b Janiny Jakimiuk (fragment zdfcia). Fot. Archiwum rodzinne r obozowy: 22074 janina JAKIMIUK z domu Orczyk Urodzona: 12 stycznia 1926 roku w Čmielowie Obozy i podobozy koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau, Brniiden iniictam, že transport odbywalsie w nieludzkich warunkach. nota, duchota i smród. JANINA JAKIMIUK Niewinna jak wszystkie inne I >i i obozu trafila sama, bez rodziny. Osadzona jako wi^zieň polityczny, choč Itprawd? nie miata nic do ukrycia. Najdiužej pracowata w saunie, gdzie /ajinowala si£ m.in. strzyženiem nowo przybytych wiežniów i odkažaniem u li ubraň. Dzieki ternu opowiedziaia swojíj historie z tej drugiej strony... w zlým miejscu, o zlej godzinie iiitiiii / •> ni do toalety. Za potr/.eba musiellámy chodzid do k.u ika w rogu Wczesnym wrzešniowym rankiem gestapowcy zapukali do naszych dri Zabrali mnie i moja mame Bronislawe clo Ostrowca. W domu /.ostalo m rodzeňstwo: mlodszy brat Jozef i siostra Krysia. Do dziš nie wiem, kto op kowal sie nimi pod nieobecnošč mamy. Ona nie rozumiala, dlaczego nas aresztowano, przeciež nie ud/.leU šmy sie w konspiraeji. Bala sie o mnie. Wychowywata trojke dzieci samu, \ tata Jan zmar! 13 sierpnia 1939 roku na atak serca. Bylam wtedy na koUig i nie moglam sie nawet z nim požegnač. Dlatego posiuszna jej prošbie | angažowatam sie w dzialania organizaeji konspiracyjnych. MiaJam jeduj kuzyna, Heňka Sikorskiego, który byl powiqzany z konspiracjí}. Byl juž H{\ dentem. Studiowal na Akademii Sztuk Pieknych. Ja natomiast miatam dod ro szesnascie lat. Pamietam, jak pewnego dnia odprowadzalam go do dom Za nami jechato niemieckie auto, a z okna bacznie przygladala sie nam jakí kobieta. Gestapowcy musieli wiedzieč o dzialaniach Heňka, šledzič go. M( že chcieli zlapač go na goracym uczynku? A ja przebywalam z nim, wl z góry založyli, že jestem wspólniczkq. Znalazlam sie po prostu w zlým ml scu o zlej godzinie. Podejrzewali mnie o „sabotowanie III Rzeszy". Heniek natomiast, clu ciaž zlapaný, z uwagi na bogatego ojca zostal zwolniony z aresztu. Po dwói tygodniach pobytu na Gestapo17 moji} mame równiež wypuszczono do dc mu. Mnie zas z wieloma innymi kobietami wywieziono do Kielc do wiezi nia. Spedzilam tam tylko jedna^ noc. W czasie przesluchania wypytywali mnie o powiqzania z nielegalnyn organizacjami. Nie mogtam sie do niczego przyznač, bo naprawde z nikii nie wspólpracowalam. Nie wierzyli. Uznali mnie za wroga III Rzeszy. Bytar wiežniem politycznym. Podczas przesluchania bili mnie pejezami. Po pi cach, po nogach, gdzie popadlo. MU. i Nii/wa „Ošwiecim" nie mi nie mówila. W 1942 roku nie nie mówita |t /c vvieks/.o.šci ludzi. Choc nie wiedzialam, jaka przysztošc mnie tu cze- I, / |>iveraženiem spoghjdalam w strone wiežniów za drutami. Ubrani i.iki, wychudzeni, ogoleni praktycznie na lyso. Bylam przekonana, že hlopcy. Za chwil^ okázalo sie, že patrzylam na kobiety - wyniszczone, j|ltul/one i chore. Nie minelo wiele czasu, jakdol^czylam do nich w szarej, iii/nwvj sukience z ogolonq glow^. Uylam zla, že scieli mi wlosy. Dlatego kiedy esesman mnie fotografowal, M)|lam zeza! Na zlošč. Zorientowal sitj, ale nie uderzyl mnie. Musial jednak mului/yé zdj^cie. Potem Niemcy na nogi kázali mi založyč ciežkie, drew-jliy I repy. Kim wtedy si§ stalam? Kim bylam? Nikim. Nadali nam numery, lowali nas jak bydlo. Nie možná wyobrazič sobie przeraženia dziecka w obozie. Trafialy do m. i;n dzieci znacznie mlodsze niž ja, niektoré oddzielone od rodziców, inne ii n ml ne, bo rodzice zostali zabici. Jedne zabierano do eksperymentów, in-■f do gazu i krematorium. Niektoré, przewažnie žydowskie, wrzucano do llnlovv i palono przed krematorium. Stychac bylo krzyki, piski! Do dziš sly-■ l/V je we wspomnieniach! Jak žywe. Pamietam, jak jeden Niemiec wyrwal [ fydówce malutkie dziecko i rzucil nim do swojego kolegi, a ten „podal" do i olcjnego. Trzeci esesman skierowal maleňstwo do gazu! Auschwitz to zbrodnia, za która^ nie ma wystarezajacej kary Nie nie jest W Mánie naprawič krzywd wyrz^dzonych tym wszystkim ludziom. Zarówno lym, którzy przežyli, lecz stracili cale rodziny, jak i tym, którzy juž nie mogq opowiedziec swoich historii, bo zostali brutalnie zabici lub zmarli, wykoň-i y,eni glodem i ciežk^ pracq. Porcje jedzenia byty tak niewielkie, že juž po kilku dniach zaczeto bra-kowač mi sity, by wstawač z koi. A przeciež musiatam stawiač si£ na apelu I išé do roboty w polu. To byta moja pierwsza práca. Potem z innymi wiež-niarkami uczestniczytam w stawianiu budynków dla esesmanów, kopalam ľowy Najdtužej jednak pracowatam w saunie. Kiedy przyježdžaty transporty do obozu, obcinalam nowo przybylym wlosy Dtugošc wtosów nie mogla przekraczač czterech centymetrów, ale nauezylam si^ ciqč ladnie. Nie chcia-lam szpecič ludzi. Byli wystarezaj^co pokrzywdzeni. Nie mniej niž ja. Inne fryzjerki obozowe obcinaty wlosy niechlujnie, tworzcjc na glowie brzydkie „schodki". Tak wtašnie mnie obci^to na poezatku, gdy przyjechalam do Brzezinki. 149 Chiopcy to czy dziewczeta? Do KL Auschwitz wywiežli nas nastepnego dnia. Transport odbywal sie w meludzkich warunkach. Ciasnota, duchota, smród. Pociag nie zatrzy-mywal sie na stacjach, a nawet ješli byí postoj, to nie wypuszczano nas na * Budynki Gestapo w Ostn.wcu /.najdowaty sie przy ul. Sienkiewicza 61-63. 148 Zajmowatam si$ tež wypur/.anicm ubraň wicžniów. Wr/iu.il.mi |m kabin, w klórych bylo bardzo gorato. ľcwncgo razu ubránia wewn.jli/ biny sie zapálily! Byt' niože w klói y niš / unii 1 > y I y si liowanc zapalki. .1 11 že temperatura w kabinic byla za wysoka. Do gaszenia požáru przyjťclfl Niemcy. Jednego dnia przyszla do mnie znajoma, Štefánia Wnuk. Skaižylit m že jest jej zimno. Dafam jej wtedy sweter, który znalazlam. Zawolalam «Ih kabiny i powiedzialam, aby sie w niego ubrala. Založyla go pod snkicitlÉJ obozow^, tak aby nikt sie nie zorientowal. Chetnie pomagatam hul/ioii ješli moglam, ale musialam uwažač. Gdyby na mnie ktoš naskaržyl, nuigM bym trafič do komanda karnego, gdzie pracowato si§ ci^žej, a esesmanl ItjA wyj^tkowo surowi i brutálni. Po latách spotkalam Štefánie przypadkowo na jednej z uroczy.slntvl rocznicowych. Przybiegía do mnie radosna, mówi^c: - Jasieňka, ten sweter, który mi dalaš, po wyjáciu z obozu wypialiuil i oddalam swojemu synowi. I okázalo sie, že byl w nim wszyty zloty zeg.i 1 vV\ „ uczynič z „ami, Polkami, lub kobictami innych naro< lo [niol Stróž Icl/lccka bylam nauczona pokory. Staralam sie byč grzeczna i uczynna. 1 u ./ystko dziekowalam. I szczerze wierzylam, že mimo nienawisci, jak^ ni. v clo nas žywili, musze pozostač dobrým cztowiekiem. Može dzieki .....udalo mi sie^ przežyč? Przez calq wojne mialam wraženie, že czuwal i.l. mna mój Aniol Stróž. Potwierdzenie znalazlam w obozie. Kiedy w 1942 roku zachorowalam na tyfus, wyl^dowalam na rewirze. Immtoš dnia póžnym wieczorem przyszedt na blok szpitalny Mengele Irugim lekarzem, który byl Polakiem. Gdy Mengele wyszedl, Polák przyj-l|| mi sie i kázal mnie przeniešč do baráku, w którym mieszkalam, zanim L horowalam. Bylo juž po dwudziestej drugiej, gdy pielegniarka obozowa 1111 iwadzila mnie na mojí} koje. Na každým kroku nienawišč O tym, jak Niemcy byli okrutni, šwiadczy wiele faktów historycznych i onOi bistych opowiesci bylých wiežniów. }a pamietam szczególnie dwie takie hť storie. Pewnego dnia, gdy pracowalyšmy w polu, w Aussenkommando, wiclkl wilczur poszczuty przez Niemca pogryzl wiežniarke. Nie moglyšmy pr/flaj rwač pracy. Dopiero wieczorem esesman kázal kobietom z komanda, do klu rego náležala pogryziona wi^žniarka, zawlec j$ do obozu. Ja bylam w innym komandzie, szlam wiec za nimi i widzialam, jak ciajmq niežywa^ kobiely, Uderzala glowq o kamienie, ktorých nie brakowalo na drodze, bo ciajgll trwata budowa. Id^c w drewnianych trepach, patrzylam pod nogi, aby niť zdeptač kawalków jej mózgu, który wyplywal z rozbitej czaszki. Plakalam, Chciaiam krzyczeč. Wykrzyczeč Niemcom, jak bardzo nie moge zniešč tego, co robi^ z ludžmi! Ale musialam milczeč. O niewyobražalnym okrucieňstwie wroga šwiadczy tež zdarzenie, któ-re mialo miejsce zaraz po moim przyježdzie do Brzezinki. Niemiecka wiež-niarka funkcyjna pobita inn;j Niemke. Nie wiem, z jakiego powodu, widzialam jednak, jak kopala kobiete z catej sily. W koňcu jq zabila. Jej wyraz twarzy byl pelen nienawisci. Nie miešcilo mi siq to w glowie. Uznalam wtedy, že ješli Niemka Niemce bez skrupulów odebrala žycie, to strach 150 11 My . sportu „ mi roku. * ^"J^EA Lre sukienki i chustki na glovacH. Fot. Album LA Jacob, neg. 151 Dnia nastepnego wszystkie kobiety / bloku, w którym przebyw na rewirze, /.ostaly skierowane do komory gazowej i krematorium. ( udH uniknfiam šmierci. Powtarzatam sobie zawsze: „Bože, daj mi sil^, abym to przežyla..,", ■ tej pory Bóg mnie wystuchiwal. Byč Polakiem do koňca Poznalam w obozie dwie kobiety, które pokazaty mi wiersze obozowe. Ilyfl to poezja smutná, ale prawdziwa. Nie moglam uwierzyč, že w AuschwllB -Birkenau zostaly napísane tak piekne, przejmujace wiersze. Nauczylam «|f ich na pamiec. Každego wieczoru szeptem wypowiadaiam ich slowa... Ohi ciaž wiežniowie musieli sie podporzadkowač niemieckim rozkazom, wfl wnatrz, w sercu, wiekszošc z nas starala sie pozostac sobej. Jako Polka stáru lam sie nia pozostac do koňca. Sama nie wiem, jak to sie stalo, že udalo mi sie przetrwač. Jak ws/yil kie inne kobiety umieralam z glodu, bylam zmeezona, przemarznieta. MM mo to dotrwalam do momentu, gdy Niemcy rozpoezeli wywózke wiežniów z Auschwitz. Pamietam, že przed sama^ wywózka^ rozkázali nam sie rozebrač do nagtt i isč jedna za drug§. Na koňcu kolejki obnažonych wiežniarek stali dw(J Niemcy z drewnianymi láskami i przygladali si? wszystkim uwažnie. Doj tknieciem laski wskazywali kobiety, które mialy wystapič z szeregu. Te wsku« zane stawaty na boku. Nie umiem oddac slowami, jak bardzo balam sie, gdfl zbližalam sie- do tych Niemców! Obawialam sie, czy przejde selekcje po/y tywnie, czy odeslíj mnie do gazu. Staralam sie spuszczač wzrok, aby nawol na nich nie patrzeč. By nie sciagnac na siebie ich spojrzeň! Udalo mi si?. Na poezíjtku 1945 roku trafilam do Drezna. Pracowalam tam w fabry-ce broni. Pamietam to slynne bombardowanie miasta. Rázem z innymi pracow nikami przeJ>ywalam wtedy na piatym pietrze fabryki. Nikomu na szezešciť nic sie nie stalo. Jednak wszystkie szyby w budynku wylecialy w powietr/r. Naprzeciwko zawalil sie košciól. Widzialam ludzi opuszczajacych okoliezne domy. Na wózkach ciagneli swoje rzeezy. Uciekali na wozach zaprzegnietych w konie. Wspominalani wtedy Polaków wygnanych ze swoich domów. Wierzytam w sprawiedliwošč, która wlašnie miala sie zišcič. História zmienila swój bieg, choé jeszcze kilka miesiecy ternu nic na to nie wskazywalo. 152 ťk.itižydównammpie- Brzezince. Esesman i wzdzielajq kobiety do obozu lub do lil, WS kazujqcna kobiety laskq. Fot. Album Lili Jacob, nr neg. 24457-27=38 Niemcy nie wiedzieli, co z nami zrobič. Kražylišmy przez wiele dni po Itkolicznych lasách. Wiedzialam, že ta droga donikad može w každej chwili lliiienič sie w droge ku šmierci. Kiedy na noc zatrzymaliámy sie w stodole i Polacy przyniešli nam je-il/cnie, Niemcy przegonili ich, strzelajac. Wiedzialam, že wreszcie beda munícii sie i nas pozbyč. Zaproponowalam wiec swoim koležankom, które szly w mojej piatee, aby uciec do lasu. I tak zrobilyšmy! Czy to z Niemcami, czy bez nich, skazane bylysmy na glodowanie. Nie inialysmy ani wody, ani jedzenia i musialyšmy sie ukrywač, by nie wpaše |nów w rece wroga. Trafilyšmy jednak na dobrego cztowieka. Pracowal w lesie przy drze-wie. Przejíjl sie naszym losem, bo zobaczyl, že jestešmy wiežniarkami. Byl ukraiňcem. Dal nam cywilne ubránia i nakarmil. W zamian ofiarowalyšmy puszki z župa, które dostalysmy w Drežnie od Niemców, a ktorých nie mu mZZZ*, do dalszei, chci nie lžcis,e) drogi. 153 Obóz w Brzezince. Fot. Archiwum Paňstwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau tl< laiiiny Jakimiuk. Fot. Archiwum rodzinne Z Niemiec wracalysmy do domu pieszo. Raz podrzucil nas mqic/.ytU wiozacy zbože do browaru w Namystowie. Pamietam, že jechališmy pi/M zbombardowany Wroclaw. Jeszcze palih/ sie budynki. Ze stacji w Namyslm wie ruszylyšmy we cztery do Cz^stochowy. Jedna z koležanek miata w CtM stochowie znajom§, która ugoscila nas obiadem! To byt pierwszy cieph/ pol sirek od bardzo dawna. Niespodzianka Pocicjg, którym wracafam do domu, zatrzymywai sie na stacji Čmielów MiM sto, naprzeciwko mojego domu. Kolejná stacja: Čmielów, gdzie mieszkaltt moja ciocia z wujkiem. Specjalnie pojechalam najpierw do cioci, bo balam sie išc od razu do mamy. Martwilam sie, že jak mama mnie zobaczy, bedzic w szoku i cos jej sie stanie! Niemal natychmiast wujek pojechal do mamy, przywiózl jq do domu, gdzie czekatam z ciocia^ Schowana w innym pomiesz-czeniu slyszalam, jak powiedzial do niej: - Chodž, cos ci pokaze! Mama nie podejrzewala, jaká czeka j^ niespodzianka. Gdy mnie zoba-czyla, poph/nety Izy radošci! Po powrocie do domu dowiedziaíam sie, že mój kuzyn Heniek zginqí i 11 lyzantce w 1945 roku. Po wojnie dostalam dobrq prac§, zostalam kierownikiem sklepu, po- 11 ilam ludzkq dobroč. Ludzie byli dla mnie žyczliwi. Wysztam za maž w 1946 roku. A póžniej urodzitam dwóch synów: Ta-I n /a i Zdzislawa. Dziš nie martwi? sie juž o przysztosí, starám sie cieszyč !• .i/dym dniem. Uwažam, že nie možná sie ciqgle przejmowac, naležy chwy-11, i .de dobro, jakie daje nam swiat. iibozowy: 45712 »INA NAWARA /. dumu Leska •drona: 16 czerwca 1923 roku w Sulejowie |a wywózki do Auschwitz: 2 czerwca 1943 roku gy i podobozy koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau, nsbrück, Neustadt-Glewe, Buchenwald, Altenburg i vin marzylysmy w Auschwitz? (vin, aby cos zjesc i umrzeč. Sabina Nawara, zdj?cie wykonane tužprzed a Fot. Archiwum rodzin ABINA NAWARA Odwažna wi^žniarka Zanim trafita do Auschwitz, byta wieziona w Piotrkowie Trybunalskim. 1'rzetrwala niewyobražalne tortury, nie zdradzajac swoim oprawcom žádných informacji. Zawsze starala si§ pomagač innym wiežniom. W lutym praca w lodowatej wodzie przy oczyszczaniu stawu spowodowala ciežkq chorob?. Nie po raz pierwszy čudem uniknula šmierci. ťOraneK imiy niž wszystkio 45712 - numer dla kobiety, która byt mo/.c ros/19 ž.ycia spedzi w zaglady. Mežczyzna, równiež wiezieú, który tatuowal ciag cyli 1)1 przedramieniu, patrzyt spojrzeniem pelnym wspófczucia. Wyglada zdát sie; na los, który trzyma go w Oswiecimiu pewnie juž od kilku li dopiero mam poznač, czym jest prawdziwy glód, dopiero zajr/y I prosto w oczy. On juž to widzial. Wiedzial, co stalo sie z blisko CZfl stoma piecioma tysiacami kobiet. Jestem kolejná. Mnie spotka to saitM Kiedy rano dotarlišmy do Auschwitz, czekal na nas „orszak powll | Esesmani i esesmanki z psami wypatrywali swoich kolejných ofiaiN zbrodniarzy" - pomyslaíam. Po ciežkiej podróžy zaprowadzono nas do Brzezinki. To byl spor walek drogi! A my bylismy tacy glodni, niewyspani, pobici. Póžnkj uI ko dzialo sie automatycznie. Tak szybko, že nawet nie jestem w stanie Wl minač szczególów. Pamietam jednak doskonale, jak balam sie mordo selekcji. 'iih 1 zaprowadzlll nas przed šaliny" 1 nazmi umu ,»y um.., bylo male. Wilgotne šciany wygladaly obskurnie. Zaraz przy ijdowaly sif schodki, na których možná l>ylo usiasč.co zrcs/.ta uc/.y kobiety. Goraca para buchala na nas z rozgrzanej podlogi. Cza-iblcla wygkjdajaca na takt}, co tu rzíjdzi, polewala posadzke; wiadrem u 1 idy. Temperatura siegala czterdziestu stopni Celsjusza. I nie wiem, [Ol sze - czy ten upal, w którym ledwo lapalam oddech, czy lodowa-/11 u . pod który zaprowadzili nas chwile póžniej. ipclnie nagie stalysmy na dworze do momentu, až m^žczyžni pelnitj-Mi/ic lunkcje fryzjerów przyszli nas ogolič. A robili to tepymi narze-|lin, nlejednokrotnie raniac nas. Najgorsze dla mnie bylo to, že musialam Míliiiia stanac okrakiem tuž przed mežczyzna^ który golil moje miejsca ifiiim la sytuacja byla symboliczna, typowa dla Niemców, którzy mieli 11 In nic tylko zabijač, ale takže upokorzyč czlowieka. To dla kobiet, I u ľ.i ilnie dla mlodych dziewczyn, bylo bardzo wstydliwe! Wiele z nas nie I Inlo nigdy wczešniej nagiej osoby. Zawstydzona, odarta z godnošci, na II /oslalam posmarowana za pomocq pedzla jakás zielona^ ciecza. Jak Sabina Navara (po pravej) z miodsza siostra Tereska. Zdjecie vykonane tuž przed aresztowamem, 1942 rok. Fot. Archivům rodzinne 158 Rodzice Sabiny Nawary, Marcjanna i Jan Lescy, oraz dwie siostry, Leokadia (stoi po prawej) i Teresa. Na kolanach mamy siedzi maty Jureczek, synek siostry Sabiny, Sulejów 1943 rok. Fot. Archivům rodzinne 159 y dom Brat pani Sabiny, Micczyslaw Leski wszkole lotniczcj. Fot. Archiwum rodzinne Micczyslaw leski zginql w wypadku J lotnisku w Poznaniu 2 czerwca 1938 rn nas blokowa, od razu zaznaczyla, jakie tutaj panuja warunki. Mamy sie do nich dostosowac, inaczej zginiemy. Dobitnie dala do zrozumienia, že niť mamy zadných praw i jestesmy nikim. Nie moglam zasnac przez cala noci Targaly mna strach i tesknota za domem, którego - mialam wraženie - wiy cej nie zobacz§. 160 |u/ wspomnialam, do zásad panujacycli w obozie trzeba bylo sie dosto-i lo byla walka o žycie i przetrwanie. Zarówno z Niemcanii, jak i po- -..i my mi wiežniami. Kubiety potrafiiy walczyč o wszystko. O kawalek chleba, dodatkowa |i; /upy, lepsza prace; - o ile mialy na to wpiyw, choč najezesciej nie I \ Prace przydzielane byty przez sztubowe albo blokowe. Niekiedy zda-■ .n; jednak, že znajomy wiezieú wciagnal przyjaciela z koi do dobrej Najlepsze byty prace wykonywane w barákách, pod dachem. Powodem do walki stawaty sie koje, a raczej miejsca na nich. W bara-I, w którym spedzilam dwutygodniowa kwarantanne, koje byty muro-i ilosč szerokie. Najwyžsza znajdowaia sie tuž pod dachem. Bylo to Im i miejsce, choé gdy padalo, woda kapala na glowe. Šrodkowe legowisko /decydowanie najbezpieczniejsze. Na kojach wykladalysmy skoszon^ traw^, która musiala nam zastapič ■itlus/ke. Trawa jednak szybko sie kruszyla i czesto spalyšmy na golym p>liinic. Niekiedy trafil sie koc do okrycia - dopóki ktos w nocy go nie - hII. Koc byl luksusem, przynajmniej do momentu, gdy nie obsiadly go A te zagnieždžaly sie w nim szybko. Czlowiek nie jest w stanie wyob-i sobie takiej ilosci wszy, z jaka nam przychodzilo žyč na co dzieň. ľamiftam, že na samým poezatku otrzymalyšmy posciel wypelnioníj • m. in. Szybko jednak zaczela šmierdzieč uryna i potem. Nie wietrzylo si§ i mi nie pralo. Nawet jesliby kto chcial i mógl ja przeplukaé, to nie bylo Najnižszy poziom na kojach byt najgorszy. Najzimniejszy. Gdy padalo, i /(/'.lo zalaný byl woda. Ale to nie wszystko. Tam najezesciej lazily szczury. ulam si£ ich okropnie. One wr^cz przeciwnie, w ogóle ludzi sie^ nie baly. flyly wielkie i spasione. Žywily sie resztkami z kuchennych baraków, a gdy I ifital zmierzeh, atakowaly špiacych ludzi. Najezesciej ogryzaly martwe cia- II w■iežniarek. Trupy ležace przed barakiem mialy ponadgryzane poliezki, hosy, brody. Dziury pojawialy si§ na calym ciele. Pamiftam, jak w nocy kobieta obok mnie zmaria. Musialam ležeč przy inej do rana. Gdy siq obudzilam, miala obgryziona brod§. Na poezatku i ja spalam na najnižszej koi. Dusilam sie w przenosni I iloslownie. Byto bardzo ciasno, wiec musialysmy sie; ukladaé w poprzek, tak K nasze glowy dotýkaly bocznej scianki. Z wysilkiem przywolywalam wspomnienia. Przypominalam sobie mój dom, który takže wiele wycierpiat. W 1939 roku zostal czešciowo zburzony 161 przez u.iloiy nlemieckie, które nasllaly sic každcgo dnia. Po nalotu< lišmy cal.i rodzinq na wschód, do brata mojego ojca. Xair/ymaliarflj do czasu, gdy nioglišiny wrócič do sicbic, czyli o ilc m nic pamicť Mil - do listopada 1939 roku. W rodzinnym domu mialam svvojc ló/.ko II koldr?. Nie wiem dziš, co bylo dla mnic wažnicjszc, gdy przcby vvalum Mŕj zie, špiac wyzi?bni?ta. Že poduszka i koldra w domu byly cieple c/y czyste? A može to, že pachnialy šwiežošci^, smagane wiatreni? Mami nosila je na dwór, gdzie na stoňcu nabieraly zápachu lata. Widzialofl oczami ojca, który dzialal w konspiracji i nauczyl mnie patrioty/m mam?, troskliwa kobiete. I póžniej zlapali. We wrzešniu 1943 rolu la wy wieziona do Ravensbrúck. Tymczasem spalyšmy, wiežniarki, w tej ciasnocie w osiem, czasu W cej, jedna obok drugiej, aby zmiescič si? na koi. Osoba, która musia la miejsce przy samej šcianie, odcieta byla od šwiežego powictrza czy delfl smugi šwiatla, rzucanej przez niewielka žarówke, gaszona w nocy pi m kow;j. Každý unikal tego miejsca, ale któraš z nas musiala w koncu ■ položyc. Gdy pojawiala sie možliwošč, by spac na šrodkowej koi, dziekowal) Bogu. Zwykle te miejsca zajmowaty starsze stažem wiežniarki. Ješli kl< lil! II Kojew barákách, zdjecie wspókzesne. Fot. Archiwum Auschwitz-Birkenau Paňstwowego Muzeum n I i m. ||i id/.ilo do któtni, a liawel bójek, którc kom y.yly sic s/.ybcicj, niž lt.il NZtllbowej s/.ybko rad/.il sobic w lakicb syluacjach. Zrozumia-iivicu na érodkowej koi nic ocklawal SWOJegO miejsca „po przy-t| nas na apel. Wyprowadzano nas pr/.ed barak, ustawiano piatkami i slul tak godzinami, a auzjerki41 liczyty. Liczba musiata zgadzač sie z ewlq jednak po každej nocy byla inna. Czesto nie mogly doliczyč sie ws/yáj bo nocq kobiety umieraly. To na kojach, to utopily si£ w dole z lokli Inne odchodzily z glodu i wycieňczenia. A czasami apele trwaly tak že i podczas nich dziewczyny umieraly. Bywalo tež, že kobiety same decydowaly sie skoňczyc z žyciem, Nlp| nie musieli przykladač do tego reki. W nocy, gdy w obozie zapadala ntj kojqca cisza, „rozrzedzana" syczeniem drutów elektrycznych, wiežn|| wymykaly sie z baraków, przeskakiwaly dól, do którego sie zaíatwiaH i rzucaly sie na druty. Odbieraly sobie žycie, bo nie chcialy dlužej pal 11 taki šwiat. Tak czy inaczej, ewidencja musiata sie zgadzač. Trzeba bylo przod I cem apelu znaležc každé zwloki, každ pracowalam. Prowadzili nas esesmani z nabitými karabinami, bagnetaf i psami. ("hoc wiele osob narzekato na prace w polu, ja lubilam jq najbardzM Mialam namiastke swiata poza drutami. Najpierw wraz z innymi dziewczynami wychodzilyšmy na waly wišlu ne i zbieralyšmy pokrzywy. Nie miaíyšmy oczywišcie žádných rekawic, dli tego staralyšmy sie zrywac je przez ubranie. Wtedy mniej parzyly. Pokrzyw zanosilyšmy do obozowej kuchni w lagrze kobiecym, potem dawano nam | do zjedzenia. Zdarzalo sie czasami, že niostyšmy je do Oswiecimia, do glóv nego m^skiego obozu. Pewnego dnia, kiedy tam bytyšmy, podszedl do mnie mežczyzna. " Z niem. Aufseherin - SS, nadzorezyni. W obozie funkejonowaly tež formy aufseherk aufsejerka, aufzejerka. 166 .I. mas/ lat? zapylal. I l/lewietnašeie oclpowiccl/.ialani. Nie znalam go. Obiccal, že gdy , i i. ni h /pnyni razom, cla mi kawalek mydla. Nie wiedzialam, dlaczego Jllitlun.il mnie. Bylam mu wdzieczna,choč mialam šwiadomošč, že bez n i lak nie bode mogla wykorzystac mydelka. li pnego dnia, kiedy przysztam, wrzucil podarunek do mojego ko-. i |.i owinelam go chrzanowym liáciem, aby nikt siq nie zorientowal. i .....rl.iby byé straszna, zarówno dla mnie, jak i dla tego mežczyzny, J |.......ionia nie poznalam. Podziekowalam mu serdeeznie i schowalam M|tli)lko clo czerwonej miski, która jak zwykle mialam przy sobie. B^dac h|itvs iivm obozie, przygladatam si^ napisowi „Arbeit machtfrei". Do dziš ■i l/a mnie ciarki. lun.) praca^ którq wykonywalam, byla rozbiórka budynków mieszkal-• wysiedleňeach, którzy rozpoczeľi budowe obozu w Brzezince. Domy i cwažnie drewniane, a praca ciežka i niebezpieczna. Robota nie dla blilľl. ale nikt na to nie patrzyl. Musiatysmy zrobič swoje i nie bylo dysku-W iiinym razie grozily kary bicia, a nawet smierci. Nasz szef widzial, že pracuje. Bylam energiezna i wykonywalam swoje obowiazki najlepiej, .....ialam. Dlatego pozwolit mi „w nagrode" wkladač laski dynamitu we i IcÄniej zrobione otwory i rozwalač mury. Najwi^cej domów rozebralysmy .