SYLWIA WINNIK Dziewczgta z Auschwitz G tO S Y OCALONYCH KOBIET M U ZA Tory kolejowe wewnqtrz obozu i Brania Smierci. Fot. S. Mucha, 1945 rok. Archi Paňstwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Konzentrationslager Auschwitz-Birkenau I 'od macierzysty obóz koncentracyjny Auschwitz I, založony w 1940 roku decyzja I [einricha Himmlera, podlegaty Birkenau oraz Monowitz, a takže - w szczyto-Vtym stadium rozwoju w 1944 roku - ponad ezterdziesei filii obozu w odleglosci do kilkuset kilometrów, równiež na terenie Niemiec. Macierzysty Auschwitz byt obozem koncentracyjnym, w którym w nieludz-kich warunkach pracowali i z wycieňczenia umierali wiežniowie. Od 1942 roku stal sie miejscem masowej zagtady, gtównie Zydów. Trwalo to do paždziernika 1944, kiedy nastajpüo apogeum eksterminacji. Utworzenie w KL Auschwitz obozu dla kobiet zwiazane bylo najprawdopodobniej z potrzeba zmniejszenia liezby osadzonych w przeludnionym Ravensbrück1. Do budowania i tworzenia KL Birkenau (Auschwitz II) wykorzystywano wiežniów i wiežniarki. Prace rozpoezely sie w 1941 roku, by ostatecznie w pierw-szej polowie sierpnia 1942 roku zlikwidowač w obozie macierzystym oddzial ko-hiccy i przenieéč okolo trzynastu tysiecy wiežniarek do Birkenau na tak zwany odcinek Bia. W 1943 roku poszerzono bloki kobiece o Blb. Okolo trzydziestu procent wszystkich wiežniów zarejestrowanych w KL Auschwitz-Birkenau stanowily kobiety2. 26 marca 1942 roku do KL Auschwitz przywieziono pierwszy ich transport - dziewiecset dziewieédzieskvt dzicwieč Nie-mek, kt(Sre wczešniej przebywaly w KL Ravensbrück. Wówczas przetransporto-wano takže dziewiecset dziewiecdziesujt dziewieč Žydówek ze Slowacji. Niedlugo ' Konzentrationslager Ravensbrück - niemiecki obóz koncentracyjny usytuowany w wiosce Ravensbrück, niedaleko miejscowoáci Fürstenberg w Brandenburgii, w Niemczech. Zostal založony w listopadzie 1938 r., funkcjonowal w latách 1939-1945. ' ílu ludzi zgin^io w KL Auschwitz (Liczba ofiar w šwictle žróciet i badaň 1945-1990), O.šwie-cim 1992, s. 61, 64 [w:] 1. Stizelecka, Glosy Pamieci 12, Kobiety w KL Auschwitz, Paľislwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Ošwi^cim 2016, s. 7. W'.ic.'h póžniej, bo juž 27 kwietnia 1^12 roku, do KL Auschwitz nalily pierwsze transporty Polek /. wiezieri w Krakowie i Tarnowie. Najwiekszq grup? kobiet przywožonych do obozu stanowily Žydówki. Do polowy sierpnia 1943 roku najliczniejsze byly Žydówki stowackie - okolo siedmiu tysiecy kobiet, a takže okolo szesciu tysiecy Žydówek holenderskich i francuskich. Wšród nich przewažaly te w wieku od osiemnastu do czterdziestu lat. Nie bez powodu byty to kobiety w wieku produkcyjnym. Niemieckie wladze wykorzysty-waly je jako niewolniczcj sile robocz^ - wykoňczone przez nadludzka prace i choroby byly zastepowane kolejnými3. Oczy wišcie nie wszystkie osoby przy wiezione do niemieckiego obozu zagla-dy byly zdrowe i mlode. Wsród nich znajdowafy si? osoby starsze, kobiety ciežar-ne, chore, które nie nadawaly si? do wykonywania ciežkich robot. By oddzielič ludzi zdolnych do pracy od tych, którzy ze wzgledu na warunki zdrowotne i wiek nie byli w stanie jej wykonywač (niemalže natychmiast trafiali do komôr gazo-wych), Niemcy zaczeh dokonywač selekcji juž na rampie kolejowej. Od lipca 1942 roku selekcja na rampie stala si? czynnošci^ regulárny4. Czíowieczeristwo Kazda z paň wita mnie ušmiechem. Na stole juž przygotowane sa szklanki, które zaraz napelni^ si? herbata. Lež§ starannie utožone zdj?cia, które moje rozmów-czynie b?díj mi pokazywac. Fotografii nie brakuje tež na komodách i šcianach. Czarno-biale i kolorowe, przedstawiaja histori? ich žycia. Zdj?cie ze šlubu, uko-chani, niežyjacy juž rodzice, a dalej dzieci i wnuki. Czasami nawet prawnuki. Fotografie, choc nieruchome, t?tniq žyciem i milošcia. Na každej widz? ušmiechni?te twarze. - To mój wnuczek Tomek. Ma siedem miesi?cy, za kilka dni jedziemy na jego chrzciny - mówi pani Barbara, pokazujac jedno ze zdj?č. Jest dumna i szcz?š-liwa. - Mamy dobre žycie - dodaje. Wsluchuj? si? w držacy ze wzruszenia glos kobiety, która jest naocznym swiadkiem bezwzgl?dnej historii. Nie mam na mysli wylacznie wydarzeň zwiazanych z Iosami jej rodziny, lecz z setkami tysi?cy ludzi, ktorých spotkal podobny los, gdy byli w niemieckim obozie zagíady Auschwitz--Birkenau. 'I. Strzelecka, Glosy Pamifd 12, Kobiety w KL Auschwitz, dz, cyt., s. 7-12. Wyctygam dyktalon, tistawiam g<> na stole i widz? spojrzenla pi?knych, do-íwiadczonych przez žycie kobiet w?drujace w stron? urzadzcnia. Zanurzaja si? we wspomnienia sprzed siedemdziesi?ciu lat. Czytam w ich oczach nieme wyznanie, /c wolalyby wyrzucič z pami?ci tamte przežycia. Ale jednoczešnie maj<| šwiado-moáč, že to wtašnie niechciana pami?c ocala od zapomnienia tych wszystkich, którzy wtedy zgin?li. (:hoč od przežytego koszmaru min?to tyle lat, one nigdy do konca nie opusz-i /a obozu. Wracaja do niego we wspomnieniach, w nawiedzajacych je nocami kos/.marach, kiedy snuj o ucieczce, która nie ma najmniejszych szans na powo-dzenie. Bo to przeciež KL Auschwitz-Birkenau. Niektoré obrazy wracaja cz?šciej. Migawki zatrzymane w pami?ci. Twarze ogolonych kobiet. Nieruchome oczy, w ktorých odbija si? jeszcze twarz kata. Oczy moich bohaterek zmieniajíj si?, widz? w nich ogromny smutek i ból I .1 uniony straty. Podczas rozmowy niejednokrotnie ronimy tzy. Mówi? o nich „Dziewcz?ta", bo sq wšród nich kobiety, które do obozu trafily w wieku szesciu, ošmiu lat, jedna, która si? tam urodzita, ale i takie, które obozo-we žycie wprowadzito w doroslošé. Sa niewatpliwie bohaterkami. Staly si? symbolem i glosem ocalaíych, ale równiež tych wszystkich kobiet, które ginac tragicz-iK) šmiercia w obozie zagtady, same nigdy nie mialy možliwoáci opowiedzieč okrutnej historii. Wychodzac na ramp? z bydl?cych wagonów w niemieckim obozie zaglady, nie mogly wiedzieé, že každego dnia b?dq musialy walczyč o žycie. O kolejný (Izieií. Czasami samotnie, bo brutalnie oderwane od matek dziewczynki skazane byly same na siebie. Dopiero przysztoáč miala pokazač, že to, co najgorsze, byio ílopiero przed nimi. Trafialy do KL Auschwitz-Birkenau z calej Polski i reszty swiata, aresztowa-ne w rôznych okolicznošciach. Pragn?ly chodzic do szkoly, uczyč si? jezyków, czytač poezj?, založyč rodzin?... Pi?kne, mlode, ambitne. Každá inna. Wszystkie mialy juž za chwil? stač si? numerami bez przyszlosci. Podobnými do siebie. Wy-chudzonymi, lysými, przezroczystymi. Niektoré z paň majíj podobne wspomnienia. Wykonane przez jednego /. wi?žniów malowidla na šcianie bloku dzieci?cego 16A byly przez cz?šc z nich obserwowane z rožných stron baraku, z innych koi. Oznacza to, že znajdowaty si? w obozie w tym samým momencie. Tam si? jednak nie poznaly. Staly godzinami na wspólnych apelach, moknac na deszczu, trz?sac si? z zimná. W jedným bloku I kal y z tf sknoty za rodzicami, rodzeňstwem, umieraiy z glodu, mijaly si? podczas Itansportów nowo przybyiych, patrzyly na siebie, zadajac sobie može pýtanie: l. i m i<>^t ta mta dziewczyna z dlugimi warkoczami? Kim jest ta blada z przeraženia Istotka? I )(i|>it'ľo po wyiáciu z obozu Ich losy sic skrzyiowaly i)il tej pory mogly dzielič sif bolesnymi wspomnieniami. Wspierač si$ nawzaiem i pomagač sobic, uc/.yč si? na nowo žyč. Kobiety, którc mialam zaszczyt poznač, utwierdz.ity mnie w przekonaniu, že cztowiek nawet w najgorszych warunkach, nic majac niczego cio ofiarowania, po-trafi dač drugiemu to, co najcenniejsze - samego siebie. Potratí zadbač o inna osobe. Zaopiekowač sie nia, wykorzystujac niewielkie možliwošci, jakie akurat posiada. Miedzy innymi o tym jest ta ksiažka. Przedstawiam w niej osoby, które po-trafiiy przekroczyč niewyobražalna granice dobroci i bczinteresownošci. Umiaiy w niebezpiecznych i bezwzglednych obozowych warunkach przyjsč z pomoca, ofiarnoácia, zaryzykowač dla kogos žycie, odstapic ostatní kawatek chleba. Tej pajdce chleba nie dorównaja wartoscú} žadne pieniadze - w niemieckim obozie zaglady byla ona bezcenná. Ta ksiijžka ukazuje nie tylko czlowieka jako osobe, ale tež szereg jego za-chowaú warunkowanych sytuacjami, w ktorých sie znalazl. Inaczej mysli i podej-muje zupehiie inne decyzje, nie bedac w stanie zagroženia, aniželi w sytuaeji walki o žycie swoje czy rodziny. Trudné, a w przypadku osob przebywajacych w obozach zaglady takže drastyezne sytuaeje i zdarzenia uwypuklaja w czlowieku konkrétne zachowania, a co za tym idzie - dzialania, do których prawdopodobnie nie bylby zdolny, gdyby w takiej sytuaeji sie nie znalazl. Dzieki relacjom moich rozmówczyň, a takže historiom innych wiežniów, možemy jak na dtoni zobaczyč, na czym polegala trudno.šč podejmowanych decyzji. Wiežniowie niejednokrotnie stawali przed wyborem: umrzeč z glodu czy ukrašč chleb innej osobie, zaryzykowač wlasne žycie i pomoc drugiemu cztowiekowi czy pozostač niewzruszonym na cierpienie i uchronič sie przed niebezpieczeňstwem. Wzruszona históriami, które uslyszaiam, przekonalam sie niejednokrotnie, jak trudno zachowač w sobie dobro w ekstremalnych sytuacjach. Moje rozmów-czynie ušwiadomiíy mi jednak, že tylko bycie do koňca cztowiekiem dobrým, czyli wražliwym na ludzka krzywde, ale tež poszukujacym sprawiedliwošci, spo-woduje, že pozostaniemy w zgodzie z wewnetrznym „ja". Pani Sabina, jedna z ko-biet, które przežyty obóz zaglady, wspomni póžniej, že gdyby nie pomogla potrze-bujacym w obozie, nie mogtaby spojrzeé sobie w oezy. Dziewczeta, których historie przybližam w tej ksiažce, do koňca pozostalý „ludzkie" mimo prób, na jakie wystawil je los. Oczywišcie nie wszystkim osadzonym sie to udawalo. Ale pod žadnym pozorem nie možemy oceniač zachowaň bylých wiežniów. Dopóki sami nie znajdziemy sie w równie dramatycznych warunkach, najzwyczajniej w swiecie nie mamy do tego prawa... Kobicl y, / któryml rozmawiaiam, bed^i w obozie, dawaíy / siebie dobro, któ iľ alriolyzm i chfč žycia, które tak cifžko Z siebie wykr/esac, gtly vvróg stol nad glowa z kolbij karabinu, niejednokrotnie sprawiaiy, že tralialy na ludzi, którzy i im zechcieli pomoc. To u clužym stopniu ulatwilo im przežycie. Oczywišcie na przetrwanie w obozie /ložylo sie mnóstwo czynników (niektorým pomogla obecnoáé kogos bliskiego, inne Irafily do mniej obckjžajacej pracy, jeszcze inne mialy wyjatkowo silni) psy-111 i ke i byly bardziej wy trzy male í izycznie). Jednak wszystkie moje rozmówczynie i wierdzí}, že za dobro los odpláca si£ nam dobrem. I gdyby o tym pamietač na co dzieň, takže dziš, uczynilibyšmy šwiat lepszym. Mimo trwajíjcej wiele miesi^cy pracy nad ta ksiažka, wielu rozmów z boha-terkami, przeczytanej literatury, obejrzanych filmów dokumenlalnych nadal nie I" itrafie pojijc ogromu krzywdy, jaka zostala wyrzíjdzona wiežniom niemieckiego obozu zaglady w KL Auschwitz-Birkcnau. Jest tak wielka. Sadze, že nie možná sobie tej gehenny wyobrazié, ale próby zrozumienia tego, co sie wówczas wyda-r/ylo, powinnismy nieustannie podejmowac. Nigdy nie možná powiedzieč czy napisač wystarezajaco dužo na ten témat. Opowiesci bylých wiežniarek KL Auschwitz-Birkenau to žywa história, któ-irj nie možná zapomnieč. Nie po to, by ja roztrzasač w poszukiwaniu kolejných konfliktów, tylko aby nauezyč sie na biedach przesztosci, že nienawisč, cheé pa-nowania, ograniezanie wolnošci czlowieka i lámanie podstawowych jego praw prowadz^ do niewyobražalnej destrukeji. Druga wojna šwiatowa stanowi tego najdobitniejszy przyklad i powinna byč przestroga dla nas wszystkich. Ze wszystkich wspomnien zapísaných w ksiíjžce na swiatlo dzienne wycho-dza emoeje skrywane ezasami przez lata. Trudno sie do nich wraca - mówia kobiety. Zaznaczajíj, že chcialyt>y juž zapomnieč, nie rozgrzebywač ran, ale wiedza, že musza mówič, by przekazač kolejným pokoleniom, že wojna sieje zniszczenie. Wojna zabija ojców i matki. Rozdziela rodziny. Osieroca dzieci. W ksiíjžce staralam sie przekazač brutálne wspomnienia w sposób dobitny i dosadny, nadajac im jednak przystepna forme. Mam nadzieje, že dzieki ternu wiecej czytelników zechce zapoznač sie z tym wažnym tématem. Dziewczeta za-slugujij na to, aby o nich przeczytač. Panie Urszula, Žofia, Leokadia, Janina, Seweryna, Irena, Barbara, Alina, Walentyna, Sabina, Wieslawa i tucja mówia o swoim žyciu, bolu w imieniu tych kobiet, które swoich historii opowiedzieč juž nie zdažyly. 12 Nr obozowy: 22524 IRENA WIŠNIEWSKA z domu Jankowska Urodzona: 9 lipca 1924 roku w Lomžy Data wywózki do Auschwitz: 14 sierpnia 1943 roku Obozy i podobozy koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau, Ravensbrück, Neustadt-Glewe l'nica w rewirze stala sie dla mnie misjq. Chciatam iješli tylko moglam, ratowalam ludzi. Robilam wszystko, žeby pomoc t liorym kobietom przežyč. IRENA WIŠNIEWSKA Írka (pierwsza z lewej) z koležankami ze szkoly i z ksiqdzem Mizerskim, Ostrów Mazowiecka, 1938 rok. Fot. Archiwum rodzinne „Piel^gniarka" z misj^ Kiedy dostrzegta, že wiežniarki, które pelnia funkcje pielegniarek, dostatý czyste ubránia i nie zgolono im wlosów, zapragnela, aby kiedys jej córka zostala lekarzem. Sama mogla spetnič sie w roli „pielegniarki" w obozowym rewirze. Pomaganie innym ludziom bylo dla niej najwažniejsze. Nawet jesli ryzykowala žyciem. I bylo coš jeszcze... poezja i przyjažnie nawi^zane w tym nieludzkim swiecie. Tutaj zdarzalo sie, že pracowala ze Stanislaw^ Leszczyň-skíj, poznala pisárke Anne Záhorský i poetke Krystyne Žywulsk^. Apel poranny Nad Ošwifdmiem stonce wschodzi róžowq smugq jasnq. Stoimy w rzedzie: starzy i mtodzi, a w górze gwiazdy gasnq. Stoimy wszyscy w ranným apelu co dzieú, w pogode czy slote i widač tylko na twarzach wielu rozpacz, ból i tesknotě. Bo može teraz - (szara godzina) w mym domu dziecko ptacze? Može mnie mama moja wspomina... czy jajq kiedy zobacze? Milo pomarzyč, že teraz može uajdrožszy mój o mnie mysli. A jeslí - nie daj, o dobry Bože -oni po niego przyszli?... A akeja toezy sie pieknie dalej, jak na filmowym seansie. Tuž niedaleko, u zbiegu dwóch alej zaježdža ktos w dyližansie. I zeskakujq zgracjq, powoli blekitne aufseherki. My zamieniamy sie w slupy soli, w nicosč, w bezsens, w numerki. Potem nas liezq z dumnq pogardq one - tez wyžszej rasy. One niemieckq sq awangardq. Liczq to bydlo w pasy. I nagle zadrgasz jak prqdem ražona i blyšnie mysl jak rakieta, to przeciež takže matka lub ioim. Wolno sic snuje filfn scusth yjuv. \t htung! równač nu przedzie! i moment ultrakulminacyjny: I. t igerkon i en da 111 jedzie. Czy to možliwc, že šwiat takipodlý... (Iwizdek i chwila ciszy. W duchu gorqce wznosimy modly... Czy jest ktoš, kto nas uslyszy? Sloňce juž wyžej wschodzi na niebie róžowq, jasnq smugq. Bože, my tak blagamy Ciebie, prawda, že to juž niedlugo? Wrzesieň, 19435 Ten jeden apel Siiilyšmy piatkami na placu. Trwai wtašnie jeden z porannych apeli. Každý / nich wspominam z l^kiem, ale ten jeden szczególnie utkwil mi w pamie;ci. K ledy na plac wkroczyt lekarz Werner Rohde6, wsród dziewczat zapanowala panika. Chaos, który niemal w tej samej chwili musial zostač opanowany. Pod rygorem kary, a nawet šmierci, podezas apelu nie wolno bylo nam rozin, iwiač, ruszač si^. W przeciwieiístwie do nas lekarz spacerowal spokojnic, rozgladal si?. Obserwowal každá z osobná. Latwo bylo mnie zauwažyč, bo Uylam wysoka. Mialam sto siedemdziesiat jeden centymetrów wzrostu. Nie i hciatam rzucač mu si? w oezy. Kto wie, dokaxl by mnie zabral? Co by ze mna ziohil? Skulitam si? tak bardzo, jak tylko moglam, jednak niewiele to dalo. Spoáród kilkuset dziewczat wybral dziesi?č. W tym mnie. Czy dziš umr?? tO bylo chyba najcz?stsze pýtanie, jakie zadawala sobie každá z nas podezas pobytu w obozie. Krótkie przejácie pomi?dzy barakami i juž wiem, gdzie jestem - rewir. (!zy jestem chorá? A može b?d?? Gdy okázalo si?, že przyprowadzono nas K. /.ywulska, Apel poranny (09.1943) [w:] Na mojej ziemi byl Oéwiecim. Ošwiecim w poezji WSpÓlczesnej, wybór i opracowanie Adam A. Zych, Ošwiecim 1987, s. 322-325. ' Werner Rohde (1904-1946) - niemiecki zbrodniarz wojenny, lekarz SS w obozach koncentrát vinveh Auschwitz-Birkenau i Natzweiler-Struthof. do obozowego szpitala w charakteru plelegniarek, przez chwile poczutam ti 1}4V- ,;l/u dostařyámy szczepionke na (ylus, bo woboziebyla i<> najczesl sza, na ľówiii zczorwonka (z niemie< klego /wana durchfallem), choroba, To raczej dobrze, myšlaiam naiwnie. Sadzilam, že piclcgniarki sa w szpitalu po-trzebne. Wiežniowie bardzo choruja, sa slabi, doznaja urazów. Esesmanj natomiast chca jednej z dwóch rzeczy. Aby wiežniowie jak najszybciej wró-cili do roboty lub - jesli sa_ do pracy nieprzydalni - by natychmiast sie ich pozbyc. Jesli chociaž przez chwile uwierzylam, že mój los pielegniarki b^dzie choc odrobine lepszy od losów pozostalých wiežniarek, bytam w blfdzie. Po dwóch tygodniach wystapily u mnie - i kolejno u každej z dziewczyn - ty-powe objawy tyfusu. Wysoka goraczka, bole glowy. Przez te kilka dni prze-bywania w szpitalu patrzylam na konajace kobiety. Obserwujax, jak umiera-ly, uznalam, že jesli mialabym možliwošč wyboru, to chciatabym odejsč jak one - w majákách wywolanych goraxzk^. Bo majaki powoduj^, že przed šmierci^ možná spotkač mame, jak prawdziwa, catq i zdrowa. Možná zoba-czyč synka i nie pamietač, že tuž po selekcji zostal spalony w piecu. Možná zapomnieč, že esesmani odarli cie z godnošci, rozbierajac do naga, golac gtowe, poniewieraj^c w btocie twoje chudé cialo pogryzione przez wszy. Umre. Tylko czy odejde niešwiadoma i przez to nieco bardziej szczesli-wa? Nie wszystkie z dziesif ciu dziewczyn przežyly ten, jak sie dziš okazuje, eksperyment. Czy odeszty w zludnej radosci? Tego nie wiem. Wiem jednak, že dla esesmanów ludzkie žycie nic nie znaczyto. Bowiem szczepionki, które nam podali, zarazily nas tyfusem, a nie, jak sadzilam naiwnie, zabezpieczy-ly przed zachorowaniem. Aplikowane nam póžniej medykamenty služyly weryfikacji specyfików tworzonych w celu leczenia žolnierzy niemieckich. Te, które dawaíy zadowalajace rezultáty w walce z tyfusem, miaiy trafič do Wehrmachtu. Staiam sie szczurem došwiadczalnym. Przerwany sen Choroba sklonila mnie do wspomnieň. Tych dobrých i tych smutných. No-torycznie rozwažalam, jak to sie stalo, že trafilam do Auschwitz. Zdawalam sobie spraw§, že takie mysli do niczego nie prowadza i nie cofne czasu. Ale nie potrafilam pogodzič si£ z losem. Poczqtki okupacji beda juž zawsze kojarzyč mi sie z trzema rzeczami. Z opustoszatymi polkami w sklepach, wzmožon^ ilosciq zakazów ze strony Niemców oraz z pojmaniem i zabiciem dyrektora mojej szkoty, pana War-chalskiego. 18 _ '__ Sprawy /. tamtých czasów, które dziá historycy tak skrzetnie opisuja i 11 l .u h, znane sa mi z wlasnego doáwiadczenia. Nie bylo mi przeciež ■i" 'ľ, i m' lo, co dziato sic w kraju. Czulam sie w obowia/.ku walczyč o nasza • .im.) wolnošč. Bylam mloda Polka i to mi wystarczylo, aby dzialač. n i itolctnia dziewczynka ježdzilam na rowerze i rozwozilam po pobli-||| || w i.k h poczte konspiracyjiK). Szkolilam sie równiež na sanitariuszk^. | n i l.i m sic byc rozwažna i z nikim nie rozmawialam o swoich dzialaniach, i w domu. Podejrzewatam, že mój tata, który byl policjantem, i bracia, ilum ich pieciu, tež sa konspirantami. Nie mialam pewnošci, bo wszyscy .r. uznawali jedníj podstawow^ zásady: každý wie, za co jest odpowie-lUliilny, ale z nikim o tym nie rozmawia. Dyskrecja byla podstaw^ relacji t liiiivmi Inclžmi. Byl ' maja 1942 roku. Noc. Wszyscy spali. Mój ojciec z mama, ja, brat m b wujków z Zambrowa z rodzinami. Nagle cisze przerwal glošny to- .......In tlr/.wi. Ojciec zerwal si£ z lôžka. Czulam, že wydarzy si? coš zlego. >l i w mu y nie przychodzi bez powodu. Z zewnatrz dobiegaly do nas čoraz ľl.. 111< j ./c rozmowy. Uporczywe lomotanie w drzwi nasilalo sie z každá . Iiu Nie mylilismy sie. Gestapowcy. Wepchneli sie silq do pokoju, w któ-ľ.ilismy. Aresztowali nas. Kiedy wyszlismy przed dom, oprócz mnie, najstarszego brata taty z córk^ Stasiq dostrzeglam tež innych pojma-IIy« h Snsiadów i catkiem nowe twarze. Jedni starsi, inni bardzo mlodzi, jak ■ l\ /oslatam aresztowana, mialam siedemnašcie lat. \ wszystko przez jednego z sasiadów. Mówiono, že zostal przesiedlony i I i.nny. Byl czestym, choč nieproszonym gošciem w moim domu. Nikt llllal šmialošci go wypraszac. Lepiej bylo z nim nie zadzierač. Dopyty-■ l i'i.iwokowal, chcial wiedzieč, czy mamyjakieš wiešci zkonspiraeji. Ni- ii nie zdradzilam. I (i wnego wieczoru siedzialam przy piecu kaflowym i czytalam „Bibule" II|i zialežne pismo konspiracyjne. Kiedy wchodzit do domu, szybko scho-• I 1111 |c za siebie, ale zdažyl zauwažyc, jak za plecami wciskam cos w szcze-||n< koto pieca. Rozpoczal swoje „sledztwo" i chociaž niczego ode mnie sie .....lowiedzial, musia! dač cynk Niemcom. Gdyby nie to, že žotnierze od x l.išnie miejsca zaczeli rewizje, byč može nie podejrzewalabym go. Dzis ■...... /c sprzedal nas za czterysta zlotých. Noc po aresztowaniu spedzilismy w starým magazynie po browarze. * I......ie moglam poliezyč, bo dookola panowala ciemnosé, bylo nas wielu w tym moi rówiešnicy, nauezyciele, takže mój ulubiony historyk, pan Cio-Ihhi Nie moglam zasnac. Rozmyslalam. Balam sie o rodzine i o siebie. 