrezygnowal z kopania? Može H|nudlo si? zm?czyl albo glina byla za twarda, wi?c nr.i.il pr/estae. A može porubily mu si? p?cherze na Dni? 4SO 451 44 Chwyta cegteobiema rukami, niezgrabnie, potem dza sie. troch? i ciska ja w kierunku sterty. Cegla toczy sie jeszcze, a po chwih slychac jak gdyby s drewnianych kul. Czlowiekowi wydaje sie, že po zabtoconych szkieíwidzi jaskrawoczerwona. ran? na i purpurowy obtoczek ceglanego pylu. Wraca i lopat? ležaca. tam, gdzie zostaly wyražníe odci slady jego kaloszy. Spojrzenic kieruje si? za ostrzei zem z nim jakby przenika w gtab ziemi, Czíowiek | na sztywne i niepewne, glowe nisko spuszczona., skurcz przechodzi jego cialo, jak gdyby sie zerwat Czy strážnik znów cos powicdzial, czy byl to dí gwizdka? Skurcz ciata trwal zaledwie chwile. Wl soba lopate, czíowiek zbliža sie do sterty cegiel i marynarkej. Stáje w szeregu z lopata na ramieniu Nl 45 Owiniety grubym kocem, pachnacym koňmi, czlow4 siedzi za stolem, Lampy tu juž nie ma, wisi na gwo: wbitym w sciane po iewej stran ie, nieco powyžej gtowy. Z kwadratowego okna naprzeciw pada swiifl biale, szarobiale, raczej odblask siiiegu ni/ swiatlo dnlM Okno držy pod uderzeniamiwiatru i wydaje siv czatM že przez niewidoczne szpary pomiedzy jego ráma ifl tryna przedostaja si? igielki sniegu. A može takie wrfl nie wy wotuja pory w y wiatru, który wpycha przez szpfl fale zimnego powietrza. Nieco przygarbiony, z rekofl 4S'i Ha |iowierzchni stolu, czíowiek patrzy w strone okna, V ok nie nie widac jednak nic: prócz wirujacych platków I iiiLilego, ukosnie scie.tego pagórka, jaki usypal šnieg hl dolnym boku ramy za szyba. Rece czlowieka przez rhwile spoczywaja przed nim nieruchomo, Potem jedna I nich siega ku czasopísmu ležacemu na stercie po pra-m Itronie, Czíowiek przysuwa je bližej i nic otwierajac, II • idada sie okíadce, jakby widziaí j a po raz pierwszy. t to staře czasopismo, zattuszczone, o postrzepionych rtkach, Na zielonej oktadce znajduja sie reklamy: foto-•fie opon samochodowych i stylizowane duže litery, pewne marka opon. Tytuí „Przeglaď' wytloczony jest Ubszymi literami w skos, w gcirnej tízcciej ez?sci ze- ria czerwonoszarym tle. W dužej jasnej rámce nižej tytulu widac litery ziožone w dwóch szpaltach, mát to spis tresčí. Czíowiek wypuszcza spod dužego ka tlusté, pozaginane brzegi stron, najwyražniej nie m 1 m ajac uwagi na zawrotne trzepotanie kartek. Potí kladzie czasopismo z powrotem na sterte, a bierze řugie. Ten drugi zeszyt, na oko, jest zupetnie podobny pierwszego: te same fotografie falisto zabkowanych 011 samochodowych, ten sam ukosny pas z tytulem iny kwadrat zawierajacy spis tresci w dwóch szpaltach. ílynie tylna strona okladki nieznacznie róžni si? kolo-fn, Cztowiek odkladá czasopismo, zdejmuje z ramion I podchodzi do okna. Spoglada przez nie z reka m i bzonymi do tylu. Szybko przelatujace platki sniegu |0 pewien c zas, pomiedzy dwoma porywami wiatru, mg lona sylwetka drzewa. 453 46 Marynark? ma zarzucona na ramiona, a w butor po lewej stronie, dužy žóhy kwíat. Šciežka lesná b miejscami pod sklepieniem d?bów. Czlowiek ma vi s?kata galaž, k tóra scina wysokie pokrzywy obok 6 Nagle zatrzymuje sie — dobiegly go uderzenia st Wydaje mu sie tež, že styszy gtosy. Zdejmujc maryr przerzuca przez reke i naraz, oslepiony stoncem, dzi z g?stwiny. Przystaniajac oczy dtonia, dostrze polanie, može dziesiec kroków przed soba, ostrza sil bíyszcz^ce jak kawalkí rozbitego lustra. Drwali nie widzi dokladnie, ich sylwetki niewyražnie zarysowuJÉ sie poprzez liscie na samej granicy zarosit naprzeciwtf ale slyszy pohukiwanie, które towarzyszy lsniacym m machom ostrzy. Wysoko nad zalaná sloňeem gestVrjH držy koróna drzewa. Kwiaty i liscie dzikiego bzu w pm blížu sa zupelnie nieruchome, podobnie jak wysoH lodygi pokrzyw i zielone koróny drzew. Przez chwllf czlowiek nie pojmuje. Ponad t$ jedna chwiejaca; m kn ron$ spoglada w niebo. Niebo jest blekitne, czystM~ kitne. Tylko gdzies nad drž$ca korona widač bialy obli Zanim jeszcze przez faldy zielonej kurtyny lišci zdoliil dojrzec muskularne piersi drwali, zrozumiat, že kon trzesie sie pod ciosami siekier. Ale jakby nie mógl i rzyé wtasnym oczom. Drwale zapewne go spostrzegli, bo nagle przest bac i cztowiekowi wydalo si?, že patrza na niego. dziewat si?, že uciekna, i juž przewidywat ich kroki: caj^ siekíery i p?dza po koszule, które zawiesili gdzieéj 4S4 ach. Wkladaja je w biegu, a koszule zaczepiaja si? I Hrg na gal?ziach, na kolcach jatowców. Nic z tego. Može l nie zauwažyli? A može tylko udaja? Siekíery oparli obu-řm o ziemi?. Trzymaja je w r?ku niby laski, Stonce wy-linie zaznaczylo zarys podkoszulków na ich piersiach li/lyby nie kosmyki wtosów, možná by nie dostrzec, že \ nadzy do pasa. Szyje mája pomarszczone i ciemne jak pra drzewa przed nimi. Pieň jest u podstawy podci?ty, lukosa i gl?boko, z obu stron, symetrycznie. Swieža blizna linieje, jak gdyby z drzewa dobywatsi? plomieri lub jakby Ujdowalo sie w nim silne žródlo swiatla. Korona juž nie Ifiv. Drwale zamieniaja siekiery. Podnosz^ je jedna r?k^, m oburacz. Wykonuja W powietrzu ruchy naáladu-Ce scinanie drzewa. Cztowiek podszedl zupetnie blisko fiez wysoka traw?, mi?dzy kolczastymi krzakami gtogu. |řizy, jak jeden z drwali cos mówi, nadal nie patrzac na jo: že trzonek wydaje mu si? za cienki, bo przywykt i twojej siekíery, a to jest siekiera jego syna czy brata; 1 w tym rodzaju. Cztowiek pojmuje, že drwale rozma-byle cos mówic, i že nie uciekna. Na jego pýtanie tpowiadaja, že wynajat ich „pan". Który pan?, pyta. „Pan", item. nie zwracajac na niego uwagi, zaczynaja znów řyprnbowywač siekiery; przecinaja powietrze silnými, fttnieznymi ciosami, którym towarzyszy pohukiwanie. jwiek ma juž odejšc, gdy jeden z drwali, zatrzymuj^c řszczace ostrze wysoko nad wyimaginowanym pniem, owiada; „Ten ze sztywna noga". I dalej tn$ powietrze sie-fframi. Nadzy do pasa, stoja naprzeciw siebie (zapewne ik, jak niedawno ternu, gdy pieň j?czal pod ciosami sie-|»r), uderzajac Išniacymiostrzami w promien síoneczny, 455 który pada úkosem z korony zranionego drzewa i1 sie pomiedzy nimi jak wysoki Išniaey stup. 47 Przez czworokqt okna, wšród dužych platków šniegu w| dač tylko w górze gatezie drzewa. Pokryte sa gruba w stwa šniežnego puchu, a ich cienkic czubki nikna w i dýmce. Cztowiek wstaje i podchodzi do okna. Tcraz ivl<| takže pieri, zupetnie biaty, przynajmnicj po stronie zw conej ku oknu. Na lewo od drzewa — šlepa šciana )■ goš domu, a za drzewem, nieco dalej, ledwo widofl poprzez šniežna zaslone zardzewiale oczka ogrodzei z siatki. One težna pewno sa tcraz biate, zgrubiateod■ gu, który napadat na nie, i przez to zmniejszone. A mo šnieg zupetnie zalepit oczka siatki i zamiast ogrodzei stoi tam biata sniegowa šciana. Gdzies z oddali dobkS szczekanie psa, ciche, jakby przez wate. Czlowiek nie vt\ dzi psa, nie widzi nic prócz ubielonego pnia i šlepej Nagle, poprzez ptatki šniegu, dostrzega czarrvy kanciaifl przedmíot, przesuwajacy sie ku niemu gdzies z boku, ofj strony, gdzie wznosi sie šlepa šciana. Z poczatku nie ti zumíe, co by to mogto byč. Dopiero gdy niewidzialna rd odwraca ów przedmiot bokiem, pojmuje. W ch tem dostrzega mežczyzne. Mežczyzne osztywnej okrytego popielatym kocem, takim samým jak ten on ma na ramionach. Wydaje mu sie nawet, že czu pach koca: zápach koni i moczu. Mežczyzna ma u ne šniegiem wlosy i ramiona. Potrhyla sie nisko nad pi kiem, który popychaprzed soba. Piecyk jest czarny, chytal um 456 l/.ewiařy; powolí sunie przez wysoki šnieg, który skra-1 o potowe j ego nogi. Po jakimš czasie piecyk i popycha-fjf go mežczyzna znikaja z ramy okna. Nie widaó j už ich >w na šniegu. ■fclowiek z láska stoi przed drzwiami. Przed nim ciagníe li ilosc n iska šlepa šciana, kamienny mur lubtytjakiegoš domu, Na lewo druga šciana, z oknami o zamknutých Mlizjach. Na prawo — wysoka sklepiona brama. Pod ■Upieníem, w miejscu gdzie šnieg jest odgarniety, siedzi nH'/czwna z nogami skrzyžowanymi zwyczajem Ludzi liodu, plecami oparty o mur. Na glowie ma pognie-itny brunatny kapelusz, na którym wyražnie widač rmniejszy kolisty slad, w miejscu gdzie by la kiedyš Mužka Z zabloconych butów wystaja gole nogi. Oho k loi u':j\ka drewniana skrzynia z arkuszami jasnej bla-tliy, przypominajacymi arkusze staniolu, Z przegródki w diewnianej skrzyni mežczyzna wyciaga mate cygaňskie ■OW.idlo i ustawia je pomiedzy dwoma gtadkimi kamie-"im i, ktorými wybrukowane jest podwórze. W reku ma 1 a ■ k, Bierze jeden ze stojacych obok obitých garnków. ^Bllera dtonia. emalíowane dno, obraca je ku šwiattu. BCVIowiek z láska pyta o coš, ale on wzrusza ramionami Blaczyna stukac wgarnek. Cztowiek pyta go po raz drugi, .....1 powiada, že pani ma gošci. Cztowiek milczy, lecz llkiš czas jeszcze stoi obok. Stucha, jak przeckjgle trzesz-My emalia. Patrzy jak w staré blaszane rondle wchodzy uvi a ne luty n i by kule rewolwerowe kalibru 6,35). 457 49 Cienkie blaszane nogi piccyka, zupelnie rozklekotanti | suwaja si? przez niski próg. Czarne pudlo porusza ai no, chrz?sci blacha. Coá w ním postukuje: pewníe k si? i odpadá warstwa blota i szamotu, ktorým pm 11 ložony jest od šrodka. Ten, który go przytaszczyl, tti prostoje. Przez chwile stoi, jakby zaniewidzial. Drn jego plecami otwarte sa na roáeiež. Wpada przez nie I swiatlo zimowego popoludnia. W pólcieniu, po JeweJ | nie, obok malego okna, mežczyzna odkrywa tego, któr obserwuje. Mówi cos, strzepujac šnieg z ramion, Tantf nie styszy albo údaje, že nie slyszy. Nagle czlowiek sti^H obokoknazrzucazramionkociprzesuwasiedokít i i i že ten drugi przez moment go nie widzi. Tylko przez flfl ment, bo oto z ciemnosci wychodzi czlowiek, trzyniajáj przed soba láske. Bez slowa zbliža sie do mežczyzny, |afl ry sapie nad piecykiem. Lask? unióst i z ukosa wymierH w piecyk. W chwile potem rozlega sie trzask. /elazny aifl laski wbija sie w bok piecyka. Blacha skrzypi, odpadá jH mot. Czlowiek z trudem wyciaga láske: zmurszala blachí osypuje sie jak sadza. Wreszcie czlowiek raz jeden mocfl kopie w blache. Piecyk powoli przewraca si? przez pffl najpierw niečo na bok, a potem wzdluž swojej osi. 50 Czlowiek przystanal na chwil?, može po to, by zmk rzyc wzrokiem przebyt4 drog?. Ucichl skrzyp jego b tów. Z niewiadomej dali wiatr przynosi szczekanie p Hl ■Ulilo i przeciagle. Wyt?žajac oczy w mroku i zawiei, , aamego siebie z perspektywy innego cztowieka, ten llmwiek do siebie jak do obcego" nad Ľ)unajem, gdy czekatem wr kolejce. To samo uczu-||p; z jednej strony E.S., lat piecdziesiat trzy, žonaty, ojcíec nwiiiga dzieci, rozmyšla, pali papierosa, pracuje, pisze, ■II si? przy pomocy maszynki, a z drugiej strony, obok Rlrgo, 1 wtasciwie w nim samým, gdzies w jcgo móz-|u, nik we snie albo w pótšnie žyje inny E.S., który jest H jest moim fa, bo kiedy ten sie goli doktadnie obU ■lonymi rúchami i nawet reka mu nie zadržy, tamten •íiuui, zmniejszony do rozmiarów embrionu, zatatwia •alkirm inne sprawy, zajmujesie czymázupetnieniewia piiTiym, ale niebezpiecznym, ichwilami, wokamgnieniu, • I-ipuje go na tych niedozwolonych i tajemniczych ■ynnosciaeh, przylapuje go in jlagranti na robieniu ľn-goá innego, czegos, co jest nawet dla mnie cat-m niezrozumiale, gdyž to, co tamten drugi robi, nie ma Inego zwiazku nie tylko z goleniem, zawiazywaniem iwata czy jedzeniem, ale tež z moimi rozmyšlaniami, tlem moich mysli, z moim postepowaniem — to jest Nledokoriczone; brak jedlici karrki Iprzyp. aut.). 4ÓO 461 ktos inny! Ale co w tym najgorsze, to í,iki., /e nie nuajf doktadnie wiedzieč, c o tamten drugi robi (kiedy I íl* na przyktad gole) i czy to jest straszne, bo tamten ■ 11 ■ i h ' ukrywa to przede mn?, a gdy wydaje mi si?, w trakcii golenia, že juž schwycilem go za gardto, przylapalem i%M goracym uczynku, tamten mi si? wymyka, wyslizgujr ml si? w moim wtasnym mozgu, w jakims bolesnym / mojego mozgu, i nigdy nie mog? nad nim zapan< wezwad go do odpowiedzíalnošci albo przynajmniaj prowadzíč na swiatio dzienne i odprawic z Boža pom bez wymówek i wyrzutów. Co robi tamten drugi, kl#afl ja si? gol?? Porusza si? po jakichá nieznanycb obszarM wymawía jakíeá niezrozumiale sylaby, niezrozumlaj stowa i zdania, ale nie bez zwiazku, tylko po prost i n..ľ,■. u je szeptem lub jesli wymówi je glošno, to : potem dodajc wiele innych zdaň i sylab bez zwi zmuszajac mniewten sposób, abym zapommat zupclnlf jasne i precyzyjne znaczenie tamtých pierwszych stó^ zupeínie zrozumiatych i wystarczajacych do zJdenl ylV kowania sensu c a lego tekstu, calej mysli. Tamten drugi kražy po jakichá nieznanych mi oh*/a rach, a kiedy na moment go zaskoč/?, r/ekomo przrlyiy wylacznie goleniem i wloskamí, które skryly si? za laba nozdrzy, czasem údaje mi si? na moment, tylko na mu ment zobaczyč go, tamtego drugiego, jak idzie za p4 465 istoty podažata za powszednim (logicznym) tt mysli, druga cz?sč\ równoczešnie, trwata w gl?b( šnie, dreczona koszmarem snu, z którego nie mo{ ocknaó. Szczatki tego snu na jawie, tego koszmaru ktorých odtaczylo si? jedynie stowo wi elki e), graí w mojej swiadomošci, a w mozgu, we wn?trzu istoty rozgrywaly si? jednoczešnie dwa procesy; i jawa, mroczna obecnošc koszmaru i jasný tok mowania, ale pomi?dzy tymi dwoma procesami ist nieprzenikalnašciana, przerwana tacznošc. Čaty mojej przebudzonej osobowosci sprowadzat si? do I žeby pojac jakieš stowo docierajace zza tej šc iany, z tej ušpionej kory mózgowej, albo, skoro juž nie zobaczyč, žebym przynajmniej nie styszat, co dzieje w moim wtasnym wn?trzu, teraz, w tej chwili, Stowo wielkie byto jedynym artykutowan) i uchwytnym stowem, ješli i ono nie stanowito t) przyktadu, tylko namiastki jakiegos stowa, jakiegoé| nego poj?cia, jakiegos innego stanu, To, co dzíato po drugiej stronie swiadomošci, dziato si? zbyt obrazy oddalaly si? z niepoj?ta szybkošcia, a które rozgrywaty si? tam, w mrocznym wn?trzu istoty, obrazy przesuwajace si? w korze mojego byty nazbyt przeražajace, abym mógt je analij z zimná krwia, nawet gdybym je zdotat pojaó: wszj to dziato si? po tamtej stronie žycia, w niezgt?bioi mitycznych obszarach šmierci, w okrutnej dolinie co jest po tamtej stronie. Ten drugi, ta druga istota, to bytem ja sam po mojej šmierci: martwy w zetkni?ciu z žywym, martwy E.S., który wysznll ijego wtasnego snu i ucielešnit si?, zagnieždzit obok žywego. ■oje tchórzliwe, rozdwojone Ja. Kly m sa wszystkie wysilki ludzkošci, wszystko to, co ■tiywa