■I olicy wsi Harmeže. Oczywišcie podczas rozbiórek budynków po wy-řdlonych zdarzaty si£ wypadki. Musialyšmy wtedy zanosič ranne dziew-i do rewirów, czyli „szpitali", które miešcily sie w drewnianych bara-li w obozie. Wiem, že niektoré kobiety sadzily lasy w Rajskú i okolicy, inne praco-iiViily na roli. Ja pewnego razu zostalam wyslana do sadzenia buraków, zda-w.ilii mi sie tež prowadzič konia, chociaž nie mialam w tym žadnego do-íwiaclczenia. Niestety ta praca byla dla mnie bardzo ciežka i któregoš razu 'wywrócilam wóz. Kapo bardzo sie zdenerwowala, okladala mnie kijem. i rasznie mnie wtedy potlukla. Kiedy nadeszla zima i nie bylo zbyt wielu robot, komanda byly kiero-wane do kopania rowów. Do tej pracy szlyámy daleko za obóz, nad Wisl§. Kiedy kilka lat ternu pojechalam do Auschwitz, specjalnie udalam sie w tam-ln miejsce, aby sprawdzič, jak usypane przez nas waly wygladaja. Okázalo nie, že istnieja do dziš. To nasza praca! Przez caly pobyt w obozie pracowalam w wielu miejscach. Lapalam sie každej roboty i staralam sie; wykonywač jíj poprawnie. To dawalo mi szan-sc; na przežycie. Pewnego razu jednak przez prac§ omal nie umarlam. Zostalam wtedy wyslana do czyszczenia stawu rybnego. Szef z tego komanda 167 hnu Sabina (po lewej) z Zofiq Górnq, koleiankq z klasy. Zofia Görna zgingla w obozie. UM/i < ď wykonane tuž przed aresztowaniem. Fot. Archiwum rodzinrw uclzmy sobie jednak szczerze, žadne zajede w tym obozie nie dawato mru randi žycia. Kiedys spotkatam koležanke z Sulejowa, Zosie Görna. Zachecalam jq M) nracy poza obozem, jednak ona zarzekata sie, že nie da rady. Chciala Jiió prac£ w szpitalu i rzeczywišcie ja dostala. Nie popracowaía jednak >V rcwirze dtugo, bo zarazita sie wstretna choroby, pecherzycq, i wkrótce Mii.uki. Bedac w Auschwitz, nie moglismy wiele zrobié dla innych. Jedynie pa-11 řeč, jak nasi znajomi, rodzina, nowo poznani i obcy ludzie powoli umierali) zamordowani albo z wycieňczenia. Oni tež patrzyli na nas. I tylko te fcojrzenia nam pozostalý - wolne i nasze. Mimo to zawsze znajdywahim wokól siebie grupe solidárnych ludzi, którzy nawet w tak tragicznych warun-kach zwracali uwage na drugiego czlowieka i nie przechodzili obojetnie obok potrzebujacych. Staralam si£ równiež postepowač w ten sposób. Nie moglam nikomu wiele dač, bo sama nic nie miatam. Moglam jedynie odmówič sobie kawalka chleba i ofiarowač go chorému czy tež skrawkiem szmatki z ko-szuli, która ukradlam, zawiazač komus rane. Z perspektywy czasu te gesty ukázaly mi, že nawet w takim piekle, jakim bylo Auschwitz-Birkenau, 169 O krok od krematorium Praca w lodowatej wodzie przy oczyszczaniu stawu, kolejný raz w lut y m IfH roku, dala o sobie znac. Zachorowalam ponownie, tym razeni na zap.ili stawów kolanowych, i znów znalazlam sic na rewirze. W szpitalu ezcslo(H bili selekcj?, a ja nie moglam chodzic. Kazdy z vviežniów doskonale wiol (nie byla to tylko plotka), že osoby niechodzace prosto z rewiru kierujesIdjH krematorium. Balam si?, že mimo mojej walki i zmagania z losem pr/.i-j-i i Stalo sie wreszcie to, przed czym držalam. Któregoš popoludnia k'kll| obozowy wszedl z esesmanami do rewiru i kázal nam wstač z lóžek. I. dnia nie wstalam. Mój numer zostal zapisany przez blokowa na kartce. Mul i kilka innych kobiet zabráno do bloku 25. Ležalyšmy tam bez jedzniM calkiem nagie. Bylam pewna, že to koniec. Zapísali mnie... No tnulm 170 im lylko niecierpiala pod krematórium, czekaja/ na zagazowanie. |už i.. 111111< ■ nie beclzie myšlalam. i i fil spaleniem ludzie trafiali do pomieszczeň, w ktorých wiežniów ■tyttno. Pálenie žywcem nie wchodzilo w gr?, bo wšród zszokowanych lo pi .iwdopodobnie wybuchlaby panika. Zreszta^jakej prac? mieliby wtedy I ioi /y vvkladali ciala do pieców? Nie wyobražam sobie, aby žywcem spalic czlowieka. Bylam šwiadkiem ■ in < r./fkucji, ale odwracalam wzrok. Nie chcialam patrzeč na dodatkowe MHplľiiia, bo na co dzieň ich nie brakowalo. k icdy przyszla blokowa i wyczytala mój numer, nie odezwalam sie;. Do-wiedzialam, že chôdzi o mnie. Ponownie zawolala. Znów sie; nie zglo-til im VVreszcie kobieta ležaca obok mnie powiedziala: ľowiedz, že to ty! To przeciež ciebie wolaj^. Wiem - odpowiedzialam jej. - Lepiej siedzieč cicho i si? nie odzywač. Wledy blokowa podeszla i sama zweryfikowala mój numer. Wywolala f Jfn/i /c piec, može szešč innych dziewczyn, same Polki, i powiedziala, že i imy na rewir. Nie moglam w to uwierzyč, bylam przekonana, že zaraz I tMulj.ula samochody i wywioz^ nas do krematórium. Myšlicie, že nie wiemy, dok^d nas zabieracie? - pytalam, kiedy pode-m\.\ do mnie. Wci^ž bylam przekonana, že idziemy do gazu. Dziš Aryjczyków nie palq - odparia. [ Zastrzyk žycia I Uctiac na rewirze, nadal bardzo žle si? czulam. Co prawda udalo mi si? i /mychnač šmierci sprzed samego jej nosa, ale na jak dlugo? Nie moglam i liodzic, goraczkowalam. W každej chwili ponownie mogli mnie skierowač iii lUok Šmierci. Pomagalo mi tylko to, že dostawaíam od ojca paczki. Zdarzylo sie jednak, že równoczešnie ze ran^ zachorowala blokowa z re-wiiu i przyszedl do niej doktor z m^skiego szpitala. Wtedy odwažylam si? na rozmowe. Može to gor^czka mnie oszolomila, .i može w akcie desperacji podj?tam ryzyko. Tak czy inaczej zapytalam leka-rza, czy zna doktora Kwapiňskiego, znajomego mojego taty. Spotykali si? u nas w domu i prowadzili tajne rozmowy. Mialo to miejsce jakiš czas przed moim aresztowaniem, gdy wraz z rodzeňstwem zorientowališmy si? w kon-spiracyjnych dziataniach taty. Podalam lekarzowi swoje imi? i nazwisko oraz powód pobytu w szpi-lalu. Pojawil si? jeszcze nast?pnego dnia w naszym rewirze, ale nie odezwal I7l sic do mnie ani slowem. Ityln ml przykro, i /ulam žal, sail/.u , /c n.i uii , je prosby. Mralam jednak pod UWage to, /c mo/c /wyi /ajnic nu; I>.iI "I , mi zainteresowanie, aby nikl nic doniósl. Jednak pewnego dnia blokowa, która wreszcie wyzdrowiala, poi|( do mnie i powiedziala, že dostane zastrzyk. ('./.y to zastrzyk šmierci? zažartowalam. Tak, žartowalam. Cofl go mi pozostawalo. - Nie, to zastrzyk žycia. Masz szezešcie, bo wymknetaš sic tiixi - odpowiedziala. Okázalo sie póžniej, že lekarz odwiedzajacy blokowa^ chociaž nie „ zwal sie do mnie slowem, odnalazl doktora Kwapiňskiego i przyniósl I kazane przez niego zastrzyki dla mnie. Bylam zaskoezona postawa bloktrt i bardzo nuj ucieszona, bo wcale nie musiala sie przyznawač, že posiadt leki. Mogla uratowac žycie komus innemu, wymienič je na towar „luk.Mii wy", na przyklad papierosy. A jednak dotrzymala slowa i przyczynila sic < tego, že žyje. Gdyby nie zastrzyki od doktora Kwapiňskiego, z pewnod zmarlabym na szpitalnej pryezy. Idzie dziewczg po lesie... Gdy wreszcie wyzdrowialam, musialam wrócič do pracy. Do roboty wychodzilysmy przez brame na odcinku Bia. W tym mieJH, stala orkiestra. Póžniej, kiedy kobiety zostaly przeniesione na Blb, muzykú umieszczono pomiedzy odcinkami A i B. Rola orkiestry obozowej byla nic zmiernie istotna. Grali, gdy wychodzilysmy do pracy poza obóz. Kiedy /.tu lazlam sie w Auschwitz, zespól nie byl jeszcze calkowicie zorganizowaiľ Granie bylo nierówne, dyrygentka sobie nie radziía. Przez to maszerowaly šmy nierówno i dostawalyšmy po glowie od naszych postów. Póžniej jedu;' dyrygentkq zostala slynna Alma Rose42, która grala tež na skrzypeach. bylo piekne! Lubitysmy sluchač tej muzyki. Gdy szlysmy rano do pracy do lasu po galezie do krematorium, objfl nas szli: uzbrojony esesman, kapo, auzjerki. Krzyczeli do nas: „maszerin!". By walo, že esesman, który szedt obok, kázal nam spiewač. Ale špiewaly srny tylko wtedy, gdy miafyšmy ochote. Czesto sama rozpoczynalam Idzic dziewczepo lesie... Myslalam sobie: „A dlaczego mamy nie spiewač?! Myšlicie, . my calkiem utomne? My wszystko umiemy, tylko przestaňcie nam m !". lyie radoáci potrafityšmy z siebie jeszcze wydusič! Tyle chociaž. ■ lowic lubili rygor, wiec ja, špiewaj^c, mas/.crowalam i krzyczalam: I cwa! Lewa! Wtedy nasze komando mialo troszke lžej, bo kapo .....i widzieli, že sie staramy w pracy i maszerujemy tak, jak naležy. h nuv/crowatam obok starszej osoby, która sobie nie radzila, zacheca-|,|, aby szla równo ze mna, patrzyta mi na nogi i powtarzala moje kroki. I i lemu miatam w swoim komando dužo koležanek, wszystkie mnie I C idy tylko wychodzilysmy do pracy, slyszalam: Sabinka, jakq piosenke špiewamy? Nasza rozšpiewana grupa byla lubiana przez postów i kapo. Wiedzieli, r hli)i / nami na zewnatrz, bed^ zadowoleni z pracy. umy krzyk dzieci fH i.i/c jeszcze do kwestii noszenia pod krematoria galezi, które zebraly-iy w zagajnikach. Nieopodal krematoriów znajdowaly si§ glebokie doly, ^ nikl nie wiedzial, do ezego mialy služyc. Pewnego sloneeznego dnia usty-ilyšmy przeražajacy krzyk i glošny wybuch. Zaczelam sie rozgl^dač, skad Ľ. Iiodzi potworny haías. Spojrzalam w strone dolów, zauwažylam wysoki l ilka metrów ogieň i ciemny dym. To bylo straszne! Krzyki sie nasilaly i i •« n/.ywaly serce. Nigdy ich nie zapomne. Po obozie zacz^ly chodzič po-loski, že tego dnia w dolach spalono žywcem dzieci. Nie widzialam tego na Ittsne oezy, wiem, že nosilam tam z innymi dziewczynami galezie. Ale po [{ni' l'o Auschwitz przeciež možná sie bylo spodziewač wszystkiego. IJ kryta wiadomošc «Alma Rosé - ur. 1906 r. w Wiedniu, zm. 1944 r, w Oáwi?cimiu, w obozie Auschwit/.-Birkenau I Austnacka Zydówka, wybitna skrzypaczka, byla siostrzenica kompozytora Gustava Mahlera. 172 W obozowym piekle spotkalam sie tež z ludzkíj dobrociq. To bylo rzadkie /Jawisko. Jednak myši, že w tak trudných ezasach istniej^ ludzie wražliwi na krzywde drugiego czlowieka, byla bardzo krzepiaca. Došwiadczytam tego w niezwykle trudnej dla mnie i moich wspóíwiežniarek chwili. Zmagalyšmy ne z okropnym šwierzbem. Bylyšmy mocno poranione, a žeby ulžyč upor-c/.ywemu šwiadowi, smarowalyšmy sie wlasnym moezem. Innego spôsobu nic bylo, przynajmniej nie w obozie zagíady. Kiedy kopalyšmy rowy przy drodze w kierunku Trzebini, mijalyšmy domy z pieknymi ganeezkami. Šliczne, wiejskie domki, okolone zielenia 173 i Kwiat.imi, .1 w nii h rodziny przynajmniej pozornie szczféliwe. l>ylo, Že w tamtých CZasach katdy byl /astras/ony. ľomaganic wii;/in..... to wielkim ryzykicm dla mieszkanców pobliskich wsi. Ryzykiem, ktnifl glo zakoriczyc sie aresztowaniem lub rozstrzelaniem. Mimo to pewnego dnia dostrzeglam na gánku jednego z domów nm kobiete. Patrzyla z bólem w oczach w naszíj strone i z wyražnym žakiB wala glow§. Plakala. Pomyšlalam, že nie powinna ronič lez, bo cujgk Nie wolno jej bylo sie; do nas odezwač. Postanowilam jednak, ž ostrožniej, jak tylko potraŕk;, zwróce^ si£ do niej o pomoc. Napiszc kat I i poprosz^ o maše na šwierzb. Dužo ryzykowalam. Gdyby kapo dosl co zamierzam zrobič, na pewno dostalabym kulk^. Przy szosie naprzeciwko tego domu stal niewielki plot, a pod niin wysoka trawa. „Akurát taka, aby coš w niej schowač" - pomyšlalam. Situi pani nie pojawiala sie; przez dwa kolejné dni. Dopiero trzeciego dnia zauti žylam, že stoi na gánku i na nas patrzy. Ostrožnie odfyczytam sie od zwiirB kolumny wiežniarek, proszqc koležanki, aby mnie kryly. Wskazalam knblf cie karteczke i wrzucilam jq w trawe^ przy píocie. Zrozumiala. Po kilku dniach ukradkiem dala znač, že w trawie czeka na mnie od|m wiedž. Znalazlam za plotem maly pakunek. Szybko schowalam go pod paslilM Pomyšlalam, že musze sie odwdzi^czyč. Poprosilam koležanke, kloif: pracowala w magazynie, w Kanadzie, aby wyszukala ladna^ bluzeczke. /im joma znalazla šliezny sweterek w morskim kolorze i przy najbližszej oka/)|. wrzucilam go za plotek žyczliwej kobiety. W kolejným dniu dostrzeglam, M miata go na sobie. Jeszcze kilkakrotnie zostawiala nam w trawie coš do )d» dzenia, kolejnq mašč na šwierzb, a ja rozdzielalam wszystko po równo po miedzy piqtke koležanek, z ktorými szlam do pracy. Dzieki nieznajomej wyleczylyšmy sie; ze šwierzbu. W tej sytuacji od dodatkowych poreji jedzenia i mašci wažniejszy byl jednak fakt, že komnil na nas wreszcie záležalo. Spedzilam w Auschwitz-Birkenau blisko trzy lad i wiele widzialam, sporo przežylam. W tym czasie zdqžylam zapomnicc, czym jest ludzka dobroč i jak to jest, kiedy komuš na mnie zaležy. Domek zc šlicznym gankiem przy szosie w kierunku Trzebini zawsze juž bedzie dla mnie symbolem nadziei. Transport w nieznane Nastala jesieň. Rok 1944. Nie mog^ powiedzieč, že dzieň obozowy mial byč taki, jak zawsze - w Auschwitz-Birkenau nigdy nie možná bylo przewidzieč, 174 vskazywalo na lak powažne zmiany. Ran ' . _ . . i i •- _J_: • i .n / y. Nii jednak nie w> H i wywolano i wyprowadzono na lager A. Rozgladafyámy sic zdzi-, pi/.estraszone co z nami zamicrzají) zrobič? Oczekiwanie przeci^-do popoludnia. Przez caly ezas stalysmy, bo nie padl rozkaz, aby Plcrwsza plotka, która wdarla sk mi^dzy nas wieczorem - nie bede li /c wyczekiwana - mówila o tym, iž ezekamy na transport. Tak k ./cm , može siedem dni. W tym czasie nie chodzilyšmy do pracy. Za i i i no nam siedzieč niedaleko ogrodzenia z drutu kokzastego. W po-najdowaly siej rowy, do których sie; zalatwialyšmy. Na noc prowadzo-do bloków. Po tygodniu blokowa Stenia przybiegla z nowin^, že je-řiny do Niemiec. Do pracy. Przetransportowano wtedy okolo tysiíjca osob. Do wagonów wsadzali iiinii. Možná sobie wyobrazič, jak bylo ciasno. W przeciwieňstwie do transportu z Warszawy do Ošwi^cimia tym rázem /wiazano nam r^k. Droga jednak nie byla bezpieczna ani latwa. Pamietam, I ii iwodu nalotu musielišmy sie; zatrzymač w Berlinie. Esesmani wybie-/ wagonów, zamykajíc nas wewna.trz. Sami sie; gdzieš pochowali, a my it/iiu /, vvagonami podskakiwališmy na torach przy každým wybuchu. Niektó-I n u iski padaly naprawde blisko! Myšlelišmy, že nie wyjdziemy z tego calo. Mama f klcily rano dotarlišmy na miejsce, ktoš zawolal, že jestešmy na dworcu Ra-f Vľiisbriick. „Przeciež ja si£ tutaj z moj^ mama^ zobacz§!" - pomyšlalam. „ješli I jcszcze žyje, na pewno znajd^. Przebywa tutaj dlugo, wi^c ktoš na pewno I)(} zna. A može mama dowie sie, skad przybyt ten transport, i sama bedzie m nic szukač?". Zrodzita sie nadzieja na to, že spotka mnie coš dobrego. W obozie dostališmy nowe numery. Ja 46331. Wtedy jeszcze o tym nie wiedzialam, ale nie pomylilam sie w kwestii mamy. Wkrótce si$ okázalo, že I žyje. Slysz^c, že przybyl transport z Ošwi^cimia - o czym dowiedziala si£ od znajomej w kancelárii - postanowila mnie odszukač. Tego dnia, kiedy przy- jechatam do Ravensbrúck, poprosila blokowa. o skierowanie do lekarza, dzie- ki ezemu mogla opušcič miejsce pracy. Gdyby nie wymówka z lekarzem, t rudno byloby nam sie znaležč. Obserwowala, szukala mnie w tlumie i pytala innych kobiet, czy jest wšród nich Sabinka Leska. Odpowiedzialy jej, že jestem. Tymczasem z dziewczynami z Ošwiecimia sztyšmy do sauny, poniewaž musialyšmy sie przebrač. Caly ezas sie rozglqdalam. Bardzo pragnelam 175 QjřžěZ mame, chod níe mialam žadnej gwarancji, že dala i.ulc |>i, w obozie. Nagle znajoma twarz mignfta tni przed oczami. Spojrzafaj cze raz w strouc betonowego stupa i j;j zobaczyřam, - Mama! - krzyknelam. Ona równiež mnie dostrzegla i zaczela do mnie biec. R/.ucilam sly szyje i nie chcialam wypušcič. Dopiero teraz poczutam, jak bardzo I brakowato. Cztowiek može tesknic dniami, latami za ulotnym wspqfl niem. Kiedy jednak šciska sie w ramionach bliska osobe, której nie wlill sie przez tak dlugi czas, osobe, o której losach nie mialo sie pojecia, IcnI ta zmieszana ze strachem uderza ze zdwojona sila. - Moja kochana córka - mówila. - To moja kochana córka! Jakaš sztubowa nas zobaczyla, podbiegla i zaczela okladač mame k mi. Rozdzielila nas, a ja zdažylam tylko krzyknač, žeby zapamietata bl< >l którego nas zaprowadza. Zimná kapiel szybko zmyla ze mnie wzruszenie i radošč, która m przed chwil^ czulam, wpatrujac sie w mame. Dostalam nowe i czyste iii nie: jasna, lniana sukienke, bielizne, a nawet biustonosz. Niestety szyl mi go skradziono. Ktos, juž nie pamietam kto, zlitowat sie nade mna i dal pantofle. Wiecej jednak bylo w tym gešcie egoizmu niž ofiarowania. Drd niane třepy z Oswiecimia bardzo halasowaly. Pantofle byly wiec dobry rozwiazaniem nie tylko dla mnie, ale tež dla wielu osob w baraku. Rajskie žycie Bylam bardzo zdziwiona - pozytywnie - warunkami, jakie panowaly w K.i vensbrúck. To bylo cos zupelnie innego niž Auschwitz. Siennik, na którym spalam, a dostalam miejsce na samej górze, byl czysty i suchy. Z górnej kol widzialam caly barak, byl ogromny. Mieácil chyba z piečset osob. To byla jel na wielka hala. Každá z kobiet spala osobno - czy to možliwe? Dostalam k \vii;/iii.ii ki. Mi;/i /y/ni w i yvvilu zajlllfll sic mechaniky, reperowali maszyny. ItyI w.šiód nich pcwicn wioch, maji dobry czlowiek. Kiedy dostawal przydzial jedzenia albo piwo, dziclil si?; mi. Na Wielkanoc otrzymatam od niego paczk? z rožnými slodyu a wszystkim podzieliiam sie z innymi wiežniarkami. Wtadze obozowe i wiscie o tym nie wiedziaty. Gdyby podarunki wyszly na jaw, ukarano l>y | wszystkich. Na stanowisku, jakie zajmowalam, bylam poniekad chronl Nie wolno bylo mnie bič. Bylam kontrolerkq. Niektórzy Niemcy równiež byli mili, wspólczuli nam i dobrze nas It towali. W noc sylwestrowa^ z 1944 na 1945 rok zabrali mnie do kann dyrektora oddzialu, postawili butelk? wina i chcieli mnie poczestowac, lam niešmiala, obawialam sie skorzystač z poczestunku. Ale to bylo ml z ich strony. W Altenburgu moglam korzystač z waszraumów, kqpač si?, prac fl kienk?, t? sama^ zreszta^ która^ dostalam w Ravensbrück. Dopiero pó/nM dali mi normálny, cywilny stroj. Wszystkie je dostalyšmy. Každé z uIm bylo jednak naznaczone - na plecach naszyty byl albo kawalek laty, .ill" sztrajfa'1'1; bylysmy wiežniarkami, nie moglo byč inaczej. Z czasem otrzymM lysmy równiež calkiem wygodne wojskowe buty Na terenie obozu znajdowal sie basen przeciwpožarowy i pozwolnnti nam sie w nim k^pač. W hali, gdzie spalyšmy, bylo cieplo. Warunki nie l>yly najgorsze, z pewnosciíj lepsze niž w Ošwiecimiu. To byl obóz pracy, nie zfl glady. Spedzilam tu dlugi okres. Minelo Bože Narodzenie, Wielkanoc i nJ stal kwiecieň 1945 roku, zbližal sie front. Bombardowanie Kiedy zbombardowano Lipsk, ucierpiala takže fabryka amunicji, w którt, pracowalam. Wiele wi?žniarek zostalo uwiezionych wewnqtrz i udusilo sif lub zostalo stratowanych przez ludzi uciekajacych do schronów. Mnie ural towalo tylko to, že mocno trzymalam si? poreczy i nie dalam sie zepchnač ze schodów. Inaczej skoiíczylabym jak te nieszczešniczki. Niedlugo potem ustawiono nas piatkami i wypedzono z obozu. Bardzo balysmy si?, že zostaniemy rozstrzelane. Pod nadzorem esesmanów glodn Irm /one s/lysiny cala noc pi/ez pola i lasy. I )ookola |>alily sie di/.cwa. LjJ.ilo tO bardzo zlowic.szczo. Ráno zatr/.ymaly.šiny sie na lacc, žeby u Ale cóž mógl daé nam odpoczynek, skoro nie mialyšmy niczego " I rniaľ Tulaczka trwala kilka dni, a podczas ci?žkiej podróžy towarzy-I nam niepokój i niepewnošč. Kobiety, które z wycieňczenia zostawaly | i' I >vl y dobíjané. Mimo braku sil, na przekór wszystkiemu, szlam i mod-litiii sie, žeby przetrwač ten koszmar. Wreszcie dotarlyšmy do jakiejs miejscowošci. Dookola bylo widač las íl y. /..iprowadzono nas do szkoly. Tam dostalyšmy po kawalku chleba, kar-illc kubek mleka. Znów ruszylyšmy w drog?. Nikt nie baczyl na to, že ze (iiia kobiety padajú jak muchy. To bylo okropne. Ale komu mialo za-ješli nie nam samým? Z pewnošciq nie niemieckim esesmanom. Gdy-■yámy poumieraty, byloby im to na r?k?. Klóregoš dnia znalazlysmy sterty wykopanych, surowych warzyw: P niniaków i buraków. Nie przejmuj^c sie konsekwencjami, rzucilyšmy sie mľ.liulniale na znalezisko. Bylysmy bardzo szczesliwe, zabierajax ze soba^ )ril/enic. Garstkg wiežniarek dotarlyšmy w koiícu do Zwickau45. Dobrze za-I u 11 uialam te nazwe. Szef razem z postami i resztq wladz oddálili si? gdzieš, lipeInie si? nami nie przejmujójc. Gdzie mamy spač? Co zješč? Nikt si? nie lllti u-sowal. Zebralyšmy si? w pi?č dziewczyn, by poszukac noclegu (wi?ksz<} grupa^ |»yloby najbezpieczniej, ale trudniej znaležč miejsce do spania). Bardzo poli /ihowalysmy snu, žeby kolejnego dnia isč dalej. Kiedy dotarlyšmy do jed-hgo z domów, zapukalyšmy, a drzwi otworzyl mlody chlopiec w mundurku I liilerjugend. Možná si? bylo tego spodziewač - odmówil i krzyczal, že po-■raszy nas psami. Od razu poznal, že jestešmy wi?žniarkami. Poddalyšmy nie. Usiadlyšmy w przydrožnym rowie, tam postanowilyšmy sp?dzič noc. N.igle zobaczytyšmy jednak samochód jadqcy w nasza^ stron?, a w nim wi?ž-niarki i komendanta naszego obozu. Zatrzymal si? i kázal wsiadač do šrodka. Wy wiózl nas do szkoly wypelnionej niemieckq amunicj^. Jedyne, co wtedy |)i zyszlo mi do gtowy, to myši, že wysadz§ nas w powietrze razem z tí} szko-la. Ale czy mialam inne wyjšcie? Oczywišcie, že nie. Ješli wejšcie do šrodka .»/.naczalo šmierč, to ucieczka byla dokladnie tym samým. Nie bylo sensu si? |)i/,eciwstawiač. Przenocowališmy tam wszyscy. Na szcz?šcie nikomu nie si? nie stalo. 44 Z niem. Streifen - tu oznacza pasy szerokošci 3-4 cm, wymalowane czerwona farba tworzace krzyže na plecach; oznaczenie umieszczane na cywilnych ubraniach wydawanyc wiežniom. 1 Zwickau - miasto we wschodniej czešci Niemiec, w Saksonii. 1/8 179 moia riaga Nad raném ruszyliámy dalej, až dotarliámy do wielkicj autostrády, \ šmy na niej mnóstwo niemieckich samochodów jadacych na zadu! mendant i reszta wtadz bylego obozu pozrywali wszystkic swojc dynll z mundurów i wyrzucili je do rowu. Zastanawiahim sie, co sic d/.icJM zza lasu wylonily sie wielkie amerykaňskie czolgi i wszystko stalo u, Niemcy rozpoczeli strzelanine, która trwala pól godziny. (Im. i, mnie, przeražonej i wyczekujacej koňca, trwalo to catq wiecznošc . i .il trzesiona ucieklam w konopie, które rosly nieopodal. Wreszcie widok, o którym wszyscy marzyli od lat! Nie mogiain uwierzyc. Biale flagi wystawione przez Niemców. Pami?tam te sylu.i, I skonale. Tyle emocji, lez i strachu! Nagle cisza i wszystko zaczelo sie ■ jakby w spowolnionym tempie. Dookola pelno krwi, ciala zabitých kuli nek z obozu, uciekajacy Niemcy, ogromne czolgi. A pomiedzy tym wn* kim my, które przežylyšmy, ofiary obozów zaglady i pracy. Czekalatt wolnošci jak šwiežego chleba, jak spotkania z rodzina, a kiedy wreszcli mnie przyszla, byla m w szoku i nie wiedzialam, co z nia zrobie. Žolnierze podchodzili i pytali, kim jestešmy. Kiedy powiedzialyAfl že idziemy z obozu, dali nam wielkie i ciežkie paczki jedzenia. Tak ci?žkle, sama nie moglam ich uniešc. Musialy mi pomoc inne kobiety. Nagle Niel cy wyszli na szos? z kubkami wody. Teraz, kiedy nadeszla wolnošč. A jcszc dzieň wczešniej žalowali nam každego tyka i traktowali jak najgorsz) zbrodniarzy. Na szczešcie nic mi sie nie stalo podczas strzelaniny. Niektoré kolcžttlB ki zostaly postrzelone, jednej z nich urwalo reke. Žolnierze zabrali nas iIq szpitali i nakázali sie nami zajac. Dtuga droga do domu Dwa dni przed ogloszeniem kapitulacji Niemiec przeniesiono nas ze szpitl la do teatru. Tam spalyšmy w oczekiwaniu na transport do Polski. Mialyšmy možliwošč umycia si?, a z magazynów przyniesiono nam šwieže ubránia, Wlašciciel teatru byl poruszony naszym losem. Zadbal o to, by niczego nam nie brakowato. Po dlugim okresie niewoli, traktowania nas jak ludzi gorszej kategorii, czyjaš troska byla nieoceniona. Szybko jednak wystapily kolejné problémy Okázalo si?, že wtadze miasta nie w stanie zagwarantowač nam \ przejazdu do Polski, w zwiazku z tym komendant miasta kázal nam prze-180 mffi : synkietn tin wSulejowie wo^rodzic .....my Mtircjanny lesklej, I m \rchiwum rodzinne si? do obozów zakladaných na Zachodzie i tam czekač, až cos zmieni I n lej kwestii. Nie chcialyšmy si? zgodzič na przejšcie do tych obozów. fcdjvl yšmy z dziewczynami decyzj?, že do Polski wracamy na wlasna r?k?. Inly komendant odwiózl nas na najbližsza stacj? kolejow^. ľociagiem towarowym pojechalyšmy w stron? Lipska, gdzie roilo si? od bml/.icckich žolnierzy. Balyšmy si? ich okropnie! Nie mialyšmy ze soba nic tln icdzenia, a transportu do Polski nadal nikt nie przewidywal. Przypadko-wii ilowiedzialyšmy si? od zawiadowcy stacji, mitego czlowieka, že za jakiš t /as wyrusza poci^g towarowy do Rawicza. Musialyšmy na niego czekac hunlzo dlugo, a sama podróž byla ci?žka i niewygodna. Skladem przewožono »/.yny i metalowe rury Pociag cz?sto si? zatrzymywal i dlugo stal na stacjach. Wlcdy biegatyšmy do okolicznych gospodarstw opuszczonych przez Niemców i szukalyšmy požywienia. Najcz?šciej udawalo nam si? coš znaležč. Dluga droga do domu w strachu, ale jednak na wolnošci, przywolywa-la wspomnienie podróžy do obozu. Myšlalam o tym, jak w dniu wywózki wyprowadzili wszystkich przed wi?zienie, spisali, sznurkami zwi^zali r?ce i nstawili piatkami, prowadzac w stron? dworca, na ramp? towarowy. Do-strzeglam w tlumie Stefana Krup?, znajomego taty. Byl zagubiony, zde-/orientowany jak wi?kszošč wi?žniów. Dookola panowal chaos, przeczuwa-lam, že dzieje si? coš nicdobrego. 181 kobicly s/ly pierwsze, .1 mc/i zyžni za nami. I )lugo <. /ckalyšmy Wltm ciag. Wiedzialam o lym, bo z wi^zienia wys/li.šmy rankiem, a w god/ltn obiadowych ciagle statyšmy na dworcu. Kiedy przyjechal sklad z Radomia, kázali nam do niego wsiaši l bylo proste, bo wagony byly wysokie, a my ciqgle mialyšmy zwia/anc im z tylu. Staratyšmy sie pomagač sobie wzajemnie. Przewracalam sic i pmlititt silám, poranione kolana niektorých z kobiet krwawily. Kiedy wreszcie 1 /ffl udalo sie wejšč do šrodka, okázalo sie, že w wagonie síj mežczyžni i /i)4fl trzeba bylo wysiadač. To bylo ženujace. Ciasnota i upal towarzyszyly nam przez cala. podróž do Auschwit/, KiM biety staly jedna obok drugiej, bez možliwošci spoczynku. Žádna slf |H odzywaía. Zlowrogíj cisze^ rozpraszat tylko stukot pedzacego po szyiiiim poci^gu. Gdzieš poza nim byl spokoj, byla wolnošč. Ptaki látaly po nultí*, drzewa kolysaly sie na wietrze, a my... ku czemu zmkrzatyšmy? Kto poniy slalby, že wiele z nas jechalo ku šmierci? Sabina Nawara z siostra Leokadiq u swojej mamy w Sulejowie, 1950 rok. Fot. Archiwum rodzinnc 182 111.1/ koležankl opowiadatai že nie raz, nie dwa do ()áwi$cimi& ch >i le ftth v\ .irony pctnc uduszonych Itidzi. Wcalc sic nic dziwic. Nasz wagon byl Hjf|iľliiinny, moglyšmy skoikzyc dokladnie tak samo. Pilnowalo nas dwóch ■liipowców z nabitými karabinami. Nawet im ciežko bylo wytrzymač w tej •In. Im, i,-, bo uchylali drzwi, aby wpušcic choc troche swiežego powietrza. %\oh lylko dlatego sie nie podusilysmy! Mialam wraženie, že w Czestochowie, gdzie zatrzymališmy sie na chwi-\ I ,,1, |iii wiežniowie wchodzili do pociaju. Noca^ stališmy dlugo w polu. flinvdopodobnie dlatego, že ktoš uciekl z ostatnich wagonów, gdzie przeby-B||l mežczyžni. Slychač bylo strzaly, ale nie wiem, czy zlapali t§ osob^, czy m|os zabili. W drodze powrotnej bylo jednak inaezej. Nikt nie stal nad moja^ glowa^ i Itiii.ibinem. Juž nie balam si£, že ktoš mnie uderzy, upokorzy. Wracalam ■t domu. K iedy po kilku dniach dotarlyšmy do Rawicza, udalyšmy sie; do siedzi-■V (//.crwonego Krzyža. Tam dostalam zašwiadczenie, že wracam z obozu. i , jeto nas godnie, pozwolono przenocowač, nakarmiono, a takže poinfor- .....wano, že nazajutrz odježdža poci^g do Czestochowy. Rozdzielilyšmy sie i .l/icvvczynami. W oezekiwaniu na podróž spalam na dworcu. Nikt sie tym dle pizcjmowal, w koňcu wtedy bylo tylu uciekinierów. Wreszcie, gdy nad-11 hal pociaj*, wsiadlam do skladu do Koluszek. Byt tak przepelniony, že linl/ic siedzieli na dachach, stali na stopniach. Wracalam do domu na schod-I i, li pociagu, trzymajac sie drzwi. Czy sie balam? Przežylam obóz zaglady, tylec takie przygody wydawaly sie niezym. Gdy ludzie powychodzili na kolejných stacjach, zrobilo sie lužniej, a ja liinglam wejšč do wagonu. Do Piotrkowa dojechalam póžnq noc^. Kiedy wysiadlam, obowi^zywala juž godzina policyjna. Zostalam zatrzymana ■ řez patrol. Naraz zbieglo sre wielu ludzi, którzy wypytywali mnie o obóz, n swoich znajomych, czy ich widzialam, czy žyj^. Czestowali mnie tytoniem, h ja pragnetam czegoš do jedzenia. Z samego rana miliejant odprowadzil mnie do domu. Nie bylam pewna, t /.y w ogóle zastane kogoš z rodziny. Czy ktoš tam jeszcze mieszka? 