1 hi lalam, aby wszyscy znów byli wolni. Zastanawialam sie, co bedzie rano. 19 Tymczasem w ciemnej hall i l^gle ktoá si( wiercit, chrz^kat, kaszlat, z Innej shony stychač bylo čichy szloch. Z samego rana do magazynu wpadli esesmani i przewiežli nas /. Ostro-wi Mazowieckiej na Pawiak w Warszawie. Przebywaläm tam pi^c miesiecy, od 28 mája až do 14 paždziernika 1942, kiedy to w wagonie bydl^cym wy-wieziono mnie do Oáwifcimia. Ksi^žki fc^cz^ ludzi Miatam pifciu braci, którzy o mnie dbali i mnie rozpieszczali. Przyzwycza-ilam sie do tego, že zawsze ktoš sie mna opiekuje. Z tego powodu, czego dziš žaluje, bylam dziecinna i naiwna. Gdy inni pracowali, ja swój wolny czas wykorzystywalam na nauke. Zd^žytam ukoňczyč dwie klasy gimnazjum. Bardzo lubilam sie uczyč. Po kryjomu uczytam sif težjezyka niemieckiego, bo uwažalam, že w tamtých czasach može byč przydatny. I jak pokazala história, nie mylilam sie. Kochalam czytač ksiažki i czytalam wszystko, co tylko wpadlo w moje rece. Gdy wprowadzono mnie na Pawiak, bylam sama. Tate i brata umiesz-czono w innym miejscu. Nic o nich nie wiedzialam. Przez dhigi czas nie miatam nawet wiešci, czy w ogóle žyj^. Zaplakaná i rozdygotana usiadlam w kacie celi i zakrylam twarz dloňmi. Ptakalam, kiedy nas aresztowano, w no-cy i na Pawiaku. Pomimo wszechobecnego strachu i tego, že ludzie w obavvie o swoje žycie stawali sie egoistami - czemu nie možná sie dziwič - poznalam tu wspaniahj osobe, która zmienila moje žycie. - Ooo! Ktoš nowy - uslyszalam glos kobiety z glebi celi. Zložyla dlonie jakby w lornetke, obserwujac mnie. - Jest! Cos takiego malego. - Nadal sie przygladata. - Drobnoustrój! - krzykneta. - Gdzie ja jestem? - przestraszylam sie. Bylam przekonana, že to wa-riatka. Kobieta podeszla, wziela mnie za reke i powiedziala, že juž na zawsze zostane dla niej „drobnoustrojem". Kázala mi przetrzeč i pokazač oczy. Przez dlužszí} chwile mnie obserwowala. - Taka zaplakaná jesteš, že nie widač, czy masz zielone, niebieskie czy brazowe oczy Nie placz, jesteš porzadna dziewczyn^, a nie beksa. W takich dziwnych okolicznošciach potaxzyta nas mocna wiež. Dužo rozmawialyšmy, pocieszatyšmy sie, chociaž czešciej to ona wpajaía mi po-zytywne myslenie. Podkrešlala, že nie jestešmy same, bo tak wiele osob | 1 '" ..... ,,„„.„, M *-» " " "10Ľ" T™*'" ..... .......ňsiSrfes^ \ ANNA ZÁHORSKÁ DO KRAJU OLBRZYMÓW CZTERECH KONKURENTÓW wvdawnicTWO m. akcia w WARSZAWIE BIBLJOTECZKA TEATRÁLNA SERJA MSSKA lí* »» W PIEKLE Z1EMI KOm»yJKA w dv/óch aktach BIBLJOTtCZKR RELIGIJMO-OŠWIftTOWn TOM 6 IIANNA ZÁHORSKÁ (Savilri) ŽOitilERZE-RVCERZE W A R S Z A W A NMO.fvnE^ 1NSPEKT. KS. KS. SALEZJANÓW ! 9 3 wnRSznwft ' 1922 KURJft BISKÍ-IPIH WOJSK POLSKICH leszcze na Pawiaku pani Irena poznala poetke Anne Zahorskq. Oto niektoré jej utwory. 'Abiory Biblioteki Narodowej _:_• _■ 2i /.ostalo aresztowanych, a rzekomo niejednemu mlalo siejuž wyj.šé na wol-nosé. 'ľylko dzifki poznanej w cel i kobiecie przetrwalam wigzienie na Pa-wiaku. Przy niej weszlam w petnoletniošč 9 lipea 1942 roku skonezytam osiemnascie lat. Anna Záhorská7, bo tak sie nazywata ta kobieta, byla przedwojenna pisárka, poetka i mocno zapísala sie w moim žyciu. Kiedy ja poznalam, wy-gladala na pieedziesiat kilka lat. Rozmawiala ze mna o poezji, deklamowala wiersze, pytala, co lubie czytač, i opowiadala o sobie. Rozwažatyšmy sens ukryty w niejednej powiešci i dramacie. Starala sie, jak tylko mogla, odwró-cič moja uwage od traumy zwiazanej z wojna i tesknota za rodzina. Trakto-walam ja jak druga matke, która wzieta mnie pod opieke. W wiezieniu doskwieral nam ziab i glód. Nie musze chyba tlumaczyč, w jaki sposób bylysmy traktowane. Szczešcie w nieszczesciu, že pani Záhorská byla warszawianka. Przychodzily do niej paezki z jedzeniem. Dužy chleb, kawalek masla, wedliny - to wszystko dzielila pomiedzy nas, ezesto dajac mi wiecej niž sobie. Miala w zwyczaju powtarzac: - Ja jestem juž stará, a ty mloda. Musisz jesc wiecej. Swoje pozytywne nastawienie przekazywala tež innym wi^žniarkom. Podtrzymywaía nas na duchu, a ja sie zastanawialam, skad ma w sobie tyle sily. Udalo sie jej to, co zamierzala. Dzieki niej uwierzylam, že cala ta maka-bra može skoňczyc sie dobrze, že jeszcze jest szansa. Tramwaj na Szucha 25 W czerwcu 1942 roku Niemcy zabrali mnie na pierwsze przesluchanie. Przez szpare w „budzie", która jechališmy, obserwowalam ulice. Zachwycalam sie kobietami w kolorowych sukniach, kwiaciarkami oblanymi letnim sloňcem, pozornie beztroskim, tetniacym žyciem šwiatem. Dlaczego nie moge byc jego ezescia? Czemu nie moge chodzič ulicami i z ich perspektywy przygla-dač sie wojnie? Czulam niesprawiedliwošč. Wolnošč byla na wyciagniecie reki, a jednak tak daleko. Ten gwar przywolal mile wspomnienia zwiqzane z domem. W tle slychač bylo jakaš melodie. Bylam jak zaczarowana. 7 Anna Záhorská ps. „Savitri" (ur. w 1882 r.) - polska poetka, powieáciopisarka i dramato-pisarka. Zmarta w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz. Ws/.ystkie jej utwory objaté byty w 1951 r. zápisem cenzury w Polsce, podlegaly natychmiastowemu wycofaniu Z biblioték. i i i ii.uii roziny.šLu' nad tym, co mnie za chwilf ezeka. Nagle z zamyslenia \s>\ i w.ilo mnie szorstkie: Aussteigen!6. I tak znalazlam sie; w siedzibie Gestapo, przy alei Jana Chrystiana Szu-Im [5. < :liwilv póžniej bylam w „tramwaju", czyli zbiorowej celi. Byl to dlu-11 mi ytarz, gdzie wiežniowie, siedzac w rz^dach, ezekali na swoja kolejke do .i.m. W/dluž korytarza staly dtugie drewniane lawki. Rzeczywiscie ko-| i u / przypominal tramwaj. Z jednym wyjatkiem. Prawdziwym tramwa-i• iii |c/tlzilam na zákupy, w odwiedziny do ciotki, ezasami na lody z mama. Nikl nie wie, jak balam si£ „tramwaju" na Szucha. 1 rena Jankowska - rozleglo si§ echem po korytarzu. Osadzili mnie. Nic |>ylali, tylko stwierdzali, co robilam, kiedy, z kim. Zaprzeczalam, wiec h mnie bič. Do tortur stosowali palki, pejeze, kije... Nie pomoglo nawet ulit nic w lekkim rozkroku, choč slyszalam od koležanek z celi, že to ulžy I n ílu. W pewnym momencie ból spowodowal, že stracilam przytomnošč. Pierwszy transport osob z naszej celi odbyí si§ w sierpniu. Wtedy do Oév lecimia wywieziono mojq przyjaciólke i opiekunke, pania Ann§. To by-i i itrata tak bolesna jak rozstanie z rodzina. Wkrótce wywieziono tež moje-im i.itc. Balam sie, že wiecej go nie zobacz§. Pamiftam, že kiedy pani Anna opuszczala cele, podala mi blaszana I mi./ke i kázala otworzyč dopiero, kiedy wyjdzie. Zabronila tež dzielenia sie I mis zawartošcia. Musisz to przežyč - powtarzaía, wychodzqc. W puszce byly witami-ny i može to one dodaiy mi wtedy fizycznych sil do przežycia. Dziš w koňcu in listem. Czas bez pani Zahorskiej dlužyl sie okropnie. Znów ogarnelo mnie przy-tllfbienie. Czasami zastanawiam sie tylko, co by bylo, gdyby nie mnie upa- Ii / yla sobie moja Anna. Gdyby to inna osoba zwrócila jej uwag£, wzbudzila podobne emoeje. Czy moglabym to wszystko opowiedziec? Wiadomošč bez odbioru (izternastego paždziernika 1942 roku równiež mnie zabráno do transportu. Bylo nas lacznie okolo piečdziesieciu dziewczat. Wszystkie wyprowadzono przed budynek. Stalysmy tak samo przejete, jak i zrezygnowane. Slyszalyšmy Qobozach koncentracyjnych, w ktorých ezeka nas ciežka práca. Ale kto wie-ilzial, ezego naprawde sie spodziewač? Nigdy dotad tak mocno nie targaly "Aussteigen (niem.) - wysiadač, wynocha. 23 ll ni) slomy ležala wychudzona postač, Kobieta, Moja Anna Záhorská, i linka, pisárka, przyjaciólka. Ležatá Uľnierajaca i patr/.yla przed sicbic. ľ.mi Anno! Pani Anno! krzyczalam przez t/.y. Spojrzala na mnie, m t\ sie zinienily i wyszcplala: I )robnoustrój... Potem xamkncla powieki. Stracilam jíj po raz drugi, ostatni. iiui.i iH'iwy i strach. Nic wiedzialam, dokad ledziemy i czyjeszcze zobacze. rodzinf. Gdzieá w sercu ilila sic nadzieja, že uda nam sic to przetrwač. Cho24! - ustyszalam kobiecy glos. To byt mój numer. Poderwalam si? I n?lam: I utaj jestem! Tutaj! Podeszta do mnie mloda, ladná dziewczyna o niebieskich, wielkich u li i kr?conych blond wíosach. Wr?czyía mi paczke;. Sytuacja powtarza-l.i nic kilka razy. Te pakunki uratowaly mi žycie. Byly w nich leki. Dzisiaj .....i, že podal mi je potajemnie wi?zieň, który byl w obozie lekarzem. O t? .lug? poprosil go mój tata. < lhociaž nie bylo przy mnie rodziny i przežywalam te koszmarne chwi-i imotnie, ciagle czulam obecnoše bliskich. W každej možliwej sytuaeji czy i< iženiu stawiali moje žycie nad swoje. Kto wie, ile tata z lekarzem musieli iryz ykowač, aby podač mi leki, a wczešniej list i buty? O tym wiedzsi tylko ..... A ja, jako jedna z wi?žniarek, mog? si? tylko domyslač. Misja (Vfus wszczepiony podezas eksperymentu nie pokonal mnie. Nie zastana-wi.ilam si? nawet, kiedy wiosna 1943 roku zaproponowano mi nocne dyžury n.i rewirze. Niedlugo póžniej dziewczyna z Krakowa, Helena, z która si? i|'izyjažniíam, zalatwila mi posad?archiwistki wzast^pstwie kobiety, któ-i.i /.marla. Šmierč przestata dziwič. Jeszcze kilka miesi?cy ternu na mysl 0 niej czulabym panik?. Teraz šmierč jednej osoby stawala si? szansa dla Iniiej. Ja tež skorzystaiam z tej okazji. Praca archiwistki byla zdecydowanie lepszym zaj?ciem niž wszystko, 60 do tej pory robilam w obozie. Dzi?ki ternu, že znalam niemiecki 1 potrafitam pisač na maszynie, radzilam sobie dobrze i s^dz?, že to pozwo-lilo mi przežyč Oswi?cim. 27 Przez clwa lata byiam szrajberkq10, która przyjmowata chorých, wypisy wala karty chorob, micr/.yla tempera!urc. Mialam dach nad giowa, wicks/.c porcje jedzenia i czyste ubránia. (:hoc zaječic nic bylo zbyl uciažliwe fizycz-nie, bylo przejmujace. Co dzieú ogladatam ryse, nagie i wygiodzone kobiety. Ich ciala niemal cate pokryte byiy wrzodami i ranami. Oczy przepeínione bolem. Tam poznalam „czlowieka, który niósl šmierc", slynnego doktora Josefa Mengele. Kiedy robil obchod na rewirze, wystarczala sama jego obecnošč, by pielegniarki i wiežniowie drželi ze strachu. Byl nieobliczalny. Nie možná bylo przewidziec, co zrobi, jakie decyzje podejmie, kogo zechce ušmiercič. Milczal. Nie sposób bylo odgadnac, o czym mysli, co nim kieruje. Gdy przychodzil, w brudzie i smrodzie obozowego szpitala nagle znaj-dowaly sie biale przešcieradla i koce. Za každým rázem byly odwszone! Wi-zyty nie trwaly dlugo. Mengele dwa razy obchodzil lóžka. Na kartách wy-branych pacjentów stawiaí krzyžyki. Jeszcze tego samego dnia wskazane osoby otrzymywaly zastrzyk z fenolu w serce i zostawaly wywiezione do pieca kremacyjnego. Praca w rewirze stala sie dla mnie misja^ Chcialam i ješli tylko moglam, ratowalam ludzi. Robilam wszystko, co moglam, žeby pomoc chorým kobie-tom przežyc. Dawalam dodatkow§ porcje leków, o ile taka byla, wiekszy kawalek chleba, gdy te chore na tyfus z powodu braku apetytu nie zjadly swojej porcji. Najwiekszym ryzykiem bylo ingerowanie w karty chorých. Rázem z Boguslaw^ Czuprynówn^, która pracowala ze mn^, czasami zamie-nialyšmy karty chorých. Zdarzalo si£, že „krzyžyk" od lekarza decydujacego o tym, kto ma trafic do gazu, otrzymala osoba, która miala szanse na prze-žycie, podczas gdy umierajaca zostala. Podmienialyšmy wiec karty. Ratowa-lyšmy te, które mialy wiecej szans na ocalenie. Pomagali nam wiežniowie, którzy przemycali leki. Bral w tym udzial takže mój ojciec, który na tyle, na ile mógl, wspieral nas z obozu m^skiego. Oprócz doktora Mengele, w którego rece trafilam w imie^ pseudome-dycznych eksperymentów, osob^, która przeražala mnie najbardziej, byla Niemka nazywana „Czarna^ Mija". Na rewirze od czasu do czasu pojawialy sie kobiety w ci^žy. Zawsze staralysmy sie ratowač matke i dziecko, ale niestety bardzo rzadko si§ to udawalo. Mija miala w zwyczaju brač na rqce žy we noworodki i wrzucač je do rozpalonego pieca. Po moim wyjšciu z Auschwitz czesto wracala do mnie 10 Szrajber, z niem. Schreiber - pisarz blokowy. W szpitalu obozowym do obowiazków szrajbe-ra lub szrajberki nalézalo m.in. uzupelnianie kart pacjentów. řli, wyiywala mi z raniion cóteczkc i robila z nia to samo, CO /robila in.i nicwinnymi dziecmi. Na s/i zcšcic mialam lež oka/je pracowač /. pania Slanislawa Leszczyn-1 lylko uiocl/.ilo sic jakicš dziecko, starala sie natychmiast je prze- i nkryc przed Czarruj Mija. I 'cwnego dnia ktoš mi powiedziat, že grypsy taty, które docieraj^ do mnie, \ ncgo czasu wysyla brat. Ojciec juž nie žyl. Pamietam, že kiedy dowie-' -1 1111 sic o ly ni, ogarnela mnie pustka. Obiecalam sobie przeciež, že wszys-II, leszcze spotkamy. Myslalam, že oszaleje. Šmierč byla w Auschwitz In ibccna. Ale nie da si£ z ni^ oswoič, gdy chôdzi o strate- kogoš bliskiego. Blok Smierci i ilui/owy rewirbylpodzielony nabloki. Wzaležnosciod rodzaju dolegliwo-ležniarki byly wysylane na odpowiedni blok. Ten o numerze 22 prze-;ony byl dla Niemek. Blok 23, gdzie przez dwa lata pracowalam, byl ■ iltii) izba. przyječ. Przyjmowane tam byly kobiety chore na grype i tyfus, /kujace, z uszkodzeniami košci. Stád najiatwiej bylo sie wydostač i po- .....i do pracy. Na bloku numer 24 lokowano chore na durchfall. Najgor- n/yiii barakiem w obozie byl Blok Smierci - o numerze 25. Kobieta, która na „dwudziestce trojce" dostala od doktora Mengele i i \ /yk, byla przenoszona wlašnie na „dwudziestkf pi^tk^". W tym bloku . lim y mi zajmowaly sie najcz^šciej Žydówki, a gdy ktoš tam trafil, niewielkie byly jego szanse na wydostanie sie z Auschwitz-Birkenau w inny sposób niž l*i řez komore gazow^. Kiedy pod koniec mojego pobytu w obozie przeniesiono nas do obozu nu. icrzystego Auschwitz I (mcpžczyžni zostali z niego wczešniej przetrans-portowani do innych obozów), nakazywano nam, abyšmy podczas apeli pa-li / y i y na wi^žniarki wieszane dla przykladu. Slyszalam, že dwadziešcia je-den dni przed wyzwoleniem obozu powieszono cztery Žydówki, które i lostarczyly Sonderkommandon materiály wybuchowe. Za ich pomocq wiež-mowie w znacznej cz^šci zburzyli krematorium IV i podjali próbe^ ucieczki / obozu. Niestety nie byla ona skuteczna. 11 Sonderkommando (niem.) - specjalne grupy robocze wi^žniów pracujace w komorách gazo-wych przy wynoszeniu zwlok, w krematorium przy wyrywaniu zlotých ziíbów i páleniu zwlok. W obozie žyli odseparowani od innych wie^niów. Jako šwiadkowie dzialania šmiercionoánej machiny byli co jakiá czas zabijani i zasttjpowani nowymi wifžniami. 29 Poezja To ksiažki i poezja pomogly mi przctiwaé psychieznic pobyl w obozie. Mo-g? smialo stwierdzič, že Opatrznoáč zsylala mi osoby, którym - lak jak m nie - nie byto oboj?tne stowo pisane. Najpierw pani Záhorská, która okázala si? dla mnie kimš znaeznie wiecej niž tylko znajomq pisárke). Póžniej, na rewi-rze, poznalam niezwykh) kobiete, która tworzyía poezj? obozowč}. Pisala olówkiem na papierze. Može zdziwi kogoš fakt, že miala do dyspozycji papier i olówek. Tego akurát w obozie nie brakowalo. Chlopcy donoszacy nam grypsy z paezkami mogli przyniešč i zalatwič - co oznaezalo ukrašč - wszystko. Poznaná przeze mnie poetkt] byla Krystyna Žywulska12. Jesli w takim miejscu jak Auschwitz možná mówič o szcz?áciu, to wlašnie ono lub jakaš jego postač spotkaly mnie przez t? znajomoáč. Gdy pani Krystyna Žywulska trafila do obozowego szpitala, stwierdzo-no u niej tyfus. W karcie choroby wpisalam jednak goraczk?. Gdyby lekarz obozowy spostrzegl w karcie paejenta chorob? zakažn§, móglby, co ezasami si? zdarzalo, przeniešč kobiet? na Blok Šmierci. Žycie pani Krystyny bylo zagrožone nie tylko przez chorob? i obozowa_ codziennošč petnq niebezpie-ezeňstw. Wiersze, które pisala, úkazywaly prawd? o obozie, dlatego jej poezja przeszkadzala Niemcom. Wystarczy przytoczyč tytuly utworów: Marsz przez brame czy Apel poranny. Zamienilysmy wi?c karty chorých, kart? pani Krystyny przypisatyšmy kobiecie, która byla umierajúca. W ten sposób ocalilysmy Žywulskiej žycie. Gestapowcy mieli oko na poetk? lagrow^. Zastanawiam si?, jak jej wiersze wpadly w r?ce Niemców, i wydaje mi si?, že powodem byla zwykla nie-ostrožnošč. Nie saxiz?, aby ktos doniósl. Ta poezja nas, wi?žniów, l^czyla. Aby w obozie nie oszaleč, próbowalyšmy róžnych sposobów na zaj?cie mysli. Špiewalyšmy piosenki. Czytalyšmy wiersze Krystyny Žywulskiej. Byly smutne, ale pomagaly pogodzič si? z losem, jaki nas spotkal. Oto jeden, bardzo poruszajacy: 12 Krystyna Žywulska (wlašc. Zofia Landau) - ur. 1914 r., zm. 1993 r., polska pisárka, felie-tonistka, autorka tekstów piosenek i graťiczka žydowskiego pochodzenia. Jej najwažniejsze d/.iela to m.in.: pamietnik Przežytam Ošwiecim, powiešč Pusta woda oraz Wiersze Ošwifcim-skie. Pisala takže teksty piosenek, m.in. Taka jestem zakochana i Taňcz ze mnq, taňcz. list niewyslany /v i- do < iebie, Mamo, i o mlesiqc list qficjalny. ttwszc prawie to samo, Iľk Jwažna Nii rcwirze pracowaiam dwalata. W latách 1943 i 1944. Chociaž praca z cho-miiii byla przygnebiajíjca, poczuwaiam sie do odpowicdzialnošci za žycie (\ < 11. którzy žyč mogli, a ja mogiam im pomoc. Kiedy pracowaiam tutaj, In lo mi lež tatwiej walezyč o siebie. Nie wygladaiam zle. Dužo pomagal mi hul. .i dodatkowe poreje jedzenia, które otrzymywaiam od niego, cz^sto ptldawalam chorým. Mieszkatam w drewnianym baraku, gdzie panowaly || ps/.e warunki žycia niž w murowanych budynkach. Pewnego razu jakiš |l I ii/, niezadowolony, že pracují} tu tak mtode dziewczyny, krzykn^í „Rauš!" l u,is wypedzií. Wtedy nagle poezutam w sobie wielkí} odwag^ i podesztam dn nowego komendanta obozowego Auschwitz-Birkenau. Komendancie, pracowatyšmy z koležankami w rewirze i dzis zosta-l\ .my wyrzucone. Ponoč jestesmy za mtode. Prosze; nas nie przenosié do Innego obozu - powiedzialam. lak wam tu dobrze? - zapytal i spisal numery obozowe moje i kole- /anek. Batyšmy si^, že zostaniemy przeniesione gdzie indziej i znów b^dziemy j.iko Zugang1* zle traktowane. Tu bylo okropnie, ale kto wie, czy w innym " K. /ywulska, List niewystany (12.1943) \w\: Na mojej ziemi byl Oéwiecim, dz. cyt., s. 325-327. 1' Zugang (niem.), w gwarze obozowej tež „cugang" - nowo pr/.ybyli do obozu wiežniowie. 33 miejscu nie l>ylol>y jeszcze gorzej? W Brzezince przynajmnlej znalyšmy zasáti y. Wiťtlzialyšmy, nn CO možľiny sobic po/woliť. Weszlam zadowolona do baraku i pochwalilam sie koležankom, co zrol bilam. Sadzilam, že dzieki ternu nigdzie nas nie wywioza. Dziewczyny jednak zaczely ptakač i krzyczeč. Byty przekonane, že po moim wyczynie na pewno spotka nas kara lub transport w nieznane. Ogarnela mnie panika. Može mialy racje? Po co ja to zrobilamľ! Dziewczyny obawialy sie tež, že za moja zuchwalošč možemy zostač przeniesione do Puffu15 - obozowego domu publicznego. Niektoré kobiety szly tam z wielka^ checia, my jednak sie balyšmy. Bylyšmy ladne i zdrowe. Kto mógl wiedziec, co komendantowi przyjdzie do glowy? Mialyšmy znajoma^ w dziale politycznym. Byla Slowaczkíj i miala na imie Wala. Bez zastanowienia, jak tylko nadarzyla sie okazja, posziysmy do niej. - Wala, ratuj! Glupote zrobilam, podatam komendantowi nasze numery! - opowiedzialam dokíadnie, co sie stalo. - Jesli przyjdzie jakies polecenie, to na pewno przez wydzial polityczny. Pomôž nam - prosilam. - No tak, rzeczywišcie narobilaš problému - przytakn^la Wala. Na szcz^šcie wypatrzyla, že zwolnily sie miejsca w tak zwanej KanadzieKl. Práca tam polegala na zakladaniu kart i rejestrowaniu ubraň nowo przybylych wi^žniów. Wsadzalyšmy ciuchy do worków i oznaczalysmy je numerami nadanými wiežniom. Byla to dobra práca, bo w pomieszczeniu i nie narážala na šmierč tak bardzo, jak zajecia poza obozem. Kiedy jq rozpoczelam, czes-to wspominalam swój przyjazd do Oswieximia. Od Žydówek pracujacych w lagrze obok oddzielone bylyšmy tylko dru-tem kolczastym. One przyjmowaly nowe transporty ludzi i odbieraly od nich ubránia, pakunki, torby z osobistymi rzeczami i kierowaly przybylych do kapieli. Wiadomo, co to byla za „kapiel". Bardzo czesto warunki przewoženia Žydów byly tak potworne, že wiele transportów doježdžalo z martwymi ludžmi. Esesmani otwierali wagony, a ciaía nieboszczyków wypadaly na rampe. Póžniej hitlerowcy dobudowali czešč rampy bližej krematorium, aby przewozič ciala krótsza^ trasa. Widzialam niekiedy, jak wychodzily z wagonów cale rodziny. Mežczyzn oddzielano od 15 W nazistowskich obozach koncentracyjnych funkcjonowaly domy publiczne, zakladané przez Niemców w ramach systému moty wacyjnego dla wiežniów. W obozie Auschwitz I dom publiczny zatožono w sierpniu 1943 r. Miešcil si§ w bloku 24. 16 Kanada - magazyn do skladowania zagrabionego mienia Žydów, ofiar zaglady. Práca w Kanadzie byla w obozie uwažana zajedná z najlepszych, obok pracy wkuchni i magazynach žywnosciowych. Stád zapewne powstala nazwa - Kanada kojarzyla sie^ wówczas z krajem dobrobytu, w którym žyje si£ w sytošci i dostatku. ■ l/icinii. Do konioi gazowych pod piclckslťin kapiel i prowatlzono pi • I ii m 'do prai y mal k i z maluchami. A lam juž tylko cyklon B i piece... Iťbi ano wiežniom przedmioty wysylano do Niemiec. Zdarzalo sie, že MUlrtwk I pľ/.ťľzucaly nam ladne ubránia przez druty. ii ii n|.n w Kanadzie, nie mieszkalam z pozostalými wiežniarkami iiiow.inych i zaniedbanych barákách, przypominajaxych jaskinie, tyl-ilirwnianych, položonych blisko miejsca pracy. Tu koje byly czystsze, i h iimvľ... W Kanadzie pracowalam juž do samego konca. Do Marszu n i, w którym bralám udzial. I 1 Ictnnastego stycznia 1945 roku, w dniu ewakuacji obozu w Aus- ii i a/cm /. innymi wiežniami wyruszylam do Wadowic. Szlismy przez n li I. 11 m pol nymi drogami, lasami i przez laki. Nie mielišmy nie do jedzenia, nIhiI/U- w vvioskach, które mijalismy, nie zawsze byli na tyle žyczliwi, aby dač ns /.ješč. Szlismy grupami, nigdy osobno. Marsz byt równie niebez-ny, i o sam pobyt w Auschwitz. Niemieckim žolnierzom záležalo na idi ivvaniu naocznych šwiadków zaglady, jak^ urzadzili w obozie. Z Watlowic zabrali nas transportem do lágru kobiecego w Ravensbriick. Ilii |'iiiwadzonoeksperymentyidošwiadczenianamlodychdziewczynach. In.ino im kawalki ciala z nóg i wykorzystywano je do operowania nie-k ich žolnierzy. Wiele kobiet bylo poranionych, niektoré zostaly kaleka-iitru- /. powodu zakažeň zmarly. / poczíjtkiem kwietnia 1945 roku trafilam do obozu Neustadt-Glewe i intnocnych Niemczech, a 2 maja 1945 roku wkroczyly tam amerykaňskie i I .i. Žolnierze otworzyli szeroko bramy, oznajmiajac nam, že jestešmy • Im Nie pamietalam juž, co oznacza to slowo. Myšlalam tylko: do domu, mnu chce. A do domu tak daleko! Bylam przeciež w Niemczech. Mimo P /rkonywalam sam^ siebie, že wróce do mamy, tak jak napisalam na 11111 * wyrzuconej przez okno pedzaxego pociagu, która do niej nigdy nie irla. Chociaž ból po stracie ojca powracal každego dnia, žylam nadziej^, i ipotkam reszte rodziny. Ten koň jest mój! 1 Irupami opuszczalyšmy Neustadt-Glewe. Wrazze mn^ szly zaprzyjažnione l oležanki z obozu. Obóz byl položony kilka kilometrów od miasta. Bylam /tlľterminowana, chcialam wracac do domu. Bylam wolna! To mnie nagle iľ.ki/ydlilo. Wracam do rodziny. Bed? czytač, znów podejm^ náuke. Pogo-d/i,' sie z przeszlošci^. 