si? historic, cywilizacja, wszystko to, co czto-Wltk czym i co czyni cztowieka, czym jest to wszystko, mih nie daremná i nc-d/na próba cztowieka pragnacego Bieciwstawic si? absurdowi powszechnego umierania I mulat mu rzckoiny sens, jakby možná byto nadač sens tniH-rci, jakby možná jej byto nadac jakiekolwiek inne ■niczenie i jakikolwiek i nity sens oprócz tego, który ma. ľllozofowie, ci najbardziej cyniczni, usituja bezsensowi liniľrcí nadac sens przy pomocy jakiejá wyžszej logiki lllbsprytnych wykr?tów ku powszechnemu pocieszeniu, pit tym, co przynajmniej dla mnie pozostaje nadprzyro-■lona tajemnica, jest pýtanie: co pozwala czlowiekowi, ríilino swiadomošci o šmierci, dziatač i žyc, jak gdyby Mníiert istniata gdzies poza nim, jakby byta zjawiskiem Mturalnym? Dreszcze, nieustajace w ostatních dniach, pomogty ■ll zrozumiec, wbrew silným nápadom strachu, že moja tlmi oba polega jedynie na tym: czasami z catkiem niewia-■otnych przyczyn, wskutek zupelnie niezrozumiatych po-lywównawiedzamnie jasnošé umystu, pojawiasi? ■H mnie áwiadomošč šmierci, šmierci jako takiej, W tých 466 467 chwilach diabolicznego oáwiecenia šmierč nabier mnie tego znaczenia i ciežaru, które ma in sich, a k ludzie najcz?scicj nawet sie nie domyšlaja (oszukujac prac? i sztukg, tuszuj^c je) znaczenie i jej vana as liln/ii ficznymi powiedzonkami) i prawdziwe znaczeníeárniffl odczuwajatylko wtedy, kiedy zapuká do drzwi, zdecytf wanie i niedwuznacznie, z kos? w reku, jak na srednl* wiecznychgrawiurach. Aleco mnic przerazilo (uzyskaiiki šwiadomošci nie daje pociechy) i jeszcze wzmogto w# wnetrzne dreszcze, to áwiadomošč, ze moje szaleňsiwi jest w gruncie rzeczy szalona jasnoscia úmyslu i že dl* wyzdrowienia — bo tych ciajgtyeh dreszczy po prostu nu možná zniešč — potrzeha mi wlašnie szalu, zapomnienli obhjdu, dopiero obled mnie uratuje, dopiero szaleristwu przyniesie mi uzdrowienie! Gdyby doktor PapandopukpJ zapytal mnie przypadkiem o zdrowie, o przyczyne hm ich urazów i leków, teraz umiatbym mu odpowiedzlfl zdccydowanie i niedwuznacznie: szalona jasnoi( úmyslu. ľrzesluchanie swiadka (i) mfci wanie zastalem po powrocie z Pórszombatu, czyli Kzoraj. Po co pan ježdzil do Pórszombatu? i klwiedzic Mayerów. Kto to jest Mayer? Pan Samuel Mayer to mój starý znajomy, jeszcze ze »/ko|y handlowej. Nie widzielíšmy sie przeszlo trzy-tfiiešci lat. Kilka dni ternu dowiedzialem sie, že niejaki Mtyer, kupiec, mieszka w Pórszombacie, i pomyslatem, M to pewnie on. W zwiazku z tym poslanowilem go ndwiedzic. Po CO? L Przede wszystkim chci alem sie zobaczyč ze starým kolega szkolnym, a poza tym spodziewalem sie z jego Hrony pomocy morálnej i materiálnej. Od kogo pan si? dowiedzial, že Mayer mieszka w Pór-l/omharie? I )okladnie nie pamietam... Može od mojego siostrzeív ■iGyuli, zwanego Georgesem, W jakich okolieznošciach Gyula wspomnial o Ma-■Ruch? 469 Jesii si? nie myl?, nastapilo to przypadkiem. rgesem, czyli Gyula, nie lacza mnie najlepsze st možná nawet powiedzieó, že jestešmy sklóceni Wiec jak doszto do tego, že GyuJa wspomnial o Mu yerach? Podczas jednej z naszych klótni powiedziatem to jest Georgesowi, že nie dam si? wciagnac w jego kubowe kr?tactwa, na co on, nie pamietam dokladu po jakiej replice, stwíerdzil, že jestem zwyczajny hafl krut i Lufímeimh. gdvz w przťawnym razie móglbyifl žyc przyzwoieie, fak chočby t a k i Mjycr z. Pórszomkihi, ogólnie szanowany kupiec, który mówit mu, že kiedfl chodzihšmy rázem do szkoty bandlowej w Zalaegenutl Wtedy przyszlo mi do glowy, žeby odwiedzič Mayera i juk wspomnialem, poprosic go o pomoc. Miat pan na mysli pieniadze? W pierwszej chwili nie miaíem na mysli iik oko .In nego, Chcialem po prostu pozyskač za u ľa nie bogalegn kupca, od którego móglbym raz i drugi požyczyč trocjfl pieni?dzy, maki czy tytoniu. Bardzo by mi si? to « dalo, zwtaszcza teraz, gdy jestem skíócony z Georgesen\ jak tež z siostra, u ktorej tymczasowo mieszkam z mn|f trzyosobowgj rodzin?. Czy Mayer wyszedl panu naprzeciw? Požyczyt mi ezterdziešci pengó i obiecal, ze za kilkl dni przyšle troch? maki. Bezplatnie? Myši?, že zamierzal przyslač mi j? bezplatnie, ja n, u o miast zachowywalem si? tak, jakby chôdzi lo o požyczk?, po dobnie jak w przypadku pieni?dzy, któreod niego dostálem Kiedy zamier za pan oddac te pieniadze? W myši nowych przepisów moja renta zostala drastycz-nle zmniejszona, a koszty przeprowadzki i urzadzenia si? W nowym miejscu sa oibrzymie. Pieniadze zamierzam oddač mu ratami, w ciagu roku, Najpóžniej. Z procentami? Nie bylo mowy o procentach, Wrócmy do Mayera. Kto z nim mieszka? |ego žona, rodem z Pesztu, i najstarszy z trzech synów, który razem z ojcem pracuje w sklepie. Jest to sklep de-taliczny, jak gdyby handel towarami koloniálnymi, ale OKlatnio interesy nie ida najlepiej. Slyszalem to od samego Mayera. Skaržyt si? na trudnošcí w zaopatrzeniu i nie-lojalna konkurenci?. Podejrzewa, že wielu dawniejszych klientów unika jego sklepu w skutek listów z pogróžkami, jakiť otrzymali od miejscowych wladz. Gdzie przebywaja pozostali synowie pana Mayera? Najmlodszy jest na ŕroncie wschodnim. Nie pisal do nich juž od miesiaca i spodziewaja si? najgorszego. Sredni, 1. wyksztalcenia archeolog, przebywat gdzieš na granicy w?giersko-jugostowiaňskíej, na terenie wykopalísk z cza-lów rzymsko-panoňskich i zostal tam arcsztowany pod 1 larzutem, jakoby chciaí przejšc przez granic? i przyta-CZyó si? do ruchu konspiracyjnego. Jest to wiadomosc niesprawdzona, przyniósl ja czlowiek niezbyt godny za-Ufania, który nawet nie podal Mayerom nazwiska i zadal ta t? iniormacj? wygórowanej sumy. Tak. Zapomnialem powiedzieč, že mieszka z nimi matka Mayera, na pól iparaližowana i glucha, oraz subiekt czy služacy, coš takiego, mcžczyzna može pi?čdziesi?cioletni, który rabie 470 471 im drzewo, pali w piecach i opiekuje sie starsza Ježeli sie nie myle, na imi? ma Alnjz, jest to Ste ZíVlutskiej Soboty. Pracuje u nk:h juž pemad dwnd/h lat. To chyba wszystko. Znal pan przedtem synów Mayera? Nie. Skad pan wie, že jeden z nich przebywal na wyl líškach w wymienionym miejseu? Tak mówil Mayer. Pokaza! mi nawet przywiezior przez syna figúrke z ceramiki, stojaca w szklanej gabl i twierdzitj že to oryginal, Prosz? opisač te figúrke. Figurka z ceramiki, wysokošci okolo dwudziestu i tymetrów, przedstawia zranionego dzika, Tylna cz?sií j uszkodzona, ale glowa i pi zedmaczesčtulowiasadofc zachowane- I3zik ten zapewne zostal zra n i ony, gdyž kl na przednich nogach jak gdyby w przedsmiertnym skt czu, z glowa niečo przekrzywiona i rnzwartym pyskier zpoL?žnymi klami. W tym skurezu zranionegozwí wyezuwasi? raczej bezradnosť i nadchodzaca šmierč l krwiožercza sile. Oczy wvražajq strach, niemalže luda chociaž glowa jest tylko nieznacznie styliz wymienia z Georgesem niektoré artykuíy powszechn«g(. užytku, lakie artykuíy miaí na mysli? Nie wiem. Zna pan niejaka pania Fischer z Nowego Sadu? Tak. Kiedy pan sie z nia widzial ostatnio? Szesnastego lub siedemnastego marca tego toku, dziejl czy dwa po moím przyjezdzie do Nowego Sadu, Po co pan ježdzif do Nowego Sadu? Zeby sprowadzič rzeczy, któretam zostaty, dwie s/aly i pošciel. Czym sie zajmuje pani Fischer? Do niedawna sprzedawala recznie tkané gobelíny, haf ty, makat ki z wzorami do szydelkowania i haftfl wania. Powiedziat pan „do niedawna"? Tak. Teraz choruje i niedowidzi. Ostatnio przežytd szok nerwowy. Co jej sie staío? Nie wiem. Nie mówiia. O jej chorobie dowiedzialrm sie od dozorczyni, która otworzyla mi bra me. Prosze opisac pracowni? pani Fischer. Jest to mala pracownia w podwórzu, 3 na 2 metry, z oknem, które zapewne služyfo kiedyš i ako wyslaw|\ Wszkíanej gablotce, gdziedawnicj znajdowaty si? wzory Mraz wisialo wypisane otówkiem chemicznym ogloszenie 0 sprzedažy na wyjatkowo dogodnych warun-kach, kanapy dwóch foteli, lustra, kredensu i piecyka. 1 )kno bylo zasioniete od wewnatrz niebieskim papierem fpakowym i kocem, tak že w mieszkaniu panowal pót-mrok, a pokoj oswietlala jedynie šwieca. Gdy wszedíem, pani Fischer zapálila lamp? naftowa. Co sie znajduje w ty m pokoju? W kacie piec pomalowany srebrna farba, P°d oknem nakladaný stôl, na którym leža nožyczki, poduszeczka 1 iglami i ze szpilkami, wykroje z papieru, kolorowe fjlganki, bawetna, jedwab, szpulki, wstažki, fr?dzle, Itoronki, Na stoliku do kart znajduje si? druga lampa, lllezapalona, talia wytartych híszpaňskich kart, resztka kartonowej rolki z kawalkiem kretonu. Na ácianach makatki plóeienne z wyrysowanymi niebieska k r eska Henami z žycia mieszezarískiego: gospodyni unosi pokrywke garnka, z którego búcha goraca para, a maž ■Imiecha sie, trzymajac za plecami bukiet róž. Ten sam Wlór powtarza si? na wielu makalkach przypietyeh do iclan pinezkami, rozpostartych na oparciach krzeset, na Maszynie do szycia, wreszcie zast?pujacych serwetki im štólach. Znal pan meža pani Fischer? Tak. Byl akwizytorem w Fabryce Wyrobów Szczotkar «ki« h Weiss & Comp., a przy okazji sprzedawal gobelíny (makatki roboty swojej žony, czyli pani Fischer. W jakim stosunku pozostawat pan ze wspomniana In ma? 474 475 Rytem jedným ze wspólwlascicieli- Po procesie, który wytoczyt mi Weiss, stracitem caly kapkat wtožony w tf| interes. Co wytwarzata fabryka? Szczotki. A poza tym? Nic, Tylko szczotki i pedzle: murarskie, malarskie, tu □letowe itp, Co pan rozumie przez itp.? Szczotki stalowe, zgrzebla, pvdzlc do golenia. Tafc i pedzle do golenia. Czy rozmawial pan z pania Fischer o Mayerach? Nie. Nie przypominam sobie, Czy ist nieje inne wejšcie do pracowni prócz tego, o k U rym pan wspomniat? Sa tylko te jedné drzwi i otwieraja sie ledwie do potow1 bo przeszkadza otomana. Prosze opisač otoman?. Zwyczajna starošwieckaotomana ľ oparciem, pokryti aksamitem, który kiedyš musialbyr czerwony, aleteraj^ juž calkiem wylinialy i popiamiony woskicm, sperma cxy krwia. Pani Fischer rozpostarta na nparciu i na catej otÉ mánie wspomniane makatki ze wzorami do wyszywanlii Dlaczego to zrobita? Dawid Fischer, jej myž, odebral sobic žycie na tej otqi mánie. Slad kuli, która przeszyla jego czaszke, do nfl dawna widac bylo na oparciu w postačí dužej dziurt Czy widzial pan w tym mieszkaniu jakieá meskie rit czy? Pan mnie rozumie? Buty meskie, przybory do golf nia, marynarke, kapelu sz i tym podobne? i i Nie, nie widzialem nic podobnego. Niech pan si? zastanowi. Na polce, za brudny ptócienna zasíonka z tym samým Wzorem wyrysowanym niebieska kreska, znajdowaty sie lEeczy, które warunkowo možná by nazwac meskimi, nie tylko dlatego, že nalézaly do pana Dav, ida, zmarlego meža pini Fischer, lecz takže dlatego, že te przedmioty, po-Wicdziatbym, z nátury swej sa meskie: bursztynowa cy-■míczka, srebrna tabakierka i pare innych drobiazgów. Nie pominul pan czegoš? Bylo tam jeszcze kilka rzemyków, które mežczyžni podczas modlitwy zawiazuja na czole i na rekach, zwitek Tory i narzedzia, lakie narzedzia? Nože róžnej wielkosci, troche juž zardzewiate, choé tnam wraženie, že pani Fischer je przechowuje troskliwie. jtawsze, gdy mi pokazywala te nože (robila to podczas každej mojej wizyty), przecieraía je brudnym plótnem do wyszywania, chuchajac na blyszczace stalowe ostrza. lie bylo tych nožy? Co najmnicj dziesieč. Do czego služyly? Nicžyjacy juž Dawid Fischer byl szojchetem, rzezakiem, •wego rodzaju osoba duchowna, upowažniona do zarzy-nuiiia zwierzat jedzonych przez Žydów. i Czy któregoá z nožy brakowato? Nie potrarie pnwíedzieó. co pani Fischer pokazywala panu te nože? Byla to, jak juž wspomnialem, czešč niezmienncgo rytualu podczas skladaných jej wizyt. Pani Fischer 476 477 mianowicie odstaniala t? pólk? przy ludziach zaufanycjfl dawnych przyjaciotach jej m?ža, i w ten sposób wtaczitf do rozmowy zmartego Davvida. Stawiata przed polled dwa krzesla, podnosíta zaslonk? i zaczynala z pannu rozmawiač. W pewnej chwili, trzymajac w reku bur sztynowa cygarniczk?, srebrna tabakierk? lub wyder^T szmatka nože, zwracala si? nagle do Dawida, calkiem | prostu, jakby on tu byl: prawda, Dawidzie? pami Dawidzie? swieta racja, Dawidzie. Jest pan pewny, že zwracala sie wlašnie do nicgo, zmarlego m?ža? Najzupelniej. Wi?c twierdzi pan, že byly to nože rzežnickie? Tak, A mówil pan przedtem, že pan Fischer byl akwll torem. Akwizytorem byl o wiele wezesniej. Zrcszta, w nych warunkach, te dwa zawody wzajemnie si? nie kluezaja, Co znaczy: w pewnych warunkach? Chciatem powiedziec, w wyj^tkowych warunka Ostatnio čoraz trudniej jest znaležc kogoš, kto mogll pelnic powinnosč rzezaka. Nie wystarezy bowiem byŕ | prostu dobrým rzežnikiem, A z drugiej strony, nielat si? utrzymac z tej pracy. Čoraz mniej jest tých, kt zachowuja. stare obyezaje. Po šmierci pana Glessingfl jedynym wchodzacym w rachub? kandydatem na szoj chata byt pan Fischer. Nie byt on wprawdzie r/ežnikicm, mial iednak wszelkie inne walory: jako religijny, wienfl starozákonný, przepisy talmudyczne umiat na pami?ŕ 478 lauczyt si? ich od swego ojca), a poza tym zajmowat si? I wypychaníem ptaków, wiec znal anatomi? zwierzat. Dlaczego przedtem pan nie powiedziat, že pan Fischer [ wykonywal ten lawód? Powiedziatem. Powiedziat pan, že byl akwizytorem. Myálalem, že tamto nie jest wažne. Ostrzegam pana, wszystko jest wažne. Ja wtašciwie... Wrócmy do panskiego siostrzenca Georgesa. Wspo-1111 nal pan, že jestescie sktóceni. Tak. Ale mieszkacie pod jedným dachem... Na wlasne žyczenie, pragnac si? uniezaležnic, odta-Ctylem si? od gospudarstwa mojej siostry. Mieszkam, n zem z rodzina, w tak zwanej przybudówce, po prostu W dawnej stajni. Tak czy inaczej, zna pan zainteresowania Georgesa? leželi moje spostrzeženia sa sluszne, interesuje go wy-t|cznie sklep. Nie powiedziatbym, že odezwala si? w nim prawdzíwa žytka kupiecka. Jego zainteresowanie drobným zyskiem jest wtašciwie zabijaniem czasu, podobnie \A jest nim podwdjna ksi?gowosč, ciagle przestawianíe [towarów na polkách, nami?tne zbieranie i eksponowa-nle reklam rozmaítych artykulów, przede wszystkim zas lych, ktorých nigdy nie sprzedawal i prawdopodobnie nlgdy nie b?dzie sprzedawal. Tak, poza tym rower. My-Bf, ze trzeba tu wspomnieč o rowerze specjalnie przy-Hosowanym do jego sztywnej lewej nogi przez zdjeeie ■fdalu... 