1 )zban z mlekiem Bylo zbyt wezešnie. Nie chcialam nikogo budzič, usiadlam wiec na schodkách przed domem i czekalam. Nierealne wydawalo mi sie, že jeszcze kilka dni ternu bylam w niemieckiej niewoli. Kilka miesiecy temu walezylam 183 /, M, o przetrwanie w obozie zaglady bez szans na przežycie, a dziš... sied schodach swojego domu. Wolna. Z zamyslenia wyrwala mnie kobieta, która niosla mleko. Spojrzalam n| nia i spytalam, czy tu nadal mieszka rodzina Leskich. Potwierdzila. Miera które niosla, bylo wlasnie dla Leskich. Ucieszylam si? ogromnie! Kobieta zapukala, a drzwi otworzyla moja stryjenka. Nie zauwažyla mnie od razu. Wzi?la mleko, a póžniej spojrzala w moja^ stron?. Zdohiht powiedzieč tylko „Sabinka!" i razem z mlekiem hukn?la na ziemi?. Do drzwl 184 riek, brat ojca, c )niemiai, kiedy mnie zobaczyl. Bardzo ucieszyl hluk. \iľiik,i doszla do siebie, troskliwie sic mna zajela. Wszystkie wr/.ucila do pieca. Bala si?, že mam wszy. A na pewno je mi si? umyc, dala ješc. Bylam szcz?šliwa. k" do domu byl czymá w rodzaju odrodzenia. Chcialam wymazac ,l.ilnie lata žycia, zapomnieč o tých okropnosciach, które mnie oře widzialam. Jednak kiedy zajrzy si? šmierci w oczy, nie da si? i zapomnieč. lem opisač slowami radosci i ulgi, jakí} poczulam, gdy wrócilam Môj tata byl burmistrzem miasta. Pomagal wielu osobom, znaj-Izielal im mieszkania. Kiedy stryjek zaproponowal, že pojedzie-> Sulejowa, ucieszylam si?. T?sknilam za nim. Udalismy si? wi?c ale juž na peronie stryj zauwažyl ojca idacego w naszg stron?. si? za wujkiem, chcialam zrobič tacie niespodziank?. Z rozmowy ojciec idzie do starostwa. Stryj oznajmii, že zamierzal do niego lakim razie zrezygnuje z podróžy. Wtedy ja wysztam zza pleców obladl i si? rozplakal. Winil si? za to, že trafilam do obozu przez a konspiracyjne i že mnie w nie wci^gnal. Nie postrzegalam tego . Bylam dumna, že moglam zrobič coš požytecznego dla Polski. ws/.em, w dziaíania konspiracyjne ojciec angažowal si? intensywnie. i/.n.im przed aresztowaniem, jak rozmawial z m?žczyznami o koniecz-i pozyskania broni. Nawi^zali kontakt z Londýnem. To stamtad mieli \ Iwac zrzutu niezb?dnych materialów, pistolctów i amunicji dla party-ni.'u. Pierwszy zrzut nie doszedl do skutku. Dopiero w marcu 1943 roku, dworže Bratków kolo Niewierszyna, wszystko odbylo si? po mysli party-iiiow. My, mlodsi, z polecenia taty mielišmy oczekiwač w domu na skocz-w. I rzeczywišcie, jeden z nich przyszedl tego dnia wczešnie rano. Przychodz? od Zajaca - powiedziai. Od Zbigniewa czy Zygmunta? - odparia moja siostra, uprzedzona im /ľ.sniej, jakie haslo pozwoli nam si? zorientowac, že to nie wróg, a przy-Kiel. - Od Zygmunta - odpowiedzial m?žczyzna, a my upewnilyšmy si?, že |o czlowiek, o którym mówil ojciec. Nie przedstawil si? z nazwiska. W tamtých czasach lepiej bylo nie wiedzieč wiele. Póžniej dotarl drugi skoczek, f! SaWna Nawarazsynkiem Slawomirem u swojej mamy w Sulejowie, 1955 rok. Fot. Archiwum rodzinne którego nazwiska równiež nie znam, a trzeci, którego nazywali Odrnwáfl zabií sie podczas zrzutu. Pochowano go gdzieš we wsi. Amunicje rozpiowM dzono kolejno po oddzialach partyzanckich. To wszystko bylo juž dla mnie wspomnieniem. Stalam umeczona, ii. wolna, trzymajac tate za r$ce. Poszliámy do starostwa, by wszyscy mofl zobaczyč córke Jana Leskiego, „Dziadka", bo taki mój ojciec mial pseiulo nim. Nastepnie wspólnie wrócilišmy do Sulejowa. Mame z Ravensbriick wywieziono do Szwecji na leczenie. Do domu wrócila dopiero pod koniec paždziernika 1945 roku. Siostry takže przežyly wojne. Ich žycia potoczyty si£ mniej lub bardzlc) szczeáliwie, ale ostatecznie každá z nich wrócila do domu. Moge powiedziiV, že wszystko skoňczylo sie dobrze. Pracowaiam w Piotrkowie w starostwie. Szczeáliwie wyszlam za m ad i urodzilam trzech synów. Póžniej podjelam prace w Przedsi^biorstwie Ro bót Kolejowych. J mnie taki, a nie inny los. O niektorých rzeczach bede pamietač do u. Nie da sie ich wymazaé. Wracaja same. Nieproszone. i/c/ cary ten czas, bedac najpierw w wiezieniu w Piotrkowie, potem |l .i takže po zakoňczeniu wojny powtarzalam, že aby móc spojrzeč u i ti /y, nie moglam žyč inaczej. Nie žaluje wiec, že bylam kjczniczka | yvojskowymi organizacjami i oddzialami partyzanckimi. Nie žaluje 1111. k iedy przewozilam na rowerze pliki tajných dokumentów. Nie wie-,iin. m w nich jest, znalam tylko nazwisko albo pseudonim osoby, do f\ iniatam je dowiežč. Najczešciej ježdzilam do Niewierszyna czy Wla-iwowa. Wówczas papiery nosilam w codziennej torbie, by nie zwrócič ■ i'ir uwagi. /ilarzylo siq jednak, že žandarmeria robila oblawe miedzy Piotrkowem li iwem i zlapala jad^cych na rowerach czlonków konspiracji, którzy nas ■lil i wspólpracowali z ojcem. Dwóch pierwszych wypušcili, aresztowali Hlliiniogo Lešniaka, bo zaczal strzelač do nich zbroni, która mialprzy sobie. m u od razu dano znac, že Lešniak zostal pojmany. Balismy sie, bo mógl nas fydai. '^3 >stry Leskie. Od lewej: Sabina, Teresa i Leokadia, Sulejów, okolo 1975 roku. íiostry Fot. Archiwum rodzinne 186 TI rj mil Ca I'M l i ok n, (icslapo przyjei li.i |ego domu, Szukall mnie i taty. Ale w domu byly tylko moje sioiH znajomy poinformowal mnic, žc jeslcsmy pov/ukiw.ini, pohicr.l.im M do tartaku, gdzie pracowal ojciec. Nie zdažylam jednak go oslrzci. lutl gestapowców znalazly mnie pierws/.c. Kryjówka za plotem mnu- nie "> dl - Gdzie twój ojciec? - pytali Niemcy. Nie wiem. feszcze sic z nim nie widzialam. Przyszlam po plcttfl dla szewca. Ide wlašnie po buty - odparlam. Moje ktamstwa nie zdály sie na nic. Aresztowali mnic i p.m.i l>. . Kabziňskiego, pracownika tartaku, który skryl sic vv trocinacb. /aw n clo aresztu przy magistracie w Sulejowie. Kabziňskiego tak skatowali, /olfl potluezoní} cara twarz. Tak bardzo spuchl, že nic nie widzial. Sabina Nawara z synami, od lewcj: Slawomirem, Mieczyslawcm i Ireneuszem, WigilĚ 2014 roku. Fot. Archiwum rodzinne 188 1 hni Sabina w Auschwitz, wroeznice .'010 rok. Fot. Archiwum rodzinne wyzwolenia oboz iii> ,i przewiežli n.is do Piotrkowa. Gestapowcy ci^gle nachodzili 'nalezli bron - wyclal nas l.c.šniak. Ale I at y nie /nalezli, lile grubymi pašami, wieszali nogami do góry, katowali. Trwato Hl dni. Nigdy dotad nie myšlalam nawet, že možná tak cierpieč! ■Vmusič na mnie wydanie innych konspirantów. Pytali o nazwiska, p |i Moglam powiedzieč o Szmidcie, Rajkowskim czy o doktorze Uórzy razem z ojcem dzialali w konspiraeji. Ale nie powie-I íl n niezego. Gdyby trafilo na kogos innego, može posypatyby sie ti |i\ A ja bylam dzielna, dumna! I nie žaluje tego. Mialam wtedy 111.1,1 ie lat. Bralám przyklad z taty, szefa organizaeji partyzanekiej. pdy mnie aresztowano, poslužono sie mama jako przyneta. Tata jed-0 zmienial kryjówki i nie mogli go znaležc. Mame ostatecznie wy-Ravensbrück. Dzieki ostrzeženiu pewnego Niemca siostry nie trafily n. Kto wie, jak potoezylyby sie ich losy, gdyby one równiež wylado-Auschwitz. /aluje swoich decyzji. Žal mi tylko straconych lat žycia w niemie-)o/ie zaglady, rozíaki z rodzina i šmierci tylu istnieň ludzkich. Sabina Nawara, 2014 rok. Fol. 190 Archiwum rodzinne ■ .I.ozowy n i <1 7.(i:;l .1 I ii.i|i |p dziecka oddalaby wszystko, a miala podstawy, by bac sie o mój los l.tli* ciežarna w obozie zaglady widziala, co Niemcy robiq z dziečmi narod/.oii i ich matkami. Zabíjanie bylo tam rzeczq naturálny. Malo tego, na now( kach przeprowadzane byty nieludzkie eksperymenty. Spogl^dala w .....I ne wicza w Warszawie. 194 bdziewaj^cych sie, dziecka, oddzielonych od me.žów, Pozostawio ■ p.ľ.lwe losu. Ja spolkalo to samo. Mlie, Jadwige, w c/.wartym miesiacu cia/y, razom z moim lata, Stani-ii 1 liylkiowiczom, i pozostalá czešciq rodziny Niemcy zniewolili 1'in.i ľ) II roku podczas Powstania Warszawskiego. Zaprowadzili ich i 1.1, n u k na Ochocie, a póžniej wagonami bydlecymi wywiežli do Ošwie-/ „przystankiem" w Pruszkowie. Wolalbym mieč trzynašcie córekzamiast jednego syna - mówit tata, plili i liujíjc sie do mojej mamy. S^dze, že mówit w ten sposób, bo zwyczaj-íi \ I sie, že spodziewaj^ si£ z mam§ dziecka. Pteč nie byta dla niego |iik mama zniosla roztqke z ojcem? Nie wiem. Nie chciala mi o tym F|Q»hu i.ul.KJ. Nie ma o czym mówič. Bylo, minulo i trzeba žyč dalej - mawiata. Ale ■ l/n zywistosci ciajle o tym myšlala. Ci, którzy byli w obozie, wiedza^ že m|«< (In sie zapomnieč. Nie možná wymazac z pami^ci okropieňstw wojny, wli'i dolknela ludzi, rzucajac niewidzialne przekleňstwo na cale rodziny. (idy dotarlišmy do obozu, mama nie otrzymala numeru, ojcu natomiast Bftdiili obozowy numer. Byl w Ošwiecimiu tylko trzy tygodnie. Póžniej wy-i;o do Natzweiler-Struthof, a stamtíjd do Dachau. Po czym kontakt lllm sie urwal. Zdaná tylko na siebie, mama musiata dbač o nas dwie. I |i ty la na to, že przežyjemy i že po zakoňczeniu wojny spotkamy sie z tat^. iVViľdziata, že spoczywa na niej ogromna odpowiedzialnošč za zl^czenie kilziny po wojnie. Jedno ciato Niemcy nie oszczedzali kobiet w cia^žy. Oddzielili je od wiežniarek pracuj^-i ych, ale každego dnia wzywali na poranny apel niezaležnie od tego, czy liylo cieplo, czy wiat mrožny wiatr. Kusa sukienka w pasy nie ogrzewala, nie t hionila przed zim;}. Kiedy mama naci^gata j^ na zmarzniete ramiona, od-krywala kregostup. Choroba w takim miejscu moglaby nas zabič. Bylyšmy i iagle jedným ciatem. Mysle czasami, jak niezwykla byta mitosc w miejscu, ^dzie smierč jest codziennosci^. Matczyna mitosc nie zna granic. Ma sile i wiare w žycie, o czym przekonalam sie dopiero, kiedy sama urodzitam. Ješli tylko mama mogla, to oszcz^dzala sie, by jak najmniej obciíjžač organizm. Glód byl w obozie naturálnym zjawiskiem. Znikome racje žywie-niowe dostawali zarówno pracujacy wiežniowie, jak i dzieci oraz kobiety 195 Fot An hlwum roď. um. w ciqžy. Zdobyc ie dodatkowej porcji jedzenia czy wody do picia bylo \\m lada wyzwaniem i cz?sto stwarzalo niebezpieczenstwo. Lámanie zásad nl zowych moglo skoňczyč sie kara smierci. Mama, chcac dbač o mnie, in córeczk? bedíjca jeszcze pod jej sercém, wiele ryzykowata, starajac sic ilti trzec do odpowiednich osôb, które mogty poratowač dodatkowa kromkl chleba czy kubkiem mleka. Dziš nie jest tajemnic^, že warunki sanitárne w obozie byly potwomp, Brak wody i ubikacji powodowat wielkie problémy wšród wiežniów. Wy u 11 lywat choroby zakažne i potegowat rozprzestrzenianie sie wszy. Pamietaui wspomnienie mamy o tym, jak pewnego dnia niosla goraa} wode - udalo sic ja po kryjomu zorganizowač, co bylo niematym wyczynem! Nie došč, zo woda byía czysta, to jeszcze wrzaca! Mama mogia sie jej napič, mogta sie ma rozgrzač albo obmyč. Špieszyla sie, bo zawyl alarm. Baka sie, že ktos zauwažy, Niestety, idac w pošpiechu w trepach po btocie, potknela sie i rozlala wode,l parz^c cialo. Rany byty rozlegte. Mama cierpiata. Na pomoc niespodziewanie przybyla wiežniarka, która wyleczyla oparzenia tranem. 196 Mama wiedziala, že to wszystko, co dzieje sie dookoki - brak podsta-l^vnwych warunków do žycia i ciagly stres - može doprowadzič do najgorsze-|(o. |ednak 13 styeznia 1945 roku na lagrze cygaňskim przyszlam na šwiat. Urodzone dziecko wažyto (na oko - brak wagi) okolo 900-1000 gram. Ihudzo chudé, wyniszczone, wyglqd starezy. Cala skóra pomarszczona. Nie byla w stanic wydobywač z siebie glosu (krzyk dziecka). Slychač bylo tylko k wilenie. Fragm. ošwiadczenia Apolonii Doliňskiej, pielfgniarki dyplomowanej, nr obo/.owy 83703, Warszawa, 21.05.2007. Z rodzinnego archiwum pani Žofii Wareluk Co czuje kobieta po urodzeniu dziecka? Kiedy troskliwie tulí do swego serca malq kruszyne, cieszac si?, že maleňstwo przyszto na swiat žywe. Mówi si?, že nie možná slowami opisač tej radošci i milošci rozpierajacej czlowieka, že to trzeba przežyč. A dziecko? Nie wiedzac, nie rozumiejac, co dzieje si? 197 ' 'i'"'' r.njii, Wtirszawu. Pot, Archiwum rodzinne nigdy! Nic wolno zabijac dzicci" I«. I• yI um I »I ||i| wokóí, szuka jedynie ciepta i bezpieczeňstwa w ramionach matki. Ale l< Oswiecim. Tu w žadnym wypadku nie bylo ciepko ani bezpiecznie. Nu ramiona matki wydawaly si? bardzo odlegte od chočby zalažków sp< i stabilizaeji. W každej chwili mógt przeciež przyjsc Mengele i wydač wy rofej „T?, t?, t? tež! I tamtaj". Póžniej maluch szuka pokarmu. Ale wyglodzone matki najcz?šciej nit miaty go w piersiach. W obozie tež nie bylo mléka. Czasami kobiety, ktorí rodzily dzieci w tak nieludzkich warunkach, dostawaly zakažeň i z braku leków umieraly. Wtedy te, którym udalo si? wygrač kolejný bitw?, dokarniu ly swoim lub zdobytym pokarmem osierocone noworodki. Niecz?sto byl jednak možliwe, bo nawet dla pierworodnych brakowalo jedzenia. Czy kobieta rodzaca w Auschwitz može wi?c ezue radošc z národ; dziecka? Odpowiedž kryje si? w tym samým, co poprzednio, stwierdzen aby zrozumieč, co si? czuje i mysli w takiej chwili, trzeba to przežyč. 198 o In -1ziii lili: I ndbierala Stanislawa Leszczyňska"'. Wspaniata, wielka kobieta, . m či iwila si? doktorowi Mengele. Gdy ten rozkázal jej usmiercac i! i I lóre nie byly pochodzenia niemieckiego, wypowiedziala siyn-Mvii „Nic, nigdy! Nie wolno zabijac dzieci". ■ PnuI Stanislawa skuteeznie i bez wi?kszych komplikaeji odebrala ponad b h'.i.f. e porodów. Byíam jedným z tych dzieci, które przyj?la na swiat. i i.i smialo stwierdzic, že jej piel?gniarska i položnicza služba w obo-i. mieni. Wszystko, co robila, wykonywala z sercem i trosky o dobro n 1 .1 A warunki pracy, jak sama wspominala, byly dramatyezne. h il u. gdzie na nieužywanym piecu odbierane byly porody (tak zwana ■llhii |m iložnicza), zima^ u sufitu wisialy sople lodu. Nie brakowalo szczurów MiIm< 1 w;i". Pisala o tym mi?dzy innymi Apolonia Doliňska. l Vtíl miki, wjakich rodziia, trudno dzišsobie wyobrazič. Na koi brod, brak fru.'i doma, na ktorej ležala zakrwawiona itp. Druga wiezniarka, naražajqc .....i< ľ< /c, zorganizowala troche mléka dla matki. Balam sie, že moga przyjsč ípi'fMi ľ / zabrat }q. W obozie bylam šwiadkiem takiego niejednego porodu. BnM|' zabráno od razu do innego bloku. A dziecko zabrali. Fragm. ošwiadczenia Apolonii Doliňskiej, pielfgniarki dyplomowanej, nr obozowy 83703, Warszawa, 21.05.2007. Z rodzinnego archiwum pani Žofii Wareluk Stanislawa Leszczyňska takže wspomina wielkie tragedie matek od-i Iclonych od dzieci, którym odbierano žycie, topiac je w beezkach. Trwalo lu dn mája 1943 roku. Za procederem staly Schwester Klára - položna, która i i.i li la do obozu za dzieciobójstwo, oraz jej siostra - ulieznica niemiecka, I hwester Pfani. Pami?tam, jak mama opowiadala mi póžniej równiež o Ro-niiľ. Niektórzy twierdzili, že ta kobieta, opiekujaca si? dziecmi na bloku dla '" Stanislawa Leszczyňska (1896-1974) - jako wiezniarka nr 41335 byta potožna^ w obozie loncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Funkcje^ pelnita až do momentu wyswobodzenia ubozu przez Armi^ Czerwonq (27 styeznia 1945 r.). Na tym stanowisku, sprzeciwiajqc si§ wyražnym rozkazom wtadz obozowych, przyj^la ok. 3 tys. porodów. Swoje przežycia z obozu ppisata w pracy Raport položnej z Ošwipcimia. Pierwszc wydanie wspomnieň mialo miejsce w „Przeglqdzie Lekarskim" w 1965 roku. Uznaná za Polskí) Služebnic? Božq, wobec której lozpoczijl sie proces beatyťikacyjny. 17 Por. Raport Položnej z Ošwipcimia [w:] Wspomnienia, t. 10, Archiwum Paňstwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, s. 1-3. 199 wzctynska pomogta pnyfk na iwtat male) Zosi Pot WlkimediaCommont o lili ciežarnych i matek z noworodkami, byla dobra. Mama jednak zapainiclm ja jako zh}, wrecz brutálny wiežniark^, która traktowala innych z okrudcÉ stwem i pogarda. Po wojnie zobaczylam ja na jednym ze spotkah bylyil) wi^žniów Auschwitz48. Organizowanie jedzenia dla kobiet po porodzie i ich dzieci bylo zwykle trudné. Jeszcze jako ciežarna mama dostawala porcje mléka rozcicA czonego wod$. Nie najadala sie- nim i ciagle doskwieral jej glód. W kort) I umówila si£ ze starszymi kobietami, že bedzie oddawala im rozcieňczoB mléko, które wolaly pič, bo w wielu przypadkach nie mialy zebów, a oni w zamian dawaly jej chleb. Po porodzie czesc chleba mama musiala wyniic nič na kawalek przešcieradla, z którego mogla zrobic pieluszke. Jako noworodek nie wiedzialam, czym jest smoczek, poduszka, na któ rej miekko možná uložyč dziecko do snu, czy wózek. W Auschwitz liczylo sie to, by przežyc. Wszelkie dogodnošci, niby podstawowe rzeczy, a w obozii* luksusy w ogóle nie mialy znaczenia. '"Tamže, s. 1-3. I i iižajijcy plac/ matek Dproszono Leszczyňskq o raport na témat šmiertelnošci matek i dzie rodzie, odpowiedziaía, že nie zdarzyl sie jej ani jeden taki przypadek. /'" nie niógl w to uwierzyc. Podziw mieszal sie z nienawisciq. Prze-)ozic chodzilo o to, by zabijač, nie walezyč o žycie. Stanislawa Lesz-I.nnala wobec tego niemieckie prawo obozowe i wszelkie zásady • vv KL Auschwitz. Nie miala jednak žadnego wplywu na narodziny ^ytlówek, które nawet po majů 1943 roku nieustannie topiono, a ich ■ iil i< /wloki wyrzucano przed blok. Klára i Pfani pilnowaly sumiennie, mt Itmlen žydowski noworodek nie uszedl ich uwadze. W tekstach o Stani-■Itvli-1 i'szczynskiej možná przeczytač, jak bardzo przeražalj^ placz matek, Klrym zabierano dzieci. Te, które przypominaly wyglqdem aryjskie, wysy-[ |*m< nlo adopeji do Niemiec. Niektoré kobiety nie mogly si§ z tym pogodzič, Mimi. /nosily to lepiej, tlumaezac sobie, že przynajmniej dzieki ternu ich dzie-■I |u/f/.yja. Jak przyznawala sama Leszczynska, w niewidocznym miejscu [ itilnl.1 noworodkom niewielki i nierzucajqcysie woezy tatuaž,który wprzy-i idn'.i i mógl pomoc w odnalezieniu dzieci wywiezionych do adopeji. Matka chrzestna z wody in fonicwaž w obozie byl wielki ruch, szykowano nas do ewakuacji. To czym fTfäzej ochrzcilam to maleňstwo z wody. Na drugi dzieň dziecko (...) žylo. W {Hire minút przyszli Niemcy i wyprowadzili nas z tego bloku. Czekaiyšmy m na ewakuacje. 17 stycznia 1945 roku wyprowadzono nas z obozu. Dalsze-Ip lesu matki i dziecka nie znalam. Po wojnic w kilkanašcie lat póžniej zosta-liim odszukana przez to wlasnie dziecko. Byla dobrze poinformowana przez twoja matke. Przežyla dzieki wyzwoleniu obozu. Fragm. ošwiadczenia Apolonii Doliňskiej, pielegniarki dyplomowanej, nr obo/.owy 83703, Warszawa, 21.05.2007. Z rodzinnego archiwum pani Žofii Wareluk. Wojska rosyjskie mialy lada dzieň wyzwolič obóz. Mama wyslala do Niemiec list z nadziej^, že uda jej sie skontaktowač z ojcem. Napísala, že urodzita córke Zosi^. Martwila sie, bo nie miala zadných wiesci o tacie. Nie otrzymala tež odpowiedzi na swoja wiadomošč. 200 ' I.agerarzt (niem.) - lekarz obozowy. ,'01 rom. ivcttt.r avm. kat. •kVn Ueine-nie n» I A. Kenkarta (dokument tožsamošci wydawany obligatoryjnie przez okupacyjnc wlai niemieckie) ojca Žofii. Fot. Archiwum rodzinne Przebywajqc jeszcze w bloku, w którym urodzita, otrzymala wspiirfH od pielegniarki Apolonii Doliňskiej. Ta, martwkjc si? o moje žycie .1 nlf wygkjdalam na zdrowego noworodka - ochrzcila mnie „z wody". Stal.i I tym samým mojej niepisanq matk^ chrzestnq. Z wielkq radosekj odszukalttill jq po wojnie, juž jako dorosia dziewczyna. Nasze losy splotly si? w tak dm stycznych okolicznošciach, a za jej dobre serce b?d? czuta wdzi?cznosi tlil koňca žycia. Tymczasem w obozie, gdzie przybywai mój tata, jedna z grup wi?žniów juž wracala do domu. Namawiali go, abyjechal z nimi. Ci zas, którzy czekall na drug;} tur? odjazdów, planowanq na dwa dni póžniej, prosili, aby zosttl Ojciec - co wiem z opowiadan jego kolegów z obozu - poslúchal tých, któiw zostali. Koledzy zorganizowali wieczorne spotkanie. Mieli dost?p do jedzenia i alkoholu. Opowiadali, že tata byl radosny, špiewal, cieszyl si?, že wróci m domu. Mial nadziej?, že jego žona urodzila zdrowe dziecko i že obie žyjemy. Niestety okázalo si?, že alkohol w cz?sci byl zatruty. Tata rano si? nie obudzil. To bardzo przykre. Wolnošč byla juž na wyci^gni?cie r?ki. Wkrótce mógl byc w domu i wiešč normálne žycie. „Trzynascie córek zamiast jednego syna" - powtarzal. Pragníjt mieč dziecko, ale nie zd^žyt mnie zobaczyč. Cóž, wi-docznie los tak chcial. Musz? tak myšleč. W innym wypadku serce p?ka z po-czucia niesprawiedliwošci. Ojciec przežyt wojn?, ale nie dotarf do domu. 202 Wyciqg z r^lß&rodzonycfi ///.:(.. K'ľi iag z ksiqg z košciola parafialnego w Brzeszczach, gdzie Žofia byla ochrzczona. k| \rchiwum rodzinne Do 27 stycznia 1945 roku, dnia wyzwolenia obozu w Ošwi?cimiu, ma-i przebywala tam jako wi?žniarka. Niedlugo potem Polski Czerwony zyž skierowal j§ do pewnego malžeňstwa w Brzeszczach, które mialo si? mi zaopiekowač i pomoc bezposrednio po wyjsciu z obozu. Kobieta byta |iiel?gniark^, a jej m^ž lekarzem. Mój stan zdrowia nie polepszal si?. W obawie, že nie przežyj? drogi do Warszawy, 11 lutego 1945 roku mama ochrzcila mnie w košciele w Brzesz-,ach. Rodzicami chrzestnymi byli ludzie, u ktorých si? zatrzymalyšmy. UI.I Kr 11.1 cz W niepami^ci Kiedy miatam niecale dziewi?tnašcie lat, wysztam za m^ž. Podj?lam prac? w aptece, urodzitam dzieci. Spokojnie i szcz?šliwie up!yn?lo kilkadziesiqt lat mojego žycia. Dopiero kiedy moje dzieci dorosty, zainteresowalam si? 203 Mala Zos ta W wicku 2 lat, Wa 204 rszawa. Pot A,v/,;, ■matem obozu w Ošwiecimiu. Poznalam wiele paň, które jako mate dziew-fcynki lub doroste kobiety trafily do Auschwitz i w ten sposób sama, po latiu h, wybratam sie do miejsca moich narodzin. Nie powiem, že tatwo mi wracaé myslami do wspomnieň mojej mamy. Sama jednak nic z tego czasu nie pamietam. Žyjac bez obrazów šmierci w gtowie, žyje si^ lžej, ale šwiadomosč tego, co mialo miejsce tuž obok, zo-slawia trwaty slad w sercu. Po wojnie nasza rodzina zubožala. Do domu nie wrócity trzy bardzo hliskie mamie osoby. Trzej m^žczyžni, którzy zapewne byliby bliscy takže in nie. Ojciec - zmar! i jest pochowany w Monachium. Wujek - brat mamy, /.ginqt w Dachau. Dziadek - tata mojej mamy, którego takže zabrala mi wojna. Ni • 'I K >■/.< >wy : M 171 wiim.awa golabkk rl mu Byczyňska ■Odzona: 14 lutego 1926 roku w Piotrkowie ■yhunalskim Dut n wywózki do Auschwitz: 30 lipca 1942 roku >ozy koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau, Irbriicken, Ravensbruck, Berlin-Kôpenick Wiesia, 1942 rok. Fot. Archmur, namietam štosy trupów. WIESLAWA GOL^BEK Auschwitz pochlon^to moJ4 rodzin^ W obozie przebywata prawie trzy lata. Przez cyniczne žarty esesmana Straci la matke. W tym samým baraku, do którego trafila Wieslawa, znalazla sie Seweryna Szmaglewska. Pisárka wspomina szesnastoletnia Wiesie w swojej ksiažce Dymy nad Birkenau. Mimo wielu tragicznych sytuacji przetrwala. Byla silná psychicznie. l'<> nitce clo klybka" Tortury sa nic/.ym w porównaniu /. bólem, jaki c/ujc c/lov h l kogoá bardzo bliskiego. Kiedy mamy o co walczyc i dla kogo w stanie zniešč o wiele wiecej, niž lizycznošc na lo pozwal.i 1 »1 dopadnie nas rozpacz i tesknota, przegrywaniy. Przckonalani m. wlasnej skórze. Po tym, jak gestapowcy nas pojmali, przez pierwszy lycl/un ľ z mamž} Marií} i innymi kobietami w wiezieniu w Piolrkowic ľi \ Immi a dwa ostatnie dni w Radomiu. W tym czasie bili m nie i tort u n >\\ .ili 1 wyciqgn^č ze mnie jak najwieeej informacji na témat dzialalnoM 1 t. n cyjnej. Sama wiele nie wiedzialam. Znalam kilka nazwisk, ows/.em Chočby moja mama. Byla konspiratorka. Náležala do ZWZ Ak.iifffl szym mieszkaniu odbywaly sie tajne zebrania. Bylam z niej dumn.i prawdziwe priorytety i przekazywala mi je každego dnia. Ojczy/n.i 1 na - o to naležy sie troszczyc. Najpierw o ojczyzne, bo bez nui m miejsca dla rodziny. O rodzine, bo ta jest prawdziwie bliska každému / M Na rodzine možná liczyč. Pamielam do dzis, jak bardzo kochali sic % ||H Byli šwietnymi partnerami i malžonkami. Nawet ješli mama sie czegoš bála, nie dawala po sobie lego pn Byla odwažna i dzielna. Jak na prawdziwa kobiete przystato. Do n.i aresztowania doszio dlatego, že naszymi sublokatorami byli w domu . 1 ciemni50 ze zrzutów z grupy „Michal". Brakowalo nam pieniedzy, aby ptXfl žyč. Za možliwošč zatrzymania sie u nas mežczyžni zawsze placili. To hardfl nam pomagalo. Mama pozwalala wiec mieszkač mlodym chlopakom, kura spiratorom podajacym sie oficjalnie za studentów. Doskonale ich rozumlul| Podzielala ich ideologie i uwažala, že o wolnošč warto walczyc. Niestety ktoš wydal mežczyzn, którym pomagalyšmy, i tak gestapovy cy dotarli do nas. Okázalo sie, že nasze mieszkanie bylo pod obserwacja |ut od dawna. W wiezieniu w Piotrkowie Trybunalskim przeprowadzano naifl badania i przesluchiwano nas, egzekwujac zeznania w róžnorodny, nickic dy bolesny sposób. Bylam tak potluczona, že nie moglam usiíjšč. Któregos dnia gestapowcy zabrali mnie z celi, wsadzili do samochodll i wywiežli. Nie wiedzialam, dokíjd jade, nikt nie tlumaczyí wiežniom, d| ich czeka, a oni sami nie mieli prawa zapytač. To zawsze byla wielka nie wiadoma. f I lok.id zabrališc ie moj.) c órk^? Mama slaiala dowiedzicd Sif < Zegoá o /<■ stražników w wiezieniu. Widziala, jak mnie wyprowadzali. • wledy naprawde sie hala. Wied/.iala, že gestapowcy sa zdolni do I 'd domu publieznego! - Niemiec odpowiedzial jej z kpiníi. Matka |f iih>,;I.i uslyszeč chyba nie gorszego. Podejrzewam, že šmierč dziecka, ■h In niewyobražalna strata, sprawitaby jej mniejszy ból niž wiešč, že ff > ilupodobnie do koňca žycia pozostane w burdelu. Na lasce i nielasce M-l n,lii\( U Niemców. Gdzie ich wstretne lapy moglyby mnie dotykač. Nie .lei, co jeszcze! Nie dziwi? sie, že wtedy przestala byč na chwile dzielna. Opušcila )í\ u nela rozpacz, która czyni czlowieka slabým. Bylam jej ukochana 1 /Ľi. )edynaczk§. 