34 35 Zobaczytam jakieá gospodarstwo, A tam furmanky, do której Niemiá zaprzfgal konie, /. przodu i z tylu wozu siedzenia byty obite mifkkim matd rialem. Nigcly wczešniej nie mialam slycznošVi Z lakim pojazdem! Ale c/y to wažne? Bylam ubraná w normálne ciuchy dzifki Žydówkom, które zza drti tów w obozie przerzucaly nam rzeczy pozostawione z transportów. Z wygkj du nie przypominatam juž wiežniarki, która bylam. Odwažnie podeszlam do mežczyzny. - Bierzemy ten wóz i konie, bo S4 nam potrzebne - powiedziaiam sta-nowczo. Koležanki staty wystraszone za mn^. Niemiec zupelnie nie przejal sif tym, co mówiiam. Stwierdzil tylko, že jestem bezczelna. Zlapalam go za ramiona i zaczeJam mocno nim potrzasač. Krzyczatam, že ma natychmiast odejšc od koni. Skad znalazJam w sobie tyle sily i pewnošci siebie? Nie wiem. Tak czy inaczej, koležanki wiaezyty sie do szarpaniny i zaczeJy krzyczeč, že zabieramy wóz i koniec. - Juž cie nie ma! Konie sa nasze, wynocha! Ciagle nie wierze, že to zrobilam. Niemiec sie wystraszyt i odszedl. Ja, niedošwiadczona dotad w powoženiu, wsiadJam na wóz, zlapalam za lejce i ruszyiam z impetem. W strone domu. W ten sposób dostalyšmy sie do Irena Wisniewska w sanatorium w Kudowie- -Zdroju, 1957 rok (na obu zdjeciach). Fot. Archiwum rodzinne 36 Szczecina. Ze Szcze< lna i><>i iQglei.....•• \ U ímy do Wárszawy, Poci^gjechl bardzo dtugO, zatrzymywal sic nouj i sl.il |><> kilkadzicsiat ininul, czasaml dlužej. Nie mialyšmy ze soba jedzcnia ani pieniyil/y. W c/.asic postojów biegatyšmy do opustoszafych domów, z których calkicm niedawno poucio-kali Niemcy. Wymykajac sie w pošpiechu, nie wzieli ze sobi} wielu rzeczy. Dokiadnie tak jak my, kiedy zabierali nas do obozu. W ich szafkach znaj-dowalyšmy jedzenie. Nie bylyšmy wiec giodne. Na kolejných stacjach kole žanki, z ktorými opuscilam obóz, wysiadaly i wracaly do domów. Dojecha-íam do samej Wárszawy i udalam sie do Malkini kolo Ostrowi Mazowieckie gdzie mialam przyjaciólke z dzieciecych lat. Stamtad zawiadomilam mame, która od razu przyjechala po mnie konno. Nastepnego dnia wrócil mój brat Henryk. Žycie jeszcze raz Przez dlugi ezas po powrocie z obozu nie mialam menstruaeji. Myslatam, že nie bede mogla mieč dzieci. Musialam przyzwyczaič sie do žycia na nowo. Kiedy ktoš sie šmial, nie wiedziatam, jak sie zachowač. Nie umialam tego robič. W 1945 roku zainteresowaty sie mna wladze. Bylam inwigilowana, od-rzucilam propozycje pracy, jaka mi zložono - w Urzedzie Bezpieczeňstwa - i wszelkiej wspólpracy. Pewnego dnia ktoš mnie ostrzegl: - Uciekaj, bo przyszedl na ciebie ezas. Wladze rozpoezely lapanke bylých czlonków AK. Zdažylam uciec do Wroclawia, gdzie mieszkal mój brat. Ciežko bylo mi wyježdžac, dlatego nie zrobilam tego wezešniej. Tata nie žyl, chcialam pomoc mamie. Bylam dorosia, zamierzalam pracowač. W 1947 roku wyszíam za mqž. Mój maž tež byl w AK. Do Wroclawia, na tak zwane Ziemie Odzyskane, uciekl z Wolynia, aby zatrzeč po sobie slad - jak wielu akowców. Rok po šlubie urodzilam córke. Byla wezešniakiem, a ja nie mialam pokarmu, pewnie przez došwiadczenia z obozu. Siódmego mája 1952 roku na šwiat przyszedl mój syn. We Wroclawiu pracowalam w Polskich Zakladach Zbožowych. Zdalam mature, ale na studia nie dostalam sie z powodów politycznych. Do Wárszawy wrócilam w 2000 roku z powodu choroby serca mojego meža. Sam profesor Religa operowal go w stolicy. Spelnilo sie moje dawne marzenie. Córka Liliana zostala lekarzem. Bardzo dobrým. Profesorem. Syn po zakoňczonej edukaeji rozpoezal prace jako Wišniewska w mundurze podporueznika kombatanta. Fot. Archiwum rodzinne rowca. Czas nie zaleezyl ran z przeszlošci, ale nauezylam sie z niq žyc i.tiilzie. Czy moglam zrobič cos innego? Mialam tež czas na rozwažanie poezji i czytanie ksiažek, które tak I •>, li.un. Wierze, že smierč tak wielu ludzi w Auschwitz nie poszla na marné. A ta irstka uratowanych na rewirze, ukrytých przed esesmanami, warta byla n,i|wickszego nawet ryzyka. Ich losy to nowe historie tetniace žyciem. Wie-i/c, že jestem tu dziš dzieki radom, jakie dawata mi pani Záhorská, i sile Mynacej z milošci do rodziny. 38 li. , .1,Wy : 84457 Ula ma 7 lat, Warszawa 1943 rok. Fot. Archiwum rodzinnt Jll.A KOPERSKA v. domu Kublik fOdlona: 14 mája 1936 roku w Warszawie il o wywozki do Auschwitz-Birkenau: 12 sierpnia M i oku (bony koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau, ii hfn-nhausen 11 i jicwiiic može sie to komus wydač niedorzeczne, jednak i byl lo nasz caly dobytek (chleb). Stracilišmy go. A /,/////(•;/ moment to byla najwieksza strata w žyciu. URSZULA KOPERSKA M ala dziewczynka z Auschwitz I in obozu trafik jako ošmioletnie dziecko. Odseparowana od rodziców l lu nta, nie zdawala sobie sprawy z tego, w jakim piekle sie znalazia. Opowia-il.i o gfodzie, strasznej t?sknocie i strachu. Jej wspomnienia to tež historia l nždego samotncgo dziecka w obozie. W baráku, w którym si? znajdowala, Wlczieň artysta rysowaí dzieciom na šcianie obrazki, które przetrwaly do ll/IS. Tématem KL Auschwitz Birkenau Interesuje lie, wielu ludzi. Milo pi trzeč, kiedy mtode osohy przychodza, na spotkania z nami, bylými wiežnií mi tego obozu. Na jednym ze spotkaň w muzeum oéwiecimskim zapytalan mlodí} dziewczyne, z jakiego powodu tu przyjcchala. W lakie miejsce, pelne smierci i tragieznych wspomnieň. Uj?la mnie swoja szezerosek}, kiedy po-wiedziařa, že nie umie sobie wyobrazič ogromu tego okrucieňstwa, jakie ludzie wyrzadzili ludziom. - Tego sobie wyobrazič nie možná. Nie staraj si? wiec tego robič - oj powiedziatam. Wierz? w przeznaczenie. Žyj?, bo widoeznie tak mialo byč. Trzykrotnie stafctm pod múrem, ezekajac na rozstrzelanie. We mnie i moich bliskich wycelowana byla niemiecka broň. A jednak przežylam. Jeszcze teraz to wiázq Kiedy mialam trzy lata, rozpocz?la si? okupaeja. Z bratem Jackiem i rodzi-cami mieszkališmy wtedy na Olesiňskiej 4. Dia tak malego dziecka pewne Kvvy nic s;} zrozumiale. Patrzylam na otaczajacy mnie šwiai, dziwiac sie. ■p nkktórym zdarzeniom. 'IVudno wytlumaczyč t rzylalce, dlaczego w dolítal uje jedzenia, skad ten strach i nieustanny stres. Mój ojciec byt czlon-Ihh \ unii Krajowej. Dziatal w konspiraeji. Jego akeje zostaty zauwažone ii.ipu zaczeto go szukač. Nie znam dokladnego powodu, dla którego H.....\ (|h ieli go aresztowac. Wiem natomiast z opowiadaň mamy, že bra- 41111' hily powiedzialkiedyš: ( lociu, gdybyš tylko wiedziala, co wujek w tej konspiraeji robit! W c/asie okupaeji mama nie chciata wiedzieč, czym zajmuje si? ojciec. lilii nie, že jesli i j4 ztapi^ gestapowey, torturowana wyjawi, gdzie jest tata. I ipi iwcy cz?sto przychodzili do naszego mieszkania i dokonywali rewi-uTidali do szuflad, jakby szukali czegoš konkretnego. I oczywišcie do i |uzeciež tata mógl si? tam ukryc. W domu jednak go nie znaležli, waž skuteeznie si? ukrywal. W 1943 roku posztam do pierwszej klasy. Gdy 3 grudnia 1943 wracalam I tily, na ulicy panowata cisza. To bylo dziwne. Nie ježdzity samochody. Ili l, przy rogu ulicy Pulawskiej i Olesiňskiej zostal zablokowany. Echem .1 si? tylko odglos donošnych salw. Przybieglam wystraszona do domu, Ula Kublik z rodzicami i bratem Jackiem przed wojnq, park Dreszera, Warszawa. Fot. Archiwum rodzinne 43 I lil mil l 'In k iihlik. Mokotów, Warszatita. Fot. Archiwum rodzinne Plerwsza Komunia Swifta brata Jacka, Warszawa, 1943 rok. Fot. Archiwum rodzinne gdzie mama z sasiadkami juž sie modlily. Wiedzialy, co sie dzieje. Przy Ra-kowieckiej rozstrzelano Polaków. Tego dnia mialy miejsce uliezne egzekucje, podezas których zgineto stu osiemdziesieciu Polaków. Niemcy zabíjali dzie-sieciu naszych za jednego swojego17. Nawet przez nasze okna slychač bylo strzaly. Kobiety trwaly w modlit-wie. Bylam wystraszona. Dopiero kiedy ucichly odglosy tragedii, moglysmy 173 grudnia 1943 r. na podwórzu spalonego domu przy ul. Putawskiej 21/23 oraz obok zajezdili tramwajowej przy ul. Pulawskiej 13 Niemcy przeprowadzili wielka egzekucje polskich zaklad-ników. W niemieckim obwieszczeniu podáno nazwiska 100 rozstrzelanych. Z informaeji przekazanych przez konspiracyjna komórke na Pawiaku wynikalo jednak, že tego dnia wywieziono na šmierč 112 mežczyzn. W gronie ofiar znaležli sie m.in.: Stefan Bryla (profesor Politechniki Warszawskiej, posel na Sejm RP), Stanislaw Siezieniewski (aktor i režyser teatrów wileiískich i tódzkich) i Henryk Trzonek (artysta muzyk, kierownik kwartetu smyczkowego Polskiego Radia). Zakladników rozstrzelano w odwecie za atak na niemieckie „budy" policyj-ne, przeprowadzony w tym miejscu poprzedniego dnia przez žotnierzy AK. / ilomu. Ruch na ulicy zostal wznowiony. Poszlyšmy wif c na miejsce ,|.....1111, aby oddač hold zamordowanym. Mama zabrala mnie ze sobq, wzie- jn k wl.il ki i ruszylysmy w kierunku Rakowieckiej. W takich sytuacjach to ja n /yszytam mamie. Brat byl juž za dužy. Miai wówczas dwanašcie lat. i l y m byl chlopcem, mogli go aresztowač. I tolartyšmy na miejsce. Do koňca žycia bede miala te obrazy przed m KUini. Byta tam zajezdnia tramwajowa z wrotami z drewnianych sztache-1.1 Ib na nich wisialy strz^py rozstrzelanych przez Niemców mežczyzn. Niemieckie dzielo sadyzmu i okrucieňstwa. W pamieci utkwila mi kobieta lihl nna cala na ezarno. W dloni trzymala biala chustk^, do której zbierala ze IRlm het szczqtki rozstrzelanych cial. Widocznie zgin^l tu ktos jej bliski. ľierwszego sierpnia 1944 roku wybuchlo Powstanie Warszawskie. Trzy |nl | (óžniej do naszego domu przyszli hitlerowcy i Ukraiňcy. Wypedzili nas ■Od mur. Panowal straszny zam^t, ludzie plakali i glošno si§ modlili. Bylo nas Dkolo osiemdziesieciu osob. Kobiety, mežczyžni, dzieci i starey. Pamietam 44 I.I .III .1 brutalnoéé sotdatów, mojej ciotce zerwall silq z palca obriezke, innym la bielom wyrywali Z USZU kokzyki, zahnali vvszyslko, co bylo warlošciowc Czekališmy,kiedyzaczn§strzelač.Sytuacje,w ktorých obawialiámysie, že n zabijq,powtórzyly sieaž trzy razy. Oslatciznie wpedzili nasdopiwnicy w i szej kamienicy. Dom zostalpodpalony, a przez okienka do piwnicy wrz no granáty. Niepokoilismy sie, co bedzie dalej. A oni krzyczeli po polskui „Wychodzič!". Mama sie bala, že dom siq zawali. Wolala umrzeč od kuli, niž dusič sic pod gruzami. Wtedy podjela decyzje - byla to chyba najtrudniejsza decyzji w jej žyciu. - Idziesz z nami czy zostajesz? - zapytala taty. Ojciec byí žolnierzem. Nie mógl tak po prostú oddač sie w rece wroga. - Stasia, nie moge. Ješli coš wam sie stanie, a ja przežyj^, to wtedy wyj-de i przynajmniej zabije jednego z nich - odpowiedzial. Minnic schody wypi'owail/.ily nas z piwnicy. Kieily znalazlyšmy sie na H i|i mama powiedziala do hitlerowca stojacego przy schodach: |i h musicie, to zabijcie najpierw dzieci, a póžniej mnie. 1 'n / íľonicznym ušmiechem odrzekt, že zabijaja tylko „bandytów". i in fest w piwnicy? - zapytal mamy Mlcszkaňcy kamienicy. Wlcily ponownie kázali opuscič piwnice. Gdy ludzie wyszli, Niemcy |)| Im ivszlc cenných rzeczy. Zapfdzili nas z podniesionymi rukami na | I i 'I, do domu Wedla, a kamienka plon^la. Nii ľulawskiej przejžii nas inny konwój. Pedzili nas przez ulice do Wloch i W n v.ivvy. Tam zaladowali do pocičjgu i wywiežli do Pruszkowa. Na-U| wsadzili nas do bydl^cych wagonów i wyprawili w kilkudniowa. po-nleznanym kierunku. Gdy czasami pocia^g sie zatrzymywal, Polacy ■ ill na m wode lub cos do jedzenia. Niemcy do nich strzelali. Itni obraz ojca Pierwsza Komunia Šwieta Uli, Warszawa, 1946 rok. Fot. Archiwum rodzinne nu ii pociag zatrzymal sie na dobre. Byl 12 sierpnia 1944 roku. Mijaty K»i.l/in \. .i nas nie wypuszczano. Nikt sie nawet nie domyslal, gdzie jestešmy. I \ II n pi / c/, male okienko dostrzec možná bylo rzedy baraków i ludzi w pa-llnlnn li Nagle któryš z pasažerów krzyknat: „Oswiecim!". W wagonie zapanowala panika. Dopiero gdy nastala noc, otworzono i i k,i za no nam wysiadač. Od razu oddzielono na jedna^ strone m§ž- ii i pognano ich pierwszych. Tata, mijajac nas, poslal w naszci strone i i u ižegnania. To byl ostatni raz, gdy go widzialam, i tak go zapami^ta-i i ibiety z dziečmi ustawiono na rampie piatkami. Na szczešcie mojego i polraktowali jeszcze jako dziecko i zostal ze mna^ i z mama. Ja mialam ■ /.is osiem lat, a brat dwanašcie. Wpedzono nas do pustego baraku. Nie dostališmy ani wody, ani je-■fnlit. Swial wiecznie toczywojn^ m od zakoňczenia II wojny swiatowej jeszcze nie bylo jednego dnia, ;< Izieš na šwiecie nie toczyly sie wojny. Niestety, walka tkwi w ludzkiej i.iliu/c. Sam Hitler zamordowal miliony ludzi, ale wszystko odbylo si£ blalych rekawiczkach, bo kto inny dokonywal za niego zbrodni. 46 Al To samo miato miejsce w oboza< h, Komendantura niemiecka rzadkl 1! bezpoárednio dopuszczala si$ mordu czy katowania ludzi. ľo co mieli sobu- brudzič rfce, skoro byli od lego kapO18 i wi?žniowie Iunkeyjni? Nicmici chodzil w btyszczacych butach Z pejczem W reku, z psem i dumnie unicsio na gtowa. Jesli mial ochote, to bez iiprzedzenia mógl zabič klóregokolwiek j wiežnia. W obozie nie liczono sie z ludžmi. Mam wrecz wraženie, že im wiekszy I ból nam zadawano, tym wi^kszíj radošč mieli oprawcy. Rozstania W pustým baraku spedzilišmy dzieri, može dwa. Póžniej wstawiono tam j stoly, za ktorými zasiedli wiežniowie odpowiedzialni za spisywanie osobi- I stých rzeczy, które mielišmy oddac w depozyt. Mama miala na sobie kam i zelk? z kieszonkaj jeszcze w Warszawie schowala nožyczki, zwitek welny i sliczny, dziewczecy pierscionek, który otrzymala na osiemnaste urodziny. Kiedy póžniej oddali jej t? kamizelke, w kieszonce byly nožyczki i welna. Pierscionek zostal zagrabiony. Zagnano nas do sauny. Kobietom i dzieciom kazano rozebrač sie do naga. Dla mojej mamy to bylo niewyobražalne: rozebrač si? przed wlasnymi dziečmi! Wtedy po raz pierwszy zobaczylam nagie ciala doroslych ludzi. Róžnily si? od siebie. Jedné byly ladne, inne odražajace. Po wyjsciu z lažni rozpocz?to si? obcinanie wlosów. Moje šcinaía Polka. Kiedy je skrócila, po-wiedzialam do mamy: - Dobrze, že tu trafilysmy. Przynajmniej mi warkocze obci?li. W szkole za moje díugie, zaplecione w warkocz wlosy ciagn?li mnie chĺopcy. Co takie male, osmioletnie dziecko može rozumieč? Dla mnie liczy-lo si? wtedy tylko to, že nikt wi?cej nie b?dzie mi dokuczal. Pami?tam, že chcialam si? ostrzyc jeszcze w domu, ale tata byí przeciwny. Mówil, že jesli to zrobi?, on wyjedzie do Niemiec na roboty. Oczywišcie žartowal, bo lubil moje warkocze. Mama do obozu przyjechala juž z krótkimi wlosami. l8Kapo - w tzw. samorzadzie wiežniarskim okreálenie wiežnia nadzorcy komanda. Etymologie tej nazwy wywodzi si? zazwyczaj od wloskiego slowa „capo", co oznacza glowa, szef. Kapo posiadali praktycznie nieograniczona wtadze. Mogli dowolnie karaé wiežniów, popedzaó kijem, a nawet zabijač. Do ich obowiazków náležal m.in nadzór nad tworzeniem komand, skladanie meldunków o stanie liczbowym oraz zapobieganie ucieczkom. Po powrocie wiežniów do obozu i apelu wieczornym ich rol? przejmowali blokowi. Kapo mieszkali oddzielnie, zazwyczaj wraz z innymi uprzywilejowanymi wiežniami. 48 i i m. i poilc/.as pobytu w obozie ogolili mi glow? do skóry z uwagi na 11 inujniT si? wszy. Nie žalowalam wlosów. I )obrze, že je šci?li. Nie Elit i n li b ni zcsač ani u myč. t) ogolona glow? nie musialam si? martwič. I Num. dzieciom, pozostawiono nasze ubránia. Widocznie nie mieli ■ b niž standardowe pasiaki. Mamie przypadla ohydna sukienka, mi/ .1. koltem po sam pas. Okropieňstwo! Nast?pnie zap?dzono nas íl. ibiecy l;KĽy. Ustawiono stoly, wpisano nas na list? i przydzielo-ini numery obozowe. Od tego momentu bylam wi?žniem politycznym. i.l.l.i nm tm imi? i nazwisko, nadáno numer 84457, na czerwonym winklu ..i,!,,, ,l.i litera „P" - Polka. Mama dostala numer 84456, a brat 192761. Za-Hyml/ono nas na blok 16. Na razie bylišmy razem. limitki i zmartwienia Knŕilcfo ranka wyp?dzano nas na apel. Musialyšmy stač nieruchomo przez tvl. I, pul/in. Choč byl sierpieň, o wezesnej godzinie na ziemi dostrzec mož-i. lo s/.ron. W dzieň zas, gdy sloňce wzeszlo wysoko, panowal upal nie do ■yiľ/ymania. /.u liorowalam na durchfall. Mcczyta mnie biegunka, nie moglam przyjmowač i tak niewielkich por-il/enia. Na t? chorob? wielu ludzi umieralo! Tymczasem do obozu przy-mIh i i/ech m?žczyzn, delegowanych z obozu macierzystego Auschwitz I. 11 w Brzezince do wykonania jakieš prace, možliwe, že budowlane. Mama (loznala wsród nich znajomego i poprosila go o pomoc. Co ma ze mn^ ilili •' ( !zym wyleczyč? Czy jest tu jakiš lekarz? Córka ma wysoka goraczk?, biegunk?. Co im robič? A broň ci? Panie Bože, žaden lekarz! - odparí natychmiast. - Tu la nie ma specjalistów, dziewczyno - dodal, obiecujqc, že postará si? n,iiii pomoc. Jesli nie on sam, to poda przez innego wi?žnia „lekarstwo". I i f,c( zy wiscie. Nazajutrz jakiš m?žczyzna przyniósl mamie kilka surowych ......fli, które kázal skrobač lyžka. i podawač mi z przypalonym chlebem WCgiel i škrobia. Na bloku stal piecyk, na którym sztubowa gotowala dla |i bic posilki. Mama wykorzystywala go podezas jej nieobecnošci. Przypa-jony chleb z surowym ziemniakiem byt ohydny w smaku, ale skuteczny! Muniie udalo si? mnie wyleczyč. i Kl,, skrót od niem. Frauenkonzentrationslager - kobiecy obóz koncentracyjny. 49 - Nie dawaj jej tej wstretnej wody do picia - zaznaczai znajomy. Woda rzeczy wišcie byte brudna i šmierdzaca. Na jej dnie osádzal si? metný, podobny do benzyny osad. Nie tknelam jej juž do konca obozu. Pewnego dnia mama zauwažyía na moim ciele liszaje. Zostalam zapro-wadzona na rewir. Ješli choroba okazalaby sie zakažna, nie wrócilabym ze „szpitala". Mama si? tego bardzo baía. Tymczasem esesman w bialym lekárski m fartuchu przyjrzal sie moim zmianom skórnym i po polsku, choč nie-dbale, powiedzial: - Niezakažne. Može žyč. Bylam ulaskawiona. Wtedy nie zdawalam sobie sprawy, w jak powažnej sytuacji sie znalazlam. Lekarz mógl wydac wyrok šmierci, a ja kolejný raz jej umknelam. Po okolo miesiacu kwarantanny mame zabrali na inny blok. Wszystkie dzieci zostaly same. Nie bylo juž w pobližu mam, które mogly sie choc spo-radycznie z nami spotkač, przytulič nas i przyniešč swój chleb. Ale czasami, kiedy blokowa miala dobry humor, pozwalala na krótkie widzenia. fi kole i 21 sicrpnia 1944 roku brala zabrali na láger myski. Tam spotkal i i i iim 1,1/ widziai go 25 sicrpnia. To od niego dowiedzialyšmy si? i iii.un.i, žc talc wywicziono w nieznane. Zanim jednakspotkaíyšmy E|t |'i /«•/ blisko trzy miesiace nie mialyšmy žad nych informacji ani o nim, Mm Im ic M h; potem okázalo, tata trafil do obozu koncentracyjnego Natzwei-Kuthoľ2". nul i ii ubowiazywala nas šcisla blockspera21, czyli zákaz wychodzenia. i......., jc.šli siedzimy na miejscu, mája nad nami kontrole. Pamietam l.iiluic, jak przychodzily do nas dwie kobiety, Maria i Krik, pelniace Hb||opodobnie funkcje blokowych, i krzyczaly: |ak klóreš zlapi?, to na blok wróci jako trup! W len sposób chcialy nas zniechecič do prób pobiegniecia do matek, > • ... n,i|clowaly si? w baráku obok. Mimo to pewnego dnia udalo mi si? i n.jt z bloku 5 do tego naprzeciwko, gdzie przebywala mama. Nti koiku lágru po prawej stronie znajdowat si? niedužy barák - trupiar-I 11 irej skládáno zmarlych na rewirze. Pod dwoma blokami obozowego |#|t||itla" co rano ležatá sterta nagich cial. Co pewien ezas przyježdžala ci?-iii. l.ii vvywozila je do krematorium. W tym dniu, gdy wymkn?lam si? liitiiny, natkn?lam si? na taka ci?žarówk?. Widok byl wstrzasajacy dla lego czlowieka, a co dopiero dla ošmioletniej dziewczynki! Cala paka liiiona byla nagimi zwlokami wychudzonych ludzi. Powyginane r?ce i Same košci pokryte skórq. Jak nieruchome gal?zie drzew, porozrzu-i nedbale. Nie da si? o tym zapomnieč. Bylam przestraszona. Okupacja via mnie žycia w strachu, ale tej sytuacji nie da si? porównač z niezym ni Utrwalila si? w pami?ci na zawsze. I )o mamy wybralam si? potajemnie jeszcze raz. W obozie wszystko i iwalo mi si? takie samo: podobné bloki, dróžki, brak trawy, jakiegokol-.. I znaku szczególnego w poszczególnych barákách. Do tego stopnia zle-Wiilu si? to w jedno, že zabladzitam. Kražytam pomi?dzy barakami, až i nir/.cntrationslager Natzweiler-Struthof - niemiecki obóz koncentracyjny, založony we .. Inncj do Rzeszy Alzacji, w Wogezach, kolo wioski Natzwiller (niemiecka nazwa Natz- . .1. .i Istniaiwlatách 1941-1944. " lll.u kspera, z niem. Blocksperre - zákaz opuszczania bloków, wprowadzany przewažnie • i. .Iv. gdy wladze obozowe chcialy wykonywač pewne czynnošci bez šwiadków. 51 il/iwic sic do d/.iš, ie kios mnie nic zlapal i nie zabil, podejrzewajac, že sta rám sif uciec. Kompletnie nie wiedziatam, co ze soba zmbič. Wicszi ic /,tj uwažyla mnic jakás kobieta, wi?žniarka, i zabrala clo baraku, w którym pr/J bywala. Zaopiekowaia si? mna, pocz?stowata czyms w rodzaju placka. Niť wiem dokladnie, co to byio. W odróžnieniu jednak od reszty jcdzenia w obu zie mialo smak. Bylo pyszne! Nie ponioslam žadnej kary za t? „wypiaw. ', nikt si? o niej nie dowiedziak Przed apelem bylam juž na swoim bloku. Obozowe dzieci Chodzilyšmy glodne w dzieň i glodne zasypialysmy. Z koležankami z kul cz?sto w opowiešciach wracalyšmy do „pysznych" wspomnieií. Rozmyšlaly šmy o tym, co mamy gotowaty w domu i co najbardziej lubilyšmy jeácJ W obozie to bylo nasza glównq „rozrywka". Pamietam, jak pewnego dnia do naszego bloku przyszedl m?žczyznaj Malowal na šcianie kolorowe obrazki. Na jednej narysowal szkol? i dzieci,] jedno z nich mialo na sznurku przywiazana gqbk?. Na innej šcianie znalazta si? trojka dzieci z zabawkami. Pamietam konika na patyku i pilk?. Ten dzieri to byla atrakcja! Wrócily wspomnienia z domu, szkoly. Tak odlegle od rze-czywistošci, w której tkwilyšmy. Dni zazwyczaj mijaly nam spokojnie, choč teskno bylo za rodzicami. Bylyšmy traktowane jak wi?