479 Prosz? mówic dalej. O ile mi wiadomo, Georges nie mial žádných przygóíl chcialem powiedzieč, po linii kubici t-j diuciaz kn-dyé, mniej wiecej przed dziesi?ciu laty, istniala w Lendavle Dolnej pewna dama, o ktorej mówilo sie, že bedzie Jeajay przyszla. Byla to wdowa po tamtejszym kupců, niejakun Bernfeldzie. Wiem o tym tylko z listu, który gdzies w tyin czasie napísala do mnie, do Kowego Sadu, siostra, ctM matka Georgcsa. Ale jakoš nic z tego nie wyszío, przest .iln sie o tym wspominač w lištách. O ile mi wiadomo, Geflá ges až do czasu wojny regularnie odw lec'.zat na roweraf Lendave Dolna. W jego pojeciu rower, jako nowoczeini šrodek transportu, zastapit starošwiecki powóz, klóryfl ježdzit jeszcze ojciec Georgesa, Czy paňski siostrzeniec poluje? Od czasu, jak u nich mamkám, raz jeden nie jjjM il si? W sklepie i powiedziano mi, že wczesnym ranka^ poszedl na polowanie. Nie widzialem, jak wychodzit, dowiadywalem si?, czy dopísalo mu szcz?šcie. Z nie žywi? si? tym, co on upoluje. Osobišcie nie na zwolenników polowania, možná by nawet powied Wrócmy do panskiego siostrzeňca. Myši?, že to wszystko. Gdzie trzyma strzelb? i jaka to strzelba? Nigdy nie widzialem w domu strzelby, a ze myšliwskiego — wtašnie tego ranka, o którym wsp lem — widzialem tylko skórzana ladownic? z kies mi na náboje, ale nabojów w kíeszonkach nie bylo. Pól znala zlem pod lóžkiem pusty, wystrzelony nabój, któl przypuszczalnie upadl na podloge, gdy Georges n 480 I luski šrutem albo zakládat nowe kapiszony. leželi chodzi 10 strzelb?, widzialem j$ tylko raz, i to raczej z daleka, nie-I Wyrazme. Mam krótki wzrok, a warunki atmosferyczne I lei nie byly wtedy najlepsze. W czasie porannego spaceru t[mstrzeglem Georgcsa pod lasem. Ze strzelba. w pogo-towiu szedl sladem zwierzyny, prawdopodobnic zajaca. [ Schowalem si? za pieň d?bu, nie chcac si? z nim spotkac, jako že nasze slosunki zacz?ly sie psuč od pierwszego dma po moím przyježdzie. Dat wiatr i sypat šnieg, wi?c nie widzialem, jaka to strzelba, i w pierwszej chwili nie bylém nawet pewien, czy to strzelba, czy kij, którym I Georges ploszy sroki. Dopiero póžniej, gdy przeszedl kolo mojego schronienia, przekonalem si?, že to strzel-l>.i, najprawdopodobniej dubeltówka, bo ustyszalem dwa slrzaly. raz. po razie, 1 chwil? požnu1; ujrzatem tragicznt ikutki dzialania šrůtu: z drzewa nad moja gtowa mněly na ziemi? dwie niewinne wrony, možná powiedzieč, ipadly mi u nóg. jestem pewien, iž zabit je tylko po to, tby mi pokazač, že strzelió to dla niego rzecz catkiem IWyczajna. Niewatpliwie dostrzegl mnie, za nim schowalem si? za drzewem, i chcial w ten sposób nastraszyč, doktadniej mówiac. ostrzec. lakiego šrůtu užywal? Luska, która znalazlern wówczas pod lóžkiem, byla pusta, ale wrony zostaty strasznie zmasakrowane, do-»low n íc rozniesione na strz?py Mógt to byč šrůt na dziki nlbo i na niedžwiedzie. |est pan pewien, že to byt paňski siostrzeniec Georges? Tak, prosz? pana. lest pan pewien, že strzelal? 4S1 Sadze, že tak. Na podstawie czego? Napodstawieczasu, jaki uplynat niivd/y poiawierilNll si? Georgesa i dwoma strzaíamí oddanými raz po i ■ Ue czasu mogto uplynač? Minutá — dwie. Czy ten fakt, zdaniem pana, jest wystarczajacy dl* wyciagniecia wniosku, že strzaly oddal wtasnie GeorgPÉf Nie widzialem innych mysliwych i napotkatem niewaž rozeszty sie wiesci, že w najblizszych latách, terény te zostana zelektryfikowane. Jednakže, jak panu oczywišcie wiadomo, ów projekt upadl i po dzis dzieA nie doprowadzono do wsi pradu. O jakie artykuty chodzito? Wedlug informácii pana Cluszaca, który jako jedyny Przedstawiciel prawny Mepnlu poi n formo wal mnie o in-teresach tej firmy, chodzito o recznie wyrabiane. przed-mioty z kauczuku i bakelitu: obudowy aparatów tele-lunicznych, opakowania leków, cukiernice, wytaczniki pradu, rozmaile izolátory, „miekkie blachy", ptytki do vykladania lazienek, jak równiež grzebienie, maszynki do golenia, pedzle, lusterka, ramki do fotografii i inne lowary jarmarczne, na ktorých nie wytlaczano nawet Irmy, tylko od reki sprzedawano te artykuly Cyganom, kupniom i wlaácicielom matych wiejskich sklepi-w, takim jak Georges, Mój siostrzeniec poprosit wi?c, (bym interweniowal w tej hrmie i zatatwit w jego imieniu umowe, która by zmienita dotychezasowy uktad. Chcial. aby nie przysylano mu juz wyrobów ze znakiem firmo-wym, gdyž — z wyjatkiem cygarniezek — nie budza one zainteresowania naby wców, tylko towary z drugiej sérii, czylí galanterie straganowa, grzebienie, spinki, lusterka, ramki, pedzle i kauezukowe szpilki do wtosów. Czy pahski siostrzeniec nadal wspólpracuje z rzeezona lirm^? ak powiadomit mnie wspomniany pan Gluszac, firma Szlonski & Strauss przestata istniec w roku tysíac dzie-wiecset dwudziestym dziewiatym, kiedy to pan Avigdor Strauss wywedrowal do Erec* Izrael- Z jego odejsciem firma stracita znaezenie i przez jakis ezas jeszcze wy-przedawata tylko zápasy towarčhv jarmareznych. Gdy Erec (hebr.) — ziemia (pnyp. dum.). 484 48S I zwrócilem sie w sprawie Georgesa, hrma Mepol byl j |ii wlasciwie w likwidacji. Georges natomiast przekonalal jeszcze razr raz na zawsze, že rozszerzanie listy towaťl jest ryzykowne i w zwiazku z tym niewskazane. Co si? stato ze Szlonskim:' Szlonski takže znalazl sie w Palestynie, co potw dzil sam pan Gluszac. Nie wiadomo natomiast, czy Szlonski to ów znaný poeta Abraham Szlonski. aul m Chaosu kam ten i, czy tez s*} to d wie rôzne osoby. Nim jaxy juž Paja Schwarz twierdzil, že to ten sam Szlonsl- i, i powotal sie na list swojego kuz>ua bemísíema, klor) pisai, že Szlonski zdobyt swiatowa slawe i po no c dopy-Čuje o przyjacidl z Vrbasu i Nowego Sadu, a konkrétny o Herza Schwarza, jak nazywano zmartego Pajej. Kto to jest Feuerstein? Feuerstein tež jest pisarzem, a pochodzi gdzies z im j szych okolie. ZnaJazt si? w Izraelu mniej wi?t t i w tym samým czasie co Szlonski i cz?sto w ymienia sie ich razeflfl jako przedstawicieli tej samej szkoty. Ksiažki oglasza poafl nazwiskiem Avigdor Hammeiri. Wi?cej n nim múglby panu powiedzíeč nieboszczyk Paja Schwarz, które jak wspomnialem, laczyly wiezy pokrewieňslwa z ersteinem, alias Avigdorem Hammeiri. Korespond z nim po wegiersku i po hebrajsku, gdyž zmarly Hel Schwarz uczyt si? hebrajskiego i doše dobrze juž wladi tym j?zykiem. Czy zalatwial pan dla Georgesa jakies inne sprawj W roku tysiac dziewi?čset trzydziestym dziewiajyí podezas mojej podróžy do Triestu, a nast?pnie do toru i Cetinja, Georges prosil w lišcíe, aby m dal mu z i ego, 1 u will )akie sa ceny owoców potud niowych i možliwoéci ich przewozu. Chciat mianowicie wciagnac mnie do swego rodzaju spotki, jaku že sugestia o handlu owocami polu-dniowymi wyszla ode mnie. Nie wyst?powalem jednak m tej sprawie jako eweniualny wspňlnik, tylko po prostu Wspomnialem w liácie, že Georges móglby sprzedawac luszone figi i granáty, a ja dalbym mu adresy i polecil |o pewnym kupcom. Georges na to zaproponowal mi w lišcíe, žebym ja si? zajal zaopatrzeniem i transportem, ii r u i ..i 11 iie przy wspótudziale nnansowym, a on by pro-wndzil sprzedaž, co oznacza, že mialbym ponosic cale ryzyko tego interesu. Na list nigdy nie odpowiedzialem, bo z jednej strony nie chcialem si? w to wdawac, a z drugiej, szczerze mówia;c, nie bratem propozycji Georgesa powažnie. Skoro bowiem zamterzal sprzedawac drogie pwoce poludniowe wytacznie chlopom, to cale przedsi?-wzi?cie bylo absolutnie chybione. Mialem ochot? napi-■ač, že przywioz? mu koszyk suszonych fig, pomaranezy I w ten spôsob zaopatrze go co najmniej na kilka sezo-nów. Napisalem nawet taki list, ale w koncu go nie wy-■J.ikni: Georges nie ma ani umíej?tnosci przenikania tajemnic handlu, ani poezucia humoru, Stanowi on ty-powy okaz staroáwieckiego sefardyjskiego kramarza i po-Wiedzialbym, žc nawet ten skiepik to dla niego za wielki liiksus. Jestem gleboko przekonany, že powinien chodzic t ruchoma lada zawieszona na szyi, sprzedawac lusterka I gum? arabská na jarmarkách albo handlowač pierzem )ak jego dziadek. Czy istnieja jeszcze inne dowody, že przed wojna Geor-Hes mial wi?cej towarów niž dzisiajľ 4S6 4S7 Do dziš pozostalý w sklepie nápisy na pustých szulla-dach i blaszanych pudclkach: ryž, wanilia, pieprz, lísdfl bobkowe, cynamon. Ale nie twierdz?, že w szulladacfl byty wlašnie te artykuly. Wedlug stów mojej siostry, GeOM ges spi zcdaw .11 tež gwoždzie, druty, sznury, ni ubki, garnld| rondle, patelnie, nakrycia stolowe oraz papier, tytortj znaczki skarbowe, atrament, stalówki, obsadki. Czy handlowal sprzetem mysliwskim? Nie wiem. Czy paiíski siostrzeniec zna pania Fischer? Nie. Nie zna. A znal pana Fischera? Myšie, že nie. W každým razie nigdy mi o ty m nfl mówit, nawet nie wspominal. Poza tym Georges, jak powiedzialem, rzadko opuszezaí swój sklep, leždzil ni rowerze tylko do Murskiej Soboty, Nagykanizsy i Lendavy, nie wydaje si? wi?c prawdopodobne, že bywat w Nowym Sadzie. Co pan robil w Nowym Sadzie poza odwiedzeniem pani Fischer? Mówilem juž, nadálém meble na bagaz: dwie szafy z pošciela, i nakryciami stolowymi, które, pozwol? sobi* wspomnicc, jeszczenie nadeszly. Poza tymodwiedzílern starego przyjaciela, pana Gawanskiego. Kim jest Gawanski? Známy sie z ezasów, kiedy po raz pierwszy pracowalem w Nowym Sadzie. Pomógt mi wtedy znaležc mieszka-nie i kupic meble. Nie staé m nit- bylo na kupno nowychi mebli i wlašnie dzieki Gawanskiemu, który pracowal wówczas jako agent handlowy, udalo mi sie nabyc start meble w zupelnie dobry m stanie, i to za przyzwoita cene. Gawanski byl równiež moim žyrantem... Prosze mówič dalej. Poznališmy si? u Bosniaka. Byla to došč przyzwoita knajpa w pobližu dworca, a wlašcíwie biura kolei, gdzie wówczas bywaíem czesto, poniewaž dostálem od nich pewna platná robot?. Któregoš dnia popilišmy tam niežle, • póžniej pojechališmy do niego dorožka. Gawanski mial bowiem w piwnicy sporo wina w butelkach. Czym si? zajmowat? Powiedzialem juž, byl agentem jakiejš firmy handlowej, a zajmowaí si? sprzedaža ziemi i nieruchomoáci. Ma rodzin?? Žon? i córk?, ale jest chyba ze wszystkimi sktócony. wlašciwie sam sobie gotuje, twierdzac, žesposób, w jaki | gotuje jego žona, szkodzi mu w zwiazku z nadeišnieniem, t ona z kolei nie chce zrczygnowač" ze swoich nawyków. Gawanski mianowicie od wezesnej mtodošci jest wege-tarianinem, catymi latami jadal tylko jarzyny i owoce. í >statnio jednak chyba odštěpil od swoich roslinožerczych Zásad i ukradkiem dobiera si? nawet do sloniny, spožywa-|ac ja z duža ilošcia cebuli, jak gdyby sam siebie nabieral. A jego córka? lego córka ma dwadzicšcia cztery lata. Zareczyía si? i kupcem, niejakim Fekete z Czantaviru. Nie miatem okazji poznač go osobišcie, ale zdaje si?, že Gawanski nie jest zachwycony tym zwiazkiem. Z jakich powodów? Nie potrafilbym powiedziec. On sam niech?tnie o tym mówi, wi?c nie chcialem go pytac. 488 489 Jakie stosunki ta.cz». Gawanskiego z pani? Fiscj O ile mi wiadomo. w ogóle jej nie znar Czy Gawanskí czesto podróžuje? Mysle, že od lat nigdzie nie wyježdžat. Boi si? každ ruchu, nawet w dumu, i przykuty jest do fotela jak wózka inwalidzkiego. Przy jakiejs okazji powiedzialcm prosto z mostu, že wtaánie przez to puchna mu nogi i stfl tež jego niezdrowa otylosc. Czy podczas paňskiej wizyty byt ktoš jeszcze w tym mieszkaniu? Prócz Gawanskiego i jego žony nie byto nikogo Gdzie byla panna tiawanska? Powiedziano mi, že wyjechala z narzeczonym. Dokad? Tego nie wiem, Wiec jej narzeczony jest kupcem? Tak, kupcem czy komiwojažerem... Tak ml dziano. Czym handluje pan Fekete? Nie wiem, Nie bylo o tym mowy Može pan sobie jednak przypomni, Nie byto o tym mowy. Kiedy pan wyszedlod Gawanskiego? Zostatem u niego na noc. Dlaczego? Gawanski powiedziaí, že zbliža sie godzina policyj i nie ma sensu sie szwendač. lak dlugo pizebyw.it pan pod jego dachem? Jedn? noc. Dokad nastepnie pan sie udal? Wziaíem dorožke... Gdzie? Przy u I icy )ean-Loui$ Barthou. A do tego miejsca szedt pan pieszo? Tak, Wiec potrzebowal pan dwóchgodzin na przejácie z Wy-brzeža Kolejowego do ulicy Tean-Louis Barthou? Racja, Wstapitem do parocha. W jakim telu? Po swiadectwa chrztu dla cztonków mojej rodziny. lie pan za nie zaptacit? Kupiíem tylko znaczki stemplowe... Sprawdzimy to. Po dwa pengô za každý wypis z ksiag metrykalnych. Wstepowal pan do cerkwi? Nie. A swiadectwa wydal pároch? Tak. To 2naczy gdzie? W swoim mieszkaniu? Tak. Kto pana do niego skierowat? Kancelária gminy cerkiewnej. Znat go pan przedtem? Nie. Wiec jak pan do niego trafil? W kancelárii gminy cerkiewnej zastatem urzednika, którego nazwisko nie jest mi wiadome. Byt on bardzo ■owsciígliwy, Powiedziat, že ostatnimi czasy dužo jest ta-Idch spraw, gdyž niejeden chciatby dla cztonków rodziny Uzyskač fatszywe papiery. Zaznaczytem, že moja sprawa 490 491 nie zalieza si? do takich i chce po prostu legálna dl uzyskač wspomniane dokumenty. Wtedy ów czlc skierowal mnie do parocha. Podczas jednej z naszych wczešniejszych rozmd podám panu dokladná dat?... o, dwudziestego ósnuaK ■ zaznaczyc, že wyroby ze szkla, jak szklanki, butelki ibi octu, do piwa itd., byly raczej w ztym gatunku, bo pnu 11 wano tam wedtug zupelnie prymitywnych metod. Czy Rosenbergowie majy jeszcze w posiadaniu czclť tych lasów? O Lie mi wiadomo, nie. Mysl?, že w pote wyt obili sie z interesów, a mtodníaki, które tymczasem wyt osly, sprzedali rodzinie hrabiego Esterházy. Czy Izaak Rosenberg poluje? Nie wiem. Jakie stosunki lacza Jakuba Rosenberga z pan skini siostrzencem Georgcsem? Georges zaopatrywal sie u niego w wyroby ze szl 11 Byly to resztki tandety, które zachowaty sie w piwnicai K Rosenbergów, albo towar podobnej jakosc i, sprowadzany z Budapesztu czy z Nagykanizsy. Jakie stosunki taczy Rosenberga z paniy Fischer? Rosenberg zbiera naczynia szkla ne i wyroby cz<* i skich majstrówr. Ma takže cenný kolekcje naczyň kul-towych i lamp, Nieboszczyk Fischer, jak mówilem, byl rzezakiem i równíež zbieral naczynia obrzedowe, zain teresowanie Rosenberga tym, co pozostawit, jest wt zupelnie zrozumiate. O ile mi wiadomo, Rosenberg wykupil czeác zbiorów od pani Fischer, natomiast pozostalými piecioma czy szešcioma przedmiotami rze-komo w ogóle sie nie interesowat, choc pani Fischer powicdziala mi przy jakiejs okazji, že nie rozstalaby sie E nimi, nawet gdyby miala umrzec z glodu. Osobiscie przypuszczam, že lekcewaženie war to šc i i wieku tych przedmiotów jest manewrem taktycznym ze strony Rosenberga, który nawet przy ostatním naszym spotka-niu zapytywat, czy wdowa Fischer jeszcze przechowuje w swoim prywatnym muzeum „te tandet?, o ktorej mysli, že to ska r by". Posred n íczyt pan zatem pomiedzy Rosenberg iem a pa-nia Fischer? Owszem, ale dawniej, gdzieš kolo roku tysiac dziewieó-set trzydziestego piytego. Wówczas, gdy Fischer stracit prace i zanim jeszcze zostal rzezakiem, zaproponowalem, že znajde czlow ieka, który by na dogodnych warunkach odkúpil czešó jego kolekcji. Fischer nawet slyszeč o tym nie chcial, ale ju ž wtedy, o ile sobie przypominam, Rosenberg wstypil do nich i ogladal te zbiory. Czy cos kupil, nie wiem, íle razy pošredniczyl pan miedzy nimi? Tylko raz, Póžniej Rosenberg sam kilkakrotníe przy-ježdžat do Nowego Sadu i osobišcie zatatwiat te sprawy. Wtedy jeszcze mógl sie ruszač... Jak to? Od trzech lat jest unieruchomiony, to znaczy przykuty do wózka. Cierpi zdaje sie na páraliž postepujycy lub jakas podobna chorob?. 