50 Cichociemni - žolnierze Polskich Sit Zbrojných desantowani do okupowanej Polski. Ich celém bylo prowadzenie walki z niemieckim okupantem oraz szkolenie ruchu oporu. Mala Wiesia z mamq, 1937 rok. Fot. Archiwum rodzinne 209 Tego dnia wywiežli mnie na badania, a zaraz po nich odtranspoi inssMl mnie z powrotem do celi. Wtedy sie dowiedzialam, že moja mamusia 111/ ulf žyje. Powiedzieli mi, že zmaria na zawal serca. Dopiero jakiš czas po m w obozie, Seweryna Szmaglewska51, któn} znalam z wiezienia, opowied/lrt|| mi okrutna prawde. Uslyszawszy, že wywiežli mnie do domu publicznego, mama powionljl sie w celi na biustonoszu. Zmaria 27 lipca 1942 roku. Za duže pieniadze rodzina wykupila cialo mamy, aby móc ja godnlí pochowač. Naprzeciwko wiezienia znajdowal si£ kosciól Dominikanów. T.mi odbyla sie msza pogrzebowa. - Wiesiu, chcesz zobaczyč pogrzeb mamy? - Spýtala mnie pewiU'gO dnia stražniczka w wiezieniu i zaprowadzila do okienka na poddaszu, z kló rego moglam obserwowac, jak wprowadzaja trumne do šrodka. Stalam cali) msze w ciszy. Nie zdažylam sie z mama nawet požegnač. Tak nagle zoslal\ šmy rozdzielone i pozbawione možliwošci normalnego žycia. Wspominalam radosne chwile, które wspólnie spedzilyšmy. A bylo ii li wiele, bo mamusia nie pracowala zawodowo. Zajmowala sie domem i wy 51 Seweryna Szmaglewska (1916-1992) - polska pisárka, prozaiczka i autorka literatury dzic cieccj. Napísala m.in. autobiograficzna ksiažke Dymy nad Birkenau, w ktorej opowiedzialt o swoich przežyciach w obozie Auschwitz-Rirkenau. 210 tliowywala mnie. Tata, kapitán Miroslaw Byczyúski, byt wojskowym. Oku-DtU'jc przežyl w oflagu VII A w Murnau1'2. Mialam dobre dzieciiístwo. Czulam zlosč na mysl o 20 lipca 1942 roku. To byla niedziela. Wtedy i vvs/.ystko sie zaczelo. O pierwszej w nocy ktoš zacz§l walič do drzwi. Nagly halas mnie wy-ulias/.yl. Spalam z mama na jedným lôžku. Akurát nocowala u nas siostra mamy, ciocia Jadwiga Kluge. Byla nauczycielka muzyki. Lubilam ja. Spala w pokoju obok. W poniedziatek miala wracač do babci do Lowicza. - Mamo, otwórz, bo ktoš wali do drzwi - powiedzialam zaspaná. - To pewnie Gestapo - wyszeptala mama. Byla czujna i w skupieniu nasluchiwala, co wydarzy sie dalej. „A gdzie tam Gestapo" - pomyšlatam. „Do nas? Po co?" Zm^czenie wzielo góre i zaczelam powoli zasypiac. A može to byl tylko sen? Jako mloda dziewczyna naiwnie sadzitam, že to niemožliwe, aby Niemcy przyszli akurát po nas. Od sasiadów slyszalo sie, že gestapowcy »OflagVIIAMumaU - niemiecki obóz jeniecki dla of.cerów polskich podczas II wojny Jatowej, usytuowany w Bawarii w miešcie Murnau am Staffelsee. niespodziewanie napadali na domy Polaków i caiymi rodzinaml wy. ich do wie/.icuia luh do obozów pracy. Nic chcialo mi sie wiedy wierM nas spolyká to samo. Nicstety. Gdy ponownic zostalam wyrwana ze snu, wokól mule kilku mežczyzn ubraných w mundúry SS. Dziesieciu žandarmów i |, ,!■ cer, który doskonale mówil po polsku. Rozkázal naszej trojce w/.iai! iltfl trzebniejsze rzeezy. Musialyšmy ubierac si£ w ich obeenošci. Nic w \ ■.. h a . uszanowač naszíj prywatnošč. Wrexz przeciwnie - patrzyli i sie smiali Zabrali nas ze sobg do kasyna oficerskiego w Piotrkowic Trybu n.il .1 nu Przed wojnij miescilsie tam klub oficerski, w 1942 roku zostal za miernou siedzibe Gestapo. Siedzialyšmy w piwnicy przez čate popoludnie. \Y .uniku panowal mrok. Wqtla smuga šwiatla wkradala sie do šrodka przez nicu i. II* 1« okienko. „Co z nami bedzie?"- rozmyšlalam. Mama zachowywala kanu twarz, ale doskonale wiedzialam, jak jest przejeta. Trzymala reke na pul Pami^tam, jak mlodzi niemiecey chlopcy, dzieci majíce od trzeeli m pieciu lat, rzucali w okno piwnicy kamieniami i krzyczeli „Polnischc S, //ml ne!". Balam sie;. Póžniej zostalyšmy przewiezione do wiezienia w Piotrkowie TrybuflM skim, gdzie mialy miejsce pierwsze tragiezne wydarzenia w moim žycillil Miejsce, które omijaja^ nawet ptaki Do obozu trafilam w jedným z pierwszych transportów. Jechalam w wagonlf bydl^cym, gdzie panowal straszny záduch i bylo ciasno. Ludzi rozpoc/,™ wywozič wkwietniu, a ja trafilam do Auschwitz 30 lipea 1942 roku. Mialaill szesnašcie lat. Gdy wyszlam z pociíjgu, od razu zobaczylam dym ujce krematoria i po czulam straszny smród palonych cial. Dookola pustkowie, ani žywej duszy, zadnej rošliny czy drzewa. Spojrzalam w niebo. Nawet ptaki omijaly to mm sce. W oezy rzucaly si^ tylko dymiace kominy i štosy trupów poukladaných] jeden na drugim. Wychudzone ciala powyginane byly we wszystkie stron\ jakby ktoš po prostu nimi rzucal. Wyghjdali jak štosy galezi... Zamariam. Nie moglam uwierzyč, že tak brutálne scény odbywaja ■ na oezach ludzi. Každý z nas jest przeciež šwiadkiem. Kto na to pozwala? Nie moglam zrozumieč. Wtedy jeszcze raz spojrzalam na trupy ležíce na tyle blisko, že dostrzegalam ich otwarte, nieruchome oezy. Zrozumialam, gdzie konezíj naoezni šwiadkowie. Szybko musialam sie; otrz^sn^č. Tego wy magala ode mnie sytuacja. 212 kupa ne i bili uowo pi/ybylych kolbami, przeklinall i pluh n.i u.is. Wie |UŽ, doezegO Šij zdolni. W Piotrkowie Trybunalskiin obserwowalam Iii k ľg/.ekucji. Widzialam, jak ro/.strzeliwano niewinnych c y w i 1 i. W wie- I ..... slyszelišmy oczywišcie, že okupant može wywiežé nas do obozu Nikt jednak nie spodziewal sie, že nie bedzie to obóz pracy, lecz i uly. A jedynym jego celém bedzie unicestwienie podludzi, za których ■k uwažano. ()d razu zorientowalam si^:, gdzie jestešmy. Auschwitz-Birkenau. Skie-ino nas do obozu kobiecego, do którego w póžniejszym etapie jego roz-iwy i przenoszenia wi^žniów umieszczano równiež Cyganów. ľoc/.iitkowo wysadzono nas w obozie m^skim Auschwitz, gdzie prze-\ lam brame, nad któri) widniat napiš „Arbeit macht frei". Irónia losu. i, napiš to najwieksze klamstwo i hipokryzja, z jakimi sie spotkatam. Tarn jllicil/ilyšmy dwie noce. Potem kobiety zaprowadzone zostaty do budynku z czerwonej cegly. Mik /ac, schodzilyšmy w dól obdrapanymi schodami. Jedna o druga. poty-I 11 \ šmy sie w przeraženiu, które od momentu przyjazdu nas nie opuszczalo. Pálenie zwlok ofiar masowej zaglady. Fotografia wykonana przez czlonka Sonderkommando, 1944 rok. Fot. Archiwuiii Paústwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau 213 iin uoic naszym oczom ukaza! sic ogromny basen. Woda w nim sic byc* g?s,a (H' brudu, Przypominata rosol, ľly waly w niej wsi i, 11 bandaže. kražacy dookola žolnierze /. karabinami z.muszali nas. al>\ ..... gie weszly do „kapieli". Nic bylo možliwo.šci odmówič. Kolejným krokiem bylo slotogra Iowa nie nas i wyslanie clo '..nun l i< znajdowala sie po drugiej stronie obozu. Musialyšmy nagic \n /, i ľl ulice meskiej cz?šci. M?žczyžni jednak zachowali sic porzadmr. n.l glowy. Byli w koncu w tym samým miejscu, co i my. Nastepniesamochodami zostatyšmy przewiezione do Birkenau Iii ka, oddalona o piec kilometrów od macierzystego Auschwilz, b\ la >\> w budowie. Staly tam stajnie, a w nich bardzo prowizorycznic m ni baraki. W miejscu, gdzie wczešniej przebywaly konie, wstawionn pí . ki i zbudowano koje. Najgorsze byly oczywišcie te na samým dole, pfl nieproszonymi goščmi byly szczury, tak duze jak koty. Birkenau bylo jeszcze wtedy ogromnym polem pokrytým bar,m m Mu piero podczas mojego pobytu wybudowane zostaíy drogi i šciežki ku | soba, baraki. Budowalam je wlasnymi řekami. Nie bylo doplywu wody ani kanalizacji, dlatego tež odpady i i. i zalegaly dookola baraków i w rowach do samego konca istnienia obu n dziwne i smutne miejsce okalal drut kolczasty podpiety do pradu. Ludzie numerki W Brzezince znalazla si? równiež Sewcryna Szmaglewska, która spuil lam w wi?zieniu. Byla jedynq wi?žniarkq, której nazwisko znalam. Tu illlfl nie przedstawial si? imionami czy nazwiskami. Kazdy byl numerem, nii /ym wi?cej. Pobyt w obozie byl tak okropny, a warunki do žycia tak nieluclzklfi že brakuje slów, by to opisač, opowiedzieč. Apele o czwartej nad raném, na których musieli si? stawič wszyscy l>t»| wyj^tku. Wszyscy žyjacy. Zdarzalo si?, že w nocy z wycieňczenia kobniy umieraly. Wtedy na porannym apelu náležalo odnaležč ich ciala - numi i musialy si? zgadzač. Po lichým sniadaniu wychodzilam do pracy poza obóz. Byla to roboti przy ziemniakach, zbožu, sianie. Trwala do dziewiatej, ezasami dziesialej wieczorem. W poludnie przywozili dla robotników ohydna zup?, której nlp dalo si? zješč, ale trzeba bylo nia zapelnič žoladek, ješli chcialo si? przežyc, Zamiast kawy czy herbaty piiyšmy wstr?tne ziólka, paláce jak piotun. Lali nam plyn do misek, tych samých, do których zalatwialyšmy swoje potrzeby i ne. Wielokrotnie wiežniarki nie miaty swoich misek. Ktoá im lili albo onc zgubily je, wraiajac w ulew? do baraku. Nie raz, nie dwa |>. \ .....I\ sic w blocie i nio/c wlašnie tam, podnoszijc si? w pošpiechu, ■•wlly swoje naczynia. Póžniej inna kobieta z radošcia odnalazla je wbag-■||*o wyplukaniu w wi?kszcj kalužy wykorzystala do wlasnych potrzeb. i Nii kolacj? dostawalyšmy pajd? chleba i kawalek margaryny o wstr?t-||in '.maku i zápachu. Czasami jakieš powidla, raz w tygodniu plasterek nit«t iri kielbasy. Ješli to wszystko zjadlo si? wieczorem, rano nie bylo juž ■i na m nadanie. Každý dzieň wyglaadal tak samo. Um?czona wracalam do ■i,il n i bez wody, bez kapieli kladlam si? spač. W jedzeniu bylo coš, co mywalo kobietom miesiaczk?. Bylam w obozie trzy lata i przez caly ■I t /as nie miatam okresu. W 1943 roku wolno bylo przyjmowač paezki od rodziny. Mialam to ,i ie, že docieraty do mnie pakunki od ojca. Možná bylo je pobrač ■ piti /.karni, jednak nie wolno bylo ich ze soba nosič w obozie. Co moglam ihii z dodatkowa porejq žywnošci, która chcialam zachowač na ezarnq I in?? Chowalam kromk? chleba czy kawalek w?dliny w lichej bieližnie ■ Hily iloskwierat glód, szczególnie zim^, przy pracy na zewnatrz, posilalam i' i wkowalam te dodatkowe poreje bardzo rozsqdnie, aby starezylo na jak Ijillužej. Do kolejnej paezki. Musz? tu jednak zaznaczyč, že przesylki, któ-m clo nas docieraly, byly przetrzebione przez Niemców. Dostawalyšmy naj-,i iej suchy chleb oraz ser, ze starošci twardy jak kamieň. To, co najlepsze, ibierali oprawcy. Czasami w pakunku znalazlam sloik tluszczu, w którym .....žna bylo zamoezyč kawalek chleba. W trakcie mojego pobytu w obozie j tlnslalam trzy, može cztery paezki od ojca. Zdjecie rodzinne WieslaWy konane w obozie, nadáno jej numer 13174. Fot. Archiwum /.im.j pracowato sic bezproduktywnle. Aby tylko cos t* > i > i * calyšmy wi?c šnicg lopatami /. jednej shony na druga, kopaly.siiiy Wczesna wiosiií}, gdy cblód jeszczc byl uciažliwy, przenosi lysiny | zaraz przy torach. Znaczna cz?šč wiežniów, którzy przybyli do obozu, umierala w tli kiej przyszlosci. Moja ciocia Jadwiga od razu w pierwszym dniu halil i wir. Nie wiemy, dlaczegoja zabrali. Moge tylko podejrzewaé, že uziuitti niezdolna do pracy podezas selekcji. Dostala zastrzyk z fenolu w sen c. U| cili ja bez skrupulów. Miala czterdziesci lat, byla panna i do obozu | przypadkowo, bo akurát tego dnia, gdy nas zatrzymali, nocowata u min, ( mata numer 13191. Kto by wtedy pomyšlat, že nigdy nie wróci do dmi Walka o swoja^ pozycje^ liy< ne, t as. ľ Mnie równiež zdarzylo si? trafič do rewiru. Až dwa razy powažnie zij I walam. Raz na tyfus w 1943 roku, podezas epidemii, póžniej na nul W szpitalu obozowym warunki pozostawialy wiele do žyczenia. P.uu ogólny balagan, brud, wszy, brakowalo leków i nikt nie troszczyl sic o i wieka. Pami?tam, že jedna z kobiet przyniosla mi nowy, ažurowy swel na rewir, byl naprawd? sliezny. Moglam go založyé, aby bylo mi cieplej, wymienič na inny towar. Po godzinie musialam si? go jednak pozb w každej dziurce l?gla si? wesz! Byly ich setki. To bylo niewyobražah do opísania. Wszystko až ruszalo si? od wielkiej ilosci wszy wokól ni traficie sobie to wyobrazič? Chorzy dostawali równie malo jedzenia i wody, co zdrowi. Doskwíer|i la im goraezka, chcialo si? pič, wi?c niektoré z kobiet, gdy przychodzila /iillfl| lizaty oblodzone okna, aby zwilžyč usta. Chorzy nie mieli zapewnioncj /Ulil nej naležytej opieki. Czasami te zdrowsze wi?žniarki pomagaly stabszyfll Przebywanie na rewirze nioslo ze soba dodatkowy niepokój - byl mm blok 25, do którego esesmani mogli skierowac, a z którego nie bylo juž wyjf scia. Stamtad droga wiodla tylko w jedm} stron?. Kiedy pewnego razu przebywalam na rewirze, uratowala mnie lekarL z Polski. Cierpialam na šwierzb, rany pokrywaly moje r?ce i nogi. Prawn cale cialo bylo jedna, rana. Nie mieli na to žadnego konkretnego lekarslwa. Ta mtego dnia do pomieszczania, w którym ležalysmy, przyszedl lekarz oba zowy i kázal chorým kobietom zejsč z lóžek. Selekcja. Chociaž ležalam nu najwyžszej kondygnacji, udalo mi si? tego dokonač. A mówi? „dokonač", gdyž dla tak obolalej i chorej byl to nie lada wyczyn. Stan?lam obok pryezy, 216 ____iii) wiiwi zas na sobie dlugq koszul$ no< na, która przyslonila moje i .my. wln lekarz je zobaczyl, od razu skierowalby mnie do krematorium. Kiedy Pliti U zwrócil na mnie uwag? i zaczal mi si? przygladač, doktor Kosciuszko, wn>i lekárka z Polski, oznajmila, že jutro id? juž do pracy. Ze jestem zdro-Wk (Vtedy machnal r?ka i dat mi spokoj. Nie wiem, co zamierzal, ale nie bez ■mudii zainteresowal si? mna. Idž, w takim stanie, w jakim jestes, idž, dziecko - powiedziala po-'■MiU i/.nic doktor Kosciuszko, weiskajax mi w dloň mase, która miala ukoic Hf|t)d. W ten sposób mnie ocalila. K ledy wi?zieň wychodzil z rewiru, musial wrócič na blok lub do koman-iboczego i znów walezyč o pozycj?. Tak, pomi?dzy wi?žniami takže n^'li.i bylo walezyc o swoje. Pilnowač misek, bo je kradziono, pilnowac je-il'i ma i miejsca na koi. Kiedy wracalo si? ze szpitala obozowego, cz?sto sta-ii nilejsce na pryezy bylo juž zaj?te, zwlaszcza jeslí nie miescilo si? na naj-B^/ťJ koi. I mnie to spotkalo, gdy przebywalam w szpitalu. Wcsz to twoja šmierč |mi?tam dzieh, w którym blokowe žebraly nas na wielkie odwszenie. < i dnia bylo bardzo mrožnie i wietrznie. Byt 6 grudnia 1942 roku. Czlo-|ck niepotrzebnie dal si? poniesč jakimš wspomnieniom z domu. Dobre ipomnienia tutaj? Wprowadzaly tylko w wi?kszq rozpacz. Nie dawaty Idziei. Miatam czasami wraženie, že nie mog? mysleč o domu, o rodzi-ll h. Šwiadomosč, že nie wyjd? stád prawdopodobnie nigdy, skoncz? jak I martwe kobiety pod barakiem, pozwolila mi wypracowač w sobie znie-(/ulic? - wobec samej siebie. Po co myšleč o šwi?tym Mikolaju? To nie ma pnsu. Jednak wspomnienia, obrazy z pami?ci wdzieraly si? wbrew mojej Voli. Jak ten. Mikolajki w kasynie oficerskim, gdzie dla rodzin oficerów organizowa-iio spotkania. Swi?ty ubraný w czerwon^ szat? trzymal w r?ce lask?. W dru-Hiej worek z prezentami i slodyczami. A my, jak to dzieci, cieszylysmy si?, kiwilyšmy si?. Zycie bylo takie beztroskie. W domu tež czekaly niespodzian-ki. Paczki z prezentami zazwyczaj przepelnione byly slodkošciami, lalkami i ksiažkami. Pami?tam jak dzis ksiíjžk? Trzy Miki zAmeryki oraz Bajdy dotkl Adelajdy. To byly takie radosne chwile! W obozie nie moglam si? rozezulač. Jednakže „mikolajkowa" perspek-tywa odwszenia byla swego rodzaju prezentem od losu. Ulga, jakq poezuj? DO dezynfekeji, nie b?dzie trwala dlugo. Warto jednak przem?czyč si? 217 Pracovnice magazynu Kanada odpowiedzialne za segregowanie rzcczy po zamordovaných Žydach. Fot. Album Lili Jacob, nr neg. 24457-192=209 w kolejce, przez kilka dni w ziabie dla kilku chwil wytchnienia od áwll i nieustajacego gryzienia insektów. Dlaczego procedura odwszenia sama w sobie byla meka? Juž ttumac/i Najpierw ustawiaja nas piatkami przed barakiem kapielowym w obozie ml skim. Ma to miejsce z samego rana. Na ten dzieň zaplanowano, že wszyslkll kobiety z jednego baraku zostana odwszone. Jestešmy ubrané tylko w p«« siaki i kaftany. Marzniemy. Czekamy godzinami. Czešč kobiet jest juft w šrodku, kolejné grupy, w tym moja, mája dopiero wejšč. Jest tak zimní že wszystko mi jedno, co czeka mnie w baraku. Po tak dlugim czasie stana na mrozie chyba wszyscy pragna po prostu juž byč wewnatrz. Gdy pierwsí grupa kobiet wychodzi, widze je z oddali. Stojcj skulone, widač, že jest im zimniej niž nam teraz. Wyjšcie przed barak w šrodku zimy, zaraz po kapie li, w wielu przypadkach konczylo sie zapaleniem pluc. Ta z kobiet, którt byla silniejsza, przetrwala odwszenie. Slabsze niestety umieraty. Niewažne, že i ja zaraz bede znów marznač. Przede mna kilka chwil w cieple. W. hodzimy wiei do SAUny, którq jest wilgolny od pary korytár/. Na l>........\\c| podlod/c m/i i.i|',a|.,i sir iowki šciekowc. Po d rodze napotykamy MU\i iki i wiežniów, któr/y pomagaja pr/y de/yníekeji. Oddajemy im nasze ■MiIn, a esesmani patr/a nam na rece. Czy aby nic tam nie skrywamy? ■Wulck ksiažki, jakieš zdjecie czy može krzyžyk. Ješli coš wypatrza, od wydzieraja z rak wlašciciela i z ušmiechem na gebach wrzucaja do Bii h l<< >w. Pamietam, že kiedyš w prezencie od Žydówki otrzymalam kawalek ' tlili ba. Xydówki ezesto pracowaly w Kanadzie, gdzie možná bylo znale/.c ■lyyslko - od jedzenia i butów po ciuchy i zabawki. W chlebie znalazlam iMvkiiy pieršcionek ze zlota z brylantem. Ludzie, nie wiedzac, co ich czeka, llimvali swoje cenne rzeezy, gdzie sie dalo. Nie wiedzieli wtedy, že one tu nie j žadnej wartošci. W Auschwitz nie možná kupic žycia. A bižutéria i tak I wróci do wlašcicieli. Zostanie zagrabiona, wysíana do Niemiec. Pieršcionek oddalam blokowej. Wolalam nie ryzykowač. Wszystko i tak ležalo do Niemców. Nic nie bylo nasze. Ješli chcieliby, to i tak odebraliby ?ycz sila, a ja przyplacilabym to žyciem. W barákách po dezynfekeji te, które ukryly swoje „skarby" z trudem ■dobyte w obozie lub przywiezione z domu, a jeszcze niezweszone przez l ipo, nie znajda juž nic. Gdy my stoimy przed barakiem kapielowym, za-■Udnieni do tej pracy wiežniowie z ezarnymi winklami53 na zlecenie SS Itfzetnie przeszukuja koje, koce i sienniki. W každej szezelinie doszukuja 1. potenejalnej kryjówki. I wiele znajduja. Przed barakiem póžniej nie jedna, ne dwie koležanki dostrzegíy swoje pamiatki rodzinne, dodatkowa odziež, w k tóra ubieraly sie na noc. Nie mogly po nie wrócič. Szczešcie mialy tylko tť. które znalazly wczešniej ruchoma ceglówke lub deseezke. Nierzucajace nic w oezy miejsce, w którym ukryly i ocalily swoje rzeezy. W saunie pracownicy kázali nam sie rozebrač, a mežczyžni, Polacy, Holili nasze glowy i wzgórki lonowe. Zachowywali sie bardzo godnie, nie podnosili nawet wzroku, gdy to robili, nie zasmiali sie. Nastepnie zostalyšmy wprowadzone do „lažni", gdzie z rozžarzonych kamieni buchal gorac. Skrajny upal, który chwilami uniemožliwial swobod-ne oddychanie. Pracownicy wylewali na beton wode i do góry unosila sie para. Towarzyszyl ternu szum i gwar. Mimo wszystko cieszylam sie- ta chwi-la. Bylo mi ciepto. 218 !1 Winkiel, z niem. Winkcl - kat, takže trójkat. W polskiej gwarze obozowej trójkat malowany l.iiba lub naszywany na odziežy wiežnia, na wysoko.šci piersi, który swa barwa klasyfikowal )',o do odpowiedniej grupy osadzonych. Nlamtad halily.šiny pod zimný ptysznu. Woda byla lak Kulou,iM cicplc / la/ni /.ostalo tylko wspomnicnic. ľľzcszy wajac y bol pi/ci cialo. Kazda z nas zdawala sobic jednak sprawy, že bardzo clIujm > nic I••,il my mialy okazji znów sie wykapaé. Slalyšmy wiec pod sďumienicitt m aby zmyč z siebie resztki wszy i brudu. Nastepnie mežczyžni dcz\ nleluH ogolone miejsca šmierdzqa) maziq. Dostalysmy jeden r^eznik, którym pewnie wycieraly sie ws/yslkil biety wychodzíjce wczesniej spod prysznica. Caly byl brudny i cndtU Wolalam go nie užywač. Ubránia naložylam na mokré cialo. Zaraz potem zostalyšmy wypedzone na dwór. Za nami czekahi |u lejna grupa. Nastal jednak wieczór i nie wszystkie kobiety zdíjžyly lťgt»(| przejšč odwszenie. Ich stanie na ziqbie na nic sie zdalo. Esesmani twierdzili, že odziež, którq otrzymalysmy, równiež |i wszona. Zaktadalyšmy jq na siebie i rozpoezynatysmy kilkugodzinna we" w wyciaganie zagazowanych insektów z pasiaków. Wszy li k i \ l< pml szwami i w každým zagieciu materiálu, choč oszolomione, byly ciaglc Ješli poczulyby cieplo, od razu oeknelyby sie i od nowa zaczelyby wgryfl sie w wychudzone ciaia. Dlatego wtašnie wielkie odwszenie bylo bloi-c li wieňstwem i przeklenstwem jednoezešnie. Kilka chwil ciepia poprzedifl i konezylo wyziebienie, a samo odwszenie wystarezalo na dwa, mott IM dni, po czym insekty znów legly sie w brudzie baraków i naszych cial. 1 Gdy po pracy wracalysmy do obozowych „mieszkaň", ezekalo nas MM wsze jeszcze jedno zadanie. Mimo nocy i zmeezenia wyciqgalyšmy i zabfl lyšmy wszy z koców. Choč szorstkie i brudne, w jakimš stopniu chronily przed mrozem. Gdybysmy okryly sie nimi bez oczyszczenia z insektów, t ititl byiybyšmy pogryzione. Odwszenie kobiecego obozu mialo trwač jeden dzien, a trwalo prawlf do Wigilii. Wszy rzeczywiscie bylo mniej. Jednak wiecej kobiet umiei.ilu. Byly nekane czerwonkí} i innymi chorobami, a dobíjalo je zapálenie pita' i przeziebienia, które lapaly po wyjšciu z sauny. Niemožliwe, a jednak Z tego miejsca nie dalo sie uciec. Tak mówili wszyscy dookola. Czlowid przygk)dají}c sie rygorowi, mnogošci zakazów i nakazów kierowanych w strune wiežniów, utwierdzal sie w przekonaniu, že ucieczka z obozu graniezy z čudem. Sklamalabym jednak, gdybym nie przyznala, že podezas mojegO pobytu w Ošwiecimiu mialy miejsce udané ucieczki. Pamietam te pierwszi) 11 w .1 kobietfi której esesmani nie zdolali znaležč. Nazywafa si*,* Maria í« (ialy lager až hiuzal od okiz.ykóvv: Khnk sieben! Black sieben! - krzyczeli kapo i wifžniowie. Wszyscy juž i leli, že stalo sie cos wažnego. Bez powodu nikt nie wzywalby w trakcie i bloku na liezenie. Itlokowe przy pomocy kapo ustawily nas piatkami. Nie minelo dužo ■ na /ih')w wywolano nas na liezenie. I kolejný raz. Zziebniete modlilyšmy iby wreszcie cala sytuacja sie wyjašnila. Utkwil mi w glowie džwiek l/.lka oznajmiajacego koniec dodatkowych apeli. Zbližala sie polnoc, i Kwartej trzeba bylo wstač na poranny apel i pójšč do pracy, a liezenie wi^ž-\viaz. trwalo. Wreszcie nakázáno nam ustawič sie alfabetyeznie i odezy-ino kolejno nazwiska wiežniarek. Wtedy dopiero sie okázalo, že brakuje i. .In. i kobiety. Wo ist Maria Bieda7. - krzyczal meski glos. To pýtanie padlo wiele ale nikt nie odwažyl sie udzielič odpowiedzi. Wszystko stalo sie jasne. 220 | / lala pieców krematorium 1943 roku. Fotografia wykonana przez Muzeum Auschwilz-Birkenau U na krátko przed zakoňczeniem budowy w czerwcu esesmana. Fot. Archiwum Paňstwowego 221 __________.,.