žniowie, z tym že nie wymagano od nas dužo. Z wyjatkiem porannych i wieczornych apeli calymi dniami siedzialyšmy wi?c na bloku. Czasami jakaš blokowa, o ile humor jej dopisywal, pozwalala spotkač si? z mamq. To byly pi?kne, choč krótkie chwile. Na moment wyda-walo si?, že jest bezpiecznie i že wrócimy do domu. Po rozstaniu z mama mijaly jednak nadzieja i entuzjazm. Mtodsze dziewczynki tkwily przez wi?kszošč czasu na kojach. Starsze pomagaly. Te, które mialy wi?cej sily, wysylano po zup? oraz wy war do picia, który nazywalyšmy „ziólkami". Nie wiem, z czego te ziólka byly robione, ale smakowaly ohydnie. Byly jednak gorace i to bylo wažne. Inne dziewczynki sprzataly, zamiataly. Mialy za zadanie utrzymač ogólny porzadek w bloku. Innymi stowy - wyr?czaly sztubow^ i blokowa^ w ich obowiazkach. Na poczatku mojego pobytu, gdy chcialyšmy si? zalatwič, byiyšmy wy-prowadzane do odr?bnego bloku. Szybko jednak zrezygnowano z tego pomyslu. W zamian stworzono „kible". Najcz?šciej wiadra, które po zapelnie-niu - co przy takiej liczbie osob nie bylo trudné - musialy wynosič starsze ítvi /i.i.i Každá / nas liczyta, že to akurat nie |ej przypádnle wynoszenie Mil.....I hodami. Do „kibli" ciagn?la si? zaws/.c dinga kolejka. Wiclc .....In io/slrój žoladka, chorowalo i Iralialo clo obo/.owych szpilali. i • iln'.i?pu do bicžaccj wody, wi?c o higienie možná bylo tylko poma-I, Nhlv uily blokowe lub sztubowe bily nas po glowie kijem od miotly za Bf vv om'>le stalyšmy w kolejce, by si? zalatwič. Rozkazywaly, aby wrócič r.uni?lam jedna koležank?, miaía wówczas szesnašcie lat i chorowa-, i.l.i. /k?. Kicdy dostawala ataku, blokowa bila ja kijem. 1 lenii) przeniesiono nas na lager cygaňski Bíle na blok numer 5. Blo-B| h\ l.i pani Roma Ciesielska; prawdopodobnie to ona uprosila dla nas • . pozostawania zim^ w baráku podczas apelów. i ilki byly w bloku naprzeciwko i mogly nas czasami odwiedzač. Bez-MMiiiliiin za drutami znajdowal si? tež lager m?ski, gdzie przebywal mój In ii h\ la to wielka radošč, mogtam go widywač, wiedzialam, že žyje, a cza-i n.iwil pr/ynosil mi pod druty coš do jedzenia. (K holniczki dl >v .pomniatam, przez dlugi czas nie wiedzialyšmy z mam^ nic o ojcu | lihu ic. Pewnego dnia przyszla kapo i oznajmila: Potrzebuj? kilku kobiet, najlepiej takich, które mají} synów, bo b?dzie ■l^.llwošč ich zobaczyč. Mama od razu si? zglosila. Za drutami bylo dužo chlopców, panowal H ., každá kobieta starala si? znaležč swoich bliskich. Wszystkie dopyty-i .i? o synów, ojców, braci, przyjaciól. Ktoš ich widzial? Czy ktoš o nich Kizat? Trudno bylo w takim tlumie kogoš odnaležč. Nagle wšród dziesiadców Icisów mama uslyszala glos mojego brata. Rozejrzata si? goraczkowo i go |)|)ik zyla. Serce šcisn?ly matezyna milošč i radošč, že Jacek žyje. Mial na I •! ile ezapk?, która - jak póžniej opowiedzial - kupil za porej? chleba. Chcial iraktowany jak dojrzaly m?žczyzna, dorosly wi?zieň. Snieg skrzyt si£, razit w oezy lledemnastego styeznia 1945 roku odbyla si? ostatnia wywózka wi?žniów. Podczas wyzwolenia bylo strasznie zimno. Gdy wyp?dzali nas z Brzezinki, panowala sroga zima, byl wielki mróz. Caly obóz przykrywal šnieg i mocno 52 r -i áwiecito stonce. Snieg skrzyl sie, ražac w oczy. ľamiciam tm d/iďi. l.ilwil dziecko niewiele rozumiaiam. Skad moglam wicdzicč czy nawei podeji/r-l wač, co sie z nami stanie? Ten šnieg ulkwil mi w pami?ci i nawel clzi.š manil go przed oezami. Dzieň wczešniej na apelu organizowano grup? wiežniów na transport! Wywolano mój numer, a na oddzielnych blokách takže mamy i brata. Dotarlišmy do Berlina, do podobozu Sachsenhausen w dzielnicy Köpo J nick. Tam spfdzilismy dziesiec dni. Niemcy kázali nam udac si? do stolówl ki, gdzie každý dostal przydzial chleba. Ja z mama^ i bratem otrzymališinyl jeden, šredni bochenek. Zjedlišmy go od razu. Przyj?lišmy, že przynajmnidl nikt nam go nie zabierze. Ješli jakqš cz?šč schowamy, to kto wie, co si? stanieM Tak rozumuje glodny czlowiek. Dziš, w domu, zawsze musz? mieč chleb. Nawet ješli jest go zbyt dužoj nawet ješli nie zjem. Musz? mieč pewnošč, že chleba nigdy mi nie zabraknie.1 Najwi^ksza strata Z Berlina zostališmy skierowani do kolejnego transportu. Udalo nam sici zaoszcz?dzič na t? podróž troch? chleba, bo warunki w Köpenick byly znacz«l nie lepsze niž w KL Auschwitz-Birkenau. Mama zawin?la pieczywo w ubra-1 nia, wložyla do malego tobolka z naszymi rzeezami i oddala bratu, aby pil-« nowal. Gdy wyszlišmy z poci^gu na jednej z przesiadkowych staeji, matnal zorientowala si?, že brat zapomnial pakunku! Caly nasz prowiant, jedynel žródto požywienia (nie wiadomo przeciež, kiedy znów k los uraezy nasl kromka_ chleba)! Mama chciala jeszcze wrócič do pociqgu, ale ten juž ruszyt. I Nie pozwolono jej podejšč. To bylo straszne! Dziš pewnie može si? to komusi wydač niedorzeczne, jednak wtedy byl to nasz caly dobytek. Stracilišmy go.B W tamtým momencie to byla najwi?ksza strata w žyciu! Dalsza droga byla dezorientujúca. Nastal luty. Przez caly miesi^c prze- I bywališmy w Lipsku. Zakwaterowali nas niedaleko zbombardowanej fabry- I ki samolotów. Naloty nie ust?powaly. W dniach 13 i 14 lutego 1945 rokul zbombardowane zostalo Drezno, a w koňcu lutego Lipsk. Tuž potem wywie- I ziono nas z powrotem do Berlina - dokladnie w to samo miejsce, w którym I bylišmy wczešniej. Wygladaío jednak zupelnie inaezej. Sztuba byla pusta, nie I bylo na czym si? položyč ani czym przykryč, spališmy w tym, w czym cho- I dzilišmy. Naloty przybieraly na sile. I tak do drugiej polowy kwietnia. Któregoš dnia z samolotów rozrzucono ulotki z informaejí), aby nie wy-1 chodzič na zewnattz. Najlepiej schowač si? w bunkrach lub innych schro- i íl u li. ijbliž.szyc li dniach naclcjcl/ic lioni. Nikt nie b?dzie SÍ? WÓW-, i m iwi.il, klo jest wrogiem, a kto nim nie jest. Je.šli wi?c chcemy \. ic, lepiej si? schowač'. um piv.yszla wyczekiwana wolnošč, došwiadczylam scen niezym . h lilmów „z efektami". Widzialam šcian? ognia z rosyjskich ka-i i .t I y m lioryzoncie ogieň. Obserwowalam to na wlasne oczy. nbci ostatních wydarzeň i ostrzežeň siedzielišmy w bunkrze przez i i im l'.imi?tam tylko, že obok niego znajdowala si? piwnica z duža^ .......m ji. Mielišmy inny wybór? Niestety nie. Liczylišmy jednak, že .1 11 / y si? nic zlego. Amunicja nie wybuchla. Nikomu nic si? nie stalo. ,/la wolnošč. Tylko do domu i do spokoju bylo nam jeszcze daleko, i wališmy do 23 lub 24 kwietnia 1945 roku, gdy wreszcie na teren i i ./1 v Wojsko Polskie i Armia Radziecka. m/l.im, jak nocí} bylišmy prowadzeni plonqcí] ulica, w kierunku rze-i w jed 114 stron? przewozily czolgi, w drugíi - transporty ludzi. Jako lnu yilawalo mi si?, že te czolgi byly ogromne. Wygl^daly jak domy. i *. i.iko dorosia dziewczyna, widzqc czolgi w muzeum, zrozumialam, n .1 d malému dziecku šwiat wydaje si? wielki. W\l.i nas duža grupa - caly transport z Auschwitz. Trzymališmy si? m i. .1,ilnie dni wojny to byl bardzo niebezpieczny ezas. Z Berlina pa-(Ntylitiii K'szcze plon^cy las. Jest to widok, którego nie možná zapomnieč. Mi i wygkjdaty jak ptonqce kolumny - strasznie. Bylo ciemno, ja i brat n\vi> trzymališmy si? mamy, žeby si? nie zgubič. Zolnierze wyprowa-iloli n.r. /a lini? frontu i kázali išč do Warszawy. Po drodze nocowališmy * nillanych wioskach, po kilku dniach znaležlišmy si? nad Odrt) w Kostrzy- muslem pontonowym przeszlišmy do Polski. 11 / y kolejné dni to podróž poci^giem do stolicy. Kiedy wysiedlišmy na nu Zachodnim, dookola byly same ruiny. Warszawy nie bylo. Pozosta-niy clom stojany, a co zastališmy? Zgliszcza po bombardowaniach. Ani in, ani taty, który - mielišmy nadziej? - na nas ezeka. W Warszawie pozostalí moi dziadkowie. S^siadka powiedziala nam, i h Ich szukač. Wszyscy bliscy, którzy przežyli, byli u ciotki. Jej mieszkanie Inwalo si? na ówczesnej ulicy Szustra pod numerem 44 - jedyne cale /kanie w rodzinie. Mama byla schorowana i spuchni?ta. Ja z bratem mielišmy silný szkor-i m Hylišmy pierwszymi žyj^cymi z rodziny, którzy wrócili. Nastajňlo to i INiija 1945 roku. Wszyscy uznali, že skoro moja mama, kobieta z dwójkřj •l/lci i, wrócila cala i žywa, to z pewnošci^ m?žczyznom takže si? uda. Cze-i ih .my. Až do paždziernika. Odnaleziony po latách w Vaihingen grab ojca Urszuli Koperskiej. Fot. Archiwum rodzinne W pewien pochmurny dzieň do drzwi zapukal mtody, dziewietnasto-1 letni chlopak. Wreczyl mamie pismo wydane przez wojska francuskie, za-wiadamiajace o šmierci ojca. „Poslaniec" znal nasze imiona. Okázalo sieJ že pochodzil z Mokotowa i sp^dzil z moim tata^ wiele czasu w obozie. Byl przy nim, gdy ten umieral na tyfus. Opowiadal, že ojciec do koňca o nas mówil, pamietal, kochal. Podobno bardzo cierpial, že nie byl blisko nas i nie mógl nam pomoc. Wykaňczal sie psychicznie z tesknoty i bezsilnošci. 18 marca 1945 roku w Vaihingen22 tata odszedl. Miattrzydzieáci dziewieč lat. 22 Vaihingen an der Enz - miasto w Niemczech, w kraju zwiazkowym Badenia-Wirtembcrgia,I w regionie Stuttgart. W czasie II wojny swiatowej podobóz Natzweiler. Po ekshumacji cialj z grobów masowych w 1954 r. z obozu koncentracyjnego Vaihingen/Enz ofiarom zostaiy] ponownie przydzielone numery. Pogrzeby odbyly sie anonimowo, czešciowo w podwójnychl grobach. Na nagrobkach znajduja sie tylko numery. Ale rodziny potrzebowaly nazwisk i miej-sca upamietnienia zmarlych cztonków rodziny. W zwiazku z tym czionkowie organizacjij Obóz Pamieci Vaihingen/Enz apelowali o przywrócenie polegtym tožsamošci. lowany rázem z Innymi zmariyml wiezniami w dole pod lasem, |m>i. inu pi/yszla wolnošé. Tak malo hrakowalo. ■p pazd/.iernikowego dnia umarly nasze nadzieje, nic bylo juž na co .1 .u . Ale musielišmy isč dalej. Žyé. H) ivierd/iestu czterech latách, w 1988 roku, odnalazlam grób swego n.i malým przyobozowym cmentarzu, który powstai w 1956 roku, ilnhylo ciala z dolów. Rozložono po dwóch zmarlych w jednym Hf, Nii i mentarzu zostalo pochowanych ponad dwa tysiace ofiar. m ./c/.ešliwa, že znalazlam to miejsce, že szczatki tak bliskiej mi ■ po< /.ywaja w spokojit i moge je ezasami odwiedzič - zapalič znicz, wialy. Že tak daleko? Trudno. / k () 1 y w bežowym berecie IIMi po | >owrocie do Warszawy wrócilam do szkoly. Miešcila sie ona w pry-Mi miles/.kaniuprzy ulicy Wiktorskiej. Pierwszego dniaposzlani wbežo- .....ie, bo bylam lysa. Jedné dzieci patrzyly na mnie z zaciekawieniem, |l w spótezuciem. Nie každý w kotku byl w Oswiecimiu. Nie wszyscy li wiedzieč, co mnie spotkalo i jak potoezyly sie moje wojenne losy. lil inoglamzapomniecobozu.Jakašezesčmnieci^glepamietataotych h na ciežarówce, barákách, pomiedzy ktorými bhjdzilam, o rampie, M hoie| oddzielono nas od taty. Moja mama mówila: „bylo, minelo, prze-m\ i nie ma co wspominač". Nie chciala wracač do przeszlošci. Wiem ■nuk, že lež ezesto myšlala o tym, co nas spotkalo. Zmaria 31 grudnia 1955 n \ I i.i la tylko czterdziešci osiem lat. I >/iš wspominam tamté okrutne ezasy wtrwodze, že šwiat znów spotka n n los. Že wczesniej czy póžniej ponownie ludzie zostaní} podzieleni na |p|u/y> h i gorszych. Zresztq, czy juž sie tak nie dzieje? Mam jednak nadzieje, li is/e losy przestrzeg^ przed wojnami - zarówno tymi dužymi, jak i ma-bo one zawsze niszcz^. Níszczíj žycie rodzin, domy, marzenia i šwiat, lim \ nigdy potem nie jest juž taki sam. [cl jest nieskazitelna I /as prawie každej roeznicy wyzwolenia jest bardzo zimno. Jakby pogo-I h i a 1 a przypomnieč tamten zimowy dzieň. Gdy pewnego razu pojecha-I • i n ponownie do Oáwiecimia z tej wlašnie okazji, spalam z cal^ grupq 57 í h szula w wieku 16 lat, Warszawa, ľot. Archtwum rodzinne hlytnik warszawskicgo chlopca bylych wiežniów u ksiedza w Brzezince, zaraz przy obozie, gdzie teraz znaj^ duje sie plebania. Bylo juž ciemno. Staiam w oknie na pierwszym pietrze i patrzylam. Cala polač ziemi pokryta bialym sniegiem. Bylo tak cicho. Bylo tak biak). Palihy sie tylko lampy, zupelnie jak wtedy, gdy bylam wiežniark^. Tym rázem staiam, patrzac na obóz z drugiej strony. Bylam wolna. Kolejný raz wrócilam tu jako wolny czlowiek. „Bože" - pomyslaíam - „gdyby tak wstali wszyscy, którzy tu kiedyá zostali... Na tej ziemi..." Spojrzalam raz jeszcze w strone baraków i cichych ulic. Biel wygladala tak nieskazitelnie. A przeciež pod ni^ kryje sie cmentarz. Cmentarz bez grobów. M(n|< )',<> brata obóz byl równie traumalyczny jak dla mnie. Byf starszy, • i lozumial, wiecej widzial, dostrzegat. Przez to težpewnie bardziej i l i. i i7 nia o krótsi y, (>/'mi/.- pé pieó nieobranych kartofli, tro< hf upy i ůiíywi //'\< mi jarmužu, Wy-dano od razu koltu je pajdka i arnego chleba, cieňiutki plasterú koňskiej kietbasy, kawaleczek margaryny. No buksiešpi nas osmiu, Postanowilišmy wspólnie zješč dzisiejszq kolaeje. Zup§ každý wypit sam. Kartoflc zlotyliémy do jednej pasiastej myeki. Wspólnie je obieramy. Chleb pokroilišmy na kromki. Jedna jest bardzo cieniutka - to bedzie oplatek! Kolacja przygotowana. Zaslaniamy kocami boki buksy - chcemy byčsami. Tak robiq Ci nad nami, Ci pod nami i inni. Dzielimy sie kawalkami ezarnego chlebit jak oplatkiem: „Abyšmyprzežyli i byli wolni", „Abyšmy spotkali na-szych bliskich žywych i zdrowych "... Mysl ucieka do Warszawy, na Bíle do Matki i Siostry, w nie-znane do Ojca. Každému chyba chce sie plakat, alenikt nie placzel W milezeniu zjedlišmy dzisiaj wszystko. Chociaž dziš byč sytým. A jutro... niewažne! Kolacja trwala krotko - nie bylo przeciež wiele do jedzenia. I nagle na bloku rozbrzmiala stará polska koleda: „Bógsie ro-dzi..." špiewajq wszyscy, a szczególnie mocno i glošno zabrzmialy slowa: „Podnieš reke Bože Dziecie, Blogostaw Ojczyzne milq...". Može uslyszy te prosbe Ten, który sie dziš narodzil! Takže tul Tu - W Konzentrationslager Auschwitz-Birkenau. 192761 Pamietnik spisany przez Jacka Kublika. Tekst pochodzi z rodzinneg archiwum pani Urszuli Koperskiej, przepisany przez kogoš z rodziny podstawie oryginaiu. Brat zmarí 14 sierpnia 2005 roku. 60 3-letnia Seweryna z rodzicami, bratem Wlodzimierzem i siostrq Janinq, 1926 rok. Fot. Archiwum rodzinne ry: 50653 mimiOi . < 1 < mu 11 Lejbowicz jtM»>>nn l () kwietnia 1923 roku w Chorzowie ■ta wywOzki do Auschwitz: okolo 20 lipca 1943 roku - , |iodobozy koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau, ,/ Iwoje zeby? - spytatam. Mama miata ztote koronki. | r wyrwalijej z$by za žycia dla tych kilku gramów zlota. MÍWERYNA PODBIOt vunotna w Auschwitz 11 w ledy 20 lat. Przywieziono j g. tu razem z mam§, która wkrótce zraar-i l,i hardzo zaskoczona, gdy okázalo si?, že wsród obozowych wiadz jest IStlku. Byla ona wyj^tkowo brutálna i okrutna. Seweryna nie mogla zrozu-, jak Polka može Polce wyrzadzač krzywd?. Rn/il/ieleni liliím wybuchta wojna, Polacy ze Staska žyli z Niemcami w dobrých rela-Ifll i hodzitam do gimnazjum w Chorzowie, a naprzeciwko znajdowata si? Itnjfschule2* i wszyscy si? tolerowališmy. Nawet kamienica, w której llišmy, naležata do Niemca. Na pocz^tku II wojna šwiatowa nie wptyn?ta na te relacje. k ledy Niemcy aresztowali mojego tat?, nie wiedzialam jeszcze, že dzia-Iti wojenne rozdziela nas bezpowrotnie. Juž pól roku poznej gestapowcy y wi .1 zabrali mnie i moja mam? Ludmil? na posterunek do Bielska, aby Dl zeshichač. Mala Seweryna z mama, 1923 rok. Fot. Archiwum rodzinne 64 i ntndorffschule (niem.) - prywatne niemieckie gimnazjum im. Josepha von Eichendorffa, ,ii i ľ l(S wrzesnia 1932 r. w Chorzowie. Obecnie w budynku miešci sie Liceuin Ogólno-||i .n e im.). Slowackiego. 65 Kamienice przy ulicy Wolnošci w Chorzowie. W jednej z nich do czasu okupacji mieszkala Seweryna Podbiol. Pocztówka. Fot. Archiwum rodzinne - Dlaczego? Za co nas aresztowališcie? - dopytywata mama. - Przez waszych kochaných Polaków - odpowiedziat jeden z niemiflj ckich funkcjonariuszy. Byt 20 lipca 1943 roku. Pamietam te date, bo z samego rana posztysinj do kosciola na msze za dusze mojego szwagra, a ziecia mamy, Czeslawa - tJ ten dzieň przypadaly jego imieniny. Czeslaw zgin^l w Katyniu, byl mezera mojej siostry. Po mszy mama wrócila do domu, a ja udalam sie do pracy M zakladu fotograficznego, którego wlašcicielem byl pan Jankowski. Lubilam te prace. Dzieki ternu, že znalam jezyk niemiecki, moglar obsiugiwač nie tylko Polaków, co cenit sobie mój szef. Mnie aresztowali wtaá nie w zakladzie fotograficznym, a mame w domu. Spolkalyšmy sie dopier na miejscu przesluchania. Nie trzymali nas tam dlugo. Niemalže natychmiast przewiežli nas fur^ gonetkt} do Oswiecimia. Na Šl^sku slyszalo sie o obozie Auschwitz-Birkenau i co robia^ tam z ludž mi. Wiedzielišmy, že jest to obóz zaglady. Nikt nie domysli sie nawet, co po czulam, gdy sie dowiedzialam, gdzie mnie zabierajq! Strach mieszal sie z nie dowierzaniem, že to naprawde mnie spotyka! Mialam wtedy dwadziešcia lati 66 ((m /ľ ,vo Narodzenia w rodziniepaňstwa Podbiol. Seweryna trzymapudelko i.mi'ií lalky, 1928 rok. Fot. Archiwum rodzinne iloskonale rozumialam, že podróž ta niesie za sobí} šmiertelne niebez-ľi .1 wo. W koňcu o Oswieximiu wiele osôb mówilo, že wchodzi sie tam Iu.une, a wychodzi komínem. Dia nas bylo to wiec jak wyrok šmierci. /.m i m mnie aresztowali, zd^žylam jeszcze spotkač milego chlopca, Je-'.iprzyjažnilišmy sie do tego stopnia, že poznalam jego matk§, Joanne KlhlnI. Myšlalam wtedy, že gdyby nie wojna, može nasze losy potoczylyby ■ Inaczej i mielibyšmy szanse na wspólne žycie. Bed^c w obozie, bylam iln.ik przekonana, že žadna przyszlošč mnie nie czeka. 67 ľivyji/i le nas do obozu odbywato sie w lwzezlnt e. Tym, co w obi zagiady bylo najgorsze i czego nie moge zapomnieč, byl rozkaz Niemc^ aby rozebrac sic do naga, co sprawito, že poczulam sic calkowicie odafl z honoru i godnošci. Nie tylko jako kobiela, ale przede wszystkim jako i / wiek. Szokiem dla mnie bylo takže sekcie wlosów i wytatuowanie nunici obozowego. Tatuaž robila mi Žydówka. Nakluwajíjc skór?, wielokrotnie sprawial mi ogromny ból. Póžniej w miejscu wytatuowanego numeru zrobily s| wrzody, a nast?pnie strupy. Numer obozowy na moim przedramieniu pozo stal do dziá, tak jak wszystkie tragiezne wspomnienia. Ani one, ani tatua nie chcčj zblakn^c. Do ubránia dostalyšmy pasiaki i drewniane třepy. Irónia^ bylo, že um?czone i wychudzone nosilyšmy drewniaki kilkakrotnie wi?ksze od na szych stôp. Niektoré kobiety nie miaty sily podnosič nóg, aby chodzic. A J dopiero pracowač. Práca byla typowo fizyczna. Przynajmniej ta, do ktorej mnie skierowa no. Najpierw noszenie kamieni - z jednego miejsca na drugie, tylko po t aby nas zmeczyč i czymš zaj^č. Niczemu wiecej to nie služylo. Innym raze byla to fizyczna práca przy burakach cukrowych. ,. .nnordowanych Žydach z transportów w 1944 roku. Fot. Album lil i Hi'x .'1457-176=196 Kilka gramów ztota Do Ošwi^cimia trafilam razem z mama^ i z nk] bylam na jedným bloku, n| wspólnej koi przez dlugi czas. Nie moge powiedziec, že dzieki jej obecnosc bylo mi lžej w obozie, bo te warunki ciežko bylo zniesc zarówno wspólnie,] jak i w pojedynke. Bylo mi na pewno latwiej psychieznie, poniewaž mialai przy sobie kogos bliskiego, z kim možná dzielič smutek i strach przed kolejným dniem. To poezucie bliskošci z mamq i jednoczesnie komfort obcowania z ni^ zniknely w 1944 roku. Nie wiem dokladnie, kiedy mama zachorowala, bc w obozie ciežko byto liezyč dni. Calkowicie tracilo sie poezucie czasu, bo teá niewielu chyba wierzylo, že to miejsce uda sie opušcič. Mama trafila do rewiru z wysoka. gora.czkq, a ja nie moglam jej pomoc! Niektórzy wiežniowie przez kontakt z odpowiednimi osobami mieli dostep, choč byl on zakázaný, do leków czy jedzenia w kuchni obozowej. Dzieki ternu mogli ulatwic sobie žycie i ušmierzyc ból. Ani ja, ani moja ma-j ma nie mialyšmy takich možliwošci. Pamietam tylko, že gdy widzialam j^j ostatní raz, wyglqdala naprawde slabo. i bulów zamordowanych Žydówprzed magazynem Kanada. Fot. Album o ncg. 24457-186=205 Ciežarówka wywožqca do magazynu Kanada rzeczy przywiezioneprzez Zydów, 1944 rok. Fot. Album Lili Jacob, nrneg. 24457-173=116 - Gdzie s.} twoje z?by? - spytalam. Mama udala zloté koronki. Niemcyj wyrwali jej zeby za žycia, dla tých kilku gramów zlotá. Zmaria w obozie na týfus. Miala tylko 49 lat. List do Matki Na pami?c znam wiersz, który w obozie slyszalo wielu wiežniów. List nie\ wyslany, zapami?tany przez kobiety jako List do Matki. Stworzony zostafl przez jedn§ z obozowych poetek, równiež wiežniarke. Oddaje on dokladnie to,| co przcžywalo si? w obozie. Žadne inne slowa lepiej tych emocji nie mogq przekazač. Mamo, czy wiesz - moje cialo Jest jednym wielkim wrzodem. Tu wszy i pchly mnie jedzq I tylko wyje z rozpaczy (...), A na stajennej pryczy, 70 ll Iki i lowick umiera (...), Ii> tlnbi .c, že Wy nic wiccic, i-ii li loj ležíd w blocie, /.■,/ blokiem z innymi trupami *1 niv ležala tam sama I illymi godzinami. i ni //(///(/ Wasza mama...24 Mn|.i mama zmaria i zostalam sama, juž nie mialam si? komu požalié. i. um mialam zadných wiesci. Jak tu dalej samotnie brnac w obozowe .i przeciw Polce ihozowych wladz znalazla si? Stenia Starostek z Tarnowa23. To byla pMťii IVlnila funkej? kapo. Byla zdecydowanie bardziej surowa od innych. i |'i / v< hodzila na Appelplatz2(\ wszystkie kobiety držaly. Nawet komen-ilriiii.i uhozowego nie balyšmy si? tak bardzo jak jej. Stenia byla wyj^tkowo pitliiliia, okrutna. Potrafila zbič do nieprzytomnošci, surowa byla szczegól-II.i l Ikrainek. Dia Polek wcale nie byla laskawsza. Byia pi?kn^, okolo dwudziestopi?cioletnií} kobiety. Zawsze miala do Hnuli) Iryzur?. A my przy niej w lachmanach, lyse. Ona Polka i my tež I'.,ii i Slyszalam, že juž w obozie otrzymywala anonimowe listy z pogróžka-i' jej zrobi^, jak skoňczy si? wojna. Ile bylo w tym prawdy? Wiedziala i ona sama. Po wojnie uciekla z esesmanami. (liociaž ocenilam jíj jako okrutnq kobiet? i nie chc? jej wybielač, musz? 11 h zyč, že w obozie každý chcial po prostu przetrwač. Mimo že po wojnie iiiewystany (12.1943) [w:| Na mojej ziemi byl Ošwiecim. Oíwiecim wpoezji wspólczesnej, |Y iyl..s. 325-327. Iti 11 i.i Starostek lub Starostka - numer obozowy 6865, ur. 1 mája 1917 r. w Tarnowie. i i.ikowie /.ostala skazana przez hitlerowski s;}d na kar^ šmierci /.amieniona pó/.niej na milnic wiezienie. W kwielniu 1942 r. skierowano ja do obo/.u Auschwit/.