548 549 Czy przedtem, gdy jeszcze mógl sie rus / a <. < n I w i r > I.■ ■ I Mayerów? Nie wiem. Co zbiera Rosenberg proti naczyri. szklanych? Dawniej zbieral chyba znaczki, Nie wiem o tym nic pewnego, tylko sie domyslam, bo kiedys prosil, žeby m zachowal dla niego cenniejsze znaczki z zagraniezim ľ listów, Innym razem interesowat sie czarnogórskiml znaczkami z czasów króla Nikoli i chcial, žebym sie t..... wystaraf, ale rozchorowalem sie wtedy i nie niogtem mu pomoc, A czy, jako amator, zajmuje sie rádiotelegrafia? Nic o tym nie wiem- Czy Rosenberg przekazal panu jakieá wiadomošci chodzace, jego zda nie m., z wiarygodnych ž ródei? Nie. Niech pan sie dobrze zastanowi. Powiedzial tylko, že jego zdaniem przed klada nie do-kumentów dotycz^cych oby watelstwa i placenia domiaru w gminie jest ostatním árodkiem, jakí wtadze przed si? wziery w stosunku do nas. Nie mówil natomiast, že jesl to informacja uzyskana z wiarygodnych žródek Jakie stosunki latza Rosenbergów z May érami? Poza kontaktami zawodowymi, handlowymi, przez pewien czas Rosenberg i jeden z synów Mayera, archeolog, utrzymywalí, že lak sie wyraže, kontakty naukowe. Rosenberg mianowicie naklaniaí Mayera, aby w trakcie poszukiwaň archeologicznych spróbowat ustalic udzial zabytków sztuki i pismiennictwa semickiego w wykopa* liškách na terenie Panonii. Cz?sto sie spotykaJi? Nie wiem. Kto mieszka rázem z Rosenbergiem? Jego zona Sylwia, która prowadzi sklep od czasu, jak Rosenberg zostal przykuty do wózka, a poza tym služba: wožnica, ogrodnik i stužaca, która opiekuje sie chorým. Co to za wožnica? Ma kolo szesedziesieciu lat, a zachowuje sie jak sy-jamski brat Martina. Pomagat mu przy wyprzeganiu i niet rudno bylo zauwažyč, že oba j sa pijani. Sam Ro senberg powiedzial, že ten jego wožnica i služacy rzadko by wa trzezwy. Ogrodnik? Jest to niejaki Borys Awramowicz Slruve, pochod zi z Rygi. Jako jeniec wojenny w tysiac dziewi?cset szes-nastym roku dostal sie do Abazii. Po pierwszej wojnie šwiatowej otworzyl tam zaklad fryzjerski, nast?pnie in-troligatorni?, a w koncu pracownie krawiecka. Przez pewien czas mial maty ogródek zimowy, w ktorým prze-prowadzateksperymentyz owocamipoludníowymi i eg-zotycznymi kwiatami, kupujac nasiona od marynarzy. Pracowat tež jako ogrodnik i lift-boy w jedným z hoteli w Abazii, gdzie poznat si? z Rosenbergiem. Do dnia dzi-síejszego goli Rosenberga co rano o ôsmej i przygotowuje mu jakas1 specjalna kapiel, ogrodníctwem natomiast zajmuje si? ubocznie í, powiedzialbym, bez zápalu, Poslugaczka? Jest to stará panna, po pi?cdziesiatce. Tyranizuje Rosenberga i jego žon?. Podczas naszej wieczornej rozmo-wy weszla do pokoju bez pukania i odepchn?ta wózek 55» 551 z Rosen bergiem, który usmiechal síe tylko i wzruszal ra-mionami, dajac mi do zrozumienia, že tak musi byc. Na imie jej Rozalia. Ja równiež Rosenberg sprowadzil z Aba-zii, gdzie pracowala jako pokojówka. Mysle, že z poczatku istniala jakás sympatia pomiedzy m'a a Borysem Awra-mowiczem, ale teraz po prostu sie nie cierpia. Powie-dziala mi to pani Rosenberg, Co miedzy nimi zaszlo? Roza dowiedziala si?, že Borys koresponduje z jakás dáma w Rydze, to znaczy korespondowaí z nia jeszcw przed trzema laty. Fa dama z Rygi byla podobno jego niešlubnq žona i miala z nim syna. Fakt ten czterdziesto-dwulelnia Roza przežyla jako potworna zdrad? i chciala popelnic samobójstwo. Polknula tabletki uímierzajace, które zažywal Rosenberg, ale ta i lose nie wystarczyia, by zabic jej nieszczescie. Czy Borys Struve nadal koresponduje ze swoja nie-slubna žon^ albo z synem: Od jakichi trzech lat wszelki sluch o nich zaginal. Czy Struve pisuje jeszcze do kogos za granica? Przez pewien ezas korespondoval z kuzynem zamiesz-katym w Paryžu, ale gdy ten dal mu znač, že jego žona i syn najprawdopodobniej nie žyja, Struve przestal w ogó-le odpisywač na listy. Powiedziat mi to Rosenberg. Kiedy poznal pan Borysa Struve? Podczas mojej pierwszej bytnosti u Rosenbergów; gdzicš w roku tysiac dziewiedset dwudziestym ósmym, Struve pracowat wtedy u nich jako ogrodnik. / ich du-žego ugrodu wyrzucil Gartertzwerge i powyrywal tandeme goždziki, a zamiast nich posadzil francuskie róže. Opowiedzial mi wiele ciekawych rzeczy z dziedziny ogrodnictwa. Niestety nie miaíem okazji ani možliwo-sci wykorzystania w praktyce tego, czego sie od niego nauczylem. Czy Struve pisywal do pana? Napísal do mnie tylko raz, gdzieá w roku tysiac dzie-wiecset trzydziestym dťugim, proszac, žeby m kupií í przystal mu ksia.žke o holenderskich tulipanach. Nie odpowiedzialem na ten list, poniewaž przeszkodzil mi stan zdrowia. Po co pan bywal w tym roku u Uosenbergów w Cse-sztreg? Chcialem zalatwič sprawy lasu. Wedíug ošwiadczenia moich sióstr najwiekszy zysk ze spalonych lasów wyciag-neli Rosenbergowie, totež zamierzalem wyjašniŕ z nimi te spraw?. Odszedlem z kwitkiem, niczego nie zalatwi-tem, Rosenbergowie po prostú umyli rece, twierdzac, že wszystko jest w najlepszym porz^dku i nie ezuja. sie win n i ani zobowiazani z powodu tego, Že ich niebúSZCZyk ojciec doradzal mojemu ojcu, aby powierzyt swoje lasy firmie Weiss & Poliak, Czy jednak dali pami jakieš pieniadze w formie, po-wiedzmy, odszkodowania? Tak. Zupelnie symbol iezna sume dwustu pengo. A czy suma, jaká, Rosenberg dal panu obecme w formie požyczki, može zdaniem pana pójác na konto jego zobowiazari? W pewnym sensie tak, Czy Struve zajmowal si? czyms jcszcze prócz tego, co pan wy mienil? 55a s53 O íle mi wiadomo, nie. Poprzednio, przy innej okazji, powiedziat pan: „Stru' ve poprosil innie, žebym mu przywiózl z Nowego Sadu czesci do radia". Owszem, chodzito o lamp? do radia marki Orion. Przywiózl mu pan t? lamp?? Nie przywiozlem, Nieprzewidziane wydarzenia nie pozwolily mi myšlec1 o takich sprawach. Co pan rozumie przez „nieprzewidziane wydarzenia*a Chodzi o zawalenie si? domu, w którym mieszkalenÉ í o nast?pstwa tego wypadku. Poprzednio zeznal pan (cytuje): Jestem gíeboko prze-konaný, ze dom zburzyl szczur". Czy podtrzymuje pan to zeznanie? Tak. Wrócmy do Borysa Struve, Czy prosil pana o cos jesz-cze w zwiazku z wyjazdem do Nowego Sadu? Prosit, žebym mu przywiózl dobry p?dzel do golenia. „Dia pana", jak si? wyrazit. Obiecalem mu to, zwtaszcza že sam tež nie mam przyzwoitego p?dzla. Niestety nie znalaztem, ani dla siebie, ani dla niego. leslikloš puti afj wymienič w aparacie radiowym lamu?, czy nie wydajc si? panu, že taki ktos zru si? równicž na technice radiowej? Niekoniecznie. Ten rodzaj naprawy, polegajacy nawy-mianie cz?šci, ptitrafi wykonac každý amator. Czy wiadomo panu, že Struve byl zbrojmistrzem? Ccá o lym slyszaíem. Czy widziaí pan jakis warsztat w domu Rosen-bergów? Nie. W jakich půmieszčzenjach pan przebywat? W przedpokoju, w pokoju goscinnym i w jednej z dwóch sypialni. Wlasciwie nie jest to sypialnia, lecz pokoj, gdzie stol kanapka, na której spatem, Slyszal pan jakies podej rzané odgtosyr Nie slyszaíem žádných odgtosów. Przed potoženiem si? spač wypilišmy z gospodarzem litr traminera i zm?czony droga, zasnqtem jak suset. Czy Struve byl z wami, gdy pilišcie traminer? Nie. A gdzie byl? Myši?, ze zajal si? Martinem i wozem, Widziatem go tylko podczas kolaci i. byl przygnebíony i skaržyl si? na ból glowy. W jakich stosunkach pozostawat Struve z Polta-rackim? Przy pewnej okazji zapytalem go, to znaczy pana Struve, co mysli o Poltarackim (bylo to kilka lat ternu), na co od powiedziat, že ješli chodzi o niego, najch?tniej strzelilby Poltarackiemu w teb. Przerazito mnie to, ty m bardziej, že pan Borys, to znaczy Struve, jest czlowiekiem spokojným, zrównowažonym, i takiej wypowiedzi nie moglem si? po nim spodziewac. Wiedziatem, že w swoim czasie obydwaj žyli w Nowym Sadzie jak brada, na dobre i na zle, znajomi uwažali ich za swego rodzaj u spiskowców i masonów. Struve byt wówczas podobno ordynansem pana Poltarackiego, chc? powiedziec: gral w oczach lu-dzi rol?, która byla mu przeznaczona. Myši?, že istnialy tež jakieš intrygi mitosne zwiazane z Sofia Nikolajewna, zona Poltarackiego. Mówiono, že ten trójkat, Struve-Sofia Nikofajewna-Poltaracki. žyje caíkiem zgodnie. A zatem wyznanie pana Struve, že najch?tniej strzelitby Poltarac-kiemu w teb, najprawdopodobniej nie wynikalo z zazdro-éci. Wiedzialem o tym od pierwszej chwili. Potwierdzit to sam Borys, wyjasniajac motywy swojego wzburzenia: teraz juž niežyjacy, pan Poltaracki nawiazal byl kontakty z trockistamĽ Sadz?, že to spowodowalo ich zerwanie. A wiec pana zda nic m Borys Struve, wbrew pewnym faktom, nie móglby pracowac dla Sowietów? lestem o tym gleboko przekonany. Na podstawie czego? Wszystko wskazuje, že Struve w czasach, kiedy przyjai-nil si? z Poltarackim, przez swoja. postawe i dzialalnošč pracowal przeeiwko Sowietom. Po otrzymaniu wiado-mošci o aresztowaniu i zniknieciu syna i žony nagle zobojetnial, zarówno w stosunku do Sowietów, jak do Poltarackiego, choc byly to wtedy przeciwne pozycje. Po prostu zobojetnial na wszystko. Jego obecný stan psychiczny równiež jest nast?pstwem takiej postawy. Rosenberg iwierdzit, že dostrzega u niego, czyli u Bo-rysa, oznaki powažnych zaburzeň psychicznych. Ból glowy, na który skaržyt sie tamlego dnia, to tež tylko wymówka. Ostatnio inleresuje sie teozofia i naležy podobno do jakiegoá kólka spirytystów, którego akty wn? cztonkini? jest równiež jego przyjaciólka Roza. Struve usiluje chyba, jak to okreslil Rosenberg, žyc poza spra-wami tego šwiata. Wrócmy do Rosenberga. Powiedzial pan poprzednio, Že jego jedyny syn zaginat... Nie znam dokladnie tej sprawy. Moja siostra zazna-czyla, žebym absolutnie nie pytal Rosenberga o syna, a to samo powiedziala mi w drzwiach niezby t uprzejma panna Roza, poslugaczka. Znal go pan osobišcie? Widzialem go tylko raz. Pracowal wtedy w Nowym Sadzie jako praktykant w aptece „Pod Bialym Krzyžem™, która dzieržawil Zsigmond Lukács. Potem pracowal przez pewien czas w aptece Jovana Grossingcra. Bylo to dwa lata ternu. Kto to jest Zsigmond Lukács? Mój starý znajomy. Mial apteke przy ulicy Jean-Louis Barthou, Póžniej aresztowano go i zamknieto w wiyzieniu, a nast?pnie wywieziono do Belgradu, Styszatem, že skonal podczas przesluchania, Bito go, a usta mial zatkané brudnymi szmatami. Opowiadal mi o tym Grossinger. Kto to jest Grossinger? lež aptekarz. Przez pewien czas trzymano go w wie-zieniu, a póžniej rozstrzelano jako zakladnika. Jego na-zwisko przeczytalem w obwieszczcniu wsród nazwisk innych rozstrzelanych. Wrócmy do syna Rosenberga. Co pan wie u jego losie? Zdaniem mojej siostry Olgi, ukrywal sie przez pewien czas w Nowym Sadzie, w jedným ze szpitali, pracujúc tam jako anestezjolog. Prawdopodobnie ktos go wydal i wtedy Rosenberg polknal duža dawkc morfiny, ale dziekí szybkiej pomocy lekarskiej zostal przy žyciu. Potem wy-wieziono go do Budapesztu, gdzie zalámal sie i popelnil samobójstwo... Ďalej. 550 557 W przystepie szalehstwa powybijat sobie zeby i ro2 trzaskat czaszke, uderzajac gtowa, o kamienna scian? cell Nie jest wykluczone, že byt pod wplywem jakiegoi narkotyku. Czy pan czesto wyjcždža? Tylko z koniecznosci i za zezwolenicm wtadz, Czy podczas swoich spacerów po lesie widzial pan mnže kogos podej rzanego? Dolychczas, jak juz mówílcm, zdarzyty mi si? w lesie dwa spot kania z ludžmi: z moim slost r žencem Georgesem i z mysliwymi, wiród ktorých znapdowat sic; niejaki Tóth, czlowiek bardzo mi nieiyczliwy. Kíedy wyjechal pan z Szigetu? Nazajutrz ráno, czyli dziewiatego. Czy Rosenberg zatrzymywal pana u siebie? Powiedzialem, že spiesz? si? do domu, i wyjasnilem mu powód tego pošpiechu: najdalej do czternastego musze znmvu byč w Nowym Sadzie, poniewaž otrzyma-tem wezwanie z tamtej szego Wydzialu Kont rol i Cudzo-ziemców, Ma pan juž wymagane dokumenty? Moja siostra Neti pojechata w tej sprawie do Budapesz-tu, Ma zatatwic równiež dla mme wymagane zaswiad-ezenia o obywatelstwie rodziców i o ptaceniu domiaru w gm i nie. Tak sie? przynajmniej umówilismy. Czy przed wyjazdem od Rosenbergów spotkatsiepan jeszcze z Borysem Struve? Nie widzialem go až do chwili, gdy wsiadtem na wóz. Wtedy na moment ukázal si? za firanka i chyba pomachat mi na požegnanie Zatrzymywal si? pan gdzies po drodze? W Bakszy wypílismy, to znaezy Martin i ja, po čwiartce rakii na rozgrzewken Rozmawiaí pan z kimš wgospodzie? Oprócz nas nie bylo wtedy nikůgo. Tylko pani Klara, oczywiscie. O czym pan z nia rozmawiat? O pogodzie, o drožyínie i o podwyžce ceny alkoholu. Zwrócil jej pan dtugi? Nie bytem w stáni e tego uezynic. Czy robit pan jakies aluzje? Nie rozumiem. Niech pan spróbuje sobie przypomnieč Nic takiego sobie nie przypominam, chyba že uwaža pan za aluzje zdanie stanowiace kawalerski komplement dla pani Kláry. Jak brzmialo to zdanie? Powiedziatem mniej wiecej tak: Chcialbym zobaczyc pania Klar? wiosna- Jéželi jeszcze tu bed?. Mialem na... Co znaczy: „ježeli tu bede"? leželi bede žywy. To mialem na mysli. Co sie kryje pod hastem „buty" i „pedzel do golenia"? Chôdzi o naj zw yklejsze buty i pedzel do golenia, Obie-čata mi je moja siostra Olga, gdy bytem u niej ostatnio przez jakiš tydzieri. Co to za buty? Nalézaly do jej zmarlego meža, Maurycego. Widzial je pan? Widzialem. Staíy w spižarni na pólce, wsród dziesieciu par wysokich butów, kaloszy i damskich pantofli. Prosze je opisač. festem zmeczony. Prosze opisac te buty. S? to pólbuty z imitacji szarego zamszu, tak mi sie przynajmniej zdaje. Mája okragte tzubki, twarde noski i napietki. Numer czterdziesci cztery lub czterdziesci piec,,, tak czy owak, na m nie sa za ciasne, bo przymie-rzylem je napredce, žeby Olga nie widziata, Z pewnym wysitkiem chyba jednak mógtbym w nich chodzič, tym bardzíej že maj? podwójna podeszwe, choc przysiaglbyr že jedna z nich jest tekturowa. Z wygladu wcale mi sie nie podobaja, bo ozdobione sa dziurkami tworzacymi jak gdyby ptatki šnicgu po obu stronach ponižej sznurowania, na przedniej czešci buta. Czy poza gospoda w Bakszy wstepowat pan gdzieš jeszcze? Tak czy nie? Nie. Martin može potwierdzic, ježeli cokolwiek pa-mieta. Kíedy pan przyjechal do domu? Okolo piatej po poludniu. Kto panu pomagat przenosic szafy? Razem z wožnica pchalismy je po šniegu na podobien-stwo san, To byt mój pomyst. Czy jeszcze ktoá panu pomagat? Nikt, Gdzie byta panská žona z dziecmi? Gdy otworzytem drzwi, zrozumiatem, že w najwiek-szym pošpiechu opušcili mieszkanie. Na podstawie czego sadzit pan, že uczynili to w naj-wiekszym pošpiechu? 