«, i ;ur. nic Myszy tycn poiWornýčTi wrzasków. Za kilka < žedotrze do domu, može nawcl ktoá tam na ni^czeka. Przestanie *i\ Za kare wszysikic kobiety z baraku, w którym przebywata ucio staly przez dluga chwile na zimnic dla przyswojenia inlonnacji, /* i ni próby ucieczki bedq mocno tepione. Ta sytuacja ukázala esesmanoni, .11 wiežniom, jaki nielad panowal w obozowych dokumentácii ewidom vin Po Marii Biedzie udalo sie uciec jeszcze kilku kolejným osobom. Nul. z nich niestety wrócily do obozu, schwytane, martwe. Po paru tak íl 11 MlIlU cjach zaczeto tatuowač numery na ciele, co Niemcom ulatwialo ewideni m wanie i kontrolowanie wi^žniów. Mam jeszcze jedno wspomnienie dotyczace próby ucieczki z obozu,™ história koiíczy sie; jednak szybciej, niž sie; zaczyna. Któregoš dnia ruxcfl z Seweryn^ Szmaglewskq kopatam rowy poza obozem. Kiedy nastala pi rwa, obieralyšmy sie z wszy, które gryzty cale cialo. Nagle nasza uwagc |ii kuly krzyki esesmana. Pewna mloda dziewczyna nieopatrznie pochwalila sie innej wiežniarcfl že chce uciekač z obozu. Tamta musiala doniešc Niemcowi, który tego dni nas pilnowal. Kázal išč niedoszlej uciekinierce wzdluž torów kolcjowyclk ktorými pociqgi jechaly do Katowic. Zakpit z niej, jakby chcial powiedzitVl „idž, daje ci wolnošč". Szta odwrócona do niego plecami. Niemiec strzelul, Widok krematorium III w Birkenau od strany poludniowej. Zdjecie z albumu SS. Fot. Archiwum Paňstwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau 222 ■wsze obok nicj, nic ranlai 1 nit zabijajac, Kaz z jednej strony, Innym m / drugiej, bližej nogl. A ona každým rázem, gdy patlal strza), kur 11 lamiona i držata z przeraženia. Wreszcie wiežniarka zinierzajijca ku iiiDsťi" potknela sie i przewrócila. Wtedy esesman juž nie chybil. Strze-|||iiii'.io w glowe. Pozostalé wiežniarki postanowily odnaležč donosicielke. (I) li wsród nas taka, która perfekcyjnie znala jezyk niemiecki i stronila od ■»/yslkich. Uznalyšmy, že to wtyczka, która ma za zadanie donosič na nas tmi. W baraku zrobilysmy jej „kocówke". Narzucilyámy na niq koc 1 /alyšmy, gdzie popadlo, ile sil. Mimo to nie chciala si£ przyznač. By-Hmy jednak pewne, že to ona. [ (!iťrpliwy Kwašny l(i(ly vvychodziíysmy na Aussen, towarzyszyla nam muzyka. Piekne džwieki iWydobywaty sie z instrumentów orkiestry obozowej przy bramie. Muzycy I hýli ntalentowani. W šwieta grali nawet koledy. Mojí) pierwsz^ prac^ w obozie byla robota przy žniwach. Szefem komanda byl Sauer, to znaczy kwašny. Rozkázat mi wiazac snopki. Nigdy jyi /(šniej tego nie robiíam i wychodzito mi to bardzo nieudolnie. Možná i Wrecz powiedziec, že robilam to zle. Sauer mial w zwyczaju bič wiežniarki Irewnianymi patkami. Mnie jednak cierpliwie, može dziesieč, može wiecej 1.1/y, tlumaczyt, jak pracowač, choč komplet nie tego nie pojmowatam. Nie Iderzyt mnie. Bytam zdziwiona, bo z innymi wiežniarkami rozprawial siq dk rutnie. Irmy esesman, Kalesan, przyježdžat w pole na koniu na kontrole. Kiedy byl zly, rzucal kijem, gdzie popadlo, i nie zwracat uwagi, czy ktoš oberwie vv plecy, czy w gtow§. Gdy tylko zauwažatyšmy, že sie zbliža, uciekatyšmy jak najdalej, aby nie dostač tym przekletym kijem! Potrafit ušmiechač sie od ucha do ucha i bič z catych sit. Byt sadystaj Mnie tež raz sie oberwato podczas robot. Esesman Czujan - choč my mówityšmy na niego mi^dzy soba^ „szuja" - kázat nam przerzucač ziemie / jednego kopca na drugi. W trakcie pracy zmienil jednak zdanie. Przez pomytke zrzucilam cz^šč w ztym miejscu, a Czujan kopnat mnie mocno. Nie mogtam chodzič przez dwa tygodnie. Od tamtej pory zawsze od niego ucie-katam. Praca, która o wiele bardziej mi sie podobala, polegata na rozwoženiu gnoju. Byla ona szczególnie przyjemna, gdy rozpocz^ty sie zimne miesiace, jak listopad czy grudzieií. Gnój parowal, dzieki czemu bylo mi cieplej. [ak ju/ mówiiam, warunki iycia w obo/io byly okropnc, S/ľttfl doskwieral gtód, który powodowal opuchni v* ic i i.il.i. ľodi/.is pi.n \ w i"J kicdy nikt nie wid/.ial, zjadalo sie ja kaš marcbew, buráka i /y/ícnuu.il i ■ nl byszefkomanda albojego pomocnicy zauwažyli, že podjadamy w.n /\ zastanowienia rozprawiliby sie z nami. Ale kto by nie zaryzyknu.d iMi tak chudá i niedožy wiona, žewpewnym momencie wažylam tylkoi /U šci trzy kilogramy... Niemców w obozie cechowala wrogošč, byli okrutni i w\-1.11..... Zabíjali bez skruputów. Ale czasami zdarzaly sie zaskakujace sýtu.n |i 1 *t. przykladu raz, podczas upalnego lata, po pracyjeden esesman po/wnlil wejšč do rzeki i sie wykapač. Szybko, szybko - krzyczal. Bal si$, že ktoš to zobaczy i wycH konsekwencje nie tylko wobec nas, ale równiež wobec niego. '/, pcw m nie byl to przejaw sympatii dla nas. Može czasami Niemcy sami miell «(<■ wszechobecnego smrodu i brudu? Podczas calego pobytu w obozie i podobozach, poza jedni} sýtu.u |.i |nl| kobieta pomogla mi na rewirze, nie spotkalo mnie nie dobrego. ľanu.,l,(iM jednak pewnq auzjerke, Niemke, która pracowala w obozowej km lnu B byla poczciwa kobieta. Gotowaía dla esesmanów, którzy oczywišcie jffl znacznie lepiej niž wiežniowie. Pewnego razu wybrala mnie i moje >l koležanki do pracy w kuchni. Przez kilka godzin dziennie wykonywalyAiiH proste czynnošci, jak obieranie ziemniaków, a w zamian dostawalyšmy kl|* bek kaszy. Przypominam sobie, že kobieta chodzila w pelerynie, a pod itll trzymala chleb, którym niekiedy nas czestowala. Upomínala nas tylko il nikomu nie zdradzič, že nam pomaga. Ponioslaby wtedy konsekweildl i nam równiež by sie dostalo. Spotkalyšmy j^ przed ewakuaej^ obozu Auschwitz-Birkenau. My|| ubraná w esesmaňski mundúr i powiedziala: „Wy to jestešcie szczešliwc, a /| 111114 nie wiadomo, co bedzie". Chciatyšmy sie za nia wstawic. Miata na iiuly Hedi i pochodzila z Wroclawia. Nie wiem, co sie z nia^ stalo. Bociany Kiedy w nocy szlam do latryny, do rowu, w którym sie zaíatwialyšmy, pro« wadzilo mnie šwiatlo reflektora. Na wiežyczkach, które nazywalyšmy „M cianami", siedzieli stražnicy uzbrojeni w karabiny. Obserwowali, dos/.ukí wali sie najmniejszego ruchu w obozie. Do rowu szlo sie w blocie, szczegól 111 jesieničj, kiedy deszcze nieustajaco zamienialy te przekletíj ziemie w bagna, 224 Kíl ^ic po trupach ležacych pod nogami. Tu jedna kobieta, tam na taczce 1 r, 1 / (zasemi i mówie to z wlelkim bólem, czlowiek zac /al przec hodzid 1 'wlok zupetnie obojotnie. Kazdy /. nas zdažyl sie juž na nic napatrzec. pul' ropné, ale w koňcu sie przyzwyczailišmydo tego widoku. Štosy trupów nul' lailanych jak drewno, nagie ciala powyginane w nieruchomym gešcie pli < /I 1 ležaly przed barakami do rana. Dopiero póžniej zbierano je i wy- 110 do pieca. Ilmlowanie pod karabinem |< lká trwogcj K.j u wwgcj wspominam lipiec i sierpieň 1944 roku, kiedy do obozu #.1, /elo przywozič transporty Žydów z Wegier i Rumunii. Widzialam, jak jtnl/i, tale rodziny, prosto z wagonów prowadzono w strone krematorium. nu i ízucal sie w oezy dym unoszacy sie z kominów. Do krematorium 11 ) wožono takže wiežniów z Auschwitz, czyli z obozu macierzystego. Kie-ih odbywaly sie masowe pálenia, nas zamykáno w blokách i nie pozwalano ■vi hodzič. Okna, ktorých nie bylo wiele w barákách, zaryglowane byly h wnianymi deskami. Ale to nie wystarezalo, by stlumié krzyki rozpaezy I |m zeraženia, które do dziš wywotujq gesií} skórke na moim ciele. Knjží] po Howie jak démony. Niemcy, trzymajac nas na muszce, kázali wiežniom nosič cegly pod Ifeniatoria. Mežczyžni pracowali przy ich budowie. Wiedzielišmy, co robi- ' dla siebie i innych miejsce, w którym mieli nas n i) budowališmy sami .....cestwic. Któregoš dnia do naszego baraku wbiegla wšciekla auzjerka Mandel51 lyla pi^kiiíj kobiet^, miata cudowne blond wlosy. Zaraz za ni^ wpadla dru-pt, paskudna Drechsel55 z wystajaxymi zebami. Obie byly wšciekle, bo I Maria Mandl lub Mandel - ur. 10 styc/.nia 1912 r. Byla nad/.orc/.yniakobiecej služby pomocnú /ei SS w nazistowskich obozach koncentracyjnych. W Birkenau pelnila obowia/.k. kierow-„ic/ki obozu dla kobiet. W czasie služby w Auschwitz-Birkenau wlasnoreczme podp.sywata . kobiet i d/.ieci rôznych rozkazy, które poslaly na šmierc w komorách gazowych ok. 500 tys in/Kazy, K.IUJLC yvoiaiy u« .iu,lt.v ............ iKuodowošci. Jej wladza nad wiežniarkami i podvvladnymi byla absolutna. Mówiono na nia ..Bestia". Zostala uznaná za zbrodniark^ wojenna. Stracona 24 stycznia 1948 r. w Krakowie. "Elsa Margot Drechsel (takže Drexler, Dreschler, Drexel, Drechsler) - ur. 1908 r. w Neversdorf, zm. 1945 r. w Budziszynie. W Auschwitz pelnila ťunkeje Aufseherin. Przez wiežniów byla ókreálana jako wyjatkowo brutálna. Zabila ze szczególnym okrucieňstwem tysiace niewinnych ludzi. Brala udzial w selekcjach kobiet i dzieci do komôr gazowych. W 1945 r. zostala rozpoznaná na szosie przez wiežniarki KL Auschwitz-Birkenau, co doprowadzilo do wykonania na niej egzekucji. 225 ywwwiiu pnwsranio. W I).IS/ V{ ll •.<•!( .ii Ii /.u /c|,i n.id/.icja, /r Polska sic nie poddaje. Im my stawaliámy sic silim», Niemcy byli slabsi. každý cios w strouc n.is/yili optám o\v lni mm do przetrwania obozowych warunków. Može uda sii; slad wydostljfl Wsierpniu lego roku uslawiono nas pod lilokiem Smien, i I>l<>l n n Wywolywano kolejné numery. Žádna z nas nie wiedziala, czy czeka Iqffl czy transport. A može jakiá eksperyment medyczny? Wybrano mnie do transportu. Wraz z ezescia kobiet pr/cu n mnie do Ebingen w Lotaryngii, ale zbližajacy sie front zmusil žolnu i przepedzenia nas dalej, do Saarbrücken. We wrzešniu 1944 roku l>\ lan w Ravensbrück. Po dwóch tygodniach trafilam do lilii Auschwit/, ni.....• Berlin-Köpenick. Pracowalam w firmie Aktion Elektrische GeselUclj^B W pewnym momencie Niemcy nas stamtad wyprowadzili, ale sami mn dzieli, dokad sie udač. Z jednej strony ezekaiy na nich wojska amerykan i a z drugiej Rosjanie. Teraz to oni sie bali. Nie da sie ukryč, že mnie to i ■ lo. W koňcu oswobodzenie przyszlo okolo szesnastej 2 mája 1945 roku. Ě Tuž przed wyzwoleniem rázem z czterema koležankami spot kal vaiif esesmana, którego kojarzylyšmy / obozu. Nazywal sie Sobota. Stal razeni ■ swoja^ žona przy szosie, która szlyšmy. Obok wózek, w którym spalo džin i W pobližu nich krecil sie nieco starszy syn Niemca. Wszedzie bylo nichtffl piecznie. Slychač bylo strzaly, niemieckie okrzyki. Rázem z Sobota i ir^ii rodzina schowalyšmy sie za wagonem stojacego w pobližu pociagu tovvaui wego. Esesman mógl nas rozstrzelač. Miat przy sobie broií. Jednak nie /mhli tego. Wiedzial, že teraz to on može byč w niebezpieczeňstwie. Idzie wolno-.il Nasza wolnošč, a ich zguba. Jedna z koležanek spýtala Soboty, czy moj sprawdzič, co sie dzieje za wagonami. Zgodzil sie. Wrócil z wiešcia, že zbl|L žaja sie amerykahskie czolgi. Abyámy mogly bezpiecznie dostač sie na druga strone pociagu, na teren, 1 gdzie znajdowaly sie^ wojska amerykahskie, žolnierze polecili každej z osob na wejsč do dužego wózka, w którym spalo niemieckie dziecko, i kázali es- j esmanowi nas przewozič. I tak si§ stalo. - Dziewuchy, jestescie wolne! - powiedzial jeden z amerykaňskich žol nierzy. Niemca pojmali. Nie pozwolili mu nawet požegnač sie z rodzin^. Zo> | ne z dziečmi puscili wolno. Póžniej musialysmy pójšč do szosy, skad amerykahskie transporty | mialy zabrač nas dalej. Idac przez pole i las, wciaž musialysmy padač na ziemie, bo Niemcy jeszcze ostatkiem swoich sil strzelali do nas. A može juž na oslep? Na szezešcie udalo nam sie dojsč do drogi, a tam juž tylko Arne-rykanie i donosne okrzyki radošci. Wolnosci. W strefte amerykahskiej 226 „Iwij.slusl-spvd/ilamdwa lygodnic. W kilka d/.iewczyn zamieszkaty M u ,lumku myšliwsk.m piv.y palacu ksi?cia Meklemburgii z pivknym, iikliwym ogrodem. Amerykanie przynosili nam kakao, chleb, jajká, a na-,,,,-so z sarny. Mialyšmy kuchnie, mogtyšmy gotowač positki. Bobre musiato przyjšč ni lym ezasie zabráno mnie i kilka moich koležanek do strefy angielskiej I» I ubece, gdzie przewiežli nas amerykahscy žolnierze. W Lubece czekalam m transport do Szwecji. Wtedy otrzymalam list od ojca, kapitána Byczyň-■Icgo: Murnau, 14.Vl.1945 rok. Moja najukochaňsza córeczko. Przed chwilq m ymalem list od Ciebie. Jestem tak szcz$šliwy, že nie möge wprost opisač. uyili plqczq si$ i nie mogppisač. Lzy radošci cisnq s/e do oezu. Spieszg s/e, aby tliii ('/ znač, že žyje, jestem zdrów i myšlami zawsze z Tobq. Dia Ciebie tylko wk. Wszystko zrobig, aby byč z Tobq. Na razie wyjazdy z obozu sq trudné, ale Ěowe mam na karku. Zresztq nic nie ma na šwiecie, aby mniepowstrzyma-lo iť obecnej chwili mieč Ciebie. Przeciež to 6 lat tesknoty i wiecznej trwogi 0 Twoje žycie - jesteš cafym šwiatem dla mnie^7. Kolo Lubeki znajdowal sie kurort Bad Schwartau58, w którym staejono-wali polscy oficerowie. Za namowa koležanki pojechalyšmy tam pewnej íiedzieli. - Czy przebywa tu kapitán Byczyhski? Jestem jego córk^ - zapytalam dyžurujacego oficera. O pomoc w odpowiedzi na moje pýtanie mežczyzna poprosil kapitána, (idy ten przyszedl, wysluchat mnie, po czym powiedzial: - To ty jestes ta mala Wiesia? Okázalo sie že to kapitán Gaja, kolega taty. Pamietal mnie jako mala, piecioletnia dziewczynke. Mieszkal niedaleko nas. Wyslal list do Mona-chium, staral sie dowiedzieč, gdzie jest mój ojciec i co sie z nim dzieje. Gdy dostalam odpowiedž listown^, zrezygnowalam z wyjazdu do Szwecji. Mia-lam juž na kogo czekač. * Ludwigslust - miasto w niemieckim kraju /.wiazkowy m Meklemburgia-Pomor/.e Pr/.ednie. •ľ List ojca pani Wieslawy Golabek, archiwum rodzinne. s Bad Schwartau - miasto uzdrowiskowe w Niemczech. 227 f t i vnM IC I zobaczytam inc/c/.yznc prowadzacego rower. Szedi w amerykarisli I wojskowej w moja strone. lala zadecydowal, že wracamy do kraju. Byl patriota. Mature zdawalam w Kaliszu. Do Wroclawia przyjechatam z mími mežem. Urodzitam dwoje dzieci i moje žycie potoc/.ylo sie sz.i /«; In <■ lam pielegniarka^ a póžniej sekretárka w instytucji zdrowia. Pamietam jedna sytuacje z pierwszych dni pracy w pr/.yi Imdi Wroclawiu. Jednému z pacjentów przekazalam omylkowo biedna inln cje. Wtedy jakiš mežczyzna krzyknal do mnie: - Pania to powinni do Ošwiecimia wyslač, Niemcy nauezylib) I porzadku. - Nie musza, byla m w obozie - odpowiedzialam, podwijaja< bila kaw fartucha i pokazujac przedramie z numerem obozowym. Póžnl mežczyzna przyniósl mi kwiaty i bombonierke. Dymy nad Birkenau Udajqc, že roztrzqsa lopatq piasek po zboczu rowu, zbliža sie do druglt odcinka pracy chudá Wiesia, dziewczyna siedemnastoletnia. [...] Idzie nie w swych olbrzymich drewniakach, w ktorých szmaty chroniqce od zlr zajmujq wiecej miejsca aniželi stopy. Piszczelowate nogi stqpajq niezbyt pi nie. Ogolona glowa sprawia, že wielkie oezy wydajq sie za duže. Nieprzes manipulowac lopatq, mówiz usmiechem, niepodnoszqc oezu, jakby sie zwf cala do górki piasku: - Masz nóž? Može byšmy coš zjadly59. Tak o mnie napísala w swojej ksiažce Dymy nad Birkenau Sewei j i Wspólnie przežylysmy obozowe pieklo. Dziš czlowiek nie može wyobrazič sobie žycia bez internetu, telefoii i wielu innych udogodnieň. A czy wyobražacie sobie žycie bez wody? IUv jedzenia? Lub že najwiekszym marzeniem czlowieka jest kubek cieplej her baty, kromka chleba? Dziwie^ sie, že po tym wszystkim, co zobaczylaili w obozie, a czego nie da si£ opisač slowami, nie oszalalam. Wiele osôb, ktoré przežyly obóz i wyszty na wolnosč, postrádalo zmysly. Udalo mi sie przetrwač w Auschwitz, bo mialam silnq psychike. Nie rozckliwialam sie nad soba, bo to ostabialo, a slabý wiezieň to trup. Žytam m j (iolabek Lfilr I «I. Anliiwttin ■jh'lľ , dnia „a dzien. Modlilam sie o sile i to dodawalo mi otuchy Nigdy nie ,,}lpitam w Boga. W koncu to ludzie ludziom zgotowah tak, los. Homo fOtnini lupus est60. wešmy šwiadkami historii, O Auschwitz trzeba mowic, trzeba pisac. jesieuuy I iedy my odejdziemy, ksiažki zostaní}. 59 S. Szmaglewska, dz. cyt., s. 117-118. omini lupus est (lac.) - czlowiek c/.lowiekowi wilkiem. 'Homo homini lup 228 Iii . .1 lozowy: 44 I <>'> Alma Dabrowska tutprzed aresztowaniem, l'ot. Archiwum rodzinne M.INA DABROWSKA I niii Bartoszek Urodzona: 23 kwietnia 1923 roku w Bialej kolo 1(11 orza Iml.a wywözki do Auschwitz: czerwiec 1943 roku »--- Obozy koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau, 'nsbrück, Malchow, Buchenwald, Leipzig Wicrze w przeznaczenic. ALINA D^BROWSKA Kobieta, nad któr^ czuwata Opatrznošč Pomimo wielu cierpieň, chorôb i glodu los zawsze kierowat jej žyciem w taki sposób, aby mogta przetrwač. W tých nieludzkich warunkach wielokrotnie okazywaio sie, že pozornie malo istotne sytuacje, które spotkaíy jc| w žyciu, miaíy gteboki sens. Zdobyte wczešniej, niepotrzebne wówczas umiejemosci, ratowaíy jej žycie w obozie. Na duchu podtrzymywaly ja^ tež listy z domu. Alina z koležankami wgimnazjum, 1939 rok. Fot. Archiwum rodzinne Byly ich tysi^ce Las - i nikt nie widzi, i nigdy nikt sie nie dowie, i nigdy nikt šwiatu niepow í" rzy. Te, copracujq na budowie drog, kobiety cienie, chočby nawetprzezgcstym drzew cos widzialy, nie wyjdq stqd. Spoglqdajq na nie czasami oczy esesnm nów zwežone ušmiechem, a usta mówiq przezzeby: - So wie so Brzezinka, so wie so Krematorium^. Przežylam w obozie kilka selekcji, nie wiedzac, czy zostane wybrana tlti gazu, czy do pracy. To uczucie strachu i niepewnošci jednoczesnie jest nic do opísania. Ješli chôdzi o selekcje, zapísal mi si? w pamieci szczególnie jeden obraz. Ttumy Žydów przechodzacych obok nas, niemajacych pojecia, co k h ezeka. W marcu 1944 roku Niemcy zajeli Wegry. Wtedy zacz?ly si? trans 61S. Szmaglewska, dz. cyl., s. 129. 232 porty w?gierskich Žydów do Ošwi?cimia. Tam esesmani ich pálili. Glównie luatki z dziecmi i osoby starsze. Nowo przybyli trafiali do krematorium nie-inal od razu po przyježdzie do obozu. Wczesniej musieli si? tylko rozebrac I niczego nieswiadomi - wejšč do komory gazowej. Potem, cz?sto ledwie /annoezeni, byli wrzucani bezposrednio do dolów lub pieca. Bylo wšród nich wiele dzieci. W krematorium bylo malo miejsca jak na takq ilošč wi?žniów, wi?c ludzie cz?sto musieli ezekač na zagazowanie, zanim „wreszcie" trafili do pieca. Pólžywych po m?czí}cym transporcie w wagonach Niemcy trzymali przed wejšciem do komory gazowej. Potem ciala zagazowanych ludzi wyno-sili z komory i spalali w wykopanych dotach62. Stalam nieopodal. Widzialam ogieň buchajacy z dolów. Nie moglam si? pogodzič z tym, co si? dzialo. Tyle smierci! Transporty z 1944 roku sprawily, že nie moglam spáč. To byli ludzie, tacy jak my. I byly ich tysiace! Niemcy í>: Mialo to miejsce przy krematorium V. 233 Alinajakosmnazjalistka, Fot Archiwum n 234 odzinne Almu Dqbrowska w roli polskiej wiešniaczki, przedstawienie wgimnazjum. m Archiwum rodzinne (i.ilili ich dzieň i noc. Ze wzgledu na ogromnq liczebnosc mordów dobu-lowali specjaln§ bocznice do tego rodzaju transportów. Makabra trwata do Hieipnia. Póžniej Niemcy nadal pálili wiežniów, choč w mniejszej liczbie. Zdarzaío sie, že wiežniowie przeby wajaxy od jakiegoš czasu w obozie w no-wych transportách dostrzegali swojq rodzine;. Slyszalo si£ niejednokrotnie, že matka, widzac córkf wystana^ na šmierč, dobrowolnie szla tam rázem z ni^. Nowy transport. Wagony wjechaly na rampe^ a ja slysze^ j^zyk polski. Skíjd one przyjechaly? Mówi^, že z Warszawy. Byly to pierwsze transporty /. Powstania Warszawskiego. W obozie nie wiedzialyšmy w ogóle, že jakieš |iowstanie mialo miejsce. Wracalam myšlami do domu Bylam najmlodsza sposród rodzeňstwa. Przed wojna. mój tata, Konstanty Bartoszek, pracowal jako nauczyciel, póžniej byl sekretarzem gminnym. Kiedy przeprowadzilismy sie^ do Pabianic, a mialam wtedy szešč lat, zacz^l 235 Irws/y znak z niebios z koležankami w Istěbnej, 1939 rok. Fot. Archiwum rodzinne Sil i •lim pracowač w magistracie miasta. Pochodz? wiec z rodziny urzedniczcj, lim | angažowala sie od zawsze w sprawy patriotyczne. Mama nazywaia sie Anna Gertner. To spolszczenie niemieckiego sl Gärtner, ogrodnik. Dziadek (ojciec mamy) mówil, že kiedy nastanie w( Polska, zmieni swoje nazwisko na Ogrodnik, bo nie chce byč kojarzOB z Niemcami. Moje siostry studiowaty przed wojn;}. Jadzia na polonislyií w Warszawie, druga - Hesia - rolnictwo w Poznaniu. Gdy wybuchta wojnil, musialy wrócic do domu. Staralam sie myšleé o najbližszych. Ale zamiast wspominac to, co dobro, na mysl przychodzity mi wspomnienia przygn?biajacc mnie jeszcze bardziej, Jak dzieň, od którego dla mnie zacz?ta sie wojna. Ósmego wrzešnia 1939 roku Niemcy byli juž w Pabianicach. W naszym domu szukali noclegu, kwatery. Dom zajali dla siebie, a w zamian, calej mo jej rodzinie dali maty pokoik. Každego dnia czekatam wieczorów spedza-nych razem z rodzicami i rodzeňstwem. Byty bardzo mile pomimo wojennej zawieruchy. Staralismy sie kochač, szanowač, žyč - choc w czasach wojny byto to trudné. 236 lkil\ miatam czternaácie lat) udzielÜam pierwszych korepetycji. Bytam bar-ImIm.i uczennica szkoly powszechnej. Pamietam dzieň, kiedy sztam na io< i.....i, po klórym miatam dostač promocj? do gimnazjum. Spotkatam ■li il\ daleka kuzynke mojej mamy. Szta w mojí} stron? z jakíjš dziewczynkí}, pduwolona, že widzi wreszcie znajoma^ twarz. Podeszta i wskazuj^c na i /ynke, powiedziata: Stuchaj, to jest Ela. Nikogo tu nie zna. B?dzie chodzic do gimnazjum, Hni"iszka u mnie. Zaopiekuj sie ni^, prosze. traktowatam te stowa bardzo powažnie. Na tyle, že kiedy doszlo do »s Inci ania klas, podjetam decyzje, które zawažyty na moim žyciu. Ale wte-lv Ics/.cze nie mogtam tego wiedzieč. klasy dzielono ze wzgl?du na j?zyki obce. Do wyboru byt niemiecki mi. uski. Tak bardzo marzytam o nauce francuskiego! Juž stuchajac audy-|i i .id iowych, w których spikerzy postugiwali sie tym jezykiem, wiedziatam, I bo kochám. Niemiecki styszato sie na co dzieň: w sklepie, na ulicy. Nie ylo wiec žádní} atrakcjq uczenie sie go. Každá z uczennic liczyta na to, že |ie i rafi do klasy niemieckojezycznej. Odbylo sie losowanie. I los ušmiechn^l JU do mnie. Trafila mi si? klasa z wymarzonym ťrancuskim! Tak bardzo sie . leszytam... Ale tylko do momentu, kiedy Ela wyckjgnela los z j?zykiem Wemieckim. Wtedy pierwszy raz pošwi?citam coš wažnego dla mnie, by |inmóc innej osobie. Šwiadomie. Zamienitam si? z koležank^ na klas? nie-iuieckoj?zyczní}, aby Eli nie zostawič samej i zaopiekowač si? niq, tak jak Ibiecatam kuzynce mamy. I choč wtedy byto mi przykro, že nie spetni? swo-IgO marzenia, krzepií}c^ byla mysl o bezinteresownej pomocy. Czuwala nade mn^ Opatrznosč, bo znajomošč niemieckiego wiele razy BÓŽniej utatwila mi žycie. Caly ten zbieg okolicznosci byl jak znak z niebios. leden z wielu, jakie przydarzyty mi si? na trudnej wojennej drodze. Do „regulárnej" szkoly nie chodzilam dtugo. Zaledwie kilkanašcie dni. kiedy do kraju wkroczyli Niemcy, zabronili nam si? uczyč. Wstrzymali wszclkie dziatania edukacyjne. Nauczycielka niemieckiego starala si? jednak zorganizowač dla nas legalnie szkol?. Udato si?. Ucz?szczališmy wi?c na lekcje niemieckiego. Uczylam si? pilnie, wyko-rzystywatam na to každý moment. I tak przydarzyta mi si? romantyczna história. W tej samej tawce, w której siedziatam na lekcjach rano, po potudniu zasiadal pewien chtopak. Zacz<}l do mnie pisač listy i zostawial je na tawce, 237 -yiy ni pyl.mi.i. kto in sicd/.i?, kun |i i si? nazywasz? Wkrótce zaczeHámy prowadzk korespondenci?, któl Sem wywolywala u m nic mocnicjs/r hit ii- sena. ( vckalam na ht," ! lišciki. Czasami pisal romantycznie i milo, innym razeni io/hawi.d ...... dowcipami. Zachwycalam si? karteczkami od kolegi, którego nij',d\ nh dzialam, i jego pieknym, starannym pismcm. Pamietam, že mial pickny i M rakter pisma. Zrodzila si? miedzy nami sympatia i wreszcie spot kal i an naprawd?. Zacz?lismy ze sobí} chodzič - tak si? kiedyš mówilo. Byly tOflfl ne chwile. Chlopiec nazywal si? Želislaw Jordán Brzozowski. Szkol? zlikwidowano po okoto trzech miesiacach. Kiedy Nicnit \ |>o|4 wili si? w kraju wprowadzili now$ zásad?: každé dziecko, które u kun trzynašcie lat, musialo isč do pracy. Zacz?lam wi?c pracowac jako sek i tlaiI u niejakiego Oscara Schmaltza. Otworzyl firm? Viehagentur i zajal pit i pi?tro budynku, w którym mieszkalam. Zatrudnil mnie, bo znala in ul miecki. W pracy poznalam póžniej pewnego Niemca z Bawarii, który naucŘfl mnie sprawnego pisania na maszynie (do dzis jeszcze potrafi? pisac s/yl>l niezaležnie od tego, czy jest dzieň, czy noc). To bylo wówczas przytlaln umiej?tnošcia. W wielu sytuacjach dzi?ki tej zdolnošci bylo mi tatwicj pot dzič sobie z przeciwnosciami losu. Práca u Schmaltza byla m?czaca, bo sp?dzalam w niej prawie > al dzieň. Zaczynalam o szóstej ráno, koňczylam o dwudziestej pierwszej. |F szcz?šcie w tej samej firmie pracowal Želiš. Na przerwach spotykalismy sici prowadzilišmy interesujace rozmowy. Potem rozpocz?lam prac? w Lohmann Werke, u przedstawiciela nic mieckiej firmy z Bielefeldu, który przej^l zawodowa szkol? technicznq w ľa bianicach. Zatrudniona byla tam tež moja siostra, a brat Ženek pracowal na nocna zmian?. Pomimo zmiany miejsca zatrudnienia cinw\ \ |ťil< h przywital mnie zlowrogimi krzykami. Wymachiwal dokument;...... ezy je poznaj?. - Widziala pani kiedys te papiery?! Pisataje? - wydzieral sii - Tak, ja je przepisywatani odpowiedzialain spokojnie. N.i i\ m |>«i|| gala przeciež moja práca, na przepisywaniu. Otrzymywalam ealy dol n z którego dla poszczególnych robotników obslugujaeyeh inaszym ml instrukcje po niemiecku. Nie znakmi branžowych nazw i slownictwt^H nie do konca rozumialam, o czym pisz?. Te dokumenty jednak po/n.iliiiii Byly scisle tajne. Zawieraly informacje o cz?sciach czolgów oraz s.i i n. >l< •! Ten konkrétny dokument otrzymat ode mnie jeden z inžynierów, kloi w konspiraeji. Byla wsypa, ktos mnie wydal. Konspiratorzy nie zdažyll tí^Ě uprzedzič. Staralam si? jednak wybronič z zaistnialej sytuacji. Wówczas nie In lu zamków w szafach, nie bylo tež szaf pancernych. Každý w biurze mi.il iltf nich dost?p. Udawatam naiwna dziewczyn?, która nie wie, co robi, a ostatecznic r bi to, co jej kaža. Wypartam si? wi?c wszystkiego, nie wydajac przy tym i kogo. Bardzo pomogla mi znajomosc j?zyka niemieckiego. Znów w diu In podzi?kowatam Bogu, že zeslal mi kuzynk? mamy z Ela. Moglam sama 1 wytlumaczyc Niemcom, powiedziec to, co chcialam, bez pomocy tlumai Oskaržyli mnie o to, že przekazalam tajne dokumenty w niepowol.im r?ce. Zaprzeczylam. - Przepisalam, co mi kazano, i schowalam do szuflady, do którei m< mam kluezyka, wi?c každý mógl zabrač papiery - powiedzialam. Niemleí sprawdzit moje stanowisko pracy i stwierdzit, že mówi? prawd?. Rzeczywl-šcie kluezyka nie bylo. Kiedy gestapowiec oznajmil, že mnie zatrzymuja, zdziwilam si?. Príl ciež bylam tylko maszynistka. Nie zdawalam sobie w ogóle sprawy z tego, eo može nastapič. Zacz?lam goraczkowo mysleč o tym, co powinnam zrobié. Od tej pory nie moglam juž si? swobodnie poruszac, bo bylam prowadzona przez Niemca, a dodatkowo pilnowata mnie niemiecka sekretárka. W tlumie ludzi z pracy dostrzegtam siostr? i staralam si? jej powiedziec, o co chôdzi. Tak bardzo plakala, že nie byla w stanie zrozumiec, co do niej mówi?. Obok stal kolega. Zdažylam do niego krzyknac: - Rysiek, biegnij do moich rodziców. Powiedz, žeby szybko tu przyszli. Mieszkalismy na drugim koncu ulicy. Rodzice zdqžyli przybiec, aby si? ze mní} zobaczyc i požegnač, zanim zostaň? przewieziona do wi?zienia. Kiedy mama zorientowala si?, co si? dzieje, zacz?la plakač. Šciagn?la kurtk? 240 ■lata mi j^oddač, žebym nlezmarzla. To byl jeti na k 13 ma ja, nie spodzie n si? juž chimin, wir. poprosilam, aby ja zatrzymala. Kazem ze tnna zoslal aics/lowany mój kolega Jan krackiewiez. Niemiet, nas prowadzil do samochodu, pozwolil mi porozmawiač z rodzina. . Iiaosic, który zapanovval wokól, Janowi udalo si? uciee. K ledy odježdžatam samochodem Gestapo, widzialam, jak mama i oj-.111 ja na ulicy, patrza w moja stron? i szlochaja. Martwilam si? szczegól-inam?, bo wiedzialam, že b?dzie to bardzo przežywač. Tego dnia ob lliod/ila swoje pi?édziesiate urodziny. Wieczorem mielišmyprzygotowacdla • n. i nrzyj?cie. Zabráno mnie do wi?zienia przy ulicy Gdaňskiej 13 w Ĺodzi, gdzie Irani im do celi numer 13. „Nie zobaezymy si? wi?cej" - te slowa przypomniaty mi si?, kiedy stalani w /inmej celi. Zalowalam, že nie wzi?tam od mamy kurtki, która przyniosla. Pierwszej noey w celi spalam na podlodze. Ktos podzielil si? ze mna pultem, którym si? przykrylam, i zasn?lam. Nie miatam žádných rzeezy na /.mian?. Aresztowali mnie tak, jak stalam. Bardzo chcialam spotkac si? z rodzina, ale nie mialam z nimi žadnego kontaktu. Oni zas dtugo nie wiedzieli, gdzie przebywam. Szukali mnie. Po-i ad/.ilam si? innych wi?