-Birkenau jako n.uke. Poniewaž dobrze znala je/.yk niemiecki, zostala w sierpniu 1942 r. mianowana i |Uo w Auschwitz I, pó/.niej przeniesiona do Br/.e/.inki, gdzie byla znaná jako kapo Stenia. H | i.iikovvo brutálna dla wieý.niarek. Data šmierci nieznana. t/'/'<7/)/cjíz (niem.) - plac apelowy - miejsce zbiórki i przegkjdu wszystkich wiežniów z pola, unliiwianych piatkami w kolejnošci bloków. Ponadto miejsce wykonywania wyroków smierci, lllejsce kárnych apeli, eg/.ekwowania kar. 71 /.ostala skazu na, vv Auschwitz llirkeiuu Dl Zel i w.il.i. Nic /.goil/r sir / lyin, /fl zdrada, której si? dopuáciia, byla warta žycia, ale ona najwidoczniej na ulifl warlošciowala swój honor i lo, že byla Polka. Dzieki funkcji, jaka pelnila, Stcnia niiala znacznie lepsze warunki d(fl žycia w obozie niž pozostalé wi?žniarki. Jadla innc posilki, miala innc iui«-| sce clo mieszkania. Kapo, blokowe, sztubowe i wi?žniowie funkcyjni mies/.J kali u tak zwanych budách. W porównaniu z naszymi blokami byly to lulfl susowo urzadzone pomieszczenia. VV obozie wielce pomocne bylo dla m nie to, že znalam jezyk niemicckfl Rozumialam, gely clo mnie mówili lub kiedy porozumiewali si? mi?dzy sohffl Dzi?ki ternu wi?cej wiedziatam, a w razie koniecznošci nioglam si? sumfl wytlumaczyč, obronič. J?zyk przydal mi si? tež bardzo, gdy zostaíam skiflfl rowana transportem do Niemiec. Blockspera /. obozu pami?tam jeszcze, jak wp?dzano n as clo baraków i zakazywanfiM zarówno je opuszczač, jak i wygladač na zewnalrz przez okienka. Za každyflS rázem wiedzialysmy wtedy, že przywieziono kolejný transport Xydów. Ocfl razu kierowani byli do komor gazowych. Esesmani zawsze wprowadzali ta«l ki zákaz, kiedy chcieli wykonac jakies masowe egzekucje czy selekcj? bezB naocznych šwiadków. Caíymi rodzinami zabijano Žydów, zabierajac ini wczesniej ich cale mienie. Žydzi przywozili ze soba wiele drogocennych rzeezy. To wszystko tra-B fialo na Kanad?, a stamtad bylo wysylane, by zasilic III Rzesz?. Niemcy moc-B no wzbogacili si? na tym zagrabionym przez wszystkie lata wojny mieniu. Podobnie bylo z paezkami, które przysytali raz na jakiš ezas rodzina czyB przyjaciele. Pakunki z rozkazu Niemców byty kontrolowane w paczkarni,H a znajdujace si? w nich papierosy, alkohol czy listy musieli zabierač wi?žnio-B wie i przekazywac Aufseherin. Niemka w cy wilu Pod koniec 1944 roku zorganizowano transport do Buchenwaldu, do które-1 go zostalam przeznaczona. Jechališmy w wagonach towarowych. Mijališmj i Ravensbrúck, gdzie takže znajdowal si? niemiecki obóz. My jednak kierowa- I lišmy si? dalej, až do Altenburga, podobozu Buchenwaldu. i" mlojsce w porównaniu z Oáwi?cimiem bylo rajem. Przede wszyst 1 in lii-nwalil nie' byl obozcni zaglacly, lylko pracy. A lo bylo najwažnicj | Nl«' /n.u zylo to oczywišcie, že ludzie lu nie umierali. Obóz ten byl miej- mm.....'wolniczej i ci?žkicj pracy. Wi?žniowic równicž byli zabíjaní, choé m h i /,i skal?. Užywano do tego dosercowego zastrzyku z fenolu lub ich |lt«/,uiM Na wi?žniach przeprowadzano takže naukowe i pseudonaukowe ImiImh.i Podobnie jak Auschwitz, Buchenwaldowi zostaly przypisane slowa }M" Hiulinľ, widniejace na bramie. Bylo to „Jedem das Seine", co oznaczalo: pM/ilenm, co mu si? naležy". Možná si? wi?c domyšlič, že tu czlowiek rów-nii .....iic znaczyl. ľi.u ujac w fabryce amunieji, zajmowalam si? sprawdzaniem naboi. Mu iil.nu wyszukiwač te uszkodzone, zarysowane. Razem ze mnq praco-Mrttl.i u.i lej tasmie pewna Niemka z Altenburga. Nie byla wi?žniarkq ani \ in.i, lccz cywilem. Z czasem nawiazala si? mi?dzy nami nič porozu-||lh m,i I )/.i?ki ternu, že znalam j?zyk niemiecki, moglam z nia porozma-Ifliiť W ten sposób wiele si? o mnie dowiedziala. Dopytywala, skad pocho-tl/\ i dlaczego znalazlam si? w obozie. Z czasem zacz?la mi przynosič bil/ľiiic. (Izasami jakas butk?, innym razem ciasto. Byla dobrým czlowie-iii.i hociaž pochodzenia niemieckiego. Wspominalam wtedy Steni?. Cia- i moglam si? pogodzič z tym, že Polka zachowywala si? w ten, a nie sposób. (iswobodzenie przyszlo w kwietniu 1945 roku, gdy žolnierze amery-y wkroczyli na terén obozu. Czulam ogromna radosč! Nie da si? jej i . podobnie jak tego przeraženia, gdy przyjechalam do Auschwitz. Po wyzwoleniu jeszcze dlugo mieszkalam w Niemczech. W Polsce nie 1)1 ilam do czego wracač, a wyjechač do kraju tež nie bylo latwo. Zamiesz-lluni w Altenburgu u Niemki, która pracowala ze mna przy tašmie w fa-ln m c amunieji. Po powrocie do Polski nadal utrzymywalam z ni^ kontakt || lowny i tak pozostalo do dziš. festem jej bardzo wdzi?czna. Nie tylko za to, že pozwolila mi mieszkaé u ilcbie w domu po odzyskaniu wolnošci, ale przede wszystkim za dobre HOwa i dodatkowe posilki, jeszcze w fabryce. A tak naprawd? za dobre serce. jlj dobroč dala mi wiar? w to, že istnieja jeszcze porzadni ludzie. Wspominaj^c Polk? Steni? i Niemk? z fabryki, stwierdzam dziš, že poži uy naprawd? moga mylič. Nie wolno oceniač ludzi, nie znajqc ich lub biorac Bod uwag? tylko narodowošč czy wyglad. Može si? okazač, že dobro jest tam, Rlzie najmniej si? go spodziewamy. II wojna šwiatowa pokazala natomiast, do czego prowadzi dzielenie ludzi. 73 Po powrocie do Polski pojechalam od razu do mojej siostry do Tarnowa. |l i maž zginqt w Katyniu. Gdy weszlam do kamienky, w ktorej mieszkala, m.Me dziewczynki bawiace sie na korytarzu wolaly do siebie: - Patrz! To ta siostra z grobu! VVidocznie wszyscy juž mysleli, že umarlam. Moja siostra byla zdziwio-ii.i, ale i szczešliwa, gdy mnie zobaczyla. Napisalam tež list do matki Jerzego. Mojego chlopaka sprzed areszto-wania. Opisalam swoj^ historie, to, že mama nie žyje i že oprócz siostry nie mam juž nikogo. Pani Joanna skontaktowala sie ze swoim synem, który wówczas byl w Anglii - wczešniej služyl w wojsku. 75 Stwcfyttň Podbioli lata powojenne. Fot. Archiwum rodzinne Kiedy wrócil, przyjechal po mnie i zabrai do Podlesia kolo Katowic, gdzie mieszkala j ego matka. W czerwcu 1947 roku pobrališmy sie. Urodzilam dwie piekne córki. Starsza przyszla na šwiat z upošledze-niem umyslowym. Uwažam, že jej choroba to „pamújtka" po Auschwitz. W koncu glód, ziab i wyciehczenie odbily sie na moim zdrowiu. Mój m^ž byl wspanialym czlowiekiem, troskliwym i opiekuiíczym. Ro-dzina wynagrodzila mi tragedie, jakq przežylam w obozie. odbioi obecnic. Fot. Archiwum rodzinne mi, ./kalám až do aresztowania w Žywcu, byly naprawde piekne i wypet- IIIihk- liidzka^ dobrocia. I )/.iš niestety widze w ludziach wiele egoizmu, cechujíjcego kiedyš osa- i nnych w obozie w Auschwitz-Birkenau. Z tym že oni walezyli o prze- ii u.niie. O žycie, každego dnia zagrožone przez esesmanów. I )zis swiat pedzi, ciagle gdzieš gna, gubiac to, co wažne - milošc, radošč / prostých rzeezy. Czy aby ludzie nie sa wiežniami XXI wieku, owladnietego l>i/iz pieni^dze? Može warto sie zatrzymač na chwile i zastanowič, co do-brego moge zrobič dla kogos innego? Czasy si£ zmieniaj^, a my wraz z nimi W ezasach mojej mlodosci šwiat byl zupelnie inny. Gdy wybuchla wojna, mialam szesnašcie lat. Czulo sie rodzinn^, przy-jazna. atmosfére, szczególnie tu, na Šlqsku. Ludzie byli nastawieni na wza-jemn^ pomoc. Pamietam, že tamté chwile w Chorzowie, gdzie urodzilam sie 76 Nr obozowy: 79875 MJCJA JANOSZ z domu Otruba (Otremba) '"!T°kr" Z Tľ*' mkeň,""m ***** Orodzona: 4 lipca 1926 roku w Suszcu h.it.a wywózki do Auschwitz: wrzesieň 1943 roku Obozy i podobozy koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau, l<,ivensbriick, Eberswalde t/ostališmy ustawieni pod múrem. Skierowane w naszq strone karabiny wzbudzaly strach. Šmierč wydawala sie nieunikniona. LUCJA JANOSZ Oddaná rodzinie i Ojczyžnie Pochodziia z wielodzietnej rodziny, zaangažowanej w pomoc partyzantom. (Iľganizowali žywnošc, amunicje, przenosili tajne wiadomošci i rozkazy. Do dziš nie wyjašniono, w jakich okolicznosciach zginal jej brat Franěk. Do obo-zu trafila z ojcem, bracmi i siostrq. Wiedziala, že rodzina i Ojczyzna to naj-wažniejsze, co trzeba chronič. Torturowana, nigdy nikogo nie wydata. LNiemcyjuz t ulaj sa I )o malowniczej Woli przeprowadziliámy sie, gdy mialam siedem lat. Rodí ce mieli tam lešniczówke, co nic bylo dziwne, bo ojcicc ľawcl Otrcba pi ai <• wal w nadlešnictwie. Mama Agnieszka zajmowala sic domem. Bylišmy c 11■ >«| jedenastoosobowa rodzina. Ja wraz z siostrami zajmowalam sic sprzatanien i gotowaniem, natomiast bracia pomagali wgospodarstwie i przy wypus. 11111 bydla. Bylišmy pilnými uezniami, angažujacymi sie w róžnorodne dzialanU spoleezne i religijne, poniewaž rodzice wychowywali nas na ambitnych i widi rzacych ludzi. Mój brat Franěk byl dodatkowo uzdolniony muzycznie, pickl nie gral na trabce, akordeonie i skrzypcach, niejednokrotnie umilajac na m rodzinne wieczory i šwi?ta. Nieopodal naszego domu znajdowal sie debowy las, gdzie na obol zježdžali sie harcerze. Každego poranka i wieczoru przychodzili, aby slé umyč lub zaczerpnač wody ze studni. Wieczorami organizowane byly wów« ezas zabawy i przedstawienia przy ognisku, na które schodzili sie sa^siedzl, a nawet proboszcz. Ten wspólny ezas przed 1939 rokiem byl radosny i bez« troski. Ojciec Lucji przed wyjazdem na pielgrzymke do Rzymu, Kraków, 1934 rok. Fot. Archiwum rodzinne () tym, že wybuchla wojna, dowiedzielišmy sie od mamy. Sluchala wlaš-|||( 1 adia na krysztalki27, gdy nagle zawolala: Niemcy juž tutaj saj Wybuch wojny spowodowal, že w obronie Pszczyny tata wraz z bratem ľiiwlem i powstaňcami poszli na front. ľod „Trzema dobami" ľi.igne zapomniec o tym, jak ojciec z Pawlem czym predzej wyjechali z domu na jedným rowerze, trzymaj^c w reku broň. To byl straszny widok! Nie wiedzialam wtedy, czy ich jeszcze zobacze! Ojciec spali! wczešniej na po-mvórku jakieš dokumenty. Z tulaczki, gdy zakoňczyly sie pierwsze fale ata-ków, wrócil dopiero w polowie paždziernika 1939 roku. Tymczasem Niemcy przychodzili do nas do domu i robili rewizje. Chcieli aresztowač przede ' Detektory krysztatkowe pojawity sie na poezatku XX w. i byty w powszechnym užyciu we [řezesnych latách 20. Spolykané byly až do wojny, a sporadyc/.nie póžniej, w najprostszych I najtaňszych radioodbiornikach. R1 ws/.ysrKim late [ako lednego / powstarti ÓW| aktywncgo Jzialacza w ohr nie Polski. Pamietam, že žandarmcria niciniccka ukradkicm przychodij noc;) pod nas/, dom i c/.alowala na niego, Kilka nocy z rzedu mama zaiu žyla tlače sie w oddali naszego podwórka papierosy. Wicdziala, žc Nienw Hczíj, iž w ten sposób zlapuj ojca - sadzili, že noci} wraca do domu. Tata znalazl sie na lišcie siedemnastu powstaňców, którzy wkrótce ml| li zostac wywiezieni do Pszczyny i rozstrzelani pod „Trzema debami"28. N|i zostal wtedy na szczešcie zlapaný. Pozostalí powstaňcy stracili žycic. t>i< wówczas sie udalo, ale po niespelna dwóch latách mialo go spotkač podolu okrutne przeznaczenie. Losy naszej rodziny od momentu wybuchu wojny bardzo sie skompll kowaty. Przesiedlali nas z jednego miejsca do kolejnego. Z Woli wyped/.l nas do Miedzyrzecza, a póžniej, w 1941 roku, do Studzionki. Za každyj razem ograbiajqc nasze gospodarstwo. Stracilišmy bydlo, ule, budynki g fot. Archiwum Niemcy mieli ze sob^ nakaz aresztowania, ale na szczešcie nie zastali Wlfily brata. Gdyby byl obecný, jego los juž w tamtým momencie bylby prze- řldzony. Na furgonetce, któr^ przyjechali pod nasz dom gestapowcy, sie-il/iili miedzy innymi koledzy Franka: Niesyto, Norek, Skroboň, Mamok. t /.ešč z nich zginela w obozach zagtady. Brat tymczasem organizowal ZWZ29, gromadzit amunicje, tworzyl sy-nlcm piíjtkowy3" w Woli oraz okolicy, až wreszcie stal sie komendantem od-ia 1 u partyzanckiego w Pszczynie. il/ '''/WZ - Zwiqzek Walki Zbrojnej. Sily Zbrojné w Kraju podczas II wojny šwiatowej w okresie ml 13 listopada 1939 roku do 14 Iutego 1942 roku, nastepnie przemianowane na Armie Krajowa. '"System polegal na tym, že každý z czlonków najpierw utworzonej piijtki, majacej charakter I lerowniczy, organizowal wlasn;} czteroosobowq grupe (1+4=5). Nastepnie tworzono kolejné .. 111 ij t k izwiekszajac w ten sposób stan liczbowy organizacji. W poczatkowej fazie trzy piatki plus dowódca družyny i jego zástupca tworzylo 17 osob, czyli tyle, ile liczy organizacyjna družyna w Wojsku Polskim. 8^ 82 ' \ji let I iii n 0% bracia Stai i Ryszard pi M tUTSZ/OU'tllll, iii rodziny, 194 i M Fot. Arcliiuiiiii rodzinne Partyzantka mocno uderzala w okupanta. Mezczyžni dzialajacy w ohnu nie naszego kraju napadali na pociagi i urzedy, kradnac kartki žywnošciowei Nasza rodzina miala za zadanie rozdawač je polskim rodzinom, które zostuJ ty pozbawione srodków do žycia. Wszyscy zaangažowališmy sie w pomoC! partyzantom. Organizowališmy jedzenie, amunicj?, przenosilišmy tajne wia* domošci i rozkazy. Pamietam, že moja siostra Marysia, majaca wówcz czternascie lat, przewozila na trasie liczacej okolo dwudziestu pieciu kilomo« trów karabiny przymocowane na przyklad do rurki w meskim rowerze luhl do grabi. W domu przechowywalismy tež rosyjskiego jenca wojennego, oficera Armii Radzieckiej, który uciekl z okolie Berlina. Nazywal sie Gregory Ko-morow, nazywališmy go Grisz^. Chciat wstíjpič do partyzantki. - Chleba! - poprosil, gdy przyszedl do nas po raz pierwszy. Mama zli-towala sie nad nim. Ojcu nie podobal sie ten pomysl. Bal sie, že to šci^gnie na nas klopoty. Mimo ostrzežeň mama ukrywala Rosjanina w szopie, a Franěk zaopatrzyt go w broň. Brat nas ezasem odwiedzal, informujac, že žyje i nic mu nie jest. Mielismy z nim umówiony znak: butelka na plocie ozna-ezata, že jest bezpiecznie, ješli jej nie bylo - nie mógl si? zbližač do domu z uwagi na rewizje lub czyhajacych w pobližu gestapowców. Tymczasem w okolieznych miejscowosciach na Górnym Šlapku Niemcy wywiesili afisze obiecujace nagrod? w wysokošci dwudziestu tysiecy marek za wskazanie miejsca ukrywania si? Franciszka. Dwudziestego trzeciego wrzešnia 1943 roku nasze i tak niestabilne juž žycie zamienilo si? w koszmar. 84 ľego dnia Grisza zostal postrzelony w lesie przez Nfiemca Ferdynanda n S/.yra natychmiast poinformowal gestapowców o týni, co si? stalo. i i hcac Liniknac tortur i aby nam nie zaszkodzic, slrzelil sobie wglow?. ■ i cvsujac las, Niemcy znaležli jego zwloki. Przyniešli je do domu i prze-hiwali nas. Ojca wtedy nie bylo, przebywal na robotách przy kopaniu iw w Paprocanach i wracal co kilka tygodni. loden z m?žczyzn zmusil mnie, abym obmyla trupowi twarz woda. Py-uil i / y rozpoznajemy cialo. Przesluchanie nie omin?lo nawet mojego .....ilodszego rodzeňstwa, ale žadne z nas nie pisn?lo slowa. Niestety w szo- I w której ukrywalismy Grisz?, gestapowey znaležli kurtk? z numerami i Wydalo si?. /ostališmy ustawieni pod múrem. Skierowane w nasza^ stron? karabiny Mul/aly strach. Šmierč wydawala si? nieunikniona. Mama nieustannie [Odlita si? do Matki Božej, polecajac nas Jej opiece. Gestapowey chcieli, >\ -.my si? przyznali do znajomosci z jencem i potwierdzili, že mu pomaga-d řfle mógl znieád bolu, jednak wledzial, že nic mo/e t> zrol „Myálaíem, že žywcem b?da ze mnie pasy skóry zdzierač, Ale jeszcze ■ lem to jakoá wytrzymač. Nie mogtcm jednak odcbrac sobic žycia, bo niti bylaby lo dla mnie bohaterska šmierc". Pikalo mi serce na myši o jego bolu, ale jednoczešnie czulam di..... / jcgo honoru i dumy jako Poláka! Najbardziej katowal go sam Figoluvl-konfident, o czym takže dowiedzialam si? z grypsu. Wtedy przypomnialari sobie tego mežczyzne... jeszcze w Pszczynie, podczas konfrontacji z I ran kiem w areszcie, tak mocno mnie kopnul, že straciíam przytomnošč. Brat byl wieziony w ciemnej celi, podejrzewam, že zostal skierowany | stójki32. Pamietam, že pobieglam tam raz i wsadzilam w szpar? w šcianl gryps. Dopiero póžniej pomyšlalam o tym, že przeciež w celi jest cientni i Franěk i tak nie mógtby nic przeczytač. Može tawiadomošč jest tam do dztl „Uciektem!" Za dzialania, jakich si? podejmowal w ruchu oporu, i prób? ucieczki z bun« j kra bloku 11 Franciszek zostal skazany na šmierč. Rozwieszono w Pszczyni afisze, že egzekucja ma odbyč si? w D^browie Górniczej 27 lipca 1944 roku, Ten wlašnie afisz czytata, b?d$c poza obozem, moja siostra Klára. Ubraný w czarna. sukienk? na znak žaloby Klar? zdziwione koležankl poinformowaly, že widziaty inny afisz, z którego wynikalo, že mój brat Franěk rázem z innymi partyzantami wci^ž byl poszukiwany! Za jego znalezie-nie lub wydanie wyznaczona byla nagroda. Wynikalo z tego, že musial uciec! Z opowiadaň mojej siostry Maryši, która przez caly ten czas zatrudniona byla w Bojszowicach w gospodzie naležqcej do Niemca, wiem, že pewnej nocy ktoš zapukal do okna tego budynku. - Marysia! Udalo mi si? uciec! - szeptem powiedzial ten ktoš. Siostra poznala po glosie. To byl Franěk! Wtem do pomieszczenia wbiegla Niemka, wlašcicielka gospody, i dopytywala, z kim moja siostra rozmawia. Marysia wi?cej nie uslyszala ani nie zobaczyla Franciszka. Po latách na jednej z rozpraw sadowych dowiedzialyšmy si?, že z domu Grzechnika - konfidenta, jak si? póžniej okázalo - niedlugo po tajem-niczym „spotkaniu" mojego brata z siostry m?žczyžni wyniešli zwloki dwóch m?žczyzn w zakrwawionym przešcieradle. 12 Stójki, niem. Stehzellen - cele do stania (o rozmiarach 90x90 cm), w których dla odbycia kary osadzano po czterech wiežniów. | mi, u iimjífiy ■Mi n .'7 lipca I,./ a w Ihibrowie |{i ři'/, »»' klórcj f ,-iii,i, brat Lucji, BfcliiA \flsz zcrwala Wjjiltii I in p, Klára. HL Au liiwiuii 5tr. :r Julľl94»o««Vuv;i>mbt0nmau|f<<» ilcOt«-í>itiifrf inOtuW;' 5t»'(5mnW;ú tmhonmi'. I m Utiiitliang un> jLblcbccduing tmícím SirWd; Mi C^nr.-},-, lidu ioíí kut .iim!l'[;ií_oull!(Ji(4u£ii polmidiaiiJaiiOiini u t^ôoiKt in Dotubroura. ílt. QOmjim i>y «< » bet »«<»}"»*" ■ lij ^taftom, vitím m l.tí llbdc.c i sltcupt!. ,j>i Oijnkc.Iiifoou. hl His"! jric.lS;. j.-Jw»l'n 5.Patodcjah tOftXeOCttOi? tv ,laut*l [V ICdHUko licí* nm ,»!« dc^ mil cn ,!c\ .1. ř>t.M.''i . :k«.„ So ilofci kanpdAiMUW.tamo itm ,we iuikuuu Oeíieímc StnatepoUiG SoMbPíl. ikuttnc «aU«o) I - To byty zabite šwinie - tlumaczyl Grzechnik. Na co šwiadek odpowiedziat mu: - To znaczy, že te šwinie mialy buty. Brat prawdopodobnie udal si? z prosby o pomoc do Grzechnika, nie Iriedzac, že ten go wyda. jak bylo jednak naprawd?? Nie wiemy. Tajemnica do dziš nie zostala rozwiklana. Kilka lat ternu w jednej z lokálnych gazet izal si? nawet artykul na ten témat z prosba., by ten, kto wie coš o egzeku-która si? nie odbyla, zglosil si? i pomógl wyjašnic, co si? wtedy naprawd? uka sta lo Po latách moja mama zwierzyta si?, že napisala list do Grzechnika Jzmusié go do przyznania si? do zbrodni. Ghciala, aby oswtadczyl, ze 88 tamtej nocy zabil albo wyii.iI gestapowi om Franka. Ničily jej nie odpow dzial. Ale niedlugo po lyin liácie strzclil sobic w glow?. Czy lo nie doty že mial cos na sumieniu? Cidy przebywaiam na Bloku Smierci, bardzo cz?sto snilo mi si?, >.c dz? tatf i moich braci i že esesmani prowadzíj nas na šmierč. 15 kwietnia 1944 roku na komendě „Achtung!" wywotano z sali w hlflj ku 11 moj^ siostr? Walerie. Musiafyšmy sie požegnač, przeczuwajac, že cej sif nie zobaczymy. Balam si?, že prowadz^ j^ na smierc do komory gitftj wej. Nie wiedziaiam przez blisko miesiac, co si? z niq stalo, czy žyje. Wreszcie i ja po wielu so wybuchu Powstania Warszawskiego przebywaiam na odcinku Bia. ■Iilcly, które mi?dzy sierpniem a paždziernikiem 1944 roku przyježdžaly 11 ilejnych transportách z Warszawy, wolaly: Warszawa si? pali! Nie wiedzialyšmy, czy cos si? zmieni. Nie brzmialo to jednak optymi- Myi /nie. W sierpniu 1944 roku rázem z mojq siostrg Waleri^ zostalam przewie- .....li do KL Ravensbrúck, a niedlugo potem do Eberswalde. Tam dotarlam Bnak sama, gdyž Waleria trafila do Buchenwaldu. W KL Eberswalde zmuszano nas do pracy ponad sily w fabrykach zbro- .....i iwych. Znaný mi dotad z Auschwitz-Birkenau glód byl niezym w porów- m unii /. glodowaniem, jakie przežytam w Eberswaldzie. Pami?tam, že b?dí}c W lym obozie, znalaztam raz malego ziemniaczka... Pokroilam go wplaster-i 11 i'otožylam na chlebie. Tak bardzo mi smakowat! Wreszcie každá z wi?