560 Najpíerw spostrzegtem tekturowy tornister i ksiažki, po-rozrzucane w nietadzie na stole w kuchni i na skrzyni pod oknem. Ksíazki byty otwarte, przybory do písania wypadty z piórnika. Lôžko niezastane, šciana, która miata byc po-bielona podczas mojej nieobecnošci, niepobielona. Wiadro z pedzlem stato w k .u m-, a na scianie wyražníe widač byto kilka pociagniec pedzla, które ktos nagle przerwat Pytat pan krcwnych, co sie stato? Nie. Spytatem tylko pana Hermana, sasiada, którego okna patrza na nasze podwórze, czy przypadkiem nie widzial, kiedy moja žona z dziecmi wyszla z domu. Kim jest Herman? Szewcem. Nieraz nam pomagat, požyczajac kartofli, maki kukurydzianej, soli... Co powiedziat? Že okolo dziesiatej rano widziat žandarmów, którzy z pcwnoscia mnie szukali, a zaraz po ich odejšciu moja žona z dzieŕmi w wielkim pošpiechu wyszta z domu. Na pýtanie, czy wie, w jakim kierunku, niepewnie wskázal gdzieš w strone lasu. Zwracat sie pan jeszcze do kogoš? Koto kladki na rzece spotkatem pania Fánni, cztonki-nie trzeciego zákonu, jak sama o sobie mówi. Gdy chcia-tem do niej podejšc, zlapala si? za sznur, który nosi pod spódnica, i uciekta, jakby ja kto gonit. lak pan to ttumaczy? Myšie, že coš z nia jest nie w porzadku. Pytat pan jeszcze kogoá? Po drodze spotkatem listonosza, ktorému przed kilku godzinami zdawalo sie, že widzial, jak moja žona i dzieci 561 biegna w stron? Traktu Rzymskiego. Wtedy pomyslalem, že najlepiej bedzie zaczekac na nich w domu, bo gdyby wrócili wczesniej niž ja, mogloby dojšč do nowego nie-porozumienia. Poza tym bytem zm?czony i noga mnie balata,,- Przyszli dopiero ozmroku. Dtaczego nie zwrócit si? pan do swoich krcwnych? Uwažatem, že sami mogliby mnie powiadomic o tak wažnej sprawie. Poza tym bytem pewien, že przygladali mí sie. zza firanki- Gdzie przez ten caty czas byta panská žona z dzieómi? Kryli si? w zagajniku za rzeka. Jest tam szatas pasterski, w którym si? schronili. Przyszti do domu przemarznleci i przeraieni, Dtaczego zaraz nie stawit sie pan na wezwanie, które przyniesli žandarmi? Ze wzgledu na zm?czenie i choraj nog? nie mogtem jechač zaraz, poszedlem wiec do sottysa, pana Fehéra, zapytac o rad?. Powiedziat, že nie wie, co mi doradzič w tak delikátně) sprawie, ale w razie potrzeby gotów jest poswiadczyc, že tego wiec zoru bytem u niego. Czy poprztdnio mzmawiat pan kiedyá z soltysem, panem Fehérem? Po raz pierwszy spotkatem sie z nim zaraz po naszym przyježdziedo wsi. Powiedziat mi wtedy, že by lby znacznie bardziej zadowolony, gdybym nie znajdowatsie na terenie jemu podlegtym, poniewaž nie lubí miec do czynienia z polkja. Po raz drugi przyszedtem wezwany przez niego z powodu moie zbyt glosnej klótni z moim siostrzericem Gcorgesem. Kto wie, co mu Georges nagad.it. Co sie panu stato w nog?? Podczas wspomnianego wypadku w hufcu pracy jeden ze stražników chyba rozcial mi butem golen. Na szcz?šcie kose si? nie zlámala. Ma pan šwiadectwo lekarskie w zwiazku z tym ska-teezeniem? Nie mam, Kto pana leczyí? Pan Jakub Herzog. Gdzie i kiedy poznat pan Herzoga? Herzog zjawit si? w Kovinietužprzed moim wyja zdem po drugim z kolei pobycie w szpitatu. Odbywat lam prak-tyke lékařská. Ponownie spot kalem go dopiero w hufcu pracy, podezas robot na terenie cegielni. Prosz? mówic dalej. Poniewaž nast?pnego dnia po wypadku wyražnie kulatém, doktor Herzog podszedtdo mnie, kiedy wracališmy z cegielni, i powiedziaí, že byloby dobrze, gdybym wstapil do niego i pokazal te nog? Tym bardziej, že poskaržyíem mu si? na nieznoány ból, since i opuchlizn?. Mieszkatprzy ulicy Szkoly Greckiej. Poszedlem z nim od razu. Orzekl, že przydatby mi si? odpoezynek, ale koáč prawdopodob-nie nie jest naruszona, tak mu si? przynajmniej zdaje. Doktadnie možná by to stwierdzic tylko przy pomocy rentgena, Dalej. To wszystko. Kiedy Herzog zniknat z huťca pracy? Kitka dni požniej, Rano nie stawit si? na apel. Tego dnia strážnicy byli bardzo surowi. Czy wie pan, co si? z nim stato? 562 S63 Razem z žona. ukrywat si? w Budapeszcie pod falJ szywym nazwiskiem. Gdy žandármi zapukali do drzwi, Herzog i jego žona zažyli cyjanek. Kto panu opowiadal te szczegóty o smierci Herzoga? Filip Uhlmann. Kto to jest Uhlmann? Optyk. )ego pracownia przy ulicy Šwietego Sawy nl dawno zostala zamknieta, Míeszka z žona w podwórzu tej samej kamienky, Po wypadku na cegielni prosilem, aby mi naprawit okutary, ale powiedziat, že wszystkie jego narzedzia i materiály s? zapieczetowanc w pracownĽ Staral sie zreszta o ponowne zezwolenie na prace. Uhlmann skierowal mnie wtedy do fovana Benedeka, Wybrzeže Dunajskie 8, który wstawit mi stluczone szklo za ni wielka oplatí. Kim jest Jovan Benedek? Jego matka, katoliczka, pochodzi z Šopronu, a Benedek ma równiež žone katoliczke, niejaka Júlie Almási z Subotíc y, Po dwóch tygodniach spedzonych w areszcie wypuszczono go na wolnosc. Za wstawiennictwem wply-wowych przyjaciól matki pozwolono mu znów otworzyc pracownie. Znal pan Benedeka przedtem? Nie. Paňscy krewni, a konkretnie Gyula-Georges Boroska, poinformowali žandarmów, že wyjechat pan do Buda-pesztu... Rzeczywiscie mam zamiar jechač w tých dniach do Budapesztu, ale przeciež wiedzicli, že jeszcze nie wyje-chalem. Co pan tam ma do zatatwienia? Spróbuj? zapošrednictwem Ministerstwa Komu n i kar j i wptynaé na stanowisko komisji, która w moim przekona-niu niesprawiedliwie i niezgodnie z przepisami zmniej-szyta mi rent? inwalidzka. Czy to jedyny powód wyjazdu? Szczeka, która, wstawit mi Lóbl, mocno mnie umriem Mam zamiar pójsc do niejakiego doktora Barny, który ogtasza si? w gazetach. Wstawia szcz?ki po umiarkowa-nych cenách, z gwaranej? na dziesi?č lat. Kto to jest Lóbl? Lóbl byt ze mna w hufcu pracy, lecz nagle zniknal, Póí-niej dowíedzialem si? od Herzoga, który siedziat z nim w areszcie siedezym, že Lóbla skaza no na šmierc i powie-szono. Zawisl na szubienicy pólžywy. Wskutek bitia po stopách mpiata mu noga, a na tydce miat wielka otwarta ran?, w ktorej bielaly kosci... Obrazy z podrózy (rv) 61 Cztowiek siedzi obok woznicy. Na wozie znajduj? si? meble przewiazane w dwóch miejscach sznurem. Czlo-wiek trzyma mi?dzy kolanami láske;, ktorej preclowaty uchwyt obraca w r?kach. Wožnica trzyma miedzy zubami zgaszona fajke. Dwa tegie styryjskie konie powoli cí?g-n? wóz po zamarznletym šniegu, skrzypi?cym pod kolami. Najpierw jad? wa.sk? ulica, póžniej skrecaja w lewo, na dužy plac. Šnieg przestal padaó. Cztowiek podnosi gtowe, a potem zdejmuje okulary i przeciera szkla ro-giem chusteczki. Po lewej stronie powoli przesuwaj? sie gotyckíe kamienice ze stylizowanymi gzymsami. Duža želazna brama jest zamknieta, podobnie jak želazne ža-luzje na oknách Przed nimi, w kierunku, w którym po-rusza sie wóz, stci gotycka katedra. Cztowiek spoglada na zegar koicielny i wyjmuje zegarek z kieszeni, pew-nie chce go nastawič. Zegar na wiežy wskazuje trzeci?, Drzwi katedry sa otwarte. W cieniu portálu cztowiek dostrzega jakas sylwetk?, ale nie može rozpoznac, czy to mežczyzna, czy kobieta. Sylwetka jakby sie porusza-ta. Cztowiek przypuszcza, že ten ktos žegna si? raz po raz, pochylajac nísko gtow?. Wydaje mu si? poza t y m, že w gl?biF przez szeroko rozwarte drzwi, dostrzega migo-tanie šwiee. Može jest to tylko gra swiatta na witražach albo ztudzenie. Na plaču nie ma ludzi. Oprócz sylwetki, na która pada cien portálu, widač tylko jednego m?žczy-zn?, prostujacego si? nagle za wysok? sterta sniegu. Oparí sie na drewnianej topacie i patrzy w stron? wozu. Siedz?-cy na wozie cztowiek w okularach tež spoglada na nie-go. Potem traci go z oczu. M?žczyzna z lopata jakis czas jeszcze patrzy za wozem, po czym schyla si? i znów za-czyna odrzucac ánieg na sterte. Cztowiek na wozie ogl?-da si? w stron?, gdzie przed chwila widziat sprzatacza, ale teraz juž go nie widac, bo zastoni?ty biatym pagór-kiem i pochylony, skrobie lopát? po twardym, skrzypi?-cym šniegu. Cztowiek w okularach nie može tego styszeó. Styszy tylko skrzyp wozu, na którym siedzi. Teraz widzi jedynie psa. Pies przez pewien czas ze spuszczon? gtow? wlókt si? za wozem, a nagle pobiegl w bok, niezgrabnie skaczac po sniegu, w którym grz?zna mu lapy. Kilka go-í?bi, które dotychczas spokojnie dziobaly coá w sniegu, poderwato si? i po krótkim wahaniu usiadlo na postu-mencie pomnika. Czlowiek przyglqda si?, jak pies brnie przez šnieg, pndskakujac, jest juž bardzo blisko pomníka. Na marmurowym postumencie stoi postač bohatera, który podnosi praw4 r?k?, wskazuj?c ku szczytowi wiežy katedrálnej albo ku pochmúrnemu niebu. Na ramionach ma laty sniegu przypominaj?ce duže biale epolety. Pies dotarl juž do podnóža postumentu, na którym przycup-n?ly dwa biale got?bie, z daleka podobne do plam sniegu. Chyba nie maj? zamiaru ueiekač, jak gdyby wyczu-waty, že pies nie potrafi ich dosi?gn?c>. Stoj? tam jeszcze 5Ó6 SÓ7 przez jakis czas spokojnie, a w pewnej chwili podrywa-ja si? z gtosnym trzepotem skrzydet. Pies odprowadza je spojrzeniem, po czym zbliža si? do postumentu i podnosí tylna tap?. Cztowiek w okularach wodzi wzrokiem za gol?biami, które kraža niezdecydowanie, a potem nagle wzbijaja si? i nikna w fatdach gotyckich okien katedry, na gzymsie i w korón kowej rozecie nad portálem. Cztowiek w okularach spoglada teraz na psa, k tóry wraca przez šnieg i zajmuje swoje dawne miejsce o jakieš pi?c kroków za wozem. Cztowiek mówi cos do wožnicy. Zapewne po-daje mu adres, na który trzeba odwiežč meble. Wožnica kiwa glowa i powoli sciaga lejce. Wóz skr?ca w boczna ulice, t y m razem w prawo, Jad4 dalej bez stowa. Sledztwo (iv) 62 Kiedy E,S. przybyt na miejsce przeznaczenia? Przybyt na pesztenski Dworzec Wschodni o godzinie siedemnastej minut dwadziescia wcdtug czasu srodkowo-europejskíego, z katastrofálnym opóžnieniem okolo stu dwudziestu minut. Co bylo przyczyny opóžnienia? Zaspy sniežne. Czego podróžny žalowat? Že nie napetnit swojej aktówki kanapkami i oprócz jednej nie wzial wi?cej butelek piwa na stacji w Nowym Sadzie. Dlaczego byl wáciekfyľ Dlatego, že najcz?šciej nie potrafit z poznania empi-rycznego wysnuč niezbednych nauk. Na przyklad? Zdarzato sie nieraz na rôznych liniach, a wiec i na tej (Nowy Sad-Budapeszt), že z rozmaitych powodów do sktadu nie przyiaczano wagonu restauracyjnego i by-wal przez to gtodny/spragniony (poznanie empiryczne), a jednak gtupio i uporczywie wierzyt raczej rozktadowi jazdy, w którym obok numeru pociygu widniat piek nie wyrysowany znak heraldyczny widelca skrzyžowanego z nožem, niž wielorakiemu i w sposób tak niemity osiag-nietemu poznaniu. Prosze przytoczyč jeszcze jakiš przyklad. Mnóstwo razy doswiadczyl zgubnego dziatania alkoholu (poznanie emp.), ale pomimo to wci?ž na nowo zaczynaí pic tak, jakby mu sie to zdarzalo pierwszy (czy chocby ostatní) raz w žyciu i jakby przed paru dniami nie poniósl wszystkich konsekwencji tego swo-jego nie-poznania. Jakie skutki dodatnie, w zwiazku z ostatnim przykta-dem, odnosity przewage nad tak zwanymi negatywnymi konsekwencjami i za pomoca odmiennego poznania em-pirycznego obracaly w proch empiryczne poznanie przy-krych nastepstw? Wzmožone žycie uczuciowe podczas pijaristwa: przy-ptyw sily, potencji i energii psychícznej; sztuka retoryczna, powoli zamieniajaca sie w belkot, zwroty i figury styli-styczne (metafory, metonimie, wariacje na ten sam témat, synkopy, gry slów itd.); czeseiowy lub catkowity zánik kynofobii; zwiekszenie motorykí, rozlužnienie wegeta-tywnego uktadu nerwowego; wy mien ne wystepowanie sentymentalnych (kobiecych) i agresy wnych (me.sk k h) na-strojów; nagle rozbudzenie uczuc towarzyskich, zarówno wobec stojacych wyžej, jak tež nižej od niego (w sensie zawodowym, spofecznym, finansowym i umyslowym); bratanie sie z przedstawicielami wszelkich zawodów, bez wzgledu na pled, range spoleczna i wyznanie; podniecenie wystepujace na przemian z agresy wnoscia; nagle przypo-minanie sobie i užywanie rožných {znaných i nieznanych) jezyków oraz poslugiwanie sie nimi, przy obfitym stoso-waniu gry slów, w ten sposób, že znaczenie danego slowa w jednym jazyku, dzieki zmianie akcentu lub wprowa-dzeniu niewielkiej deformaeji, najezesciej ttumaczy sie równiež w ínnym je2yku; lekeewaženie pieniadza i do-broezynne skutki tego lekeewaženia: poezuciebogaetwa, hrabiowska galantéria (stawianie innym i wysokic na-piwki); nagle przypominanie sobie piosenek (melodii albo slów), które od lat lub od dziesiatków lat trwaty, przysy-pane popiořem, gdzies na dnie zapomnienia; wesoíoác szukajaea ujšcia w piosence i muzyce; wybijanie taktu řekami na powierzchni stolu, nogami na rezonujacej desce podlogi lub díonia o dloni nagle powiekszenie rozpieto-šci glosu od basu do wysokiego altu, jak tež mozlíwošc latwego dosiegniecia oktaw na trzežwo niedostepnych; wzrost muzykalnosci, wzmocnienie strun glosowych, zmiana barwy glosu (na ladniejsza); znakomita zdolnosc improwizowania nieznanych melodii i rytmów (ezar-dasz, polka andrusowska, ballady, romanse); sluchanie wíasnego glosu (z zamknietymi oezyma) jako glosu ko-goš innego w nas lub poza nami; zaležna od charakteru i kaprysu piosenki zmiennoáč nastrojów, które možná dowolnie (przez powtarzanie piosenki) ponawiac prawie z tym samým nasileniem; wžywanie sie w latwa fabute czy témat piosenki-melodii i wywolane tym asocjaeje (mlodosé, mttosó, ámierc); przyjemne cieplo wschodzace z wegctatywnego úkladu nerwowego nihy male sloáce w cztowieku (porównanie z kobieta, która poezuta we wnetrzu swojego ciala pierwsze oznaki žycia: i btogo-stawion owoc žywota twojegó); áwinstewka, które obok 570 571 piosenki, žartu i gry pólslówek przynosza, czlowiekowí ulgc poprzez smiech; calowanie w raczke kelnerek, pa-nienek przy kasie, szatniarek, prosty tutek, kwíaciarek, jak tež zacnych dam, calowanie w raczk? przy