žniarek, co poezač. Jak dač im znač, gdzie jestem i co si? ze mní} dzieje. Nie pomogly mi w tym zakresie, za to kázaly mi wszyé w gumk? od majtek gryps z materiálu wlókienniczego, na którym powinnam zapisac olówkiem kopiowym najistotniejsze informacje - przede wszystkim, že nikogo nie wydalam i rodzina jest bezpieczna. Na szcz?scie rodzinie udalo si? zlokalizowac miejsce, w którym si? znaj-dowalam. Póžniej, kiedy w každý piatek wi?žniowie mogli dostawač paezki, i ja doczekalam si? od mamy czystych ubraň i bielizny. Na Gdaňskiej pracowalam krotko jako szwaczka. Stanowisko pracy bylo na otwartej przestrzeni na podwórku. Szwaczki mialy pewne przywileje, dostawaly nieco wi?cej jedzenia. Kiedy zapytano mnie, czy potrafi? przyszyč guziki, bo szwaczki w wi?zieniu to glównie robily, chwalilam si?, že umiem, chociaž nie mialam poj?cia, jak zrobié to dobrze. Na podwórku wi?zienia, gdzie pracowalam, znajdowala si? otwarta bra-ma. Pewnego dnia zažartowalam, že latwo byloby przez nia uciec... Po tej deklaracji nie wypuszczono mnie wi?cej do pracy poza areszt. Ktoá musial doniešč. Oczywišcie ueieezka nie bylaby taka prosta, bo dookola wsz?dzie porozstawiani byli stražnicy. Nim dobieglabym do bramy, zd^žyliby mnie pewnie postrzelič w nog?, aby uniemožliwič dalsz^ ucieczk?, lub zabič na miejscu. ?41 Pewnego dnia stražniczka zauwažyia u mnie nóž, który wiaánu i lam, aby pokroič chleb, Uznala, že to I.imanie przepisów. Za k.n. mnie do ciasnego karceru. Bylo (o pomicszczenie lak male, že nie m- i nawet položyé. Wiezienie, w którym przeby walam, bylo przezinu /< n n .11 czqcych o Polske. Siedzac wkarcerze, rozmyšlalam nad tym, iln ui n n. zostalo tu uwi^zionych, ilu bojowników. Przebywanie w takiej i eh. t In brzmi to paradoksalnie, bylo dla mnie swego rodzaju zaszczytein '.i i sie ezešciq historii. Tu carat przetrzymywaí w 1900 roku Jozefa ľiľ.n.l i Rázem ze mna wceli siedziala pewna artystka, która piek nie m.il..< M Pamietam, že na skrawkach papieru namalowala karty i nauezyla mníi \\ia< w brydža. Innym razem z tých samých kart powróžyla mi i mojej n»I Kompletnie sie na tym nie znalam i nie wiedzialam, na ile möge jej w i< i Wedlug niej úklad kart zwiastowal šmierč kobiety. Gdy zobaczyla mo|< pi . razenie, nagle zmienila zdanie. Powiedziala, že to tylko choroba. |eiliti|| karty miaty racje. Pewnego dnia podezas codziennego, pólgodzinnego spaceru po dflfl dziňcu podeszla do mnie znajoma, któréj dopiero przywieziono do wi<\..... Uslyszalam od niej, že dwa tygodnie ternu odbyl sie pogrzeb mojej mamy - Klamiesz! - krzyknelam. Nie chcialam w to uwierzyc. Myši o šmierci mamy byla dla ran ie n l< ilil zniesienia. Przypomnialam sobie moment, gdy widzialam j«j po raz osi.h przed firnií}. Tak bardzo plakala i cierpiala. O nie sie tak nie modlilam ílu Boga, jak o to, žeby mama to wszystko przetrwala. Bytam bardzo rozžal..... Nikt z rodziny nie napísal mi o šmierci, bo nie chcieli, abym sic /aU mala. Potem dowiedzialam sie, že mama miala zaawansowanq gružllcf i umierala w cierpieniach. Podobno kiedy majaczyla w gorqczce, wolalrti „Otwórzcie drzwi, otwórzcie, bo moje dzieci ida/'. Czasami mawiala, že to dobrze, že ma tyle dzieci, bo bedzie mial kto IsV za jej trumnq. Nikt nie szedl. Tylko tata. Brat i ja bylišmy w wiezieniu, siost i y musialy uciekač przed aresztowaniem. Šmierč mamy dužo zmienila w moim nastawieniu do žycia. Zobojetnialam na wszystko. Nastal rok 1943. Sytuacja niečo sie uspokoila. Možná bylo podstuch.h czasami, jak Niemcy mówili, že idq na wschód, do Rosji. Zaczely docierač ik i nas informacje o obozie w Ošwiecimiu. Do wiezienia w Lodzi przywiežll mojq znajomq, która - jak twierdzila - byla w obozie, uciekla, ale niestety zostala zlapaná. Kiedy mówila o Auschwitz, opowiadala rzeczy tak nierealne, že nikt je) nie wierzyl. Mówila o wszach, gtodzie, ciežkiej pracy i o tym, že ješli ktoš nie mial sily pracowač, byt wysytany na zagazowanie. Przez trzynaácie mleilfi \ pi/< l>y walam w wiezieniu w hodzl.a wczcrw- I I'M3 roku rozpoi/elv sie, przygotowania do transportu do Oáwifcimia. ba trzynaácie podijžala /a mna, a može ja za nia. Chcialam nlaé, že to I il Znak, który zwiaslnje dobre zakoňczenie mojej i rodzinnej sytuacji. • | i. i bwile nie jednak na to nie wskazywato. Nie byto latwo myšleč pozy-i» n nie. W najgorszych chwilach czlowiek szybko može stracič wiare w Boga II / li twieczeňstwo. Jednak ja, tak jak uczyta mnie mama, wierzylam w dobro. ()uo w koncu musialo nadejšč. Jest, šwieci si? Auschwitz ■ /v,echalyšmy. Jest. šwieci sie Auschwitz. Ztowroga noca oswietloriy Mali mi lampami wystajacymi ponad drutami. Z každým krokiem dostrzega-,„„ wiecei. Ludzi w pasiakach, esesmanów, psy. Z wagonu wysiadlo nas • oto osiemdziesieciu kobiet. Wszystkie z lódzkiego wiezienia. Kazda z nas ml ala niedužy tobolek ze swoimi rzeczami. Jeszcze tego samego dnia uslyszalam stowo „selekcja", ale jego straszli-we, obozowe znaczenie poznalam znacznie póžniej. Kazano nam sie rozebrač, ogolono glowy. Šmiesznie wyglqdalyšmy bez wlosów. Žydowska wiežniarka zreeznie wytatuowala na mojej rece numer '14165. Dostalyšmy jakieš buty, koszule, w które wprasowane byly wszy. ()brzydliwe! Dookola ciemno, šwiecq si^ tylko te blade šwiatta. Najgorsze wraženie wywarto na mnie wejscie do baraku. Nie wierzytam w to, co widzialam. Tak musi wyglqdač pieklo! Wszedzie staly koje w trzech kondygnacjach, na každej z nich ležaly kobiety. Ale na tamtq chwile nie bylam pewna, czy to na pewno kobiety. Kilkaset smuklych, wqtlych postaci w brudnych koszulach, bez wtosów, krzyczqcych. Coš strasznego. Jako nowa, czyli Zugang, dostatam miejsce na ziemi. To najgorsze. Bylo nas kilka obok siebie, a do przykrycia mialyšmy jeden koc, nie wiadomo byto, czy lepiej sie nim przykrywač, czy nic... Ležqc na cegtach, plakatam. Zrozumiatam, že to koniec. Przebywanie w tym baraku byto najgorszym došwiadczeniem od momentu przybycia do Auschwitz-Birkenau. Nie sam obóz, tylko ten barak, spanie na ziemi, tlum kobiet. Naszq blokowq na bloku 7 byta Stenia, kobieta bardzo postuszna Niem-com i bardzo okrutna wobec wiežniarek. Poczatek selekcji žydów. Podzial na meéczyzn i kobi , 1944 rok. Pot. Album Lili ,acob, nrne^ZT?^ ^W*~*4 DalsZl1s^kcjaZydównaran,pieWBrzezinr, F f a n nr neg. 24457-38=41 ^zezmce. Fot. Album Lili Jacob, 244 lam na roli i'ľzy zniwach i zbiorach rzepaku. Jczyk niemiecki tutaj I mi zupelnie potrzebny. kobilam swoje i nie musialam z nikim roz-rwaio to do paždziernika 1943 roku. IVwnego dnia w baraku, w którym mieszkalam, ulokowano transport L. liylo ich okolo osiemdziesieciu. Do obozu trafily za pomoc party-Hiiliiin. kochalam poznawač to, co nowe, ciekawilo mnie wiele rzeczy i lubilam sie jezyków. Natychmiast zainteresowalam sie serbskim. Szybko na-I \ lam sie kilku slówek i pomagalam dziewczynom pisac listy po niemiec-|ni, llumacz^c równiež te, które dostaly od rodzin. Listy w obozie možná I" pisac tylko w jezyku niemieckim, a ich trešč ograniczala sie do stwier-il/cn: „nie jestem glodna, nie jestem chorá, wszystko w porzaxlku". Prawdy He inoglysmy powiedzieč, korespondencja byla cenzurowana przezesesma-iiiiw. Miatyšmy jednak pewien sposób na przekazywanie ukrytých wiado-inošci. Pomiedzy wersami wspominalyšmy fakty znane tylko rodzinie, mi§-il/\ innymi imiona przyjaciól, czego przykladem može byč list od mojej lostry. Sporo ryzykowalyšmy. Gdyby Niemcy zorientowali sie, že próbujemy ii/emycič zakázané trešci, przyplacilybyšmy to žyciem. Pamietam, jak raz lomoglam mlodej dziewczynie „zakodowač" przy užyciu imion wiadomošé, Aóyí] przeslala do swojego chlopaka. Co ciekawe, on wszystko zrozumial i odpísal, postugujac sie tym samým „kodem". Niemcy sie nie polapali. Kiedy razem chodzilyšmy w pole do pracy, moja przygoda z jezykiem serbskim bardzo sie przydala. Nikt poza mna. nie potraťil s'ict porozumieť /. nowymi wi^žniarkami. Moglam wi^c cz^šciej odpoczywac w pracy, bo kiedy ktos zapytal, dlaczego nie pracuje, mówilam, že ttumacze- nowym Serbkom, co maja^ robič. Pewnego dnia ja równiež otrzymalam list od rodziny. Dowiedzialam sie z niego, že Ženia, mojego brata, gdzieš wywiežli, ale nikt nie wie, dok^d i czy w ogóle žyje. Pomyslalam, že spróbuj^ znaležč wšród m^žczyzn w obozie jakiegoš znajomego i zapytam o brata. W szeregu m^žczyzn idacych do pracy za drutami dostrzeglam znajomego ojca. - Jestem córkq Bartoszka - powiedzialam. - Kostka? - spýtal me-žczyzna. Nie pomylilam si£, to byl pan Pa-pieski. - Czy jest tu gdzieš Zenek, mój brat? - Zenek? Nie, Zenek zginaj w wiezieniu - odpowiedzial. 245 ......t ..i .11.1111 meny, 7.0 um/i- id dobi /c /<• bral ju/ nie ciei p r/ci n.i te oknu. icúsl wa w obo/ie. /.arówno ine/i /y/ni, j.ik i k.>lm w Kl, Auschwitz-Birkenau cksploalow.ini ponad sily. ľ<> ol i / v m.m m < mosci o šmierci brata zobojetnialam jcszczo bardziej. N u- byly im v\ i i ucieczki, nie myšlalam o przyszlošci. Nie inialain zamiani w.il, /\. i sily o przetrwanie. Postanowitam wykorzyslywac každý dany im .1 Jesli trzeba bylo zrobic cos nowego, zglaszalam sie. Kázali gdzies pó| latwič - bylam zawsze pierwsza chetna. W ten sposób nie my.šlal.im o n ci. Poddawalam si£ losowi, nie liczac przy tym na ulgi czy lagodnoši « pozostalo? Krzepiace byly tylko listy. Pisal tata, czasami cos przyslala kuk z Pabianic. Tylko dzieJd nim tlilo siej w moim sercu cieplo i od rad. .il i cheč žycia. Nasza kochana Perelko! Wielkie dzieki za Twój list, ten pierwszy z 12.7.43, otrzymatem go Bardzo sie z niego ucieszylišmy. Jestem zdrowy, nadal pracuje i mio 1 gdzie mieszkalem wczesniej. Posilki dostaje u Zygmunta. Pieniqdze i ptu Ci przesle. Twój brat nie znajduje sie juž w Litzmannstadt, nie otrzyniitlnti zadnej wiadomošci od niego. (...) Mam listy pisač, jak przepisy mi kaéU Wszyscy sq zdrowi i cieszymy sie, že napisalaš, že jesteš zdrowa. Scrdct ;nt pozdrowienia i caluje Cie serdecznie. Twój Tatko. List od ojca Aliny Dijbrowskiej z 27 lipca 1943 r., archiwum rod/nm. Moja kochana Alinko! Jestem zdrowa, jak wszyscy tutaj. Nie dostaje listów od Ciebie, bo nn mamy poczty. Wysylam Ci paczki. Pisz listy na adres odbiorcy, jak možcst, Myšie zawsze o Tobie i prosze Boga, aby Kasia mogla szybko przybyč do /•'//, Caluje i pozdrawiam serdecznie mojq kochanq siostrzyczke i Ele tež - Hesiu, List od siostry Henryki pisany kodem. Kasia odnosilo sie do Aliny Dabrowskiej (na drugie miala Katarzyna), Ela - to siostra Henryka (iml^ zapožyczone od jej znajomej Eli, hrabianki Popiel). Paczki, o ktorých mow.i, wysylal pracownik na prosbe hrabianki. W przesytkach byly warzywa i owoce. 4 wrzeánia 1944 r., archiwum rodziniu* * .1 ÍM'l ■ A. rórki tak iak mówil do nie) w domu, czyli „Moja h,,odojca,któryzwracasiedocorki,taK)aK Lelko", 27 lipca 1943 roku. Fot. Archiwum rodzmne r * J. , Vo .um: C--£o-t>ts inr-tufci /roAjwyui ttt^a/ ^édl>edzie si? kapiel! \ teraz to WSZyStko slanylo w OgtliU. Krematorium III widz? w plomie-lliu h! Podpálili je Žydzi. Kilku z nich pozostaio w šrodku. Z wn?trza bu-il\ liku dochodzily slowa hebrajskiej piesni'1''. Sk;}d wiedzialam, že za podpaleniem stali Žydzi? Po pierwsze, widzia-l .iii ich biegajíjcych dookola krematorium, chowali si? w zakamarkach, za ......n n i. Niemcy do nich strzelali, wyci^gali ich z prowizorycznych kryjówek I luh. Panowaly totálny chaos, gwar i przemoc. Po drugie, tego samego dnia |i i /orem, jad^c z wózkiem po kolacj? dla wi?žniarek do miejsca oddalone-11111 rzy kilometry, widzialam Žydów ležacych na ziemi z twarzami w dól. trzymali na glowach. Potem Niemcy rozstrzelali co dziesiíjtego. Kiedy miesií}c póžniej Niemcy przeniesli kobiety do obozu macierzyste-uu, widzialam, jak cztery Žydówki zostaly powieszone za dostarczenie pro-i lni do wysadzenia krematoriów. Niemcy stali przed nimi i donosnym glo-.iiii, aby wszyscy zgromadzeni uslyszeli, odczytali po niemiecku: „Tak zginie Li/cly, kto podniesie r?k? na paňstwo i naród niemiecki!". Tego typu egzekucje byly robione na pokaz i každý musial na nie pa-lizeč. Miaíy byc przestrogíj dla wi?žniów, unaocznialy, co može ich spotkač lň /.lámanie obozowego prawa. Nie do wiary W tym czasie niemal bezustannie odbywaly si? transporty do innych obo-/.ów. Dwa tygodnie po powstaniu Žydów w krematorium i mnie czekala wywózka. 66 7 paždziernika 1944 r. w obozie Auschwitz doszlo do buntu Sonderkommando. Wydarzenia /. jesieni 1944 roku to najwieksze w historii obozu powstanie wicžniów. Pod koniec lata, gdy malala liczba transportów do Auschwitz z Žydami skazanymi na zaglade, nazišci post ano-will sukcesywnie likwidowač wiežniów Soliderkommando. We wrze.šniu zabili ok. 200 osob. Pozostalí zdawali sobie sprawe z zagroženia. Zaplanowali bunt. Plan wÍ9Žniów zakladal wysa-d/.enie krematoriów, podpálenie baraków, przeciecie drutów i masowa ucieczke. Dysponowali prymitywnymi granatami, do wykonania których užyli materiálu wybuchowego zdobytego od wiezniarek pracujacych przy demontazu starých samolotów. Niemcy s/.ybko wpadli na ich trop, co spowodowalo represje i liczne oťiary. Zgineto 451 wiežniów. Pozostalých przy žyciu hitlerowcy umiešcili w krematorium III. Po stlumieniu buntu Niemcy wszczeli dochodzenie, skad wiežniowie mieli proch. Ustálili, že dostarczaly go cztery žydowskie dziewcz^ta zatrud-nione w fabryce. Roza Robota, Ala Gertner, Regina Safirsztain i Estera Wajcblum zostaly powieszone w styczniu 1945 r., na 21 dni przed wyzwoleniem obozu. 253 Grupe, dwudziestu kobiet, w tym mnie, przygotowano do ""'«ka.Oraz nicwiclkim lobolkicin swoicli r/. . h.M Každá Z nas stala /. m szedl do nas jeden /. glównych szefów obozu i dopytywat, dokad sie wi ramy. Poinťormowaiyšmy, že wysyíaja nas do innego obozu. Xapytul, ii/Am pracowalyšmy. Odpowiedzialyšmy zgodnie z prawda, že w ľ.ffckli-iik.u Okázalo siq, že Niemiec nie lubil szefowej naszego komanda i po\i m zrobič jej na zlošč. Wbrew jej woli nie pozwolií . jwat nas do pracy w gtównym, m^skim lagrze. Ta práca by la na)lo|i jaka mogla siq przytrafic w obozie. Znalazlyšmy si§ w budynku repí cyjnym, czyli tym, który pokazvwano deWaHnm » 7Mri'i j^.j „vii mv_ pu/.wuni nam opuscič Aum Imiii Skierowai nas do pracy w gtównym, meskim lagrze. Ta ] jaka mogla sie przytrafič w obozie. Znalazlyšmy si cyjnym, czyli tym, który pokazywano delegaejom z zagranicy. TrudnO |H uwierzyč w panujace tam warunki: zmieniano nam pošciel, pozwalaiu wyk^pač, nawet mialyšmy lazienkej Zajmowalyšmy sie sortowaniem ni które po przyježdzie do Auschwitz zostaíy odebrané wiežniom razeni / m nymi osobistymi rzeezami. Banda z Ošwiecimia 18 styeznia 1945 roku rozpoezal sie Marsz Šmierci do Wodzislawia. ľan tam, že byto bardzo zimno. Dzieki ternu, že pracowalam przy ciuchach, / bylam dla siebie plaszcz, wiec bylam ubraná cieplo. Ci, którzy ezego poza obozowvm nasinkiem no AmAi* »«m«™»ii i „;.„i,. uuiouo utyiu. Kiuizy nie mien ego poza obozowym pasiakiem, po drodze zamarzali. Podczas maril niektorým wiežniom udalo sie uciec. W tej grupie byla miedzy innymi wulska. Szlišmy dzieň i noc. Dotarlismy w koncu do pociajm, który zawiózl n do Ravensbrúck. Przeježdžališmy przez zbombardowany Wroclaw. W vensbruck bylam trzy tygodnie. Nazywali tu nas „banda z Ošwiecimia". Nl miecki obóz nie byl przygotowany na naplyw takiej liezby wiežniów. Tys,,, osôb. Nie bylo gdzie spač, wiec razem z koležanka zrobilyšmy sobie posla,., na deskách, które znalazlyšmy. Chodzilyšmy z tymi deskami caly dzieň, ab nikt nam irh nip nlrrjHt KnniaL,u„„:__________ i . , •y __t —j. — nikt nam ich nie ukradl, bo nie byloby sie na czym položyč. Niemcy dawall nam niewiele do jedzenia (najezešciej chleb), wiec zakradaiyšmy sie do kot ta. Na obiad dostawalyšmy gorac;} zupe;, to bylo bardzo wažne, bo byla zima, Miska cieptego, rzadkiego plynu može i na krótko, ale ogrzewala. Kiedy wiežniarki niosly kotly, podbiegalyšmy i napeínialyšmy miske zupa. Za takie zachowanie bytyšmy bite kijami, ale cóž, trzeba bylo sobie jakoš radzič. Kolejným obozem, do którego trafilyšmy, byl Malchow. Obóz tylko dla kobiet. Tam gtównym zajeciem byla práca w tartaku, gdzie šcinalyšmy drze wa i na wlasnych bárkach przenosilyšmy je w wyznaczone miejsce. To w ty" i, |)oja\vil.i sie Wf mine pu i w./a iskra nadziei na odzyskanie wolnosi i. ilazlam kawalek niemie* klej gazety, w ktorej pisano 0 konlerencji w Jal-li wiadomoše mnie iu ieszyla. Oznaczalo to, že koniec Niemiec jest bli-ikl1 Nastepnie traf "i lam do Buchenwaldu, pierwszego w historii niemieckie-|ti obozu koncentracyjnego. Najpierw skazywano tu komunistów, póžniej i low. Buchenwald mial kilkanašcie podobozów. Ďalej skierowano nas tlu Upska. |)okad teraz* 254 W Lipsku sprzatalamkwatery dla wojska. Okoto 11 kwietnia 1945 rokuroz-poczijl sie mój drugi Marsz Šmierci. Jedna koležanka, odbieraj^c przydziat posilków, dostala na nasza^ czwórke; kostky margaryny, bez chleba. Wydzie-I il.i wiec co dzieň po jednej tyžce každej z nas. Ufaiyšmy jej. Bylam wtedy bardzo glodna. Któregoš popoludnia nastala chwila odpoezynku. Znalazlyšmy sie; na luce. Kobiety siedzialy pod drzewami, ležaíy w wysuszonej po zimie trawie. Nagle uslyszaíyšmy halas. Nadlecialy samoloty. Rozpocz^lo sk; ostrzeliwa-nle. W nasza strong z góry padaly strzaly, wtedy postanowilam uciekac. - Ješli mam umrzec, to na wolnošci - powiedzialam do koležanek. Chcialam przed šmierci^ jeszcze raz poezuč smak žycia. Nie mialam nic do st racenia. Zacz^lyšmy si£ wspólnie zastanawiac, co zrobič. Uznalyšmy, že najlepiej bedzie, ješli podejd§ do jednego ze stražników, który wydawal si£ mieč ludz-kie podejšcie do wi£žniów, i szezerze mu powiem, že chcemy uciekač, bo tu nas ezeka pewna šmierč. Nie mamy co ješč, nie wiadomo, dokad idziemy. Tak tež zrobilam. Stražnik odparl, že jest Austriakiem i gdyby mial cywilne ubranie, sam by uciekl. Bylo nas w grupách tysi^ce. Wiele kobiet padato z wycieňczenia lub glodu. Kiedy wife ukázal si£ naszym oezom kopiec kartofli, postanowilyšmy skorzystač z okazji. Ukrainki pobiegly w jego strone, aby zješč surowe ziem-niaki. Dzieki ternu powstalo zamieszanie, które wykorzystalam z moimi towarzyszkami marszu. Za Ukrainkami pobiegli esesmani. - Idziemy! - krzyknela koležanka. Ruszylyšmy wi^c przed siebie. Cale szez^šcie, že bylyšmy ubrané po cywilnemu. Nie rzucalyšmy sie w oezy, ale mimo to nie pozostalyšmy niezauwažone. Widzžjc próbe ucieczki, jeden z Niemców wycelowal w nas karabin. Na co Austriak, z którym rozmawia-lam, powiedzial do niego: „Lass sie gehen", czyli „Zostaw, niech ida". 255 (//.y pozwolono nam odcjsY ze w/gledów hiimanitaniyi h ť Sad/< i | lie ws/.yslkim slalo sic lak dlalego, z c ',11 /elanma \v vuol.i laby |c,/. /i ■ chaos, /. którym stražnicy by sobic nic poradzili. Uuckloby ni osob. Stražnicy z pewnošcuj sijd/ili tež, že /.najela nas po drodze albu . . me, slabé i glodne, wkrótce sie wykoňc/.ymy. Tak czy inaezej, udalo nam sie oddalié od grupy wiežniów. Samotná chata Powrót do domu trwal dlugo, a drogi byly zawile. Jedni} noc pr/espah in w lesie. Potem dotartysmy do samotnej, oddalonej od drogi chaty, h I n cy tego domostwa nie wiedzieli nawet, že gdzies w oddali ida vvic/mn Samotná chata byla wlasnošckj kobiety, matki dwójki dzieci. Dziek i 1c..... mialyšmy cywilne ubránia, nikt nie domyslil sie, že ucieklysmy z ol..... Mówilyšmy, že ledwo uszlysmy z žyciem podezas bombardowania lahiykl i že sie zgubilyšmy. Niemka pozwolila nam spač w stodole. Bylo nam iLut* spedzic tam dwa tygodnie. Kobieta nam gotowala, a nawet dostala na n | kartki žywnošciowe. Wreszcie nadeszly wojska rosyjskie. Zolnierze dali nam jedzenie, miclÉ i zobowičjzali sie, že pomogč} nam przedostač sie na drugč} strone Laby. Ikld*i lo sie! Traťilyšmy wreszcie na polskiego oficera. Za prace w szpitalu, kli'ir^ nam zaoferowal, mialyšmy otrzymač od niego pomoc. Pamietam, že bralnni udzial w operaeji mežczyzny. On byl ranný, a ja podezas zabiegu trzymal.uu mu nogi. A raczej trzymalam sie jego, aby nie zemdleč. Kiedy w nocy z 8 na 9 mája 1945 roku ogloszono koniec wojny, ws/\ si wiežniowie, ranni i zdrowi, wyszli przed budynek, w którym przebywališmy, i wystrzeliwali z broni. Zrobilo sie glošno, panowaljeden wielki huk. Wolm lát | Póžniej rázem z rannými zolnierze zabrali nas do Poznania, gdzie utlu lyšmy sie do PUR-u67. Dwa dni po zakoňczeniu wojny, czyli 11 maja 194J 67 PUR - Paňstwowy Urzqd Repatriacyjny. Zostal powolany na mocy dekretu PKWN z 7 paždziernika 1944 r. Jego zadaniem byla pocz.atkowo organizaeja „repatriaeji" (jak ówczešnie nazywano depatriaeje, czyli przymusowe wysiedlenie ludnoáci z rodzinnych strou) ludnošci na pojaltaiískim terytorium Polski. W wyniku reorganizaeji dokonywanych wcujgu 1945 r. rola PUR ulegla zmianie, gdyž dekret z 7 maja 1945 r. rozszerzyl zakres dzialania urzj du o migraeje wewnatrz terytorium paňstwa, nakazujíc jego kierownictwu organizowanfl „powrotu wysiedlonych przez niemieckiego okupanta do poprzednich miejsc zamieszkania" oraz „przesiedlenia na terény odzyskane ludnošci z innych okregów paňstwa polskiego", jednoezešnie podporzadkowujac go Ministerstwu Administracji Publicznej. 256 fliku, bylam jn/ w Pabi.un. .i■ I■ I M.il.nn sie lani, gdzie przed aies/lowamcm ■ 111 • ./kalám z lodzin;). I )o/oii zyni poinlormowala mnic, že vv mieszkaniu |u/ przebywa ktoá inny, Zaprosila mnie, abym n niej przenocowata, a rano pi/vpiowadzila lale i moja sioslie llenryke. (lieszylam sie z powrotu do domu. Brakowalo mi jednak mamy. Póžniej ilnwiedzialam sie takže, že mój Želislaw zginql w Dachau. Chcial uciec | obozu, ale niestety nie przežyl. 1'owrót do žycia |eszcze przed wrzesniem 1939 roku spodziewalismy sie, že wojna przyjdzie Wi zešniej czy póžniej. Nikt jednak nie przewidzial, jak bardzo bedzie to bez-wzgledny, okrutny dla nas ezas. Pierwszego wrzešnia 1939 roku žegnaliámy žolnierzy idíjcych na wojn§. I 'ookola panowal entuzjazm. Nikt nie myslal o przegranej. Wszyscy krzy-Czeli: „Przywiežcie nam glowe Hitlera!". Mój brat Zenon znalazl sie za frontem i aby przežyc, rázem z kolegy schowali sie w kartoflisku. Po dotarciu do domu w 1939 roku widzial, jak rosyjskie wojska wehodzq na teren naszego krajů. Byl przekonany, že trzeba walezyč z okupantem, podejmowal wiele dziaiaň konspiracyjnych na terenie Pabianic. Utrzymywal kontakt z harcerzami, a zbiórki nastawione byly na walke przeciwko Niemcom. Wstqpit do Szarych Szeregów. Póžniej i mnie zaproponowal zaangažowanie sie w podobné dzialania. Mama zauwažyia, že jestešmy z bratem blisko, že faczq nas jakieš tajemnice. - Tylko žeby Ženek nie namówil cie do jakiejš akeji! - powiedziala do mnie któregos dnia. Wtedy juž dawno bylam po przysiedze w Szarych Sze-regach. Mama zresztq równiež na wlasnq reke, po kryjomu, pomagala wielu ludziom, chowala ich na strychu i dokarmiala. - Powiem wam po wojnie, co ja robilam! - mawiala do nas ezesto, za- dowolona z siebie. Žycie po obozie bylo dla mnie trudné. Nie umiatam sie dostosowač do normalnego žycia. Pomogty mi wtedy spotkania z przyjaciólmi. Osobami, których wojna - tak jak mnie - nie oszczedzila. Nasze rozmowy pozwolily mi oswoič sie z przeszlosciq. W lutym 1946 roku bylam juž po maturze. Wkrótce zostalam studentky akademiekich nauk politycznych w Warszawie. 17 lutego 1947 roku zostalam zatrudniona w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i to byla praca ->C"7 mojego žycia. Tam poznalam swojego meža. Tej pracy zawdzi?< zaifl koj dom, dzieci, podróže. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych zaimowatam stáno! wdziale traktatowym w Departamcncie Umów Mi?dzynarodowy< h 1 wyježdžatam w delegacje shižbowe, ježdzitam po calym šwiecie. Prywttl takže zawsze chcialam wyježdžaé, zwiedzač. Wiele lat spedziiam z mežem w Chinách. Pragnehun pojechač do my oraz do Lourdes i udalo mi si?. Podczas slubu ksiežnej Diany pí sen lam w Londynie i widzialam ceremonie zaslubin. Bylam swiadkiem ktfl zacji Jana Pawla II i siostry Faustyny. Bardzo znamienny i symboliczny okázal sie wyjazd do Genewy u 11 roku. Wtedy na poziomie ministerstw Polski i Niemiec zostala podpisan umowa dotyczaca ofiar pseudomedycznych eksperymentów. A ja, bcdai I wiežniarkq Auschwitz, na której te eksperymenty takže zostaly pi yv\m\ wadzone, podawalam przedstawicielom paňstw dokumenty do podpis,iiiU Ciesze si? z tego, co przydarzylo mi si? pi?knego. Spelnilam wiele swo ich planów. Dziš znam kilka j?zyków: angielski, niemiecki, francuski, roayji: ski, w?gierski oraz lacin?. W moim žyciu wiele bylo symboliki. Opatrznosč nade mna. czuw.ilit Bylam i nadal jestem ciekawa šwiata i wydarzeň. Jestem przywiazana d| rodziny, wražliwa na sprawy spoleczne i zawsze gotowa do pomocy. Pr/r/\ lam interesujace žycie. Im m u l.iiii si? pi /i-d m n 11 Pi /c/ wide l.il za k kula la m lylko dtugie bluzki, aby Lit k i yc numer obo/owy wytatuowany na mojej r?cc. To wszystko ikwilo we ■nie. ľľ/.ežylam eksperymenty doktora Mengele prowadzone w Ošwi?cimiu. I Widzialam stosy trupów. Žydów prowadzonych na pewna, brutálna šmierč, Miordowane dzieci. Nie spôsob o tym nie myšleč. Ci, którzy mówiq, že czas ||czy rany, nie maja racji. Od kilku lat jednak mocno udzielam si? w sprawach Auschwitz. Ježdž? po Niemczech i Polsce, uezestniez? w spotkaniach z míodziežt}. Mówi? n nioich wspomnieniach na spotkaniach w szkolach. Udzielilam tež wywia-ilu do BBC i do naszej telewizji. Za swojíj dzialalnošč otrzymalam Medal ,,ľľo Patria"68. To wažne, aby mówič o Auschwitz, ja to robi?, bo zdaj? sobie spraw? z tego, že po došwiadczeniu tak strasznej histórii swiat nadal ma tendenej? do nišzczénia žycia ludzkiego. Uwažam, že obóz byl moim przeznaczeniem. Poznalam w nim tak wiele ludzkiego okrucieňstwa. To jest história. Auschwitz to pieklo Kiedys zastanawialam si?, jakie džwi?ki kojarza mi si? z Auschwitz. Pier szy z nich to krzyk Cyganów, którzy wygnani z baraku wiedzieli, že ida gazu. I my tež o tym wiedzielišmy. Drugi džwi?k to halas, jaki uslyszalani wchodzac do baraku zaraz po przyježdzie do obozu. Strasznie glošne roz mowy kobiet, jakby každá jedna chciala przekrzyczeč pozostalé. Ten chóral ny wrzask zapami?tam do konca žycia. Kolejné džwi?ki zapami?tane z obo zu to muzyka grana przez orkiestr? obozowa, któr^ dyrygowala Alma Rosé, Przez pi?cdziesiat lat po ucieczce z Marszu Šmierci nie odwažylam si? pojechač ponownie do Auschwitz. Unikalam rozmów na ten temat. Poczat kowo udawalam, že nie poznaj? osôb zwiazanych z obozem, które spotyka-lam na ulicy. Zawsze mialam przed oezami plonace krematoria i ludzi ida-cych do gazu. To byl obraz, który mnie dlugo nie opuszczal. Nie chcialam mieč zadných wspomnieň zwiazanych z tym miejscem, za wszelkq cen? Rzeczypospolitej Polskiej . 