žniarek otrzymala kartki z dziennym przydzialem Mzenia. Pewnego dnia jedna z kobiet ukradla moje kartki i przez to nie BOglam ješč przez kilka dni. Gdy wydawalo mi si?, že dlužej juž nie wytrzy-iii.nu, urwalam troch? trawy i poprosilam koležank?, która miala dost?p do ■eca, aby ugotowala mi na wodzie. Zjadlam t? trawiast^ zup?, bo nie niíalam innego wyboru. Nie trwalo to wszystko jednak dlugo, bo zbližal si? limit i znówprzewieziono nas do Ravensbrúck. Bylo to pod koniec kwietnia 1945 roku. Na miejsce dotarlyšmy nocq. Do baraku, w którym nas umieszczo-M(i, przyszta esesmanka i kázala nam zrywač numerki z ubraň. Na ziemi sicdzieli Zydzi. Pi /.ciažaja/ <■ byto toico powledzieli. Wobe< tego, it Nl» i i.j/yly na sumieniu. ľ.....k in poplynelam prosto do Gdyni, gdzie dostalam przepustke po- i. .1 nu bezplatnie dojechač do domu. Do Pszczyny dotarlam 2 listo-i.l i mi i roku. Nie miatam žádných informaeji o losie mojej rodziny. Na-(i.i.i mu wicszcie na dziewczyne, która pamietalam ze szkoty, sprzed wojny. línala sic Krzysteczko. Zapytatam, czy wie, gdzie jest moja mama i czy I A|i wiócita z obozu. Ku mojemu zaskoezeniu dziewczyna u niej miesz-* i. i >.l ia/u mnie do niej zaprowadzita. ľ umetám, že mama wtedy kroita kapuste... Gdy mnie zobaczyla, byta - csliwa! Po iakimš ezasie od powrotu udatam sie do urzedu pracy. Chciatam |*t/i)i /.arabiač i pomoc rodzinie finansowo pozbierac sie po wojennych ilach. Po wojnie zostališmy pozostawieni bez podstawowych šrodków ltd / \ i i.i. Musielišmy wszystko zaczynač od nowa. To, na co rodzice praco-Éfitll latami, zostalo zagrabione przez Niemców. Piekna lešniczówka, bez-Mikkic dni przy ognisku z harcerzami, wieczory, gdy Franěk przygrywal na leonie, staly sie odlegtym wspomnieniem. Nie moglišmy tego juž od-i .u . blizny, które pozostawila w naszym žyciu wojna, nie miaty prawa igoič. Wrócitam z obozu - powiedziatam, gdy urzedniezka zaproponowala ...i pi ace fizyczn;} w PGR. - Czy nie ma dla mnie lepszego zajecia? Wy tam cierpialyšcie, a my tu - odpowiedziata. (,'óž to za porównanie! Nie wč}tpie, že Polacy, którzy pozostalí na „wol-ii" . i", cierpicli i tracili swoje dobytki. Nie byli jednak šwiadkami masowej plglady w niemieckich obozach! Z obozu powrócity moja mama oraz siostra Waleria. Ojciec i dwaj bra-. i.i. Franěk i Józef, zgineli. Z dokumentów wynika, že Józef byl przenoszony iln K L Gross-Rosen, KL Sachsenhausen, póžniej KL Ravensbriick, dalej KL Mittelbau. Nie miatyšmy pojecia, co stalo sie z ojcem po ewakuacji Auschwitz. I lopiero po wielu latách o jego pobycie w Melk, podobozie KL Mauthausen33, " KL Mauthausen-Gusen - zespól niemiecko-austriackich nazistowskich obozów koncentra-i irinych usytuowany w poblizu miejscowošci Mauthausen. *~í £«c,/, /W fr, ftaftiA od /943 roku služyl W RAF-ie. Bral udzial W wielu akcii zbrojných na terenach okupowancj Francji i Holandil W trosce o bezpieczenstwo rodziny zmienil inúe i nazwisko na Paul Ran. Fot. Archiwum rodzinne liskiego, a i y m wieksze ptx.ziic ic niesprawiedliwoáci, gdy žycie korí HnIc niemalže na wolnošci, po trudacb wojny. Mój bral Pawet, który by 1 w Wbjsku Polskim w Wielkiej Brytanii i wal-Hfj w K Aľ-ie, poznal piekna Irlandke i postanowil zostač tam na stále. Bzwagier Jozef Niesyto zginal powieszony w Oldrzychowicach w Cze-h / ezterema innymi Polakami. Zostal tam postawiony pomník upa-■llllajacy egzekucje. Bylam z rodzinq na jego odstonieciu. Przez wiele lat po wyzwoleniu borykalam sie z powracajacymi wspo-ni.imi, które mimo uplywu czasu sprawialy taki sam ból. I ! listopada 1947 roku wyszlam za maž za Franciszka Janosza i razem, 11 I '>H2 roku, prowadziliámy gospodarstwo rolne w Pszczynie. Przez pieč-•.i.il osiem lat udzielalam sie spolecznie, pragnqc pomoc potrzebujacym l/inin, a takže bylym wiežniom KL Auschwitz-Birkenau. Wyglaszalam |i I c je w szkolach, na „drodze šmierci" i pod pomnikami, chcac przekazač i nujwiecej informacji o tym, co spotkalo nas w obozie. Uwažalam i nadal l am, že jest to wiedza, ktorej nie wolno zapomnieč. Powinna byč dla ■íystkich przestrog^. /.a swoje dzialania spoteczne otrzymalam wiele odznaczen, mifdzy in-■ im Krzyž Kawalerski Odrodzenia Polski w 1979 roku, Krzyž Partyzancki Vt |V9I roku, Krzyž Ošwi^cimski w 1986 roku. A takže Krzyž Armii Krajo-I lonorowy Krzyž Wojska Polskiego, Order Przelanej Krwi za Ojczyzne. M.iin stopieň porueznika. pomformowaí nas Internationaler Suchdienst w Arolsen« Tata nigdy nie wrocl do domu. W dokumentach wpisano godzine šmierci 21:10 oraz d J 16 marca 1945 roku, przyczyna: atak serca. Cóž, wedlug papierów na rzeko my atak serca umieralo w obozach wielu wiežniów. To ogromny ból stracic " Miedzynarodowa Služba Poszukiwaň (International Tracing Service - ITS) jest centrunu dokumentaeji losów ofiar režimu narodowosocjalistycznego oraz ocalalych osôb. Z ponad] 30 min dokumentów zgromadzonych w archiwum osoby przesladowane oraz ich potomko*! wie otrzymuja od ITS informaeje dotyezace doznaných represji: osadzenia w obozach, robód przymusowych, a takže informaeje zawarte w dokumentach powstalych po wojnie w ramach] programu wsparcia ze strony aliantów. ITS upamietnia ofiary Holokaustu i nazistowskicW zbrodni oraz wnosi trwaly wklad w kultúre pamieci. W 2013 r. oryginalne dokumenty archi-, wum zostaly wpisane na Šwiatowa Liste Programu UNESCO „Pamieé íwiata". 94 Barbara Doniecka przekroczyla brame obozu Auschwitz-Birker.au jako W-letmadziewczynka. Fot. Archiwum rodzinne bozowy: 86341 m,i ľ.AKA DONIECKA domu Kačka Hffodzona: 15 marca 1934 roku w Warszawie B»-- i'ni .i wywózki do Auschwitz: L2 sierpnia 1944 roku - to/.y koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau i lioskie, to Ošwiecim. fBARBARA doniecka Samotná wšród wielu samotných i k) obozu trafila jako dziesieciolatka razem z matka. Obie nie do konca by-\\ .wiadome tego, gdzie sie znalazly i jaki los je czeka. Najgorsze dla Basi lylo oddzielenie od mamy i pozostanie calkiem samej. Byla šwiadkiem Rlierci piecioletniej dziewczynki, z która spala na jednej koi. Dziewczynka llliarta z rozpaczy i tesknoty za rodzin^. nic UAICCKO Uioclzilam sic w 1934 roku w Warszawie. Moja mama miata na imifl wcla, byía dobrí} kobicla i posiadala jedna charaktcrystyc/na cech? -bard/o niska. 'ľacie, Franciszkowi Rackiemu, siegala do ramion. (Idy tam dziesieč lat, bytam prawie jej wysokošci. To bywato zabawne, szczej kiedy sztysmy obok siebie. Ludzie pytali zaczepnie, która z nas to c J a która to matka. Kiedy mama byla w ci^žy, ojciec miat juž trzydziešci cztery latu,] byli najmtodszymi rodzicami, za to bardzo pragneli dziecka. Zaplano powiekszenie rodziny, to nie byt przypadek. Choč bylam oczekiwanym dl kiem, jedynaczk^, nie rozpieszczali mnie, bo w czasach, kiedy wojna wlí na wtosku, o udogodnieniach „wyžszej klasy" nie byto mowy. Žycl Zdjgcic šlubrw rodziców Bal Šlub odbyl sie w košciele éw. Jakuba przy pl. Narutowicza w Warszawie w 1933 roku. Fot. Archiwum rodzinne osy ukazuj;), lež mnie nie lo/pies/e/alo. Ale rodzlcC wy<. bowy wali dobrých warunkach i moge powiedzieé, že jako dziecku žylo mi sic, limite czasy, komlortowo. Niczego mi nie brakowalo. Chodzilam do |y, mlatam sie w co ubraé, na wakacje ježdzitam do ciotki do Fatkowa i Icli . Mialam zatem dobre dzieciňstwo, które wspominam jednak i Iní 11 k I uciem w sercu. Dlaczego? Bo zostatam z niego brutalnie wyrwa-ftsie ľowstania Warszawskiego. Mialam wtedy tylko dziesieč lat. h m ze wczerwcu zdqžytam pójsč do Pierwszej Komunii Šwietej. Ubra-, i.mi w skromný, ale schludn^ biat^ sukienk?. Mieszkališmy z rodzica-U ulicy Kaliskiej 19 i to tam zastalo nas powstanie. /oslalyšmy tego dnia same z mama^ tata byt w pracy. Kiedy nad War-• i rozpocz§ly si? bombardowania, musiatyšmy razem z mieszkaňcami tllí /nych budynków uciekač do piwnicy, by tam przeczekač stan zagro-||m Nie pomógt fakt, že Ochot? na pocz^tku opanowali nasi chtopcy, po- ii y. Z powodu dotkliwego niemieckiego ostrzalu bezpieczniej bylo i - • l>\ wač tego dnia w piwnicy. W kolejných dniach powstaňcy opiekowali si? nami, dzi?ki czemu czu-ptiy si? pewniej. Bylišmy przekonani, že lada dzieň wszystko si? uspokoi. Basia w wieku 4 lat, Warszawa, ul. Grójecka, 1938 rok. Fot. Archiwum rodzinne 98 99 . .-.M^njip. wjrrwnicy, STArniismy sic stwor/yc normálne, jak na zalij sylnai jc, wanmki. kobicly w wiclkii li kottach gotowaly zupy, któl J nu sílali sic takže powstaňcy. A chlopcy vvprosl z powstania przybiegall «!«• i niówili, že wkrótce zwycicža. Za Wisla juž stoi Armia Radziecka i gilyl dziemy potrzebowac pomocy, na pewno stana po naszej stronie! Jak bisld pokazala, byty to ztudne nadziejc. Strach wsród nas narastal z každým dniem. Zaczynališmy przeczifll že dzieje sic cos niedobrego. 8 sierpnia Niemcy pod karabinami wypffl nas przed dom. Mama i ja wyszlyšmy w pošpiechu, tak jak stalysniy. iy| w ubraniu, które mialyšmy na sobie. Cenniejsze rzeezy schowane bylyl wsze w jakichs zakamarkach odziežy. Ze zgroza^ wspominam te wszydj rabunki, jakich dopušcili sie niemiecey žotnierze! Kiedy wszyscy mieszkaňcy znaležli sie przed budynkiem, niemlí oprawcy, wyposaženi w miotacze ognia, bez skruputów zaczeli rzucač pj mieniami, które zajmowaly šciany, dach i wnetrza naszych domostw. ľalií li.šmy na dom, który wydawal sie nam twierdza nie do pokonania. To b) okropne - widzieč, jak plonie miejsce, w który m spedzilo sic tyle spokojný lat. Ptonela cala Warszawa, jeden budynek po drugim. Basia z ciociq Mar iq Luszczyňskq przed akademikiem na ul. Grójeckiej w Warszawie, 1938 rok. Fot. Archiwum rodzinne , , nam Genowefq Racka i «, B—— >"> 101 100 Hasia z cioiiq Afl ' uszt zyňska i t,u,t na ul. MarszalluiwtkiJk W W(ll.s.;invn\ ľ> I I Fot. Archiwum iviln Wszyscy krzyczeli, kobiety, trzymajac kurczowo w ramionach dzii plakaly. Tak jak stališmy, zaprowadzili nas na Zieleniak - targowisko pras; ulicy Grójeckiej - i przetrzymali cala noc. Dziaty si? tam straszne rzecj Siedzielišmy przeraženi, skuleni, jeden bok drugiego. Tej nocy wyprowjB dzono spošród nas wielu m?žczyzn i pod múrem jednego z budynków który do dziš zreszta stoi przy ulicy Grójeckiej, na naszych oezach ich ro7,«| strzelano. Nie moglam patrzeč na te okrucienstwa. Jak wiele innych osob,! odwracatam wzrok. Wsród rozstrzelanych rozpoznalam dozore? naszdH kamienicy, pana Franciszka. Po sp?dzonej na Zieleniaku nocy znów nas pedzono, tym razeni nu Dworzec Zachodni, skad pociagiem elektryeznym zostališmy przewieziei^ do Pruszkowa. Zgromadzono wszystkich, kobiety, dzieci i mežczyzn, w wiel« kiej hali. I choč pomieszczenie bylo ogromne, panowal niewyobražalny šcisk, i zaduch, tak wielu nas tam bylo. Spedzilišmy dwa dni bez jedzenia i picia, 102 I.....uma z rodzicami, a po prawej z ciociq Mariq Luszczyňskq podezas Pierwszej K„.......šwictej. Uroczystošč odbyla si? w koiciele šw. Jakuba w czerwcu 1944 roku. mu \nl\iwum rodzinne i- ' 11 icl i.šmy juž wtedy kontaktu z powstaňcami, nie otrzymy wališmy wiec ||),g| Aby nas nie rozdzielono, mama postanowila przejsč ze mn^ na strone i z dziečmi. Niemiec burkn^l tylko coš pod nosem, uslyszalam: „(iro Kinder" (tzn. wyrošniete dziecko) - i wskazal rek;} na wagon towarowy, którego sie udatyšmy. m.iii i • tli Oczekiwanic na rampie na selekcje, 1944 rok. Mimi'.i 111 i ja la w niehigienieznych warunkach, Sierpieri 1944 roku byl i my nie mielišmy wody ani niczego do jedzenia. Kolejný dzieľi. nic bylo tloczno. Jedni stali, iiini leželi prawie jeden na drugim. Nie Jkt\/\ in oddychač. Mate okienka zostaly wczešniej skrzetnie zaryglowane ■ u iata nie bylo widac. Jedna tylko mala szparka zašlepiona drutami línia šwiežemu powietrzu wlecieč do šrodka, choč w niewielkich iloš-i. |ei hališmy caly dzieň bez krótkich nawet postojów. Z przeraženiem liiiiniii.uii odór odchodów unoszžjcy sie w wagonie. Nie mog^c wyjsc na n ii i /, každý zalatwiat swoje potrzeby fizjologiczne pod siebie. I >i i iga w nieznane zaczynala nabierač konkrétnych ksztattów. Wiedzie-nty, /r dokadkolwiek jedziemy, to, co obecnie przežywamy, jest zaledwie Bttakiem tego, co nas czeka. Doktjd nas wiežli? Do piekta. Kiiny Boskie, to Oswi^cim! » Aiischwitz-Birkenau dotarlismy noca 12 sierpnia 1944 roku. Zmeczo-i' clo granic wytrzymalošci wypedzono nas na rampe. Wychodzilišmy il.uiiie w pošpiechu, a towarzyszyly nam okrzyki Niemców: „Schneller, 104 Fot. Album Lib Jacob, nr neg. 24457-16=39 1 hhncllcrr. ľolnische Schweinel - wydzierali sie. „Bože, gdzie ja sie znalaztam, co to za miejsce?" - pomyšlatam. Szybko i vmalam odpowiedž. Jeden z mežczyzn, wychodz^c z wagonu, rozejrzat fllt; wokót i krzykn^t ze tzami w oezach: „Rany Boskie, to Oswiecim!" Nie mi to nie mówito, ale domyšlilam sie, že koszmar dopiero sie za-t /yna. Mamusiu, dlaczego oni wyzywajíj nas od šwiň? - spytatam. Cicho, cicho... Dziecko, nie pýtaj gtošno o takie rzeczy! Nie nie I mow. - Zrozpaczona mama rozghjdata sie, czy aby na pewno nikt mnie n lľ uslyszat. Marsz z KL Auschwitz do Brzezinki zrobit na nas wraženie, którego nie i11 isób zapomniec do konca žycia. Ciemna noc, rozwšcieczone psy, ktorých ujadanie rozchodzito sie po catym placu, reflektory na drutach i krematoria / ilymiacymi kominami. Wtedy jeszcze my, Zugang, znaczy nowi, nie wie-il/.ielišmy, czym s^ te ptomienie. Szpalery esesmanów lejacych kolbami ka-i.ibinów gdzie popadnie. Moja mama zostala uderzona tak mocno, že až Kgieta sie wpót. Po raz pierwszy zadatam sobie pýtanie: „Bože, dlaczego?". Na szczešcie mama trzymala mnie mocno za reke, bo inaczej przewrócita-hym sie i inni wiežniowie by mnie stratowali. Panowat straszny chaos, ludzie 105 blegll przed slebie, plakali, rozgladall sic /.a bliskimi, którzy j-.il/i» •. u i zostali porozdzielani. Ponad nami Bfychac bylo ľ y k i esesmanów I n\ Rozdzierajacy krzyk bitých ludzi. Gdzieá w oddali grata orkiestri smród. Trupi odór. Zalykat nozdrza z každým powiewem wiatru. Póžniej zabrali nas do lažni. Rozebrané do naga, bytysmy przcffl i zdziwione. Kiedyš nagošč byla tématem tabu. Nie to, co dziš, gdy wldflfl j^ niemal wszedzie. Zawstydzenie dla mnie byto ty m wieksze, že mliiM dopiero dziesieč lat. Dookola inne starsze kobiety i chlopcy, którzy ta/tf|fl swoimi matkami mieli znaležč sie na naszym bloku. Po „prysznicu", možná tak nazwač wykonywane z rozkazu czynnosci w lažni, wyrzm ill m przed barak. Spedzilišmy tam cah} noc. To, co przychodzito nam do y)<*vŔ a byty to wyobraženia o strasznych rzeczach, które rnoga^ nas spotkaé, mill niebawem okazač sie niczym w zderzeniu z rzeczywistošci^. Nast?pnie gestapowcy žebrali caly nasz transport do baraku, gdzie M lejno strzygli nam glowy. Musiatysmy przed esesmanami paradowaií gufl W kolejce do golenia glow stato wiele kobiet z dziečmi. Ja z maničj znala/hl šmy sie prawie na koncu. Przed nami byla Ela Sobczyňska. Šliczna d/.lffl czynka w podobným do mnie wieku, z g?stymi wlosami splecionymi w vytí kocz. Bardzo przežywala to, že zaraz nie b?dzie po nich sladu. Tak banl/t) rozpaczala i plakala, až Niemiec rozkázal fryzjerom, ktorými byli pnKifj wi?žniowie, aby zaniechali golenia glów. Byč može nasi oprawcy byli ju/ |H) prostu zm?czeni. W ten sposób Ela zachowala swoje wlosy, zostaly lylkfl skrócone. Tym samým i mnie, i moja^ mam? równiež ominelo catkowllá golenie glów. W ktorej „dziesiatee" jestem? Kiedy znalazlam si? w obozie w 1944 roku, numerów nie tatuowano juž nj r?kach. Wpisywano je tylko do ewidencji w dokumentácii. W kolejce po numer odebráno nam wszystkie rzeczy. Zdj?cia, pieniqdze, okulary, bižute ri?, ubránia i rodzinne pamiqtki, które w pospiechu, uciekajac z domu, lud/.ie zdažyli ze soba^ zabrač. O ile zdažyli. Ješli tak si? stato, chowali je kurczowo w bieližnie lub mieli ukryte w znaných tylko sobie zakamarkach ubraň, li czac na to, že nikt si? nie dopatrzy. Jednak Niemcy skrupulatnie sprawdzall niewielki dobytek každego wi?žnia i odbierali wszystko, przekazujac infor- j macj?, že to tylko na chwil? i že przedmioty zostaň^ zwrócone. Nigdy tak sie nie stato. Nasze ubránia, buty, ješli byty w dobrým stanie, zostaty wyslane ! do Niemiec. Z pewnosci^ ktos z nich jeszcze skorzystal. Mnie odebráno 106 I I i laiictis/ek oraz pamialki po Pierwszej Koiiiiinii Šwi?tej, klóra im I ilka miesi?cy wczesniej. i......ľ,o dnia, zaraz po strzyženiu, mama /robila coš, co jeszcze dzis ^B|n vve mnie wielkie emocje i tzy. Jako dziecko nie rozumialam, dopie-^Hy »py la lam, jej intencje staly si? dla mnie jasne... M......raa zawsze, chcac chronič swoja^ jedyn^ córk?, tulita mnie, trzy- H| W Hwoich ramionach tuž przed sobq. Opatulata i strzegta jak Aniot i m dy jednak zbližalysmy si? do Žydówki, która nadawata kolejno |Htu i \, nugie stanowczym ruchem mama schowala mnie za sob^. Zaniepo- i ....... lo, ale pouczona wczesniej, aby nie pytač, nie dociekač, dlaczego 'i ľ m '.i? tak, a nie inaczej, statam poslusznie. Po chwili nasze imiona .....I .1. nasze tožsamosci, nasze žycia zmienily si? vv zwykte cyľry. Nie ■ylniy juž ludžmi. Mama otrzymala numer obozowy 86340, a ja kolejný Mamusiu, dlaczego tak zrobilaš? - spytatam póžniej, kiedy nikt nie Bo Niemcy dzielili nas na dziesi^tki. Istnieje ryzyko, že ludzie z jed-|f| il/iesiatki mog^ zostač rozstrzelani lub trafič do pieca, ale ci z drugiej p»Ki| przežyč. Ješli do tego dojdzie, to može ty ocalejesz, bo jestes w innej j|f Iľ.i.iU e niž ja - odpowiedziala mama. Bywato, czego sama bylam swiad-Mf in, jak w Warszawie gestapowcy bez powodu wyci^gali z tramwaju m?ž-ii, ustawiali wszystkich kolejno i nákazywali co dziesiatemu wyst^pič • 11 'Mi. ľeosobybyly rozstrzeliwane. Dlaczego, pýtam. Skad ta nienawisč i In iii.ilnošč, ktorých nie sposób zrozumieč? Pýtam od wielu lat, ale wiem, m/t nlkl mi nie odpowie. Nie zapomn? do konca žycia mojego przeraženia, gdy zorientowatam •ly, /ľ w obozie dzieci nie maj^ taryfy ulgowej. Rodzice w domu trzymali Minie z dala od wojennych informacji, chcieli uchronič mnie przed okrucieň-|| Wľin, zapewnič spokój. Tu jednak w ci^gu kilkudziesi?ciu minut poczulam u dorosia, bo zaczynalam rozumieč, co mi grozi. Numery i czerwone trójk^ty zostaty naszyte na nasze ubránia. Kolor i /erwony oznaczal wi?žniów politycznych. My wolnosci chcemy, a tu Warszawa idzie... K iedy wchodzilismy na láger zaraz po przyježdzie z transportu, przed jed-^m z baraków stala kobieta. Rozglqdata si? dookola przestraszona i pelna 'ziei zárazem. Spojrzala na nasz^ grup?. 107 ny ii.ic ...tu ii^TOTTCríCT7 s|'\ l.ll.i Kios odpowiedzial, že z Warszawy. Bože, to Warszawa Idzie? Myáleliámy wszyscy, že nu wolnosť |t go wyjdziemy, a to Warszawa idzie zdziwila sic i zawiedziona předl I cila do baraku. My, wchodzac do piekla, jakim bylo Auschwitz-Birkenau, nic /d,r šmy sobie sprawy, co nas može spotkac. Mieszkajac w Warszawie, u nié wiedzielišmy, že Auschwitz jest obozem zagtady. Oni tutaj równic wiedzieli, co sie dzieje poza obozem. Bo skad? Czy wojna wreszcie sic czy? Czy záznamy jeszcze wolnošci? Wolnošci, która jest naturálnym ; wem každego cztowieka, a mimo to zostala nam okrutnie zabraná Niemców. Czy jeszcze cokolwiek nas czeka? Czy juž tylko šmierí? Gdy po tych wszystkich „przygotowaniach" zaprowadzono nas na fL oddzielono dzieci od matek. Kobiety wpedzono do bloku 16, a nas do kuli nego - 16a. Trafily tu wszystkie dzieci, zarówno dziewczynki, jak i chlup "utěrka- ^ooMMat,^ ""^ftííEíl^J Komora gazowa i krematorium IV. Fotografia wykonana przez esesmana w 1943 roku Fot. Archiwum Paňstwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau 108 ľo roku žycia. W baraku spališmy n.i koj.u li, ktorc \v niczyin nlnaty lóžek w domach. I )ramat, który rozgry wal sie juž od kil m godzin, przybieral na sile z každá kolejná chwila. Wšród nas il) inalutkie dzieci. Starsi, zdajac sobie sprawe z trudnej sytuaeji, Ikowywali sie obowiazujacym w obozie zasadom. Maluchy, które |f |mi i / lny czy piec lat, pragnely tylko byč z mama i tata. Oderwane od lilii \\<< /.ycia i ciepla rodzinnego trafily do cuchnacych i zawszonych ilala od rodzin, nie rozumiejac, co dzieje sie dookola. Ciežko wy-■ malej dziewczynce, dlaczego jej mama nie przyjdzie jej utulié do .n-1 dl,k /.ego bez powodu sztubowa uderzyla jq w twarz. ......, podobnie jak dorošli, w ezasie porannych i wieczornych apeli ||) .i.ii po kilka godzin, ezekajac, až sztubowe wszystkich policz^. Cza-\«> apelach pozwalano nam spotkac sie z matkami. Byly to rzadkie ule wažne, že moglyšmy choč na chwile zobaczyč si§ z bliska nam ľi zekonač sie, že žyje. To dodawalo otuchy i sprawialo, že chcialo sie )ft o /ycie. Niektoré z dzieci po takich spotkaniach wpadaly w panike, i lament roznosily sie po catym lagrze. „Mamo! Tato, pomož!" - krzy-\ Itialuchy w strone bezradných matek, stojqcych daleko i szukajíjcych .1 lem swoich niewinnych, zdruzgotanych pociech. ňarta z tesknoty . I. ijach bylo ciasno. Spalyšmypo szešc dziewczynek najednej. Nad raném illu sie odretwienie calego ciala. Pod glowíj worek z odrobin^ sieczki, a do i ycia spróchniala derma, która rozdzierala si£ na strzepy przy lekkim irjiieciu. Pamiftam, že spalam najednej koi z piecioletni^ Helenky. To male dzie-slrasznie rozpaezalo z tesknoty za rodzicami. Mini}! sierpien, byla juž Mllowa wrzešnia, a ona nie chciala ješč ani pič. Faktem bylo, že nic specjal-i" !■,(> do jedzenia nam nie dawali. Jednak suchy chleb pozwalal na przedlu-inie wegetacji (bo z pewnošciq nie bylo to žycie). Helenka ci^gle plakala I nic pomagaly jej bajki opowiadane przez starsze dziewczynki ani zapew-nlcnia, že niedlugo zobaczy sie z rodzicami. Pewnego dnia sztubowa pozwo-lll.i jej na spotkanie z matkq w nadziei, že to nieco uspokoi dziewczynke. I lelenka wtulona w ramiona mamy na chwile przestata Ikač, ale po ponow-nym rozdzieleniu rozpoezelo sie apogeum. Tak bardzo cierpiala i wpadla w takie spazmy, že noc^, lež^c obok mnie na koi, zmarla z tesknoty. Sztubowe zorientowaly sie nad raném, przed apelem. Wziety staré plotno, którym 109 nyiysmy przykryťe, i položyfy jej < íalo w árodku, unoszac |e w powie Gluialy wynicšč \t na ZewiKjlrz. Gale szc/?ši ic, že jedna z blokowych trzymata zwloki rukami, bo zužyty material pekl i cialo inalutkiej d: czynki spadloby na ziemie. Serce mi peka, kiedy o tym myšie. Gdy cztov umiera z tesknoty sam, nie ma gorszej šmierci. História Helenki jest na) bitniejszym przykladem tego, co Auschwitz robilo ludziom. Kobietom, czyznom, dzieciom. Bože, Ty wszystko možesz Na jedným z porannych apeli stalam w pierwszym rzedzie. Esesman i Im dzit tam i z powrotem, siejac groze. Licz^c nas i czarnym, skórzanym prji czem uderzaja-c lekko w swoja_ noge, obuta, w oficerki. Musiatyšmy stač pni sto, nieruchomo, grzecznie, gdyž w innym wypadku koňczylo si? biciem luli inna^ drastyczna^ kar^. Wszystkie staralyšmy si?, jak tylko moglyšmy, zwrócič na siebie uwagi. Nagle Niemiec slanal naprzeciwko mnie i pr/lfl dtužsza chwil? patrzyt mi prosto w oezy. Spojrzalam na niego, ale nie wlM dzialam, jak si? zachowač, wi?c spušcilam wzrok i zamkn?tam oezy. Wtnly podniósl pejcz i uderzyl mnie nim w twarz. Plakatam, ale nie drgn?laui nawet. Poraniony poliezek i ucho bolaly mnie bardzo dlugo. Pr?ga zostalfl na kilka dni. Pami?tam, že kiedy esesman odszedl, spojrzalam w niebfl i w myšiach pytalam drugi juž raz: „Bože, dlaczego na to pozwolileš? Stojy przeciež tak grzecznie, Ty wszystko widzisz i wszystko možesz, a jednak pozwolileš, aby bez powodu mnie tak uderzyl". To bylo okropne. Nie mia-1 lam komu i nie rnoglam si? poskaržyč. Modlilam si? wi?c, žeby Bóg pozwo .1...... •. i ...... ' ' ' -1--- ....../.....71 i odkažone. Wszystkie ciuchy ležatý na jednej wielkiej kupie, pony vv t a k i sposób, že žadna / nas nie wieil/.iala, gdzio znajduja sic joj l'H(| Kazda wi?c brala po kolci. Jednej trafilo sic ubranie za mate, (.Iruglcjj duže... Dopiero w bloku si? zamienialyšmy. A gdy staly.