wrecza-niu napiwku )ako oznaka nastrojów demokratycznych i zárazem oglady; zwierzaníe si? ze spraw intymnych nieznaiomym osobom (kobietom i mežczyznom) po to, aby wywolaó wzruszenie, wspótczucie lub zdumienie í w ostatecznej konsekwencji katharsis, ubolewanie nad íí mier tel noscia cztowieka i przejsciowe silne odczucie niešmiertelnosci chwilk Jakie negaty wne konsekwencje nie odnosily przewagi nad wyžej wymienionyrni? Te, których sil? zapomínal, gdy minety pierwsze oznaki knciokwiku (Kaízenjammer. másriapossÁg): koszmarne sny (starosč, zguba., smierc), przykre budzeníe si? z ta-kiego snu i piekielne pragmcnic, które, jak ptonacy las, ledwie možná ugasic woda: potworny ból glowy, któ-rego nie ušmierza asptryna; meczace uczucie skruchy z powodu czegoš, co sie popetnilo i co nie jest jeszcze zupetnie jasne, ale w miar? trzežwienia nabiera coraz wíekszej oczywistosci i coraz bardziej meczy, kiedy wy-padki poprzedniego wieczoru zaczy naja. sie przypominac i ukazywac w prawdziwym swietle; patrzenie na siebic jak na kogůš innego, kto gtupio szasta pieniedzmi, wrzeszczy, wybija takt d Ion mi i lokciami na odbrzmiewaj^cej po-wierzchni stolu, caluje řece panienek przy kasie, kelnerek 1 dziwek, przemawia w obeym jezyku, który sam ledwie rozumie, do ludzi, którzy go nie rozumteja. lub rnzumieja CO niečo i niewlasciwie, bawi siuchaczy niewybredml 572 gra pótslówek, opowiada slone kawaly albo sypie swiň-skimi powiedzonkami [le vagytúk Szarva cseresznyemagos budou kurvaszarral), zwierza sie z intymnych spraw nie-znajomym i niezainteresowanym ludziom; odór gurzalkí, który czuje w sobie, i odór wlasnego ciala oraz przewie-szone przez krzeslo obok lôžka, poplamione i wilgotne od moezu spodnie, na widok których przypomina mu si?, jak wezoraj wieczorem w mekách wyrzucíl z siebie gdzieá za brama tlustý gulasz czy zupě rybná, oprysku-jac buty i nogawki. (W tym wypadku nie pomoga próby zasnieda z koldra naciagni?ta na glowe i zapomnicnia o wszystkim. W tym wypadku nic nic pomože). Jak brzmi rada, której E,S. udzielil nieznajomemu pa-sažerowi (lat okolo czterdziestu) w przedziale pociagu pošpiesznego Nowy Sad-Budapcszt, czyli rada na kaca? Najbardziej skuteeznym lekarstwem na kaca {mein Herr) jest samobójstwo. Dokad podróžny udat si? z dworca? Nie mogac z powodu opóžnienia pociagu zalatwió swoich spraw zawodowych, wsiadt do dorožki i poje-chat na ulic? Dohány iiAll, pod adres, który dal mu Rose n ber g. Zapísal sobie ten adres? Dia ostrožnosci niechcial go zápisy wač, polegal wiec na swojej pami?ci. Dlaczego nie wstqpit do restauraci i dworcowej, žeby zaspokoic pragnicnie? Bo došwiadczenie mu doradzalo i ostrožnosc^ nakazy-wala unikač w miar? možliwoscí miejsc publicznych, ta-Iddl jak piwiarnia, wagon restauracyjny, sklep, ksi?garnia, 57.1 bibliotéka, tažnia, targ, teatrzyk kukielkowy, cyrk, pro-cesja, nabožehstwo, bufet, synagoga, aukcja, bank, dwo-rzec kolejowy. Czego spodziewat sie zmeczony podróžny? Ze na tajným miejscu przcznaczenia (Dohány utca 13/111} poczestuja go alkoholem i kawa, a može nawet zaproponujq mu noclcg. lak go przyjeto? Kiedy raz po raz, uporczywie dzwotul do drzwi miesz-kania numer 18 [Barna Lfoganmtdsra jogumiott dli vizsg. fogász*), z sasiednich drzwi wyjrzala dama w papilotach i oswiadczyla, že pan, do którego dzwoni, nie pojawiat Út t utaj jui od przcszto dwóch mlesiecy i w zwiazku z tym radzi, žeby jak najpredzej znikn4l z tej kamienky, bo inaczej wezwie polic j?. W jaki sposób E.S. próbowat usprawiedliwič swoja obecnosc? Powiedzial, že pan doktor Ba r na leczyt mu zeby i nie-dawno zaiožyt szczek?, która niestety znów zaczyna go uwierac. Pomimo ostrožnošci i poznania empirycznego dokad skierowalsi? zmeczony podróžny? Do restauracji „New York" Jakie zalety miato dla niego to miejsce? Možliwošc przygladania sie przechodniom przez wieJ-kie okna wystawowe (zima) lub bezposrednío (w stonecz-ne dni), gdy siadywal wygodnie, z kutlem piwa, przed ' 1. Barna, dyplomowany dk-n L y -.1 .1 , upra wniony áwiadectwem part-sfwowym do iVczenia z?búw (Wfg., pnyp. ttum.). drzwiami restauracji; obecnosc bohémy i swiata arty-stycznego, w którym cz?sto potraŕit rozpoznať" jakas twarz widziana w gazetách lub ilustrowanych czaso-pismach; uprzejmošc personelu kobiecego, zwlaszcza rudowiosej panienki siedzacej przy kasie; osôbka ta za každým razem wilala go ušmiechem, a czasami nawet pytala o przyczyny jego tak dlugiej nieobecnošci. Jaka zmlanc dostrzegl? Rudowlosej panienki nie bylo, a na jej miejscu (przy wielkiej barokowej kasie, przypominajacej katedre) roz-pierala si? otyla paniusia, która nawet nie zauwažyla jego obecnoáci. Czy tego dnia spotkat sie z kimš w restauracji „New York"? Minai przy wejsciu znajomego, nazwiskiem Zoidesi (dawniej Grünwald), który w Nowym Sadzie udzielal lekeji gry na ŕortepianie pannie Gawanskiej, ale ów nie odpowiedziat na jego uklon, czy dlatego, že go nie po znal, czy tež dlatego, že nie dudal go poznač. Przywital si? z niejakim Wiktorem Kolbem, aptekarzem pocho-dz^cym z Koprivnicy, ale ten wymówit sie poípiechem i wyszedl. Niejaki Roder (imi? nieznane), byly redaktor »Kuriera Handlowego", powitatgo w przejšcíu, uchylajac kapelusza Niejaki Imre Vándor, wtasciciel sklepu z towa-rem mieszanym, nie odpowiedziat na jego uklon, chociaž spojrzenia ich si? spotkaty. Jakas dama w šrednim wieku (imi? i nazwisko nieznane) ušmiechnela sie do niego, a on zdjat przed nia kapelusz, chociaž nie mógt sobie przypo-mnieč, gdzie i kiedy ja juž widzial. Niejaki Ist vár Szemere (niewiadomego zawodu) poprosil go o požyczenie dwóch pengö. Jakaš dziewczynka podsune fa mu anemony po dwa pengô sztuka. Pewicn agent poprosil go grzecznie o pokazanie dokumentów. Do kogo telefonowal z restauracji „New York"? Do niejakiego Ottona Weissa, zajmujacego si? handlem nieruchomoštiami, a zamieszkatego przy ulicy Thókóly, lecz nikogo pod tym numerem nie zastal, chociaž dzwo-nii irzy razy w ci?gu godziny. Do pani Idy Kraus, wdowy po zmarlym Eugénie Kraus, optyku, ale mu powiedziano, že ta pani „byla laskawa wyprowadzic sie može miesiac ternu pod nieznany adres". Do niejakiego Béli Gutmanna, urzednika na kolei, o którym jakiš kobiecy glos (praw-dopodobnie žona) z placzem poinformowat go, že Béli, niestety, nie ma j už miedzy žywymi. Do niejakiego Zsig-monda Móricza (homonimu znanego pisarza), rejenta, który wyznaczyt mu spotkanie dopiero za trzy dni, tlu-macz^c sie nadmiarem pracy. Do niejakiej Kláry Kohn, z domu Müller, bytej lektorki „Kuriéra Handlowego", o której mu powiedziano, že wyszla i wróci najpóžniej za pól godziny, ale po godzinie, gdy zatelefonowal trzcci raz, tež jej nie zastal, podobno nagle wyjechala. Do niejakiego Aladára Nagy, adwokata, o którym mu powiedziano, že juž od dawna przebywa w szpitalu- Do niejakiego Tas-singera, introligatora, ale na dwukrotnie dzwronienie nikt nie podniósl siuchawki. Do niejakiej Racheli (za-wód i nazwisko nieznane), o której mu powiedziano, že wyszla za maž i wyprowadzita sie pod nieznany adres, prawdopodobnie gdzieš w Budzie, Do Ferenca Fehéra, emerytowanego urz?dnika kolej,, który zaprosil go na kolacje wieczorem, kolo dziewiatej. Dlaczego nieskorzystat z tego zaproszenia? Poniewaž jego pociag odchodzil o dwudziestej pi?t-našcie. Czy wyci?gnal jakaš nauk? z niedawnego poznania empirycznego w zwiqzku z jazda pociagiem? Nie, ale mogl si? przynajmniej wytlumaczyc przed soba nast?pujacymi faktami: na rozmowry teleťoniczne, piwo, czarna kaw? (kapucyn), anemony (które postal nowej kasjerce) í dornžki wydal prawie ca ta gotówk? (a vis maior nie pozwolila mu znaležc wierzyciela), tym rázem wi?c nie mógl napelnič aktówki kanapkami ani piwem i musial si? zadowolic mala butelka ztotego piwa, która przechowywal w kieszeni jako ostatnia (zlota) rezerw?. Jaka myši pochlaniata go, gdy pociag w szumie želaznej konstrukcji mostu, zwalniajac przeježdžal przez rzek?, która plynela niewidoczna pod gruba warstwa lodu? Myši, že ta rzcka pulsuje jak wielka t?tnica, gdzieš od Schwarzwaldu až do Morza Czarnego, na przestrzeni jakichš dwoch tysi?cy kilometrówr, laczac ludzi i kraje, a wi?c wszystkie národy, rozdzielone przez j?zyk, oby-czaje i wiar?, možná by uwažac za krewnych i braci. Jaka wizyt? kurtuazyjna ztožyl, zanim ostatecznie pogražyt si? we šnie i zapomnieniu? Poszedlszy wylač z pecherza zloté piwo, które pocieklo zlota struga- wracat przez korytár z wagonu pierwszej klasy (Raj utracony) z nostalgicznym piagnicniem, aby przypomnieč sobie ziemie Kanaan... Co zobaczyt w przedziale pierwszej klasy (dla nie-palacych)? 57<5 577 W fioikowym éwietle przedziatu czarno ubraná dama ztožyla swoja piekna. glowe na wysokie pluszowe oparcie, a na jej kolanach spala dziewczynka. Co mu to przypomniato? Spotkanie z inna dama (ješli to nie byla ta sama), która kiedys, nie tak dawno, ujrzat podczas podróžy w prze-dziale pierwszej klasy a która zniknela bez sladu z jego žycia, žeby teraz pojawíc sie znowu jak przywidzenie. Co wydato mu sie možliwe? Ze te dwie damy w czerni to wtašciwie jedna i ta sama kobieta, z która los juž po raz wtóry skrzyžowaí jego drogi. Jak móglby sprawdzió to przypuszczenie? a) Zapytac jedynego {poza nim) áwiadka pierwszego spotkania (gdzie? kiedy? jak?), gdyž on sam nie mógl juž sobie przypomniec tej pierwszej damy w czerni; b) pozo-stawic jedynemu Éwiadkowi (poza nim} inicjatywe, aby ewentualnie dal mu znak polwierdzajacy stusznošc jego przypuszczenia, Czy E.S. przeprowadzil te ankiete? Nie. Czy Jedyny Swiadek dal mu jakis znak? Dama w czerni spala z lekko rozchylonymi wargami (gdy on szedl korytarzem) w fioikowym šwiette prze-dzialu pierwszej klasy (dla niepalacych) i prawdopodob-nie coš jej sie snilo. Co? Ze przystojny pan w okularach na znak uszanowa-nia i podziwu zdejmuje przed nia kapelusz, na co ona odpowiada zachecajacym uámiechem; že potem tegož pana przepedzaja z przedziatu pierwszej klasy, zanim cokolwiek moglo nastapic; že (po pewnym ezasie) ów pan spiesznie idzie ku ezekajacym na postojů dorožkom, po czym znika na zawsze (na zawsze?) z jej wdowiego žycia. Dokad E.S. podróžowal? Ze zmniejszona szybkoscia siedemdziesieciu kilome-trów na godzinc (z powodu zamieci) podróžowal przez panonska noc, przez zamarzniete rzeki i rzeezki, przez mosty, przez goscince, pastwiska i laki, przez lasy i doliny, przez piaski i zaspy sniežne, prze2 morza, przez wspomnienia, ku dalekiemu, ledwo przeczuwanemu šwitowi, Gdzie znalazl sie wkrótce potem? Opisawszy olbrzymi krag, jego ciato (jego duch) zna-lazto sie wkrótce potem w chtodnej izbie, rozšwietlonej stabiutkim migotaniem ptomienia lampy naftowej {ner tamid*). Jaki témat sakra lny kryt sie w jego trosce o lampě? Témat cudu chanukowego, kiedy to nieznaczna ilošc" oliwy w swiecznikach palita sie przez cate osiem dni (zdobycie Šwiatyni Jerozolimskiej, Juda Machabeusz); dlatego wierzyl, ufat, pokládat w Bogu nadzieje, že i jemu ta odrobina oliwy bedzie si? palita do šwitu, do brzasku, bo ježeli im (Machabcuszom) oliwa starezyta na osiem dni, dlaczego jemu nie mialaby starezyč na osiem godzin. O czym przy okazji chciaí sie przekonac? Ner tamid — Wieciny plomiťň íhcbr., pr7.yp. ttum.). 578 579 Poprzez ten malý, dr Ugorz?dny eksperyment chciat sie przekonac, empirycznie i doktadnie, o možliwosdcudu (tego wczesniejszego). Kiedy wedlug czasu srodkowoeuropejskiego miato sic narodzic slohce dnia piatego, miesiaca czwartego, roku 1942, w miejscu zamieszkania autora listu, przyjmu-jac za punkt wyjšcia Lendave, potozonq 0 jedna godzin? i szcšc minut na wschód od Greenwich, na szerokošci geografkznej polnočnej +6ůs'? Brzask nautyczny mial nastapic1 o godzinie trzeciej minut trzydziešci trzy, a brzask miejski (poranny) miaí trwac od godziny czwartej trzynašcie do czwartej czter-dziešci siedem. Do czego niechybnie prowadzi wiedza o cyklicznym ruchu Stonca, Ksiežyca i planet, jak tež o cyklicznej zmien-nošci nocy i dnia? Do áwiadomošci nieuthronnej šmierci; gdyž nawet twórczy úmysl nie može u nik nač praw cyklicznego ruchu Zierni. Sloňca i planet, Gdzie przedstawiono inny rodzaj ruchu okrežnego? Na barwnej litografii (dar niežyjacego juž Maury-cego), która^ jej nowy wlašciriel przywiózl z Nowego Sadu, a która ukazywala schémat wstcpujacej i scho-dzacej linii iycia ludzkiego, pod wymownym tytutem D AS STU FENALTER DES MAMNES („StOpníe ŽyCÍS ludzkiego"). Jak wyglada ráma tego obrázka? Cienka drewniana listewkar stoczona przez korniki i upstrzona przez muchy czarnymi kropkami na wytartej poztocie. Prosz? podač w punktach, slopierí po stopniu, moty wy barwnej litografii das stufen alter des ma n n es, nie zapominajac o centrálnym motywie ogrodu rajskiego. OGflÓD RAJSKÍ. Na pierwszym planie lekko pochy-lona jabloň. Ponížej koróny galai, wyrastajaca niemal pod katem prostým, odróžnia si? od innych. Z bujnej zieleni listowia wyziera owoc. W oddali, na horyzon-cie btekitna mgielka nieba, Na kretej, poszarpanej linii, tam gdzie lacza sie lad i morze, widač glebokíe hordy i zatokí, a pomiedzy nimi ostře skal iste szczyty. Slorice, okragle i czerwonc, wlašnie dotyka spiczastego wierz-chotka. Wielkie cienie gór zabarwiaja bt?kit morza na ciemnoziclono, wy raz nie rozgraniczajac blekit i zielen jak d wie barwy, które sie nie mieszaja, przynajmniej nie tak latwo i gruntownie, jak mieszaja si? na dalekiej linii horyzontu blekit nieba i bl?kit wody. Gdzies stamtad, z dalek iego bí?kitnego horyzontu nadlatuje stádo ptaków. Zbratanie wszystkich stworzeň boskich. Po lewej stronie pnia Iwica, Po prawej niedžwiedž brunátný. W tyle wiel-blad zica i lew, Niečo da lej tania i jeleň, zastvgle w pozie oboj?tnego wyczekiwania. Kury spokoj nie grzebia w raj-skim smietnisku Stádo g?si bieleje w zielonym ogrodzie, Waž okr?cony na wystajacej gal?zi wysuwa drgajacy j?-zyk — glowa jego znajduje si? doklad nie posrodku mi?