258 Nr obozowy: 8737 WALENTYNA NIKODÉM . domu Ignaszewska Urodzona: 14 luLego 1922 roku Data wywózki do Auschwitz: 26 lipca 1942 roku Obozy koncentracyjne: Auschwitz-Birkenau, Flossenbíirg ■ Drechsel to byla esesmanka, która potrafila zlapač kobietg ijq dusit. W najlepszym wypadku. WALENTYNA NIKODÉM To ona zlapala Drechsel W obozie przebywala prawie trzy lata. W Auschwitz zgineja jej mama. Byla šwiadkiem bestialskich poczynaň esesmanek. To ona pod koniec woj-ny spotkala jedna^ z najokrutniejszych morderczyň i doprowadzila do jej powieszenia. Walentyna z braémi, Kazimierzem (8 lat) i JerZym (3 lata), Udi, 1928 rok rot. Archiwum rodzinne Choinka To byl 6 grudnia 1942 roku. Potworny dzieň. Nie mog? go zapomnieč. O czwartej nad raném orszak nagich kobiet, wychudzonych tak bardzo, že widoczne byty wszystkie kosci na ich zgarbionych ciatach, wyprowadzono przed obóz. Szty pod wiatr watte i stabe, podkurczajac dlonie pod pachami, jakby chciaty si? okryč choč troch? i ogrzač wtasnymi r?kami. Twarze miaty wykrzywione w nieustajacym botu. Zbližata si? zima. Wiatr zacinat w ich 262 4-letnia Walentyna siedzi na kolanach cioci Józefy (siostry mamy), obok mama Walcntyny z malým Jurkiem. Fot. Archiwum rodzinne ciata deszczem na przemian ze šniegiem. Patrzylam na nie w milczeniu, dta-wiac w sobie niepokój i placz. Bytam jedn^. z nich. Tymczasem esesmani szykowali nasze ciuchy i koje do odwszenia. Wszy w obozie byty utrapieniem wi?žniów. Grube jak ziarna ryžu insekty rozprze-strzenialy si? wsz?dzie: w ubraniach, w krotko obci?tych wtosach i starých kocach, ktorými si? okrywatysmy. Nie sposób bylo si? ich ustrzec. Rozwija-ty si? tam, gdzie panowat brud, a ten w obozie byt dostownie wsz?dzie. Godziny mijaty powoli. Statyámy nieruchomo w zimnie do czwartej po poludniu. Nie wszystkie dotrwalyšmy do ponownego otwarcia bram. Cz?šč kobiet, te stabsze tub chore, upadla na ziemi? i ich nagosc zdažyl juž oprószyč snieg. Zastygly tak na zawsze. Gdy brama obozu Brzezinki zostala otwarta, wyruszyt w nasza stron? kordon esesmanek. Každá z nich miala w r?ku palk? do bicia. Zaraz przy 263 I tilcntyna w wick u Ii /ii/. For, Ai( hiwiim nich jechat juž samochód gotowy do pozbierania trupów osob, które padly podczas tego apelu i nadzwyczajnego odwszenia. Wiedzialyšmy, co zaraz može nas spotkac. Biegiem! Gnalysmy przed siebie czwórkami lub piatkami w strone bra-my, by minac z dala wšciekle esesmanki. Bez skrupulów bily drewnianymi pálkami umeczone i tak kobiety. Walily, gdzie popadlo. Po brzuchu, glowie i po nogach cienkich jak patyczki. Jesli zabily, to trudno. Takich jak my bylo tu pod dostatkiem. Bylam slabá. Dopiero co chorowalam na tyfus. Koležanka podpierala mnie swoim ramieniem i ciagnela najszybciej, jak umiala, aby tylko zdažyc przejšč przez brame, nim ktoš zwróci na nas uwag£. Pewnym krokiem w strone wiežniarek szla Drechsel. Ideowa hitlerówka! Najgorsza i najokrut-niejsza ze wszystkich esesmanek, jakie spotkalam w obozie. W dloniach trzymala laske, która každá upatrzona kobiete lapala za szyje i z impetem zaciagala brutalnie do rowu przy drutach. Nikt nie wiedzial, jakim kryte-rium sie kierowala. Czy ktoš biegal za wolno, a može wygladal gorzej od wszystkich pozostalých? Z rowu taka ofiare rázem z trupami samochód za-bicral do zagazowania. 265 hnitia i lyi l&Htszewtcy, Walentyn\ Art lnutu innt Drechsel potrafila schwytač kobiete i j§ dusič. W najlepszym wypadkti Zdarzalo sie bowiem, že przewracata ofiare i na jej szyje stawala wojskowy m buciorem, zabíjajúc od razu. Gdy wchodziía na apel, nagle i nasze blokom Stawaty sie grožne! Baly sie jej, wiec chciaíy pokazač, že potrafk} byč suro-we na jej wzór. Ona jednak sama lubila doszukiwač sie szczególów, aby tylko móc sie przyczepié i tíuc wiežniarke. Czasami na smierc. Liczylam, že kiedy.š spotka jq sprawiedliwa kara za to, jaka jest okrutna. I za to, že krzywdzi dla zabawy. Mnie raz tylko potraktowata w nieprzyzwoity spôsob, ale nie údel rzyla. Bardzo spodobala sie jej sukienka, któri} nosilam, wiec rozkázala mi j^ natychmiast šciijgn^č i oddac. Musialam wtedy postarač sie o inne 266 Ííhmany dla sleble ( hybatol samo, lak pragnclam sicstamiad wyaosrac firôi ič do domu, (h< latám, aby I irechsel zostala ukarana, by spotkala ja •uwiedliwosc... Bylógrudnia L942 roku. Mikolajki. W obozie nie wracaly do nas wspomnienia domu czy radosne chwile Hulz.iľui, prezenty, jakimi obdarowywalismy sie w przesztošci. Tu dla kaž-lc| z nas liczyl sie kawalek chleba i kubek wody. Záležalo nam na tym, by Bybciej zerwač sie z pracy, o tie sie dalo, žeby spotkac znajoma_ twarz, przy-ii. iela, rodzine. W pierwsze Bože Narodzenie w Brzezince na placu ustawiono wysok^ ■ hoink^. Wypedzili nas pod ni^, a my patrzylyšmy na stosy trupów mež-i/.yzn utožonych pod drzewkiem. Prawdopodobnie dopiero co ich rozstrze-lali. Potwornosc! Podczas pobytu w obozie w Bože Narodzenie nikt nie myslal o szczeš-liwych chwilach, jakie kiedyš spedzal w domu. Každý pragmjl tylko po ciež-liej pracy zasníjč, zapomnieč, gdzie sie znajduje i co widzial tego dnia. Na Gdaňskiej Przed wywózk^ mieszkalam w Lodzi. Gdy rozpoczela sie wojna i miasto zasiedlili Niemcy, poczulam sie zagrožona. W koncu nasz najwiekszy wróg poszukiwal takže mojego taty! Ojciec byl peowiakiemňy i nie kryl swoich pogladów. Potrafil publicznie krytykowac Hitlera, przeswiadczony o tym, že dla ojczyzny warto podejmowač ryzyko mówienia prawdy glošno. Ponadto w 1939 roku stworzyl oddzial Polskiej Organizacji Wolnosciowej, gdzie byl komendantem i poslugiwal sie pseudonimem „Strug". Zrzeszala ona miedzy innymi peowiaków. My z mam;} równiež šlubowalyšmy przynaležnosč. Dookola nas mieszkali Niemcy, którzy przybywajíjc do Lodzi, szukali miejsca zamieszkania. S^siedzi byli Niemcami i gospodyni mieszkajíjca obok pochodzila z Niemiec. Jak sie póžniej okázalo, otrzymali oni liste peowiaków, na ktorej znajdowal sie môj tata. W jego schwytaniu pomagal kolega z pracy ojca, z którym ten nie utrzymywal kontaktów ze wzgledu na róžnice pogl^dowe. 69Peowiak - czlonek POW, czyli Polskiej Organizacji Wojskowej (zwanej tež Polska. Organizacji Wolnošciow;)), utworzonej z. inicjatywy Jozefa Pilsudskiego w 1914 r. w Warszawie. Byla ona tajná organizacji} stworzon;} w celu walki z zaborca rosyjskim. Do lipca 1917 r. dowodzil nii) J. Pilsudski, a póžniej E. Šmigty-Rydz. 267 Wálentyna Nikodém oraz Žofia i Aniela Ignaszewskic po 3 miesiqcach pobytu W wiezieniu, 1940 rok. Fot. Archiwum rodzinne 1 Niemcy starali sie nakryč w domu tate, ale bezskutecznie. Razeni / infl im bratem ojciec poszedl walczyč o Warszawe. Wiedzielišmy, že w domj -ówniež grozi mu niebezpieczeňstwo. Oprawcy najczešciej przychodzil i u || :zorem lub w nocy. Mama mówila wtedy, že ojciec poszedl na wojne i nigdy íie wrócit. To oczywišcie nie bylo prawda. Tata wrócit po kapitulacji W.u ;zawy, ale wtedy od razu poinformowališmy go, že jest poszukiwany i /> nusi znaležč kryjówke z dala od nas. Niemcy wciaž wchodzili do naszegfl nieszkania, rozgladali sie w poszukiwaniu ubraň taty, jego mydla do golenin, tezskutecznie. Wreszcie, o ile mnie pamieč nic myli, 20 mája 1940 roku przyszli gesta ■owcy i zabrali mnie, mame oraz starszego z braci, Kazimierza, który mi.d zesnašcie lat. Ja mialam wtedy lat osiemnašcie. Reszta rodzeňstwa bavvil.i ie na podwórku i dzieki ternu pozostalá na wolnosci. Brata wywieziono do Niemiec na roboty, a mnie z mama skierowano do dezienia. Niemcy oznajmili nam, že beda^ nas trzymač, dopóki nie znajd;j jca. Pewnie mysleli, že w ten sposób tata sie poddá lub my go o to bedziemy rosic. >8 Wówczas nic bylo |i"./i/c uic/ieniu kobiccego na Gdanskicj I í ". Za l.i .ih nas wifC na S/lci Huga. I )o labryki. Warunki byly okropnc. Wtedy nic oglam wiedziec, že niedtugo bfde przebywac w jeszcze gorszycb. Maly pokoik miešcil pielnascie kobiet. Drewniana pod loge musiatyšmy pídego dnia wymyc, a póžniej na nieprzeschnietej, obskúrnej siedzieč lub I lase sie spač. Od brudu, jaki tam panowal, na moim ciele pojawily sie zmia-liy skórne, wskutek czego zabrali mnie do szpitala - psychiatrycznego. Tam Ir/ /.najdowal sie oddzial wenerycznych chorob skórnych. Byl to wielki szpi-lal, przy którym znajdowal sie równie ogromny park. Lekarze starali sie wyleczyč moje dolegliwoáci. Na poczatku przy lóžku przez caíy czas siedzial gestapowiec i pilnowat, abym nie uciekla. Póžniej pani Gajda, która byla sanitariuszka w szpitalu, powiedziala inu, že go wyreczy. Dzieki ternu, že mnie pilnowala, moglam wychodzič do parku przy szpitalu. Sama to zaproponowala. Pewnego dnia podszedl do mnie mežczyzna, którego wczešniej nie zna-i m i juž nigdy póžniej nie zobaczylam. Powiedzial, abym poszla do domków personelu, które znajdowaty sie na terenie parku. Tak zrobilam. Na miejscu spotkalam dwóch m^žczyzn, którzy zapewnili, že sa z POW. Powiedzieli mi, gdzie znajduje sie tata, i przekazali, že bardzo sie o mnie martwi. Pytali, co dzieje sie ze mna i z mama. W szpitalu spedzilam miesiac. Póžniej ponownie przewieziono mnie do vviezienia, ale juž na Gdaňská, gdzie zostaly przeniesione kobiety. Trafitam do celi numer szešč. Zastanawialam sie, co z mamaj Na szczescie okázalo sie, že przebywa blisko, w ôsmej celi, i moglysmy sie widywac na spacernia-ku. Wiedzialysmy, že specjalnie nas rozdzielili, abyšmy nie mialy ze soba kontaktu i nie przekazywaly sobie ewentualnych wiadomosci na témat ojca. Powtarzali w kólko, že nie wyjdziemy z wiezienia. Wciaž wypytywali nas, gdzie jest tata. Na Gdaňskiej spedzilyšmy trzy miesiace, po czym Niemcy nagle „zmienili zdanie" i nas zwolnili. Nie chcialam wierzyé w ich nagla dobroč lub poddanie sie. Sadzilam, mama zreszta podobnie, že wypušcili nas jako przynete, by wreszcie dorwac ojca. Byli przckonani, že tata bedzie nas chcial odwiedzič, sprawdzič, czy wszystko w porzadku. Musialysmy uwažač. Tymczasem brat 70 Budynck oddaný do užytku 9 paždziernika 1885 r. Przez wiele lat byl wiezieniem: poczatko-wo carskim dla wie/.niów oskaržonych o przestepstwa paiístwowe, w czasie 1 wojny šwiatowej podlegal niemicckim wiadzoni okupacyjnym. W dwudziestoleciu miedzywojennym bylo to wiezienie karno-šledcze, w którym przetrzymywano wiežniów zwiazanych z ruchem lewico-wym; podczas okupacji hitlerowskiej - wiezienie policyjne dla kobiet. 269 i i.iimc przcnywai na robot a< li. Moje rodzenstwo zostalo na ezas nifl obe< nosci przygarni?te przez rodzin?. Do kwietnia 194] roku nic sic nie zmien i io. Gestapowcy przy< hfl i núkali nas pýtaniami o ojca. Widzicli, že z ich putapki nici. Nadszedl maj, a ja mialam brač šlub z narzeezonym. Damazy mil w Katowicach, bo tam tatwiej bylo zdobyč broií. Nalézal do založonegn tat? oddzialu Polskiej Organizacji Wolnošciowej i na Šlasku tworzyl jo) | mórke. Zanim si? pokochališmy, przyježdžat do nas, informowal, co sli 11 je. Tak sie poznališmy. 21 kwietnia 1941 roku, tuž przed šlubem, do naszego mieszkania wpi|( lo Gestapo. Pojmali mnie, mame i narzeezonego. To wszystko dzialo sic U| szybko! Gdy wyprowadzili nas na ulic?, spostrzeglam, že dookola sloi \« lity gestapowskich samochodów, cala ulica byla nimi obstawiona. Na pewm mii šleli, že zlapia ojca. Wsadzili nas do auta i ruszyli w strone gtównej ulicy. Samochód, którym jechališmy, miaí przyciemnione szyby, wie-c n i I I i|| mógl nas zauwažyč. Nagle dostrzeglam laczniczk? Henryke Sztekmillei li I ci} w strone naszego mieszkania. Zamarlam. Nie mogtam dač po sobic |>d znač, že widz? kogoš znajomego, bo narazilabym t? osob? na niebezpieczcrt stwo. Spojrzalam tylko na narzeezonego i mam?. Na szcz?scie dziewi /.yim zorientowala si?, že cos jest nie tak. Zbyt dužo zielonych mundurów i ani Zawrócila. Niestety po dwóch miesiacach zlapali równiež jí}. Wczešniej l.il že jej matk?. Nasz ojciec równiež w ich domu mial kryjówk?. Gestapowcy wciaž gn?bili nas pýtaniami o miejsce pobytu ojca. Mami jednak utrzymywala, že samotnie wychowuje dzieci i prowadzi dom. A mój narzeezony przyjechal do mnie, poniewaž pobieramy si? za kilka dni. Damazy urodzil si? w Niemczech. Jego matka byla pokojowq na zámku Wartburg. Podczas dwóch poprzednich ciaž, gdy nadchodzil dzieň rozwiq zania, wracala do Polski, aby tylko w doku mentách nie widniat zapiš, že dziecko zostalo urodzone w Niemczech. Ale tym rázem si? nie udalo. Da mazy przyszedl na šwiat w Turyngii i taki zapiš zobaczyli 21 kwietnia gest.i powey. - Jestes Niemcem? - zapytali. Narzeezony zaprzeezyl. Opowiedzial o matce pracujúcej na zámku, oni jednak podtožyli mu do podpísania Reichs-list?71, mówiaccf mi?dzy innymi o przyznaniu si? do narodowosci niemie- Cl (irozih, ze ježeli nie podpUze, trafi z nami do oboZU. Wied/ieli, že „■-.. ,. i ................Dncion na Wolvnill. PľZCZ CO lllial ftw. Re.chs hsta to jedna z kategorii Volkslisty, czyli niemieckiej listy narodowosciowel wprowadzonej 2 wrzešnia 1940 r. na podstawie reskryptu Heinricha HiLlcr ZZ srza Rzeszy do spraw wzmacniania niemczyzny. Reichslista dotyezyla osob L'rodowcS n.en.eck^aiuywnejpolitycznie.dz^ 270 aiida wojennym. Byl .....umy przez Rosjan na Wolyniu, przez co ,/iywna Prawí, r?kv i nie mógl pracowač. Dia osob niezdolnych do wykony ,,na pracy obóz oznaczal šmlerč. Ale wtedy tego jeszcze nie wiedziehšmy. „Kaczuszka" I )amazy si? nie zgodzit. Niczego nie podpísal. Zostal wystany na Radogoszcz, l / yli „Rozszerzone Wi?zienie Policyjne" utworzone w fabryce wlókienniczej W Lodži. Póžniej trafilo tam równiež dwóch jego braci. A my z mamq po-nownie wyk}dowalyšmy na Gdaňskiej. Co teraz si? stanie? Czy uda nam si? |u> raz drugi ujsč z žyciem z tego miejsca? W wi?zieniu stražniezkami byly Niemki. Byla wsród nich Kauffmano-wa, wzgl?dnie porzqdna kobieta. Nie byla surowa. Jej mí}ž pracowal w Rado-goszczu. Przyszla do nas pewnego dnia i powiedziala, že mój narzeezony tam ciagle przebywa i pyta o nas. Najzabawniejsza natomiast byla oddzialowa, na która^ wolalyšmy „Kaczuszka". Kiedy stražniezki rozmawialy mi?dzy soba 0 tym, co gotowaly w domu na obiad, ona zawsze mówila, že przyrz^dzala kaczk?. Pewnego razu Kauffmanowa zawolala mam? i pod pretekstem wyjšcia do kancelárii zabrala j§ ze sob^. Tak naprawd? chciala J4 ostrzec przed obo-zem, do którego zamierzali nas wywiežč. Ošwi?cim. Czym byl? Nie mialy-šmy poj?cia. Powszechnie wiadomo bylo, že to obóz pracy, gdzie daj;} miejsce do spania i posilki. A každý wi?zien odbywa tam swoja „kar?", pracujac na rzecz III Rzeszy. - Nie b?dziemy wreszcie w tym Gestapo! - Ja i mama rozmawialysmy zadowolone. Niešwiadome. Zresztí} informaeja stražniezki niczego nie mog-la zmienič. Nasz los byl przesadzony. Dziš nie umiem sobie przypomnieč, kto nam powiedzial, že Zosia i Je-rzyk, moje mlodsze rodzenstwo, zostali zabráni do sierociňca na ulicy Ko-pernika w Lodži. W tym ezasie w Polsce, ale tež na terenach innych krajów, szerzyl si? rabunek dzieci. Dzialo si? to w sposób zinstytucjonalizowany w ramach dzialaň germanizacyjnych. Mama, wiedzac, že Zosi i Jerzykowi može grozič przymusowe wywiezienie do Niemiec, w grypsie do cioci poprosila, aby ta zabrala moje rodzenstwo do siebie. Napísala tež, že wywoža^ nas do Oáwi?cimia. Ciocia slala nam do wi?zienia paezki z jedzeniem i dzi?ki ternu miaty-šmy možliwosč wysylania grypsów. W puste pakunki, które odsyialysmy, 271 ws/ywalysiiiy wi.iiloinosi i, slarajai m c, ,il>y nikl po/a sioslra laly n li znalazt. Na SZ< /yšcic, jak sic póžniej dowiedziaiyámy, Zosie udalo sic /.ibiai domu. Jcr/yk nalomiast ucickl /. sierocinca i wyjcchal do Niemici . <\..... szego brata Kazimierza, do pracy. Chociaž bylo to ryzykownc, wier/ylyAll že w ten sposób sie u ratuje. Ciocia, dowiedziawszy sie, že zostaniemy wywiezione do Aum hu h w lišcie przekazala te informacje; braciom. Ci postanowili do nas przyj< ihl aby sie požegnac. Jerzykowi szef nie dal urlopu, wiyc brat uciekl z Hanou, przez Berlin i przyjechal do nas. Mama jednak poprosila go, by wra< il Niemiec. Obawiala sie, že ješli go zlapit}, uznaje za uciekiniera i zabijí) Stín szy brat Kazimierz równiež nie otrzymal przepustki i rázem z Heni ykltj Mazurem, kolegy z Polski, z którym pracowat w Niemczech, uciekli / /.M I du pracy. Niemcy zlapali ich jednak i zawiežli do karnego lágru. Dowiedlfl lyšmy sie o tym znacznie póžniej. W smutných okolicznošciach. Byl marzec. Któregoš dnia gestapowcy przyszli po mame do cel i i u \ wolali ja do kancelárii. - Oj, pani Ignaszewska, juž pani nie ma syna - powiedzial jeden z 111.1. - Jak to? - zdziwila sie; mama. - Przeciež on jest na robotách w Nu in czech. Mama poznala w gestapowcu kolegy mojego taty. Byl Polakiem i oka/i sie; zdrajca. Ojciec pracowal z nim w kancelárii notarialnej mecenáša Snu liňskiego. Dowiedzialam sie tego dopiero po wielu latách. - Juž nie. Nie žyje - odparl mežczyzna, šmiejac siy mamie w twarz. Oznajmil, že brat zostal aresztowany w Berlinie i przeniesiony do kai nego obozu Breitenau72 kolo Kassel. Byl to ošrodek m.in. dla pracownikóv. którzy chcieli uciec lub uciekli z Niemiec. Stamtyd brata skierowano do pra cy przy karczowaniu lasu. Zaraz na drugi dzieň przygniotlo go drzewo i choi trafil do szpitala, wkrótce zmarl. Pochowano go w Niemczech, w Kassel. Na te slowa mama stracila przy tom nošč. Zostala przeniesiona do cell chorých. Do swojej nie wrócila przez dwa tygodnie. Bardzo sie: o niq mail wilam. To od pani Kauffmanowej dowiedzialam sie, gdzie przebywa mama i že Kazimierz nie žyje. Emocje wywoíane šmiercia dziecka spowodowaly, "Obózkoncentracyjny w Breitenau zatožono juž w 1933 r. Do czasu iego Iikwidacji w 1934 r w.ez.ono tam blisko 500 osob. W 1940 r. wznowiono dzialanie obozu, ale przeksztakono I na obóz poprawczy. Byt to obóz pracy, w którym uznáni za niesubordynowanych robotnicy mieli zostac nauczeni posluszeristwa. Wiežniami byli najczeáciej cudzoziemcy. 272 /c in.iiii.i /.h /rl,i . horowai. Nie mogta nawel /c mrnj porozmawiač, ponľe waž nie mialyšniy ze sob,) kontaktu. Do obozu wyjei lialysiny w lipcu, sad/ac, že tam bedzie spokojniej. Wy-konamy swojij prace, dostaniemy miejsce do spania i jedzenie. Ale tar kal nas dramat. im cze Kožuch i buty ojca Moje pierwsze przesluchanie pamietam doskonale. Jak moglabym zapo-nmieč... W pomieszczeniu znajdowalo sie biurko. Przy nim siedzialo dwóch gestapowców. Obok stala szafa, a tuž za nia wisial kožuch mojego taty. Na podlodze dostrzeglam jego buty. Zrozumialam, že musialo stač sie; coš zlego. Czy mama o tym wiedziala? Nie moglam jej powiedziec, ale ješli i ona cho-dzita na przesluchania, tež musiala widzieč rzeczy taty w pokoju przesluchaň. „Peretka" Gdy toczy sie: wojna, každý walczy o swój byt i žycie. Do zdrad dochodzilo cz^sto. Niestety. Mnie nie miešcilo sie; w glowie, jak možná doniešč na Poláka, na swój naród, ale wielu nie mialo z tym problému. Wšród takich osôb byt chlopak o pseudonimie „Perelka". Jeden z czlon-ków Polskiej Organizacji Wolnošciowej, najbližszy pomocnik taty. Nie po-znalam nigdy jego nazwiska. Przez dlugi czas každý go chwalil. Mówilo sie, že jest uczynnym i dobrým chlopcem i že zawsze možná na nim polegač. Pochodzil ze wsi pod Lodžia. Pewnego dnia „Perelka" zostal delegowany i pojechal z kolega do pracy rozkrycač tory przy przejšciu granicznym w Brzezinach, gdzie byla granica gubernatorstwa. Przez niq niemieckie pociqgi wojskowe przeježdžaly na wschód. Peowiacy rozkrúcali tory, žeby poci^gi sie; wykolejaly. Niestety akurát tego dnia Nicmcy zrobili oblawy na szmuglerów i handlarzy i pojmali obu chlopaków. Kolegy „Perelki" pobili na šmierč. Jego samego zaš przesluchiwali, dopytujčjc o powiíjzania w organizacji, a przede wszystkim o mojego ojca. Dopiero po wojnie dotarla do mnie wiešč, že ten chlopak, uznawany za przyjaciela, osobišcie pokaza! Niemcom kry-jówki taty (byty oddalone od siebie o kilka kilometrów). To dzieki „Perelce" gestapowcom udalo sie podejšč do chatki w glebi lasu, w ktorej ukrywal sie ojciec, i pojmaé go. Tata mial przy sobie bron i maszyne do písania. Z tego, 273 CO slyszala.n, gdy w y r,, >vv.u I /, I, g0 I , |Uly. i > > I lak skalovvany, že do | musicli go wrzucač. Na (ieslapo, kl„„- micsi ilo si? w I.od z ip. zy alV. \„ ta73 zapewne go dobili. „Perelka" wojn? przcžyl, bo za donosy Nicmcy zagwaranlowali ,,... Tlum stworów Najgorsze wspomnienie, jakie wiaže si? z obozem, to moment mojcgo pi /\ jazdu do Auschwitz. Z Lodži do Oswiecimia wiežli nas pociagiem. li. p. šrednio do obozu prowadzil nas kordon esesmanów z psami. Zaprow.wl/lll nas do „piqtki", czyli nowo wybudowanego bloku 5 w obozie glówny in Aun chwitz I. Wewnatrz znajdowal si? tylko beton, a na ziemi rozsypaná In la niewielka ilosč slomy. Rozkázali nam tam pozostač i nie wyglada. |>i • okna. „Ješli ktoš si? odwažy, b?da strzelac". To byí wieczór. Wtem bramy obozu si? otworzyty. Bylo stychač krzyki i gwar. N i k I /... nie wiedzial, czego možemy si? spodziewač, wi?c mimo zákazu rzucilisiny si? do okien. Naszym oczom ukázal si? tlum stworów id^cych w nasza síro n?. Kobiety. Kazda z nich miala u pasa sznurkiem przywiazana czerwoili misk?. Co to jest? Ludzie jacyš czy wariaci?! Rozlegl si? krzyk, slowa podob ne do rechotu. Byly to Žydówki ze Stowacji. Przyjechaly przed nami. A 10 co zobaczylam, jak si? póžniej okázalo, bylo codziennoscia_ obozowa. Z pru cy na Aussen zacz?ly wracač komanda. Rzucily si? do kotla z zup^ obozou .. przepychajac si?, robiac przy tym niemožebny szum, chaos. „Dom wariatów" - pomyslalam. Gdzie ja jestem? To byl 26 lipca 1942 roku. Kolejnego dnia zaprowadzili nas do lažiu, ostrzygli wlosy. Do ubránia nie dostalysmy pasiaków, tylko staré lachniam w szarym kolorze i chusteczki na glow?. Wreszcie wyprowadzili nas na lager m?ski do obozowego fotografa i wykonali zdj?cia. Kolejnego dnia poszlani íuž do pracy. Najpierw kopafysmy dól pod fundamenty jakiegoš budynku Po póltora roku sp?dzonym w wi?zieniu sloňca widzialam tyle, co przez pól *odziny na spacerniaku. Wychodzac do pracy w obozie, naražona na ciagle jromienie, szybko dostalam udaru i trafilam do obozowego „szpitala". Stalo Budynek przy al. Anstadta planowano przeznaczyc na Gimnazjum Towarzystwa žydow k.ch Szkól Sredmch, które mialo zostac otwarte 1 wrzešnia 1939 r. Budynek zostal jednak sjety przez Gestapo i wszedt w sklad gestapowskiego zespolu obiektów w Litzmannstad tory obejmowal biura, areszt šledczy, mieszkania, garáže i magazyny a<; to w trzecim dniu prai y. 0< zywiác le nie moglam bi zyi na let ženie. Na l.i/yli mi tylko na 0( Zy i i /olo bnidiKj, mokr;j szniat?. Szybko lizcba bylo wr<')(.ié do roboty. Póžniej gonili nas do Brzezinki, do budowania baraków. Byl to teren pod mokly, malaryczny. M?žczyžni przywozili na wozach piach, a my sypa-ly.šmy go pod baraki na terenie nowo budowanego lágru A. Na odcinku B |už mieszkali m?žczyžni. Trwalo to do 16 sierpnia 1942 roku. Póžniej prze-niesiono nas z macierzystego obozu Auschwitz I do Brzezinki. Niedlugo po tym, jak znalazlyšmy si? w Brzezince, esesmani rozkázali nam rozebrač si? do naga i tak pop?dzili na m?ski lager B. Szlo nas tak wiele... W wieku od mniej wi?cej pi?tnastu do osiemdziesi?ciu lat. Ja mialam wtedy lat dwadziešcia. Na m?skim lagrze fryzjerzy mieli ogolič wszelkie na-sze owlosienie. Widok tylu nagich kobiet odartych z ubrah, ale przede wszystkim z godnosci, przeražal mnie. Rozpacz, krzyki - to pamietam najbardziej z lágru m?skiego. Jedné kobiety plakaly ze strachu, inne - bo nie chcialy stracič swoich dlugich wlosów. Kiedy naga stan?lam przed m?žczyznq, który miat mnie ogolič, równiež z,acz?lam plakač. - Nie placz, dziecko. To oni niech si? wstydz^, a nie ty - powiedzial do mnie. Moja pierwsza praca w Brzezince to bylo kruszenie kamieni pod utwar-dzenie drogi obozowej. Pewnego dnia podeszla do mnie jedna z Aufseherin, bardzo ladná kobieta, i kázala mi pójšč ze sobq. Mama byla przeražona, poniewaž plotki gíosily, že to lesbijka. Kobieta jednak zabrala mnie i jeszcze jedna dziewczyn? do brotkamery74 - ma-gazynów chleba. To byla praca zdecydowanie lepsza i lžejsza od kruszenia kamienia. Bylyšmy odpowiedzialne za przydzial chleba na nasz lager. Najpierw po pieczywo jechalyšmy na blok, gdzie rozdzielali je jency wojenni, a potem rozprowadzalysmy je na naszym bloku. Ciepte poňczochy Niedlugo potem zachorowalam na tyfus. Zabrali mnie na rewir. Z tego okresu pamietam tylko, že na rewirze nie bylo wolnej pryezy, wi?c polozytam si? przy trupie kobiety, której nie zdažyli wyniešč. Bylo mi juž wszystko jedno. »Z niem. Brotkammer - magazyn chleba. 