šmy tak nagQJ | z dziewczynek, chcac rozbawič reszte koležanek z obozu, powiedl „Patrzcie! Garderóby do choroby. A jak mama pierze, to ja nago leže" Šmialam sie i ja. Trzeba bylo nam choc odrobiny ušmieclui, .ib odejšč od zmyslów. Ale takich chwil z uámiechem na twarzy nie byltii wiele. I szczerze przyznam, že do dzis mam wstret do czarnych poiv.ecfl Gdy tylko czuje ich zápach, ogarnia mnie trwoga i obrzydzenie. Pacluwj M rozgniecione w palcach pluskwy, które przez kilka miesiecy wgry/.ib *tt w moje cialo i w obozie byty wszechobecne. Któregoš dnia, stojac na drabinie, jeden z wiežniów namalowal na licfl nie w naszym baraku dzieci chodzace do szkoty i zabawki. Zastanawi.iUlÉ si? z koležankami, po co nam maluja_ takie rzeczy. Ani do szkoty nie nm my chodzič, ani zabawek nie mamy i wszyscy doskonale wiedzíj, že czeku |fl stracenie. Wczeániej czy póžniej. I/, zanim wywioza nas do krematorium ...../niawialyšmy ze soba o jedzeniu. Siedzac na koi, každá Z nas ma- p p) sznošciach, które zjadlaby, gdy by byla w domu. Wspominatyšmy i pr/yrzadzane przez nasze mamy i wyobražatysmy sobie, že je wtašnie \ le na nie te wspomnienia. Tutaj na sniadanie tylko kromka chle-• ||| 11 na jeden palec i kostka ohydnej margaryny. A na obiad woda zago-lupinami, które wypluwalyšmy, lub z jarmužem palacym jezyk, .i /upc, nazywana przez wiežniów plujk^ lub lur^. Czasami wrzucano ".nite warzywa. W zasadzie mogliby nam w ogóle nie dawac jesč. M/ne poreje žywieniowe byty gtodowe nawet dla dzieci, a co dopiero ^Miľ,lv< b, którzy po apelu wychodzili poza obóz do ciežkiej pracy. Takie .....il i wyczerpywaly organizmy. Nie ominat mnie szkorbut, wypadly mi J' v\ iclu wiežniów nigdy nie opušcilo obozu /. powodu wyniszczenia or-1 |*i n/n m. (izekališmy tam na šmierč. N.i ten glód i choroby wszyscy mówili, že byty okropne, najgorsze. Ale Hnili i.ikoš udawalo si? wytrwač. Kiedy któras z nas powažnie zachorowata, ■gllitl.i na rewir. W „szpitalu" panowaty równie zte warunki co na bloku, H W piv.ypadku chorých obíožnie robiono selekcj? i najstabszych wysylano ílu |M. i ,i kremacyjnego. Wiedzialysmy o tym od innych dzieci, które byly ■po šwiadkami, wi?žniów, a czasami nawet rodziców, z ktorými udawalo hiiii si? spotkač, gdy blokowa pozwolita. Dlatego wiedzac o tym, jak može ...../ yc si? „wizyta" na rewirze obozowym, nie przyznawalyšmy si?, kiedy F In-, n.im dolegalo. Czasem bolato gardlo albo brzuch, doskwierat šwierzb ■ (inagalysmy si? z tym po cichu. W zabawie w jedzenie czasami padaly slowa: „Masz, to pyszna jagni?-i in.i, / jedz, zanim wywioz^ nas do krematorium". < cgieika 114 Niektoré koje byty catkowicie zaciemnione, tak že nie bylo widač niezego. ľi/)• mojej znajdowalo si? okno. Zagladalam w nie czasami, obserwujac nie-lio. Wydawalo si? takie odlegle i nieskazitelne. A my tu, na ziemi, w niewoli, W piekle. Pytatam si? w duchu, dlaczego nas to spotyka i ezemu swiat daje Nicmcom przyzwolenie na takie okrucieňstwa. Odpowiadala tylko cisza, /.iklócana ciaglym sykiem drutów pod napi?ciem. Kiedy wi?žniów prowadzono do gazu, zamykáno nam okna, abyšmy nie patrzyli i nie styszeli lamentów i krzyków ludzi. Niemcy nie robili tego wcale / troski o n.is. Wrccz przeciwnie niechciell si.it panikl i wzbudzad vi dziach strachu wifkszego niž ten, który |už nimi owladnai. Wicdzieli pf_ ciež, že spanikowany ilmn može byč nlebezpicczny. Na wysokošd nioicjli byla jednak poluzowana ceglówka. Podejrzewali.šmy, že jakaš \vie/iu,ii|tÉ która tu spala wczešniej, wydlubala zaprawe murárska. Dz.ieki lemu. jjM nikt nie widzial, mogtam z koležankami podgladač, co dzieje sie nifl wn^trz. Poniewaž cegieike wyciqgatysmy i chowalyšmy z powrotem h.ircifl ostrožnie, uchodzilo to uwadze blokowych. Któregoš ranka po jedny m z apelów przyprowadzono nas do h.n.ikf i rozkázáno siedzieč spokojnie na miejscach. Zza murów slychač bylo s/liiJ i krzyki: „Oj, mame! Oj, tate!". W pošpiechu wbieglysmy na koje i odsiuif| tysmy cegte. Widzialam wiele matek z dziečmi, prowadzonych w zwarM grupie. Przeražone matki jak cienie - wychudzone, blade - szty przed sieliM ciagiiíjc za sobe} placzace dzieci. To byty Žydówki, bo miaty na odziežy wfl docziií} gwiazde Dawida. - Prowadzí) ich do komory gazowej - powiedziata jedna ze starszydB koležanek. - St^d možná wyjsč tylko przez piec krematoryjny. Nie možná sobie wyobrazič, jakie bylo nasze przeraženie. Cegielka, którt} wyjmowalyšmy, zaczeta z. ezasem služyč jako narzed/|m do przemytu jedzenia i innych drobiazgów. Czasami moja mamusia, niekifl dy inne mamy podawaly dzieciom przez szpary dodatkowy kawalek chlcbfl którego sobie odmówily, albo jakíjs mašč na šwujd, ješli udalo im sie od kogoš wyprosič. Zdarzylo sie pewnego razu, že moja mama przyszta z matki} Jacld Nadolnego, pani;} Žofií}, która chciata przekazač swojemu synowi maty |u kuněk z jedzeniem. W baraku mieszkata z nami Basia Cesarska, spokreWw niona z Nadolnymi. Basia poklócila sie kiedyš z pani;} Žofia, a byla dziewczyffl k§ upartq i zaczepnq. Potratila dač komus szturchaňca, byla niespokojnifl Trudno bylo sie dziwič. ledne z nas popadaly w nostalgie, inne reagowatfl na žycie w obozie agresywnie. Kiedy maty pakunek zostal wtožony do szc/.eliny po wyciagnielej cegle, Basia powiedziata, že nie poda paczuszki Jackowi. Nie pomogly btaganlO pani Žofii. Wtedy mama poprosila mnie, abym wzieta jedzenie i zaniostfl chtopcu. A ja sie balam, že podpadne Basi. Sama wiec jí} poprosilam, by siel zlitowala. - Nic mnie to nie obchodzi - odpowiedziala. Wtedy wzielam pakunek i zaniostam chtopcu. Utsche kaputí1. ! iiiii,d/\c /asie przeniesiono nas do bloku na lagrze cygaúskim. lam wa-utl i h.iklowania ludzi byly jeszcze gorsze. Trupy ležatý przed barakami, lilu, le i niemal na každým rogu. Kiedy ktoš zmarl, wyrzucano go na ster-l•*I .iniecia. (äata byty wychudzone, nogi i rece wyglqdaly jak patyki. , t * 1,11111 wylaniala sie gtowa z zapadnietymi oezami albo biodro. Wiežnio-I I.uláli zwtoki na taczki lub wozy, którymi póžniej przywožono jedze-Hii • il >ierali je do krematorium. N.i cygaňskim lagrze bylismy do 10 styeznia 1945 roku. Siarczysty mróz «. \ p.il \s poliezki i nos. Prawie bose marzlyšmy niemilosiernie. Rankiem M} upekl gestapowiec wywotal mój numer. Koležanki szeptaly, že zabieraja Hmii do komory gazowej. Ogarn;}! mnie strach. Blokowe uspokajaly, že pew-ln .i nas wywiežč do innego obozu. Za chwile wywolano kolejné dziew-nk i Nikt niczego nie ttumaczyt. Stalyšmy przeražone, kiedy nagle przy-!•■ • • v\.ni/ono do nas matki. Poczutam ulge, že zobaczylam mame, zaraz il sie jednak lek: czy razeni pójdziemy do zagazowania? lego dnia piečset matek z dziečmi niemiecey žolnierze wywiežli do Ber-i ľn/.poczeta sie ewakuacja obozu, poniewaž Niemcy doskonale juž wte-, w ledzieli, že „Deutsche kaputt!" Spieszyli sie i chcieli ukryč, co zrobili iln inom ludzi. Bali sie, že ponios^srogie konsekwencje. Burzyli krematoria, 1 ■ • i \ i h ruiny tak dobrze zachowaly sie do dnia dzisiejszego, pálili zwtoki, l>i uiia. Nie da sie zatrzeč sladów kilkuletnich dzialaň obozu zaglady. Bardzo chcialam zobaczyč sie z tat^, nie widziatyšmy go z mam^ od ki nika, gdy w domu zastalo nas Powstanie Warszawskie. Czy žyt? Nic nie |i dziatysmy. „Tata" |)o Blankenburga, jednej z dzielnic Berlina, jechališmy pociagiem w lep-■ych warunkach niž te, które panowaty podezas wywózki do Auschwitz-llirkenau. W Blankenburgu znajdowala sie filia obozu koncentracyjnego Mchsenhausen. Matki z dziečmi musialy tu pracowač. Byla to praca cal-klfin bezpieczna, choč nadal ciežka. Zdarzato sie, že rázem z niemieckim inajstrem cah} grup^ chodzilišmy odgruzowywač zbombardowany Berlin, lamietam tež, že sprzqtališmy fabryke ezekolady po bombardowaniu. Zno-sili.šmy i ukladalismy cegty, kawalki drewna, a wšród gruzu ležaly zamk-lifte szczelnie w metalowych puszkach ezekolady. Podkradali.šmy je, gdy nikt nie wicl/ial. W.šród majstrów, klótzy wychodzili z nami clo pri dobrý Niemiec. Wolališmy na tliegO „lala", ľozwalal nam nosič mnie zu, niž powinnišmy, tak aby wiadra nie byly zbyt ciežkie. Nie mial ffj nie przeciwko ternu, aby zješc kawalek czekolady. Byt przyja/.ny i czaj kiedy mial coš do jedzenia, potrafit si? z nami podzielič. Drugi majster zupetnie innym cztowiekiem. Wzbudzat wymuszony rešpekt i strach l ba byto przy nim doktadnie uwažač, co sie robi i mówi, a najlepiej byto n tylko to, co naležato do naszych obowiazków. W innym razie zdolny uderzyč nawet dziecko. Pewnego dnia zastat nas w Berlinie nalot. Bombardowanie i ogicri chaty z každej strony. Budynki wality si? tuž obok nas i trzeba byto uwa aby nie znaležč si? pod nimi. Panowat przez to wszystko ogromny t h Nigdy dotqd nie widziatam czegoš takiego. Aby nie zgin^č pod grujl lub by nie rozszarpat nas wybuch, musielismy si? ukryč. Kiedy wi?c zao íy wyč syreny, rzucilišmy robot? i pobieglišmy za ttumem. Wszyscy, kt mogli, schronili si? w pobliskim bunkrze. Jedna Niemra - tak nazy\ h/šmy Niemki - zatrzasn?la drzwi betonowego bunkra tuž przede m Syb»t™Po zamordovaných žydach.Zdjecie z 1945 roku Fot a u Panstvo Muzeum AuschWltz-Btrkenau ^ in \ /il.j/yli si? schowač, tylko nie ja. koleiny raz postawiono mnie i D ľio/.o, sytuacja bez wyjšeia. Na moje szcz?šcic obok pojawil si? ly, *lwy mežczyzna, równiež Niemiec, wziat mnie za r?k? i otworzyl ■ In S( hronu. Slyszatam, jak krzyczat na kobiet?, która nie pozwolila Ulkryé. wolcnie ma smak zupy 118 Pfľllnie bylyšmy z mama až clo wyzwolenia. Pami?tam, jak zbližal si? II Na teren miasta wkroczyty rosyjskie wojska. Jeden z oficerów byt taki i Hojny, ladnie ubraný, mówit nawet niečo po polsku! Generalnie jednak i I Ic wojsko to byl obraz n?dzy i rozpaczy: podarte mundúry, a z walo-wyslawaty gazety. • Ifíi er zagrozit žolnierzom powažnymi konsekwencjami, jesli tkn4 ja-i ((obiet?. Wzbudzat w nich respekt i po jego stowach žaden m?žczyzna nie l si? do nas. Zasugerowal naszej kilkuosobowej grupie wi?žniów, aby-i. I.iIi si? do nast?pnej miejscowošci, bo s^ tam Polacy i nam pomoga. T4 (Hli) Iľ/ykilometrowq trasčj szli Francúzi, Wtosi, Polacy. Kiedy dotarlišmy Plllcjsce i zobaczylišmy swoich, ogarn?la nas wielka radosč. Wolnosc? Czy ■l iiwd? to przetrwalismy? Czy to juž koniec? Polacy widzieli w nas ludzi zmartwychwstalych, bo tak tež wygladali-l .1 mi?tam, že dali nam do zjedzenia goraxa^ zup?, grochówk?. Niem^dre Ho to, co wi?kszosč z nas zrobila. Najadta si?. Skurczone žol^dki, nieprzy- I \i /.ajone do cieptych i dužych posilków, bardzo nas rozbolaty. Zupa byla na i ja tež sporo jej zjadlam. Póžniej myšlalam, že si? wykoňcz?. Jednak Bowiek po pobycie w obozie zaglady jadt, kiedy mu dawano, i ciagle byto m malo. ľowrót do Polski odbywat si? glównie pieszo. Szlišmy zm?czeni, czasa- II /.il rzymuj^c si? na nocleg. Od ezasu do ezasu ktoš zlitowal si? i podat coš o jedzenia. Ale bywalo, že jedzenie trzeba byto krašč i spač pod gotym iiiibem. Ludzie nie zawsze chcieli pomagač. Niekiedy Polacy jadacy ci?ža-mwkami na nasz widok zatrzymywali si? i podwozili nas par? kilometrów. Któregoš dnia na jednej ze staeji na trasie do Poznania natrafilišmy na Idkryty wagon do przewoženia w?gla. Przez jakiš czas podróžowališmy W nim wi?ksz4 grup^ Polaków w stron? kraju, ale póžniej kazano nam wy-nlašé. My z mam^ uprosilyšmy jednak kolejarza, aby pozwolil nam jechac až |o samego Poznania. Stamt^d udalyšmy si? poci^giem elektrycznym do War-s/awy. Im bližej bylyšmy Polski, tym cz?šciej odczuwalam t?sknot? za tat^. 119 W Auschwitz na lesionce mulám namalowany krzyž. Nanulowu,, czerwonq larba, gely nam zabierali odziež w obozie. 1 tak naznaezon) I czyk w koňcu do mnie wrócil. Dotarlam / nim do Warszawy. ľóžnic) n mama wydlubywala farbe, abym mogla z niego korzystač po wojnie, |N nie mialam innej odziežy. Brama Nasze miasto leglo w gruzach. Dokad mialyšmy pójsč? Przeciež na wl.uli oezy widziaiyšmy, jak miotaczami ognia Niemcy spálili nasz dom. Udal)N šmy si? jednak na Kaliek;}, gdyž žadne inne miejsce nie przychodzilo 11,1111 do glowy. W miejscu, gdzie kiedyš stala nasza kamienica, byly ruiny. Ale lt|{ przed nimi nienaruszona prawie zachowala si? kamienna brama. Zobacfl lysmy na niej dziesiatki malých karteezek i kopert poweiskanych wszczellNji rogi i zakamarki. - To rodziny zostawiají} informacj?, gdzie przebywaj^, dla tych, któffl wracaja^ z wygnania lub z obozów - powiedziala mama. Chwil? sama szukM la z nadziej^, že tata zostawil jakijš wiadomosč. I rzeczywišcie - znalazla! Na karteezce bylo napísane: „Francis/.iB Racki, Gražyny 20". Byl to adres siostry mojego ojca. Mieszkala tam przetP powstaniem i adres si? nie zmienil. Czym pr?dzej przez Pole Mokotowsklí poszlysmy w tym kierunku, odczuwajac wielkí} radosč, že spotkamy kogoi z rodziny. Ciocia byla wielce uradowana, gdy nas zobaczyla. Przytulalyšmy si?, nlf zabraklo lez wzruszenia. Zrobila nam herbaty i o wszystko wypytywal.i W domu nie bylo jednak taty. Rázem z siostrzeňcem Heňkiem co dzieň wy chodzit na Dworzec Zachodni, gdzie wracali wi?žniowie z obozów, i wyszu kiwal nas w tlumie. Do tej pory bezskuteeznie. Wtem uslyszalysmy glosy dobiegajžjce z podwórza (okno w kuchni bylo otwarte). Ciocia mieszkala ni parterze, wi?c slowa dochodzily do mnie wyražnie. - Heniu, ale by bylo, gdybyšmy tak weszli do domu, a tam siedzialy Gienia z Basů} - rozpoznalam glos ojca. Serce trzepotalo mi radošnie, bo wiedzialam, že wreszcie wszyscy znów b?dziemy rázem! Kiedy tata wszedl do kuchni i nas zobaczyl, o malo nie zemdlal. Plakal i przytulal nas do siebie. Plakali tež kuzyn Henio i ciotka. Rodzina. Bylišmy rázem. Przežylismy wojn?. Ja z mama. przetrwalyšmy Auschwitz - obóz ma-sowej zaglady. al niów z tata dowiedzialy.šmy si?, že ľowslanie Waiszawskic zasta f.....Wolskiej 84, gdzie pracowal w magazynach Spolem. Kiedy wróul h I,.mu nic bylo ani nas, ani budynku, w klórym micszkali.šmy. Opowiadal h.udzo to pizežyl. Magazyny Spolem podezas powstania zostaly |mI>,i< przez Niemców. Dlatego nie zabrali taty do Oswi?cimia. Dopóki I'1 i \ / m do pracy byli potrzebni na miejscu, nie ladowano ich do trans-■Mn i >|t icc zostal konwojentem i ježdzil duža^ ci?žarówk<} z niemieckim Wuwi.). W styezniu 1945 roku pojechali z towarem w okolice Grodziska. li....... /. 111 y t a 1 tat?, czy ma rodzin?. Ojciec przytaknql i pokaza! mu foto- |mIi. inoja i mamy, któn} zawsze nosil przy sobie. Kierowca pochwalil, že ■fémy latine, wsiadl do ci?žarówki i powiedzial: „Deutsche kaputt!". Wska-U |ek.| st ion? przeciwn^ do Warszawy i dodal: „Nach Hause". Sam odjechal ■ •lulky. Ii i matowalo tacie žycie, poniewaž wielu jego kolegów z pracy w War-\i racilo w tym ezasie žycie. Ojciec do koňca obawial si?, jak Niemiec b Kncliowa. Czy nie strzeli mu w plecy, gdy si? odwróci i b?dzie chcial ' Slarszy kierowca okázal si? jednak dobrým czlowiekiem. Može sam mial rodziny albo j^ stracil i przez to pozwolil tacie wrócič do nas? I Ijciec dopiero w listopadzie 1944 roku dowiedzial si?, gdzie jestešmy. I |i íly moja mama wyslala z Oswi?cimia kartk? (kupionq w kantynie za i lek chleba) do swojej siostry w Kieleckiem, do Falkowa. Nasz dom byl Mlony i nie bylapewna, czy pod innym adresem wiadomosč dotrze do taty. kartek z Ošwi?cimia zawsze byla cenzurowana i musiala brzmieč jed-I il owo: „Jestem wOšwi?cimiu, nie jestem glodna i jest mi tu dobrze. Jestem ■r«>wa". Co za ironia! Esesmani kázali pisac dokladnie to, co bylo przeciw-iiua ia rzeczywistošci. Robiac to, pozostawili po sobie slad w historii. Kolej-n\ ,lad kiamstwa. Kiedy ciocia Marysia z Falkowa dowiedziala si? o miejscu naszego pobytu, chciala wyslač paczk? z jedzeniem i cieplym ubraniem na zbližajaca *l? zim?. Ale wtedy juž paezek w obozie nie przyjmowano. Tata bardzo przežyl wojn? i rozluk? z nami. Choc sam wiele widzial, nie |>yl w Auschwitz. A czym byl obóz zaglady, nie možná uzmyslowič komus, Bo nie widzial tego wszystkiego na wlasne oezy. Patrz^c na mnie, ojciec powiedzial: - Basia, to žle nie wyglada. - Tato, ja taka spuchni?ta z chorob i glodu jestem - odparlam. Mialam i bude nogi i dužy brzuch. S^dzilam, že jestem brzydka. Mimo pocieszeň laly bardzo si? kr?powalam. 120 121 línej nicdoli w chuga niedol^ jptlt il.....i /yhi si? gehenna žycia obozowcgo, rozpocz?ta si? druga. Gehen- ^fchiislolclniej juž dziewczynki, która bez šmdkow clo žycia i dachu nad nľ.iala opiekowač si? chorujqcymi rodzicami. Tata zaczql chorowac m.una dostala pólpašca i bardzo cierpiaia. Pomogla mi wtedy cio-K«iir.ii.i laly. Bezniej nie poradzilabym sobic, f (Jdy syluacja niečo si? polepszyla, ojciec rozpocz^l remont mieszkania n v. Ciocia mieszkala na parterze, a nasz dom tworzyí si? w pocie }nIii ni pierwszym pi?trze. Ojciec wyburzal šciany i stawial nowe z cegly ' * * lem. Pami?tam, jaki chodzil zm?czony, wychudzony, wpodartych .....Im ilrewniakach. Dlugo trwato, zanim uporališmy si? z powojenny- jjlMiililcniami. Jednak ostatecznie przetrwališmy i to. Nmvľ žycie » ni i m u ľ/in? založylam z Kazimierzem Donieckim. Poznalam go w Falko-llli i idika Bronka, siostra mamy, wyszta za mqi za rodzonego brata ojca • i nu/za. Kazika poznalam, gdy przyježdžalam do niej na wakacje. On Hhi!ihw.iI we Wroclawiu, a ja mieszkalam w Warszawie. Spotykališmy si? • l.iicm w Falkowie. Pewnego dnia wuj, m^ž mojej ciotki, zauwažyl: ()oš ten Kazik nam si? zmienil na lepsze. Nigdy nie przychodzil i nie jpríwil /a dužo, zajmowal si? glównie sob^. A teraz przyjdzie do domu i wi?-i-i ľ'm'.ula, dlužej pob?dzie. Jakis ty glupi! On nie do ciebie, tylko do Basi przychodzil - rozešmia-p il? i iocia. W 1957 roku pobrališmy si?. Jestešmy szcz?šliw,i w lerdzič - i jestem o tym przekonana - iž každý centymetr tej ziemi przesiak-llety jest krwia. Tyle prochów po spáleniu ludzkich cial zostalo tam rozsy-linych, nawet na przylegle do obozu pola, do rzek. Košci porozrzucano i iii/kruszono, tak že chodzac po dzisiejszym muzeum, chodzimy po nich. I 11 wiecej možná dodač? Czy trzeba coš jeszcze powiedzieč? Niech každý zamknie oezy i wyobrazi sobie noc, nieprzenikniona ezerň, klóra rozjašniaja tylko šwiatla reflektorów ustawione nad drutami i ezerwo-ne lampki na drutach przypominajace, že plynie w nich šmiertelne napiecie. Nieprzerwana cisza i wolnošč zamknuta w klatce z drutów kolezastych. Ir obozowy: 83512 I.HOKADIA ROWINSKA 2 domu Sokolowska nrodzona: 20 mája 1924 roku w Warszawie lata wywózki do Auschwitz: 12 sierpnia 1944 roku Obozy koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau ľttliliim go od porodu przez dzicwieč dni. W Auschwitz bylo ■f lez i wrzasku, a on nie zaplakal ani jeden raz. Spojrzal i,i míliepewnego dnia... mial niebieskie oczy. LEOKADIA ROWINSKA Ciaža i porod w Auschwitz Leokadia Rowiňska. Fot. Arch iwum rodzinnt i idy trafila do Auschwitz, byla w trzecim miesiacu ciažy. Przežyla tylko ona I jej matka. Przedstawia swojž} historie z perspektywy kobiety ciežarnej i ukazu-|<\ jak okrutnie traktowane byly przyszle matki. Ireneusz, bo takie imi£ nail, i la swojemu synkowi, stal si^ najmlodszí} ofianj Marszu Šmierci. Pochowa-la go w pudelku po makaronie, we wsi Poreba pod kapliczkč) Šwietego Józefa. jak pifknie, jak pi^knie čwiczaj Pamietam, jak I wr/c.šnia 1939 roku mój hral wspial sic na dach domu \<\ti ulicy Grójeckiej, gdzie mieszkališmy, i krzyczal zachwycony w strouc n.idl tuj^cych samólotów: - Jak pieknie, jak pieknie cwiczaj Jedni - tak jak mój t>rat - s^dzili, že to čwiczenia, inni byli przekoiui že to przedsionek wojny. Kiedy síjsiedzi powiedzieli, že na polach lezy pelni trupów, brutalnie dotarlo clo nas, že to nie byiy čwiczenia. Gdy po razpicrlH szy zobaczytam niemieckiego žolnierza, ktoš wlašnie clo niego strzelat. Mffl czyzna nie zmarl od razu. Konat powoli. Niedtugo póžniej stalam sie ol i.ii Niemców, bed^c wiežniem obozu w Brzezince. Zanim to jednak nastúpilo, poznaiam na Ochocie Henryka RowiňsklJ go. Bylam przekonana, že to mežczyzna, z którym zostane na dobre i /,H Nasza milošč, jak každá inna, miata swoje wzloty i upadki. Moja przyszla tešciowa, Karolina Rowiňska, byla przeciwna naszej illif lošci. Záležalo jej, aby syn nie poslubil mnie, ale inna, može bardziej zamofl íiíj kobiete. Mimo to Henryk kupil dla mnie zloty pierscionek i ošwiadc/yl mi sie. To nie spotkalo sie z aprobatq jego matki. W koňcu, zdenerwowany, podjal decyzje, že wyjedzie na roboty clo Niemiec, do fabryki zbrojeniowfljH Szybko jednak zrozumiat, že jest to ciežka praca i zapragnejl wrócic do domu Uciekl. Wrócit do Warszawy, gdzie zostal aresztowany. Postanowilam, že go wykupie. Nie mialam jednak pieniedzy. Musialani oddac swój zloty zareczynowy pierscionek. Choc stracilam rzeczowy dowóil jego milošci, odzyskafam wiecej - samego Henryka! Postanowilišmy sie pu brac. 15 sierpnia 1943 roku stalam sie panic} Rowiňsk;}. Šlub wzielišmy w koíJ ciele swietego Jakuba. Sytuacja w kraju, wydawalo sie nam, stala sie bardziej stabilná. Byl to dla nas piekny rok. Mialam wtedy dziewietnašcie lat, Henryk byl rok starszyH Nasze szczeácie nie trwalo jednak dlugo. Do dziš nie moge sie z tyrflj pogodzič. Ale czy mam wyjscie? Tak wyglqdala wojna. Nie mielišmy wplywu na to, co dzialo sie dookola nas. Kiedy 12 sierpnia 1944 roku Niemcy wtargneli do naszego mieszkania bylam z rodzicami i starszym bratem Jankiem oraz mežem. Niemcy krz; czeli, že mamy sie spakowač i wynosič z domu. Najpierw wypedzili nas n podwórko, ustawili pod šciana^ i rozkázali klekn^č. Wiedzielišmy, že chcq na rozstrzelač. Nagle jednak cos sie wydarzylo, byč može otrzymali inne pole cenie. W konsekwencji pozostawili nas przy žyciu. Pedzili nas z Ochoty ni, Zieleniak, zielony plac, na który wchodzilo sie zielon^ bram^ od strony ulicy 128 111 lej. Zatrzymallámy Iři/mi i eokadia bratem Jankiem, przyszlym niežem Henrykiem i koležunk Fot. Archiwum rodzin Do Auschwitz w rocznic^ šlubu Do obozu zostališmy skierowani čata rodzina. Jedyne, co wówczas odczu tam, to strach. Strace rodzin?, nie zobacze nigdy wiecej Henryka... A jci nawet nam sie uda, to nie mamy domu, nie mamy do czego wracac... Sta lani' na Dworcu Zachodnim pošród spanikowanych rodzin. Matki ptakaty, áclfl kajac w ramionach swoje dzieci, a te, niczego niešwiadome, rozgladaty si J w zdumieniu dookota. Niektoré pary zamarty w mocným ušcisku. Inni bie« gaI i, jakby goraczkowo szukali pomyslu na to, jak uciec i nie traíič do obozu A niektórzy, tak jak ja, stali sparaližowani strachem i patrzyli gdzieš przc.l siebie. Transportem z Warszawy jechališmy wszyscy, oprócz taty, któi \ wyruszyl, wtedy jeszcze, w nieznane. Nasz pockjg zatrzymal sie po drod/i w obozie przejšciowym w Pruszkowie. Plotka juž niosla, že wíozí) nas do Ošwi?cimia. Uznalyšmy wtedy z mam;}, že Henryk musi uciekač. Pruszkow ski obóz slynut z tego, že wielu wiežniom sie to udato. Pod sercem od trzech miesiecy nositam nowe žycie. Nie chcialam, aby mój m;}ž zgin^t w obozie. Henryk byl przeciež uciekinierem z Niemiec. Od razu skazaliby go na šmierč. Przekonywatam go razem z moji} mama, že jak urodzi si? dziecko, musze mieč do kogo wracac. Staratam si? go pocieszy<í,8 že kierují} nas tam do pracy i kiedy urodz?, wyšl;} mnie do domu. Czy w lo wierzytam? Nie. Ale bardzo chcialam wierzyc. Henryk na moja prošb? uciekl z dworca w Pruszkowie. Udal si? do Laz, tam jego ojciec wy wiózl cata^ rodzi-nf. Ustalilišmy, že ješli wyjdziemy z tego cato, zarówno ja, jak i mama przy-1 jedziemy do nich wtašnie pod ten adres. Nie tak mialo wygladač nasze žycie po šlubie... W pierwsza^ rocznic? šlubu bytam juž w niemieckim obozie zagtady Auschwitz. Tak rozdzielono nasza^ rodzin?. ŮTAROSCTC okoi.'