-dzy glowami Adama i Ewy. Ewa, zupelnie naga, prawa r?ka trzyma si? najnižszej gal?zi, a lewa, w zaciáni?tych palcach, podaje Adamowi jablko. Dwa obfíte strumienie wíosów splywaja jej na plecy i piersi, až do bioder. Adam siedzi pod jabtonia nagi, z zielona gatazka zaslaniajaca lono. Wyciaga r?k? po jablko, n a r. o ľ> z. i n y . Dziecko ležy w wiklinowej kolébce, w cieniu jablonL Prawa reka dziecka niewspólmicmie mala w porównaniu z glowa, zgi?ta na piersiach, Matkí dziecka. nie widac r ale na pewno skads nad nim czuwa spojrzen iem. DziEsir^č lat. Chtopiec biegnie za kólkiem, pod-noszac w góre kijek. Caly ciežar jego ciata spoczy wa na lewej nodze, prawa jest niečo uniesiona í zgieta, podobnie jak prawa. re;ka trzyma j aca kijek, ktorým popedza kolko. Ma niebieska marynarska czapke opásaný wstažka, szary sweter L niebieskie spodenki. Bialy kolnierzyk wytožony na sweter. DWADZiEáciA lat. Chtopak obejmuje dziewczyne. Wlosy wciaž jeszcze ma jasne, niečo ciemniejsze niž przed dzicsieciu laty. Duže usta, prosty nos. Klapy ciemnej marynarki obszyte czarnym potyskujacym jedwabiem* Jego dtuga szyja wydaje si? jeszcze dluzsza, bo scíska ja wysoki kauczukowy kolnierzyk, pod ktorým widac w?zel biatego motýla. Dziewczynama niebieska sukienk? z fal-banami, przewiazana w pasie szeroka wstažka- Wysoko úpiete ciemne wlosy, spod ktorých wystaj^ dwa kolczyki jakdwie krople krwi. Kauczukowy grzebicň w ksztatcie koka. Z rekawa wysuwa sie cienka, delikátna reka. W lewej dloni trzyma kwiat przytulony do piersi w miejscu, gdzie widac biala korunke. Prawa reka chlopaka niknie gdzies za plecami dziewczyny. Dotykaja si? czubkami palców jak przed rozpoczeciem tanca. TRZYDZiEŠci i ať. Mežczyzna wraca z pracy Ma ciemne uhranie, na glowie kapelusz. Z aktowki, k tóra pod-niósl na wysokošc píersi, wystaje pudelko w kolorowym papierze, a na nim duža zlotá kokarda. Mežczyzna wlas-nie otwiera aktówke. Kobieta w dlugiej sukni barwy cy-nobru trzyma na r?ku dziecko. Drugie dziecko, starsze, stoi odwrócone plecami. To dziewczynka w wieku picciu lub szešciu lat. Tež ma czerwona sukienke. Drugim pal-cem lewej r?ki wskazuje aktówk? ojca. Obok nich lety tektutúwy smuk, a niečo dalej bebenek i gumowa lalka bez gtowy. cztehdziešci i.at. Mežczyzna w surducie i pól-cylindrze trzyma w rekach rozwinifty rulon papieru. Dyplom? Akcje? Nakaz sadowyŕ Pod wysokim kolnierzyk íem czarny krawat z dužym wezlem, PirfCľDZlESli}.t l at. Mežczyzna, w popielatym ubra-niu, w lewej r?ce trzyma kapelusz, prawa podnióst w gescie mówcy O czym rozprawia? Politykaľ ťinanse? Sztuka? Przežycia milosne? Šmierd? szesc:dziesiat lat. Z láska w reku mežczyzna za-czal schodzíc po stopniach, Teraz odwrócony jest bokiem. Prawa rfka opiera sie na lasce, lewa wsunal w zanadrze. Ma dlugi plaszcz, siegajaey niemal do ziemi. Na glowie kapelusz, ľwarz niečo mu si? roztata, oczy podpuchly. Bokobrody posiwialy. s i e d e m d z i e s i at lat. Lewa reka^ opiera si? na lasce, w prawej trzyma fajke. Na glowie ma kaszkiet. Pod kaszkietem widac siwe wlosy zaczesane za ucho. Jest w grubym swetrze, ale kuli Si?, jakby mu bylo zimno. osiemdzies] at lat. Zgarbiony przygiety, z láska w prawej rece mežczyzna zszedl na nastepny stopieri. Ma na sobie ciemny szlafrok, przewiazany w pasie. Z trudem unosi glowe i patrzy gdzies w dal. dziewi^čpziesijjt lat. Na najnižszym stopniu mežczyzna nagle jakby si? odwrócil, ostatním wysilkiem. Ma ten sam szlaťrok, zapíety pod szyj? i troch? juž wy-plowíaly. Na nogach papucie, Gtowe spuszczona nisko, jakby szukat czegoš na podlodze. Od šwiatta zaslania chore oczy kauczukowym daszkiem na gumce opasujacej n aga. czaszk?. Na którym stopniu znajdowai sie E.S.? Z píatego, najwyžszego stopnia (nie liczac zerowego, który jeszcze jest nieistnieniem) zaczal schodzič po pochytošci na czwarty od konca (nie liczac ostatniego, odpowiadajacego zerowemu, bo ten ostatní stopien j u ž jest nieistnieniem). Zapiski szaleňca (v) 63 Nawet Spinoza (Tractatus theologico-politícus) sprowa-dza niektoré nadprzyrodzone zjawiska i cuda biblijne do aspektu pozytywistycznego. Nie che? si? wdawaó w glebsza. analiz? j ego bl?dów, chociaž fakt, že wciaž jeszcze uwažam go za jednego z najwi?kszych i za swo-jego, kusi m nie, aby sie zajac j ego mylnými wnioskami. Ale cóž möge przeciwstawic dowodom filozofa, skoro on sam nie podaje dowodów swiadczqeych na korzyše jego tézy. Nie ma lcpszego dowodu nad przekonanie! Skoro zatem powiada, že „owo dzielo Bože (Jahwe ob-jawia si? Noemu) to nie innego, jak zalamywanie si? i odbíjanie promieni slonecznych przenikajacych przez kropelki wody (sťcl), które unosza. si? w chmurách", to ja na ten pozytywistyczny atut mog? tylko wysunac swoje przeciwne przekonanie (pozostajac przy tym w ramach pozytywistycznego dowodzenia): to nie innego jak sen; albo: to nie innego jak to, co istnieje samo przez si?, ezyli slowo i litera Jahwe, Jego obliťze! Czegóž si? zatem spodziewač po doktorze S., psychiatrie, albo po mokh krewnych, niezdolnych nawet pojac zjawisk pozbawionych níerealnego echa, zjawísk, które 585 wprawdzie nie sa naturálne, ale tym samým nie wchodza jeszczewdzicdzin?nadnaturalnošc i:že nasza 5 p r a w ? dawno juž diabli wzieli! A mówiac „nasza sprawe", mam na mysli wasze i nasze male žycíer Skoro juž nie wierzy-cie w wizje, moglibyscie przynajmniej uwierzyów nagie (pozytywislyczne) fakty z gazet. A te fakty i te gazety wyražnie mówia., ze wszystko diabli wzieli i že, zanim alianci zdolaj? cokolwiek przedsiewziač, przybeda. po nas Ježdžcy Apokalipsy, o tie wczcsniej nie zdechniemy. Z glodu, z rozpaczy, ze strachu. Spytacie mnie, niepraw-daž, jak beda wygl?dali ci slynni Ježdícy Apokalipsy, te rzekomo z mojej glowy zrodzone potwory? Wyczuwam ironie w waszym glosie, czytam w waszych myšiach, lecz odpowiadam bez ironii: beda to czterej pic-kni žandármi na biatych koniach, uzbrojeni w karabiny z ostrými bag~ netami. Piskni w?saci prowincjonalni žandármi z ko-gucimi piórami na czarnych wysokich czakach. Može nie bedzie ich czterech, jak w talii kart, ale tylko dwóch. I može konie ich nie beda biale. Može w ogóle nie przy-jada konno, ale na blyszczacych rowerach, može nawet przyjda pieszo. Ale przyjda, to pewne. Juž podkrecaj? wasa i zakladaj? bíyszcz?ce bagnety na brori. Slysze rže-nie ich koni. I stysz?, jak skwiercza. poruszane wiatrem pióra na ich czarnych wysokich czakach. 64 Može ten list, to moje písanie bedzie wygkjdaŕ, juž zaczyna wygladaŕ, z przeczuciem pierwszej zorzy, jak dzieto marnosci, vanitas vanitatum. Czy mój list, moje dowczorajsze žycie juž teraz nie wygladaja jak cien marnosci? Juž teraz, gdy wszystko to przeszío przez czysciec nocy, przez purgatorium mroku, przez kata-lizator wiecznoéci, który sprawia, že pozostaja tylko krysztalki czystej egzystencji, twarde, krysztalowe cz?-steczki bytu (esencja). Noc przekrešli wszystko poza tym, a mój list nie zostanie wyslany, mój rekopis bedzie juž o swicie martwym rekopisem w martwym morzu czasu, zbutwialym papirusem w zgnilym bagnie Morza Panoh-skiego lub bedzie jak zápis zložony w próžni zielonej krysztalowej szkatuíy, od ktorej klucz wrzucono do wody, w bagno, jak zápis zakopaný w mrocznych fundamentach nocy, w watlych fundamentach istnienia, swiadectwo dla jakiejs dalekiej przyszíosci — postumus. 65 Niniejszym wiec mój poprzedni testament nálezy trak towač jako uniewažniony, anulowany. W odróžnieniu od tamtej, teraz juz przekreslonej decyzji, nie po-z w a lam, aby jakakolwiek czešc mojego ciala zostala wykorzystana dla celów naukowych, medycznych. Przede wszystkim mam tu na myáli mózg, na którym doktorowi Papandopulosowi wyražnie najbardziej záležalo, za jcgo tež sugesti? powzialem pierwotn? deeyzje, teraz, po-wtarzam, juž uniewažniona, Niniejszym zapisuje moje cialo plomieniowi; wykonawc? mojej ostatniej woli czyni? Stowarzyszenie do Spraw Kremacjí „Odnowa", którego trosce powierzam moje doczesne szczatki, z tym že záplate naležn? za uslugi rzeczone stowarzyszenie 5S7 wínno mieč zabczpieczona w moje) nieruchomoiki, czyli w przypadajgcej mi po rodzicach czešci domu. Po spáleniu moich zwtok popiol, w stužacej do tego urnie, ma byť przeniesiony na Most Kolejowy i stamtad wysypany do wód Dunaju. W akcie tym moga uczestniczyc jedy nie mol najbližší, czyli czlonkowie rodziny, oraz przedstawíciel Stowarzyszenía do Spraw Kremacji. Zamiast egzckwii czy jakiegokolwíek obr zadku religijnego, wynajata w tym celu osoba czytač winna fragmenty psalmów Dawida w ko-lejnošci: 44, 49h 54j jak równiež 11+ i 137, w jedným z na-stepu)acych jezyków: hebrajskim, taciňskim, niemieckim, w^ierskim, serbskim, wloskimrrumurískim, ukraiňskim, armerískim, czeskim, slowackim, butgarskim, stoweií-skim, portugalskini, holenderskim, híszpahskim, jidysz. Rzeczona osoba nie može byc rabínem, spiewakiem cer-kiewnym, mnichem ani jakakolwiek osoba duchownaí nie nálezy równiež pozwolíé, aby wznioslosc chwili, kiedy proch w proch sie obraca, zniszczyl swoim beczeniem aktor czy spiewak Najlepiej byloby na t e okazjeznaležč jakiegos wlóczege, Luftmenscha, walesajacego sic nad Dunajem w czasie, gdy orszak z urna podejdzit do mostu, i jemu powierzyc wykonanie w tym punkcie mojej ostatniej woli. Nieistotne jest, czy rzeczona osoba bcdzie w danej chwili pod pita czy trzežwa; chôdzi o to, žeby umiata czytad — tej granicy nie može przekroczyc nawet moja wspamalomyslnost, Po odczytaniu psalmów i wy-sypaniu moich prochów do Dunaju urne-amfore nálezy roztrzaskaŕ na kawalki i równiež wrzucic z mostu do wody, jak sttuczona szklanke. 6ti Žycie moje bylo piekniejsze i bogatsze od waszego dzieki cierpicniu i szaleňstwu, pragn? wiec w kraine smierci odejsc dostojnie, jak wymaga ta wielka chwila, po ktorej przestaje istniec wszclkie doslojeňstwo i wszelki majestát. Moje zwloki beda moja arka, a smierč dlugim unoszeniem si? na falach wiecznej rzeki. 1 cóž moglem przeciwstawič nicosci, jeslí nie te arkc, w której pragnatem pomiescič wszystko, co bylo mi bliskie, ludzi, ptaki, zwierzeta i ro-šliny, wszystko, co nosze w oku í w sercu, w trzypietro-wej nawie ciata i duszy. Pragnalem wszystko to miec przy sobie w czas smierci, jak faraóni w majestatycznym spo-koju swych grobowcow, chcialem, žeby wszystko bylo jak przedtem: žeby wwiecznošcispiewaty mi ptaki. Pragnatem lódž Charona zastapiŕ inna, mniej beznadziejna i mniej pusta, uszlachetnič niewyobražalna próz ni? wiecznoéci gorzkimi ziemskimi ziníami, wyrastajacymi z serca czto-wieka, glucha pustkc wiecznošci uszlachetnič ku kaniem kukulki i spiewem skowronka. Rozszerzatem tepoelycka gorzka metafoře, mzszerzalom /..m.muvLdeikunsekwen-tnie, do knrica, až do nastepslw, które przerastaja ze snu w jaw? (i odwrotnie), z szalonej jasnosci úmyslu w szaleň-stwo (i odwrotnie), z žycia w šmierč, jakby nie istniaty gra-nice, i odwrotnie, ze smierci w wiecznoiŕ, jakby to nie bylo jedno i to samo. Mój egoizm jest tylkoegoizmem ludzkicgo istnienia, eguizmem žycia, przeciwwaga egoizmu smierci, a mojaswiadomosr.poprzc? tě íuniictna metafoře, z egoi-zmem, który nie ma równego sobie, wbrew pozorom przc-ciwstawia sie nicosci, przeciwstawia sie skandalowi smierci, pragnac zgromadzic tc. garstke ludzi, te odrobine. mito-áci, która stanowila moje zycie. Pragnalem przeto i wciaž jeszcze pragne odějíc z žycia wraz z okazami ludzi, flory i fauny, wszystko to pomiesdŕ w sercu jak warce, zawrzec pod powiekami, kiedy zamkny sie po raz ostatní. Pragnalem przcmycic w nicosč te czysla abstrakcie, który možná by przeniesc ukradkiem przez brame innej abstrakcii, zni-komej w swoim bezmiarze; przez bramc nicosci. Trzeba bylo zatem próbowac zagešcic t? abstrakcjev zagesric jy síly woli, wiary, inteligencji, szaleňstwa i mitosci (mílo-sci wtasnej), zagešcic ja tak i pod takim cišnieniem, aby zyskala ciežar gatunkowy który by j4 džwignyt jak balon, wyniósl poza zasieg mroku i zapomnienia. Jesli nie co in-nego, pozostanie moje materiálne herbarium, pozo-stana moje zapiski, a czymže onc sa, ješli nie owy zgesz-czona idea, która sie zmaterializowala: zmaterializowane žycie, mate, smutne, znikome ludzkie zwyciestwo nad ol-brzymiy, wieczny Bosky nicosciy. Albo — ježeli i to zato-nie w czas wielkiego potopu — pozostanie przynajmniej moje szaleristwo i mój sen, jak zorza polárna, jak dalekie echo. Može ktoš zobaczy t? zorze, može usK/szy dalekie echo, ciert. dawnego džwieku, i zrozumie znaezenie tego hlásku, tego poblyskiwania. Može bedzie to mój syn, który pewnego dnia wyda na šwiat moje zapiski, moje zielniki z panoňskimi roálinami (niedokoriezone, nieduskurudu. jak wszelkie twory ludzkie). A wszystko, co przežyje šmierd, jest malým, znikomym zwyciestwem nad wieczny nicoš-cia — dowodem wíelkosci czlowieka i miíosierdzia fahwe. Mou amnis moriar. List, tzyli třese 67 Kerkabarabás, 5 / v 1942 Droga Olga! Na krótki list, któryprzyslalaiprzez Babtke, odpowiadam nieco ob&zerniej, bo, dzieki Bogu, dajecie mi powody do písania. Moi kochani krewni dostarczxijtj, nawet tématu do mieszczaňskiej powieáci grozy, którq mógibym zatytulowač nastupujúca: Paráda w haremie albo Wielkanoc w rezydeneji žydowskiej, alba Klepsydra [wszystko s/p osypu/e, siostro mája). Žaluj, že nie przyjeckalai do domu, stracitaé wietka-nocna. uezte, z ktorej dwie czamogórskie wsie moglyby síp objicie wytywié nawet przez tydzien albo možná by za te cene przeprowadzičgruntowny remont domu. Z drugiej strony mojedzieti w zimnej izbie spoty waty na iniadanie, obiad i kolaeje zimne mléko, chociai ja tei przygotowa-lem sie do obchodu skromnej Wielkanocy, przynióslszy iiti z Bakszy 1 kg wieprzowiny, troche miesa od szynki, ieberek, sloniny i podrobów. Ale los jest psem i wszystko tú požart História zimnomlecznej Wielkanocy zaczeta sie juz piq-tego marca, tamtego piqtku, gdy wrócilismy od ciebie na wies(albo kiedyécie nos, wedlug Netiki, Marii i Georgesa, byli laskawi wyrzucié). Przyszlišmy z Bakszy do domu pieszo, na lodowatym wietrze, zostawiwszy bagáže. Program przypuszczalnie byl tak obmyálony, ie po naszym powrocie skoňczy sie gošcinnosč, i Neti nie dala mi (oczywiicie za pieniqdze) niezbednych rzeczy, nawet nie poiyczyla naczyň do czam, gdy bede mógi sprowadzié swoje (a naczyň mája tyle, že starczyloby dla trzech rodzin). Przeciwnie, poiyczanie naczyň (pomimo obietnicy) szlo z takim trudem, že moja iona musia la natychmiast kupic dwa garnki, 4filižanki, 4 lyieczki, blaszane talerze itd., co kosztowato w sumie okolo osiem pengô. Teraz juž mamy naczynia, ale z takim samým trudem przychodzi im dač nam troche kapusty, zmarzmetych kartoýli i z jeszcze wiekszym trudem troch f mtejsca na kuchni, Nic przeto dziwnego, že moja iona — która jut u was z ciqgtych nerwów zaczeta krwawic — wskutek tak wiel-kiego braku delikátnom stala siejeszcze bardziej nerwo-wa, ja zresztq tak samo. Zdenerwowanie naszeput^gujq mcustaňmepadajqcy snieg i zimno, któresprawia, že nie možemy nawet ruszyč sie z domu ani zaczqč urzadzač mieszkania; make, która nam dalaé, juž zužylišmy, nie mamy chleba, ja