74 275 36 (loiiji zkowalain i Iracilam konlakl / i /cc/.y wisloši ia. Z póžniejszych choroby przyponiinam sobic, že jak lylko odzyskiwalani przytomnoái I tluklam wszy, którc po mnie lazily. Jak si? potem dowiedzialam, opiekowala si? mna piel?gniarka <>l..... wa, Wandzia Falender z Kalisza, z która przebywalam w jednej cel i w wlfi zieniu na ulicy Gdaňskiej 13 w todzi. Ona trafila do obozu za spravvy oř« ganizacyjne. Gdy mnie udalo si? wyjšč z rewiru, mama nagle zacz?la stabnač. M. la ch?c do žycia i wol? walki. Wszystkim powtarzala, že shjd wyjdziemy. J organizm jednak, wbrew myšlom i woli, byl na tyle wycieiíczony, že muslt )q zaniesc do „szpitala". Nie mogla juž o wlasnych silách ustač na apelu a gdyby podczas któregoš z nich zasiahla, od razu wywiežliby jq do krcm.i tórium. 29 listopada padal šnieg z deszczem. Pogoda byla okropna. Pami?tum to dokladnie, bo wtedy koležanka z Kanady przyniosla mi cieple poňczo( li \' Bardzo chcialam zaniesc je mamie. Chociažnie wolno bylo míjej odwied/ať, pobieglam na rewir. - Daj te poňczochy mojej mamie - poprosilam stražniczk?. Ta ch?lnl<' by mnie do niej wpušciía, ale nagle zauwažyla, že w naszq stron? zbliža sly obozowy lekarz. - Uciekaj! - ostrzegla mnie. Przez kolejné trzy dni nie wybieralani Q na rewir, aby nie zaszkodzič mamie lub sobie. Po trzech dniach przyszla do mnie w odwiedziny Wandzia, która opil kowala si? mam;} w „szpitalu". - Przychodz? do ciebie dopiero dzisiaj, bo balam si? wczešniej - powie dziala. - Co si? stalo? - dopytywalam. - Twoja mama od trzech dni juž nie žyje. Nie chcialam w to uwierzyc. Sluchalam opowiešci Wandzi o ostatních chwilach mojej mamy. O tym, jak piel?gniarka zaproponowala, že ugotuje jej ziemniaka, na co mama, choč byla bez sil, ucieszyla si?. O tym, jak Wandzia wrócila, a mama spala. O tym, jak próbowala jq dobudzič, ale bezsku-tecznie. Wreszcie - jak zrozumiala, že to sen, z którego mama juž si? nie obudzi. Gdy 6 grudnia nastúpilo nieudolne wielkie odwszenie, dzi?kowalam Bogu, že mama nie dožyla tego apelu, podczas którego w m?kach zmarlo tak wiele kobiet. Pac/k i (Idy z poczatkicin I'M I rokli knchnia przej?la nadzór nad podzialem chleba na bloki, stracilam prac?, która lubilam. Nic wymagala ona ode mnie sily IV zycznej i w porównaniu z pracej w Aussenkommando byla naprawd? przyjem-na. Na szcz?šcie wtedy utworzono w obozie paczkarni?, bo zezwolono na prze-sylanie wi?žniom pakunków, i udalo mi si? tam „zahaczyc". Pracowalam rázem z Jadzia^ Birikowsk^. Byla to práca dobra jak na obozowe warunki, pod dachem, no i nie musialyšmy wychodzic na apele. Z czasem przybywalo pa-czek i pracy, kiedy wi?c moglyšmy, staralyšmy si? wstawiač za koležankami, by przeniesiono je do paczkarni. W ostatním okresie pracy tego dzialu prze-sylek splywato do obozu tyle, že pracowalysmy w pi?tnascie dziewczyn. Wi?kszošč adresatów juž nie žyta. Niemcy zabierali od nas pakunki, ktorých wlašciciele nie mogli juž odebrac, i mówili, že odsylajq je do rodzin. Czy tak robili? Nie sadz?, ale nie wiem, dokad te paczki trafialy. Niemcy zabierali je od nas na láger m?ski. Nasza^ opiekunka w paczkarni byla auzjerka Elisabeth Volkenrath73. Ta surowa kobieta wobec nas, swoich podopiecznych, wykazywala mniejsz^ brutalnošč. Wszystkie jednak balyšmy si? jej, bo wiedzialyšmy, do czego jest zdolna. Niejednokrotnie bylyšmy šwiadkami, jak bila i ponižala wi?žniarki. Na paczkarni pracowaly z nami takže Žydówki. Jedna^ z nich byla Elza Frydman. Stracila w krematorium rodziców. Pewnego dnia koležanka do- niosla Elzie, že do obozu przywiežli z W?gier jej siostr? z malým dzieckiem. Zrozpaczona dziewczyna pobiegla do naszej auzjerki z blaganiem, aby ura- towala siostr?. Wtedy Volkenrath wsiadía na motor, zabrala ze sobq Elz? i pojechaly pod komor? gazow^. Žydzi juž byli wprowadzeni do zagazowa- nia, a Niemiec praktycznie zamykal drzwi komory Auzjerka rozkázala wypuscic siostr? Elzy. Wywolala jí} z gl?bi komory gazowej, ale dziewczyna nie byla przeciež sama. Rázem z nuj bylo dziecko. Volkenrath nie chciata jednak go ratowač. - O nie! Tylko ona! - krzykn?la. Nie dziwnego, že b?dax matkq, siostra naszej koležanki nie mogla zostawič swojego dziecka. Na nic byly prosby 75 Elisabeth Volkenrath - ur. 5 wrzešnia 1919 r. w Schönau (Šwierzawa), nadzorezyni SS w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Uznaná za zbrodniarke wojenna. W grudniu 1942 r. zostala skicrowana na službe do Birkenau. Brala udzial w selekcjach wi^žniów, bila ich i ponižala. W listopadzie 1944 r. awansowata na stanowisko glównej nadzorezyni (Oberaujseherín) obozu. W tym czasie jej rozkazom podlegato kilkana.šcie stražniezek oraz kilkudziesi^ciu kapo. Nadzorowala przynajmniej trzy egzekucje przez powieszenie. Stracona 13 grudnia 1945 r. w Hameln. 276 277 •■11 ■ ••'j......if v/'' ftfl L Wdm^wobm^ Fot. Archivům rodzinne samej Elzy, dziewczyna zostala w komorze. Drzwi pomieszczenia zostaly /.atrzašniete i ludzie wewnatrz zostali zagazowani, a póžniej spáleni. W drugiej polowie 1943 roku Volkenrath otrzymala w Oswiecimiu dom. Chcac go urzíjdzič, wykorzystywata nasze znajomosci z koležankami E Kanady. Wiedzac o tym, že Zydzi przywožq do obozu caly swój dobytek, '.wyczajnie chciala skorzystač z „okazji". Uznatysmy jednak, že nie bedziemy ej zalatwiač niczego za darmo. Ona tež musiala robič to w tajemnicy, wiee nogtysmy stawiac warunki. Ustalilyšmy, že czešč rzeczy z paczek žywnoš-iowych, ktorých wiežniarki nie mogly odebrac, bo juž nie žyíy, bedziemy iddawac do bloku dzieci. I udalo sie! Volkenrath wyprosila to u naszej na-zelnej Mandel. Bylo to dla nas wielkq radošciq, tym bardziej že Mandel yla nazywana „Bestia" nie bez powodu. Ta kobieta skazywala na šmierč iewinne dzieci, które czesto byly zabíjané w bestialski sposób! Gdy trafila do nas paczka, ktorej adresátem byl mežczyzna, odnosily-ny jq do glównego obozu. Pewnego razu, kiedy nioslam paczuszke, spot-alam mojego dawnego Síjsiada, teraz pracownika paczkarni w Auschwitz I. ak nawiazališmy „wspótprace". Gdy obóz meski chcial sie z nami skontak-iwač lub przekazač nam jakijs informacje, ich dzial paczkarni specjalnie wrzucal nam pi'zcsylkc, która inusialyšmy odniešé. Byl to piclcksl, aby sie spotkač. Innym spôsobení na konlakl z incskim obo/.em bylo zepsucie cze-goš, na przyklad dacbu lub koi. Wtedy nasza blokowa byla zmuszona, by zawolač mežczyzne z obozu macierzystego do naprawy. Dzieki ternu mog-lyšmy pozyskiwac informacje lub je przekazywač. Ucieczka W ten sposób dowiedzialysmy sie, že w obozie meskim szykuje si§ ucieczka kilku mežczyzn. Nie wiedziatysmy jednak, že nasza koležanka Aldona pracujaca w paczkarni zamierzala zbiec z nimi. Do próby doszlo 16 sierp-nia 1944 roku. Trwalo juž Powstanie Warszawskie. Wiežniowie podkopali sie na lagrze Meksyk76. Wszyscy zostali zlapaní i powieszeni. Na szczescie Aldona w ostatniej chwili zrezygnowala z ucieczki. Gdy dochodzilo do prób ucieczek, wszyscy wiežniowie musieli stač na apelu i czekac, až liczby zaczna sie zgadzač. Až znajdzie sie uciekinier - žywy czy martwy. Pamietam, že na pocz^tku wrzešnia 1944 roku wybralam sie z koležan-kq pod krematória. Tam znajdowaly sie rowy, do ktorých wozilyšmy pudla po paczkach. Nagle krematórium wybuchío! Wtedy wybiegl w naszq strone wiezieň žydowski z wielkimi nožycami. Byly ogromne. Przeciql nimi druty i krzykníjt: „Uciekajcie!". Przeražone zaczelysmy uciekač. Ale na swój láger! Prezent urodzinowy Im wiecej transportów z Warszawy docieralo do obozu, tym wieksza panika szerzyla sie wšród Niemców. Auzjerki baly sie, jaki bedzie ich los, ješli doj-dzie do wyzwolenia. Volkenrath zapytaía kiedyš: 7ň Meksyk - w gwarze obozowej okrešlenie odcinka BIII, który obejmowal obszar rozbudowy obozu Birkenau poza pierwotny teren. W polowie maja zaczeto w nim umieszczac Žydówki z W$gier. Brakowalo tam wówczas kuchni, umywalni i latryn, a w wielu barákách micsz-kalnych nie bylo prycz. Wi^žniarkom wydano potargane letnie sukienki, niektoré chodzily niemal nago, okryté lachmanami i strzfpami koców. Prawdopodobnie z tých powodów wzieta siroga dlužyla si?, až wreszcie uslys/.eli.šmy szum wody - doszlišmy do Laby. . iyn?ta w kanionie. Po dtugiej podróžy nie moglišmy znaležé miejsca na noc-leg. W koncu natrafilišmy na jakíjs stodol?, w której m?žczyžni zamknuli nas. ľrzesiedziatyšmy tam do samego rana. To bkjkanie si? po lesie trwato kilka dni. Niemcy sami nie wiedzieli, co ze sobí} i z nami zrobic, bo zbližat si? front. Któregoš razii nasze drogi przeci?ty si? z komandem, które prowadzita Drechselowa. Mialam nadziej?, že wreszcie spotka jí) sprawiedliwošč za to, co uczynita tylu niewinnym ludziom. Doskonale wiedzielišmy, že ta kobieta szybko wpada w zlošč. Okrutnie wyžywa si? na wi?žniarkach, cz?sto je za-bijajac. Chciatam sprawiedliwošci. Najciekawsze jest to, že juž po wyzwole-niu w kartotékach obozowych o Drechselowej nie byto žadnej wzmianki. Podejrzewam, že zniszczyta wszystkie dokumenty ze strachu przed kari}, jakí) powinna poniešc. Przebiegta. Okrutna. Morderczyni. Szwabska Szwajcaria Wreszcie doszlišmy do Pirny. To pi?kna miejscowošč potožona w górach, a nazywana szwabskí} Szwajcarií}. Dookota rozposcieraty si? tylko lasy Trze-ba przyznač, že górskie widoki byty zjawiskowe. Czutam jednak, že to bez-celowe prowadzenie nas przez przypadkowe miejsca nie sprowadzi niczego dobrego. Niektórzy wi?žniowie podj?li decyzj? o ucieczce, a wiesci o tym rozeszly si? szybko, docierajac takže do naszej grupy wi?žniarek. Owszem, slyszatam strzaty i ujadajace psy, które ruszyty za nimi w pošcigu. Mimo to nie mogtam juž dtužej bezczynnie czekac na šmierč. - Wreszcie nas tu rozstrzelají}! - mówilam do koležanek. - Ucieknijmy. Inaczej tu zginiemy. Ratujmy si?! Szta ze mní} Helena Wojciechowska. Gdy jí} zabrali do obozu, zostawita w domu matego synka. Na mojí} propozycj? zareagowata niech?tnie. Bata si?. - Chcesz jeszcze kiedyš zobaczyč swoje dziecko? - zapytatam. Wtedy zgodzita si? na wspólru} ucieczk?. Nastato popoludnie i powiedzialam tylko: „Wiejemy!". Obic pobiegty-šmy w stron? krzaków, oddalajijc si? od grupy wi?žniów. Bieglyšmy na oslep w trwodze, že za nami p?dzi juž caty orszak Niemców. Nawet si? za siebie nie odwracatyšmy. Po prostu kierowatyšmy si? w gk}b lasu. 281 ■i« i! J LU EZZ3 123590 Dii MfllMPí (51 iw. . ETt * .....■............................................ u+*—~* -....... 1000 j iillifia • j J U íl? j iiBrnnnnnnnnrn^nr^^ * I li 1 •} TI7Vř~iiinVi"'-l>'-'iV»w* "WJgJjt I "M tí J i ta íi í: n n en S ifl y illLi -t r i y l i 1 iíH ..M OdiUlk. t. ... A II R p W W tó isl lol Kl lal bl W W M E u| k>.Ui .......Mll ......O/wz kobiecy w Mrkaniu. Wpotowie sierpnia 1942 roku na odcinek Bla przeniesiono wieiniarki z obo- zu macierzystego w Auschwitz. W lipcu 1943 roku obóz kobiccy poszerzono o odcinek Blb. """1Od mája do paidzUmika 1944 roku sektor Blil (tzw. Meksyk - niewidoczny na tym rysunku) i odcinek Bllc oraz wydzielone baraki na odcinku Bííb i BUe pelnily funkeje Izw. obozów przejiciowych (Durcligangslager) przeznaczonych dla Zydówek z transportov RSHA, okrešlanych jako wieiniarki „dcpozytowe". Na odcinku BI!b umieszczono równiei we wrzeiniu 1944 roku ľolki dcportowane z Warszawypo wybuchu powstania, a w paídzier-niku Zydówki z obozu w ľlaszowie. ~ Pamillenlager Theresienstadl (Bllb) - od wrzeínia 1943 roku do lipcu 1944 roku wifziono tu ok. 9 tys. Zydówek zgetta Theresienstadt w Protektoracie Czech i Moraw. ------ TíW. Zigeunerlager (BUe) - od lutegO 1943 roku do sierpnia 1944 roku osadzono tu okolo 11 tysiecy romskich kobiet i dzieci plci ieňskiej. W listopadzie 1944 roku umieszczono tu wieiniarki z odcinka Bla. Inne miejsca, w ktorých byty umicszczone wic/.niarki: ...... gj^, 'izw /(„„„dá _ niewidoczny na tym rysunku) - od kwietniu do grudnia 1944 roku w kilku barákách zakwaterowano wieiniarki pracujúce przy sortowaniu mienia zagrabionego Žydom skazanym na zagiadf. 282 w koncu /wniniiv.mv tempa, zatrzymatyámy sic gdzleá pošrodku chaszczy i ustyszatyémy l)l<>g;f tis/c. Nie siej nie dziato. N i k i za nami nie gonit Byla tylko la cisza, Usiadiy.šmy zmfCZOne pod jedným z krzaków. Z Ošwiecimia udalo mi sie zabrac nič i igte. Teraz bardzo sie przydaly. Mogh/smy zaszyč sztrajfe widoczn^ na plecach. Siedzialysmy, spokojnie szy-jac, kiedy do naszych uszu dobiegt odgtos nadchodz^cych kroków. Zamar-lysmy na chwil§. Na szcz^šcie okázalo sif, že to Wanda Kalinowska, nasza koležanka z kuchni. Tež uciekia, tylko w pojedynk^, i bhjkajqc sie po okolicy, dotarla do nas. Od tej chwili szlyšmy razem. Nasza tulaczka byla m^cz^ca i niebezpieczna. Chc^c oddalič sie od kordonów niemieckich z jednej strony, wpadaly-šmy na nie z drugiej strony. Bytyšmy glodne, bo od dwóch dni Niemcy juž nie dawali nic do jedzenia, a w lesie ciežko bylo znaležč jakies požywienie. Uratowal nas szczaw, którego najadlyšmy sie; tyle, že dokuezaly nam ogrom-ne problémy žol^dkowe. Mialysmy swiadomosč, že gdzieš musimy przenocowac, a jedynym miejscem, które udalo nam siej znaležc, byly doly w glebi lasu. Wlazlyšmy wiec do nich, przykrylyšmy si^ lisčmi i czekalyámy do rana. Spedzilyšmy tak kilka dni. Kiedy nie padat deszcz, bylo calkiem znosnie. Pewnego dnia spotkalam w lesie dwóch jeňców wloskich. Nie moglišmy sie porozumieč, bo nie znališmy swoich j^zyków. Zacz^lismy wi^c pokazy-wač na migi, o co nam chôdzi. Dowiedziatam sie w ten sposób, že Niemcy posadzili kartofle na polu i tam wlašnie obozowicze i jeňcy zakrádajú si£ nocíj po ziemniaki. M^žczyžni obiecali, že pokaž^ nam to miejsce. Dostaly-smy od nich paczke zápalek, pojawila si^ wie-c možliwošč rozpalenia ognia i ogrzania si£. A poniewaž w lesie znalazlam metalowq, potluczon^ miske, moglyšmy gotowač szczaw. Po wod§ schodzilam, jako najmlodsza z naszej malej grupy, po skarpie do rzeki. Niestety Wlosi nie przyszli w nocy, aby - zgodnie z obietnica, - pokazač nam kartoflisko. Na samým szczawiu dlugo nie dalybyšmy rady przežyc, uznalam wi§c, že musimy išc do ludzi i žebrač o jedzenie. Helena nie chcia-la sie zgodzič. Zarzekala sie;, že nigdy o nie nie prosila. Nie chciala si£ upo-karzac. Znówjíj zapytalam, czy chce wrócic do dziecka. Wiem, gralam na jej emoejach, ale tylko to zmuszalo j^ do dzialania. Wanda miala zostač, aby pilnowač naszego dolka do spania oraz miski i paleniska. A my wybralysmy si£ do pobliskiej wioski. Drzwi pierwszego domu, do którego podesztyšmy, otworzyla Niemka. Przedstawilam jej nasza. sytuacje-: 283 Pracowafyámy w laku eamunk |j w i )režnie, która zostata zbombl dowana. Prosimy o kawalék chleba czy surowego zlemniaka. W zamianol rujemy pomoc przy domu Nic to nic dalo, Nicmka nas wyr/.ucila. Kolejná kobieta okázala sie poczciwa osoba.. Jej córka, jak sama povvie dziata, mieszkala w Drežnie, wiyc wiedziala o bombardowaniach. Dala nan] kawalek chleba, kawe i na mojq prosby trochy soli. Pomyšlalam, že osol, szczaw i wtedy bydzie smakowal trochy lepiej. Podzielilyšmy wszystko ni trzy, aby zaniešč tež Wandzi. Kobieta, która nam pomogla, niczego od nas nie chciala w zamian. W wiosce spotkalyšmy koležanki z obozu, które nam powiedzialy, žc tej nocy podczas niemieckiej warty zabito dwóch Wlochów. Któregos dnia podjylyšmy wreszcie decyzjy, že musimy uciekač dala Byla to trudná sytuacja, poniewaž spújc na ziemi, w dole, przemarzlyšmy i zmoklyšmy. Moje stawy odmówily posluszeňstwa. Wandzia i Hela wyciag-nyly mnie na sily i chociaž przestraszone, musialyšmy wyjšč na drogy. Nag le ustyszatyšmy jakieš glosy. Mówily po polsku! W kobietach idacych w na szí} strony rozpoznalyšmy koležanki z paczkarni. Nas bylo trzy, a ich szešc. Tež uciekly. Przežyly tylko dlatego, že spotkaly dwóch Polaków z Dzialdowa, którzy služyli w Totenkommando77. Polacy mieli kontakt z owczarzem Alfredem Gesellem, pracujíjcym w miejscowošci Thurmsdorfer kolo Pirny. Dal im schronienie w swojej stodole. Póžniej przygarm]! równiež nas. Przyniósl nam kociol, žebyšmy mogly sobie gotowač, czasami organizowal cos do jedzenia (innym rázem myžczyž-ni zdobywali ziemniaki), ale - co najwažniejsze - zabronil nam wychodzic i pokazywač siy na wsi. Nikt nie mógl wiedzieč o naszej obecnošci. Tylko wieczorem wychodzilysmy ze stodoly, aby pooddychac šwiežym powie-trzem. W tej wsi domy poukrywane byly w lesie - tak wygladata tamtejsza zabudowa. Zaraz za nami znajdowala siy góra Kónigstein. A na niej w zámku78 przetrzymywani byli jeňcy francuscy i angielscy. Pewnego dnia przyszla do mnie siostra gospodarza i zapytala, czy któ-raš z nas umie szyč. Zadna nie umiala. Kiedyš mama pokazywala mi, jak precyzyjnie poslugiwac siy igla i niciq, wiyc - choč umialam tylko podsta-wowe rzeczy - zglosilam siy. Kobieta wziyla mnie wtedy do malego pokoiku Totenkommando (niem.) - komando odpowiedzialne za wynoszenie zwtok z baraków " Rozmowczy»' "ž/wa stowa „zámek", w rzeczywistošci chôdzi o twierdz? Kónigstein - saska DrľznV nie°P°dal miasteczka Kónigstein w Saksonii, w okregu administracyjnym 284 z oknem i pi/\ mosl.i ni.i ./\ m; do s/yi ia. Polecila, abyin icmwala |ej ClZie ciom spódniczki i przyszywala guzlki. w zamian za to przynoslla mi obiad. Dzieki ternu caly dzicň spydzalani w pokoju, tylko na noc szlani do stodoly. Trwalo to clo 9 mája 1945 roku, bo wtedy na te terény wkroczylo Wojsko Polskie. Tego dnia sioslra gospodarza przyszla do mnie do pokoiku i przy-niosla rádio. Oznajmila, že jest nastawione na Londýn i polecila sluchač. Uslyszatam, že na granicy szwajcarskiej zlapali Himmlera. Bylo mi juž wszystko jedno, zaczylam wiyc opowiadač o obozie. - Czy pani wie, kim ja jestem? - Domyšlatam siy, ale balam siy zapytač, bo gdyby mój brat siy dowie-dzial, z obawy przed konsekwencjami pewnie kazalby wam opušcič stodoly. Po kilku godzinach wojsko bylo juž u nas. Chlopaki z Polski powie-dzieli, že jestesmy wolne! Tlumaczyli, že z opuszczonych domów možemy wziač, co tylko chcemy, ale my balysmy siy, bo niektórzy Niemcy specjalnie zostawiali zatrut^ žywnošč. Zabralam tylko kawalek materiálu, bialego w czarne lilie, i pomyšlalam, že uszyjy sobie z niego sukienky. Stracilam przeciež wszystko. Zotnierze wyjašnili, gdzie bydzie otwarta kantýna, i kázali tam zglaszač siy po jedzenie. Nagle role siy odwrócily. My, byle wiyžniarki, szlysmy z jedzeniem, a Niemki w kolejce czekaly na swój przydzial. Patrzyly na nas wielkimi, przeražonymi oczami. Zdziwione. Napelnilysmy w kantynie wiadra mle-kiem, šmietanq oraz máslem i zanioslyšmy naszym gospodarzom. To byli dobrzy ludzie. Zespót baletowy Jeňcy uwolnieni z twierdzy Kónigstein dowiedzieli siy, že w gospodzie sa, Polki. Przyszli i powiedzieli, že byda^ wracali na Zachód. Zaproponowali nam wyjazd z Niemiec. Zglosily siy trzy kobiety, w tym dwie, które mialy myžów w wojsku na Zachodzie. Nastypnego dnia myžczyžni wrócili jednak z wiešciq, že z Brukseli dostali zákaz zabierania kobiet. Te dwie koležanki, które mialy jechač z nimi w strony domu, zaczyty lamentowač. Ale byli jeňcy wpadli na pomysl, že stworzq z nich... zespól baletowy dla wojska. Ubrali je w mundúry i zabrali ze sob^. O ich losach dowiedzialam siy przypadkowo po wojnie, gdy spotkalam w Nalyczowie jedna z nich. Obie wrócily do domu szczyšliwie. Ja, Urszula Bereziiíska i Helena Wojciechowska uznalyšmy, že do kraju udatny siy na wlasna^ ryky. Poprosimy o wsparcie tych dwóch Polaków 285 z Dziaidowa, którzy |už wczeániej nam pomagali. Pomyslalam, že zaprU niemy jakiá wóz i ruszymy do Polski, Dodatkowo zabralyšmy rowery Nicmcach, którzy uciekli. Przy pierwszej sposobnoáci zatrzymališmy jadgcy wóz i wyrzu< lliéfli z niego Szwaba z rodzini}. Oni nam wszystko zabrali, to my nic moženi) I i Urszula jechalyšmy na rowerze, a na wozie siedzieli mežczyžni i I lrzyprowadzilam. Morderczynie niewinnych ludzi, a nawet dzieci polskich rosyjskich. Kiedy wzi^l j§ na przesluchanie, wszystkiego sie wyparla. - WyJ4 tam dobrze wyttuczcie, to sie^ przyzna! - powiedzialam komen-lantowi. Wreszcie sie przyznala. Ostatecznie skierowano jq do sqdu polowe-o, na którym równiež i my zeznawalyšmy. 36 --■--__-- Kolejnegodnla i >ře< hsel zostala powieszona. i fenalyémy jednak, ie nic zostaniemy na egzeku< |1, postanowityámy odejáč. Po drodze zatrzymal nas rosyjski patrol, dwóch incžczyzn. Zaciagncli mnie i Urszule do stodoly, a wczešniej zamkncli w osobným pomieszczeniu towarzyszíjcych nam Pola-ków i Helenij1, która oznajmila, že niby jest žonq jednego z nich. Šwiecili nam w oczy latarkami, abyšmy nie widzialy ich twarzy. Zaczeli sie z nami szarpač, krzyczalysmy, žeby znaležli sobie Niemki, a Polki zostawili w spokoju. Jeste-šmy przeciež bylými wiežniarkami, bylysmy glodzone i bite. Szarpanina trwala nadal, a jeden z nich wyciíjgníjl nawet rewolwer. My jednak nie dawa-lysmy za wygran^, uznatyšmy, že ješli przežylysmy juž tyle, nie damy sie zgwalcič i zabic w tej stodole! Mežczyžni, widz^c, ile robimy rumoru i jak glosno krzyczymy, zrezygnowali z dalszych planów. Poszlyšmy ponownie na posterunek, aby doniešč na rosyjskich opraw-ców. Niestety komendant nie mógl ich znaležč. W zamian za to zlitowal sie nad nami i dal nam cieple kombinezony do ubránia. Wreszcie nadjechalo Wojsko Polskie, które wracalo do kraju. Wšród žolnierzy, jak sie okázalo, znajdowal sie jeden mežczyzna z Lodzi. Kiedy dowiedzial sie, že wáród nas jest lodzianka, zawolal nas od razu do samo-chodu. Tak dojechalyšmy do Kalisza, gdzie wysiadla Urszula. Stamtqd mia-la pociíjg do Nowego Síjcza. W tym miejscu opušcili nas równiež mežczyžni. Ja z Heleny dojechalyšmy do Lodzi. Póžniej pojechalam do Wieruszowa, do cioci, po moj§ siostre Zosie. Jednak Zosi juž nie bylo, kiedy sie dowiedziata, že wojna sie skoczyla, ruszy-la do domu. Musialam znów wrócič do Lodzi i dopiero tam odnalazlam siostre. Do Lodzi z Niemiec wrócil tež mój mlodszy brat Jerzyk. Nasze mieszkanie zostalo ograbione. Gdy rodzeňstwo zostalo zabrané do sierochíca, wprowadzila si£ tam jakás Niemka. Póžniej s^siadka z pietra nižej wyrzucila Niemke do piwnicy i sama zajela mieszkanie. Inni s^siedzi tlumaczyli jej, že to wlasnoáé Ignaszewskich. Zarzekala sie, že jak wrócimy, to nam wszystko zwróci. Niestety, gdy w drzwiach zobaczyla mnie i rodzeňstwo, „zmienila zdanie". Twierdzila, že mieszkanie bylo rodziców, a skoro rodzice nie žyjq, to go nie odda. Okázalo sie, že byla handlark^ i miala úklady z Niemcami. Tak zostalismy bez domu. Mialam przed wojn;j dobroskwieral nam glód. I)ool Q la rošty samo lasy. A w nich grzyby, žótciutkie, na które mówili slunci/ku, Jadtyámyje na šniadanie, obiad i kolacj?. W obozie nauc/ylam sic, žc mo/.nn gotowač na fusach po kawic, wiec w ten sposób urozmaicalam ich smitk. Cz?šc grzybów zanositam piekarzowi, bo nie miatam pieniedzy, a on liiowal sie i dawaí w zamian kawalek chleba. Chyba nie mógl juž patrz.ee na te grzyby, tyle ich mu przynosiiam. Wkrótce do Ustki dotart równiež mój bral. Przebywališmy tam we trójk? do paždziernika 1945 roku. Niespodzll wanie przyjechat do mnie mój narzeezony. Do tego momentu nie wiedzla* tam, czy Damazy w ogóle žyje! Obiecat, že zabierze nas do Katowic. W Katowicach nie bylo lžej. Co prawda od razu wzielišmy šlub, ale li mieszkališmy w pokojů lokatorskim, a póžniej na ulicy Piastowskiej vv nu lym mieszkaniu-garažu. W tej norze musialam przežyc piec lat. Urodzilam tam trójk? dzieci! Žycie mijalo nam raz lepiej, raz gorzej. Poszlam do pracy, bo z zarobków meža ciežko bylo sie utrzymac. Wreszcie dostalam dobra posadě w przemy sie weglowym, gdzie bylam referentem do spraw administraeji. Udalo sil nam takže dostač lepsze mieszkanie. I tak minelo dziewiecdziesiíjt pieč lat mojego žycia. Nie chciaiabym, aby wojna siej kiedyš powtórzyla. Nie dopusčmy wiecej do agresji miedzy námi. W koňcu wszyscy jestesmy ludžmi i zaslugujemy na szaeunek. Zakoňczenie Na cmentarzu ptacze si£ albo milezy Kiedy zamykám oezy po ciežkim dniu umyslowej pracy za biurkiem, ogarnia mnie blogie ukojenie. Špie w cieplym lôžku, ledwo chwil? ternu bralam go-rqc;} kapiel. Mam dosč, jestem wyczerpana. „Tyle spraw, tyle problemów" - mysle cz?sto. „Jestem taka zm?czona!" A przeciež, gdyby sie zastanowič, niczego mi nie brakuje. Mam jedzenie, cieple ubranie na zim?. Prac?, samo-chód. Wszystkie podstawowe, a nawet wi?cej niž podstawowe rzeezy zapew-nilam sobie w žyciu. Tak jak wi?kszosc z nas. Spróbujmy jednak wyobrazic sobie žycie nieco inaezej. Kiedy zamykám oezy po ci?žkim dniu pracy na Aussen, ciagle czuj? ból w calym ciele. Dziš sama przenioslam chyba ton? kamieni... Moje chudé r?ce odmawialy posluszeňstwa, a do pracy nieustannie poganiala kolba karabinu. Oberwalam po glowie, zebrách. Czy oni nie rozumieja, že miska lichej zupy i kawatek chleba wažacy okolo stu dwudziestu gramów to za malo na tak ci?žka prae?? Jest mi zimno. To efekt goraezki i przemarzni?cia jednoezeš-nie. W koncu jest zima, nad glowa wisz^ sople lodu, a ja w lekkiej, szarej, obozowej sukience lež? na twardej koi, na deskách. Napilabym si? cieplej wody... po prostu wody, nawet zimnej. Nie wiem, czy jutro tež uda mi si? przežyc. A može to ostatnia moja noc? Ale to nic. Dziš koležanka z komanda dala mi surowego ziemniaka! Zjadlam go po kryjomu. Dobra dziewczyna. Gdy zasn?, znów przyšni mi si? dom. I mama ezekajaxa z kubkiem goracego mléka. Przytuli mnie. Owinie ciepk) pierzynq i zasn? szcz?šliwa. 289 4 4 4 Wyniarsz w pole Po wschodzie slonca ruch pod bramami. Nadchodzq wladze i posty z psami. Juž sie szykujq „na aussen" Komanda zza drutów patrzy milczqcy žandarm... Codzienna farsa sie rozpoczyna: jak ladnie wije sie dym z komina, jak fantasty cznie formuj q sie chmury... Juž: „dziesiqtkowe! numerki do góry!" i marsz przez jednq i drugq brame, staré i nowe i wciqž te same, wysokie, niskie, chudé igrube, znasz trase - przez Blockführerstube. Buty i třepy, třepy i buty, jak uroczyšcie idq na druty, do beznadziejnej, bez sensu pracy, Czesi i Wegrzy, Wtoszki, Polacy: Rowy odkopač, rowy zakopat. Uwaga - z nami jest Europa! Wiec naprzód idž i ws t rzy maj dech, wiec prosto chodz, a nie bqdž „frech". Jak chodzisz zle, to noge zmien. I minie znowu jeszcze dzieň, I minie znowu jeszcze rok. Zacišnij piešc i równaj krok. To nic, te