-;;..s 01/.2 - b.mi- ^«*/!r* c i*. dnia ............ 19*5 DOVJtJD TOZSAMOÉOI rzeprowndzor.oEQ /.V:-i n Jana lílor MailezWEfca '.7araaawlo t>plBk±e_í_ ir.-;ŕ.atiicr. Oplat? vi m. pobráno ii ■ . ■■ UHM 130 ľrzedwojenny dowódosobistyLeokadii. Fot. Archiwum rodzinne 131 W Pruszkowle, podobnle jak vv Warszawie, Nicmcy wepchnfli sile (osobno kobiety i mfžczyzn) do bydlecych wagonów. Bylo w nich cioii no, duszno, a jedyne, ledwo dostr/.cgalnc smugi šwiatia przenikaly pi/J malulkic okienka. Na rampe wypuszczono nas noc^. W Birkenau byli wówczas wiezlÉ mežczyžni. Podbiegali do nas po kryjomu i pytali: - Kto z Ochoty? Kto ze Šródmiescia? Kto ze Starego Miasta? Szukali swoich. Chcieli wiedzieč, czy ktoš z ich rodziny tu przyjechá czy žyje ojciec, matka, brat... Rankiem zrobiono selekcje. Gestapowcy pytali, kto jest chory, na t n i czy sa wšród kobiet ciežarne. - Zgloš sie - podpowiedziala mama. - Može odešla cie do domu. Chciala dla mnie jak najlepiej. Nie mogta wiedzieč, že obie zostaniemy w obozic jako wiežniarki, a oim trafí niebawem do Bergen-Belsen35 do Niemiec. Ja zaš zostane w Auschwn zupetnie sama. Jedwabna sukienka vit,' Dopóki w Ošwiecimiu bylam z mama, latwiej bylo mi przetrwač. Pošwi^ caia sie dla mnie. Nie chcialam, aby sie glodzila, ona jednak rezygnowal.t z jedzenia, a mnie i swojemu nienarodzonemu jeszcze wnukowi przynosl-la dodatkowe poreje. Dzieki mamie miaJam wiec nie pól, a litr zupy, nic jedn$, a dwie lub póttorej kromki chleba. Raz nawet za jedzenie, ktorému sobie odmówita, kupila mi od innych wi?žniarek sznurowane buty! W šlub nych, w ktorých tu przyjechalam, nie dalabym rady przetrwač, szczególnic zimq. Wszedzie bylo bloto. Nogi zapadaly sie prawie po kostki. Drewnianc trepy, w ktorých poruszaty sie inne dziewczyny, spadaly im z golych nóg I i zostawaly w tym bagnie. Nie wiem, jakim cudem, ale moje šlubne buty udalo mi si? przywiežč do domu z powrotem. Gdy mam? wywiežli do innego obozu, bylo mi o wiele trudniej. Hit-1 lerowcy kázali ci?žarnym przebywač w baraku. Prawie caly czas ležalam na pryczy. Przykrywalam si? szorstkim, brudnym kocem. Kiedy nadcho-dzila pora obiadowa, zazwyczaj to mnie wysyiano po ci?žki gar zupy. By-lam w trzecim miesiaxu ci^žy, inne kobiety mialy dužo wi?ksze brzuchy. 35 KL Bcrgen-Bclsen - nazistowski obóz koncentracyjny istniej^cy w latách 1940-1945 w pobližu miasta Bergen w Niemczech. Odegral wažna role w dziejach tzw. Marszów Šmierci. iiy. Bolal mnie ■lokowe, Žydówki, wykorzystywaly mnie, a ja nie mialam sil In/uch, martwilam si? o dziecko. Modlitam si?. Wlašciwie tylko to mi po/oslalo. W obozie wiele razy mijalam grupy dzieci. Kilkulatki szly parami, trzy-m.ilv si? za raczki. W wolnej r?ce každé mialo po pól bochenka niedužego chleba. Pewnego dnia powiedzialam blokowej, že strasznie im zazdroszcz?. Maluchy sí} normalnie ubrané, maja chleb i pewnic wlašnie w?druj4 na wol- - parskn?la jedna z Žydówek. - Zaraz b?da ientowalam si?, že droga, którq szly dzieci, prowa- iiiisc. - To ty taka glupia jestes!? iwiecičzkomina! Dopiero wtedy zori ilzila wprost do pieca kremacyjnego. Twarze (idyby tam szedl twój ojciec, twój brat lub syn - nie poznasz, tak starzec podobny jest do mlodzienca swq wqtlq postacíq, a mlody chlopiec pooranq ma Iwarzjak starzec36. Zapadlo mi w pami?č wiele osôb z obozu. Hilda, Niemka, trafila do Auschwitz tylko dlatego, že zakochala si? w Poláku i urodzila mu dziecko. Zawsze byla taka radosna! Kiedy mialyšmy czas na spacer, biegla w stron? Szmaglewska, Dymy nad Birkenau Warszawa 2012, s. 21. 133 Henryk Rowiňski, Berlin 1941 rok. Fot. Archiwum rodzinne drutów do chlopaka, który czekai po drugiej stronie (obóz meski znajdowal sie zaraz za drutami, tuž przy „naszym" bloku 12). Hilda miata rude wíosy, jak na obóz dosyc dlugie. Gdy biegta, powiewaly pieknie. Mnie podczas drugiej „kíipieli" hitlerowcy ogolili glowe calkowicie, do skóry. Pamielam równiež piekna. góralke z Zakopanego, córke kobiety, która do Auschwitz przyjechala z wielkč} walizk^ kosztownosci. Ghciala za nie kupic wolnošč. Wspominam tež Niemke z synkiem, który mial jasne blond wlosy. Mieszkala w osobným pomieszczeniu. Nigdy sie do nas nie odzywala, nie- ! czesto wychodzila. Nic o niej nie wiedzialyšmy. Najbardziej jednak w glowie utkwily mi szare, wrecz przežroczyste z gtodu i wyczerpania twarze. Twarze ludzi przecierajčicych wciíiž te same szlaki pomiedzy drutem kolczastym. Ze wzrokiem utkwionym przed siebie, jakby patrzyli na cos konkretnego, choč tak naprawde zagladali w nicošč. Twarze matek rozdzielonych z dziečmi, buzie dzieci nierozumiejcjcych, dla-czego ich rodzice zostali rozstrzelani. Twarze córek, ktorých nikt nie przy- 134 luli, synów, ktorých matki nie ucatuja. w spracowane czola. Twarze osob, ktorých nikt nie pochowa. Twarze nieruchome, ponadgryzane przez ogrom-ne szczury. Te trupie twarze zostaň^ mi w pamieci najdlužej. Szkarlat na šniegu Przyszia sroga zima. Mróz siegal dwudziestu siedmiu stopni. Zbližaí sie front i ogloszono ewakuacje Auschwitz. Widzialam Hilde, kiedy wychodzila Z obozu. Na sánkach, które zrobil jej ukochany Polák, wywozila owiniete kocami dziecko. Nie wiedziatam, czy chce opuszczaé láger, bo poza nim byla wielka niewiadoma. Dokqd nas zaprowadzíj? Mimo obaw 17 stycznia 1945 roku wyruszylam z Auschwitz jako jedna Z kilkuset uczestniczek Marszu Šmierci. Szlam w grupie z Niemkami. Ludzi-lam sie, že dzieki ternu uda mi sie szybciej wrócič do bliskich. Scjdzilam, že potraktujq nas mniej restrykcyjnie niž inne wiežniarki. Može wyški szybciej do domu, wsadza. do poci^gów, nie kaž^ pokonywač pieszo morderczo dlu-giej trasy? 135 7—.....tiuy-wrrrawnnsownnc) ťlažy u u/k<> bylo mi sic ponis/.ac.I c/ul.im sic dobrze, doskwiei .11 \ mi b< ilc br/.ucha, puclily nogi. (äagle byB giodna, a z gtodu bardzo slabá. Moje d/icciat ko cierpialo i glodowalo 1.1/0, ze mna. Hitlerowcy doprowadzili nas do row u poza obozcm. Zmierzchalo. N||i miec z latarkí} w dtoni podchodzit do každej z nas i šwiecil prosto w Iwarl Ješli któraš byla starsza, schorowana, to odpychal )í\ na bok. Miala zošli w obozie. Kobiety zdawab/ sobie sprawe, že to wyrok šmierci. Mnie escsnui ni przepušcili dalej, wiec poszlam przed siebie. Nie wiedzialam, jak dlužil dam rade išč i co sie stanie z moim dzieckiem. Styszaiam rozmowy wiežnl|j rek, že gnaJQ nas w strone Wodzislawia Šlaskiego. Pierwszy widok za murami obozu? Wielka kaluža krwi na šniegul Splywala po jezdni cienka smužka. Kilka kroków dalej, pod drzewem, le žala zamarznieta kobieta, skulona, jakby ostatkiem nadziei chciala ogr/tifl sif, nim zašnie. Po rowach i przy drodze ležaly pojedyncze trupy. Co chwfl le slychaé bylo serie z karabinu lub jakiš pojedynczy strzal. I znów nastawft« la cisza. Czlowiek bal sie drugiego czlowieka. Niemcy chcieli sie pozbydl Leokadia z kuzynkq Jadwigq Kamiňskq, 1940 rok. Fot. Archiwum rodzinne 136 I i ulków zaglady w obozie. Zdawalam sobie sprawe, že esesmanom zalcžy • na zatarciu dowodów /.brodili, ktorej sie dopuácili. Dziá zaslanawiain ni c o lic/.yli. Czy mysleli, že šwiat nie zauwa/.y, wc/ešniej czy póžniej, k.uygodnych czynów, stosów trupów pozostalých w niemieckich obo-i h, pieców, które nieudolnie chcieli wysadzié w powietrze? Podczas Marszu Šmierci wspominalam mojego starszego braciszka, iinislawa. Trafil do Auschwitz z pierwszym transportem. Mial tylko osiem-■ [e lat. Niewiele mniej niž ja, gdy trafitam do obozu. Rodzice chcieli za-ilaci lej wywózce. Podpowiedzieli bratu, aby zglosil sie po zašwiadczenie nauce do szkoly, do ktorej uczeszczal. Na uczelni dostal dokument pólu lerdzajacy, že chôdzi do szkoly wieczorowej, ale i tak zostal wysíany do Bo/u. Niestety. Pewnego dnia moja mama otrzymala od niego list. Prosil u nim o przyslanie cieplych ubraň, bo tam, gdzie sie znalazl, jest bardzo Bnuio. Mama kupila grube skarpety i ciepta koszule nocna. Wyslala na u ikazany adres. 4 grudnia 1940 roku dostala jednak telegram z wezwaniem na S/ucha. Miala odebrac prochy mojego brata. Nie uwierzyla w jego smierc. *iyin bardziej, že w dokumentach widniat Juliusz, a jej syn to Stach! Nie ■Odpisata pokwitowania. Niedlugo póžniej do domu wrócila paczka wysla-n.i do Auschwitz. Razeni z zakrwawiona koszulq. Bardzo kochalam swojego In aciszka i brakowalo mi go. Paraližowala mnie myši, že wszyscy tak zakoií-17 y my. Kiedy marzlam i tracilam czucie w palcach u nóg, przygladatam sie wivžniarkom, które byly cieplo ubrané. Najczešciej byly to Žydówki. Mialy •avetry lub plaszcze i cieple buty. One czesto pracowaly na Kanadzie, gdzie mlbieraly od Zugang ubránia i pakowaly je do worków. Po kryjomu podbie-raly to, co bylo im potrzebne albo sie podobalo. A ja i inne, owiniete kocami, tlygotalyšmy z zimná. Kiedy dotarlyšmy do Pszczyny, gestapowcy kázali nam odpocz^c. Jedna / /ydówek rozpakowala swoje rzeezy i jadla chleb. Na šniegu przez przypa-dek zostawila cieph} koszule nocn^. Rozejrzalam sie, czy nikt nie widzi, i wzielam jq. Musialam sobie jakoš radzič. Každý walczyl o przežycie. Zalo-žylam koszule na siebie i znów owinelam sie koceni. Bylo mi cieplej. Taki nábytek mógl przydač sie tež póžniej - moglam go wymienic na inne po-tizebne rzeczy. Dalej pedzili nas do Poroby, pierwszej wsi zaraz za Pszczyna. Blisko szešč kilometrów. Tu mielišmy zostač na noc. Nie mialam juž nadziei, szlam na samým koncu, ostatkiem sit, czekajax, až Niemiec wreszcie wymierzy karabin w moja strone. Rzeczywišcie podszedl do mnie, ale na szczešcie tylko popchiiíjl kilka razy i oszczedzil. Može mial w domu žone w ciažy. 137 Nie bylo miejsca w zadnej gospod zie (idy čudem dotartam do wsi Poreba, juž nic bylo dla mnie miejsca. ľi szlam ostatnia. Ludzie, którzy mieli warunki i ebec, aby przyjac kogo.š |i dach, udostepnili každí} wolrií} przestrzeň tym, którzy zjawili si? wczeél Zagladatam do každej gospody. Jedni odmawiali, inni wrecz mnie prze| niali. StaneJam bezradnie pošrodku chaosu panujqcego dookola. Poplyň Izy. Glodna, zmarznieta, bez sil, tuž przed porodem. „Pomocy!" - krzyl lam w myšiach. „Pomocy, ratujcie mnie i moje dziecko!". Odpowiedzialy mi tylko cisza, siarezysty mróz i ludzka obojetnošó, k ra mimo tego, co juž przežylam, nieustannie mnie zaskakiwala. Wtedy dostrzeglam niewielki folwark. Starý i niedužy domek stal i uboczu, a po drabinie na strych wchodzila jedna z wiežniarek. Nie zasl.i nawiajac sie dlugo, podjeíam decyzje, že nie bede pytač, po prostu poda)J za nia. Musze sie ratowac. Kiedy wreszcie udalo mi sie wdrapač na góre, roM poezely si? bôle porodowe. Na strychu bylo juž kilka kobiet. Roztožyly sobie síom? na podlod/.tf i uložyly si? do snu. Nikt nie zwracal na mnie uwagi. J?czalam prawie cali| Po wyzwoleniu obozu. Fot. Archi 138 twutľi Paňstwowego Muzeum Auschwitz-Birke w pocie i bólu. Moje ukocliane dziecko. Pragnylain dla tliegO lego, co ľ /c [edna z kobiet zlilowala si? wreszcie i zeszla na dól do wlašcicielki pody, pani Kurtok. Powiedziala jej, že zacz?lam rodzič. Na dole w poko-y píly blokowe. Znajdowala si? tam tež Niemka z córka^ i dwie dziewczy-Monika i Marta z dziečmi. Wszystkie w malým pomieszczeniu, w któ-r 11 • ledwo miešciíy si? krzesta, stôl i lôžko. Blokowa ustúpila mi miejsca Diwolila usi^šč na jedným z krzesel. Inne kobiety niech?tnie na to przy- !lly. Ale Marta chciala mi pomoc. Po niedtugiej chwili do pokoju wpadl Niemiec. Rausl - krzykn^l i przep?dzil wszystkie kobiety. Ja zostalam, bylo mi ) wszystko jedno, ješli maja^ mnie zabič, to nawet tu. Rodzilam. Nikt nie dzie mnie teraz przep?dzal. Poczulam si? nagle bardziej odwažna i silná. [Jilliilam wažna^ misj? do wykonania. Szcz?šcie w nieszcz?šciu, že jedna z ko-lilet, z Poznania, dobrze znala j?zyk. Wytlumaczyla wi?c po niemiecku, že JDdze i nie mog? teraz išč. Pani Kurtok powiedziala, že jestem jej córkq. Niemiec machn^l r?kq i wyszedl. Wi?cej po mnie nie wrócil. Bez poduszki, bez pieluszki l'i /esiedzialam na krzešle reszt? nocy. J?czalam z bólu. Niemcy mieszkajq-ty w domach obok slyszeli te krzyki. Powiedzieli, že mnie zabijí}, ješli „nie M id? g?by". Zaciskalam wi?c z?by w brudnym kocu obozowym, chc^c stlu-niič krzyk spowodowany bolem. Ktos pobiegl do s^siedniej wsi po akuszer-k?. Nie zd^žyl jednak, bo dziecko juž si? urodzilo. Ireneusz przyszedl na swiat w ciszy 21 styeznia 1945 roku. Nie zakwilil, nie zaplakal ani razu. Cate jego malutkie i chudé cialko pokryte bylo czymš, co przypominalo i >t r?by. Nie mialam dla niego poduszki ani pieluszki. Chcialam go nakarmic, ale nie mialam czym. Moje piersi nie mialy pokarmu. Serce p?kalo mi z žalu. Tulilam go tylko mocno. Nie moglam mu dac nic wi?cej. Jakaš kobieta przy-niosla troszk? cieplego mléka od krowy. Ireneuszkowi ci^gle si? ulewalo, nie mógí jesc. Ktoš przyniósl becik po swoim zmarlym dziecku, ktoš inny - po-targany smoezek. Iruš nie ruszal si? dužo, nie plakal. Bardzo zaležalo mi, aby ochrzcič synka. Pewna kobieta zaprowadzila mnie do katoliekiego ksi?dza, który byl Niemcem. Nie moglam uwierzyc, že odmówil chrztu, bo dziecko bylo polskie. Wtedy ta kobieta powiedziala mi, že same ochrzcimy dziecko, že tak možná. Nie ezekalyšmy ani chwili. Ireneusz Antoni Rowiňski. Drugie imi? otrzymal po dziadku. nau 139 i niv Niemcy zaczell si? vvyi ofywoi. nakázali wszystkim mieszkaM i wifíniom odsuwač sic od szosy w glab wsi. Pani Kurtok, wtaácicielkl warku, w którym urodziiam synka, mieszkata przy samej szosic. Polet mi išč do dwóch wdów, Nicmek mieszkajacych po drugiej stronie wsi. nim wybraiam si? do nich, przyszcdt do nas mežczyzna, który odmówli t| wczešniej noclegu. - Jest pani po porodzie - powiedziai do mnie. - Prosze, to dla pani Musi sie pani teraz lepiej odžywiač. - I podat mi wielki krowi udziec. Byluii mu wdzieczna. To byt pierwszy porzadny positek, jaki miatam w ústach oá momentu, kiedy z Dworca Zachodniego wy wiežli mnie z rodzinřj do Auschí witz. Po drodze zajrzatam do dwóch starszych kobiet. Styszatam, že jedltfj z nich odbierata porody. W ich kuchni wisiat ogromny obraz Matki Bosk Czestochowskiej. „Pomoga mi" - pomyslatam. Ale odmówity. Dotartam wreszcie do dwóch wdów, do których pani Kurtok, opuszczi. jac folwark, polecita mi išč. Nawet mnie nie wpušcity do domu. Baty sie tfll Jugoslowianka W. Taus nakreconego przez žolnierzy Armii C Ausčhwitz-Birkenau 140 i mala Czeszka K. Bcer Po Wyzwoleniu obozu ^ zerwonej. Fot. A nnego, ledwo žyj$< ego dzie< kať A on ledwie oezka otworzyi, odk^d si? il/il, može raz albo dwa spoji zal na mnie. Oczy mial niebieskie. Mnsiatam sie gdzieš podziac. Postanowilam zary/.ykowac i wrócic do ivurku. Može jest otwarty. Spotkany przypadkiem Ukrainiec zdecydowat nu pomoc. Prosze jeszcze raz pójšč do wdów. Powiedziatem im, že mája pania mi- Zrobitam, jak polecit. Kázaly mi spač w jedným pokoju z tym Ukraiň-i. Balam si? go. Wiedziatam, co jego rodacy robiq kobietom. Nim je za-11 !',watcq. Nie mialam jednak innego wyjšcia. Potožylam si? z m?žczyzna_ fi |cdnym lôžku, w ramiona wtulitam Irusia, ale nie spatam cahi noc. Ob-i wowatam každý ruch tego cztowieka, jego oddech, bytam gotowa bronič n bie i dziecka. Nast?pnego dnia Ukrainiec dat mi w prezencie ciepta bieli-pie. Prosit, aby nikomu o tym nie mówič. Mysli pani, že m^ž jeszcze žyje? - zapytat niespodziewanie. - Mam nwoja masami?, a wi?c i wystarezaj^co dužo pieni?dzy. Mog? pani pomoc wychowac dziecko - zaoferowat, co byto widač, szezerze. Podzi?kowatam inu za dobre ch?ci. Wierzytam, že mój míjž žyje. Chciatam z Irusiem wrócic |D domu. Synka tulitam w ramionach przez dziewi?č dni. Niestety Ireneusz An-bni zmart. Odszedt w ciszy, tak samo jak w niej przyszedt. Nie zaplakat ani luzu. Za Por?b^ stata kapliezka Šwi?tego Józefa. Znajdowata si? pomi?dzy ilwiema lipami. Tam, w pudetku po makaronie, pochowatam mojego synka. Kr^te sciežki prowadz^ do domu Niemcy kázali opuscič Por?b? wszystkim, którzy nie byli w niej zameldowani. Musiatam wi?c išč. Zanim to si? stalo, jakás Niemka, która byla wlašcicielka dužego folwarku, podala mi przez swojq stuž^c^ now^, ciepl^ chustk?. Dosta-lam od niej takže bochenek chleba i spory kawatek sloniny. Nie wiem, jak nazywata si? ta dobra kobieta, nigdy nie widziatam jej twarzy. Stuž^ca, która do mnie przyszta, powiedziata tylko, že to podarunek na drog? do domu. Bytam sama, nie miatam nikogo. Žádných przyjaciót, znajomych ani rodziny. Nawet synek, aniotek, opuscit mnie. Nie wiedziatam, któr?dy išč, jak dostač si? do domu. Przy szosie staly cztery kobiety, ciepto ubrané - roz-poznalam, že to Žydówki. One tež próbowaly wrócic do siebie, postanowilam, že do nich dolacz?. 141 rrvc, drug, BZIl izrysmy drog,. Chociaž doskwierato zmeczenij .... uwolMIIViaiU /.m?C/CUlC nógi CZasami možná bylo cos /.ji\š< , kloš mics/kajacy wc wsi poratowal kicm goracej zupy czy kawalkicm chleba. I )rogi pomiedzy wsiami byly ( stoszalc. Rzadko ktoš nimi ježdzit, tylko rolnicy od czasu do czasu pi mieszczali si?, by zatatwič swoje sprawunki. Któregoš razu uslyszaly.' zbližajacy si? w nasza^ stron? samochód. Ci?žarówka. Kierowai niq L) k niec. - Skad idziecie, dokad chcecie si? dostač, jestešcie tu same? - wypyly wai. Wiadomo, že niebezpiecznie jest samotnie podróžowač z nieznajomy mi, ale nas bylo až pi?c - myšlalyšmy. Trudno bylo wejšč na pak? ci?žarów ki. Kierowca pomógl každej z osobná. Po kilku kilometrach samočinní zatrzymal si? nagle i Ukrainiec zaproponowal, žeby jedna z nas usiadla z ním z przodu, bo tam jest cieplej. Sam wybral jedni} z Žydówek. Ujechatyšmy može kilometr, gdy ta zacz?la krzyczeč i pi?sciami uderzac w tyt kabiny, M?žczyzna tež wykrzykiwal jakieš przekleňstwa. Chciai ja zgwalcic. N* szcz?šcie udalo si? jej uwolnič. Cala nasza pi^tka z powrotem znalazla si? im drodze. Ďalej szlyšmy pieszo. Dostalyšmy si? do Katowic, gdzie trzy Žydówki si? odlqczyly. Ktoii podwiózt nas do Cz?stochowy. Bylam čoraz bližej domu. Poszlam do klasz*J toru na Jasnej Górze podzi?kowač Matce Boskiej za ocalenie z Auschwil/. Za to, že chociaž mój syn zmarí po porodzie, moglam go tulič przez kilku dni w swoich ramionach i ochrzczonego pochowalam na wolnej zienu Dzi?kowalam, že nie bylam zmuszona zostawič go na cmentarzysku, jakini byl obóz zaglady. Wzruszylam si? towiedzialam si?, že mój m^ž poszukiwal mnie w Warszawie. Aby go idr/c, wyruszylam w stron? Laz i spotkališmy si? po drodze! Cóž to byla i.ulo.šč! Zamieszkališmy na ulicy Grójeckiej 44, tuž przy placu Narutowi-iM Tego domu dziš juž nie ma, zostal rozebraný. Dzielilišmy dwa male jkoiki z rodzinq mojego m?ža, a gdy pól roku póžniej wrócila moja mama, mu niež z niq. |a z Henrykiem, moja mama oraz dwoje dzieci, które zdqžyiam póžniej I tinid/ič - przez lata žylišmy w pi;}tk? w jedným pokoju. Dopiero gdy rodzi-[ liii in?ža otrzymala inne mieszkanie, rozgošcilišmy si? w dwóch pokojach. Wreszcie wszystkim bylo wygodniej. Pami?tam, že kolega m?ža zrobil dla mojej córeezki male buciki z bu-|ów wojskowych. Jola w nich póžniej chodzila. Mam to nawet uwiecznione n i lolografiach. Henryk tuž po zakoňczeniu wojny zostal powotany do wojska do Lubinu. Po zakoňczeniu služby pracowal w Centrálnym Kolportažu Wojsko-Wym. Prositam go, aby i mnie polecil tam do pracy. On jednak uwažal, že powinnam byč w domu z dziečmi. Z nátury bylam uparU} osob^, chcialam wyjšč z domu, przebywač z ludžmi, pracowač, sama wi?c wybralam si? do •./cla mojego m?ža i poprosilam o t? prac?. Poczatkowo zatrudnili mnie 142 ,/cia mojego in?/,a i pupiuoím... ylko na prób?. Kiedy jednak dostrzegli, že pracuj? sumiennie i skrupulcit-nie, dostalam stah} posad?, a z czasem zaj?lam stanowisko kierownicze. Najmíodsza Ofiara Marszu Šmierci Na cmentarzu w Pszczynie znajduje si? pomnik Ofiar Marszu Šmierci, gdzie w zbiorowej mogile spoczywa kilkudziesi?ciu wi?žniów, którzy zgin?li - w wy-niku rozstrzelania b^dž wycieňczenia - po ewakuacji obozu KL Auschwitz. Niewiele brakowalo, a ležalabym wšród nich. W szeščdziesi^tq szóst^ rocznic? urodzin Irka, to jest 21 stycznia 2011 roku, odslonilam na tym pomníku tablic? ufundowan^ przez Rad? Ochrony Pami?ci Walk i M?czeňstwa. Widnieje na niej inskrypeja: 143 Pamifci íreneusza Rowiňskiego, najtnlodsze) Ofiary Marszu Smierci, urodzonego we wsi 1'oiclxi przez wieéniarkg Leokadie Rowiňskq 21 styeznia 1945 roku. Žyl dziewieé dni. byla dla mnie wažna chwila. Wolontariuszki dlugo walezyly, aby piodszej Ofierze Marszu Šmierci, Ireneuszkowi, postawiono osobný tab-lub napiš. Niewinne dziecko przez nienawisč Niemców zostalo pozba-ii' inožliwošci žycia na naszym šwiecie. Na ziemi, która powinna byč 1,1 illa wszystkich ludzi, niezaležnie od rasy, narodowošci, ideologii, loczystošč odsloniecia tablicy poprzedzila msza w košciele Šwietej ilwigi Slaskiej w Pszczynie. Wšród modl^cych sie w košciele byli wiežnio-Auschwitz-Birkenau i kombatanci Armii Krajowej. Liturgie celebrowat ||(|y major Mariusz Tolwiňski, kapelan „Czerwonych Beretów" z 18. Biel-Ifgo Batalionu Desantowo-Szturmowego. X ...... Córkapani Leokadji, Jola, w bucikach wykonmych % ^ >n?za Uokadu „Berlinie. Fot. Archiwum rodzinne 144 wojskowych przez kolege