powinienem wyjechač, ale nie moge zostawič rodziny bez kawalka chleba, Môj wyjazd jest naglqcy, ha juž $ marca mieli sie stawič wsxyscy renci-šci kolejowi w zwiqzku z ewentualnym powotaniem do služby. Neti i jej rodzinka robiq róžne metne propozycje w spra-wie ziarna: iebym kupil dwa cetnary pszenicypo 40 pengô, która oni zmielq bez pozwolenia, i až do jesieni nie bede musial martwičsie o chleb. Gdy nieprzyjqlem tejpropo-zycji, wystqpili z jeszcze metniejszq: žebym kupit cetnar pszenicy za 40 pengô, a oni mi dadza swoje kartki na mqke; mqki pierwszego gatunku nie musze wykupywač, bo po co mi ona, tylko mqkf na chleb (powiada twoja siostrzenica Maria Antonína), Oczywiicie niemogtem sie wdawač wtejakubowe kr^tactwa i próbowalem radzic sobie wjakii inny sposób Tak wifc przez pieč dni by t ismy bez chleba i mysl?, že wlaénie tu jest iródlo calej nagonki: ffoniewaž nie chcialem wchodzU z nimi w te metne úklady, twoja siostrzenica Maria (Rebeka) zaczeta sie zachowy-wacjak wsciekta krowal W koňcu 17 marca zjawito sie wybawienie: Nándor i Berta. Przyniesli nam chleba, mqki,/asoli, ziemnia-ków i wíetkq duchowq ulge, poniewat nareszcie moglem wyjechaé. jako že w dzisiejszych czasach nie možná sie wyprawiačz naszej wsi do Nvwego Sadu bezpetnej torby, musialem wstqpič do Berty, aby napeinič swojq aktówke, inaczej umarlbym po drodze z gtadu/pragnienia. Od Berty pojechalem nazajutrz do Nowego Sadu, gdzie za-latwilem wszystkie sprawy oraz nadálém na bagai dwie szafy. wložywszy do nich naczynia kuchenne i posciel (nieslety, jeszcze nie nadeszly). A gdy uporalem sie z pa-kowaniem i wynoszeniem rzeczy, dom, w którym mieszka-tem, zawalil sie jak zámek z piasku!Gdybym zamarudzit jeszcze chočpare chwil, ku wielkiej radoici krewnych zo-stalbym podgruzami! Z Nowego Sadu dwukrotnie pisaíem do Neti, žeby tyla z moimi w zgodzie i zaczekata z wyrównaniem rachunków 592 593 do mojego przyjazdu, jeíli sq miedzy namijakiei niewy-równane rachunki. Dwudziestego ósmego marca szczeúliwie wrócitem do domu i na oko zastalem wszystko w najlepszymporzqdku. Byl piqkny wiosenny dzieň i cieszylem sie, že wreszcie bede mógt uporzadkowaé swojq stajenty, zaczqtem wiec przekopywač ziemie w kuchni, Nazajutrz znůw zimno, ostré zimowe powietrze. Przekleňstwo bezczynnošci wie-ziio mnie w pokoju, a raczej w kuchni, gdzie tež dzieci nie mogiy sif uczyé ani bawič. Žona, kulqc sie jak jež (z powodu krwawíenia, które nie ustaje przy ty m zimnie i nerwach), przycupnela rázem z dziečmi koio kuchenki, w ktorej zamieral ogiefi. Powiedzialem wiec córeczce, zeby dotožyta kawatek drewna do ognia. Na to wychodzi z pokoju twój siústrzeniec Georges i slyszqc moje $hwa, zaczyna krzyczeéna calyglos, že „nie wolno palič na dwa fronty". Takže to wyzwanie przelknqlem z zaciáni$tymi zebami ipiesciami, a pomystalem przy ty m o lesie, ktáry nam spálili i zamienili w popiót drzewny, w zwiqzku z czym w swoim czasie powiedzialem ci, ie czyniq tak, bo nie wiedzq, co czyniq. Dia ukoronowania swojej wielkodusznosci twój siústrzeniec Georges postarat sie dla nas o zniszczony ielazny piecyk (który prawdopodobnie juí dziadek wyrzucit na ímietnik) i postanowil dač go do naprawy (tak jak ty dalai naczynia kuchenne Cyganowi, žeby je dla nas po-lutowat; widziatem: w staré blaszane rondle wchodzify olowiane luty niby kule rewolwerowe kalibru 6,35). Neti ošwiadczyta, ie w domu jest btacha, i jeteli piecyk da si f do naprawy, to za glupie pare pengô bqdzie nam stužyl do jesieni, a je sieni q bfdziemy go musieli zwrócič wlascicielowi! W Wielki Piqtek po poludniu pchajq ci przez snieg ów slynny piecyk, a Gyula iqda ode mnie za naprawe siedem pengô i czterdzieici fillérów, Na to ja — obejrzawszy piecyk — powiadam krátko, že nie po-trzebuje tego szmelcu. Wybucha ogólna rebélia, wszyscy naraz i každý z osobná rzucajq sie na mnie. Zaczyna Neti: „Luftmensch! Luftmensch!" Maria: „Co za czelnošč miec regulárne dochody, a catymi miesiqcami byt na cudzym utrzymaniul". Gyula: „A dzie bedziesz gotowač? Przyjmij do wiadomoáci, ie na naszej kuchence nie postawisz ani jednego rondelka, bo ci go zrzuceľ. Itd. Itd. Ja jednak nie stracilem taktu nawet przy tym szaleňczym pomie-szaniu gíosów, powiedzialem tylko twojej siostrze Neti, že ježeli oni sie nie wstydzq, to ja naprawde nie mam czego sie wstydzič. — Potem po prostú uciektem z domu. Cúrka i zóna juž siq polozyty (bylo okolo ôsmej), a synek przeražony wybiegt za mnq na dwór i prosil, žehym nie szedt, bo ciocia Marusia mówila, že wyniesie z pokoju lóika i bedziemy musieli ležeé na ziemi „jak bydlqta". Powiedzialem mu, žeby sie uspokoii i wracat, a ježeli zabiorq lóika, bedziemy spač na stomie, Poszedlem przejšč sie po mi, žeby zebrač myáti, uspo-koič nerwy i dusze. Po powrocie nadal hytem bardzo zde-nerwowany. Žona hala sie, že naprawde zabiorq nam lóika, a í skqdinqd byla okropnie wystraszona, bo dzieň wczeiniej, gdypojechalem do Pórszomhatu, szukali mnie žandármi dla sprawdzenia dokumentów (co tei tego sa-mego dnia pomyšlnie zalatwilem z nimi w urzedzie gmin-nym w Bakszy). 594 syr, Na domiar wszystkiegot tego samego dma znów dostálem wezwanie z Nowego Sadu, tebym do 14 kwietnia koniecznie stawit sif osobiície w tamtejszym biurze ko-lei, I co teraz robié? Sprawa mieazkama niezatatwiona, rzeczy w drodze, ježeli wyjade, to kto je odbierze i przy-wiezie, za przewůz koleja trzeba zaptacic 60 pengó, rite mamy lůžek, nte mamy piecyka, ale najstraszniejsze jest to, že musze ione i dzieá zostawič na lásce i nietasce tych ludzL — W myši ulubionego powiedzonka naszej nieboszczki matki, že noc fest „mqdrym doradcq", rze-czywiscie za rada, rtocy napisatem do Netiki nastepujqcy Ust „Droga moja shstro! Z góry ci obiecuje, i na tym tei zakoňcze niniejszy list, te nie bede sie wdawal w žadne klótnie z toba ani z twoimi dziecmi. To ty zaproponowalai, žebym spedzit po kilka tygodni u každej z sióstr, a kiedy jut wszystkie was odmedze, bede uleczony. Przyjqtem zaproszertie. Tymczasem sytuacja tak sie zmienila, že bylém zmuszony przyjechač nie sam, ale we czworo — po-stepek, którego szkodtiweskutki z bolem stwierdzilem jut w pierwszych dniach — i z rtadludzkim wysilkiem znosič wyzwania i szykany, mialem jednak nadzieje, že wam sie to sprzykrzy i že níe zamierzacie Hena noze. Pod tadnym pozorem nie zwyklettt nadužywač niczyjej goscinnošci i w zwiazku z tym, ježeli podpiszesz zatqczone pokmto-wanie, zaplače ci za pietnastodniawq goácine 20 pengó, bo w koncu jednak bytem twoim goéciem, a nie gosciem twoick dzieci Tego, co jui uezynilišcie, nie možná uezynič nieuezynionym, alepostarajcie sie nie wywotywač nawej któtni, gdyi w tej chwili najwažniejsze jest dla mnie zdro-wie moje i mojej rodziny, a zatem na nic wszelka któtnia, wszelka obraza, bo može twój brat nie jest šwiety, lecz mepodobna go zraniť'Za tqczone puk witowanie: „ Kwituje odhíór 20 (siownie: dwudziestu) pengó, którepobratam odswego brata F.S.-a, glównego inspektora kolei w staňte ■spoezynku, tytulem utrzymania jego ijego rodziny w ciqgu pietnastu dni. Kerkabarabás, $ iv 1942". Po doreezeniu tego listu znów nastala wietka rebélia, a twQJa siostrzenica Maria Rebeka przez catq godzinf powtarzata jednq i te sama špiewke: „Gdybym to ja wie-dziata, czym ich obrazilam", *žeby mnie tak azlag trafil, ježeli ich obrazilam.'", „bedzie tu mówil, že žrq przez pietnaúcte dni!", „žrq juž przez caly miesiqc" „Herr General kontrollor to wielki kawalir", „nie chciala ich žádna z sióstr, tylko my musimy kolo nich tanezyč", M diabel ich obrazit?" „kiego diabla sie mnie czepiaK „mójmqž nie by\ General kont rollor, ale me jestem mntejszq damq niž jego torta', „my przynajmniej nie jeslešmy schmut-zig'ř; itd. itd. Tak ilf daria i wylewata na nos pomyje przez catq. godzine, a gdyby nie zjawit sie jej szwagier, až dn tej pory nie zamknelabyplugawych ust, zwtaszcza, že tymczasem nadeszta Babika (przez którq posiataipocle-szajqcy dla mnie list), a ta juž z pewnoíciq dolqczytaby do chóru. Piszesz miedzy innymi: „ Na twój list odpowiadam krátko. Powiedzialam Gyuli, žeby szynke dat ci dopiero na Wieíkanoc, bo wtedy wedtug zwyczajôw na wsi w každým domu jest szynka, wiec i wam sie przyda" itd. (Ale oni nazajutrz po otrzymaniu twojego listu gotowati wielka szynke, gdy przyszedl Georges i žárli jq až do záchodu slorica, nie momqc jut o chanukowych, pardon, wielka- S90 5-97 nočných orzechach.) A szynka, która Neti poíožyta mi na stole wNiedziele Wietícanocnq, iciile trzymajqc ste wska-zówek, fetiš dalaš Georgesowi, to bylkikut o wadze 2,40 kg (w naszych stranách czegos takiego nie nazywajq szynka nawet žydowscy parvenus), ale i tego kikuta nie moglem ugotowač, bo w Wielki Piqtek zostalem wygnany z kuchni Ďalej pisze&zpvkrótce:aSlyszalam, žeDuža Berta przynios-la make, wiec nie postatám chleba, myétatam, že masz". Nie slyszalaá o tym, moja kochana, tylko ja ci napisatem, že „podiipp. Brandti" przynieélipo raz pierwszy chleb, bo przez pieé dnigtodowatem, a „dobrzy'pp. Groszowie i Bo-roska postqpiii haniebnie, pozwalajqc, aby chlebprzysytati mi Rosenbergowie i Mayerowie. O butach dla m nie nie wspominasz ani slowem, jak tei o pedzlu dogolenia.,. No a teraz, kiedy juž przejechalem sie po tobie, wróce jeszcze do twoich kochaných krewnych, žeby ci wytožyč równolegle, jak spedzilišmy Wielkanoc, oni i ja. A zatem, kiedy twoja kochana siostra urzqdzita takq lukullusowq uczte, jakiej nawet za 30-40 pengô nie možná wypra-wié, ja, jak ci juž pisatem, ze swojq rodzinq w zimnej klitce zimne micko spožywalem na éniadanie, obiad i kolacje. W izbte byío zimno, bo pawyciqgali z pieca rúry, a mléko bylo zimne, bo nie pozwolili zagrzačgo na swojej kuchence. Po tym zimným mleku byliémy zmuszeni wejsč pod pierzyne, bez poszwy, zaraz po „obiedzie", oni natomiast, popijajqc w šwietnym humorze wino, zjedli sobie rosoiek z kury, kure, gotowanq szynke (nie kikut), olbrzymiq ilosč ciasta, čiastka z kremem itd. itd. Takq Wielkanoc miatem anno 1942, a o Wieikanocy z 1941 roku opowiem ci kiedyi osobiácie. (Nie jest to, co prawda, história na twoje nerwy, a tym bardziej na nemy twojej siostry Maiwiny). Teraz przechodze do najwiekszej tragikomedii. Twoja siostrzenica Bábika, ktorá juž w Szentadorjáti zacho-wywala sie wyzywajqco wobec nas, a zwlaszcza wobec mojej žony, „w domu" najwyrainiej zrobila sie jeszcze odwainíejsza, kiedy Georges opowiedziat jej o „niesty-chanej bezczelttoici", jaka wykazaiem, nie chcqc wziqč wspomnianego starego piecyka „za gtupie 7pengô i 40 piliere w, chociaž moglem go uiywač až do jesieni". Twoja siostrzenica mianawiciespytata na to: „Dlaczego niedales mu w pysk, ja bym go strzelila, jak tu stoje'. Wszystko to zniostem z Chrystusowq cierpliwošciq, bez stowa, powie' dziatem tylko Neti przed jej wyjazdem do Budapesztu, žeby nakázala swoim dzieciom zostawič nas w spokoju, bo jezeti któres tknie nas chočby palcem, bedzie musiata wrócié na pogrzeb. Myšie, žezgrubsza opowiedziatem a o wszystkim. Moje szajy Hareszäe nadeszly, przewiozlem je z Lenti do Szigetu, gdzie daiejptsze ten list. jutro jode do domu i najpóžniej do niedzieli, czyli do dwunastcgo, powinienem skonczyc porzadki w mieszkaniu, bo do 14 kwietnia musze osobiície stawič sie w Nowym Sadzie. Nazajutrz po powrocie z Lenti ku najwiekszemu zdzi-wieniu nie zastatem w domu žony ani dzieci, W mieszkaniu nieporzqdek widze, ie dzieci nie byly w szkole. Zaden z sqsiadôw nie wie, dokqd poszli, widziano tylko, jak szli, zdaniem jedných w lewo, zdaniem drugich w prawo. Twoi kochani krewni natomiast wyraznie roz-koszowali sie mojq udrekq ptynqcq z niepewnosci, co sie 59Ů S99 stalo w domu, gdy m nie nie bylo. Wreszcie o zmroku, šmiertelme smeczona iprzeražona, zjawila sie moja tona zdziečmi. Baii sie zo&lačwdomu, bo znowu szukali mnie žandármi. Poszedtem do soítysa, który przekazal mi we-zwanie, žebym nazajutrz zglosítsie na žandarmerii. Naga bardzomnie bolata, musialem wiecpojechač chlopskim wozem do Csesztreg, gdzie zgodnie z przepisami žata-twitem formalnoáci zmqzane z przestuchaniem. Gdyby twoi kochani krewni podczas moje} nieobecnoéci uczciwie poinformowali žandarmów, oszczedziliby mi wietu przy-krošci, a i kosztów. fest chyba catkiem naturálne, že po tym wszystkim telegraficznie wezwalem Neti do pawrů-tit. Czy j už wrócita, nie wiem, bo w niedziele musialem wyjeckac (przebywatti obecnie W Nowym Sadzie), žeby ze zwalvnego domu przeprowadzič sie gdzie indziej. Mam to jut za soba. Z ulicy Bema przeprowadzitem sie na ulice Vitéz 27. Czekam na przesytke od iony, agdy nadejdzie, mam nadzieje, že w przysztym tygodniu, we wtorek lub irodf bede mógl wyruszyč do domu, na wiéí zatrzymaw-szy sie jeden dzieň w Budapeszcie- Musze jeszcze raz zajač sie tobq. Kiedyjuž ostatecznie sie. utzadze, zaprosze was, bo niestychanie nam sie spo-dobata wasza wieczorna paráda w róžowych koszulach nocnych. (Szepne ci co prawda, že tutaj w tak lekkich toaletách postawili przed lufami karabinów te róie Hebronu, które za hardzo kreaty kupre.tn). Rozumiem j už wiele rzeczy, ktorých do tej pory nie moglem zrozumieč. Teraz jut wiem, dlaczego wpazdzier-niku 1931 tak nieprzebyte bylo partoňskie Močko w kie-runku do Szentadorján, a iv strane Cetinja 1 Tňestu drogi byly w parzadku. Teraz rozumiem tež, dlaczego autobus od Bok do Szentadorján w roku 1942 jest tak piekielnie drogi. Wszystko to juž rozumiem. Mam Jednak nadzieje, ii wkrôtce i wy zrozumiecie, že jestem mežem i ojcem, a poza tym, ie mam piecdzieúat trzy lala. Wróce jeszcze do pýtania z twojego kochanego listu: czy przerobilem popielate uhranie? Odpowiadam: czekam, ai przyélesz mi przez Georgesa czy Bábiky wskazôwki, kiedy na wsi nosi si f zimowe uhranie, bo w mieicie nosi í/t? zawsze, ježeli sie nie ma innego, Teraz naprawde koňcze ten list w nadziei, že nie dácie mijužpawodu i nie bfdf musiaf za/mowacsie wami tak dtugo i z iakq. gorycza, gdyž ten „maly list"jest wlašciwie tylko streszczeniem wydarzen, które przežylem wraz ze swa rodzinq przez níecate trzy mesiace. — Bože mlyny mieiq powoli, alemezawodnie. Myšie-, že juž w przysztym lygodniu bede w domu, o czym na pewno dam ci znač, a paniewai ja juž nigdy nie prze-sl&pif twojego progu* prosze, žebyi ty mnie odwiedzila, chce homem porozmawiač z tobq o bardzo powažnych sprawach. A teraz do widzenia lub do spotkania, catujecie twój brat EDWARD PS Bqdz zawsze raczej wéródprzeiladownnych, a nie wéródprzesladowców {T., Bawá Kammá).